Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Zamek Hogwart
Zakazany Las
Strona 40 z 41 • 1 ... 21 ... 39, 40, 41
AutorWiadomość
First topic message reminder :
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów [bylobrzydkobedzieladnie]
Zakazany Las
Zakazany Las opodal Hogwartu jest jednym z jego najbardziej tajemniczych miejsc - zamieszkiwany przez wiele magicznych istot i wypełniony wieloma magicznymi roślinami stanowi ewenement na czarodziejskiej mapie krajobrazu. Gęste zarośla przyciągają wielu ciekawskich czarodziejów, a zwłaszcza młodocianych uczniów Hogwartu, jednak ze względu na grom czających się w nim niebezpieczeństw wstęp jest kategorycznie zabroniony.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 14.01.21 14:43, w całości zmieniany 4 razy
Magia Oliviera przerwała bieg strumienia, tamując jego wodę swoją mocą - na drugą stronę dało się przedostać suchą nogą, przez wilgotną ziemię. Gęsta mgła nadal kłębiła się nad jego biegiem, lśniła czernią czarniejszą od nocy. Elric usiłował przegnać tę mgłę, lecz na próżno, gdy magia odmawiała mu posłuszeństwa - czy dlatego, że nie mógł oprzeć się wrażeniu, że gęsta mgła spoglądała na niego równie uparcie, jak uparcie on spoglądał na drugi brzeg?
Ted nie zdołał poprawnie rzucić zaklęcia szpiegowskiego.
Olivier, nim przekazał Elrikowi eliksir, rzucił się biegiem w górę strumienia - nie była to odległość duża. Mógł wspiąć się na górną półkę skał - znajdującą się około dwóch metrów wyżej - by znaleźć się bliżej źródła smolistej mrocznej energii zatruwającej ten las. Nie wydawało się to zadaniem szczególnie trudnym, choć pozbawiony sprawności fizycznej Olivier mógł postrzegać to jako pewne wyzwanie.
Dochodziła północ, cenne chwile umykały. Elric i Ted mogli dostrzec kłębiące się czarnej mgle kształty, mgliste, niewyraźne, nieuchwytne. W kierunku czarodziejów z czerni wyskoczyły wpierw duże ciężkie łapy, potem pysk cienistego wilka - bestia była wielka, dwukrotnie większa od prawdziwego wilka - z pyska kapała mu smolista substancja. Spowijały go strzępy mgły, z której został utkany, wydawał się niematerialny, nierzeczywisty i z pewnością do cna plugawy. Rozległ się warkot, głośny, ale nie wydobył się z wilczego pyska - brzmiał, jakby warczała cała przestrzeń wokół czarodziejów, jakby warczały otaczające ich drzewa i liście, chmury i trawy. Gdzieś z oddali mogli usłyszeć szepty, szepty, w których nie potrafili rozpoznać poszczególnych słów, szepty zapomnianego celtyckiego języka powtarzane przez setki, jeśli nie tysiące języków. Coś nie chciało tu widowni. Coś chciało, żeby Zakonnicy stąd odeszli.
Wilk obnażył kły - i wybił się do skoku prosto na Elrika.
Czas na odpis: do czwartku, godziny 18. Mistrz gry może nie czekać na spóźnialskich. Możecie wykonać do trzech akcji i napisać do trzech postów.
Energia magiczna:
Olivier: 44/50
Ted: 45/50
Elric: 41/50
Ted nie zdołał poprawnie rzucić zaklęcia szpiegowskiego.
Olivier, nim przekazał Elrikowi eliksir, rzucił się biegiem w górę strumienia - nie była to odległość duża. Mógł wspiąć się na górną półkę skał - znajdującą się około dwóch metrów wyżej - by znaleźć się bliżej źródła smolistej mrocznej energii zatruwającej ten las. Nie wydawało się to zadaniem szczególnie trudnym, choć pozbawiony sprawności fizycznej Olivier mógł postrzegać to jako pewne wyzwanie.
Dochodziła północ, cenne chwile umykały. Elric i Ted mogli dostrzec kłębiące się czarnej mgle kształty, mgliste, niewyraźne, nieuchwytne. W kierunku czarodziejów z czerni wyskoczyły wpierw duże ciężkie łapy, potem pysk cienistego wilka - bestia była wielka, dwukrotnie większa od prawdziwego wilka - z pyska kapała mu smolista substancja. Spowijały go strzępy mgły, z której został utkany, wydawał się niematerialny, nierzeczywisty i z pewnością do cna plugawy. Rozległ się warkot, głośny, ale nie wydobył się z wilczego pyska - brzmiał, jakby warczała cała przestrzeń wokół czarodziejów, jakby warczały otaczające ich drzewa i liście, chmury i trawy. Gdzieś z oddali mogli usłyszeć szepty, szepty, w których nie potrafili rozpoznać poszczególnych słów, szepty zapomnianego celtyckiego języka powtarzane przez setki, jeśli nie tysiące języków. Coś nie chciało tu widowni. Coś chciało, żeby Zakonnicy stąd odeszli.
Wilk obnażył kły - i wybił się do skoku prosto na Elrika.
Energia magiczna:
Olivier: 44/50
Ted: 45/50
Elric: 41/50
Zaklął pod nosem w sposób na tyle ohydny i rynsztokowy, że gdyby usłyszała go jego matka pewnie wytargałaby go za ucho; mógł mieć tylko nadzieję, że szept nie był na tyle słyszalny, by dobiec do Teda i Oliviera. Zwłaszcza biorąc pod uwagę cierpliwość jaką młody Summers im okazywał. Cierpliwość i wyrozumiałość.
- Dzięki - Naprawdę starał się nie burczeć, gdy otrzymał eliksir, mimo urażonej dumy i własnych porażek. Mgliście kojarzył, że ten eliksir był cholernie cenny i rzadki; zresztą, nic co miało w nazwie smoka nie mogło być proste do uwarzenia.
Kiedy tylko zarysowali wstępny plan oderwał korek zębami i wypił wszystko co Oliver mu dał. Rychło w czas, bo ciemność wokół nich zdała się narastać i gęstnieć. Pomiędzy drzewami z mroku i cieni wyłaniały się kształty, którym starał się zanadto nie przyglądać, dla własnego spokoju ducha. Zignorować nie dało się za to szeptów, tych syków i szelestów w obcym języku, które wpierw mogły uchodzić tylko za wiatr szarpiący za gałęzie. Dopóki nie stały się bardziej natarczywe. Sfrustrowane.
Groźby.
A po nich - warknięcie. Bestii, która zaczaiła się na nich, wybijając przed szereg i chłonąc mrok wokół siebie, Elric nie mógł już uznać za marę, bo to jego obrała sobie za cel. Serce mu zakołatało, skronie i plecy oblał zimny pot, ale nie zamierzał stchórzyć. Nie teraz i nigdy.
Wyobraź sobie, że to rozszalały hipogryf. Buchorożec. Może nawet cholerna chimera.
Przecież to nie pierwszy raz, kiedy stawał naprzeciw jakiegoś stworzenia.
Cieniowi było do życia tak daleko jak to tylko możliwe, ale właściwie co to za różnica?
- Uważajcie - zakrzyknął towarzyszom, tak jakby to wcale nie on znalazł się na linii ognia. Może to nawet lepiej. Z ich trójki potrafił biegać najszybciej.
I to zamierzał zrobić. Chociaż w jednej ręce nadal drżała mu różdżka, drugą wyciągnął czarną świecę, ściskając ją w zimnych palcach. Potem, kiedy wilk skoczył, Elric odbił w bok i popędził przez ścieżkę wyrobioną w wodzie, wprost w lepkie objęcia mgły.
Mogąc tylko żywić nadzieję, że mikstura Olivera będzie zdolna mu pomóc.
1. Piję Smoczą łzę
2. Próbuję uciec przed wilkiem, przez mgłę na drugą stronę strumienia (rzut na zwinność? sprawność?)
- Dzięki - Naprawdę starał się nie burczeć, gdy otrzymał eliksir, mimo urażonej dumy i własnych porażek. Mgliście kojarzył, że ten eliksir był cholernie cenny i rzadki; zresztą, nic co miało w nazwie smoka nie mogło być proste do uwarzenia.
Kiedy tylko zarysowali wstępny plan oderwał korek zębami i wypił wszystko co Oliver mu dał. Rychło w czas, bo ciemność wokół nich zdała się narastać i gęstnieć. Pomiędzy drzewami z mroku i cieni wyłaniały się kształty, którym starał się zanadto nie przyglądać, dla własnego spokoju ducha. Zignorować nie dało się za to szeptów, tych syków i szelestów w obcym języku, które wpierw mogły uchodzić tylko za wiatr szarpiący za gałęzie. Dopóki nie stały się bardziej natarczywe. Sfrustrowane.
Groźby.
A po nich - warknięcie. Bestii, która zaczaiła się na nich, wybijając przed szereg i chłonąc mrok wokół siebie, Elric nie mógł już uznać za marę, bo to jego obrała sobie za cel. Serce mu zakołatało, skronie i plecy oblał zimny pot, ale nie zamierzał stchórzyć. Nie teraz i nigdy.
Wyobraź sobie, że to rozszalały hipogryf. Buchorożec. Może nawet cholerna chimera.
Przecież to nie pierwszy raz, kiedy stawał naprzeciw jakiegoś stworzenia.
Cieniowi było do życia tak daleko jak to tylko możliwe, ale właściwie co to za różnica?
- Uważajcie - zakrzyknął towarzyszom, tak jakby to wcale nie on znalazł się na linii ognia. Może to nawet lepiej. Z ich trójki potrafił biegać najszybciej.
I to zamierzał zrobić. Chociaż w jednej ręce nadal drżała mu różdżka, drugą wyciągnął czarną świecę, ściskając ją w zimnych palcach. Potem, kiedy wilk skoczył, Elric odbił w bok i popędził przez ścieżkę wyrobioną w wodzie, wprost w lepkie objęcia mgły.
Mogąc tylko żywić nadzieję, że mikstura Olivera będzie zdolna mu pomóc.
1. Piję Smoczą łzę
2. Próbuję uciec przed wilkiem, przez mgłę na drugą stronę strumienia (rzut na zwinność? sprawność?)
This is my
home
and you can't
frighten me
frighten me
Elric Lovegood
Zawód : Smokolog
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
A potem świat
znowu zaczął istnieć
ale istniał zupełnie inaczej
znowu zaczął istnieć
ale istniał zupełnie inaczej
OPCM : 12 +3
UROKI : 8 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Jasnowidz
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Elric Lovegood' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 6
'k100' : 6
Choć stopa Elrica poślizgnęła się po rozmokniętej ziemi nad strumieniem, wypity przez niego eliksir utworzył jasną szklistą osłonę, która niby tarcza nabrała materii, odgradzając od Zakonnika cienistego wilka - ta sama osłona chłonęła spowijającą go mgłę i pozwoliła mu przedostać się na drugą stronę wody bezpiecznie.
Małe zwycięstwo za małym zwycięstwem, z drobną przerwą na czkawki małe i duże. Presja czasu nakazywała, aby tych ostatnich nie było wcale, ale przynajmniej jemu magia była — do tej pory — całkiem usłużna. Liczył na swoich towarzyszy, że dokończą po nich dzieła, lecz kiedy jedno aeris za drugim nie przynosiło rezultatów, ukłucie niepokoju było już na tyle silne, że gdyby mieli odrobinę więcej czasu, najchętniej sam by spróbował. Tego jednakże nie mieli, musiał liczyć na swoją wiedzę i iście eksperymentalne podejście do stosowania znanych eliksirów. Myśleć poza schematami, to było przecież domeną ludzi nauki, a za takiego się uważał. Wierzył też w umiejętności swoich towarzyszy, dlatego też nie tyle liczył, że Elric da sobie radę z przejściem na drugi brzeg przy odrobinie pomocy oferowanej przez elikisir, ale wręcz był tego pewien.
Nie było mu dane jednakże tego obserwować. Musiał biec, najprędzej, jak tylko potrafił, gotów skorzystać z każdej, nawet najmniejszej iskry energii zgromadzonej w jego nieprzystosowanym do wysiłku fizycznego organizmie. Choćby następnego dnia miał nie być w stanie podnieść rąk, czy zgiąć się w pół, czy nawet dojść własnymi siłami do wychodka — najważniejsze było to, żeby ten nowy, kolejny dzień nastał. Nastał bez cieni. Wyhamował więc przed skalną ścianą, zadarł głowę w górę, pozwalając działać temu, co posiadać chyba powinien (ale co do jego istnienia nie był pewny prowadząc dotychczasowy styl życia) — instynkt. Ten powinien, przynajmniej w teorii, pomóc mu odnajdywać odpowiednie ruchy, podpowiedzieć, co powinien zrobić dalej. Bo w tej chwili właśnie przeżywał jeden z nielicznych momentów w życiu, w którym po prostu nie chciał myśleć i przesadnie analizować sytuacji, w której się znalazł.
Widział nad sobą skalną półkę, wysoko od gruntu, ale już nie tak wysoko od czubka jego głowy. Doskoczenie do niej chyba nie stanowiłoby dużej trudności, jak raz przydały się jego długie, wyciągające sylwetkę nogi. Te jednakże, podobnie jak jego ręce, były po prostu wychudzone, nie był zatem pewny, czy w ogóle uda mu się podciągnąć, jeżeli już chwyci za skałę. Nie miał jednak wyboru. Musiał nie tylko podciągnąć się, ale jeszcze stanąć na szczycie skały. Z tą właśnie myślą zgiął kolana, aby następnie z rękami wyciągniętymi w górę wyskoczyć tak, by móc złapać za skalną półkę i przystąpić do próby podciągnięcia się w górę.
| podciągam się i to chyba rzut na siłę (?)
Nie było mu dane jednakże tego obserwować. Musiał biec, najprędzej, jak tylko potrafił, gotów skorzystać z każdej, nawet najmniejszej iskry energii zgromadzonej w jego nieprzystosowanym do wysiłku fizycznego organizmie. Choćby następnego dnia miał nie być w stanie podnieść rąk, czy zgiąć się w pół, czy nawet dojść własnymi siłami do wychodka — najważniejsze było to, żeby ten nowy, kolejny dzień nastał. Nastał bez cieni. Wyhamował więc przed skalną ścianą, zadarł głowę w górę, pozwalając działać temu, co posiadać chyba powinien (ale co do jego istnienia nie był pewny prowadząc dotychczasowy styl życia) — instynkt. Ten powinien, przynajmniej w teorii, pomóc mu odnajdywać odpowiednie ruchy, podpowiedzieć, co powinien zrobić dalej. Bo w tej chwili właśnie przeżywał jeden z nielicznych momentów w życiu, w którym po prostu nie chciał myśleć i przesadnie analizować sytuacji, w której się znalazł.
Widział nad sobą skalną półkę, wysoko od gruntu, ale już nie tak wysoko od czubka jego głowy. Doskoczenie do niej chyba nie stanowiłoby dużej trudności, jak raz przydały się jego długie, wyciągające sylwetkę nogi. Te jednakże, podobnie jak jego ręce, były po prostu wychudzone, nie był zatem pewny, czy w ogóle uda mu się podciągnąć, jeżeli już chwyci za skałę. Nie miał jednak wyboru. Musiał nie tylko podciągnąć się, ale jeszcze stanąć na szczycie skały. Z tą właśnie myślą zgiął kolana, aby następnie z rękami wyciągniętymi w górę wyskoczyć tak, by móc złapać za skalną półkę i przystąpić do próby podciągnięcia się w górę.
| podciągam się i to chyba rzut na siłę (?)
Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami. |
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
❝ Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak
Zakon Feniksa
The member 'Oliver Summers' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 60
'k100' : 60
Niemoc omotała również i jego, magia nie pozwoliła mu śledzić wilka zaklęciem, ale prędko okazało się to również niekoniecznie. Skinął prędko głową i wykonał zaledwie dwa kroki w stronę źródła, żeby ustawić się razem ze swoimi towarzyszami w mniej więcej równych odstępach przestrzennych. Spojrzał w górę, na księżyc, na gwiazdy lśniące daleko od niego - od nich.
- Mamy tylko kilka chwil! - nie wiedział dokładnie, ile, ale czas kurczył się w nienaturalnie szybkim tempie. Musieli dograć swoje działania zgodnie z pozostałymi im chwilami.
Nagle objawiająca się we mgle sylwetka wilka przyspieszyła rytm jego serca - zabiło w piersi szaleńczo, a wyrzut krwi razem z adrenaliną zmusił palce, by zacisnęły się mocniej na drewnianej rączce magicznego narzędzia. Lewa dłoń sięgnęła do torby po fiolkę Czuwającego Strażnika, którego dostał od Olivera, zdając sobie sprawę z tego, że już za kilka oddechów przyjdzie im o wiele bardziej skupić się na wykonaniu zadania, niż czymkolwiek innym. Wychylił porcję za jednym łykiem.
- Lancea! - rzucił inkantację, wilka biorąc za swój cel. Musieli go unieszkodliwić, nawet jeśli tylko na chwilę.
| łykam Czuwającego Strażnika i rzucam zaklęcie na wilka
- Mamy tylko kilka chwil! - nie wiedział dokładnie, ile, ale czas kurczył się w nienaturalnie szybkim tempie. Musieli dograć swoje działania zgodnie z pozostałymi im chwilami.
Nagle objawiająca się we mgle sylwetka wilka przyspieszyła rytm jego serca - zabiło w piersi szaleńczo, a wyrzut krwi razem z adrenaliną zmusił palce, by zacisnęły się mocniej na drewnianej rączce magicznego narzędzia. Lewa dłoń sięgnęła do torby po fiolkę Czuwającego Strażnika, którego dostał od Olivera, zdając sobie sprawę z tego, że już za kilka oddechów przyjdzie im o wiele bardziej skupić się na wykonaniu zadania, niż czymkolwiek innym. Wychylił porcję za jednym łykiem.
- Lancea! - rzucił inkantację, wilka biorąc za swój cel. Musieli go unieszkodliwić, nawet jeśli tylko na chwilę.
| łykam Czuwającego Strażnika i rzucam zaklęcie na wilka
jesteś wolny
a jeśli nie uwierzysz, będziesz w dłoń ujęty
przez czas, przez czas - przeklęty
przez czas, przez czas - przeklęty
Ted Moore
Zawód : uzdrowiciel
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
i must not fear
fear is the mind-killer
fear is the
little-death
fear is the mind-killer
fear is the
little-death
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 30 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Ted Moore' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 67
'k100' : 67
Olivier usiłował wciągnąć się na skalną półkę siłą samych ramion, z wyskoku: efekty nie mogły się powieść, naturalnie wychudzone ciało wciąż odczuwało efekty pełni sprzed ledwie kilku dni, a i bez tego ramiona Oliviera nie były dostatecznie silne, by dźwignąć ciało w ten sposób. Być może gdyby znalazł dla nóg lepsze podparcie, mógłby się wczołgać wyżej. Długie nogi ułatwiały mu zasięg, ale były przez to cięższe. Zdekoncentrowało go coś więcej, zatrute źródło zdało się lśnić przez ułamek chwili intensywniejszą, bardziej smolistą czernią. Spływała do strumienia gęściej, a łącząc się z wodą wydawała zajadły syk jak gaszony wodą ogień. Krwista poświata zalśniła intensywniej, rozświetlając nocne mroki, zwracając na siebie uwagę całej trójki Zakonników. Zatrzymanie wzroku na skażonej wodzie na dłuższą chwilę hipnotyzowało, wabiło czymś nieznanym, a może zbyt znanym, czymś obiecanym, czymś upragnionym. Coś, co nią płynęło, gotowe było zajrzeć w najbardziej skryte zakamarki umysłów Zakonników i odgadnąć ich tajemnice.
Ted - po wypiciu eliksiru - przywołał magię, która uformowała się w świetlistą włócznię - zaklęcie pomknęło w kierunku cienistego wilka, który jednak uskoczył przed czarem gwałtownie w tył. Choć światło płoszyło go wyraźnie, zmrużone ślepia wpatrywały się w Teda nienawistnie, a warkot wilczej paszczy odbijał się w czaszce echem tysięcy szeptów posługujących się tą samą pradawną zapomnianą mową. Szepty wkrótce usłyszeli również Elric i Olivier, szepty napastliwie, budzący w ciele mimowolny dreszcz, szepty pełne gniewu i szepty będące groźbą, której natury ani sensu żaden pośród czarodziejów rozpoznać nie potrafił. Coś chciało, żeby oddalili się od źródła, porzucili powzięte plany, nie rozpalali świec. Coś zamierzało walczyć, a las bardzo szybko pokazał siłę spowijającego go mroku.
Pierwszy cienisty wilk był omenem, drugi nie mógł zaskoczyć, lecz kolejne wzbudzić musiały trwogę. Wilcze paszcze wyłaniały się spomiędzy konarów starych drzew jeden po drugim, ślina kapała z nich czarna jak smoła. Cienie pojawiały się po obu stronach strumienia, Ted i Elric pozostali z nimi sami, odgrodzeni od siebie duszną mgłą, jaka wkrótce z powrotem rozlała się nad strumieniem. Dostrzegał to także Olivier, gdy na jego ramię spadła kropla smoły, gdy uniósł wzrok, dostrzegł spozierającą na niego ze szczytu skały - kolejne dwa metry wyżej, niżeli znajdowała się półka, na którą próbował się dostać - wprost na niego wilczą paszczę. Przerażające wycie nie miało w sobie nic z naturalnego wilczego wycia. Było upiorne jak ta noc, zepsute jak śmierć, i niosło pogłos tysięcy szeptów czegoś, czego Zakonnicy zrozumieć nie byli w stanie. Wilki runęły ze wszystkich stron, ruszyły do ataku, a Zakonnicy znaleźli się w potrzasku.
Północ już nadeszła.
Czas na odpis: do środy, godziny 22. Mistrz gry może nie czekać na spóźnialskich. Możecie wykonać do trzech akcji i napisać do trzech postów. Zakonnicy rzucają w pierwszym poście dodatkową kością k100.
Eliksiry:
Elric: Smocza łza 1/2
Ted: Czuwający strażnik 1/5 (+34 do odporności magicznej)
Energia magiczna:
Olivier: 44/50
Ted: 44/50
Elric: 41/50
Ted - po wypiciu eliksiru - przywołał magię, która uformowała się w świetlistą włócznię - zaklęcie pomknęło w kierunku cienistego wilka, który jednak uskoczył przed czarem gwałtownie w tył. Choć światło płoszyło go wyraźnie, zmrużone ślepia wpatrywały się w Teda nienawistnie, a warkot wilczej paszczy odbijał się w czaszce echem tysięcy szeptów posługujących się tą samą pradawną zapomnianą mową. Szepty wkrótce usłyszeli również Elric i Olivier, szepty napastliwie, budzący w ciele mimowolny dreszcz, szepty pełne gniewu i szepty będące groźbą, której natury ani sensu żaden pośród czarodziejów rozpoznać nie potrafił. Coś chciało, żeby oddalili się od źródła, porzucili powzięte plany, nie rozpalali świec. Coś zamierzało walczyć, a las bardzo szybko pokazał siłę spowijającego go mroku.
Pierwszy cienisty wilk był omenem, drugi nie mógł zaskoczyć, lecz kolejne wzbudzić musiały trwogę. Wilcze paszcze wyłaniały się spomiędzy konarów starych drzew jeden po drugim, ślina kapała z nich czarna jak smoła. Cienie pojawiały się po obu stronach strumienia, Ted i Elric pozostali z nimi sami, odgrodzeni od siebie duszną mgłą, jaka wkrótce z powrotem rozlała się nad strumieniem. Dostrzegał to także Olivier, gdy na jego ramię spadła kropla smoły, gdy uniósł wzrok, dostrzegł spozierającą na niego ze szczytu skały - kolejne dwa metry wyżej, niżeli znajdowała się półka, na którą próbował się dostać - wprost na niego wilczą paszczę. Przerażające wycie nie miało w sobie nic z naturalnego wilczego wycia. Było upiorne jak ta noc, zepsute jak śmierć, i niosło pogłos tysięcy szeptów czegoś, czego Zakonnicy zrozumieć nie byli w stanie. Wilki runęły ze wszystkich stron, ruszyły do ataku, a Zakonnicy znaleźli się w potrzasku.
Północ już nadeszła.
Eliksiry:
Elric: Smocza łza 1/2
Ted: Czuwający strażnik 1/5 (+34 do odporności magicznej)
Energia magiczna:
Olivier: 44/50
Ted: 44/50
Elric: 41/50
Między konarami, w trawach, w wodzie, w każdym calu ich pola widzenia czaiło się zło - to samo, o którym słyszał od pozostałych podczas spotkania w Plymouth, to samo, które wyśnił więcej niż raz w formie cienistych koszmarów. Wiedział, czego mógł się spodziewać, ale i tak nic go na to nie przygotowało - na te szepty, przejmujące każdą myśl w jego głowie, napastliwe, przedwieczne, obmierzłe. Chociaż udało mu się bezpiecznie przekroczyć rzekę, zrobił to raczej za sprawą eliksiru od Olivera niż własnych umiejętności. Jego grube podeszwy roboczych butów ślizgały się po błocie i byłby może nawet stracił równowagę w tej mgle, w mroku, gdyby nie czysta determinacja podsycona świadomością tej świetlistej tarczy, której nie musiał podtrzymywać, a która jednak odgradzała go od tych piekielnych wilków.
Obejrzał się dopiero, kiedy znalazł się na drugim brzegu, oceniając na prędko który z towarzyszy bardziej potrzebował jego pomocy. Ted był uzdrowicielem, pamiętał o tym, a chociaż walczył dzielnie, nie miał tyle wprawy i jego ataki nie sięgały celu.
- Lancea - warknął, celując w wilka, który krążył najbliżej Teda i zasadzał się na niego, by zaatakować. Przynajmniej da mu to trochę czasu, żeby wszyscy odpalili swoje świeczki. Włożył więcej wysiłku w to, by wiązkę jasnej energii przemienić w czysty płomień.
Jego własna już znalazła się w spoconej dłoni, odpalił ją, chowając prędko różdżkę do kabury i wyciągając z kieszeni przy pasie zmięte, ale wciąż świecące jasno pióro feniksa; cokolwiek miało się wydarzyć, nie mógł pozwolić zwyciężyć strachowi. Musiał zaufać, choćby i dlatego, że nie istniała już żadna droga odwrotu.
1. Odporność magiczna przeciw szeptom
2. Lancea (ognista) w wilka najbliżej Teda
3. Odpalam świeczkę (piórem)
Obejrzał się dopiero, kiedy znalazł się na drugim brzegu, oceniając na prędko który z towarzyszy bardziej potrzebował jego pomocy. Ted był uzdrowicielem, pamiętał o tym, a chociaż walczył dzielnie, nie miał tyle wprawy i jego ataki nie sięgały celu.
- Lancea - warknął, celując w wilka, który krążył najbliżej Teda i zasadzał się na niego, by zaatakować. Przynajmniej da mu to trochę czasu, żeby wszyscy odpalili swoje świeczki. Włożył więcej wysiłku w to, by wiązkę jasnej energii przemienić w czysty płomień.
Jego własna już znalazła się w spoconej dłoni, odpalił ją, chowając prędko różdżkę do kabury i wyciągając z kieszeni przy pasie zmięte, ale wciąż świecące jasno pióro feniksa; cokolwiek miało się wydarzyć, nie mógł pozwolić zwyciężyć strachowi. Musiał zaufać, choćby i dlatego, że nie istniała już żadna droga odwrotu.
1. Odporność magiczna przeciw szeptom
2. Lancea (ognista) w wilka najbliżej Teda
3. Odpalam świeczkę (piórem)
This is my
home
and you can't
frighten me
frighten me
Elric Lovegood
Zawód : Smokolog
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
A potem świat
znowu zaczął istnieć
ale istniał zupełnie inaczej
znowu zaczął istnieć
ale istniał zupełnie inaczej
OPCM : 12 +3
UROKI : 8 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Jasnowidz
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Elric Lovegood' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 53
--------------------------------
#2 'k100' : 53
#1 'k100' : 53
--------------------------------
#2 'k100' : 53
Nie spodziewał się, że będzie mu aż tak niewygodnie. Czuł tylko rozczarowanie — samym sobą, swoją nikłą kondycją i tym, że nie potrafił wspiąć się na skalną półkę wtedy, gdy musiał to zrobić, gdy od tego zależało powodzenie jego działań. Ale nie mógł nie zwrócić uwagi na ten dziwny, zupełnie czarny błysk, który wydobywał się z czarnego źrodła. Syczała, jak rozgrzana smoła przy kontakcie z wodą. Przez moment zrobiło mu się zupełnie sucho w ustach — chciał jednak krzyknąć do swoich towarzyszy, zupełnie naiwnie myśląc, że akurat to było im teraz potrzebne — aby nie zbliżali się do tego czegoś, o ile to możliwe. Wzrok zatrzymał się jednak na wodzie, poczuł jej wabienie — i niemal od razu opuścił zbyt słabe do podciągnięcia się ręce, aby dotknąć nimi tym razem swej twarzy, w poszukiwaniu cieknącej po niej krwi. Wydawało mu się, a może to tylko wabiony, kuszony umysł podsuwał mu fałszywe wnioski, że podobne kuszenie czuł, gdy Justine ściągnęła na plażę we Wrzosowej Przystani cieniste wilki. Musiał odwrócić uwagę, zająć się tym, co naprawdę było teraz istotne. Zwłaszcza że teraz był zdany tylko i wyłącznie na siebie, Elric i Ted znajdowali się zbyt daleko, aby mu pomóc.
Wyciągnął różdżkę w górę, uznając, że skoro wspięcie się po skałkach nie było w jego zasięgu, mogła mu pomóc magia. W tej samej chwili posłyszał szepty w swej głowie — nie znał tego języka, ale miał wrażenie, że nie musiał, aby odgadnąć zamiary czegokolwiek lub kogokolwiek, do kogo należały. Nie zdążył podnieść wzroku, gdy poczuł, że coś skapuje mu na rękę. Odruchowo zadarł brodę w górę, a gdy dostrzegł wilczą paszczę, nie był w stanie wydusić z siebie słowa. Nie mógł zresztą zdecydować się, co było gorsze — szepty, atmosfera Zakazanego Lasu, czy może to upiorne, wilcze wycie, niemające nic wspólnego z tym znanym mu, osłuchanym, niemalże czułym językiem leśnych istot.
Ale to nie mogło go zatrzymać.
— CHŁOPAKI, TERAZ!!! — wrzasnął, po czym prędko wyciągnął pióro feniksa — to właśnie na tym skupił się najpierw, na odpaleniu świecy przez przyłożenie pióra do jej knota. Później poderwał głowę do góry, z przerażeniem dostrzegając, że stojący nad nim wilk rzuca się w dół, wprost na niego.
Na niego i na świecę.
— Lumos Maxima! — miał nadzieję, że tak rzucone zaklęcie spowoduje pojawienie się kuli światła mniej—więcej na wysokości tamtej szklanej półki, a jeżeli będzie w tym wszystkim odpowiednio szybki, może cienisty wilk wpadnie wprost na nią.
| 1. Rzut k100 (na polecenie MG)
2. Odpalam świecę
3. Lumos Maxima
Wyciągnął różdżkę w górę, uznając, że skoro wspięcie się po skałkach nie było w jego zasięgu, mogła mu pomóc magia. W tej samej chwili posłyszał szepty w swej głowie — nie znał tego języka, ale miał wrażenie, że nie musiał, aby odgadnąć zamiary czegokolwiek lub kogokolwiek, do kogo należały. Nie zdążył podnieść wzroku, gdy poczuł, że coś skapuje mu na rękę. Odruchowo zadarł brodę w górę, a gdy dostrzegł wilczą paszczę, nie był w stanie wydusić z siebie słowa. Nie mógł zresztą zdecydować się, co było gorsze — szepty, atmosfera Zakazanego Lasu, czy może to upiorne, wilcze wycie, niemające nic wspólnego z tym znanym mu, osłuchanym, niemalże czułym językiem leśnych istot.
Ale to nie mogło go zatrzymać.
— CHŁOPAKI, TERAZ!!! — wrzasnął, po czym prędko wyciągnął pióro feniksa — to właśnie na tym skupił się najpierw, na odpaleniu świecy przez przyłożenie pióra do jej knota. Później poderwał głowę do góry, z przerażeniem dostrzegając, że stojący nad nim wilk rzuca się w dół, wprost na niego.
Na niego i na świecę.
— Lumos Maxima! — miał nadzieję, że tak rzucone zaklęcie spowoduje pojawienie się kuli światła mniej—więcej na wysokości tamtej szklanej półki, a jeżeli będzie w tym wszystkim odpowiednio szybki, może cienisty wilk wpadnie wprost na nią.
| 1. Rzut k100 (na polecenie MG)
2. Odpalam świecę
3. Lumos Maxima
Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami. |
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
❝ Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak
Zakon Feniksa
The member 'Oliver Summers' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 22, 34
'k100' : 22, 34
To nie był pierwszy raz, kiedy miał do czynienia z Cieniami, ale dzisiaj... dzisiaj te wydawały się znacznie silniejsze, bardziej krwiożercze, skupiające się na celu jak wygłodniałe psy, opływające nienawiścią do trójki mężczyzn usiłujących dostać się do źródła, z którego najwyraźniej same czerpały. Bał się, ale tym lękom towarzyszyło też większe opanowanie - nie był pewien, czy za sprawą eliksiru, czy doświadczenia, jakiego powoli nabywał, czy może jednego i drugiego. Przełknął ślinę, gdy zajęli swoje miejsca, rozejrzał się po twarzach towarzyszy - i wtedy jego wzrok padł na poczerniałej od śmiercionośnej magii strumieniu, w skale, z której buchała smolista substancja, jakiej jeszcze nigdy wcześniej nie widział. Wydawało mu się, że wilk, miast warczeć, przemówił do niego, ale kiedy spojrzał w jego ślepia, w jego głowie rozległy się tysiące szeptów - zacisnął instynktownie zęby, oczami obracając na boki, za siebie, szukając źródła, którego znaleźć najwyraźniej nie mógł.
Przyspieszony oddech i bicie serca zdradzały niepokój, gdy spojrzenie odnajdywało kolejne pary ślepi wyłaniające się z mroku; umysł wysyłał błagalne zachęty ucieczki, ale Ted nie ruszał się z miejsca, na kształt protestu ściskając różdżkę jeszcze mocniej. Zamierzał walczyć do samego końca.
- Protego maxima! - zawołał, chcąc ochronić przed wilkami świecę, którą wyciągnął, jak tylko dostrzegł, że Elric i Oliver wyciągają swoje. Była teraz najdroższym, co miał - bez niej nie było, nie mogło być, przyszłości, której tak pragnęli. Sam wyciągnął świecę i pióro z torby, po czym niemal natychmiast przyłożył je do knota, z napięciem obserwując jak ogień rozpala swoim blaskiem noc.
| 1. Protego maxima. 2. Zapalam świecę, 3. rzut na k100
Przyspieszony oddech i bicie serca zdradzały niepokój, gdy spojrzenie odnajdywało kolejne pary ślepi wyłaniające się z mroku; umysł wysyłał błagalne zachęty ucieczki, ale Ted nie ruszał się z miejsca, na kształt protestu ściskając różdżkę jeszcze mocniej. Zamierzał walczyć do samego końca.
- Protego maxima! - zawołał, chcąc ochronić przed wilkami świecę, którą wyciągnął, jak tylko dostrzegł, że Elric i Oliver wyciągają swoje. Była teraz najdroższym, co miał - bez niej nie było, nie mogło być, przyszłości, której tak pragnęli. Sam wyciągnął świecę i pióro z torby, po czym niemal natychmiast przyłożył je do knota, z napięciem obserwując jak ogień rozpala swoim blaskiem noc.
| 1. Protego maxima. 2. Zapalam świecę, 3. rzut na k100
jesteś wolny
a jeśli nie uwierzysz, będziesz w dłoń ujęty
przez czas, przez czas - przeklęty
przez czas, przez czas - przeklęty
Ted Moore
Zawód : uzdrowiciel
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
i must not fear
fear is the mind-killer
fear is the
little-death
fear is the mind-killer
fear is the
little-death
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 30 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Ted Moore' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 39
--------------------------------
#2 'k100' : 75
#1 'k100' : 39
--------------------------------
#2 'k100' : 75
Strona 40 z 41 • 1 ... 21 ... 39, 40, 41
Zakazany Las
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Zamek Hogwart