Kuchnia
AutorWiadomość
Kuchnia
Do w miarę stałego umeblowania tego wnętrza należą flakoniki, garnki, stół, kredens, zlewozmywak, cała masa patelni i tym podobbnych rzeczy oraz Bertie. Kuchnia w Ruderze jest bardzo przytulnym i ciepłym miejscem w którym jest wszystko, czego trzeba do zrobienia pysznego posiłku. Bardzo często z resztą na stole stoi jakieś ciasto, albo na kuchence garnek zupy, którym goście, czy domownicy mogą się częstować.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Ostatnio zmieniony przez Bertie Bott dnia 13.11.16 0:10, w całości zmieniany 1 raz
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
|07.02.1956r
Trochę mu się plany rozjechały. Trochę mocno. A i na remonty nie było tyle czasu, ile planował. Brał każdą godzinę w pracy, jaką tylko Cynthia mu oferowała, trochę za częstopił dobrze się bawił. Niedawno nawet udało mu się prawie utonąć przez durnego ducha. No! I pewnie więcej by już wyremontował, gdyby nie fakt, że kilka dni spędził w szpitalu przez to, w jak genialny sposób pozbył się środka na pleśń i mech. Musiał więc załatwiać nowy, nasłuchać się mędzenia Matta o tym, jakim jest nieodpowiedzialnym debilem bez mózgu (nie tylko jego z resztą).
Tak do tej pory większość domu była już w nienajgorszym stanie, ale kuchnia nadal pozostawała... cóż. Odgruzował ją. A jednak nie wszystkim deskom w tej podłodze ufał, trzeba je sprawdzić. Kafelki oczyścić, nad kafelkami odmalować. Posprawdzać jeszcze raz sprzęt.
Najwięcej roboty będzie chyba z podłogą.
Najpierw jednak zgodnie z obietnicą, choć sporo po czasie skoczył po kuzyna (Lou), żeby wraz z nim dotrzeć do domu Błędnym Rycerzem.
- Mówiłem, że jest genialny? - uśmiechnął się szeroko. To zdecydowanie jego ulubiony środek transportu. Bardziej pokręcony chyba nie istnieje!
- Noo... to ten. Chciałem pozbyć się pleśni i tak dalej, ale mi nie wyszło, więc zajmę się tym teraz. Szafek lepiej nie otwieraj, bo część sztućców jest zaczarowana i w sumie to nie wiem, jak zareaguje na mugola. Możesz posprawdzać deski. Kupiłem ich trochę, jak coś się za mocno ugina albo skrzypi to wymienimy. Dach w sumie na koniec będzie... - zadecydował. - Matt mówił, że pomoże, ciekawe czy się zjawi.
Dodał po chwili, wspominając bardziej marudną część familii i zaczynając roznosić przygotowaną miksturę (tym razem w pojemniku, który NIE jest kubkiem) po wszelakim zielsku, jakiego być tu nie powinno.
Trochę mu się plany rozjechały. Trochę mocno. A i na remonty nie było tyle czasu, ile planował. Brał każdą godzinę w pracy, jaką tylko Cynthia mu oferowała, trochę za często
Tak do tej pory większość domu była już w nienajgorszym stanie, ale kuchnia nadal pozostawała... cóż. Odgruzował ją. A jednak nie wszystkim deskom w tej podłodze ufał, trzeba je sprawdzić. Kafelki oczyścić, nad kafelkami odmalować. Posprawdzać jeszcze raz sprzęt.
Najwięcej roboty będzie chyba z podłogą.
Najpierw jednak zgodnie z obietnicą, choć sporo po czasie skoczył po kuzyna (Lou), żeby wraz z nim dotrzeć do domu Błędnym Rycerzem.
- Mówiłem, że jest genialny? - uśmiechnął się szeroko. To zdecydowanie jego ulubiony środek transportu. Bardziej pokręcony chyba nie istnieje!
- Noo... to ten. Chciałem pozbyć się pleśni i tak dalej, ale mi nie wyszło, więc zajmę się tym teraz. Szafek lepiej nie otwieraj, bo część sztućców jest zaczarowana i w sumie to nie wiem, jak zareaguje na mugola. Możesz posprawdzać deski. Kupiłem ich trochę, jak coś się za mocno ugina albo skrzypi to wymienimy. Dach w sumie na koniec będzie... - zadecydował. - Matt mówił, że pomoże, ciekawe czy się zjawi.
Dodał po chwili, wspominając bardziej marudną część familii i zaczynając roznosić przygotowaną miksturę (tym razem w pojemniku, który NIE jest kubkiem) po wszelakim zielsku, jakiego być tu nie powinno.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Może i Bertiemu się plany rozjechały... ale może to i lepiej? Dzięki temu mogłem spokojnie zakuwać pouczyć się do egzaminów i je radośnie zdać (i to, nie chwaląc się, całkiem wysoko). Potem nastąpiło typowe studenckie stoczenie się uczczenie końca semestru i początku następnego. Tak czy siak nie miałem wtedy głowy do żadnych remontów, a teraz... a i owszem, czemu nie?
Nie mniej jednak wizyta Bertiego znów mnie zaskoczyła. Szczęście, że byłem w domu i to nawet w stanie trzeźwym i radosnym. Właśnie miałem iść do sklepu, ale szybko o tym zapomniałem. Zakupy były nieważne, kiedy kuzyn roztoczył przede mną barwną wizję przemieszczenia się Błędnym Rycerzem (nadal nie wiedziałem o co chodzi), odwiedzenia jego domu i być może zapoznania się z kolejnym kuzynem. Kosmos, nie?
- Jeśli mam być szczery, to źle się nazywa. Jak już coś to to powinien być Obłędny Rycerz! - podkreśliłem oczywiście będąc zachwycony przejażdżką. Trochę przestraszony, fakt (kto by się nie bał obijając się po pojeździe i patrząc śmierci prosto w oczy za każdym razem kiedy czarodziejski autobus zbliżał się do samochodów/przechodniów/budynków/drzew/wszystkiego z maksymalną prędkością), ale... to był, kurka wodna, odlot! Szkoda, że żeby go przywołać trzeba było mieć różdżkę, bo jeździłbym nim totalnie zawsze i wszędzie. Cena nie grała roli! No ale cóż... na pewno namówię jeszcze jakichś czarodziejów, żeby chociaż mi Obłędnego Rycerza przywoływali.
Co zaś tyczyło się domu Bertiego do remontu... Cóż. On nawet nie wyglądał jak rudera, to były ruiny. Ruiny służące żulom za melinę od jakichś dwustu lat. Tak naprawdę chyba to coś bardziej opłacało się wyburzyć i zbudować na tym po prostu nowy dom... ale potem szybko sobie przypomniałem, że nie mam do czynienia ze zwykłym domem w zwykłej okolicy. To dom należący do mojego kuzyna-czarodzieja! Czarodziejom takie coś z pewnością nie sprawi większego problemu. Gorzej ze mną.
W miarę jak przemieszczałem się po domostwie(?) jedynie coraz szerzej otwierałem oczy nie bardzo wiedząc co powiedzieć. Spoko, Bertie na pewno wszystko miał pod kontrolą, uspokajałem się w duchu. Przecież nie porywałby się na coś, coby go przerastało, nie? Machnie różdżką i po sprawie.
Tego, że weszliśmy do kuchni, nie zauważyłbym, gdyby nie to, że kuzyn mnie o tym poinformował. Ewentualnie można się było domyślić po rozrzuconych gdzieniegdzie garnkach, ale to wcale nie było regułą - wydawało mi się, że widziałem je też w pozostałych pomieszczeniach.
- Nie no, spoko! Damy radę! - skwitowałem dziarsko i nawet udało mi się uśmiechnąć szeroko. - Małymi kroczkami, ale to nie jest niemożliwe do wyremontowania - dodałem z przekonaniem.
Szafek nie otwierać, zająć się podłogą - jak dla mnie wszystko było jasne.
- Się robi! - zasalutowałem jak żołnierz. Żołnierz w najstarszych i najbardziej dziurawych dżinsach, jakie miałem w szafie i w bluzie w podobnym stanie.
Przez chwilę tylko się zastanawiałem czy nie lepiej byłoby po prostu zerwać całą podłogę jak leci i wyłożyć ją nowymi deskami, ale szybko odsunąłem od siebie tą myśl. Sprawdzenie czy całe drewno jest rzeczywiście zbutwiałe (na co wyglądało na pierwszy rzut oka) nic mnie nie kosztowało, nie? Więc szybko zabrałem się do roboty.
- Podziwiam cię, że się na to porwałeś - odezwałem się po chwili, dokładnie badając deskę. - Dla zwykłych ludzi... wiesz, mugoli, to to nadawałoby się tylko i wyłącznie do rozbiórki - poinformowałem go wbrew pozorom całkiem pogodnie.
Nie mniej jednak wizyta Bertiego znów mnie zaskoczyła. Szczęście, że byłem w domu i to nawet w stanie trzeźwym i radosnym. Właśnie miałem iść do sklepu, ale szybko o tym zapomniałem. Zakupy były nieważne, kiedy kuzyn roztoczył przede mną barwną wizję przemieszczenia się Błędnym Rycerzem (nadal nie wiedziałem o co chodzi), odwiedzenia jego domu i być może zapoznania się z kolejnym kuzynem. Kosmos, nie?
- Jeśli mam być szczery, to źle się nazywa. Jak już coś to to powinien być Obłędny Rycerz! - podkreśliłem oczywiście będąc zachwycony przejażdżką. Trochę przestraszony, fakt (kto by się nie bał obijając się po pojeździe i patrząc śmierci prosto w oczy za każdym razem kiedy czarodziejski autobus zbliżał się do samochodów/przechodniów/budynków/drzew/wszystkiego z maksymalną prędkością), ale... to był, kurka wodna, odlot! Szkoda, że żeby go przywołać trzeba było mieć różdżkę, bo jeździłbym nim totalnie zawsze i wszędzie. Cena nie grała roli! No ale cóż... na pewno namówię jeszcze jakichś czarodziejów, żeby chociaż mi Obłędnego Rycerza przywoływali.
Co zaś tyczyło się domu Bertiego do remontu... Cóż. On nawet nie wyglądał jak rudera, to były ruiny. Ruiny służące żulom za melinę od jakichś dwustu lat. Tak naprawdę chyba to coś bardziej opłacało się wyburzyć i zbudować na tym po prostu nowy dom... ale potem szybko sobie przypomniałem, że nie mam do czynienia ze zwykłym domem w zwykłej okolicy. To dom należący do mojego kuzyna-czarodzieja! Czarodziejom takie coś z pewnością nie sprawi większego problemu. Gorzej ze mną.
W miarę jak przemieszczałem się po domostwie(?) jedynie coraz szerzej otwierałem oczy nie bardzo wiedząc co powiedzieć. Spoko, Bertie na pewno wszystko miał pod kontrolą, uspokajałem się w duchu. Przecież nie porywałby się na coś, coby go przerastało, nie? Machnie różdżką i po sprawie.
Tego, że weszliśmy do kuchni, nie zauważyłbym, gdyby nie to, że kuzyn mnie o tym poinformował. Ewentualnie można się było domyślić po rozrzuconych gdzieniegdzie garnkach, ale to wcale nie było regułą - wydawało mi się, że widziałem je też w pozostałych pomieszczeniach.
- Nie no, spoko! Damy radę! - skwitowałem dziarsko i nawet udało mi się uśmiechnąć szeroko. - Małymi kroczkami, ale to nie jest niemożliwe do wyremontowania - dodałem z przekonaniem.
Szafek nie otwierać, zająć się podłogą - jak dla mnie wszystko było jasne.
- Się robi! - zasalutowałem jak żołnierz. Żołnierz w najstarszych i najbardziej dziurawych dżinsach, jakie miałem w szafie i w bluzie w podobnym stanie.
Przez chwilę tylko się zastanawiałem czy nie lepiej byłoby po prostu zerwać całą podłogę jak leci i wyłożyć ją nowymi deskami, ale szybko odsunąłem od siebie tą myśl. Sprawdzenie czy całe drewno jest rzeczywiście zbutwiałe (na co wyglądało na pierwszy rzut oka) nic mnie nie kosztowało, nie? Więc szybko zabrałem się do roboty.
- Podziwiam cię, że się na to porwałeś - odezwałem się po chwili, dokładnie badając deskę. - Dla zwykłych ludzi... wiesz, mugoli, to to nadawałoby się tylko i wyłącznie do rozbiórki - poinformowałem go wbrew pozorom całkiem pogodnie.
Make love music
Not war.
Not war.
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
Nieaktywni
- I się do niej nadaje. W dokach czy na Nokturnie jest już wyższy standard, lecz tego już nijak Bertiemu nie przełożysz bo by przecież wyszło, że dał się oszwabić. - zakomunikował nieznajomemu, który niemalże zacytował to co większość od grudnia upartemu Bertiemu próbowała uzmysłowić. Bo jasne, pewnie - dom kupiony na niewiele, lecz niezaprzeczalnie wielokrotność tego należało wpakować w remont.
- I nie ma już żadnych zaczarowanych sztućców. Właściwie to sztućców, wałków, pędzli i innych utrudniających życie klamotów. - Wymienił z nieskrywaną satysfakcją bo od tej niemalże pękał. Nie bez powodu, oczywiście. Od bladego świtu bowiem się z tymi wszystkimi fantami szarpał (momentami nawet dosłownie!) nim te uległy pod perswazją siły, wora i sznura - dokładnie w takiej kolejności. Żaden obraz już go z rana męczyć nie będzie, żadna łyżka nie będzie mu dyktować w którą stronę ma mieszać kawę, a pędzle nie będą go tu pouczały jak się maluje. W ogóle co to za pomysł by do remontowania używać takich wynalazków? Jak coś ma być zrobione dobrze to trzeba to zrobić samemu, o!
- Matt - przedstawił się wyciągając w stronę nieznajomego rękę i tak, zachowywał się trochę jakby tu Bertiego nie było. Ciągle był zły na niego z powodu jego głupoty, a konkretnie tego, że postanowił sobie wylądować w Mungu. Idiota napędził mu stracha, a wszystko z powodu budzącego się w młodszym Bottonie zamiłowania do eksperymentalnych trunków.
- I nie ma już żadnych zaczarowanych sztućców. Właściwie to sztućców, wałków, pędzli i innych utrudniających życie klamotów. - Wymienił z nieskrywaną satysfakcją bo od tej niemalże pękał. Nie bez powodu, oczywiście. Od bladego świtu bowiem się z tymi wszystkimi fantami szarpał (momentami nawet dosłownie!) nim te uległy pod perswazją siły, wora i sznura - dokładnie w takiej kolejności. Żaden obraz już go z rana męczyć nie będzie, żadna łyżka nie będzie mu dyktować w którą stronę ma mieszać kawę, a pędzle nie będą go tu pouczały jak się maluje. W ogóle co to za pomysł by do remontowania używać takich wynalazków? Jak coś ma być zrobione dobrze to trzeba to zrobić samemu, o!
- Matt - przedstawił się wyciągając w stronę nieznajomego rękę i tak, zachowywał się trochę jakby tu Bertiego nie było. Ciągle był zły na niego z powodu jego głupoty, a konkretnie tego, że postanowił sobie wylądować w Mungu. Idiota napędził mu stracha, a wszystko z powodu budzącego się w młodszym Bottonie zamiłowania do eksperymentalnych trunków.
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Drgnąłem usłyszawszy za plecami obcy głos i zaraz odwróciłem się, żeby spojrzeć w tamtą stronę. Nie mogłem przeoczyć wysokiego bruneta na oko starszego trochę ode mnie i Bertiego.
- Nie no... nie jest aż tak źle... - mruknąłem przeciągle siląc się na przekonujący ton. Chyba nie wyszło mi tak dobrze jak poprzednio. Tak czy siak nie chciałem, żeby kuzyn rzeczywiście doszedł do wniosku, że kupno tej ruiny to błąd. Teraz zapewne i tak nie miałby możliwości jej zwrócenia, więc... chyba lepiej, żeby stanęło na jego wersji.
Za to zdecydowanie ucieszyła mnie druga wiadomość. Przy odrobinie szczęścia nic z tego domu nie będzie czyhało na moje życie, odetchnąłem więc z ulgą na tą wieść, a już po chwili podniosłem się też z kolan, wyprostowałem i z uśmiechem uścisnąłem dłoń kolejnemu Bottowi (dokładnie tyle o nim wiedziałem).
- Lou - przedstawiłem się również. - Czarodziejskich dywanów też nie ma? - zagadnąłem. - Ostatnio jeden z nich na strychu stryja chciał mnie udusić - zmarszczyłem nos na to niezbyt miłe wspomnienie.
- Nie no... nie jest aż tak źle... - mruknąłem przeciągle siląc się na przekonujący ton. Chyba nie wyszło mi tak dobrze jak poprzednio. Tak czy siak nie chciałem, żeby kuzyn rzeczywiście doszedł do wniosku, że kupno tej ruiny to błąd. Teraz zapewne i tak nie miałby możliwości jej zwrócenia, więc... chyba lepiej, żeby stanęło na jego wersji.
Za to zdecydowanie ucieszyła mnie druga wiadomość. Przy odrobinie szczęścia nic z tego domu nie będzie czyhało na moje życie, odetchnąłem więc z ulgą na tą wieść, a już po chwili podniosłem się też z kolan, wyprostowałem i z uśmiechem uścisnąłem dłoń kolejnemu Bottowi (dokładnie tyle o nim wiedziałem).
- Lou - przedstawiłem się również. - Czarodziejskich dywanów też nie ma? - zagadnąłem. - Ostatnio jeden z nich na strychu stryja chciał mnie udusić - zmarszczyłem nos na to niezbyt miłe wspomnienie.
Make love music
Not war.
Not war.
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
Nieaktywni
Cieszyło go, że przejażdżka się Louisowi spodobała. No, bo... no, przecież Rycerz jest niesamowity, wspaniały i świetny! I cieszyło go zawsze, kiedy gusta innych wpasowywały się w jego. W innych wypadkach zwykle wychodził po prostu na dzieciaka. Na przykład za chwilę przybyły Matt czasem sprawiał wrażenie, jakby połowę świata czy starszą, czy młodszą od siebie z Bertiem na czele uważał za gromadę wyrośniętych bachorów.
Oto i jest.
Uśmiechnął się pod nosem na widok naczelnego marudy i narzekacza swojej rodziny.
- Mówiłem ci chyba o kuzynie marudzie, dla którego cały świat jest wrzodem? Tha-daaam. - uśmiechnął się do Lou. - Tobie chyba nie mówiłem, że rodzinka jest trochę większa, niż sądziliśmy? No, to już wiesz. - dodał w stronę Matta, nie przejmując się zbytnio rzeczami, bo i bój o magiczne przedmioty w domu toczył się nie od dziś. Podobnie, jak zdenerwowanie Matta po Mungowym incydencie. Noo... to nawet miłe, że się wścieka!
- Mówiłem ci, na dywanach już nikt nie lata. To staroci, może u jakichś staruszków być je znalazł.
Oznajmił, by zaraz zostawić ich samych. No, przecież Matt nie zakopał tych rzeczy w lesie! Co najwyżej wrzucił je do kosza na śmieci przed domem, więc wór pełen cennych rzeczy wystarczy przynieść z powrotem. Póki co duży wór i kilka oburzonych obrazów wstawił po prostu do salonu. Później wrócą na miejsce, teraz jedynie nie chciał, żeby poszły na wysypisko.
- Nikt cię nie zmusza do trzymania ich u siebie, ale moich rzeczy nie ruszaj, zgredzie. Samantha się chyba obraziła. - wspomniał o damie z obrazu za którym przepadał szczególnie. Absolutnie, ale to absolutnie nie ze względu na ładnie wyeksponowane wdzięki modelki! To był po prostu piękny obraz. Bardzo wartościowy! Malarsko wartościowy rzecz jasna! Z resztą samą Samanthę bardzo polubił nawet, jeśli była tylko malarskim wspomnieniem samej siebie.
- Kto wyrzuca obrazy? - pokręcił głową. No, co za! - Jak rozumiem, zamierzasz się przyłączyć i przeprowadzić remont po mugolsku? Chcę dzisiaj zrobić całą kuchnię, więc wynosimy graty, wymieniamy deski, co nie wiem jak zamierzasz zrobić bez zaklęć, malujemy, tapetujemy, sprzątamy i układamy.
Choćby mieli tu siedzieć dobę! No dobra, ich do tego nie zmusi, ale sam będzie siedział do oporu, bo w końcu to pomieszczenie wypada doprowadzić do porządku! A potem wszystkie inne...
Oto i jest.
Uśmiechnął się pod nosem na widok naczelnego marudy i narzekacza swojej rodziny.
- Mówiłem ci chyba o kuzynie marudzie, dla którego cały świat jest wrzodem? Tha-daaam. - uśmiechnął się do Lou. - Tobie chyba nie mówiłem, że rodzinka jest trochę większa, niż sądziliśmy? No, to już wiesz. - dodał w stronę Matta, nie przejmując się zbytnio rzeczami, bo i bój o magiczne przedmioty w domu toczył się nie od dziś. Podobnie, jak zdenerwowanie Matta po Mungowym incydencie. Noo... to nawet miłe, że się wścieka!
- Mówiłem ci, na dywanach już nikt nie lata. To staroci, może u jakichś staruszków być je znalazł.
Oznajmił, by zaraz zostawić ich samych. No, przecież Matt nie zakopał tych rzeczy w lesie! Co najwyżej wrzucił je do kosza na śmieci przed domem, więc wór pełen cennych rzeczy wystarczy przynieść z powrotem. Póki co duży wór i kilka oburzonych obrazów wstawił po prostu do salonu. Później wrócą na miejsce, teraz jedynie nie chciał, żeby poszły na wysypisko.
- Nikt cię nie zmusza do trzymania ich u siebie, ale moich rzeczy nie ruszaj, zgredzie. Samantha się chyba obraziła. - wspomniał o damie z obrazu za którym przepadał szczególnie. Absolutnie, ale to absolutnie nie ze względu na ładnie wyeksponowane wdzięki modelki! To był po prostu piękny obraz. Bardzo wartościowy! Malarsko wartościowy rzecz jasna! Z resztą samą Samanthę bardzo polubił nawet, jeśli była tylko malarskim wspomnieniem samej siebie.
- Kto wyrzuca obrazy? - pokręcił głową. No, co za! - Jak rozumiem, zamierzasz się przyłączyć i przeprowadzić remont po mugolsku? Chcę dzisiaj zrobić całą kuchnię, więc wynosimy graty, wymieniamy deski, co nie wiem jak zamierzasz zrobić bez zaklęć, malujemy, tapetujemy, sprzątamy i układamy.
Choćby mieli tu siedzieć dobę! No dobra, ich do tego nie zmusi, ale sam będzie siedział do oporu, bo w końcu to pomieszczenie wypada doprowadzić do porządku! A potem wszystkie inne...
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Zaśmiał się będąc szczerze rozbawionym przekonaniem, którym emanował Lou.
- Jest, jest. - podkreślił z frywolną złośliwością, jednocześnie obdarzając swojego kuzynka przelotną atencją. Prychnął, kiedy ten przypisał mu rzekome marudne usposobienie.
- Osobiście nie zdziwiłbym się, gdybyś pod klepką skrywał trzech kolejnych Bottonów. Czasem wydaje mi się, że jesteśmy jak karaluchy. - Uwaga ta w jego ustach nabyła wyjątkowo pozytywnego wydźwięku. Niezaprzeczalną prawdą zresztą było, że Bottona spotkać można było w najmniej oczekiwanym miejscu, a ewentualna chęć pozbycia się takowego do najłatwiejszych nie należała. Coś jeszcze Matthw chciał powiedzieć, lecz zaraz zapomniał po tym, jak Lou się przed nim wyprostował.
- O kurwa...- Mruknął, unosząc brwi do tego stopnia, że na jego czole pojawiły się zmarszczki. -...co ty oszczep jesteś? - spytał bo dawno nie widział kogoś postury chłopaka stojącego przed nim. I tu nie chodziło o wzrost, lecz również jego pająkowatą dłoń, ręce...wszystko. - Ty weź nie czepiaj się tych dywanów tylko go nakarm. - zwrócił Brtiemu uwagę, a potem ostentacyjnie wywrócił oczami i pokiwał z dezaprobatą głową. - Magiczne czy nie - są to śmieci i to oczywiste, że robimy po mojemu. - Postawił sprawę jasno tym samym zarządzając, że nie tylko on tu będzie robił dziś rzeczy po mogolsku, lecz wszyscy. Bo tak postanowił, a przynajmniej brzmiał wyjątkowo stanowczo. - Nie chcę ci przypominać...- ale to zrobił - ...że ostatnie remontowanie w twoim wykonaniu miało finał w Mungu. Dobrze więc ci zrobi, jak odpoczniesz od magii. Może z wysiłku uruchomi ci się myślenie - rzucił z wątpliwą nadzieją, a potem fuknął złośliwie. Wyciągnął z kieszeni spodni papierosa. - Możecie zacząć odsuwać meble, ja pójdę po narzędzia i zaraz wam pomogę. Lou, będziesz potrzebował jakichś roboczych ciuchów?
- Jest, jest. - podkreślił z frywolną złośliwością, jednocześnie obdarzając swojego kuzynka przelotną atencją. Prychnął, kiedy ten przypisał mu rzekome marudne usposobienie.
- Osobiście nie zdziwiłbym się, gdybyś pod klepką skrywał trzech kolejnych Bottonów. Czasem wydaje mi się, że jesteśmy jak karaluchy. - Uwaga ta w jego ustach nabyła wyjątkowo pozytywnego wydźwięku. Niezaprzeczalną prawdą zresztą było, że Bottona spotkać można było w najmniej oczekiwanym miejscu, a ewentualna chęć pozbycia się takowego do najłatwiejszych nie należała. Coś jeszcze Matthw chciał powiedzieć, lecz zaraz zapomniał po tym, jak Lou się przed nim wyprostował.
- O kurwa...- Mruknął, unosząc brwi do tego stopnia, że na jego czole pojawiły się zmarszczki. -...co ty oszczep jesteś? - spytał bo dawno nie widział kogoś postury chłopaka stojącego przed nim. I tu nie chodziło o wzrost, lecz również jego pająkowatą dłoń, ręce...wszystko. - Ty weź nie czepiaj się tych dywanów tylko go nakarm. - zwrócił Brtiemu uwagę, a potem ostentacyjnie wywrócił oczami i pokiwał z dezaprobatą głową. - Magiczne czy nie - są to śmieci i to oczywiste, że robimy po mojemu. - Postawił sprawę jasno tym samym zarządzając, że nie tylko on tu będzie robił dziś rzeczy po mogolsku, lecz wszyscy. Bo tak postanowił, a przynajmniej brzmiał wyjątkowo stanowczo. - Nie chcę ci przypominać...- ale to zrobił - ...że ostatnie remontowanie w twoim wykonaniu miało finał w Mungu. Dobrze więc ci zrobi, jak odpoczniesz od magii. Może z wysiłku uruchomi ci się myślenie - rzucił z wątpliwą nadzieją, a potem fuknął złośliwie. Wyciągnął z kieszeni spodni papierosa. - Możecie zacząć odsuwać meble, ja pójdę po narzędzia i zaraz wam pomogę. Lou, będziesz potrzebował jakichś roboczych ciuchów?
- Serio? Ze wszystkich możliwych określeń wybrałeś akurat karaluchy? - parsknąłem śmiechem na słowa Matta.
Gorzej, że nim zdążyłem się uspokoić, wybuchnąłem śmiechem powtórnie. Oszczep? Tego jeszcze nie było! Matt coraz bardziej mi się podobał, zdecydowanie.
I taak, Bertie wspominał o naszym kuzynie i mimo jego opisu, jaki usłyszałem, to Matt póki co tylko zyskał w moich oczach - już byłem mu szalenie wdzięczny za to, że unicestwił te wszystkie przedmioty... No, tak mi się przynajmniej wydawało przez chwilę, nim mój rówieśnik nie przyniósł przynajmniej części tego z powrotem do domu. Moje szczęście i ulga nie trwały długo.
Oczywiście nie powiedziałbym tego Bertiego, żeby mu nie zrobić przykrości, ale... miny nie miałem jakiejś przeszczęśliwej.
Oby tylko nie zaatakował mnie jakiś widelec, westchnąłem w duchu, ale za to uśmiechnąłem na wspomnienie obrażonego obrazu. Do tej pory miałem doświadczenie tylko z obrazami martwej natury, których zawartość, jak się je przekrzywiało, zjeżdżała w odpowiednią stronę, ale obrażony obraz?
- Ej, Bertie... może nie będziemy tak totalnie wszystkiego robić zwyczajnie? - zaproponowałem. Można się było tak bawić, gdyby to rzeczywiście był zwykły remont... ale nie był. Tu było do zrobienia totalnie wszystko.
- Czary są takie super, a rzadko mam okazję, żeby sobie na to popatrzeć... - dodałem trochę prosząco - a tu jest tyle do zrobienia, że nawet z pomocą magii będziemy mieli pełne ręce roboty - zauważyłem całkiem słusznie, licząc na to, że kuzyn przystanie na tą propozycję. Byłoby dobrze. Tyle tylko, że wtedy usłyszałem słowa Matta i choć wszystkiego nie zrozumiałem, to nie zabrzmiało to dobrze.
- W Mungu? - powtórzyłem za nim. Coś chyba podobnego kiedyś słyszałem, ale nie mogłem sobie teraz przypomnieć o co dokładnie chodziło. No nic, najwyżej faktycznie obejdziemy się bez magii. W ten sposób też jakoś podołamy.
- Odsunąć te meble czy całkiem je wynieść? Nie wyglądają, jakby się jeszcze do czegoś nadawały - osądziłem zerkając na jedną z szafek. Dałbym sobie łeb uciąć, że była cała zbutwiała tak jak i ta podłoga. - Jeszcze bardziej roboczych ciuchów nie potrzebuję, ale dzięki - odparłem jeszcze Mattowi. Moje stare dziurawe ciuchy nadawały się na tą okazję w sam raz.
Gorzej, że nim zdążyłem się uspokoić, wybuchnąłem śmiechem powtórnie. Oszczep? Tego jeszcze nie było! Matt coraz bardziej mi się podobał, zdecydowanie.
I taak, Bertie wspominał o naszym kuzynie i mimo jego opisu, jaki usłyszałem, to Matt póki co tylko zyskał w moich oczach - już byłem mu szalenie wdzięczny za to, że unicestwił te wszystkie przedmioty... No, tak mi się przynajmniej wydawało przez chwilę, nim mój rówieśnik nie przyniósł przynajmniej części tego z powrotem do domu. Moje szczęście i ulga nie trwały długo.
Oczywiście nie powiedziałbym tego Bertiego, żeby mu nie zrobić przykrości, ale... miny nie miałem jakiejś przeszczęśliwej.
Oby tylko nie zaatakował mnie jakiś widelec, westchnąłem w duchu, ale za to uśmiechnąłem na wspomnienie obrażonego obrazu. Do tej pory miałem doświadczenie tylko z obrazami martwej natury, których zawartość, jak się je przekrzywiało, zjeżdżała w odpowiednią stronę, ale obrażony obraz?
- Ej, Bertie... może nie będziemy tak totalnie wszystkiego robić zwyczajnie? - zaproponowałem. Można się było tak bawić, gdyby to rzeczywiście był zwykły remont... ale nie był. Tu było do zrobienia totalnie wszystko.
- Czary są takie super, a rzadko mam okazję, żeby sobie na to popatrzeć... - dodałem trochę prosząco - a tu jest tyle do zrobienia, że nawet z pomocą magii będziemy mieli pełne ręce roboty - zauważyłem całkiem słusznie, licząc na to, że kuzyn przystanie na tą propozycję. Byłoby dobrze. Tyle tylko, że wtedy usłyszałem słowa Matta i choć wszystkiego nie zrozumiałem, to nie zabrzmiało to dobrze.
- W Mungu? - powtórzyłem za nim. Coś chyba podobnego kiedyś słyszałem, ale nie mogłem sobie teraz przypomnieć o co dokładnie chodziło. No nic, najwyżej faktycznie obejdziemy się bez magii. W ten sposób też jakoś podołamy.
- Odsunąć te meble czy całkiem je wynieść? Nie wyglądają, jakby się jeszcze do czegoś nadawały - osądziłem zerkając na jedną z szafek. Dałbym sobie łeb uciąć, że była cała zbutwiała tak jak i ta podłoga. - Jeszcze bardziej roboczych ciuchów nie potrzebuję, ale dzięki - odparłem jeszcze Mattowi. Moje stare dziurawe ciuchy nadawały się na tą okazję w sam raz.
Make love music
Not war.
Not war.
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
Nieaktywni
- Nie no, całkowicie bez magii tego nie zrobimy, żaden z nas się aż tak na tym nie zna. - stwierdził, patrząc na Lou i wzruszył ramionami. Złapał za krzesła - tymi akurat się zajął i były już w całkiem niezłym stanie! - i zaczął je wynosić. Kolejną rzeczą co przepchnięcia był stół, choć tu już w drzwiach musiał mu pomóc Bott Mugol i musieli trochę kombinować, jak go ustawić i wykręcić, żeby z nim przejść we framugach.
- Wynosimy kompletnie, skoro mamy się zająć podłogą, sufitem i ścianami. - wyjaśnił może trochę po czasie, ale wyjaśnił! - Szpital im. Świętego Munga. Trafiasz tam z magicznymi chorobami i urazami. Matt gdzieś tak do śmierci będzie mi teraz wypominał jeden, głupi wypadek. Jakbym się dość nie nacierpiał.
Próby nie drapania pokrytego mchem ciała były na prawdę ciężkie i niechże mu dadzą święty spokój i się już nie czepiają, skoro tak okrutną nauczkę od losu dostał! Zerknął na kuzyna, kiedy ten się zjawił, wracał akurat po kolejne rzeczy do kuchni. W sumie Matt brzmiał jakby wiedział, co robi, co dawało mu nadzieję na powodzenie całej tej zabawy.
Szafek ze ścian jednak dźwigać własnoręcznie nie miał zamiaru i w tym celu wyjął różdżkę.
No, musiałby być ostatnim świrem (albo Mattem), żeby zrobić to inaczej.
- A karaluchy pasują. - wrócił do tematu sprzed dobrej chwili i posłał Mattowi bardzo szeroki uśmiech. - Nie jestem dowodem na to, że cholernie ciężko się nas pozbyć?
Zaraz wymierzył różdżką, wykonał ruch, wypowiedział zaklęcie i jedna ze ściennych szafek delikatnie odczepiła się z haczyków i przeleciała powoli na podłogę przed cukiernika. Taki sam los już po chwili spotkał wszystkie jej towarzyszki.
Nie chcąc jednak grabić sobie do końca, wysuwał je z kuchni już grzecznie, po mugolsku!
- W ogóle jak egzaminy?
Spytał Lou, no bo przecież o dziwo w ich rodzinie jest jakiś facet mózgowiec! Do tej pory Bertie sądził, że jakakolwiek kariera naukowa, czy zawody związane z używaniem mózgu w ich rodzinie to jednak domena kobiet.
- Wynosimy kompletnie, skoro mamy się zająć podłogą, sufitem i ścianami. - wyjaśnił może trochę po czasie, ale wyjaśnił! - Szpital im. Świętego Munga. Trafiasz tam z magicznymi chorobami i urazami. Matt gdzieś tak do śmierci będzie mi teraz wypominał jeden, głupi wypadek. Jakbym się dość nie nacierpiał.
Próby nie drapania pokrytego mchem ciała były na prawdę ciężkie i niechże mu dadzą święty spokój i się już nie czepiają, skoro tak okrutną nauczkę od losu dostał! Zerknął na kuzyna, kiedy ten się zjawił, wracał akurat po kolejne rzeczy do kuchni. W sumie Matt brzmiał jakby wiedział, co robi, co dawało mu nadzieję na powodzenie całej tej zabawy.
Szafek ze ścian jednak dźwigać własnoręcznie nie miał zamiaru i w tym celu wyjął różdżkę.
No, musiałby być ostatnim świrem (albo Mattem), żeby zrobić to inaczej.
- A karaluchy pasują. - wrócił do tematu sprzed dobrej chwili i posłał Mattowi bardzo szeroki uśmiech. - Nie jestem dowodem na to, że cholernie ciężko się nas pozbyć?
Zaraz wymierzył różdżką, wykonał ruch, wypowiedział zaklęcie i jedna ze ściennych szafek delikatnie odczepiła się z haczyków i przeleciała powoli na podłogę przed cukiernika. Taki sam los już po chwili spotkał wszystkie jej towarzyszki.
Nie chcąc jednak grabić sobie do końca, wysuwał je z kuchni już grzecznie, po mugolsku!
- W ogóle jak egzaminy?
Spytał Lou, no bo przecież o dziwo w ich rodzinie jest jakiś facet mózgowiec! Do tej pory Bertie sądził, że jakakolwiek kariera naukowa, czy zawody związane z używaniem mózgu w ich rodzinie to jednak domena kobiet.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie uważał magii za zło, lecz po tym, jak zatracił się w świecie mugoli zauważył, jak wiele się traci nadużywając różdżki. Niewątpliwie z nią wszystko stawało się momentalnie prostsze (a w przypadku Bertieg i niebezpieczniejsze), a skoro tak to i osiągniecie czegokolwiek traciło na znaczeniu. Cały remont można byłoby właściwie przeprowadzić z wygodnego fotela, lecz jaki to miałoby sens? Być może wyolbrzymiał i trochę zmuszał Bertiego do wysiłku i po gimnastykowania nie tylko ciała, lecz i mózgu, jednak wierzył, że wyjdzie mu to na dobre. Matt właściwie bardzo chętnie rozwlókłby się na ten temat i dał kolejne kazanie z tej serii, lecz czas ich naglił. Dzień nie będzie trwał wiecznie. Popatrzył jedynie wątpliwie na Bertiego.
- Gdyby to był faktycznie jeden, głupi wypadek to bym rzeczywiście ci go wypominał. - Tak to wystarczyło jedynie czekać, na kolejny niefortunny, głupi zbieg okoliczności, który przyćmi wcześniejszy. Potem skinął głową na odpowiedź Lou i ruszył schodami na piętro. Ogarnął się trochę na co mu chwilę zeszło, następnie chwycił sporą i ciężką skrzynkę zastanawiając się, czy Bertie pamiętał o wyłączeniu wody albo chociażby o odcięciu dopływu wody i wymontowaniu z szafki ze zlewem kranu. Teoretycznie nie miał co się martwić - jeśli Bertie nie będzie używał magii to powinien zauważyć, że rury trzymają tą szafkę przy ścianie. No chyba, że użyje magii wtedy to...
...w momencie w którym przyszła kolej na ruszenie szafki ze zlewem zaklęcie posłusznie wykonało polecenie swojego pana i z łoskotem wyrwało nieszczęsny mebel z miejsca...ze wszystkim. Metaliczny zgrzyt rozszedł się po mieszkaniu budząc zaraz odgłos wydobywającej się wody, która zaczęła z mocą tryskać przed siebie z wąskiej rurki w ścianie.
|Wasze rzuty kostką k100 sumują się bez względu czy czarujecie czy wykonujecie akcję!
1-66: pomimo szczerych chęci stajecie się jedynie jeszcze bardziej mokrzy i...chyba pogorszyliście sytuację. Wody tryska jeszcze więcej.
67-120: Jesteście mokrzy, lecz wody leci miej. Nie jesteście pewni czy to przez waszą interwencję czy może udało się wam coś zruszyć w instalacji i woda znalazła ujście gdzie indziej. Przynajmniej się nie potopicie.
120->: Jesteście mokrzy, lecz udaje się wam opanować sytuację.
- Gdyby to był faktycznie jeden, głupi wypadek to bym rzeczywiście ci go wypominał. - Tak to wystarczyło jedynie czekać, na kolejny niefortunny, głupi zbieg okoliczności, który przyćmi wcześniejszy. Potem skinął głową na odpowiedź Lou i ruszył schodami na piętro. Ogarnął się trochę na co mu chwilę zeszło, następnie chwycił sporą i ciężką skrzynkę zastanawiając się, czy Bertie pamiętał o wyłączeniu wody albo chociażby o odcięciu dopływu wody i wymontowaniu z szafki ze zlewem kranu. Teoretycznie nie miał co się martwić - jeśli Bertie nie będzie używał magii to powinien zauważyć, że rury trzymają tą szafkę przy ścianie. No chyba, że użyje magii wtedy to...
______________________________
...w momencie w którym przyszła kolej na ruszenie szafki ze zlewem zaklęcie posłusznie wykonało polecenie swojego pana i z łoskotem wyrwało nieszczęsny mebel z miejsca...ze wszystkim. Metaliczny zgrzyt rozszedł się po mieszkaniu budząc zaraz odgłos wydobywającej się wody, która zaczęła z mocą tryskać przed siebie z wąskiej rurki w ścianie.
|Wasze rzuty kostką k100 sumują się bez względu czy czarujecie czy wykonujecie akcję!
1-66: pomimo szczerych chęci stajecie się jedynie jeszcze bardziej mokrzy i...chyba pogorszyliście sytuację. Wody tryska jeszcze więcej.
67-120: Jesteście mokrzy, lecz wody leci miej. Nie jesteście pewni czy to przez waszą interwencję czy może udało się wam coś zruszyć w instalacji i woda znalazła ujście gdzie indziej. Przynajmniej się nie potopicie.
120->: Jesteście mokrzy, lecz udaje się wam opanować sytuację.
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Uff... nie wszystko będziemy robić po mojemu. Chwała narodom, bo już zaczynałem się martwić, że zwykłej kuchni nie wyremontujemy w ciągu najbliższych dwudziestu lat. Z pomocą czarów zapewne mieliśmy się szansę wyrobić... do wakacji, czy coś.
Bertie zabrał się za wynoszenie sprzętów, więc nie czekając ani chwili zacząłem mu pomagać. Dzielnie poradziliśmy sobie nawet ze stołem. Wprawdzie prawie upuściłem swoją część mebla, kiedy odruchowo pacnąłem się otwartą dłonią w czoło. Prawie!
- Ano faktycznie! Szpital! - przypomniałem sobie, błyskawicznie znów łapiąc stół. Wynoszenie sprzętów nie było takie złe, szczególnie, kiedy się przy tym gadało z kuzynami. KUZYNAMI! I pomyśleć, że jeszcze do niedawna sądziłem, że całą moją rodziną jest jedynie mój ojciec. O rodzeństwie tylko marzyłem, o kuzynostwie nawet nie śniłem, a teraz? Nie mogłem się nacieszyć z obecności tych "karaluchów". Parsknąłem śmiechem na kolejne słowa Bertiego.
- To już szczury byłyby fajniejsze - odparłem. - Albo króliki.
W końcu to też szkodniki (w mniejszym lub większym stopniu) i też się mnożą na potęgę, a przynajmniej wyglądały lepiej i w ogóle... Przerwałem jednak rozmyślania zagapiwszy się na to jak zgrabnie mój zdolny kuzyn ściąga szafki ze ściany przy pomocy magii. Czad! Nawet nie byłem świadom, że wpatrując się w to, rozdziawiam usta, jakbym widział to po raz pierwszy. W sumie... widziałem. To dziwne, ale w sumie rzadko przy mnie czarowano. A może nie dziwne? Odkąd weszła ta ustawa, to nie można było czarować w miejscach publicznych, a tam zazwyczaj spotykałem się ze swoimi czarodziejskimi znajomymi.
Ożywiłem się dopiero, kiedy Berty wspomniał o egzaminach. W ogóle miło, że pamiętał!
- Na piątki - odpowiedziałem z dumą pobrzmiewającą w moim głosie. - Tylko laborki z fizyki i astrofizyki położyłem - dodałem markotniejąc - ale psor powiedział, że na pierwszym roku nikomu nie daje piątek i już, więc skończyłem z czwórką. Tak samo jak z metodami numerycznymi, ale profesor z metod to burak. I zwyczajnie mnie nie lubi. W przyszłym roku będę z nim miał pakiety obliczeń symbolicznych - zmarszczyłem nos. Już wiedziałem jak będą wyglądać te zajęcia... i moje oceny. Chociaż... jeszcze mu pokażę, o! Musiałem mieć świetne oceny, bo może udałoby mi się zdobyć stypendium...? To byłaby bajka!
Kolejna szafka ruszyła z miejsca bez pomocy naszych mięśni i... zmarszczyłem brwi na niepokojący zgrzyt, by chwilę później dostać strumieniem wody prosto w twarz. W pierwszej chwili nie wiedziałem co jest grane i odskoczyłem, ale potem uprzytomniłem sobie, że jeśli zaraz czegoś nie zrobimy, to zbutwiała podłoga zostanie kompletnie zalana.
- Trzeba zamknąć zawór! - krzyknąłem już ruszając z tym zamiarem do instalacji. Po drodze tylko rozglądnąłem się jeszcze za jakimiś narzędziami.
Bertie zabrał się za wynoszenie sprzętów, więc nie czekając ani chwili zacząłem mu pomagać. Dzielnie poradziliśmy sobie nawet ze stołem. Wprawdzie prawie upuściłem swoją część mebla, kiedy odruchowo pacnąłem się otwartą dłonią w czoło. Prawie!
- Ano faktycznie! Szpital! - przypomniałem sobie, błyskawicznie znów łapiąc stół. Wynoszenie sprzętów nie było takie złe, szczególnie, kiedy się przy tym gadało z kuzynami. KUZYNAMI! I pomyśleć, że jeszcze do niedawna sądziłem, że całą moją rodziną jest jedynie mój ojciec. O rodzeństwie tylko marzyłem, o kuzynostwie nawet nie śniłem, a teraz? Nie mogłem się nacieszyć z obecności tych "karaluchów". Parsknąłem śmiechem na kolejne słowa Bertiego.
- To już szczury byłyby fajniejsze - odparłem. - Albo króliki.
W końcu to też szkodniki (w mniejszym lub większym stopniu) i też się mnożą na potęgę, a przynajmniej wyglądały lepiej i w ogóle... Przerwałem jednak rozmyślania zagapiwszy się na to jak zgrabnie mój zdolny kuzyn ściąga szafki ze ściany przy pomocy magii. Czad! Nawet nie byłem świadom, że wpatrując się w to, rozdziawiam usta, jakbym widział to po raz pierwszy. W sumie... widziałem. To dziwne, ale w sumie rzadko przy mnie czarowano. A może nie dziwne? Odkąd weszła ta ustawa, to nie można było czarować w miejscach publicznych, a tam zazwyczaj spotykałem się ze swoimi czarodziejskimi znajomymi.
Ożywiłem się dopiero, kiedy Berty wspomniał o egzaminach. W ogóle miło, że pamiętał!
- Na piątki - odpowiedziałem z dumą pobrzmiewającą w moim głosie. - Tylko laborki z fizyki i astrofizyki położyłem - dodałem markotniejąc - ale psor powiedział, że na pierwszym roku nikomu nie daje piątek i już, więc skończyłem z czwórką. Tak samo jak z metodami numerycznymi, ale profesor z metod to burak. I zwyczajnie mnie nie lubi. W przyszłym roku będę z nim miał pakiety obliczeń symbolicznych - zmarszczyłem nos. Już wiedziałem jak będą wyglądać te zajęcia... i moje oceny. Chociaż... jeszcze mu pokażę, o! Musiałem mieć świetne oceny, bo może udałoby mi się zdobyć stypendium...? To byłaby bajka!
Kolejna szafka ruszyła z miejsca bez pomocy naszych mięśni i... zmarszczyłem brwi na niepokojący zgrzyt, by chwilę później dostać strumieniem wody prosto w twarz. W pierwszej chwili nie wiedziałem co jest grane i odskoczyłem, ale potem uprzytomniłem sobie, że jeśli zaraz czegoś nie zrobimy, to zbutwiała podłoga zostanie kompletnie zalana.
- Trzeba zamknąć zawór! - krzyknąłem już ruszając z tym zamiarem do instalacji. Po drodze tylko rozglądnąłem się jeszcze za jakimiś narzędziami.
Make love music
Not war.
Not war.
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
Nieaktywni
The member 'Louis Bott' has done the following action : rzut kością
'k100' : 99
'k100' : 99
- W tym domu królik jest tylko jeden i jego wyjątkowa rola jest absolutnie niepodważalna. Jeśli pojawi się drugi, musi to być samica. - odpowiedział na wspomnienie o zastępstwie dla karaluchów. Co jest złego w karaluchach? Są w sumie całkiem fajne. Bertie lubił robactwo, szczególnie jak był mały. Chyba jak większość chłopców w swoim wieku. A królik?
Wsadziłem Rogera do klatki?
Chciał już iść sprawdzić, czy zamknął swojego futrzastego przyjaciela, czy może nie będzie przez kilka kolejnych dni szukał go po całym domu. Nie martwiłby się, Roger był bystrym zwierzakiem i pewnie wróciłby gdyby zgłodniał. Czyli jeśli nikt by go nie dokarmiał to kolejnego ranka. A jednak wolał wiedzieć, gdzie się jego biało-rudy przyjaciel znajduje.
- Wow, czyli istnieje Bott, który potrafi wykorzystywać mózg w szkole, gratuluję. - uśmiechnął się trochę rozbawiony. Sam był leniem i miał raczej słabe oceny. Bardzo dobry z Zaklęć, całkiem dobry z Obrony, beznadziejny z Historii, czy Zielarstwa. Czasami można było odnieść wrażenie, że jego bliscy bardziej się martwią jego ocenami, niż on sam. Ale chyba nie kończył z tym źle? Matt... cóż, Matt to Matt. Ale całe te studia brzmiały całkiem fajnie. Pewnie Bertie pochodziłby z tydzień traktując to jako zabawę.
Nie dopowiedział jednak nic więcej, bo Lou oberwał dość porządną strugą wody prosto w twarz. Sam Bertie też dostał, ale bardziej rozproszoną wodą po całości. I, choć może jedno zaklęcie coś zepsuło, drugie było jedynym, co przyszło mu do głowy, żeby naprawiać, więc kiedy Lou pobiegł do zawodu, on znów uniósł swoją różdżkę, by rzucić reparo.
Wsadziłem Rogera do klatki?
Chciał już iść sprawdzić, czy zamknął swojego futrzastego przyjaciela, czy może nie będzie przez kilka kolejnych dni szukał go po całym domu. Nie martwiłby się, Roger był bystrym zwierzakiem i pewnie wróciłby gdyby zgłodniał. Czyli jeśli nikt by go nie dokarmiał to kolejnego ranka. A jednak wolał wiedzieć, gdzie się jego biało-rudy przyjaciel znajduje.
- Wow, czyli istnieje Bott, który potrafi wykorzystywać mózg w szkole, gratuluję. - uśmiechnął się trochę rozbawiony. Sam był leniem i miał raczej słabe oceny. Bardzo dobry z Zaklęć, całkiem dobry z Obrony, beznadziejny z Historii, czy Zielarstwa. Czasami można było odnieść wrażenie, że jego bliscy bardziej się martwią jego ocenami, niż on sam. Ale chyba nie kończył z tym źle? Matt... cóż, Matt to Matt. Ale całe te studia brzmiały całkiem fajnie. Pewnie Bertie pochodziłby z tydzień traktując to jako zabawę.
Nie dopowiedział jednak nic więcej, bo Lou oberwał dość porządną strugą wody prosto w twarz. Sam Bertie też dostał, ale bardziej rozproszoną wodą po całości. I, choć może jedno zaklęcie coś zepsuło, drugie było jedynym, co przyszło mu do głowy, żeby naprawiać, więc kiedy Lou pobiegł do zawodu, on znów uniósł swoją różdżkę, by rzucić reparo.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : rzut kością
'k100' : 36
'k100' : 36
Ściągnął brwi, i położyłby je obok gdyby nie miał zajętych dłoni gdy do jego uszu doszedł nieprzyjemny metaliczny dźwięk. Rozszedł się on po ścianach całej kamienicy, a zaintrygowany nim Bott powiódł wzrokiem za jego echem, jakby wierzył, że może go dostrzec. Zaraz potem poprawił trzymaną pod jedną pachą skrzynię. W momencie, gdy ta znalazła poparcie na jego biodrze, schylił się po materiałowy wór w którym tłukła się cała reszta. Gdy zbliżał się do schodów do jego uszu doszły głosy kłopotów, lecz, gdy już się na nich znalazł zastał go widok mokrego Bertiego. To wyjaśniało wszystko. Westchnął niczym matka, która nie ma sił podnosić z ziemi berbecia lądującego po raz setny plackiem na ziemi.
- Nawet nie mam zamiaru pytać. - skwitował bezsilnie po czym zszedł na parter w milczeniu i tylko sugestywnie świdrował spojrzeniem kuzyna. To, że nie powiedział "a nie mówiłem" na głos wcale nie oznaczało, że nie miał tego w tym momencie na myśli.
Po zażegnaniu małej, wodnej tragedii praca zaczęła wrzeć. Sprawnie podzielili się między siebie obowiązki i się zaczęło. Matt postanowił zająć się starą instalacją, która w tym momencie została zruszona. W tym celu skuł tyle ściany ile potrzebował i po mniej lub bardziej zażartych pertraktacjach z Bertiem co do tego gdzie powinien stać zlew zabrał się za naprawy. Szło mu to dłubanie jakoś do przodu i absorbowało na tyle by nie mógł czepiać się Bertiego ani zresztą nikogo innego. Mówiąc krótko - musiał się wysilić. Z czasem wszystko zaczęło powoli wyglądać.
- Kiedy przyjdą nowe meble? Zamówiłeś już? - pytał Bertiego, a za oknem zaczynało się powoli ściemniać. Dzień niezaprzeczalnie chylił się ku końcowi. Matt z pewnym znużeniem rozrabiał cementową masę by móc załatać pooperacyjną ranę na ścianie. Przechylił butelkę by dopić resztkę piwa bytującą na jej dnie. Trochę takich umilaczy zostało przyniesionych ze sklepu wraz z jedzeniem w momencie w którym zrobili sobie obiadową przerwę. Inaczej to by przecież pomarliby z głodu.
- Daleko mieszkasz? Będziesz miał, ja wrócić? - rzucił tym razem do Luisa. Nie żeby się pytał bo uważał, że jest podobnie uzdolniony co Bertie. Uważał po protu, że jest rudy.
- Nawet nie mam zamiaru pytać. - skwitował bezsilnie po czym zszedł na parter w milczeniu i tylko sugestywnie świdrował spojrzeniem kuzyna. To, że nie powiedział "a nie mówiłem" na głos wcale nie oznaczało, że nie miał tego w tym momencie na myśli.
Po zażegnaniu małej, wodnej tragedii praca zaczęła wrzeć. Sprawnie podzielili się między siebie obowiązki i się zaczęło. Matt postanowił zająć się starą instalacją, która w tym momencie została zruszona. W tym celu skuł tyle ściany ile potrzebował i po mniej lub bardziej zażartych pertraktacjach z Bertiem co do tego gdzie powinien stać zlew zabrał się za naprawy. Szło mu to dłubanie jakoś do przodu i absorbowało na tyle by nie mógł czepiać się Bertiego ani zresztą nikogo innego. Mówiąc krótko - musiał się wysilić. Z czasem wszystko zaczęło powoli wyglądać.
- Kiedy przyjdą nowe meble? Zamówiłeś już? - pytał Bertiego, a za oknem zaczynało się powoli ściemniać. Dzień niezaprzeczalnie chylił się ku końcowi. Matt z pewnym znużeniem rozrabiał cementową masę by móc załatać pooperacyjną ranę na ścianie. Przechylił butelkę by dopić resztkę piwa bytującą na jej dnie. Trochę takich umilaczy zostało przyniesionych ze sklepu wraz z jedzeniem w momencie w którym zrobili sobie obiadową przerwę. Inaczej to by przecież pomarliby z głodu.
- Daleko mieszkasz? Będziesz miał, ja wrócić? - rzucił tym razem do Luisa. Nie żeby się pytał bo uważał, że jest podobnie uzdolniony co Bertie. Uważał po protu, że jest rudy.
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Kuchnia
Szybka odpowiedź