Sala przesłuchań
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Pokój przesłuchań
Pomieszczenie to jeszcze niedawno służyło jako zwykły gabinet, jednak przez swoje dość spore rozmiary zostało zaadaptowane jako pokój przesłuchań. Nie jest to pomieszczenie przypominające celę, a dość przytulne miejsce, w którym przesłuchiwani mają poczuć się komfortowo.
Głównym elementem pomieszczenia jest drewniane biurko, na którym zazwyczaj znajdują się różnego rodzaju dokumenty. Nie należy ono do nikogo, a pełni jedynie funkcje głównego "miejsca dowodzenia". Oprócz niego, po bokach, rozmieszczone są mniejsze stanowiska, jednoosobowe biurka, gdyby zaszła potrzeba przesłuchiwania kilku osób jednocześnie. Dzięki zastosowaniu zaklęć wygłuszających, czarodzieje nie są w stanie się usłyszeć, więc rozmowa będzie wiarygodna.
Głównym elementem pomieszczenia jest drewniane biurko, na którym zazwyczaj znajdują się różnego rodzaju dokumenty. Nie należy ono do nikogo, a pełni jedynie funkcje głównego "miejsca dowodzenia". Oprócz niego, po bokach, rozmieszczone są mniejsze stanowiska, jednoosobowe biurka, gdyby zaszła potrzeba przesłuchiwania kilku osób jednocześnie. Dzięki zastosowaniu zaklęć wygłuszających, czarodzieje nie są w stanie się usłyszeć, więc rozmowa będzie wiarygodna.
Wybiła odpowiednia godzina. Czarodzieje, pogrążeni w rozmowie ze swoimi urzędnikami nawet nie zwrócili uwagi na to, że minęło aż sześćdziesiąt minut odkąd tutaj przyszli. Dippet uznał, że już czas zakończyć przesłuchania, nakazał gestem dłoni, aby urzędnicy przestali już zadawać pytania i zapisali ostatnie słowa, by następnie mógł ściągnąć zaklęcie wygłuszające. Od tej pory wszyscy mogli się słyszeć. Dippet spojrzał na nich z uśmiechem na ustach, a widząc na niektórych twarzach wykrzywione miny i stojącego Harry’ego - uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Dziękuje za współprace i pomoc nam w uzupełnieniu informacji w państwa kartotekach - zaczął. - Prosiłbym teraz, aby wyszli państwo wraz z nami na korytarz, tam poczekamy, aż różdżki wrócą od różdżkarza.
Nie czekając nawet na ich zgodę, czy też jej brak, podszedł do drzwi, aby je otworzyć i zacząć wypuszczać czarodziei na zewnątrz.
Gdy wszyscy znaleźli się już na korytarzu, nagle dookoła nich pojawili się strażnicy. Właściwie, to strażnicy obstawili ich z dwóch stron, a było ich w sumie czterach. Zanim ktokolwiek z przesłuchiwanych dzisiaj czarodziei zdążył cokolwiek powiedzieć, Albert Dippet już otwierał usta, aby wszystko wyjaśnić.
- Proszę się nie przejmować, są państwo interesantami, departament jest w przebudowie i strażnicy po prostu pilnują, abyście się państwo nie pogubili lub nie weszli do nieodpowiedniego pomieszczenia - oświadczył. - Ostatnio mieliśmy takiego, co wszedł do archiwum i grzebał nam w dokumentach, od tamtej pory szef każe każdego pilnować.
Czekali chwilę na korytarzu, w końcu sam Albert mówił, że różdżki powinny niedługo się pojawić.
- Poczekajmy jeszcze chwilę, jeśli nikt nie przyniesie nam tych różdżek, to państwa tam zaprowadzimy. Nasz różdżkarz zazwyczaj się nie spóźnia, może ktoś popsuł windę? Mam nadzieję, że w razie czego uda nam się zjechać do atrium - zapewnił, pełnym spokoju głosem.
Rozejrzał się i nagle zauważył, że tym samym korytarzem kroczą w ich stronę urzędnicy tego departamentu. Jako, że wiele razy wspominane było już, że jest on w przebudowie, nie było niczym dziwnym, że szli oni obładowani kartonami wypełnionymi różnego rodzaju dokumentami. Kiedy urzędnicy byli mniej więcej w połowie, jeden z nich zatrzymał się przy strażniku stojącym obok Margaux Vance i Michaelu Tonks, a na przeciwko tego strażnika stał sam Dippet. Pomiędzy tym urzędnikiem, a kolejnym idącym za nim, była niezbyt duża odległość.
- Dippet - urzędnik zwrócił się do Alberta nieco ściszonym głosem. - Poinformowali cię, że przewózka już czeka? Jeden pojazd do Hogwartu, jeden do wyspy Kruczej i jeden do wyspy Rzeźb, tak? Ile osób?
Jako, że Margaux i Michael stali najbliżej, mogli dokładnie usłyszeć słowa urzędnika oraz zauważyć wzrok Dippeta, który spojrzał na czarodziejów, jakby właśnie ich liczył.
- Trójka pojedzie do Kruczej wyspy, trójka do Hogwartu i dwójka do wyspy Rzeźb - odpowiedział, pochylając się nad nim.
Margaux i Michael nie mieli jak poinformować pozostałych o tym, czego się dowiedzieli. Stojący nieopodal strażnicy z pewnością by ich usłyszeli. Nie mieli zbyt wiele czasu na zastanawianie się, co robić, pewne było tylko, że jest to ich pierwsza i prawdopodobnie ostatnia szansa. Gdyby się rozejrzeli, zobaczyliby, że strażników mają tylko po swojej prawej i lewej stronie, natomiast za plecami mieli jeszcze jeden korytarz, prowadzący na drugą stronę departamentu, który na pierwszy rzut oka, nie był chroniony.
| Przypomnę, abyście na pewno zrozumieli. Tylko Margaux oraz Michael słyszeli rozmowę pomiędzy urzędnikiem i Dippetem i tylko oni mają prawo na nią zareagować. W tym momencie Margaux oraz Michael, podejmując decyzję co zrobić, muszą rzucić kością K100 aby Mistrz Gry mógł ocenić powodzenie akcji. Na jeden post przypada tylko jedna akcja. Pamiętajcie, że nadal jesteście bez różdżek otoczeni (prawie) ze wszystkich stron strażnikami. Na odpis macie 48h.
- Dziękuje za współprace i pomoc nam w uzupełnieniu informacji w państwa kartotekach - zaczął. - Prosiłbym teraz, aby wyszli państwo wraz z nami na korytarz, tam poczekamy, aż różdżki wrócą od różdżkarza.
Nie czekając nawet na ich zgodę, czy też jej brak, podszedł do drzwi, aby je otworzyć i zacząć wypuszczać czarodziei na zewnątrz.
Gdy wszyscy znaleźli się już na korytarzu, nagle dookoła nich pojawili się strażnicy. Właściwie, to strażnicy obstawili ich z dwóch stron, a było ich w sumie czterach. Zanim ktokolwiek z przesłuchiwanych dzisiaj czarodziei zdążył cokolwiek powiedzieć, Albert Dippet już otwierał usta, aby wszystko wyjaśnić.
- Proszę się nie przejmować, są państwo interesantami, departament jest w przebudowie i strażnicy po prostu pilnują, abyście się państwo nie pogubili lub nie weszli do nieodpowiedniego pomieszczenia - oświadczył. - Ostatnio mieliśmy takiego, co wszedł do archiwum i grzebał nam w dokumentach, od tamtej pory szef każe każdego pilnować.
Czekali chwilę na korytarzu, w końcu sam Albert mówił, że różdżki powinny niedługo się pojawić.
- Poczekajmy jeszcze chwilę, jeśli nikt nie przyniesie nam tych różdżek, to państwa tam zaprowadzimy. Nasz różdżkarz zazwyczaj się nie spóźnia, może ktoś popsuł windę? Mam nadzieję, że w razie czego uda nam się zjechać do atrium - zapewnił, pełnym spokoju głosem.
Rozejrzał się i nagle zauważył, że tym samym korytarzem kroczą w ich stronę urzędnicy tego departamentu. Jako, że wiele razy wspominane było już, że jest on w przebudowie, nie było niczym dziwnym, że szli oni obładowani kartonami wypełnionymi różnego rodzaju dokumentami. Kiedy urzędnicy byli mniej więcej w połowie, jeden z nich zatrzymał się przy strażniku stojącym obok Margaux Vance i Michaelu Tonks, a na przeciwko tego strażnika stał sam Dippet. Pomiędzy tym urzędnikiem, a kolejnym idącym za nim, była niezbyt duża odległość.
- Dippet - urzędnik zwrócił się do Alberta nieco ściszonym głosem. - Poinformowali cię, że przewózka już czeka? Jeden pojazd do Hogwartu, jeden do wyspy Kruczej i jeden do wyspy Rzeźb, tak? Ile osób?
Jako, że Margaux i Michael stali najbliżej, mogli dokładnie usłyszeć słowa urzędnika oraz zauważyć wzrok Dippeta, który spojrzał na czarodziejów, jakby właśnie ich liczył.
- Trójka pojedzie do Kruczej wyspy, trójka do Hogwartu i dwójka do wyspy Rzeźb - odpowiedział, pochylając się nad nim.
Margaux i Michael nie mieli jak poinformować pozostałych o tym, czego się dowiedzieli. Stojący nieopodal strażnicy z pewnością by ich usłyszeli. Nie mieli zbyt wiele czasu na zastanawianie się, co robić, pewne było tylko, że jest to ich pierwsza i prawdopodobnie ostatnia szansa. Gdyby się rozejrzeli, zobaczyliby, że strażników mają tylko po swojej prawej i lewej stronie, natomiast za plecami mieli jeszcze jeden korytarz, prowadzący na drugą stronę departamentu, który na pierwszy rzut oka, nie był chroniony.
| Przypomnę, abyście na pewno zrozumieli. Tylko Margaux oraz Michael słyszeli rozmowę pomiędzy urzędnikiem i Dippetem i tylko oni mają prawo na nią zareagować. W tym momencie Margaux oraz Michael, podejmując decyzję co zrobić, muszą rzucić kością K100 aby Mistrz Gry mógł ocenić powodzenie akcji. Na jeden post przypada tylko jedna akcja. Pamiętajcie, że nadal jesteście bez różdżek otoczeni (prawie) ze wszystkich stron strażnikami. Na odpis macie 48h.
Nie podobało jej się to. Wszystko, począwszy od zbyt entuzjastycznie nastawionego do całej sprawy Dippeta, przez stojących na korytarzu strażników, aż po absurdalne opóźnienie w zwróceniu im różdżek. Margaux może i była mugolaczką, ale wiedziała, że większość różdżkarzy potrzebuje do identyfikacji przedmiotu maksymalnie kilku minut – oni natomiast przebywali w sali przesłuchań co najmniej godzinę. Czekając na korytarzu denerwowała się więc z każdą chwilą coraz bardziej; dłonie drżały jej lekko, gdy raz po raz zerkała w jedną, czy też drugą stronę, choć im więcej czasu mijało, tym bardziej pewna była, że wcale nie czekają na zwrot własności.
W pierwszej chwili nie zwróciła uwagi na nadchodzących urzędników, odwracając się lekko dopiero po usłyszeniu krótkiej wymiany zdań i czując, jak serce opada jej prosto do żołądka. Starając się nie wyciągać pochopnych wniosków, również przeliczyła szybko stojące obok osoby. Przewózka? W jakim celu? Ręka drgnęła jej odruchowo w stronę kieszeni płaszcza, ale natrafiła tam jedynie na pustkę; spojrzała na znajdującego się najbliżej Michaela, jakby pytając go milcząco, czy słyszał to samo, co ona. A pozostali? Przemknęła wzrokiem po Just, Harrym, Cassianie i pozostałej trójce, której nie znała, prawie pewna, że stali już poza zasięgiem głosu mężczyzn.
Pierwszy instynkt mówił jej: uciekaj, ale zdusiła go prawie natychmiast, choć potrafiła dostrzec ewentualną drogę ucieczki w postaci wolnego od strażników wylotu korytarza. Co jednak zrobiłaby później? Nie miała różdżki, Ministerstwo z kolei miało zarówno jej nazwisko, jak i adres; zakładając, że jakimś cudem udałoby jej się opuścić budynek (co było mało prawdopodobne, nawet biorąc pod uwagę, że doskonale znała jego rozkład), jak ukryłaby się poza jego murami? No i najważniejsze – żadne, nawet największe niebezpieczeństwo nie zmusiłoby jej do zostawienia Just i reszty Zakonników w tyle.
Nie ruszyła się więc z miejsca, zamiast tego prostując się lekko i robiąc jedyną rzecz, jaka przychodziła jej do głowy. Odchrząknęła głośno, żeby zwrócić na siebie uwagę, po czym spojrzała prosto w twarz Dippeta; najdonośniej i najwyraźniej jak potrafiła (tak, by usłyszeli ją wszyscy obecni), zapytała: - Przepraszam bardzo, dokąd i w jakim celu nas państwo przewożą? – Po czym posłała mężczyźnie najszerszy i najżyczliwszy uśmiech, na jaki była w stanie się zdobyć.
| nie wiem, czy w tej sytuacji też mam rzucać kością, ale rzucam na wszelki wypadek!
W pierwszej chwili nie zwróciła uwagi na nadchodzących urzędników, odwracając się lekko dopiero po usłyszeniu krótkiej wymiany zdań i czując, jak serce opada jej prosto do żołądka. Starając się nie wyciągać pochopnych wniosków, również przeliczyła szybko stojące obok osoby. Przewózka? W jakim celu? Ręka drgnęła jej odruchowo w stronę kieszeni płaszcza, ale natrafiła tam jedynie na pustkę; spojrzała na znajdującego się najbliżej Michaela, jakby pytając go milcząco, czy słyszał to samo, co ona. A pozostali? Przemknęła wzrokiem po Just, Harrym, Cassianie i pozostałej trójce, której nie znała, prawie pewna, że stali już poza zasięgiem głosu mężczyzn.
Pierwszy instynkt mówił jej: uciekaj, ale zdusiła go prawie natychmiast, choć potrafiła dostrzec ewentualną drogę ucieczki w postaci wolnego od strażników wylotu korytarza. Co jednak zrobiłaby później? Nie miała różdżki, Ministerstwo z kolei miało zarówno jej nazwisko, jak i adres; zakładając, że jakimś cudem udałoby jej się opuścić budynek (co było mało prawdopodobne, nawet biorąc pod uwagę, że doskonale znała jego rozkład), jak ukryłaby się poza jego murami? No i najważniejsze – żadne, nawet największe niebezpieczeństwo nie zmusiłoby jej do zostawienia Just i reszty Zakonników w tyle.
Nie ruszyła się więc z miejsca, zamiast tego prostując się lekko i robiąc jedyną rzecz, jaka przychodziła jej do głowy. Odchrząknęła głośno, żeby zwrócić na siebie uwagę, po czym spojrzała prosto w twarz Dippeta; najdonośniej i najwyraźniej jak potrafiła (tak, by usłyszeli ją wszyscy obecni), zapytała: - Przepraszam bardzo, dokąd i w jakim celu nas państwo przewożą? – Po czym posłała mężczyźnie najszerszy i najżyczliwszy uśmiech, na jaki była w stanie się zdobyć.
| nie wiem, czy w tej sytuacji też mam rzucać kością, ale rzucam na wszelki wypadek!
sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
all those layers
of silence
upon silence
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Margaux Vance' has done the following action : rzut kością
'k100' : 39
'k100' : 39
Czas mijał, a Michael odpowiadał na kolejne zadawane mu pytania, chcąc mieć to już za sobą. Zostawić tego nieprzyjemnego urzędnika z rodzaju tych, za jakimi nigdy nie przepadał, gdy tu pracował, zostawić te przesiąknięte zepsuciem mury i wrócić do kojącej normalności. Paradoksalnie teraz nawet ten nowy, odmieniony Hogwart, w którym wciąż tęsknił do lepszych czasów sprzed niekorzystnych zmian, wydał mu się przyjemniejszą alternatywą niż ministerstwo i odpowiadanie na absurdalne pytania o jego stosunek do mugoli.
Ale w końcu nadszedł koniec. Zaklęcie wyciszające zostało zdjęte, a urzędnik pozwolił im wyjść na korytarz, zapewniając, że wkrótce dostaną dwoje różdżki z powrotem. Wyszedł na korytarz, nie podejrzewając niczego. Miał nadzieję że to wszystko za chwilę się skończy, że oddadzą im różdżki i pozwolą odejść.
Widok pojawiających się przy nich strażników znowu jednak obudził w nim podejrzliwość. Dlaczego aż czterech czarodziejów miałoby pilnować gromadki pozbawionych różdżek interesantów, w dodatku nie będących żadnymi kryminalistami, a zupełnie zwyczajnymi czarodziejami wezwanymi na przesłuchanie? Zmarszczył brwi i rozejrzał się po twarzach obecnych. Coś nie dawało mu spokoju, chociaż Dippet uspokajał ich raz po raz, stwarzając wrażenie, że wszystko tak właśnie powinno wyglądać. Ale ile było w tym prawdy? Michael wiedział, że takim ludziom nie można ufać, dlatego nie zamierzał tracić czujności.
Nagle zauważył kolejnych urzędników zmierzających korytarzem w ich stronę. Zatrzymali się na tyle blisko niego, że mógł usłyszeć ukradkową wymianę zdań między nim a Dippetem. To, co usłyszał, zdecydowanie mu się nie spodobało i tylko spotęgowało jego niepokój. Przewózka? Chcieli ich rozdzielić i dokądś wywieźć? Chociaż tak nieufny wobec ministerstwa, był niemile zaskoczony. To tłumaczyło też zwodniczo uprzejme zachowanie urzędnika i obecność strażników. Wyglądało na to, że tak naprawdę wcale nie czekali na zwrot różdżek i możliwość pójścia do domu. Że ministerstwo wcale nie miało zamiaru ich uwalniać bez względu na to, co powiedzieli, bo przesłuchanie dopiero zostało zakończone, a skoro jakiś transport już czekał, to musiało zostać ukartowane wcześniej.
Odwzajemnił spojrzenie stojącej obok Margaux. Wyglądało na to, że tylko oni dwoje to usłyszeli; pozostali nadal wyglądali na nieświadomych tego, że prawdopodobnie nie wrócą dziś do swoich domów, bo ministerstwo miało wobec nich inne plany. I kto wie, jak te plany się dla nich skończą?
Chyba że... Rozejrzał się. Po obu stronach otaczali ich strażnicy, ale za nim nikt nie stał. Był tam tylko kolejny korytarz wyglądający na opustoszały. To zrodziło w jego głowie bardzo spontaniczny i zapewne głupi plan. Złapał jeszcze spojrzenie swojej siostry, przez ulotny moment patrząc na nią przepraszająco... Po czym rzucił się biegiem w kierunku pustego korytarza.
Miał świadomość, że zapewne zaraz zostanie schwytany i jego ucieczka skończy się nim dobiegnie do połowy korytarza. Nie miał różdżki, a strażników było kilku. Liczył jednak że zamieszanie, które wywołał, pozwoli zareagować i uciec też innym, nawet jeśli pewnie będą mieli go za tchórza i egoistę, który próbował ratować swoją skórę. Że strażnicy skupią się na nim, krnąbrnym uciekinierze, i nie będą tak czujni wobec pozostałych. Tak naprawdę dużo bardziej zależało mu na bezpieczeństwie siostry niż własnym i był gotów nawet oberwać jakimś zaklęciem, żeby dać jej i innym choć odrobinę czasu na reakcję. Miał tylko nadzieję, że szybko pojmą, że coś jest nie tak i że jego głupi zryw nie pójdzie na marne.
Ale w końcu nadszedł koniec. Zaklęcie wyciszające zostało zdjęte, a urzędnik pozwolił im wyjść na korytarz, zapewniając, że wkrótce dostaną dwoje różdżki z powrotem. Wyszedł na korytarz, nie podejrzewając niczego. Miał nadzieję że to wszystko za chwilę się skończy, że oddadzą im różdżki i pozwolą odejść.
Widok pojawiających się przy nich strażników znowu jednak obudził w nim podejrzliwość. Dlaczego aż czterech czarodziejów miałoby pilnować gromadki pozbawionych różdżek interesantów, w dodatku nie będących żadnymi kryminalistami, a zupełnie zwyczajnymi czarodziejami wezwanymi na przesłuchanie? Zmarszczył brwi i rozejrzał się po twarzach obecnych. Coś nie dawało mu spokoju, chociaż Dippet uspokajał ich raz po raz, stwarzając wrażenie, że wszystko tak właśnie powinno wyglądać. Ale ile było w tym prawdy? Michael wiedział, że takim ludziom nie można ufać, dlatego nie zamierzał tracić czujności.
Nagle zauważył kolejnych urzędników zmierzających korytarzem w ich stronę. Zatrzymali się na tyle blisko niego, że mógł usłyszeć ukradkową wymianę zdań między nim a Dippetem. To, co usłyszał, zdecydowanie mu się nie spodobało i tylko spotęgowało jego niepokój. Przewózka? Chcieli ich rozdzielić i dokądś wywieźć? Chociaż tak nieufny wobec ministerstwa, był niemile zaskoczony. To tłumaczyło też zwodniczo uprzejme zachowanie urzędnika i obecność strażników. Wyglądało na to, że tak naprawdę wcale nie czekali na zwrot różdżek i możliwość pójścia do domu. Że ministerstwo wcale nie miało zamiaru ich uwalniać bez względu na to, co powiedzieli, bo przesłuchanie dopiero zostało zakończone, a skoro jakiś transport już czekał, to musiało zostać ukartowane wcześniej.
Odwzajemnił spojrzenie stojącej obok Margaux. Wyglądało na to, że tylko oni dwoje to usłyszeli; pozostali nadal wyglądali na nieświadomych tego, że prawdopodobnie nie wrócą dziś do swoich domów, bo ministerstwo miało wobec nich inne plany. I kto wie, jak te plany się dla nich skończą?
Chyba że... Rozejrzał się. Po obu stronach otaczali ich strażnicy, ale za nim nikt nie stał. Był tam tylko kolejny korytarz wyglądający na opustoszały. To zrodziło w jego głowie bardzo spontaniczny i zapewne głupi plan. Złapał jeszcze spojrzenie swojej siostry, przez ulotny moment patrząc na nią przepraszająco... Po czym rzucił się biegiem w kierunku pustego korytarza.
Miał świadomość, że zapewne zaraz zostanie schwytany i jego ucieczka skończy się nim dobiegnie do połowy korytarza. Nie miał różdżki, a strażników było kilku. Liczył jednak że zamieszanie, które wywołał, pozwoli zareagować i uciec też innym, nawet jeśli pewnie będą mieli go za tchórza i egoistę, który próbował ratować swoją skórę. Że strażnicy skupią się na nim, krnąbrnym uciekinierze, i nie będą tak czujni wobec pozostałych. Tak naprawdę dużo bardziej zależało mu na bezpieczeństwie siostry niż własnym i był gotów nawet oberwać jakimś zaklęciem, żeby dać jej i innym choć odrobinę czasu na reakcję. Miał tylko nadzieję, że szybko pojmą, że coś jest nie tak i że jego głupi zryw nie pójdzie na marne.
The member 'Michael Tonks' has done the following action : rzut kością
'k100' : 70
'k100' : 70
Cassian wyłapał spojrzenie Margaux, a że we wszystkich tutaj obecnych bliżej znał tylko ją, trochę Michaela, a Tonks tylko z widzenia, odczytał to trochę inaczej niż miał. Ruszył w jej kierunku, akurat kiedy zadawała swoje pytanie. Niemalże w tym samym momencie odczytał ruch z boku. Instynktownie drgnął, wyciągając dłoń w tamtym kierunku, kiedy Michael ruszył w długą na długi korytarz. Nie wiedział co on, ani Margaux usłyszeli, a widocznie do ich uszu doszło więcej niż do niego czy reszty. Wiedział jednak, ze ucieczka była niepotrzebna. A jeśli już nawet on coś wiedział, a wiedział to na trzeźwo (po ostatniej wspólnego misji wrócił do starych nawyków), to musiało być to całkiem oczywiste.
Dlatego przyłożył dłoń do twarzy, przecierając nią szorstki policzek:
— O kurwa — mruknął, bo nie wiedział czy to oni są głupi, że tu zostają, czy Michael, że puszcza się korytarzem w bieg.
— Ja nie mogę się nigdzie wybrać. Chciałbym swoją różdżkę. Wzywają mnie obowiązki Uzdrowiciela, jak pewnie wszystkich tu obecnych jakieś własne sprawy — utkwił wzrok na Dippecie, próbując nie zwracać uwagi na strażników.
Dlatego przyłożył dłoń do twarzy, przecierając nią szorstki policzek:
— O kurwa — mruknął, bo nie wiedział czy to oni są głupi, że tu zostają, czy Michael, że puszcza się korytarzem w bieg.
— Ja nie mogę się nigdzie wybrać. Chciałbym swoją różdżkę. Wzywają mnie obowiązki Uzdrowiciela, jak pewnie wszystkich tu obecnych jakieś własne sprawy — utkwił wzrok na Dippecie, próbując nie zwracać uwagi na strażników.
I don't want to understand this horror
Everybody ends up here in bottles
There's a weight in your eyes
I can't admit
Everybody ends up here in bottles
Cassian Morisson
Zawód : UZDROWICIEL ODDZ. URAZÓW POZAKLĘCIOWYCH
Wiek : 33 LATA
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
I will not budge for no man’s pleasure, I
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Przesłuchanie ciągnęło się w nieskończoność. Abstrakcja tej sytuacji rosła z każdym kolejnym bzdurnym pytaniem, ale Maggie siedziała (nie)cierpliwie na krześle, nie dając się porwać wybijającym z rytmu pretensjom, które mogłyby to jeszcze dodatkowo przedłużyć. I w końcu się skończyło. Pozwolili im wyjść.
Wstała od swojego biurka, wymieniając ostatnie piorunujące spojrzenia z urzędnikiem i już miała iść w stronę drzwi, kiedy zauważyła, że panna MacDonald drętwo siedzi wciąż na swoim miejscu. Obejrzała się za czarodziejami, którzy już wychodzili, i podeszła do dziewczyny, nachylając się do niej.
- Lily, już się skończyło, musimy odebrać swoje różdżki – powiedziała łagodnie, tonem różniącym się diametralnie od tego, którego używała jeszcze parę minut temu. – Chodź, weźmiemy swoje różdżki i pójdziemy do Dziurawego Kotła, dobrze? Frank zrobi nam świetnego grzanego wina.
Uśmiechnęła się do niej i wzięła ją pod ramię, mocno ściskając jej dłoń na swoim łokciu. Kiedy Lily pojawiła się w ich Kotle, a ona razem z Frankiem zaczęli tłumaczyć, jak będą wyglądali jej obowiązki, Maggie jakoś postawiła sobie za ambicję, żeby o nią zadbać. Może to tęsknota po utracie Daisy, może niewypełniony do końca macierzyński instynkt, którego upływ tak nagle został odcięty od jej ciała.
Gdy wyszły razem na zewnątrz, pewnie jako ostatnie, rozejrzała się po ludziach, którzy nagle się pojawili. Strażnicy. Różdżki, których jeszcze nie było. I nagle głos białowłosej kobiety. Na gacie Merlina, co tu się działo?
Jej palce nieco mocniej zacisnęły się na dłoni Lily. Czekała na rozwój wydarzeń z napięciem żywo rysującym się na jej twarzy.
Wstała od swojego biurka, wymieniając ostatnie piorunujące spojrzenia z urzędnikiem i już miała iść w stronę drzwi, kiedy zauważyła, że panna MacDonald drętwo siedzi wciąż na swoim miejscu. Obejrzała się za czarodziejami, którzy już wychodzili, i podeszła do dziewczyny, nachylając się do niej.
- Lily, już się skończyło, musimy odebrać swoje różdżki – powiedziała łagodnie, tonem różniącym się diametralnie od tego, którego używała jeszcze parę minut temu. – Chodź, weźmiemy swoje różdżki i pójdziemy do Dziurawego Kotła, dobrze? Frank zrobi nam świetnego grzanego wina.
Uśmiechnęła się do niej i wzięła ją pod ramię, mocno ściskając jej dłoń na swoim łokciu. Kiedy Lily pojawiła się w ich Kotle, a ona razem z Frankiem zaczęli tłumaczyć, jak będą wyglądali jej obowiązki, Maggie jakoś postawiła sobie za ambicję, żeby o nią zadbać. Może to tęsknota po utracie Daisy, może niewypełniony do końca macierzyński instynkt, którego upływ tak nagle został odcięty od jej ciała.
Gdy wyszły razem na zewnątrz, pewnie jako ostatnie, rozejrzała się po ludziach, którzy nagle się pojawili. Strażnicy. Różdżki, których jeszcze nie było. I nagle głos białowłosej kobiety. Na gacie Merlina, co tu się działo?
Jej palce nieco mocniej zacisnęły się na dłoni Lily. Czekała na rozwój wydarzeń z napięciem żywo rysującym się na jej twarzy.
Gość
Gość
Odetchnęła z ulgą, kiedy kobieta zostawiła ją w spokoju, choć zdążyła już dość mocno zamknąć się w sobie. Bała się. Nie ważne, czy jej odczucia na tę chwilę były racjonalne i uzasadnione, czy nie. Czuła, że jeśli teraz wstanie, zostawiając wszystko, rzuci się do drzwi i wybiegnie, ucieknie byle dalej, byle już zamknąć się w swoim pokoju i postarać się o wszystkim zapomnieć.
W tej chwili jednak zjawiła się Mangolia i odezwała do niej, a MacDonald tylko skinęła głową, pozwalając się pociągnąć zupełnie jakby nowa znajoma była jakąś formą muru, czy raczej szklanej ścianki pomiędzy nią i jej paniką. Jeszcze chwilę, jeszcze kilka chwil. Dziurawy Kocioł. Grzane wino. Daleko stąd.
Zaraz jednak zatrzymali się przed salą, a ich różdżek wcale nie było, za to dwie osoby zachowywały się co najmniej dziwnie.
Zacisnęła obie ręce na łokciu Mangolii i cofnęła się na tyle, na ile tylko było to możliwe. Musiała wyglądać trochę jak przerażone zwierzę, wszystkie jej gesty czy ruchy były nerwowe, oczy szeroko otwarte, wypatrujące zagrożenia, rozglądała się dookoła bardzo poważnie rozważając bieg za nieznajomym człowiekiem. A jeśli usłyszał coś strasznego?
Wiele razy w swoim życiu chciała po prostu zniknąć, żeby tylko nie być blisko zagrożenia, jednak jeszcze chyba nigdy lęki i nerwy nie dobiły jej tak mocno, jak przez cały ten miesiąc.
W tej chwili jednak zjawiła się Mangolia i odezwała do niej, a MacDonald tylko skinęła głową, pozwalając się pociągnąć zupełnie jakby nowa znajoma była jakąś formą muru, czy raczej szklanej ścianki pomiędzy nią i jej paniką. Jeszcze chwilę, jeszcze kilka chwil. Dziurawy Kocioł. Grzane wino. Daleko stąd.
Zaraz jednak zatrzymali się przed salą, a ich różdżek wcale nie było, za to dwie osoby zachowywały się co najmniej dziwnie.
Zacisnęła obie ręce na łokciu Mangolii i cofnęła się na tyle, na ile tylko było to możliwe. Musiała wyglądać trochę jak przerażone zwierzę, wszystkie jej gesty czy ruchy były nerwowe, oczy szeroko otwarte, wypatrujące zagrożenia, rozglądała się dookoła bardzo poważnie rozważając bieg za nieznajomym człowiekiem. A jeśli usłyszał coś strasznego?
Wiele razy w swoim życiu chciała po prostu zniknąć, żeby tylko nie być blisko zagrożenia, jednak jeszcze chyba nigdy lęki i nerwy nie dobiły jej tak mocno, jak przez cały ten miesiąc.
Maybe I'm scared because you mean more to me than
any other person.
any other person.
Coś było nie tak. Mówiło mi już o tym zachowanie siedzącej naprzeciw mnie kobiety, której właściwie nie obchodziły moje odpowiedzi. Zadawała pytania, notowała to co powiedziałam, niby wszystko odbywało się tak, jako powinno. Ale poza irytującym uczuciem które we mnie wzbudzała ona przebijało się inne, na chwilę kryjące się pod irytacją ogarniającą moje ciało. To drugie uczucie, niepokoju i dziwnego przeczucia, że coś jest nie tak wypłynęło na wierzch z chwilą w której Dippet nakazał koniec przesłuchań. Nie spodziewałam się tego, a co więcej miałam gorzkie wrażenie że to nie jedyne, czego się dziś nie spodziewam.
Strażnicy otaczający nas z każdej strony sprawili, że w automatycznym odruchu sięgnęłam po różdżkę, natrafiając na… pustkę. Strażników było czterech, ale łącznie z przesłuchującymi nas urzędnikami stanowili większość. Rozejrzałam się wzrokiem odnajdując przyjaciółkę i brata.
Zbyt wiele zbiegów okoliczności zdawało się wisieć dzisiaj nad nami. Skończone – moim zdaniem – w połowie przesłuchanie, strażnicy pilnujący ministerialnych korytarzy i nigdy nie spóźniający się różdżkarz, który akurat dziś spóźnił się przez windę która właśnie teraz postanowiła się popsuć. Zmarszczyłam lekko brwi. Nie mogłam bezpodstawnie rzucać oskarżeń w stronę urzędników. Ale poczucie, że coś było nie tak urosło znacznie.
Przymknęłam na chwilę powieki, a gdy je otworzyłam dwóch obładowanych kartonami urzędników stało przy Dippecie, jeden z nich szeptał coś do niego. Szepty nigdy nie były dobre. Nie mogłam stać bezczynnie. Postanowiłam wykorzystać swoją genetyczną zdolność. Zmniejszyłam i zaokrągliłam lekko nos, skróciłam czoło, powiększyłam nieznacznie usta. Włosy zabarwiłam na biało. Upodobniłam się najmocniej jak mogłam do Margaux. Istniała szansa, że uda nam się wprowadzić w błąd, konsternacje urzędników, którzy nie będą potrafili nas rozpoznać. Ponad wszystko nie chciałam by nas rozdzielili. Michael sobie poradzi, wiedziałam, że tak. My, we dwójkę byłyśmy silniejsze. Potem ruszyłam na przód, w jej stronę, by znaleźć się jak najbliżej. Ostatecznie jeśli wybieg ten nie zadziała, zawsze mogę stwierdzić, że zrobiłam to dla rozluźnienia atmosfery.
Strażnicy otaczający nas z każdej strony sprawili, że w automatycznym odruchu sięgnęłam po różdżkę, natrafiając na… pustkę. Strażników było czterech, ale łącznie z przesłuchującymi nas urzędnikami stanowili większość. Rozejrzałam się wzrokiem odnajdując przyjaciółkę i brata.
Zbyt wiele zbiegów okoliczności zdawało się wisieć dzisiaj nad nami. Skończone – moim zdaniem – w połowie przesłuchanie, strażnicy pilnujący ministerialnych korytarzy i nigdy nie spóźniający się różdżkarz, który akurat dziś spóźnił się przez windę która właśnie teraz postanowiła się popsuć. Zmarszczyłam lekko brwi. Nie mogłam bezpodstawnie rzucać oskarżeń w stronę urzędników. Ale poczucie, że coś było nie tak urosło znacznie.
Przymknęłam na chwilę powieki, a gdy je otworzyłam dwóch obładowanych kartonami urzędników stało przy Dippecie, jeden z nich szeptał coś do niego. Szepty nigdy nie były dobre. Nie mogłam stać bezczynnie. Postanowiłam wykorzystać swoją genetyczną zdolność. Zmniejszyłam i zaokrągliłam lekko nos, skróciłam czoło, powiększyłam nieznacznie usta. Włosy zabarwiłam na biało. Upodobniłam się najmocniej jak mogłam do Margaux. Istniała szansa, że uda nam się wprowadzić w błąd, konsternacje urzędników, którzy nie będą potrafili nas rozpoznać. Ponad wszystko nie chciałam by nas rozdzielili. Michael sobie poradzi, wiedziałam, że tak. My, we dwójkę byłyśmy silniejsze. Potem ruszyłam na przód, w jej stronę, by znaleźć się jak najbliżej. Ostatecznie jeśli wybieg ten nie zadziała, zawsze mogę stwierdzić, że zrobiłam to dla rozluźnienia atmosfery.
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Justine Tonks' has done the following action : rzut kością
'k100' : 33
'k100' : 33
Nie miał pojęcia ile czasu minęło, ale w pewnym momencie ktoś chyba stwierdził, że pula czasowa została wyczerpana, ponieważ oświadczono, że koniec przesłuchań właśnie nastąpił. Nie miał pojęcia na jakim etapie byli inni oraz na ile byli traktowani, ale po ich minach nie mógł się spodziewać, by przebieg ich rozmów był bardziej odmienny od tego, w jaki mijała jego wymiana zdań z urzędnikiem. Zostali wyproszeni z sali, a wokół nich zebrali się strażnicy - obecność uzbrojonych ludzi nigdy nie była dobrym świadectwem, a tym bardziej, jeśli powody ich pojawienia się przy nich były tak mgliste. Wystarczyłoby, by został z nimi jakikolwiek urzędnik - sam nie był w humorze szlajania się po Ministerstwie i chciał jedynie dostać swoją różdżkę i jak najszybciej się stąd ulotnić. Taka opcja wydawała się jednak niemożliwa do zrealizowania, ponieważ dla coraz dziwniejszych wymówek ich własność ciągle nie była im zwracana. Milczenie coraz bardziej zaczynało mu ciążyć, choć nie widział rozwiązania, które zagwarantowałoby wymuszenie na kimkolwiek przyniesienie mu jego różdżki. Pozostawali na łasce i niełasce władzy, otoczeni przez siły, które miały środki do uspokojenia ich jakichkolwiek protestów. Jeżeli to było działanie zgodne z prawem, to Harry odczuwał coraz większą niechęć do sposobu, w jakim funkcjonował system i tylko upewniało go to w jego buncie i chęci zniszczenia tego sztucznego tworu.
Zaciskał pięści, odczuwając coraz większą frustrację.
Słowa Margaux zwróciły jego uwagę. Jak to przewożą? Jego wzrok powędrował w stronę Dippeta, a złość wzrosła. Jakiś mężczyzna zaczął uciekać. Inny zaczął żądać swojej własności, Justine użyła swoich zdolności, inne kobiety wyglądały na przestraszone, a on, mimo swojego talentu, nie był w stanie tego przewidzieć. Frustracja i poczucie niesprawiedliwości odbijały na nim największe piętno.
-Co to za szopka? Na Merlina całe te przedstawienia, skoro finał jest ten sam, Dippet?-warknął, zbliżając się do mężczyzny.
Zaciskał pięści, odczuwając coraz większą frustrację.
Słowa Margaux zwróciły jego uwagę. Jak to przewożą? Jego wzrok powędrował w stronę Dippeta, a złość wzrosła. Jakiś mężczyzna zaczął uciekać. Inny zaczął żądać swojej własności, Justine użyła swoich zdolności, inne kobiety wyglądały na przestraszone, a on, mimo swojego talentu, nie był w stanie tego przewidzieć. Frustracja i poczucie niesprawiedliwości odbijały na nim największe piętno.
-Co to za szopka? Na Merlina całe te przedstawienia, skoro finał jest ten sam, Dippet?-warknął, zbliżając się do mężczyzny.
Gość
Gość
Moje ostatnie słowa zdawały się zakończyć tą nieprzyjemną wymianę zdań. I dobrze. To nie na moją cierpliwość, prowadzenie dialogów tego rodzaju. Pewnie dlatego to moi bracia są aurorami, a ja gadam z końmi. Można i tak, prawda?
Zaklęcie wygłuszające przestało działać. Podeszłam potem za tłumem, który dziwnie zaczął się gorączkować. Na moim czole pojawiła się zmarszczka zirytowania. No przecież panowie urzędnicy też ludzie, pewnie dużo mają obowiązków z powodu tych całych zawirowań...w naszym świecie? Ale czy ciągle naszym, mugolaków? Przygryzłam wargę i zbroiłam się w cierpliwość. Ostatnio niebezpiecznie często mi jej brakowało i zainicjowanie mojej aktywności w klubie pojedynków wcale nie sprawiała, że łatwiej mi z tym było.
Zaklęcie wygłuszające przestało działać. Podeszłam potem za tłumem, który dziwnie zaczął się gorączkować. Na moim czole pojawiła się zmarszczka zirytowania. No przecież panowie urzędnicy też ludzie, pewnie dużo mają obowiązków z powodu tych całych zawirowań...w naszym świecie? Ale czy ciągle naszym, mugolaków? Przygryzłam wargę i zbroiłam się w cierpliwość. Ostatnio niebezpiecznie często mi jej brakowało i zainicjowanie mojej aktywności w klubie pojedynków wcale nie sprawiała, że łatwiej mi z tym było.
Dippet od razu zorientował się, że czarodzieje go usłyszeli. Gdy tylko Margaux się odezwała, wyciągnął w jej kierunku różdżkę. Z jego różdżki błysnęło zaklęcie, dokładnie Everte Stati. Jednak Margaux miała okazję go uniknąć, jeśli uda jej się dostatecznie szybko zareagować. Jeśli zrobi coś innego niż unik - zaklęcie zdecydowanie ją dosięgnie.
Pomysł Michaela udał się idealnie, gdy zaczął uciekać, prawie wszyscy strażnicy puścili się za nim biegiem, dzięki czemu pozostawili większość mugolaków bez jakiejkolwiek kontroli. Michael biegł korytarzem ile sił w nogach, dookoła niego fruwały zaklęcia i może nawet udałoby mu się uciec dalej, gdyby nie fakt, że wpadł prosto na strażnika, który przybiegł z pomocą z drugiej strony. Michael upadł na ziemię, będąc otoczony nie miał zbyt dużego pola do popisu.
Justine postanowiła zmienić swój wygląd w Margaux i nawet jej się udało i być może wprowadziłaby tym Dippeta w konsternację, gdyby nie fakt, że jeden, jedyny strażnik, który z nimi pozostał, wszystkiego by nie zauważył. Pech chciał, że Justine została przyłapana i nim zdążyła zrobić kilka kroków w kierunku swojej przyjaciółki Margaux, została złapana za ramię, a strażnik już szykował się, aby przyłożyć swoją różdżkę do jej szyi.
Pozostali zostali bez kontroli. Dippet wpatrzony w Margaux, trzech strażników poleciało za Michaelem, ostatni trzymał Justine. Zostali sami i mogli to wykorzystać. Wiedzieli już, że gdzieś mają zostać przewiezieni i teraz w ich rękach nyło to, czy na to pozwolą, czy jednak nie.
| Objaśnienie mapki (tak, wiem, że MG nie potrafi rysować): Kolorami zaznaczone jest położenie waszych postaci. Pokazane jest tylko tyle, ile wy jako postacie widzicie. Tylko Margaux i Justine wiedzą, że po prawej stronie (literka P) znajduje się jeden z kominków (ten najbliższy). Windę, którą widzicie to ta, którą przyjechaliście na to piętro, jednak nie jest to jedyna winda na tym departamencie, tam samo jak kominek po prawej nie jest tym jedynym. Przy Justine znajduje się jeden strażnik, Dippet znajduje się niedaleko Margaux, a Michael jest otoczony czterema strażnikami (trzech, którzy pobiegli za nim i jeden, który przybiegł z pomocą z drugiej strony). Reszta jest wolna i może działać.
Każda akcja wymaga rzutu kostką k100. Na jeden post przypada tylko jeden ruch.
St uniknięcia zaklęcia przez Margaux: 70 + sprawność
St wyrwania różdżki strażnikowi przez Justine: 90
Na odpis macie 48h.
Pomysł Michaela udał się idealnie, gdy zaczął uciekać, prawie wszyscy strażnicy puścili się za nim biegiem, dzięki czemu pozostawili większość mugolaków bez jakiejkolwiek kontroli. Michael biegł korytarzem ile sił w nogach, dookoła niego fruwały zaklęcia i może nawet udałoby mu się uciec dalej, gdyby nie fakt, że wpadł prosto na strażnika, który przybiegł z pomocą z drugiej strony. Michael upadł na ziemię, będąc otoczony nie miał zbyt dużego pola do popisu.
Justine postanowiła zmienić swój wygląd w Margaux i nawet jej się udało i być może wprowadziłaby tym Dippeta w konsternację, gdyby nie fakt, że jeden, jedyny strażnik, który z nimi pozostał, wszystkiego by nie zauważył. Pech chciał, że Justine została przyłapana i nim zdążyła zrobić kilka kroków w kierunku swojej przyjaciółki Margaux, została złapana za ramię, a strażnik już szykował się, aby przyłożyć swoją różdżkę do jej szyi.
Pozostali zostali bez kontroli. Dippet wpatrzony w Margaux, trzech strażników poleciało za Michaelem, ostatni trzymał Justine. Zostali sami i mogli to wykorzystać. Wiedzieli już, że gdzieś mają zostać przewiezieni i teraz w ich rękach nyło to, czy na to pozwolą, czy jednak nie.
| Objaśnienie mapki (tak, wiem, że MG nie potrafi rysować): Kolorami zaznaczone jest położenie waszych postaci. Pokazane jest tylko tyle, ile wy jako postacie widzicie. Tylko Margaux i Justine wiedzą, że po prawej stronie (literka P) znajduje się jeden z kominków (ten najbliższy). Windę, którą widzicie to ta, którą przyjechaliście na to piętro, jednak nie jest to jedyna winda na tym departamencie, tam samo jak kominek po prawej nie jest tym jedynym. Przy Justine znajduje się jeden strażnik, Dippet znajduje się niedaleko Margaux, a Michael jest otoczony czterema strażnikami (trzech, którzy pobiegli za nim i jeden, który przybiegł z pomocą z drugiej strony). Reszta jest wolna i może działać.
Każda akcja wymaga rzutu kostką k100. Na jeden post przypada tylko jeden ruch.
St uniknięcia zaklęcia przez Margaux: 70 + sprawność
St wyrwania różdżki strażnikowi przez Justine: 90
Na odpis macie 48h.
Wyglądało na to, że na ministerialny korytarz ktoś rzucił zaklęcie uniemożliwiające myślenie, bo to, co rozgrywało się właśnie przed oczami Margaux, wprawiło ją w większą konsternację, niż porządnie rzucony confundus. Ledwie pierwsze słowa wydostały się z jej ust, w jej kierunku pomknął rzucony przez Dippeta urok; czarodziej musiał poczuć się naprawdę zagrożony faktem, iż nieuzbrojona, nieporuszająca się, drobna kobieta ośmieliła się zadać mu pytanie, skoro postanowił zachować się tak, jak nie zachowałby się żaden szanujący się urzędnik, próbując bez ostrzeżenia posłać ją siłą w kierunku przeciwległej ściany (???). Gdyby miała więcej czasu na analizę sytuacji, z pewnością zaczęłaby się poważnie zastanawiać, czy mężczyzna nie znajduje się pod działaniem imperiusa, jej uwaga ograniczyła się jednak do najbliższego otoczenia. Zdążyła jeszcze kątem oka zauważyć rzucającego się do ucieczki Michaela; stojący na korytarzu strażnicy wydawali się z kolei zapomnieć, że trzymają w rękach różdżki, bo zaczęli biec za Tonksem, pozostawiając resztę mugolaków samym sobie.
Margaux, pozostawiona bez większego wyboru, uskoczyła w bok, próbując uchronić się przed zaklęciem Dippeta, ale nadal nie decydując się na bieg w żadną ze stron – wciąż uważała, że wszelkie próby ucieczki nie miały najmniejszego sensu.
Margaux, pozostawiona bez większego wyboru, uskoczyła w bok, próbując uchronić się przed zaklęciem Dippeta, ale nadal nie decydując się na bieg w żadną ze stron – wciąż uważała, że wszelkie próby ucieczki nie miały najmniejszego sensu.
sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
all those layers
of silence
upon silence
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Margaux Vance' has done the following action : rzut kością
'k100' : 79
'k100' : 79
Sala przesłuchań
Szybka odpowiedź