Kuchnia
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Kuchnia
Do w miarę stałego umeblowania tego wnętrza należą flakoniki, garnki, stół, kredens, zlewozmywak, cała masa patelni i tym podobbnych rzeczy oraz Bertie. Kuchnia w Ruderze jest bardzo przytulnym i ciepłym miejscem w którym jest wszystko, czego trzeba do zrobienia pysznego posiłku. Bardzo często z resztą na stole stoi jakieś ciasto, albo na kuchence garnek zupy, którym goście, czy domownicy mogą się częstować.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Ostatnio zmieniony przez Bertie Bott dnia 13.11.16 0:10, w całości zmieniany 1 raz
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Słuchała jego zaskakująco krótkiego monologu o tym jak wprowadza w życie swoje marzenie, bo zakładała, że posiadanie własnego biznesu musi tym być, skoro tyle z tym bolączek, a on zaparcie w to brnie. Godne pochwały jak najbardziej! Ona w tym czasie sączyła sobie wolno jego napar, od czasu do czasu cicho siorbiąc. Był dziwny, pozostawiał po sobie nieco cierpki posmak, ale delikatna, kwaskowata nuta zachęcał ją do kontynuowania.
- Eee tam..- machnęło zbywająco dłonią.- Nie takie straszne. Trudne, to na pewno. Hm.. przez chwilę zastanawiałam się, czy mojej mamci ci nie podrzucić do pomocy, no ale skoro wolisz wszystko sam, to nie bardzo w sumie mam pomysł jak ci pomóc.
Westchnęła cicho, przez chwilę rozważając problem z miejscem, z ilością, czasem, pieniędzmi.. no trochę tego było. Jej pieczenie nie bardzo wychodziło i niestety, ale wpływania na czas także nie nauczyli jej w szkole. I to przez bite siedem lat.
- Może jak będziesz naprawdę zdesperowany pomogę uprowadzić ci jakieś skrzata domowego..? Chciałbyś takiego?
Zerknęła na Botta z poważną miną. Poważna sprawa, wymagała radykalnych rozwiązań. Nieważne już jednak, że akurat tego, właśnie zaproponowanego, zupełnie sobie nie wyobrażała, ważne, że coś wymyśliła.
Na wzmiankę o fasolkach, pokiwała głową. Akurat za te zdobył nawet i jej uznanie! Lubiła ten dreszczyk niepewności przy jedzeniu słodyczy.
- Mhm- mruknęła potwierdzająco na wzmiankę o swoim starszym rodzeństwie, nie mogąc się jednak krzywo nie uśmiechnąć. Miło ze strony Bercika, że tak z góry wziął jej stronę.- Nie powiem, żeby nie było w tym mojego udziału, ale po prostu powinien dać sobie spokój. Dramatyzował, a ja strasznie tego nie lubię.
Myślałby kto, jaki on nagle stał się rozsądny i odpowiedzialny jako najstarszy z rodzeństwa. Strasznie irytujące kiedy ktoś, kogo zaczynasz nagle widywać od czasu do czasu, wyskakuje z próbą strofowanie cię i pouczania, tak jakby był ze wszystkim na bieżąco. I do tego jego idiotyczna sugestia, że powinna dorosnąć. Aż krew się w niej gotowała na to wspomnienie, bo może i jego zarzuty z palca wyssane nie były, co gorsza, ale patrzył na niej ze złej perspektywy.
U niej było po dawnemu, oczekiwania innych ludzi interesowały ją tyle co zeszłoroczny śnieg.
Nie było zatem sensu dłużej skupiać się na Charlie'em, miała teraz okazję wyrzucić cały ten incydent z głowy i zamierzała to wykorzystać.
- Praca cały czas w porządku, nie mam na co narzekać. Szef chyba także nie, także wszyscy zadowoleni. I pomału dążę do znalezienie się w tej sytuacji, w której jesteś teraz ty. No może nie do końca dokładnie tej samej- uśmiechnęła się kącikiem ust.- Ale na pewno do założenia własnego interesu. Tym bardziej zatem trzymam kciuki za ciebie. Być może za parę tygodni, lat, to ja będę poszukiwała kogoś z ciężką sakiewką i nie ukrywam, że liczę w tym wypadku na ciebie. Zatem postaraj się Bertie! Dla nas obojga.
Wymierzyła w niego palec i sięgnęła w końcu po babeczkę. Lubiła ciasto do nich, także pierwsze dwa gryzy były satysfakcjonujące, chwila prawdy miała jednak nadejść przy nadzieniu. Kolejny kawałek był.. kwaśnawy ku jej zaskoczeniu, ale i zadowoleniu. Trochę jak jabłka, które zazwyczaj jadła w szarlotce? Przez chwilę wydawało się jej także, że czuje nutę cynamonu.
Jak dla niej super sprawa, chociaż w życiu do głowy by jej nie przyszło aby właśnie tym wypełnić babeczki. Spojrzała na nadzienie, nie dostrzegając w nim kawałków owoców.
Pokazała palcem, że jak dla niej jest okej, chociaż zbyt wybrednym klientem to ona nigdy nie była, jeżeli chodziło o jedzenie. Miała nadzieję, że jest on tego świadom.
- O tak!- zaklasnęła aż.- Grzańca stawiaj na stół! A jak chcesz mogę ci pomóc nawet, ale będziesz mi musiał mówić dokładnie co i jak.
Skoro i tak tu jeszcze posiedzi, równie dobrze może się przydać do czegoś. Pod czujnym okiem rodzinnego cukiernika nie powinna doprowadzić do katastrofy.
- Eee tam..- machnęło zbywająco dłonią.- Nie takie straszne. Trudne, to na pewno. Hm.. przez chwilę zastanawiałam się, czy mojej mamci ci nie podrzucić do pomocy, no ale skoro wolisz wszystko sam, to nie bardzo w sumie mam pomysł jak ci pomóc.
Westchnęła cicho, przez chwilę rozważając problem z miejscem, z ilością, czasem, pieniędzmi.. no trochę tego było. Jej pieczenie nie bardzo wychodziło i niestety, ale wpływania na czas także nie nauczyli jej w szkole. I to przez bite siedem lat.
- Może jak będziesz naprawdę zdesperowany pomogę uprowadzić ci jakieś skrzata domowego..? Chciałbyś takiego?
Zerknęła na Botta z poważną miną. Poważna sprawa, wymagała radykalnych rozwiązań. Nieważne już jednak, że akurat tego, właśnie zaproponowanego, zupełnie sobie nie wyobrażała, ważne, że coś wymyśliła.
Na wzmiankę o fasolkach, pokiwała głową. Akurat za te zdobył nawet i jej uznanie! Lubiła ten dreszczyk niepewności przy jedzeniu słodyczy.
- Mhm- mruknęła potwierdzająco na wzmiankę o swoim starszym rodzeństwie, nie mogąc się jednak krzywo nie uśmiechnąć. Miło ze strony Bercika, że tak z góry wziął jej stronę.- Nie powiem, żeby nie było w tym mojego udziału, ale po prostu powinien dać sobie spokój. Dramatyzował, a ja strasznie tego nie lubię.
Myślałby kto, jaki on nagle stał się rozsądny i odpowiedzialny jako najstarszy z rodzeństwa. Strasznie irytujące kiedy ktoś, kogo zaczynasz nagle widywać od czasu do czasu, wyskakuje z próbą strofowanie cię i pouczania, tak jakby był ze wszystkim na bieżąco. I do tego jego idiotyczna sugestia, że powinna dorosnąć. Aż krew się w niej gotowała na to wspomnienie, bo może i jego zarzuty z palca wyssane nie były, co gorsza, ale patrzył na niej ze złej perspektywy.
U niej było po dawnemu, oczekiwania innych ludzi interesowały ją tyle co zeszłoroczny śnieg.
Nie było zatem sensu dłużej skupiać się na Charlie'em, miała teraz okazję wyrzucić cały ten incydent z głowy i zamierzała to wykorzystać.
- Praca cały czas w porządku, nie mam na co narzekać. Szef chyba także nie, także wszyscy zadowoleni. I pomału dążę do znalezienie się w tej sytuacji, w której jesteś teraz ty. No może nie do końca dokładnie tej samej- uśmiechnęła się kącikiem ust.- Ale na pewno do założenia własnego interesu. Tym bardziej zatem trzymam kciuki za ciebie. Być może za parę tygodni, lat, to ja będę poszukiwała kogoś z ciężką sakiewką i nie ukrywam, że liczę w tym wypadku na ciebie. Zatem postaraj się Bertie! Dla nas obojga.
Wymierzyła w niego palec i sięgnęła w końcu po babeczkę. Lubiła ciasto do nich, także pierwsze dwa gryzy były satysfakcjonujące, chwila prawdy miała jednak nadejść przy nadzieniu. Kolejny kawałek był.. kwaśnawy ku jej zaskoczeniu, ale i zadowoleniu. Trochę jak jabłka, które zazwyczaj jadła w szarlotce? Przez chwilę wydawało się jej także, że czuje nutę cynamonu.
Jak dla niej super sprawa, chociaż w życiu do głowy by jej nie przyszło aby właśnie tym wypełnić babeczki. Spojrzała na nadzienie, nie dostrzegając w nim kawałków owoców.
Pokazała palcem, że jak dla niej jest okej, chociaż zbyt wybrednym klientem to ona nigdy nie była, jeżeli chodziło o jedzenie. Miała nadzieję, że jest on tego świadom.
- O tak!- zaklasnęła aż.- Grzańca stawiaj na stół! A jak chcesz mogę ci pomóc nawet, ale będziesz mi musiał mówić dokładnie co i jak.
Skoro i tak tu jeszcze posiedzi, równie dobrze może się przydać do czegoś. Pod czujnym okiem rodzinnego cukiernika nie powinna doprowadzić do katastrofy.
Elora Wright
Zawód : Opiekunka testrali
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
„If ‚why’ was the first and last question, then ‚because i was curious to see what would happen’ was the first and last answer.”
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Oh, jasne że się z niego nabijają! Pokręcił głową ale w sumie to się uśmiechnął na wspomnienie o skrzacie i wycelował drewnianą łyżką w swoją drogą kuzyneczkę.
- Ale żeby ZE MNIE tak kpić? - spytał z pełnią oburzenia, zaraz jednak wracając do swojej słodkiej masy. - Nie no, pomoc mi będzie potrzebna w lokalu, to na pewno ale to będę wzywał kogo się będzie dało. Sprzątanie, mały remont, wykładanie towaru, jednocześnie będzie trzeba piec to co musi być świeże więc poza ostatnim punktem... nie wiem, zatrudnię szwadron chochlików i będę im płacił miętówkami chyba.
Może i nic w tym zabawnego, ale się znów uśmiechnął, znów wzruszając przy tym ramionami. Wiedział, że ktoś do pomocy się znajdzie i to go pocieszało. Nawet kogoś zatrudnić, w sumie to generalnie będzie potrzebował pracowników, tylko trzeba znaleźć kogoś gotowego pracować za grosze. No i przeboleć fakt, że dopóki sam nie wykopie się z długów, będzie pod względem finansowym najgorszym szefem świata.
- Jesteś jego siostrą, hm? - wzruszył ramionami. Musiał to po troszę zrozumieć. - Wiem że teraz to trochę inna sytuacja ale gdyby to wszystko się nie stało, też bym pewnie trochę świrował na punkcie Any. W sensie jasne, jest starsza, ale to nadal siostra, chcesz żeby wszystko było super i kiedy widzisz że coś idzie nie tak, potrzebujesz coś zrobić. - wzruszył ramionami. Brał jej stronę chyba z natury - też był najmłodszym z rodzeństwa, z czwórki która w sumie wychowywała się w jego domu i może była w tym jakaś solidarność. A może to to, że Bertie po prostu zawsze jakoś bardziej trzymał z kobietami? Nieważne z resztą chyba. Chyba jednak nie potrafił nie zrozumieć pozycji świrującego brata, to chyba trochę genetyczne i tyle.
Choć oczywiście kompletnie nie wiedział o czym mowa tak na prawdę. Choć chyba nadal nie do końca oswoił się z tym, że Ana znowu tu jest. Ciekawe, jak sobie radzi?
Słysząc o wielkich planach Elki, znów się jednak uśmiechnął. No tak. W sumie to mógł się tego spodziewać, choć spodziewał się też że to dość dalekobieżne plany.
- Staram się więc trzy razy bardziej, żeby zdążyć wyjść z własnych długów zanim zacznę pożyczać tobie. - stwierdził wesoło. - Jak będziesz myślała o tym poważniej to daj znać. Chyba będę umiał być trochę pomocny. - dodał, bo w sumie wiele się nauczył po prostu przez rzeczy które musiał zrobić, po prostu widział jak sprawa wygląda. - Mi pomaga mocno przyjaciel, ten co ma swoją lodziarnię. Wiesz, robił to kiedyś no i teraz prowadzi więc wie jak sprawa wygląda.
Dodał, choć to i tak raczej oczywiste że sam na własną rękę sobie nie radzi. Po prostu nie on, chyba nikt by w to nie uwierzył.
Dalej zerknął na jedzącą Elorkę i uśmiechnął się na kciuka w górę. Cóż, sam będzie musiał znaleźć to, czego mu brakuje ale się uda. Dookoła niego z resztą walała się masa kartek z jednym przepisem tylko z drobnymi zmianami. Więcej kropel tego, mniej tego, tutaj jeszcze coś, tutaj minus coś i tak dalej, aż nie dojdzie do proporcji którą uzna za idealną.
- To możesz skoczyć po wino, jest w piwnicy. Przestawiłem alkohol na górę bo Ernie zaczął rzucać butelkami. - powiedział zaraz, bo sam namiętnie mieszał jakąś masę i nie chciał odkładać garnka, żeby przypadkiem się grudki nie porobiły.
- Ale żeby ZE MNIE tak kpić? - spytał z pełnią oburzenia, zaraz jednak wracając do swojej słodkiej masy. - Nie no, pomoc mi będzie potrzebna w lokalu, to na pewno ale to będę wzywał kogo się będzie dało. Sprzątanie, mały remont, wykładanie towaru, jednocześnie będzie trzeba piec to co musi być świeże więc poza ostatnim punktem... nie wiem, zatrudnię szwadron chochlików i będę im płacił miętówkami chyba.
Może i nic w tym zabawnego, ale się znów uśmiechnął, znów wzruszając przy tym ramionami. Wiedział, że ktoś do pomocy się znajdzie i to go pocieszało. Nawet kogoś zatrudnić, w sumie to generalnie będzie potrzebował pracowników, tylko trzeba znaleźć kogoś gotowego pracować za grosze. No i przeboleć fakt, że dopóki sam nie wykopie się z długów, będzie pod względem finansowym najgorszym szefem świata.
- Jesteś jego siostrą, hm? - wzruszył ramionami. Musiał to po troszę zrozumieć. - Wiem że teraz to trochę inna sytuacja ale gdyby to wszystko się nie stało, też bym pewnie trochę świrował na punkcie Any. W sensie jasne, jest starsza, ale to nadal siostra, chcesz żeby wszystko było super i kiedy widzisz że coś idzie nie tak, potrzebujesz coś zrobić. - wzruszył ramionami. Brał jej stronę chyba z natury - też był najmłodszym z rodzeństwa, z czwórki która w sumie wychowywała się w jego domu i może była w tym jakaś solidarność. A może to to, że Bertie po prostu zawsze jakoś bardziej trzymał z kobietami? Nieważne z resztą chyba. Chyba jednak nie potrafił nie zrozumieć pozycji świrującego brata, to chyba trochę genetyczne i tyle.
Choć oczywiście kompletnie nie wiedział o czym mowa tak na prawdę. Choć chyba nadal nie do końca oswoił się z tym, że Ana znowu tu jest. Ciekawe, jak sobie radzi?
Słysząc o wielkich planach Elki, znów się jednak uśmiechnął. No tak. W sumie to mógł się tego spodziewać, choć spodziewał się też że to dość dalekobieżne plany.
- Staram się więc trzy razy bardziej, żeby zdążyć wyjść z własnych długów zanim zacznę pożyczać tobie. - stwierdził wesoło. - Jak będziesz myślała o tym poważniej to daj znać. Chyba będę umiał być trochę pomocny. - dodał, bo w sumie wiele się nauczył po prostu przez rzeczy które musiał zrobić, po prostu widział jak sprawa wygląda. - Mi pomaga mocno przyjaciel, ten co ma swoją lodziarnię. Wiesz, robił to kiedyś no i teraz prowadzi więc wie jak sprawa wygląda.
Dodał, choć to i tak raczej oczywiste że sam na własną rękę sobie nie radzi. Po prostu nie on, chyba nikt by w to nie uwierzył.
Dalej zerknął na jedzącą Elorkę i uśmiechnął się na kciuka w górę. Cóż, sam będzie musiał znaleźć to, czego mu brakuje ale się uda. Dookoła niego z resztą walała się masa kartek z jednym przepisem tylko z drobnymi zmianami. Więcej kropel tego, mniej tego, tutaj jeszcze coś, tutaj minus coś i tak dalej, aż nie dojdzie do proporcji którą uzna za idealną.
- To możesz skoczyć po wino, jest w piwnicy. Przestawiłem alkohol na górę bo Ernie zaczął rzucać butelkami. - powiedział zaraz, bo sam namiętnie mieszał jakąś masę i nie chciał odkładać garnka, żeby przypadkiem się grudki nie porobiły.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Dokończyła babeczkę, po czym starłwszy okruchy za sobą, wstała i wrzuciła je do zlewu, gotowa do działania. Zerknęła ciekawie Bertiemu do garnka. Nie bardzo by ją bawiło, gdyby wyznaczył właśnie jej mieszanie tej masy, nudne zajęcie, a energicznie podejście niekoniecznie przyspieszy proces tworzenia gładkiej struktury.
Nie miała cierpliwości do podobnych zadań.
- Och, remont brzmi zabawnie. Kto wie czy nie odziedziczyłam jakiś ukrytych talentów w tej dziedzinie po ojcu. Można by się przekonać- tak naprawdę liczyła bardziej na zabawne towarzystwo, które skupiał dookoła siebie Bertie i przyjemne spędzenie czasu, niż faktycznie zdziałanie czegoś.- Daj znać jak będziesz już kogoś miał, to przyjdę i dorzucę swoją cegiełkę. Wiesz.. inaczej bym się mogła przepracować jeszcze. I mi można płacić w posiłkach, byle nie słodkich.
Posłała mu przeuroczy uśmiech, cukiernik nie cukiernik, sprawy za łatwo nie postawi. No i co ważniejsze, nakarmiona może czuć się w większym obowiązku do odwzajemnienia przysługi, może być nawet bardziej efektywna.
Przez chwilę zastanowiła się nad jego słowami, porównując je do swojej sytuacji. No dobrze, być może znalezienie odurzonej siostry można zaliczyć do 'sytuacji, która idzie nie tak i trzeba coś z tym zrobić', ale starała się wytłumaczyć mu sytuację. Miała zdrowy rozsądek i nie zamierzała powtarzać tego, pozostawiając to w sferze jednorazowego eksperymentu.
Chociaż zapewne to samo mówił, każdy początkujący nałogowiec. Uśmiechnęła się do swoich myśli pod nosem. Nie byłaby sobą, nie wierząc we własne postanowienie i jasność umysłu. Z nią było po prostu inaczej.
Jak zwykle. Mógł jednak nie podnosić głosu, bo strasznie ją to denerwowało i nie robić z całej sytuacji takiego bagna.
- Taa, no może- mruknęła jedynie, bo i była odrobina racji w tym co mówił Bertie. Nie oznaczało to jednak, że nagle pożałuje swojej postawy i wybaczy Charles'owi, a co więcej, że go przeprosi.
Co najwyżej mogła uznać, że zawinili oboje, z tym, że to nie ona rozpoczęła cały ten problem we własnym mniemaniu. Nie bardzo chciała też o tym słuchać, dlatego najlepiej było zostawić temat w spokoju.
- Aaa kojarzę, Fortescue czy jakoś tak, nie?- kojarzyła ich dzięki biznesowi, całkiem popularnemu zresztą na Pokątnej, no i dzięki temu tutaj, który musiał już wcześniej wspominać przy niej to nazwisko.- Lody cenię wyżej ponad słodkości.
Przyznała otwarcie.
Cofnęła się do blatu, by dopić zwartość filiżanki, jeszcze zanim ruszy na dół. Jedynie na wzmiankę o jakimś Ernie'm zmarszczyła nieznacznie brwi, nie od razu kojarząc o czym też on mówi.
- Ernie?- zerknęła pytająco na kuzyna, zaraz jednak w blasku własnego olśnienia, pukając się w czoło.- Nieważne już. Pamiętam. Przystojniaczek. No nic, to idę rzucić na niego okiem.
Rzuciła i udała się w stronę piwnicy oraz jej nowego lokatora. Doprawdy, los był okruty dla ghuli. Nie dość, że brzydkie to jeszcze tak beznadziejnie naiwne.. Jej zdaniem istota o tak wyjątkowo przykrej aparycji powinna mieć w sobie chociaż odrobinę przebiegłości jeżeli nie agresji wręcz, ot jedynie dla obrony, gdyby komuś przyszło do głowy znęcać się nad nim, z powodu jego brzydoty. Nie wątpiła, że takich przyjemniaczków było wielu.
Ten akurat miał spore szczęście, że trafił tutaj, w opiekuńcze ramiona nieszkodliwego Botta. Współczuła tym istotom, ale nie potrafiła się przekonać do zostania ich wielką fanką, wolała patrzeć na przyjemniejsze rzeczy, nawet jeżeli z natury okazałyby się naprawdę nieprzyjemne.
Wzięłam pierwsze lepsze- oznajmiła wróciwszy na górę i stawiając na stół butelkę.
- Obyś zatem nie trzymał tam jakiś starszych, lepszych roczników.
Pozbyła się korka, po chwili zaczynając buszowanie po szafkach w poszukiwaniu przypraw na grzańca. Alkoholu im nie zabraknie, tego była pewna, gdyby ta jedna butelką ją rozochociła.
- A jak tam z twoim życiem uczuciowym? Masz na nie jeszcze czas, skoro taki zabiegany?
To zawsze był temat warty poruszenia w tym przypadku.
Nie miała cierpliwości do podobnych zadań.
- Och, remont brzmi zabawnie. Kto wie czy nie odziedziczyłam jakiś ukrytych talentów w tej dziedzinie po ojcu. Można by się przekonać- tak naprawdę liczyła bardziej na zabawne towarzystwo, które skupiał dookoła siebie Bertie i przyjemne spędzenie czasu, niż faktycznie zdziałanie czegoś.- Daj znać jak będziesz już kogoś miał, to przyjdę i dorzucę swoją cegiełkę. Wiesz.. inaczej bym się mogła przepracować jeszcze. I mi można płacić w posiłkach, byle nie słodkich.
Posłała mu przeuroczy uśmiech, cukiernik nie cukiernik, sprawy za łatwo nie postawi. No i co ważniejsze, nakarmiona może czuć się w większym obowiązku do odwzajemnienia przysługi, może być nawet bardziej efektywna.
Przez chwilę zastanowiła się nad jego słowami, porównując je do swojej sytuacji. No dobrze, być może znalezienie odurzonej siostry można zaliczyć do 'sytuacji, która idzie nie tak i trzeba coś z tym zrobić', ale starała się wytłumaczyć mu sytuację. Miała zdrowy rozsądek i nie zamierzała powtarzać tego, pozostawiając to w sferze jednorazowego eksperymentu.
Chociaż zapewne to samo mówił, każdy początkujący nałogowiec. Uśmiechnęła się do swoich myśli pod nosem. Nie byłaby sobą, nie wierząc we własne postanowienie i jasność umysłu. Z nią było po prostu inaczej.
Jak zwykle. Mógł jednak nie podnosić głosu, bo strasznie ją to denerwowało i nie robić z całej sytuacji takiego bagna.
- Taa, no może- mruknęła jedynie, bo i była odrobina racji w tym co mówił Bertie. Nie oznaczało to jednak, że nagle pożałuje swojej postawy i wybaczy Charles'owi, a co więcej, że go przeprosi.
Co najwyżej mogła uznać, że zawinili oboje, z tym, że to nie ona rozpoczęła cały ten problem we własnym mniemaniu. Nie bardzo chciała też o tym słuchać, dlatego najlepiej było zostawić temat w spokoju.
- Aaa kojarzę, Fortescue czy jakoś tak, nie?- kojarzyła ich dzięki biznesowi, całkiem popularnemu zresztą na Pokątnej, no i dzięki temu tutaj, który musiał już wcześniej wspominać przy niej to nazwisko.- Lody cenię wyżej ponad słodkości.
Przyznała otwarcie.
Cofnęła się do blatu, by dopić zwartość filiżanki, jeszcze zanim ruszy na dół. Jedynie na wzmiankę o jakimś Ernie'm zmarszczyła nieznacznie brwi, nie od razu kojarząc o czym też on mówi.
- Ernie?- zerknęła pytająco na kuzyna, zaraz jednak w blasku własnego olśnienia, pukając się w czoło.- Nieważne już. Pamiętam. Przystojniaczek. No nic, to idę rzucić na niego okiem.
Rzuciła i udała się w stronę piwnicy oraz jej nowego lokatora. Doprawdy, los był okruty dla ghuli. Nie dość, że brzydkie to jeszcze tak beznadziejnie naiwne.. Jej zdaniem istota o tak wyjątkowo przykrej aparycji powinna mieć w sobie chociaż odrobinę przebiegłości jeżeli nie agresji wręcz, ot jedynie dla obrony, gdyby komuś przyszło do głowy znęcać się nad nim, z powodu jego brzydoty. Nie wątpiła, że takich przyjemniaczków było wielu.
Ten akurat miał spore szczęście, że trafił tutaj, w opiekuńcze ramiona nieszkodliwego Botta. Współczuła tym istotom, ale nie potrafiła się przekonać do zostania ich wielką fanką, wolała patrzeć na przyjemniejsze rzeczy, nawet jeżeli z natury okazałyby się naprawdę nieprzyjemne.
Wzięłam pierwsze lepsze- oznajmiła wróciwszy na górę i stawiając na stół butelkę.
- Obyś zatem nie trzymał tam jakiś starszych, lepszych roczników.
Pozbyła się korka, po chwili zaczynając buszowanie po szafkach w poszukiwaniu przypraw na grzańca. Alkoholu im nie zabraknie, tego była pewna, gdyby ta jedna butelką ją rozochociła.
- A jak tam z twoim życiem uczuciowym? Masz na nie jeszcze czas, skoro taki zabiegany?
To zawsze był temat warty poruszenia w tym przypadku.
Elora Wright
Zawód : Opiekunka testrali
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
„If ‚why’ was the first and last question, then ‚because i was curious to see what would happen’ was the first and last answer.”
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- W porządku, na ciepły obiad zawsze możesz liczyć. - stwierdził i puścił jej oczko, bo ostatecznie gotować lubił prawie równie mocno jak piec i w sumie chyba miał do tego równie dobrą rękę. Nie ma sens chyba być skromnym, kiedy już się coś potrafi? No, w każdym razie pomoc się przyda, ale na to jeszcze przyjdzie czas.
Na sprawę z bratem mógł już tylko wzruszyć ramionami. Nie to, że nie lubił się wtrącać, raczej wiedział że to może co najwyżej zaszkodzić w niektórych sytuacjach. Podobnie jak gadanie o sytuacji której ostatecznie on kompletnie nie zna. Nie ma co się więc wymądrzać, Elorka własną głowę ma, ma ją we właściwym miejscu więc trzeba chyba zaufać w jej postanowieniach.
- Tak, dokładnie. I ranisz mi serce, wiesz? - oznajmił jej, bo jak to tak, że jego rodzina, jego krewna, osoba z którą jest powiązany tak krótką nicią wybiera produkty Flo a nie jego! Oburzające. Nie, ona to rozsądnym człowiekiem nie jest, jest okrutna i straszna. - Eh wiesz i nawet cię to nie obchodzi, co?
Musiał się jeszcze trochę pożalić no, ale zamiast dalej jojczeć, po prostu posłał ją po wino i zaczął przelewać masę babeczkową do foremek w tym czasie.
- Tylko jemu serca nie złam!
Zawołał jedynie za kuzynką. Zaczekał, aż ona wróci, magicznie piekąc nową partię i testując, by w końcu mruknąć z zadowoleniem. Osiągnął troszkę bardziej intensywny smak i cóż - o to chodziło, wcześniej był dla niego odrobinkę zbyt łagodny. Podkreślił na jednej z kartek odpowiednie proporcje i wsadził ją do zeszytu, pozostałe wyrzucając by mu później nie namieszał ten nadmiar w głowie.
- Mój dom i drogie wino? - zacmokał pod nosem. Nie, niestety. Nie było też okazji które uważałby za coś co wymaga drogiego wina, w sumie to nawet najweselsze rzeczy opijał piwem czy ognistą jak na prostego człowieka przystało. Może jak się będzie oświadczał! Ale to no... raczej szybko nie nastąpi.
Na kolejne pytanie pokręcił lekko głową. No, co on ma powiedzieć?
- Jest, nie ma, sam nie wiem. Ale na pewno się dowiesz, jak coś wyjdzie.
Gubił się w swoich uczuciach trochę chyba zwyczajnie, długo się oglądał za Sue, jednak w chwili w której pojawiła się Clara wszystko jakby się wywróciło do góry nogami. Teraz odreagował i w sumie to nie wiedział co myśleć dalej. Chyba nie chciał póki co mówić o niczym poważnym, bo nic takiego się nie działo. Ot, był sobą, zawsze łatwo mu było zawrócić w głowie.
- To był dziwny miesiąc, wiesz? - stwierdził jedynie. - Ty nadal zakochana tylko w niewidzialnych koniach? Tarka, cynamon, goździki i imbir są w szafce na lewo, nad patelniami.
Poinstruował.
- Pomarańczka na parapecie.
Na sprawę z bratem mógł już tylko wzruszyć ramionami. Nie to, że nie lubił się wtrącać, raczej wiedział że to może co najwyżej zaszkodzić w niektórych sytuacjach. Podobnie jak gadanie o sytuacji której ostatecznie on kompletnie nie zna. Nie ma co się więc wymądrzać, Elorka własną głowę ma, ma ją we właściwym miejscu więc trzeba chyba zaufać w jej postanowieniach.
- Tak, dokładnie. I ranisz mi serce, wiesz? - oznajmił jej, bo jak to tak, że jego rodzina, jego krewna, osoba z którą jest powiązany tak krótką nicią wybiera produkty Flo a nie jego! Oburzające. Nie, ona to rozsądnym człowiekiem nie jest, jest okrutna i straszna. - Eh wiesz i nawet cię to nie obchodzi, co?
Musiał się jeszcze trochę pożalić no, ale zamiast dalej jojczeć, po prostu posłał ją po wino i zaczął przelewać masę babeczkową do foremek w tym czasie.
- Tylko jemu serca nie złam!
Zawołał jedynie za kuzynką. Zaczekał, aż ona wróci, magicznie piekąc nową partię i testując, by w końcu mruknąć z zadowoleniem. Osiągnął troszkę bardziej intensywny smak i cóż - o to chodziło, wcześniej był dla niego odrobinkę zbyt łagodny. Podkreślił na jednej z kartek odpowiednie proporcje i wsadził ją do zeszytu, pozostałe wyrzucając by mu później nie namieszał ten nadmiar w głowie.
- Mój dom i drogie wino? - zacmokał pod nosem. Nie, niestety. Nie było też okazji które uważałby za coś co wymaga drogiego wina, w sumie to nawet najweselsze rzeczy opijał piwem czy ognistą jak na prostego człowieka przystało. Może jak się będzie oświadczał! Ale to no... raczej szybko nie nastąpi.
Na kolejne pytanie pokręcił lekko głową. No, co on ma powiedzieć?
- Jest, nie ma, sam nie wiem. Ale na pewno się dowiesz, jak coś wyjdzie.
Gubił się w swoich uczuciach trochę chyba zwyczajnie, długo się oglądał za Sue, jednak w chwili w której pojawiła się Clara wszystko jakby się wywróciło do góry nogami. Teraz odreagował i w sumie to nie wiedział co myśleć dalej. Chyba nie chciał póki co mówić o niczym poważnym, bo nic takiego się nie działo. Ot, był sobą, zawsze łatwo mu było zawrócić w głowie.
- To był dziwny miesiąc, wiesz? - stwierdził jedynie. - Ty nadal zakochana tylko w niewidzialnych koniach? Tarka, cynamon, goździki i imbir są w szafce na lewo, nad patelniami.
Poinstruował.
- Pomarańczka na parapecie.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Uniosła brew w sceptycznym wyrazie, na słowa o wychodzeniu mu w związku. Ze związku? Cóż, to przerabiał już kilka razy, o ile by poważyć się na tak poważne określenia jak związek w przypadku Berta. Wyglądało na to, że sobie trochę poczeka, bo jak na razie taktyka z kwitka na kwiatek, nie dawała na to wielkich nadziei.
- Wiesz, przez takich jak ty, a znam kilku podobnych, czy może raczej dzięki wam, nie marnuje swojego czasu na głupie romansidła- stwierdziła, nie mogąc podejść poważnie do chyba już żadnego młodego mężczyzny, gdyby ten zechciał wyznawać jej miłość lub wierność aż po grób.
Nie wytrzymałaby i wyśmiała go w twarz. Nie wątpiła, że gdzieś istnieją przyzwoite jednostki, bardziej zdecydowane, wiedzące czego chcą, był to jednak rzadki okaz pośród jej towarzystwa.
Sama osobiście podchodziła ostrożnie do kwestii lokowania uczuć. Póki co nie odczuwała wyraźniej pustki w swoim życiu, którą musiałaby wypełnić kimkolwiek, mogłoby wtedy zabraknąć jej czasu na inne przyjemności, bez których nie wyobrażała sobie swojego wolnego czasu.
- Dziwny, bo co?- zerknęła nań ukradkiem.- Zabrzmiało to, jakby miało się kiedykolwiek zmienić.
Pokręciła głową, nie kryjąc swego rozbawienia. Nie oczekiwała zrozumienia swojej fascynacji, a do pytań o powody chyba się już przyzwyczaiła, chociaż jak dla niej, równie dobrze można by dokładnie o to samo pytać każdego różdżkarza chociażby czy wytwórce mioteł. Dlaczego?
Tworzenie czegokolwiek nigdy nie leżało w jej naturze czy chociażby zakresie uzdolnień, począwszy od artystycznych zapędów, przez przedmioty codziennego/magicznego użytku aż do absolutnie podstawowych dotarłszy. Można to ująć w taki sposób: próbowanie chociażby jej potraw potrafiło być ryzykowne.
Po kolei zaczęła wyciągać wszystkie przyprawy z szafki, wino wlewając do znalezionego rondla, pod którym rozpaliła także ogień, biorąc się za ścieranie.
- Z krwią sobie mości pan życzy?- wygięła kącik ust ku górze, czując, że praktycznie balansuje na granicy zranienia się, niegroźnego co prawda, ale czy oznaczało to, że ma być z tego powodu zadowolona? Niewzruszona? Nie przepadała za widokiem krwi i ran jakiegokolwiek rodzaju, a już szczególnie na swoim ciele.- Aha jak masz to można dodać jeszcze odrobinę kardamonu i laskę wanilii, ale to już musisz mieć.
Mogła nie wiedzieć jak się robi to i owo, jakich przypraw do czego używać, lecz nie do alkoholu. W tym zdobywała coraz większa wprawę, ale i świadomość, że raczej nie ma się czym chwalić.
I zostawiając podgrzewające się wino, wróciła na swoje miejsce.
- Więc ty będziesz piekł, a ja cię opijała, w porządku układ jak dla mnie- pasożytowanie na innych, weszło jej tak bardzo w nawyk, że nie potrafiła już mieć nawet wyrzutów sumienia z tego tytułu.- Tylko ostatnio chyba trochę za dużo piję. A tu nadchodzi jesień i zima.. idealna pora na wieczorne poprawiacze nastroju. No co za pech.
Westchnęła cicho i wsparła brodę na dłoni, nie uważając tego jednakże za jakieś wielkie nieszczęście, a raczej wprost przeciwnie.
Wiedziała jak wygląda to z boku, słyszała uwagi głoszone pod jej adresem, kiedy znowu przeżywała poranne katusze idące w krok za dobrymi, relaksującymi wieczorami. Mogła próbować cierpieć w milczeniu, ale jej wygląd chyba wszystko tłumaczył.
Nie sądziła jednak aby to był punkt krytyczny, jeszcze. Uznawała, że wszystko jest pod kontrolą, skoro do pracy szła w nienagannym stanie, dookoła siebie potrafiła zrobić wszystko, więc nikt ją taszczyć do łóżka nie musiał ani trzymać włosów na wypadek.. mdłości, no i przed południem się nie tykała niczego procentowego.
To prowadziła ją jednak do jeszcze innej myśli. Myśli o jeszcze większej samowystarczalności.
- Błąka mi się po głowie myśl o wynajęciu czegoś tutaj. W Londynie, ale.. to tylko taki pomysł póki co- nie była jeszcze tego pewna, a to z dwóch powodów.
Pierwszym były rzecz jasne finanse. Zawsze sądziła, że zamieszka sama mając już swój biznes, ale to chyba nie nadejdzie tak prędko, jak sobie to planowała. A po drugie chodziło jej o sąsiedztwo. Gdy w domu miała ochotę na cisze i spokój, po prostu wychodziła. Do lasu, nad jezioro. Musiała się zatem liczyć, że żyjąc w mieście to nie będzie tak proste. Przynajmniej dopóki Ministerstwo nie zrobi czegoś w sprawie sieci Fiuu.
Wtedy problem życia w ścisku, o którym tak wiele słyszała od innych, może zacząć dotyczyć jej samej, a nie była pewna czy ma ochotę na dogłębniejszą analizę tego z własnego punktu widzenia.
- Wiesz, przez takich jak ty, a znam kilku podobnych, czy może raczej dzięki wam, nie marnuje swojego czasu na głupie romansidła- stwierdziła, nie mogąc podejść poważnie do chyba już żadnego młodego mężczyzny, gdyby ten zechciał wyznawać jej miłość lub wierność aż po grób.
Nie wytrzymałaby i wyśmiała go w twarz. Nie wątpiła, że gdzieś istnieją przyzwoite jednostki, bardziej zdecydowane, wiedzące czego chcą, był to jednak rzadki okaz pośród jej towarzystwa.
Sama osobiście podchodziła ostrożnie do kwestii lokowania uczuć. Póki co nie odczuwała wyraźniej pustki w swoim życiu, którą musiałaby wypełnić kimkolwiek, mogłoby wtedy zabraknąć jej czasu na inne przyjemności, bez których nie wyobrażała sobie swojego wolnego czasu.
- Dziwny, bo co?- zerknęła nań ukradkiem.- Zabrzmiało to, jakby miało się kiedykolwiek zmienić.
Pokręciła głową, nie kryjąc swego rozbawienia. Nie oczekiwała zrozumienia swojej fascynacji, a do pytań o powody chyba się już przyzwyczaiła, chociaż jak dla niej, równie dobrze można by dokładnie o to samo pytać każdego różdżkarza chociażby czy wytwórce mioteł. Dlaczego?
Tworzenie czegokolwiek nigdy nie leżało w jej naturze czy chociażby zakresie uzdolnień, począwszy od artystycznych zapędów, przez przedmioty codziennego/magicznego użytku aż do absolutnie podstawowych dotarłszy. Można to ująć w taki sposób: próbowanie chociażby jej potraw potrafiło być ryzykowne.
Po kolei zaczęła wyciągać wszystkie przyprawy z szafki, wino wlewając do znalezionego rondla, pod którym rozpaliła także ogień, biorąc się za ścieranie.
- Z krwią sobie mości pan życzy?- wygięła kącik ust ku górze, czując, że praktycznie balansuje na granicy zranienia się, niegroźnego co prawda, ale czy oznaczało to, że ma być z tego powodu zadowolona? Niewzruszona? Nie przepadała za widokiem krwi i ran jakiegokolwiek rodzaju, a już szczególnie na swoim ciele.- Aha jak masz to można dodać jeszcze odrobinę kardamonu i laskę wanilii, ale to już musisz mieć.
Mogła nie wiedzieć jak się robi to i owo, jakich przypraw do czego używać, lecz nie do alkoholu. W tym zdobywała coraz większa wprawę, ale i świadomość, że raczej nie ma się czym chwalić.
I zostawiając podgrzewające się wino, wróciła na swoje miejsce.
- Więc ty będziesz piekł, a ja cię opijała, w porządku układ jak dla mnie- pasożytowanie na innych, weszło jej tak bardzo w nawyk, że nie potrafiła już mieć nawet wyrzutów sumienia z tego tytułu.- Tylko ostatnio chyba trochę za dużo piję. A tu nadchodzi jesień i zima.. idealna pora na wieczorne poprawiacze nastroju. No co za pech.
Westchnęła cicho i wsparła brodę na dłoni, nie uważając tego jednakże za jakieś wielkie nieszczęście, a raczej wprost przeciwnie.
Wiedziała jak wygląda to z boku, słyszała uwagi głoszone pod jej adresem, kiedy znowu przeżywała poranne katusze idące w krok za dobrymi, relaksującymi wieczorami. Mogła próbować cierpieć w milczeniu, ale jej wygląd chyba wszystko tłumaczył.
Nie sądziła jednak aby to był punkt krytyczny, jeszcze. Uznawała, że wszystko jest pod kontrolą, skoro do pracy szła w nienagannym stanie, dookoła siebie potrafiła zrobić wszystko, więc nikt ją taszczyć do łóżka nie musiał ani trzymać włosów na wypadek.. mdłości, no i przed południem się nie tykała niczego procentowego.
To prowadziła ją jednak do jeszcze innej myśli. Myśli o jeszcze większej samowystarczalności.
- Błąka mi się po głowie myśl o wynajęciu czegoś tutaj. W Londynie, ale.. to tylko taki pomysł póki co- nie była jeszcze tego pewna, a to z dwóch powodów.
Pierwszym były rzecz jasne finanse. Zawsze sądziła, że zamieszka sama mając już swój biznes, ale to chyba nie nadejdzie tak prędko, jak sobie to planowała. A po drugie chodziło jej o sąsiedztwo. Gdy w domu miała ochotę na cisze i spokój, po prostu wychodziła. Do lasu, nad jezioro. Musiała się zatem liczyć, że żyjąc w mieście to nie będzie tak proste. Przynajmniej dopóki Ministerstwo nie zrobi czegoś w sprawie sieci Fiuu.
Wtedy problem życia w ścisku, o którym tak wiele słyszała od innych, może zacząć dotyczyć jej samej, a nie była pewna czy ma ochotę na dogłębniejszą analizę tego z własnego punktu widzenia.
Elora Wright
Zawód : Opiekunka testrali
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
„If ‚why’ was the first and last question, then ‚because i was curious to see what would happen’ was the first and last answer.”
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- No wiesz? Ale ja nie robię tego celowo, to się jakoś tak układa po prostu. - stwierdził, bo Bertie na prawdę chciał czegoś trwałego i wiecznego tylko mu się to za bardzo nie udawało. Od dawna. Bardzo dawna. Cóż, gdzieś na pewno jest problem, ale czy on się będzie tym jakoś mocno przejmował? - Poza tym znam wielu nie takich-jak-ja. - dodał zaraz, bo musi bronić tej brzydkiej płci przecież, tyle jest fajnych, długotrwałych par albo facetów którzy to za jedną, jedyną się uganiają! - Taki Titus chociażby już z pół roku chyba z tą swoją ciągle się pałęta. Eileen przecież dopiero co za mąż wyszła...em. - zaciął się trochę bo w sumie więcej miał znajomych singli niż nie-singli ale no, to że nie mają pary nie znaczy że by nie chcieli albo nie myślą o tym bardziej na serio!
- W jednym miesiącu wróciła Anastasia, pojawiła się moja dawna znajoma, zgadnij - też zaginięta jakiś czas temu. Dodatkowo dostałem list z Ministerstwa z propozycją pracy. Aż szalejące dookoła anomalie zaczęły wyglądać naturalnie. - zaśmiał się pod nosem, bo tak, o ile ostatnie pół roku miesiąc w miesiąc niosło jakieś nowości i wiązało się z nowymi wydarzeniami tak zeszły miesiąc pobił wszystko.
Tak, to był dziwny miesiąc.
- Pewnie się zmieni. Jeszcze się ktoś znajdzie, serce ci podskoczy i bum, zakochasz się jak nastolatka. Zobaczysz. - stwierdził mądrością swej matki, bo i ta tak powtarzała. I była wspaniałym dowodem bo jej też miłostki nie obchodziły i w sumie to przed ojcem się długo opierała, ale no, nie da się wiecznie uroku Botta odpychać, co nie?
- Krwisty grzaniec? - uśmiechnął się pod nosem. Oj, on doskonale wiedział że siedzenie w kuchni grozi nawet i obcięciem palców. Dosłownie. - Ja podziękuję, możesz swój kubek skropić. - wzruszył zaraz ramionami, przy pomocy różdżki podpiekając ostatni set swojego eksperymentu. Zaraz będzie się brał za taneczny jabłecznik i... i wiele innych. Wszystkie przepisy muszą być idealne na chwilę przed otwarciem. A ten stos pożywienia... cóż, niejedna dusza się z niego ucieszy. - Kardamon i wanilia powinny być obok cynamonu.
Kupował. I to niezły stos w sumie wszystkiego właśnie po to żeby tutaj pracować nad kolejnymi przepisami. Nie było to wcale takie łatwe jak się spodziewał, że będzie, chciał żeby jego produkty były cóż - wyjątkowe. A o coś odbijającego się daleko od przeciętności trudno, kiedy robi się słodycze.
- Uważaj młoda, jak mnie przepijesz to dostajesz szlaban. - pogroził, odstawiając w końcu babeczki do przestygnięcia i zerkając do swoich starych przepisów. W dużym zeszycie miał sporo starych, często w działach na ciasta owocowe, torty i tak dalej. Jabłeczników miał z pięć różnych i zamierzał je wymieszać i oczywiście okrasić odrobiną magii.
- A jak wpadniesz w alkoholizm, zamknę cię w piwnicy i zabiorę z niej wino. - pogroził jeszcze, choć hej, Elora w zeszłym roku opuściła Hogwart! Chyba każdy młody dorosły potrzebuje chwili na alkoholizm i nieodpowiedzialność. Jemu na przykład ta chwila nadal lubiła czasem wrócić więc jak mógłby czepiać się jej? Mądra z niej dziewczyna. W końcu Bott w połowie.
- Polecam Dolinę. Las obok. Co prawda już dalej w las się nie da budować, ale zawsze możesz w inną stronę. Tylko musiałabyś ukryć budynek przed mugolami. W sumie mugol może widzieć testrale jeśli widział czyjąś śmierć?
W sumie to ciekawe, Bertie nie miał bladego pojęcia. Nigdy dotąd się nad tym nie zastanawiał.
- W jednym miesiącu wróciła Anastasia, pojawiła się moja dawna znajoma, zgadnij - też zaginięta jakiś czas temu. Dodatkowo dostałem list z Ministerstwa z propozycją pracy. Aż szalejące dookoła anomalie zaczęły wyglądać naturalnie. - zaśmiał się pod nosem, bo tak, o ile ostatnie pół roku miesiąc w miesiąc niosło jakieś nowości i wiązało się z nowymi wydarzeniami tak zeszły miesiąc pobił wszystko.
Tak, to był dziwny miesiąc.
- Pewnie się zmieni. Jeszcze się ktoś znajdzie, serce ci podskoczy i bum, zakochasz się jak nastolatka. Zobaczysz. - stwierdził mądrością swej matki, bo i ta tak powtarzała. I była wspaniałym dowodem bo jej też miłostki nie obchodziły i w sumie to przed ojcem się długo opierała, ale no, nie da się wiecznie uroku Botta odpychać, co nie?
- Krwisty grzaniec? - uśmiechnął się pod nosem. Oj, on doskonale wiedział że siedzenie w kuchni grozi nawet i obcięciem palców. Dosłownie. - Ja podziękuję, możesz swój kubek skropić. - wzruszył zaraz ramionami, przy pomocy różdżki podpiekając ostatni set swojego eksperymentu. Zaraz będzie się brał za taneczny jabłecznik i... i wiele innych. Wszystkie przepisy muszą być idealne na chwilę przed otwarciem. A ten stos pożywienia... cóż, niejedna dusza się z niego ucieszy. - Kardamon i wanilia powinny być obok cynamonu.
Kupował. I to niezły stos w sumie wszystkiego właśnie po to żeby tutaj pracować nad kolejnymi przepisami. Nie było to wcale takie łatwe jak się spodziewał, że będzie, chciał żeby jego produkty były cóż - wyjątkowe. A o coś odbijającego się daleko od przeciętności trudno, kiedy robi się słodycze.
- Uważaj młoda, jak mnie przepijesz to dostajesz szlaban. - pogroził, odstawiając w końcu babeczki do przestygnięcia i zerkając do swoich starych przepisów. W dużym zeszycie miał sporo starych, często w działach na ciasta owocowe, torty i tak dalej. Jabłeczników miał z pięć różnych i zamierzał je wymieszać i oczywiście okrasić odrobiną magii.
- A jak wpadniesz w alkoholizm, zamknę cię w piwnicy i zabiorę z niej wino. - pogroził jeszcze, choć hej, Elora w zeszłym roku opuściła Hogwart! Chyba każdy młody dorosły potrzebuje chwili na alkoholizm i nieodpowiedzialność. Jemu na przykład ta chwila nadal lubiła czasem wrócić więc jak mógłby czepiać się jej? Mądra z niej dziewczyna. W końcu Bott w połowie.
- Polecam Dolinę. Las obok. Co prawda już dalej w las się nie da budować, ale zawsze możesz w inną stronę. Tylko musiałabyś ukryć budynek przed mugolami. W sumie mugol może widzieć testrale jeśli widział czyjąś śmierć?
W sumie to ciekawe, Bertie nie miał bladego pojęcia. Nigdy dotąd się nad tym nie zastanawiał.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Czekała z ironicznym uśmiechem, aż wymieni jej kilka dobrych przykładów, ale coś nie bardzo mu poszło, umacniając ją tym samym w jej przekonaniach. Wyjątki jedynie podkreślały regułę- jak dla niej absurdalne stwierdzenie, ale akurat teraz było jej ono na rękę.
Na wspomnienie jednak znajomego imienia, uniosła głowę z zainteresowaniem.
- Mówisz zatem, że Titus przymierza się do czegoś?- zapytała z rozbawieniem.- Czy znam ją?
Po ukończeniu szkoły ich kontakt się zarwał, chociaż zaliczała go do grona jednego z bliższych znajomych. On był jednak ze szlachetnie urodzonych, a ci rządzą się swoimi tradycjami. Może był naciskany? W sumie znając go jako tako, nie byłaby zaskoczona gdyby się okazało, że bardzo chce tym kogoś zadowolić.
No, a ten miesiąc faktycznie można uznać, w takich okolicznościach, za całkiem niezwykły. U niej za to wiele spraw pozostało bez zmian.
- Może- uśmiechnęła się enigmatycznie.- Ale prędzej szczeznę na Nocturnie niż się do tego przyznam.
Nie wykluczała możliwości zauroczenia się w kimś, jak na razie najwidoczniej nie spotkała odpowiedniego kandydata, ale i za dziwnie uwłaszczające swojej dumie uważała przyznanie, że uległa czyjemuś urokowi. To było niczym publiczne wyznawanie swoich słabości. Jak na razie nie wyobrażała sobie tego.
- A co tam u Any? Jak się teraz czuje?- zapytała z cieniem autentycznej troski w głosie, jako, że sama nie miała jeszcze okazji jej spotkać. Z tego co słyszała, niekoniecznie byłby to doby pomysł teraz, wiele spraw musi się wyjaśnić, a jej potrzeba teraz czasu. Czasu na oswojenie się z przeszłością i.. wspomnieniami.
Akurat ona nie byłaby najlepszą osobą do spotkania na pierwszy ogień.
Poczekawszy aż wino się podgrzeje, wstała aby nalać sobie do kubka. Dużego. Hojnie. Tak żeby nie wstawać co chwila i nie kręcić się zapracowanemu Bocikowi pod nogami, a na niego czekać nie zamierzała.
- Jak chcesz dać mi szlaban to się lepiej ustaw w kolejce- prychnęła i zanurzyła nos w kubku, ostrożnie popijając parującego grzańca. Nie lubiła oparów, dlatego starała się ich za wiele nie wdychać, smak na szczęście był już w porządku. I jak przyjemnie można było sobie ogrzać dłonie, które ciasno oplotła dookoła naczynia.- I przemilczę w tym momencie fakt, że próbujesz mnie traktować niczym domowego ghula.
Bert nie mógłby być przeciwko niej, nigdy. On i jego dom zawsze jawili się w jej głowie jako ostatnia przyjazna przystań, gdyby reszta świata uznała się za jej wroga. Nie sądziła by miało być aż tak źle, ale w domu rodzinnym już coraz mniej przebywała i tak, a teraz jeszcze Charlesa musiała wymazać z listy swoich chwilowych kryjówek.
Wbrew pozorom miał olej w głowie i wiedziałby także, że zakazy oraz próby walki z nią, wszystko by tylko pogorszyły. Wyciągnąłby do niej dłoń i pomógł jej, na spokojnie i tak jak trzeba.
A przynajmniej taką miała nadzieję.
- Ja i budowanie?- zaśmiała się.-Wolałabym coś gotowego raczej. No, ale to kwestia do przemyślenia jaszcze, bo walczą we mnie dwie potrzeby. Jedna, która chce pozostać blisko natury, lasów i spokoju, i druga, która z kolei chce się cisnąć tam, gdzie jest tłoczno i gwarno, i zawsze coś się dzieje. Sama już nie wiem. Jeśli to zaczątki rodzenia się we mnie drugiej osobowości, o zupełnie odmiennych zachciewajkach, to ja czarno to widzę.
Teraz z tego żartowała, ale to wcale nie była pierwsza taka sytuacja kiedy jednocześnie pragnęła dwóch zupełnie przeciwstawnych rzeczy. Niejednokrotnie już rozdarta pomiędzy zrozumieniem, a palącą potrzeba postawienia i tak na swoim, nawet gdyby nie miało się do dobrze skończyć.
Tak jakby w środku wyhodowała sobie bardzo złośliwego stwora, który domagał się strawy, a nie było nią nic innego jak mściwa satysfakcja i tylko potem racjonalna połówka musiała żyć z poczuciem winy.
Pociągnęła kolejnego łyka, dochodząc do wniosku, że picie tego na ciepło idzie jej znacznie szybciej.
- Nie wiem tego na sto procent, ale dlaczego by nie? Nakłada się na nie czary zabezpieczające, tak jak i na inne magiczne stworzenia- wzruszyła ramionami.
Swoją drogą warto byłoby zapytać kogoś wtajemniczonego, czy mugolaki mając coś podobnego do testrali w swoich bajkach, skoro podobno smoki i centaury w nich się pojawiały.
Na wspomnienie jednak znajomego imienia, uniosła głowę z zainteresowaniem.
- Mówisz zatem, że Titus przymierza się do czegoś?- zapytała z rozbawieniem.- Czy znam ją?
Po ukończeniu szkoły ich kontakt się zarwał, chociaż zaliczała go do grona jednego z bliższych znajomych. On był jednak ze szlachetnie urodzonych, a ci rządzą się swoimi tradycjami. Może był naciskany? W sumie znając go jako tako, nie byłaby zaskoczona gdyby się okazało, że bardzo chce tym kogoś zadowolić.
No, a ten miesiąc faktycznie można uznać, w takich okolicznościach, za całkiem niezwykły. U niej za to wiele spraw pozostało bez zmian.
- Może- uśmiechnęła się enigmatycznie.- Ale prędzej szczeznę na Nocturnie niż się do tego przyznam.
Nie wykluczała możliwości zauroczenia się w kimś, jak na razie najwidoczniej nie spotkała odpowiedniego kandydata, ale i za dziwnie uwłaszczające swojej dumie uważała przyznanie, że uległa czyjemuś urokowi. To było niczym publiczne wyznawanie swoich słabości. Jak na razie nie wyobrażała sobie tego.
- A co tam u Any? Jak się teraz czuje?- zapytała z cieniem autentycznej troski w głosie, jako, że sama nie miała jeszcze okazji jej spotkać. Z tego co słyszała, niekoniecznie byłby to doby pomysł teraz, wiele spraw musi się wyjaśnić, a jej potrzeba teraz czasu. Czasu na oswojenie się z przeszłością i.. wspomnieniami.
Akurat ona nie byłaby najlepszą osobą do spotkania na pierwszy ogień.
Poczekawszy aż wino się podgrzeje, wstała aby nalać sobie do kubka. Dużego. Hojnie. Tak żeby nie wstawać co chwila i nie kręcić się zapracowanemu Bocikowi pod nogami, a na niego czekać nie zamierzała.
- Jak chcesz dać mi szlaban to się lepiej ustaw w kolejce- prychnęła i zanurzyła nos w kubku, ostrożnie popijając parującego grzańca. Nie lubiła oparów, dlatego starała się ich za wiele nie wdychać, smak na szczęście był już w porządku. I jak przyjemnie można było sobie ogrzać dłonie, które ciasno oplotła dookoła naczynia.- I przemilczę w tym momencie fakt, że próbujesz mnie traktować niczym domowego ghula.
Bert nie mógłby być przeciwko niej, nigdy. On i jego dom zawsze jawili się w jej głowie jako ostatnia przyjazna przystań, gdyby reszta świata uznała się za jej wroga. Nie sądziła by miało być aż tak źle, ale w domu rodzinnym już coraz mniej przebywała i tak, a teraz jeszcze Charlesa musiała wymazać z listy swoich chwilowych kryjówek.
Wbrew pozorom miał olej w głowie i wiedziałby także, że zakazy oraz próby walki z nią, wszystko by tylko pogorszyły. Wyciągnąłby do niej dłoń i pomógł jej, na spokojnie i tak jak trzeba.
A przynajmniej taką miała nadzieję.
- Ja i budowanie?- zaśmiała się.-Wolałabym coś gotowego raczej. No, ale to kwestia do przemyślenia jaszcze, bo walczą we mnie dwie potrzeby. Jedna, która chce pozostać blisko natury, lasów i spokoju, i druga, która z kolei chce się cisnąć tam, gdzie jest tłoczno i gwarno, i zawsze coś się dzieje. Sama już nie wiem. Jeśli to zaczątki rodzenia się we mnie drugiej osobowości, o zupełnie odmiennych zachciewajkach, to ja czarno to widzę.
Teraz z tego żartowała, ale to wcale nie była pierwsza taka sytuacja kiedy jednocześnie pragnęła dwóch zupełnie przeciwstawnych rzeczy. Niejednokrotnie już rozdarta pomiędzy zrozumieniem, a palącą potrzeba postawienia i tak na swoim, nawet gdyby nie miało się do dobrze skończyć.
Tak jakby w środku wyhodowała sobie bardzo złośliwego stwora, który domagał się strawy, a nie było nią nic innego jak mściwa satysfakcja i tylko potem racjonalna połówka musiała żyć z poczuciem winy.
Pociągnęła kolejnego łyka, dochodząc do wniosku, że picie tego na ciepło idzie jej znacznie szybciej.
- Nie wiem tego na sto procent, ale dlaczego by nie? Nakłada się na nie czary zabezpieczające, tak jak i na inne magiczne stworzenia- wzruszyła ramionami.
Swoją drogą warto byłoby zapytać kogoś wtajemniczonego, czy mugolaki mając coś podobnego do testrali w swoich bajkach, skoro podobno smoki i centaury w nich się pojawiały.
Elora Wright
Zawód : Opiekunka testrali
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
„If ‚why’ was the first and last question, then ‚because i was curious to see what would happen’ was the first and last answer.”
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Nie sądzę. Ja jej nie znam, a to jest coś. W sensie widziałem, bo byli razem na Festiwalu Lata ale szybko mi z oczu zniknęli, a zajęty byłem. - wzruszył ramionami. W sumie to był zdziwiony, że byli tam razem, jednak tego już nie dodawał, bo choć Elorze ufał to Titus ufał jemu i skoro najwidoczniej nie powiedział światu że spotyka się z charłakiem z Nokturnu to możliwe że nie chce żeby świat o tym wiedział. Choć sam fakt spotykania się z kimś to chyba nie taki sekret?
Eh, w sekretach to łatwo się pogubić strasznie.
- Tak, tak. Wiecznie uparta Elka. - zaśmiał się pod nosem i wywrócił przy tym oczami. Jednocześnie złapał za mąkę, jajka, wodę, masło i zabrał się do dalszej roboty. W sumie tym razem czuł się pewniej, no w każdym razie był niemal pewien że wie jak osiągnąć to czego chce.
Na pytanie o Anę, znów się lekko uśmiechnął, bo chyba trochę już wyszedł z pierwszego szoku i po prostu oswoił się z tym że świat wrócił do normy. Zabawne, że kiedy stało się coś na co tak od dawna czekał i w co szczerze wierzył, potrzebował czasu żeby oswoić się z tą myślą, dojść do siebie i poukładać wszystko w swojej głowie, podobnie jak to się działo z traumami.
- Wydaje mi się, że lepiej. Oswaja się chyba ze wszystkim. Choć to musi być strasznie dziwne kiedy nie wiesz kogo w okolicy znasz, kto co o tobie wie i tak dalej. - przyznał. - I kiedy wywołujesz w ludziach takie emocje. - no... jego w miarę jakoś kojarzyła. Czy raczej przewijał się w jej myślach jako jakieś niejasne coś? Tak to rozumiał. I sama wydawała się potwornie poruszona, na pewno jednak było mnóstwo ludzi którzy reagowali w sposób którego Ana nie do końca miała szansę zrozumieć.
- Ej, mi też nalej, nie będę cię samej spijał. - stwierdził bo taki jest dobroduszny i robi to tylko dla niej, on sam z siebie to by się nie zjawił w okolicy jakiegoś - a fe! - alkoholu. W życiu.
Dalej jednak tylko się uśmiechnął. On w tej kolejce poczeka, spokojnie i jak da szlaban to dopiero będzie to szlaban pamiętny. Większości osób groził brakiem słodyczy, Elorce zagrozi brakiem obiadków, o
- Nie wiem w czym problem, nie słyszałem jeszcze żeby Ernie narzekał. - stwierdził i wzruszył przy tym lekko zamionami, różdżką wskazując na jabłko, tarkę, a później garnek żeby jabłka się ładnie zaczęły ścierać na miękką, pyszną masę która po dodaniu cynamonu i wanilii stanie się głównym punktem tego przysmaku. No, plus odrobinka eliksiru.
- Hmm. No, decyzję podjąć trzeba. Choć ja tam wierzę, że komunikacja w końcu wróci do normy. Sieć Fiuu i teleportacja. - kiedyś. Choć w tej chwili byli pogrążeni w kompletnym chaosie, świat kiedyś musi wrócić do normy. Wystarczy poczekać i może po drodze zrobić coś żeby temu światu troszkę dopomóc.
- Hm, to trzeba szukać mugolaka. W sumie trudne to to nie jest, daj znać jak się dowiesz. - puścił jej oczko, bo on sam na pewno zapomni. Albo przypomni mu się to w jakiejś totalnie głupiej chwili.
Eh, w sekretach to łatwo się pogubić strasznie.
- Tak, tak. Wiecznie uparta Elka. - zaśmiał się pod nosem i wywrócił przy tym oczami. Jednocześnie złapał za mąkę, jajka, wodę, masło i zabrał się do dalszej roboty. W sumie tym razem czuł się pewniej, no w każdym razie był niemal pewien że wie jak osiągnąć to czego chce.
Na pytanie o Anę, znów się lekko uśmiechnął, bo chyba trochę już wyszedł z pierwszego szoku i po prostu oswoił się z tym że świat wrócił do normy. Zabawne, że kiedy stało się coś na co tak od dawna czekał i w co szczerze wierzył, potrzebował czasu żeby oswoić się z tą myślą, dojść do siebie i poukładać wszystko w swojej głowie, podobnie jak to się działo z traumami.
- Wydaje mi się, że lepiej. Oswaja się chyba ze wszystkim. Choć to musi być strasznie dziwne kiedy nie wiesz kogo w okolicy znasz, kto co o tobie wie i tak dalej. - przyznał. - I kiedy wywołujesz w ludziach takie emocje. - no... jego w miarę jakoś kojarzyła. Czy raczej przewijał się w jej myślach jako jakieś niejasne coś? Tak to rozumiał. I sama wydawała się potwornie poruszona, na pewno jednak było mnóstwo ludzi którzy reagowali w sposób którego Ana nie do końca miała szansę zrozumieć.
- Ej, mi też nalej, nie będę cię samej spijał. - stwierdził bo taki jest dobroduszny i robi to tylko dla niej, on sam z siebie to by się nie zjawił w okolicy jakiegoś - a fe! - alkoholu. W życiu.
Dalej jednak tylko się uśmiechnął. On w tej kolejce poczeka, spokojnie i jak da szlaban to dopiero będzie to szlaban pamiętny. Większości osób groził brakiem słodyczy, Elorce zagrozi brakiem obiadków, o
- Nie wiem w czym problem, nie słyszałem jeszcze żeby Ernie narzekał. - stwierdził i wzruszył przy tym lekko zamionami, różdżką wskazując na jabłko, tarkę, a później garnek żeby jabłka się ładnie zaczęły ścierać na miękką, pyszną masę która po dodaniu cynamonu i wanilii stanie się głównym punktem tego przysmaku. No, plus odrobinka eliksiru.
- Hmm. No, decyzję podjąć trzeba. Choć ja tam wierzę, że komunikacja w końcu wróci do normy. Sieć Fiuu i teleportacja. - kiedyś. Choć w tej chwili byli pogrążeni w kompletnym chaosie, świat kiedyś musi wrócić do normy. Wystarczy poczekać i może po drodze zrobić coś żeby temu światu troszkę dopomóc.
- Hm, to trzeba szukać mugolaka. W sumie trudne to to nie jest, daj znać jak się dowiesz. - puścił jej oczko, bo on sam na pewno zapomni. Albo przypomni mu się to w jakiejś totalnie głupiej chwili.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
- No nic, jak zechce to powie- wzruszył ramionami, gdyż nowiny kto z kim się spotyka, nie były tymi najciekawszymi dla niej. Nie za takimi sensacjami chciało jej się ganiać, chociaż zdarzające się czasem mezalianse i fatalne zauroczenia przykuwały jej niezdrową uwagę.- Bert, mam nadzieję, że nie przewróciłeś właśnie oczami na mnie.
Mruknęła z ostrzegawczą nutką w głosie, wbijając w niego zmrużone spojrzenie niebieskich ślepiów. Powiedział to tonem idealnie się z tym zgrywającym, dobrze przynajmniej, że nie zrobił tego stojąc przodem do niej, bo normalnie by oberwał. Kuksańca. Pod żebra. Najboleśniejszego, na jakiego byłoby ją stać.
Wsparła wargi na brzegu kubka, odpływając myślami. Brak wspomnień był czymś niezwykle abstrakcyjnym dla niej, przerażającym wręcz. Nie chciała wiedzieć jak bardzo podkopująca grunt musi być niepewność, nieznajomość samej siebie, bo z tym się jej to wiązało i świadomość, że ludzie dookoła mogą więcej o tobie wiedzieć niż ty sam. Można to była przyrównać do błądzenia po omacku. Mówią, że osobowości zbudowane są z pozyskanej wiedzy, doświadczeń oraz wspomnień, więc gdy w jednym momencie tracisz je, nagle czujesz się jak dziecko, a jeżeli w twym umyśle sączy się gdzieś stróżka i wiesz coś, bo po prostu tak, jak bardzo irytujące musi to być?
Jej wystarczyło minąć kogoś na ulicy, kto użył nieznanego jej zapachu, który kojarzy się jej z bardzo wczesnymi latami, wpół już zakopanymi w odmętach zapomnienia, by spokój na cały dzień ją opuścił, a pozostało rytująca, nie dająca wychnienia próba usilnego przypomnienia sobie, kiedy to było? Co to za zapach?
I wyobrazić sobie, że można mieć tak cały czas.
- A jest jakaś nadzieja, że to wszystko wróci kiedyś? Powoli albo po protu ot tak?- tutaj pstryknęła palcami dla podkreślenia słów, podnosząc się, aby rozlać wino dla Berta, a także sobie od razu dolać.
Oparła się biodrem o szafkę i zerknęła na blondyna, podsuwając mu kubek. Szczęście się do niego uśmiechnęło. Przynajmniej jemu udało się odzyskać utraconą siostrę.
Na wzmiankę o ghulu prychnęła jedynie, kręcąc głową.
- Moje standardy są jednak trochę wyższe niż jego. W sumie i tak dziewne, że mu pokoju jeszcze nie zrychtowałeś.
I obserwując ścierające się jabłka, jej myśli odpłynęły ku placku jabłkowemu. Jedno z nielicznych ciast, które mogła jeść i jeść, pod warunkiem, że było kwaśnawe. Jednak po co ma na nie czekać, skoro ma babeczki! Tec, jak na siebie nie były wcale złe i z tą myślą podeszła do najświeższej blachy, sięgając po kolejne.
Jeszcze było przyjemnie cieplutkie. Odgryzła kawałek, dochodząc do wniosku, że idealnie wkomponowuje się w aromat grzańca. No i proszę, jak świątecznie się nagle zrobiło!
A tu do grudnia jeszcze trochę.
- Kiedyś na pewno- westchnęła, nie mając nadziei na rychłą zmianę stanu rzeczy.
Nie zdziwiłaby się jednak, gdyby przyszło im na to jeszcze długo poczekać. Ministerstwo było zrujnowane, pomiędzy szlachtą a władzą było spięcie i tylko Merlin jeden wie, czy nie zrobi się z tego gorsze bagno niż jest.
Nie nazwałaby tych czasów łatwymi. Ona, czystej krwi czarownica, a co mugolach mieli na to powiedzieć? Nie wiadomo czy nie dojdzie do jakiegoś przewrotu, którego na poważnie w głębi się obawiała, po którym pojawi się kolejny antymugolski minister, wznawiając reperkusje przeciwko czarodziejom z niemagicznych rodzin.
Zupełnie tak jakby mieli mało problemów.
Mruknęła z ostrzegawczą nutką w głosie, wbijając w niego zmrużone spojrzenie niebieskich ślepiów. Powiedział to tonem idealnie się z tym zgrywającym, dobrze przynajmniej, że nie zrobił tego stojąc przodem do niej, bo normalnie by oberwał. Kuksańca. Pod żebra. Najboleśniejszego, na jakiego byłoby ją stać.
Wsparła wargi na brzegu kubka, odpływając myślami. Brak wspomnień był czymś niezwykle abstrakcyjnym dla niej, przerażającym wręcz. Nie chciała wiedzieć jak bardzo podkopująca grunt musi być niepewność, nieznajomość samej siebie, bo z tym się jej to wiązało i świadomość, że ludzie dookoła mogą więcej o tobie wiedzieć niż ty sam. Można to była przyrównać do błądzenia po omacku. Mówią, że osobowości zbudowane są z pozyskanej wiedzy, doświadczeń oraz wspomnień, więc gdy w jednym momencie tracisz je, nagle czujesz się jak dziecko, a jeżeli w twym umyśle sączy się gdzieś stróżka i wiesz coś, bo po prostu tak, jak bardzo irytujące musi to być?
Jej wystarczyło minąć kogoś na ulicy, kto użył nieznanego jej zapachu, który kojarzy się jej z bardzo wczesnymi latami, wpół już zakopanymi w odmętach zapomnienia, by spokój na cały dzień ją opuścił, a pozostało rytująca, nie dająca wychnienia próba usilnego przypomnienia sobie, kiedy to było? Co to za zapach?
I wyobrazić sobie, że można mieć tak cały czas.
- A jest jakaś nadzieja, że to wszystko wróci kiedyś? Powoli albo po protu ot tak?- tutaj pstryknęła palcami dla podkreślenia słów, podnosząc się, aby rozlać wino dla Berta, a także sobie od razu dolać.
Oparła się biodrem o szafkę i zerknęła na blondyna, podsuwając mu kubek. Szczęście się do niego uśmiechnęło. Przynajmniej jemu udało się odzyskać utraconą siostrę.
Na wzmiankę o ghulu prychnęła jedynie, kręcąc głową.
- Moje standardy są jednak trochę wyższe niż jego. W sumie i tak dziewne, że mu pokoju jeszcze nie zrychtowałeś.
I obserwując ścierające się jabłka, jej myśli odpłynęły ku placku jabłkowemu. Jedno z nielicznych ciast, które mogła jeść i jeść, pod warunkiem, że było kwaśnawe. Jednak po co ma na nie czekać, skoro ma babeczki! Tec, jak na siebie nie były wcale złe i z tą myślą podeszła do najświeższej blachy, sięgając po kolejne.
Jeszcze było przyjemnie cieplutkie. Odgryzła kawałek, dochodząc do wniosku, że idealnie wkomponowuje się w aromat grzańca. No i proszę, jak świątecznie się nagle zrobiło!
A tu do grudnia jeszcze trochę.
- Kiedyś na pewno- westchnęła, nie mając nadziei na rychłą zmianę stanu rzeczy.
Nie zdziwiłaby się jednak, gdyby przyszło im na to jeszcze długo poczekać. Ministerstwo było zrujnowane, pomiędzy szlachtą a władzą było spięcie i tylko Merlin jeden wie, czy nie zrobi się z tego gorsze bagno niż jest.
Nie nazwałaby tych czasów łatwymi. Ona, czystej krwi czarownica, a co mugolach mieli na to powiedzieć? Nie wiadomo czy nie dojdzie do jakiegoś przewrotu, którego na poważnie w głębi się obawiała, po którym pojawi się kolejny antymugolski minister, wznawiając reperkusje przeciwko czarodziejom z niemagicznych rodzin.
Zupełnie tak jakby mieli mało problemów.
Elora Wright
Zawód : Opiekunka testrali
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
„If ‚why’ was the first and last question, then ‚because i was curious to see what would happen’ was the first and last answer.”
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Gdzież bym śmiał, moja piękna, jestem wprost oburzony że coś takiego przyszło ci do głowy. - stwierdził i obrócił się w stronę Elory z wesołym uśmiechem jak na niewiniątko przystało. W międzyczasie zajrzał do jabłek które się ładnie ucierały i sam przygotował laskę wanilii zastanawiając się przy tym jak rozegrać sprawę z tym ciastem. Zerkał to na kuzynkę to do kolejnych zeszytów, w końcu złapał jedną z czystych kartek i spisał sobie kilka drobnych notek o tym co i jak z ciastem samym w sobie. Miał plan, żeby na prawdę transmutowało ludzi - będą stawali się okrągli i będzie można ich toczyć. Jasne - spodziewał się, że wiele osób nie będzie chciało spróbować, ale dzieciom na pewno się taka zabawa spodoba!
- Szczerze to nie wiem. Ale myślę, że tak. Wiesz, miała o mnie jakieś wspomnienia. Niekompletne i mętne, nie pamiętała faktów ale siedziałem jej w głowie. To chyba coś znaczy? Nie wiem. Mam nadzieję. - stwierdził, wyciągając większą ilość figi abisyńskiej. Rozgniótł ją dokładnie bokiem noża i potem poszatkował na maleńkie kawałeczki, zanim dorzucił do jabłek. - Wróciła z resztą do Londynu, tu pewnie jest znacznie więcej rzeczy, nie tylko ludzi które mogą pobudzić w niej wspomnienia. Wiesz, we Francji była od tego odcięta.
Dodał. On nie mógł stracić nadziei, nie mógłby po prostu stwierdzić że coś się nie uda, że coś nie ma szans, musiałby chyba nie być sobą. Chyba z resztą to było zbyt ważne. Gdyby Anastasia miała sama sobie nie przypomnieć, on by jej opowiedział wszystko, co tylko wiedział.
- Nie wiem, jak możesz mówić takie rzeczy. To ghul o szczerym sercu i bystrym rozumie. - zapewnił, choć w sumie nie miał co do tego aż takiej pewności. Tak czy inaczej Bertie zaczął mieszać masę aż ta nie zgęstniała. Po krótkiej chwili faktycznie zaczęła zachowywać się tak jak miał nadzieję - unosiła się lekko i opadała, rozszerzała i chudła. Znaczyło, że powinna działać. - Będę mógł coś na tobie przetestować..?
Spytał po chwili, uśmiechając się przy tym pod nosem w dość łobuzerski sposób, nim przeszedł do przygotowywania samego ciasta. Mąka, jajka...
Skinął tylko lekko na jej potwierdzenie, by zaraz w całym chaosie panującym dookoła odnaleźć szklankę mleka którego odrobinkę dolał do powoli powstającego ciasta - razem ze stopionym masłem oczywiście.
- Szczerze to nie wiem. Ale myślę, że tak. Wiesz, miała o mnie jakieś wspomnienia. Niekompletne i mętne, nie pamiętała faktów ale siedziałem jej w głowie. To chyba coś znaczy? Nie wiem. Mam nadzieję. - stwierdził, wyciągając większą ilość figi abisyńskiej. Rozgniótł ją dokładnie bokiem noża i potem poszatkował na maleńkie kawałeczki, zanim dorzucił do jabłek. - Wróciła z resztą do Londynu, tu pewnie jest znacznie więcej rzeczy, nie tylko ludzi które mogą pobudzić w niej wspomnienia. Wiesz, we Francji była od tego odcięta.
Dodał. On nie mógł stracić nadziei, nie mógłby po prostu stwierdzić że coś się nie uda, że coś nie ma szans, musiałby chyba nie być sobą. Chyba z resztą to było zbyt ważne. Gdyby Anastasia miała sama sobie nie przypomnieć, on by jej opowiedział wszystko, co tylko wiedział.
- Nie wiem, jak możesz mówić takie rzeczy. To ghul o szczerym sercu i bystrym rozumie. - zapewnił, choć w sumie nie miał co do tego aż takiej pewności. Tak czy inaczej Bertie zaczął mieszać masę aż ta nie zgęstniała. Po krótkiej chwili faktycznie zaczęła zachowywać się tak jak miał nadzieję - unosiła się lekko i opadała, rozszerzała i chudła. Znaczyło, że powinna działać. - Będę mógł coś na tobie przetestować..?
Spytał po chwili, uśmiechając się przy tym pod nosem w dość łobuzerski sposób, nim przeszedł do przygotowywania samego ciasta. Mąka, jajka...
Skinął tylko lekko na jej potwierdzenie, by zaraz w całym chaosie panującym dookoła odnaleźć szklankę mleka którego odrobinkę dolał do powoli powstającego ciasta - razem ze stopionym masłem oczywiście.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Zawahała się odrobinę dłużej, zanim odpowiedziała. Ten uśmiech, podpowiadał jej, że Bert coś kombinuje. Oczywiście nie żaden brzydki psikus, ale to owo 'coś' i tak niekoniecznie musi jej się spodobać, skoro on podchodzi do tego z taką niefrasobliwością.
- Mmm..- dokończyła przegryzanie ciastka, które zapiła po chwili winkiem.- Chyba, taak?
Odparła pytająco, nie mogąc jednak się oprzeć kolejnej, małej niewiadomej w swym życiu. Gdyby tak unikać wszystkiego, to zrobiłoby się całkiem nudno.
Zresztą co może być takiego niezwykłego w ciastku? Jakieś dziwne połączenie smakowe albo że przez następną godzinę będzie parskała proszkiem do pieczenia? Niczego innego raczej nie można się było spodziewać.
- A zdradzisz coś więcej?
Zagadnęła, próbując zerknąć na aktualny projekt kuzyna. Masa na ciasto zachowywała się trochę dziwacznie, a raczej dziwaczne było, że w ogóle się jakoś zachowywała. Ciekawe, co też ten szalony cukiernik do tego wrzucił.
- To coś wygląda jakby chciało zjeść mnie, a nie na odwrót.
Skwitowała i wyciągnęła palec, próbując dźgnąć to coś, drugą ręką przyciągając kubek bliżej siebie, jakby w obawie, że w razie ewentualnego ataku, coś jej się uleje.
Nim jednak miała szansę przekonać się, wszystko zostało od niej odsunięte, zmieszane i przyrządzone i wrzucone do pieczenia. No cóż, taka inspekcja i tak by jej za wiele nie powiedziała, dlatego po głośnym i pełnym oburzenia 'Ej!' nie padły dalsze protesty.
Skoncentrowała się na siorbaniu z kubka, odrobinę nerwowo kiwając stopą. Zerknęła na zegar, który wskazywał nawet nie czwartą jeszcze.
No nic, skoro nie wyciągnie nigdzie tego tutaj zapracowanego, to też nie będzie mu zawracała głowy nie wiadomo ile. Poczeka tylko chwilę jeszcze, aby zrobić chociaż tę przysługę i łaskawie pozwolić przetestować na sobie jego wynalazek.
Taka będzie dzisiaj dobra.
- Nie taki zły będzie z ciebie mąż- mruknęła pod nosem, po dłuższej chwili milczenia i obserwowania pleców blondyna, bo też i nieczęsto widywała mężczyzn w kuchni.
U niej w domu to było królestwo wyłącznie jej mamy i ciotek, które zapewne miało kiedyś przejść w jej posiadanie, ale to ku zatraceniu jeżeli już.- No jak już spłacisz długi rzecz jasna.
A do tego, jeżeli uda mu się z biznesem i będzie przy groszu, to już w ogóle. Ciepły i dobry, tylko nie wiadomo jak to z jego wiernością będzie.
Na tę myśl uśmiechnęła się pod nosem.
Zapewne odparłby jej, ze gdy znajdzie tą jedyną to inne przestaną istnieć, ale ile tych jedynych już było, niech jej ktoś przypomni, bo straciła rachubę..
Przechyliła kubek do końca. Dobre było to wino, w ogóle nie czuć alkoholu ni cierpkości, można było w siebie wlewać jak soczek.
- Mmm..- dokończyła przegryzanie ciastka, które zapiła po chwili winkiem.- Chyba, taak?
Odparła pytająco, nie mogąc jednak się oprzeć kolejnej, małej niewiadomej w swym życiu. Gdyby tak unikać wszystkiego, to zrobiłoby się całkiem nudno.
Zresztą co może być takiego niezwykłego w ciastku? Jakieś dziwne połączenie smakowe albo że przez następną godzinę będzie parskała proszkiem do pieczenia? Niczego innego raczej nie można się było spodziewać.
- A zdradzisz coś więcej?
Zagadnęła, próbując zerknąć na aktualny projekt kuzyna. Masa na ciasto zachowywała się trochę dziwacznie, a raczej dziwaczne było, że w ogóle się jakoś zachowywała. Ciekawe, co też ten szalony cukiernik do tego wrzucił.
- To coś wygląda jakby chciało zjeść mnie, a nie na odwrót.
Skwitowała i wyciągnęła palec, próbując dźgnąć to coś, drugą ręką przyciągając kubek bliżej siebie, jakby w obawie, że w razie ewentualnego ataku, coś jej się uleje.
Nim jednak miała szansę przekonać się, wszystko zostało od niej odsunięte, zmieszane i przyrządzone i wrzucone do pieczenia. No cóż, taka inspekcja i tak by jej za wiele nie powiedziała, dlatego po głośnym i pełnym oburzenia 'Ej!' nie padły dalsze protesty.
Skoncentrowała się na siorbaniu z kubka, odrobinę nerwowo kiwając stopą. Zerknęła na zegar, który wskazywał nawet nie czwartą jeszcze.
No nic, skoro nie wyciągnie nigdzie tego tutaj zapracowanego, to też nie będzie mu zawracała głowy nie wiadomo ile. Poczeka tylko chwilę jeszcze, aby zrobić chociaż tę przysługę i łaskawie pozwolić przetestować na sobie jego wynalazek.
Taka będzie dzisiaj dobra.
- Nie taki zły będzie z ciebie mąż- mruknęła pod nosem, po dłuższej chwili milczenia i obserwowania pleców blondyna, bo też i nieczęsto widywała mężczyzn w kuchni.
U niej w domu to było królestwo wyłącznie jej mamy i ciotek, które zapewne miało kiedyś przejść w jej posiadanie, ale to ku zatraceniu jeżeli już.- No jak już spłacisz długi rzecz jasna.
A do tego, jeżeli uda mu się z biznesem i będzie przy groszu, to już w ogóle. Ciepły i dobry, tylko nie wiadomo jak to z jego wiernością będzie.
Na tę myśl uśmiechnęła się pod nosem.
Zapewne odparłby jej, ze gdy znajdzie tą jedyną to inne przestaną istnieć, ale ile tych jedynych już było, niech jej ktoś przypomni, bo straciła rachubę..
Przechyliła kubek do końca. Dobre było to wino, w ogóle nie czuć alkoholu ni cierpkości, można było w siebie wlewać jak soczek.
Elora Wright
Zawód : Opiekunka testrali
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
„If ‚why’ was the first and last question, then ‚because i was curious to see what would happen’ was the first and last answer.”
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Cudownie!
W sumie to nie był pewien czy Elorka się zgodzi, nie był pewien czy nadal wzbudza zaufanie po niektórych ze swoich eksperymentów, jednak o tym że jednego z kuzynów zmienił w bekające dziecko przez przypadek nikt się w sumie nie dowiedział. Ani o innych wypadkach które kończyły się różnie, hej! Zazwyczaj testował na sobie. A na innych głównie kiedy był pewien rezultatu i po prostu chciał sprawdzić jak to działa z ludźmi. Nie można w końcu wprowadzać nietestowanych produktów.
- Lepiej jak sama zobaczysz, spodoba ci się. - zapewnił, choć w sumie to nie był pewien. Zaraz podzielił ciasto na dwie części, ubił obie, wyłożył środek jabłkami i jeszcze dodał odrobinkę sproszkowanej wanilii. Zaczynało już ładnie pachnieć, a nawet nie było upieczone. Z drugiej części zrobił cienkie paski i nim w kratkę wyłożył górę.
- Kąsające ciasteczka już były, nie będę się powtarzał. - zapewnił. W sumie to Matt na urodziny dostał oddział ciasteczek które chciały go zjeść. Bertiemu się ten żart podobał i nie miał pojęcla, dlaczego starszy Bott tak psioczył na niego potem. Eh, kompletnie poczucia humoru nie ma, ewidentnie.
Napił się swojego grzańca i wyjął różdżkę, żeby upiec w końcu ciasto kilkoma sprawnymi ruchami. W kilka sekund zaczęło ładnie pachnieć i idealnie się zarumieniło - cudownie! Na wspomnienie o mężu, puścił jej oczko.
- Nawet z długami byłbym świetnym mężem. - stwierdził. No, mógł mieć wątpliwości, a długi nie były czymś co poprawiało mu szczególnie samoocenę, jednak cóż - trzeba z tym żyć i sobie radzić. Choć BARDZO mało osób spośród jego bliższych znajomych o tym wiedziało. Może to troszkę jego słaby punkt.
W końcu ukroił kawałek ciasta i podał kuzynce na talerzyku.
- Tylko... lepiej jak zjesz w salonie, okej? - zaproponował, bo w sumie to tam jest więcej miejsca. A w kuchni jest troszkę gorących rzeczy, przecież nie pozwoli kuzynce się poparzyć, kiedy ta mu pomaga!
No i przeszedł ją dosłownie pomieszczenie obok i czekał - aż Elora zje ciastko i aż zmieni się w fajną kulkę do toczenia z rękami i nogami. Ciekawe, czy doceni jego inwencję?
W sumie to nie był pewien czy Elorka się zgodzi, nie był pewien czy nadal wzbudza zaufanie po niektórych ze swoich eksperymentów, jednak o tym że jednego z kuzynów zmienił w bekające dziecko przez przypadek nikt się w sumie nie dowiedział. Ani o innych wypadkach które kończyły się różnie, hej! Zazwyczaj testował na sobie. A na innych głównie kiedy był pewien rezultatu i po prostu chciał sprawdzić jak to działa z ludźmi. Nie można w końcu wprowadzać nietestowanych produktów.
- Lepiej jak sama zobaczysz, spodoba ci się. - zapewnił, choć w sumie to nie był pewien. Zaraz podzielił ciasto na dwie części, ubił obie, wyłożył środek jabłkami i jeszcze dodał odrobinkę sproszkowanej wanilii. Zaczynało już ładnie pachnieć, a nawet nie było upieczone. Z drugiej części zrobił cienkie paski i nim w kratkę wyłożył górę.
- Kąsające ciasteczka już były, nie będę się powtarzał. - zapewnił. W sumie to Matt na urodziny dostał oddział ciasteczek które chciały go zjeść. Bertiemu się ten żart podobał i nie miał pojęcla, dlaczego starszy Bott tak psioczył na niego potem. Eh, kompletnie poczucia humoru nie ma, ewidentnie.
Napił się swojego grzańca i wyjął różdżkę, żeby upiec w końcu ciasto kilkoma sprawnymi ruchami. W kilka sekund zaczęło ładnie pachnieć i idealnie się zarumieniło - cudownie! Na wspomnienie o mężu, puścił jej oczko.
- Nawet z długami byłbym świetnym mężem. - stwierdził. No, mógł mieć wątpliwości, a długi nie były czymś co poprawiało mu szczególnie samoocenę, jednak cóż - trzeba z tym żyć i sobie radzić. Choć BARDZO mało osób spośród jego bliższych znajomych o tym wiedziało. Może to troszkę jego słaby punkt.
W końcu ukroił kawałek ciasta i podał kuzynce na talerzyku.
- Tylko... lepiej jak zjesz w salonie, okej? - zaproponował, bo w sumie to tam jest więcej miejsca. A w kuchni jest troszkę gorących rzeczy, przecież nie pozwoli kuzynce się poparzyć, kiedy ta mu pomaga!
No i przeszedł ją dosłownie pomieszczenie obok i czekał - aż Elora zje ciastko i aż zmieni się w fajną kulkę do toczenia z rękami i nogami. Ciekawe, czy doceni jego inwencję?
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Posłała w kierunku Botta ostatnie podejrzliwe spojrzenie, ale pozwoliła na skierowanie się do salonu.
- Nic nie wiem o kąsających ciasteczkach i mówiąc szczerze, nie wiem czy chce- mruknęła pod nosem, ciekawa na jaką inwencję poważył się tym razem. Nie było jednak sensu pytać, po łobuzerskich ognikach w jego oczach domyślała się, że woli on, aby się o tym przekonała na własnej skórze.
Niech się zatem dzieje wola cukiernika. Spróbowała pierwszego kęsa, była jednak tak przejęta oczekiwaniem na efekty, że nie od razu zdała sobie sprawę, z idealnie wyważonego smaku ciasta. Spojrzała na trzymany w palcach kawałek i zamruczała z uznaniem, wzruszając ramionami i biorąc jeszcze jeden.
Jeżeli jednak sądziła, że długo przyjdzie jej czekać na rozwiązanie sytuacji to była w ogromnym błędzie, bo już po chwili ze zdziwieniem odkryła, że jej ubranie stało się na nią zdecydowanie za ciasne! Spuchnęła, czy może raczej puchła, bo chyba wcale nie przestała, z czego zdała sobie sprawę już po chwili, słysząc odgłos puszczającego na szwie materiału.
- Zaraza by cię Bertie!- warknęła, świadoma, że na zatrzymanie tego jest już zdecydowanie za późno.
Upuściła niechcący talerzyk z niedojedzoną słodkością, z przerażeniem obserwując jak jej drobne ciało nadyma się coraz bardziej i bardziej. Do głowy przyszła jej dość przerażająca wizja pęknięcia, bo do nietestowanych wcześniej produktów nie miała zaufania, liczyła jednak, że kuzyn wiedział co robi, co jednak nie umniejszyło jej rozdrażnienia, które spotęgowało się jedynie, kiedy nie mogąc już dłużej utrzymać balansu, przechyliła się w tył.
Nie upadła, po prostu stała na nogach, a w następnej już chwili leżała na czymś, co zapewne było jej plecami, mogąc sobie jedynie bezradnie machać w powietrzu wszystkimi kończynami, licząc, że materiał nie puści do końca, czyniąc z tego naprawdę żenującej sytuacji.
Głupi Bert.
- Mam nadzieję, że będziesz daleko stąd kiedy to minie, bo nie spodobało mi się.
Oznajmiła niepokojąco spokojnym tonem, niezbyt zadowolona ze swojego położenia, bo niczego tak nienawidziła jak właśnie bezradności.
Nie było opcji by teraz sięgnęła po różdżkę, która gdzieś się musiała tam znajdować.. Dobrze jedynie, że wraz ze miarą nie zwiększyła swojej wagi, bo gdyby jej ukochane drewienko pękło, rozszarpałaby winnego.
Wbiła spojrzenie w sufit. A mogła wrócić przecież do domu..
- Nic nie wiem o kąsających ciasteczkach i mówiąc szczerze, nie wiem czy chce- mruknęła pod nosem, ciekawa na jaką inwencję poważył się tym razem. Nie było jednak sensu pytać, po łobuzerskich ognikach w jego oczach domyślała się, że woli on, aby się o tym przekonała na własnej skórze.
Niech się zatem dzieje wola cukiernika. Spróbowała pierwszego kęsa, była jednak tak przejęta oczekiwaniem na efekty, że nie od razu zdała sobie sprawę, z idealnie wyważonego smaku ciasta. Spojrzała na trzymany w palcach kawałek i zamruczała z uznaniem, wzruszając ramionami i biorąc jeszcze jeden.
Jeżeli jednak sądziła, że długo przyjdzie jej czekać na rozwiązanie sytuacji to była w ogromnym błędzie, bo już po chwili ze zdziwieniem odkryła, że jej ubranie stało się na nią zdecydowanie za ciasne! Spuchnęła, czy może raczej puchła, bo chyba wcale nie przestała, z czego zdała sobie sprawę już po chwili, słysząc odgłos puszczającego na szwie materiału.
- Zaraza by cię Bertie!- warknęła, świadoma, że na zatrzymanie tego jest już zdecydowanie za późno.
Upuściła niechcący talerzyk z niedojedzoną słodkością, z przerażeniem obserwując jak jej drobne ciało nadyma się coraz bardziej i bardziej. Do głowy przyszła jej dość przerażająca wizja pęknięcia, bo do nietestowanych wcześniej produktów nie miała zaufania, liczyła jednak, że kuzyn wiedział co robi, co jednak nie umniejszyło jej rozdrażnienia, które spotęgowało się jedynie, kiedy nie mogąc już dłużej utrzymać balansu, przechyliła się w tył.
Nie upadła, po prostu stała na nogach, a w następnej już chwili leżała na czymś, co zapewne było jej plecami, mogąc sobie jedynie bezradnie machać w powietrzu wszystkimi kończynami, licząc, że materiał nie puści do końca, czyniąc z tego naprawdę żenującej sytuacji.
Głupi Bert.
- Mam nadzieję, że będziesz daleko stąd kiedy to minie, bo nie spodobało mi się.
Oznajmiła niepokojąco spokojnym tonem, niezbyt zadowolona ze swojego położenia, bo niczego tak nienawidziła jak właśnie bezradności.
Nie było opcji by teraz sięgnęła po różdżkę, która gdzieś się musiała tam znajdować.. Dobrze jedynie, że wraz ze miarą nie zwiększyła swojej wagi, bo gdyby jej ukochane drewienko pękło, rozszarpałaby winnego.
Wbiła spojrzenie w sufit. A mogła wrócić przecież do domu..
Elora Wright
Zawód : Opiekunka testrali
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
„If ‚why’ was the first and last question, then ‚because i was curious to see what would happen’ was the first and last answer.”
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Żałuj. Były prawdziwym hitem jakoś w marcu jak powstały. - przyznał. Do dzisiaj często się zdarzało, że dzieciaki chętnie po nie sięgały, Bertie z resztą też, uważał je za całkiem zabawne i, co ważniejsze, smaczne. Nie nalegał jednak, wiedział że Elora nie jest aż tak otwarta jeśli chodzi o eksperymenty.
Wyszli razem do salonu, a on cieszył się coraz bardziej i coraz bardziej zastanawiało go, jak zareaguje Wrightówna. I obserwował, a na efekt wcale nie musiał czekać długo. Patrzył jak jakiś guzik jej odskoczył i cieszył się bardzo z tego, że najwidoczniej Elora miała dziś na sobie ubrania zakupione w jakimś magicznym butiku. Zapewne miały dostosowywać się do sylwetki w razie przybrania na wadze i trzeba przyznać, sprawdziły się świetnie!
Ale nad ciastem będzie musiał jeszcze popracować.
- Lepiej by było gdybyś najpierw się skurczyła tak do połowy, taką kulkę by się łatwiej toczyło. I chyba muszę jakoś zabezpieczyć głowę. - stwierdził z namysłem i uśmiechnął się wesoło. Chętnie by Elorkę potoczył, ale za duża mu wyszła i tylko by ją w tym salonie poobijał - bez sensu.
- Oj no, pomyśl że masz piętnaście lat i możesz się tak turlać z górki zamiast zjeżdżać na sankach, nie brzmi super? - stwierdził wesoło, nie zamierzając się dać tak łatwo zbić z tropu. Pomysł jest dobry ale wymaga dopracowania, tego był pewien!
- Oj, nie gniewaj się. - jednak się nie powstrzymał i lekko popchnął Elorkę żeby sprawdzić czy nie waży za dużo po tym nabuzowaniu powietrzem, czy faktycznie podziałało jak miało i czy będzie się dobrze toczyła, ale wszystko wyszło jak powinno - na to wyglądało. - Do potrwa góra dziesięć minut. A potem zrobię ci więcej grzańca.
Zaoferował, po troszę usiłując przekupić kuzynkę, żeby ta już się nie gniewała. I no, zatrzymał to jej toczenie zanim na coś wpadła oczywiście. Testy to testy, trzeba być dokładnym. A jednak chyba lepiej jeśli kudzka kulka będzie lżejsza od człowieka. To może też zapobiegać groźniejszym zdarzeniom, uderzeniu o coś, lżejszy przedmiot chyba uderza słabiej?
No, będzie musiał pomyśleć nad tym jeszcze tak czy inaczej.
Wyszli razem do salonu, a on cieszył się coraz bardziej i coraz bardziej zastanawiało go, jak zareaguje Wrightówna. I obserwował, a na efekt wcale nie musiał czekać długo. Patrzył jak jakiś guzik jej odskoczył i cieszył się bardzo z tego, że najwidoczniej Elora miała dziś na sobie ubrania zakupione w jakimś magicznym butiku. Zapewne miały dostosowywać się do sylwetki w razie przybrania na wadze i trzeba przyznać, sprawdziły się świetnie!
Ale nad ciastem będzie musiał jeszcze popracować.
- Lepiej by było gdybyś najpierw się skurczyła tak do połowy, taką kulkę by się łatwiej toczyło. I chyba muszę jakoś zabezpieczyć głowę. - stwierdził z namysłem i uśmiechnął się wesoło. Chętnie by Elorkę potoczył, ale za duża mu wyszła i tylko by ją w tym salonie poobijał - bez sensu.
- Oj no, pomyśl że masz piętnaście lat i możesz się tak turlać z górki zamiast zjeżdżać na sankach, nie brzmi super? - stwierdził wesoło, nie zamierzając się dać tak łatwo zbić z tropu. Pomysł jest dobry ale wymaga dopracowania, tego był pewien!
- Oj, nie gniewaj się. - jednak się nie powstrzymał i lekko popchnął Elorkę żeby sprawdzić czy nie waży za dużo po tym nabuzowaniu powietrzem, czy faktycznie podziałało jak miało i czy będzie się dobrze toczyła, ale wszystko wyszło jak powinno - na to wyglądało. - Do potrwa góra dziesięć minut. A potem zrobię ci więcej grzańca.
Zaoferował, po troszę usiłując przekupić kuzynkę, żeby ta już się nie gniewała. I no, zatrzymał to jej toczenie zanim na coś wpadła oczywiście. Testy to testy, trzeba być dokładnym. A jednak chyba lepiej jeśli kudzka kulka będzie lżejsza od człowieka. To może też zapobiegać groźniejszym zdarzeniom, uderzeniu o coś, lżejszy przedmiot chyba uderza słabiej?
No, będzie musiał pomyśleć nad tym jeszcze tak czy inaczej.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
- Bert!- próbowała zaprotestować, czując jak świat przed jej oczami zakołysał się w odpowiedzi na lekkie popchnięcie, a ona kompletnie nie ma władzy nad tym gdzie się turla.
To było tak bardzo głupie, że aż nie mogła powstrzymać się od śmiechu, kątem oka dostrzegając coś łopoczącego po bokach, co okazało się być jej własnymi lecz napompowanymi, krótkimi rękami. Nogi zapewne lepiej nie wyglądały.- W tej chwili czuje jak cały wypity grzaniec chlupocze mi w żołądku, także na to też bym uważała!
Pomysł ten faktycznie, przypadnie zapewne do gustu nie jednemu dzieciakowi, wolała nie wiedzieć ilu biednych rodziców zostanie ofiarą podobnego psikusa. Na opakowaniu tylko powinno znajdować się jakieś ostrzeżenie co do odzieży, no i faktycznie, z tym zmniejszeniem rozmiaru to nie byłby taki głupi pomysł.
- Nie wiem, dołączaj ochraniacze na głowę? O, albo możesz transmutować ciało w coś sprężystego, żeby się odbijało bez uszczerbku dla zdrowia, ale nie testuj już tego na mnie. Z dwojga złego wolę walczyć z ciastkami.
Westchnęła smętnie, gdyż nie pozostało jej nic innego jak po prostu zaczekać, aż eliksir przestanie działać, co było nie mniej dziwnym uczuciem. Czuła się jak balon, z którego schodzi powietrze, a ona zapada się coraz bardziej w sobie, tracąc kształt. Do momentu aż nie klapnęła na podłodze, przez pierwsze kilka sekund czując się jak mokra plama, pomału odzyskując czucie w ciele.
Powoli, niepewnie uniosła się na łokciach, odkrywając, że ciało powróciło do dawnej stabilności, formy i wielkości. Podniosła się na nogi, otrzepując i wzrokiem szukając miejsca, z którego odstrzelił jej guzik.
- Nie będę cię jednak biła- oznajmiła, z powrotem zjawiając się w kuchni.- Nie było tak źle, ale nie wiem ilu dorosłym czarodziejom się to spodoba.
Przyznała szczerze, biorąc ze stołu guzik, przytargany tu pewnie przez Botta, po czym krótkim zaklęciem na powrót osadziła go w dawnym miejscu. Poprawiła niedbale włosy i sięgnęła po kubek z nalanym grzańcem, opróżniając go aż do dna.
Grzane wino było słabiutkie, prawie jak soczek, który można pić i pić bez końca.
- Skoro już wstałam, to chyba będę się zbierała. Może przejdę się jeszcze na Pokątną..
Zastanowiła się na głos, podchodząc do kuzyna, którego lekko uściskała.
- Trzymaj się Kluska- pożegnała go z łobuzerskim uśmiechem i ruszyła do drzwi, po drodze narzucając na siebie płaszczyk.
Zw x2
To było tak bardzo głupie, że aż nie mogła powstrzymać się od śmiechu, kątem oka dostrzegając coś łopoczącego po bokach, co okazało się być jej własnymi lecz napompowanymi, krótkimi rękami. Nogi zapewne lepiej nie wyglądały.- W tej chwili czuje jak cały wypity grzaniec chlupocze mi w żołądku, także na to też bym uważała!
Pomysł ten faktycznie, przypadnie zapewne do gustu nie jednemu dzieciakowi, wolała nie wiedzieć ilu biednych rodziców zostanie ofiarą podobnego psikusa. Na opakowaniu tylko powinno znajdować się jakieś ostrzeżenie co do odzieży, no i faktycznie, z tym zmniejszeniem rozmiaru to nie byłby taki głupi pomysł.
- Nie wiem, dołączaj ochraniacze na głowę? O, albo możesz transmutować ciało w coś sprężystego, żeby się odbijało bez uszczerbku dla zdrowia, ale nie testuj już tego na mnie. Z dwojga złego wolę walczyć z ciastkami.
Westchnęła smętnie, gdyż nie pozostało jej nic innego jak po prostu zaczekać, aż eliksir przestanie działać, co było nie mniej dziwnym uczuciem. Czuła się jak balon, z którego schodzi powietrze, a ona zapada się coraz bardziej w sobie, tracąc kształt. Do momentu aż nie klapnęła na podłodze, przez pierwsze kilka sekund czując się jak mokra plama, pomału odzyskując czucie w ciele.
Powoli, niepewnie uniosła się na łokciach, odkrywając, że ciało powróciło do dawnej stabilności, formy i wielkości. Podniosła się na nogi, otrzepując i wzrokiem szukając miejsca, z którego odstrzelił jej guzik.
- Nie będę cię jednak biła- oznajmiła, z powrotem zjawiając się w kuchni.- Nie było tak źle, ale nie wiem ilu dorosłym czarodziejom się to spodoba.
Przyznała szczerze, biorąc ze stołu guzik, przytargany tu pewnie przez Botta, po czym krótkim zaklęciem na powrót osadziła go w dawnym miejscu. Poprawiła niedbale włosy i sięgnęła po kubek z nalanym grzańcem, opróżniając go aż do dna.
Grzane wino było słabiutkie, prawie jak soczek, który można pić i pić bez końca.
- Skoro już wstałam, to chyba będę się zbierała. Może przejdę się jeszcze na Pokątną..
Zastanowiła się na głos, podchodząc do kuzyna, którego lekko uściskała.
- Trzymaj się Kluska- pożegnała go z łobuzerskim uśmiechem i ruszyła do drzwi, po drodze narzucając na siebie płaszczyk.
Zw x2
Elora Wright
Zawód : Opiekunka testrali
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
„If ‚why’ was the first and last question, then ‚because i was curious to see what would happen’ was the first and last answer.”
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Kuchnia
Szybka odpowiedź