Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Zamek Hogwart
Zakazany Las
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 14.01.21 14:43, w całości zmieniany 4 razy
Tu także w wyniku rozładowania magii zapanował istny chaos - moc magiczna była niestabilna, niebezpieczna. Choć za dnia Ministerstwo nie dopuszczało nikogo w pobliże okolic, w których magia szalała najbardziej, ministerialne próby zaprowadzania porządku kończyły się klęską. Nie minęło parę dni, gdy czarodzieje zaczęli zastanawiać się, czy aby na pewno Ministerstwo chce, aby magia została doprowadzona do porządku - postanowili więc wziąć to w swoje ręce.
Odkąd Ministerstwo Magii oznaczyło to miejsce jako niebezpieczne, pojawienie się w nim mogło grozić aresztowaniem przez Oddział Kontroli Magicznej. Do czasu uspokojenia się magii nie można rozgrywać tu wątków innych niż te polegające na jej naprawie.
Zakazany Las zawsze był miejscem raczej odstraszającym niż pociągającym czarodziejów. Kiedy świat został zaburzony przez niestabilne oddziaływanie magii, to miejsce stało się straszniejsze i bardziej niebezpieczne niż kiedykolwiek dotąd. Żyjące tu jednorożce zniknęły, a centaury opuściły główną część lasu, wysuwając się jak najdalej na obrzeża, z dala od Hogwartu. Wszyscy uczniowe, którzy zapuszczali się w te rejony ginęli bez śladu. I nikt nie wiedział, co się stało z biednymi dziećmi.
Las zaczął się zmieniać. Odkąd magia była niestabilna to miejsce przerodziło się w puszczę pełną grozy i strachu. Trawy pożółkły, jakby gnębione straszliwą chorobą i gwałtownie porosły, sięgając do półtora metra wysokości, bluszcz zmienił swój kolor na brązowy, ciasno owijając się wokół kilkudziesięciometrowych starych drzew, a krzewy zdziczały, rozstając się na boki, wypuszczając z gałęzi długie niczym cierniowe kolce. Z głębi zakazanej puszczy słychać było krzyki dzieci, płacz zagubionych niewiast i jęki cierpiętników, którzy trafili tam, gubiąc w labiryncie złowieszczych roślin drogę powrotną.
Plotki głosiły o wężach, stworzonych czarną magią, rosnących gwałtownie w siłę, przewyższających rozmiarami zwyczajne, spotykane w tych rejonach gady.
Po przekroczeniu progu lasu drzewa zaszumiały złowieszczo. Przez trawy trudno się było przedrzeć, utrudniały stawianie kroków, ukrywając nierówności terenu pod stopami. Skrywały również potwory, które stały się ucieleśnieniem złej, niemożliwej do kontrolowania magii. Po kilkunastu krokach wysokie źdźbła zakołysały się, a wielki, kilkumetrowy wąż wyłonił się z ukrycia, dostrzegając w czarodziejach swą sytą i pożywną kolację.
Wymaganie: Poprawnie rzucone zaklęcie Vipera Evanesca, które unieszkodliwi magicznego węża.
Niepowodzenie sprawi, że wielki, czarnomagiczny wąż zaatakuje, jednorazowym ukąszeniem odbierając 50 PŻ każdemu czarodziejowi, któremu się nie powiedzie. Ofiary szybko ściągną w to miejsce inne węże, które zaczną walczyć między sobą, nieświadomie umożliwiając czarodziejom ewakuację.
Przed rozpoczęciem kolejnego etapu należy odczekać co najmniej 24h. W tym czasie do lokacji może przybyć kolejna (wyłącznie jedna) grupa chcąca ją przejąć, by naprawić magię na sposób inny, niż miała być naprawiona dotychczas.
Walka odbywa się zgodnie z forumową mechaniką oraz z arbitrażem mistrza gry do momentu, w którym któraś z grup zdecyduje się na ucieczkę bądź nie będzie w stanie prowadzić dalszej walki.
Wymaganie: ST ujarzmienia magii jest równe 120, a sposób obliczania otrzymanego wyniku zależny jest od wybranej metody naprawiania magii.
Uwaga - jeżeli postać posiada zerowy poziom biegłości organizacji, mnoży statystykę nie razy ½, a razy 1. Postać posiadająca pierwszy poziom biegłości mnoży razy 1½.
W metodzie neutralnej każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+Z; wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
W metodzie Rycerzy Walpurgii każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+(CM * poziom biegłości organizacji); wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
W metodzie Zakonu Feniksa każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+(OPCM * poziom biegłości organizacji); wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
Podczas powrotu czarodzieje wdepnęli w ukryte pod wysoką trawą czyrakobulwy, których ropnopodobne pęcherze pękły, pryskając posoką we wszystkie strony.
Wymaganie: Do poprawnego zidentyfikowania przyczyny oparzeń wymagana jest biegłość zielarstwa na dowolnym poziomie. Znalezienie w pobliżu liści pewnej rośliny, które pozwolą zatrzymać rozszerzające się i coraz bardziej uciążliwe poparzenia wymaga rzutu kością. ST powodzenia wynosi 60, do rzutu należy doliczyć poziom biegłości: zielarstwo.
Niepowodzenie poskutkuje poparzeniami, które będą rozszerzać się z każdą chwilą na kolejne fragmenty nóg — płyn, który prysnął przedostawał się do butów i przenikach cienki materiał, docierając do skóry, a także rąk i brzucha. Czarodziej traci 100 PŻ, a jego ręka wiodąca stanie się niezdolna do czarowania przez najbliższe dni.
Pojawienie się pracowników Urzędu Kontroli Magicznej wcale nie było aż tak niespodziewane, wszak niekiedy kręcili się w pobliżu miejsc objętych działaniem anomalii. Szczególną troską to otaczali miejsca publiczne, gdzie każdy mógł się z łatwością pojawić. Kieran siłował się z mydłem, również słuchając przy tym składanych przez Tonksa wyjaśnień. Choć usta miał zajęte przez agresywne mydło, to jednak jego surowe spojrzenie skutecznie zniechęciło funkcjonariuszy do wypowiedzenia jakichkolwiek żartobliwych komentarzy. A przynajmniej w to chciał wierzyć, uparcie odrzucając od siebie gorycz upokorzenia. Ta gorycz nie rozniosła się po jego podniebieniu dzięki mydlinom, co wypełniły mu usta.
Nawet jeśli ich przygoda w łazience na trzecim piętrze Szpitala Świętego Munga nie skończyła się sukcesem, a właściwie skwitowana została poniekąd drobnym upokorzeniem, to jednak wyszli z niej bez większego szwanku. Funkcjonariusze uwierzyli słowom Gabriela i puścili ich wolno. Dopiero po przekroczeniu progu łazienki Kieran zdołał się uwolnić od mydła, ale to raczej ono chciał pozostać w znanej sobie przestrzeni niż dalej gnać za czarodziejem. Może nieco rozczarowani porażką, ale jednak pełni sił ruszyli dalej. Kolejna anomalia do okiełznania kryła się w Zakazanym Lesie. Ten nigdy nie był zbyt radosnym miejscem, lecz zbyt wielkie nasycenie dzikiej magii zmieniło leśny labirynt. Obrali ją sobie za cel i tylko starszy wiekiem auror po drodze musiał się zatrzymać, aby porządnie wypłukać usta.
Ledwo weszli pomiędzy drzewa, a już mogli dojrzeć zmiany, które było coraz bardziej widoczne wraz ze zbliżaniem się do anomalii. Stąpali wśród pożółkłej, wysokiej trawy i pomiędzy gęstymi, kolczastymi krzewami, a drzewa szumiały złowieszczo, jakby oznajmiały przybycie nieproszonych gości. Rineheart spoglądał uważnie pod nogi, bo zdążył już co nieco usłyszeć z plotek o grasujących w tym miejscu wężach. I rzeczywiście po wykonaniu kilkunastu kroków zjawił się jeden. Kilkumetrowy osobnik zasyczał z jakąś niepokojącą determinacją. Kieran natychmiast wyciągnął różdżkę przed siebie i skierował ją w stronę węża. Miał nadzieję, że powstrzyma gada przed atakiem.
– Vipera Evanesca – wyrzekł pewny swego inkantację zaklęcia, wierząc, że jest ono najbardziej adekwatne. Żeby jeszcze tylko okazało się skuteczne.
#1 'k100' : 64
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Gorycz porażki musiała poczekać - po wyjaśnieniu nieco żenującej sytuacji funkcjonariuszom Urzędu Kontroli Magicznej, można powiedzieć, że byli wolni, chociaż przynajmniej do wyjścia ze szpitala, Gabiel nie mógł odegnać od siebie wspomnienia niedawnych wydarzeń z łazienki. Sam nie byłby zdziwiony, gdyby przy następnym spotkaniu z boginem, ten zamieniłby się w rolkę papieru toaletowe. I naprawdę chciałby zobaczyć minę osoby towarzyszącej mu w tym momencie.
No, ale nie mieli zamiaru się poddawać - dzień jeszcze długi, a anomalii coraz więcej, także z małym przystankiem na wypłukanie ust, ruszyli w drogę, aby zmierzyć się z kolejną osobliwością. Miał nadzieję, że tutaj będą mieli więcej szczęścia i sukces zmyje ich niedawny wstyd, po porażce w Mungu. Zakazany Las to miejsce - jak sama nazwa na to wskazuje - zakazane, co nie oznacza, że Gabriel w swojej szkolnej karierze nigdy nie kręcił się w pobliżu. Był zbyt ciekawym dzieckiem. Pojawienie się na terenie szkoły, a raczej w jej pobliżu przywołało mnóstwo ciepłych wspomnień. Tym bardziej chciał naprawić anomalię - zaczynał bać się o uczniów, którzy wiedzeni ciekawością i prawdopodobnie głupotą, mogliby zapuścić się za daleko w swoich wędrówkach po Zakazanym Lesie.
Las nie przypominał tego, co pamiętał Gabriel, znaki anomalii były widoczne gołym okiem. Głęboka zieleń trawy zastąpiona była przez pożółkłe źdźbła. Las zachowywał się tak, jakby wcale nie cieszył się z wizyty dwóch aurorów. Wsunął dłoń do wewnętrznej kieszeni płaszcza, wyciągając różdżkę. Wraz z zaciśnięciem się palców na drewnianej powierzchni poczuł wewnętrzny spokój. Wąż, który pełzł w ich stronę zdawał się być przewodniczącym komitetu powitalnego, który dostał od Kierana równie sympatyczną odpowiedź na swoje powitanie. Zaklęcie powiodło się, a on postanowił spróbować pewnego zaklęcia, które mogło przydać im się w dalszych zmaganiach.
- Magicus Extremos - wypowiedział formułę zaklęcia, wykonując odpowiedni do tego ruch nadgarstka. Miał nadzieję, że zaklęcie się powiedzie.
Maybe I'm just not the man I was before
#1 'k100' : 52
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
W tej chwili nie mógł się nad sobą użalać. To było niedopuszczalne, bo i zbyt żałosne. Odrzucił od siebie myśli o niepowodzeniu. Starał się nastawiać na sukces, ale musiał pamiętać o zachowaniu pokory. Wierzył, że skumulowana w postaci anomalii moc wyczuje każde najmniejsze zawahanie, jak i ukaże surowo za pychę.
– Powoli i spokojnie – mruknął pod nosem, niby w stronę Gabriela, lecz tak naprawdę pouczał sam siebie, stopniowo przypominając sobie wszystkie wytyczne dotyczące tego, jak członkowie Zakonu powinni działać przy anomalii. Uniósł różdżkę, instynktownie zaciskając ją mocniej w dłoni i zmrużył lekko oczy, chcąc wierzyć, że poszczęści im się, jeśli tylko obaj wykażą się zdrowym rozsądkiem i dobrymi chęciami. Starał się przelać część własnej magii na otoczenie, skusić nią samą anomalię, aby ta zechciała się uspokoić, nie być już dziką, ale uległą. Już raz udała mu się ta sztuka, choć w tamtym przypadku większą rolę wydawała się odegrać Justine. Mimowolnie pomyślał o cieple domu, o obecnej w nim może właśnie w tej chwili Jackie. Od razu poczuł się lżej.
| metoda Zakonu, +10 Magicus Extremos
'k100' : 60
Zaklęcia się powiodły, można by to uznać za obiecujący początek, ale Gabriel nie chciał wykazywać się przedwczesnym entuzjazmem - nie w tym przypadku. O ile w prywatnych kontaktach był wielkim optymistą, o tyle w pracy co każdego zadania podchodził z rezerwą. Podobnie było z anomaliami. Powoli wypuścił powietrze, chcąc wraz z nim wypuścić niepotrzebne myśli, które w tym momencie zaprzątaly jego głowę. Starał się oczyścić umysł i skupić się na zadaniu. Nie mogły mu przeszkodzić nawet złowrogo brzmiące szmery liści, które wydawały się być groźbą, mającą na celu wyproszenie stąd dwójki aurorów. Uniósł różdżkę ku górze i ze spokojem przystąpił do opanowywania mocy, dobrze znaną mu metodą.
/metoda Zakonu
Maybe I'm just not the man I was before
'k100' : 76
W momencie, w którym magia Tonksa dołączyła, wszystko zdawało się jeszcze prostsze. Odetchnął, lekko opuścił ramiona, po czym wziął kolejny wdech, zdecydowanie już spokojniejszy. Po chwili anomalia uspokoiła się całkowicie, zwyczajnie poddała ich woli i odpuściła dalszą walkę. Udało im się. To było dość zaskakujące. Choć nie do końca, ponieważ w głębi duszy Kieran miał jeszcze przeczucie, że to nie koniec, wszak nieokiełznana magia niekiedy dawała o sobie znać jeszcze na koniec, gdy zmienione przez nią otoczenie zaczynało bronić zaciekle jej niezależności od mocy czarodziejów. Rineheart zerknął na swego kompana i skinął mu głową, po czym zaczął nad wyraz ostrożnie wykonywać kroki do tyłu, nie chcąc odwracać się plecami do innych gigantycznych węży, choć te wśród wysokich traw i bujnych krzaków miały okazję zaatakować z każdej strony. Jednak w końcu zdecydował się odwrócić i wreszcie spokojnie postąpić kolejny krok, gdy nagle poczuł, że wdeptuje w coś nabrzmiałego, co nagle pęka i tryska na wszystkie strony. W pierwszej chwili nie był w stanie zidentyfikować rośliny, lecz ostry zapach ropy unoszący się w powietrzu wydał mu się znajomy. Próbował ze wszystkich sił przypomnieć sobie skąd może kojarzyć ten intensywny aromat ropy, która coraz bardziej brudziła buty i nogawki spodni. Najpierw musiał zidentyfikować roślinę, a potem obmyślić, jak może przeciwdziałać tryskającej z niej ropie.
| +10 Magicus Extremos (2 tura)
'k100' : 88
I tak miało być tym razem, anomalie miały to do siebie, że adaptowały otoczenie do własnych potrzeb, więc kiedy pozorna równowaga została przywrócona to okazywało się, że coś jednak przestało grać. Tonks jednak starał się o tym nie myśleć, dostatecznie mocno skupiając się na opanowaniu mocy. To było ich głównym zadaniem i powiedzmy, że dalsza walka ze złośliwościami, jakie przygotował im las, na razie schodziła na dalszy plan. Można powiedzieć, że się udało. Udało się prawda? Chociaż wiatr nadal kołysał gałęziami, a korony drze były równie gęste co wcześniej, to miała zdawała się odzyskiwać upragnioną stabilizację. Uważnie przeczesał wzrokiem okolicę, chcąc upewnić się, że kolejny członek komitetu powitalnego nie śpieszył ze złożeniem im wizyty. Nie opuszczał różdżki, trwając w pewnego rodzaju zawieszeniu, które w razie potrzeby miało mu pozwolić na sprawna reakcję. Nigdy nie wiadomo było, czy nie natknął się na przeciwnika, który nie zdając sobie sprawy z ich małego zwycięstwa, także miał w planie ujarzmienie anomalii. Ostatecznie, bo kilku chwilach pełnych napięcia, mógł z czystym sumieniem stwierdzić, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Dlatego powoli wycofywał się z lasu w ślad za Kieranem. Niestety, nawet gdyby był bardziej spostrzegawczy, to prawdopodobnie ta roślina, na którą nadepnął Kieran, nie wydałaby mu się w ogóle znajoma. Niestety, można powiedzieć, że wdepnęli w przysłowiowe gówno. Pewnie teraz przydałby się im zarówno papier toaletowy, który chciał uczynić z Gabriela żywą mumię, jak i zatroskane o higienę jamy ustnej Kierana mydło. Niestety, obydwa przedmioty zostały w szpitalu świętego Munga, a Tonks musiał liczyć na wiedzę Kierana w dziedzinie zielarstwa.
Maybe I'm just not the man I was before
'k100' : 28
Po chwili udało mu się dobrze przyporządkować ostrą woń unoszącą się w powietrzu. Zapach ropy w końcu przywołał wspomnienie o czyrakobulwach, jak i wiedzę o ich pęcherzach pełnych właśnie ropy. Nadepnięcie na roślinę sprawiło, że pęcherze te pękły, a posoka roztrysnęła się na wszystkie strony. Kilka podstawowych informacji o tym gatunku rośliny wypłynęło z głębin umysłu na powierzchnię świadomości, dzięki czemu starszy mężczyzna wiedział, że musi zacząć się gorączkowo rozglądać za ratunkiem. Ponieważ natura była niezwykle psotna, często przy czyrakobulwach wzrastały krzewy o charakterystycznych mocno żółtych liściach poprzecinanych ciemnopomarańczowymi nitkami niczym żyłami pod skórą. W nitkach tych kryła się posoka neutralizująca parzące właściwości ropy. Udało mu się bez stawiania kolejnych kroków sięgnąć ku tym liściom, które szybko roztarł w dłoniach, aby wydobyć z nich płyn, następnie zaczął nimi szybko pokrywać miejsca na ubraniach pokryte ropą. W tym samym czasie spoglądał na Gabriela, ale ten wydawał się całkowicie zaskoczony.
– Weź te żółte liście – polecił mu szybko, zaraz wskazując palcem w stronę krzewu porośniętego wspomnianymi liśćmi, co znajdował się bliżej niego. – Rozetrzyj je w dłoniach i szybko pokryj nimi miejsca nasączone ropą i oparzenia – dodał jeszcze tonem nieznoszącym sprzeciwu. Już i tak czas reakcji zdążył im się ukrócić nim Rineheart zdołał się domyślić przyczyny problemu. Nie chciał w żaden sposób odpowiadać za obrażenia Tonksa, ledwo potrafił zdzierżyć swoje własne. Jednak w jego przypadku zakończyło się na lekkich poparzeniach w okolicy łydek, ale to dzięki szybkiej interwencji nie rozeszły się, jak i nie stały bardziej uciążliwe.
Kiedy uporał się z obrażeniami, o wiele uważniej zaczął wykonywać kolejne kroki, omijając czyrakobulwy pochowane w trawie. Udało się i stanął na stabilnym gruncie, a po chwili dołączył do niego Tonks. Ten na całe szczęście wysłuchał jego rad i uniknął nabawienia się gorszych powikłań po przygodzie z anomalią.
– Zbierajmy się – mruknął pod nosem. Dalsza część drogi powrotnej minęła im już bez niespodzianek. Wspólnie opuścili las z poczuciem spełnienia. Udało im się okiełznać dziką magię anomalii.
| z tematu x 2
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Zamek Hogwart