Czy warto było szaleć tak
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Devon, Ottery St. Catchpole
Ottery St. Catchpole 25 września 1958, przedpołudnie
Brendan, Michael i William rozmawiają z niesfornymi nastolatkami: Kerstin, Liddy, Maisie i Nealą.
Brendan, Michael i William rozmawiają z niesfornymi nastolatkami: Kerstin, Liddy, Maisie i Nealą.
I show not your face but your heart's desire
Wow, nie sądziłam, że można być aż taką fałszywą zołzą i aktoreczką. Nie wiedziałam czy nasi bracia w tym momencie nabierali się na te łzy Kerstin i jej poronione historie, ale ja z pewnością nie. I z każdą kolejną chwilą nabierałam pewności, że tak, Tonksówna się perfidnie na nas mściła i nawet nie do końca wiedziałam za co. Naprawdę? Chodziło o to, że Freddy spędził czas ze mną, a nie z nią? I dlatego postanowiła zniszczyć zaufanie naszych rodzin do nas? Liczyła na to, że odetną nas od reszty naszych przyjaciół? I że będzie „miała” naszych kumpli dla siebie? Wow. Naprawdę była chora na głowę i zła do szpiku kości. I jeszcze wyciągała ten z dupy argument raz po raz, jakbyśmy naprawdę byli wszyscy ćpunami i degeneratami.
- Jakie narkotyki?! – żachnęłam się na nią, kiedy po raz kolejny Tonks o nich wspomniała jak zacięty gramofon, co gorsza wciągając w tą swoją gierkę kłamstw i pomówień moją kuzynkę. – I… obściskiwanie się? Mówisz o tańcu? – rzuciłam z niedowierzaniem unosząc brwi. Owszem, też nie byłam fanką tańca, ale bez przesady, żeby nazywać to „obściskiwaniem się przy niemowlaku”.
- Jaaasne, wcale nie chodzi o zazdrość, co? – prychnęłam. – Tylko o to, że się „martwiłaś”, tak? I dlatego postawiłaś na nogi naszych braci i zwołałaś to idiotyczne posiedzenie i sąd rodzinny, jakbyśmy miały po siedem lat? Dlatego nie porozmawiałaś z nami jak dorosła z dorosłą, kiedy coś cię zaniepokoiło, tylko poskarżyłaś na nas, bo wydawało ci się, że ktoś coś brał na imprezie, tak? Bo wcaaaaale nie jesteś zazdrosna? – wyrzuciłam z siebie z ironią. No kurwa. Przecież to było oczywiste.
– To strasznie wygodne oczerniać nas przed wszystkimi bez jakichś dowodów. A może jakieś masz? Słucham – zachęciłam ją przez zaciśnięte zęby spoglądając na nią z wściekłością. Najgorsze w tym wszystkim było to, że Kerstin nie ograniczyła się z mszczeniem się na jednej osobie, tylko wciągnęła w tą dramę WSZYSTKICH. Wszystkich bez wyjątku. Naprawdę… aż tak zalazłam jej za skórę?
- Czy tylko będziesz dalej opowiadać jakieś niestworzone historie o tym jakie to my nie byłyśmy i czego nie robiłyśmy. Ach, no i oczywiście! – palnęłam się otwartą dłonią w czoło, jakbym sobie o czymś właśnie przypomniała – Ty byłaś święta, nie zapominajmy – przewróciłam oczami.
- Jakie narkotyki?! – żachnęłam się na nią, kiedy po raz kolejny Tonks o nich wspomniała jak zacięty gramofon, co gorsza wciągając w tą swoją gierkę kłamstw i pomówień moją kuzynkę. – I… obściskiwanie się? Mówisz o tańcu? – rzuciłam z niedowierzaniem unosząc brwi. Owszem, też nie byłam fanką tańca, ale bez przesady, żeby nazywać to „obściskiwaniem się przy niemowlaku”.
- Jaaasne, wcale nie chodzi o zazdrość, co? – prychnęłam. – Tylko o to, że się „martwiłaś”, tak? I dlatego postawiłaś na nogi naszych braci i zwołałaś to idiotyczne posiedzenie i sąd rodzinny, jakbyśmy miały po siedem lat? Dlatego nie porozmawiałaś z nami jak dorosła z dorosłą, kiedy coś cię zaniepokoiło, tylko poskarżyłaś na nas, bo wydawało ci się, że ktoś coś brał na imprezie, tak? Bo wcaaaaale nie jesteś zazdrosna? – wyrzuciłam z siebie z ironią. No kurwa. Przecież to było oczywiste.
– To strasznie wygodne oczerniać nas przed wszystkimi bez jakichś dowodów. A może jakieś masz? Słucham – zachęciłam ją przez zaciśnięte zęby spoglądając na nią z wściekłością. Najgorsze w tym wszystkim było to, że Kerstin nie ograniczyła się z mszczeniem się na jednej osobie, tylko wciągnęła w tą dramę WSZYSTKICH. Wszystkich bez wyjątku. Naprawdę… aż tak zalazłam jej za skórę?
- Czy tylko będziesz dalej opowiadać jakieś niestworzone historie o tym jakie to my nie byłyśmy i czego nie robiłyśmy. Ach, no i oczywiście! – palnęłam się otwartą dłonią w czoło, jakbym sobie o czymś właśnie przypomniała – Ty byłaś święta, nie zapominajmy – przewróciłam oczami.
OK, so now what?
we'll fight
Liddy Moore
Zawód : Fotografka i lotniczka w Oddziale Łączności "Sowa"
Wiek : 19
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
You can count on me like:
1, 2, 3
I'll be there
1, 2, 3
I'll be there
OPCM : 7 +3
UROKI : 3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Przeniósł wzrok na Billy'ego i Mike'a, pytający, wyglądalo na to, że dziewczyny pokłóciły się o kawalera. Czy któryś z nich wiedział w ogóle, kim był ten cały Freddie? Która z nich się z nim obściskiwała?
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Otworzyłam usta. Zamknęłam. Otworzyłam raz jeszcze patrząc na brata. Był ciekaw?! Świetnie. Zacisnęłam usta w zezłoszczonej manierze. ŚWIETNIE.
- Mówię o tym, że im ufam. Ale posłuchajmy Kerstin, skoro tego sobie życzysz, od teraz będę odpowiadać tylko na pytania skierowane bezpośrednio w moim kierunku. Byłam niegrzeczna wchodząc jej w słowo. - orzekłam, ledwo powstrzymując siebie. A wszystko jedno, gorzej nie będzie. Sięgnęłam więc po ciasteczko mało kuluturalnie opierając się o kanapę za sobą.
- Mówię o tym, że im ufam. Ale posłuchajmy Kerstin, skoro tego sobie życzysz, od teraz będę odpowiadać tylko na pytania skierowane bezpośrednio w moim kierunku. Byłam niegrzeczna wchodząc jej w słowo. - orzekłam, ledwo powstrzymując siebie. A wszystko jedno, gorzej nie będzie. Sięgnęłam więc po ciasteczko mało kuluturalnie opierając się o kanapę za sobą.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Żałowała, że była tak lekkomyślna. Gdyby wiedziała, że to narkotyki, nie wzięłaby ich. Ale mleko już się rozlało. Na przyszłość będzie mądrzejsza i ostrożniejsza, jeśli chodzi o jakiekolwiek nieznane jej substancje. Ale wciąż nie potrafiła winić nikogo na tej imprezie, wszyscy wydawali się tacy mili i dobrze się bawili.
Najwyraźniej jednak rzeczywiście ominęły ją jakieś dramy, kiedy zasnęła po narkotykach, bo zaskoczył ją ten wybuch Neali i Liddy, które najwyraźniej miały do całej sprawy o wiele bardziej emocjonalny stosunek, i myślały, że chodzi o jakąś zazdrość o któregoś z chłopców, a Maisie nawet nie wiedziała o co chodzi, bo pewnie jej przy tym faktycznie nie było. Maisie zawsze była tą spokojniejszą Moore, czasem zazdrościła odrobinę starszej kuzynce tego, że była taka pewna siebie i wyszczekana. Nawet teraz, kiedy były niemalże przesłuchiwane przez swoich starszych braci, nie straciła pyskatości. Maisie nie była taka odważna, zawsze raczej była nieco zahukaną osóbką, która spuszczała uszy po sobie i unikała konfliktów. Poruszyła się nieco niespokojnie, czuła się nieswojo z tym, że dziewczyny się tak kłóciły. Z ich słów wyłaniał się jednak obraz tego, że to Kerstin wspomniała swojemu bratu o tym, co działo się na imprezie, a on powiadomił pozostałych mężczyzn, i teraz wszyscy razem postanowili urządzić sobie pogadankę umoralniającą wobec nich, niesfornych nastolatek, które przecież nie robiły nic złego, a w każdym razie - nie intencjonalnie. Bo przecież w samym tym, że się spotkali, świętowali, jedli, tańczyli, czy nawet napili odrobinę alkoholu, nie było nic złego. Może tylko te narkotyki rzucały cień na całość. To pewnie przez nie tutaj wszyscy byli, bo pewnie nie byłoby całej rozmowy, gdyby nie to, że ktoś przyniósł ten błyszczący, tak niegroźnie wyglądający proszek.
Ale nie umiała się złościć nawet na Kerstin, która była starsza i pewnie po prostu się o nie martwiła, choć na pewno można było załatwić całą sprawę bez angażowania starszych braci. Póki co się nie odzywała, nie włączała się w ich kłótnię skoro nie znała całości sprawy, więc nie chciała pogorszyć sytuacji, a odnośnie narkotyków wytłumaczyła się, i póki co dorośli nie zadawali jej kolejnych pytań, skupieni raczej na konflikcie pomiędzy pozostałymi dziewczynami.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Najwyraźniej jednak rzeczywiście ominęły ją jakieś dramy, kiedy zasnęła po narkotykach, bo zaskoczył ją ten wybuch Neali i Liddy, które najwyraźniej miały do całej sprawy o wiele bardziej emocjonalny stosunek, i myślały, że chodzi o jakąś zazdrość o któregoś z chłopców, a Maisie nawet nie wiedziała o co chodzi, bo pewnie jej przy tym faktycznie nie było. Maisie zawsze była tą spokojniejszą Moore, czasem zazdrościła odrobinę starszej kuzynce tego, że była taka pewna siebie i wyszczekana. Nawet teraz, kiedy były niemalże przesłuchiwane przez swoich starszych braci, nie straciła pyskatości. Maisie nie była taka odważna, zawsze raczej była nieco zahukaną osóbką, która spuszczała uszy po sobie i unikała konfliktów. Poruszyła się nieco niespokojnie, czuła się nieswojo z tym, że dziewczyny się tak kłóciły. Z ich słów wyłaniał się jednak obraz tego, że to Kerstin wspomniała swojemu bratu o tym, co działo się na imprezie, a on powiadomił pozostałych mężczyzn, i teraz wszyscy razem postanowili urządzić sobie pogadankę umoralniającą wobec nich, niesfornych nastolatek, które przecież nie robiły nic złego, a w każdym razie - nie intencjonalnie. Bo przecież w samym tym, że się spotkali, świętowali, jedli, tańczyli, czy nawet napili odrobinę alkoholu, nie było nic złego. Może tylko te narkotyki rzucały cień na całość. To pewnie przez nie tutaj wszyscy byli, bo pewnie nie byłoby całej rozmowy, gdyby nie to, że ktoś przyniósł ten błyszczący, tak niegroźnie wyglądający proszek.
Ale nie umiała się złościć nawet na Kerstin, która była starsza i pewnie po prostu się o nie martwiła, choć na pewno można było załatwić całą sprawę bez angażowania starszych braci. Póki co się nie odzywała, nie włączała się w ich kłótnię skoro nie znała całości sprawy, więc nie chciała pogorszyć sytuacji, a odnośnie narkotyków wytłumaczyła się, i póki co dorośli nie zadawali jej kolejnych pytań, skupieni raczej na konflikcie pomiędzy pozostałymi dziewczynami.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Maisie Moore dnia 18.06.24 14:18, w całości zmieniany 1 raz
Maisie Moore
Zawód : początkująca krawcowa
Wiek : 18
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
"So what am I to do with all those hopes
Life seems so very frightening"
Life seems so very frightening"
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 11 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Rozumiała złość dziewczyn - miały do niej prawo, też wolałaby móc porozmawiać z nimi bez towarzystwa rodziny. To wszystko było tak wstydliwe i upokarzające i nieprzystające młodym pannom - zwłaszcza tak młodym jak one. Poza wyrzutami sumienia Kerstin czuła również zażenowanie, niemniej jednak wrogość Neali (wcale nie obca od tej, której zadatek spostrzegła, lub sądziła, że spostrzegła na imprezie) oraz bojownicze nastawienie Liddy sprawiły, że wcisnęła się mocniej w podłokietnik kanapy, by jak najmocniej się od nich odsunąć. Gdyby to nie było nieeleganckie, zaczęłaby przygryzać paznokcie.
- Wiem, Nela! A ty też wiesz co mam na myśli, więc nie kręć! Maria płakała przy nas właśnie dlatego, że obściskiwała się z nim po narkotykach, a Eve nie była dużo lepsza, gdy wchodziła na niego przy dziecku. Przestań się zachowywać jakby... jakbym była kłamczuchą! - Z frustracją przesunęła palcami przez własne włosy, mierzwiąc warkocza pod chustą. Potem wzięła uspokajający oddech. Byle się nie rozpłakać. To najważniejsze. - Proszę, powiedz co czujesz. Co ty o tym myślisz. Przecież tylko o to chodzi. Żebyśmy to wyjaśnili. Nie jestem tu co prawda z własnej woli - rzuciła Liddy przelotne, ostrzejsze spojrzenie. Dziewczyna pozwalała sobie na zbyt wiele. Była od niej sporo młodsza, a zachowywała się jakby wcale nie była na tamtej imprezie w sztok pijana. - Ale skoro tak wyszło, pomóż mi przynajmniej zrozumieć. - Czy to był jeden raz, czy więcej? Czy Marcel lub ktokolwiek z nich nie miał problemów, których nie był w stanie rozwiązać sam? Czy całą paczką nastolatków nie wpakowali się w kłopoty, z którymi nie potrafią sobie już poradzić?
Chciałaby się uśmiechnąć na słowa Brendana, ale zdołała tylko słabo skinąć głową. A potem była Liddy. Wysłuchała jej ze ściśniętym gardłem, ze śladem wilgoci pod powiekami, której jednak nie pozwoliła zakwitnąć. Zakwitnął w niej za to gniew; gniew sprawiedliwości, czy może raczej niesprawiedliwości i niezrozumienia. Naprawdę sądzili, że jest głupia.
- Zazdrość? Lydio, ja go nawet nie znam - spłoniła się, po części z zawstydzenia, po części ze złości. Chyba im nie opowiadał o tamtym wieczorze? Nie wydawał się taki, wydawał się słodki i nieśmiały. Z drugiej strony, też sporo pił. - Nie zwołałam żadnego sądu, Michael chciał, żebyśmy się spotkali! I nie doniosłam, zapytałam go tylko o ten pył, ponieważ nikt na tej imprezie nie potrafił dać mi przekonującej odpowiedzi, a Michael powiedział mi prawdę! To narkotyk, który może zabić, który w Londynie biorą panny lekkich obyczajów i przestępcy! Do takiego poziomu chcecie aspirować! Merlinie, dziewczęta! - Wstała, bo miała już dość, bo nie mogła tego znieść, bo czuła się już nie tylko wyobcowana, ale też potworna, bo najwyraźniej zraniła je tylko tym, że chciała dla nich dobrze, mimo że one nie potrafiły być szczere nawet same ze sobą. - Dowodów? Marcel się przyznał! Ja wiem co miałam w rękach. Twoja kuzynka dopiero co ci wszystko opowiedziała! A ty? Nic cię nie interesuje co mogłoby się stać, gdyby osiemnastolatka przypadkiem wciągnęła tego za dużo? Ja bym sobie nigdy nie wybaczyła, gdyby coś się stało, nigdy bym sobie nie wybaczyła, że tam byłam i nic nie zrobiłam! Ale ty widzę nie masz tego problemu, bo i tak byłaś zbyt pijana, by w ogóle zauważyć co się dzieje z nią i wszystkimi innymi wokół!
Urwała, zapowietrzyła się, zaczerwieniła i spojrzała ukradkiem na Billy'ego, z bólem i wstydem i żalem.
- Michael, proszę, pozwól mi wrócić do domu - powiedziała ciszej, odwracając się do brata.
Serce już dawno opadło jej do brzucha, teraz mogła je co najwyżej wykrztusić i wypluć w kolejnych nazbyt ostrych, nazbyt pełnych lęku słowach.
- Wiem, Nela! A ty też wiesz co mam na myśli, więc nie kręć! Maria płakała przy nas właśnie dlatego, że obściskiwała się z nim po narkotykach, a Eve nie była dużo lepsza, gdy wchodziła na niego przy dziecku. Przestań się zachowywać jakby... jakbym była kłamczuchą! - Z frustracją przesunęła palcami przez własne włosy, mierzwiąc warkocza pod chustą. Potem wzięła uspokajający oddech. Byle się nie rozpłakać. To najważniejsze. - Proszę, powiedz co czujesz. Co ty o tym myślisz. Przecież tylko o to chodzi. Żebyśmy to wyjaśnili. Nie jestem tu co prawda z własnej woli - rzuciła Liddy przelotne, ostrzejsze spojrzenie. Dziewczyna pozwalała sobie na zbyt wiele. Była od niej sporo młodsza, a zachowywała się jakby wcale nie była na tamtej imprezie w sztok pijana. - Ale skoro tak wyszło, pomóż mi przynajmniej zrozumieć. - Czy to był jeden raz, czy więcej? Czy Marcel lub ktokolwiek z nich nie miał problemów, których nie był w stanie rozwiązać sam? Czy całą paczką nastolatków nie wpakowali się w kłopoty, z którymi nie potrafią sobie już poradzić?
Chciałaby się uśmiechnąć na słowa Brendana, ale zdołała tylko słabo skinąć głową. A potem była Liddy. Wysłuchała jej ze ściśniętym gardłem, ze śladem wilgoci pod powiekami, której jednak nie pozwoliła zakwitnąć. Zakwitnął w niej za to gniew; gniew sprawiedliwości, czy może raczej niesprawiedliwości i niezrozumienia. Naprawdę sądzili, że jest głupia.
- Zazdrość? Lydio, ja go nawet nie znam - spłoniła się, po części z zawstydzenia, po części ze złości. Chyba im nie opowiadał o tamtym wieczorze? Nie wydawał się taki, wydawał się słodki i nieśmiały. Z drugiej strony, też sporo pił. - Nie zwołałam żadnego sądu, Michael chciał, żebyśmy się spotkali! I nie doniosłam, zapytałam go tylko o ten pył, ponieważ nikt na tej imprezie nie potrafił dać mi przekonującej odpowiedzi, a Michael powiedział mi prawdę! To narkotyk, który może zabić, który w Londynie biorą panny lekkich obyczajów i przestępcy! Do takiego poziomu chcecie aspirować! Merlinie, dziewczęta! - Wstała, bo miała już dość, bo nie mogła tego znieść, bo czuła się już nie tylko wyobcowana, ale też potworna, bo najwyraźniej zraniła je tylko tym, że chciała dla nich dobrze, mimo że one nie potrafiły być szczere nawet same ze sobą. - Dowodów? Marcel się przyznał! Ja wiem co miałam w rękach. Twoja kuzynka dopiero co ci wszystko opowiedziała! A ty? Nic cię nie interesuje co mogłoby się stać, gdyby osiemnastolatka przypadkiem wciągnęła tego za dużo? Ja bym sobie nigdy nie wybaczyła, gdyby coś się stało, nigdy bym sobie nie wybaczyła, że tam byłam i nic nie zrobiłam! Ale ty widzę nie masz tego problemu, bo i tak byłaś zbyt pijana, by w ogóle zauważyć co się dzieje z nią i wszystkimi innymi wokół!
Urwała, zapowietrzyła się, zaczerwieniła i spojrzała ukradkiem na Billy'ego, z bólem i wstydem i żalem.
- Michael, proszę, pozwól mi wrócić do domu - powiedziała ciszej, odwracając się do brata.
Serce już dawno opadło jej do brzucha, teraz mogła je co najwyżej wykrztusić i wypluć w kolejnych nazbyt ostrych, nazbyt pełnych lęku słowach.
Włożyłam do usta końcówkę ciastka, nie spoglądając nawet w stronę Kerstin, kiedy się odezwała. Zaplotłam dłonie na piersi spoglądając na brata w milczeniu unosząc brodę. Doskonale wiedziałam, że zrobiłam źle - wszyscy wiedzieliśmy. I powiedzieliśmy jej to. Przeprosiliśmy. A ona poszła i zrobiła z nas niegodziwych narkomanach wyrywając rzeczy z kontekstu. Każdą jedną. Marysia nie płakała o to, że się obściskiwała, tylko o to, że Marcel się na nią obraził. Była zaskoczona, bo Kerstin już wtedy zasugerowała że chcieli nas naćpać, a to brzmiało jak zbrodnia. A chłopaki nigdy nie chcieli naszej krzywdy. Sprawy wymknęły się spod kontroli - jasne. Eve na Marcelu zmarszczyła moje brwi bardziej. Więc to nie o Freda szło a o Marcela? Co czułam? Że jeśli komuś nie można było ufać, to jej. Co myślę? Że teraz próbowała się wybielić bo na płótnie z ćpiących nastolatków wyglądało się jak anioł, nie? Z czyjej woli była też było mi wszystko jedno. Nie. W niczym ci już nie pomogę Kerstin. Okazałam ci uprzejmość wcześniej, tłumacząc i przekonując, więcej tego nie zrobię. Więc siedziałam milcząc, zamierzając dokładnie tak jak powiedziałam odpowiadać jedynie na pytania zadane przez Brendana, albo któregoś z mężczyzn. Dyskusje z Kerstin były płonne, a ja oskarżana w taki sposób nie zamierzałam się do niczego przyznawać.
Naprawdę, Kerstin? W ten sposób chcesz rozmawiać? Lidka była zawsze za przyjaciółmi, dla nich zrobiłaby wszystko, sugerowanie że się nimi nie interesowała było ciosem poniżej pasa. Spojrzałam na Liddy. Wcale nie miałabym nic przeciwko, gdyby jej walnęła i to szybko. Bo sama ledwo trzymałam się w swoim postanowieniu by nie wchodząc z nią więcej w dyskusje.
Naprawdę, Kerstin? W ten sposób chcesz rozmawiać? Lidka była zawsze za przyjaciółmi, dla nich zrobiłaby wszystko, sugerowanie że się nimi nie interesowała było ciosem poniżej pasa. Spojrzałam na Liddy. Wcale nie miałabym nic przeciwko, gdyby jej walnęła i to szybko. Bo sama ledwo trzymałam się w swoim postanowieniu by nie wchodząc z nią więcej w dyskusje.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
- O czym ty bredzisz do licha ciężkiego? – fuknęłam na nią, bardzo starając się panować nad złością, ale powoli brała nade mną górę chęć walnięcia tej durnej dziewuchy prosto w ten jej kłamliwy… w twarz.
- Nie znasz go? – prychnęłam. – Ciekawe. Pierwszy raz spotkaliście się przedwczoraj, tak? Jak już wszystkim kłamiesz w żywe oczy, to chociaż kłamstwa wymyślaj sensowne. Byłam wstawiona, ale jak już wspominałam: wszystko świetnie pamiętam, więc nie wciskaj mi tu kitu – warknęłam.
Wymigiwać się od tego, że piłam, nie miałam zamiaru, ale zarzucania mi tu ćpania, chęci zostania prostytutką i bycie obojętną względem bliskich nie zamierzałam tolerować.
Nie wiedziałam już sama czy byłam bardziej zszokowana tym bagnem, które wylewało jej się z ust, czy na nią wściekła, ale już się we mnie gotowało.
Poderwałam się na równe nogi, ręce z automatu zacisnęły mi się w pięści.
- ODSZCZEKAJ TO! – wrzasnęłam na nią, robiąc krok w jej stronę. – A więc tak to ma wyglądać?! Tak?! – podniosłam głos zwracając się już do wszystkich. – Ja nie mogę jej nazwać flądrą, ale kiedy ona rzuca oszczerstwa na mnie i moich przyjaciół wyzywając nas od ćpunów, zwyrodnialców, prostytutek, pijusów… czego jeszcze? Ach, tak! Morderców zapewne, bo OCZYWIŚCIE na pewno życzyłam wszystkim śmierci, bo napiłam się trochę wina… to to jest w porządku, tak?! – warknęłam i oddychając ciężko ze złości spojrzałam na Michaela Tonksa, który to wcześniej interweniował zapalczywie o nieobrażanie nikogo. Proszę bardzo, niech interweniuje teraz! Tym bardziej, że tak wygodnie Kerstin się nim zasłaniała. No tak, wszystko wina jej brata, oczywiście.
Znów odwróciłam głowę w stronę Tonksówny.
Nie uderzysz dziewczyny, nie uderzysz dziewczyny… powtarzałam sobie w myślach, choć miałam ochotę wytargać ją za te kudły na zewnątrz. Żeby kurwa poszła w cholerę i więcej mi się na oczy nie pokazała.
- Kerstin Tonks, jesteś nikczemną, kłamliwą, zazdrosną wichrzycielką i żeby ci ten podły ozór odpadł – wycedziłam przez zaciśnięte zęby ciskając w nią w myślach gromami.
- Nie mam pojęcia jaką krzywdę ci wyrządziliśmy i czy chodzi ci tylko o Freda czy o coś jeszcze, ale chociaż miałabyś odwagę powiedzieć mi to w twarz, a nie chować się za oszczerstwami i starszym bratem! – warknęłam robiąc kolejny krok w jej stronę. Sam Merlin wiedział jak bardzo musiałam się powstrzymywać, żeby się na nią nie rzucić.
– Marcel się przyznał? Do czego konkretnie? I wcześniej też go zaszczułaś wyrzutami sumienia i pomówieniami? Ma dobre, ale miękkie serce, więc pewnie go urobiłaś, ale, przysięgam na Merlina, ze mną ci tak łatwo nie pójdzie, więc w końcu zacznij mówić prawdę, albo zamknij ten kłamliwy dziób!
- Nie znasz go? – prychnęłam. – Ciekawe. Pierwszy raz spotkaliście się przedwczoraj, tak? Jak już wszystkim kłamiesz w żywe oczy, to chociaż kłamstwa wymyślaj sensowne. Byłam wstawiona, ale jak już wspominałam: wszystko świetnie pamiętam, więc nie wciskaj mi tu kitu – warknęłam.
Wymigiwać się od tego, że piłam, nie miałam zamiaru, ale zarzucania mi tu ćpania, chęci zostania prostytutką i bycie obojętną względem bliskich nie zamierzałam tolerować.
Nie wiedziałam już sama czy byłam bardziej zszokowana tym bagnem, które wylewało jej się z ust, czy na nią wściekła, ale już się we mnie gotowało.
Poderwałam się na równe nogi, ręce z automatu zacisnęły mi się w pięści.
- ODSZCZEKAJ TO! – wrzasnęłam na nią, robiąc krok w jej stronę. – A więc tak to ma wyglądać?! Tak?! – podniosłam głos zwracając się już do wszystkich. – Ja nie mogę jej nazwać flądrą, ale kiedy ona rzuca oszczerstwa na mnie i moich przyjaciół wyzywając nas od ćpunów, zwyrodnialców, prostytutek, pijusów… czego jeszcze? Ach, tak! Morderców zapewne, bo OCZYWIŚCIE na pewno życzyłam wszystkim śmierci, bo napiłam się trochę wina… to to jest w porządku, tak?! – warknęłam i oddychając ciężko ze złości spojrzałam na Michaela Tonksa, który to wcześniej interweniował zapalczywie o nieobrażanie nikogo. Proszę bardzo, niech interweniuje teraz! Tym bardziej, że tak wygodnie Kerstin się nim zasłaniała. No tak, wszystko wina jej brata, oczywiście.
Znów odwróciłam głowę w stronę Tonksówny.
Nie uderzysz dziewczyny, nie uderzysz dziewczyny… powtarzałam sobie w myślach, choć miałam ochotę wytargać ją za te kudły na zewnątrz. Żeby kurwa poszła w cholerę i więcej mi się na oczy nie pokazała.
- Kerstin Tonks, jesteś nikczemną, kłamliwą, zazdrosną wichrzycielką i żeby ci ten podły ozór odpadł – wycedziłam przez zaciśnięte zęby ciskając w nią w myślach gromami.
- Nie mam pojęcia jaką krzywdę ci wyrządziliśmy i czy chodzi ci tylko o Freda czy o coś jeszcze, ale chociaż miałabyś odwagę powiedzieć mi to w twarz, a nie chować się za oszczerstwami i starszym bratem! – warknęłam robiąc kolejny krok w jej stronę. Sam Merlin wiedział jak bardzo musiałam się powstrzymywać, żeby się na nią nie rzucić.
– Marcel się przyznał? Do czego konkretnie? I wcześniej też go zaszczułaś wyrzutami sumienia i pomówieniami? Ma dobre, ale miękkie serce, więc pewnie go urobiłaś, ale, przysięgam na Merlina, ze mną ci tak łatwo nie pójdzie, więc w końcu zacznij mówić prawdę, albo zamknij ten kłamliwy dziób!
OK, so now what?
we'll fight
Liddy Moore
Zawód : Fotografka i lotniczka w Oddziale Łączności "Sowa"
Wiek : 19
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
You can count on me like:
1, 2, 3
I'll be there
1, 2, 3
I'll be there
OPCM : 7 +3
UROKI : 3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Brew drgnęła mu w górę, kiedy Kerstin - która spośród dziewcząt odezwała się jako pierwsza - wspomniała o zabójczych narkotykach. Zerknął krótko na Michaela, według jego wersji młodzież odurzała się wróżkowym pyłem - ale nie odezwał się, postanawiając póki co zachować milczenie i zobaczyć, jak rozwinie się ta dyskusja.
Po kolejnej minucie stwierdził, że był to doskonały pomysł.
Odezwał się dopiero, kiedy Liddy spojrzała na niego wyczekująco. - Niep-p-porozumienie? Nie brałyście niczego? - zapytał, bez oskarżenia w głosie, starając się jednak zachować powagę i nie pozwolić, żeby kącik ust drgnął mu w górę. Celowo nie wymienił nazwy używki.
Jego kolejne pytanie o niepamięć siostry wyprzedził Brendan, zainteresowało go to samo. Choć być może - nie powinno, Liddy wczoraj wyglądała dokładnie tak samo, jak on się czuł, kiedy spił się do nieprzytomności po zdobyciu przez Jastrzębi drugiego miejsca w lidze. Przeniósł wzrok na Kerstin.
Wyznanie Maisie sprawiło, że zrobiło mu się jej trochę żal - nie tak dawno straciła babcię, swojego ostatniego opiekuna; potrafił poniekąd zrozumieć potrzebę odcięcia się od rzeczywistości, choć trudno było mu uwierzyć, że całkowicie nie zdawała sobie sprawy z tego, z czym miała do czynienia. I co do tego mieli cyganie? Chciał o to zapytać, ale Brendan znów bezbłędnie odczytał jego myśli, i całe szczęście - bo zachowanie nieruchomego wyrazu twarzy w reakcji na opis działania wróżkowego pyłu było już i tak wystarczająco trudne; na tyle, że przez sekundę Billy miał wrażenie, że naciągnął sobie mięsień policzka.
Trochę zdziwiło go upomnienie Michaela, flądra była w języku Liddy dosyć łagodnym określeniem, więc w pierwszej chwili nie zwrócił na nie uwagi - zresztą nie miał na to czasu, bo za bardzo był zajęty próbą odnalezienia się wśród padających imion. O dziwo - w większości znajomych; nie miał pojęcia, kim był James, ale pamiętał Eve z ich przypadkowego spotkania i później - z festiwalu lata; była wtedy w zaawansowanej ciąży, świętowanie narodzin dziecka miało sens. Obecność Marcela na tej imprezie bardziej go uspokajała niż niepokoiła, być może nie był względem Zakonnika obiektywny, ale mu ufał. Imię Freddy gdzieś już kiedyś słyszał, musiał się zastanowić...
Skrzyżował spojrzenie z Brendanem, w tym samym momencie czując, jak coś w jego umyśle wskakuje na swoje miejsce. - Freddy? Ten kolega, kt-t-tóry był z wami w Weymouth? - zapytał; Ted pisał, że wyglądał jak kieszonkowiec i miał kolczyk w uchu, a Liddy później pisała z nim listy, dochodząc do siebie po powrocie do domu z Sanatorium. - To on przyniósł wam te p-p-prochy? - domyślił się, przenosząc wzrok pomiędzy dziewczętami.
Którym najwyraźniej ich obecność ani trochę nie przeszkadzała; kiedy najpierw jedna, a potem druga poderwała się do góry, zrobił krok do przodu, tak, żeby znaleźć się pomiędzy nimi - głównie dlatego, że trochę się obawiał, że Liddy w końcu rzuci się na koleżankę. Osobiście przyznawał siostrze trochę racji, jej reakcja na sugestię, że wraz z Maisie i Nealą aspirowały do roli przestępców i kobiet lekkich obyczajów wydawała mu się uzasadniona, nawet jeśli zbyt gwałtowna (zwłaszcza, że Kerstin była na przyjęciu razem z nimi), ale tego nie mógł powiedzieć na głos. - Wystarczy - oznajmił stanowczo, przesuwając spojrzenie pomiędzy dziewczętami. - Usiądźcie - dodał. Nie nakazywał im przerywania rozmowy, ale wolał, żeby nie zamieniła się w rękoczyny.
Po kolejnej minucie stwierdził, że był to doskonały pomysł.
Odezwał się dopiero, kiedy Liddy spojrzała na niego wyczekująco. - Niep-p-porozumienie? Nie brałyście niczego? - zapytał, bez oskarżenia w głosie, starając się jednak zachować powagę i nie pozwolić, żeby kącik ust drgnął mu w górę. Celowo nie wymienił nazwy używki.
Jego kolejne pytanie o niepamięć siostry wyprzedził Brendan, zainteresowało go to samo. Choć być może - nie powinno, Liddy wczoraj wyglądała dokładnie tak samo, jak on się czuł, kiedy spił się do nieprzytomności po zdobyciu przez Jastrzębi drugiego miejsca w lidze. Przeniósł wzrok na Kerstin.
Wyznanie Maisie sprawiło, że zrobiło mu się jej trochę żal - nie tak dawno straciła babcię, swojego ostatniego opiekuna; potrafił poniekąd zrozumieć potrzebę odcięcia się od rzeczywistości, choć trudno było mu uwierzyć, że całkowicie nie zdawała sobie sprawy z tego, z czym miała do czynienia. I co do tego mieli cyganie? Chciał o to zapytać, ale Brendan znów bezbłędnie odczytał jego myśli, i całe szczęście - bo zachowanie nieruchomego wyrazu twarzy w reakcji na opis działania wróżkowego pyłu było już i tak wystarczająco trudne; na tyle, że przez sekundę Billy miał wrażenie, że naciągnął sobie mięsień policzka.
Trochę zdziwiło go upomnienie Michaela, flądra była w języku Liddy dosyć łagodnym określeniem, więc w pierwszej chwili nie zwrócił na nie uwagi - zresztą nie miał na to czasu, bo za bardzo był zajęty próbą odnalezienia się wśród padających imion. O dziwo - w większości znajomych; nie miał pojęcia, kim był James, ale pamiętał Eve z ich przypadkowego spotkania i później - z festiwalu lata; była wtedy w zaawansowanej ciąży, świętowanie narodzin dziecka miało sens. Obecność Marcela na tej imprezie bardziej go uspokajała niż niepokoiła, być może nie był względem Zakonnika obiektywny, ale mu ufał. Imię Freddy gdzieś już kiedyś słyszał, musiał się zastanowić...
Skrzyżował spojrzenie z Brendanem, w tym samym momencie czując, jak coś w jego umyśle wskakuje na swoje miejsce. - Freddy? Ten kolega, kt-t-tóry był z wami w Weymouth? - zapytał; Ted pisał, że wyglądał jak kieszonkowiec i miał kolczyk w uchu, a Liddy później pisała z nim listy, dochodząc do siebie po powrocie do domu z Sanatorium. - To on przyniósł wam te p-p-prochy? - domyślił się, przenosząc wzrok pomiędzy dziewczętami.
Którym najwyraźniej ich obecność ani trochę nie przeszkadzała; kiedy najpierw jedna, a potem druga poderwała się do góry, zrobił krok do przodu, tak, żeby znaleźć się pomiędzy nimi - głównie dlatego, że trochę się obawiał, że Liddy w końcu rzuci się na koleżankę. Osobiście przyznawał siostrze trochę racji, jej reakcja na sugestię, że wraz z Maisie i Nealą aspirowały do roli przestępców i kobiet lekkich obyczajów wydawała mu się uzasadniona, nawet jeśli zbyt gwałtowna (zwłaszcza, że Kerstin była na przyjęciu razem z nimi), ale tego nie mógł powiedzieć na głos. - Wystarczy - oznajmił stanowczo, przesuwając spojrzenie pomiędzy dziewczętami. - Usiądźcie - dodał. Nie nakazywał im przerywania rozmowy, ale wolał, żeby nie zamieniła się w rękoczyny.
I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Serce tłukło jej się w piersi jak rozszalały wróbel, ale zdołała jakoś utrzymać spojrzenie Liddy, która rzuciła się do niej z gniewem i urazą. Kerstin też była zła, była zła o to, że są tak ślepe, tak obojętne na to, że eksperymentując i zabawiając się w ten sposób wędrują po bardzo cienkiej granicy, za którą łatwo się było przewrócić. Oczy ją piekły, ale nie rozpłakała się; za to im bardziej Liddy na nią wrzeszczała, im więcej ironicznego śmiechu wyrywało się z jej ust, tym bardziej Kerstin bladła i cichła, odsuwając się pod ścianę, bo nie mogła nawet zbliżyć się do Michaela, który stał po drugiej stronie pokoju.
- Nie spotkaliśmy się pierwszy raz - przyznała spokojnie, z jednym i drugim głębszym wdechem, próbując chociaż wyprostować plecy i wyglądać na spokojniejszą niż się czuła. - Ale to nie znaczy, że się znamy. Rozmawiałam z nim dwa razy. - Co już zupełnie nie było kłamstwem. No a Liddy nie mogła wiedzieć o tym, że pod wpływem czaru dała mu raz całusa. Czy mogła? Powiedziałby jej to?
Wzdrygnęła się, gdy głos Liddy przybrał na sile, gdy zerwała się na nogi i musiał stanąć między nimi Billy.
- Żadnego z tych słów nie użyłam. Nie uważam was ani za ćpunów ani za nic z tych rzeczy, które wymieniłaś. Stwierdzam tylko, co usłyszałam o tym proszku. Michael powiedział, że zwykle w takich miejscach można go znaleźć - Uniosła na brata pytający, błagalny niemal wzrok. - Nie wiem skąd znalazł się na waszej imprezie. Ale nie dziw się, że martwi mnie myśl, że tam był. - Jej spojrzenie złagodniało, westchnęła i spojrzała na Liddy tak jak spojrzałaby na pacjentkę, gdyby była akurat w lecznicy. - Nie jestem twoim wrogiem. Nie uważam cię za złą dziewczynę. Wręcz przeciwnie, uważam, że jesteś życzliwa, i odważna, i mądra. To właśnie dlatego tak się bałam...
Urwała, uniosła brwi i dłoń do ust, gdy Liddy nazwała ją całym szeregiem paskudnych inwektyw, od których zapiekło ją za mostkiem. Szloch wzbierał jej w gardle, ale powstrzymała go znów, pociągając ukradkiem nosem.
- Niczego nie zrob-biłam Marcelowi - głos jej zadrżał, zaczęła miętosić własną spódnicę w palcach tak, że cała praca włożona w jej wyprasowanie poszła na marne w minutę. - Przyznał się... - odwróciła się do Michaela z niemą prośbą. Naprawdę ona musiała o tym mówić? Naprawdę? - Przykro mi, że uważasz, że kłamię... wolałabym, żeby to wszystko było tylko przywidzeniem - powiedziała cicho i otarła wilgotne rzęsy, siadając posłusznie, gdy tylko Billy im kazał; na samym skraju kanapy, prawie się z niej zsuwając.
- Nie spotkaliśmy się pierwszy raz - przyznała spokojnie, z jednym i drugim głębszym wdechem, próbując chociaż wyprostować plecy i wyglądać na spokojniejszą niż się czuła. - Ale to nie znaczy, że się znamy. Rozmawiałam z nim dwa razy. - Co już zupełnie nie było kłamstwem. No a Liddy nie mogła wiedzieć o tym, że pod wpływem czaru dała mu raz całusa. Czy mogła? Powiedziałby jej to?
Wzdrygnęła się, gdy głos Liddy przybrał na sile, gdy zerwała się na nogi i musiał stanąć między nimi Billy.
- Żadnego z tych słów nie użyłam. Nie uważam was ani za ćpunów ani za nic z tych rzeczy, które wymieniłaś. Stwierdzam tylko, co usłyszałam o tym proszku. Michael powiedział, że zwykle w takich miejscach można go znaleźć - Uniosła na brata pytający, błagalny niemal wzrok. - Nie wiem skąd znalazł się na waszej imprezie. Ale nie dziw się, że martwi mnie myśl, że tam był. - Jej spojrzenie złagodniało, westchnęła i spojrzała na Liddy tak jak spojrzałaby na pacjentkę, gdyby była akurat w lecznicy. - Nie jestem twoim wrogiem. Nie uważam cię za złą dziewczynę. Wręcz przeciwnie, uważam, że jesteś życzliwa, i odważna, i mądra. To właśnie dlatego tak się bałam...
Urwała, uniosła brwi i dłoń do ust, gdy Liddy nazwała ją całym szeregiem paskudnych inwektyw, od których zapiekło ją za mostkiem. Szloch wzbierał jej w gardle, ale powstrzymała go znów, pociągając ukradkiem nosem.
- Niczego nie zrob-biłam Marcelowi - głos jej zadrżał, zaczęła miętosić własną spódnicę w palcach tak, że cała praca włożona w jej wyprasowanie poszła na marne w minutę. - Przyznał się... - odwróciła się do Michaela z niemą prośbą. Naprawdę ona musiała o tym mówić? Naprawdę? - Przykro mi, że uważasz, że kłamię... wolałabym, żeby to wszystko było tylko przywidzeniem - powiedziała cicho i otarła wilgotne rzęsy, siadając posłusznie, gdy tylko Billy im kazał; na samym skraju kanapy, prawie się z niej zsuwając.
Patrzył na Nealę, kiedy mu odpowiedziała, ale nie zareagował na jej słowa wcale. Przyznała się do błędu, bo wchodzenie komuś w słowo nie było grzeczne.
Jego brew drgnęła w gorę, kiedy Kerstin dość obrazowo zarysowała stopień deprawacji na ich wspólnej zabawie. Wchodziła na.... na Freda? Żadna z nich nie powinna była tego tolerować, a jednak to robiły, co więcej wyglądało na to, że Liddy i Kerstin były nim... szczególnie zainteresowane. Łypnął okiem na Lidyę, kiedy podniosła głos, ale nie powiedział nic, przenosząc wzrok na Billa zadającego kolejne pytania.
- Ta uwaga była zbędna, panno Tonks - przytaknął bez emocji Lidyi, chwilę po tym, jak Billy poprosił ją o spokój. Wymknęło jej się kilka dodatkowych inwektyw, ale sprowokowanych. Kerstin pytała ich, czy chciały aspirować do poziomu prostytutek i przestępców. Czy mówiła również o sobie? Bawiła się na tej imprezie razem z nimi, póki Tonks nie zabrał jej siłą. Chciał zabrać też pozostałe dziewczyny, nie był pewien, czy nie popełnił błędu, nie prosząc go o tę przysługę nocą, może wtedy podobne insynuacje w kierunku jego siostry - pod dachem jej domu - nie miałyby miejsca. Szczerze wątpił, by którakolwiek z tych dziewcząt była w stanie załatwić wróżkowy pył samodzielnie.
Kerstin prosiła o powrót do domu, Neala umilkła, Maisie od początku nie miała odwagi się odezwać, a Liddy została powstrzymana od rękoczynów, usłyszeli już chyba dość i nie sądził, by ich dalsze przepychanki ich dokądkolwiek dalej doprowadziły.
- To nie jest sąd, panno Moore. - Dokonał się bez ich udziału. - Zostałyście zaproszone, ponieważ mamy dla was propozycję - Coś w jego głosie, a może spojrzeniu, może też postawie, albo i całokształcie sytuacji zdradzało, że nie była to propozycja z kategorii tych, którym się odmawiało. Przeniósł wzrok na Michaela i Billa, pytająco, czy mogli zaczynać?
Jego brew drgnęła w gorę, kiedy Kerstin dość obrazowo zarysowała stopień deprawacji na ich wspólnej zabawie. Wchodziła na.... na Freda? Żadna z nich nie powinna była tego tolerować, a jednak to robiły, co więcej wyglądało na to, że Liddy i Kerstin były nim... szczególnie zainteresowane. Łypnął okiem na Lidyę, kiedy podniosła głos, ale nie powiedział nic, przenosząc wzrok na Billa zadającego kolejne pytania.
- Ta uwaga była zbędna, panno Tonks - przytaknął bez emocji Lidyi, chwilę po tym, jak Billy poprosił ją o spokój. Wymknęło jej się kilka dodatkowych inwektyw, ale sprowokowanych. Kerstin pytała ich, czy chciały aspirować do poziomu prostytutek i przestępców. Czy mówiła również o sobie? Bawiła się na tej imprezie razem z nimi, póki Tonks nie zabrał jej siłą. Chciał zabrać też pozostałe dziewczyny, nie był pewien, czy nie popełnił błędu, nie prosząc go o tę przysługę nocą, może wtedy podobne insynuacje w kierunku jego siostry - pod dachem jej domu - nie miałyby miejsca. Szczerze wątpił, by którakolwiek z tych dziewcząt była w stanie załatwić wróżkowy pył samodzielnie.
Kerstin prosiła o powrót do domu, Neala umilkła, Maisie od początku nie miała odwagi się odezwać, a Liddy została powstrzymana od rękoczynów, usłyszeli już chyba dość i nie sądził, by ich dalsze przepychanki ich dokądkolwiek dalej doprowadziły.
- To nie jest sąd, panno Moore. - Dokonał się bez ich udziału. - Zostałyście zaproszone, ponieważ mamy dla was propozycję - Coś w jego głosie, a może spojrzeniu, może też postawie, albo i całokształcie sytuacji zdradzało, że nie była to propozycja z kategorii tych, którym się odmawiało. Przeniósł wzrok na Michaela i Billa, pytająco, czy mogli zaczynać?
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
- Przepraszam, sir - Spłoniła się. Znów dała się ponieść emocjom, ponieważ poczuła się zaatkowana niesprawiedliwymi oskarżeniami Lidyi.
Widziała już, że nie będzie w stanie dojść z nimi do porozumienia, więc opuściła głowę i w milczeniu oczekiwała na, cóż, propozycję. Czymkolwiek miałaby nie być, była chętna naprawić swoje błędy.
Widziała już, że nie będzie w stanie dojść z nimi do porozumienia, więc opuściła głowę i w milczeniu oczekiwała na, cóż, propozycję. Czymkolwiek miałaby nie być, była chętna naprawić swoje błędy.
Nie odezwałam się. Nic nie potwierdzając, niczemu nie zaprzeczając, nie miało to znaczenia. Kerstin zaraz znowu płakać zacznie i mówić, że nie o to jej chodziło, albo na myśli coś innego miała. Nie ufałam ani jednej z jej łez już teraz. Sięgnęłam po kolejne ciastko. Winna byłam, co najmniej tego że to wzięłam, ale zgodnie z własnym postanowieniem milczeć zamierzałam póki nikt konkretnie nie zapyta się o coś mnie. Niebieskie tęczówki zawieszając na Brendanie gotowa wysłuchać tej propozycji całej.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
W ciszy obserwowała pozostałe dziewczęta, uważnie przysłuchując się ich wymianie zdań. Przez te nieszczęsne narkotyki najwyraźniej sporo z imprezy jej umknęło. Ale... czy biorąc je, nawet jeśli nieświadomie, rzeczywiście równała się z tak wątpliwymi ludźmi, o jakich wspominała Kerstin? Sama też zawsze słyszała, że narkotyków nie biorą dobrzy ludzie, nie miała z nimi nigdy kontaktu i świadomie na pewno by go nie szukała. Może jej rodzina była biedna, ale porządna, więc także Maisie wpojono prawidłowy kręgosłup moralny i nie ciągnęło jej ani do zakazanych używek, ani do przestępców i panien lekkich obyczajów.
Nie wtrącała się w burzliwą wymianę zdań dziewczyn, bo nie była w pełni w temacie i nie wiedziała kto kłamie a kto mówi prawdę, skoro drugą połowę imprezy w większości przespała, nawet nie do końca orientowała się kim był ten cały Fred, może chodziło o chłopaka, z którym Liddy spędziła sporą część wieczoru? Wolała więc się nie mieszać, nie dolewać oliwy do ognia. Swój konflikt o owego Freda musiały wyjaśnić między sobą. Liddy najwyraźniej bardzo go lubiła, może nawet darzyła uczuciem, skoro tak bardzo się bała, że Kerstin mogła się nim interesować? Musiała kiedyś, kiedy będą same, wypytać ją o co chodziło. Zawsze to Liddy była tą impulsywną, wygadaną i pyskatą, a Maisie tą spokojną i unikającą konfliktów, co było widać także teraz, kiedy Liddy płomiennie się kłóciła, a Maisie spokojnie i w ciszy siedziała na kanapie, przenosząc po chwili spojrzenie na mężczyzn, zwłaszcza na Billy'ego. Pewnie go rozczarowała i z tego powodu dręczyły ją jeszcze większe wyrzuty sumienia. Wolałaby, żeby nie dowiedział się o tym, co działo się na tamtej imprezie, nawet jeśli nie zrobiła niczego złego poza tym, że wciągnęła do nosa nieznaną substancję która okazała się narkotykiem.
- Zapewniam, że gdybym wiedziała, że to są narkotyki, z pewnością bym tego nie zażyła. Ale nikt tam zdecydowanie nie wyglądał na przestępcę ani pannę lekkich obyczajów, nie pamiętam, kto dokładnie przyniósł ten proszek - wiedziała, że to Marcel jej go dał, ale czy to on go przyniósł, tego nie była pewna, więc wolała go nie pogrążać, jeśli był niewinny - Ale może ta osoba także nie była świadoma, co to jest? Może oni wszyscy też myśleli, że to tylko nieszkodliwe zioła? Nazwa "wróżkowy pył" przecież nie brzmi groźnie, prawda?
Może była naiwna, ale wolała się łudzić, że tak właśnie było. Że nikt z jej znajomych, ani tych których znała od dawna, ani tych nowych, nie chciał ich naćpać celowo, a po prostu doszło do zwykłej pomyłki, spowodowanej niegroźną nazwą i wyglądem owego specyfiku.
Podniosła wzrok na brata Neali, kiedy oznajmił, że ma dla nich propozycję. Jaką propozycję? Spojrzała na niego wyczekująco. Wyglądał nie mniej groźnie i poważnie niż wcześniej, więc mimowolnie zaczęła się trochę obawiać... Samą swoją postawą i potężną posturą budził respekt; wyglądał na kogoś, kto byłby w stanie bez problemu unieść ją jedną dłonią za kark jak niesfornego kociaka. Co takiego chciał z nimi wszystkimi zrobić, żeby ukarać je za sięganie po niedozwolone używki?
Nie wtrącała się w burzliwą wymianę zdań dziewczyn, bo nie była w pełni w temacie i nie wiedziała kto kłamie a kto mówi prawdę, skoro drugą połowę imprezy w większości przespała, nawet nie do końca orientowała się kim był ten cały Fred, może chodziło o chłopaka, z którym Liddy spędziła sporą część wieczoru? Wolała więc się nie mieszać, nie dolewać oliwy do ognia. Swój konflikt o owego Freda musiały wyjaśnić między sobą. Liddy najwyraźniej bardzo go lubiła, może nawet darzyła uczuciem, skoro tak bardzo się bała, że Kerstin mogła się nim interesować? Musiała kiedyś, kiedy będą same, wypytać ją o co chodziło. Zawsze to Liddy była tą impulsywną, wygadaną i pyskatą, a Maisie tą spokojną i unikającą konfliktów, co było widać także teraz, kiedy Liddy płomiennie się kłóciła, a Maisie spokojnie i w ciszy siedziała na kanapie, przenosząc po chwili spojrzenie na mężczyzn, zwłaszcza na Billy'ego. Pewnie go rozczarowała i z tego powodu dręczyły ją jeszcze większe wyrzuty sumienia. Wolałaby, żeby nie dowiedział się o tym, co działo się na tamtej imprezie, nawet jeśli nie zrobiła niczego złego poza tym, że wciągnęła do nosa nieznaną substancję która okazała się narkotykiem.
- Zapewniam, że gdybym wiedziała, że to są narkotyki, z pewnością bym tego nie zażyła. Ale nikt tam zdecydowanie nie wyglądał na przestępcę ani pannę lekkich obyczajów, nie pamiętam, kto dokładnie przyniósł ten proszek - wiedziała, że to Marcel jej go dał, ale czy to on go przyniósł, tego nie była pewna, więc wolała go nie pogrążać, jeśli był niewinny - Ale może ta osoba także nie była świadoma, co to jest? Może oni wszyscy też myśleli, że to tylko nieszkodliwe zioła? Nazwa "wróżkowy pył" przecież nie brzmi groźnie, prawda?
Może była naiwna, ale wolała się łudzić, że tak właśnie było. Że nikt z jej znajomych, ani tych których znała od dawna, ani tych nowych, nie chciał ich naćpać celowo, a po prostu doszło do zwykłej pomyłki, spowodowanej niegroźną nazwą i wyglądem owego specyfiku.
Podniosła wzrok na brata Neali, kiedy oznajmił, że ma dla nich propozycję. Jaką propozycję? Spojrzała na niego wyczekująco. Wyglądał nie mniej groźnie i poważnie niż wcześniej, więc mimowolnie zaczęła się trochę obawiać... Samą swoją postawą i potężną posturą budził respekt; wyglądał na kogoś, kto byłby w stanie bez problemu unieść ją jedną dłonią za kark jak niesfornego kociaka. Co takiego chciał z nimi wszystkimi zrobić, żeby ukarać je za sięganie po niedozwolone używki?
Maisie Moore
Zawód : początkująca krawcowa
Wiek : 18
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
"So what am I to do with all those hopes
Life seems so very frightening"
Life seems so very frightening"
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 11 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarownica
Neutralni
- Kerstin nie kłamie, mamy dowody na wróżkowy pył na tamtej imprezie. - odezwał się dość chłodno, na moment zawieszając spojrzenie na Lidii. Nie zamierzał upominać jej dalej, skoro był tu już jej starszy brat, ale dalsze inwektywy były zbędne. Podłapał spojrzenie siostry, ale nie przyprowadził jej tutaj po to, by dziewczęta się pokłóciły - nie mogli wyjść zanim nie przedstawią im planu. - A w tym, że nie wiecie co to jest i że ta niewiedza została wykorzystana, tkwiła część problemu, co łączy się z naszą propozycją... - zawiesił głos, pozwalając Billemu i Brendanowi kontynuować.
Can I not save one
from the pitiless wave?
- Nie – odpowiedziałam bratu szczerze i stanowczo, patrząc mu prosto w oczy. Niczego nie brałam. Nie paliłam nawet diablego na tej imprezie i nie wiedziałam czy ktoś je w ogóle przyniósł. To była zresztą wyjątkowo spokojna noc: alkohol, zwykłe fajki, gulasz i tańce. Bez bójki, bez topienia, bez zaginięcia w lesie. Tym bardziej irracjonalne mi się wydawały te wyssane z palca zarzuty o prochach.
Przytaknęłam, kiedy Billy dopytał o Freda. Nawet miło mnie zaskoczył, że go skojarzył… przynajmniej do momentu, kiedy zapytał czy to właśnie Fred przyniósł prochy na imprezę.
- Co? Nie! – realnie się oburzyłam marszcząc przy tym brwi. – I czemu niby oskarżasz właśnie jego? – fuknęłam na brata. Nie podobało mi się jak oceniani są moi przyjaciele tylko po jakichś pozorach i domniemaniach. To nie było w porządku. Żadne z nich na to nie zasługiwało.
Tymczasem Kerstin zaczęła przechodzić samą siebie w robieniu jakichś dziwnych fikołków słownych i myślowych. Chyba nigdy w życiu nie spotkałam tak fałszywej i pozbawionej kręgosłupa moralnego osoby. No tak, oczywiście, że nie użyła takich słów i wprost nam niczego nie powiedziała, bo, jak już chyba wszyscy tutaj zgromadzeni zauważyli (ja zauważyłam), była na to zbyt tchórzliwa i wolała tylko sugerować pewne kwestie, z których potem mogła się wyłgać kolejnymi kłamstwami albo smutnymi oczami pełnymi łez. Raz mi i przyjaciołom zarzucała największe zbrodnie tego świata, a zaraz przymilnie obrzucała mnie pochlebstwami i mówiła, że nie jest moim wrogiem. Gdybym nie czuła do niej rosnącego z każdą chwilą obrzydzenia, to pewnie parsknęłabym na to śmiechem. Pogięło ją doszczętnie? To było tak groteskowe, że przestawało być śmieszne. Zmieniała front jak rękawiczki, co chwilę nakładała inną maskę, nie trzymało się to w żaden sposób kupy i chyba sama już się gubiła we własnych kłamstwach.
Omiotłam ją pełnym niechęci spojrzeniem nie wierząc już w ani jedno jej słowo. Nawet nie zamierzałam tego w żaden sposób komentować. Chyba już wszyscy zobaczyli jaka była naprawdę.
W gruncie rzeczy byłam też wdzięczna Billowi, że wszedł między nas, bo jego stoicka obecność pomogła mi trochę zapanować nad nerwami… i pięściami. Odetchnęłam jeszcze, kiedy powiedział, żebyśmy usiadły i to też zrobiłam, choć złowróżbnego spojrzenia nie odwróciłam od Kerstin ani na jedną chwilę. Jeśli sądziła, że jej się upiekło, to była w grubym…
Dopiero na „panno Moore” przeniosłam wzrok na brata Neali, który to właśnie się do mnie zwrócił. Zmarszczyłam brwi.
- Propozycję…? – powtórzyłam za nim zdziwiona, bo naprawdę do tej chwili sądziłam, że brałyśmy udział w zbiorowym przesłuchaniu. Zerknęłam pytająco na brata. Wiedział o co w tym wszystkim chodzi? Potem zaś odezwał się pan Tonks i spojrzałam tym razem na niego.
Mieli dowody? Jakoś w to wątpiłam, ale dzielnie zatrzymałam tą uwagę i wątpliwość dla siebie. Tym bardziej, że Maisie rozgadywała się na ten temat i już sama nie byłam pewna czy coś jej się rzeczywiście pomieszało albo przyśniło, czy może jednak coś mnie ominęło podczas tej imprezy.
- Jaką propozycję? – zapytałam spoglądając kolejno na mężczyzn.
Przytaknęłam, kiedy Billy dopytał o Freda. Nawet miło mnie zaskoczył, że go skojarzył… przynajmniej do momentu, kiedy zapytał czy to właśnie Fred przyniósł prochy na imprezę.
- Co? Nie! – realnie się oburzyłam marszcząc przy tym brwi. – I czemu niby oskarżasz właśnie jego? – fuknęłam na brata. Nie podobało mi się jak oceniani są moi przyjaciele tylko po jakichś pozorach i domniemaniach. To nie było w porządku. Żadne z nich na to nie zasługiwało.
Tymczasem Kerstin zaczęła przechodzić samą siebie w robieniu jakichś dziwnych fikołków słownych i myślowych. Chyba nigdy w życiu nie spotkałam tak fałszywej i pozbawionej kręgosłupa moralnego osoby. No tak, oczywiście, że nie użyła takich słów i wprost nam niczego nie powiedziała, bo, jak już chyba wszyscy tutaj zgromadzeni zauważyli (ja zauważyłam), była na to zbyt tchórzliwa i wolała tylko sugerować pewne kwestie, z których potem mogła się wyłgać kolejnymi kłamstwami albo smutnymi oczami pełnymi łez. Raz mi i przyjaciołom zarzucała największe zbrodnie tego świata, a zaraz przymilnie obrzucała mnie pochlebstwami i mówiła, że nie jest moim wrogiem. Gdybym nie czuła do niej rosnącego z każdą chwilą obrzydzenia, to pewnie parsknęłabym na to śmiechem. Pogięło ją doszczętnie? To było tak groteskowe, że przestawało być śmieszne. Zmieniała front jak rękawiczki, co chwilę nakładała inną maskę, nie trzymało się to w żaden sposób kupy i chyba sama już się gubiła we własnych kłamstwach.
Omiotłam ją pełnym niechęci spojrzeniem nie wierząc już w ani jedno jej słowo. Nawet nie zamierzałam tego w żaden sposób komentować. Chyba już wszyscy zobaczyli jaka była naprawdę.
W gruncie rzeczy byłam też wdzięczna Billowi, że wszedł między nas, bo jego stoicka obecność pomogła mi trochę zapanować nad nerwami… i pięściami. Odetchnęłam jeszcze, kiedy powiedział, żebyśmy usiadły i to też zrobiłam, choć złowróżbnego spojrzenia nie odwróciłam od Kerstin ani na jedną chwilę. Jeśli sądziła, że jej się upiekło, to była w grubym…
Dopiero na „panno Moore” przeniosłam wzrok na brata Neali, który to właśnie się do mnie zwrócił. Zmarszczyłam brwi.
- Propozycję…? – powtórzyłam za nim zdziwiona, bo naprawdę do tej chwili sądziłam, że brałyśmy udział w zbiorowym przesłuchaniu. Zerknęłam pytająco na brata. Wiedział o co w tym wszystkim chodzi? Potem zaś odezwał się pan Tonks i spojrzałam tym razem na niego.
Mieli dowody? Jakoś w to wątpiłam, ale dzielnie zatrzymałam tą uwagę i wątpliwość dla siebie. Tym bardziej, że Maisie rozgadywała się na ten temat i już sama nie byłam pewna czy coś jej się rzeczywiście pomieszało albo przyśniło, czy może jednak coś mnie ominęło podczas tej imprezy.
- Jaką propozycję? – zapytałam spoglądając kolejno na mężczyzn.
OK, so now what?
we'll fight
Liddy Moore
Zawód : Fotografka i lotniczka w Oddziale Łączności "Sowa"
Wiek : 19
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
You can count on me like:
1, 2, 3
I'll be there
1, 2, 3
I'll be there
OPCM : 7 +3
UROKI : 3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Czy warto było szaleć tak
Szybka odpowiedź