Komis Menteur
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Komis Menteur
Niewielki sklepik umieszczony na krańcu ulicy Śmiertelnego Nokturnu. Bordowa witryna pokryta mchem i kurzem nie zachęca do wejścia do środka. Podobno znajdziesz tu wiele skradzionych rzeczy, których czarodziejscy złodzieje chcą się pozbyć zanim wywęszy ich magiczna policja. Gdy przekroczy się próg, od razu nozdrza drażni zapach stęchlizny. Stara lada pokryta jest przeróżnymi bibelotami. Trudno jest zrobić chociaż krok przez piętrzące się kartony. Właściciel zazwyczaj czuwa nad swoją skromną kolekcją, wykłócając się z klientami o coraz wyższą cenę. Nikt nigdy nie wie, czy jest do nich aż tak przywiązany, czy aż tak chciwy? Nokturn podobno rządzi się swoimi prawami. Sklepik ma dość spore zaplecze, lecz właściciel niechętnie tam kogokolwiek wpuszcza. Na małych taboretach zazwyczaj siedzi jego dwójka synów, która w wolnym czasie struga mroczne figurki z drewna.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:41, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Perseus Avery' has done the following action : rzut kością
'k100' : 64
'k100' : 64
DLACZEGO to zawsze jego spotykały tak idiotyczne wydarzenia, jak atak bahanek w jego własnym gabinecie (do tej pory nie miał pojęcia, skąd się tam wzięły) albo atak równie krwiożerczych chochlików w starym komisie? Czy obecność ksiąg i olbrzymiej wiedzy w nich ukrytej sprawiała, że wszelkie drobne paskudztwo ciągnęło do takich miejsc i robiło sobie w nich przytulne mieszkanka? Same chochliki nie wydawały mu się groźne, pamiętał je jeszcze z czasów nauki w szkole; ale teoria a doświadczenie mówiły coś zupełnie innego i nawet najbardziej bezbronne stworzonka mogły w każdej chwili podciąć mu gardło.
W dodatku nie był też pewien, czy tajemnicza skrzynia nie skrywała jeszcze bardziej niebezpiecznych istot. Wcale by się nie zdziwił, gdyby z jej wnętrza wychyliła się nagle głowa ziejącego ogniem smoka albo sylwetka Laidan Avery (tym razem już celniej rzucającej w niego klątwą niż przy ich ostatnim, feralnym spotaniu), więc dla pewności postanowił trzymać się z tyłu. Jeśli ktoś miałby umierać, to na pewno nie on. Może taki Pers - jest ostatnio jakiś zgorzkniały, nadal bez narzeczonej, bo poprzednią wysadził w powietrze, a w dodatku pali obrzydliwie śmierdzące papierosy. Albo Karkarow, który nie mógł się zdecydować do do nazwisk i Colin wciąż próbował odgadnąć, w jakim celu na Festiwalu Miłości przedstawił mu się jednym nazwiskiem, by dwa dni później na tajemniczym spotkaniu rycerzy posłużyć się zupełnie innym. Ooo, albo taki Nott. Co prawda nie miał nic do Nottów, a ten wydawał się nawet sympatyczny, ale on również nie miał żadnej narzeczonej, żony ani dzieci, które by po nim płakały, więc mógł sobie umierać w spokoju. Zeżarty przez chochliki. Czyż nie byłoby to przestrogą dla potomnych, że nawet szlachecka krew nie broni przed atakiem głupich magicznych stworków?
Mieszane uczucia miał jedynie co do teamu Rowle'ów, ale z dwojga złego wolałby poświęcić pierw Gabriela i to nie tylko dlatego, że jako mężczyzna stanowił dla niego naturalnego przeciwnika w walce o kobiece względy; Cassio przynajmniej zabrała kanapki, była więc przewidująca. A przewidujące kobiety są bardzo seksowne i szkoda, żeby umierały. Och, jasne, nie miał do żadnego z nich nic osobistego, jednakże mając do dyspozycji poświęcenie swojego barwnego życia (kto nakarmiłby jego koty), a życia randomowych osób, które dopiero co w większości poznawał, zdecydowanie wolał opcję drugą. Pers jednakże wcale nie zamierzał umrzeć tak łatwo (uff), więc Colinowi nie pozostawało nic innego, jak unieść różdżkę i wypowiedzieć dokładnie to samo zaklęcie.
- Immobulus! - wycelował dokładnie w zbliżającego się chochlika, unosząc różdżkę ponad ramionami poprzedzających go osób i chwilowo zapominając o tajemniczej skrzyni.
W dodatku nie był też pewien, czy tajemnicza skrzynia nie skrywała jeszcze bardziej niebezpiecznych istot. Wcale by się nie zdziwił, gdyby z jej wnętrza wychyliła się nagle głowa ziejącego ogniem smoka albo sylwetka Laidan Avery (tym razem już celniej rzucającej w niego klątwą niż przy ich ostatnim, feralnym spotaniu), więc dla pewności postanowił trzymać się z tyłu. Jeśli ktoś miałby umierać, to na pewno nie on. Może taki Pers - jest ostatnio jakiś zgorzkniały, nadal bez narzeczonej, bo poprzednią wysadził w powietrze, a w dodatku pali obrzydliwie śmierdzące papierosy. Albo Karkarow, który nie mógł się zdecydować do do nazwisk i Colin wciąż próbował odgadnąć, w jakim celu na Festiwalu Miłości przedstawił mu się jednym nazwiskiem, by dwa dni później na tajemniczym spotkaniu rycerzy posłużyć się zupełnie innym. Ooo, albo taki Nott. Co prawda nie miał nic do Nottów, a ten wydawał się nawet sympatyczny, ale on również nie miał żadnej narzeczonej, żony ani dzieci, które by po nim płakały, więc mógł sobie umierać w spokoju. Zeżarty przez chochliki. Czyż nie byłoby to przestrogą dla potomnych, że nawet szlachecka krew nie broni przed atakiem głupich magicznych stworków?
Mieszane uczucia miał jedynie co do teamu Rowle'ów, ale z dwojga złego wolałby poświęcić pierw Gabriela i to nie tylko dlatego, że jako mężczyzna stanowił dla niego naturalnego przeciwnika w walce o kobiece względy; Cassio przynajmniej zabrała kanapki, była więc przewidująca. A przewidujące kobiety są bardzo seksowne i szkoda, żeby umierały. Och, jasne, nie miał do żadnego z nich nic osobistego, jednakże mając do dyspozycji poświęcenie swojego barwnego życia (kto nakarmiłby jego koty), a życia randomowych osób, które dopiero co w większości poznawał, zdecydowanie wolał opcję drugą. Pers jednakże wcale nie zamierzał umrzeć tak łatwo (uff), więc Colinowi nie pozostawało nic innego, jak unieść różdżkę i wypowiedzieć dokładnie to samo zaklęcie.
- Immobulus! - wycelował dokładnie w zbliżającego się chochlika, unosząc różdżkę ponad ramionami poprzedzających go osób i chwilowo zapominając o tajemniczej skrzyni.
The member 'Colin Fawley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 95
'k100' : 95
Chyba jako jedyny z całej drużyny zdawał sobie sprawę z faktu, że Cass nie była wymizdrzoną panienką prosto z salonów, która potrafi jedynie ładnie pachnieć i rodzić dzieci; że była wykwalifikowaną czarownicą; że potrafiła poradzić sobie z zadaniem nie gorzej niż mężczyzna, chociaż z doświadczenia wiedział, że męska duma z pewnym oporem przyjmuje ten fakt do wiadomości. Potrafiła być znacznym pożytkiem dla grupy, ale potrafiła też sporo namieszać, ze względu na swój ciężki do opanowania temperament. Rzecz jasna ani jej samodzielność, ani spryt i zaradność nigdy nie zdjęły z jego barków obowiązku sprawowania nad nią pieczy i obdarcia ze skóry każdego, kto postanowiłby ją tknąć; uważał to za swoją powinność jako jej brata i jako mężczyzny i w żadnym stopniu nie zmieniły tegoż przekonania mijające lata czy późniejsze małżeństwa obojga. Nie potrafił wyzbyć się poczucia odpowiedzialności za nią, tak jak nie potrafił wyzwolić się z zaborczości ani zapisanych w genach wynaturzonych właściwości swojego charakteru.
Obrzucił spojrzeniem Cassiopeię i właściciela komisu, a dostrzegłszy, że jego wspomnienia zostały wyczyszczone i już niczego nie uda im się z niego wyciągnąć, wskazał bliźniaczce brodą przejście na zaplecze, gdzie znikały już plecy Fawleya i Avery’ego. Skoro wyłącznie stracili tu czas, należało czym prędzej ruszyć naprzód. Obrzucił chłopca nieco roztargnionym spojrzeniem, a potem uśmiechnął się doń ujmująco, wzniósł palec do ust, żeby wreszcie przeciągnąć nim po szyi od ucha do ucha. Komunikat był jasny: ani słowa, młody. Obiecywał wszak rzeczywiście, że nikomu nie stanie się krzywda, jeśli postanowią powiedzieć wszystko po dobroci. Tak się jednakże nie stało. Przeszedł razem z siostrą na tyły komisu, z różdżką w pogotowiu, trzymając się na swojej pozycji w utworzonym szyku i z uwagą badając każdy szczegół otoczenia. Nie wiedzieli w końcu, czy nie czeka ich tu jakaś nieprzyjemna niespodzianka. Gdy znaleźli się wewnątrz, omiótł spojrzeniem wnętrze pomieszczenia, nie zdążył jednak odezwać się słowem, bo otwarta przez Mulcibera skrzynia sprawiła, że w uszach zabrzęczało mu od trzepotu wielu skrzydeł. Cholerne chochliki, nie znosił sukinkotów. Były nieprzewidywalne i złośliwe, zupełnie jak jego siostra.
– Caeruleusio – wymruczał, kierując różdżkę na chmarę.
Obrzucił spojrzeniem Cassiopeię i właściciela komisu, a dostrzegłszy, że jego wspomnienia zostały wyczyszczone i już niczego nie uda im się z niego wyciągnąć, wskazał bliźniaczce brodą przejście na zaplecze, gdzie znikały już plecy Fawleya i Avery’ego. Skoro wyłącznie stracili tu czas, należało czym prędzej ruszyć naprzód. Obrzucił chłopca nieco roztargnionym spojrzeniem, a potem uśmiechnął się doń ujmująco, wzniósł palec do ust, żeby wreszcie przeciągnąć nim po szyi od ucha do ucha. Komunikat był jasny: ani słowa, młody. Obiecywał wszak rzeczywiście, że nikomu nie stanie się krzywda, jeśli postanowią powiedzieć wszystko po dobroci. Tak się jednakże nie stało. Przeszedł razem z siostrą na tyły komisu, z różdżką w pogotowiu, trzymając się na swojej pozycji w utworzonym szyku i z uwagą badając każdy szczegół otoczenia. Nie wiedzieli w końcu, czy nie czeka ich tu jakaś nieprzyjemna niespodzianka. Gdy znaleźli się wewnątrz, omiótł spojrzeniem wnętrze pomieszczenia, nie zdążył jednak odezwać się słowem, bo otwarta przez Mulcibera skrzynia sprawiła, że w uszach zabrzęczało mu od trzepotu wielu skrzydeł. Cholerne chochliki, nie znosił sukinkotów. Były nieprzewidywalne i złośliwe, zupełnie jak jego siostra.
– Caeruleusio – wymruczał, kierując różdżkę na chmarę.
Gość
Gość
The member 'Gabriel A. Rowle' has done the following action : rzut kością
'k100' : 72
'k100' : 72
O tym, że dni lepsze często w ciągu paru chwil zamieniały się w dni gorsze, Cassio przekonać miała się już za kilka sekund, choć chłodna satysfakcja odczuwana po pozbyciu się z ich drogi właściciela komisu nie zdążyła jeszcze zniknąć wraz z krzywym uśmiechem.
Podążyła za Gabrielem i Nottem jako ostatnia, upewniając się na odchodnym, że obezwładniony przez nią mężczyzna przestał stanowić jakiekolwiek zagrożenie. I to ją zgubiło.
Nim zorientowała się co jest grane, nim zdążyła choć krótkim spojrzeniem obrzucić zawartość zaplecza, otwarta przez Mulcibera skrzynia eksplodowała trzepotem małych skrzydełek, piskliwymi głosami chochlików i zamieszaniem, jakiego nie powstydziłby się rozwścieczony smok. Nic więc dziwnego, że przez moment zaniemówiła, chwila ta jednak wystarczyła by ciśnięte przez nią zaklęcie było czarem rzuconym zbyt późno.
//przepraszam, kompletnie nie mam dzisiaj mocy
Proszę grać zgodnie z mechaniką gry. Nie wolno edytować postów po rzucaniu kostką, bo nie wiem, co zmieniacie, a gramy przecież fair wobec innych W dodatku nie dodałaś żadnego zaklęcia.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Podążyła za Gabrielem i Nottem jako ostatnia, upewniając się na odchodnym, że obezwładniony przez nią mężczyzna przestał stanowić jakiekolwiek zagrożenie. I to ją zgubiło.
Nim zorientowała się co jest grane, nim zdążyła choć krótkim spojrzeniem obrzucić zawartość zaplecza, otwarta przez Mulcibera skrzynia eksplodowała trzepotem małych skrzydełek, piskliwymi głosami chochlików i zamieszaniem, jakiego nie powstydziłby się rozwścieczony smok. Nic więc dziwnego, że przez moment zaniemówiła, chwila ta jednak wystarczyła by ciśnięte przez nią zaklęcie było czarem rzuconym zbyt późno.
//przepraszam, kompletnie nie mam dzisiaj mocy
Proszę grać zgodnie z mechaniką gry. Nie wolno edytować postów po rzucaniu kostką, bo nie wiem, co zmieniacie, a gramy przecież fair wobec innych W dodatku nie dodałaś żadnego zaklęcia.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Cassiopeia L. Rowle dnia 19.03.16 19:24, w całości zmieniany 2 razy
Gość
Gość
The member 'Cassiopeia L. Rowle' has done the following action : rzut kością
'k100' : 7
'k100' : 7
Byłem już niemalże na zapleczu, gdy kobieta rzuciła zaklęcie. Niespecjalnie obchodziło mnie, co się tam dzieje. Zaatakowanie różdżką i uniemożliwienie wyciągnięcia od mężczyzny czegokolwiek stało się faktem już kilka chwil temu. Teraz mogli go nawet zabić, jeśli uważali, że to będzie świetna zabawa. Darowałem sobie wyrazy uznania i gratulacje. Riddle dostatecznie wystawiał moją cierpliwość na próbę umieszczając mnie w grupie z Rowle'ami. Na ostatnim spotkaniu wyraźnie dało mi do zrozumienia, że zna moją prawdziwą tożsamość. Nie przybrałem jej ze względu na niego, nie przeszkadzał mi specjalnie fakt, że ją zna. Rozumiałem aluzję, którą chciał mi przekazać. Zmuszanie mnie jednak do znoszenia kobiety o nazwisku Rowle naprawdę nie było jego najlepszym pomysłem. Nie podejrzewałem go o poczucie humoru, jeśli mam być szczery. A tu proszę, jaka niespodzianka. Niestety niespecjalnie miła. Mniej przyjemna była niespodzianka kryjąca się w kufrze, który otworzyłem. Zdałem sobie sprawę, że to jednak było głupie. Skrzynia wielka jak trumna w takim miejscu, za bardzo tu nie pasowała. Dałem się nabrać. Marnym pocieszeniem jest to, że wszyscy daliśmy, bo nikt nawet nie próbował mnie powstrzymać. Ciekawość to pierwszy stopień do Azkabanu, Ignotusie, nauczże się wreszcie. Może gdyby właściciel miał okazję powiedzieć cokolwiek ciekawego na interesujący nas temat nie użeralibyśmy się z cholernymi chochlikami. Nie ma jednak co gdybać, wszystko się stało i się nie odstanie, niestety.
- Aeris - wyskandowałem celując różdżką w nadlatujące w naszym kierunku paskudne stworzenia. Poczucie humoru Riddle'a coraz mniej zdawało się być zbieżne z moim, zwłaszcza, że wyglądało na to, że tym razem to ja stałem się obiektem żartów. Chapeaus bas, naprawdę, doceniam wyrafinowanie.
- Aeris - wyskandowałem celując różdżką w nadlatujące w naszym kierunku paskudne stworzenia. Poczucie humoru Riddle'a coraz mniej zdawało się być zbieżne z moim, zwłaszcza, że wyglądało na to, że tym razem to ja stałem się obiektem żartów. Chapeaus bas, naprawdę, doceniam wyrafinowanie.
Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss. The abyss gazes also into you.
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
And my name on the lips of the dead
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +3
ZWINNOŚĆ : 3
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Vitalij Karkarow' has done the following action : rzut kością
'k100' : 14
'k100' : 14
Pers, twoje zaklęcie podziało na jednego z atakujących cię chochlików, lecz nie uwolniłeś się od nich całkowicie. Wciąż atakuje cię reszta. (73)*
Colin, sukces twojego zaklęcia był zaskakujący. Prawie że martwy chochlik lewitował wokół ciebie, a inne zszokowane wpatrywały się w twoją sylwetkę. Chyba uznały, że nie ma z tobą żartów. Możesz iść i otworzyć skrzynię albo próbować ratować swoich towarzyszy. Jeśli idziesz do skrzyni, zaznacz to w poście, jeśli toczysz dalszą walkę z chochlikami, rzuć kostką.
Gabriel, twoje zaklęcie zamroziło połowę atakujących cię chochlików. Aby uwolnić się całkowicie, musisz próbować jeszcze raz. (84)*
Cassio, wydawała się zszokowana, a złośliwe chochliki już się zastanawiały, co jej zrobić. Musisz szybko zareagować, aby nie stała Ci się krzywda! Jeden z chochlików szarpał za materiał twojego płaszcza.
Ignacy, twoje zaklęcie nie było za dobrze wybrane, a z końca różdżki nawet nie wyszły iskry. Chochlik szarpnął za twoje ucho i odleciał z piskiem. Musisz szybko coś wymyślić, aby nie dopadło cię więcej złośliwości ze strony magicznych stworzeń!
Nicholas, chochliki unoszą cię aż pod sam sufit. A potem nagle puszczają twoje ciało i boleśnie uderzasz o podłogę. Nie możesz wstać. Przez upadek masz skręconą kostkę, a chochliki zaczynają szarpać za twoje ubranie, rozrywając twój płaszcz. Musisz liczyć na późniejszą pomoc kogoś z grupy.
Na odpis macie jak zwykle 48 h, jeśli pojawią się jakieś pytania, piszcie śmiało na PW Mistrza Gry :love:
Powodzenia!
* nie patrzcie na liczby w nawiasach, jest to informacja dla mnie podsumowująca sukces waszego zaklęcia!
Edit:
Z "Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć"
" Klasyfikacja MM: XXX (ale XXXXXXX jeśli się jest Lockhartem)
Chochliki można najczęściej spotkać w Kornwalii. Mają elektrycznie niebieską barwę, do ośmiu cali wzrostu i są bardzo złośliwe. Lubują się w płataniu wszelkiego rodzaju figli i psikusów. Chociaż NIE mają skrzydeł, mogą latać, i zdarzało się, że chwytały za uszy niczego nie spodziewających się ludzi, po czym zanosiły ich na szczyty drzew lub budynków. Chochliki wydają wysokie, zrozumiałe tylko dla nich samych dźwięki. Są żyworodne. "
Colin, sukces twojego zaklęcia był zaskakujący. Prawie że martwy chochlik lewitował wokół ciebie, a inne zszokowane wpatrywały się w twoją sylwetkę. Chyba uznały, że nie ma z tobą żartów. Możesz iść i otworzyć skrzynię albo próbować ratować swoich towarzyszy. Jeśli idziesz do skrzyni, zaznacz to w poście, jeśli toczysz dalszą walkę z chochlikami, rzuć kostką.
Gabriel, twoje zaklęcie zamroziło połowę atakujących cię chochlików. Aby uwolnić się całkowicie, musisz próbować jeszcze raz. (84)*
Cassio, wydawała się zszokowana, a złośliwe chochliki już się zastanawiały, co jej zrobić. Musisz szybko zareagować, aby nie stała Ci się krzywda! Jeden z chochlików szarpał za materiał twojego płaszcza.
Ignacy, twoje zaklęcie nie było za dobrze wybrane, a z końca różdżki nawet nie wyszły iskry. Chochlik szarpnął za twoje ucho i odleciał z piskiem. Musisz szybko coś wymyślić, aby nie dopadło cię więcej złośliwości ze strony magicznych stworzeń!
Nicholas, chochliki unoszą cię aż pod sam sufit. A potem nagle puszczają twoje ciało i boleśnie uderzasz o podłogę. Nie możesz wstać. Przez upadek masz skręconą kostkę, a chochliki zaczynają szarpać za twoje ubranie, rozrywając twój płaszcz. Musisz liczyć na późniejszą pomoc kogoś z grupy.
Na odpis macie jak zwykle 48 h, jeśli pojawią się jakieś pytania, piszcie śmiało na PW Mistrza Gry :love:
Powodzenia!
* nie patrzcie na liczby w nawiasach, jest to informacja dla mnie podsumowująca sukces waszego zaklęcia!
Edit:
Z "Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć"
" Klasyfikacja MM: XXX (ale XXXXXXX jeśli się jest Lockhartem)
Chochliki można najczęściej spotkać w Kornwalii. Mają elektrycznie niebieską barwę, do ośmiu cali wzrostu i są bardzo złośliwe. Lubują się w płataniu wszelkiego rodzaju figli i psikusów. Chociaż NIE mają skrzydeł, mogą latać, i zdarzało się, że chwytały za uszy niczego nie spodziewających się ludzi, po czym zanosiły ich na szczyty drzew lub budynków. Chochliki wydają wysokie, zrozumiałe tylko dla nich samych dźwięki. Są żyworodne. "
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 20.03.16 12:16, w całości zmieniany 1 raz
Miał ochotę podskoczyć i stuknąć obcasami o siebie, gdy rzucone zaklęcie zadziałało z tak zadziwiającą siłą, że musiało niewątpliwie zmazać jego poprzednią wtopę z próbą rozbrojenia właściciela komisu. Może zresztą to właśnie wściekłość pierwotnym niepowodzeniem sprawiła, że Colin podszedł do wypowiadania formuły zaklęcia z nieco większym zaangażowaniem? Przecież im szybciej dostaną się do skrzyni i zbadają jej zawartość, tym prędzej wydostaną się z tego paskudnego miejsca, a Colin będzie mógł wyprzeć z pamięci okrutny widok poniszczonych książek. Hm... może nawet wróci tu w jakiś spokojniejszy dzień i doprowadzi to pobojowisko do porządku? Ewentualnie mógłby wykupić ten burdel i wyręczyć się jakimś pracownikiem w jego prowadzeniu, kolejna księgarnia z pewnością by mu nie zaszkodziła. O! A gdyby wysłał tu Keirę z mopem i szmatą, wystawiając jej zauroczenie jego niewątpliwie cudowną osobą na próbę?
W każdym razie jego nagła radość z rozwalenia fruwających mu nad głową chochlików wyparowała dość szybko, kiedy zobaczył, że nie każdemu poszło z tym równie dobrze. Przeklął pod nosem widząc jak chochliki unoszą Notta w górę i spuszczają w dół, aż oś nieprzyjemnie chrupnęło. O rety, teraz będzie musiał go ratować, przecież nie zostawi go samemu sobie. Pacyfistyczne skłonności rycerzy obracały się przeciwko nim; nie przyszli tu przecież na pogaduszki, ale powinni jak najszybciej załatwić swoje sprawy. Tylko jakim cudem, jak co najmniej trójka z nich okazała się za słaba na upiorne małe stworzonka? A jeśli w skrzyni faktycznie siedzi coś gorszego? Czy wtedy szanowni pacyfiści również będą wołali zająć potwora rozmową?
Westchnął głośno, nie próbując ukryć swojej irytacji. Powinien ruszyć w stronę skrzyni, która stała teraz otworem, niebroniona przez latające szumowiny, czy zająć się resztą rycerzy, ratując im dupska i licząc na to, że gdy on znajdzie się w trudnej sytuacji, postanowią się odwdzięczyć tak samo? Rzucił jeszcze przelotne spojrzenie na Persa i Gabriela, którzy wydawali się najmniej poturbowani i wcale dobrze radzili sobie z nachalną szarańczą.
- Immobulus! - zawołał jeszcze raz, celując w chochliki krążące w powietrzu nad Nottem i zapewne szykujące kolejny paskudny atak. Skrzynia znów zeszła na dalszy plan.
W każdym razie jego nagła radość z rozwalenia fruwających mu nad głową chochlików wyparowała dość szybko, kiedy zobaczył, że nie każdemu poszło z tym równie dobrze. Przeklął pod nosem widząc jak chochliki unoszą Notta w górę i spuszczają w dół, aż oś nieprzyjemnie chrupnęło. O rety, teraz będzie musiał go ratować, przecież nie zostawi go samemu sobie. Pacyfistyczne skłonności rycerzy obracały się przeciwko nim; nie przyszli tu przecież na pogaduszki, ale powinni jak najszybciej załatwić swoje sprawy. Tylko jakim cudem, jak co najmniej trójka z nich okazała się za słaba na upiorne małe stworzonka? A jeśli w skrzyni faktycznie siedzi coś gorszego? Czy wtedy szanowni pacyfiści również będą wołali zająć potwora rozmową?
Westchnął głośno, nie próbując ukryć swojej irytacji. Powinien ruszyć w stronę skrzyni, która stała teraz otworem, niebroniona przez latające szumowiny, czy zająć się resztą rycerzy, ratując im dupska i licząc na to, że gdy on znajdzie się w trudnej sytuacji, postanowią się odwdzięczyć tak samo? Rzucił jeszcze przelotne spojrzenie na Persa i Gabriela, którzy wydawali się najmniej poturbowani i wcale dobrze radzili sobie z nachalną szarańczą.
- Immobulus! - zawołał jeszcze raz, celując w chochliki krążące w powietrzu nad Nottem i zapewne szykujące kolejny paskudny atak. Skrzynia znów zeszła na dalszy plan.
The member 'Colin Fawley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 49
'k100' : 49
Jak on nienawidził chochlików. Ułamki sekundy od momentu otwarcia puszki pandory wystarczyły, by przywołać wspomnienie wątpliwej przyjemności wcześniejszego obcowania z chmarą tych małych, niebieskich pokrak, które chociaż w założeniu nie powinny być niebezpieczne, czasem sprawiały więcej problemów niż stworzenia faktycznie godne metki tych groźnych. Chociaż zaklęcie Avery'ego zawiesiło w przestrzeni jednego złośliwego delikwenta, reszta wydawała się być nieporuszona losem swojego towarzysza i wciąż atakowała szlachcica, który zaciskał szczęki ze złości, by oszczędzić innym potoku przekleństw samoczynnie cisnących się na jego usta. To tylko chochliki, tak? Więc dlaczego, na gacie Slytherina, wesołe stado właśnie uniosło Notta w powietrze i przyczyniło się do jego bolesnego upadku zwieńczonego donośnym chrupnięciem? Tym razem z gardła Perseusa wydobyło się już zirytowane warknięcie, gdy ponownie wycelował różdżkę w te małe gargamele.
- Immobulus! - powtórzył już z większym uczuciem, nie mogąc się doczekać momentu, w którym unieruchomią chochliki, przeszukają skrzynię i opuszczą ten przeklęty komis, nadający się tylko do całkowitego spalenia.
- Immobulus! - powtórzył już z większym uczuciem, nie mogąc się doczekać momentu, w którym unieruchomią chochliki, przeszukają skrzynię i opuszczą ten przeklęty komis, nadający się tylko do całkowitego spalenia.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
The member 'Perseus Avery' has done the following action : rzut kością
'k100' : 24
'k100' : 24
/przepraszam wszystkich, serio nie dałam rady pisać/jestem deklem/niepotrzebne skreślić /
Poczuł nutkę satysfakcji, gdy właściciel komisu zaczął opowiadać o jakiś pierdołach, które kompletnie go nie interesowały. Słuchał jednak wszystkiego z zaangażowaniem. W końcu trzeba było odwrócić uwagę mężczyzny. Żeby po prostu nie przeszkadzał. Nott zadał kilka bezsensownych pytań, żeby zyskać zaufanie mężczyzny i może to przez nadmierną pewność siebie, czy wręcz przeciwnie zdezorientowanie nie dowiedział się niczego konkretnego i w dodatku nie był na tyle ogarnięty, żeby w ogóle sięgnąć po różdżkę, gdy chochliki zaczęły oblegać komis. Takie coś w budynku można było trzymać chyba tylko na Nokturnie. Chciałby spojrzeć z wyrzutem na grubego mężczyznę, bo wydawało mu się, że zdążył już go polubić, a jednak nie przyszło mu do głowy w jakikolwiek sposób go ostrzec.
- Salazarze, pierdolone chochliki – syknął z bólu łapiąc się za kostkę, która bolała go po prostu potwornie. A właściwie tak mu się wydawało, bo prawdziwy ból to poczuł, gdy wpadł na taki genialny pomysł, żeby wstać. Wtedy chyba zrobiło się jeszcze gorzej. Te diabelne stworzonka się na niego uwzięły i teraz nie wiedział, czy bardziej boli go opuchnięta kostka czy jego męska duma. Chciał pokazać się z jak najlepszej strony i załatwić sprawę swoimi złotymi ustami, ale jak widać nie wyszło. Trzeba było się zapisać do klubu pojedynków a nie pić herbatki ze starym Ślimakiem już za czasów szkolnych, a nie teraz robić z siebie ofiarę losu. Był wściekły na siebie i właściwie zdziwiony, że reszta nie zostawiła go samopas. Najważniejsze było w końcu wykonanie zadania, a on będzie musiał bardziej mieć się na baczności następnym razem, o ile w ogóle taki będzie. Odganianie się rękami od tych małych poczwar najlepszym pomysłem nie było, więc właściwie to był wdzięczny, że o nim niezapomnieli, mimo że delikatnie mówiąc zmaślił sprawę.
Poczuł nutkę satysfakcji, gdy właściciel komisu zaczął opowiadać o jakiś pierdołach, które kompletnie go nie interesowały. Słuchał jednak wszystkiego z zaangażowaniem. W końcu trzeba było odwrócić uwagę mężczyzny. Żeby po prostu nie przeszkadzał. Nott zadał kilka bezsensownych pytań, żeby zyskać zaufanie mężczyzny i może to przez nadmierną pewność siebie, czy wręcz przeciwnie zdezorientowanie nie dowiedział się niczego konkretnego i w dodatku nie był na tyle ogarnięty, żeby w ogóle sięgnąć po różdżkę, gdy chochliki zaczęły oblegać komis. Takie coś w budynku można było trzymać chyba tylko na Nokturnie. Chciałby spojrzeć z wyrzutem na grubego mężczyznę, bo wydawało mu się, że zdążył już go polubić, a jednak nie przyszło mu do głowy w jakikolwiek sposób go ostrzec.
- Salazarze, pierdolone chochliki – syknął z bólu łapiąc się za kostkę, która bolała go po prostu potwornie. A właściwie tak mu się wydawało, bo prawdziwy ból to poczuł, gdy wpadł na taki genialny pomysł, żeby wstać. Wtedy chyba zrobiło się jeszcze gorzej. Te diabelne stworzonka się na niego uwzięły i teraz nie wiedział, czy bardziej boli go opuchnięta kostka czy jego męska duma. Chciał pokazać się z jak najlepszej strony i załatwić sprawę swoimi złotymi ustami, ale jak widać nie wyszło. Trzeba było się zapisać do klubu pojedynków a nie pić herbatki ze starym Ślimakiem już za czasów szkolnych, a nie teraz robić z siebie ofiarę losu. Był wściekły na siebie i właściwie zdziwiony, że reszta nie zostawiła go samopas. Najważniejsze było w końcu wykonanie zadania, a on będzie musiał bardziej mieć się na baczności następnym razem, o ile w ogóle taki będzie. Odganianie się rękami od tych małych poczwar najlepszym pomysłem nie było, więc właściwie to był wdzięczny, że o nim niezapomnieli, mimo że delikatnie mówiąc zmaślił sprawę.
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Komis Menteur
Szybka odpowiedź