Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Somerset :: Dolina Godryka
Dawny dom rodziny Dumbledore
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Dawny dom rodziny Dumbledore
Mieszczący się w Dolinie Godryka dom państwa Dumbledore stoi pusty i smutny przypominając o tragicznej historii jego rodziny. Magicznie zamknięty skutecznie powstrzymuje ciekawskich przed wejściem do środka. Ponoć czasem nawet pojawia się w nim Aberforth, młodszy brat słynnego Albusa. Chowa się wtedy gdzieś w budynku i nie wychyla nosa na zewnątrz, pozwalając ludziom odwiedzać ogródek, w którym stoi kamień upamiętniający historię rodu, który niegdyś tu zamieszkiwał. Na nim pojawiają się coraz częściej dopiski od czarodziejów szukających wsparcia w tych trudnych czasach. Początkowo systematycznie usuwane przez Abertfortha, później pozostawione, gdy właściciel posesji zdał sobie sprawę z bezsensowności swych wysiłków. Obiekt chroniony jest przed mugolami prostym zaklęciem, które sprawia, że gdy tylko pojawią się w pobliżu, mają wrażenie, że zauważyli jak ktoś przechadza się po domu. Z resztą bardzo niepozornego z wyglądu, nieco zapuszczonego z zarośniętym trawnikiem i brudnymi oknami, w których wiszą szare firanki, które zapewne kilkanaście lat tamu świeciły idealną bielą.
Przyjemny zapach nie znikał. Przynosił ze sobą błogi spokój, uczucie satysfakcji, mobilizację i chęci. Całkowicie jednak kontrastował z otaczającą Zakonników rzeczywistością, która wydawała się o wiele bardziej mroczna i nieprzychylna niż zanim przekroczyli mury posesji rodziny Dumbledore.
Ból przeszywający ramię Adriena wydawał się nie do zniesienia. Stłuczony łokieć nieco spuchł, ale on sam dobrze wiedział, że nie groziły mu żadne poważniejsze powikłania po tym upadku. Było to jednak uciążliwe i dekoncentrujące, a zaklęcie znieczulające kompletnie się nie udało. Rosnący tuż obok Leonarda lilak przestał piąć się w górę. Ugodzone zaklęciem liście zmarszczyły się i zmieniły gwałtownie kolor. Po chwili ususzone gałązki opadły na ziemię, a cały krzew skurczył się. Niestety roślin było zbyt wiele — lilaka po chwili przykrył jeden z berberysów, który rozrastał się w zastraszającym tempie w górę i na boki. Kolczaste pędy tych krzewów przysłoniły już ścieżkę prowadzącą do drzwi. Przed Zakonnikami odbywało się niezwykłe przedstawienie, którego reżyserem nie była jednak Matka Natura. Komuś zależało na tym, aby zabezpieczyć drzwi przed nieproszonymi gośćmi. Rośliny obrastały mur, a nawet okna. Co więcej, zaczęły dosięgać członków Zakonu Feniksa. Trawa sięgała już pachwin, krzewy i drzewa niemalże całkowicie zasłoniły obraz domu przed nimi. Tuż po tym jak Samuel skierował swoją różdżkę w stronę zarośli i wypowiedział inkantacje, rozrastający się dzicz, mimo iż nie przestał się powiększać, utworzył szpaler. Skamander stanął przed dość małym i wąskim przejściem, które powinno prowadzić do domu, w końcu ten znajdował się od nich raptem kilkanaście metrów. Gdyby jednak zajrzeć w głąb, nie można było dostrzec ani ściany domu, ani nawet końca drogi. W środku było całkiem ciemno.
Grupa podjęła decyzje o tym, aby się rozdzielić. Niestety, zaklęcie Magrit nie powiodło się. Wraz z Lilith, skierowały swoje kroki w kierunku ogrodu. Rzucone przez nią czary sprawiły, że na moment lekkie drgania były wyczuwalne w powietrzu, lecz nic się nie zmieniło. Kamienna ścieżka kończyła się na tyłach domu. Z tej strony okna nie były pozasłaniane, ale w środku panowały egipskie ciemności, uniemożliwiające dostrzeżenie czegokolwiek. Kilka metrów przed wysokim, drewnianym płotem, przy zmarzniętym drzewku czarnego bzu stała pęknięta ławeczka, a naprzeciw niej leżał wielki kamień, upamiętniający historię rodu. Nie wiadomo skąd dochodził przyjemny zapach, ale był jeszcze mocniej wyczuwalny niż przy bramie.
|Zakonnicy, rozdzieliliście się. W każdej chwili możecie spróbować zawrócić lub iść naprzód lub rozejrzeć się po otoczeniu. Niezależnie od tego jakie podejmujecie działanie, rzucacie kością K100.
Adrien, Twój ból osłabia Twoją zdolność czarowania, koncentracji, a także koordynacji. Będzie Ci doskwierał do końca eventu. Przez pierwsze dwie kolejki masz -5 oczek do kolejnego rzutu, przez kolejne dwie – 2, chyba, że uda Ci się uzdrowić.
Przypominam, że w poście możecie odbyć jedną akcję.
Zgłoszona nieobecność — Minnie. Macie 48h na odpis.
Ból przeszywający ramię Adriena wydawał się nie do zniesienia. Stłuczony łokieć nieco spuchł, ale on sam dobrze wiedział, że nie groziły mu żadne poważniejsze powikłania po tym upadku. Było to jednak uciążliwe i dekoncentrujące, a zaklęcie znieczulające kompletnie się nie udało. Rosnący tuż obok Leonarda lilak przestał piąć się w górę. Ugodzone zaklęciem liście zmarszczyły się i zmieniły gwałtownie kolor. Po chwili ususzone gałązki opadły na ziemię, a cały krzew skurczył się. Niestety roślin było zbyt wiele — lilaka po chwili przykrył jeden z berberysów, który rozrastał się w zastraszającym tempie w górę i na boki. Kolczaste pędy tych krzewów przysłoniły już ścieżkę prowadzącą do drzwi. Przed Zakonnikami odbywało się niezwykłe przedstawienie, którego reżyserem nie była jednak Matka Natura. Komuś zależało na tym, aby zabezpieczyć drzwi przed nieproszonymi gośćmi. Rośliny obrastały mur, a nawet okna. Co więcej, zaczęły dosięgać członków Zakonu Feniksa. Trawa sięgała już pachwin, krzewy i drzewa niemalże całkowicie zasłoniły obraz domu przed nimi. Tuż po tym jak Samuel skierował swoją różdżkę w stronę zarośli i wypowiedział inkantacje, rozrastający się dzicz, mimo iż nie przestał się powiększać, utworzył szpaler. Skamander stanął przed dość małym i wąskim przejściem, które powinno prowadzić do domu, w końcu ten znajdował się od nich raptem kilkanaście metrów. Gdyby jednak zajrzeć w głąb, nie można było dostrzec ani ściany domu, ani nawet końca drogi. W środku było całkiem ciemno.
Grupa podjęła decyzje o tym, aby się rozdzielić. Niestety, zaklęcie Magrit nie powiodło się. Wraz z Lilith, skierowały swoje kroki w kierunku ogrodu. Rzucone przez nią czary sprawiły, że na moment lekkie drgania były wyczuwalne w powietrzu, lecz nic się nie zmieniło. Kamienna ścieżka kończyła się na tyłach domu. Z tej strony okna nie były pozasłaniane, ale w środku panowały egipskie ciemności, uniemożliwiające dostrzeżenie czegokolwiek. Kilka metrów przed wysokim, drewnianym płotem, przy zmarzniętym drzewku czarnego bzu stała pęknięta ławeczka, a naprzeciw niej leżał wielki kamień, upamiętniający historię rodu. Nie wiadomo skąd dochodził przyjemny zapach, ale był jeszcze mocniej wyczuwalny niż przy bramie.
|Zakonnicy, rozdzieliliście się. W każdej chwili możecie spróbować zawrócić lub iść naprzód lub rozejrzeć się po otoczeniu. Niezależnie od tego jakie podejmujecie działanie, rzucacie kością K100.
Adrien, Twój ból osłabia Twoją zdolność czarowania, koncentracji, a także koordynacji. Będzie Ci doskwierał do końca eventu. Przez pierwsze dwie kolejki masz -5 oczek do kolejnego rzutu, przez kolejne dwie – 2, chyba, że uda Ci się uzdrowić.
Przypominam, że w poście możecie odbyć jedną akcję.
Zgłoszona nieobecność — Minnie. Macie 48h na odpis.
- Szlag by to - mruknąłem do siebie. Co prawda zaklęcie się udało, nie mogłem mieć do siebie pretensji, ale nic to nie dało. W miejscu martwego krzaczka natychmiast pojawiła się cała gwardia następnych roślinek. A to już na pewno nie mogła być działalność matki natury. Mieliśmy do czynienia z czarami, które widocznie miały uchronić dom przed nieproszonymi gośćmi. Tylko nie dawało mi to spokoju. Ktoś dostał się tutaj przed nami, ślady na śniegu były solidnym dowodem, a alarm w kwaterze aurorów absolutnym potwierdzeniem. Tylko czy tamtego jegomościa również powitały wijące się w nieskończoność rośliny? Może nie, może to właśnie on przyczynił się do ich powstania? Pytanie - dlaczego? Chciał zyskać na czasie? Czy była to forma fortyfikacji, która miała uchronić go przed niechcianymi gośćmi? Ciężko było to teraz stwierdzić, odpowiedzi na pewno znajdowały się w środku domostwa. Samuel bardzo przytomnie zastosował to zaklęcie. Tunel pojawił się pomiędzy bujną roślinnością, ale nie wyglądał on, ani zachęcająco, ani bezpiecznie. Nie było wiadomo czy nagle rośliny nie zaczną znów rosnąć i nie uwięzią nas w środku. Tym bardziej, że nie widać było końca tunelu, chociaż od frontu budynku nie dzieliła nas duża odległość.
Na chwilę oderwałem wzrok od tego imponującego pokazu natury i podążyłem wzrokiem za Margit i Lilith. Nie wiem czy rozsądnym było puszczać je same, w dodatku tylko we dwie. Jednak czy posyłanie z nimi jakiegoś mężczyzny nie byłoby uwłaczające? Wszyscy jesteśmy równi, nie można odjąć im siły, sprytu czy odwagi. Na pewno, jeśli będę potrzebować to poproszą o pomoc. W jakikolwiek sposób. To podsyła mi pewien pomysł na sprawdzenie, co znajduje się tam na końcu tunelu i czy ten nie zamknie się na nieproszonym spacerowiczu. Wyciągam różdżkę przed siebie i uspokajam oddech. Przyjemny zapach, który unosi się w powietrzu koi nerwy, dodatkowo ułatwiając mi zadanie. Blady uśmiech drży na moich ustach, kiedy po raz kolejny przypominam sobie synka mojego młodszego brata, mojej jedynej rodziny, która się mnie nie wyparła.
- Expecto Patronum - mówię spokojnie i wyraźnie, licząc, że uda mi się przywołać geparda, który przetarłby nam szlak.
Na chwilę oderwałem wzrok od tego imponującego pokazu natury i podążyłem wzrokiem za Margit i Lilith. Nie wiem czy rozsądnym było puszczać je same, w dodatku tylko we dwie. Jednak czy posyłanie z nimi jakiegoś mężczyzny nie byłoby uwłaczające? Wszyscy jesteśmy równi, nie można odjąć im siły, sprytu czy odwagi. Na pewno, jeśli będę potrzebować to poproszą o pomoc. W jakikolwiek sposób. To podsyła mi pewien pomysł na sprawdzenie, co znajduje się tam na końcu tunelu i czy ten nie zamknie się na nieproszonym spacerowiczu. Wyciągam różdżkę przed siebie i uspokajam oddech. Przyjemny zapach, który unosi się w powietrzu koi nerwy, dodatkowo ułatwiając mi zadanie. Blady uśmiech drży na moich ustach, kiedy po raz kolejny przypominam sobie synka mojego młodszego brata, mojej jedynej rodziny, która się mnie nie wyparła.
- Expecto Patronum - mówię spokojnie i wyraźnie, licząc, że uda mi się przywołać geparda, który przetarłby nam szlak.
so i tried to erase it but the ink bled right through almost drove myself crazy when these words
led to you
Leonard Mastrangelo
Zawód : malarz, brygadzista
Wiek : 35
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
a dumb screenshot of youth
watch how a cold broken teen
will desperately lean on a superglued human of proof
watch how a cold broken teen
will desperately lean on a superglued human of proof
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Leonard Mastrangelo' has done the following action : rzut kością
'k100' : 38
'k100' : 38
Zaklęcie nie wypaliło. Adrien z nieskrywaną pretensją spojrzał na różdżkę. I ty Brutusie...? Zmarszczył czoło. Wiedział co prawda, że to nie wina jego nietypowego, sztywnego kompana, lecz był człowiekiem, a rzeczą ludzką jet obwinianie tego co martwe. A przynajmniej w pierwszej chwili. Potem czarodzieja bardziej przyciągało wejścia. Coś tam było co go nęciło w sposób niepojęty. Miał więc ochotę by wyrwać się i pognać w utworzone przez Sama przejście w zaroślach. A jednak jeszcze stał w miejscu. Towarzyszący mu ból był w tym momencie nie tylko utrapieniem, lecz również swego rodzaju sprzymierzeńcem trzymającym bat wspólnie z rozsądkiem. Jedno i drugie szeptało w tym momencie jednomyślnie "jeszcze nie teraz".
Uzdrowiciel potraktował te głosy jako obietnicę. Bo prędzej czy później czas przyjdzie na wszytko, teraz za uniósł różdżkę idąc w ślady Leonarda.
- Expecto Patronum! - Rzekł chcąc wywołać swego fruwającego sprzymierzeńca będącego namiastką tej magicznej nocy i posłać go w ciemność by stał się ich niecodziennym przewodnikiem i latarnią.
Uzdrowiciel potraktował te głosy jako obietnicę. Bo prędzej czy później czas przyjdzie na wszytko, teraz za uniósł różdżkę idąc w ślady Leonarda.
- Expecto Patronum! - Rzekł chcąc wywołać swego fruwającego sprzymierzeńca będącego namiastką tej magicznej nocy i posłać go w ciemność by stał się ich niecodziennym przewodnikiem i latarnią.
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Adrien Carrow' has done the following action : rzut kością
'k100' : 50
'k100' : 50
Azalie poznałaby wszędzie, od kiedy zaczęła się nimi zajmować u pani Dubblefax ich intensywny zapach był dla niej wyjątkowo łatwo rozpoznawalny. Powiodła spojrzeniem pod nogi, ku kwiatom, po krótkiej chwili przenosząc wzrok na pozostałych. Coś tutaj było nie tak, otaczające ich zapachy były przyjemne, nie odstraszały, wręcz wabiły - lecz czy w domu takiego człowieka mogła czyhać na nich zasadzka? Na złodziei, bandytów, być może. Ale nie na nich. Albus Dumbledore był mądrym człowiekiem. Żyjąca roślinność była zaczarowana, nie mogli mieć co do tego żadnych wątpliwości - czymkolwiek były te zaklęcia, były bardzo potężne. Ale czy nie na tym opierało się wszystko, co robili? Nie na wierze? To coś nie chciało ich zabić, gdyby chciało, prawdopodobnie już by to zrobiło. Rzucało im pod nogi kłody, stanowiło próbę. A czym innym mogliby się wykazać w trakcie takiej próby, jeśli nie odwagą i wiarą? Zapach azalii wabił, mógł być pułapką, ale równie dobrze mógł być wskazówką. Skinęła głową Samuelowi, powinni sprawdzić drzwi - to stamtąd dobiegał zapach. Roślinność z wolna oplatała jej stopy, sunęła wyżej i niebawem zatopi ją całkiem, nie mogli tutaj dłużej stać, a rzucanie trudnych zaklęć wydawało się jej w tym momencie zbyt ryzykowne.
- Jesteśmy pod domem Dumbledore'a - rzuciła cicho, wpatrując się w ciemność wewnątrz roślinnego korytarza, zupełnie tak, jakby to miało wyjaśnić wszystko. Tam znajdziesz druha, między odważnymi, mówiły słowa pieśni. Roślinność wokół zaczynała się rozrastać i niebawem zajdzie również na nich, nie mieli dużo czasu. Musieli ruszyć - w jedną albo drugą stronę. Niewiele myśląc, rzuciła się w ciemność tunelu i pobiegła przed siebie w nadziei, że jako najmniejsza z towarzystwa - zdoła się przedrzeć.
- Jesteśmy pod domem Dumbledore'a - rzuciła cicho, wpatrując się w ciemność wewnątrz roślinnego korytarza, zupełnie tak, jakby to miało wyjaśnić wszystko. Tam znajdziesz druha, między odważnymi, mówiły słowa pieśni. Roślinność wokół zaczynała się rozrastać i niebawem zajdzie również na nich, nie mieli dużo czasu. Musieli ruszyć - w jedną albo drugą stronę. Niewiele myśląc, rzuciła się w ciemność tunelu i pobiegła przed siebie w nadziei, że jako najmniejsza z towarzystwa - zdoła się przedrzeć.
Kto pierwszy został królem? A kto chciał zostać bogiem? Kto pierwszy był człowiekiem? Kto będzie nim
ostatni?
ostatni?
The member 'Minnie McGonagall' has done the following action : rzut kością
'k100' : 36
'k100' : 36
Musiał wyłączyć wyuczone odruchy, typowe dla aurora. magia, która odstraszała sugerowała niebezpieczeństwo, ale sposób wydawał się inny. Nie byli przecież w zwyczajnym miejscu. I nie mogli zachowywać się zwyczajnie. A ciemność, która się przed nimi roztaczała w utworzonym przejściu sugerowała odwrót. Tego uczynić nie można było, ale i podążanie przez ciemność...chyba, że chodziło tu o coś innego. Skoro to co było widoczne dla oczu, było zasłonięte, czemu nie patrzeć intuicyjnie? Szpaler pozwalał przynajmniej na ułatwioną wędrówkę, a to, że nie musiał idąc patrzeć w ciemność, to inna sprawa. Jak widział, Patronusy Leo i Adriena nie zalśniły, ale sam wiedział, że nie był to prosty czar, chociaż intencyjnie zgadzał się z każdym. Taki przewodnik mógłby być zdecydowanie dobrym pomysłem. Może podzielić pomysł towarzyszy? Może połączyć z własnym?
Zerknął na Minnie, która z cichymi słowami wkroczyła w utworzony korytarzyk. Miał wrażenie, ze to z niej kiedyś będzie biło światło. Uśmiechnął się pod nosem.
- Expecto Patronum - mówił formułę cicho, wskazując różdżką mroczny szpaler, jednocześnie zamykając oczy. I niezależnie od efektu, ruszył w ślad za jasnowłosą dziewczyną. Może to ona miała zostać dla niego przewodnikiem.
Zerknął na Minnie, która z cichymi słowami wkroczyła w utworzony korytarzyk. Miał wrażenie, ze to z niej kiedyś będzie biło światło. Uśmiechnął się pod nosem.
- Expecto Patronum - mówił formułę cicho, wskazując różdżką mroczny szpaler, jednocześnie zamykając oczy. I niezależnie od efektu, ruszył w ślad za jasnowłosą dziewczyną. Może to ona miała zostać dla niego przewodnikiem.
Darkness brings evil things
the reckoning begins
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : rzut kością
'k100' : 73
'k100' : 73
Zacisnęła wargi wyczuwając drganie powietrza. Krocząc kamienną ścieżką rozglądała się na wszystkie stromy w skupieniu.
- Jaki zapach wyczuwasz? - zapytała, wiedząc, że najprawdopodobniej zna już odpowiedź. A w każdym razie jej część: z ust Lilith najprawdopodobniej nie padną dwa słowa: cytrynowe ciasteczka. Wiedziała, że ta krótka wymiana zdań najprawdopodobniej nie naprowadzi ich na nic konkretnego, ale przynajmniej będą miały świadomość, że COŚ nieznanego przyzywa je do siebie, kusząc bliskiemu sercu zapachem. Westchnęła głęboko, spoglądając w stronę przyciemnionych okien. W domu panował taki mrok, że nie byłaby w stanie dostrzec nawet jednego cienia przemykającego za szybą. Spojrzała na pękniętą ławeczkę i kamień upamiętniający historię rodu. Zbliżyła się właśnie w jego stronę.
- Jaki zapach wyczuwasz? - zapytała, wiedząc, że najprawdopodobniej zna już odpowiedź. A w każdym razie jej część: z ust Lilith najprawdopodobniej nie padną dwa słowa: cytrynowe ciasteczka. Wiedziała, że ta krótka wymiana zdań najprawdopodobniej nie naprowadzi ich na nic konkretnego, ale przynajmniej będą miały świadomość, że COŚ nieznanego przyzywa je do siebie, kusząc bliskiemu sercu zapachem. Westchnęła głęboko, spoglądając w stronę przyciemnionych okien. W domu panował taki mrok, że nie byłaby w stanie dostrzec nawet jednego cienia przemykającego za szybą. Spojrzała na pękniętą ławeczkę i kamień upamiętniający historię rodu. Zbliżyła się właśnie w jego stronę.
Gość
Gość
The member 'Magrit Lupin' has done the following action : rzut kością
'k100' : 46
'k100' : 46
Zaklęcie Samuela nie powstrzymało rozwoju roślin. Powoli pięły się w górę, przysłaniając Zakonnikom widok, a bezczynność nie działała na ich korzyść. Powstałe przejście obrastało bujną zielenią, która kompletnie nie pasowała do otaczającej ich zimowej aury. W środku było ciemno, a z różdżki Leonarda wypłynęła drobna mgiełka, która rozpłynęła się w powietrzu. I choć Adrien próbował powtórzyć tę samą inkantację, nie zadziałało. Słabe światło otuliło wejście do dzikiego roślinnego korytarza, lecz szybko zgasło. Bluszcz, który obrastał już ich kostki piął się wyżej, przez kolana aż po uda, stopniowo zaciskając wokół ciała. I choć jego pędy wydawały się cienkie i delikatne, ścisk stawał się nie tylko wyczuwalny, lecz również bolesny, a przede wszystkim uniemożliwiał ruszenie za dwójką Zakonników, którzy postanowili wejść do środka. Minnie biegiem popędziła w przód, nieco oddalając się od pozostałych. W środku było ciemno i im dalej posuwała się w przód tym stawało się ciszej. A kiedy ciemność otoczyła ją całkowicie, tak bardzo, że nie widziała ani początku wędrówki ani końca jedyne co mogło dotrzeć do jej uszu to obślizgłe ruchy roślin i pędów, które przeplatały się wzajemnie tuż nad jej głową. Krople wody kapały na jej głowę. Młoda czarownica została sama, zdana wyłącznie na siebie. Coś wpadło na jej kostkę, lecz momentalnie odskoczyło i zarechotało.
Różdżka Samuela zalśniła jasnym blaskiem. Srebrzysta mgła powoli uformowała kształt koziorożca, który potrzepał głową i ruszył galopem w głąb korytarza. Oświetlił sobą całą drogę — szpaler był bezpieczny i stabilny, choć rośliny wciąż się rozrastały na boki. Na końcu korytarza, w miejscu, w który powinien znajdować się dom lub drzwi do niego widać było zakręt. Samuel ruszył w tamtym kierunku z zamkniętymi oczami, a przyjemny zapach prowadził go do przodu. W chwili, gdy wkroczył do środka, wejście zaczęło się zamykać. Cierniowe pędy wyrosły z ziemi, próbując zagrodzić drogę tym, którzy zostali.
Kamień, do którego podeszła Magrit pokryty był zapiskami czarodziejów szukająjch wsparcia w tym miejscu. Można było dostrzec pomiędzy nimi słowa otuchy, pociechy, a także wiele wspomnień o Albusie, ale pomiędzy tym wszystkim także wielu znanym słowa: "Gdzie kwitnie męstwa cnota i do wyczynów ochota.” Dziewczęta nie były jednak same. Coś zaszeleściło w krzakach za drewnianym płotem. Dało się słyszeć również cichy pomruk, który nie wróżył nic dobrego.
| Leo, Adrien, zostaliście sami przed szpalerem. ST zaklęcia usuwającego roślinę wynosi 30. Możecie próbować zerwać pnącza siłą, ST wynosi 20. Pnącza wokół waszych nóg zatrzymują was w jednym miejscu. Aby ruszyć dalej musicie się go pozbyć. Samuel, możesz podążyć za Minnie w ciemność lub wrócić i pomóc pozostałym. Lilith i Magrit są na tyłach domu. ST wypatrzenia co czai się za płotem wynosi 20. ST wypatrzenia możliwych dróg ucieczki wynosi 20. Do obu rzutów liczy się bonus ze spostrzegawczości. Na odpis macie czas do wtorku.
Adrien, wciąż masz -5 oczek do rzutu. W następnych dwóch kolejkach -2.
Lilith, otrzymujesz -1 oczek do kolejnego rzutu.
Zgłoszone nieobecności: Magrit.
Różdżka Samuela zalśniła jasnym blaskiem. Srebrzysta mgła powoli uformowała kształt koziorożca, który potrzepał głową i ruszył galopem w głąb korytarza. Oświetlił sobą całą drogę — szpaler był bezpieczny i stabilny, choć rośliny wciąż się rozrastały na boki. Na końcu korytarza, w miejscu, w który powinien znajdować się dom lub drzwi do niego widać było zakręt. Samuel ruszył w tamtym kierunku z zamkniętymi oczami, a przyjemny zapach prowadził go do przodu. W chwili, gdy wkroczył do środka, wejście zaczęło się zamykać. Cierniowe pędy wyrosły z ziemi, próbując zagrodzić drogę tym, którzy zostali.
Kamień, do którego podeszła Magrit pokryty był zapiskami czarodziejów szukająjch wsparcia w tym miejscu. Można było dostrzec pomiędzy nimi słowa otuchy, pociechy, a także wiele wspomnień o Albusie, ale pomiędzy tym wszystkim także wielu znanym słowa: "Gdzie kwitnie męstwa cnota i do wyczynów ochota.” Dziewczęta nie były jednak same. Coś zaszeleściło w krzakach za drewnianym płotem. Dało się słyszeć również cichy pomruk, który nie wróżył nic dobrego.
| Leo, Adrien, zostaliście sami przed szpalerem. ST zaklęcia usuwającego roślinę wynosi 30. Możecie próbować zerwać pnącza siłą, ST wynosi 20. Pnącza wokół waszych nóg zatrzymują was w jednym miejscu. Aby ruszyć dalej musicie się go pozbyć. Samuel, możesz podążyć za Minnie w ciemność lub wrócić i pomóc pozostałym. Lilith i Magrit są na tyłach domu. ST wypatrzenia co czai się za płotem wynosi 20. ST wypatrzenia możliwych dróg ucieczki wynosi 20. Do obu rzutów liczy się bonus ze spostrzegawczości. Na odpis macie czas do wtorku.
Adrien, wciąż masz -5 oczek do rzutu. W następnych dwóch kolejkach -2.
Lilith, otrzymujesz -1 oczek do kolejnego rzutu.
Zgłoszone nieobecności: Magrit.
Jestem raczej realistą, więc nie podchodziłem do tego zaklęcia z pełnym przekonaniem powodzenia. Patronus to cholernie trudne zaklęcie, bo nie wymaga jedynie odpowiedniej techniki i treningu, ale wymaga też od samego czarodzieja. Ze spokojem rejestruję nikłe kaszlnięcie mojej różdżki. Po chwili to samo wydobywa się z różdżki uzdrowiciela, a kąciki ust same wyginają mi się w rozbawionym uśmieszku. Zaraz potem moją uwagę przykuwają słowa Minnie. Miała rację, tylko Dumbledor już nie żył. Czy jego magia nadal działała w tym miejscu? Zresztą nie było żadnej pewności, że to naturalne zabezpieczenie domu przed złowrogimi intruzami. Równie dobrze to właśnie ten intruz mógł zastawić na nas tę pułapkę. Z zaskoczeniem przyglądam się jak dziewczyna znika w liściastym tunelu. To odważne zagranie, ale czy warte ryzyka? Wtedy odzywa się Samuel i na szczęście jego zaklęcie wyczarowuje mglistego koziorożca, który rozjaśnia nam wszystkim w końcu mroki ciemnego szpaleru.
- Do trzech razy sztuka - mruczę rozbawiony, ale raptownie poważnieję widząc, że prosty tunel nie jest już taki prosty. Na końcu czai się zakręt. Skąd do cholery wziął się tam zakręt? I dokąd ma on prowadzić? Widocznie Sam postanawia się o tym przekonać, bo rusza do przodu. I nagle znika. Dosłownie, bo wejście zamyka się nagle. Zmiąłem w ustach siarczyste przekleństwo. Zostaliśmy z Adrianem sami, więc trzeba coś zrobić. Tylko wtedy dochodzi do mnie, że rośliny cały czas rosną i postanowiły skorzystać z naszej pomocy.
- Szlag by to - mruczę, przyglądając się wijącym łodyżkom. Niedobrze. Zaczynam więc instynktownie gwałtownie ruszać nogami w przód i w tył, aby uwolnić się z tego nietypowego więzienia. Nie mam ochoty zostać żywym wspornikiem dla bluszczu.
- Do trzech razy sztuka - mruczę rozbawiony, ale raptownie poważnieję widząc, że prosty tunel nie jest już taki prosty. Na końcu czai się zakręt. Skąd do cholery wziął się tam zakręt? I dokąd ma on prowadzić? Widocznie Sam postanawia się o tym przekonać, bo rusza do przodu. I nagle znika. Dosłownie, bo wejście zamyka się nagle. Zmiąłem w ustach siarczyste przekleństwo. Zostaliśmy z Adrianem sami, więc trzeba coś zrobić. Tylko wtedy dochodzi do mnie, że rośliny cały czas rosną i postanowiły skorzystać z naszej pomocy.
- Szlag by to - mruczę, przyglądając się wijącym łodyżkom. Niedobrze. Zaczynam więc instynktownie gwałtownie ruszać nogami w przód i w tył, aby uwolnić się z tego nietypowego więzienia. Nie mam ochoty zostać żywym wspornikiem dla bluszczu.
so i tried to erase it but the ink bled right through almost drove myself crazy when these words
led to you
Leonard Mastrangelo
Zawód : malarz, brygadzista
Wiek : 35
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
a dumb screenshot of youth
watch how a cold broken teen
will desperately lean on a superglued human of proof
watch how a cold broken teen
will desperately lean on a superglued human of proof
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Leonard Mastrangelo' has done the following action : rzut kością
'k100' : 51
'k100' : 51
Z każdym kolejnym krokiem, zapach stawał się coraz bardziej intensywny. Moje zaklęcie ponownie wprowadziło powietrze w drgania, które tylko podtrzymywały nerwową atmosferę niewiedzy. Kiedy dotarłyśmy na tyły domu, ku mojemu rozczarowaniu nie znalazłyśmy tu niczego co choć rzuciłoby odrobinę światła na sytuację w jakiej się znaleźliśmy. - Pieczonych jabłek i wanilii... - Posłałam jej znaczące spojrzenie. - Zapewne nie czujesz tego samego. - Dodałam jeszcze cicho, na powrót ściągając brwi; wzrokiem przeciągając po otaczającym nas obrazie. Chwilę później podążyłam za Magrit do ogromnego kamienia, na którym znajdowało się wiele ciepłych słów nawiązujących do rodziny Albusa lub niego samego, jednak to nie one przykuły moją uwagę. Pośród nich widniał jeden, którego słowa były dość dobrze mi znane. Poczułam jak przez moje ciało przechodzi dreszcz, w tym samym momencie w którym zza płotu dało się usłyszeć głośny pomruk, który z całą pewnością nie zwiastował niczego dobrego. Stałam bliżej ogrodzenia niż moja koleżanka, to też zrobiłam mały krok, by choć trochę przysłonić ją swoim niewielkim ciałem. Jestem aurorem, wiecznym gryfonem - to był odruch który wykonywałam już bezwarunkowo. Serce znacznie przyśpieszyło swego tępa, lecz moja różdżka już wycelowana była w kierunku dochodzącego dźwięku. Nie zamierzałam uciekać, dość marne szanse by sprawnie przebiec po oblodzonych kamieniach zdobiących ścieżkę na przód domu a tak czy inaczej trzeba będzie zmierzyć się z tym czymś czającym się w ciemności - czymkolwiek to jest. Wytężyłam więc wzrok, przygotowując się na najgorsze.
And on purpose,
I choose you.
.
I choose you.
.
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Dawny dom rodziny Dumbledore
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Somerset :: Dolina Godryka