Miejsca przy kominku
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Miejsca przy kominku
Od kominka bije przyjemne ciepło, może dlatego miejsca przy nim są wyjątkowo okupywane, pomimo panującego przy nim ruchu. Znajdują się tutaj wygodniejsze krzesła i dwa przetarte fotele w szkocką kratę. Wielki kominek w Dziurawym Kotle podłączony jest do sieci fiuu i stanowi jedną z najszybszych form transportu do centrum Londynu. Najwyraźniej klientom zajmującym miejsca w pobliżu paleniska nie przeszkadzają wychodzący z niego ludzie, a także sadza, która pomimo starań barmana, nigdy nie jest dostatecznie usunięta.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:19, w całości zmieniany 1 raz
Wchodząc do Dziurawego Kotła, rozejrzała się dookoła, uważnie obserwując ludzi, wzrok skupiając szczególnie na tych bardziej pijanych. Najwidoczniej to, co zobaczyła, lub czego nie zobaczyła sprawiło jej lekką ulgę, bo uśmiechnęła się lekko, idąc za Willem i siadła jak najbliżej kominka, chcąc się porządnie ogrzać. Swój stary, cienki płaszcz zdjęła dopiero po chwili. Po jej starych, znoszonych ubraniach nie trudno było się domyśleć, do jakiej warstwy społecznej przynależy. Wszystko było czyste, o swoje rzeczy dbała, jak tylko mogła, ale zarówno czas, jak i jakość rzeczy, jakie można dostać najtaniej zawsze robiły swoje.
Wytarła nos chusteczką. Było jej dziwnie ciepło, nieprzyjemnie i zaczynała się bać, czy się nie pochoruje.
- Nie doniosę nigdzie, jeśli się nawalisz. - stwierdziła po chwili luźnym tonem, nie chcąc być dla Willa przeszkodą. Wiedziała, że ludzie traktują to jako sposób na wszystko - problemy, nudę, cokolwiek. Nie chciała, żeby ta noc była dla niego nieprzyjemna z jej winy. I trochę się bała, że zostaną wyrzuceni, jeśli nic nie kupią.
Przez moment wsłuchiwała się w trzaskanie w kominku. Przyjemny dźwięk. Przyciągający. I ciepło. I hipnotyzujący urok tańczących płomyków. Char kochała kominki.
Wytarła nos chusteczką. Było jej dziwnie ciepło, nieprzyjemnie i zaczynała się bać, czy się nie pochoruje.
- Nie doniosę nigdzie, jeśli się nawalisz. - stwierdziła po chwili luźnym tonem, nie chcąc być dla Willa przeszkodą. Wiedziała, że ludzie traktują to jako sposób na wszystko - problemy, nudę, cokolwiek. Nie chciała, żeby ta noc była dla niego nieprzyjemna z jej winy. I trochę się bała, że zostaną wyrzuceni, jeśli nic nie kupią.
Przez moment wsłuchiwała się w trzaskanie w kominku. Przyjemny dźwięk. Przyciągający. I ciepło. I hipnotyzujący urok tańczących płomyków. Char kochała kominki.
One day
the Grave-Digger had been approached by the stranger, who asked the way to town. He seemed strangely familiar, although they had never met.
Kiedy powiedziała co powiedziała, nie zmienił za bardzo wyrazu twarzy. Tak, na pewno coś do picia sobie weźmie, aczkolwiek raczej wątpił że będzie pił za dużo. Mimo wszystko miał manierę, a umiar niemal zawsze znał. Inna sprawa, że co prawda pić nie powinien, ale i tak nie dokończy racze swojej służby. Mimo wszystko. Póki co nie miał zamiaru niczego jeszcze pić, choć mimo wszystko uznał że coś wypije. Ruszył do lady, wziął sobie ognistą i wrócił wraz z szklanką. Nalał sobie jedną i wypił, po czym odłożył. Jego ruchy przy tym były nader eleganckie, choćby chciał ciężko byłoby mu zachowywać się niczym ludzie z gminu. Choć, w razie czego, z poważnym bólem serca byłby w stanie to zrobić. Gdy spojrzał na nią jej warstwa społeczna była dla niego oczywista ale... Co to znaczyło? Mimo iż z pozoru William wyglądał niczym typowy szlachcic to w rzeczywistości mocno się różnił. Nigdy nie wytykał innym pochodzenia, czystości krwi, w zasadzie William jak na owe czasy był człowiekiem super tolerancyjnym. Po upiciu kolejnej szklaneczki odłożył nieco dalej butelkę oraz naczynie by przez chwilę wpatrywać się w trzaskanie ognia. Mimo iż wszyscy prędzej kojarzyli go z wodą niż z ogniem, to nie mógłby się zwać Selwynem gdyby nie lubił ognia. Lubił te przyjemne trzaskanie i to ciepło, choć z natury William był zimno lubny. Po chwili spojrzał na nią
- Jesteś pewna że się nie zanudzisz?
Mówienie tak prostym, niezłożonym językiem powodowało ból w jego gardle. Mimo wszystko wiedział jak to jest z osobami z Nokturnu, zresztą mimo wszystko Lotta była... Dzieckiem. A do osób młodszych z natury mówił w miarę prostym językiem, bardziej bezpośrednio choć i tak unikał zwrotów typu "ja" i niestety ton był dość szlachetny, trochę donośny choć teraz mówił cicho.
- Jesteś pewna że się nie zanudzisz?
Mówienie tak prostym, niezłożonym językiem powodowało ból w jego gardle. Mimo wszystko wiedział jak to jest z osobami z Nokturnu, zresztą mimo wszystko Lotta była... Dzieckiem. A do osób młodszych z natury mówił w miarę prostym językiem, bardziej bezpośrednio choć i tak unikał zwrotów typu "ja" i niestety ton był dość szlachetny, trochę donośny choć teraz mówił cicho.
Gość
Gość
- Pewnie w końcu przysnę. O ósmej otwieram sklep, jak usnę za ladą, szefowa mnie zabije.
Stwierdziła, patrząc przez chwilę jakby wrogo na trunek. W głębi duszy liczyła, że mężczyzna niczego nie weźmie. Ale to w końcu tylko mężczyzna. Tylko człowiek. Tylko dorosły. A oni są w miejscu, w którym siedzi się w zamian za kupowanie alkoholu. I sama to zaproponowała. Choć w duszy gardziła nawalonymi ludźmi. Bez kontroli, zarzyganymi, nie potrafiącymi dotrzeć do domu.
- Kominki są usypiające. - dodała po chwili. - Gorzej, jeśli obsługa, lub właściciel by się o to wkurzył. - zamierzała walczyć ze snem tak długo, jak da radę. O dziwo, bardziej senna i rozleniwiona ciepłem mogła sprawiać wrażenie przyjemniejszej w obyciu. Jakby chłód dookoła wchodził w nią i wstępował w jej zachowanie. Teraz, choć nadal nie mówiła wiele, bardziej przypominała zwykłe dziecko, przyjemnie rozleniwione, mówiące łagodnym tonem. Może trochę bardziej przyjaznym?
- Nie sądziłam, że ważniacy łapią tak pospolite prace, jak auror. Wy zwykle chyba jesteście w polityce, albo jako ci sławni lekarze, aktorzy i tak dalej. Rodzinka nie wściekała się, że poszedłeś w tę stronę? - spytała, chcąc po prostu o czymś porozmawiać. Czymkolwiek. - Na kilometr czuć, że nie należysz do plebsu. - dodała po chwili, żeby wyjaśnić swoje pytanie.
Stwierdziła, patrząc przez chwilę jakby wrogo na trunek. W głębi duszy liczyła, że mężczyzna niczego nie weźmie. Ale to w końcu tylko mężczyzna. Tylko człowiek. Tylko dorosły. A oni są w miejscu, w którym siedzi się w zamian za kupowanie alkoholu. I sama to zaproponowała. Choć w duszy gardziła nawalonymi ludźmi. Bez kontroli, zarzyganymi, nie potrafiącymi dotrzeć do domu.
- Kominki są usypiające. - dodała po chwili. - Gorzej, jeśli obsługa, lub właściciel by się o to wkurzył. - zamierzała walczyć ze snem tak długo, jak da radę. O dziwo, bardziej senna i rozleniwiona ciepłem mogła sprawiać wrażenie przyjemniejszej w obyciu. Jakby chłód dookoła wchodził w nią i wstępował w jej zachowanie. Teraz, choć nadal nie mówiła wiele, bardziej przypominała zwykłe dziecko, przyjemnie rozleniwione, mówiące łagodnym tonem. Może trochę bardziej przyjaznym?
- Nie sądziłam, że ważniacy łapią tak pospolite prace, jak auror. Wy zwykle chyba jesteście w polityce, albo jako ci sławni lekarze, aktorzy i tak dalej. Rodzinka nie wściekała się, że poszedłeś w tę stronę? - spytała, chcąc po prostu o czymś porozmawiać. Czymkolwiek. - Na kilometr czuć, że nie należysz do plebsu. - dodała po chwili, żeby wyjaśnić swoje pytanie.
One day
the Grave-Digger had been approached by the stranger, who asked the way to town. He seemed strangely familiar, although they had never met.
Tu go zszokowała. Gdy mówiła o pracy jak o czymś najnormalniejszym spojrzał na nią na pozór tak samo jak normalnie, ale gdyby wpatrzyła się głębiej znalazła by w nich nutkę niedowierzania. Jak... Jak? Dlaczego? To jeszcze tylko dziecko... - Pomyślał lord Selwyn. Mimo wszystko milczał, po chwili zaczęło coraz więcej mu świtać. Dużo, dużo więcej. Skrzyżował ręce i po chwili lekko się zdziwił na jej pytania. Cóż... William nie ukrywał bez sensu tego kim jest, chyba że jakkolwiek było to potrzebne. I tak, nawet nie próbował ukryć swojego pochodzenia. Bo po co? Zwyczajnie elegancja była dla niego naturalna, od dziecka taki był. W wieku, jaki podejrzewał miała Lotta, on był sztywny, elegancki i bardzo wyważony choć... Nie zawsze. Pamiętał jak wiele kości połamał za czasu Hogwartu gdy ktoś próbował go atakować, albo na jego oczach ktoś krzywdził słabszego od siebie. Nienawidził tego i nie potrafił tego ścierpieć. Po chwili odrzekł
- Nie ma wyraźnej potrzeby ukrywania pochodzenia w obecnej sytuacji - Odrzekł wymijająco. W sumie czasami lekko irytowało go ocenianie przez pryzmat reszty szlachty choć na pozór był taki sam. Właśnie. Na pozór. Nie rozumiał jak zawód aurora był zły i niewłaściwy. Dobra, rodzice próbowali go na siłę czasami wsadzić w departament Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Z tym że go to nie nęciło. Na ostatnie odrzekł jedynie niemal książkową maksymą - Oczywistym jest to, że często wybrana przez kogoś ścieżka jest kwestionowana przez innych, pytanie czy w ogóle tego kogoś to interesuje.
I tak był bezpośredni jak na samego siebie, dając wyraźnie do zrozumienia że w tej kwestii miał głęboko gdzieś swoją rodzinkę. Z jego maksym szło odnaleźć jego poglądy, choć czasami bywało to trudne. Nie w tym wypadku.
- Nie ma wyraźnej potrzeby ukrywania pochodzenia w obecnej sytuacji - Odrzekł wymijająco. W sumie czasami lekko irytowało go ocenianie przez pryzmat reszty szlachty choć na pozór był taki sam. Właśnie. Na pozór. Nie rozumiał jak zawód aurora był zły i niewłaściwy. Dobra, rodzice próbowali go na siłę czasami wsadzić w departament Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Z tym że go to nie nęciło. Na ostatnie odrzekł jedynie niemal książkową maksymą - Oczywistym jest to, że często wybrana przez kogoś ścieżka jest kwestionowana przez innych, pytanie czy w ogóle tego kogoś to interesuje.
I tak był bezpośredni jak na samego siebie, dając wyraźnie do zrozumienia że w tej kwestii miał głęboko gdzieś swoją rodzinkę. Z jego maksym szło odnaleźć jego poglądy, choć czasami bywało to trudne. Nie w tym wypadku.
Gość
Gość
- Buntownik. Lubię to. - uśmiechnęła się zaczepnie pod nosem. Nie zamierzała się nawet silić na podobny ton. W jej ustach brzmiałoby to co najmniej śmiesznie, czułaby się jak małpa w zoo naśladująca zachowania innych dla siebie całkowicie nienaturalne. Była zupełnie inaczej wychowana. W innych warunkach. W inny sposób. Przez inne sytuacje i przez inne osoby. Co jest w sumie dość oczywiste.
- Nie grozili ci wyrzuceniem z rodziny, czy czymś? Opowiedz mi coś. Chętnie posłucham o tym wszystkim. Wielkich rodach i tak dalej, od kogoś, kto to widział. Ojciec zawsze mówi... - w jednej chwili urwała. Nie zamierzała silić się na elegancki ton, czy wymyślne słowa (jakich w sumie i tak nie znała), ale uznała, że może też nie być wulgarna. Nie chciała wpasowywać się w stereotyp zniszczonych idiotów, dla których nie ma nadziei. Choć z drugiej strony czemu w ogóle ją to obchodzi? - Nie ważne z resztą. Pewnie domyślasz się, co można usłyszeć o bogatych rodach na Nokturnie. - wzruszyła ramionami i znów lekko się uśmiechnęła, uznając, że lepiej by to Will się wypowiedział. Była... cóż, po prostu ciekawa. I lubiła słuchać.
- Nie grozili ci wyrzuceniem z rodziny, czy czymś? Opowiedz mi coś. Chętnie posłucham o tym wszystkim. Wielkich rodach i tak dalej, od kogoś, kto to widział. Ojciec zawsze mówi... - w jednej chwili urwała. Nie zamierzała silić się na elegancki ton, czy wymyślne słowa (jakich w sumie i tak nie znała), ale uznała, że może też nie być wulgarna. Nie chciała wpasowywać się w stereotyp zniszczonych idiotów, dla których nie ma nadziei. Choć z drugiej strony czemu w ogóle ją to obchodzi? - Nie ważne z resztą. Pewnie domyślasz się, co można usłyszeć o bogatych rodach na Nokturnie. - wzruszyła ramionami i znów lekko się uśmiechnęła, uznając, że lepiej by to Will się wypowiedział. Była... cóż, po prostu ciekawa. I lubiła słuchać.
One day
the Grave-Digger had been approached by the stranger, who asked the way to town. He seemed strangely familiar, although they had never met.
Miał ochotę przewrócić oczami na słowo "buntownik". Chociaż w sumie... Coś w tym było. Nigdy nie pozwalał wodzić sie za nos jak na przykład jego kuzyn Alexander. Zawsze stawiał na swoim, będąc niepowstrzymany i nieokiełznany niczym byk. Dobra, nie był taki roznerwicowany jak te stworzenia ale próbę zmuszenia go do zrobienia czegoś czego robić nie chciał szło porównać do emocjonalnego rodeo na poziomie wyższej szkoły jazdy. Na jej pytanie odrzekł
- Z rodziny wyrzucają za cięższe... "Przewinienia" - Zaakcentował ostatnie słowa w ten sposób że cudzysłów był niemal oczywisty. Zawsze wyrzucano za niezgodność z rodem. Charłactwo, poślubienie mugola, lub kogokolwiek niepożądanego. - Owszem, auror jest mniej spotykanym w zawodach wśród rodów szlachetnych zaś na pewno nie jest hańbiący. W jednym należy przyznać rację, szlachciców częściej nęcą departamenty związane z polityką.
Bo wiedział że byli aurorzy z innych rodów arystokratycznych. Poza tym chyba nawet go poważano bo w zaproszeniu na sabat nawet podlreślono jego odwagę oraz że jest osobą zasłużoną dla społeczeństwa. Co prawda były to pochlebstwa od Nottów, których niespecjalnie szanował ale fakt faktem.
- Z rodziny wyrzucają za cięższe... "Przewinienia" - Zaakcentował ostatnie słowa w ten sposób że cudzysłów był niemal oczywisty. Zawsze wyrzucano za niezgodność z rodem. Charłactwo, poślubienie mugola, lub kogokolwiek niepożądanego. - Owszem, auror jest mniej spotykanym w zawodach wśród rodów szlachetnych zaś na pewno nie jest hańbiący. W jednym należy przyznać rację, szlachciców częściej nęcą departamenty związane z polityką.
Bo wiedział że byli aurorzy z innych rodów arystokratycznych. Poza tym chyba nawet go poważano bo w zaproszeniu na sabat nawet podlreślono jego odwagę oraz że jest osobą zasłużoną dla społeczeństwa. Co prawda były to pochlebstwa od Nottów, których niespecjalnie szanował ale fakt faktem.
Gość
Gość
Dziewczyna nie orientowała się w polityce, ani w ogólnie pojętych sprawach "wyższej rangi". Wiedziała, że to nie są dobre czasy na bycie mugolakiem, mugolem, czy charłakiem. Tyle, ile wiedzieli wszyscy. Zwykle jednak nawet nie czytywała gazet - dochodząc do wniosku, że nie ma sensu się nimi nadmiernie stresować. Na światowe wydarzenia i tak nie miałby znaczenia ktoś taki, jak ona, a na co dzień miała masę o wiele bardziej przyziemnych problemów.
- Może mają mniej własnych problemów na co dzień, więc mogą myśleć o tych no wiesz, "światowych. - stwierdziła, bo takie wyjaśnienie wydało jej się najbardziej logiczne. A może są ludzie po prostu stworzeni do takich rzeczy? Chyba "wypada" interesować się polityką. Dla nich to jakiś wyznacznik statusu społecznego? Jakoś Lotta nie mogła sobie tego wyobrazić. Nie miała do czynienia z takimi osobami prawie wcale - jedynym miejscem, w jakim mogłaby je poznać byłaby szkoła, do której dziewczyna nigdy nie trafiła. Tam mieszały się dzieci każdego pochodzenia. Tam i w bardzo niewielu innych miejscach.
Nawet, jeśli znała osoby z "ważnym" pochodzeniem, te zwykle były po prostu czarnymi owcami i wyrzutkami do których rodziny się nie przyznawały. Ani też oni do rodzin.
- Opowiedz mi o czymś fajnym. Może o balach? Choć jak je sobie wyobrażam to muszą być nudne. Wam pewnie nie wypada słuchać żywszej muzyki. Szczególnie, że najfajniejsza jest mugolska. - zdawała sobie sprawę z tego, że pewnie wypowiada herezję, ale widocznie wcale się tym nie przejmowała.
- Może mają mniej własnych problemów na co dzień, więc mogą myśleć o tych no wiesz, "światowych. - stwierdziła, bo takie wyjaśnienie wydało jej się najbardziej logiczne. A może są ludzie po prostu stworzeni do takich rzeczy? Chyba "wypada" interesować się polityką. Dla nich to jakiś wyznacznik statusu społecznego? Jakoś Lotta nie mogła sobie tego wyobrazić. Nie miała do czynienia z takimi osobami prawie wcale - jedynym miejscem, w jakim mogłaby je poznać byłaby szkoła, do której dziewczyna nigdy nie trafiła. Tam mieszały się dzieci każdego pochodzenia. Tam i w bardzo niewielu innych miejscach.
Nawet, jeśli znała osoby z "ważnym" pochodzeniem, te zwykle były po prostu czarnymi owcami i wyrzutkami do których rodziny się nie przyznawały. Ani też oni do rodzin.
- Opowiedz mi o czymś fajnym. Może o balach? Choć jak je sobie wyobrażam to muszą być nudne. Wam pewnie nie wypada słuchać żywszej muzyki. Szczególnie, że najfajniejsza jest mugolska. - zdawała sobie sprawę z tego, że pewnie wypowiada herezję, ale widocznie wcale się tym nie przejmowała.
One day
the Grave-Digger had been approached by the stranger, who asked the way to town. He seemed strangely familiar, although they had never met.
Czy szlachta miała mało problemów? Zależy z jakiej strony to ugryźć. Ale raczej nie, choć problemy szlachty w dużej mierze były dla Willa pozbawione sensu mimo wszystko. Słysząc drugie zdanie odrzekł
- Bale są imprezami z klasą. Czyli jak sie domyślam uznałabyś to za nudne. - Mimo wszystko jej słowa wskazywały na to że ona prawdopodobnie nie będzie na balu miała nigdy racji bytu. Po chwili na jej drugie zdanie odrzekł tak - Gust muzyczny jest kwestią zależną od człowieka. Inna sprawa że szlachta nie słucha mugolskich utworów.
W sumie nawet bardzo lubił Presleya, choć nadal lubił muzykę klasyczną jak to szlachcic. Nalał sobie szklaneczk whisky i wypił po czym znowu odłożył szklaneczkę oraz butelkę. Poza tym wątpił by Lotte życie szlacheckie intetesowało. Choć rozumiał jej zainteresowanie, nigdy nie miała z tym styczności ani nigdy nie będzie miała. Rozumiał to
- Bale są imprezami z klasą. Czyli jak sie domyślam uznałabyś to za nudne. - Mimo wszystko jej słowa wskazywały na to że ona prawdopodobnie nie będzie na balu miała nigdy racji bytu. Po chwili na jej drugie zdanie odrzekł tak - Gust muzyczny jest kwestią zależną od człowieka. Inna sprawa że szlachta nie słucha mugolskich utworów.
W sumie nawet bardzo lubił Presleya, choć nadal lubił muzykę klasyczną jak to szlachcic. Nalał sobie szklaneczk whisky i wypił po czym znowu odłożył szklaneczkę oraz butelkę. Poza tym wątpił by Lotte życie szlacheckie intetesowało. Choć rozumiał jej zainteresowanie, nigdy nie miała z tym styczności ani nigdy nie będzie miała. Rozumiał to
Gość
Gość
Charlie pytała bardziej z chęci posłuchania czegoś, niż szczerego zainteresowania "klasą wyższą". Rozmowa pomagała jej nie usnąć. I była po prostu całkiem przyjemna - nawet, jeśli czuła, że ciągnie rozmówcę za język, była do tego przyzwyczajona. Była zdania, że wszyscy ludzie lubią mówić, tylko trzeba trafić na ich temat. W wypadku Willa raczej nie było to pochodzenie - w co strzelała na samym początku ze względów dość oczywistych. Więc co?
- Szkoda dla was. Mugolskie kluby są świetne. Spróbuj kiedyś, a się przekonasz. - stwierdziła, wtulając się mocniej w przyjemnie miękkie obicie fotela. Pogładziła palcem pasek szkockiej kraty na materiale pod dłonią i znów na chwilę spojrzała w ogień.
- A praca? Musiały ci się trafić jakieś fajne historie. Opowiesz coś ciekawego? - spytała. Ganianie się z szumowinami pewnie było najmniej pociągającą częścią pracy aurora. Szczególnie w tych czasach. Chyba wiele się działo. Pewnie więcej mogłaby sobie wyobrazić, gdyby nie odcinała się od wszelkiego rodzaju wiadomości, gdyby czytała gazety. Z drugiej strony - czy nocne chodzenie po mieście bez świadomości, że trzy ulice dalej zamordowano dziecko nie jest już wystarczająco stresujące? Jej wystarczy. Choć z drugiej strony wprost z relacji aurora chętnie wysłuchałaby jakiejś pełnej akcji historii.
- Szkoda dla was. Mugolskie kluby są świetne. Spróbuj kiedyś, a się przekonasz. - stwierdziła, wtulając się mocniej w przyjemnie miękkie obicie fotela. Pogładziła palcem pasek szkockiej kraty na materiale pod dłonią i znów na chwilę spojrzała w ogień.
- A praca? Musiały ci się trafić jakieś fajne historie. Opowiesz coś ciekawego? - spytała. Ganianie się z szumowinami pewnie było najmniej pociągającą częścią pracy aurora. Szczególnie w tych czasach. Chyba wiele się działo. Pewnie więcej mogłaby sobie wyobrazić, gdyby nie odcinała się od wszelkiego rodzaju wiadomości, gdyby czytała gazety. Z drugiej strony - czy nocne chodzenie po mieście bez świadomości, że trzy ulice dalej zamordowano dziecko nie jest już wystarczająco stresujące? Jej wystarczy. Choć z drugiej strony wprost z relacji aurora chętnie wysłuchałaby jakiejś pełnej akcji historii.
One day
the Grave-Digger had been approached by the stranger, who asked the way to town. He seemed strangely familiar, although they had never met.
Nie bywał nigdy w mugolskich klubach, nie przywykł do tego przynajmniej w każdym razie. Mimo wszystko dobrze czuł sie na salonach mimo iż wartościami którymi sie kierował innych szlachciców nie przypominał. Słysząc jej pytanie jak chodziło o pracę... Zacisnął wargi. Coągle migotał mu jeden widok gdy o tym ktoś mu wspominał. Jego twarz delikatnie pobladła ile to możliwe, i wyrzucił od razu ten widok. Po chwili odrzekł spokojnym tonem
- Historii z zawodu aurora opowiedzieć można wiele - Z tym że lord Selwyn nie był najlepszy w opowiadaniu mimo wszystko. Nie mówił zbyt emocjonująco czy dokładnie. Dodatkowo w jego odczuciu wiele akcji na swój sposób były podobne do siebie. - Niedawno była tajemnicza śmierć jakiegoś mężczyzny, mniej więcej w średnim wieku. Nikt nie umiał odpowiedzieć czemu umarł, w końcu był szanowanym i zamożnym czarodziejem, choć nie atystokratą, i wrogów także nie miał. Umarł przez otrucie, lecz jak to mogło sie stać też nie było o tym wiadomo. Dopiero po długim czasie, skojarzyliśmy to z tym że niedaeno przed śmiercią miał spotkanie z bratem któremu sie dużo mniej powodziło. Początkowo miał niezłe dowody na obronę lecz po rewizji w domu podejrzanego znaleziono pamiętnik gdzie znaleźliśmy niemal dokładne plany morderstwa, a także nieudolnie ukrytą truciznę, tą samą od której zmarł ów mężczyzna. Mimo próby walii po znalezieniu trucizny mężczyzna nie miał szans. Utrzymywał że jest niewinny aż do czasu dania mu veritaserum gdzie wyznał że nienawidził brata bo mu zawsze lepiej sie powodziło i to jego lepiej doceniali. I tak to winno sie kończyć...
Śledztwo prowadzone kilka miesięcy temu nie nyło najtrudniejsze a było najłatwiejsze do opowiedzenia mimo wszystko.
- Historii z zawodu aurora opowiedzieć można wiele - Z tym że lord Selwyn nie był najlepszy w opowiadaniu mimo wszystko. Nie mówił zbyt emocjonująco czy dokładnie. Dodatkowo w jego odczuciu wiele akcji na swój sposób były podobne do siebie. - Niedawno była tajemnicza śmierć jakiegoś mężczyzny, mniej więcej w średnim wieku. Nikt nie umiał odpowiedzieć czemu umarł, w końcu był szanowanym i zamożnym czarodziejem, choć nie atystokratą, i wrogów także nie miał. Umarł przez otrucie, lecz jak to mogło sie stać też nie było o tym wiadomo. Dopiero po długim czasie, skojarzyliśmy to z tym że niedaeno przed śmiercią miał spotkanie z bratem któremu sie dużo mniej powodziło. Początkowo miał niezłe dowody na obronę lecz po rewizji w domu podejrzanego znaleziono pamiętnik gdzie znaleźliśmy niemal dokładne plany morderstwa, a także nieudolnie ukrytą truciznę, tą samą od której zmarł ów mężczyzna. Mimo próby walii po znalezieniu trucizny mężczyzna nie miał szans. Utrzymywał że jest niewinny aż do czasu dania mu veritaserum gdzie wyznał że nienawidził brata bo mu zawsze lepiej sie powodziło i to jego lepiej doceniali. I tak to winno sie kończyć...
Śledztwo prowadzone kilka miesięcy temu nie nyło najtrudniejsze a było najłatwiejsze do opowiedzenia mimo wszystko.
Gość
Gość
Wysłuchała wszystkiego, spoglądając przy tym w kominek. Całkiem nieźle jej się słuchało i cieszyło ją, że rozmówca zgodził się w końcu wypowiedzieć trochę dłużej. Na moment przymknęła oczy. Zaraz jednak gwałtownie je otworzyła i przetarła twarz. Która mogła być godzina? Po pierwszej pewnie tu dotarli. Druga?
- Jaki idiota trzymałby dowody zbrodni u siebie? Gdybym kogoś zabiła, wrzuciłabym wszystko, co z tym związane do Tamizy. - stwierdziła pewnym tonem po chwili namysłu. - Rzeka porwie wszystko. Chociaż ponoć psychopaci tak mają. Znaczy, myślą, że są nie do złapania i przez to robią takie głupoty. Chyba, że to tylko ci książkowi. Choć twoja historia pasuje do tego stereotypu. - uśmiechnęła się pod nosem. Nie przerażała jej historia o tym, że brat zabił brata. Nie rozumiała tak głupiej nienawiści i była pewna, że cała sytuacja musiała mieć drugie dno. Nie sądziła, by ktoś mógł nienawidzić za to, że innej osobie lepiej się powodzi. Mógł zazdrościć, gardzić, wmawiać sobie, że druga osoba wszystko dostaje ot tak, za nic. W tej sytuacji trudno było jej się wczuć w którąkolwiek z ról. Pewnie wiele zależało od tego, jak w tej sytuacji zachowywał się bogatszy z braci.
- Może myślał, że nikt nie podejrzewałby brata. Ciekawe, czemu ludzie przywiązują taką wagę do tego, kto ich spłodził, czy urodził. - dodała sennym tonem.
- Jaki idiota trzymałby dowody zbrodni u siebie? Gdybym kogoś zabiła, wrzuciłabym wszystko, co z tym związane do Tamizy. - stwierdziła pewnym tonem po chwili namysłu. - Rzeka porwie wszystko. Chociaż ponoć psychopaci tak mają. Znaczy, myślą, że są nie do złapania i przez to robią takie głupoty. Chyba, że to tylko ci książkowi. Choć twoja historia pasuje do tego stereotypu. - uśmiechnęła się pod nosem. Nie przerażała jej historia o tym, że brat zabił brata. Nie rozumiała tak głupiej nienawiści i była pewna, że cała sytuacja musiała mieć drugie dno. Nie sądziła, by ktoś mógł nienawidzić za to, że innej osobie lepiej się powodzi. Mógł zazdrościć, gardzić, wmawiać sobie, że druga osoba wszystko dostaje ot tak, za nic. W tej sytuacji trudno było jej się wczuć w którąkolwiek z ról. Pewnie wiele zależało od tego, jak w tej sytuacji zachowywał się bogatszy z braci.
- Może myślał, że nikt nie podejrzewałby brata. Ciekawe, czemu ludzie przywiązują taką wagę do tego, kto ich spłodził, czy urodził. - dodała sennym tonem.
One day
the Grave-Digger had been approached by the stranger, who asked the way to town. He seemed strangely familiar, although they had never met.
Nie zamierzał zbytnio tego komentować, nie zawsze mordercy popisywali się inteligencją. Zazwyczaj tak, czasami nie, bywało z natury różnie. Splótł dłonie patrząc uważnie na rudowłosą nastolatkę, słysząc jej senny ton. Nie wytrzyma za długo - Zaświtała myśl u lorda Selwyna. Czuć i słychać było że Lotta najzwyczajniej w świecie zasypiała, temu od razu niemal zadał pytanie
- Jesteś pewna że wytrzymasz tak całą noc?
Zmrużył delikatnie oczy i wzrok kierował na ogień. Ogień, żywioł Selwynów. Tak bardzo kochany że niegdyś żyjąca Wendelina pozwoliła "spalić się" na stosie ponad pięćdziesiąt razy. Mimo wszystko ogień kojarzył się Williamowi z walką, upartością oraz na swój sposób bezpieczeństwem. Choć ów Selwyn raczej w zachowaniu przypominał prędzej wodę, na pozór spokojną, która może albo pomóc, albo zabić. Po chwili porzucił rozmyślania oczekując odpowiedź od Lotty, osobiście miał wrażenie że i tak będzie musiał wynająć pokój jak ma spać. Na pewno zaraz właściciel będzie się czepiał że śpi się w pokojach, nie - W samym kotle.
- Jesteś pewna że wytrzymasz tak całą noc?
Zmrużył delikatnie oczy i wzrok kierował na ogień. Ogień, żywioł Selwynów. Tak bardzo kochany że niegdyś żyjąca Wendelina pozwoliła "spalić się" na stosie ponad pięćdziesiąt razy. Mimo wszystko ogień kojarzył się Williamowi z walką, upartością oraz na swój sposób bezpieczeństwem. Choć ów Selwyn raczej w zachowaniu przypominał prędzej wodę, na pozór spokojną, która może albo pomóc, albo zabić. Po chwili porzucił rozmyślania oczekując odpowiedź od Lotty, osobiście miał wrażenie że i tak będzie musiał wynająć pokój jak ma spać. Na pewno zaraz właściciel będzie się czepiał że śpi się w pokojach, nie - W samym kotle.
Gość
Gość
- Tak. Za godzinkę, czy dwie zacznie się robić jasno i... - przerwała zdanie, bo wyraźnie coś jej się przypomniało. Pokręciła głową, wyrzucając sobie głupotę. - Mogłam przecież iść do sklepu. Głupia jestem, za dużo się działo. Mam klucze, posiedziałabym z tyłu, może trochę pospała i o ósmej otwarła.
Nie mogła uwierzyć, że tak oczywiste wyjście nie wpadło jej do głowy. Teraz było czymś jasnym i najbardziej oczywistym pod słońcem. Gdzie można uciekać, jeśli nie w takie miejsce? Pełne zwierząt, zaopatrzone w gorącą czekoladę, ciepłe i przytulne. I przede wszystkim, znajdujące się niedaleko, tu, przy końcu ulicy Pokątnej.
- Wygląda na to, że bez sensu zawracam ci głowę tyle czasu. Przepraszam. - było jej głupio, choć głównie przed samą sobą. Podniosła się, żeby upewnić się, że faktycznie ma klucze w płaszczu - choć to było dość oczywiste, po prostu zawsze miała przy sobie pęczek z tymi do sklepu i tymi do domu. Kiedy wyczuła charakterystyczny kształt w kieszeni, pokręciła głową. Oczywiście, że są.
Nie mogła uwierzyć, że tak oczywiste wyjście nie wpadło jej do głowy. Teraz było czymś jasnym i najbardziej oczywistym pod słońcem. Gdzie można uciekać, jeśli nie w takie miejsce? Pełne zwierząt, zaopatrzone w gorącą czekoladę, ciepłe i przytulne. I przede wszystkim, znajdujące się niedaleko, tu, przy końcu ulicy Pokątnej.
- Wygląda na to, że bez sensu zawracam ci głowę tyle czasu. Przepraszam. - było jej głupio, choć głównie przed samą sobą. Podniosła się, żeby upewnić się, że faktycznie ma klucze w płaszczu - choć to było dość oczywiste, po prostu zawsze miała przy sobie pęczek z tymi do sklepu i tymi do domu. Kiedy wyczuła charakterystyczny kształt w kieszeni, pokręciła głową. Oczywiście, że są.
One day
the Grave-Digger had been approached by the stranger, who asked the way to town. He seemed strangely familiar, although they had never met.
Słysząc że bezsensownie zawracała mu głowę, delikatnie pokręcił głowę. Nie był zły, mimo wszystko Selwyn powiedzmy że pewną wyrozumiałością umiał się popisać. Wobec dzieci zwłaszcza chcąc nie chcąc. Czyli... Pracuje w sklepie? Najwidoczniej takie było najbardziej logiczne wytłumaczenie. Po chwili rzekł jedynie
- Nie masz powodu by przepraszać.
Odrzekł tonem jak zwykle spokojnym, i choć i tak brzmiał szlachecko to już nie do końca. Zwyczajnie był delikatnie zmęczony, choć po nim tego tak prosto nie szło zauważyć. O ile z Williama kiedykolwiek szło się doszukać emocji... Inaczej, szło się jeżeli umiało się odczytywać emocje z oczu Williama. Lecz tego nie potrafiła nawet jego rodzina. Umiała jedna osoba.
- Mam nadzieję że jest to bliżej pokątnej niż Nokturnu...?
Tu przeniósł na nią wzrok na chwilę. Pewnie zaraz sam się podniesie, albo by może ewentualnie ją odprowadzić albo by się skierować w stronę domu, do którego co prawda było nieco drogi ale nie sprawiała mu problemu perspektywa spaceru.
- Nie masz powodu by przepraszać.
Odrzekł tonem jak zwykle spokojnym, i choć i tak brzmiał szlachecko to już nie do końca. Zwyczajnie był delikatnie zmęczony, choć po nim tego tak prosto nie szło zauważyć. O ile z Williama kiedykolwiek szło się doszukać emocji... Inaczej, szło się jeżeli umiało się odczytywać emocje z oczu Williama. Lecz tego nie potrafiła nawet jego rodzina. Umiała jedna osoba.
- Mam nadzieję że jest to bliżej pokątnej niż Nokturnu...?
Tu przeniósł na nią wzrok na chwilę. Pewnie zaraz sam się podniesie, albo by może ewentualnie ją odprowadzić albo by się skierować w stronę domu, do którego co prawda było nieco drogi ale nie sprawiała mu problemu perspektywa spaceru.
Gość
Gość
- Tak. Zwierzyniec pani Pickle. Na końcu Pokątnej, możesz kojarzyć. Choć nie jest szczególnie znany. - stwierdziła. Są w okolicy większe sklepy. A jednak w jej oczach ten jeden ma swoją własną, wyjątkową aurę i nigdy nie zamieniłaby go na jakikolwiek inny. Przerażała ją myśl o szukaniu innej pracy - choć doskonale wiedziała, że kiedy nadejdzie czas, żeby wynieść się z domu i utrzymywać, będzie potrzebowała faktycznej umowy i wypłaty. A pani Pickle może nie być do końca w stanie jej tego zaoferować. Znała dobrze finanse sklepu i doskonale wiedziała, że właścicielka poradziłaby sobie bez niej. Teraz po prostu jej pomaga.
Jej myśli popłynęły zdecydowanie za daleko. Póki co nie musi o tym myśleć. Jeszcze dwa lata nie musi.
- Idę w takim razie. Miło było cię poznać. Jak na aurora. - ostatnie dodała trochę zaczepnie i uśmiechnęła się pod nosem. Nie spieszyła się, bo perspektywa przejścia na tym mrozie choćby kilku metrów wcale jej nie cieszyła. Mimo, że chętnie już gdzieś tam by przysiadła i przespała kilka godzin, jakie jej zostały. W końcu jednak była gotowa.
- Narazie. - rzuciła jedynie i po prostu opuściła Dziurawy Kocioł.
zt
Jej myśli popłynęły zdecydowanie za daleko. Póki co nie musi o tym myśleć. Jeszcze dwa lata nie musi.
- Idę w takim razie. Miło było cię poznać. Jak na aurora. - ostatnie dodała trochę zaczepnie i uśmiechnęła się pod nosem. Nie spieszyła się, bo perspektywa przejścia na tym mrozie choćby kilku metrów wcale jej nie cieszyła. Mimo, że chętnie już gdzieś tam by przysiadła i przespała kilka godzin, jakie jej zostały. W końcu jednak była gotowa.
- Narazie. - rzuciła jedynie i po prostu opuściła Dziurawy Kocioł.
zt
One day
the Grave-Digger had been approached by the stranger, who asked the way to town. He seemed strangely familiar, although they had never met.
Miejsca przy kominku
Szybka odpowiedź