Arena #12
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Arena #12
Do tego niepozornego pomieszczenia prowadzą dwie pary drzwi znajdujące się na przeciwległych ścianach; uczestnicy turnieju dopiero po ich przekroczeniu mogą poznać swojego przeciwnika. Na środku sali znajduje się otoczone rzędami siedzeń podwyższenie. To właśnie na nim mają miejsce pojedynki; zawodnicy po zajęciu miejsc na przeciwko siebie i wykonaniu tradycyjnego ukłonu, mogą rozpocząć walkę, z której rzadko kiedy oboje wychodzą bez szwanku.
Nad przebiegiem pojedynków czuwa magomedyk gotów zainterweniować w każdej chwili, a oprócz tego losy potyczki z zafascynowaniem śledzą czarodzieje zgromadzeni na widowni.
Nad przebiegiem pojedynków czuwa magomedyk gotów zainterweniować w każdej chwili, a oprócz tego losy potyczki z zafascynowaniem śledzą czarodzieje zgromadzeni na widowni.
Choć próbował, nie mógł się powstrzymać; śmiech, który przemocą wydarł mu się spoza zaciśniętej silnie linii ust, był wręcz niepoważnie głośny. Duny pozostawał boleśnie świadomy tego, jakim nietaktem było używanie na arenie słów niestanowiących formuł zaklęć- dlatego, chociaż uwaga na temat odkrytych nagle i niespodziewanie tanecznych zdolności Lisa zamarła mu na wargach, pozwolił sobie na szeroki, beztroski uśmiech.
Walka nie była beztroska. Z tego zdawał sobie sprawę, dlatego lekko zmarszczył brwi, wciąż uśmiechnięty, oczekując na zaklęcie Fredericka. Słysząc wybraną przez niego inkantację, mimowolnie spiął się, zjeżył jak kot, gotów do natychmiastowej, bohaterskiej obrony. W ostateczności dość miał huśtawek temperatur, od lodowych igieł, do płomieni liżących skraj ciemnej szaty. W duchu odetchnął więc z ulgą, kiedy smuga zaklęcia rozpłynęła się w powietrzu, zanim zdążyła do niego dotrzeć, i zdecydował się na kontratak.
-Casa Aranea!
Walka nie była beztroska. Z tego zdawał sobie sprawę, dlatego lekko zmarszczył brwi, wciąż uśmiechnięty, oczekując na zaklęcie Fredericka. Słysząc wybraną przez niego inkantację, mimowolnie spiął się, zjeżył jak kot, gotów do natychmiastowej, bohaterskiej obrony. W ostateczności dość miał huśtawek temperatur, od lodowych igieł, do płomieni liżących skraj ciemnej szaty. W duchu odetchnął więc z ulgą, kiedy smuga zaklęcia rozpłynęła się w powietrzu, zanim zdążyła do niego dotrzeć, i zdecydował się na kontratak.
-Casa Aranea!
intertwined
I've pinned each and every hope on you
I hope that you don't bleed with me
Duncan Beckett
Zawód : pracownik Niewidzialnego Oddziału Zadaniowego
Wiek : 26 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
spare me your judgements and spare me your dreams,
don't cover yourself with thistle and weeds
don't cover yourself with thistle and weeds
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Duncan Beckett' has done the following action : rzut kością
'k100' : 57
'k100' : 57
Zaklęcie błysnęło zaczepnie, zapłonęło jasno, jakby obiecująco na końcu różdżki i pognało przed siebie- prosto w kierunku Fredericka. Przez jedną, krótką chwilę poprzez ciemne chmury widma porażki zdołał się przebić wątły promień słońca. Duny nie tracił jednak czasu na zachwycanie się jego blaskiem. Światło, choć piękne, choć delikatne, bywało nad wyraz zwodnicze, dlatego nie poświęcił mu wiele uwagi, zbyt skupiony na zwyczajnej, prostej radości z podnoszenia się z widowiskowej porażki.
Zbyt skupiony na uczuciu wyjątkowości- tej, która sprawiła, że mógł stać naprzeciw przyjaciela i czuć się jak za czasów Hogwartu, kiedy pojedynki toczyło się jeszcze w imię wygranych tabliczek czekolad i cukrowych piór, nie w imię wojny i własnych idei. To była prosta i piękna magia. Proste i piękne było pojedynkowanie się z kimś nie po to, by sprawić mu krzywdę, nie po to, by się dowartościować- ale dla samej przyjemności z ćwiczeń. Szczególnie z ćwiczeń ze znakomitym aurorem, któremu Duny właśnie posłał kolejny, chłopięco zaczepny uśmiech.
-Petrificus Totalus!- Czy i tej próbie miał przytaknąć kapryśny los?
Zbyt skupiony na uczuciu wyjątkowości- tej, która sprawiła, że mógł stać naprzeciw przyjaciela i czuć się jak za czasów Hogwartu, kiedy pojedynki toczyło się jeszcze w imię wygranych tabliczek czekolad i cukrowych piór, nie w imię wojny i własnych idei. To była prosta i piękna magia. Proste i piękne było pojedynkowanie się z kimś nie po to, by sprawić mu krzywdę, nie po to, by się dowartościować- ale dla samej przyjemności z ćwiczeń. Szczególnie z ćwiczeń ze znakomitym aurorem, któremu Duny właśnie posłał kolejny, chłopięco zaczepny uśmiech.
-Petrificus Totalus!- Czy i tej próbie miał przytaknąć kapryśny los?
intertwined
I've pinned each and every hope on you
I hope that you don't bleed with me
Duncan Beckett
Zawód : pracownik Niewidzialnego Oddziału Zadaniowego
Wiek : 26 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
spare me your judgements and spare me your dreams,
don't cover yourself with thistle and weeds
don't cover yourself with thistle and weeds
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Duncan Beckett' has done the following action : rzut kością
'k100' : 83
'k100' : 83
Zdaje się, że pech, który kurczowo trzymał się Dunego przez pierwsze chwile pojedynku, na dobre osiadł na moich barkach, skrupulatnie pilnując, by z mojej różdżki nie wydobyła się żadna magiczna wiązka, będąca w stanie odmienić moje aktualne, wręcz beznadziejne położenie. Ilość nagromadzonych w ciągu kilku chwil niepowodzeń doprowadziła do tego, że tym razem to ja stałem przed ostatnią szansą utrzymania się na arenie. Zadanie nie było łatwe, ale perspektywa przegranej musiała być wystarczającą motywacją do tego, by dać z siebie wszystko. Nie chodziło nawet o sam fakt poniesienia porażki - taka perspektywa nie pisała się dla mnie w czarnych barwach, ale przegrać przez nieumiejętnie wykonaną tarczę byłoby... niedopuszczalnie przygnębiające.
Nawet, jeśli pojedynek traktowałem bardziej jako sparing z kumplem, niż rywalizację.
Potrzebowałem wyciszenia. Potrzebowałem przenieść się myślami gdzieś wysoko w Himalaje, do miejsca, w którym w końcu zaznałem błogiego spokoju - tym razem jednak zamiast upragnionej równowagi, przed oczami zamajaczyła mi sylwetka Lovegood, a ja nie potrafiłem sprecyzować, czy był to dobry, czy może całkowicie zły znak.
Nie miałem jednak czasu na myślenie - należało działać.
- Protego!
Nawet, jeśli pojedynek traktowałem bardziej jako sparing z kumplem, niż rywalizację.
Potrzebowałem wyciszenia. Potrzebowałem przenieść się myślami gdzieś wysoko w Himalaje, do miejsca, w którym w końcu zaznałem błogiego spokoju - tym razem jednak zamiast upragnionej równowagi, przed oczami zamajaczyła mi sylwetka Lovegood, a ja nie potrafiłem sprecyzować, czy był to dobry, czy może całkowicie zły znak.
Nie miałem jednak czasu na myślenie - należało działać.
- Protego!
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
The member 'Frederick Fox' has done the following action : rzut kością
'k100' : 34
'k100' : 34
Poczułem, jak każda część mojego ciała powoli sztywnieje; wypuściłem różdżkę z dłoni, lądowanie na szczęście miałem bardziej miękkie, niż przypuszczałem - upadek musiały złagodzić pajęczyny, które wyrosły pode mną. Pomimo tego, iż pojedynek mogłem zaliczyć do jednego z bardziej udanych, leżąc w bezruchu nie potrafiłem pogodzić się z myślą, że przyczyną porażki była nieudolna próba wzniesienia magicznej bariery. Trochę usatysfakcjonowany, a z drugiej strony zupełnie nie, tępo wpatrywałem się w sufit, bezskutecznie próbując wyprzeć obraz Lovegood z mojej głowy.
Ale tak naprawdę chyba wcale tego nie chciałem.
Ale tak naprawdę chyba wcale tego nie chciałem.
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Ułamki sekund, dwa rozbłyski, jasne, złote, prawie białe- i po wszystkim. I było po wszystkim.
Zanim zdążył się zastanowić czy poczuć wyczekiwaną satysfakcję, starannie odkładał już różdżkę do kieszeni, delikatnie i czule, jakby w geście podziękowania. Spisała się w końcu znacznie lepiej od swojego właściciela. Nie czekał na fanfary, nie liczył na chwilę chwały. Zamiast tego raźnym krokiem ruszył przed siebie, żeby najpierw stanąć, a potem przyklęknąć obok przyklejonego do podłoża (dosłownie!) Fredericka.
-Nie wiedziałem, że taki dobry z Ciebie tancerz!- Dopiero teraz bezkarnie mógł pozwolić sobie na żart i na uśmiech, który jasno, ciepło rozjaśnił mu nieco rozbawioną jeszcze twarz. -Założę się, że jedno zaklęcie więcej, a to ja leżałbym tu zamiast Ciebie.
Ach, jak miło, jak miło było w końcu znów poczuć się czarodziejem.
| zt!<3
Zanim zdążył się zastanowić czy poczuć wyczekiwaną satysfakcję, starannie odkładał już różdżkę do kieszeni, delikatnie i czule, jakby w geście podziękowania. Spisała się w końcu znacznie lepiej od swojego właściciela. Nie czekał na fanfary, nie liczył na chwilę chwały. Zamiast tego raźnym krokiem ruszył przed siebie, żeby najpierw stanąć, a potem przyklęknąć obok przyklejonego do podłoża (dosłownie!) Fredericka.
-Nie wiedziałem, że taki dobry z Ciebie tancerz!- Dopiero teraz bezkarnie mógł pozwolić sobie na żart i na uśmiech, który jasno, ciepło rozjaśnił mu nieco rozbawioną jeszcze twarz. -Założę się, że jedno zaklęcie więcej, a to ja leżałbym tu zamiast Ciebie.
Ach, jak miło, jak miło było w końcu znów poczuć się czarodziejem.
| zt!<3
intertwined
I've pinned each and every hope on you
I hope that you don't bleed with me
Duncan Beckett
Zawód : pracownik Niewidzialnego Oddziału Zadaniowego
Wiek : 26 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
spare me your judgements and spare me your dreams,
don't cover yourself with thistle and weeds
don't cover yourself with thistle and weeds
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Mulciber. Nie lubił tego nazwiska - ciągnęło się za nim od dawna. W biurze aurorów byli aż dwaj tacy - nie lubił żadnego z nich. A teraz, o swoje miejsce starał się trzeci - dlaczego ci ludzie nie mogli zrozumieć, że ich miejsce było gdzieś indziej? Że tam ich nikt nie chciał, że miłośnicy czarnej magii i chowu wsobnego powinni się trzymać razem, gdzieś, gdzie ich nikt nie widzi i gdzieś, gdzie nikomu nie wadzą, najlepiej w Azkabane. Ale uparcie - cisnęli się tam, gdzie najmniej pasowali. Tego Muclbiera traktował z milczącym szacunkiem jako godnego siebie przeciwnika, choć jednocześnie ani trochę nie szanował go jako człowieka. Był katem - kim trzeba być, by dobrowolnie przyjąć podobne miano? Był odrażający. Nie lepsze uczynił na nim wrażenie, kiedy próbował z nim pomówić o odnalezionej już Mii - choć poniekąd wdzięczny mu był za jego reakcję. Wiele mówiła - o niej, o nich. Skrzywił się nieznacznie, idąc wzdłuż areny, by zająć swoje miejsce, pochłonięty rozmyśleniami na tyle mocno, by nawet nie spojrzeć na swojego oponenta, a tutaj - tutaj rozmowy powinny już umilknąć. Musiał się skoncentrować - po raz pierwszy w sezonie stał na klubowej arenie.
Ukłonił się - co do cala tak, jak nakazywały zasady. Niech wygra lepszy, Mulciber.
- Nox Maxima - wypowiedział miękko, wykonując płynny, skupiony ruch nadgarstkiem.
Ukłonił się - co do cala tak, jak nakazywały zasady. Niech wygra lepszy, Mulciber.
- Nox Maxima - wypowiedział miękko, wykonując płynny, skupiony ruch nadgarstkiem.
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Brendan Weasley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 33
'k100' : 33
Gdy tylko usłyszał, kto będzie jego przeciwnikiem tym razem, zrozumiał, że pojedynek nie będzie łatwy. Po pierwsze, bo musiał walczyć z aurorem, który zdawał się doskonale czytać innych. Był inny niż jego brat, niż jego kuzyn. Zdawał się wyczuwać czarnomagiczny smród z odległości kilku metrów. I kiedy tylko po raz pierwszy się spotkali dostrzegł to w wyrazie jego twarzy. Ten grymas, gdy w nozdrza wpada zapach, którego nie cierpisz. On sam czuł go wobec większości ludzi. Odór, który z trudem się toleruje. Przeczuwał. A może wiedział, lecz brakowało mu dowodów.
Po drugie, między nimi tkwiła Mia. Bezmyślna. Pchająca się do świata ludzi, do których nigdy nie będzie przynależeć, niezależnie od tego jak bardzo będzie próbować stanąć w cieniu zmarłego brata. Sama myśl, że mogłaby stać się aurorem i tkwić u boku tego... Weasleya napawała go obrzydzeniem. Zaczął się denerwować idąc na swoje miejsce — choć patrzył w ziemię, starając się nie dać po sobie poznać, że ów osobnik jest mu całkiem nieobojętny. Budził w nim irytacje. To niezbyt pomocne przy pojedynkach.
Skinął głową i uśmiechnął się do niego. Pogodnie, jak do przyjaciela.
Z jego różdżki pomknęło zaklęcie obronne. Tak, mógł się tego spodziewać. Na szczęście szybko się rozmyło, a choć wokół nich pociemniało, nie udało mi się oślepić go całkowicie.
— Mam nadzieję, że nie kończysz, tak jak zaczynasz — mruknął niezbyt głośno i wystawił przed siebie rękę, celując w niego różdżką.— Commotio!
Po drugie, między nimi tkwiła Mia. Bezmyślna. Pchająca się do świata ludzi, do których nigdy nie będzie przynależeć, niezależnie od tego jak bardzo będzie próbować stanąć w cieniu zmarłego brata. Sama myśl, że mogłaby stać się aurorem i tkwić u boku tego... Weasleya napawała go obrzydzeniem. Zaczął się denerwować idąc na swoje miejsce — choć patrzył w ziemię, starając się nie dać po sobie poznać, że ów osobnik jest mu całkiem nieobojętny. Budził w nim irytacje. To niezbyt pomocne przy pojedynkach.
Skinął głową i uśmiechnął się do niego. Pogodnie, jak do przyjaciela.
Z jego różdżki pomknęło zaklęcie obronne. Tak, mógł się tego spodziewać. Na szczęście szybko się rozmyło, a choć wokół nich pociemniało, nie udało mi się oślepić go całkowicie.
— Mam nadzieję, że nie kończysz, tak jak zaczynasz — mruknął niezbyt głośno i wystawił przed siebie rękę, celując w niego różdżką.— Commotio!
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ostatnio zmieniony przez Ramsey Mulciber dnia 27.12.16 22:43, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : rzut kością
'k100' : 60
'k100' : 60
Płynnie zatoczył ruch nadgarstkiem, celując prosto w Weasleya. Stał twardo na nogach, utrzymując ciężar na lewej stronie, bo i lewą stopę miał wysuniętą bardziej do przodu. Był wyprostowany, ale jego mięśnie napięte, a gdy wypowiedział inkantację poczuł, jak spinają się jeszcze mocniej. Bezustannie wpatrywał się w sylwetkę przed sobą, nie pozwalając sobie na mrugnięcie, jakby sądził, że będzie kosztować go cenną sekundę, w której wykona ruch i go pokona. Nie mógł sobie na to pozwolić. Nie dziś. Nie z nim jako przeciwnikiem.
Gdy wiązka światła pomknęła w kierunku przeciwnika, ponownie zamachnął się różdżką, nie zamierzając dawać mu ani chwili wytchnienia. Przeczuwał, że się obroni, a może nawet odbije zaklęcie. Ruch jego dłoni, sposób wypowiadania inkantacji wskazywał na to, że ma to wyćwiczone do perfekcji. Ale jeśli istniał choćby cień szansy, że go pokona — zamierzał ryzykować.
— Orbis!— wymówił lekko, wyprzedzając myślami bieg wydarzeń i widząc, jak świetliste lasso pęta aurora i przewala go na ziemię, jak zwierzynę, jak zdobycz. Tego chciał.
Gdy wiązka światła pomknęła w kierunku przeciwnika, ponownie zamachnął się różdżką, nie zamierzając dawać mu ani chwili wytchnienia. Przeczuwał, że się obroni, a może nawet odbije zaklęcie. Ruch jego dłoni, sposób wypowiadania inkantacji wskazywał na to, że ma to wyćwiczone do perfekcji. Ale jeśli istniał choćby cień szansy, że go pokona — zamierzał ryzykować.
— Orbis!— wymówił lekko, wyprzedzając myślami bieg wydarzeń i widząc, jak świetliste lasso pęta aurora i przewala go na ziemię, jak zwierzynę, jak zdobycz. Tego chciał.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : rzut kością
'k100' : 27
'k100' : 27
Arena #12
Szybka odpowiedź