Wydarzenia


Ekipa forum
Stonehenge
AutorWiadomość
Stonehenge [odnośnik]22.04.15 0:36
First topic message reminder :

Stonehenge

Na terenach Wiltshire, w pobliżu miasta Salisbury znajduje się, pochodzący z epoki neolitu albo brązu, krąg Stonehege, który od wieków skupia naukową społeczność czarodziejów. Przy kamiennych głazach odbywa się większość istotnych dla niemugolskiego świata konferencji, których głównymi gośćmi są przede wszystkim głowy czystokrwistych rodów i najznakomitsi czarodzieje swojej epoki zasłużeni pozycją jak i dokonaniami. Stonehege ma także wielkie znaczenie dla wszystkich astronomów - dzięki niemu można odczytać więcej z gwiazd niż byłoby to możliwe przy wykorzystaniu tradycyjnych narzędzi. Jednak nie jest to zadanie łatwe, tylko kilku znawców nieba na świecie wie, jak posługiwać się siłami zaklętymi w kamieniach.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stonehenge - Page 23 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Stonehenge [odnośnik]02.03.22 17:18
Uniósł nieznacznie lewą brew, spoglądając na wciąż wymądrzającego się Castora. Ani razu nie dał nikomu do zrozumienia, że nie zamierza brać udziału w tej akcji, gdyby tak było, to by tu nie przyszedł; z jakiegoś jednak powodu Castor i jego przyjaciel Steffen zechcieli mu to wmówić: czuli się lepsi od niego? Castor wywodził się z innego domu, żył inaczej, w szkole był prefektem: dlaczego miałby traktować Marcela jako kogoś godnego zaufania?
- Tak jest, szefie. Sir? - zapytał, patrząc mu prosto w oczy, pytająco i prowokująco, mając nadzieję, że Sprout skuma ironię. Oficer był z niego równie zdolny, co z Marcela alchemik: dobrego dowódcę poznać po tym, jakie wprowadza morale w swoje szeregi, Castor nim nie był. Cieszył się z pierwszego powierzonego poważnego zadania, gdyby robił to po raz pierwszy, być może czułby się podobnie - a może w przeciwieństwie do niego nie miał tak megalomańskich zapędów i w zasadzie nie czuł potrzeby udowadniać tutaj nikomu, gdzie było jego miejsce. Dla niego - ważniejsze było zadanie, zatem wycofał się z tej dziecinnej pyskówki. Nie zależało mu przecież na przeprosinach od Castora - ani na tym, żeby cokolwiek z tamtego dnia wyjaśnić. Najwyraźniej nikt tutaj nie miał na to ochoty - jedno słowo Castora wystarczyło, żeby i Steffen uznał Marcela za winnego i nieodpowiedzialnego. Widocznie przez lata tej przyjaźni dał mu ku temu powody. Zignorował uwagę o piwie, uznając, że umawiali się we dwóch. - Thomas nikogo nie obchodzi, Steffen - Po co on go tutaj w ogóle wywlókł? Przed czym on go właściwie bronił? Thomas długie lata był jego przyjacielem, do momentu, w którym przez niego zginęło tak wielu ludzi. Do momentu, w którym przez niego mogli zginąć James, Eve, Sheila. Do momentu, w którym przez niego runęło życie Jamesa. Dzisiaj starszy Doe wiedział już o nim wszystko i Marcela nie zdziwiłoby wcale, gdyby poleciał z tym na pierwszy lepszy posterunek, wyszczekując na jego temat wszystko. Dostałby może nawet za to parę knutów. Steffen nie ufał mu nawet w połowie tak mocno, jak twierdził, skoro nie powierzył mu własnych sekretów. Nie dbał o nie wcale bardziej, niż Marcel, choć to naturalne, że bezpieczeństwo Steffena było dla Steffena ważniejsze od bezpieczeństwa Marcela. On sam miał inne priorytety: i wiedział, że jeśli wpadnie on, niekoniecznie zdoła uchronić przed wpadką kilka osób więcej. Przewrócił oczami, kiedy Cattermole dodał, że tylko on potrafił kraść: wynieść ziarno ze spichlerza to żadna filozofia, nie potrzebowali do tego wybitnych umiejętności, czy wciąż ironizował? Nie brzmiał w ten sposób, ale nie była to umiejętność, którą Marcel lubił się chwalić - budziła raczej wstyd i opierala się na umiejetnościach, które najwyraźniej były im dzisiaj zbędne - narobili tyle hałasu, że wdarcie się do środka niepostrzeżenie było już w zasadzie niemożliwe. Jeśli zdobędą ten spichlerz, to raczej szturmem niż włamem.
Wbrew pozorom było w nim wiele wahań, brakowało mu pewności siebie i choć przepełniała go młodzieńcza buta i lekkomyślność, to zdawał sobie sprawę z tego, jak ogromna przepaść dzieliła go wobec najzdolniejszych czarodziejów - takich jak Steffen i Castor. Sądził, że to był rozkaz Harolda, że powinien się tu zjawić, tak wynikało z listu od Sprouta, ale teraz słowa czarodzieja zmieniły perspektywę, Sprout sam go tu przywołał - po co, żeby stał i klaskał, jak im świetnie idzie? Sam to lubił, kiedy stał na arenie, ale musieli zrozumieć, że na włamie - im mniej osób, tym lepiej, a ich było aż troje, z czego on w zasadzie zbędny. Wychowali się inaczej, nie wszystko rozumieli, ale byli piekielnie zdolni - dlatego uwierzył, że dadzą sobie radę sami. Jeśli tylko zaczną zachowywać odrobinę ostrożności.
I jeśli on nie spieprzy wszystkiego, uwaga, którą odwrócił Cattermole, nie pozwoliła mu się w pełni skupić na zadaniu, wytrych zadrżał w jego dłoni, upadł, uruchamiając pułapkę; przeklął siarczyście pod nosem, ale w tej samej chwili dobiegł go głos Castora. Dwa naruszone zabezpieczenia, świetnie, zaraz wszyscy w okolicy będą na nogach. Spojrzał na spichlerz, zastanawiając się nad słowami Sprouta, a potem na dalsze ścieżki. Jeśli ten obiekt miał kluczowe strategiczne znaczenie dla tych ziem, wydawało się mało prawdopodobne, żeby strzegł go tylko jeden człowiek. Czy mógł wezwać pomoc? Czy to miejsce naprawdę mogło być w zasadzie niechronione, a Sprout tylko dramatyzował, szukając tu niebezpieczeństwa? Wydawało się to do niego podobne - więcej gadać niż robić. Zatrzymał spojrzenie na zjawie, którą przywołał Cattermole. Z powagą. Rozpoznał tę fryzurę, ale nie powiedział ani słowa. Ruszył za pozostałą dwójką, w przeciwieństwie do nich mimo wszystko uważając na szelest stawianych kroków - i w pewnej odległości od pozostałych; atutem będzie, jeśli wykryją tylko dwójkę, kiedy była ich trójka.
- Abspecuts - szepnął, kierując różdżkę na ścianę nieopodal wskazanych przez Steffena drzwi. Zanim tam wejdą - musieli mieć pewność, że na tyłach nie było więcej ludzi. Wyprostował się, oglądając się za siebie: noc wydawała mu się zbyt cicha jak na cały rumor, który tutaj sprowadzili.


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Stonehenge [odnośnik]02.03.22 17:18
The member 'Marcelius Sallow' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 100, 19
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stonehenge - Page 23 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Stonehenge [odnośnik]04.03.22 17:16
Zacisnął mocno usta. Nie było nic do dodania. Nie, żeby był zadowolony z tej całej wymiany zdań, nie, żeby ktokolwiek mógł to widzieć, gdy w dalszym ciągu pozostawał pod wpływem zaklęcia maskującego. Najchętniej wzruszyłby teraz ramionami, ani piwo ani Thomas nie powinni w ogóle zawracać im teraz głowy.
Zwłaszcza, że wobec aktywowanej nie jednej, a dwóch pułapek... wszystko miało rozegrać się w przeciągu kilku następujących po sobie sekund.
Niedobrze, niedobrze.
Póki co udało im się przede wszystkim pokłócić, jemu wywalić się na twarz i potknąć, i nie rozbroić pułapki, trzeba było w r e s z c i e wziąć się w garść. Był pewien, że nikogo innego poza tym jednym strażnikiem w środku nie było — spichlerz obłożony był kilkoma zaklęciami zabezpieczającymi, była noc, a według ich wcześniejszego zwiadu największy ruch odbywał się z rana i około drugiej po południu... Najbardziej na ich korzyść grało jednak nadmuchane ego krewniaków Uzurpatora. Nikt nie spodziewał się, że cyrkowiec, szczur i alchemik podejmą się włamu na obiekt tego typu. Castor przystąpił do akcji z myślą, że skoro udało się raz, powinno udać się raz jeszcze, ale póki co nic nie szło po jego myśli. Musiał wziąć się w garść i odpowiednio skupić — rozdrażnienie postawą Marcela nie stanowiło wymówki, nie, gdy na włosku wisiało powodzenie misji. Pora schować dumę do kieszeni i po prostu działać.

Po drugiej stronie drzwi stary strażnik domyślił się wreszcie, dlaczego klamka nie chciała puścić.
— Osz wy hultaje... — burknął bardziej do siebie, a nakierowana na drzwi różdżka, podobnie jak cała jego ręka, drżała z ledwo powstrzymywanej przed wybuchem złości. — Alohomora — powiedział prędko, a gdy drzwi puściły, wyszedł na zewnątrz, wprost w — jak trafnie zauważył Marcel — podejrzanie cichą noc, jak na zachowanie trójki młodzieńców. Przestąpił cztery chaotyczne kroki do przodu, rozglądając się wokoło, próbując po pierwsze dostrzec, dopiero później usłyszeć, skąd mogli nadchodzić wyczekiwani przez niego gałgani. Kątem oka dostrzegł jakiś ruch, a ten splótł się idealnie z absolutnym brakiem doświadczenia w skradaniu (i w efekcie irytującej głośności towarzyszących poruszaniu się) Castora, dodając iluzji wiarygodności dźwiękowej.
— Ej, ty tam! — krzyknął, a niedługo później co bardziej wyczuleni słuchowo mogli posłyszeć szczękanie śniegu pod ciężkimi, zimowymi butami. Pięć kroków, nie więcej. — To... jakiś żart? Pułapka? Gdzie twoi koledzy, łapserdaku!

Tymczasem Castor czuł już nerwowe wibrowanie we własnych dłoniach, na krańcach palców, które zaciskały się nerwowo na różdżce. I choć starał się być jak najbardziej cicho, przejęcie zaczęło brać nad nim górę. Oddychał zdecydowanie ciężej, jakby zdążył już się zmęczyć (i nie było to dalekie od prawdy, w jego stanie fizycznym zmęczenie nadchodziło zaskakująco prędko). Za pierwszym razem był znacznie spokojniejszy, a i szło im jakoś lepiej, prościej, nie mógł pozbyć się naciskającego na jego barki poczucia, że dał się sprowokować durnej odzywce młodego chłopaka i przez to wszystko wisiało na włosku.
Co zrobiliby...?
To jasne. Wdech i wydech, nic nie było stracone, póki dalej byli żywi i mieli chociaż trochę siły. Minimum wiary w siebie.
Skupienie przyszło mu prościej, niż się spodziewał. Podstawowa znajomość numerologii oraz pułapki nieopatrznie przez niego aktywowanej pozwoliła na zachowanie ostrożności; niektórzy mogliby powiedzieć, że nadgorliwej, bowiem zakładając, że zabezpieczenie nie pozwalało otworzyć drzwi w inny sposób niż magiczny, Castor zdecydował się ma potrzeby logiki pułapki nie traktować wyczarowanych przez Steffena drzwi jako magicznych i otworzyć je przy pomocy tegoż samego zaklęcia, dzięki któremu ze spichlerza wydostał się strażnik.
Alohomorapowiedział, wyciągając różdżkę w kierunku drzwi. Wystąpił przed towarzyszy, otwierając je, po czym szepnął — Chodźcie.
Pomieszczenie, z perspektywy chłopców pogrążone było w półmroku. Jedyne źródło światła to lampka znajdująca się na przeciwległym końcu, stojąca na wysokim stołku, na którym położono jeszcze ostatni numer Walczącego Maga. Przez znajdujące się obok krzesło przewieszono szary szalik z gryzącej wełny, ale nie to miało interesować chłopców, a ułożone pod ścianami dwudziestokilogramowe worki wypełnione ziarnem.
— Póki co po trzy — dodał, samemu kierując się w prawo, pragnąc zająć się pierwszymi trzema workami. Ostatecznie nie mieli dużo czasu, może lepiej było odpuścić dodatkowe sprawdzanie jego zawartości, ale gdyby staruszek miał prędko dowiedzieć się, że ma przed sobą iluzję, nie prawdziwego człowieka, lepiej było zgarnąć jak najwięcej użytecznego ziarna, niż akurat to zatrute.

— Hej! Gadaj, jak do ciebie mówię!

| raz, dwa, trzy, szczęśliwym znalazcą worka z zatrutą pszenicą będzie
1 - Steff, 2 - Marcel, 3 - Cas
[bylobrzydkobedzieladnie]


Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami.


Ostatnio zmieniony przez Castor Sprout dnia 08.03.22 17:38, w całości zmieniany 2 razy (Reason for editing : waga ziaren)
Oliver Summers
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt.
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9918-castor-sprout#299830 https://www.morsmordre.net/t9950-irys#300995 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f444-dolina-godryka-ksiezycowa-chatka https://www.morsmordre.net/t9952-skrytka-bankowa-nr-2255#301004 https://www.morsmordre.net/t9951-oliver-summers#300999
Re: Stonehenge [odnośnik]04.03.22 17:16
The member 'Castor Sprout' has done the following action : Rzut kością


'k3' : 2
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stonehenge - Page 23 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Stonehenge [odnośnik]04.03.22 21:17
Jakże wolał pracować w szczurzej postaci! To chyba pierwsze włamanie, które w całości odbywał jako człowiek - musiał w końcu nieustannie czarować, najpierw zapewniając wszystkim kurtynę niewidzialności, a potem pomagając kolegom z pułapkami i drzwiami. Z nostalgią wspomniał misje, w których magii musiał użyć dopiero w jednym, kluczowym momencie: włam na statek Shafiqów, na którym wylądował jako szczur, czy kradzież kajetu z portu w Norfolk. Wtedy odmienił się w skrytego pod kameleonem człowieka dopiero gdy - jako gryzoń - dotarł do kluczowego zeszytu. Teraz mieli jednak wynieść kilka worków ziaren, a układ spichlerza poznał jako szczur, nie było powodu wślizgiwać się w zwierzęcą formę. Musiał tylko... uważać... na każdy krok. Często z nieuzasadnioną arogancją sądził, że Zaklęcie Kameleona zapewnia mu niewidzialność. Działało zresztą doskonale w tłocznym porcie w Norfolk czy głośnym Londynie, wtedy musiał tylko uważać, by nikogo nie potrącić. Dzisiaj noc była cicha, zbyt ciężkie kroki niosły się echem, a staruszek miał przecież podchwycić przynętę i pognać za iluzją. Nie za nimi.
Otworzył usta, gdy Castor rzucił zaklęcie na drzwi - chyba nie było potrzeby, byleby tylko zamek nie szczęknął, ale Steff odrobił dziś lekcję z pokory i nie zamierzał udzielać przyjacielowi wykładu o zabezpieczeniach w takiej chwili. Wykładu, którego nie był zresztą stuprocentowo pewien, bo nigdy nie próbował wyczarowywać drzwi (które powinny się dla niego otworzyć) gdy aktywowana była pułapka zamykająca drzwi.
Spróbował wślizgnąć się do środka za Sproutem, stawiając kroki jak najciszej. Staruszek krzyczał, na szczęście zagłuszał ich choć trochę.
-Castor, te zatrute to były te czerwone? - upewnił się szeptem, słyszalnym dla kolegów, ale próbując wpasować swoje słowa w rytm kroków i wyzwisk ochroniarza. Sprout tłumaczył to na początku, ale serce biło Cattermole'owi jak oszalałe, wolał wiedzieć, że wszystko dobrze zapamiętał.
-Marcel...? - obejrzał się przez ramię, chyba chcąc się upewnić, że Marcel jest za nimi, ale... gdzie był Marcel? Choć samemu szedł w miarę cicho, to przyjaciela nie słyszał wcale, a dzięki własnemu zaklęciu nie mógł go również dostrzec. Serce stanęło mu w gardle, pamiętał, że przyjaciel skradał się najlepiej z nich i jako akrobata stąpał zadziwiająco lekko, ale aż tak? Widział ślady na śniegu, ale w spichlerzu nie miał takiej wygody, miał nadzieję, że nie zgubili Marcela, że ten po prostu skrada się zadziwiająco dobrze.
Z niepokojem zerknął na otwarte drzwi, machnąwszy lekko różdżką, by kazać kontrolowanej przez siebie iluzji uciekać dalej. Miał na oku staruszka, jedyne w tej chwili zagrożenie dla ich kroków i dla zupełnie niesłyszalnego Marcela. Zmniejszenie worków nie będzie przecież bezgłośne, muszą odciągnąć ochroniarza dalej - czy sama iluzja wystarczy? Krzyczał coś o hultajach, spodziewał się większej ilości osób.
-Canateria Ficta. - syknął, celując różdżką za główne, otworzone przez ochroniarza drzwi. Zanim majaczył śnieg - i las. Steff chciał, by to stamtąd dobiegł odgłos - głośno łamanej gałęzi i kroków. Wiedział, że zaklęcie odniesie tym lepszy skutek, im więcej włoży w nie mocy, wyobraził więc sobie hałas, jaki w połamanych krzewach mogła zrobić cała grupka ludzi. Iluzja gnała w tamtą stronę, niech ochroniarz postara się to sprawdzić, proszę. Zanim wróci, działanie Porta Creare minie, drzwi znikną, oni nadal będą niewidzialni - jeszcze przez chwilę, która powinna wystarczyć na poradzenie sobie z tymi workami.


skradanie


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Stonehenge [odnośnik]04.03.22 21:17
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 59
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stonehenge - Page 23 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Stonehenge [odnośnik]08.03.22 0:57
Nic z tego - jego zaklęcie nie odniosło oczekiwanego efektu; skrzywił się z niezadowoleniem. Castor i Steffen nie mieli żadnego doświadczenia w akcjach tego typu, włamy to mimo wszystko nie była ich bajka, nawet jeśli na kilka wziął Cattermole'a - widać to było po każdym beztrosko stawianym przez nich kroku alarmującym wszystkich wokół. Chciał zaproponować, by zatrzymać się do uspokojenia sytuacji i wejść do środka, kiedy będzie spokojniej - ale szybko zrozumiał, że nie zamierzali na nic czekać. Bał się, że może trochę nie zdawali sobie sprawy z niebezpieczeństwa: wspominali przecież, że to miejsce było strzeżone, przygłupi nieporadny staruszek nie mógł być jego jedynym stróżem. Trudno było zresztą zwieść się pierwszemu wrażeniu: wiek mógł uczynić z niego czarodzieja znacznie zdolniejszego od każdego z nich - albo i wszystkich razem wziętych. Kiedy za nimi podążał, stawiał kroki powoli, po ich śladach, uniemożliwiając ich śledzenie, wstrzymując i oddech, by minimalizując przerwy między kolejnymi nie zdradzić się ni parą oddechu ni dźwiękiem jej pobierania. Zamknął oczy, licząc do trzech, kiedy, całkowicie niedyskretnie, wparowali do środka. Po chwili podążył za nimi - sądził, że zostanie na czatach, ale chyba, wbrew ich słowom, jednak potrzebowali wsparcia.
Szlag, wymamrotał w myślach, kiedy dostrzegł, jak wielkie były worki, które chciał zabrać Castor. Byli odsłonięci, w zasadzie na widoku, zaklęcie Steffena ukrywało ich ciała, ale każdy stawiany krok - naprowadzał na ich trop bez większego trudu, alarmując staruszka przy drzwiach. Podejrzanie mało komunikatywna iluzja mogła przecież odciągnąć jego uwagę tylko na chwilę - to niemożliwe, żeby ich tutaj nie usłyszał. Jak zamierzali wynieść stąd te wory? Był od nich silniejszy - ale wciąż miał osłabioną dłoń, której nie mógł przesilać.
Reducio je pomniejszy, o ile, o połowę? Nie więcej, wciąż będą ciężkie. Ani Steffen ani Castor ich nie uniosą. A pomniejszenie wszystkich tych worów - zajmie chyba całą noc. Skrzywił się, kiedy Steffen przyznał, że już tutaj byli. Jeśli zachowywali się równie nieostrożnie co teraz - straże z pewnością zostały zwiększone. Niepokojące wydawało mu się to, że wciąż ich nie widzieli. W którym momencie zatrzasnąć się drzwi - z nimi w środku, a do spichlerza wpadnie szwadron uzbrojonych bandytów na usługach arystokraty o zbyt wybujałym ego?
- Castor - zwrócił się do niego szeptem, ledwie słyszalnym; zbliżył się do niego, przyciągając głowę do jego ramienia, głoski rozmywały się w odgłosach dobiegających ich z zewnątrz budynku, ale ta sytuacja wymagała najwyższej ostrożności. - Te worki są wielkie. Sprawdź je, zanim się nimi zajmiemy. Nie mamy dużo czasu. Salvio hexia - szepnął, chcąc oddzielić ich od ochroniarza; potrzebowali silniejszej ochrony, zaklęcie powinno ukryć worki, którymi się zajmą tak samo, jak ukrywało ich ubrania, niezależnie od tego, co będą chcieli z nimi zrobić. Po prawdzie po teatrze sprzed paru chwil nie sądził, by zamierzali słuchać jego sugestii - robili, co mogli, żeby umniejszyć jego rolę, chcąc udowodnić mu coś, o czym od dawna wiedział. Mimo wszystko Castor nie wspominał nic o czerwonych workach, a Marcel nie sądził, by ktokolwiek rzeczywiście oznakował w ten sposób zepsute ziarno: to by oznaczało, że wszyscy tutaj doskonale zdawali sobie sprawę z obecności zepsutych plonów, a mimo to trzymali je w spichlerzu, ryzykując rozprzestrzenienie się choroby. Wierzył, że Castor nie bez powodu został wyznaczony do tego zadania.


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Stonehenge [odnośnik]08.03.22 0:57
The member 'Marcelius Sallow' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 43
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stonehenge - Page 23 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Stonehenge [odnośnik]09.03.22 18:41
Trzask.
I to nie byle jaki trzask, bo dochodzący z rosnącego relatywnie niedaleko lasu sprawił, że wyczulony przez lata służby, choć przez to i starszy wiekiem strażnik odwrócił prędko głowę w kierunku, z którego dochodził głos. Różdżkę co prawda wciąż skierowaną miał w stronę iluzji, lecz wzrokiem próbował dojrzeć cokolwiek, co mogło kryć się w leśnych ciemnościach. To z kolei mogło dać impuls ewentualnemu, potencjalnemu, wyimaginowanemu hultajowi. Impuls do ucieczki. Gdy iluzja ruszyła w kierunku, z którego Steffen swym zaklęciem wyemitował odgłosy trzaskania gałęzi, strażnik już nie czekał.
Nie miał zresztą na co. Ruszył więc przed siebie, ciemną noc przecięło kilka niecelnie wystrzelonych wiązek zaklęć. Co bardziej spostrzegawczy chłopcy w spichlerzu, a więc Steffen i w mniejszym stopniu Marcel mogli posłyszeć trochę zniekształcone przez odległość inkantację zaklęć, między innymi adiposio, drętwotę i wskazującą na najwyższy poziom desperacji, bardzo mocno przytłumione jinx. Bez wątpienia jednak ciężkie kroki mężczyzny oddalały się od spichlerza, pozostawiając chłopców — przynajmniej na jakiś czas — samych.

Castor zdążył otworzyć pierwszy ze stojących najbliżej worków i zajrzeć do środka. Powitał go widok relatywnie ciemnych, choć nie najciemniejszych ziaren, średniej długości i bez charakterystycznych lotek. Żyto. Idealnie. Pamiętał, że tylko jęczmień, w dodatku jedna próbka jęczmienia z jego ostatnich badań była zarażona wołkiem zbożowym, ale po konsultacji z Herbertem był pewien, że i z tym sobie poradzą, jeżeli uda im się dotrzeć do tego konkretnego worka. Przeszedłby do drugiego, gdyby nie to, że przy swoim uchu usłyszał nagle głos Marcela. Ten poruszał się naprawdę bezszelestnie, do tego stopnia, że Castorowi przez moment na prawdę serce stanęło i otworzył szeroko usta, nabierając powietrza zdecydowanie za głośno. Zreflektował się jednak szybko, zasłonił je prędko dłonią i chciałby powiedzieć, że spojrzał w kierunku, z którego mówił Marcel, ale... zupełnie nie był pewny, co to za kierunek.
— Jasne. Dałbyś radę udźwignąć dwa? Rzucę libramuto, jak będą te do wzięcia, przeciągniesz je trochę do przodu? — szeptał, starał się szeptać tak, żeby przypominało to tylko szelest wiatru, ale... był bliski poddania się w tym całym pomyśle na ciche zachowywanie się, nie szło mu to najlepiej od samego początku. Co do czerwonych worków, znakowanie zatrutego ziarna było w ocenie Castora delikatnie kontrproduktywne. Z Herbertem doszli już do wniosku, że to grzyb, o którym wykładu miał nie wygłaszać, odpowiadał za skażenie, które pozostawało w roślinie nawet po zebraniu plonów, jednak nie rozprzestrzeniało się ono dalej, jako pochodzące z gleby, nie tkanki roślinnej. Składowanie tego zboża z resztą, przydatną do spożycia stanowiło pułapkę na złodziei, takich jak oni. Gdyby nie znali się na zbożu, mogliby zrobić wielką krzywdę nie tylko sobie, ale przede wszystkim ludziom, którzy z tego ziarna zrobiliby... Cokolwiek. Chleb, makaron, bułki, czy nawet zasadzili do dalszej uprawy.
Wiedząc jednak, że pierwszy sprawdzony przez niego worek zawierał żyto, przeszedł od razu od słów do czynów.
Libramutosyczał, dając się już ponieść adrenalinie. Nic mu bowiem po roztrząsaniu tego, że musiał sięgać po zaklęcia tej akurat dziedziny magii, której najbardziej nie lubił (albo która nie lubiła jego). Najważniejsze, że znajomy prąd magii przeszedł przez jego rękę i różdżkę, mógł być przynajmniej w połowie pewien, że zaklęcie zadziałało.
Skupił się więc na przeglądaniu dalszych worków. Ze względu na niewielką ilość czasu, którą dysponowali, postanowił porzucić ziarna pszenicy, która — choć kusząca — była zbożem kapryśnym i wymagającym. Przy obecnej sytuacji pogodowej i mając w pamięci zeszłoroczne anomalie wybór tego zboża ponad inne, prostsze do uprawy był strzałem w stopę.
— Albo wiem, zmniejsz je może od razu? Jak potrafisz? — spytał szeptem, choć w jego głosie dźwięczała wyraźna niepewność. Chyba się bał. Tego, że nie zdążą, tego, że Marcel mógłby mimo wszystko odmówić jego prośbie, że coś jeszcze (nie wiedział tylko co) może pójść nie tak. Ale musiał mu zaufać. Właściwie to musiał dopuścić do siebie myśl, że ufał im obydwu od początku. Pomimo spięcia, pomimo wszelkich narosłych między nimi niedomówień byli braćmi, chociażby w tej jednej sprawie, chociażby w drodze do zrzucenia jarzma londyńskiej tyranii, której cień padał na zwykłych, biednych mieszkańców tego kraju.
Było mu wciąż okropnie głupio, stres wychodził z niego z każdym gestem, gdy drżącymi rękoma otwierał kolejny worek. Kukurydza. Też pięknie, też dadzą radę, przyda się.
Libramutozaklęcie po raz kolejny się udało, chwała Merlinowi. Kiedyś wyjaśni chłopcom sposób selekcji, ale to pod warunkiem, że będą mieli czas i będą chcieli słuchać. Wreszcie, przy następnym — piątym z kolei — worku, syknął niezadowolony. — Marcel, Steff, chodźcie — poprosił młodszego z blondynów i szczura, ale miał nadzieję, że byli cały czas dość niedaleko. Nie słyszał Marcela, więc musiał polegać na swych pobożnych życzeniach. — Tego nie ruszamy. Jakbyście widzieli kiedyś coś takiego, pamiętaj, że to nie jest naturalna barwa, to zatrute gówno, przez tego grzyba. Idziemy dalej — nie wiedział, czy kiedyś Carrington lub Cattermole nie będą mieli okazji dostać się w jakieś miejsce, w którym spotkaliby się znowu z taką rośliną.
Gdy dotarli do jęczmienia, powinien oczywiście od razu rzucić zaklęcie, ale pamiętał, że wcześniej worków z jęczmieniem były dwa, w tym jeden drążony pasożytniczymi robakami. Nie powinien może wybrzydzać i brać po prostu pierwszy lepszy — ustalili z Herbem, że są w stanie prędko poradzić sobie z pasożytami, jedna noc w mrozie i wszystko w porządku. Castor pamiętał jednak, że ziarna zainfekowane były znacznie lżejsze, dlatego też po otworzeniu worka zanurzył w niego rękę. Te wydawały się być standardowej wagi, co sprawiło, że znów przeszedł do zaklęcia.
Libramutoszepnął i od razu, gdy tylko poczuł, że zaklęcie zostało rzucone poprawnie, dopadł do ostatniego worka pod tą ścianą. Tyle musiało im wystarczyć i tak spędzili w tym miejscu zdecydowanie za dużo czasu. Gdy rozsupłał kolejny, do jego nosa dotarł znajomy zapach. Nie musiał nawet patrzeć, by wiedzieć, że w środku znajdowały się ziarna gryki, przeszedł więc od razu do finalnego zaklęcia Libramuto.
Adrenalina wyraźnie działała na niego motywująco, pomimo pierwszego paraliżu. Miał nadzieję, że chłopcy za nim radzili sobie równie dobrze, zmniejszając rozmiary worków i że teraz zostało im tylko nie narobić jeszcze większego rabanu przy ucieczce. Był z nich dumny, radzili sobie zdecydowanie lepiej od niego.


Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami.
Oliver Summers
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt.
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9918-castor-sprout#299830 https://www.morsmordre.net/t9950-irys#300995 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f444-dolina-godryka-ksiezycowa-chatka https://www.morsmordre.net/t9952-skrytka-bankowa-nr-2255#301004 https://www.morsmordre.net/t9951-oliver-summers#300999
Re: Stonehenge [odnośnik]09.03.22 21:39
Skupiony na wyobrażaniu sobie trzasku Canaterii, przez moment nie miał jak usłyszeć szeptów kolegów - a potem wytężył słuch i skupił się na nasłuchiwaniu tego, co dzieje się w lesie. Najlepszy słuch miał jako szczur, ale podsłuchiwać lubił zawsze, jeszcze zanim nauczył się animagii i próbował wychwycić strzępy słów ślizgońskich szlachcianek. Podobną czujność wykorzystywał podczas pierwszych zleceń dla "Czarownicy", a wreszcie w pojedynkach - gdy od niej zależało życie. Wstrzymał wdech, różdżką wciąż celując w plecy staruszka - odgłosy zaklęć miotanych w iluzję  odrobinę go uspokoiły, ochroniarz wkrótce zorientuje się, że ścigany nie zachowuje się naturalnie, ale ciemność działała na ich korzyść.
Dzięki zwiadowi z Castorem oraz w szczurzej postaci nie panikował - nigdy nie kręciło się tutaj zbyt wiele osób, Cave miało chyba alarmować samego ochroniarza, że ktoś zbliża się do obiektu. Malfoyowie byli na tyle aroganccy, że nie nałożyli nawet blokady teleportacyjnej, ale w sumie nie powinno go to dziwić - Wiltshire było ich domem, pewnie bardziej skupiali się na zabezpieczaniu granic, żaden mugolak nie byłby na tyle szalony aby iść aż tutaj. Przez sekundę się wahał - był niewidzialny, mógłby po prostu wycelować w plecy strażnika i... i co?
Jeszcze nie celował w niczyje plecy, a sam ochroniarz atakował jego iluzję tak, by ją dopaść - nie zabić, nie od razu, nie jak Alphard cholerny Black. Zaatakowałby go, gdyby chodziło o bezpieczeństwo Castora i Marcela i właściwie to po to tutaj był. Może dlatego zachowywał zimną krew, mimo narobionego hałasu - nie był mistrzem uroków, ale był niewidzialny, potrafił rzucić Dunę czy Petryficusa, a odbyte w Londynie walki nauczyły go najważniejszego - nie wahać się.
Oderwał wzrok od drzwi wejściowych, choć co jakiś czas zerkał na nie czujnie. Nie zawaha się, jeśli strażnik wyjdzie z lasu zanim zdążą stąd uciec.
Zerknął na worki - koledzy nadal pozostawali niewidzialni, ale Castora można było rozpoznać krokach. Kameleon zaraz minie, musieli się zbierać.
-Reducio. - skierował różdżkę na jeden z worków zaczarowanych przez Castora i podniósł go na próbę. -Dam radę najwyżej jeden. - dziesięć kilo, to niewiele więcej niż ciężki plecak, przebiegnie z tym kawałek ale przecież nie sprintem. Mógł rzucać dalej, ale czas naglił. -Reducio. - skupił się na tym, by uczynić worek jak najmniejszym, może Marcel zdoła schować go do kieszeni. Był sporo silniejszy od ich dwójki, ale co z jego ręką? Niech lepiej nic ciężkiego w niej nie niesie - myślał Steff, choć jedynie z pozycji zatroskanego kolegi, bo nie znał się zupełnie na przeszczepach i takich tam.
Znów zerknął nerwowo na drzwi.
-Zbierajmy się, zanim wróci. Tyłem, znowu. - poprosił nerwowo, wierząc, że Marcel i Castor poradzą sobie z resztą zaklęć pomniejszających. Musiał pamiętać o priorytetach, on był tu od drzwi - i od ewentualnej ochrony, bo choć na takiego nie wyglądał, to w walce miał chyba najwięcej niechcianego doświadczenia. Czuł się dziwnie, trochę źle - zawsze u jego boku byli Alex lub Marcella, a gdy został sam z Hannah o mało nie umarli. Teraz był odpowiedzialny za przyjaciół, w dodatku do młodszego z nich był przywiązany jak do młodszego brata (z całą komplikacją podobnych konotacji, Willric nigdy nie kochał Steffena i Cattermole nie wiedział jak okazać troskę Marcelowi, naprzemiennie wchodząc w rolę irytującego kumpla lub irytującego moralizatora). -Porta Creare - szepnął, z myślą, że musi zostać z tyłu, bo oddałby przecież za nich życie.
Magia nie reagowała dobrze na podobne przejawy melodramatyzmu, Steff zmarszczył lekko brwi i spróbował odsunąć myśli o Marcelu z gromadką dzieci nad jego grobem, "poległ w walce z emerytowanym ochroniarzem spichlerza", bez sensu. Poza tym to Jim będzie mieć gromadkę dzieci, Marcel pewnie jedno bo jest artystą (a mama mówiła, że artyści mają "najwyżej jedno i aktorki są w ogóle najgorsze", choć Steff do końca jej nie rozumiał, no bo niby jak aktorki miałyby sobie wybrać ile dzieci mają? To przeznaczenie i tyle, los pewnie zsyłał dzieci ludziom, którzy mieli na nie czas), a Castor pewnie dwójkę jak wszyscy spokojni czarodzieje pokroju taty Steffena. -Porta Creare. - wyszeptał z napięciem i drzwi zmaterializowały się tam, gdzie wcześniej. -Chodźcie. - otworzył drzwi (magia pułapki nie powinna na nie wpływać, były nowe i były jego), przytrzymał je biodrem i dopiero wtedy podniósł lewą ręką worek, różdżkę cały czas mając w pogotowiu. -Tam gdzie się wcześniej teleportowaliśmy, biegiem. - to było z drugiej strony spichlerza, powinno kupić im czas. On dołączy ostatni, Kameleon zadziała na niego trochę dłużej. Może i Castor tutaj dowodził i wcześniej mówił coś o graniu bohatera, ale tym razem to w szepcie Steffena zadźwięczało coś niepodlegającego dyskusji - oni przodem.

rzuty & poprawione drzwi


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Stonehenge [odnośnik]09.03.22 23:50
- Dam - odpowiedział Castorowi krótko, w pośpiechu, zbędne pogawędki zabierały cenny czas; w tej samej chwili taksował worki spojrzeniem, oceniając własne możliwości. Był mniejszy, drobniejszy od swoich towarzyszy, lecz za ich wysokim wzrostem bynajmniej nie szło fizyczne zdrowie. Marcel nie był siłaczem, ale jego mięśnie były sprawne i zaskakująco, jak na swoją objętość, silne. Z dwoma workami powinien dać radę przebiegnąć krótki dystans - i wciąż zrobi to szybko. - Tak jest, szefie - odparł na dalsze polecenia, wciąż z ironią, manifestując swoje niezadowolenie z ich dzisiejszego spotkania, ale tym razem bez przekory. Uznawał autorytet Castora w kwestii, w której się tutaj znaleźli: tylko on był w stanie skutecznie dotrzeć sedna tego zadania i tylko on był w stanie ich przez nie przeprowadzić. Zepsute ziarna mogły stanowić prawdziwe zagrożenie na przeludnionej Oazie, a tak - może wywołają przynajmniej sraczkę na złotym klopie Malfoyów. Kiedy zapytał, czy je zmniejszy - skinął krótko głową, biorąc się do pracy w czasie, w którym Castor sprawdzał dalsze towary. Czas naglił. Reducio, szeptał inkantacje, usiłując pomniejszyć dwa kolejne worki, kątem oka dostrzegając błyski zaklęć Cattermole'a; jeden z worków nie został pomniejszony dokładnie, ale przy obniżonej wadze nie stanowiło to aż takiego problemu. Będzie trochę niewygodnie, trudno. - To się w ogóle czymś różni? - zapytał z miną ignoranta, kiedy ich zawołał i przestrzegł przed zgubnymi konsekwencjami choroby ziaren, dla niego wyglądały jak każde inne, ale nie zamierzał kwestionować opinii Sprouta. Podniósł oba worki, ułożone jeden na drugim, starając się oprzeć ciężar mocniej na przedramieniu lewej ręki, niż dłoni - by nie przeciążyć kalekiej kończyny.
Steffen ponownie wyczarował drzwi, stając w nich jak pieprzony bohater; mial ochotę westchnąć. Steffen ledwie niósł ten cholerny worek, nie pobiegnie z nim, jeśli zostanie i odczeka, aż oni odejdą, dołączenie do reszty kompanii zakończy o świcie, nie wspominając już o rabanie, jaki przy tym narobi. To Marcel ryzykował najmniej - choć niósł ciężar większy niż oni, wciąż kosztowało go to mniej wysiłku, niż ich. Był też pośród nich najcichszy i najszybszy. Dlatego nie czekał na decyzję Steffena - wypchnął go przez drzwi na siłę. Okolica wokół drzwi była wąska, a jego głos nakierował go na jego sylwetkę - uderzył na niego workami, zmuszając go do opuszczenia spichlerza przed nim. - Nie stój jak słup soli, Steff, leć - zwrócił się do niego szeptem, całkowicie ignorując jego dowódczy zew; to, co zrobił wcześniej, sprawiało, że dowódcy nie widział w nim wcale. Ściągnął brew, szukając w śniegu zmieszanym z błotem śladów ich stóp. Musiał być gotów zareagować, jeżeli stracą siły i upuszczą niesione worki. Zsunął swoje pod nogi, oglądając się na drzwi spichlerza, w których strażnik już zniknął. - Mihiado - szepnął, kierując różdżkę na drzwi wejściowe, ale stres go zatrzymał - Mih - powtórzył, ale głos zadrżał - Mihiado - zażądał pewniej po raz trzeci, wywołując trzaśnięcie drzwi; wkrótce sam, w ostatniej chwili, zniknął w portalu wywołanym przez Steffena. Trzaśnięcie drzwi musiało odwrócić uwagę strażnika, który z racji swojego doświadczenia musiał dostrzec, że iluzja tylko odciąga go od miejsca, którego strzegł samotnie. Trzaśnięcie drzwi od środka miało mu uzmysłowić, że złodzieje znajdowali się wewnątrz spichlerza: co mogło kupić im kolejne cenne sekundy.
Nachylił się nad workami pozostawionymi pod murem, w których nie było już przejścia do środka i dźwignął je w gorę, lekkim biegiem rzucając się w pogoń za pozostałą dwójką. Miał nadzieję, że poradzili sobie z ciężarem - podążał odbitymi w śniegu śladami, aż do miejsca, w którym się spotkali. Gdy znaleźli się poza terenem spichlerza, mogli teleportować się razem ze zdobyczą w okolice Weymouth, które wszyscy troje znali. Stamtąd podążyli za dalszymi dyspozycjami Castora. Musieli przedostać się z tym do Oazy.

/zt x3

reducio x2, sprawność na wypchniecie steffena - 135, mihiado dwa nieudane, jedno udane + dwa rzuty na inicjatywę , jeden udany dał mi dodatkową turę


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Stonehenge [odnośnik]09.03.23 1:02
12 lipca

Gęsta jak mleko mgła unosiła się wokół, przysłoniwszy już zupełnie znikający wraz z nadchodzącym porankiem księżyc w ostatniej kwadrze. Nie było śladu po majaczących na horyzoncie bujnych lasach; wilgoć unosząca się w powietrzu dzięki płynącej niedaleko rzece Avon, przepływającej także przez Warwick, fałszowała rzeczywistość, zwracając ją w stronę snów i fantazji. Zabielone powietrze odcinało zupełnie od świata; a świat odcinało od pozostałości po czarodziejskim kręgu, który mimo dramatycznych wydarzeń nie stracił swojej wyjątkowości i pradawnej mocy. Ustępującą powoli wschodowi słońca noc rozganiały rozpalone ogniska. Trzaskające płomienie rozświetlały tylko najbliższe otoczenie — porozwalane bez ładu głazy, które niegdyś bywały miejscem kultu praprzodków. Magia była wyczuwała w tym miejscu — drzemała w ciężkich drobinach powietrza wypełnionych wilgocią; drżała, wibrowała subtelnie, podkreślając istotność zburzonego kromlechu i jego kult Księżyca i Słońca. Mglisto szarą przestrzeń bezwzględnie próbował rozerwać blask warkocza komety, która nie znikała z nieba od wielu dni. Teraz, skryta za kłębami porannej mgły rozjaśniała przestrzeń, nie potrafiąc przedrzeć się w niższe partie najmniejszymi promieniami światła.
Rozlegającą się wokół ciszę przerywał ledwie dźwięk pękających gałęzi. Mgła szczelnie otaczała ich wkoło, nie dopuszczając do kromlechu niczego więcej. Cztery żywioły, fundament wszelakiej wiary, przenikały ich na wskroś — wilgotne powietrze wdzierało się przez nozdrza do płuc; ciepło towarzyszącego ognia rozdzierało chłód znikającej nocy, a zimna ziemia, pokryta rosą moczyła nogi i długie, tradycyjne szaty wykonane przez drobne dłonie Yeleny w zabójczym pośpiechu. Ptasi śpiew tu nie docierał, podobnie jak szum drzew i hałas rozbudzających się żyć mile stąd. Nie docierały myśli z dnia poprzedniego, umysłu nie mąciły też wizje i przewidywania tego, co dopiero nastąpi. Spokój jaki nastał, choć zapowiadał koszmarną torturę, przyniósł błogość i ukojenie. Kwadra księżyca przyniosła też sen i odpoczynek, niezmącony niepewnością umysł. Nie był sam; ktoś mu towarzyszył w dzisiejszej podróży, a tu, pośrodku zrujnowanego Stonehenge czuł to bardzo dobrze. Pociągnął dłoń ku sobie, odejmując ją od zimnego kamienia. Skały zdawały się szeptać; głosić podstawowe prawa w znanym tylko sobie języku. Słyszał ich głos; wiatr umykający między surowymi krawędziami, i był pewien, że właśnie tu i właśnie teraz, zgromadzone tu i wciąż niewezwane głośno duchy w dźwiękach natury tkały inkantacje o pomyślności i scaleniu.
Jej obecność była bardziej wyczuwalna niż w najbardziej intymnych chwilach, jakie dotąd z nią podzielił; o jakich pamiętał. Odcięci od wszystkiego i wszystkich, we dwoje — w szatach, a jednak całkiem obnażeni przed bytami, które ich otaczały, duchami, przed którymi zjawili się dziś tu, w najświętszym miejscu, by złożyć wiążącą przysięgę. Krew spłynęła po surowym kamieniu, zrosiła gęstą, zieloną trawę i wsiąknęła w glebę; krew ofiary pieczętująca przymierze. Odebrane niewinne życie budziło śniące duchy, wzywało je do świata na krawędzi nocy i dnia. Gliniane naczynie wypełnione szkarłatną posoką trzymał w jednej dłoni; drugą uniósł na wysokość twarzy; palce zgiął zaś lekko, pozostawiając ledwie dwa skierowane ku górze; przymknął powieki, wypowiadając wyuczone słowa tradycyjnej przysięgi w staroangielskim:
— Niech ten delikatny wiatr poświadczy o tym wydarzeniu, niech niesie go do naszych przodków. Nich wschodzące słońce ogrzewa nasze serca, a wiecznie płonący ogień podsyca nasze pragnienia. Niech woda zapatruje obfitością i pociesza nasze dusze. Niech ziemia użyczy swej siły i odsłoni wszelkie tajemnice.
Nawołanie do duchów; wezwanie czterech żywiołów, które ich przenikały, otaczały i scalały w jedno tego poranka było preludium pieśni o trzech wiedźmach i niedźwiedziu. Ciemna szata z czerwoną krajką poruszyła się, szarpnięta lekko powiewem świeżego powietrza. Rozchyliwszy powieki spojrzał na nią, obejmując drugą dłonią misę z owczą krwią. Jej spojrzenie błyszczało zielenią i mocą; która wypełniała go pewnością. Zaskakującą i dotąd przerażającą — nietypową, nową. Pokładając wiarę we własne przeczucia podsunął jej misę, spoglądając jej w oczy z podniecającym wyczekiwaniem. Trzask palonej gałęzi poniósł się wokół wraz z zapachem zwęglonego dębowego drewna; wokół unosił się zapach miodu i ziół.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Stonehenge - Page 23 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Stonehenge [odnośnik]20.05.23 0:36
Nie pojawiła się na miejscu bez zawahania. Wiedziała, że tego potrzebowała, że jej syn miał prawo sięgnąć po to, co było mu należne, nie miała też - już nie - wątpliwości, że serce Ramseya biło tym samym rytmem, co przed jego utratą pamięci. Lecz czy miała pewność, że był z nią szczery? Że nie kłamał, patrząc jej w oczy, jak tamtego dnia? Nie musiał odcinać jej skrzydeł, kiedy sama wchodziła do klatki, ale dla swoich dzieci oddałaby znacznie więcej, niż własną wolność - to przekonanie uniosło jej brodę, gdy stała naprzeciw niego, czując, jak nocne powiewy wiatru szarpią jej białą szatę. Krótką chwilę zastanawiała się nad tym, czego symbolem była ta biel - dawno nie była już czysta. Szmaragdowe tęczówki odnalazły jego stalowe spojrzenie, utkwiwszy w nich wzrok na dłużej. Czy on był pewien, że wiedział, co robił? Czy nie powinna była pozwolić mu wziąć za żonę słodką małolatę, samej usuwając się w cień? Byłaby bardziej odpowiednia. Pewnie odpowiednio przygotowana, wytresowana do roli wiernej towarzyszki, obyta z grami, o których ona sama nie miała pojęcia. Miała za to niechlubną przeszłość i skalaną reputację, a jego przeciwnicy wyciągną to, jeśli tylko zechcą. Kłamstwa nie zmyją wszystkiego, nie przed każdym. Ale on podjął już decyzję. I ona podjęła swoją, Calchas był krwią z jego krwi.
Wahała się, czy rozpleść włosy podług wschodniej tradycji, czy zapleść podług tutejszej, zdanie zmieniła w ostatniej chwili. Nie chciała myśleć o wschodnim poddaństwie, ta ziemia zroszona została krwią kobiet odważnych. Trzy splecione ze sobą grube warkocze pobłyskiwały wplecionymi między nimi miedzianymi obrączkami, skronie zdobił skromny wieniec wykonany z lubczyka, krwawnika i kwitnącej lawendy. Zapach dymu odurzał, światło gwiazd przypominało, że oddawali się tradycji i przysięgom, których nic nie miało prawa złamać. Blask tańczących płomieni nie oślepiał, gdy patrzyła wprost na niego, lecz otulał plecy przyjemnym ciepłem. Hołd jego rodzinie oddała w inny sposób, otulającą ją szarą chustę na krańcach zdobił haft dwóch spierających się niedźwiedzi. Nienawidziła Mulciberów, kiedy na świat przyszła Lysandra - i obiecała wtedy sama sobie, że nigdy nie pozna ich okrucieństwa. Ale czasy się zmieniły. Ale wszystko się zmieniło.
Jej wzrok przemknął na jego usta, kiedy przemówił, pochyliła głową, oddając cześć zarówno ofierze, jak i czterem żywiołom, których wzięli dziś na świadków. - Niechaj matka ziemia będzie nam łaskawa. Niechaj pan ognia i powietrza nie ciska nam na drogę gromów. Niechaj pani wód i jezior obdarzy nas łaską  - zakończyła, ostrożnie muskając opuszkami palców trzymaną przez niego ceremonialną misę. Zbliżyła ją, równie powoli, do twarzy Ramseya, rysując na jego czole runę czasu, bo łączyli się na wieczność, na ustach - runę uczucia, które zrodziło się między nimi i na sercu runę węzła pieczętującego dwie powyższe. Malowane dłonią były prymitywna, lecz wciąż łatwe do rozpoznania. Dłoń zatrzymała się w powietrzu, w pół gestu, gdy spojrzała na niego wyczekująco. Czuła to przedziwne napięcie, nienaturalnie podniosłą chwilę, pradawną moc otaczającego ich kromlechu.
- Jesteś krwią z mojej krwi i kością z mojej kości - rozpoczęła staroangielską przysięgę, podniosła głos, by słowa mogły wybrzmieć z należną im rytualną mocą. Nigdy nie składała przysiąg, których nie zamierzała dotrzymywać, wierzyła w ich siłę. Wierzyła w moc przodków i rytualną magię dawnych ceremoniałów. - Oddaję ci oto swoje ciało, byśmy mogli stać się jednością. Oddaję ci swoją duszę, póki ta nie odejdzie w zaświaty. Nie możesz mnie posiąść, bo należę tylko do siebie, lecz gdy połączy nas wspólna wola, weźmiesz to, co należy do mnie. Nie możesz mi rozkazywać, bo jestem wolnym człowiekiem, lecz moim pragnieniem jest spełniać twoje życzenia i częstować cię miodem, który z rąk moich słodszym będzie - zakończyła, patrząc mu w oczy. Pochyliła się nad pobliskim paleniskiem, by zabrać nieduży gliniany dzban miodu grzejący się w jego płomieniach i ujęła go oburącz, kłaniając się przed przyszłym mężem subtelnie.




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Stonehenge [odnośnik]02.06.23 15:15
Stojąc przed nią twardo i nieruchomo jak góra nie czuł, by przepełniała go świadomość własnej nieomylności. Tuż pod mostkiem, powoli rozpalającemu się pożądaniu i zniecierpliwieniu towarzyszyło mu przeświadczenie o wielowymiarowości dzisiejszego zobowiązania. Wiedział, że podjął dobrą decyzję i zgodną z tym, czego chciał, na co liczył i czego oczekiwał od najbliższej przyszłości, ale nie mógł wyzbyć się przypominającego szeptu, że skuteczność będzie zależała głównie od jego własnych kroków. Nic pozostawione same sobie nie przyniesie upragnionych plonów, a o wszystko, co ważne należało właściwie dbać i tego pilnować. Zarośnięte ogrody dziczały, traktując odwiedzającego ich od czasu do czasu ogrodnika jak wroga. Być może przy młodej, niedoświadczonej kobiecie mógłby pozwolić sobie na więcej, ale ona sama niewiele wniosłaby do jego życia. To, co miała Cassandra, kim była i co mogła mu pomóc osiągnąć miało swoją cenę. Szachowanie jej życiem nie tylko nie przyniesie mu owoców, ale i zatruje z nieprawdopodobną skutecznością. Gdzieś głęboko przebijało się w końca zrozumienie, jak wiele czasu musiało zająć dojście do takich wniosków. I choć nie pojmował dlaczego — wierzył dzisiejszego poranka swojej intuicji, tak jak wtedy, kiedy poprosił ją, by towarzyszyła mu przez życie.
Świeża krew, która ozdobiła jego czoło, usta, serce wydawała mu się całkiem zimna, bo sam był ciepły; jej metaliczny smak pojawił się prędko na języku. Święta krew, w świętym miejscu przelana na poczet świętego rytuału wiążącego ich dwoje silniej niż spisana umowa handlowa. Słowa jej przysięgi rozbrzmiewały wokół z niezwykłą mocą. Odtąd to jej głos będzie słyszał nocą i za dnia, w zdrowiu i w chorobie. Cisza jaka ich otulała wzmacniała jej głos tak bardzo, że przenikał go na wskroś. Patrzył prosto w jej szmaragdowe oczy, nie mrugając, nie poruszając się póki nie przyszedł czas, by zwilżyć palce w owczej krwi i nie unieść ich, by narysować na jej czole runę czasu.
— Oddam ci pierwszy kawałek mięsa i ostatni okruch chleba, byś nie była głodna. Pierwszy łyk mojego wina i ostatnią kroplę wody, byś nie była spragniona. Będę tarczą dla twoich pleców, tak jak ty będziesz nią dla moich. Złe słowa nas nie opiszą, bowiem nasze małżeństwo między nami będzie święte i nikt nigdy nie usłyszy z moich ust żadnej skargi. Przysięgam cię chronić i szanować w tym życiu i każdym następnym — mówiąc to z pewnością zakreślił na jej wargach mokrym od krwi kciukiem runę uczucia, a potem niżej, na sercu, runę węzła. Gdy brała w ręce gliniany kielich z ciepłym miodem, odłożył naczynie z krwią na jego miejsce. Patrzył chwilę na nią, na jej subtelny ukłon, nie wyraz poddaństwa i zniewolenia a szacunku i po chwili skinął jej głową z wdzięcznością chwytając w dłonie ofiarowany przez nią miód. Upił łyk, delektując się słodyczą zmieszaną z zasychającą na wargach krwią, nie spuszczając z niej wzroku. Bo była piękna. Piękniejsza niż wcześniej uznał. W swej dumie i wyniosłości kobiety doświadczonej rozbudzała fascynacje i ciekawość poznania jej lepiej. Miała coś do zaoferowania, nie tak jak większość kobiet, które zdawały się tak płaskie i słabe. Jej zielone spojrzenie emanowało mądrością kogoś, kto potrafił przewidzieć wszystko. Stała tu, bo patrząc na niego widziała swoją przyszłość?
— Nie idź krok przede mną, bo nie będę cię gonił. Nie idź krok za mną bo nie muszę cię prowadzić. Idź ze mną ramię w ramię, jako żona i jako przyjaciel— dodał po chwili, marszcząc lekko brwi. Bo przecież właśnie tego potrzebował w tej chwili i właśnie dlatego pragnął jej u swojego boku. Wszystko inne mógł dostać wszędzie indziej. Dogłębnego oddania, lojalności i wsparcia nie dostanie pod żadną wizją groźby i żadną obietnicą zapłaty. Pochylił lekko głową ku niej, oddając jej naczynie z ciepłym miodem. Pij, kochana.
Rozpłatał dekoracyjny pas, którym był owinięty, a ze skropionego ofiarną krwią uświęconego kamienia zabrał dwie złote obrączki. Otworzył dłoń, ofiarując jej jedną, a tę, która została objął palcami, by wsunąć na jej lewą rękę za jej zgodą. Niech pradawny duch, który w nim mieszkał będzie najważniejszym świadkiem tego przyrzeczenia, pełnego wzniosłych i dumnych słów, których wypowiedzenie w tych okolicznościach przyszło z trudem i wysiłkiem. Niech Ogma, który żył w nim jak najgorszy pasożyt, ale i wzmacniał go swoją niezrównaną mocą przyjmie i zaakceptuje to, co mu odebrał; niech pogodzi się z przeznaczeniem i przypieczętuje ceremonię milczącą akceptacją.

| rzucam na opętanie (bo zapomniałam)



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Stonehenge - Page 23 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Stonehenge [odnośnik]02.06.23 15:15
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 33
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stonehenge - Page 23 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 23 z 31 Previous  1 ... 13 ... 22, 23, 24 ... 27 ... 31  Next

Stonehenge
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach