Wydarzenia


Ekipa forum
Wnętrze pubu
AutorWiadomość
Wnętrze pubu [odnośnik]10.03.12 22:55
First topic message reminder :

Wnętrze pubu

★★
Jest to najpopularniejszy magiczny pub w Londynie. W całej Anglii nie ma chyba ani jednego czarodzieja, który nie słyszałby o tym specyficznym miejscu. Barmanem Dziurawego Kotła od lat niezmiennie pozostaje Tom, mężczyzna całkowicie łysy, bezzębny i pomarszczony niczym orzech włoski, jednak na swój sposób sympatyczny i zawsze służący pomocą - czy to za sprawą szklaneczki czegoś mocniejszego, czy dyskrecji, na przykład podczas udzielania schronienia w jednym z pokojów znajdujących się na pierwszym piętrze.
Sam pub nie zachęca swoim wyglądem - jest to niewątpliwie miejsce ciemne, obskurne i nieprzytulne, mimo to od lat cieszy się sporą popularnością. Podczas piątkowych wieczorów ciężko o kilka wolnych krzeseł, gdy pomieszczenie zamienia się w prawdziwe centrum towarzysko-handlowe. Zawsze panuje to tłok i gwar, słychać ciche śmiechy, podniecone szepty, stukot szklanic, skwierczenie piekących się na palenisku kiełbasek oraz szelesty monet, gazet i kart. Niemal co chwilę do środka wchodzi jakiś jegomość: czy to po to, aby skosztować przepyszną sherry, czy też jedynie w celach komunikacyjnych - na tyłach pubu umiejscowiono bowiem magiczne przejście prowadzące do świata czarodziejów, a dokładniej ulicy Pokątnej, która krzyżuje się z Nokturnem. Stąd, jak nietrudno się domyślić, w Dziurawym Kotle bywają zarówno zwykli, pospolici obywatele czarodziejskiego społeczeństwa, jak i ci spod ciemnej gwiazdy. Okna Dziurawego Kotła wychodzą na brudną, zatłoczoną ulicę z rzędami identycznych, maleńkich sklepików: od księgarni po sklepy z płytami gramofonowymi. Tuż obok dębowej lady umiejscowione są drzwi prowadzące do małego zamkniętego podwórka z magicznym przejściem, zaś naprzeciw kominka znajdują się schody na pierwsze piętro, gdzie ulokowano kilka pokojów gościnnych.

Możliwość gry w czarodziejskie oczko, darta, gargulki, kościanego pokera
[bylobrzydkobedzieladnie]
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wnętrze pubu - Page 9 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Wnętrze pubu [odnośnik]29.12.16 17:35
Jeszcze zanim przekroczył próg Dziurawego Kotła, wiedział, że coś było nie w porządku. Źle, niewłaściwie, nie tak, jak być powinno. Nie, na ścianie, w której znajdowało się boczne wejście dla personelu, nie widniał kolorowy szyld informujący o niedawnych wydarzeniach, a słuch nie wyostrzył się na tyle, żeby usłyszeć pobrzmiewającą w środku budynku ciszę; zmianę atmosfery bardziej więc wyczuł niż zauważył, być może korzystając z któregoś z dodatkowych, wilkołaczych zmysłów, a może po prostu znał swój lokal wystarczająco dobrze, żeby dostrzegać z daleka oznaki rozegranej katastrofy.
Bez względu na to, które w tych wytłumaczeń było prawdziwe, zawahał się na sekundę przez obróceniem klucza w drzwiach i naciśnięciem klamki. Wciąż jeszcze jednak nie rozumiał, dziwną powolność w ruchach zrzucając na zmęczenie. Bo rzeczywiście, był wyczerpany; ostatnia pełna dała mu się we znaki wyjątkowo mocno i wsuwając się do znajomego korytarza, czuł się nieprzyjemnie wymięty. Ciemny płaszcz wisiał na nim odrobinę luźniej niż zwykle, a przydymione światło padało na twarz niekorzystnie, uwydatniając głębokie cienie pod oczami. Gdy zamykał za sobą drzwi, metalowy pęk kluczy wypadł mu z ręki, upadając na podłogę z głośnym szczęknięciem, które odbiło się echem w… pustce?
Zamarł w miejscu, zgięty w pół, z palcami zawieszonymi o milimetry od upuszczonego przedmiotu, nasłuchując. Żadnych śmiechów. Rozmów. Stukania szkła, pobrzękiwania monet, kłótni o wynik ostatniej partii czarodziejskich kart, jedynie pojedynczy głos gdzieś w głębi głównej sali. Co się stało? Wyprostował się machinalnie, płynnym, ledwie widocznym ruchem wyciągając z kieszeni różdżkę i unosząc ją w gotowości na ewentualny atak. Chociaż już i  tak narobił hałasu, starał się zachowywać cicho, odruchowo omijając skrzypiące części podłogi i rozglądając się uważnie, gdy tylko czubek jego nosa wyłonił się zza wąskiego przejścia.
Początkowo wydawało mu się, że i w reprezentacyjnej części pubu nie było nikogo; dopiero po chwili zauważył ciemnowłosą sylwetkę, samotnie siedzącą przy barze, kiwającą się jakoś tak zabawnie, ale chyba całą i zdrową. Odprężył się w ułamku sekundy; wciąż co prawda nie rozumiał, dlaczego Dziurawy Kocioł wyglądał tak… cóż, nienaturalnie, ale Maggie na pewno za chwilę wytłumaczy mu wszystko… prawda?
Schował różdżkę, dla zasady rozglądając się jeszcze po odleglejszych kątach pomieszczenia, jakby mimo wszystko spodziewał się dostrzec tam zagubionych gości; odpowiedział mu jednak jedynie widok pustych stolików i krzeseł, odstawionych na miejsce jakby w pośpiechu. Już bez wahania pokonał odległość dzielącą go od żony; nachylił się na nią, całując ją na powitanie w czubek głowy i dopiero wtedy zauważając do połowy opróżniony kufel. – Cześć – mruknął, nawet mimo niepokojących okoliczności odczuwając kojący wpływ jej obecności. Usiadł na stołku obok, przyglądając jej się niby lekko, ale pionowa zmarszczka pomiędzy brwiami zdradzała troskę. O nią w pierwszej kolejności, o bar – tak mu przecież drogi – dopiero później. – Czy…stało się coś złego?, miał zamiar zapytać, ale obiecał sobie nie zakładać od razu najgorszych scenariuszy – …wszystko w porządku? – dokończył zamiast tego, uśmiechając się w sposób wcale niewymuszony. Cieszył się, że ją widział.


you better keep the wolf back from the door
he wanders ever closer every night
and how he waits, baying for blood
I promised you everything would be fine


Frank Cresswell
Frank Cresswell
Zawód : właściciel dziurawego kotła, naukowiec
Wiek : 35
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
a lot of hope in one man tent
there's no room for innocence
take me home before the storm
velvet moths will keep us warm
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2513-frank-carter#39521 https://www.morsmordre.net/t2730-poczta-franka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f248-pokatna-1-mieszkanie-nad-dziurawym-kotlem https://www.morsmordre.net/t4440-skrytka-bankowa-nr-656#94968 https://www.morsmordre.net/t4441-frank-cresswell#94971
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]07.01.17 23:50
Powinna być czujna. Była sama w tym pustym przybytku, w dodatku pijana, co znacznie osłabiało jej szanse przeżycia, jeśli już ktoś miałby się włamywać do Kotła. Włamywać, właśnie. Maggie mogłaby przysiąc - wyimaginowany przyjacielu, jesteś tutaj? Ja, Magnolia Cresswell, przysięgam na zawieszony na niebie księżyc – że zamknęła wszystkie drzwi w pubie. A jednak coś zaskrzypiało w korytarzu za barem. Czy może jednak to jej omamy? Alkoholowe opary dostały się w te nieskończone głębiny jej wyobraźni i zaczęły czynić szkody? Nie zastanawiała się dłużej nad tym i chwyciła za miotłę, która stała oparta o przeciwległą do lady ścianę. Odwróciła ją tak, że stała włosiem do góry i pewnym (niepewnym, nie oszukujmy się, wiatr halny w Dziurawym Kotle to nie przelewki) krokiem wyszła naprzeciw złu czającemu się w czeluściach pomieszczenia dla pracowników.
- KTO TU SIĘ CZAI?! – bełkot nagle nabrał groźnego wyrazu, zakrawał o siłę, którą z pewnością poszczyciłby się sam niedźwiedź. Atak pijackiej czkawki na koniec tylko potwierdził tę teorię. – Frankie, na Merlina, ale mnie przestraszyłeś! Myślałam, że ktoś się wyłamuje do Kotła.
Niedźwiedzica całkiem złagodniała, kiedy jej oczom ukazała się sylwetka jej męża, pana niedźwiedzia. Będąc nawet w tej formie na wpół racjonalnego myślenia, była w stanie zauważyć w jakiej kondycji znajdował się Frank. Nie pamiętała tylko, że niedawno po niebie przepłynął okrągły księżyc, dający zły znak wszystkim tym, który po północy zdzierali sobie do niego gardło, wyjąc. Gdy dotknął jej czoła swoimi chłodnymi wargami, uniosła swoją dłoń, by dotknąć nią jego policzka. Wydawał się zapadnięty. On cały wydawał się zapadnięty. Bez sił, chociaż chodzący na prostych nogach. Szampański nastrój szybko ją opuścił, a po całym zdarzeniu została tylko czkawka. Przypomniała sobie o pełni i o felernym wypadku. Upadająca belka, Cuthbert, policja.
Westchnęła ciężko. I znów czknęła.
- Właściwie… właściwie to nie – odparła, nie będąc w stanie wrócić dłonią do jej wcześniejszego położenia. Z troską i jakimś dziwnym, namacalnym przejęciem lekko zaczesywała jego włosy za uszy, za chwilę gładząc opuszką kciuka jego skroń. – Trzeba wyremontować Kocioł, Frank. Ktoś nam zrobił dziurę w pokoju. I teraz Kocioł jest naprawdę Dziurawy.
Uśmiechnęła się kątem ust, wzruszając przy tym ramieniem. Dlaczego ją to cały czas tak bawiło?!
Ah. Alkohol.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]14.01.17 20:48
Chociaż z każdą chwilą dostawał do ręki coraz więcej elementów układanki, która miała dać mu odpowiedź na to, co, na Merlina, wydarzyło się pod jego nieobecność w Kotle, to w żaden sposób nie potrafił poskładać rozsypanych fragmentów w żadną sensowną całość. Pusty lokal? Na wpół pijana Maggie, zamachująca się na niego z miotłą? Cień zmartwienia, zasnuwający tak jasne zazwyczaj spojrzenie? I… Zaraz, zaraz, dziura w pokoju? Czyżby zostali napadnięci? Czy to dlatego kobieta, słysząc go, w pierwszej chwili pomyślała o włamaniu?
Czując, że rozumie z tego wszystkiego coraz mniej, ściągnął brwi w wyrazie dezorientacji, ale – wciąż starając się zachować spokój – objął palcami kobiecy nadgarstek, odstawiając na bok ściskaną przez nią miotłę i delikatnie ciągnąc ją z powrotem w stronę baru. Zaczekał, aż usiądzie na jednym z okrągłych stołków, gotowy, by w razie czego ją przytrzymać; nadal wydawała się poruszać ze stabilnością, delikatnie mówiąc, zachwianą. – Zacznij od początku i opowiedz mi o wszystkim – powiedział, z wyraźnie dźwięczącą między głoskami troską. Wypuścił jej dłoń tylko na chwilę, żeby zsunąć z ramion wysłużony, podróżny płaszcz, który następnie niedbale przewiesił przez barową ladę. – Kto zrobił nam dziurę? I jak? – Znów uchwycił jej palce, w nieświadomym, uspokajającym geście rysując na wierzchu jej dłoni niewielkie kółeczka. Odsuwany uparcie niepokój zaczynał powoli przesączać się do jego myśli, choć naiwnie wciąż jeszcze liczył – wbrew zdrowemu rozsądkowi? – że wszystko to było tylko jedną, wielką pomyłką, którą dało się logicznie wytłumaczyć i odkręcić. Uchwycił się tej nadziei być może odrobinę zbyt kurczowo, tymczasowo ślepy na fakt, że nietrzeźwy uśmiech Maggie wysyłał do niego mocno sprzeczne informacje.
Rozejrzał się dookoła, przypadkowo zatrzymując wzrok na wciąż do połowy wypełnionym kuflu i wyciągnął ku niemu wolną rękę, zapobiegawczo odsuwając go poza zasięg żony, jednocześnie powstrzymując się, żeby nie opróżnić go samemu. Być może alkohol pomógłby mu poskładać fakty łatwiej i szybciej, podskórnie jednak czuł, że kiedy już będzie miał przed oczami cały obraz sytuacji, mocno przyda mu się jasność myślenia. Westchnął przeciągle, odpędzając zmęczenie spod ciężkich powiek i przenosząc łagodne spojrzenie z powrotem na kobietę, ale wyraz jej twarzy nie uspokoił go w żadnym stopniu. Być może powinna jednak była uderzyć go tą miotłą; miał wrażenie, że cios drewnianą rączką byłby mniej dezorientujący, niż alternatywa, z którą musiał się pogodzić.


you better keep the wolf back from the door
he wanders ever closer every night
and how he waits, baying for blood
I promised you everything would be fine


Frank Cresswell
Frank Cresswell
Zawód : właściciel dziurawego kotła, naukowiec
Wiek : 35
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
a lot of hope in one man tent
there's no room for innocence
take me home before the storm
velvet moths will keep us warm
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2513-frank-carter#39521 https://www.morsmordre.net/t2730-poczta-franka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f248-pokatna-1-mieszkanie-nad-dziurawym-kotlem https://www.morsmordre.net/t4440-skrytka-bankowa-nr-656#94968 https://www.morsmordre.net/t4441-frank-cresswell#94971
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]26.01.17 23:22
Być może było to nie do uwierzenia, ale... jej też ciężko było to poskładać. Neurony upojone były alkoholem nie gorzej niż ona i odbierały informacje z równie dużym oporem, tak samo ciężko składając do racjonalnej całości wszystkie szczegóły. Jej ciało było mu wdzięczne, że ośrodki nerwowe w głowie Magnolii same nie musiały decydować o dojściu do baru, bardziej opierając swoje działanie na byciu prowadzonymi przez silne ramiona jej męża. Gdy usiadła, świat wirował o wiele mniej, kurz przestał tańczyć salsę i łagodnie przeszedł do walca angielskiego.
Angielskiego, angielskiego...
- Więc tak... - moment czknięcia wykorzystała, by móc nad tym jeszcze raz pomyśleć i doprowadzić informacje do absolutnego końca biegu. Może jednak skłamie? Jednorożce wlatujące przez okno i robiące raban o szkocką wciąż wydawały jej się bardzo realną wersją zdarzeń. - Ja nie wiem, Frank - zmarszczyła brwi, kręcąc lekko głową. - Właściwie wiem, ale sam rozumiesz, to skomplikowane. Albo raczej bardzo proste...
Nie mogła się zdecydować. Przechyliła głowę na bok, wpatrując się uporczywie w ich dłonie, w spracowane, oznaczone wiatrem i pełnią palce jej męża, które rytmicznie zakreślały na jej skórze koła. Ciężko było jej się skupić, myśli rozbiegły się we wszystkich możliwych kierunkach. Powinna mu powiedzieć prawdę, to jego bar. Na litość, chętnie dopiłaby to, co znajdowało się jeszcze w kuflu. Co ona tam dolała? Jutro głowa będzie bolała ją jak jeszcze nigdy. Czy ona czyściła kociołek po ostatnim eliksirze?
Eliksir.
- Scrimgeour - podniosła wzrok na Franka, sprawiając wrażenie jakby nieco bardziej rozbudzonej. - Na gacie Merlina, on tam stał. Jak wpadłam na górę, to on stał skulony przy ścianie i od razu pomyślałam o tym, że tydzień temu znowu upominałeś go przed Kotłem, bo w naszej sypialni zaczęło śmierdzieć spalonymi skarpetkami. - lawina dygresji zleciała na niego niczym letna, nocna ulewa. - Musisz wiedzieć, że najpierw był huk, a potem ściany zarżały - z ludźmi pijanymi bardzo ciężko się niekiedy rozmawia, a Magnolia bardzo nie chciała wytrzeźwieć. - Cuthbert po mnie przyszedł. A może to nie był Cuthbert. I pobiegłam z nim na górę, a potem, nie zgadniesz. Judith, siostra Samuela, leżała w pokoju czternastym półnaga obok jakiegoś waszmościa ze ściągniętymi spodniami. Zaplątał się w nie, biedak, jak próbował ratować sytuację. Patrzę, a tu dziura w ścianie, a obok stary Scrimgeour i myślę sobie, że znowu coś spalił w tym swoim kociołku. - powoli wyciągała dłoń w stronę lady z zamiarem uchwycenia w dłonie kufla. Rozgadała się jak jeszcze nigdy. - Okryłam biedną Skamanderównę kocem i jak tu nie świs... deska pękła. I spadła na Cuthberta, a teraz tam jest krew. Ale Frank - spojrzała mu głęboko w oczy tymi swoimi, lśniącymi od nadmiaru wrażeń i procentów płynących wartkim strumieniem w jej żyłach. - Ona wygląda jak sos malinowy.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]01.02.17 19:21
Czekał (nie)cierpliwie, ledwie powstrzymując się, żeby nie pospieszyć jej do szybszego opowiedzenia całej historii. Niepokój, kłujący uporczywie już u wejścia do lokalu i od tamtej pory stale narastający, aktualnie pędził ostro w górę, sięgając poziomu co najmniej alarmującego. I nie chodziło tylko o fakt, że każda godzina, w czasie której drzwi do pubu pozostawały zamknięte, generowała straty, a Maggie prezentowała sobą stan zwiastujący co najmniej nadchodzącą informację o inwazji bahanek na wszystkie pokoje gościnne. Kocioł był jego oczkiem w głowie; o mało rzeczy w swoim życiu dbał tak bardzo, jak o przesiąknięty sentymentem lokal, w kwestii jego dobra miał więc skłonności do reagowania przesadnie emocjonalnie i drobnego dramatyzowania. A jeżeli do tego wszystkiego dochodziło również charakterystyczne rozdrażnienie, towarzyszące mu po każdej pełni… Cóż, usiedzenie na miejscu wymagało sporych pokładów silnej woli.
Słuchał jej jednak uważnie, już na dźwięk nazwiska Scrimgeour czując, jak na czoło wstępuje mu chłodny pot. Staruszek, stale zajmujący jeden z ich pokojów, stanowił wieczne utrapienie zarówno właścicieli, jak i wszystkich okolicznych lokatorów. Skargi na dziwne odgłosy i rozchodzący się po budynku smród spalenizny, należały do porządku dziennego; Frank nie liczył już, ile razy miał okazję strzępić sobie język, próbując przywołać kłopotliwego mieszkańca Kotła do porządku, nigdy nie odnosząc jednak długotrwałego sukcesu. Czasami obawiał się, że jego eksperymenty puszczą ich wszystkich z dymem… Czyżby jego czarne przypuszczenia nie były aż tak dalekie od prawdy?
Z każdym kolejnym słowem Maggie, oczy rozszerzały mu się coraz bardziej, a wyobraźnia urządziła sobie w jego umyśle zabawę noworoczną, strzelając fajerwerkami i podsuwając mu niezwykle barwne wizualizacje opowiadanej nieco bełkotliwym głosem historii. Wszystko to, połączone razem, brzmiało jak anegdotka żywcem ściągnięta z półki niewiarygodne i gdyby nie do bólu przesiąknięty szczerością wzrok jego żony, byłby skłonny przypuszczać, że pada ofiarą wysmażonego starannie żartu. Pokonana przez eksplozję ściana? Belka spadająca na ich pracownika? Półnaga siostra jego najlepszego przyjaciela?
Nie, wyobrażania tego ostatniego stanowczo i lojalnie sobie odmówił.
Nie był pewien, w którym momencie puścił rękę Maggie i wstał z miejsca, zaczynając krążyć nerwowo w tę i z powrotem. Rozgrywające się w jego głowie przyjęcie sylwestrowe trwało w najlepsze, tym razem racząc go głośną salwą wybuchających (niefortunne słowo) pytań; prośby o wyjaśnienia pchały mu się na usta jedna po drugiej, milczał jednak, nie mając pojęcia, którą zwerbalizować jako pierwszą i odruchowo sięgając do stojącego na ladzie kufla, żeby odsunąć go jeszcze dalej. – Cuthbert – wyrzucił z siebie w końcu, stwierdzając, że kwestia zdrowia (i życia?) ich długoletniego pracownika, była w tej chwili sprawą najistotniejszą. – Co z Cuthbertem? Ktoś przetransportował go do Munga? – zapytał; perspektywa, iż do wydarzeń ostatnich dni należało doliczyć jeszcze nagły zgon, nawet nie przeszła mu przez myśl. – I czy była tu magiczna policja? Wycenili szkody? – pytał dalej, krążąc coraz szybciej i mówiąc coraz bardziej nerwowo. W pewnej chwili wydawało się, że miał zamiar pobiec prosto po schodach na górę, ale gdzieś koło trzeciego stopnia zmienił zdanie, zawrócił i znów znalazł się przy żonie. Chciał najpierw dowiedzieć się wszystkiego.


you better keep the wolf back from the door
he wanders ever closer every night
and how he waits, baying for blood
I promised you everything would be fine


Frank Cresswell
Frank Cresswell
Zawód : właściciel dziurawego kotła, naukowiec
Wiek : 35
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
a lot of hope in one man tent
there's no room for innocence
take me home before the storm
velvet moths will keep us warm
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2513-frank-carter#39521 https://www.morsmordre.net/t2730-poczta-franka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f248-pokatna-1-mieszkanie-nad-dziurawym-kotlem https://www.morsmordre.net/t4440-skrytka-bankowa-nr-656#94968 https://www.morsmordre.net/t4441-frank-cresswell#94971
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]04.02.17 1:59
Nawet nie starała się mówić szybko.
Słowa wychodziły spomiędzy jej warg z łatwo wytłumaczalną starannością, dbałością o każdą wypowiadaną głoskę. Gdyby się nie starała, do uszu Franka dotarłby tylko bezsensowny bełkot, któremu daleko było do opowieści. A tak, to mimo wolnego tempa, mógł z jej gadaniny cokolwiek zrozumieć. Widziała jego zmieniające się rysy twarzy. Zszokowanie, które nabierało wyrazu z każdą kolejną cząstką historii, rozszerzające się oczy i razem z nimi źrenice, zdenerwowanie i zniecierpliwienie. Chciała go przeprosić, choć nie wiedziała, za co miałaby to zrobić, więc skończyło się na niewypowiedzianych chęciach. I… ah, tak bardzo była rada, że tego nie widział. Że nie był świadkiem, miast jej samej, jak mózg ich pomocnika rozlewa się po podłodze niczym wylany kompot śliwkowy.
Zrobiło jej się niedobrze. Przez chwilę. Ale to wystarczyło. Zrobiła się zielona na twarzy, na szczęście zatrzymała się w połowie drogi od zamiaru do czynu. Przełknęła ślinę, zmuszając swoje myśli do naprostowania szlaków i wpełznięcia z powrotem na drogę, gdzie jej wyobrażenia o poprzednim wieczorze wyglądały jak żądające o szkocką jednorożce.
Spod ręki umknął jej kufel, usta wygięły się w dół, a obciążone pretensjami spojrzenie powędrowało za Frankiem niczym salwa armatnia. Mówienie mu, żeby się nie denerwował, było bezcelowe. To jak Maggie powiedzieć, żeby przestała go kochać.
Bezcelowe jak nic.
- A i owszem. Od razu do kostnicy – odparła, równie wolno, co wcześniej, absolutnie naturalnym tonem głosu. Jeszcze nie dotoczyła się na tyle głęboko upojenia alkoholowego, by zacząć płakać z powodu… na Merlina, skąd nagle w jej oczach wzięły się łzy? Niech ktoś je szybko zabierze! – Frank, a jeśli on miał rodzinę! Zostawił żonę i dzieci! Na wszystkie psidwaki, Frank! On miał psa, zostawił psa samego!
Magnolia nie płakała bez powodu. W gruncie rzeczy… nie płakała w ogóle. Nie lubiła tego. Wolała zacisnąć zęby i iść naprzód, choć bolało, choć żal wbijał się grubymi igłami w serce i duszę, wolała zachować to dla siebie i świadomie pozbawić się możliwości wycierania chusteczką mokrych policzków. Ale teraz… teraz to była inna sytuacja. Teraz była pijana. Miała pijane spojrzenie, pijany głos i pijane ruchy, a oprócz tego pijane były jej kanaliki łzowe. Irracjonalność w najczystszej postaci.
Pociągnęła kilka razy nosem i wstała z krzesła, trzymając się krawędzi lady, by móc we względnie prostej postawie dotrzeć do męża.
- Pójdziemy na jego pogrzeb? Trzeba kupić mu kwiaty.
Powinna się położyć. Tak, powinna się położyć.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]04.02.17 17:44
Doskonale wiedział, jak działał mechanizm wyparcia. Wiedział, bo przetestował go na sobie już wiele razy; zarówno w sprawach poważnych (jak wtedy, gdy mimo niepozostawiających wątpliwości śladów po ugryzieniu bezsensownie liczył na to, ze kolejna pełnia przebiegnie bez komplikacji), jak i zupełnie błahych (kiedy bez względu na podpowiedzi zdrowego rozsądku przekonywał sam siebie, że jednak nie zapomniał zapłacić rachunków za lokal w terminie). Kiedy więc pytanie o Cuthberta wypłynęło spomiędzy jego warg, powinien był od razu rozpoznać charakterystyczne dla fazy zaprzeczenia przeczucie, zwiastujące nadciągającą katastrofę; być może nawet to zrobił, jednak uparcie i zupełnie bezcelowo odsuwał od siebie szturchające go myśli, starając się nie łączyć pijanego stanu zrozpaczonej Maggie ze sprawami wagi życia (i śmierci?). Postępując wyjątkowo głupio; gdyby dał sobie czas na powolną realizację, być może ostatecznie potwierdzenie nie uderzyłoby go z siłą potężnego zaklęcia konfundującego. Tymczasem słowo kostnica zastało go w chwili kompletnego nieprzygotowania, wywołując w jego umyśle widowiskowe zwarcie i sprawiając, że cała reszta słów tak starannie artykułowanych przez jego żonę, utonęła gdzieś w mentalnym potoku, prowadząc do reakcji całkowicie irracjonalnej.
Zaśmiał się.
Głośno, krótko, odrobinę szaleńczo; urwany dźwięk, trochę przypominający psie szczęknięcie, rozniósł się echem po pustej sali. Cichnąc najprawdopodobniej tylko dlatego, że Frank, w jakimś przepełnionym desperacją odruchu, chwycił do ręki odsuwany uparcie od kilku minut kufel i upił z niego pokaźny łyk. Dopiero później znów przeniósł spojrzenie na Maggie, która… płakała?
Oprzytomniał w ciągu ułamka sekundy, uświadamiając sobie, że jeden z ich pracowników nie tylko nie żył, ale najprawdopodobniej dokonał żywota na oczach siedzącej przy barze kobiety. Oczach teraz już zalanych łzami, za które Frank automatycznie się skarcił, poważniejąc, podchodząc do żony i przyciągając ją do siebie w przepełnionym czułością geście. Niezbyt mocno – nie chciał, żeby straciła równowagę – ale pewnie, jedną rękę kładąc na jej plecach, a drugą gładząc ją po ciemnych włosach, w geście, który w zamyśle miał być kojący. – Ćśś – mruknął, żałując, że nie było go tutaj, kiedy był potrzebny najbardziej. Dlaczego najgorsze rzeczy musiały dziać się akurat w trakcie pełni? – Pójdziemy. Kwiaty też kupimy – przytaknął, głównie po to, żeby pomóc jej się uspokoić. Starał się nie myśleć o tym, że najprawdopodobniej własnoręcznie będzie musiał zeskrobać krew z drewnianego parkietu, ani o tym, że właściwie nie był pewien, czy Cuthbert miał jakąś rodzinę. Mimo że pracował u nich dosyć długo, raczej nie lubił o sobie opowiadać. – Chodź, zaprowadzę cię na górę – zaproponował cicho, zamiast zaprowadzę mając na myśli zaniosę. Wierzył w umiejętności Maggie jak nikt inny, jednak w jej stanie strome schody mogłyby okazać się zbyt trudnym przeciwnikiem. – Potrzebujesz odpoczynku – dodał jeszcze w ramach argumentacji. Naprawdę wyglądała na zmęczoną.


you better keep the wolf back from the door
he wanders ever closer every night
and how he waits, baying for blood
I promised you everything would be fine


Frank Cresswell
Frank Cresswell
Zawód : właściciel dziurawego kotła, naukowiec
Wiek : 35
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
a lot of hope in one man tent
there's no room for innocence
take me home before the storm
velvet moths will keep us warm
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2513-frank-carter#39521 https://www.morsmordre.net/t2730-poczta-franka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f248-pokatna-1-mieszkanie-nad-dziurawym-kotlem https://www.morsmordre.net/t4440-skrytka-bankowa-nr-656#94968 https://www.morsmordre.net/t4441-frank-cresswell#94971
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]07.02.17 16:20
Powoli zbliżała się do granic absurdu - jej stopy prowadziły ją wprost do paszczy lwa, który miał połknąć ją w całości i wypuścić dopiero rano, obciążoną bólem głowy i bezsensownością kontynuowania produktywności dnia. Była już konwersacja z powietrzem, było podniesienie miotły, miast różdżki, na tajemniczego jegomościa wchodzącego przez wejście dla personelu, był śmiech nad żartem o dziurawym kotle... a teraz był też i płacz. Gdy zasłoniła jedną, chłodną dłonią połowę twarzy, zdała sobie sprawę z tego, że nie ma pojęcia, dlaczego tak naprawdę płacze. Ale ten powód, którego jeszcze nie wymyśliła, wydawał się być absolutnie sensowny i nadający jej pozwolenie, by dała upust nawarstwiającym się w niej emocjom. Może nagle poczuła z Cuthbertem więź, której do tej pory nie mogła nawiązać? Może nagle poczuła się jak jego matka i rzewnymi łzami chciała okupić jego życie na tym padole?
Jej stany emocjonalne zmieniały się w szalonym tempie. Niewytłumaczalny żal wciąż jednak zajmował pierwsze miejsce na podium.
Gdy poczuła, jak zbliża się do niej znajoma sylwetka jej męża, bez oporów wtuliła się w nią, pociągając nosem. Nawet w takim stanie czuła, jak jego postura się zmieniła. Po raz kolejny, tak samo jak miesiąc temu. Jej myśli, po połowie biegające po łące beztroski połączonej z ciążącym, bezsensownym żalem a po połowie wciąż trzeźwo stojące na twardym, realnym gruncie, wypowiedziały obietnicę dla tej Magnolii z jutrzejszego dnia, że będzie musiała się o niego zatroszczyć. Tak samo jak on teraz troszczył się o nią.
Pokiwała głową, wstając z krzesła. Świat znów zaczął wirować w niebezpiecznie szybkim tempie, więc natychmiast chwyciła się ramion Franka i westchnęła ciężko. Usunęła z głowy obrazy z wczorajszego dnia. Chociaż na chwilę, by móc bezpiecznie i bez niepotrzebnych ekscesów dotrzeć do łóżka.
- Tak mi przykro, Frankie – odparła rozdygotanym głosem, wspierając się na nim, kiedy oboje wchodzili na górę. – Wiem, że Dziurawy Kocioł wiele dla ciebie znaczy, a teraz tam… tak mi przykro, Frankie. Wciąż wolałabym, żeby tamtą dziurę zrobiły jednorożce, które chciały nam zabrać cały zapas szkockiej z zaplecza.
Nie mogła już doczekać się poranka, kiedy to znów stanie oko w oko z rzeczywistością. Nie mogła.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]18.02.17 18:16
Upite z wysokiego kufla piwo smakowało mu na języku jakoś dziwnie, pozostawiając po sobie w ustach nieprzyjemny posmak zawodu. Nie, nie tego, skierowanego względem Maggie; jej niczego nie miał za złe, złościł się jedynie na siebie, choć jak zwykle była to złość bezsensowna – bo co mogło dać mu irytowanie się na własne słabości, skoro nie miał już na nie żadnego wpływu? Wiedział, że powinien był tutaj być, wspierać ją, albo najlepiej w ogóle nie zrzucać na jej barki odpowiedzialności za lokal, ale jednocześnie rozumiał też, że nie miał żadnego wyjścia; nie istniał cudowny lek na wilkołactwo, klątwy nie był w stanie ściągnąć z niego nawet najlepszy uzdrowiciel, a on mógł jedynie wypominać sobie błędy młodości – z pełną świadomością, że będą to skargi pozbawione wagi i zwyczajnie rzucone w pustkę.
Przytulił ją mocniej, składając ciepły pocałunek na pokrywających skroń, ciemnych włosach, gdy stopień po stopniu pomagał jej wdrapać się na górę. Choć stanowiło to zadanie raczej trudne, na moment wyrzucił z głowy wszystkie zmartwienia dotyczące Dziurawego Kotła; mimo że pub był dla niego czymś w rodzaju odziedziczonego po najlepszym przyjacielu dziecka, swój system wartości i priorytetów poprzestawiał już dawno, zanim jeszcze na jego palcu znalazła się złota obrączka. Na pierwszym miejscu znajdowała się Maggie i to o jej dobro miał zamiar zatroszczyć się najpierw, zanim pójdzie ocenić szkody i zacznie liczyć, jak dużo będzie kosztować go naprawa; obawy o ewentualne konsekwencje prawne (czy ktoś mógł pociągnąć go do odpowiedzialności za dopuszczenie do śmierci człowieka w miejscu pracy?) tliły się nieprzyjemnym płomieniem gdzieś w żołądku, jednak póki co odsuwał je od siebie, skupiając się w całości na chwiejącej się przy jego boku kobiecie. – Wiem – mówił cicho, pomagając jej utrzymać względną równowagę, dopóki nie dotarli do drzwi. – To nie twoja wina, Maggie – przypomniał jej, chociaż wydawało mu się to oczywiste; jeżeli ktoś był winny, to on sam – powinien był wyrzucić Scrimgeoura już dawno temu, jego nieustanne, pseudoalchemiczne eksperymenty aż prosiły się o nieszczęście. – Najważniejsze, że tobie nic się nie stało. – Bo przecież mogło; nie chciał nawet dopuszczać do siebie myśli, co by było, gdyby to jego żona stała na miejscu nieszczęśnika Cuthberta. Gdy tylko znaleźli się na samej górze (również tutaj zdawało się być ciszej i jakby bardziej pusto niż zwykle), wprowadził ich oboje do znajomego, pachnącego domem przedpokoju. I dopiero ten zapach pozwolił mu odetchnąć spokojniej; naprawdę wrócił. – Wszystko będzie dobrze, Maggie – mruknął jej do ucha, schylając się, żeby pomóc jej pozbyć się tkwiących na nogach butów.

| Maggie i Frank zt <3


you better keep the wolf back from the door
he wanders ever closer every night
and how he waits, baying for blood
I promised you everything would be fine


Frank Cresswell
Frank Cresswell
Zawód : właściciel dziurawego kotła, naukowiec
Wiek : 35
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
a lot of hope in one man tent
there's no room for innocence
take me home before the storm
velvet moths will keep us warm
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2513-frank-carter#39521 https://www.morsmordre.net/t2730-poczta-franka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f248-pokatna-1-mieszkanie-nad-dziurawym-kotlem https://www.morsmordre.net/t4440-skrytka-bankowa-nr-656#94968 https://www.morsmordre.net/t4441-frank-cresswell#94971
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]05.05.17 0:54
/8.04 (?)

Dzień był jednym z tych bardziej zimnych i deszczowych. Ponura atmosfera przywoływała równie ponure zdarzenia i co za tym idzie myśli, odczucia, nastroje... Rufus po ciężkim dniu miał ochotę na chwilę relaksu. Chciał trochę wypić i nie uznawał tego za objaw alkoholizmu. Dziurawy Kocioł był tego dnia bardzo zatłoczony. Pierwsze chwile mężczyzna spędzić musiał przy ladzie, pod czujnym okiem barmana. Szczęście jednak po raz pierwszy tego dnia uśmiechnęło się do niego. Para czarodziejów zdecydowała się wyjść z pubu, więc szybko odsunął się od baru i nim ktokolwiek zdążył go wyprzedzić - zasiadł przy dopiero co zwolnionym stoliku. Podparł głowę ręką, której łokieć zaczął lepić się do blatu stołu. Poprzedniemu klientowi pewnie wylało się kremowe piwo czy co tam innego.
Piegus przesiadywał zapatrzony melancholijnie w kufel Czarnego Ale. To drugie. Ledwo upił z niego łyk. Wcześniejsze wypił dość szybko, jeszcze nie zdążyło uderzyć mu do głowy. Zdarzało mu się tak śpieszyć z pierwszym piwem, kiedy był zmęczony, smutny czy po prostu spragniony.
Widz mógłby powiedzieć, że jest zamyślony. Może i tak było, jednak Pettigrew nie myślał nad niczym istotnym, nie namyślał się, nie szukał w głowie rozwiązań, nie analizował ciągu zdarzeń tego dnia... Przeskakiwał swobodnie i całkiem nieświadomie, jak dziecko z myśli na myśl, ze skojarzenia w skojarzenie. Nie wiedział gdzie zaczął i dokąd go to doprowadzi, nawet jeszcze nie wskoczył w myśl o tym, że tak naprawdę zgubił całkowicie sens rozmyślań.
Tak siedział, odcięty od wszechobecnego zgiełku tawerny. Nie przeszkadzał mu zaduch, jaki w niej panował i wilgoć, którą z dworu wraz z deszczem wnosili nowi członkowie tawernianej popijawy. Za oknem było ciemno, wiał silny wiatr i zacinając deszczem przemaczał do suchej nitki nieszczęśników lub niespełna rozumu czarodziejów, którzy właśnie przechadzali się ulicami Londynu.
Przy stoliku było jeszcze jedno puste krzesło, chociaż Rufus z nikim się nie umawiał i na nikogo nie czekał. Nawet chyba wolałby być sam.
Pierwszy kufel powoli zaczął się mu udzielać.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]06.05.17 2:52
Babcia kiedyś powiedziała jej, że los nie kładzie na nasze barki więcej, niźli jesteśmy w stanie znieść. Niby miało ten sens – nie mogła temu zaprzeczyć. Ale jednocześnie z każdym dniem zdawało jej się, że jest coraz bardziej zmęczona; obładowana bagażem który na barki nakładało życie. I coraz mocniej miała po prostu dość. Gorzko pytała więc siebie, czy to wszystko, czy może jeszcze nie dotarła do kresu swoich granic, a przebiegły los w swych kieszeniach posiada więcej przyjemnych niespodzianek. I choć śmierć nie była Tonks obca, to dopiero teraz czuła ją dogłębnie, tracąc kogoś naprawdę bliskiego. Zdawać by się mogło, że świat powinien stanąć, odmówić funkcjonowania dalej jako wyraz bytu, swoistego rodzaju manifestu żalu, za straconymi jednostkami. Ten jednak dalej uparcie trwał, przesuwając do przodu wskazówki zegara. Parł do przodu swoim odwiecznie niezmiennym tempem. I tylko głuche dlaczego obijało się w głowie Justine, gdy próbowała znaleźć wytłumaczenie dla tej anomalii. Bo przecież nie mogło to być zwyczajnym funkcjonowaniem rzeczywistości. Jak mogło? Gdy ona tak dotkliwie czuła, jak w jej sercu jątrzy się rana świeża jak rany na plecach. Gdy wiedziała, że tak jak po ugryzieniach węża, tak i w jej wątłym organie na zawsze pozostaną blizny, których nie będzie w stanie wyleczyć żadne zaklęcie czy też maść. Jedno, krótkie dlaczego, zdawało zawierać się w sobie wszystkie pytania – zarówno te wypowiedziane na gło, te które rozbrzmiały tylko cichym szeptem w podświadomości, jak i te, których jeszcze nikt nie zdążył zadać czy wypowiedzieć.
Odpowiedź nie nadchodziła jednak znikąd.
Za to pytania mnożyły się, gdy niepewności zdawały się piętrzyć i mnożyć; dokładnie tak, jakby ktoś potraktował je zaklęciem powielającym. Świadomość noszenia na barkach klątwy jedynie pogarszała nastrój, choć Justin z całych sił próbowała odnaleźć w tej sytuacji pozytywy – nie była chora, mogła pozbyć się z ramion ciężaru i powrócić do normalnego życia.
Tylko, co tak naprawdę znaczyło teraz normalne. Wszystko zdawało się wywracać do góry nogami w zawrotnym tempie, jakby kompletnie straciła panowanie nad kierownicą własnego życia i siedziała tylko w fotelu patrząc o którą przeszkodę na drodze rozbije się najpierw. Radość przygasła, a gładkie dotąd i beztroskie czoło coraz częściej przecinała brudząca je bruzda.
Jak i dlaczego znalazła się w Dziurawym Kotle właściwie nie wiedziała. Nogi same ją tu przyniosły i choć Tonks szybko zaprzeczyła tej myśli, podskórnie czuła, że przyszła tu z nadzieją że spotka Samuela, albo chociaż spróbuje wypytać Franka czy Magnolię czy go nie widzieli, a może raczej – co u niego. Unikała go, to prawda, ale jednocześnie martwiła się o niego – nie tylko na niej rysy pozostawiła śmierć Potterów, nie tylko ona borykała się z problemami, a jedyne czego najmocniej chciała to odjąć z jego barków choć trochę, by mógł iść nie upadając pod ciężarem własnych problemów.
Pchnęła drzwi wejściowe rozglądając się po pomieszczeniu. Nie potrafiąc poradzić nic na zawód, który wymalował się na jej twarzy i tylko pogłębiał wraz z każdą sekundą w której lustrowała spojrzenie. Niebieskie spojrzenie prześlizgnęło się po gościach lokalu – niektórych znajomych twarzach – finalnie zatrzymując się na policzkach obsypanych piegami. Rufus. Przemknęło jej natychmiast przez głowę jego imię. I nie wiele myśląc ruszyła w jego stronę. Choć to egoistyczne musiała zająć myśli czymś innym od ostatnio najbardziej popularnych tematów. Rozmowa ze znajomym mogła jej w tym pomóc. Choć prezentowała się marnie miała nadzieję, że nie jest tak źle. Podkrążone z niewyspania oczy, włosy w nieładzie związane w jakiś przypadkowy supeł na czubku głowy, wszystko to spróbowała zamaskować uśmiechem w którym ubrała usta podchodząc w jego kierunku.
-Knut za twoje myśli. – zwróciła się do Rufusa patrząc na niego z góry. Czekając na ciche, lub niewerbalne zaproszenie do zajęcia miejsca. Nie chciała się narzucać – nie robiła tego nigdy. Nieproszona odwracała się i wychodziła. Tak po prostu. Bez zbędnych pytań, czy chowanej urazy.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Wnętrze pubu - Page 9 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]28.06.17 23:47
/masz wszelkie podstawy by mnie zabić... przepraszam!/

Gdzieś pośród jego dzikimi, nieuporządkowanymi myślami i błądzącym z kufla piwa na klientów baru, czasem deszcz za oknem, wzrokiem, pojawiła się znajoma mu dziewczyna. Nie zwrócił na nią uwagi, dopóki nie znalazła się tuż przy stoliku, przy którym zapijał swoje ogólne znużenie i zmęczenie. Zlustrował ją spojrzeniem analityka. Wszystkie, dotąd rozpierzchnięte we wszystkie strony przemyślenia nagle skupiły się na niej jednej i przez parę jej oczu – niebieskich, jak niebo w lecie, kamieni ogniskujących – uruchomiły maszynę wspomnień.
Dziwne. Uczestniczyli wspólnie w wielu szkolnych wydarzeniach – właśnie z Hogwartu się znali – ale nie umiał określić jakie dokładnie rozgrywały się między nimi relacje. Znajomość z nią była jak przedziwna gra. Przez jakiś czas była to nawet gra miłosna z tego co Rufus pamiętał, ale mogło to być tylko jego wyobrażenie. Jego strona medalu, jego kija koniec... To wszystko urwało się tak po prostu. Nie było pożegnań, zerwania relacji... Przestali się spotykać, pozostawiając pomiędzy sobą tajemnicę, niedokończone sprawy, przemilczenia – nici, więzy, które jedynie bardzo się poluzowały, jednak nie zostały przez te dziwne, pokrętne i niezrozumiane boginie losu, mojry-tkaczki przerwane.
Powstrzymał prychnięcie za zamkniętymi ustami. To nie miał być wybuch śmiechu, raczej lekki uśmiech, który często pojawia się przy wspomnieniach sytuacji kiedyś bardzo trudnych, teraz wydających się jedynie czystym absurdem, błahostką. Zaprosił ją skinieniem głowy.
- Wyciągaj portmonetkę. I kup sobie coś do picia, bo trochę tych myśli jest. – uśmiechnął się pewnie, można powiedzieć, że nawet łobuzersko.
Justine. Ciekawe co skłoniło ją do zainteresowania się jego osobą po tak długim czasie „rozłąki”. Czy miała w tym interes?
- Kopę lat, co? Może nie dosłownie, ale no, szósta część tej kopy to na pewno. – zauważył, nie zdejmując jeszcze uśmiechu.
Chwycił kufel i wziął większy łyk. Alkohol z poprzedniego kufla powoli zaczął mu się udzielać, kończyny przejmowało lekkie, przyjemne mrowienie i zrobiło mu się trochę cieplej.
W końcu wlepił w nią ciekawe spojrzenie. Jakby samym spojrzeniem pytał czy czegoś chciała albo czy może coś się stało?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]29.07.17 21:36
Justine nadal lustrowała spojrzeniem jednostki w barze z nadzieją. Serce zatrzymało się odrobinkę po to tylko, by móc zabić, gdy jej wzrok trafi na upragnioną osobę. Bez potrzeby, Samuela nie było w tym miejscu. Opuściła spojrzenie na Rufusa. Uśmiechnęła się w jego kierunku unosząc dłonie i zakładając włosy za uszy, przez chwilę mierzyła go z góry, by zaraz odwrócić się na pięcie i ruszyć do baru z którego wróciła wraz z dwoma szklankami Ognistej, odpowiedniej na dzisiaj. Odpowiedniej zawsze. Z ognistą równało się tylko wino. Ale w barach raczej z niego rezygnowała. Zasiadała i przez chwilę podejmowałam próbę policzenia lat, które upłynęły od naszego ostatniego spotkania. Zrezygnowałam jednak z tego na rzecz marnej próby żartu.
- Czyżbyś tęsknił? – zapytała z trudem unosząc kąciki ust ku górze. Nie chciała użalać się nad sobą, nie chciałam też rozmawiać o śmierci przyjaciół. Przez chwilę chciała znów wrócić do czasów w których wszystko było dobrze, a myśli nie mącił smutek i żałoba. Udawała dawną siebie, nie potrafiąc zrozumieć kim się stałam ani kim byłam. Miała nadzieję jednak, ze robię to na tyle skutecznie by nabrać Rufusa. Wiedziała, że samej siebie nie uda mi się nabrać – więc nie próbowała tego robić. – Zresztą, daj spokój. Milisekundowe spotkania w twojej kuchni również należałoby uwzględnić. – dodała wskazując na niego palcem. Bywała u Stefy, czasem w momentach gdy i Rufus był w domu. W sumie nie wiedziała czemu jakoś nie udawało nam się porozmawiać. Zdawał mi się zawsze zajęty, pochłonięty własnymi problemami. Podniosłam się ponownie, po to, by najpierw ułożyć nogę na krześle, a dopiero potem usiąść. Sięgnęłam do kieszeni i wyciągnęłam z niej monetę. Położyłam na stole knuta i palcem wskazującym podsunęłam go przed Rufusa przekręcając głowę lekko głowę. Zawieszając na nim niebieskie spojrzenie i z szczerym zainteresowaniem zaczynając lustrować jego twarz. Nie przybyło mu piegów, nie zmienił się też wyraz twarzy, jedynie urósł znacznie. Spędzili kiedyś z sobą całkiem miło czas. Żałowała, że nie mogła wrócić do tych czasów, lepszych, łatwiejszych - choć czasem tylko z pozoru.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Wnętrze pubu - Page 9 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]11.06.18 19:08
26 czerwca
Czułam się opuszczona, porzucona jak nikomu już niepotrzebny, podstarzały psidwak. Minął kolejny dzień, a on nie wracał… Niewiele brakowało bym rzuciła wszystko i poszła gdziekolwiek, nie oglądając się za siebie. Racjonalizm wziął jednak górę nad narastającą złością – a gdzie mogłabym pójść? Odkąd pamiętam jeden z pokoi dziurawego kotła służył nam za lokum. Nie przyszło mi do głowy, że mogło się coś stać, że może mnie potrzebować. Siedząc przy jednym ze stolików, dziobałam bezwiednie widelcem w potrawie, na którą straciłam cały apetyt, gdy tylko zgarnęłam porzucone wydanie Proroka Codziennego. Wiedziałam, że z sakiewką pełną złotych monet na pewno się nie stracę, jednak to nie o siebie się martwiłam. Alex, moje jedyne oparcie i osoba, która była w stanie podejmować za mnie decyzje, po prostu wyparowała… Ogarniał mnie paraliżujący strach na myśl, że już więcej go nie zobaczę. Ta wizja była zbyt straszna, o wiele straszniejsza niż koszmar, który wyrwał mnie ze snu w środku nocy. A teraz wpatrywałam się w zdjęcie płonącego Ministerstwa Magii, nie mogąc powstrzymać dreszczy i nieprzyjemnego ucisku w gardle. Z trudem tłumiłam łzy, choć tak naprawdę nie do końca rozumiałam swoją silną reakcję. Było straszne, tyle ludzi, takie okrucieństwo... Jednak pod otoczką tragedii kryło się coś osobistego, czego nie potrafiłam pojąć. Najwyraźniej to miejsce wiele dla mnie znaczyło, nie tylko jako instytucja zarządzająca magicznym światem. Przebiegałam wzrokiem raz za razem po dobrze znanym tekście, zaciskając dłonie na papierze, przez co wydanie przypominało porzuconą, starą gazetę. Szokujące wiadomości rozbiły mnie całkowicie, usuwając stabilny grunt, na którym wciąż niepewnie uczyłam się stawać. By nadać swoim działaniom choć odrobinę więcej pewności i nie popaść w czarną rozpacz, zamówiłam kolejkę Ognistej Whiskey. Nie zwracałam uwagi na osoby w barze, bo i dla nich byłam jednym z wielu przemijających cieni – do takiego stopnia byłam skoncentrowana na sobie, że przy nazbyt gwałtownym odwrocie w kierunku stolika, poczułam uderzenie w rękę, w której nie utrzymałam szklanki. Barman syknął z niezadowoleniem, a ja… Cóż mogło mi pozostać na widok szkła i bursztynowej cieczy zdobiącej nasze szaty? - Wybacz, ale musisz sam z tym zrobić porządek. Sprzątanie przerasta moje bezróżdżkowe możliwości – przeniosłam spojrzenie na mężczyznę, dzięki któremu pozbawiłam się drinka i zaczęłam śmiać się jeszcze bardziej. Niezbyt się przejmowałam faktem, że zapewne uzna mnie za wariatkę – jego twarz nic mi nie mówiła, ot, kolejny przemykający cień, któremu zniszczyłam buty.



these violent delights have
violent ends...
Josephine Fenwick
Josephine Fenwick
Zawód : przyszła aurorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
W całym magicznym świecie gasną światła. Nie ujrzymy ich już za naszego życia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3390-josephine-fenwick#58313 https://www.morsmordre.net/t3429-poczta-josephine#59532 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f129-enfield-lavender-hill-145-8 https://www.morsmordre.net/t3519-skrytka-bankowa-nr-855#61428 https://www.morsmordre.net/t3428-josie#59531
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]12.08.18 10:22
Jarzmo ostatniej nocy wciąż spoczywało na barkach Zachary'ego, gdy opuszczał mury szpitala. Cień katastrofy snuł się wraz z każdym jego krokiem pokonywanym przez ulice Londynu, przytłaczając go jeszcze bardziej i bardziej, z wolna doprowadzając go do stanu, w którym nie był w stanie myśleć w racjonalny sposób. Wycieńczenie – nie tyle fizyczne, co psychiczne – spowijało go niczym gęsty dym wczorajszego pożaru, kiedy ratował kolejnych rannych na ulicach czy w samym szpitalu. Wszystko to dla wyższego dobra i wypełnienia obowiązków wobec przodków, których to jemu przyszło wczoraj godnie reprezentować.
Choć od zdarzenia minęła prawie okrągła doba, Zachary ani trochę nie był przekonany, że sprawa została tak po prostu zakończona. Przez cały ten czas, gdy działał, nie miał żadnego kontaktu z bratem, Ammunem czy pozostałymi osobami, które uznawał za bliskie. Dopiero bliżej południa dotarła do niego sowa z krótką informacją, by nie korzystał z żadnej formy szybkiego transportu i czekał na kogoś, kto pomoże mu dotrzeć na wyspę. W głębi duszy liczył na przybycie swojego ptasiego towarzysza, jednak był niemal całkowicie pewien, że nikt z mieszkańców wyspy nie pozwoliłby Ammunowi jej opuścić. Zbyt dobrze wiedzieli, że życie raroga była równie ważne jak jego własne; może nawet ważniejsze, gdy raz po raz zastanawiał się nad tym, co zaszło, nie umiejąc odpowiedzieć na żadne z pytań kłębiących się w jego głowie.
Nie wiedział do końca, dokąd zmierzał. Nogi niosły go całkowicie bez udziału woli, kierując Zachary'ego do dowolnego miejsca w całym mieście. Szanse, że się zgubi, rosły z każdym kolejnym krokiem, lecz myśl ta ani na chwilę nie zawitała pośród szaleńczego biegu rozważań dotyczących wczorajszego pożaru. Była zaledwie mignięciem takim samym, jak mijający go ludzie, spoglądający na jego zmęczoną twarz z przestrachem, oceniający jego czarodziejski ubiór z wyraźnym dystansem oraz nieprzychylną krytyką. Zachary tego nie zauważał. Był całkowicie niewrażliwy na rzeczywistość. Szedł pożerany przez własne myśli, jedynie poprawiając długi szal tak, aby jak najbardziej przesłaniał jego twarz, aż w końcu dało się dostrzec zaledwie błysk jasnoszarych – wycieńczonych, lecz nadal czujnych – oczu.
Moment otwierania drzwi zarejestrował nieco bardziej świadomie. Pierwsze wrażenie miejsca, do którego przybył, ocenił jako nieszczególnie przyjemne. Mimo to pomieszczenie wydawało się być bezpieczne, gdy pokonywał kolejne kroki wgłąb zaciemniej części pubu, nieco nieuważnie omijających tych z gości, którzy postanowili poświęcić chwilę uwagi jego osobie. Będąc wypoczętym zapewne zastanowiłby się nad zasadnością swoich poczynań, a teraz całość skwitował ledwie widocznym wzruszeniem ramion, kierując się w jeszcze ciemniejszy zakątek lokalu, by niemal w tej samej chwili zderzyć się z okrucieństwem rzeczywistości. Płyn wyraźnie pachnący mocnym alkoholem ściekał po szatach na buty, barwiąc podłogę ciemniejszych odcieniem. Ciężki zapach uderzył w nozdrza z pełną gwałtownością, choć te pozostawały skryte za szalem; odór był na tyle intensywny, że ściągnął fałdy materiału z twarzy, krzywiąc się z wyraźnym obrzydzeniem. Nie miał pojęcia, kto mógł pić coś tak ohydnego. I zapewne nie chciałby tego wiedzieć, gdyby nie znajomy tembr głosu zabarwiony czymś, czego nie potrafił zidentyfikować.
Istotnie — skomentował cicho, będąc wyraźnie niezadowolonym z tego małego incydentu. Nie chciał mieć nic wspólnego z takimi przypadkami i przez tyle lat skutecznie ich unikał, żyjąc daleko od skandalu, aż dzisiaj przekroczył granicę wyznaczoną lata temu. Niemal ta sama granica dotyczyła tego, w jaki sposób traktował innych ludzi, lecz także i ona uległa zmianie w chwili, gdy sięgnął po oparcie krzesła po przeciwnej stronie stolika i zajął miejsce, uważnie obrzucając kobietę analizującym spojrzeniem.
Fenwick — stwierdził po dłuższej chwili, będąc całkowicie pewnym tego, kim była. Miał całkowitą pewność, że to ona siedziała i raczyła się tym czymś. Nie miał tylko pojęcia, dlaczego to robiła.




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Wnętrze pubu - Page 9 MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732

Strona 9 z 13 Previous  1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11, 12, 13  Next

Wnętrze pubu
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach