Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Wiltshire
Leśne mokradła
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Leśne mokradła
Kilka kilometrów od cmentarza w Salisbury łagodne pagórki zamieniają się w gęsty, porośnięty cierniami las. W samym jego sercu kwitną mokradła. Nikt o zdrowym rozsądku nie zapuszcza się tam samotnie. Mokradła pełne są niebezpiecznych magicznych stworzeń, które tylko na to czekają. Wśród nich są Zwodniki - bagienne demony o jednej nodze, wabiące zbłąkanych wędrowców na trzęsawiska. Miejscowi bajarze powiadają, że na mokradłach mieszka Ambrozjusz Bzik, który dobrych czarodziejów nagradza, wskazując im drogę do jaskini pełnej skarbów, a złych porywa i przywiązuje do drzewa.
Na terenie lasu nie można się teleportować.
Na terenie lasu nie można się teleportować.
The member 'Caesar Lestrange' has done the following action : rzut kością
'k100' : 95, 90
'k100' : 95, 90
/nie ma mnie od ndz do ndz; można mnie olać, unieruchomić; uwzględnić w cudzym poście whatever ;)
Nienawidził uciekać. Nie dlatego, że miał napompowane ego, a duma nie pozwalała mu na wykonanie takiego kroku i wolał zginąć (bynajmniej). Nienawidził uciekać, bo to była ostateczność, czyli pewnego rodzaju brak wyboru, a czego taki czarodziej jak on mógł unikać bardziej niż bezradności? Chwilową ulgę przyniosło mu udane zaklęcie, które z ogromną siłą uderzyło w pędy. Podmuch gorąca omiótł jego odsłoniętą skórę, lecz to było wciąż za mało, bo ich naturalnych wrogów zaczęło stale przybywać. To jak pieprzona walka z wiatrakami, mogli niszczyć jednego, a na jego miejsce pojawiało się trzech kolejnych. To nie miało sensu i zmusiło ich do ostateczności — ucieczki.
Widząc wzrok Cezara był pewien już, że nie poradzą sobie z naturą. Mogli być niewiadomo jak potężnymi czarnoksiężnikami, ale w walce z przyrodą mieli swoje ograniczenia. Zerwał się więc z Cezarem i Juliusem, nie zamierzając się od nich odłączać, szczególnie teraz.
— I gdzie, kurwa, podział się Russel?
No tak. Gdzieś ugrzązł po drodze pewnie.
Nienawidził uciekać. Nie dlatego, że miał napompowane ego, a duma nie pozwalała mu na wykonanie takiego kroku i wolał zginąć (bynajmniej). Nienawidził uciekać, bo to była ostateczność, czyli pewnego rodzaju brak wyboru, a czego taki czarodziej jak on mógł unikać bardziej niż bezradności? Chwilową ulgę przyniosło mu udane zaklęcie, które z ogromną siłą uderzyło w pędy. Podmuch gorąca omiótł jego odsłoniętą skórę, lecz to było wciąż za mało, bo ich naturalnych wrogów zaczęło stale przybywać. To jak pieprzona walka z wiatrakami, mogli niszczyć jednego, a na jego miejsce pojawiało się trzech kolejnych. To nie miało sensu i zmusiło ich do ostateczności — ucieczki.
Widząc wzrok Cezara był pewien już, że nie poradzą sobie z naturą. Mogli być niewiadomo jak potężnymi czarnoksiężnikami, ale w walce z przyrodą mieli swoje ograniczenia. Zerwał się więc z Cezarem i Juliusem, nie zamierzając się od nich odłączać, szczególnie teraz.
— I gdzie, kurwa, podział się Russel?
No tak. Gdzieś ugrzązł po drodze pewnie.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ostatnio zmieniony przez Ramsey Mulciber dnia 05.03.16 19:49, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : rzut kością
'k100' : 94
'k100' : 94
W gąszczu łatwo się zgubić. Zarówno tym utworzonym z niekończących się drzew jak i tym uplecionym z własnych myśli. Zwłaszcza, gdy wędruje się raźno zamaszystym krokiem w niezbyt przyjaznym towarzystwie, a jedyne co głównie się klei to milczenie. Godziny ciągnęły się szarym korowodem, przemieniając noc w bury świt. Nie trudno o stracenie rachuby. Znalezienie się w środku naszego barwnego korowodu sprawiło, że nie musiałem zbytnio przejmować się otoczeniem. Na moje szczęście nie wpakowałem się w żadne bagnisko ani nie zaliczyłem spotkania trzeciego stopnia z drzew czy innym tworem natury.
Niestety moi towarzysze nie mieli takiego szczęścia. Pnącza widocznie poczuły potrzebę ciepłego powitania. Byłem jednak zbyt zamyślony wszystkim, co miało miejsce ostatnim czasem, że moja reakcja była delikatnie mówiąc lekko opóźniona. A polegała głównie na tym, że stałem i przyglądałem się jak inni zawracają. W tym gapiostwie była pewna logika. W końcu po co robić sztuczny tłok? Zwłaszcza, że nie ufałem zbytnio swojej różdżce po tym, jak moje ostatnie zaklęcie nie pomogło mi ani trochę. Bez sensu pchać się i zgrywać bohatera, gdy nie można pomóc.
Widocznie walka musiała być z góry przegrana, bo Samantha minęła mnie niczym ruda smuga na zielonym tle. Zaraz potem usłyszałem głosy zbliżającej się reszty i nie było sensu już dłużej stać w miejscu. Zerwałem się do biegu.
- Żyję, Mulciber. Słodko, że się martwisz - rzucam nie zwalniając tempa, przez co mało nie zagłuszam czyjegoś głosu z oddali. Niesamowite, brzmi dokładnie tak samo jak Avery. Tylko po jaką cholerę mu zaklęcie zamrażające w środku bagnistego lasa? Parę kroków więcej i odkrywam tego przyczynę.
- Kurwa, Avery, jesteś pierwszy raz w lesie? - pytam przyglądając się jego żałośnie wyglądające personie zanurzonej w błocie do pasa. Wiem jednak, że zapewne jest mocno wkurzony na tę sytuację kolokwialnie mówiąc. Zbliżam się więc do krawędzi trzęsawiska i wyciągam rękę w jego stronę rękę. Jeśli chociaż on poprawnie rzucił zaklęcie to teraz powinien z moją pomocą dać radę się stamtąd wydostać.
|nie wiem czy rzucać czy nie, w razie czego zignorujcie, zwłaszcza jak wypadnie jeden ;x
Niestety moi towarzysze nie mieli takiego szczęścia. Pnącza widocznie poczuły potrzebę ciepłego powitania. Byłem jednak zbyt zamyślony wszystkim, co miało miejsce ostatnim czasem, że moja reakcja była delikatnie mówiąc lekko opóźniona. A polegała głównie na tym, że stałem i przyglądałem się jak inni zawracają. W tym gapiostwie była pewna logika. W końcu po co robić sztuczny tłok? Zwłaszcza, że nie ufałem zbytnio swojej różdżce po tym, jak moje ostatnie zaklęcie nie pomogło mi ani trochę. Bez sensu pchać się i zgrywać bohatera, gdy nie można pomóc.
Widocznie walka musiała być z góry przegrana, bo Samantha minęła mnie niczym ruda smuga na zielonym tle. Zaraz potem usłyszałem głosy zbliżającej się reszty i nie było sensu już dłużej stać w miejscu. Zerwałem się do biegu.
- Żyję, Mulciber. Słodko, że się martwisz - rzucam nie zwalniając tempa, przez co mało nie zagłuszam czyjegoś głosu z oddali. Niesamowite, brzmi dokładnie tak samo jak Avery. Tylko po jaką cholerę mu zaklęcie zamrażające w środku bagnistego lasa? Parę kroków więcej i odkrywam tego przyczynę.
- Kurwa, Avery, jesteś pierwszy raz w lesie? - pytam przyglądając się jego żałośnie wyglądające personie zanurzonej w błocie do pasa. Wiem jednak, że zapewne jest mocno wkurzony na tę sytuację kolokwialnie mówiąc. Zbliżam się więc do krawędzi trzęsawiska i wyciągam rękę w jego stronę rękę. Jeśli chociaż on poprawnie rzucił zaklęcie to teraz powinien z moją pomocą dać radę się stamtąd wydostać.
|nie wiem czy rzucać czy nie, w razie czego zignorujcie, zwłaszcza jak wypadnie jeden ;x
Thank you, I'll say goodbye now though its the end of the world, don't blame yourself and if its true, I will surround you and give life to a world thats our own
Crispin Russell
Zawód : Auror, opiekun testrali
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
sometimes we deliberately step into those traps
I was born in mine; I don't mind it anymore
oh, but you should, you should mind it
I do, but I say I don't
I was born in mine; I don't mind it anymore
oh, but you should, you should mind it
I do, but I say I don't
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Crispin Russell' has done the following action : rzut kością
'k100' : 17
'k100' : 17
To była chwila. Samantha nie wiedziała kiedy wybiegła na tyle do przodu, by stracić swoją grupę z horyzontu. Jednak gdy zrozumiała, że dzikie pnącza już jej nie grożą, zwolniła i przysiadła na bliskim pniu, by chwilę odetchnąć. Po chwili usłyszała gdzieś w gęstwinie inkantację "Glaciusa". Głos, którym wybrzmiało zaklęcie, należał do Samaela, co do tego nie miała wątpliwości. Nie mogła jednak zrozumieć czemu ktoś chciałby rzucać to zaklęcie w lesie. Zresztą - mało ją to przejęło. Nie chciała ratować mu tyłka po raz drugi - tym bardziej, że (chociaż nic tego dnia mu jeszcze nie wyszło) obnosił się swoją wielkością nawet teraz, w obliczu niebezpieczeństwa. Zwyczajnie szedł, mając resztę drużyny za nic.
Weasley przez moment, kiedy odpoczywała na pieńku, wsłuchiwała się w otoczenie, by rozeznać się, czy czasem ekipa już nie biegnie za nią. Po minucie czy dwóch wstała i postanowiła wyjść im naprzeciw. Nie miała zamiaru włóczyć się po tym przeklętym lesie samotnie. Chociaż wśród Rycerzy miała też duże szanse umrzeć (chociażby z ich rąk), wolała zginąć honorowo, w walce niż z własnej głupoty na mokradłach. No i, trzeba dodać: wbrew pozorom, razem mieli większe szanse na przeżycie.
Stanęła więc na środku ścieżki i zaczęła powoli wracać się do miejsca, z którego jakiś czas temu rozpoczęła swój bieg.
nie wiem czy mam rzucać, czy nie... jak nie, to proszę kostkę zignorować!
Weasley przez moment, kiedy odpoczywała na pieńku, wsłuchiwała się w otoczenie, by rozeznać się, czy czasem ekipa już nie biegnie za nią. Po minucie czy dwóch wstała i postanowiła wyjść im naprzeciw. Nie miała zamiaru włóczyć się po tym przeklętym lesie samotnie. Chociaż wśród Rycerzy miała też duże szanse umrzeć (chociażby z ich rąk), wolała zginąć honorowo, w walce niż z własnej głupoty na mokradłach. No i, trzeba dodać: wbrew pozorom, razem mieli większe szanse na przeżycie.
Stanęła więc na środku ścieżki i zaczęła powoli wracać się do miejsca, z którego jakiś czas temu rozpoczęła swój bieg.
nie wiem czy mam rzucać, czy nie... jak nie, to proszę kostkę zignorować!
The member 'Samantha Weasley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 83
'k100' : 83
Udało wam się uciec przed pnączami bez większych urazów, nie licząc niewielkich otarć, których nabawiliście się podczas szaleńczego biegu. Rośliny były nieustępliwe i dopiero rozdzielenie się sprawiło, że zgubiły trop. Wasz bieg trwał kilka minut, przez co odłączyliście się od siebie.
Caesar, choć biegłeś na równi z Juliusem, nigdzie nie możesz go teraz znaleźć. Jesteś sam tylko na krótką chwilę, w niedalekiej odległości słyszysz głos Ramseya – możesz spróbować do niego dotrzeć. Waszej dwójce już nic nie grozi, jednak teren, na którym się znajdujecie jest podmokły, a wilgoć na tyle wysoka, że widoczność znacząco ogranicza wam mgła. Pomimo to dostrzegacie, że na wprost migoczą niewielkie światełka – czyżbyście trafili w miejsce, gdzie natraficie na stałego bywalca mokradeł, samego Ambrozjusza Bzika? Zdecydujecie się ruszyć w tamtym kierunku, czy może najpierw odszukacie się nawzajem we mgle lub spróbujecie odnaleźć pozostałą część grupy?
Samantha, zaklęcie rzucone przez Samaela sprawiło, że bez większego problemu trafiłaś w miejsce, gdzie wpadł uzdrowciel. Widok był co najmniej niepokojący – miękkie trzęsawisko zamarzło na kamień... I to nie tylko na powierzchni. Wydaje się, że lord Avery utknął na dobre, możesz swobodnie podejść – na pewno się nie zapadniesz, jednak wyciągnięcie go z potrzasku może okazać się nie lada wyzwaniem. Nie jesteś jednak sama, Crispin natrafił na wasz ślad i razem możecie pomyśleć, co zrobić z tym fantem, by pozbyć się lodu, nie czyniąc krzywdy samemu uwięzionemu.
Julius, zgubiłeś się, jeśli będziesz chciał kontynuować rozgrywkę, rzucasz kością k100, by określić powodzenie odnalezienia grupy.
Caesar, Ramsey, jeśli ruszacie w stronę świateł, próbujecie odszukać siebie lub resztę drużyny, rzucacie kością k100.
Samantha, Crispin, możecie pomóc Samaelowi lub go tutaj zostawić.
Samael, wciąż możesz czarować.
Ogłoszenia od MG: Jeśli uciekacie, powinniście zadeklarować chęć ucieczki, co jest liczone jako jedna długa akcja. Nie wiecie, czy ona się powiodła czy też nie, więc w swoich postach nie powinniście uwzględniać, co stało się po danym działaniu postaci.
Wobec tego, wszystko co zrobiła postać poza tym działaniem, nie zostało uwzględnione.
Na odpis macie 48 godzin.
Caesar, choć biegłeś na równi z Juliusem, nigdzie nie możesz go teraz znaleźć. Jesteś sam tylko na krótką chwilę, w niedalekiej odległości słyszysz głos Ramseya – możesz spróbować do niego dotrzeć. Waszej dwójce już nic nie grozi, jednak teren, na którym się znajdujecie jest podmokły, a wilgoć na tyle wysoka, że widoczność znacząco ogranicza wam mgła. Pomimo to dostrzegacie, że na wprost migoczą niewielkie światełka – czyżbyście trafili w miejsce, gdzie natraficie na stałego bywalca mokradeł, samego Ambrozjusza Bzika? Zdecydujecie się ruszyć w tamtym kierunku, czy może najpierw odszukacie się nawzajem we mgle lub spróbujecie odnaleźć pozostałą część grupy?
Samantha, zaklęcie rzucone przez Samaela sprawiło, że bez większego problemu trafiłaś w miejsce, gdzie wpadł uzdrowciel. Widok był co najmniej niepokojący – miękkie trzęsawisko zamarzło na kamień... I to nie tylko na powierzchni. Wydaje się, że lord Avery utknął na dobre, możesz swobodnie podejść – na pewno się nie zapadniesz, jednak wyciągnięcie go z potrzasku może okazać się nie lada wyzwaniem. Nie jesteś jednak sama, Crispin natrafił na wasz ślad i razem możecie pomyśleć, co zrobić z tym fantem, by pozbyć się lodu, nie czyniąc krzywdy samemu uwięzionemu.
Julius, zgubiłeś się, jeśli będziesz chciał kontynuować rozgrywkę, rzucasz kością k100, by określić powodzenie odnalezienia grupy.
Caesar, Ramsey, jeśli ruszacie w stronę świateł, próbujecie odszukać siebie lub resztę drużyny, rzucacie kością k100.
Samantha, Crispin, możecie pomóc Samaelowi lub go tutaj zostawić.
Samael, wciąż możesz czarować.
Ogłoszenia od MG: Jeśli uciekacie, powinniście zadeklarować chęć ucieczki, co jest liczone jako jedna długa akcja. Nie wiecie, czy ona się powiodła czy też nie, więc w swoich postach nie powinniście uwzględniać, co stało się po danym działaniu postaci.
Wobec tego, wszystko co zrobiła postać poza tym działaniem, nie zostało uwzględnione.
Na odpis macie 48 godzin.
Pieprzone bagno. Wszedzie bagno, wszystko bagno. Brodzili w tym po łydki, wpadając raz po raz w większe błoto, które nie tylko pozerało ich energię, którą wkładali w wydostanie się z tego gówna, to jeszcze znacznie ich spowalniało. A szli już dobre kilka godzin i nie było na horyzoncie żadnej nadziei na to, że w najbliższym czasie coś się zmieni.
Szedł z Cezarem, a przynajmniej był gdzieś w pobliżu. W obłędnej i głuchej ciszy słyszał jego oddech, bicie serca i mało brakowało, a pewnie usłyszałby również jego myśli, choć wolał sobie tego oszczędzić. Cisza była jednak zwodnicza, bo pojawiała się zwykle przed burzą, a Mulciber nie zamierzał tracić czujności, skupiając się wyłącznie na wydostawaniu z błota, czy przedzierajac przez pnącza. Gdy udało im się uciec tym przerażającym pędom, przestał się również obracać za siebie, by upewnić, że już nic im nie grozi. Skupiał się na tym, co było przed nimi i zwolnił, kiedy między drzewami dostrzegł coś dziwnego. Niepokojącego. Światełka, migające niczym połyskujące owady we mgle, która znacznie ograniczała widoczność. Niczym zwiastun słodkiego końca, choć pewnie był to dopiero początek.
— To jest to?— szepnął chyba bardziej do siebie niż do Cezara, o ile wciąż przy nim był. Sam nie odwracał wzroku od tego, co widział, choć podejrzewał jak zwodnicze to może się okazać. Nie bał się jednak, a on zawsze dążył do celu za wszelką cenę. Licząc się z tym, co może się przytrafić kiedy zostanie sam lub wyłącznie z jednym z Rycerzy (bo pozostała część rozproszyła się po lesie) ruszył przed siebie, lekko unosząc przed siebie różdżkę. Tak na wszelki wypadek, zachowawczo, dla bezpieczeństwa, gdyby to miała okazać się jedynie czyjaś iluzja, mająca zwabić ich w pułapkę. Nie czekając na nikogo postanowił iść przodem, zaciskając palce na trzonku różdżki, próbując wypatrzeć coś więcej niż tylko zwodnicze światełka.
Szedł z Cezarem, a przynajmniej był gdzieś w pobliżu. W obłędnej i głuchej ciszy słyszał jego oddech, bicie serca i mało brakowało, a pewnie usłyszałby również jego myśli, choć wolał sobie tego oszczędzić. Cisza była jednak zwodnicza, bo pojawiała się zwykle przed burzą, a Mulciber nie zamierzał tracić czujności, skupiając się wyłącznie na wydostawaniu z błota, czy przedzierajac przez pnącza. Gdy udało im się uciec tym przerażającym pędom, przestał się również obracać za siebie, by upewnić, że już nic im nie grozi. Skupiał się na tym, co było przed nimi i zwolnił, kiedy między drzewami dostrzegł coś dziwnego. Niepokojącego. Światełka, migające niczym połyskujące owady we mgle, która znacznie ograniczała widoczność. Niczym zwiastun słodkiego końca, choć pewnie był to dopiero początek.
— To jest to?— szepnął chyba bardziej do siebie niż do Cezara, o ile wciąż przy nim był. Sam nie odwracał wzroku od tego, co widział, choć podejrzewał jak zwodnicze to może się okazać. Nie bał się jednak, a on zawsze dążył do celu za wszelką cenę. Licząc się z tym, co może się przytrafić kiedy zostanie sam lub wyłącznie z jednym z Rycerzy (bo pozostała część rozproszyła się po lesie) ruszył przed siebie, lekko unosząc przed siebie różdżkę. Tak na wszelki wypadek, zachowawczo, dla bezpieczeństwa, gdyby to miała okazać się jedynie czyjaś iluzja, mająca zwabić ich w pułapkę. Nie czekając na nikogo postanowił iść przodem, zaciskając palce na trzonku różdżki, próbując wypatrzeć coś więcej niż tylko zwodnicze światełka.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : rzut kością
'k100' : 67
'k100' : 67
Nie tracił rezonu wyłącznie dlatego, że nie zamierzał pózniej wysłuchiwać docinek Caesara. Oczywiście, że b y l samowystarczalny i znakomicie poradziłby sobie sam - chyba że odzywał się w nim zakompleksiony młodzieniaszek, za wszelką cenę poszukujący sposobu, aby dowieść swojej wielkości. Rzucone przez niego zaklęcie skuło powierzchnię bagna twardą, lodową skorupą - najwidoczniej trzęsawisko zamarzło mocniej, niż się spodziewał, bo nie mógł się wyszarpnąć a uderzenie ręką o lód zapewne prędzej spowodowałoby pęknięcie kości niż pokrywy bagna. Dość niekomfortowa sytuacja zmieniła się jednak szybko w bardzo niedogodną, wraz z chwilą przybycia Crispina oraz Samanthy. Nie mógł przecież udawać, iż wszystko pozostaje w najlepszym porządku, po pas zanurzony w bagnie, w którym utknął - miał nadzieję, że nie na dobre.
Skrzywił się nieznacznie, słysząc przekleństwo padające z ust Russela, choć sam rownież miał ochotę kląć na cały świat. Zamiast tego, ponownie wycelował różdżką w lodową pokrywę bagna, licząc iż uda mu się spowodować jej pęknięcie, a wówczas, co przyznawał z olbrzymią niechęcią, pomoc Crispina będzie mu nieoceniona.
-Diffindo - rzekł spokojnie, choć wcale nie czuł się pewny w obecnych warunkach.
Skrzywił się nieznacznie, słysząc przekleństwo padające z ust Russela, choć sam rownież miał ochotę kląć na cały świat. Zamiast tego, ponownie wycelował różdżką w lodową pokrywę bagna, licząc iż uda mu się spowodować jej pęknięcie, a wówczas, co przyznawał z olbrzymią niechęcią, pomoc Crispina będzie mu nieoceniona.
-Diffindo - rzekł spokojnie, choć wcale nie czuł się pewny w obecnych warunkach.
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Samael Avery' has done the following action : rzut kością
'k100' : 81
'k100' : 81
Cóż, las jest zawsze pełen niespodzianek. Dlatego zdecydowanie wolę bezkres wrzosowiska. Większość terenu widać jak na dłoni i trudniej się rozdzielić, zgubić czy wpaść w błoto. Tak jak zrobił to Avery. Zapewne to nic przyjemnego zapaść się po pas w takie trzęsawisko i jeszcze czarować pozostając w bezruchu.
Dopiero teraz zauważam Samanthę, która musiała uciec od krwiożerczych roślinek aż tutaj. Ledwo udaje mi się powstrzymać uśmiech, gdy pomyślę, co musi czuć Samael. Dumny arystokrata uwięziony przez Matkę Naturę, przez co skazany został na pomoc zdrajczyni krwi oraz półkrewka. Aż mam ochotę go spytać jak bardzo cierpi, ale powstrzymuję się. Skoro umie władać różdżką to znaczy, że i mnie mógłby potraktować jakimś zaklęciem. Chociażby takim porożem, które mi doprawił pewien czas temu.
Trzęsawisko zamarzło na kość, a mi pozostaje tylko przyglądać się uwięzionemu. Odmrożenie zapewne znów wprawi w ruch to miejsce i nie damy rady mu pomóc. Pukam się końcem różdżki w podbródek szukając dogodnego rozwiązania.
- Jakiś pomysł? - pytam uprzejmie mojej towarzyszki na placu boju. Zapewne tracę w oczach Avery'ego za tę kurtuazyjną pogawędkę, ale to nie ja jestem zanurzony po pas w błocie. Zamarzniętym, gwoli ścisłości. Działanie na chybcika i tak nie pchnie nas do przodu, a pozostawienie go tutaj nic nie da. Wystarczy, że już się rozdzieliśmy. Przestaję się dziwić faktowi, że Tom wysłał nas aż tylu. Widocznie nie wszystkim będzie dane dotrzeć do celu.
Dopiero teraz zauważam Samanthę, która musiała uciec od krwiożerczych roślinek aż tutaj. Ledwo udaje mi się powstrzymać uśmiech, gdy pomyślę, co musi czuć Samael. Dumny arystokrata uwięziony przez Matkę Naturę, przez co skazany został na pomoc zdrajczyni krwi oraz półkrewka. Aż mam ochotę go spytać jak bardzo cierpi, ale powstrzymuję się. Skoro umie władać różdżką to znaczy, że i mnie mógłby potraktować jakimś zaklęciem. Chociażby takim porożem, które mi doprawił pewien czas temu.
Trzęsawisko zamarzło na kość, a mi pozostaje tylko przyglądać się uwięzionemu. Odmrożenie zapewne znów wprawi w ruch to miejsce i nie damy rady mu pomóc. Pukam się końcem różdżki w podbródek szukając dogodnego rozwiązania.
- Jakiś pomysł? - pytam uprzejmie mojej towarzyszki na placu boju. Zapewne tracę w oczach Avery'ego za tę kurtuazyjną pogawędkę, ale to nie ja jestem zanurzony po pas w błocie. Zamarzniętym, gwoli ścisłości. Działanie na chybcika i tak nie pchnie nas do przodu, a pozostawienie go tutaj nic nie da. Wystarczy, że już się rozdzieliśmy. Przestaję się dziwić faktowi, że Tom wysłał nas aż tylu. Widocznie nie wszystkim będzie dane dotrzeć do celu.
Thank you, I'll say goodbye now though its the end of the world, don't blame yourself and if its true, I will surround you and give life to a world thats our own
Crispin Russell
Zawód : Auror, opiekun testrali
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
sometimes we deliberately step into those traps
I was born in mine; I don't mind it anymore
oh, but you should, you should mind it
I do, but I say I don't
I was born in mine; I don't mind it anymore
oh, but you should, you should mind it
I do, but I say I don't
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Myślała, że widok Samaela w takiej sytuacji będzie dla niej czymś śmiesznym. Wywarło to na niej jednak całkowicie odwrotne wrażenie - poczuła, że jeżeli tak wygląda ród Averych, to chyba cieszy się, że jest z niego wydziedziczona. Stanęła nad kuzynem z różdżką w ręce, na jej twarzy nie pojawił się żaden grymas. Była zmęczona. Tą misją, tym lasem, tymi ludźmi... I jego zachowaniem. Może powinna go tak zostawić? W końcu nauczyłby się, że nie powinien traktować ostrzeżeń po macoszemu, a potem jak gdyby nigdy nic zboczyć sobie ze ścieżki.
Stał tam też Russell - ten, który jako jedyny tego dnia zamienił z nią słowo. I znowu to zrobił. Musiał być brudny. Musiał - wyczuła to. Czyści przeważnie z nią nie rozmawiają.
- Nawet kilka. Parę niezgodnych z zasadami Rycerzy... Ale na razie będzie musiało wystarczyć to: Defodio - rzuciła w powierzchnię lodu przed Samaelem, by odłupać spory kawałek, co dałoby mu większą swobodę ruchu.
Gdzie reszta? Rozdzielili się... To niedobrze.
- Musimy jak najszybciej złączyć się z drugą częścią grupy. - mruknęła pod nosem z niepokojem rozglądając się po okolicy.
Stał tam też Russell - ten, który jako jedyny tego dnia zamienił z nią słowo. I znowu to zrobił. Musiał być brudny. Musiał - wyczuła to. Czyści przeważnie z nią nie rozmawiają.
- Nawet kilka. Parę niezgodnych z zasadami Rycerzy... Ale na razie będzie musiało wystarczyć to: Defodio - rzuciła w powierzchnię lodu przed Samaelem, by odłupać spory kawałek, co dałoby mu większą swobodę ruchu.
Gdzie reszta? Rozdzielili się... To niedobrze.
- Musimy jak najszybciej złączyć się z drugą częścią grupy. - mruknęła pod nosem z niepokojem rozglądając się po okolicy.
The member 'Samantha Weasley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 51
'k100' : 51
Leśne mokradła
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Wiltshire