Humorzasta polana, Walia
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Humorzasta polana
Niedaleko Cardiff mieści się legendarna polana, o której niechętnie mówią mieszkańcy. Najpewniej chcą ją zachować z dala od turystów, nieuważających na delikatne kwiaty. Polana nie znajduje się na żadnej mapie, więc nie mają do niej dostępu mugole, dodatkowo chroniona jest zaklęciami. Najczęściej mieszkańcy przychodzą tu, aby zmierzyć się ze swoimi emocjami, bowiem polana posiada pewien sekret; pogoda panująca na jej obszarze dostosowuje się pod humor odwiedzających. Jednak nie mówi się o tym otwarcie, a każdy kto jeszcze tutaj nie był, odkrywa burzę czy upalne słońce na swojej skórze po raz pierwszy. Zazwyczaj dopiero po chwili łączy zjawiska pogodowe ze swoim humorem. Jeśli przyjdziesz tu szczęśliwy, kwiaty będą otulone przyjemnym słońcem, a twoje włosy będą tańczyć z wiatrem. Zobaczysz najpiękniejsze kolory nieba, a zapach wiosenno - letniej łąki będzie pieścił twoje zmysły. Jednak jeśli gniew tobą kieruje, polana zrobi wszystko, aby cię zniechęcić do przebywania na jej terenie. Grzmoty nie pozwolą ci skupić żadnych myśli, a deszcz tworzący się tylko wokół twojej osoby, zmoczy cię doszczętnie. Depresja objawia się tutaj ponurym, zniechęcającym, późnojesiennym krajobrazem, często z opadami deszczu. Musisz uważać na swój humor, ponieważ każda gwałtowna zmiana negatywnie wpływa na rosnącą tu florę.
The member 'Sally Moore' has done the following action : rzut kością
'k100' : 56
'k100' : 56
Spostrzegł, że dziewczyna jednak zaczyna rzucać coraz pewniejsze zaklęcia. Trzeba było teraz mocno się skupić, aby przypadkiem nie przegrać tej walki. Zmrużył powieki i postanowił odskoczyć na bok. Był nieco zaskoczony, że próbowała zaklęć o takich skutkach. Miał tylko nadzieję, że zdoła odskoczyć, bo już zaprzysiągł sobie zemsty, i to o wiele gorzej, niż dziewczyna może sobie przewidzieć. Bo jednak cofanie wiadomości nie należy nawet do tych subtelniejszych zaklęć. A skoro tak zdecydowała, to czemu i on miałby być subtelny wobec niej?
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Barry Weasley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 76
'k100' : 76
I udało się.
- Niezła próba. - rzucił oschle w jej stronę słowa, jakby chciał jej pogratulować pomysłowości, czy może brak rozsądku? Sam nie wiedział. Dlatego zaraz stanął i wycelował w nią różdżkę.
Duna - szybko jednak zmienił kurs różdżki na ziemię pod dziewczyną, a sam też się cofnął parę metrów w ramach bezpieczeństwa. - Cofnij się w razie czego.- szepnął w stronę sekundanta i chwilę później obserwował, czy dziewczyna zdoła obronić się przed dziurą piaskową, czy razem z jej sekundantką wpadną do środka. Niech się cieszy, że nie poleciało obliviate. Zostałaby w mig zwykłą, szarą mugolką.
- Niezła próba. - rzucił oschle w jej stronę słowa, jakby chciał jej pogratulować pomysłowości, czy może brak rozsądku? Sam nie wiedział. Dlatego zaraz stanął i wycelował w nią różdżkę.
Duna - szybko jednak zmienił kurs różdżki na ziemię pod dziewczyną, a sam też się cofnął parę metrów w ramach bezpieczeństwa. - Cofnij się w razie czego.- szepnął w stronę sekundanta i chwilę później obserwował, czy dziewczyna zdoła obronić się przed dziurą piaskową, czy razem z jej sekundantką wpadną do środka. Niech się cieszy, że nie poleciało obliviate. Zostałaby w mig zwykłą, szarą mugolką.
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Barry Weasley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 36
'k100' : 36
Zbyt uniosłam się chyba na swej pewności siebie. Bo Barry wcale nie wyglądał po moim machnięciu różdżką jakby miał sobie wydłubać przez nos resztkę tego co chował pod tą rudą czupryną. Drażniła mnie ta jego pewność siebie, którą tryskał i zdenerwowało mnie to co zaczął wyczyniać. Oczy moje się powiększyły.
- Zgłupiałeś! - wołam do niego widząc, jak ziemia z każdą chwilą staje się coraz bardziej grząska. Zaklęcie te działało na sporym obszarze, a więc mgło niepotrzebnie wmieszać w tą całą karabelę i Sophie, a to przecież ze mną walczył. Czy on wiedział co robi?! Odsuwam się więc prędkim krokiem by wyjść poza zasięgu czaru i ostrzegawczo patrzę na Sophie.
- Zgłupiałeś! - wołam do niego widząc, jak ziemia z każdą chwilą staje się coraz bardziej grząska. Zaklęcie te działało na sporym obszarze, a więc mgło niepotrzebnie wmieszać w tą całą karabelę i Sophie, a to przecież ze mną walczył. Czy on wiedział co robi?! Odsuwam się więc prędkim krokiem by wyjść poza zasięgu czaru i ostrzegawczo patrzę na Sophie.
The member 'Sally Moore' has done the following action : rzut kością
'k100' : 63
'k100' : 63
Chwała refleksowi i mojemu zahartowanemu ciału!
Z ulgą wypuszczam z płuc powietrze stojąc na stałym gruncie. Bardziej jednak w tym momencie przerażało mnie to, że zaklęcie mogło nie tylko odbić swe skutki na mnie, lecz również na Sophie, gdyby ta stała kilka kroków bliżej. A gdyby stała za mną, a ja wcześniej nie obroniłabym się przed magicznymi nożami? Przeszedł mnie dreszcz. To brnęło zdecydowanie za daleko. On ciągnął to za daleko.
- Poddaję się. - Wyszeptałam pod nosem zaciskając swoją dłoń mocniej na różdżce. Chciałam by zwrócił na mnie uwagę i na mnie patrzył, by dostrzegł jaką kobietą się stałam, żeby zobaczył jaka na prawdę jestem. Ja sama chciałam zobaczyć, jakim człowiekiem jest teraz, lecz już nie chcę dowiadywać się niczego więcej. Ranił mnie słowem, uśmiechał się szyderczo, sięgał po niebezpieczne zagrywki byle tylko na swoją stronę przechylić szalę zwycięstwa bo to ono wydawało się dla niego najważniejsze. Chciał mnie zranić, nie przeszkadzałoby mu najwyraźniej gdyby i przy tym Sophie ucierpiała, spoglądał na mnie z góry tak jak inni mu podobni. Ile razy zdąży jeszcze wbić mi nóż w serce by zabić kolejne powody dla których go podziwiałam i darzyłam go uczuciem?
- Słyszysz Weasley, poddaję się! - wołam, chowając różdżkę. Nie wiem co właściwie czuję w tym momencie. Żal, gniew, smutek, niechęć, trach, wstyd...rozczarowanie? Chcę być sama.
Z ulgą wypuszczam z płuc powietrze stojąc na stałym gruncie. Bardziej jednak w tym momencie przerażało mnie to, że zaklęcie mogło nie tylko odbić swe skutki na mnie, lecz również na Sophie, gdyby ta stała kilka kroków bliżej. A gdyby stała za mną, a ja wcześniej nie obroniłabym się przed magicznymi nożami? Przeszedł mnie dreszcz. To brnęło zdecydowanie za daleko. On ciągnął to za daleko.
- Poddaję się. - Wyszeptałam pod nosem zaciskając swoją dłoń mocniej na różdżce. Chciałam by zwrócił na mnie uwagę i na mnie patrzył, by dostrzegł jaką kobietą się stałam, żeby zobaczył jaka na prawdę jestem. Ja sama chciałam zobaczyć, jakim człowiekiem jest teraz, lecz już nie chcę dowiadywać się niczego więcej. Ranił mnie słowem, uśmiechał się szyderczo, sięgał po niebezpieczne zagrywki byle tylko na swoją stronę przechylić szalę zwycięstwa bo to ono wydawało się dla niego najważniejsze. Chciał mnie zranić, nie przeszkadzałoby mu najwyraźniej gdyby i przy tym Sophie ucierpiała, spoglądał na mnie z góry tak jak inni mu podobni. Ile razy zdąży jeszcze wbić mi nóż w serce by zabić kolejne powody dla których go podziwiałam i darzyłam go uczuciem?
- Słyszysz Weasley, poddaję się! - wołam, chowając różdżkę. Nie wiem co właściwie czuję w tym momencie. Żal, gniew, smutek, niechęć, trach, wstyd...rozczarowanie? Chcę być sama.
Widział jak zaklęcie próbuje porwać Sally, lecz ona umyślnie odskoczyła w bok i uniknęła działania. Szkoda ale cóż, przynajmniej próbował. Ale no nie zamierzał na tym poprzestać. Chciał, a nawet już i znalazł inne zaklęcie, kiedy usłyszał jej głos. Nieco zdziwił się, wręcz nie dowierzał że nagle Moore postanowiła zrezygnować. Ale ... jak? Dlaczego? Sama chciała walki.
- Co to za tchórzostwo. Chciałaś walki, to walcz, a nie wycofujesz się niczym spłoszony królik. - rzucił w jej stronę nie puszczając ani nie chowając różdżki. Przecież nikt z nich nie ustalał, jakie zaklęcia mogą być przez nich używane. Po prostu użył obszarowego i tyle, a ona się poddaje.
Jakby nie znała zaklęć tego typu.
- Albo po prostu nie umiesz w zaklęcia obszarowe. Potrafisz tylko rzucać zaklęcia, które umie każdy na piątym roku. Teraz już tego nawet walką nie mogę nazwać, skoro sama wycofujesz się z własnej walki. - mówił, to co myślał, nie krył się ze swoimi słowami. Jednocześnie rzucił niewerbalnie Finite Incantatem na własne poprzednie zaklęcie, by dziura się nie rozrastała. Niech ucieka, skoro zmieniła się w tchórzliwego kurczaka. On z takimi nie będzie walczyć.
Chyba że nagle zmieni zdanie.
- Co to za tchórzostwo. Chciałaś walki, to walcz, a nie wycofujesz się niczym spłoszony królik. - rzucił w jej stronę nie puszczając ani nie chowając różdżki. Przecież nikt z nich nie ustalał, jakie zaklęcia mogą być przez nich używane. Po prostu użył obszarowego i tyle, a ona się poddaje.
Jakby nie znała zaklęć tego typu.
- Albo po prostu nie umiesz w zaklęcia obszarowe. Potrafisz tylko rzucać zaklęcia, które umie każdy na piątym roku. Teraz już tego nawet walką nie mogę nazwać, skoro sama wycofujesz się z własnej walki. - mówił, to co myślał, nie krył się ze swoimi słowami. Jednocześnie rzucił niewerbalnie Finite Incantatem na własne poprzednie zaklęcie, by dziura się nie rozrastała. Niech ucieka, skoro zmieniła się w tchórzliwego kurczaka. On z takimi nie będzie walczyć.
Chyba że nagle zmieni zdanie.
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Zaśmiałam się gorzko.
- Chciałam walki z Barrym Weasleyem, a nie Barrym Rudym Dupkiem. - rzuciłam, a zaraz potem utkwiłam w nim ślepia. - Myślałam, że poczuję się po tym lepiej, lecz im dłużej to trwa tym bardziej się tobą brzydzę. Zwycięstwo z kimś takim będzie smakowało tak samo jak porażka. - Mówię to co chwilę wcześniej przeszło mi przez myśli. Walkę zaproponowałam pod wpływem impulsu. Gdy ten minął kłamstwem byłoby powiedzieć, że się nie bałam,a jednak tu stałam dostrzegając w całej sytuacji możliwość spotkania go. Nie chciałam go jednak widzieć już dłużej.
- Co złego w moich zaklęciach? Są gorsze od tych używanych przez ciebie, bo nie skrzywdzą przeciwnika lub kogoś przypadkowego? - mówię, choć nie liczę na to, że zrozumie co mam na myśli - Nigdy nie chciałam z tobą walczyć, Barry. Gdybym nie była tak bardzo ciekawa jakim człowiekiem teraz jesteś to by mnie tu nie było, lecz teraz gdy to widzę...Czy coś z tych dawnych ideałów jest jeszcze dla ciebie ważne? - czuję jak mi się oczy szklą - Jesteś taki...przykry. - wzbierają w mnie stare pretensje i wspomnienia.
- Chciałam walki z Barrym Weasleyem, a nie Barrym Rudym Dupkiem. - rzuciłam, a zaraz potem utkwiłam w nim ślepia. - Myślałam, że poczuję się po tym lepiej, lecz im dłużej to trwa tym bardziej się tobą brzydzę. Zwycięstwo z kimś takim będzie smakowało tak samo jak porażka. - Mówię to co chwilę wcześniej przeszło mi przez myśli. Walkę zaproponowałam pod wpływem impulsu. Gdy ten minął kłamstwem byłoby powiedzieć, że się nie bałam,a jednak tu stałam dostrzegając w całej sytuacji możliwość spotkania go. Nie chciałam go jednak widzieć już dłużej.
- Co złego w moich zaklęciach? Są gorsze od tych używanych przez ciebie, bo nie skrzywdzą przeciwnika lub kogoś przypadkowego? - mówię, choć nie liczę na to, że zrozumie co mam na myśli - Nigdy nie chciałam z tobą walczyć, Barry. Gdybym nie była tak bardzo ciekawa jakim człowiekiem teraz jesteś to by mnie tu nie było, lecz teraz gdy to widzę...Czy coś z tych dawnych ideałów jest jeszcze dla ciebie ważne? - czuję jak mi się oczy szklą - Jesteś taki...przykry. - wzbierają w mnie stare pretensje i wspomnienia.
O, to teraz jest dupkiem. Ale tym zbytnio się nie przejął. Miała prawo nie wiedzieć, jakie zmiany w nim zaszły przez te cztery lata. I teraz mógł jej to dobitnie pokazać, że jest kimś innym, niż wesołym gryfonem sprzed czterech lat. Dlatego powstrzymał się od słowa, spojrzał wymownie na swego kompana, kiedy znów rozbrzmiał jej głos. Pełen pretensji i wyrzutów sumienia. Czy ona wie co robi? Wie jak te jej słowa uderzają w niego? Wie, co właśnie zaczyna wywoływać? Oj, nie chciałaby wiedzieć, ale to robi. Nawet sam nie spostrzegł, kiedy ręka z różdżką zaczęła lekko drgać.
- To idź i nie wracaj. Daj mi spokój i szukaj sobie kogoś innego. Ja jestem innym czarodziejem. Zmieniłem się. - mówił coraz to ciszej, aż skończył na szeptaniu. Tak, on się zmienił. Był inny, o czym ona jeśli zostanie, będzie mogła się przekonać. Niech idzie i nie wywołuje u niego wyrzutów sumienia. Niech nie szuka starego Barry'ego, bo on nawet po udanym wyjściu z nałogu, nigdy nie wróci. Czul, jak głód rośnie, jak ręka zaczyna mocniej drgać, dlatego postanowił skupić swe siły na usztywnieniu ręki i zerkaniu gdzieś, gdzie nie była ani Sally ani Sophie.
- Wybacz za te nędzne przedstawienie. - rzucił cicho w stronę Ramsye'a. Obiecał jemu niesamowity spektakl, a wyszło jak wyszło. Kurde, mógł sam przyjść i nie czułby że zawiódł kolegę. W sumie sam jest zawiedziony, że ona zamiast walczyć do końca, do upadłego, poddała się. Tak gryfoni nie robią. Oni tak nigdy by nie postąpili.
- To idź i nie wracaj. Daj mi spokój i szukaj sobie kogoś innego. Ja jestem innym czarodziejem. Zmieniłem się. - mówił coraz to ciszej, aż skończył na szeptaniu. Tak, on się zmienił. Był inny, o czym ona jeśli zostanie, będzie mogła się przekonać. Niech idzie i nie wywołuje u niego wyrzutów sumienia. Niech nie szuka starego Barry'ego, bo on nawet po udanym wyjściu z nałogu, nigdy nie wróci. Czul, jak głód rośnie, jak ręka zaczyna mocniej drgać, dlatego postanowił skupić swe siły na usztywnieniu ręki i zerkaniu gdzieś, gdzie nie była ani Sally ani Sophie.
- Wybacz za te nędzne przedstawienie. - rzucił cicho w stronę Ramsye'a. Obiecał jemu niesamowity spektakl, a wyszło jak wyszło. Kurde, mógł sam przyjść i nie czułby że zawiódł kolegę. W sumie sam jest zawiedziony, że ona zamiast walczyć do końca, do upadłego, poddała się. Tak gryfoni nie robią. Oni tak nigdy by nie postąpili.
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Sophia stała na uboczu, przez cały czas obserwując ich starcie z boku. Pojedynek nie wydawał się groźny, w zasadzie przypominał te, które rozgrywano w Hogwarcie, chociaż poleciało i parę groźniejszych zaklęć, głównie ze strony Barry'ego, który najwyraźniej bardzo pragnął pokonać Sally. Była jednak gotowa interweniować, gdyby sytuacja wymknęła się spod kontroli, ale na szczęście Sally jakoś sobie poradziła. Właściwie radziła sobie całkiem nieźle, jak na osobę, która tak wątpiła w swoje zdolności, ale Sophia odnosiła wrażenie, że to Barry lepiej sobie radził.
W pewnym momencie poruszyła się niespokojnie, kiedy Barry zmienił podłoże pomiędzy nim a Sally w ruchome piaski. Sama stała w bezpiecznej odległości, ale nie chciała, żeby Sally stała się krzywda. Odruchowo zrobiła krok w ich stronę, kiedy nagle panna Moore krzyknęła, że się poddaje. Zaskoczona Sophia uniosła brwi, ale niedowierzanie ustąpiło miejsca złości, gdy usłyszała słowa Barry'ego.
Natychmiast ruszyła w ich stronę, stając tuż obok Sally, kładąc jej rękę na ramieniu w pokrzepiającym geście, mającym pokazać, że jest po jej stronie.
- Natychmiast przestańcie! - powiedziała, patrząc jednak na Barry'ego. Sally miała rację, jego zachowanie było zdecydowanie nie na miejscu. Określenie go "przykrym" i tak było sporym eufemizmem w tej sytuacji. Podobno był szlachcicem, powinien umieć zachować się z godnością, zwłaszcza w obecności kobiet, a jednak zachował się teraz jak skończony cham i prostak. Nie takiego pamiętała go z Hogwartu. I choć niedawno spotkali się w bibliotece, wtedy również nie sprawiał złego wrażenia. Cieszyła się z tego, że po latach znowu się na niego natknęła. Dlatego była tak nieprzyjemnie zaskoczona jego postawą.
- Barry, jeśli masz choć trochę przyzwoitości, nie traktuj jej jak ostatni prostak - powiedziała jeszcze, patrząc na niego niechętnie. - Sally ma rację, bardzo się zmieniłeś. Nie spodziewałam się tego po tobie.
Niby tylko niewinny pojedynek, niby nic się nie stało... Ale wystarczyła sama postawa Barry'ego po jego zakończeniu, żeby Sophia odruchowo się najeżyła i chciała stanąć w obronie przyjaciółki. Chociaż w Hogwarcie, szczególnie po tych niekoniecznie legalnych starciach ze Ślizgonami, często były w użyciu przykre, krzywdzące słowa, ta sytuacja była inna, ponieważ dotyczyła kogoś, kogo myślała, że zna.
- Chodź, Sally, chyba powinnyśmy się zbierać - powiedziała po chwili. Dawniej pewnie sama wyzwałaby Barry'ego na pojedynek, ale teraz była rozsądniejsza, chciała jak najszybciej zabrać stąd Sally i nie narażać jej na znoszenie zachowania tego nowego, obcego i odpychającego Barry'ego.
W pewnym momencie poruszyła się niespokojnie, kiedy Barry zmienił podłoże pomiędzy nim a Sally w ruchome piaski. Sama stała w bezpiecznej odległości, ale nie chciała, żeby Sally stała się krzywda. Odruchowo zrobiła krok w ich stronę, kiedy nagle panna Moore krzyknęła, że się poddaje. Zaskoczona Sophia uniosła brwi, ale niedowierzanie ustąpiło miejsca złości, gdy usłyszała słowa Barry'ego.
Natychmiast ruszyła w ich stronę, stając tuż obok Sally, kładąc jej rękę na ramieniu w pokrzepiającym geście, mającym pokazać, że jest po jej stronie.
- Natychmiast przestańcie! - powiedziała, patrząc jednak na Barry'ego. Sally miała rację, jego zachowanie było zdecydowanie nie na miejscu. Określenie go "przykrym" i tak było sporym eufemizmem w tej sytuacji. Podobno był szlachcicem, powinien umieć zachować się z godnością, zwłaszcza w obecności kobiet, a jednak zachował się teraz jak skończony cham i prostak. Nie takiego pamiętała go z Hogwartu. I choć niedawno spotkali się w bibliotece, wtedy również nie sprawiał złego wrażenia. Cieszyła się z tego, że po latach znowu się na niego natknęła. Dlatego była tak nieprzyjemnie zaskoczona jego postawą.
- Barry, jeśli masz choć trochę przyzwoitości, nie traktuj jej jak ostatni prostak - powiedziała jeszcze, patrząc na niego niechętnie. - Sally ma rację, bardzo się zmieniłeś. Nie spodziewałam się tego po tobie.
Niby tylko niewinny pojedynek, niby nic się nie stało... Ale wystarczyła sama postawa Barry'ego po jego zakończeniu, żeby Sophia odruchowo się najeżyła i chciała stanąć w obronie przyjaciółki. Chociaż w Hogwarcie, szczególnie po tych niekoniecznie legalnych starciach ze Ślizgonami, często były w użyciu przykre, krzywdzące słowa, ta sytuacja była inna, ponieważ dotyczyła kogoś, kogo myślała, że zna.
- Chodź, Sally, chyba powinnyśmy się zbierać - powiedziała po chwili. Dawniej pewnie sama wyzwałaby Barry'ego na pojedynek, ale teraz była rozsądniejsza, chciała jak najszybciej zabrać stąd Sally i nie narażać jej na znoszenie zachowania tego nowego, obcego i odpychającego Barry'ego.
Ładnie rzucone zaklęcie, ładnie wypowiedziana inkantacja, ładna reakcja przeciwnika. Wszystko było po prostu ładne w tej chwili. Papieros ładnie się dopalił, a on obserwował ładne dzieci w ładnym pojedynku. Poddała się. Cóż innego mogłaby zrobić w tej chwili? Walczyć o swój honor? Wcale nie był zaskoczony jej reakcją. Po prostu wystraszyła się, że nie jest wystarczająco dobra, by pokonać rudzielca. Szczęśliwie dla niego okazał się wygranym tego pojedynku, niezależnie od tego jak bardzo gorzkie i brzydkie były słowa wymawiane przez rozgoryczoną dziewczynę.
— Daj spokój, w końcu zaczynało się coś dziać — powiedział pokrzepiająco i uśmiechnął się do Barry'ego, odrywając od drzewa. Polklepał go jeszcze po ramieniu i wyprostował się, otrzepując płaszcz ze śniegu, jaki zgromadził się na nim przez ten czas. Spojrzał na młodą aurorkę, przekrzywiając głowę, gdy próbowała coś zdziałać w tej sytuacji. Czy one naprawdę myślały, że w starciu damsko-męskim ktokolwiek potraktuje je ulgowo? Kobiety już od pewnego czasu próbowały udowodnić światu, że są równe mężczyznom i należy je traktować z takim samym szacunkiem. A kiedy w końcu dochodzi do sytuacji takich jak ta, zasłaniają się swoją wrażliwą stroną i tym, że należy je traktować jak kobiety, damy. Były więc sprzecznością samą w sobie, Barry powinien się na ten jad uodpornić.
— Jeśli masz choć trochę rozumu, zabierz stąd przyjaciółkę nim Weasley się rozgniewa tak naprawdę. Nie chciałabyś zobaczyć jego furii — zmałpował jej ton głosu i spoważniał, zaczynając odczuwać nudę szczeniacko dziewczyńskimi zagrywkami. Oczywiście sam wątpił w to, że Barry mógłby zamienić się w demona gniewu i nienawiści, ale dość dobitnie zasugerował, aby zeszły z pola bitwy, tak jak powinni schodzić tchórze i przegrani. — Nie przejmuj się nimi — szepnął już do Barry'ego, ruszając się z miejsca. — Zawsze gdy coś idzie nie po ich myśli próbują odnaleźć w wciąż oddychający wyrzut sumienia.
— Daj spokój, w końcu zaczynało się coś dziać — powiedział pokrzepiająco i uśmiechnął się do Barry'ego, odrywając od drzewa. Polklepał go jeszcze po ramieniu i wyprostował się, otrzepując płaszcz ze śniegu, jaki zgromadził się na nim przez ten czas. Spojrzał na młodą aurorkę, przekrzywiając głowę, gdy próbowała coś zdziałać w tej sytuacji. Czy one naprawdę myślały, że w starciu damsko-męskim ktokolwiek potraktuje je ulgowo? Kobiety już od pewnego czasu próbowały udowodnić światu, że są równe mężczyznom i należy je traktować z takim samym szacunkiem. A kiedy w końcu dochodzi do sytuacji takich jak ta, zasłaniają się swoją wrażliwą stroną i tym, że należy je traktować jak kobiety, damy. Były więc sprzecznością samą w sobie, Barry powinien się na ten jad uodpornić.
— Jeśli masz choć trochę rozumu, zabierz stąd przyjaciółkę nim Weasley się rozgniewa tak naprawdę. Nie chciałabyś zobaczyć jego furii — zmałpował jej ton głosu i spoważniał, zaczynając odczuwać nudę szczeniacko dziewczyńskimi zagrywkami. Oczywiście sam wątpił w to, że Barry mógłby zamienić się w demona gniewu i nienawiści, ale dość dobitnie zasugerował, aby zeszły z pola bitwy, tak jak powinni schodzić tchórze i przegrani. — Nie przejmuj się nimi — szepnął już do Barry'ego, ruszając się z miejsca. — Zawsze gdy coś idzie nie po ich myśli próbują odnaleźć w wciąż oddychający wyrzut sumienia.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Przykry...żaden inny przymiotnik nie przychodził mi w tym momencie do głowy. Być może dlatego, że to uczucie w ty momencie ogarniało mnie bez reszty. Przykro mi było bowiem go słuchać, przykro mi było patrzeć na to jakim człowiekiem się stał, przykro mi było, że się go bałam.
Dotyk Sophie przywraca mnie do rzeczywistości w której wcale nie chcę się w tym momencie bytować. Słyszę jej rozczarowanie podobne tak bardzo do mojego. A więc wcale mi się nie wydawało, niczego obie nie uroiłam. Pociesza mnie ta solidarność, a jednocześnie ciągnie mocniej ku dnu. Chwytam ją za rękę potwierdzając jej słowa. Chcę stąd szybko zniknąć i udać, że nie słyszę słów towarzysza Barrego. Potem milczę i myślę o tym jaka jetem głupia, lecz nic nie mówię. Potencjalne pytania Sopie niechętnie zbywam. Mam nadzieję, że nie jest na mnie z tego powodu zła. Na pewno nie jest. Musi rozumieć, że potrzebuję chwili dla siebie. Zapewniam ją, że napiszę do niej w stosownym czasie i by się nie martwiła.
|zt 2 (Sophie i Sally)
Dotyk Sophie przywraca mnie do rzeczywistości w której wcale nie chcę się w tym momencie bytować. Słyszę jej rozczarowanie podobne tak bardzo do mojego. A więc wcale mi się nie wydawało, niczego obie nie uroiłam. Pociesza mnie ta solidarność, a jednocześnie ciągnie mocniej ku dnu. Chwytam ją za rękę potwierdzając jej słowa. Chcę stąd szybko zniknąć i udać, że nie słyszę słów towarzysza Barrego. Potem milczę i myślę o tym jaka jetem głupia, lecz nic nie mówię. Potencjalne pytania Sopie niechętnie zbywam. Mam nadzieję, że nie jest na mnie z tego powodu zła. Na pewno nie jest. Musi rozumieć, że potrzebuję chwili dla siebie. Zapewniam ją, że napiszę do niej w stosownym czasie i by się nie martwiła.
|zt 2 (Sophie i Sally)
Zignorował Sophię. Mogła mówić co chciała, mogła jego oceniać po aktualnym zachowaniu, lecz nigdy jego nie zrozumie. Dlatego w zamian kiwnął Ramsey'owi, który przyznał że nie było wcale najgorzej. No i potem rzucił słowa, po których rudzielec uśmiechnął się minimalnie, lecz i tak obserwował raczej z obojętnym wzrokiem Sally, która zdecydowała zniknąć wraz ze swoją sekundantką. A niech idą, niech tchórze uciekają. Niech lecą tam, gdzie ich miejsca, skoro nie umiały walczyć jak na równi, tylko ... no właśnie.
Zauważyłem. Lecz dawniej ona nawet nieźle walczyła. - rzucił cicho ruszając w końcu ze swym znajomym. Baby, chcą jedno, a myślą o czymś drugim. - Ale dobra, nie ma co mówić o tchórzach. Szkoda czasu na nich. Nie wiem jak ty, ale ja muszę się zbierać. Do zobaczenia. - rzucił zatrzymując się na chwilę i jednocześnie dziękując za bycie widzem. Z pewnością teraz rudzielec wiedział, że nie warto przyjmować wyzwać Moore, która w sobie kryje tchórza, niż osobę pełną chęci walki, jaką ona dawniej była. Bo w końcu podczas walki każdy jest równy, nie ma podziału kto może dostać zaklęciem delikatniejszym, a kto mocniejszym. To nie są legalne pojedynki.
Zaraz teleportował się.
zt
Zauważyłem. Lecz dawniej ona nawet nieźle walczyła. - rzucił cicho ruszając w końcu ze swym znajomym. Baby, chcą jedno, a myślą o czymś drugim. - Ale dobra, nie ma co mówić o tchórzach. Szkoda czasu na nich. Nie wiem jak ty, ale ja muszę się zbierać. Do zobaczenia. - rzucił zatrzymując się na chwilę i jednocześnie dziękując za bycie widzem. Z pewnością teraz rudzielec wiedział, że nie warto przyjmować wyzwać Moore, która w sobie kryje tchórza, niż osobę pełną chęci walki, jaką ona dawniej była. Bo w końcu podczas walki każdy jest równy, nie ma podziału kto może dostać zaklęciem delikatniejszym, a kto mocniejszym. To nie są legalne pojedynki.
Zaraz teleportował się.
zt
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Humorzasta polana, Walia
Szybka odpowiedź