Wydarzenia


Ekipa forum
Brzeg
AutorWiadomość
Brzeg [odnośnik]27.09.15 15:21
First topic message reminder :

Brzeg

Kamienisty brzeg pełen odłamków muszelek, bursztynów oraz tego co zostanie pozostawione przez przypływ. Nie ma tutaj wzniesień, miękkiego piasku, by usiąść i podziwiać zachód słońca. Niemniej ta część wybrzeża przyciąga wielu spacerowiczów. Kto wie, może jeśli odpowiednio wytężysz wzrok, pomiędzy zwykłym żwirem i muszelkami odnajdziesz coś ciekawego?

Wianki

Organizowane w Weymouth pod przewodnictwem Prewettów uroczystości od setek lat łączyły czarodziejów niezależnie od ich pochodzenia, majętności i zajmowanych stanowisk. Miłość wszyscy świętowali wspólnie. Sierpień był czasem radości i spokoju dopóki nie rozpętała się wojna. Wynegocjowane w czerwcu zawieszenie broni pozwoliło czarodziejom i czarownicom na powrót do tradycji po dwóch latach walk i rozlewu krwi. Choć strach nie opuszczał ludzi, pozwolił im na chwilowe odetchnięcie od toczonych bitew i ucieczkę przed koszmarami.

Weymouth na nowo wypełniło się śpiewem, słodkimi zapachami, gwarem rozmów i przede wszystkim ludźmi. Tradycyjnie wianki plecione były przez panny, które ofiarowały je kawalerom. Zrywały kwiaty w samotności rozmyślając o własnych uczuciach, ale dziś plotły je także zamężne czarownice, w parach i grupach, ufając, że w ten sposób przypieczętują swój związek. Z kwietnymi koronami kierowały się ku plaży, gdzie puszczały na wodę wianki. Tam zainteresowani nimi kawalerowie, mężowie, narzeczeni i sympatie rzucali się  morskie fale, by wyłowić dla wybranki serca jej wianek. Stara tradycja mówi, że panna nie może odmówić tańca kawalerowi, który wyłowi jej wianek.

Wśród świętujących czarodziejów krążą ceremonialne misy wypełnione pszenicznym piwem zmieszanym z fermentowanym kwiatowym miodem, tradycyjny napój Lughnasadh. Ze wspólnych mis pili wszyscy, przekazując je sobie z rąk do rąk. Naczynia zapełniały charłaczki w zwiewnych sukienkach noszące przy sobie duże miedziane dzbany.

Jeśli chcesz wziąć udział w zabawie, musisz zejść bliżej brzegu celem puszczenia na wodę lub wyłowienia wianka i zanurzyć w niej nogę lub rękę. Należy wówczas rzucić kością opisaną jako wianki.  Postać męska może wyłowić dowolny wianek kobiety, która wcześniej wypuściła go na wodę (liczy się pierwszeństwo odpisu) lub postaci NPC, jeżeli na wodzie nie ma żadnych wianków należących do postaci.
W wiankach może wziąć udział nieograniczona ilość multikont, nieograniczoną ilość razy, ale każda postać może tylko raz rzucać kością Wianki. Rzucać kością Wianki nie mogą postaci, które pojawiły się na Wielkiej uczcie w Londynie. W losowaniu mogą brać udział wyłącznie aktywne postaci.
Wyjątkowo w temacie może przebywać więcej niż jedno konto tej samej osoby jednocześnie.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.01.23 19:08, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Brzeg - Page 11 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Brzeg [odnośnik]30.06.18 18:04
Elise niestety jeszcze nie mogła pochwalić się pierścionkiem zaręczynowym, nie wspominając o obrączce. Wciąż zżerała ją zazdrość na myśl o tym, że Marine znowu ją w czymś wyprzedziła, choć starannie ukrywała to przed światem, pełna nadziei, że nie dalej niż za dwa lata ona też pójdzie w ślady kuzynek Lestrange oraz swojej najstarszej siostry, i że na następnym festiwalu będzie mogła dumnie pysznić się pierścionkiem lśniącym na palcu, okazując swoją wyższość nad starymi pannami, których nikt ich nie zechciał.
Evandra pięknie prezentowała się w sukni w barwie Rosierów, równie dobrze jak w błękitach Lestrange’ów, choć w pierwszej chwili stanowiło to pewien kontrast do tego, co pamiętała z letnich wakacji. Ale nie sztuka było być piękną, kiedy miało się matkę wilę. Żadna z dziewcząt bez domieszki wilej krwi nie mogła jej dorównać, z czym Elise niechętnie pogodziła się już lata temu, wiedząc, że może być piękna na tle zwykłych czarownic, ale nie będzie jak półwile. Zdawała sobie też sprawę, że Evandra nie traktowała jej na równi z Marine, mimo że były spokrewnione w takim samym stopniu i dąsała się na nią często, gdy tylko przybywała z matką na wyspę Wight, najwyraźniej niezadowolona z tego, że kolejna osoba kradła uwagę dorosłych. Elise nie dawała się tak łatwo zepchnąć do roli gorszej, starając się rywalizować z obiema panienkami Lestrange i być równie dobra jak one, przyzwyczajona do tego, że wśród Nottów to ona była tą najmłodszą i rozpieszczaną. Jej kuzynki od strony Nottów były sporo starsze, na tyle, że Elise nie musiała z nimi rywalizować tak, jak mogła z dziewczętami w bliskim sobie wieku, i w Ashfield czuła się w zasadzie bezkonkurencyjna i wyjątkowa. Lubiła się chwalić, że wolno jej więcej, że może robić rzeczy, których Evandra nie mogła, za młodu chwytając się każdego sposobu, byle utrzeć jej nosa i nie pozwolić się zbytnio wyprzedzić.
Ale to była przeszłość, i sama była ciekawa, jak ukształtują się ich relacje w dorosłości, po ślubie Evandry, i czy bycie żoną i wkrótce matką bardzo ją zmieni. Szybko mogła zauważyć rysujące się pod suknią subtelne krągłości, świadczące o tym, że młodziutka mężatka jest już brzemienna. Pozostawało jej tylko się zastanawiać, ile szczerości było w wylewnym powitaniu, ale sama podjęła grę, uśmiechając się promiennie i ruszając z kuzynką w stronę brzegu. Sama miała na sobie zieloną suknię zdobioną na rękawach i gorsecie haftami z motywami Nottów.
- Ciebie też dobrze widzieć – rzekła, wciąż z uśmiechem, choć nie mogło umknąć jej uwadze, że przy półwilim czarze Evandry jej własny blask był przytłumiony, i mijający ich ludzie w pierwszej chwili widzieli lady Rosier, a dopiero później dostrzegali Elise. Dziś to nie ona miała lśnić, nie w takim towarzystwie. – Więc Tristan jest twoim wymarzonym księciem z bajki? – zapytała po chwili, bardzo ciekawa, jak układało się w ich małżeństwie. Reputacja Rosiera była dość powszechnie znana nawet dla młódek, które dopiero skończyły szkołę, jak ona, ale był też osobą o dość ugruntowanej pozycji, obiektem westchnień wielu dam. Tak przynajmniej wydawało się Elise. – Niezmiernie żałuję, że przez utkwienie w Hogwarcie nie dane mi było zobaczyć waszego ślubu. Mogłam być z wami jedynie duchem, słyszałam jednak, że uroczystość była piękna – powiedziała, rzeczywiście żałując. Przez szkołę wiele ją ominęło, zarówno ślub Evandry, jak i Percivala. A zdecydowanie wolałaby być tam niż na nudnych lekcjach. – Muszę ci wobec tego pogratulować tego niezwykłego stanu i życzyć, by mąż zawsze już tak cię adorował – dodała. – Nie umiem się doczekać, kiedy i po mnie przybędzie jakiś przystojny, ułożony książę z bajki.
Trochę jej zazdrościła, bo też chciałaby mieć męża, który by ją adorował, rozpieszczał i obsypywał drogimi podarkami. Nie chciałaby wyjść za jakiegoś starego ramola lub sztywniaka, który tylko zajmuje się pracą i ignoruje obecność małżonki. Nie miała pojęcia o cieniach związku kuzynki, tak jak pewnie większość wierząc w ten idealny obraz, który podtrzymywała Evandra, dumna żona i przyszła matka. Elise mogła jej zazdrościć takiego życia, ale mimo wszystko życzyła jej dobrze, w końcu były rodziną.
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott
Re: Brzeg [odnośnik]02.07.18 17:08
Zastanowiła się nad pytaniem Elise. Oczywistym, wspomniała przecież o swych wyobrażeniach z okresu dzieciństwa, gdy wypatrywała z okna swego pokoju nadpływającego statku z mężczyzną rodem ze snów. Starsze kuzynki rzeczowo psuły te wyobrażenia, wyjaśniając, że pod żaglami mógł pojawić się jedynie lord Travers, a ci podobno posiadali gęste, gryzące brody i wydzielali woń zepsutych ryb i zgnilizny. Początkowo reagowała na takie niszczenie wyobrażeń płaczem, dopiero później rozumiejąc, że dziewczęta wyzłośliwiają się w ten sposób, zazdrosne o urodę młodziutkiej półwili. Niegroźne docinki nauczyły ją stawiać na swoim, bywały jednak momenty, zwłaszcza w czasie narzeczeństwa, gdy wiele oddałaby za zmianę swego przeznaczenia, woląc żeglarza od Księcia Róż. Popędliwy i nieznoszący sprzeciwu, uznawał ją za własną, nawet gdy nie nosiła na ręku jego pierścienia. Dała się zauroczyć romantycznej stronie, gardząc tą ciemniejszą, nieznaną. Na szczęście cień zdawał się rozpływać w radości i spokoju. Od długiego czasu Tristan stawał się lepszą wersją samego siebie. Udowadniał przywiązanie i dbał o nią, czego kolejnym dowodem był wspólny udział w atrakcjach Festiwalu Lata. Żałowała, że nie mogą spacerować teraz we dwoje, pokazując Elise swoją miłość: czułaby się wtedy jeszcze pewniej, ale nic straconego, i tak miną się przy głównym ognisku.
- Jest – odpowiedziała krótko, uśmiechając się pięknie i szczerze. Tłumiła wątpliwości oraz ignorowała nieprzyjemne wspomnienia. Ludzie się zmieniali, Tristan nie był wyjątkiem i chociaż w głębi serca dalej czuła żal i podejrzliwość, to na zewnątrz nie okazywała żadnego z tych uczuć. Razem byli parą idealną, przepiękną szlachcianką i szanowanym lordem, nic nie mogło zepsuć tego nieskazitelnego wizerunku. Plotki dotyczące burzliwej przeszłości Rosiera sprawiały ból, ale Evandra miała wrażenie, że znacznie przycichły i że od momentu zaślubin ustatkował się, rozumiejąc powagę ich związku. Zapewne miały także na to wpływ anomalie i jej długa choroba, grożąca rosnącemu w łonie dziecku. Matka miała rację, mężczyźni zmieniali się po ślubie na lepsze, w końcu rozumiejąc powagę odgrywanej roli. Lady Rosier uśmiechnęła się do swoich myśli, ostrożnie stawiając kroki na niepewnym gruncie, nie martwiąc się o obrudzone piaskiem pantofelki. I tak je wyrzuci, kupując nowe od francuskiego projektanta. – Żałuj, Elise, ceremonia była podobno zachwycająca – potwierdziła smutek kuzynki, wewnętrznie radując się z tego, że panienka Nott nie dostąpiła zaszczytu oglądania momentu przysięgi. Żałowała, że nie mogła spojrzeć na nią wtedy wyniośle, lecz była świadoma, że w tym konkretnym momencie wyjątkowo nie myślała o innych. Kotłował się w niej strach i duma, a także niepokój, bo chociaż przygotowywała się do zamążpójścia całe życie, wstępowała na nieznane grunty. W dodatku z mężczyzną, który nadwyrężył już jej zaufanie. – Dziękuję, twoje dobre życzenia wiele dla mnie znaczą – odpowiedziała uprzejmie na gratulacje, pewna, że lady Nott wypowiada je szczerze. Doskonałe wychowanie uniemożliwiało wyzłośliwianie się w tak poważnej sprawie. Nawet jeśli za sobą nie przepadały, to sprawy życia i śmierci, a więc małżeństw i narodzin dzieci, wykraczały poza możliwy repertuar docinek. Ją także czekał podobny los, a gdyby nie wyszła mu naprzeciw, stałaby się wstydem dla swej rodziny. – Nie ustawia się do ciebie wianuszek adoratorów? Jesteś taka młoda i ładna – spytała z udawaną troską, zdając sobie sprawę z dość wyważonego komplementu. Elise była niczego sobie, nie umywała się do półwil, ale wpisywała się w kanon arystokratycznej urody. – Masz może na oku kawalera, który mógłby podbić twoje serce? – dopytała, chcąc dopełnić obowiązku troskliwej kuzynki, zainteresowanej przyszłością młodszej krewnej. Dzieliły ich zaledwie dwa lata, lecz Evandra już czuła się jako ta dojrzalsza i doświadczona, mogąca udzielać złotych rad i reprymend.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Brzeg [odnośnik]02.07.18 23:48
W dzieciństwie i wieku wczesnonastoletnim też miała swoje wyobrażenia, a jakże. Marzyła o swoim księciu na białym koniu, pięknej sukni i balu, wtedy jeszcze nie rozumiejąc, jak naprawdę wygląda dorosłe życie pod warstwą pięknych opowieści i dziecięcych marzeń, które kazały jej patrzeć na życie matki i najstarszej siostry w sposób wyidealizowany. Dopiero śmierć Rosalind rok po takim bajkowym ślubie zasiał w niej ziarno zwątpienia, podobnie jak uświadomienie przez matkę, że w ich świecie nie ma miejsca na miłość, bo zawsze wygrają z nią względy polityczne. Cassiopeia próbowała oszczędzić córce rozczarowań i gdy Elise zaczęła dorastać i więcej rozumieć, uświadomiła ją, jaka jest rola kobiet w ich świecie, a miłość częściej prowadzi do bólu niż do szczęśliwego zakończenia.
O jej rękę jeszcze nikt się nie ubiegał, a kawalerowie z którymi tańczyła na sabacie w większości wydawali jej się nieodpowiedni. Żaden nie urzekł jej tak, by poświęcała mu więcej uwagi w swoich myślach już po wszystkim. Była wybredna, wciąż czekała na kogoś wyjątkowego, choć z pewnością lubiła, kiedy ją adorowano i zauważano. Uwielbiała pławić się w blasku pochwał, jej ego rosło proporcjonalnie do ilości pozytywnego zainteresowania. Przynajmniej dopóki w pobliżu nie było żadnej półwili. Swego czasu Elise bardzo im zazdrościła, bo pod wieloma względami miały łatwiej, choć Elise też nie mogła narzekać na urodę. Była bardzo podobna do swojej matki, a była lady Lestrange za młodu była przepiękna, nawet teraz, mając czterdzieści pięć lat, nadal potrafiła budzić zachwyt.
Rzeczywiście z pozoru Evandra i Tristan mogli jawić się jako para idealna, piękna półwila i przystojny mężczyzna z dobrego rodu. Na pewno niejedna panna spoglądała ku niej z zazdrością, także Elise, która od dziecka wielu rzeczy jej zazdrościła.
- Dobrze to słyszeć – rzekła, bo ostatecznie, mimo tej całej rywalizacji i zazdrości, zależało jej na dobru rodziny, więc jej słowa nie były jedynie grą pozorów. Podziwiała tych, którzy postępowali jak należy i surowo oceniała tych, którzy wyłamywali się z odwiecznych schematów. – Na pewno była – rzekła, pamiętając niestety, że tamtego dnia nudziła się jak mops w Hogwarcie ucząc się wielu całkowicie niepotrzebnych rzeczy, nie mogąc być tam, gdzie rodzina. Jej matka na pewno była na uroczystości, żywo interesując się życiem Lestrange’ów, ale Elise nie było to dane. Być może Evandra czuła pewną wyższość, zawsze szukała ku niej okazji, ale niezależnie od tego Elise żałowała. Lubiła śluby, bale i inne tego typu uroczystości, i miała nadzieję, że mimo niespokojnych czasów nadal będzie mogła ich przeżywać w dużej obfitości, w końcu niedawno zaręczył się jej kuzyn Eddard, a teraz także Marine. Elise pewnego dnia miała pójść w ich ślady, bo nigdy nie wyłamałaby się z tradycji, rozumiejąc jej wagę i uważając staropanieństwo za hańbę dla kobiety, której nie zechciał nikt. – Na pewno już wiesz o zaręczynach Marine? – zagaiła, ciekawa, czy może Evandra wie coś więcej i czy da się pociągnąć za język, jeśli Elise rozegra to umiejętnie i nie da po sobie poznać, że nie została dopuszczona do tajemnicy kuzynki, a wiedziała tylko o samym fakcie zaręczyn. – Och, bo się zarumienię – odpowiedziała na komplement, ale pochwała w ustach Evandry połechtała jej ego; Elise nigdy nie było za wiele pochwał, choć wiedziała, że Evandra i tak uważa się za ładniejszą. – W rzeczy samej, na debiutanckim sabacie nie narzekałam na brak chętnych do tańca – dodała; pominęła fakt, że większość okazała się nudziarzami i żaden nie wzbudził szczególnie ciepłych uczuć, choć ich komplementy przyjmowała chętnie i starannie maskowała swoje znużenie. To było dużo lepsze niż podpieranie ścian, co czekało panny pozbawione urody. Elise nie musiała podpierać ścian. – Jeszcze nie, ale wszystko przede mną. To był dopiero jeden sabat, a wierzę, że kolejne przyniosą o wiele więcej interesujących znajomości, a ojciec z pewnością zatroszczy się, by na moim palcu pojawił się pierścionek od naprawdę wyjątkowego kawalera – mówiła dalej, przekonana że tak właśnie będzie. – A jak podoba ci się tegoroczny Festiwal Lata, droga Evandro? To twój pierwszy od czasu ślubu, czy czujesz się... inaczej?
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott
Re: Brzeg [odnośnik]04.07.18 19:32
Zgodny charakter Elise cieszył Evandrę. Nie przepadała za kłótniami w rodzinie, uznając je za zbyt prymitywne zajęcie, pasujące raczej przekupkom na targu lub brzydkim dziewczętom z niższych sfer. Krewni, nawet dalecy, powinni trzymać się razem, o ile wyznawali te same wartości i nie szkodzili sobie wzajemnie. Polubowność, słyszalna w głosie brunetki, oraz przytakiwanie słowom lady Rosier dawało nadzieję na trwalsze porozumienie. Pozorna sympatia zaś gwarantowała umocnienie znajomości, mogącej przynieść w przyszłości jakieś profity. Dla Nottówny, nie dla Evandry, ta powiem wyprzedziła konkurentki w drodze ku dorosłości, ale możliwość pomocy młodszym kuzynkom wywyższała ją ponad nie jeszcze istotniej, dając kolejny powód do dumy. Uśmiechnęła się do towarzyszki łaskawie, nie zamierzając dłużej wzbudzać w niej rozżalenia wywołanego nieobecnością na absolutnie doskonałym ślubie. Tak naprawdę Evandra niewiele pamiętała z samej uroczystości. Była bardzo zdenerwowana, do ołtarza szła spięta i przerażona tym, do czego ją zmuszono. Mieszane uczucia oraz kilka kieliszków szampana wywołały ból głowy, przesłaniający szczegóły wesela. A później…Zarumieniła się na samo wspomnienie, machając nieco lekceważąco dłonią, jakby nie zamierzała wdawać się w tak podniosłe szczegóły.
Elise zmieniła temat na ich wspólną kuzynkę. Na pytanie o zaręczynach uśmiechnęła się lekko, dowiedziała się o tym niezwykle niedawno, podczas Festiwalu Lata. – Wspaniałe wieści szybko się rozchodzą. Tak, otrzymałam tą radosną wiadomość i nie mogę doczekać się ceremonii zaślubin – skomentowała gładko, z klasą, szczerze zadowolona z takiego finału politycznych negocjacji pomiędzy dwoma rodami. Sylwetka lorda Yaxleya pozostawała dla niej względną tajemnicą, nie widziała go ani nie znała, lecz już samo nazwisko dawało nadzieję na szczęśliwe zakończenie. Inne wyjście nie istniało, skoro nestorowie zdecydowali o takim ożenku, miało to większy sens. – To idealna pora i wiek na zaręczyny – pochwaliła nieobecną Marine, nie mogąc powstrzymać się od drobnej złośliwości wobec Elise, która nie miała jeszcze narzeczonego a i nie słyszała, by takowy starał się o jej rękę jeszcze za czasów nastoletnich. Odpowiedź okrasiła przyjaznym uśmiechem, łagodząc zawoalowany przekaz. – Bez wątpienia – skomentowała rozbudowaną wypowiedź kuzynki, nie wiedząc do dodać jeszcze. Zgadzała się z jej podejściem do zaręczyn oraz oddaniem decyzji w dłonie ojca. – Przed tobą wiele wyzwań, ale i przyjemności – zapowiedziała łagodnie, sama nie wiedząc, czy dobrze wspomina etap adorowania i bycia wystawioną na szlachecką sprzedaż. Trwało to krótko, o półwilę z takim rodowodem walczono zajadle, ale od początku było wiadomo kto otrzyma jej rękę. – Pogoda nie dopisuje, ale nie zwracam na to uwagi – odparła łagodnie i po szlachecku niekonkretnie, po chwili ciszy i zastanowienia nad pytaniem zadanym przez brunetkę. – Myślałam, że nie będzie już Festiwalu piękniejszego od tego, gdy wywołałam kilka bójek pomiędzy adoratorami…ale bycie żoną daje mi prawdziwe szczęście. Nie jestem postrzegana jako naiwna młódka, za mną są dziecięce zaloty. Stałam się w pełni kobietą – mówiła z dumą, dumnie unosząc czoło. Brzmiała niedorzecznie, była wciąż niezwykle młoda, ale ostatnio wiele się zmieniło. Ona sama także, dostrzegała w sobie pokłady większej cierpliwości i jeszcze mocniejszej pewności siebie. - A jak wygląda Festiwal z perspektywy debiutantki, Elise?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Brzeg [odnośnik]04.07.18 23:31
Również Elise pragnęła uniknąć konfliktów w rodzinie, zwłaszcza tych poważniejszych niż docinki czy zazdrość między kuzynkami. Szlachetna krew na dobre i złe musiała trzymać się razem, zwłaszcza w obrębie poszczególnych rodzin. Musieli wszem i wobec udowadniać swoją wyższość nad resztą społeczeństwa, która nie miała szczęścia trafić do elity wymienionej w Skorowidzu Czystości Krwi. Jej przodkowie wiedzieli, co robią i tylko obecność w spisie jednej rodziny budziła w Elise niechęć i odrazę.
Młodziutka Nottówna jak najbardziej wyznawała słuszne wartości i nie wątpiła, że wyznawała je również Evandra. Zarówno Nottowie jak i Lestrange’owie pewnie i wytrwale kroczyli obranymi ścieżkami zgodnymi z rodowymi obyczajami i nie dawali się kusić i mamić mrzonkom o nowoczesności i równości, którymi karmiło się wielu, w tym i Prewettowie, którzy organizowali ten festiwal dla wszystkich.
Evandra wypełniła swój obowiązek szybko. I choć wiele panien próbowało odwlekać to jak najdłużej, Elise była pełna podziwu wobec tych, które wychodziły za mąż młodo, jak należało, i bardzo krytycznie spoglądała na panny zbliżające się do granicznego wieku dwudziestu pięciu lat lub wręcz go przekraczające, które nadal nie miały na palcu pierścionka. W swoim młodzieńczym zaślepieniu była przekonana, że to bardzo źle o nich świadczy i że sama będzie lepsza, bo pragnęła przynieść swojej rodzinie chlubę, nie wstyd.
- Ja również. Jestem pewna, że to będzie piękny ślub – powiedziała, ciesząc się, że na tym ślubie będzie mogła być, bo oczywiście liczyła na zaproszenie od najdroższej kuzynki, chciała ją zobaczyć tego wyjątkowego dnia, w pięknej sukni stającą się dumną żoną. I może kiedyś dowie się czegoś więcej o co bardziej niezwykłych szczegółach samych zaręczyn? Pomijając tlącą się gdzieś z boku zazdrość była niezwykle ciekawa jak to wyglądało. Kiedy zaręczała się Rosalind była zbyt młoda, by rozumieć z tego coś więcej, miała raptem dwanaście lat i patrzyła na świat jeszcze bardziej naiwnie niż teraz. – Zaiste, bardzo odpowiednia – odpowiedziała, wyczuwając przytyk w jej stronę, najwyraźniej Evandra nie potrafiła powstrzymać się od tej drobnej, zawoalowanej uszczypliwości jakby wyczuła zazdrość Elise, chociaż nie dała jej po sobie poznać. Gry pozorów uczyła się jeszcze na kolanach swojej matki. Zapanowała nad sobą na tyle, by nie zerknąć smętnie na swoją pozbawioną pierścionka dłoń. Jej czas też na pewno nadejdzie, nawet jeśli kuzynka ją wyprzedziła. Na pewno nie brakowało dobrych rodów, które chciały podtrzymać przyjaźń z Nottami. Jej relacje z ojcem były na tyle chłodne i oficjalne, że ten nie zdradzał jej, co aktualnie się działo w związku z ubieganiem się o jej rękę, zapewne zostanie postawiona przed faktem dokonanym kiedy kandydat będzie wybrany. Chciała jednak wierzyć, że tych nie brakuje, tylko ojciec odsiewa ich wybrednie, szukając dla najmłodszej córki tego najlepszego.
- Jestem na nie gotowa – zapewniła, wiedząc, że dorosłość to nie tylko same przyjemności i zabawa, ale też obowiązki i świadomość, że dla ojca ważniejsze będą ewentualne korzyści polityczne i rodowe niż jej uczucia. Niemniej jednak pragnęła być adorowana i zauważana. Nie była półwilą, ale atutów jej nie brakowało. Była ładna, szczupła, potrafiła dobrze tańczyć i grać na fortepianie, była obeznana z podstawami innych artystycznych aktywności, i co najważniejsze, nosiła nazwisko Nott i nie ciążyło na niej piętno serpentyny, którą w dzieciństwie czasem wypominała Evandrze, ale teraz zachowała podobne uwagi dla siebie, byłyby bowiem bardzo nie na miejscu.
- W ostatnich miesiącach trudno o dzień z idealną pogodą. Jak nie deszcze, to mgły, jest za zimno, no i ten śnieg w czerwcu! – zmarszczyła nosek, nie mogąc sobie odpuścić sposobności do pomarudzenia. Evandra nawet teraz znalazła sposobność, by napomknąć o swoich licznych adoratorach bijących się o jej względy, zapewne po to, by wzbudzić jej zazdrość. O ile w tej opowieści było ziarno prawdy, ale biorąc pod uwagę jakie emocje budziły półwile, nie było to aż tak nieprawdopodobne. – Teraz masz już tego jedynego, który cię adoruje i nikt już nie będzie na ciebie patrzeć jak na panienkę na wydaniu, którą byłaś na poprzednich festiwalach – zauważyła. Choć były między nimi tylko dwa lata różnicy, Evandra najwyraźniej starała się sprawiać wrażenie niezwykle doświadczonej, która wiele już przeżyła i wiele może nauczyć swoje młodsze kuzynki, ale Elise nie zapominała, że lady Rosier była mężatką dopiero od paru miesięcy i dwa lata temu znajdowała się w podobnym położeniu co ona.
- Na pewno lepiej niż z perspektywy uczennicy wiedzącej, że wiele atrakcji nie jest dla niej i że za niecały miesiąc znów znajdzie się w pełnym plebsu pociągu do Hogwartu. Teraz czuję się bardziej... wolna, bo wreszcie doczekałam tego, na co czekałam od kilku lat – powiedziała, wciąż sycąc się tą rozkoszną myślą, że w tym roku we wrześniu nie czekał jej żaden wyjazd, a będzie mogła spędzić go w posiadłości i robić to, do czego została stworzona. I nie chciała myśleć o nieprzyjemnościach i niepokojach, które przyniosły ostatnie miesiące. – Ale dwa lata temu też nią byłaś, Evandro, więc na pewno doskonale pamiętasz, co czułaś kiedy stawałaś tu po raz pierwszy jako dorosła kobieta – dodała po chwili, także z lekkim przytykiem, by zaznaczyć, że dwa lata to wcale nie tak wiele. – Za rok, a najdalej dwa też będę przechadzać się tutaj z pierścionkiem skrzącym się na dłoni – dodała z pewnością siebie, spoglądając w stronę łagodnie falującego morza obmywającego kamienistą plażę, po której kroczyły.
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott
Re: Brzeg [odnośnik]07.07.18 20:55
Lady Nott potrafiła odnaleźć się w rozmowie, grzecznie potakując oraz przyznając rację. Evandra przywykła do zgadzania się rozmówców z jej poglądami, głównie z powodu przebywania wśród osób o podobnym podejściu do życia lub też tych, które zachwycały się nią nawet gdy niekoniecznie miała rację. Wyrozumiałość zawdzięczała urodzie, jednocześnie będąc przekonaną, że nie brakuje jej rozsądku. Przykładała się do nauki, zainteresowana zwłaszcza arkanami muzyki oraz gry na pasujących kobiecie instrumentach. W tym zakresie nie miała sobie równych, naturalny talent, wdzięk oraz genetycznie zachwycający głos pozwalały osiągnąć mistrzostwo w sztukach artystycznych. Reszta informacji nie była jej niezbędna. Wychowano ją pod kloszem, precyzując los młodej damy, mającej spełniać się jako elegancka lady, godnie reprezentująca ród przyszłego męża. Nie wykraczała poza przypisane obowiązki, doskonale czując się w swoim życiu. To, co wolne kobiety uznawały za okrutne ograniczenie, dla niej było przywilejem. Znój był jej obcy, tak samo jak ciężka praca, odpowiedzialność za swe działania czy zmęczenie dbaniem o sprawy istotniejsze niż nienaganna prezencja. Elise dorastała w podobnych warunkach, ale brakowało jej pewności siebie oraz skłonności ku towarzyskiej dominacji, co też półwila kuzynka skrzętnie wykorzystywała.
- Chwiejna pogoda ma swoje plusy. Żałuję, że śnieżne dni spędziłam w łóżku, nie mając okazji by pokazać się w futrze z białych, magicznych lisów. Będę mogła założyć je dopiero w grudniu, a do tego czasu będzie już na mnie za małe – pożaliła się, doskonale odnajdując się w płytkich tematach dotyczących aury. Dzielenie się spostrzeżeniami dotyczącymi ulewnych deszczy lub nieznośnego słońca pomagało przebrnąć przez niechcianą lub trudną konwersację, ratując od męczącej ciszy albo wstydliwego faux pas. W towarzystwie kuzynki Evandra nie miała takich obaw, ale nie mogła też pozwolić sobie na całkowitą szczerość. – Niezmiernie mnie to raduje. Zbyt wielka liczba adoratorów potrafi zmęczyć – westchnęła ciężko, unosząc dłoń do czoła, by odsunąć kilka złotych loczków. Przesadzała, cieszyła się z widzianego w oczach innych uwielbienia, które bywało denerwujące, ale i mile łechtało rozbuchane ego. – A Tristan nie odpuścił swych starań o mnie nawet po ślubie– pochwaliła się szeptem, wspierając się na ramieniu kuzynki. Także po to, by zwolnić tempo spaceru. Szybko się męczyła, dodatkowe kilogramy odebrały uprzednią zwinność oraz wytrzymałość. – Co właściwie sądzisz o moim mężu? – spytała zaciekawiona. Usłyszy nowe plotki? Nutę zazdrości, brzmiącą w głosie panienki Nott? Wygładzone zdania? Oczekiwała odpowiedzi, kiwając głową, gdy Elise opowiadała o swoich doświadczeniach z Festiwalu Lata. – A na co czekałaś od kilku lat? Na wolność: od czego? – dopytała, marszcząc nosek. Nieco zagubiła się w pragnieniach kuzynki. Wzdrygnęła się na słowa o plebsie w Hogwarcie. Nie przepadała za tą szkołą, uznawała, że nie ma powodu, by cieszyła się takim uznaniem. Beauxabatons uważała za najwspanialszą placówkę edukacyjną, z pogardą odnosząc się do innych szkół magii i czarodziejstwa. – Półtora roku temu – uściśliła miękko, rozumiejąc przytyk odnoszący się do jej wieku. Wcale nie dzieliło ich tak wiele, francuska szkoła nieco szła innym trybem nauczania. – Masz jakieś marzenia odnośnie lorda, ofiarowującego ci ten pierścionek? Konkretny ród lub kawaler? – spytała, zainteresowana tym, o kim może marzyć niewinna Elise, dopiero wkraczająca w dorosłość. Chętnie udzieliłaby jej kilku lat i zasugerowała, który z przystojnych młodzieńców byłby godny starania się o rękę kuzynki.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Brzeg [odnośnik]07.07.18 23:11
W ich przypadku była to najprawdopodobniej zgodność poglądów. Obie zostały wychowane w podobnym systemie wartości, więc Elise nie miała powodu kwestionować przekonań kuzynki, skoro w wielu kwestiach myślała podobnie do niej. Większość dam z dobrych rodów wyznawała podobne poglądy i priorytety życiowe, może nie licząc tych cechujących się niestosownymi ciągotkami do buntu i szukania niezależności. Elise również dorastała pod kloszem i przyjmowała swój los z wdziękiem i wdzięcznością, nie pragnąc innego życia. Miała przecież wszystko i nigdy nie zrozumie ludzi, którzy potrafili się tego wyrzec dla miłości czy niezależności. Wolała żyć bez prawdziwej miłości, ale wśród bogactw i przepychu, niż być kochaną w biedzie.
Niemniej jednak to były wciąż jej pierwsze kroki w dorosłości, a przebywanie w towarzystwie półwili miało to do siebie, że każda zwykła kobieta, nawet piękna jak na ludzkie standardy, bladła i była spychana w cień, czy tego chciała, czy nie. Elise w dzieciństwie musiała starać się podwójnie, by nadrobić te braki i lśnić przy swoich półwilich kuzynkach. Była świadoma, że szlachetnie urodzeni mężczyźni często są płytcy i wyżej cenią urodę kobiet niż cokolwiek innego, dlatego zawsze przykładała wagę do prezencji i wyglądu, i długo trwało, zanim pogodziła się z tym, że od półwili nie będzie piękniejsza bez względu na to, jak starannie uczesałaby włosy i jak piękną włożyłaby suknię.
Jednak była rzecz, która sprawiała, że Evandra nie we wszystkim mogła być od niej lepsza. Elise nie musiała przejmować się podobnymi ograniczeniami, choroba nie posyłała jej na długie tygodnie do łóżka. Jedynym czego musiała się wystrzegać był kontakt ze świniami, więc domowe skrzaty bardzo dbały, by potrawy dla Elise nie zawierały ich mięsa.
- Jestem pewna, że będziesz mieć jeszcze wiele okazji do założenia go – rzekła; w końcu ciąża Evandry nie będzie trwała wiecznie i półwila będzie mieć okazję wrócić do idealnej sylwetki i zaprezentować się w futrze. – W rzeczy samej, to była dobra okazja do częstego odświeżania garderoby, choć żałuję, że miałam tak niewiele okazji do zakładania moich pięknych letnich sukien, które przyszykowano właśnie na moje pierwsze lato po debiucie – zmarszczyła nosek, wyraźnie niezadowolona, że wiele bardziej zwiewnych kreacji kurzyło się w garderobie, bo zwykle było na nie zbyt zimno. To idealnie oddawało jej płytkość; wokół ludzie wciąż opłakiwali krewnych zmarłych w ministerstwie, a Elise narzekała, że nie mogła nosić letnich sukni.
- To dobrze, że się stara. Ślub nie powinien zwalniać mężczyzny od adorowania swej kobiety. Czyż nie od tego jesteśmy, by nas uwielbiano zawsze i wszędzie? – W rozumieniu Elise kobieta była ozdobą swego męża, którą powinien adorować, rozpieszczać, ale i słuchać jej sugestii. Mężczyzna był głową rodziny, ale kobieta jej szyją.
Słysząc pytanie o męża Evandry mimowolnie zachichotała, choć prawda była taka, że nie znała Tristana zbyt dobrze, jedynie z widzenia i ze słyszenia, choć z pewnością chętnie by go poznała. Choćby z czystej ciekawości żywionej wobec współmałżonków swoich krewnych. Miała już okazję poznać młodszą siostrę Rosiera, z którą dwa dni temu była na wróżbach w zagajniku.
- Jest... przystojny. I wydaje się idealnym młodym lordem – rzekła; bo takie mogły wydawać się pozory dla kogoś z zewnątrz, kto jeszcze nie miał okazji poznać tego mężczyzny i znał tylko opowieści i plotki. – Chętnie poznałabym go lepiej. Może nas sobie przedstawisz, gdy nadarzy się okazja?
Pozwoliła, by Evandra uchwyciła lekko jej ramię i zwolniła tempo, dostosowując się do niej. Nie chciała, żeby zbyt męczący spacer jej zaszkodził, bo chora na serpentynę półwila rzeczywiście była delikatna jak mimoza.
- Na wolność od Hogwartu i narzucanych przez niego ograniczeń – wyjaśniła. Bywali ludzie, którzy to w Hogwarcie czuli się bardziej wolni i pozwalali sobie na więcej, bo łudzili się, że rodziny nie wiedzą o ich poczynaniach, ale dla Elise było dokładnie na odwrót. Hogwart ją ograniczał, zmuszał do rzeczy, na które nie miała ochoty, na przykład do nudnych lekcji, okropnych szat i najgorszego z tego wszystkiego – dzielenia przestrzeni z plebsem. Ograniczał też jej artystyczny rozwój, tym samym pogłębiając przepaść między nią a uczącą się we Francji Evandrą. – Ciesz się, że nie musiałaś się tam uczyć, bo to skandal, jak ta szkoła ogranicza młode damy i na jakie towarzystwo je naraża – skrzywiła się, myśląc o tej całej mugolskiej hołocie która do świata magii trafiła przez czysty przypadek. W Beauxbatons na pewno też takowa była, ale ta placówka i tak jawiła jej się jako znacznie bardziej dystyngowana. – Przez prawie dziesięć miesięcy każdego roku nie mogłam nawet grać ani nosić pięknych sukni, a nauczyciele nie tytułowali mnie w należyty sposób. Jak więc mogłam nie marzyć o końcu tego wszystkiego i upragnionym starcie w dorosłość?
Naprawdę dziwiła się tym, którzy lubili tam wracać. Elise wolałaby uczyć się w Beauxbatons lub w domu, ale ojciec uparł się na Hogwart i wszystkie trzy Nottówny trafiły tam tak jak ich starsze kuzynostwo.
Słysząc pytanie o wymarzonego narzeczonego znów zachichotała, jednocześnie zastanawiając się nad tym.
- Powinien być przystojny i znakomicie wychowany, i pochodzić z rodu o właściwych poglądach – rzekła dość neutralnie, podsycając tym samym ciekawość kuzynki. – Nie chciałabym poślubić miłośnika mugoli ani kogoś... gburowatego i pozbawionego salonowej ogłady. – Z automatu wykluczała wszystkie rody o niedopuszczalnie promugolskiej polityce, bo nie chciała wraz z nimi pójść na dno i utracić szacunku. Nie chciała też zostać żoną jakiegoś okrutnego Rowle’a czy Avery’ego, cuchnącego rybami i alkoholem Traversa czy ponurego Slughorna spędzającego całe dnie ze swoimi eliksirami. Marzył jej się mężczyzna czarujący i pełen ogłady, czujący się na salonach równie dobrze jak ona, ktoś, kto doskonale zrozumiałby jej potrzeby oraz doceniłby jej urodę i talent, pozwalając jej błyszczeć u swego boku zamiast zamykać ją w zimnym, ponurym zamczysku. Właściwie to trochę nawet współczuła Marine, która z pięknej wyspy Wight miała się przenieść na bagna Fenlandu pełne śmierdzących i brutalnych trolli. Gdyby miała taką możliwość, najchętniej poślubiłaby innego Notta lub jakiegoś Lestrange’a, by móc pozostać w przestrzeniach i obyczajowości, które dobrze znała i nie musieć mierzyć się z czymś zupełnie jej obcym.
- Och, jak tutaj jest ładnie – zachwyciła się nagle fragmentem wybrzeża gdzie były teraz praktycznie same pośród piasku, nadmorskiej trawy i z falami łagodnie rozbijającymi się o brzeg kilka metrów od nich.
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott
Re: Brzeg [odnośnik]10.07.18 16:15
Miała nadzieję, że Elise słusznie przewidywała szybkie nadejście zimy. Letnie suknie miały swój urok, ale stwarzały wiele problemów z dopasowaniem materiału do gorętszych dni, tak, by zapewnić noszącej kobiecie świeżość i swobodę a przy tym nie przekraczając granic obyczajowych. Na głębokie dekolty pozwalały sobie jedynie proste dziewczęta a nie damy, a nowa moda, lekceważąca niemoralne aspekty odsłaniania łydek lub, co gorsza, kolan, raziła każdą szanującą się damę. Przed uporczywym słońcem chroniły co prawda parasole lub zaklęcia chłodzące, ale ciągłe dbanie o to, by nie dać się złapać w złowieszcze promienie słońca, bardzo męczyło. Przebywanie na świeżym powietrzu służyło Evandrze, czerpała radość ze spaceru z kuzynką, chociaż miała wrażenie, że na jej odsłoniętych przedramionach wykwita zapowiedź opalenizny. Oby przesadzała, nie mogła wyglądać jak chłopka ściągnięta prosto z roboty w polu. – Brzemienny stan także sprzyja wymianie garderoby – zdradziła swój sekret i zachichotała, tak jakby w ogóle, jako szlachcianki, musiały szukać wymówek do sprawienia sobie nowych sukien, futer lub etoli. Mężowie albo rodzice obsypywali lady złotem, zapewniając im dostępność najlepszych materiałów. Szata zdobiła czarodzieja a już z pewnością świadczyła o statusie czarownicy. Pierwszy rzut oka mówił wszystko, więcej od słów, bowiem nie każdy mógł dostąpić zaszczytu rozmowy z reprezentantką szlacheckiego rodu. Ciężka biżuteria, wpleciona w misternie uplecione włosy, dodawała królewskości, a cała Evandra lśniła jak klejnot w koronie. W czasie Festiwalu Lata ceniono skromność i dziewczęcość, pokazywała się więc od delikatniejszej strony, wcale nie tęskniąc za panieńskimi czasami. Jako żona odkrywała na nowo swą kobiecość, rozkwitając dla swojego męża. Miała naprawdę krótką pamięć, żyła chwilą, odrzucając od siebie jak najszybciej rozpaczliwe podejrzenia oraz lęk. Wystarczyło kilka długich tygodni, by wyparła ciemną stronę Tristana, skupiając się tylko na chwili obecnej. Prezentach, czułościach i częstym towarzystwie. Świat wokół rozpadał się na kawałki, ale nie zwracała na to uwagi. Liczyło się dla niej tylko dobro rodziny i małżeństwa, Londyn mógłby płonąć, byleby te dwie świętości pozostały nienaruszone. – Oczywiście, że tak – potwierdziła ponownie, zastanawiając się nad tym, dlaczego Elise wygłasza gładziutkie frazesy. Rozumiała dobre wychowanie, ale nie musiała jej tłumaczyć zasad rządzących światem, do jakiego należały. Piękne, bezbronne, otaczane opieką oraz adoracją.
Chichot kuzynki zaalarmował Evandrę. Czyżby zapowiadał jakąś nieprzyjemną plotkę? Albo wyznanie, dotyczące zadurzenia się w jej mężu? Szybko jednak uspokoiła bijące serce. Postanowiła mu przecież zaufać. Dał jej tak wiele, starał się, wyrzekł się zachowań, które ją raniły, często bywał w domu, zasypiał tuż obok niej, pozwalając spokojnie wtulić się w swą szeroką pierś. Oddawał szacunek w pełnych oddania czułościach, nie przekraczając wytyczonych granic, pozostając przy tym niezłomnym i odważnym. Jej rycerzem. Uśmiechnęła się z satysfakcją, nie mając pojęcia, jak bliska w tym określeniu jest brutalnej prawdy. – Znam wielu mężczyzn, ale nie znam bardziej utalentowanego, silnego i przystojnego czarodzieja – odparła, unosząc lekko brwi, porozumiewawczo i z dumą. Nie tylko lordom zależało na zachwycie, jaki wzbudzały nadobne małżonki. One także ceniły wartości reprezentacyjne, a tych nie sposób było Tristanowi odmówić. – Nie zostałaś mu nigdy wcześniej przedstawiona? – zdziwiła się uprzejmie. Sama znała większość brytyjskiej, konserwatywnej arystokracji, z częścią zapoznając się już jako mała dziewczynka. Wiele okazji sprzyjało nawiązywaniem kontaktów, płytkich, ale pozwalających na wyrobienie sobie zdania na temat dziedziców poszczególnych rodów. – Należy to nadrobić, staliście się przecież rodziną – zadecydowała, zastanawiając się, jak mąż zareaguje na tak śliczną młódkę. Rumieniącą się i niewinną. Pamiętała zachwyt, który wzbudzała w nim będąc podobną panienką. Zazdrość na moment zapiekła ją w dłoniach, nie wywołując jednak nawet drobnego ognika. Wspaniałe wspomnienia ostatnich dni uspokajały nawet najbardziej kapryśne odruchy. Zamyśliła się nad wspólnymi spacerami oraz częstszymi podarkami, z tajemniczym uśmiechem wysłuchując tyrady Elise na temat Hogwartu. – Zgadzam się z tobą, moja droga – poklepała ją wspierająco po ręce po traumie, jaką musiała przeżyć. W Beauxbatons także pojawiały się osoby nieczystej krwi, ale przymykając oko na to, była to szkoła stworzona dla wrażliwych dusz o artystycznym zacięciu. Pozwalano na nieco więcej w kwestii stroju, chwalono także za rozwój talentów, mniejszą wagę przykładając do nudnej nauki czy czczej rywalizacji między domami. – Czas, byś nadrobiła stracone lata. Na kokieterii, tańcach i pielęgnowaniu kontaktów towarzyskich – zachęciła ją troszkę prowokacyjnie. Zmartwiłyby ją plotki krążące o kuzynce, ale z drugiej strony uwielbiała się w takowych zaczytywać, zwłaszcza, gdy dotyczyły kogoś, z kim w pewien sposób rywalizowała. – Może młody Ollivander? Przydałoby się wzmocnić sojusz tych zdolnych różdżkarzy z odpowiednimi rodami– znów się zamyśliła. Była to pierwsza myśl, która przyszła jej do głowy, a nie chciało się jej rozważać kawalera dla Elise dłużej. I tak było to bezsensowne. Nawet jeśli odrobinę złośliwie wspominała o kimś, kto nie umywał się do Tristana, nie życzyła kuzynce źle. Zawsze mogła zażartować, że czeka na nią Weasley bądź Longbottom, czego nigdy by nie zrobiła. Nawet wesołość miała swoje granice.
- Przepięknie. Gdybym zamknęła oczy i zapomniała o tym całym tałatajstwie niedaleko i dalszej linii wybrzeża, mogłabym prawie poczuć się jak na Wyspie Wight– wyznała z wyraźnie słyszalną nutką tęsknoty. Strome klify Dover w niczym nie przypominały łagodnych wybrzeży rodzinnej wyspy ani rozłożystych plaży, prowadzących prosto do królestwa syren.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Brzeg [odnośnik]10.07.18 18:21
Elise także przykładała dużą wagę do swojego wyglądu i dbała o to, by wyglądać stosownie do swojej pozycji. Niektóre bardziej wyzwolone dziewczęta decydowały się na coraz bardziej nieprzyzwoite stroje odsłaniające więcej ciała; zapewne ta moda przybyła ze świata mugoli, co sprawiało, że Elise była jej jeszcze bardziej niechętna, bo mugolskie obyczaje miały bardzo zły wpływ na czarodziejów. Starannie zakrywała nogi i dekolt, uważała też na słońce, stroniąc od plebejskiej opalenizny. Ale to lato raczej nie groziło opalenizną, bo słońca było niewiele nawet jak na angielskie warunki.
Rzeczywiście brzemienność także sprzyjała okazji do częstej zmiany garderoby, co zapewne cieszyło Evandrę. Większość znanych Elise dam lubiła nowe suknie i inne dodatki do ubioru. Gdyby nie obecne problemy z transportem zapewne odwiedzałaby dom mody Parkinsonów znacznie częściej, męcząc matkę o nowe stroje. Które musiały być z najwyższej półki, by każdy wiedział, że ma do czynienia z kimś wyjątkowym. I dla niej najważniejsza była rodzina, a reszta świata jej nie obchodziła, dlatego nie zamierzała się smucić i umartwiać, a chciała się cieszyć urokami lata i festiwalu. Jeśli się martwiła, to tylko o siebie i bliskich.
Z racji tego, że ją i Tristana dzieliła spora różnica wieku i różne szkoły, nie miała okazji poznać go bliżej, ale coś tam na jego temat wiedziała. Znacznie lepiej była obeznana w społeczności Hogwartu oraz w gronie swoich bezpośrednich krewnych oraz przyjaciół rodziny. Tylko w wakacje mogła uczestniczyć w życiu towarzyskim wyższych sfer, zabierana przez matkę na koncerty, wernisaże, przyjęcia i w inne miejsca gdzie bywali wysoko urodzeni, ale dopiero debiutancki sabat otworzył jej do nich drogę w pełni i stworzył możliwość zawarcia znacznie większej ilości kontaktów, co ją cieszyło, ponieważ Elise lubiła zawierać nowe znajomości i lśnić na salonach.
Z całej postawy Evandry czuć było dumę, jaką czuje na myśl o swoim mężu. I Elise mimowolnie jej zazdrościła, bo sama chciała kiedyś coś takiego poczuć, być dumną z tego, że jest czyjąś żoną, być otoczoną opieką męża i adorowaną przez niego na każdym kroku. Evandra już to dostała, a Elise musiała jeszcze trochę poczekać.
- Nie mieliśmy okazji lepiej się poznać – rzekła. Wielu ludzi znała, ale większa część znajomości była dość płytka, ograniczała się do kurtuazyjnych powitań i wymian uprzejmości, oraz znajomości zasłyszanych gdzieś plotek. Niestety skończyła Hogwart ledwie półtora miesiąca temu i przez te wszystkie problemy większość tego czasu spędziła uziemiona w rodowym dworze. – Ale liczę, że to się zmieni. W końcu, jak mówisz, teraz jesteśmy już rodziną, warto poznać się bliżej.
O więzi rodzinne należało dbać, dlatego była żywo zainteresowana zawieranymi przez krewnych związkami i czekała na moment, kiedy sama będzie mogła chwalić się narzeczonym. Oby mogła się nim chwalić, a nie wstydzić.
- Musiałam wiele znieść – westchnęła nieco demonstracyjnie, wyolbrzymiając swoje cierpienia. Czasem miała skłonności do przesady. – Ale nadrobię braki. Sabat stanowił dobry początek. – Elise nie pozwoliłaby, żeby na jej temat krążyły niepochlebne plotki, więc nie zamierzała dopuścić się niczego, co mogłoby rzucać cień na jej opinię.
Jednak słysząc wzmiankę o Ollivanderze aż się żachnęła, wzdrygając ze wstrętu. Czyżby Evandra aż tak źle jej życzyła? A może po prostu nie znała Titusa Ollivandera i jego nagannych zachowań? Jeśli tak, to Elise musiała jej to uświadomić, by mogła się tego nieokrzesanego młodzieńca wystrzegać.
- Ollivander? Ta zakała szlacheckiego świata? – skrzywiła się ostentacyjnie, bo naprawdę nie cierpiała tego osobnika kalającego dobre imię swego rodu. Porządnego, jeśli pominąć fakt, że zaczęli zbaczać w niepokojąco promugolską stronę. Jak ten okropny Titus. – Wolałabym zostać starą panną niż na niego spojrzeć. Nie znoszę go, w Hogwarcie był po prostu... okropny! Należał do Gryffindoru, zadawał się z mugolakami i często dopuszczał się zachowań nie przystających młodemu lordowi – rozpoczęła swoją tyradę, nie zamierzając zostawić na Ollivanderze suchej nitki, skoro już Evandra weszła na jego temat. Już w czasach dzieciństwa i szkoły ochoczo na niego donosiła, gdy tylko zauważyła, że robił coś nie tak. To była niechęć od pierwszego wejrzenia; Titus był bowiem kuzynem Percivala i Eddarda ze strony ich matki, więc przedstawiono ich sobie gdy oboje byli dziećmi, i jego niechlujny wygląd już wtedy uzmysłowił Elise, że o przyjaźni mogą zapomnieć. Trafienie do dwóch nie lubiących się domów przypieczętowało negatywne relacje i pasmo wzajemnej złośliwości ciągnące się dopóki Titus nie skończył szkoły. Elise była niezwykle zbulwersowana na samą myśl o bliskich relacjach z mugolakami, ale cóż, dom Gryffindoru miał fatalną opinię znaną zapewne nawet uczniom innych szkół. – Mówię ci, droga Evandro, ani trochę się nie zdziwię, gdy pewnego dnia szanowny nestor straci do niego cierpliwość i go wydziedziczy. Mam nadzieję, że nie pociągnie ze sobą na dno żadnej dobrej panny. Współczuję biednej Marine, że musiała z nim tańczyć na sabacie. – Lady Adelaide chyba miała tego dnia ochotę na niekonwencjonalne połączenia, łącząc Marine z Titusem i lady Malfoy, obecnie już narzeczoną Eddarda, z równie niewydarzonym Selwynem, o którym również krążyło wiele niepochlebnych plotek.
Niewielu kawalerów zdołałoby zadowolić Elise, bo w przypadku wielu z nich na pewno znalazłaby jakiś powód do narzekań.
- Tak... Ja też – przyznała, przymykając na moment oczy. Morskie powietrze pachniało podobnie jak na wyspie, jedynie plaża wyglądała inaczej, a z oddali było jeszcze słychać odgłosy festiwalu, choć oddaliły się od innych ludzi i były tutaj same. Ale może nie powinny odchodzić aż tak daleko w obecnym stanie Evandry?
- Chyba powinnyśmy powoli wracać – odezwała się po chwili. – Nie powinnyśmy znikać same na długo, twój mąż oraz moja matka pewnie się zmartwią.
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott
Re: Brzeg [odnośnik]12.07.18 0:53
Aldora usadziła się wygodniej na miękkim siedzeniu, wspierając się obiema rączkami po bokach, na siedzeniu, z zastanowieniem wsłuchując się wpierw w słowa wuja Quentina: a słuchała uważnie, bo zawsze dotąd kierowała nią ciekawość świata. Wydęła lekko usta, zastanawiając się nad tym wszystkim - w dziecięcym umyśle wizualizując sobie tak glob, jak jego strefy geograficzne... i pogodowe.
- To ciekawe - stwierdziła w końcu, po dłuższej chwili zastanowienia, trochę jakby głowiła się przez ten czas nad niezwykle trudnym zagadnieniem. - Myślę, że nie chciałabym, żeby Anglia była tropikalna - zawyrokowała - kiedy jest ciepło, czarny materiał i szaty damy nie są zbyt wygodne - Nie, żeby na co dzień były - naprawdę nie rozumiała, dlaczego tylko dziewczynki musiały nosić te okropne rusztowania zamiast wygodnych spodni. Ale im cieplej się robiło, tym te wszystkie sznurowadła, gorsety, falbany i ciężkie tkaniny wydawały się jeszcze bardziej przerażające. - Ale zimą, kiedy pada śnieg, jest naprawdę pięknie - dodała, wysuwając lekko dłoń na zewnątrz wozu, by pochwycić w piąstkę drobny kryształowy płatek śniegu, który szybko roztopił się w kontakcie z ciepłą skórą dziewczynki - zdążyła jednak przyjrzeć się jego kształtowi. Śnieg tworzył piękne ozdoby i otulał szronem, Biała Dama musiała przyjaźnić się z Zimą. - Chciałabym zobaczyć tę Grenrandię - wyznała w końcu, unosząc spojrzenie na wuja, kiedy skończył mówić, potem na ojca, fakt, że żaden z nich nie odwiedził tej enigmatycznej krainy jedynie dodawał jej tajemniczości. Grenrandia była niezbadana, miejsce, na ziemi którego nie postawił stopy członek jej rodziny, wydawało się niezbadane w ogóle - dzikie i obce.
Pociągnęła lekko nosem, jednym uchem wsłuchując się w piękną melodię w tle. W zasadzie - było w niej coś magicznego. Przeniosła spojrzenie za okno - na śnieżny krajobraz, by po chwili dostrzec zarumienione policzki wujka. - Powinien wuj zdjąć płaszcz - oświadczyła dorośle. - Zgrzał się wuj. - Na jego policzkach wszak wyraźnie odznaczyły się wypieki. Bez zrozumienia przeniosła spojrzenie na ciocię Wynonnę, która parsknęła śmiechem, na końcu na zniesmaczonego ojca. Nie rozumiała, co wywoływało u nich podobny nastrój, lubiła czytać i słuchać historii, ale tym romantycznym nie poświęcała wiele czasu - a muzyka, która wybrzmiała w tle, wydała jej się nawet przyjemna, zwłaszcza połączona z rytmem wystukiwanym przez dzwoneczek za sprawą podmuchów wiatru. Nie mogła się jednak do tego przyznać - nie mogła, widząc reakcję ojca. - To skandaliczne - zawtórowała mu więc, naśladując głos matki; chciała zabrzmieć dojrzale, dorośle i zgodnie z oczekiwaniami rodziny, nawet, jeśli nie do końca wiedziała, o czym mówiła. Ukradkiem spojrzała to na ojca, to na wuja Quentina, to na ciotkę Wynonnę - wypatrując reakcji. - Oczywiście - Nie lubiła pokazywać swoich dzwoneczków innym - ale tacie wolno było wszystko, bez zawahania wysunęła przed siebie dłoń, na której miała uwieszony dzwoneczek i złożyła go na dłoni ojca.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Brzeg [odnośnik]12.07.18 0:53
The member 'Aldora Burke' has done the following action : Rzut kością


'k10' : 7
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Brzeg - Page 11 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Brzeg [odnośnik]12.07.18 17:01
Niezmiernie współczuła Elise uziemienia w ponurych wnętrzach Hogwartu. Beauxbatons, wypełnione słońcem, pięknem i śpiewem, w niczym nie przypominało tego posępnego zamczyska. Evandra raczej nie wnikała w to, jak naprawdę wyglądało codzienne życie uczniów brytyjskiej szkoły, oceniając je przez pryzmat plotek i własnego poglądu na kwestie artystycznego zacięcia oraz zapewniania uczniom wrażeń estetycznych. Gardziła także Durmstrangiem, jeszcze bardziej różniącym się od francuskiego przybytku muz, sprzyjającym edukacji młodych, eleganckich czarodziei. Właściwie wszystko, co nie zgadzało się z jej wizją, od razu zasługiwało na co najwyżej pełen politowania uśmiech. Takim więc skwitowała rozżalone słowa kuzynki, znów poklepując ją wspierająco po gładkiej rączce.
- Mam nadzieję, że swoich dzieci nie skażesz na takie katusze – zawtórowała lady Nott cichym westchnięciem. Gdyby wyszła za jakiegoś kuzyna Lestrange lub Rosiera, mogłaby bez problemu oddać dzieci na wychowanie do Beauxbatons, oszczędzając im mordęgi. Nie miała serca powiedzieć Elise, że najlepsze partie zajmowano już za czasów szkolnych, wiążąc sojusze między rodami. Świat się zmieniał i Evandra z niepokojem przyglądała się tym rewolucjom, obserwując z zażenowaniem postępowe poglądy niektórych rodzin. Zwłaszcza kobiet, długo czekających na zamążpójście. Sama ceniła wolność oraz pielęgnowanie własnych talentów, ale wierzyła, że w pełni można rozwinąć się tylko jako matka i żona, reprezentantka nowego rodu. Nic innego nie mogło napełnić dziewczęcego serca radością. Trapiły ją naukowe zainteresowania Melisande. Gdyby chociaż zajmowała się ślicznymi jednorożcami. Wybrała jednak smoki, związane z historią rodu, ale dzikie i przerażające. Nie mieściło się jej to w głowie, szanowała jednak wybór nowej Siostry. Dobra dama trzymała język za zębami, nie pozwalając sobie na bycie niegrzeczną. Nie pytano jej o zdanie, milczała więc, po cichu życząc kobiecie jak najlepiej. Tak samo Elise. Plotki, które krążyły o młodym Ollivanderze, nie dotarły do jej uszu. Z przerażeniem przyłożyła dłoń do ust, słysząc kolejne rewelacje dotyczące szlachcica. – Myślałam o kimś innym – powiedziała tylko cicho, nie przerywając pogardliwego monologu lady Nott. Rozumiała ostre zdanie na temat wspomnianego Titusa, ale sama nie wypowiadałaby go tak publicznie i z hardością nieprzystającą niewinnej jak kwiat panience. Evandra przeniosła wzrok na horyzont, wyczuwając od kuzynki całą gamę negatywnych emocji. To nie przystało damie. – Złość piękności szkodzi – podsumowała lekko tyradę, nie wchodząc w polemikę. Nie wiadomo, kto mógłby ich tutaj, na Festiwalu Lata, podsłuchać a Ollivanderowie byli starym, szanowanym rodem. W każdej rodzinie trafiała się czarna owca, ale to nestor i władze rodziny powinny krytykować swych krewnych, zwłaszcza, gdy chodziło o mężczyzn. Bronienie tak niewyobrażalnych zachowań jak spoufalanie się z mugolakami nie wchodziło w grę, ale nie dołączała się do krytyki, z godnością zmieniając temat.
- Tak, zgadzam się. Czuję się trochę osłabiona tym długim spacerem – przyznała Elise rację, rzucając ostatnie spojrzenie na morskie fale. Przechadzka dobrze jej zrobiła, ale musiała oszczędzać siły przed wzięciem udziału w zabawie w Labiryncie. Odwróciła się wraz z kuzynką w stronę, z której przyszły. Mogły wrócić po swoich śladach, zostawionych na lekko wilgotnym piasku.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Brzeg [odnośnik]12.07.18 23:25
Być może Elise patrzyła na to wszystko ze złej strony. Może to też kwestia tego, że jako jedenastoletnia dziewczynka miała swoje wyobrażenia i bardzo się rozczarowała, kiedy okazało się, że musi uczyć się mnóstwa niepotrzebnych (jej zdaniem) bzdur, a nikt nie dbał o jej edukację artystyczną ani nie traktował jej wyjątkowo. Dobrze chociaż, że do Slytherinu nie przyjmowano dzieci mugoli i tamtejsze towarzystwo miało rozsądne priorytety i poglądy.
- Jeśli tylko mąż da mi wolną rękę, to na pewno nie. Moje przyszłe dzieci zasługują na wszystko, co najlepsze – westchnęła. Dużo zależało właśnie od jej męża, jego rodu i zapatrywań. Liczyła na to, że trafi do rodu nie odbiegającego zbytnio od Nottów. Nie wszystkie rodziny mogły poszczycić się dworskim obyciem i wysublimowaniem, jak Nottowie czy Lestrange’owie. Evandra miała naprawdę dużo szczęścia, trafiając na Rosiera, bo jej życie nie uległo tak drastycznym zmianom. Bardziej obawiała się o Marine i to, jak ona poradzi sobie z tak znaczącą zmianą otoczenia, bo Yaxleyowie mocno różnili się od Lestrange’ów.
Elise także spoglądała z politowaniem na wszystkich tych, którzy głosili wszem i wobec postępowe poglądy o równości. Sama nie zamierzała równać w dół i stawać w jednym szeregu ze szlamem, który trafił do świata magii przez przypadek. Ubolewała nad tym, że nawet tak dobry i szanowany ród jak Ollivanderowie obrał niebezpieczną i kontrowersyjną ścieżkę, ale liczyła na to, że się opamiętają i nie odwrócą się od słusznych szlacheckich wartości. Nie pochwalała też dążenia do niezależności i niemądrego równouprawnienia, patrzyła z politowaniem na kobiety, które miały dwadzieścia pięć i więcej lat, a nadal nie miały męża, bo przecież każda porządna dziewczyna powinna się zaręczyć i wyjść za mąż, a w międzyczasie realizować się w odpowiednio kobiecych pasjach. Pracę też uważała za absurd, zwłaszcza męskie zajęcia, które damom nie uchodziły.
Elise lubiła plotkować – szczególnie o ludziach, których nie darzyła sympatią. Była osobą młodą i dość egzaltowaną, często reagowała przesadnie. Tak było i teraz, uniosła się, ponieważ poczuła się głęboko dotknięta samą sugestią, że miałaby spojrzeć na kogoś, kogo rzeczywiście uważała za zakałę. Wolałaby zostać starą panną i pójść w ślady lady Adelaide niż poślubić kogoś takiego. Chyba tylko Weasleyowie byli w jej oczach gorsi niż jej szkolna zmora, Titus Ollivander. Nie wiedziała, o kim innym mogła mówić Evandra, ponieważ starszych Ollivanderów nie kojarzyła aż tak dobrze, najmocniej wyrył się w pamięci ten najbliższy jej wiekiem, który już od dzieciństwa ciągle robił jej na złość, a któremu ona odpłacała się, obgadując go i donosząc na niego. To, co mówiła teraz na jego temat, to i tak była złagodzona wersja jej myśli, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, jak kiedyś wkleił jej gumę w piękne włosy, zniszczył jedną z ulubionych sukienek i robił jej głupie żarty w Hogwarcie. Nie wspominając o tym, że przyjaźnił się z mugolakami jak równy z równym, co budziło w niej niesmak, bo przypuszczała, że nawet po skończeniu szkoły nic a nic się nie zmienił i nie nadawał się na męża dla żadnej damy z dobrego rodu. Elise wcale się nie zdziwi, jak pewnego dnia usłyszy o jego zupełnym upadku.
- Masz rację, droga Evandro, nie warto unosić się z powodu kogoś, kto nie jest tego wart – zgodziła się, choć przypuszczała, że lakoniczność Evandry jest spowodowana tym, że nie znała tego osobnika i najwyraźniej nie słyszała krążących o nim plotek. Lub może po prostu nie miała odwagi obgadywać Ollivandera nawet mimo faktu, że odeszły daleko od innych spacerowiczów, a szum fal zagłuszał ich słowa? – Lepiej porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym... I tak, chodźmy już – dodała, wzdychając cicho i starannie przepędzając myśli o nielubianej osobie. W końcu festiwal miał być czasem radości i zabawy, chciała więc myśleć o czymś przyjemnym i wyobrażać sobie idealnego narzeczonego. Na labirynt się nie wybierała z obawy, że połączą ją w parę z jakimś mugolakiem, więc gdy tylko z Evandrą wróciły na tereny festiwalu, pożegnała się z nią, a potem odszukała swoich bliskich.

| zt. x 2
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott
Re: Brzeg [odnośnik]17.07.18 23:32
Poczułem jak moja głowa rozbija się o ścianę. Taką, która bez zapowiedzi pojawiła się między mną a Hanką, przypisując mi rolę intruza. Mocno nie rozumiałem tego dysonansu. Skoro dobrowolnie ułożyła swój wianek na wodzie, dlaczego tak opornie poddawała się wieloletniej tradycji? Chodziło o bunt dla samego buntu, czy rzeczywiście w tym wszystkim mój Lisi czynnik zaważył na jej marsowej minie? Dąsała się jak pięciolatka, która wstydziła złapać się za rękę podwórkowego kolegę, skrupulatnie przelewając mi do ucha poczucie winy. Skąd wzięły się te barwy ochronne? Przecież potrafiła przesiedzieć u mnie całą noc w zatroskaniu o Jamiego, potrafiła dotrzymać mi kroku podczas naprawy anomalii – nieistotne, iż zakończonej podwójną porażką – a nagle, w obliczu wianka na mojej głowie, uciekała, choć przecież wcale jej nie trzymałem. Nie mogła też przecież czynić tego duma, byłem chyba ostatnią osobą, która posiadała jakikolwiek respekt wobec tradycji. I Wright doskonale o tym wiedziała.
Komedia omyłek, Wiele hałasu o nic, Sen nocy letniej, Poskromienie złośnicy? Którą z komedii mieliśmy dziś odegrać? A może napisać własną, usłaną serią nieporozumień i okraszoną wymuszonymi uśmiechami? To nie tak, że nie lubiłem teatru. Ale miałem zwyczajnie dość udawania. Wpisywania się w wymuszoną rolę przewodnika, pewnie stąpającego po grząskim gruncie – a przynajmniej dziś, choć raz poczuć się wolnym od trzymania w ryzach własnego życia, pozostającego w całkowitej rozsypce. Poddać się zabawie, zatańczyć z wybranką, zalać gardło palącym alkoholem, pczuć się o kilka lat młodszym, kiedy powietrze pachniało beztroską.  
Znałem te gesty. Wysoko zadarty podbródek, zmarszczone brwi, ironia tańcząca na końcu języka. Próbowała wciągnąć mnie na wojenną ścieżkę w imię przyczyny, której nie znałem lub nie potrafiłem zrozumieć. Z tym, że ja wcale nie chciałem z nią walczyć.
- Zdemaskowałaś mnie. – Potwierdziłem chłodno; miała przecież rację. Nie potrafiłem już fantastycznie się bawić, bez względu na starania. Z tym, że w swoich kalkulacjach błędnie obliczyła współrzędne źródła tej farsy, niesłusznie – a może raczej egoistycznie, jak na Wrighta przystało – wskazując na siebie. - Poza jednym szczegółem. Jestem raczej dużym chłopcem. - Rzuciłem lekko, zupełnie odrywając się od poważnego tonu, który jeszcze przed chwilą był zdolny zmrozić płonące nieopodal ogniska. Wzrokiem powędrowałem za jej dłonią, którą w nieomal frywolnym geście wygładziła moją szatę; łypnąłem na Hankę, gubiąc się już zupełnie w tym, czy próbuje się mnie pozbyć, czy może zupełnie nie.
Pozostawałem głuchy na jej argumenty – choć faktem było, iż nie należała do najlżejszych kobiet – pozwalając jej stopom zetknąć się z gruntem dopiero wtedy, gdy znaleźliśmy się bliżej jednego z ognisk, znad którego wraz z dymem snuła się taneczna muzyka.
Sposób, w jaki wpadła w moje sidła utkane w czystej improwizacji niemal zawstydził mój własny geniusz. Cóż, wodzenie Hanki za nos nie było może najszlachetniejszą formą rozrywki, ale z pewnością wartą świeczek.  
- Nawet nie staram się nim być. Gdybym chciał, pewnie nadal nosiłbym to śmieszne nazwisko. - Nie był to tytuł współgrający z moimi aspiracjami. Ale przez Wright najwyraźniej w jakiś sposób pożądany. - A ty nie jesteś piękną panną? - Uniosłem brwi, dziwiąc się, jak ochoczo próbowała wepchnąć mnie w ramiona uroczych uczestniczek Festiwalu Lata, w tym wszystkim zapominając, że sama była jedną z nich. Bezceremonialnie uchwyciłem jej spojrzenie, zmuszając dumę Wroght do konfrontacji. Była zdolna przyjąć komplement, czy może znów zamierzała negować rzeczywistość? Zbyt długo przypatrywałem się jej zaciętej minie, zbyt długo pozwalałem na to, by wraz z ciszą wzrastało napięcie, które w końcu przerwałem, pozwalając, by kąciki moich ust powędrowały ku górze. - Nie umiesz kłamać, Hannah. - Dlaczego z takim uporem próbowała mnie odsunąć? Dlaczego zakładała najgorsze, nie pozwalając, by zalążek tego wieczoru wypuścił własne pędy?  Żeby był to kolejny wieczór w moim towarzystwie? Przecież na przestrzeni lat zdążyła już dowieść, że asysta Jamiego nie była konieczna, abym dalej uważał ją za całkiem przyzwoitą towarzyszkę do zabawy. - Wijesz się jak pisklę ogniomiota. Więc zróbmy sobie wieczór szczerości, może to jakoś rozwiążę ten impas. - Być może była to jedyna szansa na to, abyśmy oboje mogli zakończyć dzisiejszy dzień festiwalu z twarzą. - Bawię się fatalnie od kilku miesięcy, twoje towarzystwo – albo jego brak – niczego nie zmieni. Cała Anglia okrywa się całunem. Ulice spływają krwią. Spłonęło Ministerstwo Magii. Czarnoksiężnicy panoszą się, znacząc niebo swoimi przeklętymi symbolami. Lovegood wykreśliła mnie ze swojego życia. - Zaskakująco łatwo i beznamiętnie przyszła mi ta wyliczanka, jakbym opowiadał o tym, co zjadłem na obiad. Jakby ta cała lista nieszczęść stała się częścią akceptowalnej codzienności. - Mam całą listę powodów, dla których mogę bawić się fatalnie. – Wyjaśniłem spokojnie, nie kryjąc rozbawienia. - Będziesz się musiała naprawdę postarać, by popsuć mi ten wieczór jeszcze bardziej. - Rzucałem jej rękawicę, bezczelnie wystawiając na próbę jej bojowe nastawienie. - Jeśli twoje plany uwzglęniały inny rodzaj rozrywki – droga wolna. Idź. Nie będę cię zatrzymywał. - Ponagliłem ją, po raz kolejny, całkowicie nie rozumiejąc, dlaczego nadal stała w miejscu. Tworząc Hance przestrzeń dla wewnętrznych dywagacji postanowiłem w końcu zaryzykować, przykładając koniec różdżki do własnego ciała, by osuszyć nieustannie cieknącą po mnie wodę – wieczór za chwilę mógł stać się nieprzyjemnie chłodny; anomalia, na szczęście, zdawały się mnie oszczędzić, a większa część ubioru powróciła do stanu wyjściowego.
- Wiesz, że zarzucenie mężczyźnie, że czegoś nie potrafi, zawsze skutkuje próbą siły? - Wyjaśniłem jej ze stoickim spokojem – ja, kat, oprawca, bezduszny złoczyńca, czychający na to, by zrujnować jej życie. Musiała być świadoma tego, co wkrótce nastąpi, a czyny Wright całkowicie przeczyły każdemu jej słowu. Kolejny zarzut popierający tezę, że wieczór ten był jedną wielką katastrofą, został obalony równie szybko jak się pojawił. Zrządzenie losu, a może raczej łut szczęścia, zmaterializowały dłoniach Hanki butelkę wina, która okazała się nieplanowanym asem w rękawie. Rzuciłem krótkie dzięki w stronę nieznanego mi czarodzieja, po czym przeniosłem wzrok na Wright, doskonale wiedząc, że źle zniesie swoją niecelną uwagę.
- Ja nie mam. Na szczęście ty wydajesz się świetnie przygotowana. - Teatralnie odetchnąłem, swoje spojrzenie kierując ku szklanej butelce z trunkiem. - Więc jak będzie, Hannah? Pójdziesz się bawić lepiej w innym gronie, czy może jednak jakoś zniesiesz moje towarzystwo i wszelkie upokorzenia z nim związane? - Naprawdę nie chciałem trzymać jej siłą, i tak udało jej się dopiąć swego – czułem się cholernie niezręcznie, bez względu na to, jak bardzo Fantastycznym Panem Lisem nie byłem na zewnątrz.
No, dalej, Hannah. Zostań panią swojego losu.


Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Frederick Fox
Frederick Fox
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 34 (37)
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

fire is catching
and if we burn
you burn with us

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Brzeg - Page 11 Giphy
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2155-frederick-fox#32552 https://www.morsmordre.net/t2178-poczta-fryderyka#33148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f413-devon-lisia-nora https://www.morsmordre.net/t3769-skrytka-bankowa-nr-605#69393 https://www.morsmordre.net/t2332-freddie-fox#35856
Re: Brzeg [odnośnik]18.07.18 21:38
Zima w czerwu. Tego jeszcze nie było. Pogoda w Londynie i Anglii nigdy nie należała do najprzyjemniejszych, ale wcześniej rządziła się swoimi własnymi prawami, które nie zaskakiwały nikogo nagle śniegiem w letniej porze. Nie narzekała jednak. Ze wszystkich pór roku, którymi obdarowany był świat, to właśnie zimę Wynonna upodobała sobie najmocniej. Może dlatego, że samą ją przypominała. Z mrożącym spojrzeniem i chłodnym usposobieniem tylko wytrwali byli w stanie wytrwać u jej boku. I jak na razie, żaden z kawalerów nie był w stanie tego dokonać. Nie przeszkadzało jej to jednak, choć widmo zamążpójścia coraz mocniej naciskało na jej barki. Wiedziała, że nestor spogląda coraz uważniej w jej kierunku, a fakt zbytniego zainteresowania zdecydowanie jej nie cieszył.
Nie odmówiła wyjściu na kulig wraz z bliskimi. Więzi łączące je z rodziną były dla niej najważniejsza i wiedziała, że nic nie jest w stanie stanąć między nimi. Kochała swoich braci, tak samo jak i bratanicę, która siedziała wraz z nimi w powozie.
I choć romantyzm był jej obcy, a ona sama nie potrafiła mu się poddać, doskonale potrafiła rozszyfrować znaki mu przypisane. Nie rozumiała jednak zawstydzenia jej brata. Czyżby lecąca muzyka przyniosła mu na myśl coś, co przywiodło na jego policzki róż.
- Aldora ma rację, Quentinie. - zawtórowała siostrzenicy nadal rozbawiona. Rzadko taka bywała, bo też rzadko coś ją bawiło. Zazwyczaj obserwowała zdarzenia, sytuacje i ludzi z zimną logiką, nie pozwalając dojść ciepłym uczuciom do siebie. Jednak w jakiś sposób widok zawstydzonego Quentina niezmiernie ją bawił. - Zdejmij płaszcz. - poradziła, popierając słowa dziewczynki. Zerknęła porozumiewawczo na starszego brata, gdy kurtyna odsunęła się na powrót pozwalając ich na siebie patrzeć.
Nie powiedziała nic więcej, przynajmniej do czasu, gdy małe iskrzące elfy nie zjawiły się między nimi. Zerknęła na jednego który był obok z podejrzliwością. Gdy złoty pyłek rozsypał się po saniach machnęła ręką, by odsunąć go możliwie jak najbardziej od siebie. Był jednak za późno. Drobinki osiadały na jej włosach i ramionach, a ona poczuła dziwny, kompletnie jej nie znany, potok słów, który zmierzał w stronę ust.
- Powinniśmy to robić zdecydowanie wcześnie. - powiedziała nagle, strzepując drobinki pyłku z kolan. - Za rzadko razem wychodzimy. Zdecydowanie. - stwierdziła układając dłonie na klonach. - Quentin zamyka się na całe dnie w pracowni. Ciebie też rzadziej widuję, Edgarze. - zwróciła się do starszego brata. - Nic tylko praca i praca. - mruknęła, a może westchnęła lekko. - A niedługo pewnie w ogóle przestaniemy się widywać, jak wyprowadzę się do męża. - zakończyła ponurą wypowiedź. Coś, ponuro wyszła jej ta wypowiedź. Magiczne zmuszanie Burków do rozmów, nie mogło skończyć się niczym dobrym.


You say

"I can fix the broken in your heart You're worth saving darling".
But I don't know why you're shooting in the dark I got faith in nothing.


Wynonna Burke
Wynonna Burke
Zawód : Łowca rzadkich ingrediencj, ex alchemik
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Im difficult, but I promise
I'm worth it.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Snow Queen
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3517-wynonna-persephone-burke https://www.morsmordre.net/t3530-tryton#61808 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t3531-wynonna-burke#61812

Strona 11 z 33 Previous  1 ... 7 ... 10, 11, 12 ... 22 ... 33  Next

Brzeg
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach