Sala przesłuchań
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Pokój przesłuchań
Pomieszczenie to jeszcze niedawno służyło jako zwykły gabinet, jednak przez swoje dość spore rozmiary zostało zaadaptowane jako pokój przesłuchań. Nie jest to pomieszczenie przypominające celę, a dość przytulne miejsce, w którym przesłuchiwani mają poczuć się komfortowo.
Głównym elementem pomieszczenia jest drewniane biurko, na którym zazwyczaj znajdują się różnego rodzaju dokumenty. Nie należy ono do nikogo, a pełni jedynie funkcje głównego "miejsca dowodzenia". Oprócz niego, po bokach, rozmieszczone są mniejsze stanowiska, jednoosobowe biurka, gdyby zaszła potrzeba przesłuchiwania kilku osób jednocześnie. Dzięki zastosowaniu zaklęć wygłuszających, czarodzieje nie są w stanie się usłyszeć, więc rozmowa będzie wiarygodna.
Głównym elementem pomieszczenia jest drewniane biurko, na którym zazwyczaj znajdują się różnego rodzaju dokumenty. Nie należy ono do nikogo, a pełni jedynie funkcje głównego "miejsca dowodzenia". Oprócz niego, po bokach, rozmieszczone są mniejsze stanowiska, jednoosobowe biurka, gdyby zaszła potrzeba przesłuchiwania kilku osób jednocześnie. Dzięki zastosowaniu zaklęć wygłuszających, czarodzieje nie są w stanie się usłyszeć, więc rozmowa będzie wiarygodna.
Nadzieje na pokojowe rozwiązanie sprawy ulatywały w zastraszającym tempie, rozbijając się jak zaklęcie Dippeta, które minąwszy ją o cal, uderzyło w ścianę nad jej głową. Zacisnęła powieki, odruchowo osłaniając głowę rękami, nie mogąc uwierzyć, że to wszystko działo się naprawdę; mogłaby nawet pomyśleć, że znalazła się w samym środku szalonego snu, gdyby nie fakt, że jej własny umysł nigdy nie wytworzyłby tak odrealnionego scenariusza. Przestała zastanawiać się nad konsenkwencjami; w chwili, w której odwracała się, żeby objąć spojrzeniem ogarnięty chaosem korytarz, była w stanie przejmować się jedynie kilkoma najbliższymi minutami.
Po lewej, ponad ramionami siłujących się Harry’ego i Dippeta, zauważyła Justine, czy może – zauważyła siebie, wiedziała jednak, że pod zmienioną aparycją kryje się jej przyjaciółka. Niestety, znajdowała się za daleko, żeby Margaux była w stanie jej w jakikolwiek sposób pomóc, miała jednak nadzieję, że uda się to Cassianowi. Sama miała zresztą bardziej naglące problemy na głowie; sypiąca iskrami różdżka odrzuciła na bok walczących o nią mężczyzn i upadła na podłogę pomiędzy ich trójką. Zerknęła na nią i zanim zdążyła zastanowić się nad tym, co robi, zadziałał instynkt – podbiegła do przodu, schylając się i próbując dotrzeć do niej przed urzędnikiem. Wiedziała, że w pojedynkę i tak nie będzie w stanie pokonać strażników, ale liczyła na to, że zdąży wysłać patronusa z wiadomością zanim ponownie ją rozbroją.
Po lewej, ponad ramionami siłujących się Harry’ego i Dippeta, zauważyła Justine, czy może – zauważyła siebie, wiedziała jednak, że pod zmienioną aparycją kryje się jej przyjaciółka. Niestety, znajdowała się za daleko, żeby Margaux była w stanie jej w jakikolwiek sposób pomóc, miała jednak nadzieję, że uda się to Cassianowi. Sama miała zresztą bardziej naglące problemy na głowie; sypiąca iskrami różdżka odrzuciła na bok walczących o nią mężczyzn i upadła na podłogę pomiędzy ich trójką. Zerknęła na nią i zanim zdążyła zastanowić się nad tym, co robi, zadziałał instynkt – podbiegła do przodu, schylając się i próbując dotrzeć do niej przed urzędnikiem. Wiedziała, że w pojedynkę i tak nie będzie w stanie pokonać strażników, ale liczyła na to, że zdąży wysłać patronusa z wiadomością zanim ponownie ją rozbroją.
sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
all those layers
of silence
upon silence
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Margaux Vance' has done the following action : rzut kością
'k100' : 20
'k100' : 20
Biegłam przed siebie z szeroko otwartymi oczami, przez które wyglądało autentyczne przerażenie. Nie mogłam poskładać myśli. Nie wiedziałam o co w tym wszystkim chodzi, co tu się wyprawia, dokąd pójdę dalej...Panika. Oczy mi się zaszkliły na myśl o ojcu. Co mu powiedzą, co sobie pomyśli, coś mu groziło...? Boże miej mnie w Swej opiece - proszę Go będąc przytłoczona myślami o konsekwencjach. On mnie chyba wysłuchał bo nikt mnie nie dopadł, nikt chyba za mną nie pobiegł - nie byłam pewna, bałam się odwrócić. Bo co jeśli się karmiłam uspokajającym kłamstwem?
Dostrzegłam uchylone drzwi. Nie myśląc wiele - znalazłam się za nimi, chcąc zniknąć. Zamknęłam je za sobą. Dziwnie było patrzeć na moją, drżącą ze strachu rękę. Zdławiłam szloch upominając się, że to nie koniec - musiałam się stąd wydostać. Byłam w ministerstwie pierwszy więc nie miałam pojęcia gdzie znajduje się kominek. Pomyślałam jednak o głównym holu na parterze. Wyjść tak jak przyszłam. Czemu miało się to nie udać. Zaczęłam schodzić w dół.
Dostrzegłam uchylone drzwi. Nie myśląc wiele - znalazłam się za nimi, chcąc zniknąć. Zamknęłam je za sobą. Dziwnie było patrzeć na moją, drżącą ze strachu rękę. Zdławiłam szloch upominając się, że to nie koniec - musiałam się stąd wydostać. Byłam w ministerstwie pierwszy więc nie miałam pojęcia gdzie znajduje się kominek. Pomyślałam jednak o głównym holu na parterze. Wyjść tak jak przyszłam. Czemu miało się to nie udać. Zaczęłam schodzić w dół.
Byłam głupia, naprawdę, poważnie głupia. Doszło to do mnie już chwilę po tym, gdy postanowiłam wyrwać strażnikowi różdżkę. Ale czy rzeczywiście była dla nas jakaś inna perspektywa działania? Albo przynajmniej dla mnie. Widziałam zaklęcie, które śmignęło w kierunku Margaux. Nadal utrzymywałam swoją formę w której upodabniałam się do niej. Nastał konkretny, ogarniający cały korytarz chaos i gdyby nie Cassian, pewnie już dawno moje plecy wybrałyby się na bliskie spotkanie ze ścianą. Nie wiedziałam co spowodowało cały ten harmider, wiedziałam jednak że coś musiało to sprawić. Michael nie biegł by w głąb korytarza ściągając na siebie uwagę strażników, a Dippet nie próbowałby uciszyć mojej przyjaciółki, gdyby nie próbowała przekazać nam czegoś ważnego. Potrzebowaliśmy różdżki, nawet nie tyle by się bronić, a by móc poinformować kogo o tym, co się działo. Istniała jeszcze szansa, że komuś uda się wydostać i sprowadzić pomoc – ale czy rzeczywiście istniała na to realna szansa? Postanowiłam spróbować wyrwać się strażnikowi, zawierzyć losowi, mieć nadzieję na więcej szczęścia tym razem.
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Justine Tonks' has done the following action : rzut kością
'k100' : 36
'k100' : 36
Cassian był rozdarty pomiędzy chęcią zbiegnięcia i poinformowania innych o ewentualnym szaleństwie pracowników Ministerstwa magii, a obaleniem strażnika i zagarnięciem jego różdżki. Wtedy też mogłby się szarpnąć o poinformowanie znajomych o zaistniałej sytuacji. Jego umysł był jednak wyjątkowo oporny. W pierwszym instynkcie nie chciał w ogóle sprawiać oporu. Z tyłu głowy mając gdzieś w pamięci informację o zawieszeniu go jako uzdrowiciela w szpitalu. Drugi raz nie daliby mu żadnej szansy. Z drugiej strony pracownik Ministerstwa groził zupełnie nieuzbrojonej, niewinnej czarownicy, czy jego obowiązkiem obywatelskim nie było zapobieganie takim czynnością? W jego szalonej głowie, wolał nazwać teraz pracowników Ministerstwa sektą, aby jego czyn zdołał wybaczyć sobie już w sekundę po dokonaniu go. Wygiął się bardziej w przód, atakując strażnika ciężarem swojego ciała. Tym razem włożył w to więcej wysiłku i przekonania, teraz pewien, ze w tym momencie nie było już od tego odwrotu. Pomoc Justine stała na pierwszym miejscu. Dalej... były już tylko siarczyste przekleństwa, które przy tym rzucał pod nosem, klnąc się na Boga, że kobietom nie powinno się pozwolić wychodzić z domu. Dla bezpieczeństwa ogółu społeczeństwa.
I don't want to understand this horror
Everybody ends up here in bottles
There's a weight in your eyes
I can't admit
Everybody ends up here in bottles
Cassian Morisson
Zawód : UZDROWICIEL ODDZ. URAZÓW POZAKLĘCIOWYCH
Wiek : 33 LATA
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
I will not budge for no man’s pleasure, I
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Cassian Morisson' has done the following action : rzut kością
'k100' : 70
'k100' : 70
Strażnicy! Lily wydała z siebie zduszony okrzyk w niczym nie przypominający żadnego słowa, stanęła w miejscu i straciła najwyżej sekundę na pierwszy szok. Nie oglądała się na Mangolię, w tej chwili liczyło się tylko, żeby zniknąć, kiedy tylko zobaczyła otwarte drzwi do jakiegokolwiek pomieszczenia, skręciła. Nie było szans, żeby z własnej woli zbliżyła się do tamtych ludzi z różdżkami!
- M-m-ma-mangolia-a...
Jęknęła cicho, patrząc na kobietę, bardzo chciała się skulić, ale tam zaraz, za drzwiami byli ci ludzie! Złapała pierwszy mebel, który zobaczyła i przyciągnęła pod drzwi, po czym zaczęła się rozglądać za jakimkolwiek miejscem do ukrycia, jakimkolwiek kątem osłoniętym kurtyną, jakąkolwiek szafą w której mogłaby się zmieścić. Największym jej marzeniem w tej chwili był o dziwo kominek. Czy to wiele? Cokolwiek. Obraz rozmazywał jej się przez łzy, była spłoszona i zdezorientowana, złapała mocno Mangolię.
- M-m-ma-mangolia-a...
Jęknęła cicho, patrząc na kobietę, bardzo chciała się skulić, ale tam zaraz, za drzwiami byli ci ludzie! Złapała pierwszy mebel, który zobaczyła i przyciągnęła pod drzwi, po czym zaczęła się rozglądać za jakimkolwiek miejscem do ukrycia, jakimkolwiek kątem osłoniętym kurtyną, jakąkolwiek szafą w której mogłaby się zmieścić. Największym jej marzeniem w tej chwili był o dziwo kominek. Czy to wiele? Cokolwiek. Obraz rozmazywał jej się przez łzy, była spłoszona i zdezorientowana, złapała mocno Mangolię.
Maybe I'm scared because you mean more to me than
any other person.
any other person.
Nie minęło wiele czasu, a Michael został szarpnięty do góry i zmuszony do powstania. Po chwili w jego plecy wbiła się różdżka; był to wyraźny znak, że każdy niewłaściwy ruch skończy się natychmiastową reakcją strażnika i zapewne rzuconym na niego zaklęciem.
Wtedy jednak z boku usłyszał głos. Odruchowo zerknął w tamtą stronę, zauważając postać na obrazie, mówiącą o ucieczce dwóch kobiet. Ożywił się, chociaż na zewnątrz starał się tego nie okazywać. Czyżby zgodnie z jego zamierzeniem pozostali domyślili się, że coś jest nie tak, i zaczęli uciekać? Miał nadzieję, że komuś uda się stąd wydostać, chociaż podejrzewał, że skoro strażnicy już wiedzą, sytuacja mugolaków stanie się jeszcze trudniejsza. Może jednak źle zrobił, podejmując tę próbę ucieczki? Co, jeśli tak naprawdę wszyscy wyjdą na tym gorzej, jeśli zostaną złapani?
Nie wiedział, dokąd go teraz zabierano, nie widział też nikogo z pozostałych mugolaków. Był sam z dwoma strażnikami, którzy przy nim pozostali. Przed tym, zanim kazali mu iść do przodu, skuli mu ręce, zapewne żeby się upewnić, że znowu nie zrobi czegoś głupiego. To jeszcze bardziej utrudniło jego położenie, bo stał się jeszcze bardziej bezbronny i zdany na ich łaskę.
- Dokąd jestem zabierany? – zapytał sucho. Jednocześnie przez cały czas starał się dyskretnie rozglądać za ewentualną drogą ucieczki. Póki co po obu stronach otaczały go ściany, a z przodu i z tyłu szli strażnicy. Tylko dwóch, ale i tak za dużo, żeby poradzić sobie z nimi bez różdżki i ze skutymi rękami. Musiał czekać na lepszy moment, tylko pytanie, czy taka chwila nadejdzie?
Wtedy jednak z boku usłyszał głos. Odruchowo zerknął w tamtą stronę, zauważając postać na obrazie, mówiącą o ucieczce dwóch kobiet. Ożywił się, chociaż na zewnątrz starał się tego nie okazywać. Czyżby zgodnie z jego zamierzeniem pozostali domyślili się, że coś jest nie tak, i zaczęli uciekać? Miał nadzieję, że komuś uda się stąd wydostać, chociaż podejrzewał, że skoro strażnicy już wiedzą, sytuacja mugolaków stanie się jeszcze trudniejsza. Może jednak źle zrobił, podejmując tę próbę ucieczki? Co, jeśli tak naprawdę wszyscy wyjdą na tym gorzej, jeśli zostaną złapani?
Nie wiedział, dokąd go teraz zabierano, nie widział też nikogo z pozostałych mugolaków. Był sam z dwoma strażnikami, którzy przy nim pozostali. Przed tym, zanim kazali mu iść do przodu, skuli mu ręce, zapewne żeby się upewnić, że znowu nie zrobi czegoś głupiego. To jeszcze bardziej utrudniło jego położenie, bo stał się jeszcze bardziej bezbronny i zdany na ich łaskę.
- Dokąd jestem zabierany? – zapytał sucho. Jednocześnie przez cały czas starał się dyskretnie rozglądać za ewentualną drogą ucieczki. Póki co po obu stronach otaczały go ściany, a z przodu i z tyłu szli strażnicy. Tylko dwóch, ale i tak za dużo, żeby poradzić sobie z nimi bez różdżki i ze skutymi rękami. Musiał czekać na lepszy moment, tylko pytanie, czy taka chwila nadejdzie?
Nie miał pojęcia skąd w Dippecie tyle siły! A może to po prostu wina jego własnych zaniedbań? Może gdyby poświęcał mniej czasu na schopenhaueryzm i wegetację polegającą nad płakaniem nad istotą świata i niszczycielskiego systemu, to znalazłby chwilę na zadbanie o własne ciało, dzięki czemu nie musiałby się tak szarpać.
Iskry szły z różdżki, która protestowała przed siłowym odebraniem jej właścicielowi, jakby podlegała jego woli. Cudem uniknął jakichkolwiek rykoszetów i najwyraźniej Opatrzność nad nim czuwała. W końcu jednak ich zwarcie zostało przerwane, a oni zostali rozrzuceni na dwa końce korytarza w niezwykle efektowny sposób. Bez wątpienia mogliby być bohaterami wybitnie niskiego filmu akcji, kiedy ponownie, jak trzy żuczki, zawalczyli o kawałek drewna. Harry nie wahał się ani minuty, a jego myśli o przetrwaniu skupiały się na tym drobnym przedmiocie, jakby to było jedyne wyjście z sytuacji. Od tego zależała cała jego przyszłość. Gówniana sprawa.
Wyrwał się do przodu, próbując pochwycić różdżkę w swoje zgrabne, długie palce, gotów choćby do wydłubania Dippetowi oczu jeśli istniała taka konieczność. Nie rejestrował już co się działo naokoło, skupiając się na jednej akcji na raz - w końcu więcej wykonać nie mógł.
Iskry szły z różdżki, która protestowała przed siłowym odebraniem jej właścicielowi, jakby podlegała jego woli. Cudem uniknął jakichkolwiek rykoszetów i najwyraźniej Opatrzność nad nim czuwała. W końcu jednak ich zwarcie zostało przerwane, a oni zostali rozrzuceni na dwa końce korytarza w niezwykle efektowny sposób. Bez wątpienia mogliby być bohaterami wybitnie niskiego filmu akcji, kiedy ponownie, jak trzy żuczki, zawalczyli o kawałek drewna. Harry nie wahał się ani minuty, a jego myśli o przetrwaniu skupiały się na tym drobnym przedmiocie, jakby to było jedyne wyjście z sytuacji. Od tego zależała cała jego przyszłość. Gówniana sprawa.
Wyrwał się do przodu, próbując pochwycić różdżkę w swoje zgrabne, długie palce, gotów choćby do wydłubania Dippetowi oczu jeśli istniała taka konieczność. Nie rejestrował już co się działo naokoło, skupiając się na jednej akcji na raz - w końcu więcej wykonać nie mógł.
Gość
Gość
The member 'Harry Dawlish' has done the following action : rzut kością
'k100' : 84
'k100' : 84
Panika w niej narastała, chociaż ze wszystkich sił próbowała ją w sobie zdusić, wpychając na jej miejsce trzeźwość umysłu i racjonalność podejmowanych kroków. Z tyłu jej głowy migała jej świadomość, że prędzej obie zgubią się na korytarzach, szukając drogi do wyjścia, niż faktycznie je znajdą. A jak wcześniej się nie zgubią, to zostaną złapane.
Nie musiała długo czekać na odpowiedź od losu.
Ledwo zdążyła zahamować przed granatowymi postaciami, które wyrosły tuż przed nią. Na Merlina, czy oni są wszędzie?! Nie zastanawiając się dłużej - pobiegła za Lily, natychmiast zatrzaskując za sobą drzwi. Pomogła Lily w przetransportowaniu mebla (krzesło? komoda?) pod drzwi, by twarde drewno mogło zablokować przejście.
- Ciii, Lily, nie panikuj - spojrzała na dziewczynę, nadając swojemu głosowi stanowczość, ale też i racjonalne podejście do sytuacji. - Musimy zachować trzeźwy umysł, Lily, rozumiesz mnie? Musimy się stąd wydostać.
Naprawdę musiały. Nie wyobrażała sobie dalszego rozwoju wydarzeń, nie czekała na to z niezdrową ekscytacją. Bała się. O swój każdy krok, o każdy ruch. Ale musiała być twarda - za nie obie.
Nie musiała długo czekać na odpowiedź od losu.
Ledwo zdążyła zahamować przed granatowymi postaciami, które wyrosły tuż przed nią. Na Merlina, czy oni są wszędzie?! Nie zastanawiając się dłużej - pobiegła za Lily, natychmiast zatrzaskując za sobą drzwi. Pomogła Lily w przetransportowaniu mebla (krzesło? komoda?) pod drzwi, by twarde drewno mogło zablokować przejście.
- Ciii, Lily, nie panikuj - spojrzała na dziewczynę, nadając swojemu głosowi stanowczość, ale też i racjonalne podejście do sytuacji. - Musimy zachować trzeźwy umysł, Lily, rozumiesz mnie? Musimy się stąd wydostać.
Naprawdę musiały. Nie wyobrażała sobie dalszego rozwoju wydarzeń, nie czekała na to z niezdrową ekscytacją. Bała się. O swój każdy krok, o każdy ruch. Ale musiała być twarda - za nie obie.
Gość
Gość
Margaux nie udało się dosięgnąć różdżki. Nie zrobiła też nic, aby w jakikolwiek sposób zaatakować bezbronnego Dippeta. Na szczęście Harry’emu udało się ją zdobyć i teraz to on dzierżył narzędzie, dzięki czemu mogli zawalczyć. Dippet również wstał z podłogi, patrzył to na Margaux to na Harry’ego, nie odzywając się ani słowem. W końcu jednak odwrócił głowę do jednego z ruchomych obrazów.
- Posiłki, natychmiast - powiedział.
Ale czy był sens stawać naprzeciwko Dippeta? Czy nie lepiej będzie uciec nim owe posiłki przybędą? W końcu Margaux wie, jak najszybciej dostać się do kominka. W końcu to jej departament.
Justine nie udało się wyrwać. Strażnik trzymał ją w żelaznym uścisku, a dziewczyna coraz bardziej opadała z sił. Bo ile można się tak szamotać i wyrywać bez żadnych strat? Niezbyt długo. Cassian nie zdecydował się na ucieczkę, a szkoda, bo miał czystą drogę i mógł dać radę opuścić Ministerstwo, mając tym samym okazję na wezwanie pomocy. Ale skoro z niej nie skorzystał, to było już dla niego za późno. Całe szczęście, udało mu się przeszkodzić strażnikowi, gdyby nie to, Justine zapewne dostałaby jakimś zaklęciem. Cassian wraz ze strażnikiem i pośrednio, również z Justine, szarpali się na środku korytarza. W końcu strażnik odepchnął Morissona oraz Tonks i skierował w ich stronę swoją różdżkę. Cała trójka czarodziejów mogła kątem oka zauważyć, że w ich stronę biegnie z prawej strony dwóch dodatkowych strażników, czyżby to te posiłki o które prosił Dippet? Widząc walkę, od razu zatrzymali się i również wyciągnęli różdżki. W stronę Justine oraz Cassiana poleciały trzy obezwładniające zaklęcia.
Lily i Magnolia nie zdecydowały się przebiec przez strażników, nie zdecydowały się także skręcić w korytarz, natomiast wybrały opcję dość niepewnego pomieszczenia, nie mając pojęcia, czy znajdą w nim jakiekolwiek wyjście. Wbiegły do niego, pierwsze o czym myśląc, aby zaryglować drzwi. Dopiero gdy to zrobiły i chwilę ochłonęły zdały sobie sprawę, że nie są w zwyczajnym pomieszczeniu. To było coś jak tymczasowe więzienie? Cztery klatki, dwie zapełnione dwójką czarodziejów, a po środku siedzący za biurkiem strażnik. Siedział z wyciągniętą różdżką i uśmiechał się do nich uprzejmie, jakby czekał, aż w końcu go zauważą To stąd musieli wybiec tamci strażnicy, którzy wyrośli przed dziewczynami jak z ziemi i zapędzili je dokładnie tam, gdzie chcieli.
Mężczyzna, słysząc jak ktoś dobija się do drzwi, wstał i kierując swoją różdżkę na kobiety, machnął ją, nakazując im się odsunąć.
- Możemy po dobroci, możemy siłą. Jak wolicie? - zapytał.
Powoli, nie opuszczając różdżki skierowanej na Lily i Magnolię, schylił się, aby zabrać krzesło spod klamki, aby móc otworzyć drzwi. Miały teraz swoją szansę.
Sally wybrała drzwi. Schody wyglądały całkiem normalnie, wyłożone były ciemno brązowym dywanem, w rogu przy ścianie stała doniczka z kwiatem, na półpiętrze było nawet okno, przysłonięte firanką. Sally zdecydowała się schodzić w dół, mając zamiar zejść na piętro gdzie znajdowało się wyjście. Powinna więc kierować się do Atrium. Schodziła i schodziła, zeszła chyba z sześć pięter, ale ciągle nie wiedziała, czy znajduje się na odpowiednim już poziomie. Licząc w myślach, schody już dawno powinny się kończyć, w końcu Ministerstwo oficjalnie miało dziesięć pięter, a po wychyleniu się za balustradę, końca schodów nie było widać. Schodząc dalej, jedyne co się zmieniało, to krajobraz za oknem, który raz pokazywał słońce, raz śnieg, raz deszcz i wichurę i tak na zmianę. A gdy podeszła do drzwi na piętrze, chcąc wydostać się z tej klatki schodowej, okazywało się, że są one zamknięte.
Michael szedł ze strażnikami i tym razem nie zdecydował się na żaden ruch. Zadał za to pytanie, na które chciał chyba uzyskać odpowiedź, ale jej nie uzyskał.
Skręcili nagle w korytarz na lewo i jeśli Michael się odpowiednio wychylił zauważył, że działo się tam coś niepokojącego. Pod drzwiami stała aż czwórka strażników, ale zanim podeszli na tyle blisko, aby mężczyzna mógł się im przyjrzeć, dwóch z nich odeszło. Tonks przystanął w pewnej odległości, nadal czuł na swoich plecach różdżkę. Strażnik, który szedł przed nim podszedł bliżej.
- Co się stało? - zapytał.
- Dwie kobiety wbiegły do środka, ale spokojnie, mamy tam swojego człowieka.
Wbiegły do aresztu? A to ci dopiero, wykonały za nas całą robotę. Trzeba będzie im podziękować.
Michael nie wiedział kto wbiegł do środka, ale to pewnie te dwie o których usłyszał od obrazu. Były w fatalnym położeniu, a on wcale nie był w lepszym. Niewiele miał do zrobienia, a jeszcze mniej by im pomóc.
| Objaśnienie mapki: Na mapce zostało zaktualizowane wasze położenie.
St uniknięcia dwóch zaklęć przez Cassiana: 80 + do rzutu doliczana jest statystyka sprawność
St uniknięcia jednego zaklęcia przez Justine: 75 + do rzutu doliczana jest statystyka sprawności
Michael przez kajdanki, które ma na rękach ma -40pkt do rzutu kością k100. Na każdą akcję musi rzucić kością k100, chyba, że zdecyduje się nie wykonywać żadnej akcji - wtedy nie musi.
Sally, Lily i Magnolia na każdą akcję muszą rzucić kością k100.
Na odpis macie 48h.
- Posiłki, natychmiast - powiedział.
Ale czy był sens stawać naprzeciwko Dippeta? Czy nie lepiej będzie uciec nim owe posiłki przybędą? W końcu Margaux wie, jak najszybciej dostać się do kominka. W końcu to jej departament.
Justine nie udało się wyrwać. Strażnik trzymał ją w żelaznym uścisku, a dziewczyna coraz bardziej opadała z sił. Bo ile można się tak szamotać i wyrywać bez żadnych strat? Niezbyt długo. Cassian nie zdecydował się na ucieczkę, a szkoda, bo miał czystą drogę i mógł dać radę opuścić Ministerstwo, mając tym samym okazję na wezwanie pomocy. Ale skoro z niej nie skorzystał, to było już dla niego za późno. Całe szczęście, udało mu się przeszkodzić strażnikowi, gdyby nie to, Justine zapewne dostałaby jakimś zaklęciem. Cassian wraz ze strażnikiem i pośrednio, również z Justine, szarpali się na środku korytarza. W końcu strażnik odepchnął Morissona oraz Tonks i skierował w ich stronę swoją różdżkę. Cała trójka czarodziejów mogła kątem oka zauważyć, że w ich stronę biegnie z prawej strony dwóch dodatkowych strażników, czyżby to te posiłki o które prosił Dippet? Widząc walkę, od razu zatrzymali się i również wyciągnęli różdżki. W stronę Justine oraz Cassiana poleciały trzy obezwładniające zaklęcia.
Lily i Magnolia nie zdecydowały się przebiec przez strażników, nie zdecydowały się także skręcić w korytarz, natomiast wybrały opcję dość niepewnego pomieszczenia, nie mając pojęcia, czy znajdą w nim jakiekolwiek wyjście. Wbiegły do niego, pierwsze o czym myśląc, aby zaryglować drzwi. Dopiero gdy to zrobiły i chwilę ochłonęły zdały sobie sprawę, że nie są w zwyczajnym pomieszczeniu. To było coś jak tymczasowe więzienie? Cztery klatki, dwie zapełnione dwójką czarodziejów, a po środku siedzący za biurkiem strażnik. Siedział z wyciągniętą różdżką i uśmiechał się do nich uprzejmie, jakby czekał, aż w końcu go zauważą To stąd musieli wybiec tamci strażnicy, którzy wyrośli przed dziewczynami jak z ziemi i zapędzili je dokładnie tam, gdzie chcieli.
Mężczyzna, słysząc jak ktoś dobija się do drzwi, wstał i kierując swoją różdżkę na kobiety, machnął ją, nakazując im się odsunąć.
- Możemy po dobroci, możemy siłą. Jak wolicie? - zapytał.
Powoli, nie opuszczając różdżki skierowanej na Lily i Magnolię, schylił się, aby zabrać krzesło spod klamki, aby móc otworzyć drzwi. Miały teraz swoją szansę.
Sally wybrała drzwi. Schody wyglądały całkiem normalnie, wyłożone były ciemno brązowym dywanem, w rogu przy ścianie stała doniczka z kwiatem, na półpiętrze było nawet okno, przysłonięte firanką. Sally zdecydowała się schodzić w dół, mając zamiar zejść na piętro gdzie znajdowało się wyjście. Powinna więc kierować się do Atrium. Schodziła i schodziła, zeszła chyba z sześć pięter, ale ciągle nie wiedziała, czy znajduje się na odpowiednim już poziomie. Licząc w myślach, schody już dawno powinny się kończyć, w końcu Ministerstwo oficjalnie miało dziesięć pięter, a po wychyleniu się za balustradę, końca schodów nie było widać. Schodząc dalej, jedyne co się zmieniało, to krajobraz za oknem, który raz pokazywał słońce, raz śnieg, raz deszcz i wichurę i tak na zmianę. A gdy podeszła do drzwi na piętrze, chcąc wydostać się z tej klatki schodowej, okazywało się, że są one zamknięte.
Michael szedł ze strażnikami i tym razem nie zdecydował się na żaden ruch. Zadał za to pytanie, na które chciał chyba uzyskać odpowiedź, ale jej nie uzyskał.
Skręcili nagle w korytarz na lewo i jeśli Michael się odpowiednio wychylił zauważył, że działo się tam coś niepokojącego. Pod drzwiami stała aż czwórka strażników, ale zanim podeszli na tyle blisko, aby mężczyzna mógł się im przyjrzeć, dwóch z nich odeszło. Tonks przystanął w pewnej odległości, nadal czuł na swoich plecach różdżkę. Strażnik, który szedł przed nim podszedł bliżej.
- Co się stało? - zapytał.
- Dwie kobiety wbiegły do środka, ale spokojnie, mamy tam swojego człowieka.
Wbiegły do aresztu? A to ci dopiero, wykonały za nas całą robotę. Trzeba będzie im podziękować.
Michael nie wiedział kto wbiegł do środka, ale to pewnie te dwie o których usłyszał od obrazu. Były w fatalnym położeniu, a on wcale nie był w lepszym. Niewiele miał do zrobienia, a jeszcze mniej by im pomóc.
| Objaśnienie mapki: Na mapce zostało zaktualizowane wasze położenie.
St uniknięcia dwóch zaklęć przez Cassiana: 80 + do rzutu doliczana jest statystyka sprawność
St uniknięcia jednego zaklęcia przez Justine: 75 + do rzutu doliczana jest statystyka sprawności
Michael przez kajdanki, które ma na rękach ma -40pkt do rzutu kością k100. Na każdą akcję musi rzucić kością k100, chyba, że zdecyduje się nie wykonywać żadnej akcji - wtedy nie musi.
Sally, Lily i Magnolia na każdą akcję muszą rzucić kością k100.
Na odpis macie 48h.
Nie spodziewał się, ze skoro udało mu się przeszkodzić strażnikowi w zaatakowaniu Justine, ten zaraz się wyswobodzi i wyceluje w nich obu różdżką. Wygląda na to, że nie miał szans już na samym początku podjęcia się próby ratowania koleżanki. Ale co? Miał pozwolić jakiemuś niedorozwojowi rzucać się na niczemu winną kobietę? Gdyby tylko Ministerstwo się o tym dowiedziało… A no tak… w Ministerstwie byli i to właśnie jego pracownicy atakowali niczym zwykłe rzezimieszki ludzi, którzy całkowicie pokornie przybyli na przesłuchanie. Czy nie łatwiej Ministerstwu byłoby ich od razu wrzucić po prostu do cel, zamiast sprawiać wrażenie prawych i sprawiedliwych i wyczyniać jakieś szopki, chuja warte, za przeproszeniem – ale Cassian się już konkretnie wkurzył. Zmarszczył wściekle brwi, nie zamierzając już dłużej kryć swojego rozdrażnienia. Zamiast unikać zaklęcia, która to próba i tak była bardzo nieunikniona, odkąd usłyszał więcej kroków zza ich pleców, rzucił się z wyciągniętą pięścią w kierunku strażnika.
— A chuj z Tobą! Byłem miły!
Już nie był. Ale starał się. Skoro i tak nie czekało ich już nic więcej prócz walki, postanowił postawić wszystko na jedną kartę. Może a nóż widelec, chociaż Tonks uda się złapać różdżkę, jeśli jemu udałoby się pierdyknać strażnika. Jak nie pięścią to z bańki.
— A chuj z Tobą! Byłem miły!
Już nie był. Ale starał się. Skoro i tak nie czekało ich już nic więcej prócz walki, postanowił postawić wszystko na jedną kartę. Może a nóż widelec, chociaż Tonks uda się złapać różdżkę, jeśli jemu udałoby się pierdyknać strażnika. Jak nie pięścią to z bańki.
I don't want to understand this horror
Everybody ends up here in bottles
There's a weight in your eyes
I can't admit
Everybody ends up here in bottles
Cassian Morisson
Zawód : UZDROWICIEL ODDZ. URAZÓW POZAKLĘCIOWYCH
Wiek : 33 LATA
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
I will not budge for no man’s pleasure, I
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Cassian Morisson' has done the following action : rzut kością
'k100' : 66
'k100' : 66
Sala przesłuchań
Szybka odpowiedź