Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Zamek Hogwart
Zakazany Las
AutorWiadomość
First topic message reminder :
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów [bylobrzydkobedzieladnie]
Zakazany Las
Zakazany Las opodal Hogwartu jest jednym z jego najbardziej tajemniczych miejsc - zamieszkiwany przez wiele magicznych istot i wypełniony wieloma magicznymi roślinami stanowi ewenement na czarodziejskiej mapie krajobrazu. Gęste zarośla przyciągają wielu ciekawskich czarodziejów, a zwłaszcza młodocianych uczniów Hogwartu, jednak ze względu na grom czających się w nim niebezpieczeństw wstęp jest kategorycznie zabroniony.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 14.01.21 14:43, w całości zmieniany 4 razy
Piorun wywołany przez anomalię Lucana krążył pomiędzy Zakonnikami, aż ostatecznie trafił Asbjorna. Asbjorn, tracisz 30 pż. Magia rozbudzona przez Marcellę systematycznie porażała kolejnych Zakonników, którzy sięgali po magię: Maxine, Bertiego, Benjamina, Archibalda, Anthony'ego Macmillana, Elyon, Lorraine, Jessę, Brendana, Anthony'ego Skamandera, Charlene, Kierana, Sophię, Caileen, Floreana, Fredericka, Hannę - wszyscy tracicie po 15 pż.
Wydra Floreana, a także lis Fredericka oraz jeleń Hanny wspólnie pomknęły ku przejściu; jeleń oraz lis błyszczały niezwykłym, białym, jaśniejącym światłem - niosły ogromną moc. Bliźniacze koziorożce Samuela i Justine dopełniły celu. Nasycone przejście zawirowało mocniej, kamienie utworzyły wyraźniejszy kształt łukowatych drzwi, a przestrzeń pomiędzy nimi poczerniała jak otchłań. Siatka błękitnych żył na kamieniach błysnęła błękitem, a Zakonnicy mogli poczuć zimny zapach kamiennego wilgotnego pomieszczenia. Tunel do Azkabanu był aktywny - najwyższy czas; ulewa z każdą kolejną sekundą i z każdym kolejnym wypowiedzianym zaklęciem jedynie przybierała na sile. Błyskawice przecinały nocne niebo, złowieszcza rozświetlając wasze twarze - lecz wasza wyprawa miała temu wszystkiemu przynieść dzisiaj kres.
- Szybko - odezwała się Bathilda - Harold, ty pierwszy - zarządziła; nieliczne bystre oczy mogły dostrzec rudego gwardzistę, który pojawił się u boku Bathildy - Herewarda. - Justine - zwróciła się do gwardzistki, kiedy minister pokonał już przejście - teraz wy - i dopiero kiedy wszystkie sylwetki grupy gwardzistki, razem z Julią, zostały pochłonięte ciemnościami, zwróciła się do Samuela. - Śpieszcie się, przejście nie utrzyma się długo - poleciła, i dopiero, kiedy również druga grupa wraz z Piersem zanurzyła się w mroku - puściła również ostatnią, prowadzoną przez Benjamina, z Emmą. Ledwie ostatni czarodziej zniknął w ciemnościach, a przejście zamknęło się ze świstem: kamienie upadły, rozrzucając się niedbale po polanie i niemal natychmiast obrastając mchem.
Zakonnicy biorący udział w misjach zniknęli, a pozostali zostali sami; nim ktokolwiek zdążył to zanotować, zniknęła także sama Bathilda.
Spotkanie Zakonu Feniksa zakończyło się - możecie dodać posty kończące lub kontynuować wątek na własną rękę.
Zakonnicy, którzy przeszli przez portal mogą dodać posty kończące, ale nie muszą, muszą jednak napisać już w docelowym miejscu:
Grupa pierwsza - tutaj ; 48h na odpis, mg Ramsey
Grupa druga - tutaj ; odpis do piątku 19 kwietnia, mg Tristan
Grupa trzecia - tutaj ; 48h na odpis, mg Justine
Posty w Azkabanie powinny raz jeszcze zawierać cały ekwipunek postaci wzięty na misję wraz z wytłuszczeniem wszystkich zabranych eliksirów; w przypadku zabrania ze sobą eliksirów wziętych podczas spotkania Zakonu, należy najpierw upewnić się, że odpowiedni alchemik umieścił w aktualizacjach post, w którym opisuje, komu eliksiry przekazuje. Przed napisaniem postu w Azkabanie należy także wrzucić ostatnie posty z ewentualnym rozwojem postaci (w sytuacjach wyjątkowych należy zwrócić się już bezpośrednio do swojego mistrza gry).
Wydra Floreana, a także lis Fredericka oraz jeleń Hanny wspólnie pomknęły ku przejściu; jeleń oraz lis błyszczały niezwykłym, białym, jaśniejącym światłem - niosły ogromną moc. Bliźniacze koziorożce Samuela i Justine dopełniły celu. Nasycone przejście zawirowało mocniej, kamienie utworzyły wyraźniejszy kształt łukowatych drzwi, a przestrzeń pomiędzy nimi poczerniała jak otchłań. Siatka błękitnych żył na kamieniach błysnęła błękitem, a Zakonnicy mogli poczuć zimny zapach kamiennego wilgotnego pomieszczenia. Tunel do Azkabanu był aktywny - najwyższy czas; ulewa z każdą kolejną sekundą i z każdym kolejnym wypowiedzianym zaklęciem jedynie przybierała na sile. Błyskawice przecinały nocne niebo, złowieszcza rozświetlając wasze twarze - lecz wasza wyprawa miała temu wszystkiemu przynieść dzisiaj kres.
- Szybko - odezwała się Bathilda - Harold, ty pierwszy - zarządziła; nieliczne bystre oczy mogły dostrzec rudego gwardzistę, który pojawił się u boku Bathildy - Herewarda. - Justine - zwróciła się do gwardzistki, kiedy minister pokonał już przejście - teraz wy - i dopiero kiedy wszystkie sylwetki grupy gwardzistki, razem z Julią, zostały pochłonięte ciemnościami, zwróciła się do Samuela. - Śpieszcie się, przejście nie utrzyma się długo - poleciła, i dopiero, kiedy również druga grupa wraz z Piersem zanurzyła się w mroku - puściła również ostatnią, prowadzoną przez Benjamina, z Emmą. Ledwie ostatni czarodziej zniknął w ciemnościach, a przejście zamknęło się ze świstem: kamienie upadły, rozrzucając się niedbale po polanie i niemal natychmiast obrastając mchem.
Zakonnicy biorący udział w misjach zniknęli, a pozostali zostali sami; nim ktokolwiek zdążył to zanotować, zniknęła także sama Bathilda.
Spotkanie Zakonu Feniksa zakończyło się - możecie dodać posty kończące lub kontynuować wątek na własną rękę.
Zakonnicy, którzy przeszli przez portal mogą dodać posty kończące, ale nie muszą, muszą jednak napisać już w docelowym miejscu:
Grupa pierwsza - tutaj ; 48h na odpis, mg Ramsey
Grupa druga - tutaj ; odpis do piątku 19 kwietnia, mg Tristan
Grupa trzecia - tutaj ; 48h na odpis, mg Justine
Posty w Azkabanie powinny raz jeszcze zawierać cały ekwipunek postaci wzięty na misję wraz z wytłuszczeniem wszystkich zabranych eliksirów; w przypadku zabrania ze sobą eliksirów wziętych podczas spotkania Zakonu, należy najpierw upewnić się, że odpowiedni alchemik umieścił w aktualizacjach post, w którym opisuje, komu eliksiry przekazuje. Przed napisaniem postu w Azkabanie należy także wrzucić ostatnie posty z ewentualnym rozwojem postaci (w sytuacjach wyjątkowych należy zwrócić się już bezpośrednio do swojego mistrza gry).
Błyskawice trzaskały wokół, grzmoty wypełniały niebo i przyrodę; deszcz wzmagał na sile, a kolejne patronusy podtrzymywały przejście. Lis przybył na moje zawołanie - silniejszy niż kiedykolwiek, błyskając jasnym światłem. Czułem w tym zasługę anomalii, ale nie mogłem pozbyć się dziwnego wrażenia, że spojrzenie Hani miało w tym niemniejszy udział. Jeleń, który pomknął zaraz za lisem, błyszczał równie silnie, wyróżniając się na tle pozostałych, bledszych zwierząt utkanych z magicznek mgły.
Ściągnąłem brwi, jeszcze przez chwilę w milczeniu mierząc swoje siły z Wright; jeśli patronus miał być manifestacją jej siły, była ona wyjątkowo udana.
- Zostawiłem w chacie składniki. Zróbcie z nich użytek. - Rzuciłem krótko w stronę alchemików - Charlene, Poppy i Asbjorna, który ściągnął na siebie gniew piorunów, nie odrywając uwagi od Hani - by po chwili zniknąć w utworzonym portalu.
zt, składniki wrzucę do aktulizacji
Ściągnąłem brwi, jeszcze przez chwilę w milczeniu mierząc swoje siły z Wright; jeśli patronus miał być manifestacją jej siły, była ona wyjątkowo udana.
- Zostawiłem w chacie składniki. Zróbcie z nich użytek. - Rzuciłem krótko w stronę alchemików - Charlene, Poppy i Asbjorna, który ściągnął na siebie gniew piorunów, nie odrywając uwagi od Hani - by po chwili zniknąć w utworzonym portalu.
zt, składniki wrzucę do aktulizacji
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Spojrzał na Flo, kiedy ten zjawił się obok i zaczął słuchać jego pomysłu patrząc, jak kolejne patronusy uciekają ku kamieniom, choć wiążą się jednocześnie z niesamowitą burzą jaka rozległa się między nimi. Kiedy sam rzucił zaklęcie, poczuł nieprzyjemne, acz na szczęście nie bardzo silne wyładowanie. Syknął, zaciskając mocniej dłoń na różdżce.
- Brzmi genialnie. Generalnie zastanawiałem się nad słodyczami doniczkowymi. Takimi co by rosły gdyby w doniczce zamiast ziemi dać odpowiednie składniki i to zaczarować. Mógłby być z tego fajny ogród, nawet z zestawienia obu pomysłów. - był wdzięczny Flo za te bzdury. Oderwanie myśli. Uwielbiał uciekać od tego, co przerażające, robił to kiedy tylko był w stanie a Azkaban rzecz jasna należał do rzeczy strasznych. Koniecznych - ale strasznych.
Uśmiechnął się do przyjaciela, jednak nie mieli za wiele czasu. Za wiele się działo.
- Do zobaczenia. - powiedział jeszcze, kiedy przejście się otworzyło, a Bathilda zaczęła mówić. Wrócą. Zrobią co trzeba i po prostu wrócą. Patrzył jak kolejne osoby znikają w przejściu, a w końcu przyszedł czas i na jego grupę. Nie wahał się ani chwili i nie tracił czasu - ruszył zaraz za Foxem.
zt
- Brzmi genialnie. Generalnie zastanawiałem się nad słodyczami doniczkowymi. Takimi co by rosły gdyby w doniczce zamiast ziemi dać odpowiednie składniki i to zaczarować. Mógłby być z tego fajny ogród, nawet z zestawienia obu pomysłów. - był wdzięczny Flo za te bzdury. Oderwanie myśli. Uwielbiał uciekać od tego, co przerażające, robił to kiedy tylko był w stanie a Azkaban rzecz jasna należał do rzeczy strasznych. Koniecznych - ale strasznych.
Uśmiechnął się do przyjaciela, jednak nie mieli za wiele czasu. Za wiele się działo.
- Do zobaczenia. - powiedział jeszcze, kiedy przejście się otworzyło, a Bathilda zaczęła mówić. Wrócą. Zrobią co trzeba i po prostu wrócą. Patrzył jak kolejne osoby znikają w przejściu, a w końcu przyszedł czas i na jego grupę. Nie wahał się ani chwili i nie tracił czasu - ruszył zaraz za Foxem.
zt
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Ciemność polany Zakazanego Lasu rozproszył mocny, srebrzysty blask. Patronusy członków Zakonu Feniksa materializowały się w powietrzu, zachwycając swą dobrą, ciepłą energią, prawdziwym pięknem. Majestatyczne ogiery, niedźwiedzie, zwinne foki i wydry, lisy i jelenie - było ich tak wiele, że nie zdołała spojrzeć na wszystkie - wbiegły w przejście, niosąc wielką moc. Żałowała, że nie mogła im w tym pomóc, że nie była dość silna i biegła w białej magii, by móc wyczarować patronusa - to, na co było ją stać, było zaledwie strzępem srebrnej, emanującej ciepłem mgły. Wszystko to stanowiło na swój sposób naprawdę piękne widowisko i zachwyciłaby się nim, gdyby tylko nie tragiczne okoliczności, które musiały im towarzyszyć. Niektóre z patronusów przyciągnęły anomalię, pioruny dosięgnęły Zakonników. Uwagę Poppy zajęła troska o staruszkę. Zatrzymała się, słysząc jej odmowę, nie cofnęła jednak, woląc pozostać w pobliżu. Bathilda była potężną i mądrą czarownicą, ale i starą kobietą, wyglądała na bardzo słabą i uzdrowicielka martwiła się coraz bardziej.
- Powodzenia... Będziemy na was czekać - zwróciła się do tych, którzy wedle polecenia staruszki kolejno przechodzili przez przejście. Splotła przed sobą dłonie, starając ukryć się ich drżenie; nie zmruży oka, dopóki nie ujrzy ich wszystkich znów. Ulewa coraz mocniej dawała się wszystkim we znaki. Wszystko trwało bardzo krótko, ledwie ostatni z członków grupy Benjamina zniknął za kamiennym łukiem, a wszystko zniknęło - w tym Bathilda.
Poppy znieruchomiała na kilka uderzeń serca.
- Pani profesor?! Czy słyszy nas pani? Gdzie pani jest? Potrzebuje pani pomocy? - krzyknęła nerwowo Poppy, rozglądając się czujnie wokół; czy plan zakładał, że i staruszka znajdzie się w Azkabanie? Chyba by im o tym powiedziała...
- Powinniśmy jej odszukać... Widzieliście sami jak słaba i chora się wydawała. Och, martwię się - zwróciła się do tych, którzy pozostali wraz z nią w Zakazanym Lesie. Nie wiedzieli co mieli robić. Czy trwać na tej polanie w milczeniu do rana? Bathilda powiedziała, że będą mogli zrobić coś. Ale co?
Poppy była pełna bardzo złych przeczuć.
- Powodzenia... Będziemy na was czekać - zwróciła się do tych, którzy wedle polecenia staruszki kolejno przechodzili przez przejście. Splotła przed sobą dłonie, starając ukryć się ich drżenie; nie zmruży oka, dopóki nie ujrzy ich wszystkich znów. Ulewa coraz mocniej dawała się wszystkim we znaki. Wszystko trwało bardzo krótko, ledwie ostatni z członków grupy Benjamina zniknął za kamiennym łukiem, a wszystko zniknęło - w tym Bathilda.
Poppy znieruchomiała na kilka uderzeń serca.
- Pani profesor?! Czy słyszy nas pani? Gdzie pani jest? Potrzebuje pani pomocy? - krzyknęła nerwowo Poppy, rozglądając się czujnie wokół; czy plan zakładał, że i staruszka znajdzie się w Azkabanie? Chyba by im o tym powiedziała...
- Powinniśmy jej odszukać... Widzieliście sami jak słaba i chora się wydawała. Och, martwię się - zwróciła się do tych, którzy pozostali wraz z nią w Zakazanym Lesie. Nie wiedzieli co mieli robić. Czy trwać na tej polanie w milczeniu do rana? Bathilda powiedziała, że będą mogli zrobić coś. Ale co?
Poppy była pełna bardzo złych przeczuć.
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Wysłuchała poleceń Justine, skinęła głową na znak, że rozumie i przyjmuje je do wiadomości. Julia powinna znaleźć się pomiędzy nimi, musieli zadbać o jej bezpieczeństwo.
Przywołanie patronusa okazało się prostsze, niż początkowo sądziła; ostatnie tygodnie nauki nie poszły w las, choć to zdecydowanie zbyt wcześnie, aby mogła się cieszyć. Prawdziwy sprawdzian czekał ją juz za kilka chwil - i chyba nigdy nie denerwowała się bardziej, niż teraz. Konsekwencją miał być nie zawód, nie przegrany mecz, a być może stracone życie. Albo coś jeszcze gorszego, w grę wchodziła wszak czarna magia, paskudna anomalia, czary Grindelwalda... Wzdrygnęła się. Skupiła spojrzenie na srebrzystej, zwinnej foce, która pomknęła w kierunku tworzącego się kamiennego przejścia. Nie minęło kilka chwil, a dołączyły doń również inne - każdy na swój sposób piękny i zachwycający. Lis Freda i jeleń Hannah lśniły z wyjątkową mocą, przyciągając do siebie uwagę; spojrzała na nie z uznaniem, a wtedy poczuła ból. Tak wiele czarów w jednym miejscu nie mogło ujść im płazem, przyciągnęły anomalię; jeden z piorunów zranił ją, a skóra zapiekła boleśnie. Rozmasowała bolące miejsce i spojrzała na profesor Bagshot, która kazała im się śpieszyć.
Ruszyla za Justine w kierunku przejścia, nie odwracała się już za siebie.
| zt
Przywołanie patronusa okazało się prostsze, niż początkowo sądziła; ostatnie tygodnie nauki nie poszły w las, choć to zdecydowanie zbyt wcześnie, aby mogła się cieszyć. Prawdziwy sprawdzian czekał ją juz za kilka chwil - i chyba nigdy nie denerwowała się bardziej, niż teraz. Konsekwencją miał być nie zawód, nie przegrany mecz, a być może stracone życie. Albo coś jeszcze gorszego, w grę wchodziła wszak czarna magia, paskudna anomalia, czary Grindelwalda... Wzdrygnęła się. Skupiła spojrzenie na srebrzystej, zwinnej foce, która pomknęła w kierunku tworzącego się kamiennego przejścia. Nie minęło kilka chwil, a dołączyły doń również inne - każdy na swój sposób piękny i zachwycający. Lis Freda i jeleń Hannah lśniły z wyjątkową mocą, przyciągając do siebie uwagę; spojrzała na nie z uznaniem, a wtedy poczuła ból. Tak wiele czarów w jednym miejscu nie mogło ujść im płazem, przyciągnęły anomalię; jeden z piorunów zranił ją, a skóra zapiekła boleśnie. Rozmasowała bolące miejsce i spojrzała na profesor Bagshot, która kazała im się śpieszyć.
Ruszyla za Justine w kierunku przejścia, nie odwracała się już za siebie.
| zt
That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?
Kiedy tylko Tonks przemówiła do swojej grupy, Kieran momentalnie wyprostował się, przyjmując tym samym pozycję pełną oddania dla dowództwa i determinacji. Doskonale wiedział jakie zadanie przed sobą mają. Mieli doprowadzić małą Julię bezpiecznie przed najpotężniejszą anomalię skrytą w murach Azkabanu. Tylko w taki sposób położą kres chaosowi, który wdarł się do ich żyć. Polecenia Gwardzistki natychmiast zanotował w umyśle, biorąc je sobie do serca. Jak najdłużej mają utrzymać narzucony szyk. Lucan miał znajdować się po środku z dziewczynką, on sam miał trzymać się jego prawej strony. Ponownie skinął głową, dając jasny sygnał, że zrozumiał swój przydział i nie zamierza zawieść.
Po wyczarowaniu świetlistej postaci patronusa poczuł osłabienie, jakby coś poraziło całe jego ciało. Impuls elektryczny przeszedł po prawej ręce do ramienia, a potem spłynął wzdłuż kręgosłupa. Niezbyt przyjemne wrażenie, jednak zdołał szybko o nim zapomnieć. Nie musiał zbyt długo analizować co się właściwie wydarzyło, to musiał być efekt jednej z anomalii, które od listopada były związane z burzą. Kapryśna magia mogła rozpętać jeszcze większą burzę, wywołać ulewę, grad, sprowadzić na ziemię piorun, który uderzy w pobliżu, jeśli nie w samego człowieka. Wyładowania elektryczne stały się elementem burzowej codzienności. Rineheart szybko wziął się w garść, uważnie przypatrując jak kolejne cielesne formy patronusów wnikają w kamienny krąg, otwierając potężne przejście. W coraz większej jasności po raz ostatni odnalazł sylwetkę Jackie. A potem przed ich oczami pojawiła się ciemna otchłań.
Otworzenie portalu doszło do skutku. Uderzył w nich chłód i zapach wilgotnych ścian mrocznego więzienia. Właśnie wtedy Kieran odwrócił wzrok od córki, obserwując jak pierwszy wyrusza Harold Longbottom. Nie martwił się o jego skuteczność. Jeśli ktoś miałby w pojedynkę przetrwać w odmienionym przez anomalię Azkabanie, to stawiałby właśnie na niego. Potem nadeszła kolei ich grupy, aby ruszyć. Od razu stanął po prawicy Lucana, dostosowując się do wytycznych Tonks. Już tylko ich zadanie miało jakiekolwiek znaczenie, reszta była nieistotna.
| z tematu
Po wyczarowaniu świetlistej postaci patronusa poczuł osłabienie, jakby coś poraziło całe jego ciało. Impuls elektryczny przeszedł po prawej ręce do ramienia, a potem spłynął wzdłuż kręgosłupa. Niezbyt przyjemne wrażenie, jednak zdołał szybko o nim zapomnieć. Nie musiał zbyt długo analizować co się właściwie wydarzyło, to musiał być efekt jednej z anomalii, które od listopada były związane z burzą. Kapryśna magia mogła rozpętać jeszcze większą burzę, wywołać ulewę, grad, sprowadzić na ziemię piorun, który uderzy w pobliżu, jeśli nie w samego człowieka. Wyładowania elektryczne stały się elementem burzowej codzienności. Rineheart szybko wziął się w garść, uważnie przypatrując jak kolejne cielesne formy patronusów wnikają w kamienny krąg, otwierając potężne przejście. W coraz większej jasności po raz ostatni odnalazł sylwetkę Jackie. A potem przed ich oczami pojawiła się ciemna otchłań.
Otworzenie portalu doszło do skutku. Uderzył w nich chłód i zapach wilgotnych ścian mrocznego więzienia. Właśnie wtedy Kieran odwrócił wzrok od córki, obserwując jak pierwszy wyrusza Harold Longbottom. Nie martwił się o jego skuteczność. Jeśli ktoś miałby w pojedynkę przetrwać w odmienionym przez anomalię Azkabanie, to stawiałby właśnie na niego. Potem nadeszła kolei ich grupy, aby ruszyć. Od razu stanął po prawicy Lucana, dostosowując się do wytycznych Tonks. Już tylko ich zadanie miało jakiekolwiek znaczenie, reszta była nieistotna.
| z tematu
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Archibald nie zawodził. Nie pamiętałem może i zbyt wiele, ale w przeciągu ostatnich kilku miesięcy przekonałem się, że za każdym razem zwrócenie się do kuzyna było dobrym posunięciem - ani razu nie zawiódł, kiedy szukałem u niego porady. Patrzyłem na niego i Lucana, krótkiej wymianie zdań przysłuchując się z małym, ale jak najbardziej ciepłym uśmiechem na ustach. Porozumiewawcze spojrzenie posłałem Lorraine, dołączając do tego lekkie przewrócenie oczami. - I tak wszyscy wiem, że najlepszy byłby ten dom, do którego ja bym poszedł - wtrąciłem się, wyreżyserowanie wzruszając ramionami. - Możesz Archie obstawić - trąciłem kuzyna łokciem w bok, lecz wtedy temat się zmienił. Spoważniałem od razu, nadal jednak utrzymując na twarzy cień uśmiechu. Ten jednak był zdecydowanie przepraszający - to, o co mnie prosili było rzeczą, której nie mogłem im obiecać. Nawet mimo tego, że jakaś część mnie bardzo tego pragnęła - była jednak czymś, co nie miało dostatecznej siły przebicia, częścią mnie podwładną pod słowa przysięgi, którą złożyłem. Przez długi czas nie potrafiłem znaleźć spokoju pomiędzy tymi dwoma przeciwnościami, dopiero niedawno odnajdując balans pomiędzy obiema naturami, które składały się na moje życie.
W powietrzu rozległ się głos profesor Bagshot, którego przekaz był jasny: to był czas rozstań i ostatnich słów przed nieuchronnym końcem. Obejrzałem się na krótką chwilę przez ramię, po czym podszedłem do Lorraine, ująłem jej dłonie i na pożegnanie pocałowałem w policzek. Archibald musiał zadowolić się tylko męskim klepnięciem w ramię, które trochę co prawda przedłużyłem, zaciskając na chwilę palce na ramieniu kuzyna. Nie wspomniałem mu o liście, na pewno sam go znajdzie - niech jeszcze przez chwilę o tym nie myśli.
W następnej chwili już mnie jednak przy nich nie było.
| zt
W powietrzu rozległ się głos profesor Bagshot, którego przekaz był jasny: to był czas rozstań i ostatnich słów przed nieuchronnym końcem. Obejrzałem się na krótką chwilę przez ramię, po czym podszedłem do Lorraine, ująłem jej dłonie i na pożegnanie pocałowałem w policzek. Archibald musiał zadowolić się tylko męskim klepnięciem w ramię, które trochę co prawda przedłużyłem, zaciskając na chwilę palce na ramieniu kuzyna. Nie wspomniałem mu o liście, na pewno sam go znajdzie - niech jeszcze przez chwilę o tym nie myśli.
W następnej chwili już mnie jednak przy nich nie było.
| zt
Dopiero teraz, kiedy przejście otworzyło się, wyciskając z patronusów każdą iskrę mocy, poczuła na barkach piekący ciężar nadchodzącego wydarzenia. Azkaban. Ich wspólna podróż po ruinach tego, co do tej pory miało przerażać najbardziej – po sercu zła, które umierało z każdym czarnoksiężnikiem, na którego ustach dementorzy składali swój pocałunek. Rozejrzała się po osobach, które uciekały sprzed jej oczu, dostrzegła ojca i wpatrywała się w niego, dopóki ciemność nie pożarła jego sylwetki, zabierając w samo serce piekła. Szukała znajomej sylwetki dalej, płomiennych kosmyków rażących rozpierzchnięty dookoła cień. Nie miała zamiaru się z nim żegnać ani wylewać rzewnych słów – te nie znajdowały się w jej słowniku. Podeszła jednak do niego i zacisnęła dłoń na ramieniu Weasleya, by zwrócił na nią uwagę.
– Uważajcie na siebie – wy wszyscy, cała wasza grupa, ale najbardziej właśnie ty – ty uważaj na siebie. To mówiło jej zdecydowane spojrzenie piwnych oczu i skupiony w determinacji wyraz twarzy. – I wygrajcie tę bitwę.
Puściła go, nie chcąc przedłużać i wyjrzała do tyłu, na Hann, upewniając się, że wybuch złości już jej przeszedł i trzeźwe myślenie znów zawitało w jej głowie. Potem pozwoliła, by ciemność przejścia pochłonęła i ją.
| zt
– Uważajcie na siebie – wy wszyscy, cała wasza grupa, ale najbardziej właśnie ty – ty uważaj na siebie. To mówiło jej zdecydowane spojrzenie piwnych oczu i skupiony w determinacji wyraz twarzy. – I wygrajcie tę bitwę.
Puściła go, nie chcąc przedłużać i wyjrzała do tyłu, na Hann, upewniając się, że wybuch złości już jej przeszedł i trzeźwe myślenie znów zawitało w jej głowie. Potem pozwoliła, by ciemność przejścia pochłonęła i ją.
| zt
pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Zakonu Feniksa
Skinęła głową Frederickowi, doskonale wiedząc, że nie może dać się rozproszyć. Ten jeden raz to było już za dużo. W pierwszym odruchu, gdy wiatr zerwał się gwałtownie tuż po zaklęciu Lucindy, Lovegood kucnęła, starając się choć przytrzymać Emmę, której milczenie oraz świdrujące spojrzenie nie zbiły jasnowłosej z pantałyku. - Jeśli Fox mówi, że jesteś odważna, naprawdę musisz taka być. Trzymaj się mnie, dobrze? - poprosiła spokojnie. Później zaś spróbowała sama wyczarować swojego świetlistego towarzysza - mimo trudnych emocji zdołała tego dokonać. Jasne spojrzenie z ulgą podążyło za znajomą sylwetą płaszczki, która płynnie poruszyła się w przestrzeni - iskra ciepłej energii wypełniła ciało, lecz patronus zniknął prędko w przejściu, podążając tuż za tymi wyczarowanymi przez panią profesor i pana Ministra. Wraz z jego zniknięciem Sue poczuła, jak przykre odczucia powracają. Musiała poradzić sobie jakoś z wyrzutami sumienia, nawet jeśli jedyną opcją miało być sztuczne tłumienie ich - potrzebowała skupienia i koncentracji, nie mogła być kulą u nogi, rozmyślając o kolejnej porażce. Nie odstępowała dziewczynki, gotowa zadbać o jej bezpieczeństwo, nawet jeśli sama miała przypłacić to własnym życiem. Anomalie strzelały wokół piorunami, najsilniejszy, krążący już od jakiegoś czasu po okolicy zakręcił się obok nich - odsunęła się z Emmą w bok - lecz ostatecznie trafił w Asbjorna. Zerknęła na niego prawdziwie zmartwiona i odezwała się do mężczyzny - Wszystko w porządku? - nie miała już czasu na rozmowę, więc z ulgą przyjęła fakt, że nie stracił przytomności. Kolejne patronusy formowały przejście - z podziwem zerknęła na te najjaśniejsze, a później, dbając o to, by nie znaleźć się na końcu orszaku, przeszła przez niesamowite przejście, prowadząc ich małą podopieczną.
| zt
| zt
how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
Poprawne rzucenie patronusa okazało się być ponad jej możliwości. Czasami w ogóle nie potrafiła zrozumieć drzemiącej w niej magii. Raz potrafiła rzucić najtrudniejsze zaklęcie, o którym nawet by wcześniej nie pomyślała, a innym razem nawet to, które już ćwiczyła milion razy staje się dla niej problemem, progiem nie do przejścia. Do tego wszystkiego dochodziło jeszcze ryzyko anomalii i to właśnie ona pojawiła się zamiast jej patronusa. Głośne uderzenie pioruna sprawiło, że kobieta od razu przeniosła spojrzenie na młodych czarodziejów. Sama burzy się nie bała. Nawet tej czarnomagicznej. W końcu podczas misji pobocznej właśnie takim piorunem została potraktowana. Wcześniej jednak także wcale nie obawiała się burz. Były dla niej czymś niezwykłym, fascynowały ją. Lucinda zawsze powtarzała, że to natura jest największą bronią i to jej powinno się prawdziwie obawiać. Szlachcianka zaczęła się zastanawiać o czym w tej chwili dzieci myślą. Czy się boją? Czy wiedzą jaki jest ich cel? Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że Bathilda przygotowała ich do tego wszystkiego jak tylko mogła, a jednak to były tylko dzieci. Ona jako dziecko miała prawdziwą rewolucje w głowie. Prawdopodobnie nawet na moment nie zawahałaby się gdyby ktoś postawił ją na miejscu małych czarodziejów, ale nie byłoby to napędzane świadomością, a jedynie chęcią przygody. Takim dzieckiem właśnie była. Niewiele się od tamtego czasu chyba zmieniło.
Kiedy reszcie Zakonników udało się wyczarować wystarczająco dużo patronusów by otworzyć przejście blondynka mocniej zacisnęła różdżkę w dłoni. Na chwile utkwiła wzrok w znajomych twarzach, ale nie miała zamiaru się żegnać. Właściwie nigdy tego nie robiła. Dla niej żegnanie się było przyznaniem się przed samym sobą do popełnionej porażki przed rozpoczęciem czegokolwiek. Wolała nawet nie myśleć w podobnych kategoriach. Nie mogła przewidzieć tego co stanie się podczas misji. Nie mogła wiedzieć czy im się uda powstrzymać anomalie, albo czy wszyscy wrócą do domu. Selwyn mogła mieć tylko nadzieje, a po tym wszystkim co się wydarzyło to było już i tak wystarczająco. Ruszyła przed siebie by zniknąć w przejściu i przenieść się do Azkabanu. Powrót miał być przecież tylko formalnością. O ile wszystko się uda.
z.t
Kiedy reszcie Zakonników udało się wyczarować wystarczająco dużo patronusów by otworzyć przejście blondynka mocniej zacisnęła różdżkę w dłoni. Na chwile utkwiła wzrok w znajomych twarzach, ale nie miała zamiaru się żegnać. Właściwie nigdy tego nie robiła. Dla niej żegnanie się było przyznaniem się przed samym sobą do popełnionej porażki przed rozpoczęciem czegokolwiek. Wolała nawet nie myśleć w podobnych kategoriach. Nie mogła przewidzieć tego co stanie się podczas misji. Nie mogła wiedzieć czy im się uda powstrzymać anomalie, albo czy wszyscy wrócą do domu. Selwyn mogła mieć tylko nadzieje, a po tym wszystkim co się wydarzyło to było już i tak wystarczająco. Ruszyła przed siebie by zniknąć w przejściu i przenieść się do Azkabanu. Powrót miał być przecież tylko formalnością. O ile wszystko się uda.
z.t
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Patronusy pomknęły ku przejściu. Prewett nawet nie unosiła różdżki - nie była w stanie wyczarować patronusa w cielesnej postaci, więc byłoby to co najwyżej głupie ściąganie na nich anomalii bez szansy na powodzenie. Nawet zdolniejszym w tej dziedzinie od niej nie zawsze się powodziło - czego świetnym dowodem był alchemik który oberwał piorunem, niewątpliwie za sprawą wykrzaczonej magii. Nie wyglądało na to by wyładowanie było potężne, jednak każde stanowiło zagrożenie.
Milczała więc, stała między innymi patrząc na kolejne świetliste zwierzęta. W końcu zaczęli wchodzić, znikać, odchodzić. Patrzyła za nimi - do ostatniego. Kiedy ostatnia grupa, prowadzona przez Benjamina zniknęła jej z widoku, spojrzała na Lorraine stojącą niedaleko.
- To może być długa noc. - mruknęła. Nie wiedzieli ile to potrwa, nikt z tych którzy zostali raczej nie będzie spał, osoby które mają jakiekolwiek zdolności uzdrowicielskie na pewno tym bardziej będą wyczekiwać. W tym i ona - jej zdolności lecznicze były niewielkie, jednak w pewnym momencie każda różdżka może się przydać.
- Chcesz podejść bliżej? - spytała jeszcze, wskazując migoczące w oddali światła Hogwartu. Nie są daleko, krótki spacer im nie zaszkodzi, kiedy nic już nie mogą zrobić. Nie mają też świstoklika, nie mogą się teleportować. Nie mają się też do czego spieszyć, skoro najpewniej to tutaj wrócą ich przyjaciele, być może właśnie tutaj będą potrzebni.
Póki co - mogą popatrzeć na swoją starą szkołę z oddali. Julia nie myślała o tym miejscu często, teraz przyszły jej do głowy czasy dzieciństwa, tego beztroskiego i spokojnego czasu. Spokojnego do tego stopnia do którego go sama nie burzyła rzecz jasna.
- Wyobrażasz sobie co będzie, jak się im uda? - odezwała się jeszcze. Miała w sercu wiele obaw, jednak chciała wierzyć, że po prostu się uda, tak po prostu wrócą bezpieczni, razem z dziećmi i sukcesem. - Znowu móc tak po prostu czarować bez obawy przed anomaliami? Ciekawe co stanie się z mugolami.
Wyczyszczą im wspomnienia? Julia nie bywała po tamtej stronie jednak wiedziała co się dzieje. Co z naprawą zniszczeń?
ztx2
Milczała więc, stała między innymi patrząc na kolejne świetliste zwierzęta. W końcu zaczęli wchodzić, znikać, odchodzić. Patrzyła za nimi - do ostatniego. Kiedy ostatnia grupa, prowadzona przez Benjamina zniknęła jej z widoku, spojrzała na Lorraine stojącą niedaleko.
- To może być długa noc. - mruknęła. Nie wiedzieli ile to potrwa, nikt z tych którzy zostali raczej nie będzie spał, osoby które mają jakiekolwiek zdolności uzdrowicielskie na pewno tym bardziej będą wyczekiwać. W tym i ona - jej zdolności lecznicze były niewielkie, jednak w pewnym momencie każda różdżka może się przydać.
- Chcesz podejść bliżej? - spytała jeszcze, wskazując migoczące w oddali światła Hogwartu. Nie są daleko, krótki spacer im nie zaszkodzi, kiedy nic już nie mogą zrobić. Nie mają też świstoklika, nie mogą się teleportować. Nie mają się też do czego spieszyć, skoro najpewniej to tutaj wrócą ich przyjaciele, być może właśnie tutaj będą potrzebni.
Póki co - mogą popatrzeć na swoją starą szkołę z oddali. Julia nie myślała o tym miejscu często, teraz przyszły jej do głowy czasy dzieciństwa, tego beztroskiego i spokojnego czasu. Spokojnego do tego stopnia do którego go sama nie burzyła rzecz jasna.
- Wyobrażasz sobie co będzie, jak się im uda? - odezwała się jeszcze. Miała w sercu wiele obaw, jednak chciała wierzyć, że po prostu się uda, tak po prostu wrócą bezpieczni, razem z dziećmi i sukcesem. - Znowu móc tak po prostu czarować bez obawy przed anomaliami? Ciekawe co stanie się z mugolami.
Wyczyszczą im wspomnienia? Julia nie bywała po tamtej stronie jednak wiedziała co się dzieje. Co z naprawą zniszczeń?
ztx2
She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Kolejne patronusy mknęły w kierunku przejścia. Rozmaite zwierzęta lśniące perłową poświatą, napełnione dobrą, białą magią miały otworzyć im drogę do Azkabanu. Po chwili dołączyła do nich także wiewiórka Sophii, która rozjarzyła się blaskiem i uderzyła w przejście otwierające się coraz szerzej. Wiedziała, że lada moment nadejdzie chwila opuszczenia Zakazanego Lasu. Czy to do niego później powrócą, po (miała nadzieję) udanej misji i zażegnaniu problemu z anomaliami raz na zawsze? To w tej chwili nie było aż tak istotne, bo najpierw musieli wykonać misję i pokonać przeszkody prowadzące do ostatecznego finału. Póki co nie wybiegała myślami w przyszłość dalej.
Jednocześnie rzucając zaklęcie odczuła chwilowe krótkie napięcie, jakby porażenie niewielkim wyładowaniem elektrycznym, co zapewne było skutkiem używania magii przy działających anomaliach, a wokół wiele osób sięgało po różdżkę. Nie wydarzyło się jednak nic więcej, lekkie ukłucie bólu po chwili zniknęło, a ostatnie patronusy uderzyły w przejście, które zostało napełnione dostateczną mocą, aby mogli przez nie przejść. Pojawiło się coś w rodzaju drzwi, za którymi widniała ciemna otchłań, niosąca ze sobą chłód i charakterystyczną woń stęchłej wilgoci. Żyłki na kamieniach rozjarzyły się błękitnawym światłem, a zapewne wzmocniona rzucanymi zaklęciami i anomalnymi efektami ulewa była coraz mocniej odczuwalna, nieubłagalnie siekąc na nich z góry. Przed ruszeniem w stronę przejścia, w czasie gdy przechodziła przez nie pierwsza grupa, zerknęła jeszcze raz w górę, by spojrzeć na niebo rozciągające się wysoko ponad koronami drzew i wciąż naznaczane zygzakami błyskawic. Dzisiejsza misja mogła naprawić wszystko i zakończyć ten koszmar raz na zawsze, a Sophia mogła zadośćuczynić porażkom na misjach, zarówno tej październikowej, jak i listopadowej, a także nieudanym naprawom anomalii i pomóc w uczynieniu czegoś dobrego dla świata.
Pierwszy przeszedł Harold Longbottom ponaglony przez osłabioną Bathildę. Potem weszła grupa prowadzona przez Justine. Kiedy znikła ostatnia osoba z jej grupy, mieli przejść oni: grupa Samuela. Sophia w ślad za innymi ruszyła w stronę przejścia. Nie mieli wiele czasu, więc musieli uczynić to sprawnie. Nie zawahała się jednak ani przez moment, odważnie ruszyła w kierunku nieznanego wraz ze swoimi towarzyszami, starając się przygotować na to, co miało ich tam czekać. Cokolwiek miało to być, musieli się z tym zmierzyć, zakończyć piekło anomalii, a potem wrócić, oby w komplecie. Już nie widziała, co działo się na polanie po jej przejściu. Zniknęła, nie odwracając się za siebie.
| zt.
Jednocześnie rzucając zaklęcie odczuła chwilowe krótkie napięcie, jakby porażenie niewielkim wyładowaniem elektrycznym, co zapewne było skutkiem używania magii przy działających anomaliach, a wokół wiele osób sięgało po różdżkę. Nie wydarzyło się jednak nic więcej, lekkie ukłucie bólu po chwili zniknęło, a ostatnie patronusy uderzyły w przejście, które zostało napełnione dostateczną mocą, aby mogli przez nie przejść. Pojawiło się coś w rodzaju drzwi, za którymi widniała ciemna otchłań, niosąca ze sobą chłód i charakterystyczną woń stęchłej wilgoci. Żyłki na kamieniach rozjarzyły się błękitnawym światłem, a zapewne wzmocniona rzucanymi zaklęciami i anomalnymi efektami ulewa była coraz mocniej odczuwalna, nieubłagalnie siekąc na nich z góry. Przed ruszeniem w stronę przejścia, w czasie gdy przechodziła przez nie pierwsza grupa, zerknęła jeszcze raz w górę, by spojrzeć na niebo rozciągające się wysoko ponad koronami drzew i wciąż naznaczane zygzakami błyskawic. Dzisiejsza misja mogła naprawić wszystko i zakończyć ten koszmar raz na zawsze, a Sophia mogła zadośćuczynić porażkom na misjach, zarówno tej październikowej, jak i listopadowej, a także nieudanym naprawom anomalii i pomóc w uczynieniu czegoś dobrego dla świata.
Pierwszy przeszedł Harold Longbottom ponaglony przez osłabioną Bathildę. Potem weszła grupa prowadzona przez Justine. Kiedy znikła ostatnia osoba z jej grupy, mieli przejść oni: grupa Samuela. Sophia w ślad za innymi ruszyła w stronę przejścia. Nie mieli wiele czasu, więc musieli uczynić to sprawnie. Nie zawahała się jednak ani przez moment, odważnie ruszyła w kierunku nieznanego wraz ze swoimi towarzyszami, starając się przygotować na to, co miało ich tam czekać. Cokolwiek miało to być, musieli się z tym zmierzyć, zakończyć piekło anomalii, a potem wrócić, oby w komplecie. Już nie widziała, co działo się na polanie po jej przejściu. Zniknęła, nie odwracając się za siebie.
| zt.
Never fear
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
Nigdy do tej pory nie miał okazji widzieć czegoś podobnego. Seria świetlistych patronusów, cielesnych obleczonych w zwierzęce formy i jaśniejące w chmurnym powietrzu i burzy, niby spadające gwiazdy. Widok rozlewał ciepło w okolicy piersi i Skamander nie mógł uciszyć lekkiego uśmiechu, który wygiął kąciki warg. Mimo całej grozy zadania, które przed nimi wszystkimi stało, czuł nagły przypływ nadziei. Nie wszystko było jeszcze stracone. Dopóki Zakon działał i były jeszcze dłonie gotowe stanąć przeciw wrogom, była szansa. I być może myśli, które przymykały przez głowę Skamandera były wynikiem niesionej przez patronusy mocy, ale chciał zachować je głębiej, na później. Wiedział, że będzie ich potrzebował. Że będą ich potrzebować - Dziekuję Poppy - skinął głową uzdrowicielce, gdy przekazała eliksiry. Zaczarowana torba, która niedawno zakupił, była bardzo przydatna w takich chwilach.
Przejście się otworzyło i przez ziejący mocą okrąg przeszedł Minister, potem prowadzona przez Just i Brendana pierwsza z grup. Przez sekundę zastanawiał się nad własnym składem drużyny. Niemal sami aurorzy, Jessa i jeden gwardzista. Ciążyła na nim ogromna odpowiedzialność, ale pisał się na to świadomie. Tak, jak wszyscy, którzy mieli wejść w czeluści zmienionego anomalią Azkabanu. Zdarzyło mu się znaleźć w jego progach, ale - nigdy jako nieproszony gość. Mierzyli się z szalonym niebezpieczeństwem, ale droga, którą mieli przebyć mogła zapewnić bezpieczeństwo całemu ich czarodziejskiemu światu.
Skinął głową profesor, gdy odezwała się, pospieszając. Nie było czasu na pytania, chociaż wciąż cisnęły się na usta. Zamknął w myśli obraz, który miał zapamiętać, zacisnął dłoń na piersi, drugą oplatając palce chłopca - Trzymaj się mnie mocno - przykazał cicho, zerkając na dziecko, które aktualnie znajdowało się przy nim. Gdzieś tam, prawdopodobnie powierzy go opiece Jessy, ale teraz chciał mieć pewność, że dotrą na drugą stronę wszyscy, w jednym kawałku. Nie chciał oszukiwać nikogo, że "wszystko będzie dobrze" - bo nie był wieszczem. Mógł jednak o to zadbać wedle własnych możliwości. Był gwardzistą i dziś kładł na szali życie swoje i innych.
Niech Godryk nas prowadzi.
| zt
Przejście się otworzyło i przez ziejący mocą okrąg przeszedł Minister, potem prowadzona przez Just i Brendana pierwsza z grup. Przez sekundę zastanawiał się nad własnym składem drużyny. Niemal sami aurorzy, Jessa i jeden gwardzista. Ciążyła na nim ogromna odpowiedzialność, ale pisał się na to świadomie. Tak, jak wszyscy, którzy mieli wejść w czeluści zmienionego anomalią Azkabanu. Zdarzyło mu się znaleźć w jego progach, ale - nigdy jako nieproszony gość. Mierzyli się z szalonym niebezpieczeństwem, ale droga, którą mieli przebyć mogła zapewnić bezpieczeństwo całemu ich czarodziejskiemu światu.
Skinął głową profesor, gdy odezwała się, pospieszając. Nie było czasu na pytania, chociaż wciąż cisnęły się na usta. Zamknął w myśli obraz, który miał zapamiętać, zacisnął dłoń na piersi, drugą oplatając palce chłopca - Trzymaj się mnie mocno - przykazał cicho, zerkając na dziecko, które aktualnie znajdowało się przy nim. Gdzieś tam, prawdopodobnie powierzy go opiece Jessy, ale teraz chciał mieć pewność, że dotrą na drugą stronę wszyscy, w jednym kawałku. Nie chciał oszukiwać nikogo, że "wszystko będzie dobrze" - bo nie był wieszczem. Mógł jednak o to zadbać wedle własnych możliwości. Był gwardzistą i dziś kładł na szali życie swoje i innych.
Niech Godryk nas prowadzi.
| zt
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Patronus wystrzelił z jej różdżki, przybierając formę psa i dołączając do pozostałych projekcji dobrych wspomnień, których zadaniem było otworzenie przejścia do Azkabanu. Nigdy wcześniej nie widziała czegoś podobnego, a srebrzysta łuna pozwoliła nadziei rozbudzić się w jej sercu na nowo. Jessa wiedziała, że nie będzie to prosta misja, świadomość ryzyka była jedną z wytycznych przed dołączeniem, a mimo wszystko pesymistyczne nastawianie się do przedsięwzięcia nie przyniosłoby niczego dobrego. Widok patronusów pomógł jej zwizualizować sobie w głowie moment powrotu z Azkabanu – miała przecież do kogo wracać, choć najbliższej jej osoby nie było teraz w Zakazanym Lesie. Amos pozostawał bezpieczny, zadbała o to podwójnie, dlatego nic nie stało już na przeszkodzie do rozpoczęcia misji.
Diggory potrafiła nastawić się zadaniowo i porzucić wszystkie sentymenty, co też zamierzała zrobić. Nie chciała oglądać się na pozostałe grupy, choć czujnie obserwowała jak pierwsza znika w przejściu, zanim nadeszła ich kolej. Aurorzy, ona i dziecko – czy taka mieszanka miała szansę wypełnić swoją misję i powrócić? Pozostawało jeszcze kilka niewiadomych, takich jak stan Bathildy czy tajemnic Gwardzistów, lecz rudowłosa znała swoje miejsce w szeregu i nie zamierzała już niczego dociekać. Domysły musiała odłożyć na później, podobnie jak dochodzenie do prawdy w kwestii poruszonej jeszcze w salonie – teraz, stojąc u progu otwartego portalu, musiała skupić się już tylko i wyłącznie na swoim zadaniu.
Reszta grupy stała tuż obok, Jessa obrzuciła ich twarze ostatnim spojrzeniem, rejestrując, że Piers zajął miejsce przy boku Samuela. Torba przewieszona przez ramię była szczelnie zamknięta, ciepła peleryna dobrze zapięta, a różdżka pewnie leżała w dłoni. Mogli ruszać, więc śmiało podążyła za swoją grupą, pokonując przejście.
| zt
Diggory potrafiła nastawić się zadaniowo i porzucić wszystkie sentymenty, co też zamierzała zrobić. Nie chciała oglądać się na pozostałe grupy, choć czujnie obserwowała jak pierwsza znika w przejściu, zanim nadeszła ich kolej. Aurorzy, ona i dziecko – czy taka mieszanka miała szansę wypełnić swoją misję i powrócić? Pozostawało jeszcze kilka niewiadomych, takich jak stan Bathildy czy tajemnic Gwardzistów, lecz rudowłosa znała swoje miejsce w szeregu i nie zamierzała już niczego dociekać. Domysły musiała odłożyć na później, podobnie jak dochodzenie do prawdy w kwestii poruszonej jeszcze w salonie – teraz, stojąc u progu otwartego portalu, musiała skupić się już tylko i wyłącznie na swoim zadaniu.
Reszta grupy stała tuż obok, Jessa obrzuciła ich twarze ostatnim spojrzeniem, rejestrując, że Piers zajął miejsce przy boku Samuela. Torba przewieszona przez ramię była szczelnie zamknięta, ciepła peleryna dobrze zapięta, a różdżka pewnie leżała w dłoni. Mogli ruszać, więc śmiało podążyła za swoją grupą, pokonując przejście.
| zt
when the river's running red and we begin to falter, we'll hang on to the edge...come hell or high water
Słysząc prośbę Samuela, skinął twierdząco głową, wyszukując w wewnętrznej kieszeni wcześniej wspomnianej pary lusterek dwukierunkowych. - Jasne, trzymajcie - zwrócił się do Gwardzistów, jedno z lusterek przekazując Benowi drugie zaś wręczając Samuelowi. Skoro musieli się kontaktować ze sobą, a on jako posiadacz właśnie takiego magicznego przedmiotu, który może umożliwić im komunikację, bez wahania oddał po jednym z lusterek. A potem? Obserwował biegnące patronusy, obserwował też kolejnych Zakonników przechodzących przez portal. Wzrokiem mimowolnie odprowadził swoją młodszą siostrę, która po chwili zniknęła już po drugiej stronie.
Niech Merlin i ktokolwiek mnie słucha ma nas w opiece...
Pomyślał, po czym ruszył za swoją drużyną w nieznane.
/zt.
Niech Merlin i ktokolwiek mnie słucha ma nas w opiece...
Pomyślał, po czym ruszył za swoją drużyną w nieznane.
/zt.
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zakazany Las
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Zamek Hogwart