23 IX '58 Tańce i zabawa u Batki
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Dom Bathildy Bagshot
Ogród i inne pomieszczenia domu, jeśli potrzeba
23 IX '58 Bękarty
Imprezujemy; pijemy, tańczymy, bawimy się (nie próbujemy umierać w żaden sposób)
Szafka zniknięć
Imprezujemy; pijemy, tańczymy, bawimy się (nie próbujemy umierać w żaden sposób)
Szafka zniknięć
I show not your face but your heart's desire
The member 'Marcelius Sallow' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 1
'k3' : 1
Uwolnioną dłonią dotknął się po twarzy, nie czując iskrzącego pyłu pod palcami, który na niej osiadł. Usiadł, pociągnięty ręką przyjaciela i uniósł brwi, łzy wyciszy się wewnętrznymi i zewnętrznymi kącikami. Ale kręciło go w nosie. Kręciło mocno. I kręciło nieprzerwanie, aż... Westchnął i wystawił twarz Marcelowi.
— Kurwa, mrugam, nie widać?— Poruszał brwiami, ale oczu nie otworzył. — Oczy mi wytrzesz— skarcił go jeszcze z przerażeniem w głosie, dłońmi po omacku chciał go odepchnąć od siebie, ale natrafił przypadkiem w jego twarz, przypadkiem też wkładając mu palec do oka. — Marcel...? Zostało coś? — spytał niepewnie i rozchylił powoli, rzęsy mieniły mu się i błyszczały, posklejały od łez. — Trzeba to pozbierać zanim... Zanim... — zaczął, a po chwili się uśmiechnął. — Zanim dziewczyny zaczną wciągać z trawy. Trzeba je przed tym ochronić, miałeś rację. Jesteś taki mądry, Marcel. — Ognisko, mieli zrobić ognisko. Zaraz tu przyjdą, a jak tu przyjdą musieli udwac, że nic się nie stało. Zamrugał i popatrzył na niego, a potem poklepał go po policzku czule.
k6 na ilość kichnięć i k3 na
1. Kichnięty pył z koszuli uniósł się miedzy nami i zamigotał w powietrzu raz jeszcze osądzając się na twarzy i włosach
2. Niechcący poplułem Marcela
3. Odechciało mi się kichać, ale to miało nieoczekiwanie wrócić
— Kurwa, mrugam, nie widać?— Poruszał brwiami, ale oczu nie otworzył. — Oczy mi wytrzesz— skarcił go jeszcze z przerażeniem w głosie, dłońmi po omacku chciał go odepchnąć od siebie, ale natrafił przypadkiem w jego twarz, przypadkiem też wkładając mu palec do oka. — Marcel...? Zostało coś? — spytał niepewnie i rozchylił powoli, rzęsy mieniły mu się i błyszczały, posklejały od łez. — Trzeba to pozbierać zanim... Zanim... — zaczął, a po chwili się uśmiechnął. — Zanim dziewczyny zaczną wciągać z trawy. Trzeba je przed tym ochronić, miałeś rację. Jesteś taki mądry, Marcel. — Ognisko, mieli zrobić ognisko. Zaraz tu przyjdą, a jak tu przyjdą musieli udwac, że nic się nie stało. Zamrugał i popatrzył na niego, a potem poklepał go po policzku czule.
k6 na ilość kichnięć i k3 na
1. Kichnięty pył z koszuli uniósł się miedzy nami i zamigotał w powietrzu raz jeszcze osądzając się na twarzy i włosach
2. Niechcący poplułem Marcela
3. Odechciało mi się kichać, ale to miało nieoczekiwanie wrócić
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'James Doe' has done the following action : Rzut kością
#1 'k6' : 6
--------------------------------
#2 'k3' : 1
#1 'k6' : 6
--------------------------------
#2 'k3' : 1
- MIAŁEŚ SIĘ MRUGAĆ NIE DZIWIĆ - Nie, nie mrugał. - Gdybym nie miał całej koszuli w spirytusie to bym ci je wytarł - rzucił z przekąsem, pył lepił się do Mocarza, zlał go nim całego, zmarnował dobry alkohol. - Ała, zabieraj tę łapę! - krzyknął, zaciskając powieki, kiedy wcisnął mu zapylony palec do oka. - Nie wiem - Czy zostało, nie widział dobrze, wrzucił woreczek do kieszeni, wcześniej wymacał jego zawartość - Cośtam jest, ale niewiele - Chyba mniej niż na raz. - Jak mam to pozbierać, odtańczyć taniec deszczu?! Jest ciemno, nie zauważą - Ognisko rzucało blask na okolicę, pył mienił się w trawie jak wieczorna rosa. - Spierdalaj - żachnął się ze złością, kiedy poklepał go po policzku. Kichnięcia Jima psiknęły prosto na niego, zacisnął powieki, odwrócił twarz, ale za późno; diamentowy pył znów tańczył między nimi. - A... a... apsik! - kichnął i on, bo było to zaraźliwe. Otrzepał głowę z niechęcią. - Teraz to dopiero jesteś baran - Sięgnął rękoma jego włosów i zmierzwił je mocno, wytrzepując pył. Na ciemnych wszystko było widać.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
— Wszystko, ale żeby się dziwić? Nic mnie nie zaskoczyło, nic, mogłem się spodziewać, że wszystko rozpierdolisz jakbyś pierwszy raz w życiu zboże siał w polu — obruszył się, zatrzymując dłonie blisko twarzy, nie widząc ostatecznie, czy ma przetrzeć twarz, czy je wytrzeć o koszule. Ostatecznie gdy otworzył oczy popatrzył po sobie i po nim obaj się iskrzyli w blasku płomieni, trawa wyglądała jak obsypana brokatem. — Nie zauważą, nie zauważą. Już wiem jak się czujesz w trykocie z cekinów — mruknął z westchnięciem. — Bije od ciebie taki blask, że idzie oślepnąć.
Sześć razy. Tyle dokładnie kichnął. Pociągnął nosem, nie pozwalając smarkom wydostać się na swoją lub Marcela koszulę, przetarł go, a potem spojrzał w górę na chwilę, a potem na Marcela na moment. — Tak? — spytał, a uśmiech zabłąkał mu się na twarzy. — A tyś panie pasterzem moooooooiiiiim — zaśpiewał cicho do niego, siląc na poważną minę. — Na zielonych trawach w dolinie paaaasiesz mnie, ku mocarzowi prowadzisz mnieeeee.
Sześć razy. Tyle dokładnie kichnął. Pociągnął nosem, nie pozwalając smarkom wydostać się na swoją lub Marcela koszulę, przetarł go, a potem spojrzał w górę na chwilę, a potem na Marcela na moment. — Tak? — spytał, a uśmiech zabłąkał mu się na twarzy. — A tyś panie pasterzem moooooooiiiiim — zaśpiewał cicho do niego, siląc na poważną minę. — Na zielonych trawach w dolinie paaaasiesz mnie, ku mocarzowi prowadzisz mnieeeee.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
- A skąd mam kurwa wiedzieć jak się sieje zboże?! - Nie wiedział. Nie robił tego nigdy. - Nic nie wiesz stary, to jest przy tym nic - obruszył się niechętnie, ścierając pył z mokrej koszuli. Polepił się do alkoholu. - Cekiny są twarde, obcierają po wszystkim. Wolę koraliki, bo są mniejsze. Ale droższe i ciągle odpadają, więc rzadziej ich używamy. Elfi pył... - Wyciągnął dłoń, jego też używali, ale w zdecydowanie innej formie niż ta. - Elfi pył jest najmiękkszy - zamyślił się, oglądając go na dłoni, po chwili uniósł wzrok na Jima, uniósł też kącik ust i zdmuchnął go z dłoni prosto na jego twarz. Zaśmiał się, słysząc pieśń, dawno jej nie słyszał. Ostatnio kiedy był bardzo mały. Kiedy jeszcze nie wiedział, że istnieje magia.
- Dobra. Za mną, baranie, poprowadzę cię - postanowił, zrywając się na nogi i wyciągnął do niego rękę, żeby pomóc zebrać się i jemu. Coś zaczynało się zmieniać. Coś zwalniało. Niebo zamigotało od gwiazd intensywniej, odbijało się w trawie tysiącem gwiazd. Ale piękna noc. Czemu nie docenił jej wcześniej, skupiając się na bzdurach? - Do Mocarza... Mamy jeszcze... butelkę?
- Dobra. Za mną, baranie, poprowadzę cię - postanowił, zrywając się na nogi i wyciągnął do niego rękę, żeby pomóc zebrać się i jemu. Coś zaczynało się zmieniać. Coś zwalniało. Niebo zamigotało od gwiazd intensywniej, odbijało się w trawie tysiącem gwiazd. Ale piękna noc. Czemu nie docenił jej wcześniej, skupiając się na bzdurach? - Do Mocarza... Mamy jeszcze... butelkę?
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
Otworzył usta szeroko, a po chwili zamknął je. Serio nie wiedział? Westchnął z rezygnacją. Co za mieszczańska gwiazdeczka. Kręcił głową, gdy tłumaczył mu różnice miedzy materiałami. Nie obchodziło go to. Nie tak naprawdę. Cekiny, koraliki, świecidełka. Nie założyłby tego nawet gdyby mu za to płacili. To było ładne na kobietach, ale... Marcel musiał wyczuć jego myśli, bo zaraz dmuchnął mu prosto w twarz. Znów miał to w oczach, w nosie, zakręciło go raz jeszcze, osiadło na wargach i policzkach. Zaśmiał się głupio i strzelił go w ramię, a potem podał rękę i podniósł się z ziemi. I cały był z trawy. Biała koszula z tyłu biła zazieleniona, ale spodnie też miał wytarte, ciemne błyszczały podobnie jak wszystko inne. Wszystko wokół połyskiwało, wszystko nagle stało się ciekawsze, sen o Steffenie przestał mieć znaczenie. — Nie wiem, ale... — zaczął chwytając go za przedramię, żeby zatrzymać i pochylił się w jego stronę. — Ten sąsiad tutaj ma piwniczkę na końcu ogrodu... Taką z alkoholem... Myślę, że właściwe byłoby iść i sprawdzić, czy nie ma jakiegoś... nadmiaru.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
- Serio? - Z błyskiem oku przeniósł wzrok w kierunku wskazanym przez Jima. - Chrzaniony... w takiej dziurze dobre wino? - zdziwił się, kiwając brodą na zgodę i ruszając przed siebie. Mogliby przejść domem, ale przecież nie musieli, w kilka susów znalazł się za płotem ogrodu Bathildy, oglądając się na Jima. - Którędy dalej? - pytał, ale nie słuchał, bo kątem oka dostrzegł dom. Ten pył sprawiał, że byli widoczni z daleka, ale to nic. - Tam coś jest - rzucił, idąc przed siebie.
idę do
1 - piwniczki sąsiada
2 - stodoły z bykiem
3 - starej szopy na narzędzia
idę do
1 - piwniczki sąsiada
2 - stodoły z bykiem
3 - starej szopy na narzędzia
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
The member 'Marcelius Sallow' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 2
'k3' : 2
— Nie wiem, czy dobre, nie próbowałem. Widziałem, że coś tam pędzi... — Jakiś bimber, wino? Nie wiedział, zarośla przysłaniały widok, piwniczkę widywał tylko z pokoju z wykuszem. Uniósł brwi i wyszczerzył się wymownie. Ruszył za nim, nawet przez chwilę nie zakładając, by przeszli przez furtkę. Nie kradnie się komuś alkoholu wchodząc frontowymi drzwiami. Kiedy Marcel zeskoczył po drugiej stronie, on wspinał się na ogrodzenie. — Wzdłuż ogrodzenia, to gdzieś w rogu było — tak pamiętał. — Ej — syknął na niego, kiedy ten szedł już w drugą stronę. — Nie... Nie tam! — Zamyślił się, marszcząc brwi, a potem zeskoczył i ruszył za nim. — To chyba... Nie tu?— spytał popychając Marcela przed siebie, kiedy otwierali drzwi stodoły. W środku było ciemno jak w podziemiach, z okna wyglądało to inaczej. Jednak zabłądzili. Wszedł za nim; poczuł zapach łajna, ale nie końskiego. — Czujesz? — spytał go, mienił się pyłkiem nawet w ciemności, choć słabo, światło tu nie docierało.
1. Kiedy zrobił kilka kroków przed siebie nadział się na coś wielkiego, co zamruczało z niezadowoleniem. Klepnął więc tak, jak klepie się konia i przeszedł wzdłuż zwierzęcia.
— To tylko krowa, ale to chyba nie tutaj.
Byk obrócił się i zamuczał donośnie i z niezadowoleniem.
2. Kiedy zrobił kilka kroków przed siebie, potknął się o gruby łańcuch, który przywieszony był do byczych rogów i rypnął z łoskotem o ziemię, a pyłek wzniósł się z niego w powietrze razem z kurzem.
3. Byk sądząc, że odwiedził go właściciel, podszedł do Marcela i skubnął go po uchu, po chwili długim jęzorem liżąc go po szyi i zbierając ze smakiem z niego wróżkowi pył.
1. Kiedy zrobił kilka kroków przed siebie nadział się na coś wielkiego, co zamruczało z niezadowoleniem. Klepnął więc tak, jak klepie się konia i przeszedł wzdłuż zwierzęcia.
— To tylko krowa, ale to chyba nie tutaj.
Byk obrócił się i zamuczał donośnie i z niezadowoleniem.
2. Kiedy zrobił kilka kroków przed siebie, potknął się o gruby łańcuch, który przywieszony był do byczych rogów i rypnął z łoskotem o ziemię, a pyłek wzniósł się z niego w powietrze razem z kurzem.
3. Byk sądząc, że odwiedził go właściciel, podszedł do Marcela i skubnął go po uchu, po chwili długim jęzorem liżąc go po szyi i zbierając ze smakiem z niego wróżkowi pył.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
Ostatnio zmieniony przez James Doe dnia 24.05.24 14:37, w całości zmieniany 1 raz
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'James Doe' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 2
'k3' : 2
Początkowo go nie usłyszał, potem obejrzał się na niego, ale wątpliwości straciły na znaczeniu, kiedy Jim i tak wepchnął go do środka, zachwiał się na nogach, ale rozejrzał w ciemnościach, nie widząc nic. Wydało mu się ciekawe, jak piękną i czarną była ta ciemność. Spowijała ich jak całun. Czarny całun. Miękki, miły, delikatny. - Widzisz to? - spytał, patrząc w nicość. - Nic tu nie ma - rzucił odkrywczo. - Czuję, śmierdzi - przytaknął, ale jego myśli nie zatrzymały się przy tym na dłużej - Ale poza tym tu jest jak w innym świecie. Jak zamkniemy drzwi, będzie, jakby tamtego tu nie było. Moglibyśmy... o - spojrzał w dół, dźwięk łańcucha, Jim chyba poleciał. - Co się stało? - spytał po omacku. - Jim? Lumos! - wywołał inkantację, chcąc zobaczyć... więcej.
Byk zarył kopytami w ziemię, fucząc i kichając wznieconym pyłem.
1 - Wierzgnął, a łańcuch się napiął, byk zamuczał potężnie, szarpnął łbem, a z haka, do którego został umocowany, zaczęły wypadać gwoździe.
2 - Byk uznał, że przyniesiono mu kolację - przyjaźnie podszedł do Jima i zaczął skubać jego loczki
3 - Dźwięk łańcucha i łoskot przewracającego się Jima wystraszyły byka, który zamuczał donośnie i zaczął wierzgać po boksie.
Byk zarył kopytami w ziemię, fucząc i kichając wznieconym pyłem.
1 - Wierzgnął, a łańcuch się napiął, byk zamuczał potężnie, szarpnął łbem, a z haka, do którego został umocowany, zaczęły wypadać gwoździe.
2 - Byk uznał, że przyniesiono mu kolację - przyjaźnie podszedł do Jima i zaczął skubać jego loczki
3 - Dźwięk łańcucha i łoskot przewracającego się Jima wystraszyły byka, który zamuczał donośnie i zaczął wierzgać po boksie.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
The member 'Marcelius Sallow' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 2
'k3' : 2
Przez chwilę rzeczywiście było całkiem cicho, całkiem ciemno i mogliby we własnym błyszczącym pyle poszukiwać zagadek wszechświata, ale smród kojarzący mu się z oborą skutecznie go rozpraszał — a jednocześnie nie alarmował, cokolwiek tu było przecież nie mogło się nic stać.
— Jak w innym świecie... Faktycznie, zwykle towarzyszy ci zapach odchodów słonia — mruknął pod nosem, a potem gruchnął o ziemie. Potrzebował chwili, by się ogarnąć, zrozumieć, że się o coś potknął. Podciągnął nogę, a łańcuch zadzwonił nieprzyjemnie. Ale wciąż nie czuł się zaniepokojony. — Kto trzyma krowy w oborze na łańcuchu — na pastwisku, jasne. Przymocowywali je za rogi, koniec metalowego drąga wbijali w określonym miejscu i przepinali dopiero jak zjadła całą trawę wokół siebie, ale tu? — To musi być jakiś psychol. Odepniesz ją? — zaproponował, póki coś nie zaczęło go pociągać za włosy. To nawet było całkiem przyjemne, lekkie podskubywanie. Podobne do końskiego. — No już, już... Zaraz cię uwolnię... — Próbował odciągnąć głowę na bok i podążył dłońmi wyżej, na oślep, trafiając na krowi pysk, a potem szukał palcami uszu — wielkich jak u słonia, tak mu się zdawało, aż dotarł do rogów, wielkich jak u łosia. — Merlinie, jakie ty masz rogi — mruknął z lekkim podziwem i chwycił palcami mocnego splotu z jutowego sznura, do którego przywiązany był łańcuch i spróbował go uwolnić.
1. Bykowi zachciało się amorów, się skubał włosy coraz gwałtowniej, pochłaniając coraz większą ilość pyłku, który miał we włosach. Niczym się nie przejmował, pozwalając sobie bez trudu zdjąć łańcuch.
2. Byk szarpnął się z niezadowoleniem, kiedy James dotarł do jego rogów i odepchnął go jednym ruchem popychając dalej na ziemię.
3. Byk zainteresował się światłem rzucanym przez Marcela, z jego nozdrzy buchnęło powietrze z kropelkami wydzieliny i ruszył w jego stronę w początkowej szarży.
— Jak w innym świecie... Faktycznie, zwykle towarzyszy ci zapach odchodów słonia — mruknął pod nosem, a potem gruchnął o ziemie. Potrzebował chwili, by się ogarnąć, zrozumieć, że się o coś potknął. Podciągnął nogę, a łańcuch zadzwonił nieprzyjemnie. Ale wciąż nie czuł się zaniepokojony. — Kto trzyma krowy w oborze na łańcuchu — na pastwisku, jasne. Przymocowywali je za rogi, koniec metalowego drąga wbijali w określonym miejscu i przepinali dopiero jak zjadła całą trawę wokół siebie, ale tu? — To musi być jakiś psychol. Odepniesz ją? — zaproponował, póki coś nie zaczęło go pociągać za włosy. To nawet było całkiem przyjemne, lekkie podskubywanie. Podobne do końskiego. — No już, już... Zaraz cię uwolnię... — Próbował odciągnąć głowę na bok i podążył dłońmi wyżej, na oślep, trafiając na krowi pysk, a potem szukał palcami uszu — wielkich jak u słonia, tak mu się zdawało, aż dotarł do rogów, wielkich jak u łosia. — Merlinie, jakie ty masz rogi — mruknął z lekkim podziwem i chwycił palcami mocnego splotu z jutowego sznura, do którego przywiązany był łańcuch i spróbował go uwolnić.
1. Bykowi zachciało się amorów, się skubał włosy coraz gwałtowniej, pochłaniając coraz większą ilość pyłku, który miał we włosach. Niczym się nie przejmował, pozwalając sobie bez trudu zdjąć łańcuch.
2. Byk szarpnął się z niezadowoleniem, kiedy James dotarł do jego rogów i odepchnął go jednym ruchem popychając dalej na ziemię.
3. Byk zainteresował się światłem rzucanym przez Marcela, z jego nozdrzy buchnęło powietrze z kropelkami wydzieliny i ruszył w jego stronę w początkowej szarży.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'James Doe' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 1
'k3' : 1
23 IX '58 Tańce i zabawa u Batki
Szybka odpowiedź