23 IX '58 Tańce i zabawa u Batki
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Dom Bathildy Bagshot
Ogród i inne pomieszczenia domu, jeśli potrzeba
23 IX '58 Bękarty
Imprezujemy; pijemy, tańczymy, bawimy się (nie próbujemy umierać w żaden sposób)
Szafka zniknięć
Imprezujemy; pijemy, tańczymy, bawimy się (nie próbujemy umierać w żaden sposób)
Szafka zniknięć
I show not your face but your heart's desire
Gdy Jim i Neala (a właściwie Neala na rękach Jima) zjawili się obok, podniosła się z ziemi, powoli siadając na kolanach. Ułożyła na nich również dłonie, nim podniosła wzrok na Kerstin, która mówiła, że się żegna, że idzie po nią brat - nie kojarząc jej z aurorem Tonksem - kiwnęła lekko głową na jej słowa, przyjmując je takimi, jakie były. Nie wiedziała, czemu Jim brzmiał tak… dziwnie.
— Jak postawisz Nealę, to coś poradzę… — szepnęła cicho, trzęsącym się od alkoholu głosem. Jednakże gdy zauważyła w okolicy Eve, jej oczy rozświetliły się natychmiast. Oznaczało to przecież, że Marcel… Marcel był sam. — Pójdę do domu… Na chwilę… — szepnęła, układając dłonie na kolanach, nim podniosła się, trochę chwiejnie, na nogach. — krzyczcie, jak coś! — dodała, nim ruszyła prędkim krokiem do środka domu. Zastukała powoli w drzwi, nim przekroczyła próg ciemnego wnętrza, rozglądając się wokół za znajomymi kolorami. — Marcel… Jesteś? — Spytała cicho, nie wiedząc, dokąd powinna się kierować.
— Jak postawisz Nealę, to coś poradzę… — szepnęła cicho, trzęsącym się od alkoholu głosem. Jednakże gdy zauważyła w okolicy Eve, jej oczy rozświetliły się natychmiast. Oznaczało to przecież, że Marcel… Marcel był sam. — Pójdę do domu… Na chwilę… — szepnęła, układając dłonie na kolanach, nim podniosła się, trochę chwiejnie, na nogach. — krzyczcie, jak coś! — dodała, nim ruszyła prędkim krokiem do środka domu. Zastukała powoli w drzwi, nim przekroczyła próg ciemnego wnętrza, rozglądając się wokół za znajomymi kolorami. — Marcel… Jesteś? — Spytała cicho, nie wiedząc, dokąd powinna się kierować.
Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Naprawdę rzadko spotykały go w życiu chwile, w których chciał zostać sam, ale te chwile nie służyły mu nigdy. Słyszał pukanie, potem głos, nie zareagował ani na jedno, ani na drugie, nie podnosząc powiek zakrywających zmęczone źrenice. Był zagubiony. Nie rozumiał. Jak echo wracały słowa Neali, ale nie chciał ich słuchać, szukał winy w sobie. Myślał, że Eve chce uszanować romskie tradycje. Wiedział, że zrobił wtedy źle. Wszystko. Każdy jeden dzień - koncertowo spierdolił całą przerwę w Weymouth. Skrzywdził Jima, potem Eve i Gilly. Czy to krew ojca czyniła go tak okropnym?
Przewrócił głowę w stronę wejścia, spodziewając się zobaczyć tam Marię, choć nie podniósł jej z kanapy. Uśmiechnął się do niej, wkładając dużo wysiłku w to, by uśmiech ten wydał się naturalny. Ze zmęczeniem, jakie mogła wywołać późna noc i alkohol.
Przewrócił głowę w stronę wejścia, spodziewając się zobaczyć tam Marię, choć nie podniósł jej z kanapy. Uśmiechnął się do niej, wkładając dużo wysiłku w to, by uśmiech ten wydał się naturalny. Ze zmęczeniem, jakie mogła wywołać późna noc i alkohol.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
- A oczyściłaś porządnie wcześniej? - dopytała bez większego zastanowienia, instynktownie zupełnie wchodząc w pielęgniarski tryb. Była zmartwiona; poparzenia, zwłaszcza kiedy spowodowane czymś innym niż zwyczajnym tylko ogniem, miały tendencję do tego, żeby bardzo się babrać. Odpuściła jednak, kiedy Neala przekonywała, że wszystko jest w porządku. Kerstin uśmiechnęła się nieśmiało i wzruszyła ramieniem, gdy dziewczyna powiedziała, że nie chce przedobrzać z zaklęciami; Kerry na pewno by ich nie użyła, ale mogłaby próbować jakoś ulżyć jej w bólu.
Najwyraźniej jednak nie było aż źle, skoro była w stanie stać i mówić bez syczenia.
Chciała już zawrócić i odnaleźć Eve, ale Eve odnalazła ją;
- Przykro mi. Nie chciałam - powiedziała łagodnie. Kątem oka widziała odwróconego do niej plecami Freddy'ego i posmutniała. - Nie chcę wam zawadzać. A zresztą, no powinnam się spodziewać, że Mike nie pozwoli mi zostać do rana - Nawet jeśli z każdym wymienionym słowem było jej z tego powodu smutniej. - To dobry pomysł! - Uśmiechnęła się wreszcie, choć z wahaniem. Michael będzie spokojniejszy, jeżeli nie będzie widział wszystkiego co się na imprezie działo. Poza tym nie miała jeszcze okazji spędzić dziś trochę czasu z przeuroczą małą Dilly, a przecież to ona powinna znaleźć się w centrum ich uwagi. - Chętnie poczekam... - urwała, słysząc surowszy głos Jamesa i spojrzała na niego przez ramię, z niepokojem. - Wątpię. Chodzi o to, że on... no po tym wszystkim co nas spotkało... on wie, że wy wiecie. Ma tendencję do bycia przewrażliwionym. Wiesz przecież, że jest aurorem i że ja jestem... - Urwała, wzruszyła ramieniem. Kątem oka mogła też zobaczyć Marię, mogła zobaczyć Freddy'ego, mimo wszystko zachowała ostrożność. Nawet jeśli Michael miał się tutaj stawić i właściwie ją w ten sposób spalić przed wszystkimi gośćmi. Czy to przemyślał? - Może jeszcze go przekonam... - mruknęła bez przekonania. - Jestem dorosła - podkreśliła z naciskiem, nieco ostrzej. - Ale to nie znaczy, że chcę się z nim ciągle kłócić. Muszę być odpowiedzialna, wojna nadal trwa - Westchnęła ochryple. - Porozmawiam z nim... - Miała coś jeszcze dodać, gdy James, mimo tego co dopiero powiedział do niej, kategorycznie zabronił wyjścia Eve. - Ona jest dorosła, James - powtórzyła po nim, unosząc brew i uśmiechając się kątem ust.
Może dzięki temu zrozumie.
Zrozumie, że troska i miłość nie miały wieku.
Najwyraźniej jednak nie było aż źle, skoro była w stanie stać i mówić bez syczenia.
Chciała już zawrócić i odnaleźć Eve, ale Eve odnalazła ją;
- Przykro mi. Nie chciałam - powiedziała łagodnie. Kątem oka widziała odwróconego do niej plecami Freddy'ego i posmutniała. - Nie chcę wam zawadzać. A zresztą, no powinnam się spodziewać, że Mike nie pozwoli mi zostać do rana - Nawet jeśli z każdym wymienionym słowem było jej z tego powodu smutniej. - To dobry pomysł! - Uśmiechnęła się wreszcie, choć z wahaniem. Michael będzie spokojniejszy, jeżeli nie będzie widział wszystkiego co się na imprezie działo. Poza tym nie miała jeszcze okazji spędzić dziś trochę czasu z przeuroczą małą Dilly, a przecież to ona powinna znaleźć się w centrum ich uwagi. - Chętnie poczekam... - urwała, słysząc surowszy głos Jamesa i spojrzała na niego przez ramię, z niepokojem. - Wątpię. Chodzi o to, że on... no po tym wszystkim co nas spotkało... on wie, że wy wiecie. Ma tendencję do bycia przewrażliwionym. Wiesz przecież, że jest aurorem i że ja jestem... - Urwała, wzruszyła ramieniem. Kątem oka mogła też zobaczyć Marię, mogła zobaczyć Freddy'ego, mimo wszystko zachowała ostrożność. Nawet jeśli Michael miał się tutaj stawić i właściwie ją w ten sposób spalić przed wszystkimi gośćmi. Czy to przemyślał? - Może jeszcze go przekonam... - mruknęła bez przekonania. - Jestem dorosła - podkreśliła z naciskiem, nieco ostrzej. - Ale to nie znaczy, że chcę się z nim ciągle kłócić. Muszę być odpowiedzialna, wojna nadal trwa - Westchnęła ochryple. - Porozmawiam z nim... - Miała coś jeszcze dodać, gdy James, mimo tego co dopiero powiedział do niej, kategorycznie zabronił wyjścia Eve. - Ona jest dorosła, James - powtórzyła po nim, unosząc brew i uśmiechając się kątem ust.
Może dzięki temu zrozumie.
Zrozumie, że troska i miłość nie miały wieku.
- Z pewnością. - odpowiedziałam mu pozwalając by kącik warg mi drgnął lekko, mocniej już skupiona na obejrzeniu głowy, nadal czując ścisk w żołądku na wspomnienie snu, który nigdy nie wydarzył się w rzeczywistości, a jednak był tak realny. Nie chciałam straty - wiedziałam, jak mocno ona boli. - To ładna koszula. - powiedziała, potakując głową, przyjmując opowieść którą dostała, proponując pomoc, choć przeczuwałam, że nie była potrzebna.
Z gór na dóły i do góry znów - tak mi się zdawało tu od samego początku, kiedy bez zrozumienia patrzyłam między jednym a drugim w poszukiwaniu odpowiedzi. W dotyku odnajdując bezpieczeństwo ale i zrozumienie, że James nie był zadowolony, dłoń pomknęła mi sama, choć nie powinna. Zawsze nie powinna, a ja nie umiałam ich zatrzymać. Słuchałam więc Kerstin, a potem Jima, nie odzywając się za dużo, powoli czując choć trochę zbawiennego chłodu na policzkach.
- Jimowi można zaufać. - potwierdziłam jego słowa, potakując krótko głową. Ale nie próbowała Kerstin przekonywać. Nie znała jej za bardzo, znałam Jima i zawsze czułam się z nim bezpieczna - wtedy kiedy spędzili noc po tej felernej potańcówce i na niej, kiedy Walter i jakiś chłopak nie chcieli dać nam spokoju, w Brenyn, kiedy sądziłam że umre. Raz za razem pokazywał mi, że mogłam. W mniejszych i większych momentach.
- Oczyściłam. - zapewniłam ją, bo przecież wiedziałam jak zająć się oparzeniem. Spojrzałam na Eve, która pojawiła się, kiedy Jim przesuwał gdzie indziej. - Nie zawadzasz. - powiedziałam Kerstin od razu, co prawda nie miałyśmy wiele okazji żeby porozmawiać, ale nie zawadzała nikomu. Bez sensu to stwierdzenie w ogóle było.
- Oszalałaś? - wymsknęło mi się trochę piskliwej niż chciałam rzeczywiście. Rozszerzyłam oczy w zaskoczeniu. Uniosłam dłoń do ust, zatykając ją. Jim mówił a właściwie pytał, a potem stwierdzał. Pokręciłam głową mimowolnie ruszając do niej. Ile razy będzie musiała prawie umrzeć, żeby zrozumieć że nie ma drugiego życia. Nie było. Zapłaciła. Zapłaciła. - Chwila. - powiedziałam nagle wracając spojrzeniem do Kerstin. - Twój brat jest AUROREM? - zapytałam bo nagle do mnie dotarło. Z czerwieni zaczęłam przechodzić w bladość. - JEST ŚRODEK WOJNY!!! - krzyknęłam na nie obie nagle, kiedy Kerstin zaczęła gadać o tym że obie są dorosłe. - SAM ŚRODEK. Nic dziwnego, że brat po ciebie przychodzi jak chcesz się włóczyć po nocy do niego wychodzić. - powiedziałam do Kerstin, obejrzałam się na Jima. - Ale to niedobrze, James. Powiedziałam, że śpie u Belli, a ich nie ma, a jak on jest aurorem to może... a ja… a ja.... - zwróciłam spojrzenie na Kerstin. - Jak się nazywasz? - zapytałam jej próbując połączyć fakty. Auror, Aurora, który? Kogo znał.
Z gór na dóły i do góry znów - tak mi się zdawało tu od samego początku, kiedy bez zrozumienia patrzyłam między jednym a drugim w poszukiwaniu odpowiedzi. W dotyku odnajdując bezpieczeństwo ale i zrozumienie, że James nie był zadowolony, dłoń pomknęła mi sama, choć nie powinna. Zawsze nie powinna, a ja nie umiałam ich zatrzymać. Słuchałam więc Kerstin, a potem Jima, nie odzywając się za dużo, powoli czując choć trochę zbawiennego chłodu na policzkach.
- Jimowi można zaufać. - potwierdziłam jego słowa, potakując krótko głową. Ale nie próbowała Kerstin przekonywać. Nie znała jej za bardzo, znałam Jima i zawsze czułam się z nim bezpieczna - wtedy kiedy spędzili noc po tej felernej potańcówce i na niej, kiedy Walter i jakiś chłopak nie chcieli dać nam spokoju, w Brenyn, kiedy sądziłam że umre. Raz za razem pokazywał mi, że mogłam. W mniejszych i większych momentach.
- Oczyściłam. - zapewniłam ją, bo przecież wiedziałam jak zająć się oparzeniem. Spojrzałam na Eve, która pojawiła się, kiedy Jim przesuwał gdzie indziej. - Nie zawadzasz. - powiedziałam Kerstin od razu, co prawda nie miałyśmy wiele okazji żeby porozmawiać, ale nie zawadzała nikomu. Bez sensu to stwierdzenie w ogóle było.
- Oszalałaś? - wymsknęło mi się trochę piskliwej niż chciałam rzeczywiście. Rozszerzyłam oczy w zaskoczeniu. Uniosłam dłoń do ust, zatykając ją. Jim mówił a właściwie pytał, a potem stwierdzał. Pokręciłam głową mimowolnie ruszając do niej. Ile razy będzie musiała prawie umrzeć, żeby zrozumieć że nie ma drugiego życia. Nie było. Zapłaciła. Zapłaciła. - Chwila. - powiedziałam nagle wracając spojrzeniem do Kerstin. - Twój brat jest AUROREM? - zapytałam bo nagle do mnie dotarło. Z czerwieni zaczęłam przechodzić w bladość. - JEST ŚRODEK WOJNY!!! - krzyknęłam na nie obie nagle, kiedy Kerstin zaczęła gadać o tym że obie są dorosłe. - SAM ŚRODEK. Nic dziwnego, że brat po ciebie przychodzi jak chcesz się włóczyć po nocy do niego wychodzić. - powiedziałam do Kerstin, obejrzałam się na Jima. - Ale to niedobrze, James. Powiedziałam, że śpie u Belli, a ich nie ma, a jak on jest aurorem to może... a ja… a ja.... - zwróciłam spojrzenie na Kerstin. - Jak się nazywasz? - zapytałam jej próbując połączyć fakty. Auror, Aurora, który? Kogo znał.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Kiedy weszła do salonu, dostrzegła go wreszcie. W księżycowej łunie jego uśmiech prawie nie wyglądał na smutny, na ukrywający coś, czego nie powinna wiedzieć. Nie chciała wyciągać z niego tego, co w nim wiedziało, co wybrzmiało w toku jego rozmowy z Eve. Nie potrzebował przecież kolejnej osoby, która próbowała z niego wyciągnąć coś siłą. Dlatego uśmiechnęła się do niego — szeroko, szczerze szczęśliwa, że go widziała. Tup, tup, tup, krok za stawianym ostrożnie krokiem, aż wreszcie nie znalazła się naprzeciwko niego. Ukucnęła przed blondynem, ostrożnie łapiąc go za dłoń, nim uniosła wreszcie wzrok prosto w jego oczy.
— Wszystko w porządku? — Spytała cicho, głosem opływającym w typową dla niej łagodność, gdy kciuk powoli gładził jego dłoń. — Chodź, wezmę tylko okład i… możemy wracać do reszty…
— Wszystko w porządku? — Spytała cicho, głosem opływającym w typową dla niej łagodność, gdy kciuk powoli gładził jego dłoń. — Chodź, wezmę tylko okład i… możemy wracać do reszty…
Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Ściągnął nogę ze stołu, kiedy zechciała znaleźć się naprzeciw niego, kąciki jego ust uniosły się nieznacznie wyżej, gdy ujęła jego dłoń. Uścisnął ją bez słowa, gładząc ją z ostrożnym zamyśleniem kciukiem. Sam nie wiedział, czy chciał to z siebie wyrzucać - bo co właściwie by miał? Wstydził się wszystkiego, co zrobił i nie chciał, żeby Maria o tym wiedziała. Nie chciał, żeby widziała go oczami Eve. Chyba nie chciał, żeby ktokolwiek widział go w ten sposób. Żal mu było utraconej przyjaźni, ale gdyby miał jej o tym opowiedzieć, musiałby opowiedzieć o wszystkim. Nie była ta rozmowa na chwilę. Nie była to rozmowa, na którą miałby ochotę. Nie chciał oglądać się za siebie, to było bez sensu. Maria była częścią przyszłości, nie przeszłości. Częścią tego, co tu i teraz. Wolał, żeby tak zostało, ale wdzięczny był jej za tę troskę. Wspomnienia nie były miłe. Kiwnął tylko głową na znak, że było w porządku.
- Okład... na co? - spytał, marszcząc brew i nie wstając z kanapy.
- Okład... na co? - spytał, marszcząc brew i nie wstając z kanapy.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
Maria sie zmyła, choc stanął przy niej, prosząc o ponoć dla Neali. Sam nie umiał ocenić problemu, ale dziewczyna zignorowała ich od razu zrywając sie w stronę domu. Westchnął tylko, spoglądając na Kerstin z nadzieja, ale ona tez zrezygnowała, kiedy Neala próbowała sie wycofać. Popatrzył na nia pytająco, oparzyła sie - mówiła ze powinna nogi nie używać. Wyskoczył z tym niepotrzebnie? Wiedział kim był Michael i o tym, kim była ona, ale tutaj wsród nich nie groziło jej żadne niebezpieczenstwo. Nie rozumiała tego? Nie podzielała jego pewności? Zmarszczył lekko brwi w niezrozumieniu, czując ze nie mogl z tym walczyć, kłócić sie. Usprawiedliwiała przewrazliwionegl brata, zgadzała sie z nim - co mogli na to poradzić, nic. Gdyby była innego zdania niz on juz by je wyraziła. Nie odpowiedział jej dopóki nie użyła jego własnych słów przeciwko niemu. Eve była dorosła? Wściekłość czy raczej zdumienie Neali było wyraźniejsze niz jego własne. Popatrzył na rudowłosa, a potem zerknął na Tonks.
- Wojna nadal trwa, w dolinie bywają szmalcownicy, ale jasne… idźcie. Obie jesteście dorosłe -
Skwitował leniwie, patrząc to na jedna to na druga. Chciał isc do domu, ale słowa Neali go zatrzymały. Śpi u Belli. Wiec Brendan o niczym nie wiedział? Westchnął i przetarł twarz dłonią z rezygnacja. Wsparł sie pod boki, patrząc na wszystkie trzy po kolei.
- Wojna nadal trwa, w dolinie bywają szmalcownicy, ale jasne… idźcie. Obie jesteście dorosłe -
Skwitował leniwie, patrząc to na jedna to na druga. Chciał isc do domu, ale słowa Neali go zatrzymały. Śpi u Belli. Wiec Brendan o niczym nie wiedział? Westchnął i przetarł twarz dłonią z rezygnacja. Wsparł sie pod boki, patrząc na wszystkie trzy po kolei.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Nie rozumiała skąd wynika złość i oburzenie. Nigdzie przecież nie chciała się włóczyć, miała się przejść koło domu.
- Nie poszłabym do Doliny... - powiedziała ciszej, ochronnie otaczając się ramionami. - Chciałyśmy się tylko przejść wkoło domu, poczekać na Mike'a... żeby tutaj do was nie przychodził - Pokręciła głową i opuściła wstydliwie wzrok. - Wiem, że bywa trochę... imponujący - mruknęła, a potem uniosła wzrok na Nealę. - Poza tym, pracuję w Dolinie. Czasem też w nocy, ale rzadko - Zmarszczyła brwi. Neala chciała nazwisko, Kerstin już też znała jej nazwisko. Powinna jej powiedzieć? Chyba to nie miało już znaczenia, skoro Michael i tak zamierzał tu przyjść. Po chwili zawahania podeszła do Neali blisko, tak, żeby usłyszała to tylko ona i James, który i tak wiedział. - Tonks - Uniosła brwi. - Ale nie możesz mówić, okej? Ja o tobie też nie będę. Jesteś siostrą Brendana, w takim razie? - dopytała, bo znała niektórych aurorów, właśnie dzięki Justine i Michaelowi. Ale rodzina Weasley była chyba wielka i nie pomyślała o tym od razu.
- Nie poszłabym do Doliny... - powiedziała ciszej, ochronnie otaczając się ramionami. - Chciałyśmy się tylko przejść wkoło domu, poczekać na Mike'a... żeby tutaj do was nie przychodził - Pokręciła głową i opuściła wstydliwie wzrok. - Wiem, że bywa trochę... imponujący - mruknęła, a potem uniosła wzrok na Nealę. - Poza tym, pracuję w Dolinie. Czasem też w nocy, ale rzadko - Zmarszczyła brwi. Neala chciała nazwisko, Kerstin już też znała jej nazwisko. Powinna jej powiedzieć? Chyba to nie miało już znaczenia, skoro Michael i tak zamierzał tu przyjść. Po chwili zawahania podeszła do Neali blisko, tak, żeby usłyszała to tylko ona i James, który i tak wiedział. - Tonks - Uniosła brwi. - Ale nie możesz mówić, okej? Ja o tobie też nie będę. Jesteś siostrą Brendana, w takim razie? - dopytała, bo znała niektórych aurorów, właśnie dzięki Justine i Michaelowi. Ale rodzina Weasley była chyba wielka i nie pomyślała o tym od razu.
— Na nogę Neli. Oparzyła się — odpowiedziała od razu, nie odrywając od niego wzroku. Nie wydawał się sobą, a przynajmniej tak jej się wydawało i... Szczerze powiedziawszy, ta realizacja doprowadziła ją do delikatnego bólu gdzieś w klatce piersiowej. Podniosła się powoli z kucek, nie wypuszczając ze swej dłoni tej jego, zwłaszcza, że czuła oddawaną przez niego czułość w geście gładzenia kciukiem skóry. — Jim ją do nas przyniósł. Do mnie i Gilly, pilnowałam jej, gdy poszliście z Eve — dodała ciepłym, cichym głosem, gdy zwróciła głowę w kierunku, z którego przybyła nie tak dawno temu. Marcel chyba znał dom lepiej, niż ona sama, może warto było poprosić go o pomoc? — Wiesz, gdzie znajdę czystą ściereczkę? Muszę ją zmoczyć pod zimną wodą — nie miała przy sobie czystej gazy, nie spodziewała się znaleźć takowej tutaj, ale może Marcel pomógłby jej w odnalezieniu czegoś, co mogłoby przynieść ulgę Neali?
Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica
Neutralni
- Wiec pracujesz w Dolinie po nocy i to twojego brata nie martwi ze sie wloczysz sama, a martwi go to, ze tu jestes? Z ludźmi, którzy cię nie skrzywdzą i najprawdopodobniej staną w twojej obronie, gdyby cos sie stało? - Ubiosl brew, patrząc na Kerstin. Nie był pewien czy dobrze rozumiał.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
- To nie może czekać, Mario - Znał się na pierwszej pomocy, znał się też na ogniu, kiedy jeszcze się uczył, parzył się nim często. Miał na rękach kilka blizn pozostałych po oparzeniach, którymi w porę nikt się nie zajął. Nie powinna przy nim teraz siedzieć, oparzenia potwornie bolały. Neala cierpiała. - Szybko - zerwał się z kanapy, wypuszczając jej dłoń. - Nie musi być czysta, weź... weź cokolwiek. Tu chyba nie ma nic czystego. - Nie wiedział, gdzie dziewczyny trzymały szmaty do sprzątania i po prawdzie nie był pewien, czy w ogóle je miały. To był tylko pusty dom, nie mieli tu nic swojego. Wziął z kanapy poduszkę i ściągnął z niej haftowaną koralikami poszewkę, wciskając ją w ręce Marii i kiwnął głową na wyjście.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
- Pracuję w lecznicy, nie opuszczam jej w nocy - przyznała, chociaż ton i reakcje Jamesa zaczynały ją stresować; powieki ją zapiekły, ale powstrzymała łzy w zalążku i wyprostowała dumnie plecy. Nie mogła tak cały czas beczeć jak dziecko. Poza tym, pomyślała rozsądnie, James też musiał być zmartwiony. Zmartwiony, może zły. I może nawet pijany. - Michael dalej pamięta... o Thomasie. Nadal jest o to zły. Ja go nie obwiniałam! - podkreśliła. - Nie obwiniałam, ale Michael i Just i tak byli bardzo wkurzeni. Poza tym, nie powiedziałam mu, że zostanę u was na noc. W ogóle mu nic nie powiedziałam do czasu tego listu. Dlatego się martwi. Ale James... ja napisałam, że jestem tu tylko z dziewczynami i że pijemy herbatę z okazji narodzin Gilly... niczego więcej. Musi być po prostu przewrażliwiony. Nie powiedziałam o was nic złego, nie będzie na was zły. Może go nawet przekonam, może chce tylko sprawdzić... czy na pewno jestem bezpieczna, czy nikt mnie nie zmusił do napisania tego listu. Wiesz jak jest - Mówiła coraz szybciej, histerycznie, próbując go przekonać. Musiał chyba zdawać sobie sprawę z tego co Justine ciągle próbowała jej tłumaczyć; że była dobrym celem na zakładnika. Dobrym celem na okup. Że nie wiadomo było, czy ten list był prawdziwy, że Mike chciał to sprawdzić. To było logiczne, prawda?
Chciała zignorować Jamesa i Nealę też. O niczym tak teraz nie marzyła, jak po prostu udać, że oboje nie istnieją. Zapanować nad sobą i nad sytuacją, która nagle mogła się pogorszyć, tego właśnie chciała. Tylko nic nie ułatwiali. Patrzyła na Kerstin, kiedy James najwyraźniej przypomniał sobie o jej istnieniu i znalazł metodę, by ochrzanić ją przy wszystkich. Słyszała piskliwy ton Neali i jej późniejsze słowa skierowane do Jima. Milczała dłuższą chwilę, zanim przeniosła wzrok na dwójkę osób, których widok, pogłębiał parszywy humor.
- Przestańcie.- rzuciła z nieukrywanym zmęczeniem, gdy zaczęli się przegadywać i pogłębiać zamieszanie.- Zabierz Nealę do środka, skoro boi się, że jej brat dowie się o kłamstwie. Ja pójdę z Kerstin przed dom, poczekamy na jej brata i rozwiążemy to bezproblemowo dla wszystkich. Skoro wie, że Kerry jest tu z dziewczynami i nie odwalamy nic... to jestem tutaj jedyną trzeźwą osobą, która może to kłamstwo podtrzymać.- nie było innego rozwiązania, jeżeli nie chcieli mieć aurora na karku.
- Przestańcie.- rzuciła z nieukrywanym zmęczeniem, gdy zaczęli się przegadywać i pogłębiać zamieszanie.- Zabierz Nealę do środka, skoro boi się, że jej brat dowie się o kłamstwie. Ja pójdę z Kerstin przed dom, poczekamy na jej brata i rozwiążemy to bezproblemowo dla wszystkich. Skoro wie, że Kerry jest tu z dziewczynami i nie odwalamy nic... to jestem tutaj jedyną trzeźwą osobą, która może to kłamstwo podtrzymać.- nie było innego rozwiązania, jeżeli nie chcieli mieć aurora na karku.
Learn your place in someone's life,
so you don't overplay your part
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Patrząc na czas, który minął między oparzeniem — wszak widziała, gdy Nela wylała na siebie gulasz i zniknęła później w domu, a potem jeszcze wróciła na zewnątrz i tańczyła z Jimem — nie sądziła, żeby było to coś naprawdę poważnego. Jednakże reakcja Marcela wytrąciła ją z wcześniejszego, wciąż pijanego spokoju. Nie zdążyła zareagować przed tym, aż wcisnął jej w dłonie poszewkę; zdołała natomiast rzucić się biegiem do kuchni, do tego samego zlewu, w którym został zmoczony jej zimny okład, ten, który trzymała na jej karku Eve jeszcze kilka godzin wcześniej. Nie oglądała się przy tym za Marcelem, czując potężny prąd nagłości przechodzący przez jej ciało. Musiała, musiała, musiała działać prędko i zdecydowanie. Gdy zimna woda zmoczyła materiał wystarczająco, wybiegła na zewnątrz, dobiegając do Neli w kilku odważnych (zważywszy na stan Marii), długich susach.
— Poczekaj, Nela... — szepnęła, kucając przed nią, ale właściwie też przed Jimem i przed Kerstin. Nadmiar zimnej wody spływał w dół jej nadgarstka, mocząc rękaw sukienki. — Na której to nodze...? —zapytała, wznosząc szarozielone spojrzenie w górę, wprost w twarz rudowłosej. Nie interesowało jej, przynajmniej na razie, o czym rozmawiały z Kerrie.
— Poczekaj, Nela... — szepnęła, kucając przed nią, ale właściwie też przed Jimem i przed Kerstin. Nadmiar zimnej wody spływał w dół jej nadgarstka, mocząc rękaw sukienki. — Na której to nodze...? —zapytała, wznosząc szarozielone spojrzenie w górę, wprost w twarz rudowłosej. Nie interesowało jej, przynajmniej na razie, o czym rozmawiały z Kerrie.
Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica
Neutralni
- Ja? - zapytałam bez zrozumienia Jima kiedy na mnie spojrzał bez zadowolenia. Nadal zdenerwowana.
- Jestem. Tak. Jestem. - potwierdziłam. - Nie skłamałam. - powiedziałam odruchowo. Nie kłamałam. Problem polegał na tym że nie było tu Belli i powinnam była napisać jak Kerstin ale tego nie zrobiłam. Pojawiająca się Marysia zwróciła moją uwagę. Usiadłam obok niej wyciągając nogę. - Ta. - powiedziałam podsuwając jej ją.
- Jestem. Tak. Jestem. - potwierdziłam. - Nie skłamałam. - powiedziałam odruchowo. Nie kłamałam. Problem polegał na tym że nie było tu Belli i powinnam była napisać jak Kerstin ale tego nie zrobiłam. Pojawiająca się Marysia zwróciła moją uwagę. Usiadłam obok niej wyciągając nogę. - Ta. - powiedziałam podsuwając jej ją.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
23 IX '58 Tańce i zabawa u Batki
Szybka odpowiedź