Kuchnia
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Kuchnia
Do w miarę stałego umeblowania tego wnętrza należą flakoniki, garnki, stół, kredens, zlewozmywak, cała masa patelni i tym podobbnych rzeczy oraz Bertie. Kuchnia w Ruderze jest bardzo przytulnym i ciepłym miejscem w którym jest wszystko, czego trzeba do zrobienia pysznego posiłku. Bardzo często z resztą na stole stoi jakieś ciasto, albo na kuchence garnek zupy, którym goście, czy domownicy mogą się częstować.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Ostatnio zmieniony przez Bertie Bott dnia 13.11.16 0:10, w całości zmieniany 1 raz
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Eliksiry właściwie od zawsze stanowiły dla Bertiego pewnego rodzaju zagadkę. Potrafił gotować - będąc nieskromnym - gotować świetnie! A wydawałoby się, że to jest właściwie jedno i to samo. Tu i tu wrzucamy składniki, mieszamy, dodajemy coś znowu, czekamy. Tylko w gotowaniu nie ma takiego znaczenia czy mieszamy w lewo czy w prawo i gotując trudniej sobie krzywdę zrobić. Nadal jednak!
Bertie nie często korzystał z kociołka w celu uwarzenia eliksiru, czuł jednak że musi chociaż spróbować. Siedział więc na podłodze przed kominkiem w swojej kuchni, miał przygotowane strączki wnykopieńki mające być podstawą eliksiru i czytał instrukcję, jak czyta się przepisy. Tylko przepisy zwykle modyfikował po swojemu, a eliksiru chyba lepiej żeby nie modyfikował, bo cholera wie co z tego wyjdzie.
No to pokroił je dokładnie w maleńkie kawałeczki, najdrobniej jak umiał i wrzucił do gotującej się wody, która od razu zmieniła kolor i zaczęła śmierdzieć. Zmniejszył trochę ogień i pozwolił wywarowi pobulgotać kilka minut, w tym czasie zmiażdżył boczną stroną noża ogon szczuroszczeta, po czym rozciął go wzdłuż i wraz ze wszystkim co z niego wypłynęło, przerzucił do kociołka, pokasłując w tym momencie od smrodu który trochę utrudniał oddychanie. Na szczęście to nie jest jeden z tych eliksirów, które robi się trzy dni, bo chyba by się z Rudery wyprowadził. Podniósł się zaraz i otworzył okno, żeby dać gęstej, śmierdzącej mgle ujście do lasu.
Wrócił zaraz, bo i eliksir zaczynał gęstnieć, zgodnie z instrukcją zamieszał więc pięć razy w prawo i zatrzymał swoją chochlę gwałtownie pozwalając, by dalej eliksir w kociołku przez chwilę wirował samodzielnie. Kiedy tylko się uspokoił, Bertie powtórzył czynność w drugą stronę, tym razem wyjmując przy tym chochlę, a wrzucając kilka owoców jemioły. Przeczytał spisaną w starym podręczniku instrukcję po raz kolejny, by upewnić się, że o niczym nie zapomniał. Odczekał niecałą godzinę w trakcie której eliksir miał bulgotać i scalać się bez pomocy z zewnątrz. Otworzył w tym czasie wszystkie okna jakie w kuchni były, a także drzwi i siadł na moment przed domem, by wrócić, kiedy było to konieczne - i przez minutę mieszać eliksir bardzo intensywnie. I jeśli się uda - w końcu przelać to cholerstwo do jakiejś szczelnie zamykanej fiolki.
Bertie nie często korzystał z kociołka w celu uwarzenia eliksiru, czuł jednak że musi chociaż spróbować. Siedział więc na podłodze przed kominkiem w swojej kuchni, miał przygotowane strączki wnykopieńki mające być podstawą eliksiru i czytał instrukcję, jak czyta się przepisy. Tylko przepisy zwykle modyfikował po swojemu, a eliksiru chyba lepiej żeby nie modyfikował, bo cholera wie co z tego wyjdzie.
No to pokroił je dokładnie w maleńkie kawałeczki, najdrobniej jak umiał i wrzucił do gotującej się wody, która od razu zmieniła kolor i zaczęła śmierdzieć. Zmniejszył trochę ogień i pozwolił wywarowi pobulgotać kilka minut, w tym czasie zmiażdżył boczną stroną noża ogon szczuroszczeta, po czym rozciął go wzdłuż i wraz ze wszystkim co z niego wypłynęło, przerzucił do kociołka, pokasłując w tym momencie od smrodu który trochę utrudniał oddychanie. Na szczęście to nie jest jeden z tych eliksirów, które robi się trzy dni, bo chyba by się z Rudery wyprowadził. Podniósł się zaraz i otworzył okno, żeby dać gęstej, śmierdzącej mgle ujście do lasu.
Wrócił zaraz, bo i eliksir zaczynał gęstnieć, zgodnie z instrukcją zamieszał więc pięć razy w prawo i zatrzymał swoją chochlę gwałtownie pozwalając, by dalej eliksir w kociołku przez chwilę wirował samodzielnie. Kiedy tylko się uspokoił, Bertie powtórzył czynność w drugą stronę, tym razem wyjmując przy tym chochlę, a wrzucając kilka owoców jemioły. Przeczytał spisaną w starym podręczniku instrukcję po raz kolejny, by upewnić się, że o niczym nie zapomniał. Odczekał niecałą godzinę w trakcie której eliksir miał bulgotać i scalać się bez pomocy z zewnątrz. Otworzył w tym czasie wszystkie okna jakie w kuchni były, a także drzwi i siadł na moment przed domem, by wrócić, kiedy było to konieczne - i przez minutę mieszać eliksir bardzo intensywnie. I jeśli się uda - w końcu przelać to cholerstwo do jakiejś szczelnie zamykanej fiolki.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 98
'k100' : 98
Eliksir zdawał się być udany, Bertie potrzebował kilku dni (i solidnego wietrzenia) by podejść do dzieła ponownie. Miał jednak jeszcze trochę składników, zamierzał więc przygotować kolejną porcję wywaru ze szczuroszczeta. Wyjął ten sam kociołek - który jeszcze chyba trochę śmierdział jakby zgniłym jajem - wypełnił go wodą i postawił nad ogniem żeby się zagotowała. W tym czasie ponownie pociął dokładnie strączki wnykopieńki, najdrobniej jak tylko umiał. Trochę się przy tym zastanawiał nad tym, że może i robienie tego we własnym domu nie jest zbyt rozsądne. W sali z eliksirów doprowadził już do niejednego wypadku, niejeden kociołek wyleciał mu w powietrze, nie jeden eliksir postanowił zacząć niekontrolowanie wrzeć i wypływać, grożąc poparzeniem, a czasem parząc lub zadając najbliżej stojącym inne obrażenia. Nie, Bertie nie był mistrzem eliksirów. Potrzebował jednak kominka i spokoju, jeśli miał się na warzeniu eliksirów skupić, więc własna kuchnia wydawała mu się najlepsza do tego celu. Nawet jeśli przez kilka godzin będzie potem wszystko solidnie wietrzył.
Tak czy inaczej kiedy tylko wywar zrobił się odpowiedni, Bertie ponownie zmiażdżył i przeciął ogon szczuroszczeta i wrzucił wszystko do kociołka. Śmierdziało to koszmarnie, ale znowu zaczął czytać instrukcję, chcieć mieć pewność, że niczego nie pominął. Bardzo, BARDZO nie chciałby sprzątać tej śmierdzącej mazi z całej swojej kuchni.
Wydawało się jednak, że wszystko szło jak powinno. Eliksir zaczynał gęstnieć, Bertie więc zaczął go mieszać energicznie w jedną stronę, później w drugą, dodając kilka owoców jemioły i patrząc przez chwilę. Zaraz tak jak poprzednio zostawił eliksir samemu sobie i postanowił, że najlepiej będzie przeczekać odpowiedni czas przed domem, gdzie powietrze jest jakby troszkę mniej gęste. Przygotował jeszcze nową fiolkę w nadziei, iż będzie mógł niebawem przelać do niej udany eliksir i po odpowiednim czasie wrócił. Zaczął oczywiście energicznie mieszać w kociołku i mimo koszmarnie nieprzyjemnego zapachu mieszał tak przez całą minutę, wpatrując się w maź, która tam bulgocze. I czekał. Uda się?
zt
Tak czy inaczej kiedy tylko wywar zrobił się odpowiedni, Bertie ponownie zmiażdżył i przeciął ogon szczuroszczeta i wrzucił wszystko do kociołka. Śmierdziało to koszmarnie, ale znowu zaczął czytać instrukcję, chcieć mieć pewność, że niczego nie pominął. Bardzo, BARDZO nie chciałby sprzątać tej śmierdzącej mazi z całej swojej kuchni.
Wydawało się jednak, że wszystko szło jak powinno. Eliksir zaczynał gęstnieć, Bertie więc zaczął go mieszać energicznie w jedną stronę, później w drugą, dodając kilka owoców jemioły i patrząc przez chwilę. Zaraz tak jak poprzednio zostawił eliksir samemu sobie i postanowił, że najlepiej będzie przeczekać odpowiedni czas przed domem, gdzie powietrze jest jakby troszkę mniej gęste. Przygotował jeszcze nową fiolkę w nadziei, iż będzie mógł niebawem przelać do niej udany eliksir i po odpowiednim czasie wrócił. Zaczął oczywiście energicznie mieszać w kociołku i mimo koszmarnie nieprzyjemnego zapachu mieszał tak przez całą minutę, wpatrując się w maź, która tam bulgocze. I czekał. Uda się?
zt
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 12
'k100' : 12
|01.09.56r, eliksir kurczący - zużywam płatki ciemiernika
Ostatnim razem niewiele się udało. Nic dziwnego - Bertie był w dziedzinie eliksirów koszmarnie zły. Żałosny wręcz. Niejeden kociołek już rozwalił, choć w rękach bardziej wprawnego czarodzieja ten mógłby pożyć jeszcze trochę. Niby nic - w końcu to całkiem podobne do gotowania, a to Bott potrafił! Tylko że jednak w gotowaniu miał jakąś intuicję, wiedział dużo o składnikach, mógł kosztować w trakcie, a tu? Cóż, kilka razy odruchowo skosztował eliksiru w trakcie tworzenia, ale nic dobrego z tego nie wyszło.
Tym razem chciał zrobić eliksir kurczący, który zgodnie z podręcznikiem wymagał dwóch pędów wnykopieńki, waleriany, płatków ciemiernika, skorupy toksyczka, jaj popiełka, włosia akromantuli i żądła mantykory. Dość dużo składników, dość dużo z nich jednak Bertie znalazł na szczęście gdzieś w domu - niektóre z tych rzeczy po prostu bywały czasami przydatne.
Siadł więc do warzenia, starannie rozciął pędy wnykopieńki wzdłuż, by następnie dokładnie je poszatkować i od razu przerzucić do kociołka. Dalej dodał trochę waleriany i płatków ciemiernika, zalał wszystko wodą i postawił nad ogniem, by całość się dobrze nagrzała, jednak jeszcze nie zaczęła bulgotać. Wywar zrobił się gęsty kiedy pędy i płatki puściły soki, całość nabrała brązowawej barwy, wyglądało więc że jak narazie wszystko idzie dobrze. Zamieszał lekko, by zbytnio nie wzburzyć całości, zaraz dokładnie skruszył skorupę toksyczka i jaja popiełka. Wymieszał, ubił jeszcze by powstał drobny proszek i dopiero w tej formie przerzucił całość do kociołka. Odczekał trochę, by powstający eliksir zdążył zgęstnieć, zamieszał znów delikatnie i obserwował czy wszystko wygląda jak powinno. Kiedy wywar zaczął bulgotać, po prostu dorzucił trochę włosia akromantuli, żądło mantykory uprzednio ponacinał we właściwych miejscach.
Dalej mógł już tylko czekać i obserwować i... cóż mieć nadzieję, że się uda. Był w sumie zmęczony, ale nie mógł spać, więc postanowił trochę poćwiczyć eliksiry. Być może stworzyć przy tym coś, co mogłoby się później przydać.
Ostatnim razem niewiele się udało. Nic dziwnego - Bertie był w dziedzinie eliksirów koszmarnie zły. Żałosny wręcz. Niejeden kociołek już rozwalił, choć w rękach bardziej wprawnego czarodzieja ten mógłby pożyć jeszcze trochę. Niby nic - w końcu to całkiem podobne do gotowania, a to Bott potrafił! Tylko że jednak w gotowaniu miał jakąś intuicję, wiedział dużo o składnikach, mógł kosztować w trakcie, a tu? Cóż, kilka razy odruchowo skosztował eliksiru w trakcie tworzenia, ale nic dobrego z tego nie wyszło.
Tym razem chciał zrobić eliksir kurczący, który zgodnie z podręcznikiem wymagał dwóch pędów wnykopieńki, waleriany, płatków ciemiernika, skorupy toksyczka, jaj popiełka, włosia akromantuli i żądła mantykory. Dość dużo składników, dość dużo z nich jednak Bertie znalazł na szczęście gdzieś w domu - niektóre z tych rzeczy po prostu bywały czasami przydatne.
Siadł więc do warzenia, starannie rozciął pędy wnykopieńki wzdłuż, by następnie dokładnie je poszatkować i od razu przerzucić do kociołka. Dalej dodał trochę waleriany i płatków ciemiernika, zalał wszystko wodą i postawił nad ogniem, by całość się dobrze nagrzała, jednak jeszcze nie zaczęła bulgotać. Wywar zrobił się gęsty kiedy pędy i płatki puściły soki, całość nabrała brązowawej barwy, wyglądało więc że jak narazie wszystko idzie dobrze. Zamieszał lekko, by zbytnio nie wzburzyć całości, zaraz dokładnie skruszył skorupę toksyczka i jaja popiełka. Wymieszał, ubił jeszcze by powstał drobny proszek i dopiero w tej formie przerzucił całość do kociołka. Odczekał trochę, by powstający eliksir zdążył zgęstnieć, zamieszał znów delikatnie i obserwował czy wszystko wygląda jak powinno. Kiedy wywar zaczął bulgotać, po prostu dorzucił trochę włosia akromantuli, żądło mantykory uprzednio ponacinał we właściwych miejscach.
Dalej mógł już tylko czekać i obserwować i... cóż mieć nadzieję, że się uda. Był w sumie zmęczony, ale nie mógł spać, więc postanowił trochę poćwiczyć eliksiry. Być może stworzyć przy tym coś, co mogłoby się później przydać.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 75
'k100' : 75
| eliksir niezłomności, zużywam róg garboroga.
Wyglądało na to, że wcześniejszy eliksir się udał. Zdjął kociołek znad ognia, przelał go do odpowiedniego naczynia i starannie oczyścił, by nie pozostało w nim nic z poprzedniego eliksiru. Chyba dochodziła już druga w nocy, on jednak nadal nie był senny. O dziwo. Zerknął na kicającego mu pod nogami Rogera, zrzucił mu jakiś kawałek jabłka który leżał na blacie i zaczął przygotowywać się do zrobienia eliksiru który już raz uratował mu skórę.
Tym razem przygotował róg garboroga, skrzydła bahanki, język kameleona, karaluchy i gąsienice. Trochę się wzdrygnął na myśl, że pił coś takiego, choć cóż - na szczęście forma eliksiru pomagała o tym zapomnieć. Dodatkowo przyda się goździk. Tych w kuchni zawsze miał pod dostatkiem.
Tym razem kociołek rozgrzał wcześniej nad ogniem i pozwolił by róg garboroga przebywał w nim bez wody, stawał się troszkę bardziej kruchy. W tym czasie siekał skrzydła bahanki oraz język kameleona, które zmieszał z wodą i tymże wywarem dopiero zalał róg. Odczekał zaledwie chwilę nim całość zacznie bulgotać i dokładnie wszystko wymieszał. Dalej zgniótł trzy karaluchy i bez dalszego krojenia dorzucił do kociołka, gąsienice posiekał, zgniótł, ponownie posiekał i powstałą papkę dopiero dorzucił. Siadł na chwilę przed kociołkiem i mieszał, tym razem powoli patrząc, jak całość nabiera powoli żółtawej barwy i zaczyna wydzielać niezbyt przyjemny zapach. Podniósł się by uchylić okno, nim zaczął znów dokładnie mieszać. Siedział przy eliksirze zgodnie z przepisem jeszcze dwie godziny nim dodał ostatnią ingrediencję, tym razem roślinną. Goździk, który i tak niestety nie zabije nieprzyjemnego zapachu ani smaku eliksiru. Czy raczej goździki, wyjął ich siedem, dokładnie pociął i dorzucił do kociołka. Zdjął od razu naczynie znad ognia, zamieszał jeszcze raz i odstawił by całość wystygła - niebawem będzie mógł ocenić czy eliksir nadaje się do użytkowania. Cóż - oby. Choć chyba lepiej żeby przed próbą najpierw go jednak pokazał komuś kto więcej o nich wie.
Wyglądało na to, że wcześniejszy eliksir się udał. Zdjął kociołek znad ognia, przelał go do odpowiedniego naczynia i starannie oczyścił, by nie pozostało w nim nic z poprzedniego eliksiru. Chyba dochodziła już druga w nocy, on jednak nadal nie był senny. O dziwo. Zerknął na kicającego mu pod nogami Rogera, zrzucił mu jakiś kawałek jabłka który leżał na blacie i zaczął przygotowywać się do zrobienia eliksiru który już raz uratował mu skórę.
Tym razem przygotował róg garboroga, skrzydła bahanki, język kameleona, karaluchy i gąsienice. Trochę się wzdrygnął na myśl, że pił coś takiego, choć cóż - na szczęście forma eliksiru pomagała o tym zapomnieć. Dodatkowo przyda się goździk. Tych w kuchni zawsze miał pod dostatkiem.
Tym razem kociołek rozgrzał wcześniej nad ogniem i pozwolił by róg garboroga przebywał w nim bez wody, stawał się troszkę bardziej kruchy. W tym czasie siekał skrzydła bahanki oraz język kameleona, które zmieszał z wodą i tymże wywarem dopiero zalał róg. Odczekał zaledwie chwilę nim całość zacznie bulgotać i dokładnie wszystko wymieszał. Dalej zgniótł trzy karaluchy i bez dalszego krojenia dorzucił do kociołka, gąsienice posiekał, zgniótł, ponownie posiekał i powstałą papkę dopiero dorzucił. Siadł na chwilę przed kociołkiem i mieszał, tym razem powoli patrząc, jak całość nabiera powoli żółtawej barwy i zaczyna wydzielać niezbyt przyjemny zapach. Podniósł się by uchylić okno, nim zaczął znów dokładnie mieszać. Siedział przy eliksirze zgodnie z przepisem jeszcze dwie godziny nim dodał ostatnią ingrediencję, tym razem roślinną. Goździk, który i tak niestety nie zabije nieprzyjemnego zapachu ani smaku eliksiru. Czy raczej goździki, wyjął ich siedem, dokładnie pociął i dorzucił do kociołka. Zdjął od razu naczynie znad ognia, zamieszał jeszcze raz i odstawił by całość wystygła - niebawem będzie mógł ocenić czy eliksir nadaje się do użytkowania. Cóż - oby. Choć chyba lepiej żeby przed próbą najpierw go jednak pokazał komuś kto więcej o nich wie.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 73
'k100' : 73
|Eliksir giętkiej mowy, zużywam sierść gryfa
Eliksir ponownie przelał do przygotowanego naczynia i znów zabrał się za czyszczenie kociołka. Co prawda jutro miał stawić się w Ministerstwie na rozmowie i na prawdę chciał jakoś się prezentować, czuł jednak że choćby poszedł do łóżka, i tak nie da rady dzisiaj już usnąć. Może to nerwy - bo za wiele się już ostatnio działo. Może to po prostu opary eliksirów których się porządnie nawdychał. Otworzył zaraz szerzej okno żeby dokładnie tu powietrzyć.
Tym razem sercem eliksiru miała być sierść gryfa. Dodatkowo cynamon, imbir, mięta, ponownie język kameleona, pijawki, spora porcja krwi krokodyla i ogon szczura. Do oczyszczonego kociołka wlał całą przygotowaną porcję krwi krokodyla, od razu poszatkował dokładnie imbir, miętę i cynamon, wrzucił i solidnie wymieszał. Zapach był dziwny, połączenie krwi z typowymi, domowymi przyprawami trochę przyprawiało go o mdłości, ustawił jednak kociołek nad ogniem, by całość mogła połączyć się jeszcze dokładniej. Jednocześnie zastanawiał się czy zawodowi alchemicy naturalnie mają problemy z węchem czy coś w tym stylu.
Zaraz zabrał się za cięcie języka kameleona - w podłużne paski, jak na lekcjach, pamiętał to w sumie jak przez mgłę. Tę ingrediencję dodał dopiero kiedy wywar w kociołku zaczął bulgotać. Upewnił się w podręczniku czy dobrze pamięta, nie zaczął niczego mieszać, a eliksir pozostawił tak jeszcze na kwadrans by gotował się mocno. Dopiero wtedy zgniótł trzy pijawki i całość przerzucił do kociołka. Tym razem zamieszał mocno. Szczurzy ogon wrzucił w całości, by zaraz patrzeć jak ten rozpływa się w eliksirze. Pozostało jedynie serce eliksiru, o dziwo dodawane na końcu. Sierść gryfa po prostu wysypał na wierzch i patrzył, jak ta samoistnie powoli osuwa się w eliksir, nadal lekko poruszony wcześniejszym mieszaniem.
Zapach w kuchni robił się dość koszmarny. Bertie zamieszał ostatni raz, odczekał zgodnie z opisem jeszcze piętnaście minut i ponownie odstawił kociołek znad ognia.
Eliksir ponownie przelał do przygotowanego naczynia i znów zabrał się za czyszczenie kociołka. Co prawda jutro miał stawić się w Ministerstwie na rozmowie i na prawdę chciał jakoś się prezentować, czuł jednak że choćby poszedł do łóżka, i tak nie da rady dzisiaj już usnąć. Może to nerwy - bo za wiele się już ostatnio działo. Może to po prostu opary eliksirów których się porządnie nawdychał. Otworzył zaraz szerzej okno żeby dokładnie tu powietrzyć.
Tym razem sercem eliksiru miała być sierść gryfa. Dodatkowo cynamon, imbir, mięta, ponownie język kameleona, pijawki, spora porcja krwi krokodyla i ogon szczura. Do oczyszczonego kociołka wlał całą przygotowaną porcję krwi krokodyla, od razu poszatkował dokładnie imbir, miętę i cynamon, wrzucił i solidnie wymieszał. Zapach był dziwny, połączenie krwi z typowymi, domowymi przyprawami trochę przyprawiało go o mdłości, ustawił jednak kociołek nad ogniem, by całość mogła połączyć się jeszcze dokładniej. Jednocześnie zastanawiał się czy zawodowi alchemicy naturalnie mają problemy z węchem czy coś w tym stylu.
Zaraz zabrał się za cięcie języka kameleona - w podłużne paski, jak na lekcjach, pamiętał to w sumie jak przez mgłę. Tę ingrediencję dodał dopiero kiedy wywar w kociołku zaczął bulgotać. Upewnił się w podręczniku czy dobrze pamięta, nie zaczął niczego mieszać, a eliksir pozostawił tak jeszcze na kwadrans by gotował się mocno. Dopiero wtedy zgniótł trzy pijawki i całość przerzucił do kociołka. Tym razem zamieszał mocno. Szczurzy ogon wrzucił w całości, by zaraz patrzeć jak ten rozpływa się w eliksirze. Pozostało jedynie serce eliksiru, o dziwo dodawane na końcu. Sierść gryfa po prostu wysypał na wierzch i patrzył, jak ta samoistnie powoli osuwa się w eliksir, nadal lekko poruszony wcześniejszym mieszaniem.
Zapach w kuchni robił się dość koszmarny. Bertie zamieszał ostatni raz, odczekał zgodnie z opisem jeszcze piętnaście minut i ponownie odstawił kociołek znad ognia.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 17
'k100' : 17
|22.09.1956r
Znów dużo piekł. Myślał. Miał już lokal, ale teraz trzeba go zapełnić - najlepiej czymś szczególnym, czymś nowym. Oczywiście, trochę klasyki musi się tam znaleźć, na pewno Fasolki ale trzeba czegoś więcej. Musiał myśleć - i to myśleć intensywnie, myśleć magicznie. I tym bardziej że w sumie to stresowała go myśl o misji Zakonu. Potrzebował coś robić.
W Ruderze znów dobrze pachniało. W ostatnim miesiącu mało tu bywał. Dopinał sprawę z pracą w Próżności, załatwiał formalności związane z otwieraniem nowego biznesu, własnego, trenował, zajmował się - rany, to serio się dzieje - pracą w Ministerstwie. Powoli się to jednak chyba uspokajało, a on jak to on - lubił mieć co robić.
Piekł więc, akurat babeczki serowe z nadzieniem które powinno przybierać ulubiony smak osoby która je je. Pracy było nad tym sporo, w sumie wyszedł od amortencji, bo w sumie ona z zapachem działa podobnie, a potem zaczął szukać w zaklęciach i w sumie to szykowała się już trzecia blacha, a on nadal nie był przekonany. Same babeczki - całkiem okej, ale to nadzienie to jeszcze nie działa jak powinno.
I w tym momencie usłyszał, że ktoś wchodzi.
- Kimkolwiek jesteś, uważaj żeby królik nie nawiał!
Zawołał jedynie, bo w sumie to równie dobrze mógł to być jeden z lokatorów, a sporo się ich zrobiło, jak i jakikolwiek znajomy, rodzina. Do Rudery w sumie często ktoś wpadał, a wśród bliższych osób raczej mało kto pukał bo jeśli Bott był w domu, zwykle zostawiał po prostu drzwi otwarte.
- O, więc mam królika doświadczalnego! Siadaj. - zarządził zaraz, widząc w drzwiach kuchni kuzynkę. Posłał jej wesoły uśmiech, jeden z tych od-ucha-do-ucha, co to mama wiecznie powtarza, że kiedyś mu twarz przepołowi i pół głowy odleci, ale nie ma co się martwić, zgłupieć Bertie już nie da rady, oczu tylko szkoda.
- Co tam? Dawno na ciebie nie trafiłem. - zagadnął, bo w sumie to zazwyczaj starał się widywać z wszelkiej maści bliskimi, ale... no, bycie odpowiedzialnym powiedzmy że biznesmenem urzędnikiem trochę czasu mu wchłonęło. Tak z miesiąc ponad.
Znów dużo piekł. Myślał. Miał już lokal, ale teraz trzeba go zapełnić - najlepiej czymś szczególnym, czymś nowym. Oczywiście, trochę klasyki musi się tam znaleźć, na pewno Fasolki ale trzeba czegoś więcej. Musiał myśleć - i to myśleć intensywnie, myśleć magicznie. I tym bardziej że w sumie to stresowała go myśl o misji Zakonu. Potrzebował coś robić.
W Ruderze znów dobrze pachniało. W ostatnim miesiącu mało tu bywał. Dopinał sprawę z pracą w Próżności, załatwiał formalności związane z otwieraniem nowego biznesu, własnego, trenował, zajmował się - rany, to serio się dzieje - pracą w Ministerstwie. Powoli się to jednak chyba uspokajało, a on jak to on - lubił mieć co robić.
Piekł więc, akurat babeczki serowe z nadzieniem które powinno przybierać ulubiony smak osoby która je je. Pracy było nad tym sporo, w sumie wyszedł od amortencji, bo w sumie ona z zapachem działa podobnie, a potem zaczął szukać w zaklęciach i w sumie to szykowała się już trzecia blacha, a on nadal nie był przekonany. Same babeczki - całkiem okej, ale to nadzienie to jeszcze nie działa jak powinno.
I w tym momencie usłyszał, że ktoś wchodzi.
- Kimkolwiek jesteś, uważaj żeby królik nie nawiał!
Zawołał jedynie, bo w sumie to równie dobrze mógł to być jeden z lokatorów, a sporo się ich zrobiło, jak i jakikolwiek znajomy, rodzina. Do Rudery w sumie często ktoś wpadał, a wśród bliższych osób raczej mało kto pukał bo jeśli Bott był w domu, zwykle zostawiał po prostu drzwi otwarte.
- O, więc mam królika doświadczalnego! Siadaj. - zarządził zaraz, widząc w drzwiach kuchni kuzynkę. Posłał jej wesoły uśmiech, jeden z tych od-ucha-do-ucha, co to mama wiecznie powtarza, że kiedyś mu twarz przepołowi i pół głowy odleci, ale nie ma co się martwić, zgłupieć Bertie już nie da rady, oczu tylko szkoda.
- Co tam? Dawno na ciebie nie trafiłem. - zagadnął, bo w sumie to zazwyczaj starał się widywać z wszelkiej maści bliskimi, ale... no, bycie odpowiedzialnym powiedzmy że biznesmenem urzędnikiem trochę czasu mu wchłonęło. Tak z miesiąc ponad.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie planowała tej wizyty w żadnym wypadku i chociaż nie zapowiadała się, więc szanse natrafienia na kuzyna były średnie, to i tak liczyła, że będzie miała gdzie się zatrzymać chociaż na chwilę. Lubiła atmosferę Rudery, zawsze przewijało się tam sporo ludzi, znanych jej, ale też i całkowicie nowych, co było nawet jeszcze lepsze. Minuty potrafiły zamieniać się tam w iście magiczny sposób w całe godziny! No ale jak to mówią, szczęśliwi czasu nie liczą.
I kiedy już od progu powitał ją znajomy głos, w roztargnieniu spojrzała pod nogi, w pobliże których już przypałętała się jej puchata kulka. Schyliła się zaraz po Rogera i z nim w ramionach pojawiła się w progu kuchni, skąd wydobywały się niemalże niebiańskie zapachy. Nie przepadała za słodyczami, jedynie od czasu do czasu lubiła coś skubnąć, ale te aromaty pobudzały jej ślinianiaki do szaleńczej roboty.
- Em.. ja nie wiem czy ja chcę nim być- odparła z rozbawieniem w oczach, potrzebując najpierw chwili na ogarnięcie się.
Wypuściła na chwilę uszatego, aby móc pozbyć się płaszcza i ciążącej jej na ramieniu torby. Zajęła miejsce przy stoliku.- Coś do picia tam jest?
Zapytała, mając na myśli imbryk stojący nieopodal Bertiego na podstawce, ale nie czekała w sumie na jego odpowiedź, doskonale znając zasady panujące w tym domu. Samoobsługa moi drodzy.
Machnęła różdżką, samodzielnie zamierzając sprawdzić na co i czy w ogóle na coś, udało jej się trafić, kiedy ten płynnie zacząć sunąc w jej stronę.
Zajrzenie dośrodka nie bardzo jej pomogło, po zapachu natomiast doszła do wniosku, że to.. jakaś mieszanka o bliżej niezidentyfikowanym składzie? Cóż, zaraz się przekona co to takiego. Sięgnęła po filiżankę.
- Nie martw się, nie daję o sobie zbyt łatwo zapomnieć, a twoje długie milczenie potraktuje jako zapracowanie- na ustach pojawił się jej ironiczny uśmiech.
Zabieganie, nie było tym samym co zapracowanie, a przynajmniej w jej skromnym mniemaniu, a właśnie z tym kojarzyła Bercika. Musiała jednak przyznać, że ostatnio nie była na bieżąco z jego życiem, także miał tutaj szansę ją zaskoczyć. Wyrośli już z czasów, kiedy mógłby mieć poważne powody, aby chcieć jej unikać, a swego czasu potrafiła dać się fajtłopowatemu kuzynowi we znaki...
- No u mnie w porządku, ale to jak zwykle- nie miała zwyczaju narzekania, a przynajmniej nie od progu i nie z powodu błahostek.- Co do mojej nagłej wizyty to za chwilę wyjaśnie, najpierw ty mi powiedz, co u ciebie słychać. Dalej w cukierni?
Tymczasem jej wzrok zawędrował w kierunku blachy wyłożonej ślicznie prezentującymi się babeczkami. Ładnie zabrązowione i wyglądające naprawdę pulchnie, aż zaczynały kusić nawet ją!
Gotowa była zaryzykować chwilowym przesłodzeniem się.
- Wspominałeś coś o testowaniu czegoś, nie?- wskazała palcem na świeżutkie dzieło, nie powstrzymując dłoni, która niczym w zwolnionym tempie sięgała po swoją zdobycz. Czego mogła się spodziewać tym razem?
I kiedy już od progu powitał ją znajomy głos, w roztargnieniu spojrzała pod nogi, w pobliże których już przypałętała się jej puchata kulka. Schyliła się zaraz po Rogera i z nim w ramionach pojawiła się w progu kuchni, skąd wydobywały się niemalże niebiańskie zapachy. Nie przepadała za słodyczami, jedynie od czasu do czasu lubiła coś skubnąć, ale te aromaty pobudzały jej ślinianiaki do szaleńczej roboty.
- Em.. ja nie wiem czy ja chcę nim być- odparła z rozbawieniem w oczach, potrzebując najpierw chwili na ogarnięcie się.
Wypuściła na chwilę uszatego, aby móc pozbyć się płaszcza i ciążącej jej na ramieniu torby. Zajęła miejsce przy stoliku.- Coś do picia tam jest?
Zapytała, mając na myśli imbryk stojący nieopodal Bertiego na podstawce, ale nie czekała w sumie na jego odpowiedź, doskonale znając zasady panujące w tym domu. Samoobsługa moi drodzy.
Machnęła różdżką, samodzielnie zamierzając sprawdzić na co i czy w ogóle na coś, udało jej się trafić, kiedy ten płynnie zacząć sunąc w jej stronę.
Zajrzenie dośrodka nie bardzo jej pomogło, po zapachu natomiast doszła do wniosku, że to.. jakaś mieszanka o bliżej niezidentyfikowanym składzie? Cóż, zaraz się przekona co to takiego. Sięgnęła po filiżankę.
- Nie martw się, nie daję o sobie zbyt łatwo zapomnieć, a twoje długie milczenie potraktuje jako zapracowanie- na ustach pojawił się jej ironiczny uśmiech.
Zabieganie, nie było tym samym co zapracowanie, a przynajmniej w jej skromnym mniemaniu, a właśnie z tym kojarzyła Bercika. Musiała jednak przyznać, że ostatnio nie była na bieżąco z jego życiem, także miał tutaj szansę ją zaskoczyć. Wyrośli już z czasów, kiedy mógłby mieć poważne powody, aby chcieć jej unikać, a swego czasu potrafiła dać się fajtłopowatemu kuzynowi we znaki...
- No u mnie w porządku, ale to jak zwykle- nie miała zwyczaju narzekania, a przynajmniej nie od progu i nie z powodu błahostek.- Co do mojej nagłej wizyty to za chwilę wyjaśnie, najpierw ty mi powiedz, co u ciebie słychać. Dalej w cukierni?
Tymczasem jej wzrok zawędrował w kierunku blachy wyłożonej ślicznie prezentującymi się babeczkami. Ładnie zabrązowione i wyglądające naprawdę pulchnie, aż zaczynały kusić nawet ją!
Gotowa była zaryzykować chwilowym przesłodzeniem się.
- Wspominałeś coś o testowaniu czegoś, nie?- wskazała palcem na świeżutkie dzieło, nie powstrzymując dłoni, która niczym w zwolnionym tempie sięgała po swoją zdobycz. Czego mogła się spodziewać tym razem?
Like the moon..
When everything is known and seen by you.. but what about my dark side?
Elora Wright
Zawód : Opiekunka testrali
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
„If ‚why’ was the first and last question, then ‚because i was curious to see what would happen’ was the first and last answer.”
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Uśmiechnął się pod nosem na mini-protest, najwidoczniej nie zamierzając traktować go zbyt poważnie, Roger przykicał do niego w końcu (no wreszcie, cały dzień spędził w salonie i Bertie już się bał, że jego uszaty postanowił się wyprowadzić) więc dostał jakiś kawałek jabłka.
- Cośtam jest, może ci posmakuje. - w sumie chłodno już było, więc Bertie wrócił do swojej wersji herbat wygotowując soki z cytrusów, w tym wypadku pomarańczy, dorzucając jakieś dodatki jak goździki, cynamon czy miód i trzymając wszystko w imbryku, który długo trzyma ciepło. Bo niewiele jest lepszych rzeczy niż popijanie rozgrzewającej herbatki na ganku, kiedy dookoła panuje już chłód i jesienna aura.
- Co to się stało, jestem już kojarzony z zapracowaniem? - uśmiechnął się pod nosem. Biegał z miejsca w miejsce zawsze, ale to raczej mało kiedy miało jakiś poważny cel. Częściej zabawa, impreza, wygłupy, jakieś durne żarty czy wycieczki, bo czemuby nie. Chyba jednak każdego czasem dopada ten moment, kiedy pracy jest więcej niż życia i dla niego to właśnie ta chwila. Była ona przerażająca, stresująca i męcząca, jednak było w tym wszystkim także coś ekscytującego.
- Tak, dalej ale powoli będę odchodził. - przyznał. - W sumie to w przyszłym tygodniu. - odetchnął czując przy tym, jak serce bije mu mocniej. Został dokładnie miesiąc do dnia w którym będzie musiał oddać pożyczone pieniądze i do tej pory biznes powinien już jakoś prosperować. Bo nawet jeśli jest szansa że znajdzie się ktoś, kto będzie mu dalej pożyczał mimo że Bertie ma już więcej długu niż zarabia rocznie to... no właśnie, ma już więcej długu niż zarabia rocznie, czy nie pora coś z tym zrobić?
- Może niedługo coś swojego rozkręcę. Ale to zobaczysz sama jak się uda. - stwierdził, o dziwo nie wdając się w miliony szczegółów, co zrobiłby zazwyczaj. Chyba jednak gadał o tym tyle przy okazji rozkręcania, że ten temat powoli mu powszedniał, radość i potrzeba gadania zapewne wrócą ze zdwojoną siłą, jak ta wielka maszyna zacznie się w końcu obracać, a on otworzy drzwi swojej cukierni. - Ale mam lepszą bombę, nie uwierzysz! - dodał, bo w sumie pracował w nowym miejscu już miesiąc, a sam nadal nie do końca w to wierzył. - Zostałem urzędnikiem. Na serio-serio, koleś z urzędu do spraw patentów absurdalnych sam do mnie napisał, że chcą mnie zatrudnić.
Pochwalił się, unosząc przy tym drewnianą łyżkę w wyniku jakiejś dziwnej gestykulacji, która zapewne miała sens. W każdym razie trochę ciasta poleciało na podłogę, a on musiał to wytrzeć, żeby się królik nie dobrał.
- A, tak! Babeczki na stole. Trzeci talerz jest najbardziej aktualny, jak spróbujesz to mów czym ci smakuje i czego tam brakuje, bo mi się wydaje, że... - urwał. - No, zobaczymy co ci się będzie wydawało.
Postanowił.
- Ale no, co się stało, że me piękne oczy w końcu zaszczycone zostały twym urokiem? - puścił jej oczko, przelewając ponownie masę do foremek.
- Cośtam jest, może ci posmakuje. - w sumie chłodno już było, więc Bertie wrócił do swojej wersji herbat wygotowując soki z cytrusów, w tym wypadku pomarańczy, dorzucając jakieś dodatki jak goździki, cynamon czy miód i trzymając wszystko w imbryku, który długo trzyma ciepło. Bo niewiele jest lepszych rzeczy niż popijanie rozgrzewającej herbatki na ganku, kiedy dookoła panuje już chłód i jesienna aura.
- Co to się stało, jestem już kojarzony z zapracowaniem? - uśmiechnął się pod nosem. Biegał z miejsca w miejsce zawsze, ale to raczej mało kiedy miało jakiś poważny cel. Częściej zabawa, impreza, wygłupy, jakieś durne żarty czy wycieczki, bo czemuby nie. Chyba jednak każdego czasem dopada ten moment, kiedy pracy jest więcej niż życia i dla niego to właśnie ta chwila. Była ona przerażająca, stresująca i męcząca, jednak było w tym wszystkim także coś ekscytującego.
- Tak, dalej ale powoli będę odchodził. - przyznał. - W sumie to w przyszłym tygodniu. - odetchnął czując przy tym, jak serce bije mu mocniej. Został dokładnie miesiąc do dnia w którym będzie musiał oddać pożyczone pieniądze i do tej pory biznes powinien już jakoś prosperować. Bo nawet jeśli jest szansa że znajdzie się ktoś, kto będzie mu dalej pożyczał mimo że Bertie ma już więcej długu niż zarabia rocznie to... no właśnie, ma już więcej długu niż zarabia rocznie, czy nie pora coś z tym zrobić?
- Może niedługo coś swojego rozkręcę. Ale to zobaczysz sama jak się uda. - stwierdził, o dziwo nie wdając się w miliony szczegółów, co zrobiłby zazwyczaj. Chyba jednak gadał o tym tyle przy okazji rozkręcania, że ten temat powoli mu powszedniał, radość i potrzeba gadania zapewne wrócą ze zdwojoną siłą, jak ta wielka maszyna zacznie się w końcu obracać, a on otworzy drzwi swojej cukierni. - Ale mam lepszą bombę, nie uwierzysz! - dodał, bo w sumie pracował w nowym miejscu już miesiąc, a sam nadal nie do końca w to wierzył. - Zostałem urzędnikiem. Na serio-serio, koleś z urzędu do spraw patentów absurdalnych sam do mnie napisał, że chcą mnie zatrudnić.
Pochwalił się, unosząc przy tym drewnianą łyżkę w wyniku jakiejś dziwnej gestykulacji, która zapewne miała sens. W każdym razie trochę ciasta poleciało na podłogę, a on musiał to wytrzeć, żeby się królik nie dobrał.
- A, tak! Babeczki na stole. Trzeci talerz jest najbardziej aktualny, jak spróbujesz to mów czym ci smakuje i czego tam brakuje, bo mi się wydaje, że... - urwał. - No, zobaczymy co ci się będzie wydawało.
Postanowił.
- Ale no, co się stało, że me piękne oczy w końcu zaszczycone zostały twym urokiem? - puścił jej oczko, przelewając ponownie masę do foremek.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Upiła malutkiego łyka z filiżanki, ostrożnie, tak na wypadek gdyby napój był zbyt gorący, bo nie uśmiechało się jej stracić smaku na kolejne dwa dni. Zamlaskała, odczekała chwilę, ale na nic poza nieznacznym wzruszeniem ramion jej stać raczej nie było, musiała upić nieco więcej, aby móc stwierdzić czy jej pasuje ten smak, czy może jednak nie. Najgorszy póki co nie był- najlepszy także nie skoro już i o tym mowa, ale przyjemnie rozgrzewał.
Na wzmiankę o odejściu z dotychczasowej pracy, jasne brwi nieznacznie uniosły się ku górze. No proszę, to dopiero zmiana, której się nie spodziewała!
- No co ty taki tajemniczy nagle?- spojrzała z rozbawieniem na Bertiego, któremu zazwyczaj wystarczyło napomknięcie o czymś, by temu zaraz rozwinął się język.Teraz jednak jak na złość, nie był chyba w nastroju na wchodzenie w szczególy, akurat teraz, kiedy w końcu ją czymś zaintrygował!- No, a jak ci się nie uda, a ja na przykład byłabym w stanie jakoś pomóc..? Rzecz jasna nie finansowo.
Uśmiechnęła się przekornie, ciekawa czy uda się jej zachęcić go do rozwinięcia nieco tej myśli. A o ile gotowa byłaby służyć mu poradą lub swoim czasem, tak o brakach w sakiewce sama mogłaby coś powiedzieć. Nie było co prawda tak źle jak u niego, bo nie zamierzała się zadłużać, ale sama była na etapie odkładania do skarpety.
Może gdyby tak bardzo nie nienawidziła bycia na minusie, zaryzykowałaby ze swoim biznesem, który ewentualnie zwróciłby się i wyprowadził ją na prostą, albo.. pociągnał na dół, prosto w finansowe bagno. Więc tak, wolała wejść w świat biznesów z raczej pewniejszej stopy.
Na kolejną nowinę, jeszcze bardziej niespodziewaną, zerkneła w kierunku chłopaka, czując jak przez twarz przemyka jej kolejno niedowierzanie, rozbawienie, a na koniec radość lecz wciąż z domieszką podejrzliwości.
Bertie w Ministertwie!? Gdyby usłyszała o tym od kogoś, zapewne by go wyśmiała, no bo niby jak?
- Nie wkręcasz mnie chyba, co?- szukała w jego twarzy jakiejkolwiek oznaki, która mogłaby go zdradzić, ale niczego takiego dostrzec nie mogła. Wyglądało zatem na to, że faktycznie szczęście się do kogoś tu uśmiechnęło. - Wow! No to świetnie, gratuluję! Tylko dlaczego mnie nie dziwi, że to ktoś z biura patentów absurdalnych?
Parsknęła śmiechem, usadawiając się wygodniej. Plecami oparłwszy o ścianę za nią, nogi rozprostowała na drugim krzesełku, które przysunęła sobie nieco bliżej, uprzednio ściągając jednak buty. Och, potrzebowała tego.
- Ale czekaj, czekaj!- w przypływie nagłego olśnienie, wyprostowała się aż na siedzeniu.- Ministerstwo poszło z dymem w czerwcu, tak? A kiedy ty zacząłeś pracę?
Na jej wragach zakwitł niewinny uśmiech, chociaż aluzja była dość wyraźna. Oczywiście, żartowała sobie, bo z takich tarapatów nawet Bertie by się chyba już nie wyplątał, nawet gdyby był to tylko głupi wypadek.
Nie sądziła nawet, że bywają przypadki kiedy to z Ministerstwa dostaje się oferty pracy, nie na odwrót.
Na pytanie o powód swojej wizyty westchnęła cicho i wsparła policzek na ręce. Obiecała, że powie, dlatego teraz wykręcać się nie zamierzała, groziło to jednak ponowym zepsuciem sobie humoru.
- Szczerze mówiąc, to powinnam siedzieć teraz u Charlesa i Elysse, to jego panna, całkiem przyjemna powiem- dodała na praędce, na wypadek gdyby jej brat i Bert nie utrzymywali kontaktu.- Ale zirytował mnie, posprzeczaliśmy się i.. potrzebowałam się gdzieś znaleźć, żeby moja wycieczka tutaj nie okazała się na darmo. Tak znaczy i tak miałam się tu spotkać z jedną kobietą, ale spotkanie przebiegło szybciej niż sobie to wyobrażałam, no i rozumiesz chyba, nie chciało mi tak szybko wracać, skoro specjalnie po to wzięłam wolne dzisiaj. Właśnie wtedy sobie przypomniałam o tobie mój drogi kuzynie.
Po tych słowach, posłała mu jeden ze swoich olśniewających, szerokich uśmiechów, co by nie poczuł się urażony jako zastępstwo. Nie traktowała go jako ostateczności, ani nic z tym podobnych, po prostu przez dość długo nie miała wyraźnego powodu aby się tu pojawić, aż tu nagle taka dobra okazja.
- Masz coś może zaplanowane na potem?
Na wzmiankę o odejściu z dotychczasowej pracy, jasne brwi nieznacznie uniosły się ku górze. No proszę, to dopiero zmiana, której się nie spodziewała!
- No co ty taki tajemniczy nagle?- spojrzała z rozbawieniem na Bertiego, któremu zazwyczaj wystarczyło napomknięcie o czymś, by temu zaraz rozwinął się język.Teraz jednak jak na złość, nie był chyba w nastroju na wchodzenie w szczególy, akurat teraz, kiedy w końcu ją czymś zaintrygował!- No, a jak ci się nie uda, a ja na przykład byłabym w stanie jakoś pomóc..? Rzecz jasna nie finansowo.
Uśmiechnęła się przekornie, ciekawa czy uda się jej zachęcić go do rozwinięcia nieco tej myśli. A o ile gotowa byłaby służyć mu poradą lub swoim czasem, tak o brakach w sakiewce sama mogłaby coś powiedzieć. Nie było co prawda tak źle jak u niego, bo nie zamierzała się zadłużać, ale sama była na etapie odkładania do skarpety.
Może gdyby tak bardzo nie nienawidziła bycia na minusie, zaryzykowałaby ze swoim biznesem, który ewentualnie zwróciłby się i wyprowadził ją na prostą, albo.. pociągnał na dół, prosto w finansowe bagno. Więc tak, wolała wejść w świat biznesów z raczej pewniejszej stopy.
Na kolejną nowinę, jeszcze bardziej niespodziewaną, zerkneła w kierunku chłopaka, czując jak przez twarz przemyka jej kolejno niedowierzanie, rozbawienie, a na koniec radość lecz wciąż z domieszką podejrzliwości.
Bertie w Ministertwie!? Gdyby usłyszała o tym od kogoś, zapewne by go wyśmiała, no bo niby jak?
- Nie wkręcasz mnie chyba, co?- szukała w jego twarzy jakiejkolwiek oznaki, która mogłaby go zdradzić, ale niczego takiego dostrzec nie mogła. Wyglądało zatem na to, że faktycznie szczęście się do kogoś tu uśmiechnęło. - Wow! No to świetnie, gratuluję! Tylko dlaczego mnie nie dziwi, że to ktoś z biura patentów absurdalnych?
Parsknęła śmiechem, usadawiając się wygodniej. Plecami oparłwszy o ścianę za nią, nogi rozprostowała na drugim krzesełku, które przysunęła sobie nieco bliżej, uprzednio ściągając jednak buty. Och, potrzebowała tego.
- Ale czekaj, czekaj!- w przypływie nagłego olśnienie, wyprostowała się aż na siedzeniu.- Ministerstwo poszło z dymem w czerwcu, tak? A kiedy ty zacząłeś pracę?
Na jej wragach zakwitł niewinny uśmiech, chociaż aluzja była dość wyraźna. Oczywiście, żartowała sobie, bo z takich tarapatów nawet Bertie by się chyba już nie wyplątał, nawet gdyby był to tylko głupi wypadek.
Nie sądziła nawet, że bywają przypadki kiedy to z Ministerstwa dostaje się oferty pracy, nie na odwrót.
Na pytanie o powód swojej wizyty westchnęła cicho i wsparła policzek na ręce. Obiecała, że powie, dlatego teraz wykręcać się nie zamierzała, groziło to jednak ponowym zepsuciem sobie humoru.
- Szczerze mówiąc, to powinnam siedzieć teraz u Charlesa i Elysse, to jego panna, całkiem przyjemna powiem- dodała na praędce, na wypadek gdyby jej brat i Bert nie utrzymywali kontaktu.- Ale zirytował mnie, posprzeczaliśmy się i.. potrzebowałam się gdzieś znaleźć, żeby moja wycieczka tutaj nie okazała się na darmo. Tak znaczy i tak miałam się tu spotkać z jedną kobietą, ale spotkanie przebiegło szybciej niż sobie to wyobrażałam, no i rozumiesz chyba, nie chciało mi tak szybko wracać, skoro specjalnie po to wzięłam wolne dzisiaj. Właśnie wtedy sobie przypomniałam o tobie mój drogi kuzynie.
Po tych słowach, posłała mu jeden ze swoich olśniewających, szerokich uśmiechów, co by nie poczuł się urażony jako zastępstwo. Nie traktowała go jako ostateczności, ani nic z tym podobnych, po prostu przez dość długo nie miała wyraźnego powodu aby się tu pojawić, aż tu nagle taka dobra okazja.
- Masz coś może zaplanowane na potem?
Like the moon..
When everything is known and seen by you.. but what about my dark side?
Elora Wright
Zawód : Opiekunka testrali
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
„If ‚why’ was the first and last question, then ‚because i was curious to see what would happen’ was the first and last answer.”
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Uśmiechnął się rozbawiony, bo fakt jest taki, że w budowaniu napięcia był beznadziejny. Za bardzo lubił mówić i opowiadać, za dużo mówił, a tu nagle wystarczyło nie chcieć się rozgadać i już pojawia się zdwojone zainteresowanie! Spojrzał na towarzyszkę z wesołością.
- Po prostu ciągle ostatnio wszystko kręci się dookoła tego. Mam masę roboty i trochę lęków co do wszystkiego, bo to jednak własny biznes, a ja to ja. - więcej szczęścia niż rozumu ale czy rozum wystarczy do biznesu? - No i masę rzeczy trzeba przygotować. Josephine robi mi opakowania, ale nie otworzę cukierni mając pięć produktów, a jeszcze ich trzeba mieć dużo na start, a ja mam tylko swoją kuchnię. - odetchnął. - No i jasne że czasem mi ktoś pomoże ale... - jakby to ująć? - Musi być perfekcyjnie, rozumiesz co? Jeśli jest dziedzina w jakiej sobie ufam to to jest to i ufam sobie tutaj trochę bardziej niż innym.
Nawet gdyby ktoś zrobił coś dobrego, a byłoby to inne niż inne produkty z danej serii, już by się nie nadawało. Nie chciał ryzykować. Szczególnie, kiedy gobliny dyszą mu w kark. I Skamander. No dobra, Sam jest dość spokojny, ale jego też trzeba spłacić, a może to być trochę trudne jeśli cała cukiernia za chwilę padnie. Tego nie mówił, trochę to chyba godziło w jego ego, ale z drugiej strony Elora przecież musiała wiedzieć że wyczarowywać pieniędzy Bertie jeszcze się nie nauczył, a lokale kosztują.
- No więc już wiesz wszystko. Będę sprzedawał masę magicznych słodyczy. Bardzo ekscytująco, trochę strasznie. - miał w końcu tylko dwadzieścia jeden lat i silne poczucie, że nie zna się na życiu, świecie czy w sumie czymkolwiek.
- Nie, ale ja nadal jestem pewien że to jakiś wielowarstwowy żart kogoś kto pracuje w Ministerstwie. - przyznał szczerze, choć nadal z jakąś wesołością. To było coś. Szczególnie że uwielbiał tę robotę. - Miejsce idealne dla mnie, hm? To przez Fasolki. W sensie tak było w liście, że przyglądali mi się od jakiegoś czasu, ale że ten "wynalazek" ich przekonał. W sumie jego, mojego szefa. - objaśnił jeszcze.
Parsknął dalej na sugestie Elory i pokręcił głową, zakładając ręce na piersi. No, piękne rzeczy mu tu sugerują, doprawdy!
- Dopiero we wrześniu, wyobraź sobie. - udawał chwilę obrażonego, choć raczej nikt by mu niestety nie uwierzył (no, co za świat), w końcu jednak znów się uśmiechnął, bo w sumie to dobry żarcik kuzynce wyszedł.
Dalej zamilkł żeby posłuchać, co takiego sprowadziło tu Elorę. Nie chciał się mieszać ani dopytywać, choć widział że widocznie jej to znowu zepsuło humor jak zaczęła mówić. Najwidoczniej też nie czuł się zbytnio urażony - po prostu fajnie, że wpadła. A widywali się tak czy inaczej, ostatnio po prostu oboje mieli widocznie mniej czasu.
- W takim razie dobrze że wpadłaś. - stwierdził po prostu. - A Charliemu przejdzie. Cokolwiek mu odbiło, wiesz to nie?
Dodał jeszcze, najwidoczniej zakładając że to tamten zawinił w kłótni.
- Jak praca w ogóle? - zawsze go to w sumie ciekawiło. Opieka nad szczególnymi zwierzętami które widzą tylko nieliczni. Na szczęście nieliczni.
- Potem nie istnieje piękna, mam masę rzeczy do upieczenia. Ale mam też wino które można przechrzcić na grzaniec. Albo po prostu wypić do pieczenia, co myślisz? - zaproponował zaraz. Gotowanie było o tyle dobrą pracą, że towarzystwo w nim nie przeszkadzało.
- Po prostu ciągle ostatnio wszystko kręci się dookoła tego. Mam masę roboty i trochę lęków co do wszystkiego, bo to jednak własny biznes, a ja to ja. - więcej szczęścia niż rozumu ale czy rozum wystarczy do biznesu? - No i masę rzeczy trzeba przygotować. Josephine robi mi opakowania, ale nie otworzę cukierni mając pięć produktów, a jeszcze ich trzeba mieć dużo na start, a ja mam tylko swoją kuchnię. - odetchnął. - No i jasne że czasem mi ktoś pomoże ale... - jakby to ująć? - Musi być perfekcyjnie, rozumiesz co? Jeśli jest dziedzina w jakiej sobie ufam to to jest to i ufam sobie tutaj trochę bardziej niż innym.
Nawet gdyby ktoś zrobił coś dobrego, a byłoby to inne niż inne produkty z danej serii, już by się nie nadawało. Nie chciał ryzykować. Szczególnie, kiedy gobliny dyszą mu w kark. I Skamander. No dobra, Sam jest dość spokojny, ale jego też trzeba spłacić, a może to być trochę trudne jeśli cała cukiernia za chwilę padnie. Tego nie mówił, trochę to chyba godziło w jego ego, ale z drugiej strony Elora przecież musiała wiedzieć że wyczarowywać pieniędzy Bertie jeszcze się nie nauczył, a lokale kosztują.
- No więc już wiesz wszystko. Będę sprzedawał masę magicznych słodyczy. Bardzo ekscytująco, trochę strasznie. - miał w końcu tylko dwadzieścia jeden lat i silne poczucie, że nie zna się na życiu, świecie czy w sumie czymkolwiek.
- Nie, ale ja nadal jestem pewien że to jakiś wielowarstwowy żart kogoś kto pracuje w Ministerstwie. - przyznał szczerze, choć nadal z jakąś wesołością. To było coś. Szczególnie że uwielbiał tę robotę. - Miejsce idealne dla mnie, hm? To przez Fasolki. W sensie tak było w liście, że przyglądali mi się od jakiegoś czasu, ale że ten "wynalazek" ich przekonał. W sumie jego, mojego szefa. - objaśnił jeszcze.
Parsknął dalej na sugestie Elory i pokręcił głową, zakładając ręce na piersi. No, piękne rzeczy mu tu sugerują, doprawdy!
- Dopiero we wrześniu, wyobraź sobie. - udawał chwilę obrażonego, choć raczej nikt by mu niestety nie uwierzył (no, co za świat), w końcu jednak znów się uśmiechnął, bo w sumie to dobry żarcik kuzynce wyszedł.
Dalej zamilkł żeby posłuchać, co takiego sprowadziło tu Elorę. Nie chciał się mieszać ani dopytywać, choć widział że widocznie jej to znowu zepsuło humor jak zaczęła mówić. Najwidoczniej też nie czuł się zbytnio urażony - po prostu fajnie, że wpadła. A widywali się tak czy inaczej, ostatnio po prostu oboje mieli widocznie mniej czasu.
- W takim razie dobrze że wpadłaś. - stwierdził po prostu. - A Charliemu przejdzie. Cokolwiek mu odbiło, wiesz to nie?
Dodał jeszcze, najwidoczniej zakładając że to tamten zawinił w kłótni.
- Jak praca w ogóle? - zawsze go to w sumie ciekawiło. Opieka nad szczególnymi zwierzętami które widzą tylko nieliczni. Na szczęście nieliczni.
- Potem nie istnieje piękna, mam masę rzeczy do upieczenia. Ale mam też wino które można przechrzcić na grzaniec. Albo po prostu wypić do pieczenia, co myślisz? - zaproponował zaraz. Gotowanie było o tyle dobrą pracą, że towarzystwo w nim nie przeszkadzało.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Kuchnia
Szybka odpowiedź