Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset
Pomost
Liczne mniejsze ogniska ciągnące się wzdłuż plaży wydawały się nieco bardziej ustronne. Przy kilku serwowano ciepłe pieczone ziemniaczki z solą, odrobiną masła i kubkiem orzeźwiającej maślanki. W tej okolicy dało się również spotkać najwięcej starszych czarodziejów, którzy odpoczywali, ciesząc się widokiem bawiącej się młodzieży i wspominając własną młodość, wielu z nich opowiadało przy ogniskach interesujące historie sprzed dziesiątek lat, a najstarszy spośród nich - nawet sprzed wieku. Ciekawi dawnych zwyczajów młodzi czarodzieje wysłuchiwali tego z zapartym tchem. Pozostali odchodzili niewzruszeni, dołączając do beztroskich zabaw. Wybrzmiewała wyliczanka chodzi lisek koło drogi śpiewana w rytm prymitywnej fujarki, gdy spore grono młodych czarodziejów bawiło się w tę zabawę, chętnie witając każdego, kto zechciał do nich dołączyć.
Im dalej od głównych ognisk tym okolica wydawała się cichsza i ustronniejsza. Odpoczywający tutaj czarodzieje nie mieli na twarzach tej pogodnej radości, wydawali się zatroskani. Wiele kobiet siedziało z dziećmi, ale bez ojców, wielu mężczyzn było okaleczonych. Okryci kocami, które rozdawano przy straganach na jarmarku, szukali wytchnienia.
Na plaży rozstawiono wiklinowy kosz z białymi lampionami. Wieczorem, kiedy słońce zachodzi za horyzont, a wiatr zaczyna wiać w stronę morza, uczestnicy festiwalu mogą zapalić je prostym zaklęciem i posłać do nieba wraz ze swoimi marzeniami. Na koszu wisi szarfa z mottem Prewettów: ab imo pectore, a same lampiony mają symbolizować miłosny lot Aenghusa i Caer – bohaterów rodowej legendy, którzy w postaci łabędzi spędzili w powietrzu trzy dni i trzy noce.
Na mniej zatłoczonej plaży najłatwiej jest odnaleźć bursztyn - zwany morskim złotem - wyrzucany przez fale. Jest to znalezisko rzadkie, lecz magiastronomowie twierdzą, iż święto żniw związane jest z ruchami gwiazd, które wywołują przypływy niosące magiczną aurą ściągającą ten cenny i piękny surowiec do brzegu. Aby przeszukać piasek nad brzegiem należy rzucić kością k10, w przypadku uzyskania wyniku 1-3 można rzucać ponownie w kolejnym poście. W przypadku uzyskania wyników 1-3 trzy razy z rzędu postaci marzną dłonie i może próbować ponownie dopiero po ogrzaniu się przy ognisku.
- Bursztyny:
- 1: Nic nie znajdujesz.
2: Nic nie znajdujesz.
3: Nic nie znajdujesz.
4: Znajdujesz mały bursztyn o jasnozłotym ubarwieniu.
5: Znajdujesz mały bursztyn o miodowym ubarwieniu.
6: Znajdujesz mały bursztyn o kasztanowym ubarwieniu.
7: Znajdujesz nieco większy bursztyn z inkluzją owada.
8: Znajdujesz nieco większy bursztyn z inkluzją rośliny.
9: Znajdujesz duży ładny bursztyn z inkluzją rzadkiego pięknego kwiatu paproci.
10: Znajdujesz duży bursztyn, który nieznacznie połyskuje ciepłą aurą pomimo wyjęcia go z zimnej wody. Postać z geomancją na poziomie I rozpozna w nim świetlny bursztyn (Kwiat paproci zatopiony w bursztynie, który można oprawić w wisior albo pierścień lub rozbić na bransoletę albo naszyjnik. Legenda głosi, że podarowana od ukochanej osoby zaklina w sobie miłość i ogrzewa Bije ciepłem, działa tylko na obdarowaną osobę - chroni przed zimnem, a nawet zamarznięciem. Rzucenie zaklęć związanych z zimnem na osobę posiadającą bursztyn wymaga o 10 oczek więcej), po rozpoznaniu możesz zgłosić się po jego dopisanie do ekwipunku postaci w aktualizacjach.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.01.23 19:09, w całości zmieniany 1 raz
- Chyba nie będzie trzeba póki co, poszczęściło nam się. Oby. - w każdej chwili mogą ostatecznie trafić na spadek. - W razie czego bąblogłowa.
Zasugerowała, bo w sumie to zaklęcie sprawdziło się pod wodą kiedy schodziła na dno jeziora by pomówić z trytonami.
- Muszę nauczyć się pływać. - dodała po chwili właśnie do tej myśli pchnięta wspomnieniami. Skrzeloziele czy to właśnie zaklęcie było bardzo pomocne, jednak bardziej sprawne poruszanie się pod wodą z każdą taką wyprawą wydawały się bardziej niezbędne. Powoli z resztą nabierała w tej dziedzinie jakiegoś doświadczenia, nabierała odpowiednich nawyków. Choć może przydałoby się posłuchać kogoś kto lepiej wie jak poruszać się pod wodą.
Póki co jednak ruszyła dalej czując jak chłodna woda otula jej ciało. Złapała mocno materiał sukni, żeby ten nie osłaniał jej za mocno widoczności i poruszała się bardzo powoli wciąż wypatrując czy jakaś czaropirania nie czai się na nią.
W chwili kiedy zaczęło się robić głębiej, Julia stanęła i spojrzała przez chwilę na Lorraine.
- Fera Ecco. - powiedziała, nie wyciągając jeszcze różdżki, słowa te wypowiedziała z zadowoleniem. Rybie oczy mogą znacznie ułatwić poszukiwania w wodzie która im utrudnia widzenie.
- Spróbuję, one pod wodą widzą lepiej. - dodała, choć bała się wywołać anomalię. Wzięła swoją różdżkę i skierowała jej koniec w stronę jednej z magicznych ryb. - Jedna próba.
Dodała obawiając się efektu korzystania z czarów.
- Fera Ecco. - poruszyła lekko magicznym przedmiotem.
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
#1 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#2 'k100' : 59
Kobieta widząc jak jej szwagierka ląduje w wodzie postanowiła zrobić to samo. Na szczęście był środek lata i nie musiały się martwić lodowatą wodą. W głowie szukała przykładowych wymówek gdyby ktoś jednak postanowił przejść się brzegiem i gdyby potrzebowały wytłumaczenia na już. - Moja babcia mówiła, że wchodzenie w wodę pełną mułu bosą nogą odbiera trzy lata życia. - wyrzuciła przypominając sobie słowa swojej babki. To w końcu od niej przyjęła te wszystkie przestrogi, można rzec zabobony. Blondynka jednak ich tak nie postrzegała. Dla niej to zawsze było coś czym powinno się kierować i na co powinno się uważać. W obecnych jednak czasach nie myślała o tym czy muł pozbawi ją trzech lat życia, w końcu martwiła się o nie każdego dnia. - Nauka pływania to dobry pomysł. Na przyszłość na pewno ułatwi nam sprawę. - widząc co kobieta zamierza Lorraine skinęła głową przenosząc spojrzenie na zbierające się przy kawale mięsa ryby. Na szczęście wciąż były zajęte, ale blondynka wiedziała, że nie zostało im zbyt wiele czasu i powinny przejść do rzeczy jak najszybciej. Kiedy zaklęcie kobiety się powiodło Lorraine zrobiła krok do przodu tak by być jak najbliżej. - I co? Widzisz coś? - zapytała ciekawa bo przecież tak naprawdę nie wiedziały do końca czym jest to co przyszło im szukać. Artefakt był potrzebny zakonowi i wszystko co o nim wiedziały zaprowadziło je tutaj. Nie mogły się już mylić chociaż bała się, że gdy spróbują po to sięgnąć to wydarzy się coś jeszcze. Czy zwykle nie tak właśnie bywało?
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
Cóż - teraz w każdym razie mogła sobie poradzić, była w swojej dziedzinie, w swoim świecie, między stworzeniami z którymi potrafiła się obchodzić, mogła korzystać z talentów jakie miała zamiast martwić się tymi których jej brakuje.
- A mówiła coś o zabawach z krwiożerczymi rybami?
Na bladej twarzy Julii pojawił się lekki uśmiech, kiedy Lorraine przestrzegła ją przed babraniem się w mule. Tak czy inaczej Prewett była już w wodzie, im mniej będą korzystały z magii tym lepiej, a nawet jeśli mogą wykorzystać ryby, lepiej jeśli własnymi siłami także coś zrobią.
- Staram się szkolić trytoński. Tak czy inaczej... nie mam wielkiego wyjścia. Będzie bezpieczniej. - wyjaśniła zaraz. Radziła sobie przy pomocy magii, jednak znów - im jej mniej tym lepiej, a dodatkowa umiejętność między tymi dumnymi i wojowniczymi stworzeniami na pewno nie zaszkodzi.
Stając bardziej pod pomostem rzuciła swój czar. Starała się skupić, zanużyła się starając przyzwyczaić do całkowicie innego sposobu widzenia. Jej oczy same w sobie jakby się nie zmieniły, jednak świat dookoła był inny, a patrzenie nad powierzchnią dziwne.
Wynurzyła się po chwili by zaczerpnąć oddechu.
- Narazie nic, ale szukam dalej.
Odpowiedziała tylko. Nie miała pojęcia czego szuka, jednak upór nie pozwalał jej się poddawać. Nabrała powietrza i znów wsunęła się pod wodę. Poruszanie się nie było w tej chwili zbyt łatwe, rozglądała się jednak uważnie, starała się odsuwać roślinność, zaglądać pod skały. I spieszyć się nim czaropiranie się nimi ponownie zainteresują. Nie miała ochoty na większą ilość czarów i narażania się na anomalie.
Póki co jednak były zajęte - więc przeszukiwała teren najuważniej jak mogła.
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Zaklęcie Julii się powiodło i Lorraine mogła jedynie czekać aż coś wpadnie kobiecie w oczy. Blondynka domyślała się, że zadanie nie należało do najłatwiejszych przez sam wzgląd na to, że niezbyt wiedziały czego dokładnie szukają, a wszystko pod wodą jest zniekształcone. Pora także im nie sprzyjała nawet jeśli używały lumos, które dawało na pewno o wiele więcej światła niżeli jakakolwiek inna latarka. - To nie może być nic wielkiego – zaczęła widząc jak kobieta przemieszcza się pod wodą zmieniając co chwile pozycje. Lorraine utkwiła wzrok w ciągle zajętych rybach i odetchnęła z ulgą dziękując za pomysłowość jej towarzyszki. W końcu gdyby nie fakt, że siostra jej męża zabrała ze sobą kawał mięsa prawdopodobnie jeszcze do tego momentu nie poradziłyby sobie z atakującymi rybami. Dziwne, że jeszcze nikt nie zajął się tym przed zbliżającym się wielkimi krokami festiwalem lata, ale z drugiej strony widząc jak Archie wychodzi z domu o świcie, a wraca późno w nocy nie mogła się dziwić, że i tak przygotowania do tego corocznego święta zajmowały większość czasu każdego członka rodu Prewettów.
Lorraine zrobiła krok w stronę szukającej artefaktu kobiety. - Myślisz, że to wystarczy? - zapytała. - A jakby spróbować rzucić accio? Może przedmiot by się rozświetlił i wtedy łatwiej byłoby go dostrzec pod taflą wody? - zapytała kiedy kobieta wynurzyła się by zaczerpnąć świeżego powietrza i spojrzeć na zwabione kawałkiem mięsa ryby.
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
Julia lubiła te stworzenia. Ona z resztą lubiła wszystkie żywe istoty więc możliwe że nie świadczy to o niczym szczególnym. Były groźne i na pewno nie przyciągały spojrzenia, nie były piękne, wiele osób odwracało wzrok, ona jednak patrzyła na nie z fascynacją. Wydawały jej się silne, w jakiś sposób pierwotne, widziała coś ciekawego w ich nigdy nie malejącej agresji. Ich stadność, ich instynkt - niejednokrotnie stała tu i obserwowała te stworzenia, studiując ich zachowania, nawyki, reakcje na wszelkiego rodzaju bodźce.
Teraz jednak wolałaby uniknąć bliskiego spotkania, szukała więc uważnie, nie zwlekała jednak, nie pozwalała sobie na powolne ruchy, szła coraz dalej. Odezwała się dopiero przy kolejnym pytaniu.
- Nie sądzę, żeby mogło podziałać. Chodzi o zbyt silny przedmiot, jak z różdżką. - nie była silną czarownicą, zawsze łatwiej było jej przyswajać teorię niż praktykę szczególnie w dziedzinie uroków czy magii obronnej, jednak pamiętała kilka zasad. Rozumiała dlaczego nie można przyciągnąć różdżki i była niemal pewna, że accio nie ma szans zadziałać także w tym wypadku - do tego stopnia była o tym przekonana iż uważała ewentualną próbę za całkowicie bezpodstawne narażanie się na anomalie.
- Musi wystarczyć chyba. - dodała, choć była otwarta na wszelkiego rodzaju propozycje. Wzięła zaraz z resztą oddech i po prostu powróciła do poszukiwań.Nie mogła jednak nic znaleźć. Miała wielką nadzieję że dlatego że niczego tutaj nie ma, a nie przez przeoczenie. Mijał jednak czas, a ona powoli traciła nadzieję.
- Nic nie widzę. Nic dziwnego, nic nietypowego, żadnego przedmiotu. - otarła twarz po raz kolejny. Mięsa u piranii było coraz mniej. - Mam nadzieję, że niczego nie przeoczyłyśmy...
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
- Spokojnie, Lorraine. - odpowiedziała jej dość łagodnym tonem, choć w jej postawie i głosie dało się wyczuć napięcie. Ona także była zawiedziona. Trzeba jednak liczyć że inni to znajdą. - Miałyśmy tylko marne poszlaki. To była jedynie anomalia. Trzeba liczyć na inny trop. Albo na to że ktoś inny odnajdzie artefakt.
Spojrzała na żonę swojego brata, kobietę którą już dawno temu zaczęła uważać za rodzinę. Dość sporo je łączyło z resztą od samego początku, może miały inny temperament, jednak pasje i poglądy bardzo podobne. W jakiś sposób zawsze dobrze się rozumiały.
- Zrobiłyśmy co mogłyśmy. Nic tu nie ma.
Wyszła z wody. Cała ociekała, zdecydowała się na osuszenie przy pomocy zaklęcia, żeby nadmiernie nie zwracać na siebie uwagi w drodze powrotnej i w samej rodzinnej posiadłości. Odczekała aż Lorraine zrobi to samo, zerkając jeszcze w wodę, lekko wzruszaną przez energicznie pływające znów czaropiranie. Wyszły w odpowiedniej chwili, właściwie ostatniej odpowiedniej. Najpewniej w innym wypadku także dałyby radę, jednak im mniej ryzyka i im mniej wystawiania się na możliwość anomalii - tym lepiej.
W końcu suche ale milczące i zawiedzione ruszyły w kierunku posiadłości. Tym razem ich misja zakończyła się niepowodzeniem - oby więc przyczyną było to, że zwyczajnie nic się tam nie znajdowało. Serce Julii nadal było ciężkie, wciąż siedziała w niej myśl o tym, że być może coś poszło nie tak, że być może zostawiły bardzo cenny, magiczny przedmiot między czaropiraniami. Że coś złego może stać się w związku z tym na Festiwalu Lata lub, że ów potężny artefakt wpadnie w niepowołane ręce. Wiedziała jednak, że zrobiła co mogła, przeszukała wszystko co tylko była w stanie i niczego co mogłoby być artefaktem nie znalazła. Pozostaje mieć nadzieję, że któremuś z pozostałych Zakonników się powiedzie.
zt x 2
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
— Mogę dołączyć? — spytała łagodnym tonem, pociągając nosem i westchnęła znów, głośno, z wyraźnym świstem, przymykając błękitne oczęta, ocierając dwie łezki wierzchem dłoni — Czy wy też wpadliście kiedyś do gniazda trzminorków?
Całe życie szukała czegoś, nie wiedziała czego, ale niemożność znalezienia tego napawała ją ogromnym smutkiem. A teraz... teraz, przez chwilę miała wrażenie, że spotkała swoje bratnie dusze. Nie potrafiła się tym jeszcze cieszyć, ale pierwszy raz czuła się z kimś jednością. Z dwójką ludzi. Jakież to było ekscytujące. Ekscytujące i przygnębiające, że zdarzyło jej się to dopiero w dwudziestym pierwszym roku życia. Dlatego łzy pociekły jej sowitą falą po policzkach.
— Och, mon cherie, mon cher! — zawyła po francusku, zagryzając powieki — Gdzie byliście całe moje życie?
Chwyciła za dłoń Sally i Anthony'ego, choć jej uwaga poświęcona była głównie mężczyźnie. W końcu... to był pierwszy facet, z którym czuła się tak blisko. Jednoczesnie, miała wrażenie, że jest jej tak samo obcy. Co było ogromnie przytłaczające, dlatego ucałowała go w policzek z przykrą nutą bezradności.
— Czy wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia, mon cher?
Liczyła na odpowiedź twierdzącą, ale obawiała się przeczącej.
Rozpacz trwała dalej. Pocieszał nieudolnie biedną czarownicę, która trzymała blachę placka. Nie wiedział co jej powiedzieć, a i ona zdawała się nie mieć siły na jakąkolwiek rozmowę. W płaczu przerwała mu natomiast zupełnie nieznajoma czarownica. Nie przejął się z początku jej pojawieniem. Kiwnął tylko głową, potwierdzając, że może do nich dołączyć. Może w trójkę będzie im raźniej. Kto wie, może obydwie czarownice pomogą mu w pogodzeniu się nad „rozstaniem” z lady Rosier (choć przecież ta w ogóle nie zwracała na niego uwagi… ale to nic nie znaczyło; może wstydziła się przy swoim mężu!) Nowoprzybyła czarownica także miała swoje problemy. Zadziwiający zbieg okoliczności. Całą trójkę coś męczyło… a i ta wiedźma miała problemy z trzminorkami. Długo wahał się nad jakąkolwiek odpowiedzią, ale w końcu wybąkał cicho: „Nie” (w nawiązaniu do jej pytania o gniazdo trzminorków).
Nadal rozmyślał nad blond puklami czarownicy, którą widział podczas konkurencji… i rozmyślałby tak w nieskończoność (oczywiście, szlochając), gdyby nie to, że nieznajoma chwyciła go za dłoń. On momentalnie poczuł się tak, jak gdyby zdradził ukochaną (przez urok) lady Rosier. Chciał się wyrwać z uścisku. Z oczu potoczyły mu łzy.
– Nie! – wykrzyczał, jak gdyby chodziło o jego cnotę, a nie zwykłą odpowiedź. – Moje serce należy do innej! – Bronił się przed czarownicą. Połączenie uroku i ciasta, w którym wykorzystany został miód trzminorka było wyjątkowo tragiczne w jego sytuacji.
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
— Dobrze już. Dobrze. Rozumiem! Nie musisz się na mnie drzeć.
Odwróciła wzrok na taflę wody, wpatrując się w horyzont przed sobą. Jakież to było smutne i prawdziwe. Życie. Zawsze bezwzględne i niepozostawiające złudzeń. Przechylając się w tył, upadła na pomost, uderzając pośladkami o deski i westchnęła głośno, nie przejmując się obecnością obcych.
— Nazywam się Guinevre — przedstawiła się grzecznościowo, bo wbrew wszystkiemu nie mogła do tych ludzi chować urazy, ani wyrzucać im, że byli winą jej nieszczęścia. Pech ścigał ją od zawsze i wiedziała, zbyt dobrze, że tylko ona była temu winna. Opierając ręce obok siebie, zadarła jeszcze raz podbródek w kierunku nieznajomych, wzrokiem obejmując ich sylwetki. Nie czuła się już tak zjednoczona i częścią wielkiej całości. Kolejny raz odczuwała samotność, wyobcowanie i smutek.
— A Ty? — pytanie skierowała bezpośrednio do mężczyzny, ponieważ kobieta pogrążona w melancholii nie zwracała na nich uwagi. Dlatego dała jej spokój, bardzo dobrze wiedząc jak czasami człowiek potrzebuje spokoju i kontemplacji, czy własnego towarzystwa bardziej niż innych.
— Nie jedz już tego — wskazała podbródkiem na ciasto, mając dziwne poczucie, że ono jest źródłem nieszczęścia mężczyzny. Intuicja. W końcu nikt nie znał się lepiej na aurze trzminorków niż ona.
— Możesz mi o niej opowiedzieć. O swojej miłości. Ukochanej. Tej jedynej.
Zaproponowała, nie wiedząc dlaczego. Przecież opowieść o tym, kto i w jaki sposób poruszył jego serce mogła jedynie zesłać na nią więcej żalu i poczucia niezadowolenia z życia. Skoro ona nigdy nie spotkała swojej połówki pomarańczy czy innego owocu. Mimo to, podświadomość zawsze podsuwała jej takie rozwiązania. Te, które najpewniej ześlą na nią najwięcej smutków, które mogłaby później kultywować i pielęgnować, jak robiła to przez całe życie.
W ciszy i szoku, związanym z reakcją na jego krzyki, obserwował nieznajomą, która przed chwilą chciała się na niego rzucić. Wyglądała na naprawdę skruszoną. Macmillan był jednak przekonany, że to była zwykła zagrywka! Na pewno czarownica chciała oderwać go myślami od blond pukli i wyjątkowo ślicznej buzi lady Rosier! Ale on nie dawał się tak łatwo nabrać! Nie ma mowy! Bacznie przyglądał się poczynaniom panny Guinevre. Nie ufał jej!
Wszystko psuł urok. Macmillan był przecież wyjątkowo przyjemną osobą. W innym przypadku zachowałby się inaczej. Zapewne wysłuchałby nieznajomej, bez względu na to jaka różnica ich dzieliła. Był w końcu Puchonem, który zawsze chciał pomagać ludziom.
Długo myślał nad tym czy w ogóle powinien odpowiadać kobiecie. Nie napastowała go dłużej… może więc powinien? Jego miłość do lady Rosier (nawet wyjątkowa i sztuczna) była bezpieczna i nienaruszona.
– Anthony – przedstawił się w końcu. W głosie dało się wyczuć niepewność. Miód trzminorka wciąż sprawiał, że miał łzy w oczach i czuł niewyobrażalny smutek. Szybko przeszedł ze stanu rozpaczliwego gniewu do rozpaczliwego smutku. Nie jadł już więcej placka przygotowanego przez Sally. I tak nie mógł. Nie był jednak wciąż pewny tego czy powinien otworzyć się przez nieznaną czarownicą co do jego uczuć.
Westchnął ciężko. Nim otworzył usta, znowu poczuł łzy w oczach. Gdyby tylko lady Rosier dłużej na niego popatrzyła… Może jednak powinien utopić się w morzu? Co jeżeli jej mąż coś jej zrobi za to, że w ogóle na niego spojrzała?
– Ona… ona jest taka piękna – zaczął, spoglądając w taflę wody. – Czyste złoto. Najpiękniejsza spośród wszystkich – na jego ustach pojawił się żałosny uśmiech. Lady Rosier zdawała się być nieosiągalnym celem Macmillana. – Ale nic z tego nie będzie - dodał, a ciasto, którego wcześniej spróbował, pomogło mu w uronieniu kolejnych łez.
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
— Jak to? — zainteresowała się — “Nic nie będzie” — powtórzyła jego słowa, żeby doprecyzować swoje źródło zainteresowania, przez chwilę wierząc, że może jednak dojdą do jakiegoś porozumienia w rozmowie, ale kiedy Anthony uronił kolejne łzy nad swoim losem, wiedziała już, że jest całkowicie oddany tej kobiecie.
— To zrozumiałe. Skoro dostrzegasz jedynie jej piękno zewnętrzne — nagle przez ton dziewczęcia przebiło się trochę goryczy. Ale tej niegroźnej, dyktowanej zawodem i upodleniem, nie wstrętnym charakterem czy chęcią wyładowania się na mężczyźnie. Zresztą zaraz potem skinęła mu brodą, w wyrazie pokuty i przeprosiła głośno. Zaraz potem wynurzyła dłoń z wody, wycierając ją w bok spódnicy.
— Skup się na jej wnętrzu, a wszystko pójdzie tak, jakbyś sobie tego zapragnął — zaproponowała, wyczuwając w tej radzie dyskomfort dla siebie i nieprzyjemną świadomość, że w swoim życiu zeswatała ze sobą już wiele par. Nie potrafiła jednak czerpać z tego radości, odczuwając odrobinę zazdrość, że z tych wszystkich których zeswatała, dlaczego nie potrafiła zeswatać siebie? Tym razem to jej łzy popłynęły po policzkach. Starła je wierzchem ręki i posyłając mężczyźnie przelotne spojrzenie, pełne bólu i rozczarowania wstała z miejsca.
— Na mnie już pora. Niech Twoje serce zdobędzie to, czego potrzebuje.
Życzyła mu przychylności losu, bo tego wymagała kultura, ale nie to podpowiadało jej własne sumienie.
| zt
Naprawdę nie wiedział, że biedna Guinevre pogrążała się w smutku i to przez niego. To i tak by niewiele zmieniło w jego wyjątkowo pechowej sytuacji. Urok sprawił, że jego myśli były poświęcone tylko jednej osobie. Tej „jedynej”. Nie mógł poza tym okłamywać czarownicy. I tak, i tak, z urokiem czy bez był osobą, która nie znosiła mamienia.
– Ona ma męża – kontynuował, gdy tylko otrzymał pytanie ze strony nieznajomej. – Straszny człowiek. W ogóle nie chciał jej pomóc – zaczął wyjaśniać. – Gdyby nie ja, męczyłaby się ze swoimi bucikami. Dlaczego zawsze to źli dostają największe złoto? – Pytał bardziej siebie niż pannę Guinevre. Nie potrafił tego zrozumieć.
Zaraz jednak oburzył się na jej słowa. Natychmiast wstał. Na jego twarzy pojawiła się grymas. Wcale nie było tak, że dostrzegał jej piękno zewnętrzne! Na pewno była dobrą osobą… chociaż… tak właściwie nie znał lady Rosier. Złość, która w nich wybuchła, nagle przemieniła się w zakłopotanie. A może nieznajoma miała rację? Może właśnie powinien skupić się na jej wnętrzu? Tylko jak? Nie chciał przecież sprawiać jej kłopotów. Nie mógł przecież ot tak pojawić się przed nią, w towarzystwie męża. W szlacheckim świecie to właśnie lady miały najmniej (jak mu się zdawało) praw. Szczególnie w tych wyjątkowo konserwatywnych domach.
– Masz rację – odpowiedział po dłuższej chwili przemyśleń i zmagań ze swoimi uczuciami. – Zrobię tak, jak mówiłaś! – Zakrzyknął weselej. W jego głowie pojawił się pewien plan, choć był wyjątkowo szalony. – I twoje również! – Dodał głośno, gdy czarownica odeszła.
On sam również postanowił udać się w swoją stronę. Pożegnał się także z drugą dziewczyną, która wcześniej podarowała mu placek.
| zt
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Chociaż Lizzie skutecznie ją wyleczyła, walka stoczona kilka dni temu wciąż dawała Gwen o sobie znać. Na jej skórze regularnie pojawiały się stany zapalne, z którymi malarka próbowała walczyć na wszystkie znane jej sposoby, jednak skora podrażniona czarnomagicznym zaklęciem nie chciała się uspokoić. Bojczuk mógł wiec dostrzec na przedramionach dziewczyny nie tylko czerwone blizny, które spowodował nieudany czar uzdrawiający pod koniec poprzedniego miesiąca, ale również podobne do alergicznych zaczerwienienia.
Rozstawiali się właśnie na jednym z pomostów. Mieli krzesła, jakieś stoliki na przyrządy, parasolkę i kilka odsłaniających od wiatru paneli. Gwen odruchowo chowała się za nimi, starając się chować swoją twarz przed innymi. Wolała, aby w tych czasach nikt przypadkowy jej nie rozpoznał.
Odziana w prostą sukienkę, uśmiechała się do Johny’ego, choć w oczach dziewczyny dało się dostrzec zmęczenie i smutek. Nie do końca podobało jej się, ze tu byli, ale obydwoje potrzebowali finansów, a to powinien być najłatwiejszy sposób na drobny zarobek. W końcu obydwoje potrafili rysować, wiec tworzenie szybkich portretów, latem, przy morzu, powinno pozwolić im na zdobycie kilku potrzebnych groszy.
– Johny – spytała, pochylając się nad stolikiem, który chwiał się z powodu nierówności znajdujących się na pomoście: – będziesz rysował karykatury? A ja zwykłe portrety? – spytała, chcąc ustalić szczegóły ich drobnej współpracy. – Czekaj, rozstawmy tutaj te próbne szkice… Zobaczymy, ile będzie chętnych. Robiłeś wcześniej coś takiego? – pytała dalej, kręcąc się wokół i próbując przygotować wszystko na przybycie spacerowiczów.
Bo chyba nie turystów. W tych czasach raczej niewiele osób wyjeżdża na wakacje. Ale pogoda była ładna, a ludzie przecież musieli żyć, prawda? Na pewno przynajmniej kilka osób pojawi się na pomoście. Może jedna albo dwie zgodzą się na szkic. Chociaż. Przynajmniej. Każdy grosz się liczył, a ponieważ nie była tutaj zupełnie sama na pewno nie będzie nudno. Z resztą, gdyby nie Johnatan chyba nie zgodziłaby się na takie przedsięwzięcie. Przy nim mogła schować się nieco z tylu, unikając pokazywania twarzy. Liczyła, ze malarz sam przejmie inicjatywę i zajmie się zwoływaniem ludzi. Z resztą, miał donośniejszy głos i chyba łatwiej powinno mu przyjść zachęcanie potencjalnych klientów do zapozowania i sprawienia sobie pamiątki.
love than fight
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset