Wnętrze lodziarni
AutorWiadomość
First topic message reminder :
-
Lokal zamknięty
Podchodzicie do drzwi wejściowych i dostrzegacie panującą wewnątrz pustkę. Dopiero po chwili odszukujecie spojrzeniem brzydki napis spisany w pośpiechu zamknięte. Domyślacie się, że wojna musiała zmusić właścicieli do wycofania się z prowadzenia biznesu. I kto wie? Może również ucieczki?
[bylobrzydkobedzieladnie]
Wnętrze lodziarni
Lody... Kto ich nie lubi? Zwykłe, popularne wszędzie, dosłownie we wszystkich zakątkach świata i te bardziej nietypowe, autorskie wytwory, których przepisy są starannie skrywanym sekretem rodzinnych lodziarni. Niezależnie od wszystkiego, zimne przysmaki cieszą praktycznie wszystkich - i dorosłych, i dzieci. Z tego właśnie założenia wyszedł założyciel lodziarni na Pokątnej, racząc londyńczyków wybornymi słodkościami. Mimo dosyć ciężkiego okresu dla biznesu, drzwi tutaj są zwykle otwarte. Wstąp więc tutaj, strudzony wędrowcze. I... Uśmiechnij się.
Podchodzicie do drzwi wejściowych i dostrzegacie panującą wewnątrz pustkę. Dopiero po chwili odszukujecie spojrzeniem brzydki napis spisany w pośpiechu zamknięte. Domyślacie się, że wojna musiała zmusić właścicieli do wycofania się z prowadzenia biznesu. I kto wie? Może również ucieczki?
Lokal został zamknięty do odwołania. Można jednak prowadzić rozgrywki mające miejsce przed budynkiem.
Włożyła łyżeczkę do ust kiedy lady Fawley zapytała czy wizyta Lady Leandry w Mungu nie jest związana z jej stanem zdrowia. Dzięki czemu miała chwilę, aby ogarnąć sobie odpowiedź. Nie mogła jej powiedzieć, że jej pani jest ostatnio bardzo osłabiona, ani tego jakie Monique ma podejrzenia co do jej stanu. Uśmiechnęła się więc tylko przełykając.
- Lady Malfoy zaczęła staż w Świętym Mungu i ostatnio bardzo dużo czasu tam spędza - odpowiedziała.
Moniczka nie oczekiwała zrozumienia, pocieszenia czy czegokolwiek takiego. Takie było prawo “dżungli”, a dziewczyna nie chciała narzekać, aby nie podpaść. Nie chciała w pozostałej służbie w domu Malfoy’ów mieć nieprzyjaciół.
- Tak, Lady Malfoy wychodzi do pracy, wraca wieczorem, nieraz później niż Lord Malfoy. Bardzo dużo ostatnio pracują - przytaknęła. - Tak, tak. W posiadłości państwa Malfoy jest dużo pracy dla mnie. Dużo zajmuje pomoc mojej pani.
Nie wiedziała, czy Elizabeth chciała o tym słuchać, dlatego zajęła się swoimi lodami, kiedy kobieta poprawiała włosy. Czuła na sobie jej spojrzenie, dawno nikt jej się tak nie przyglądał. Idąc ulicą nie zwracała na to uwagi, ludzie byli daleko, przemijali i nigdy więcej nie mieli się spotkać, a lady Fawley siedziała na przeciwko niej, po za tym często pojawiała się w posiadłości jej pracodawców.
- Dziwnie. Trochę się już przyzwyczaiłam, ale to zupełnie inny klimat. Strasznie tu zimno, deszczowo - stwierdziła szczerze. - Za to jest tu wiele ciekawych miejsc, które można zwiedzać. Strasznie podoba mi się Londyn, bardzo klimatyczny.
Nie wiedziała co mogłaby więcej powiedzieć. Odkąd Alexander wyjechał do Stanów, nie bardzo miała z kim spędzać swój czas. Bo ileż mogła zajmować dni Lyrze, przecież i ona miała bardzo dużo pracy.
Patrzyła na kobietę z lekkim zainteresowaniem. Kiedyś Alexander o niej wspominał, a Moniczka chciałaby dowiedzieć się czegoś więcej. Uśmiechnęła się szczerze, mieszając łyżeczką w lodach.
- A pani jest rodziną Alexandra? - zapytała, z pewną nutą niepewności w głosie. - Lord Selwyn kiedyś o pani wspominał.
Użyła jego nazwiska nieświadomie. Przyzwyczaiła się już, że w towarzystwie nie powinna zwracać się do nich po imieniu, tym bardziej przy swoich pracodawcach. Elizabeth była dla niej obcą osobą, przy której nie czuła się zbyt pewnie.
- Lady Malfoy zaczęła staż w Świętym Mungu i ostatnio bardzo dużo czasu tam spędza - odpowiedziała.
Moniczka nie oczekiwała zrozumienia, pocieszenia czy czegokolwiek takiego. Takie było prawo “dżungli”, a dziewczyna nie chciała narzekać, aby nie podpaść. Nie chciała w pozostałej służbie w domu Malfoy’ów mieć nieprzyjaciół.
- Tak, Lady Malfoy wychodzi do pracy, wraca wieczorem, nieraz później niż Lord Malfoy. Bardzo dużo ostatnio pracują - przytaknęła. - Tak, tak. W posiadłości państwa Malfoy jest dużo pracy dla mnie. Dużo zajmuje pomoc mojej pani.
Nie wiedziała, czy Elizabeth chciała o tym słuchać, dlatego zajęła się swoimi lodami, kiedy kobieta poprawiała włosy. Czuła na sobie jej spojrzenie, dawno nikt jej się tak nie przyglądał. Idąc ulicą nie zwracała na to uwagi, ludzie byli daleko, przemijali i nigdy więcej nie mieli się spotkać, a lady Fawley siedziała na przeciwko niej, po za tym często pojawiała się w posiadłości jej pracodawców.
- Dziwnie. Trochę się już przyzwyczaiłam, ale to zupełnie inny klimat. Strasznie tu zimno, deszczowo - stwierdziła szczerze. - Za to jest tu wiele ciekawych miejsc, które można zwiedzać. Strasznie podoba mi się Londyn, bardzo klimatyczny.
Nie wiedziała co mogłaby więcej powiedzieć. Odkąd Alexander wyjechał do Stanów, nie bardzo miała z kim spędzać swój czas. Bo ileż mogła zajmować dni Lyrze, przecież i ona miała bardzo dużo pracy.
Patrzyła na kobietę z lekkim zainteresowaniem. Kiedyś Alexander o niej wspominał, a Moniczka chciałaby dowiedzieć się czegoś więcej. Uśmiechnęła się szczerze, mieszając łyżeczką w lodach.
- A pani jest rodziną Alexandra? - zapytała, z pewną nutą niepewności w głosie. - Lord Selwyn kiedyś o pani wspominał.
Użyła jego nazwiska nieświadomie. Przyzwyczaiła się już, że w towarzystwie nie powinna zwracać się do nich po imieniu, tym bardziej przy swoich pracodawcach. Elizabeth była dla niej obcą osobą, przy której nie czuła się zbyt pewnie.
Gość
Gość
Cechą dobrej służącej jest milczenie kiedy jest to potrzebne. Nie powinna zbytnio mocno naciskać na dziewczynę skoro kierowała się ona swoimi zasadami i wolała zbyt dużo nie mówić o swoich pracodawców. Powinna przy bliższej okazji wspomnieć Leandrze, że trafiła dobrze ze swoją służącą. Sama Elizabeth nie posiadała żadnej – miała kiedyś guwernantki, całkiem dużo nawet, ale od kiedy się wyprowadziła nawet ani jednego służącego nie zatrudniała.
- Mam nadzieje, że będzie zadowolona ze stażu. Sama byłam orędowniczką tego pomysłu, więc mam nadzieje, że się nie zawiedzie.- skomentowała decyzje Leandry z wyraźnym zadowoleniem. Uważała że osoba tak utalentowana jak Leandra nie powinna marnować swego potencjału spędzając całe dnie w domu i interesując się tylko herbatkami. Choć i takie osoby powinny żyć na tym świecie.
- Najgorsze co człowieka może spotkać to nie posiadanie niczego do zrobienia. A może tylko ja nie lubię mieć za dużo czasu wolnego? – pozwoliła sobie zażartować, choć nadal nie przekraczało to dzielących ich relacji. W innym miejscu i innym świecie może stosunki między nią a dziewczyną wyglądałby zupełnie inaczej, ale po co żyć złudzeniami. Moniqua traktowała ją jak osobę obcą, którą oczywiście dla niej była i kolejną arystokratkę, która odwiedzała Leandra. Przeniosła swój wzrok na lody widząc, że jej towarzyszka nie czuje się komfortowo pod tak baczną obserwacją. Może nie była zbyt pewna siebie, a może to był wyraz szacunku.
- Nie jest aż tak strasznie zimno, choć może patrząc na obecną pogodę moje słowa nie brzmią prawdziwie. Ale są miejsca gdzie temperatura o wiele bardziej potrafi uprzykrzyć życie człowiekowi. - oznajmiła patrząc na wchodzących ludzi, by znowu skupić swój wzrok na rozmówczyni. – Ja za to nigdy nie potrafiłam dostrzec uroków klimatu we Francji. To nigdy nie był kraj dla mnie. – zaznaczyła pełna przekonania, że to co angielskie jest najlepsze, a przynajmniej lepsze od francuskiego. Może prócz win i serów, ale nie wdawała się w szczegóły w czasie swoich przemyśleń.
- Tak, Alexander jest moim kuzynem pierwszego stopnia. Nasze matki były siostrami. – wytłumaczyła jej ignorując, że użyła jego imienia. Ona sama nie mogła zaproponować, by przeszły na tak swobodny ton, w końcu ledwo co się znały. – Poznałaś Alexandra w szkole? – zapytała nie pamiętając dokładnie co jej kuzyn mówił o dziewczynie, ale musi go kiedyś o nią spytać.
- Mam nadzieje, że będzie zadowolona ze stażu. Sama byłam orędowniczką tego pomysłu, więc mam nadzieje, że się nie zawiedzie.- skomentowała decyzje Leandry z wyraźnym zadowoleniem. Uważała że osoba tak utalentowana jak Leandra nie powinna marnować swego potencjału spędzając całe dnie w domu i interesując się tylko herbatkami. Choć i takie osoby powinny żyć na tym świecie.
- Najgorsze co człowieka może spotkać to nie posiadanie niczego do zrobienia. A może tylko ja nie lubię mieć za dużo czasu wolnego? – pozwoliła sobie zażartować, choć nadal nie przekraczało to dzielących ich relacji. W innym miejscu i innym świecie może stosunki między nią a dziewczyną wyglądałby zupełnie inaczej, ale po co żyć złudzeniami. Moniqua traktowała ją jak osobę obcą, którą oczywiście dla niej była i kolejną arystokratkę, która odwiedzała Leandra. Przeniosła swój wzrok na lody widząc, że jej towarzyszka nie czuje się komfortowo pod tak baczną obserwacją. Może nie była zbyt pewna siebie, a może to był wyraz szacunku.
- Nie jest aż tak strasznie zimno, choć może patrząc na obecną pogodę moje słowa nie brzmią prawdziwie. Ale są miejsca gdzie temperatura o wiele bardziej potrafi uprzykrzyć życie człowiekowi. - oznajmiła patrząc na wchodzących ludzi, by znowu skupić swój wzrok na rozmówczyni. – Ja za to nigdy nie potrafiłam dostrzec uroków klimatu we Francji. To nigdy nie był kraj dla mnie. – zaznaczyła pełna przekonania, że to co angielskie jest najlepsze, a przynajmniej lepsze od francuskiego. Może prócz win i serów, ale nie wdawała się w szczegóły w czasie swoich przemyśleń.
- Tak, Alexander jest moim kuzynem pierwszego stopnia. Nasze matki były siostrami. – wytłumaczyła jej ignorując, że użyła jego imienia. Ona sama nie mogła zaproponować, by przeszły na tak swobodny ton, w końcu ledwo co się znały. – Poznałaś Alexandra w szkole? – zapytała nie pamiętając dokładnie co jej kuzyn mówił o dziewczynie, ale musi go kiedyś o nią spytać.
Spojrzała na kobietę z lekkim zainteresowaniem. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że ktoś mógł tak bardzo namawiać lady Malfoy do tego stażu. Przez to się przemęczała, wracała późno do domu, ciągle bolała ją głowa i jeszcze te podejrzenia… nie dość, że miała słabe zdrowie, to dodatkowo się przemęczała. I jak bardzo by się nie zarzekała, że wcale tak nie jest i jak bardzo by nie próbowała do tego przekonać Monique, to ona i tak wiedziała swoje. Jednak przed panną Fawley jedynie uśmiechnęła się lekko.
- Z tego co opowiada, wydaje się być bardzo zadowolona - stwierdziłam, nabierając kolejną porcję lodów na łyżeczkę.
Monique wiedziała komu i kiedy powinna oddawać szacunek, a już na pewno na ten szacunek należał się przyjaciółce jej pani. Bardzo dbała o to, aby po pierwsze nikogo nie urazić, a po drugie pokazać się z jak najlepszej strony, aby Leandra nie musiała wysłuchiwać skarg na swoją służkę.
Uniosła wzrok dopiero, kiedy lady Fawley zaczęła opowiadać. Słuchając jej słów przeniosła swój wzrok za okno lodziarni marszcząc lekko brwi. Dla niej było przeraźliwie zimno, ba! już we wrześniu było tu dla niej zimno. Ale cóż poradzić, ojciec jej zawsze powtarzał, że się przyzwyczai i z dnia na dzień, powoli, bardzo powoli, Angielska pogoda przestawała być dla niej tak bardzo straszna.
- Może nikt nie potrafił w wystarczająco piękny sposób pokazać lady tego kraju - stwierdziła w końcu. - Jestem pewna, że wystarczyłoby towarzystwo odpowiedniej osoby. Nie bez powodu mugole nazywają ten kraj, krajem miłości, a sam Paryż miastem zakochanych.
Nie zwróciła uwagi na to, że powoływała się w tym momencie na mugoli. Było to dla niej tak bardzo naturalne. Jakkolwiek mugole często ją przerażali i ich wynalazki były dla niej niezwykle dziwne i niezrozumiałe, to wszystkie mugolskie powiedzenia chętnie łapała i nawet nieświadomie je powtarzała, rzadko jednak tak otwarcie informując, że to oni właśnie to wymyślili.
- Oh, kuzynami? Tak myślałam, lord Selwyn kiedyś o lady wspominał - powiedziała. - Tak, udało nam się poznać i spędzić wiele bardzo miłych wspólnych chwil, zanim opuścił Beauxbatons.
Uśmiechnęła się szeroko. Od razu przypomniał jej się bardzo wczesny ranek, kiedy pozwoliła mu się do siebie zbliżyć. Z tego co pamiętała, to był to styczeń. Ciekawa była czy pamięta ten dzień tak dobrze jak ona.
- Bardzo mi wtedy pomógł i od razu się zaprzyjaźniliśmy. Jak przeprowadziłam się z tatą do Anglii, to on polecił mnie lady Malfoy kiedy nikt nie chciał przyjąć mnie do pracy ani na dalsze nauki tańca. Sama nie wiem jak mu się kiedyś odwdzięczę.
Spojrzała w swoje lody. Była mu tyle dłużna, tak bardzo się dla niego starała, a nie mogła się z nim teraz spotkać, porozmawiać i pokazać mu jak wiele z siebie daje, aby go nie zawieść.
- Z tego co opowiada, wydaje się być bardzo zadowolona - stwierdziłam, nabierając kolejną porcję lodów na łyżeczkę.
Monique wiedziała komu i kiedy powinna oddawać szacunek, a już na pewno na ten szacunek należał się przyjaciółce jej pani. Bardzo dbała o to, aby po pierwsze nikogo nie urazić, a po drugie pokazać się z jak najlepszej strony, aby Leandra nie musiała wysłuchiwać skarg na swoją służkę.
Uniosła wzrok dopiero, kiedy lady Fawley zaczęła opowiadać. Słuchając jej słów przeniosła swój wzrok za okno lodziarni marszcząc lekko brwi. Dla niej było przeraźliwie zimno, ba! już we wrześniu było tu dla niej zimno. Ale cóż poradzić, ojciec jej zawsze powtarzał, że się przyzwyczai i z dnia na dzień, powoli, bardzo powoli, Angielska pogoda przestawała być dla niej tak bardzo straszna.
- Może nikt nie potrafił w wystarczająco piękny sposób pokazać lady tego kraju - stwierdziła w końcu. - Jestem pewna, że wystarczyłoby towarzystwo odpowiedniej osoby. Nie bez powodu mugole nazywają ten kraj, krajem miłości, a sam Paryż miastem zakochanych.
Nie zwróciła uwagi na to, że powoływała się w tym momencie na mugoli. Było to dla niej tak bardzo naturalne. Jakkolwiek mugole często ją przerażali i ich wynalazki były dla niej niezwykle dziwne i niezrozumiałe, to wszystkie mugolskie powiedzenia chętnie łapała i nawet nieświadomie je powtarzała, rzadko jednak tak otwarcie informując, że to oni właśnie to wymyślili.
- Oh, kuzynami? Tak myślałam, lord Selwyn kiedyś o lady wspominał - powiedziała. - Tak, udało nam się poznać i spędzić wiele bardzo miłych wspólnych chwil, zanim opuścił Beauxbatons.
Uśmiechnęła się szeroko. Od razu przypomniał jej się bardzo wczesny ranek, kiedy pozwoliła mu się do siebie zbliżyć. Z tego co pamiętała, to był to styczeń. Ciekawa była czy pamięta ten dzień tak dobrze jak ona.
- Bardzo mi wtedy pomógł i od razu się zaprzyjaźniliśmy. Jak przeprowadziłam się z tatą do Anglii, to on polecił mnie lady Malfoy kiedy nikt nie chciał przyjąć mnie do pracy ani na dalsze nauki tańca. Sama nie wiem jak mu się kiedyś odwdzięczę.
Spojrzała w swoje lody. Była mu tyle dłużna, tak bardzo się dla niego starała, a nie mogła się z nim teraz spotkać, porozmawiać i pokazać mu jak wiele z siebie daje, aby go nie zawieść.
Gość
Gość
Może i praca była bardziej męcząca od leżenia na kanapie, ale za to jaka produktywna. Pozwalała zarabiać własne pieniądze, dawała niezależność i jeśli ktoś był dobry w tym co robił to mogła prowadzić do sukcesu. Do niej to przemawiało, ona nie mogłaby wytrzymać siedząc bezczynnie w domu. Nie wiedziała czy miało to związek z tak cenioną przez nią samodzielnością, a może bardziej z stanowieniem o swoim losie. Nie można również zapominać, że samo pozostanie w domu nie musi być tak przyjemne. Gdy pojawią się dzieci: głośne, żywotne i zajmujące to domostwo może stać się prawdziwym piekłem.
- Dobrze to słyszeć. Nigdy nie wątpiłam, że byłaby świetną uzdrowicielką. – powiedziała zakładając nogę o nogę, gdy poczuła potrzebę ruchu, której nawet nie potrafiła zrozumieć. Mimo że nie lubiła wszystkich tych arystokratycznych zasad to widok jakim szacunkiem darzy ją Monique miło łechtał jej ego. Dziewczyna obdarzyła ją respektem ze względu na jej pochodzenie i kontakty z Leandrą. O ile to drugie mogła jeszcze łatwo przyjąć, tak pierwsza źródło pozostawiało niesmak w jej ustach. Nie dlatego, że tego nie doceniała, ale dlatego, że wolałaby by ludzie szanowali ją ze względu na jej czyny i osiągnięcia. Nie raz wykorzystywała swoje pochodzenie, by osiągnąć swoje cele, ale zawsze chciała, by to sama jej osoba była szanowana, a nie jej krew.
- Bardzo możliwe, tylko nie jestem pewna czy nawet świetny przewodnik, by pomógł. Jestem chyba do tego miejsca negatywnie nastawiona już z powodu samej mojej narodowości. – skomentowała jej słowa z lekką dozą żalu. – Może jednak i dla mnie jest nadzieja. „Zawsze będziemy mieli Paryż”* . – dodała nie wiedząc czy dziewczyna interesowała się mugolskim filmem, ale ona akurat w sztuce nigdy nie odczuwała ograniczeń. Albo po prostu je ignorowało po cichu i tak by nikt nie zauważył. Sama dziewczyna nawiązała do mugoli, ale nie wyglądała na osobę, która odważyłaby się wyskoczyć do tak nieznanego świata. Sama Elizabeth robiła to rzadko i zawsze nie czuła się najpewniej- to nie było jej miejsce i często nie rozumiała tego co tam dostrzegała. Również miała tylko oględne pojęcie o kulturze i życiu mugoli, przecież nawet żadnego porządnie nie znała!
- Mam nadzieje, że same dobre rzeczy. Nie jestem chyba aż tak straszna. – oświadczyła całkowicie pewnym głosem, choć delikatnie się uśmiechnęła, by dziewczyna nie potraktowała jej słów zbyt poważnie. – Beauxbatons to musiała być niezwykła szkoła. – zawyrokowała słuchając jej opowiadać. Ona sama nigdy nie chciała się tam uczyć mając przecież w Wielkiej Brytanii Hogwart, ale przez lata słuchała opowiadać Inary i Alexa na temat ich szkoły. I czasem za nimi tęskniła i zastanawiała się jakby to było chodzić z Inarą do klasy, być w dormitorium. Ale nie potrafiła sobie wyobrazić opuszczenia Brytanii i przyjaciół.
- Najlepszym sposobem będzie ciężka praca. – poradziła jej ciepło się uśmiechając na wspomnienie o swoim kuzynie, ale zaraz usiadła prosto i przekręciła głowę patrząc z zainteresowaniem na służącą. – Tańczysz? – zapytała nie kryjąc, że ją to ciekawi.
*Casablanca
- Dobrze to słyszeć. Nigdy nie wątpiłam, że byłaby świetną uzdrowicielką. – powiedziała zakładając nogę o nogę, gdy poczuła potrzebę ruchu, której nawet nie potrafiła zrozumieć. Mimo że nie lubiła wszystkich tych arystokratycznych zasad to widok jakim szacunkiem darzy ją Monique miło łechtał jej ego. Dziewczyna obdarzyła ją respektem ze względu na jej pochodzenie i kontakty z Leandrą. O ile to drugie mogła jeszcze łatwo przyjąć, tak pierwsza źródło pozostawiało niesmak w jej ustach. Nie dlatego, że tego nie doceniała, ale dlatego, że wolałaby by ludzie szanowali ją ze względu na jej czyny i osiągnięcia. Nie raz wykorzystywała swoje pochodzenie, by osiągnąć swoje cele, ale zawsze chciała, by to sama jej osoba była szanowana, a nie jej krew.
- Bardzo możliwe, tylko nie jestem pewna czy nawet świetny przewodnik, by pomógł. Jestem chyba do tego miejsca negatywnie nastawiona już z powodu samej mojej narodowości. – skomentowała jej słowa z lekką dozą żalu. – Może jednak i dla mnie jest nadzieja. „Zawsze będziemy mieli Paryż”* . – dodała nie wiedząc czy dziewczyna interesowała się mugolskim filmem, ale ona akurat w sztuce nigdy nie odczuwała ograniczeń. Albo po prostu je ignorowało po cichu i tak by nikt nie zauważył. Sama dziewczyna nawiązała do mugoli, ale nie wyglądała na osobę, która odważyłaby się wyskoczyć do tak nieznanego świata. Sama Elizabeth robiła to rzadko i zawsze nie czuła się najpewniej- to nie było jej miejsce i często nie rozumiała tego co tam dostrzegała. Również miała tylko oględne pojęcie o kulturze i życiu mugoli, przecież nawet żadnego porządnie nie znała!
- Mam nadzieje, że same dobre rzeczy. Nie jestem chyba aż tak straszna. – oświadczyła całkowicie pewnym głosem, choć delikatnie się uśmiechnęła, by dziewczyna nie potraktowała jej słów zbyt poważnie. – Beauxbatons to musiała być niezwykła szkoła. – zawyrokowała słuchając jej opowiadać. Ona sama nigdy nie chciała się tam uczyć mając przecież w Wielkiej Brytanii Hogwart, ale przez lata słuchała opowiadać Inary i Alexa na temat ich szkoły. I czasem za nimi tęskniła i zastanawiała się jakby to było chodzić z Inarą do klasy, być w dormitorium. Ale nie potrafiła sobie wyobrazić opuszczenia Brytanii i przyjaciół.
- Najlepszym sposobem będzie ciężka praca. – poradziła jej ciepło się uśmiechając na wspomnienie o swoim kuzynie, ale zaraz usiadła prosto i przekręciła głowę patrząc z zainteresowaniem na służącą. – Tańczysz? – zapytała nie kryjąc, że ją to ciekawi.
*Casablanca
Faktycznie Monique szanowała Elizabeth, nie znała jej na tyle by szanować ją za jej osiągnięcia, więc jedyne co jej pozostawało, to tylko to, kim była z pochodzenia. A z pochodzenia była wyżej postawiona osobą, niż Monique, więc to przed Elizabeth trzeba było schylić głowę.
- Ja również jestem tego zdania. Na pewno osiągnie ogromny sukces - powiedziała.
Bardzo chciała w to wierzyć, że jej pani się jednak uda osiągnąć coś w życiu. Chociaż wiedziała, że ewentualna ciąża w tym momencie mogła wszystko popsuć. To już tamtego pamiętnego wieczoru postanowiła, że zrobi wszystko, żeby jej pomóc i jeśli będzie trzeba to będzie zajmować się dzieckiem, kiedy kobieta będzie pracować. Może wcale nie będzie musiała rezygnować z marzeń?
- Jestem niemal pewna, że odpowiednia osoba towarzysząca, sprawiłaby, że Lady spodobałby się ten kraj - mówiła z przekonaniem. - Rozumiem, że nie każdy musi kochać ten kraj, ale nie może lady się nie zgodzić, że jest piękny.
Spojrzałam na nią z lekką nadzieją w oczach. Rozumiała, że Anglicy niezbyt przepadali za Francuzami. Ale czy nie powinni zostawić tych niechęci za sobą? Tym bardziej czarodzieje, którzy powinni się łączyć a nie dzielić? Cóż, w młodej główce Monique nadal niektóre kwestie były bardzo niejasne.
- Oczywiście, że dobrze. Lord Selwyn zawsze się o lady dobrze wyrażał - zapewniła ją. - Oh, tak! Uwielbiałam ją! Znaczy, nigdy nie poznałam jej wszystkich sekretów, ale było tam niezwykle pięknie, nauczyciele byli cudowni i wychowanie artystyczne, jakie nam zapewnili było czymś niesamowitym.
Panna Vane bardzo dobrze wspomina swoją szkołę. Zajęcia, to ile czasu poświęcała na naukę tańca, wspólne rozmowy z Alexandrem, potem z innymi uczniami, którzy w końcu ją zaakceptowali.
- Wiem. Dlatego bardzo się staram. Nie chcę żeby Alex musiał się wstydzić, że polecił mnie lady Malfoy. Chociaż tyle póki co mogę zrobić - przyznałam, lekko spuszczając wzrok, a słysząc pytanie, uniosłam je z powrotem ku górze, ku kobiecie. - Tak. Balet. Tańczyłam od pierwszego roku w Beauxbatons. Kiedy przeprowadziliśmy się z ojcem do Londynu, to niestety nikt nie chciał przyjąć mnie na dalsze nauki. Nie mam nazwiska, wyglądam dziwacznie, wiele osób z jakiegoś powodu się mnie boi. Nic dziwnego, że nikt mnie nie chciał, mimo bardzo dobrych referencji ze szkoły.
Uśmiechnęła się lekko do kobiety. Podchodziła do siebie już z dużym dystansem i nie miała problemów, aby nazywać swój wygląd po imieniu. Tak jak było naprawdę. Dla wielu ludzi była dziwolągiem i tego nie ukrywała.
- Ja również jestem tego zdania. Na pewno osiągnie ogromny sukces - powiedziała.
Bardzo chciała w to wierzyć, że jej pani się jednak uda osiągnąć coś w życiu. Chociaż wiedziała, że ewentualna ciąża w tym momencie mogła wszystko popsuć. To już tamtego pamiętnego wieczoru postanowiła, że zrobi wszystko, żeby jej pomóc i jeśli będzie trzeba to będzie zajmować się dzieckiem, kiedy kobieta będzie pracować. Może wcale nie będzie musiała rezygnować z marzeń?
- Jestem niemal pewna, że odpowiednia osoba towarzysząca, sprawiłaby, że Lady spodobałby się ten kraj - mówiła z przekonaniem. - Rozumiem, że nie każdy musi kochać ten kraj, ale nie może lady się nie zgodzić, że jest piękny.
Spojrzałam na nią z lekką nadzieją w oczach. Rozumiała, że Anglicy niezbyt przepadali za Francuzami. Ale czy nie powinni zostawić tych niechęci za sobą? Tym bardziej czarodzieje, którzy powinni się łączyć a nie dzielić? Cóż, w młodej główce Monique nadal niektóre kwestie były bardzo niejasne.
- Oczywiście, że dobrze. Lord Selwyn zawsze się o lady dobrze wyrażał - zapewniła ją. - Oh, tak! Uwielbiałam ją! Znaczy, nigdy nie poznałam jej wszystkich sekretów, ale było tam niezwykle pięknie, nauczyciele byli cudowni i wychowanie artystyczne, jakie nam zapewnili było czymś niesamowitym.
Panna Vane bardzo dobrze wspomina swoją szkołę. Zajęcia, to ile czasu poświęcała na naukę tańca, wspólne rozmowy z Alexandrem, potem z innymi uczniami, którzy w końcu ją zaakceptowali.
- Wiem. Dlatego bardzo się staram. Nie chcę żeby Alex musiał się wstydzić, że polecił mnie lady Malfoy. Chociaż tyle póki co mogę zrobić - przyznałam, lekko spuszczając wzrok, a słysząc pytanie, uniosłam je z powrotem ku górze, ku kobiecie. - Tak. Balet. Tańczyłam od pierwszego roku w Beauxbatons. Kiedy przeprowadziliśmy się z ojcem do Londynu, to niestety nikt nie chciał przyjąć mnie na dalsze nauki. Nie mam nazwiska, wyglądam dziwacznie, wiele osób z jakiegoś powodu się mnie boi. Nic dziwnego, że nikt mnie nie chciał, mimo bardzo dobrych referencji ze szkoły.
Uśmiechnęła się lekko do kobiety. Podchodziła do siebie już z dużym dystansem i nie miała problemów, aby nazywać swój wygląd po imieniu. Tak jak było naprawdę. Dla wielu ludzi była dziwolągiem i tego nie ukrywała.
Gość
Gość
Zawsze była uczona, że na szacunek trzeba sobie zapracować. Nie jest to coś dane na zawsze i bez większego wysiłku, choć ta zasada miała swoje ograniczenia. Monique respektowała ją nie znając jej, gdyż czuła, że powinna to robić z powodu różnic klasowych. Tylko czy Elizabeth nie powinna jej szanować za sam fakt bycia człowiekiem? Czy nie powinna cenić istoty, która myślała samodzielnie, miała swoje wartości i marzenia? Czymże to jednak różniło się szanować kogoś z powodu pochodzenia klasowego a pochodzenia gatunkowego?
- I pomoże wielu osobom. Każdy uzdrowiciel jest nieoceniony. – dodała do jej wypowiedzi. Była pewna, że Leandra jak na ślizgonkę przystało świetnie sobie poradzi. Czasy się zmieniały i kobiety rościły sobie coraz większe prawa do sfer kiedyś dostępnych tylko dla mężczyzn. A to wszystko działo się na ich oczach, choć nadal wiele osób nie akceptowało nowości. Czuła, że jeszcze kilka, może kilkanaście, i wybuchnie rewolucja, która nie wiadomo co przyniesie. Jako feministka była jednak zawiedziona skutkami jakie przyniosły reformy na przełomie lat 20 i 30. Ułatwiły one życie kobietą, nadały im prawa i możliwości, ale nadal odczuwalne były ograniczenia. Z drugiej strony nie mogła przestać myśleć, że narzucenie jednego spojrzenia na sprawę kobiecości i emancypacji prowadzi do nikąd, gdyż usuwa to w cień problem jednostki. Czy w ogóle np. Monique się tym interesowała jeśli była już dyskryminowana ze względu na swój wygląd?
- Z tym muszę się zgodzić. Piękny, lecz strasznie zatłoczona. Przynajmniej taki jest Paryż, który powitał mnie z kurzem i hałasem. Nie odbierając mu nic, o wiele bardziej wolę Prowansje, która zawsze mnie zachwycę. Zapominam tam nawet czasem, że to Francja. – skomentowała z uśmiechem przypominając sobie w głowię lawendowa pola rozciągające się aż po horyzont. Tak, ta kraina historyczna zawsze potrafiła jej zaimponować i te zapachy, które rozciągały się w powietrzu!
- Oh, spróbowałby nie. – zagroziła nieobecnemu w ich rozmowie Alexowi. – Myślę, że poznanie wszystkich jej tajemnic okradłoby ją z części uroków. W Hogwarcie nie mieliśmy zajęć artystycznych, skupiano się zdecydowanie na magii. Rozumiem, że te lekcje skupiały się na muzyce czy rysunku?- zapytała próbując sobie wyobrazić, by w jej szkole były takie zajęcia. Mieli wystarczająco dużo zajęć, by jeszcze pododawać sobie sztukę do planu. Mimo że wychowała się w jej uwielbieniu to nie chciałaby te lekcje zabierały jej kolejne godziny.
- Tak, to najlepsza droga. – stwierdziła o wiele bardziej skupiona na drugiej części jej wypowiedzi. – Balet to ciężka praca i niezła szkoła dyscypliny. Nic dziwnego, że jesteś dobrą pracownicą po takich zajęciach. Gdy byłam mała uczęszczałam na lekcje baletu, choć była to bardziej nauka gracji niż prawdziwe lekcje, które potrafią być niezwykle intensywne, ale to na pewno wiesz. – powiedziała patrząc na nią zupełnie inaczej niż jeszcze kilkanaście minut temu. Ile się można dowiedzieć o drugim człowieku w ciągu jedne rozmowy.
- I pomoże wielu osobom. Każdy uzdrowiciel jest nieoceniony. – dodała do jej wypowiedzi. Była pewna, że Leandra jak na ślizgonkę przystało świetnie sobie poradzi. Czasy się zmieniały i kobiety rościły sobie coraz większe prawa do sfer kiedyś dostępnych tylko dla mężczyzn. A to wszystko działo się na ich oczach, choć nadal wiele osób nie akceptowało nowości. Czuła, że jeszcze kilka, może kilkanaście, i wybuchnie rewolucja, która nie wiadomo co przyniesie. Jako feministka była jednak zawiedziona skutkami jakie przyniosły reformy na przełomie lat 20 i 30. Ułatwiły one życie kobietą, nadały im prawa i możliwości, ale nadal odczuwalne były ograniczenia. Z drugiej strony nie mogła przestać myśleć, że narzucenie jednego spojrzenia na sprawę kobiecości i emancypacji prowadzi do nikąd, gdyż usuwa to w cień problem jednostki. Czy w ogóle np. Monique się tym interesowała jeśli była już dyskryminowana ze względu na swój wygląd?
- Z tym muszę się zgodzić. Piękny, lecz strasznie zatłoczona. Przynajmniej taki jest Paryż, który powitał mnie z kurzem i hałasem. Nie odbierając mu nic, o wiele bardziej wolę Prowansje, która zawsze mnie zachwycę. Zapominam tam nawet czasem, że to Francja. – skomentowała z uśmiechem przypominając sobie w głowię lawendowa pola rozciągające się aż po horyzont. Tak, ta kraina historyczna zawsze potrafiła jej zaimponować i te zapachy, które rozciągały się w powietrzu!
- Oh, spróbowałby nie. – zagroziła nieobecnemu w ich rozmowie Alexowi. – Myślę, że poznanie wszystkich jej tajemnic okradłoby ją z części uroków. W Hogwarcie nie mieliśmy zajęć artystycznych, skupiano się zdecydowanie na magii. Rozumiem, że te lekcje skupiały się na muzyce czy rysunku?- zapytała próbując sobie wyobrazić, by w jej szkole były takie zajęcia. Mieli wystarczająco dużo zajęć, by jeszcze pododawać sobie sztukę do planu. Mimo że wychowała się w jej uwielbieniu to nie chciałaby te lekcje zabierały jej kolejne godziny.
- Tak, to najlepsza droga. – stwierdziła o wiele bardziej skupiona na drugiej części jej wypowiedzi. – Balet to ciężka praca i niezła szkoła dyscypliny. Nic dziwnego, że jesteś dobrą pracownicą po takich zajęciach. Gdy byłam mała uczęszczałam na lekcje baletu, choć była to bardziej nauka gracji niż prawdziwe lekcje, które potrafią być niezwykle intensywne, ale to na pewno wiesz. – powiedziała patrząc na nią zupełnie inaczej niż jeszcze kilkanaście minut temu. Ile się można dowiedzieć o drugim człowieku w ciągu jedne rozmowy.
Według Monique praca magomedyka była na pewno bardzo ciekawa. Zauważyła, że w sumie ostatnio otaczali ją magomedycy, w końcu Alexander nim był, teraz lady Malfoy dostała się na staż. Ta praca była warta poświęconego czasu, mogła zagwarantować sporo satysfakcji.
Lady Fawley miała zdecydowanie rację, że Prowansja była przepiękna, chociaż ona osobiście bywała tam dosyć rzadko, co z biegiem czasu, tym bardziej po wyprowadzce z Francji bardzo ją bolało. Żałowała, że nie udało jej się zwiedzić tylko wspaniałych miejsc, ale i tutaj w Anglii nie miała na co narzekać. Też było co zwiedzać.
- Słyszałam już, że w Hogwarcie nie było takich zajęć - zaczęła. - Naprawdę wam współczuje. Zajęcia artystyczne były niezwykle ciekawe, nie raz ciekawsze od magicznych zajęć. Tak, moje zajęcia skupiały się na tańcu, a Alexander grał na instrumentach. Można było także zajmować się sztuką, malunkiem czy rzeźbieniem. Ale ja nie mam talentu do tego.
Uśmiechnęła się lekko, rumieniąc lekko na policzkach. Z pucharka zniknęła już połowa lodów, co Monique zarejestrowała z lekkim zawodem. Dlaczego to co jest tak przyjemne tak szybko przemija?
- Tak, balet jest zdecydowanie bardzo dobrą szkołą samozaparcia i dyscypliny - stwierdziła, ale w jej głosie nie było czuć żadnej złości, że musiała przez to wszystko przechodzić. - Ciesze się, że moja pani jest zadowolona z mojej pracy, nie wiem co bym zrobiła gdyby mnie nie przyjęła. A balet jest naprawdę wyczerpujący, godziny spędzone na rozciąganiu, powybijane palce, zwichnięte kostki… ale naprawdę warto. Przynajmniej ja tak uważam.
Jeszcze niedawno balet dla Monique był wszystkim. Ostatnio jednak przewartościowała swoje życiowe wybory spychając go na dalszy plan. Chociaż ojciec ciągle jej ostatnio powtarzał, że nie powinna się poddawać i powinna próbować dalej realizować swoją pasję, póki jest jeszcze młoda i póki ma na to wszystko okazję. Ale łatwo było mu mówić takie rzeczy, kiedy to ona miała dylemat. Bo naprawdę polubiła pracę o lady Malfoy.
- A pani ma jakieś pasje? - zapytałam zaciekawiona.
Lady Fawley miała zdecydowanie rację, że Prowansja była przepiękna, chociaż ona osobiście bywała tam dosyć rzadko, co z biegiem czasu, tym bardziej po wyprowadzce z Francji bardzo ją bolało. Żałowała, że nie udało jej się zwiedzić tylko wspaniałych miejsc, ale i tutaj w Anglii nie miała na co narzekać. Też było co zwiedzać.
- Słyszałam już, że w Hogwarcie nie było takich zajęć - zaczęła. - Naprawdę wam współczuje. Zajęcia artystyczne były niezwykle ciekawe, nie raz ciekawsze od magicznych zajęć. Tak, moje zajęcia skupiały się na tańcu, a Alexander grał na instrumentach. Można było także zajmować się sztuką, malunkiem czy rzeźbieniem. Ale ja nie mam talentu do tego.
Uśmiechnęła się lekko, rumieniąc lekko na policzkach. Z pucharka zniknęła już połowa lodów, co Monique zarejestrowała z lekkim zawodem. Dlaczego to co jest tak przyjemne tak szybko przemija?
- Tak, balet jest zdecydowanie bardzo dobrą szkołą samozaparcia i dyscypliny - stwierdziła, ale w jej głosie nie było czuć żadnej złości, że musiała przez to wszystko przechodzić. - Ciesze się, że moja pani jest zadowolona z mojej pracy, nie wiem co bym zrobiła gdyby mnie nie przyjęła. A balet jest naprawdę wyczerpujący, godziny spędzone na rozciąganiu, powybijane palce, zwichnięte kostki… ale naprawdę warto. Przynajmniej ja tak uważam.
Jeszcze niedawno balet dla Monique był wszystkim. Ostatnio jednak przewartościowała swoje życiowe wybory spychając go na dalszy plan. Chociaż ojciec ciągle jej ostatnio powtarzał, że nie powinna się poddawać i powinna próbować dalej realizować swoją pasję, póki jest jeszcze młoda i póki ma na to wszystko okazję. Ale łatwo było mu mówić takie rzeczy, kiedy to ona miała dylemat. Bo naprawdę polubiła pracę o lady Malfoy.
- A pani ma jakieś pasje? - zapytałam zaciekawiona.
Gość
Gość
|5 stycznia
Parę lat temu o tej porze Florean siedziałby za biurkiem i przeglądał stos nudnych papierów. Gdyby ktoś do niego przyszedł i powiedział, że w przyszłości będzie właścicielem lodziarni, głośno by go wyśmiał i wrócić do pisania raportów. A tu proszę! Florean Fortescue znajdował się w swoim własnym (w połowie!) lokalu, w swojej własnej (w połowie!) kuchni i eksperymentował nad swoim własnym (w całości!) rodzajem lodów. Włożył śmietankową gałkę do słodkiego wafelka i mocno się skupił, próbując zmienić ich kolor. Ale nie na jeden zwykły odcień. Na całą feerię barw! Chciał, żeby ten wafelek mienił się wszystkimi kolorami tęczy. Za pierwszy razem wafelek po prostu zabarwił się na różowo, za drugim wafelek i lód zabarwiły się na niebiesko, a za trzecim... Eh, że niby do trzech razy sztuka? W tym wypadku do trzech razy kompletna klapa, bo wafelek zamiast zmienić kolor, rzucił się na Floreana. A właściwie na jego dłoń, w kilku miejscach go kalecząc. Zaraz potem cały lód zaczął skakać dookoła, tym samym zwalając parę naczyń i trochę jedzenia na podłogę. Florek pod wpływem głębokiego szoku odrobinę za wolno zareagował, ale przywrócił wafelka do porządku. Sam natomiast stał pośrodku zabałaganionej kuchni i przyglądał się krwi kapiącej na kolorową posadzkę. D l a c z e g o nic nie chciało pójść po jego myśli? D l a c z e g o ostatnio nie wychodził mu żaden eksperyment? Przecież tylko chciał zrobić loda na wzór kuli dyskotekowej, a wyszedł mu lód na wzór wściekłego psidwaka. D l a c z e g o wymyślanie nowych rzeczy było aż tak trudne? Miał ochotę stanąć przy ścianie i uderzyć w nią parę razy swoją pustą głową, bo to było jedyne wytłumaczenie tej kompletnej porażki, jego głowa musiała być pusta. Dopiero po dłuższej chwili wrócił do żywych i szybko wyjrzał na główną salę, ale na szczęście dzisiaj nie było dużego ruchu i nikt nie czekał na obsługę. W końcu Florean znalazł jakiś plus w tym zimowym zastoju! Szybciutko wrócił do kuchni i jeszcze raz spojrzał na swoją ranę, a ta jakby czekając na jego uwagę, nagle zaczęła przeraźliwie piec. Florek podbiegł do apteczki i zaczął szybko przeglądać jej zawartość, ale szczerze mówiąc znał się na pierwszej pomocy tak samo dobrze jak na goblin na balecie. O, losie!
Parę lat temu o tej porze Florean siedziałby za biurkiem i przeglądał stos nudnych papierów. Gdyby ktoś do niego przyszedł i powiedział, że w przyszłości będzie właścicielem lodziarni, głośno by go wyśmiał i wrócić do pisania raportów. A tu proszę! Florean Fortescue znajdował się w swoim własnym (w połowie!) lokalu, w swojej własnej (w połowie!) kuchni i eksperymentował nad swoim własnym (w całości!) rodzajem lodów. Włożył śmietankową gałkę do słodkiego wafelka i mocno się skupił, próbując zmienić ich kolor. Ale nie na jeden zwykły odcień. Na całą feerię barw! Chciał, żeby ten wafelek mienił się wszystkimi kolorami tęczy. Za pierwszy razem wafelek po prostu zabarwił się na różowo, za drugim wafelek i lód zabarwiły się na niebiesko, a za trzecim... Eh, że niby do trzech razy sztuka? W tym wypadku do trzech razy kompletna klapa, bo wafelek zamiast zmienić kolor, rzucił się na Floreana. A właściwie na jego dłoń, w kilku miejscach go kalecząc. Zaraz potem cały lód zaczął skakać dookoła, tym samym zwalając parę naczyń i trochę jedzenia na podłogę. Florek pod wpływem głębokiego szoku odrobinę za wolno zareagował, ale przywrócił wafelka do porządku. Sam natomiast stał pośrodku zabałaganionej kuchni i przyglądał się krwi kapiącej na kolorową posadzkę. D l a c z e g o nic nie chciało pójść po jego myśli? D l a c z e g o ostatnio nie wychodził mu żaden eksperyment? Przecież tylko chciał zrobić loda na wzór kuli dyskotekowej, a wyszedł mu lód na wzór wściekłego psidwaka. D l a c z e g o wymyślanie nowych rzeczy było aż tak trudne? Miał ochotę stanąć przy ścianie i uderzyć w nią parę razy swoją pustą głową, bo to było jedyne wytłumaczenie tej kompletnej porażki, jego głowa musiała być pusta. Dopiero po dłuższej chwili wrócił do żywych i szybko wyjrzał na główną salę, ale na szczęście dzisiaj nie było dużego ruchu i nikt nie czekał na obsługę. W końcu Florean znalazł jakiś plus w tym zimowym zastoju! Szybciutko wrócił do kuchni i jeszcze raz spojrzał na swoją ranę, a ta jakby czekając na jego uwagę, nagle zaczęła przeraźliwie piec. Florek podbiegł do apteczki i zaczął szybko przeglądać jej zawartość, ale szczerze mówiąc znał się na pierwszej pomocy tak samo dobrze jak na goblin na balecie. O, losie!
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Lody na ulicy Pokatnej były niesamowicie dobre, nawet jeżeli narazie nie mieniły się feerią barw. Polly miała dziś na prawdę podły początek dnia, a wszystko przez pana od mleka, który nie wpadł na to, by zapukać kiedy już podmieni mleczko. Zaspana Pola otworzyła drzwi z impetem i wszystkie dwie butelki rozbiły się, rozlewając białą tłustą ciecz na wycieraczce. I chociaż cały kwadrans czyściła wejście, zapach wciąż się utrzymywał. Pola zaraz pobiegła się przebrać, a z tego wszystkiego jej zmysł dobierania sukienek do płaszczyka nieco zmalała i zbyt długo się szykowała, żeby zdążyć na zajęcia w szpitalu. Przełożona zdenerwowana tym wszystkim przegoniła Pole do domu i tym sposobem już po dziesiątej rano Havisham biegnie po lodziki. Co prawda pracuje u pani Vanity na Pokatnej więc powinna już znać wszystkich pracowników uliczki, ale jakimś cudem Floriana wciąż nie zdołała poznać tak na prawdę i do końca. Doskonale wie o problemach pani z aptecznego i co sie dzieje w księgarni, zna sprawę ciąży madame Malkin i od tygodnia jest na bieżąco z chorobami psa państwa którzy pomieszkują nad kawiarnią, że z Lodziarni zna tylko piękna Florence, zaś jej brat... Tylko raz pomachala mu, kiedy stał w oknie. Musiał być zdziwiony, lecz ona się nie przejmowała, licząc że kiedyś jeszcze go pozna. Dziś zamierzała objesc się lodami i opowiedzieć ekspedientowi o swoich problemach miłosnych. Czy raczej panieńskich.
Dziwne, że Florian jej nie widział, ale pewnie dlatego, że kiedy usłyszała że coś się wydarzyło, to pobiegła wyrzucić papierosa na druga stronę ulicy do śmietniczki i dopiero wbiegła pomóc. Bała się może że coś strasznego się wydarzyło w środku, ale kiedy znalazła poszkodowanego, okazało się że to tylko krew. Jak na porządną pielęgniarkę przystało pojawia się obok biedaka i łapie za bandaże zdecydowanym ruchem.
- Cóż takiego tu się wyczynia, dlaczego pan sam się tutaj próbuje wykrwawić, czy pan jest poważny- skarciła go i zmarszczyła czoło ale dalej opatruje biedaka. Oby nie pobrudzila sobie sukienki!!
Dziwne, że Florian jej nie widział, ale pewnie dlatego, że kiedy usłyszała że coś się wydarzyło, to pobiegła wyrzucić papierosa na druga stronę ulicy do śmietniczki i dopiero wbiegła pomóc. Bała się może że coś strasznego się wydarzyło w środku, ale kiedy znalazła poszkodowanego, okazało się że to tylko krew. Jak na porządną pielęgniarkę przystało pojawia się obok biedaka i łapie za bandaże zdecydowanym ruchem.
- Cóż takiego tu się wyczynia, dlaczego pan sam się tutaj próbuje wykrwawić, czy pan jest poważny- skarciła go i zmarszczyła czoło ale dalej opatruje biedaka. Oby nie pobrudzila sobie sukienki!!
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
I w tym momencie na zaplecze wpada złotowłosy anioł, na którego Florean spogląda z ogromnym zaskoczeniem i wyrazem ulgi jednocześnie. Niepewnie odsuwa się od szafki-apteczki i przygląda się z zainteresowaniem jak anioł sprawnymi ruchami obandażowuje jego skaleczoną dłoń. A więc tak to się robi... myśli, co i rusz przenosząc wzrok z ręki na twarz wybawicielki, jednak po chwili w ogóle przestaje się interesować swoją dłonią i skupia się na wspaniałej dziewczynie. Dziewczynie, która wydawała mu się znajoma, lecz nie mógł sobie przypomnieć skąd. Z pewnością kiedyś ją widział. W szkole? W ministerstwie? W Dziurawym Kotle? Może w banku? Gdzieś na pewno. - To ty... - zaczyna enigmatycznie, robiąc krótką pauzę. - To ty do mnie kiedyś pomachałaś - mówi, w końcu odnajdując w głowie akta poświęcone jej osobie. Właśnie tyle w nich było - Dziewczyna Machająca, nic więcej. Teraz pod spodem pojawił się jeszcze zapis o jej niezaprzeczalnych umiejętnościach pierwszej pomocy i pięknych piwnych oczach. A to tylko po paru minutach znajomości, czegoż to on się dowie po paru dniach! Albo chociaż jednej rozmowie, nie chciał tego spotkania kończyć tak szybko i niespodziewanie jak się zaczęło. - Wafelek mnie zaatakował - odpowiada ze sporym opóźnieniem na jej pytanie, gdyż wcześniej był zbyt zajęty podziwianiem jej pracy i osoby, by skupić się na wyrzucanych słowach. Uświadamia sobie nagle jak głupio to musiało zabrzmieć i odchrząka nerwowo, chcąc zmienić temat. - Gdzie się tego nauczyłaś? - Pyta, przyglądając się jej z ciekawością. Czyżby stała przed nim przyszła uzdrowicielka? A jeżeli nie, to jak posiadła tą wielce przydatną wiedzę? A po kim odziedziczyła te piwne oczęta, od których na początku Florean nie mógł oderwać swoich własnych (również brązowych, jednak w inny sposób) oczu? - Dziękuję - dodaje, przyglądając się efektowi jej pracy. Już rana nie piecze, już krew nie kapie na posadzkę, a Florean zaczyna zastanawiać się na swoją wiedzą z zakresu pierwszej pomocy i magii leczniczej. Wiele miesięcy temu obiecał sobie poduczyć się z obydwu dziedzin, jednak wciąż brak mu czasu albo chęci. On woli wygrzebać w księgarni dziesiątą książkę o paleniu czarownic i połknąć ją w dwa wieczory, aniżeli czytać grube tomisko z mnóstwem niezrozumiałej terminologii medycznej. Na chwilę obecną pozostało mu liczyć na łut szczęścia pokroju tego oto stworzenia, Dziewczyny Machającej i na Pierwszej Pomocy Się Znającej.
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Niestety zbyt zajęta jest opatrywaniem jego dłoni, żeby zwrócić uwagę na to, jak on się na nią patrzy. A patrzy się tak, jak się właśnie powinnien zawsze każdy mężczyzna patrzeć na kobietę. Takiego spojrzenia aż chce się być bohaterką. I Pola kiedy tylko zdołała na chwilkę unieść swe oczy, ujrzała, że jej działanie nie jest wcale tak niemiłe pacjentowi. Przez sekundę zamarly jej dłonie, bo przestała myśleć. Czy to właśnie tak jest, kiedy się zbyt bardzo zagląda komuś w oczy? I wtedy przyznał, że wafelek go zaatakował, a Polly pokręciła głową i powoli wróciła do zawiązywania supełków.
- Ależ proszę sobie ze mnie nie żartować - uśmiecha się pod nosem, wyobrażając sobie jak ostry musiałby być wafelek, który tak bardzo uszkodziłby mu rękę i to wcale nie pomagało w uśmiechaniu, dlatego aż się zasmuciła, że ktoś chce ją aż tak spławić - Przecież lekarzy się nie oszukuje i trzeba być z nimi szczerymi aż do bólu - przypomnieć mu chce, bo on chyba nie wie, że jak nie powie co to sie podziało, to ona mu nie bedzie umiała pomóc. Kiedy pyta skąd to umie, to Pola znów zwraca do niego swoją uśmiechniętą buzię. Ma ochotę powiedzieć mu o sobie wszystko, bo czuje do niego jakąś niewyjaśnioną ufność. Miły człowiek z tego Floriana, nie da się ukryć!
- Przez prawie dwa lata mam staż w szpitalu. Ale nie jestem wcale lepsza niż rok temu i postanowiłam, że odtąd będę cukierniczką. To jest, nie tym urządzeniem na cukier, tylko pracownicą cukierni. Może nie wiesz, ale pracuje za rogiem w Słodkiej Próżności - z dumą Pola już się odsuwa i przestaje go trzymać za rękę, bo jeszcze przez przypadek trzymała trochę dłużej niż powinna. Ale teraz czas na porzadki. Bierze się dziewczyna pod boczki i kręci głową.
- Niezły bałagan się tutaj narobił
- Ależ proszę sobie ze mnie nie żartować - uśmiecha się pod nosem, wyobrażając sobie jak ostry musiałby być wafelek, który tak bardzo uszkodziłby mu rękę i to wcale nie pomagało w uśmiechaniu, dlatego aż się zasmuciła, że ktoś chce ją aż tak spławić - Przecież lekarzy się nie oszukuje i trzeba być z nimi szczerymi aż do bólu - przypomnieć mu chce, bo on chyba nie wie, że jak nie powie co to sie podziało, to ona mu nie bedzie umiała pomóc. Kiedy pyta skąd to umie, to Pola znów zwraca do niego swoją uśmiechniętą buzię. Ma ochotę powiedzieć mu o sobie wszystko, bo czuje do niego jakąś niewyjaśnioną ufność. Miły człowiek z tego Floriana, nie da się ukryć!
- Przez prawie dwa lata mam staż w szpitalu. Ale nie jestem wcale lepsza niż rok temu i postanowiłam, że odtąd będę cukierniczką. To jest, nie tym urządzeniem na cukier, tylko pracownicą cukierni. Może nie wiesz, ale pracuje za rogiem w Słodkiej Próżności - z dumą Pola już się odsuwa i przestaje go trzymać za rękę, bo jeszcze przez przypadek trzymała trochę dłużej niż powinna. Ale teraz czas na porzadki. Bierze się dziewczyna pod boczki i kręci głową.
- Niezły bałagan się tutaj narobił
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
- Nie, ja nie żartuję! - Mówi szybko, nie chcąc, żeby dziewczyna uznała go za kiepskiego kłamcę. - Chciałem, żeby zmieniał kolor, ale zamiast tego mnie zaatakował - dodaje, choć na dobrą sprawę wcale nie musi się jej tłumaczyć. Czuje jednak potrzebę zrobienia jak najlepszego wrażenia, mimo że tą walkę przegrał już na samym początku. Bo jak można zrobić dobre wrażenie, będąc ofiarą małego wafelka? Zresztą rozmiar wafelka nie ma tu nic do rzeczy- mógłby być nawet dwumetrowy, ale dalej byłby wafelkiem i dalej byłoby wstyd. - Nie jestem najlepszy w transmutacji - wzdycha, jeszcze trochę się usprawiedliwiając. Od dwóch lat próbował poprawić swoje umiejętności z tej dziedziny i właściwie mu się to udało, ale dalej był w tym kiepski. Cóż, zaczynał od zera; w szkole nie przykładał się do tego przedmiotu i teraz miał tego rezultaty. - Gdybym kłamał to wybrałbym lepszą historię od wafelka. Że przegoniłem dzikiego psidwaka, tym samym ratując życie małej dziewczynce albo... - tu zastanawia się przez chwilę, ale ostatecznie dochodzi do wniosku, że ta wersja wydarzeń byłaby naprawdę dobra. Jest w niej bohater, prawdopodobny zły.charakter i motyw z ratowaniem życia - w dodatku dziecka. - ...tak, coś takiego - kiwa głową, po raz kolejny skupiając się na swojej wybawicielce. Przedtem podziwiał jej piękne oczy, ale teraz jego uwagę przykuł pojawiający się uśmiech, który (o ile to było w ogóle możliwe!) sprawił, że jej oczy stały się jeszcze piękniejsze. Takie błyszczące i wesołe. Przez to odkrycie przestał jej słuchać i obudził się dopiero na słowa będę cukierniczką, co trochę zbiło go z z pantałyku. Może jednak rozmawia z uciekinierką z zamkniętego oddziału Munga? A nawet jeśli, mógłby zacząć ja tam odwiedzać. Już chciał powiedzieć, że bycie cukierniczką może być ciekawym zajęciem, ale na szczęście dziewczyna wyjaśniła swoje słowa. Florean uśmiecha się lekko, czując ulgę. Po chwili jego uśmiech robi się szerszy, bo właśnie się dowiaduje, że jego piękna wybawicielka pracuje tak blisko niego. Czy to nie wspaniały zbieg okoliczności? - W Słodkiej Próżności? Jakim cudem nigdy na siebie nie wpadliśmy? - Pyta z niedowierzaniem, obiecując sobie, że wkrótce nadrobi zaległości i ruszy w tournee po lokalach na Pokątnej. Spuszcza wzrok, czując jak dziewczyna puszcza jego dłoń. Wcześniej nie zauważył, że rozmawiali wciąż się za nie trzymając, ale teraz jakoś mu tak dziwnie. Wzdycha.cichutko. - Hmm? - Marszczy czoło, bo przez tą całą sytuację zapomina o otaczającym go świecie. - Ah, tak - oświeca go nagle, kiedy tylko rozejrzał się po pomieszczeniu. Wyciąga różdżkę i wykonuje wyćwiczone ruch nadgarstka, myśląc chłoszczyść, a cały ten bałagan zaczyna pomału.znikać. Co jak co, ale to zaklęcie miał już opanowane do perfekcji. - Masz ochotę na lody na koszt firmy? - Pyta nagle, mimo że odpowiedź może być tylko jedna i żadnej innej nie ma zamiaru przyjmować do wiadomości. Florean ma dar przekonywania, więc jego wybawicielka mogła być pewna, że bez deseru lodowego stąd nie wyjdzie!
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Polly czujnie go słucha, wyczekując oznak kłamstwa. Tak na prawdę to wierzyła mu we wszystko co zaczął jej opowiadać, nieważne jak bardzo dziwne by to było. Wafelek zmieniający kolory? O takich rzeczach nie śniło się filozofom. Kiedy jednak chłopiec zarzeka się, że przegonłby psiwdaka ratując małą dziewczynkę Polly jest zachwycona. -Czyli mówisz, że jednak masz zadatki na bohatera? Czy jak kiedyś będziesz mi opowiadał takie rzeczy, to mam ci nie wierzyć? Znałam kiedyś cierpiącego na kompulsywne klamanie, powiem ci, że sama nie wiedziałam już czy on kłamał, że ciągle kłamie czy mówił prawdę- Pola rozkłada rączki, nad tą zagwozdką której nawet matematycy jeszcze nie rozwiazali.
No qiec to niepodobne, że dwie tak radosne dusze dopiero mogły poznać się w przykrych okolicznościach wypadku. Teraz wreszcie mogą patrzeć w swoje błyszczące oczy. Przecież tak wiele smutku było na świecie, szczególnie w tych powojennych latach. Więc oba światła wreszcie się znalazły i jak teraz potoczy się ich historia. Polly reaguje nie inaczej jak uśmiechem, wydaje się że złość na niedoszłego samobójce jej przeszła.
- Doprawdy nie mam pojęcia, czy to nie zabawny los, że dotąd nigdy nie rozmawialiśmy? Pannę Florence już zdążyłam poznać, czy to pańska siostra? Jest tak niesamowicie ładna, z początku zazdrościłam jej pięknych włosów, ale potem się sama skarcilam, przecież nie można zazdrościć. A w ogóle to jestem Polly Havisham, nazwisko mam takie samo jak pan Dickens dał wariatce że swej powieści. Mój dziadek podobno miał taką siostrę, która była kropla w krople jak powieściowa pani Havisham, ale mi się nie chce wierzyć, że mogłaby zrobić tak okrutne rzeczy jak w tej historii. Czy znasz tę książkę? Polecam ją gorąco, wspaniała- rozgadała się panienka Pola, ale ochoczo kiwa głową na lodziki. Dobrze, że Florek jest wytwórcą lodów , bo inaczej jego propozycja byłaby nieco obleśna, a przecież to określenie nie pasuje do tak uroczego i urodziwego młodzieńca.
Zasiada na jednym z krzesełek i czeka na cuda.
- Bardzo mi się dziś przyda coś smacznego, bo początek dnia miałam podły. Wyobraź sobie, że szorowałam klatkę bo mleczarz tak niefortunnie ustawił butelki z mlekiem, że przy otwarciu drzwi obie się potlukły- zwierzenia Poleczki zawsze na miejscu. Dziewczyna opiera się o stolik, a głowę wspiera na łapce.
-Czyli chcesz wynaleźć kolorowe wafelki? To wspaniały pomysł, ale powinieneś mieć zaplecze pomocników do tego. Może pomyślimy z panią Vanity nad jakimiś zakleciami? Ona jest bardzo mądra i zna mnóstwo sztuczek
No qiec to niepodobne, że dwie tak radosne dusze dopiero mogły poznać się w przykrych okolicznościach wypadku. Teraz wreszcie mogą patrzeć w swoje błyszczące oczy. Przecież tak wiele smutku było na świecie, szczególnie w tych powojennych latach. Więc oba światła wreszcie się znalazły i jak teraz potoczy się ich historia. Polly reaguje nie inaczej jak uśmiechem, wydaje się że złość na niedoszłego samobójce jej przeszła.
- Doprawdy nie mam pojęcia, czy to nie zabawny los, że dotąd nigdy nie rozmawialiśmy? Pannę Florence już zdążyłam poznać, czy to pańska siostra? Jest tak niesamowicie ładna, z początku zazdrościłam jej pięknych włosów, ale potem się sama skarcilam, przecież nie można zazdrościć. A w ogóle to jestem Polly Havisham, nazwisko mam takie samo jak pan Dickens dał wariatce że swej powieści. Mój dziadek podobno miał taką siostrę, która była kropla w krople jak powieściowa pani Havisham, ale mi się nie chce wierzyć, że mogłaby zrobić tak okrutne rzeczy jak w tej historii. Czy znasz tę książkę? Polecam ją gorąco, wspaniała- rozgadała się panienka Pola, ale ochoczo kiwa głową na lodziki. Dobrze, że Florek jest wytwórcą lodów , bo inaczej jego propozycja byłaby nieco obleśna, a przecież to określenie nie pasuje do tak uroczego i urodziwego młodzieńca.
Zasiada na jednym z krzesełek i czeka na cuda.
- Bardzo mi się dziś przyda coś smacznego, bo początek dnia miałam podły. Wyobraź sobie, że szorowałam klatkę bo mleczarz tak niefortunnie ustawił butelki z mlekiem, że przy otwarciu drzwi obie się potlukły- zwierzenia Poleczki zawsze na miejscu. Dziewczyna opiera się o stolik, a głowę wspiera na łapce.
-Czyli chcesz wynaleźć kolorowe wafelki? To wspaniały pomysł, ale powinieneś mieć zaplecze pomocników do tego. Może pomyślimy z panią Vanity nad jakimiś zakleciami? Ona jest bardzo mądra i zna mnóstwo sztuczek
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Nie bardzo wie co odpowiedzieć, bo wydaje mu się, że nie ma zadatków na bohatera. Taki bohater to powinien być wysoki i bardzo silny; powinien być świetny w pojedynkach z użyciem różdżki i pięści; powinien się absolutnie niczego nie lękać - właściwie powinien być we wszystkim najlepszy. A Florean nie czuł się we wszystkim najlepszy. Tak naprawdę czuł się mocny jedynie z historii magii, a akurat ta wiedza nie pomagała w zostaniu wielkim bohaterem. Dlatego też ostatecznie wzrusza ramionami, choć niby jako członek Zakonu Feniksa (przyp. tłum. piątego stycznia już nim jest) powinien czuć się odrobinę bohatersko. Jednak zamiast zastanawiać się nad swoją odwagą, woli zmienić temat na ten podsunięty przez Polę. Słucha z zafascynowaniem jej słowotoku, co jakiś czas kiwając głowa na zgodę. Już chce powiedzieć, że nie ma co zazdrość siostrze włosów z takimi oczami, ale ostatecznie się przed tym powstrzymuje, bo obawia się, że źle by to zabrzmiało. - Tak, to moja siostra - odpowiada, żeby przypadkiem nie wzięła ich za małżeństwo. - Poznałaś ją tu w lodziarni? - Pyta zainteresowany, gdyż wciąż zaskakuje go fakt, że oni jeszcze nie mieli tej okazji się spotkać. - Niestety nie znam tej książki. Jaki ma tytuł? - Pyta, chcąc nadrobić swoje zaległości. Może po pracy uda mu się zajść do Esów i Floresów, żeby ją kupić, o ile znajdzie tam książkę mugolskiego autora. Najwyżej uda się do niemagicznej części Londynu, którą w zasadzie powinien odwiedzieć, bo dawno już tam nie był. Poza tym dopiero jak dziewczyna się przedstawia, Florek uświadamia sobie, że cały czas mówił do niej na ty. Cóż za faux pas! Aż robi mu się głupio, ale jest już za późno, żeby to naprawić. Na szczęście dziewczyna nie wydaje się tym faktem urażona, więc zamiast to roztrząsać, zabiera się za robienie pysznego lodowego deseru. Bierze pucharek (chwilowo ma uraz do wafelków) i nakłada po dużej gałce lodów waniliowych oraz czekoladowych. Sprawnym ruchem dokłada to tego trochę owoców i prawdziwej bitej śmietany, wkładając jeszcze w boku ciasteczko. Już chce jej podać puchar, kiedy coś go rusza i decyduje się zerwać jaśminowy kwiat, dodając go w roli dekoracji. Wydaje mu się, że teraz Polly będzie zadowolona. Zawstydza się nagle, kiedy znowu porusza niefortunny temat wafelków. - Tak właśnie myślałem... - mówi niepewnie, ale jej pochwała pomysłu dodaje mu skrzydeł. Oczy jakby zaczęły się bardziej błyszczeć, uśmiech jakby nieco poszerzał. - Chociaż te wafelki to taki drobiazg, od jakiegoś czasu myślę jeszcze nad czymś bardziej skomplikowanym - dodaje, podając jej deser. - Smacznego - mówi, po czym wyjmuje różdżkę i celuje nią w pucharek, wykonując skomplikowany ruch nadgarstkiem. Kiedy kończy, z pucharka wydobywają się miniaturowe fajerwerki. Niestety trwają krótko, ale przynajmniej nikogo nie gryzą. - Vanity? Ze Słodkiej Próżności? - Upewnia się, bo kto to wie ile osób o tym nazwisku żyje na świecie. A nie chciałby przez przypadek trafić do kogoś innego![/b]
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Uff, a więc jednak siostra. Pola ma takie dziwne uczucie, że gdyby okazało się, że Florence to żona Floriana, to by się nieco zasmuciła. Ale właściwie dlaczego miałaby się zasmucić? Chyba jeszcze póki co, to nie zna Floreana, więc zazdroszczenie wspaniałej Florence byłoby nie na miejscu. Chociaż im bardziej Polly poznaje Florence, tym bardziej ma wrażenie, że chciałaby być nią.
- Taak, kiedyś przyszłam zaraz po otwarciu, a ona wyglądała jakby spała w środku, dasz wiarę? Później przyszedł jej kolega, ale ja go znam, kiedyś siedział na oddziale zamkniętym w szpitalu, jak jeszcze tam pracowałam - opowiada Pola, bo kiedyś przyszła do lodziarni a tam Florence i jej tajemniczy kochanek, kto wie, ten wie, kto to jest. Może źle, że mówi o tym Florianowi, ale on ma taką twarz, że chce mu się zafuać, a Pola ma ochotę opowiedzieć mu o wszystkim.
- Wielkie nadzieje, nie wiem czy znasz się na mugolskich autorach, ale pan Dickens to świetny pisarz. Podobno miał dziadka czarodzieja, ale nie wiem o czym miałoby to świadczyć. Mugole niczym nie ustępują czarodziejom, szczególnie jeżeli chodzi o wyobraźnię. Wyobrażasz sobie jakiegokolwiek arystokratę piszącego powieść? Zmęczyłby się od takiego nadmiaru pracy - zaśmiała się lekko, a później Florean zaczyna swoją zabawę z pucharem lodów, więc obserwuje (początkującego) mistrza w akcji.
Pola już chciała zatopić łyżeczkę w lodach, ale wtedy on wyczarował piękne fajerwerki. Na co ona zareagowała śmiechem i zaklaskała w dłonie.
- Wspaniale! Chyba nie ma osoby, która przepuściłaby sobie lody strzelające kolorami - uznała szczerze, po czym w końcu zakręciła różdżką i zatopiła łyżkę w lodach. A kiedy tylko porcja pierwsza wylądowała w jej buzi to aż wywróciła oczami z tej przyjemności. - Ty kręcisz najlepsze lody jakie jadłam - i odrazu poprawił jej się humorek. Aż trochę podskoczyła, kiedy tak kiwała głową, ze tak, tak, własnie tam pracuje.
- Dokładnie, ze Słodkiej Próżności! To właśnie teraz tam robię babeczki. Umiem jeszcze ciasta i wspaniałe dekoracje, ale zanim ci opowiem wszystko co wpisałabym w życiorys, to zaznaczę, że nie szukam nowej pracy, bo praca w cukierni u pani Vanity to spelnienie moich marzeń - zaśmiewa się Polcia, bo jak zaczeła wymieniać swoje ciasteczka, to nagle dotarło do niej jaka jest śmieszna i wcalenie dba o to, żeby Florian nie pomyślał, że ona chce zostać jego nową pracownicą. Chociaż rzeczywiście pracowanie z takim miłym dżentelmenem byłoby wspaiałe!
- Ale mówię szczerze, że gdybyś jej spytał, może podpowiedziałaby ci coś? Te rzeczy są tak kosmiczne, obiecaj, że jeżeli będziesz chciał robić jakieś nowe eksperymenta, to będę mogła być twoją asystetką! - prosi Pola i zajada się lodami. Prosi człowieka, którego zna od kilku minut, może to nawet nie jest godzina. Ale już tak wiele razem przeżyli i ufa mu jak nikomu innemu!
- Taak, kiedyś przyszłam zaraz po otwarciu, a ona wyglądała jakby spała w środku, dasz wiarę? Później przyszedł jej kolega, ale ja go znam, kiedyś siedział na oddziale zamkniętym w szpitalu, jak jeszcze tam pracowałam - opowiada Pola, bo kiedyś przyszła do lodziarni a tam Florence i jej tajemniczy kochanek, kto wie, ten wie, kto to jest. Może źle, że mówi o tym Florianowi, ale on ma taką twarz, że chce mu się zafuać, a Pola ma ochotę opowiedzieć mu o wszystkim.
- Wielkie nadzieje, nie wiem czy znasz się na mugolskich autorach, ale pan Dickens to świetny pisarz. Podobno miał dziadka czarodzieja, ale nie wiem o czym miałoby to świadczyć. Mugole niczym nie ustępują czarodziejom, szczególnie jeżeli chodzi o wyobraźnię. Wyobrażasz sobie jakiegokolwiek arystokratę piszącego powieść? Zmęczyłby się od takiego nadmiaru pracy - zaśmiała się lekko, a później Florean zaczyna swoją zabawę z pucharem lodów, więc obserwuje (początkującego) mistrza w akcji.
Pola już chciała zatopić łyżeczkę w lodach, ale wtedy on wyczarował piękne fajerwerki. Na co ona zareagowała śmiechem i zaklaskała w dłonie.
- Wspaniale! Chyba nie ma osoby, która przepuściłaby sobie lody strzelające kolorami - uznała szczerze, po czym w końcu zakręciła różdżką i zatopiła łyżkę w lodach. A kiedy tylko porcja pierwsza wylądowała w jej buzi to aż wywróciła oczami z tej przyjemności. - Ty kręcisz najlepsze lody jakie jadłam - i odrazu poprawił jej się humorek. Aż trochę podskoczyła, kiedy tak kiwała głową, ze tak, tak, własnie tam pracuje.
- Dokładnie, ze Słodkiej Próżności! To właśnie teraz tam robię babeczki. Umiem jeszcze ciasta i wspaniałe dekoracje, ale zanim ci opowiem wszystko co wpisałabym w życiorys, to zaznaczę, że nie szukam nowej pracy, bo praca w cukierni u pani Vanity to spelnienie moich marzeń - zaśmiewa się Polcia, bo jak zaczeła wymieniać swoje ciasteczka, to nagle dotarło do niej jaka jest śmieszna i wcalenie dba o to, żeby Florian nie pomyślał, że ona chce zostać jego nową pracownicą. Chociaż rzeczywiście pracowanie z takim miłym dżentelmenem byłoby wspaiałe!
- Ale mówię szczerze, że gdybyś jej spytał, może podpowiedziałaby ci coś? Te rzeczy są tak kosmiczne, obiecaj, że jeżeli będziesz chciał robić jakieś nowe eksperymenta, to będę mogła być twoją asystetką! - prosi Pola i zajada się lodami. Prosi człowieka, którego zna od kilku minut, może to nawet nie jest godzina. Ale już tak wiele razem przeżyli i ufa mu jak nikomu innemu!
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Wnętrze lodziarni
Szybka odpowiedź