Czy warto było szaleć tak
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Devon, Ottery St. Catchpole
Ottery St. Catchpole 25 września 1958, przedpołudnie
Brendan, Michael i William rozmawiają z niesfornymi nastolatkami: Kerstin, Liddy, Maisie i Nealą.
Brendan, Michael i William rozmawiają z niesfornymi nastolatkami: Kerstin, Liddy, Maisie i Nealą.
I show not your face but your heart's desire
Stanowcze zaprzeczenie Liddy trochę go zaskoczyło, zawahał się, przez moment zbity z tropu. Jego siostra nie była kłamczuchą, a część padających między dziewczętami rewelacji wydawała się być dla niej autentyczną nowością. Czy mogła faktycznie nie pamiętać fragmentów imprezy albo w nich nie uczestniczyć? Biorąc pod uwagę domniemaną ilość wypitego alkoholu: było to możliwe, zresztą - każda z uczestniczek feralnego przyjęcia opowiadała trochę inną wersję wydarzeń. W końcu - skinął lekko głową, decydując się nie ciągnąć dalej tego tematu. - Nie oskarżam. P-p-pytam - sprostował, wskazanie na Freda nie było pozbawione podstaw - nie podejrzewał o zakupienie wróżkowego pyłu żadnej z nich, Liddy ani Neala z całą pewnością tego nie zrobiły, Kerstin wyglądała na oburzoną samą sugestią, a Maisie...
W ostatniej chwili powstrzymał przewrócenie oczami, nie wiedział, co było gorsze: czy to, że mogła im kłamać w żywe oczy, czy to, że naiwność naprawdę kazała jej sądzić, że wciągnięcie tajemniczego proszku nosem było zupełnie nieszkodliwe. - Nie brzmi groźnie - zgodził się, tłumiąc cisnące mu się na język: na litość Merlina. Zrobił krok w tył, uznając zagrożenie bójką za zażegnane i równając się z aurorami. Wymienił z nimi spojrzenia, skinął głową Brendanowi - mogli zaczynać. - I d-d-doskonale się składa, że już jesteście świadome, jak łatwo jest się p-po-pomylić, bo tym lepiej zrozumiecie istotność waszego zadania. - Zrobił pauzę, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. - Dziesiątego października na placu ruchu op-p-poru w Plymouth zorganizujecie prelekcję dla młodzieży - przesunął spojrzeniem po całej czwórce dziewcząt, dając im do zrozumienia, że dotyczyło to wszystkich - również Kerstin - na temat rozp-p-poznawania i szkodliwości używek. Wcześniej samodzielnie przygotujecie i rozpropagujecie zaproszenia i ulotki. - Liddy była łączniczką, mogła się tym zająć. Maisie też doskonale radziła sobie na miotle. - Młodych rekrutów do Sów zap-p-prosiłem już sam - dodał. Na pewno się zjawią.
Zakołysał się na stopach i umilkł na moment, przenosząc wzrok na Brendana; podejrzewając, że chciał dodać coś od siebie.
W ostatniej chwili powstrzymał przewrócenie oczami, nie wiedział, co było gorsze: czy to, że mogła im kłamać w żywe oczy, czy to, że naiwność naprawdę kazała jej sądzić, że wciągnięcie tajemniczego proszku nosem było zupełnie nieszkodliwe. - Nie brzmi groźnie - zgodził się, tłumiąc cisnące mu się na język: na litość Merlina. Zrobił krok w tył, uznając zagrożenie bójką za zażegnane i równając się z aurorami. Wymienił z nimi spojrzenia, skinął głową Brendanowi - mogli zaczynać. - I d-d-doskonale się składa, że już jesteście świadome, jak łatwo jest się p-po-pomylić, bo tym lepiej zrozumiecie istotność waszego zadania. - Zrobił pauzę, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. - Dziesiątego października na placu ruchu op-p-poru w Plymouth zorganizujecie prelekcję dla młodzieży - przesunął spojrzeniem po całej czwórce dziewcząt, dając im do zrozumienia, że dotyczyło to wszystkich - również Kerstin - na temat rozp-p-poznawania i szkodliwości używek. Wcześniej samodzielnie przygotujecie i rozpropagujecie zaproszenia i ulotki. - Liddy była łączniczką, mogła się tym zająć. Maisie też doskonale radziła sobie na miotle. - Młodych rekrutów do Sów zap-p-prosiłem już sam - dodał. Na pewno się zjawią.
Zakołysał się na stopach i umilkł na moment, przenosząc wzrok na Brendana; podejrzewając, że chciał dodać coś od siebie.
I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Michael stanął po jej stronie tylko trochę - tak jakby sam krzykiem i groźbą wpadnięcia na imprezę nie zmusił jej do tego, by wszystko mu opowiedziała; spojrzała na niego z wyrzutem, ale ugryzła się w język i w zbolałym milczeniu wysłuchała jakie jeszcze rewelacje miała jej do powiedzenia Liddy. Biorąc pod uwagę jak niewielką szansę na zapamiętanie czegokolwiek z imprezy miała ta młoda dziewczyna, trudno było jej słuchać jak prędko brała się do wyzwisk i wyrzutów. W którym momencie towarzystwo rodzeństwa przyjaciół jej brata stało się tak... niedbałe? Bezwstydne? Czy to była po prostu czarodziejska cecha, czy ich światy się tak różniły, czy może Kerstin w swoich dotychczasowych obawach po prostu unikała tego typu zachowań? Zwykła opuszczać przyjęcia w szkole, gdy sięgano po alkohol mocniejszy niż piwo, gdy ktokolwiek zaczynał zachowywać się zdrożnie. W Dolinie nie zrobiła tego dlatego, że nie miała nikogo więcej. Że właściwie ufała Eve, chociaż po namyśle musiała przyznać przed samą sobą, że nie miała ku temu żadnej solidnej podstawy.
- Nie Freddy. Marcel - poparła Lidyę w odpowiedzi na pytanie Bily'ego, ale jej głos przebrzmiewał zmęczeniem i zrezygnowaniem. Skoro Michael już wiedział, nie miało znaczenia komu powie. Brat i tak nie chciał wciąż wyjawić jej jaka kara spotkała tego biednego, zagubionego chłopca.
Siedząc i zaciskając do białości palce na własnych kolanach wysłuchała propozycję braci i w pierwszej chwili zapłonął w niej entuzjazm. To był dobry pomysł. Uczyła się o takich rzeczach w szkole pielęgniarskiej, głównie w temacie alkoholu, ponieważ pielęgniarki szpitalne z zasady nie zajmowały się najniższymi warstwami społecznymi - od tego były domy opieki, przytułki, zakłady psychiatryczne i areszty. Co pojedyncze odważniejsze dziewczyny decydowały się iść do przytułków. To nie była najbezpieczniejsza i najbardziej prestiżowa z prac.
Dzięki takiej formie edukacji miałaby jednak dodatkowe zajęcia, które może umożliwiłoby jej poznanie prawdziwie zagubionych nastolatków, którym dałoby się pomóc. Czasy były na tyle trudne, że łatwo było popaść w nędzę i deprawację. Odwiodłaby też co brawurowszych od niepotrzebnych eksperymentów z rodzaju tych z imprezy w Dolinie. No i sama mogłaby się dowiedzieć więcej o wszystkich narkotykach i zakazanych środkach, na które tylko dało się natknąć w ich okolicach, dotąd znała wyłącznie diable ziele, podobne nieco do zwyczajnych konopi. Michael obiecał jej dostarczyć materiały.
- To bardzo dobry pomysł! Uświadomienie młodych, zagubionych ludzi... - Przygryzła wargę, nie patrząc na dziewczęta; wątpiła, by były do tego pomysłu równie entuzjastycznie nastawione. - Przydałoby się też coś upiec. Więcej ludzi przyjdzie, jeżeli będzie tam jedzenie - namyślała się już sama ze sobą. To było logiczne, wszyscy lubili drożdżówki. Ale to znaczy, że musiałaby już wkrótce brać się do pracy... - Ale dziesiątego mam dyżur w lecznicy. Data musi być inna - Uniosła wzrok, rozkładając ręce. W leśnej lecznicy pracowała tylko garstka uzdrowicieli i dwie pielęgniarki, nie będzie nikogo na jej miejsce.
- Nie Freddy. Marcel - poparła Lidyę w odpowiedzi na pytanie Bily'ego, ale jej głos przebrzmiewał zmęczeniem i zrezygnowaniem. Skoro Michael już wiedział, nie miało znaczenia komu powie. Brat i tak nie chciał wciąż wyjawić jej jaka kara spotkała tego biednego, zagubionego chłopca.
Siedząc i zaciskając do białości palce na własnych kolanach wysłuchała propozycję braci i w pierwszej chwili zapłonął w niej entuzjazm. To był dobry pomysł. Uczyła się o takich rzeczach w szkole pielęgniarskiej, głównie w temacie alkoholu, ponieważ pielęgniarki szpitalne z zasady nie zajmowały się najniższymi warstwami społecznymi - od tego były domy opieki, przytułki, zakłady psychiatryczne i areszty. Co pojedyncze odważniejsze dziewczyny decydowały się iść do przytułków. To nie była najbezpieczniejsza i najbardziej prestiżowa z prac.
Dzięki takiej formie edukacji miałaby jednak dodatkowe zajęcia, które może umożliwiłoby jej poznanie prawdziwie zagubionych nastolatków, którym dałoby się pomóc. Czasy były na tyle trudne, że łatwo było popaść w nędzę i deprawację. Odwiodłaby też co brawurowszych od niepotrzebnych eksperymentów z rodzaju tych z imprezy w Dolinie. No i sama mogłaby się dowiedzieć więcej o wszystkich narkotykach i zakazanych środkach, na które tylko dało się natknąć w ich okolicach, dotąd znała wyłącznie diable ziele, podobne nieco do zwyczajnych konopi. Michael obiecał jej dostarczyć materiały.
- To bardzo dobry pomysł! Uświadomienie młodych, zagubionych ludzi... - Przygryzła wargę, nie patrząc na dziewczęta; wątpiła, by były do tego pomysłu równie entuzjastycznie nastawione. - Przydałoby się też coś upiec. Więcej ludzi przyjdzie, jeżeli będzie tam jedzenie - namyślała się już sama ze sobą. To było logiczne, wszyscy lubili drożdżówki. Ale to znaczy, że musiałaby już wkrótce brać się do pracy... - Ale dziesiątego mam dyżur w lecznicy. Data musi być inna - Uniosła wzrok, rozkładając ręce. W leśnej lecznicy pracowała tylko garstka uzdrowicieli i dwie pielęgniarki, nie będzie nikogo na jej miejsce.
Westchnął, ciężko, patrząc na Maisie. Widły też by jej brzmiały swojsko? A Śnieżka bajecznie? Wydawało mu się nieprawdopodobne, że przez kilka lat nauki w Hogwarcie nigdy nie zetknęła się z tymi nazwami, ale nie polemizował.
- Na pewno - przytaknął jej na tylko gorzko, że nie dało się nie wychwycić ironii, nic i nikt nie mogłoby przekonać, że tamte młokosy nie wiedziały, czym jest i jakie działanie ma wróżkowy pył, kiedy im go podawały. Relacje dziewcząt były chaotyczne i nieskładne, każda z nich pamiętała te zdarzenia inaczej. Wiedział, że Neala nie kłamie, a jednocześnie zarzucała kłamstwo Kerstin - każda z nich mogła zapamiętać te obrazy inaczej i zapewne byłyby składniejsze, gdyby choć jedna z nich zachowała się odpowiedzialnie. Kerstin była od pozostałych dziewcząt znacznie starsza, ale nie pokazała tego, pozwalając im brać narkotyki.
Milczał, kiedy Billy przedstawiał im zaplanowane dla nich zajęcia, spoglądając w tym czasie na Nealę. Czuł zawód, może i była najmłodsza, ale zawsze była mądra. Czemu to ona tego nie zatrzymała? Czemu nie otrząsnęła koleżanek? Czemu nie wyjaśniła Kerstin, z czym ma do czynienia, jeśli ta - mimo, iż powinna być dojrzalsza - nie potrafiła tego zrozumieć?
- O szkodliwości picia alkoholu też opowiecie - uzupełnił słowa Williama, może Lidya nauczy się czegoś, co pozwoli jej zrozumieć, dlaczego niczego nie pamięta. - Data zostaje - odpowiedział kategorycznie, nie ruszając się z miejsca. Wiedział, że obecność Kerstin w lecznicy nie była niezbędna, bo nie była czarownicą i nie we wszystkim była w stanie je zastąpić, ale tu nie chodziło o obowiązki ani o kalendarz, chodziło o to, że nie w ich gestii leżała ta decyzja. Tego brakowało, żeby zaczęły wspólnie debatować teraz nad tym, w które popołudnie są w stanie odbyć karę. - Uzdrowiciele z lecznicy w Dolinie Godryka opowiedzą wam, czym są narkotyki, ale porozmawiacie też z Tedem - Neala praktykowała u niego, niech Ted sam oceni, jak popisała się wiedzą w ostatnim czasie.
- Na pewno - przytaknął jej na tylko gorzko, że nie dało się nie wychwycić ironii, nic i nikt nie mogłoby przekonać, że tamte młokosy nie wiedziały, czym jest i jakie działanie ma wróżkowy pył, kiedy im go podawały. Relacje dziewcząt były chaotyczne i nieskładne, każda z nich pamiętała te zdarzenia inaczej. Wiedział, że Neala nie kłamie, a jednocześnie zarzucała kłamstwo Kerstin - każda z nich mogła zapamiętać te obrazy inaczej i zapewne byłyby składniejsze, gdyby choć jedna z nich zachowała się odpowiedzialnie. Kerstin była od pozostałych dziewcząt znacznie starsza, ale nie pokazała tego, pozwalając im brać narkotyki.
Milczał, kiedy Billy przedstawiał im zaplanowane dla nich zajęcia, spoglądając w tym czasie na Nealę. Czuł zawód, może i była najmłodsza, ale zawsze była mądra. Czemu to ona tego nie zatrzymała? Czemu nie otrząsnęła koleżanek? Czemu nie wyjaśniła Kerstin, z czym ma do czynienia, jeśli ta - mimo, iż powinna być dojrzalsza - nie potrafiła tego zrozumieć?
- O szkodliwości picia alkoholu też opowiecie - uzupełnił słowa Williama, może Lidya nauczy się czegoś, co pozwoli jej zrozumieć, dlaczego niczego nie pamięta. - Data zostaje - odpowiedział kategorycznie, nie ruszając się z miejsca. Wiedział, że obecność Kerstin w lecznicy nie była niezbędna, bo nie była czarownicą i nie we wszystkim była w stanie je zastąpić, ale tu nie chodziło o obowiązki ani o kalendarz, chodziło o to, że nie w ich gestii leżała ta decyzja. Tego brakowało, żeby zaczęły wspólnie debatować teraz nad tym, w które popołudnie są w stanie odbyć karę. - Uzdrowiciele z lecznicy w Dolinie Godryka opowiedzą wam, czym są narkotyki, ale porozmawiacie też z Tedem - Neala praktykowała u niego, niech Ted sam oceni, jak popisała się wiedzą w ostatnim czasie.
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Leśna lecznica nie przyjmowała narkomanów, mieli na to zdecydowanie zbyt mało miejsca, personelu i zbyt wielkie obłożenie rannymi i uchodźcami - ale wierzyła w to, że uzdrowiciele, którzy kończyli swoje kursy magiczne w Londynie opowiedzą jej o wszystkim, o czym powinna wiedzieć wcześniej; a jednak, czego bardzo żałowała dzisiaj, nie zdecydowała się zapytać.
- Oczywiście, zgadzam się. Chętnie pomogę w organizowaniu takich prelekcji również w Dolinie Godryka. Ale jeśli data zostaje, to mnie nie będzie w Plymouth - powiedziała powoli, ostrożnie, patrząc to na Michaela, to na sir Brendana. Paskudnie się czuła musząc mu odmawiać i rumieniec wpełzający na szyję i uszy był tego najlepszym dowodem, ale cóż, nie mógł zabronić jej iść do pracy, którą wykonywała od ponad roku, a wcześniej w Londynie od czterech lat. Nie robił tego nawet Michael.
- Oczywiście, zgadzam się. Chętnie pomogę w organizowaniu takich prelekcji również w Dolinie Godryka. Ale jeśli data zostaje, to mnie nie będzie w Plymouth - powiedziała powoli, ostrożnie, patrząc to na Michaela, to na sir Brendana. Paskudnie się czuła musząc mu odmawiać i rumieniec wpełzający na szyję i uszy był tego najlepszym dowodem, ale cóż, nie mógł zabronić jej iść do pracy, którą wykonywała od ponad roku, a wcześniej w Londynie od czterech lat. Nie robił tego nawet Michael.
Zignorował słowa Kerstin, nie wiedziała, dlaczego nie mogła wystąpić sama - rozmawiali o tym z Michaelem.
- Z uwagi na listy gończe jako prelegentka z nazwiska zostanie wskazana Neala. - Jej twarz, jej nazwisko, nie było i nie będzie anonimowe. Nazwiska Moore i Tonks mogły nastręczyć im problemów.
- Z uwagi na listy gończe jako prelegentka z nazwiska zostanie wskazana Neala. - Jej twarz, jej nazwisko, nie było i nie będzie anonimowe. Nazwiska Moore i Tonks mogły nastręczyć im problemów.
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Pokiwał głową w kwestii prelegentki.
- Tak, nie będzie wystąpień indywidualnych. Nie możesz zamienić się dyżurami z koleżanką? - zaproponował Kerstin, nieco zbity z tropu. Podjęli decyzję za dziewczęta, ale faktycznie nie sprawdzili ich rozkładów pracy — ale ta wydawała się mu dobrym powodem.
- Tak, nie będzie wystąpień indywidualnych. Nie możesz zamienić się dyżurami z koleżanką? - zaproponował Kerstin, nieco zbity z tropu. Podjęli decyzję za dziewczęta, ale faktycznie nie sprawdzili ich rozkładów pracy — ale ta wydawała się mu dobrym powodem.
Can I not save one
from the pitiless wave?
Nie odezwałam się już więcej. Dlatego, że powiedziałam, że tego nie zrobię i dlatego, że zdawało się, że nie miało znaczenia w ogóle co powiemy. Niech wiec będzie. Poczekam, popatrzę, pomilczę. Zobaczę co jeszcze ciekawe Kerstin powie. Raz nas obrażając, by zaraz mówić Liddy jaka to miła nie jest. Jest, dla tych którzy na to zasługiwali. Maisie mogłaby się po prostu nie odzywać. Ale gadała i gadała. A ja wiedziałam, że tłumaczenie, że nazwa była ładna, albo pył piękny nie przejdzie u Brendana. Tak samo jak fakt, że wzięłam go sprowokowana, odmawiając najpierw Marcelowi. Za to właściwie, zostałabym dodatkowo ukarana. Westchnęłam - ale tylko wewnętrznie, sięgając po herbatę żeby się jej napić. A potem spojrzałam na brata Liddy, bo zabrał głos i chyba miał przedstawić nam tą propozycję - choć dobrze wiedziałam, że to nie jest propozycja a kara. Odkupienie. Zadośćuczynienie, jak ledwie wczoraj mówił Brendan. I słuchałam i właściwie nie do końca wierzyłam. To była nasza pokuta? Uniosłam brwi, zmarszczyłam je zaraz. Prelekcja? To był dobry pomysł, ale chyba zrozumiałam od razu w którym aspekcie tkwiła kara. W tym, że miała w tym uczestniczyć razem z nami. Pewnie, panna pielęgniarka nie może, taka jest zapracowana. Może to i lepiej. Przesunęłam tęczówki na Brendana łapiąc jego spojrzenie. Widziałam to w jego oczach, ale nie miałam nic na swoje usprawiedliwie. Ból złamanego serca nie powinien mną zawładnąć na tyle, by robić to, czego się podjęłam, ale czasu cofnąć nie mogłam. Kerstin wiedziała z czym miała do czynienia, gadała tylko że nie, albo była niepoważna. Maisie jeszcze byłam w stanie uwierzyć i Marii - obie naiwne były po prostu. Otrząśnąć nikogo nie mogłam, kiedy sama w sobie się trzęsłam.
- Moore'a? - upewniłam się nie odejmując tęczówek od brata. Tak, cóż, zbrodnia i kara. Tak stał ten świat. - Panna Tonks nie rozumie, że to kara, nie propozycja. - wyjaśniłam uprzejmie wszystkim zebranym. - Chwila. Ja? - zadziwiłam się. - Znaczy, nie to, że mam coś przeciwko. To na pewno… - kara? Chciałam zapytać ale ugryzłam się w język. - To wszystko? - zapytałam więc.
- Moore'a? - upewniłam się nie odejmując tęczówek od brata. Tak, cóż, zbrodnia i kara. Tak stał ten świat. - Panna Tonks nie rozumie, że to kara, nie propozycja. - wyjaśniłam uprzejmie wszystkim zebranym. - Chwila. Ja? - zadziwiłam się. - Znaczy, nie to, że mam coś przeciwko. To na pewno… - kara? Chciałam zapytać ale ugryzłam się w język. - To wszystko? - zapytałam więc.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
-Panna Tonks - zwrócił uwagę Neali, odrobinę zirytowany, że to ona - a nie któryś z nich - zabrała głos aby pouczyć Kerstin. Nasłuchała się już wyzwisk od Liddy, wziął ją tutaj aby była karana, ale nie upokarzana. -jest niezbędnym personalem medycznym w lecznicy, więc dostosujemy datę do waszych obowiązków, ale nie do waszych zachcianek.
Can I not save one
from the pitiless wave?
- Nie kwestionowałam przydatności Panny Tonks w Dolinie, panie Tonks. - zauważyłam grzecznie przenosząc na niego spojrzenie. - Ale cieszy mnie niezmiernie, że zamierzacie wziąć pod uwagę grafiki również reszty z nas.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Kiwnął głową, kiedy poczuł na sobie spojrzenie Neali, Ted Moore, o nim mówił.
- Data zostaje - powtórzył, nie ściągając z niej spojrzenia, kiedy zwróciła się do Tonksa, ostrzegawczego.
- Data zostaje - powtórzył, nie ściągając z niej spojrzenia, kiedy zwróciła się do Tonksa, ostrzegawczego.
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Kiwnął głową, zgadzając się ze słowami Brendana. - Znalazłyście wolne p-po-południe, żeby bawić się na imprezie, znajdziecie też, żeby wziąć udział w prelekcji - zauważył, wtedy jakoś żadnej z nich nie wstrzymały obowiązki. Zobowiązania Kerstin nie wydawały mu się istotniejsze niż te, które ciążyły na Lydii - działała w podziemiu, mimo to oczekiwał od niej, że stawi się w wyznaczonym terminie. - Macie wystarczająco dużo czasu, żeby znaleźć zastępstwo - dodał; wątpił, by w którymkolwiek przypadku było to niemożliwe.
I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
- Czy te spotkania w lecznicy i u - chciałam powiedzieć po prostu imię, ale zmarszczyłam brwi. Mogłam, powinnam? - pana Teda są już umówione? - zapytałam przesuwając spojrzeniem między nimi. Dostrzegłam spojrzenie Brendana, ale nic nie powiedziałam. Uszu po sobie też nie położyłam. Czekają na resztę. Bo jakaś była, nie? Spojrzałam znów na Brendana.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Zmarszczyła brwi, przygryzając wargę w zmartwieniu i zamyśleniu. Pobladła też i odwróciła głowę, kiedy ze wszystkich osób akurat Nela zdecydowała się zwrócić jej uwagę. Kara? Nie propozycja? Miała wyrzuty sumienia o to że nie zareagowała w czasie, ale na Boga, zawód ojca i brata był dla niej wystarczającą karą.
- Znalazłam się na tej imprezie przez przypadek, miałam tam zostać chwilę. Nie sięgnęłam po żaden narkotyk, nie wypiłam ani kropli alkoholu, dałam Ci znać o tym gdzie jestem gdy tylko mogłam i nie kłóciłam się, kiedy przyszedłeś mnie zabrać. Okłamałam cię tylko wtedy, gdy próbowałam ich kryć, Michael, bo bylo mi ich szkoda i nie rozumiałam wszystkiego co miało tam miejsce. A potem zgodziłam się z tobą na wszystko, czego ode mnie oczekiwałeś. Za co dokładnie mnie karasz? - Wstała. Łzy piekły ją w oczy, ale nie mogła tego już dłużej słuchać. Czy Mike próbował ją upokorzyć? Ukarać za to, że była z nim szczera? Co dokładnie chciał osiągnąć ściągając ją tutaj i zmuszając do tego, by powiedziała dziewczynom w twarz, że na nie doniosła, bo się o nie martwiła, a potem słuchać ich nienawiści, na którą częściowo zapewne zasłużyła. - Spróbuję znaleźć zastępstwo w lecznicy, jeżeli go nie znajdę nie będę w Plymouth. Lecznica nie jest moją zachcianką - podkreśliła, odwróciła wzrok. Wstydziła się patrzeć na sir Brendana I Williama a na Mike'a zwyczajnie nie chciała. Musiała stąd wyjść zanim się rozpłaczę. - Michael, wychodzę, będę czekać na zewnątrz - odwróciła się w stronę drzwi ale jeszcze nie wyszła.
Zawsze go szanowała, zawsze słuchała jego poleceń i koniec końców mówiła prawdę, nawet jeśli sprawiała jej ból i wstyd. Ale ich tata żył i łamało jej serce, że to brat traktował ją tak samo jak nastolatków, których wybryki i nieodpowiedzialność próbowała ukryć że strachu i współczucia.
- Znalazłam się na tej imprezie przez przypadek, miałam tam zostać chwilę. Nie sięgnęłam po żaden narkotyk, nie wypiłam ani kropli alkoholu, dałam Ci znać o tym gdzie jestem gdy tylko mogłam i nie kłóciłam się, kiedy przyszedłeś mnie zabrać. Okłamałam cię tylko wtedy, gdy próbowałam ich kryć, Michael, bo bylo mi ich szkoda i nie rozumiałam wszystkiego co miało tam miejsce. A potem zgodziłam się z tobą na wszystko, czego ode mnie oczekiwałeś. Za co dokładnie mnie karasz? - Wstała. Łzy piekły ją w oczy, ale nie mogła tego już dłużej słuchać. Czy Mike próbował ją upokorzyć? Ukarać za to, że była z nim szczera? Co dokładnie chciał osiągnąć ściągając ją tutaj i zmuszając do tego, by powiedziała dziewczynom w twarz, że na nie doniosła, bo się o nie martwiła, a potem słuchać ich nienawiści, na którą częściowo zapewne zasłużyła. - Spróbuję znaleźć zastępstwo w lecznicy, jeżeli go nie znajdę nie będę w Plymouth. Lecznica nie jest moją zachcianką - podkreśliła, odwróciła wzrok. Wstydziła się patrzeć na sir Brendana I Williama a na Mike'a zwyczajnie nie chciała. Musiała stąd wyjść zanim się rozpłaczę. - Michael, wychodzę, będę czekać na zewnątrz - odwróciła się w stronę drzwi ale jeszcze nie wyszła.
Zawsze go szanowała, zawsze słuchała jego poleceń i koniec końców mówiła prawdę, nawet jeśli sprawiała jej ból i wstyd. Ale ich tata żył i łamało jej serce, że to brat traktował ją tak samo jak nastolatków, których wybryki i nieodpowiedzialność próbowała ukryć że strachu i współczucia.
Maisie, jako mugolaczka, która w dodatku skończyła tylko pięć klas, naprawdę nie była obeznana z czarodziejskimi używkami. Z mugolskimi też nie. Przez te pięć lat, kiedy była w szkole, była zbyt młoda, żeby się podobnymi rzeczami interesować i otaczała się porządnymi ludźmi, którzy nie ćpali. W każdym razie, na pewno nie przy niej. Może gdyby pochodziła jeszcze te dwa lata, to jej rówieśnicy doszliby do etapu używek grubszego kalibru niż kremowe piwo, ale nie było jej to dane. Nawet jeśli słyszałaby nazwę "wróżkowy pył" wcześniej, to pewnie nie skojarzyłaby tego z narkotykiem, ani nie rozpoznałaby owej substancji nie widząc jej nigdy wcześniej na oczy. Liddy mogła nawet nie wiedzieć o tym proszku, bo w tym momencie chyba akurat jej nie było. Każda z nich opowiadała inną wersję wydarzeń, bo każda mogła trochę inaczej niektóre rzeczy zapamiętać lub w części zdarzeń nie uczestniczyć. Z całą pewnością jednak nie kłamała (bo nawet gdyby próbowała, to nie potrafiła być w tym przekonująca), co najwyżej pominęła szczegół, kto dokładnie podsunął jej proszek do wciągnięcia.
Wysłuchała jednak propozycji dorosłych mężczyzn. Postąpiła źle i najwyraźniej zasłużyła na jakąś formę kary i nauczki za swą lekkomyślność, która przecież mogła skończyć się znacznie gorzej. Z pokorą przyjęła więc ich plan.
- D-dobrze - ale skąd więc miała wiedzieć, jak przekonująco opowiedzieć o narkotykach i o ich złych skutkach? Nie znała też żadnych narkomanów których mogłaby wypytać. Dopiero wczoraj dowiedziała się, czym jest wróżkowy pył. Na szczęście brat Neali pospieszył z wyjaśnieniem o tym, że mogli ich poinstruować uzdrowiciele, zanim zapytała o to, jak pozyskać niezbędne informacje. No tak, uzdrowiciele powinni się na takich rzeczach znać, skoro leczyli różnych ludzi z różnymi przypadłościami.
Dobrze, że to Neala miała wygłaszać prelekcję, bo Maisie przerażały wszelkie publiczne wystąpienia; zawsze stresowało ją nawet wywołanie do odpowiedzi w szkole. Pewnie zaczęłaby się jąkać jak Billy albo całkowicie zapomniałaby języka w buzi, gdyby miała mówić do większej grupy ludzi i to obcych. Neala wydawała się dużo bardziej wygadana, choć była tu najmłodsza.
- Mogę zaangażować się w robienie ulotek i upieczenie czegoś - podłączyła się pod propozycję Kerstin, bo akurat z pieczeniem radziła sobie z całą pewnością lepiej niż w rozpoznawaniu używek. - Z terminem się dostosuję. I tak nie mam wielu zleceń krawieckich, a pani Woolman pewnie nie pogniewa się, jeśli zaceruję dziurawe ubrania jej mieszkańców dzień czy dwa później.
Nie pracowała w żadnej instytucji, nie obowiązywał jej żaden grafik, sama organizowała sobie swój czas i pracę, a z racji tego, że i tak nie miała nie wiadomo ile zajęć, to data nie była dla niej problemem. Była gotowa zrobić to, czego od niej oczekiwano w wyznaczonym dniu i nie sprzeciwiała się, choć miała nadzieję, że naprawdę nikt nie każe jej wygłaszać żadnych przemówień.
Wysłuchała jednak propozycji dorosłych mężczyzn. Postąpiła źle i najwyraźniej zasłużyła na jakąś formę kary i nauczki za swą lekkomyślność, która przecież mogła skończyć się znacznie gorzej. Z pokorą przyjęła więc ich plan.
- D-dobrze - ale skąd więc miała wiedzieć, jak przekonująco opowiedzieć o narkotykach i o ich złych skutkach? Nie znała też żadnych narkomanów których mogłaby wypytać. Dopiero wczoraj dowiedziała się, czym jest wróżkowy pył. Na szczęście brat Neali pospieszył z wyjaśnieniem o tym, że mogli ich poinstruować uzdrowiciele, zanim zapytała o to, jak pozyskać niezbędne informacje. No tak, uzdrowiciele powinni się na takich rzeczach znać, skoro leczyli różnych ludzi z różnymi przypadłościami.
Dobrze, że to Neala miała wygłaszać prelekcję, bo Maisie przerażały wszelkie publiczne wystąpienia; zawsze stresowało ją nawet wywołanie do odpowiedzi w szkole. Pewnie zaczęłaby się jąkać jak Billy albo całkowicie zapomniałaby języka w buzi, gdyby miała mówić do większej grupy ludzi i to obcych. Neala wydawała się dużo bardziej wygadana, choć była tu najmłodsza.
- Mogę zaangażować się w robienie ulotek i upieczenie czegoś - podłączyła się pod propozycję Kerstin, bo akurat z pieczeniem radziła sobie z całą pewnością lepiej niż w rozpoznawaniu używek. - Z terminem się dostosuję. I tak nie mam wielu zleceń krawieckich, a pani Woolman pewnie nie pogniewa się, jeśli zaceruję dziurawe ubrania jej mieszkańców dzień czy dwa później.
Nie pracowała w żadnej instytucji, nie obowiązywał jej żaden grafik, sama organizowała sobie swój czas i pracę, a z racji tego, że i tak nie miała nie wiadomo ile zajęć, to data nie była dla niej problemem. Była gotowa zrobić to, czego od niej oczekiwano w wyznaczonym dniu i nie sprzeciwiała się, choć miała nadzieję, że naprawdę nikt nie każe jej wygłaszać żadnych przemówień.
Maisie Moore
Zawód : początkująca krawcowa
Wiek : 18
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
"So what am I to do with all those hopes
Life seems so very frightening"
Life seems so very frightening"
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 11 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarownica
Neutralni
„Nie Freddy. Marcel” – padło z ust Kerstin, a ja nie powstrzymałam się w porę i przewróciłam oczami. Naprawdę nie rozumiałam czemu to robiła. Dlaczego rzucała tymi oskarżeniami raz za razem. Jakby mogła, to pewnie zrobiłaby jakiś wielki transparent „MARCEL ROZDAJE DRAGI”, „PRZYZNAŁ SIĘ” (ciekawe gdzie, kiedy i komu… i czemu właściwie nie został zaproszony na to spotkanie). Zresztą… Marcel? Serio? Przecież to brzmiało niedorzecznie. I czemu niby miałby się przyznawać do czegoś takiego? Szczerze? Jedyny powód jaki mi przychodził do głowy, to krycie czyjegoś tyłka. Ale dobra, teraz to nieważne. Pogadam z nim na spokojnie jak cały ten cyrk się skończy.
Wstęp do tej „propozycji” naszych braci brzmiał całkiem obiecująco… Przez myśl mi nawet przeszło, że może chodzić o jakąś misję narkotykową i wyprostowałam się słuchając uważanie słów Billa, ale kiedy powiedział: „prelekcja” moje zainteresowanie momentalnie spadło do minimum. Nuda. Ale wciąż – mogłyśmy otrzymać dużo gorsze „propozycje” niż edukowanie siebie i innych o narkotykach. Tym bardziej, że nie ograniczało się to tylko do nudnych wykładów.
- Z rozniesieniem ulotek nie będzie problemu – zadeklarowałam momentalnie, zanim któraś z dziewczyn postanowiłaby zgarnąć tą najlepszą część naszego projektu.
Tylko kiedy Kerstin się odezwała i zdałam sobie sprawę, że ona też będzie brała w tym udział, poczułam niechęć do całej akcji. Chociaż…? Zaraz potem zaczęła się wymigiwać napiętym grafikiem i zatliła się we mnie jakaś nadzieja. Swoją drogą typowe: nasmrodziła, powiedziała, że bardzo chętnie pomoże, ale NIESTETY NIE DA RADY. Czemu wcale mnie to nie dziwiło?
- Bez problemu poradzimy sobie we trójkę – rzuciłam dziarsko, bo po pierwsze: taka była prawda, a po drugie: nawet jeśli Tonksównie miałoby się upiec z robotą przy prelekcji, to wciąż było to lepszą opcją niż konieczność dalszego obcowania z nią na jakikolwiek polu (współpracować z nią nie miałam zamiaru).
Zaraz… miałyśmy porozmawiać o narkotykach…
- Z Tedem? – wyrwało mi się niechętnie. Spojrzałam na Billa z wyrzutem. To był jego pomysł? To była moja kara? Bo czemu akurat z Tedem? Już sobie wyobrażałam jak się będzie nade mną pastwił jakimiś durnymi docinkami… Uch!
- Ciekawe czy on znajdzie dla nas czas… - mruknęłam pod nosem ironicznie, przewracając oczami. W końcu przez tyle lat go dla mnie nie miał – w głowie rozbłysła mi dziecinna i irytująco bolesna myśl, którą jednak czym prędzej od siebie odepchnęłam. Wybaczyłam mu, tak? Tamten rozdział był zamknięty, skarciłam się w myślach. Ale skoro Kerstin była taaaka zapracowana, to uzdrowiciel przecież tym bardziej, nie?. No, tak lepiej.
A potem Tonksówna zrobiła scenę i tym razem musiałam zakryć usta ręką, niby to w zamyśleniu, żeby nie było widać mojego złośliwego uśmiechu. Sorry, ale… No ja też niczego nie brałam na imprezie i co z tego? Nie wymigiwałam się od zadania i nie broniłam przed nim rękami i nogami. Faktycznie, Kerstin niesamowicie baaaardzo zależało na edukacji i pomocy błądzącej młodzieży. Ale chyba tylko poprzez donosy. Tak to przynajmniej wyglądało.
Sięgnęłam po szklankę wody i upijając łyk zerknęłam na Nealę, żeby sprawdzić czy ją też bawi ta sytuacja i to jakże dramatyczne wyjście Kerstin.
Wstęp do tej „propozycji” naszych braci brzmiał całkiem obiecująco… Przez myśl mi nawet przeszło, że może chodzić o jakąś misję narkotykową i wyprostowałam się słuchając uważanie słów Billa, ale kiedy powiedział: „prelekcja” moje zainteresowanie momentalnie spadło do minimum. Nuda. Ale wciąż – mogłyśmy otrzymać dużo gorsze „propozycje” niż edukowanie siebie i innych o narkotykach. Tym bardziej, że nie ograniczało się to tylko do nudnych wykładów.
- Z rozniesieniem ulotek nie będzie problemu – zadeklarowałam momentalnie, zanim któraś z dziewczyn postanowiłaby zgarnąć tą najlepszą część naszego projektu.
Tylko kiedy Kerstin się odezwała i zdałam sobie sprawę, że ona też będzie brała w tym udział, poczułam niechęć do całej akcji. Chociaż…? Zaraz potem zaczęła się wymigiwać napiętym grafikiem i zatliła się we mnie jakaś nadzieja. Swoją drogą typowe: nasmrodziła, powiedziała, że bardzo chętnie pomoże, ale NIESTETY NIE DA RADY. Czemu wcale mnie to nie dziwiło?
- Bez problemu poradzimy sobie we trójkę – rzuciłam dziarsko, bo po pierwsze: taka była prawda, a po drugie: nawet jeśli Tonksównie miałoby się upiec z robotą przy prelekcji, to wciąż było to lepszą opcją niż konieczność dalszego obcowania z nią na jakikolwiek polu (współpracować z nią nie miałam zamiaru).
Zaraz… miałyśmy porozmawiać o narkotykach…
- Z Tedem? – wyrwało mi się niechętnie. Spojrzałam na Billa z wyrzutem. To był jego pomysł? To była moja kara? Bo czemu akurat z Tedem? Już sobie wyobrażałam jak się będzie nade mną pastwił jakimiś durnymi docinkami… Uch!
- Ciekawe czy on znajdzie dla nas czas… - mruknęłam pod nosem ironicznie, przewracając oczami. W końcu przez tyle lat go dla mnie nie miał – w głowie rozbłysła mi dziecinna i irytująco bolesna myśl, którą jednak czym prędzej od siebie odepchnęłam. Wybaczyłam mu, tak? Tamten rozdział był zamknięty, skarciłam się w myślach. Ale skoro Kerstin była taaaka zapracowana, to uzdrowiciel przecież tym bardziej, nie?. No, tak lepiej.
A potem Tonksówna zrobiła scenę i tym razem musiałam zakryć usta ręką, niby to w zamyśleniu, żeby nie było widać mojego złośliwego uśmiechu. Sorry, ale… No ja też niczego nie brałam na imprezie i co z tego? Nie wymigiwałam się od zadania i nie broniłam przed nim rękami i nogami. Faktycznie, Kerstin niesamowicie baaaardzo zależało na edukacji i pomocy błądzącej młodzieży. Ale chyba tylko poprzez donosy. Tak to przynajmniej wyglądało.
Sięgnęłam po szklankę wody i upijając łyk zerknęłam na Nealę, żeby sprawdzić czy ją też bawi ta sytuacja i to jakże dramatyczne wyjście Kerstin.
OK, so now what?
we'll fight
Liddy Moore
Zawód : Fotografka i lotniczka w Oddziale Łączności "Sowa"
Wiek : 19
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
You can count on me like:
1, 2, 3
I'll be there
1, 2, 3
I'll be there
OPCM : 7 +3
UROKI : 3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Czy warto było szaleć tak
Szybka odpowiedź