Cela nr 35
AutorWiadomość
Cela nr 35
Cele magicznej części Tower of London nie charakteryzują się szczególnym luksusem, niewielkie ciemne klitki, czasem jedno, czasem dwuosobowe, pozbawione są okien na świat - wszak mieszczą się głęboko pod ziemią. Nie ma łóżek, w niektórych z cel znajdują się usypane sienniki, lecz w tej stoi jedynie drewniany stół, którego blat będzie zapewne cieplejszy od chłodnego kamienia posadzki. Przy odrobinie szczęścia niebawem przez kraty otrzymasz szklankę wody, a może nawet pajdę chleba... śpiesz się, nim zjedzą ci ją szczury.
Przesuwała wzrokiem od mężczyzny który ją trzymał do tego drugiego, który wciąż stał kilka kroków dalej, wyraźnie poruszony sposobem, w jaki potraktowano Lyrę. Wydawał się bardziej wierzyć jej słowom, a nawet próbował przekonać tamtego, żeby najpierw sprawdził prawdziwość jej słów, więc to w nim widziała swoją nadzieję na wybrnięcie z tej sytuacji. Naprawdę nie chciała mieć żadnych problemów, tym bardziej, że przecież była niewinna. Po prostu pechowo została uznana za zupełnie inną osobę, z którą nie miała absolutnie nic wspólnego. Zdecydowanie należało jak najszybciej rozwiązać tę sprawę, ale jej wyjaśnienia niewiele dawały.
Kiedy usłyszała jego pytanie, znowu na niego spojrzała.
- Ja tylko szukałam tutaj zgubionego słoiczka z farbą – powiedziała drżącym głosem, poruszając się niespokojnie. – Przysięgam, że nie jestem tą osobą, której szukacie. Nazywam się Lyra Weasley, przychodzę na Pokątną, żeby malować obrazy – powtórzyła.
Nie szarpała się już tak, chociaż czuła, że jej nogi nie są już tak wiotkie jak jeszcze chwilę temu. Jako siostra aurora wiedziała, że to nie ma sensu. Była jednak ewidentnie przerażona. Bo chociaż dzięki bratu miała sporo do czynienia z aurorami, to jednak zdawała sobie sprawę, że są wśród nich fanatycy, którzy mogą się posunąć bardzo daleko, jeśli tylko uznają, że ktoś ma coś wspólnego z czarnomagicznymi praktykami. Najwyraźniej teraz miała nieszczęście na takiego trafić; czarodziej nic sobie nie robił ani z jej słów, ani z racjonalnych komentarzy Skamandera. Wydawał się być całkowicie pewny tego, że Lyra i poszukiwana Melanie to ta sama osoba.
Wciąż próbowała go przekonać do tego, kim naprawdę jest, jednak mężczyzna chwilę później skuł jej ręce, po czym, wciąż ją przytrzymując, obszukał ją i odebrał jej różdżkę. Wzdrygnęła się, czując jego obleśne ręce błądzące po drobnym, kruchym ciele. To zdecydowanie nie było przyjemne, podobnie jak zimna stal wokół szczupłych nadgarstków, poważnie ograniczająca jej ruchy. Była teraz całkowicie bezbronna, a kiedy powiedział, dokąd ją zabiera, w jej oczach pojawił się jeszcze większy strach. Uświadomiła sobie, że właśnie została potraktowana jak najzwyklejszy oprych, chociaż była niewinna.
Starała się jednak zachować spokój i nie wpadać w panikę, choć była tego bliska. W końcu była jeszcze bardzo młodą i niedoświadczoną życiowo dziewczyną, która nie doświadczała takiego traktowania. Zanim się zdeportowali, zwróciła jeszcze niemal błagalne spojrzenie na Skamandera, prosząc go, żeby nie zostawił tak tej sprawy i spróbował odnaleźć prawdziwą Melanie Karkarov. Liczyła, że może to oczyściłoby ją z tych niesłusznych podejrzeń.
Chwilę później auror wzmógł uścisk na jej ramieniu i teleportowali się. Uczucie to nie należało do przyjemnych, ale później wcale nie było lepiej. Mężczyzna natychmiast poprowadził ją obskurnym, ponurym korytarzem do stęchłych podziemi. Lyra jeszcze nie miała okazji być w takim miejscu; nawet podziemia Hogwartu wydawały się dużo czystsze i przyjemniejsze.
- Nie możecie mnie tutaj zamknąć – wyszeptała, kiedy pchnął ją w kierunku niewielkiej łodzi, którą przepłynęli kawałek drogi. – Ja naprawdę jestem niewinna. Proszę... Nie...
Auror milczał. Lyra po chwili też umilkła, skupiając się na obserwowaniu otoczenia, a wszystko po to, by spróbować nie skupiać się tak mocno na strachu i niepewności. Wciąż skutymi dłońmi nerwowo mięła brzeg sukienki. W podziemiach było jednak zimniej niż na powierzchni, więc jej delikatna, blada skóra pokryła się gęsią skórką. Było jej zimno, ale w tej chwili był to chyba jej najmniejszy problem.
Nie mogła zbyt wiele zrobić. Musiała podążać za pilnującym jej czarodziejem, bo wiedziała, że na tym etapie opór i próby ucieczki są bezcelowe, tym bardziej z unieruchomionymi rękami i bez różdżki. Chwilę później wysiedli z łódki i przeszli przez kolejny korytarz, nie mniej obskurny od poprzedniego. Chwilę później jej oczom ukazały się ciężkie odrzwia, które mężczyzna otworzył, by następnie wepchnąć struchlałą ze strachu Lyrę do środka. Chwilę później, zapowiedziawszy tylko, że niedługo wróci, zatrzasnął drzwi i zostawił ją samą w niemal całkowitej ciemności. Usłyszała jeszcze oddalające się kroki, a potem nastała cisza.
Przez chwilę stała tak, stopniowo przyzwyczajając się do ciemności. Gdy udało jej się nieco uspokoić, zaczęła krążyć po niewielkiej celi, niezdarnie przesuwając dłońmi po wilgotnych, szorstkich ścianach. Niemal wpadła kolanami na coś, co przypominało drewnianą ławę. Nie widziała jej, ale przesunęła dłonią po jej powierzchni, ostatecznie decydując się usiąść. Dopiero teraz, gdy została sama w tak beznadziejnej sytuacji, dziewczyna zaczęła płakać. Wcześniej, przy aurorach starała się trzymać w ryzach, ale teraz cały jej strach musiał znaleźć ujście.
Musiała czekać. Miała nadzieję, że auror zaraz wróci i powie, że rzeczywiście doszło do nieporozumienia, i że zostanie za chwilę wypuszczona. Ta ciemność, przenikliwy chłód i dziwne szelesty, które słyszała, wcale nie zmniejszały jej niepokoju. Siedziała sztywno, spięta do granic możliwości, nerwowo mnąc dłonie i zagryzając wargi. Jej policzki nadal były mokre od łez. Myślała o zwyczajnym, spokojnym dniu na Pokątnej i przeklinała swoje zapuszczenie się w zaułek. Później pomyślała o Garretcie; co zrobi, kiedy się dowie, że jego siostra siedziała zamknięta w ciemnej piwnicy w Tower, sprowadzona tu przez aurora, który niesłusznie oskarżył ją o używanie czarnej magii? Nie wiedziała, kiedy zostanie stąd wypuszczona, ale pewnie było już popołudnie; może Garrett niedługo wróci i zauważy, że nie było jej w mieszkaniu?
Po jakimś czasie położyła się na twardej ławie, starając się nie myśleć o szelestach w ciemności, wywołanych pewnie przez jakieś myszy lub szczury. Nie była przewrażliwioną panienką, ale mimo wszystko obawiała się bliższego kontaktu z tymi stworzeniami.
Nie wiedziała, ile minęło czasu, bo nie miała tutaj żadnego punktu odniesienia. Auror nadal nie nadchodził, a jej ręce zdążyły już zdrętwieć. Znowu poruszyła nimi niespokojnie, próbując jakoś sobie ulżyć. Nagle jednak wpadła na pomysł. Może by tak spróbować uwolnić ręce poprzez metamorfowanie nadgarstków? Oczywiście, mogło się okazać, że kajdanki były zabezpieczone przed tego typu sztuczkami, ale może warto spróbować, żeby sobie choć trochę ulżyć?
Skupiła się więc, co w obecnym stanie było trudniejsze niż normalnie, mając nadzieję, że zmniejszenie obwodu nadgarstków wystarczy, by je uwolnić.
/Nie wiem, czy mam rzucać kostką, czy Lyra uwolniła nadgarstki, ale na wszelki wypadek rzucę.
Kiedy usłyszała jego pytanie, znowu na niego spojrzała.
- Ja tylko szukałam tutaj zgubionego słoiczka z farbą – powiedziała drżącym głosem, poruszając się niespokojnie. – Przysięgam, że nie jestem tą osobą, której szukacie. Nazywam się Lyra Weasley, przychodzę na Pokątną, żeby malować obrazy – powtórzyła.
Nie szarpała się już tak, chociaż czuła, że jej nogi nie są już tak wiotkie jak jeszcze chwilę temu. Jako siostra aurora wiedziała, że to nie ma sensu. Była jednak ewidentnie przerażona. Bo chociaż dzięki bratu miała sporo do czynienia z aurorami, to jednak zdawała sobie sprawę, że są wśród nich fanatycy, którzy mogą się posunąć bardzo daleko, jeśli tylko uznają, że ktoś ma coś wspólnego z czarnomagicznymi praktykami. Najwyraźniej teraz miała nieszczęście na takiego trafić; czarodziej nic sobie nie robił ani z jej słów, ani z racjonalnych komentarzy Skamandera. Wydawał się być całkowicie pewny tego, że Lyra i poszukiwana Melanie to ta sama osoba.
Wciąż próbowała go przekonać do tego, kim naprawdę jest, jednak mężczyzna chwilę później skuł jej ręce, po czym, wciąż ją przytrzymując, obszukał ją i odebrał jej różdżkę. Wzdrygnęła się, czując jego obleśne ręce błądzące po drobnym, kruchym ciele. To zdecydowanie nie było przyjemne, podobnie jak zimna stal wokół szczupłych nadgarstków, poważnie ograniczająca jej ruchy. Była teraz całkowicie bezbronna, a kiedy powiedział, dokąd ją zabiera, w jej oczach pojawił się jeszcze większy strach. Uświadomiła sobie, że właśnie została potraktowana jak najzwyklejszy oprych, chociaż była niewinna.
Starała się jednak zachować spokój i nie wpadać w panikę, choć była tego bliska. W końcu była jeszcze bardzo młodą i niedoświadczoną życiowo dziewczyną, która nie doświadczała takiego traktowania. Zanim się zdeportowali, zwróciła jeszcze niemal błagalne spojrzenie na Skamandera, prosząc go, żeby nie zostawił tak tej sprawy i spróbował odnaleźć prawdziwą Melanie Karkarov. Liczyła, że może to oczyściłoby ją z tych niesłusznych podejrzeń.
Chwilę później auror wzmógł uścisk na jej ramieniu i teleportowali się. Uczucie to nie należało do przyjemnych, ale później wcale nie było lepiej. Mężczyzna natychmiast poprowadził ją obskurnym, ponurym korytarzem do stęchłych podziemi. Lyra jeszcze nie miała okazji być w takim miejscu; nawet podziemia Hogwartu wydawały się dużo czystsze i przyjemniejsze.
- Nie możecie mnie tutaj zamknąć – wyszeptała, kiedy pchnął ją w kierunku niewielkiej łodzi, którą przepłynęli kawałek drogi. – Ja naprawdę jestem niewinna. Proszę... Nie...
Auror milczał. Lyra po chwili też umilkła, skupiając się na obserwowaniu otoczenia, a wszystko po to, by spróbować nie skupiać się tak mocno na strachu i niepewności. Wciąż skutymi dłońmi nerwowo mięła brzeg sukienki. W podziemiach było jednak zimniej niż na powierzchni, więc jej delikatna, blada skóra pokryła się gęsią skórką. Było jej zimno, ale w tej chwili był to chyba jej najmniejszy problem.
Nie mogła zbyt wiele zrobić. Musiała podążać za pilnującym jej czarodziejem, bo wiedziała, że na tym etapie opór i próby ucieczki są bezcelowe, tym bardziej z unieruchomionymi rękami i bez różdżki. Chwilę później wysiedli z łódki i przeszli przez kolejny korytarz, nie mniej obskurny od poprzedniego. Chwilę później jej oczom ukazały się ciężkie odrzwia, które mężczyzna otworzył, by następnie wepchnąć struchlałą ze strachu Lyrę do środka. Chwilę później, zapowiedziawszy tylko, że niedługo wróci, zatrzasnął drzwi i zostawił ją samą w niemal całkowitej ciemności. Usłyszała jeszcze oddalające się kroki, a potem nastała cisza.
Przez chwilę stała tak, stopniowo przyzwyczajając się do ciemności. Gdy udało jej się nieco uspokoić, zaczęła krążyć po niewielkiej celi, niezdarnie przesuwając dłońmi po wilgotnych, szorstkich ścianach. Niemal wpadła kolanami na coś, co przypominało drewnianą ławę. Nie widziała jej, ale przesunęła dłonią po jej powierzchni, ostatecznie decydując się usiąść. Dopiero teraz, gdy została sama w tak beznadziejnej sytuacji, dziewczyna zaczęła płakać. Wcześniej, przy aurorach starała się trzymać w ryzach, ale teraz cały jej strach musiał znaleźć ujście.
Musiała czekać. Miała nadzieję, że auror zaraz wróci i powie, że rzeczywiście doszło do nieporozumienia, i że zostanie za chwilę wypuszczona. Ta ciemność, przenikliwy chłód i dziwne szelesty, które słyszała, wcale nie zmniejszały jej niepokoju. Siedziała sztywno, spięta do granic możliwości, nerwowo mnąc dłonie i zagryzając wargi. Jej policzki nadal były mokre od łez. Myślała o zwyczajnym, spokojnym dniu na Pokątnej i przeklinała swoje zapuszczenie się w zaułek. Później pomyślała o Garretcie; co zrobi, kiedy się dowie, że jego siostra siedziała zamknięta w ciemnej piwnicy w Tower, sprowadzona tu przez aurora, który niesłusznie oskarżył ją o używanie czarnej magii? Nie wiedziała, kiedy zostanie stąd wypuszczona, ale pewnie było już popołudnie; może Garrett niedługo wróci i zauważy, że nie było jej w mieszkaniu?
Po jakimś czasie położyła się na twardej ławie, starając się nie myśleć o szelestach w ciemności, wywołanych pewnie przez jakieś myszy lub szczury. Nie była przewrażliwioną panienką, ale mimo wszystko obawiała się bliższego kontaktu z tymi stworzeniami.
Nie wiedziała, ile minęło czasu, bo nie miała tutaj żadnego punktu odniesienia. Auror nadal nie nadchodził, a jej ręce zdążyły już zdrętwieć. Znowu poruszyła nimi niespokojnie, próbując jakoś sobie ulżyć. Nagle jednak wpadła na pomysł. Może by tak spróbować uwolnić ręce poprzez metamorfowanie nadgarstków? Oczywiście, mogło się okazać, że kajdanki były zabezpieczone przed tego typu sztuczkami, ale może warto spróbować, żeby sobie choć trochę ulżyć?
Skupiła się więc, co w obecnym stanie było trudniejsze niż normalnie, mając nadzieję, że zmniejszenie obwodu nadgarstków wystarczy, by je uwolnić.
/Nie wiem, czy mam rzucać kostką, czy Lyra uwolniła nadgarstki, ale na wszelki wypadek rzucę.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
The member 'Lyra Weasley' has done the following action : Rzut kośćmi
'k100' : 20
'k100' : 20
Lyrze nie udało się zdjąć kajdanek przed kolejnym pojawieniem się Wooda. Przyszedł wraz ze strażnikiem, przynieśli dwa krzesła, które ustawili na przeciwko siebie przy stole. Towarzyszący Remusowi mężczyzna opuścił celę i dziewczyna ponownie została sam na sam z aurorem, który przy pomocy różdżki rozpiął jej kajdanki i gestem kazał usiąść. Sam zajął krzesło na przeciwko, z wewnętrznej kieszeni wyjął świecę, pergamin i pióro, które natychmiast zawisło nad kartą papieru.
- Przesłuchanie w sprawie KN3715 - zaczął, a pióro spisało każde słowo. - Tożsamość przesłuchiwanej - niepotwierdzona.
Wood machnął ręką i pióro ponownie zamarło w oczekiwaniu. Nagle wyszarpnął zza pazuchy różdżkę. Tuż obok głowy Lyry przeleciał czerwony promień.
- Nie notuj. Jak ja nienawidzę szczurów - rzucił w przestrzeń zapalając zaklęciem świeczkę, która nieco oświetliła paskudną celę, w jakiej się znajdowali. - Bardzo proszę odpowiadać na pytania, krótko, bez przedłużania, jeśli spróbujesz czegoś głupiego, nie będę się specjalnie powstrzymywał przed użyciem różdżki, jasne?
Auror rozsiadł się wygodniej, czujnie trzymając różdżkę w pogotowiu.
- Notuj. Imię? Nazwisko? Imiona rodziców? Data urodzenia? Różdżka? Zawód? Ukończona szkoła? Zdolność metamorfomagii? Co robiłaś na ulicy Pokątnej? Jak często tam bywasz?
Pióro z niesamowitą wręcz szybkością i gracją pokrywało pergamin pytaniami i odpowiedziami. Auror zaś jakby zupełnie tym niezainteresowany intensywnie wpatrywał się w twarz swojej rozmówczyni.
- Przesłuchanie w sprawie KN3715 - zaczął, a pióro spisało każde słowo. - Tożsamość przesłuchiwanej - niepotwierdzona.
Wood machnął ręką i pióro ponownie zamarło w oczekiwaniu. Nagle wyszarpnął zza pazuchy różdżkę. Tuż obok głowy Lyry przeleciał czerwony promień.
- Nie notuj. Jak ja nienawidzę szczurów - rzucił w przestrzeń zapalając zaklęciem świeczkę, która nieco oświetliła paskudną celę, w jakiej się znajdowali. - Bardzo proszę odpowiadać na pytania, krótko, bez przedłużania, jeśli spróbujesz czegoś głupiego, nie będę się specjalnie powstrzymywał przed użyciem różdżki, jasne?
Auror rozsiadł się wygodniej, czujnie trzymając różdżkę w pogotowiu.
- Notuj. Imię? Nazwisko? Imiona rodziców? Data urodzenia? Różdżka? Zawód? Ukończona szkoła? Zdolność metamorfomagii? Co robiłaś na ulicy Pokątnej? Jak często tam bywasz?
Pióro z niesamowitą wręcz szybkością i gracją pokrywało pergamin pytaniami i odpowiedziami. Auror zaś jakby zupełnie tym niezainteresowany intensywnie wpatrywał się w twarz swojej rozmówczyni.
Lyra w oczekiwaniu na aurora wciąż kuliła się na ciężkiej, drewnianej ławie, nieporadnie próbując oswobodzić ręce za pomocą zdolności metamorfomagii. Osiągnęła jednak tylko tyle, że poobcierała sobie nadgarstki, więc w końcu przestała i zwinęła się w kłębek, żeby rozgrzać zziębnięte ciało. Przestała płakać, nie było jednak łatwo zapomnieć o stresie i niepewności, jaki odczuwała. Chciała, żeby okazało się, że rzeczywiście doszło do nieporozumienia i że zostanie za chwilę wypuszczona. Bała się jednak, co będzie, jeśli Skamander nie znajdzie prawdziwej Melanie?
Dopiero po pewnym czasie znowu usłyszała w korytarzu kroki. Usiadła na ławie, prostując się sztywno i wbijając wzrok w drzwi, których i tak praktycznie nie widziała w tej ciemności. Po chwili usłyszała skrzypnięcie, a do niewielkiej celi weszło dwóch mężczyzn, ustawiając krzesła i przygotowując miejsce do przesłuchania. Po chwili jednak Lyra znowu została sama z wyrywnym aurorem, który uwolnił jej ręce i kazał usiąść naprzeciwko siebie.
Lyra niespokojnie potarła zdrętwiałe nadgarstki i usiadła, przygładzając materiał sukienki. Ciągle było jej zimno, ale prawie o tym nie myślała, skupiona na poczynaniach aurora, który zapalił świece i przygotował pióro i pergamin. Nagle jednak poruszył się gwałtownie i wyciągnął różdżkę. Przed oczami Lyry po raz kolejny stanął niewyraźny, mglisty obraz i odruchowo się skuliła, jednak okazało się, że czarodziej wcale nie celował w nią, a w szczura błąkającego się gdzieś przy ścianie.
Było widać, że jest niespokojna i zestresowana, a w wątłym blasku świecy jej twarz wydawała się kredowobiała. Można było też zauważyć, że jej włosy nieznacznie pociemniały pod wpływem silnych emocji, nie były już tak płomiennorude jak na Pokątnej.
Słysząc pytania, przygryzła wargę i na moment spuściła wzrok, by po chwili znowu utkwić spojrzenie w pergaminie i sunącym po nim piórze. To było łatwiejsze niż patrzenie na nieprzyjemną, pooraną bliznami twarz aurora.
- Nazywam się Lyra Portia Weasley, jestem córką Edgara i Cecily Weasleyów, i urodziłam się 28 sierpnia 1937 roku – zaczęła drżącym głosem, znowu zaczynając miąć dłońmi sukienkę i odpowiadając na wszystkie pytania. – W tym roku ukończyłam Hogwart i od tego czasu jestem uliczną malarką na ulicy Pokątnej. Codziennie przychodzę tam, by malować obrazy na zamówienie. I rzeczywiście jestem metamorfomagiem.
Odpowiadała na pytania. W końcu chciała zostać jak najszybciej wypuszczona i uniknąć nieprzyjemności. Kto wie, jakie ten auror może znać zaklęcia? Lyra nie miała ochoty oberwać jakimś paskudztwem, a po jego wcześniejszej groźbie obawiała się, że nie miałby problemów ze skrzywdzeniem jej.
- Kiedy będę mogła stąd wyjść? – zapytała cicho i ostrożnie, czując, jak intensywnie ją obserwował. To spojrzenie wpędzało ją w jeszcze większą konsternację, podobnie jak różdżka w jego dłoni. – Naprawdę jestem niewinna. Nie mam pojęcia, kim jest kobieta, której szukacie, ale zapewniam, że nie mam z nią nic wspólnego. Jest tak, jak mówiłam wcześniej. Nazywam się Lyra Weasley...
Urwała, zaciskając dłonie na kolanach. Nigdy by nie pomyślała, że kiedyś znajdzie się w takiej sytuacji jak ta, że zostanie zamknięta w zimnej, ciemnej celi i będzie przesłuchiwana jak najzwyklejszy opryszek.
Dopiero po pewnym czasie znowu usłyszała w korytarzu kroki. Usiadła na ławie, prostując się sztywno i wbijając wzrok w drzwi, których i tak praktycznie nie widziała w tej ciemności. Po chwili usłyszała skrzypnięcie, a do niewielkiej celi weszło dwóch mężczyzn, ustawiając krzesła i przygotowując miejsce do przesłuchania. Po chwili jednak Lyra znowu została sama z wyrywnym aurorem, który uwolnił jej ręce i kazał usiąść naprzeciwko siebie.
Lyra niespokojnie potarła zdrętwiałe nadgarstki i usiadła, przygładzając materiał sukienki. Ciągle było jej zimno, ale prawie o tym nie myślała, skupiona na poczynaniach aurora, który zapalił świece i przygotował pióro i pergamin. Nagle jednak poruszył się gwałtownie i wyciągnął różdżkę. Przed oczami Lyry po raz kolejny stanął niewyraźny, mglisty obraz i odruchowo się skuliła, jednak okazało się, że czarodziej wcale nie celował w nią, a w szczura błąkającego się gdzieś przy ścianie.
Było widać, że jest niespokojna i zestresowana, a w wątłym blasku świecy jej twarz wydawała się kredowobiała. Można było też zauważyć, że jej włosy nieznacznie pociemniały pod wpływem silnych emocji, nie były już tak płomiennorude jak na Pokątnej.
Słysząc pytania, przygryzła wargę i na moment spuściła wzrok, by po chwili znowu utkwić spojrzenie w pergaminie i sunącym po nim piórze. To było łatwiejsze niż patrzenie na nieprzyjemną, pooraną bliznami twarz aurora.
- Nazywam się Lyra Portia Weasley, jestem córką Edgara i Cecily Weasleyów, i urodziłam się 28 sierpnia 1937 roku – zaczęła drżącym głosem, znowu zaczynając miąć dłońmi sukienkę i odpowiadając na wszystkie pytania. – W tym roku ukończyłam Hogwart i od tego czasu jestem uliczną malarką na ulicy Pokątnej. Codziennie przychodzę tam, by malować obrazy na zamówienie. I rzeczywiście jestem metamorfomagiem.
Odpowiadała na pytania. W końcu chciała zostać jak najszybciej wypuszczona i uniknąć nieprzyjemności. Kto wie, jakie ten auror może znać zaklęcia? Lyra nie miała ochoty oberwać jakimś paskudztwem, a po jego wcześniejszej groźbie obawiała się, że nie miałby problemów ze skrzywdzeniem jej.
- Kiedy będę mogła stąd wyjść? – zapytała cicho i ostrożnie, czując, jak intensywnie ją obserwował. To spojrzenie wpędzało ją w jeszcze większą konsternację, podobnie jak różdżka w jego dłoni. – Naprawdę jestem niewinna. Nie mam pojęcia, kim jest kobieta, której szukacie, ale zapewniam, że nie mam z nią nic wspólnego. Jest tak, jak mówiłam wcześniej. Nazywam się Lyra Weasley...
Urwała, zaciskając dłonie na kolanach. Nigdy by nie pomyślała, że kiedyś znajdzie się w takiej sytuacji jak ta, że zostanie zamknięta w zimnej, ciemnej celi i będzie przesłuchiwana jak najzwyklejszy opryszek.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
- Różdżka, dziewczyno, jakiej używasz różdżki- warknął zamiast odpowiedzi na postawione pytania. Sprawiał wrażenie jakby prośby i tłumaczenia nie wywierały na nim żadnego wrażenia.
- Pokaż swoje zdolności do metamorfomagii - wydał beznamiętnie polecenie ciągle przyglądając się dziewczynie. - Czy ostatnio zdarzyło ci się coś dziwnego? Utraty pamięci? Dziwne, niewyraźne wspomnienia? Czy zgodzisz się na kontynuowanie przesłuchania pod działaniem veritaserum?
Postawił na stoliku małą fiolkę z czarnego szkła. Ciągle bardzo uważnie obserwował każdą zmianę na twarzy Lyry.
- Pokaż swoje zdolności do metamorfomagii - wydał beznamiętnie polecenie ciągle przyglądając się dziewczynie. - Czy ostatnio zdarzyło ci się coś dziwnego? Utraty pamięci? Dziwne, niewyraźne wspomnienia? Czy zgodzisz się na kontynuowanie przesłuchania pod działaniem veritaserum?
Postawił na stoliku małą fiolkę z czarnego szkła. Ciągle bardzo uważnie obserwował każdą zmianę na twarzy Lyry.
Lyra drgnęła nerwowo, mocniej zaciskając dłonie. Opisała dokładnie swoją różdżkę, zrobioną z hebanu, z rdzeniem z kłu chropianka i długą na dziesięć i jedną czwartą cala. W odpowiedzi na polecenie zademonstrowania zdolności metamorfomagii, zmieniła kolor swoich włosów na czarny, by po chwili znowu wrócić do rudego. W tym stresie musiała skupiać się na tym mocniej niż zwykle; w końcu nadal była metamorfomagiem młodym, podatnym na emocje.
- Tak – wyszeptała. – Zdarzyło mi się coś takiego, i to całkiem niedawno.
W odpowiedzi na jego spojrzenie opisała ten dzień, kiedy rano poszła malować, a później wszystko się urwało i ocknęła się w parku, uświadamiając sobie, że nie pamięta wydarzeń minionych godzin, oraz swoje podejrzenia, że to może mieć związek z pewnym wypadkiem sprzed ponad roku i komplikacjami, jakie jej doskwierały od tamtego czasu. Zaznaczyła jednak, że wcześniej nie miała przypadków spontanicznych zniknięć i takich zaników pamięci. To wszystko z pewnością było dziwne, ale Lyra naprawdę nie pamiętała prawdziwego przebiegu wydarzeń tamtego dnia.
- Czy to na pewno konieczne? – zapytała zestresowanym głosem, gdy mężczyzna wyciągnął fiolkę z eliksirem. – Ale... Dobrze. Zgadzam się.
Nie miała innego wyboru, skoro chciała jak najszybciej udowodnić swoją niewinność i stąd wyjść. To miejsce i całe okoliczności, wskutek których tutaj trafiła, zdecydowanie nie napawały jej radością i optymizmem. Bała się.
- Tak – wyszeptała. – Zdarzyło mi się coś takiego, i to całkiem niedawno.
W odpowiedzi na jego spojrzenie opisała ten dzień, kiedy rano poszła malować, a później wszystko się urwało i ocknęła się w parku, uświadamiając sobie, że nie pamięta wydarzeń minionych godzin, oraz swoje podejrzenia, że to może mieć związek z pewnym wypadkiem sprzed ponad roku i komplikacjami, jakie jej doskwierały od tamtego czasu. Zaznaczyła jednak, że wcześniej nie miała przypadków spontanicznych zniknięć i takich zaników pamięci. To wszystko z pewnością było dziwne, ale Lyra naprawdę nie pamiętała prawdziwego przebiegu wydarzeń tamtego dnia.
- Czy to na pewno konieczne? – zapytała zestresowanym głosem, gdy mężczyzna wyciągnął fiolkę z eliksirem. – Ale... Dobrze. Zgadzam się.
Nie miała innego wyboru, skoro chciała jak najszybciej udowodnić swoją niewinność i stąd wyjść. To miejsce i całe okoliczności, wskutek których tutaj trafiła, zdecydowanie nie napawały jej radością i optymizmem. Bała się.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Mężczyzna zmarszczył brwi, informacje Lyry wyraźnie go zaintrygowały. Czyżby to miało coś wspólnego z aresztowaniem? Wyraz twarzy Wooda szybko jednak wrócił do nieprzeniknionej, groźnej maski, na którą dziewczyna już miała okazję dość się napatrzeć.
- Nie jest konieczne - po raz pierwszy odpowiedział na jakieś pytanie. - Ale zdecydowanie ułatwi pracę, a skoro jesteś niewinna, to i tak nie ma to dla ciebie różnicy.
Z przepastnych kieszeni płaszcza wyjął nieco pognieciony pergamin. Tekst na nim dzielił się na dwie części.
Ja ................ zgadzam się na użycie veritaserum w celach związanych z prowadzeniem śledztwa. Oświadczam, że do zażycia eliksiru nie zostałam przymuszona, robię to na własną prośbę i za swoją zgodą.
Ja Remus Wood oświadczam, że nie wykorzystam veritaserum do uzyskania informacji prywatnych, które nie są związane ze śledztwem. W wypadku przypadkowego odkrycia poufnych danych zobowiązuję się do zachowania ich w ścisłej tajemnicy. Zobowiązuję się również do niewykorzystywania żadnej z tych informacji do czynności niezwiązanych z prowadzeniem postępowania.
Mężczyzna podał Lyrze dwie kartki z identycznym tekstem i pióro, które zapewne też znajdowało się w jednej z nieskończenie wielu kieszeni.
- Jedna kopia dla ciebie, podpisz obie i do dna - rzucił odkorkowując buteleczkę i stawiając ją przed Lyrą.
- Nie jest konieczne - po raz pierwszy odpowiedział na jakieś pytanie. - Ale zdecydowanie ułatwi pracę, a skoro jesteś niewinna, to i tak nie ma to dla ciebie różnicy.
Z przepastnych kieszeni płaszcza wyjął nieco pognieciony pergamin. Tekst na nim dzielił się na dwie części.
Ja ................ zgadzam się na użycie veritaserum w celach związanych z prowadzeniem śledztwa. Oświadczam, że do zażycia eliksiru nie zostałam przymuszona, robię to na własną prośbę i za swoją zgodą.
Podpisano
....................
....................
Ja Remus Wood oświadczam, że nie wykorzystam veritaserum do uzyskania informacji prywatnych, które nie są związane ze śledztwem. W wypadku przypadkowego odkrycia poufnych danych zobowiązuję się do zachowania ich w ścisłej tajemnicy. Zobowiązuję się również do niewykorzystywania żadnej z tych informacji do czynności niezwiązanych z prowadzeniem postępowania.
Podpisano
Remus Wood
Mężczyzna podał Lyrze dwie kartki z identycznym tekstem i pióro, które zapewne też znajdowało się w jednej z nieskończenie wielu kieszeni.
- Jedna kopia dla ciebie, podpisz obie i do dna - rzucił odkorkowując buteleczkę i stawiając ją przed Lyrą.
Lyra wiedziała, że jest niewinna i ma czyste sumienie, jednak mimo to perspektywa zażycia veritaserum wzbudziła w niej dziwny niepokój. Nie ufała temu aurorowi. Obawiała się, że mężczyzna mimo tego, co napisał w oświadczeniu, mógł chcieć wykorzystać fakt, że dziewczyna będzie zmuszona do mówienia mu prawdy, i wypytywać ją o różne rzeczy niekoniecznie związane z sytuacją, przez którą tutaj trafiła. Szczęśliwie jednak Garrett trzymał ją z daleka od swoich spraw, zarówno tych aurorskich jak i innych, które wciąż przed nią ukrywał. Nie zadawała się też z nikim podejrzanym, a jej artystyczne rozmowy z klientami kupującymi obrazy z pewnością nie zainteresowałyby aurora. Więc chyba nie miała się czego obawiać?
- Dobrze. Ja... Zrobię to – rzekła, starając się zabrzmieć pewniej niż się czuła.
Spojrzała jeszcze raz na podsunięte jej pergaminy, a potem flakonik z eliksirem, po czym chwyciła pióro. Wahała się przez chwilę, zerkając kątem oka na ponurą, kapciowatą twarz aurora, by następnie złożyć swój podpis w wyznaczonych miejscach. Mogła próbować się opierać i wykręcać, ale zdawała sobie sprawę, że odmowa zażycia eliksiru i podpisania dokumentu tylko potwierdziłaby jego podejrzenia i może nawet skłoniłaby go do tego, by zatrzymać ją tutaj na dłużej? Tego zdecydowanie nie chciała.
Przesunęła pergamin z powrotem w jego stronę. Z końca odłożonego na blat stołu pióra wysączyła się kropelka atramentu, jednak Lyra ostrożnie wzięła w drżącą dłoń postawioną przed nią buteleczkę z eliksirem. Patrzyła na nią jeszcze przez chwilę, po czym powstrzymując pokusę, by dyskretnie wylać miksturę, wypiła ją, przełykając szybko i odstawiając pusty już flakonik na stół.
Znowu spojrzała na aurora, oddychając szybko i ponownie układając ręce na kolanach. Miała nadzieję, że nic złego z tego nie wyniknie i zaraz po rozmowie wróci na wolność.
- Dobrze. Ja... Zrobię to – rzekła, starając się zabrzmieć pewniej niż się czuła.
Spojrzała jeszcze raz na podsunięte jej pergaminy, a potem flakonik z eliksirem, po czym chwyciła pióro. Wahała się przez chwilę, zerkając kątem oka na ponurą, kapciowatą twarz aurora, by następnie złożyć swój podpis w wyznaczonych miejscach. Mogła próbować się opierać i wykręcać, ale zdawała sobie sprawę, że odmowa zażycia eliksiru i podpisania dokumentu tylko potwierdziłaby jego podejrzenia i może nawet skłoniłaby go do tego, by zatrzymać ją tutaj na dłużej? Tego zdecydowanie nie chciała.
Przesunęła pergamin z powrotem w jego stronę. Z końca odłożonego na blat stołu pióra wysączyła się kropelka atramentu, jednak Lyra ostrożnie wzięła w drżącą dłoń postawioną przed nią buteleczkę z eliksirem. Patrzyła na nią jeszcze przez chwilę, po czym powstrzymując pokusę, by dyskretnie wylać miksturę, wypiła ją, przełykając szybko i odstawiając pusty już flakonik na stół.
Znowu spojrzała na aurora, oddychając szybko i ponownie układając ręce na kolanach. Miała nadzieję, że nic złego z tego nie wyniknie i zaraz po rozmowie wróci na wolność.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Mężczyzna z lekkim zdziwieniem, które przez chwilę pojawiło się na twarzy obserwował jak Lyra sięga po oba pergaminy i je podpisuje. Kiedy sięgnęła po buteleczkę żaden mięsień jego twarzy już nie drgnął. Obserwował ją beznamiętnie aż nie poczuła jak eliksir powoli zaczyna działać. Ale nic specjalnego się z jej ciałem nie stało. Nie czuła się inaczej niż jeszcze chwilę wcześniej. Do czasu.
- Jak się nazywasz? - Usta Lyry otworzyły się bez jej woli i same zaczęły odpowiadać na pytania. Dziewczyna straciła zupełnie kontrolę nad tym, co się z nich wydobywało. Musiała mówić prawdę, odpowiadać nie mogąc skłamać. Wszystko, co pamiętała mogło zostać wyciągnięte z jej umysłu zaledwie jednym, odpowiednio zadanym pytaniem.
- Co robiłaś na Pokątnej? Jaką różdżką się posługujesz? - To samo, co przed chwilą, jakby poprzednie odpowiedzi nie były dość satysfakcjonujące. - Ile masz lat? Czy praktykowałaś kiedyś czarną magię? Znasz Melanie Karkarov?
Beznamiętne spojrzenie, skrzypienie samopiszącego pióra, drganie świecy i niepowstrzymany potok słów, nad którymi nie sposób było zapanować. Kolejne pytania pogłębiały tylko uczucie braku kontroli nad własnym językiem.
- Jak się nazywasz? - Usta Lyry otworzyły się bez jej woli i same zaczęły odpowiadać na pytania. Dziewczyna straciła zupełnie kontrolę nad tym, co się z nich wydobywało. Musiała mówić prawdę, odpowiadać nie mogąc skłamać. Wszystko, co pamiętała mogło zostać wyciągnięte z jej umysłu zaledwie jednym, odpowiednio zadanym pytaniem.
- Co robiłaś na Pokątnej? Jaką różdżką się posługujesz? - To samo, co przed chwilą, jakby poprzednie odpowiedzi nie były dość satysfakcjonujące. - Ile masz lat? Czy praktykowałaś kiedyś czarną magię? Znasz Melanie Karkarov?
Beznamiętne spojrzenie, skrzypienie samopiszącego pióra, drganie świecy i niepowstrzymany potok słów, nad którymi nie sposób było zapanować. Kolejne pytania pogłębiały tylko uczucie braku kontroli nad własnym językiem.
Lyra nie przemyślała tej sytuacji wnikliwie; w końcu auror nie wydawał się zbyt cierpliwy i czuła presję z jego strony. W jego obecności była spięta i podenerwowana. Zapewne to właśnie to także wpłynęło na szybką decyzję, by wyrazić zgodę na podanie veritaserum. Jeśli zachowywał się w taki sposób, żeby swoją postawą spłoszyć dziewczynę i nakłonić do zgodzenia się na jego warunki, osiągnął swój cel. Może gdyby się głębiej zastanowiła, gdyby nie czuła się tak osaczona, próbowałaby się jakoś wymigać od wypicia eliksiru, ale bardzo chciała jak najszybciej mieć za sobą przesłuchanie i opuścić to miejsce. Wymówki i wykręty raczej nie przyspieszyłyby końca tego wszystkiego.
Początkowo nie czuła się inaczej. Eliksir nie miał żadnego smaku ani nie wywoływał innych dziwnych efektów. O jego działaniu przekonała się dopiero wtedy, kiedy czarodziej zaczął zadawać jej pytania. Wtedy Lyra poczuła, jakby coś wręcz zmuszało ją do mówienia. Nie miała wpływu na słowa wychodzące z jej ust, musiała odpowiadać od razu, dokładnie i wyczerpująco. W przerwach między kolejnymi pytaniami, które absorbowały całe jej myśli, były momenty, kiedy żałowała, że jednak zdecydowała się na tą opcję, ale miała nadzieję, że nie doprowadzi to do niczego nieprzyjemnego, i że zaraz będzie po wszystkim, tak, jak na to liczyła.
- Nazywam się Lyra Weasley. Jestem uliczną malarką i przychodzę na Pokątną, by malować obrazy. Posługuję się różdżką z hebanu, z rdzeniem z kłu chropianka – powtórzyła znowu, choć zaledwie kilka minut temu pytał ją o to samo. – Mam osiemnaście lat i nigdy nie praktykowałam czarnej magii ani nie interesowałam się nią. I nie znam Melanie Karkarov. Nie mam pojęcia, kim jest.
Wciąż mówiła i choćby chciała, nie potrafiłaby kłamać. Z każdym kolejnym pytaniem czuła się coraz bardziej podenerwowana i niespokojna. Znowu zaczęła się wiercić na krześle, a dłonie mocno zacisnęła na brzegu stolika, aż pobielały jej palce. Końcówki jej włosów zaczęły się gwałtownie przebarwiać na różne kolory. Pod wpływem silnych emocji straciła kontrolę nad metamorfomagią. Opuściła nieznacznie głowę i przygryzła wargę, po czym nagle zerknęła gdzieś w bok, wpatrując się w ścianę piwnicy. Potem znowu zmusiła się do spojrzenia na aurora i na pergamin, który pióro pokrywało zapisem jej zeznań.
Początkowo nie czuła się inaczej. Eliksir nie miał żadnego smaku ani nie wywoływał innych dziwnych efektów. O jego działaniu przekonała się dopiero wtedy, kiedy czarodziej zaczął zadawać jej pytania. Wtedy Lyra poczuła, jakby coś wręcz zmuszało ją do mówienia. Nie miała wpływu na słowa wychodzące z jej ust, musiała odpowiadać od razu, dokładnie i wyczerpująco. W przerwach między kolejnymi pytaniami, które absorbowały całe jej myśli, były momenty, kiedy żałowała, że jednak zdecydowała się na tą opcję, ale miała nadzieję, że nie doprowadzi to do niczego nieprzyjemnego, i że zaraz będzie po wszystkim, tak, jak na to liczyła.
- Nazywam się Lyra Weasley. Jestem uliczną malarką i przychodzę na Pokątną, by malować obrazy. Posługuję się różdżką z hebanu, z rdzeniem z kłu chropianka – powtórzyła znowu, choć zaledwie kilka minut temu pytał ją o to samo. – Mam osiemnaście lat i nigdy nie praktykowałam czarnej magii ani nie interesowałam się nią. I nie znam Melanie Karkarov. Nie mam pojęcia, kim jest.
Wciąż mówiła i choćby chciała, nie potrafiłaby kłamać. Z każdym kolejnym pytaniem czuła się coraz bardziej podenerwowana i niespokojna. Znowu zaczęła się wiercić na krześle, a dłonie mocno zacisnęła na brzegu stolika, aż pobielały jej palce. Końcówki jej włosów zaczęły się gwałtownie przebarwiać na różne kolory. Pod wpływem silnych emocji straciła kontrolę nad metamorfomagią. Opuściła nieznacznie głowę i przygryzła wargę, po czym nagle zerknęła gdzieś w bok, wpatrując się w ścianę piwnicy. Potem znowu zmusiła się do spojrzenia na aurora i na pergamin, który pióro pokrywało zapisem jej zeznań.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Auror w spokoju i skupieniu wysłuchał zeznań. Nie pozwolił już żadnemu, nawet najmniejszemu mięśniowi zdradzić się z tym, co myślał. Lyra mogła obserwować jego pozbawioną emocji maskę. A gdy skończyła odpowiadać na pytania Wood rozparł się wygodniej na krześle, widocznie rozluźnił, na jego ustach zabłądził uśmiech, wyjątkowo życzliwy i ładny, przynajmniej jak na taką paskudną twarz.
- I po strachu, dziewczyno - rzucił w lekkim zamyśleniu. - Niepokoi mnie tylko, że wyglądasz dokładnie tak jak kobieta, której szukam. Nie zaatakowała cię ostatnio jakaś młoda dziewczyna, nie zabrała włosów z głowy?
Veritaserum w prawdzie przestawało działać, ale zapanowanie nad słowami dalej było zadaniem trudnym.
- I po strachu, dziewczyno - rzucił w lekkim zamyśleniu. - Niepokoi mnie tylko, że wyglądasz dokładnie tak jak kobieta, której szukam. Nie zaatakowała cię ostatnio jakaś młoda dziewczyna, nie zabrała włosów z głowy?
Veritaserum w prawdzie przestawało działać, ale zapanowanie nad słowami dalej było zadaniem trudnym.
W końcu przestał zadawać kolejne pytania, za sprawą eliksiru łatwo i szybko wyciągając z niej wszystkie interesujące go informacje. Lyry nie opuszczał jednak stres i podenerwowanie, choć kiedy znowu się odezwał, błysnęła w niej nadzieja, że może niedługo to całe przesłuchanie się zakończy. Przecież pod wpływem veritaserum nie mogłaby kłamać, więc teraz miał już pewność, że faktycznie była Lyrą Weasley, a nie podejrzaną o czarnomagiczne praktyki Melanie Karkarov.
Znowu się poruszyła, zamyślając się na moment. Nie pamiętała żadnego ataku, ale z drugiej strony, przecież wystarczyłoby, żeby ktoś pojawił się w miejscu, gdzie malowała już po jej odejściu. Mogły przecież tam pozostać jakieś jej włosy, choćby na ścianie, o którą często się opierała. Zaczęła więc nad tym myśleć i obawiać się, że poszukiwana kobieta, szukając kogoś, pod kogo mogłaby się podszywać, rzeczywiście mogła wybrać ją i zamiast atakować na zatłoczonej ulicy, po prostu zaczekać, aż odejdzie, a potem zabrać jej włosy ze ściany. Albo była metamorfomagiem? Choć była to dosyć rzadka zdolność, ale umożliwiłaby jej przemianę w sobowtóra Lyry. Ale była też inna ewentualność, dużo bardziej mroczna. Może to właśnie ta kobieta odpowiadała za jej dziury w pamięci sprzed kilku tygodni? Może jednak zaatakowała ją tamtego dnia, a potem wyczyściła pamięć i porzuciła nieprzytomną w parku? Tak czy inaczej, Lyra miała po prostu pecha, że padło na nią, i teraz musiała mierzyć się z podejrzeniami aurora.
- Nie pamiętam niczego takiego. Zazwyczaj zagadują mnie klienci zainteresowani obrazami. Jeśli zdobyła moje włosy... Mogła to zrobić po moim odejściu z Pokątnej, wystarczyłoby, że dokładnie sprawdziłaby miejsce, gdzie zwykle maluję – powiedziała. Po chwili wahania (po którym wywnioskowała, że eliksir przestaje działać) znowu zerknęła na aurora i podzieliła się także niepokojącym ją wnioskiem, że mogło to wydarzyć się tamtego dnia, kiedy straciła część wspomnień, ale to były tylko jej przypuszczenia, bo przecież nie pamiętała prawdziwego ciągu wydarzeń. Nie miała pojęcia, jak auror wykorzysta te informacje, ale wolałaby, żeby znalazł prawdziwą Karkarov i już więcej nie musiał jej niepokoić.
Znowu się poruszyła, zamyślając się na moment. Nie pamiętała żadnego ataku, ale z drugiej strony, przecież wystarczyłoby, żeby ktoś pojawił się w miejscu, gdzie malowała już po jej odejściu. Mogły przecież tam pozostać jakieś jej włosy, choćby na ścianie, o którą często się opierała. Zaczęła więc nad tym myśleć i obawiać się, że poszukiwana kobieta, szukając kogoś, pod kogo mogłaby się podszywać, rzeczywiście mogła wybrać ją i zamiast atakować na zatłoczonej ulicy, po prostu zaczekać, aż odejdzie, a potem zabrać jej włosy ze ściany. Albo była metamorfomagiem? Choć była to dosyć rzadka zdolność, ale umożliwiłaby jej przemianę w sobowtóra Lyry. Ale była też inna ewentualność, dużo bardziej mroczna. Może to właśnie ta kobieta odpowiadała za jej dziury w pamięci sprzed kilku tygodni? Może jednak zaatakowała ją tamtego dnia, a potem wyczyściła pamięć i porzuciła nieprzytomną w parku? Tak czy inaczej, Lyra miała po prostu pecha, że padło na nią, i teraz musiała mierzyć się z podejrzeniami aurora.
- Nie pamiętam niczego takiego. Zazwyczaj zagadują mnie klienci zainteresowani obrazami. Jeśli zdobyła moje włosy... Mogła to zrobić po moim odejściu z Pokątnej, wystarczyłoby, że dokładnie sprawdziłaby miejsce, gdzie zwykle maluję – powiedziała. Po chwili wahania (po którym wywnioskowała, że eliksir przestaje działać) znowu zerknęła na aurora i podzieliła się także niepokojącym ją wnioskiem, że mogło to wydarzyć się tamtego dnia, kiedy straciła część wspomnień, ale to były tylko jej przypuszczenia, bo przecież nie pamiętała prawdziwego ciągu wydarzeń. Nie miała pojęcia, jak auror wykorzysta te informacje, ale wolałaby, żeby znalazł prawdziwą Karkarov i już więcej nie musiał jej niepokoić.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Auror pokiwał głową w zamyśleniu. Maska, którą nosił podczas przesłuchania nie opuściła jego twarzy, najwyraźniej nosił ją przez cały czas. A może miał po prostu tak nieprzenikniony wyraz twarzy?
- Tak, racja - mruknął. - poczekamy jeszcze chwilę aż veritaserum przestanie działać, żeby ktoś nie wykorzystał twojej prawdomówności. - Mrugnął do niej, a nawet uśmiechnął, co jednak wyglądało dość przerażająco na tej nieruchomej twarzy. - Garrett jest twoim bratem, tak? Nie chciałaś pójść w jego ślady? - Ton dalej był oschły, nieprzyjemny, ale Wood po prostu taki był, nawet gdy kogoś lubił nie potrafił brzmieć przyjaźnie.
Nagle drzwi celi otworzyły się i auror został stłumionym głosem poproszony o wyjście. Lyra ponownie została sama. Ktoś nazbyt uczynny zamknął drzwi, nie miała jak opuścić pomieszczenia. Szczur, który postanowił wykorzystać nieobecność mężczyzny podkradł się do dziewczyny i ugryzł ją w stopę dziurawiąc but, a także delikatnie raniąc duży palec lewej nogi.
- Tak, racja - mruknął. - poczekamy jeszcze chwilę aż veritaserum przestanie działać, żeby ktoś nie wykorzystał twojej prawdomówności. - Mrugnął do niej, a nawet uśmiechnął, co jednak wyglądało dość przerażająco na tej nieruchomej twarzy. - Garrett jest twoim bratem, tak? Nie chciałaś pójść w jego ślady? - Ton dalej był oschły, nieprzyjemny, ale Wood po prostu taki był, nawet gdy kogoś lubił nie potrafił brzmieć przyjaźnie.
Nagle drzwi celi otworzyły się i auror został stłumionym głosem poproszony o wyjście. Lyra ponownie została sama. Ktoś nazbyt uczynny zamknął drzwi, nie miała jak opuścić pomieszczenia. Szczur, który postanowił wykorzystać nieobecność mężczyzny podkradł się do dziewczyny i ugryzł ją w stopę dziurawiąc but, a także delikatnie raniąc duży palec lewej nogi.
Uniosła brwi, kiedy auror, mimo że wciąż pozostawał oschły i nieprzystępny, nagle się do niej uśmiechnął. Tego się nie spodziewała po tym, jak odnosił się do niej wcześniej, ale z drugiej strony, wtedy podejrzewał ją o bycie poszukiwaną Melanie Karkarov i praktykowanie czarnej magii.
Poruszyła się nieznacznie.
- Dobrze – powiedziała cicho, myśląc już o przyjemnej wizji wolności. Nie wiedziała, ile czasu tutaj była, ale może Garrett nie zauważy jej nieobecności i uda jej się ukryć przed nim ten nieprzyjemny incydent? Nie chciała dokładać mu kolejnego zmartwienia. Chociaż, skoro był aurorem, pewnie i tak się o tym dowie.
- Tak – potwierdziła pytanie o brata. – Kiedyś myślałam o aurorstwie, ale pod koniec nauki w Hogwarcie przydarzył mi się wypadek, który uniemożliwił mi pójście na kurs.
Opuściła wzrok. Eliksir przestawał działać, ale wciąż wywierał pewien wpływ na jej słowa i zmuszał do szczerości. Normalnie pewnie nie byłaby skłonna do tego względem obcego aurora, który na dodatek sprowadził ją w takie miejsce jak to. Co się tyczyło samego aurorstwa, były chwile, kiedy cieszyła się, że jednak nie poszła na kurs, bo zupełnie się do tego nie nadawała pod względem charakteru, była wrażliwą, artystyczną duszą.
Nagle jednak usłyszała skrzypnięcie drzwi. Ktoś stanął w nich, prosząc aurora o pójście z nim. Lyra patrzyła, jak mężczyzna wstaje i idzie w kierunku wyjścia; najwyraźniej to było coś pilnego, skoro tak się spieszył.
Wstała raptownie i także ruszyła w stronę drzwi, ale zanim zdążyła do nich dotrzeć, zostały zamknięte. W piwnicy rozległ się głośny trzask, a potem odgłos szybko oddalających się kroków.
– Proszę, nie zostawiajcie mnie tu! – krzyknęła, a w jej głosie zabrzmiała desperacja. Nikt jednak nie zawrócił.
Nie chciała tutaj zostać, tym bardziej, że nie miała pojęcia, kiedy auror wróci po nią. Mogło ją czekać nawet kilka dodatkowych godzin w tej okropnej celi... A przecież była niewinna, już po przesłuchaniu. Dlaczego musiała tu tkwić? Uderzyła wątłą dłonią w drzwi i szarpnęła za starą, zimną klamkę. Niestety została zamknięta, więc nie mogła wyjść. Musiała czekać samotnie na jego powrót, w chłodnej piwnicy oświetlonej jedynie wątłym blaskiem świecy wciąż unoszącej się nad stołem.
Przez chwilę krążyła po niewielkim pomieszczeniu, drżąc nieznacznie. Później znowu usiadła na krześle, opierając łokcie na stole i ukrywając twarz w dłoniach. Miała nadzieję, że ktoś niedługo po nią przyjdzie i ją wypuści.
Kilka minut później usłyszała szelest. Coś ciepłego otarło się o jej nogę i zanim zdążyła spojrzeć w dół, poczuła, jak coś gryzie ją w stopę. Krzyknęła krótko, wierzgając nogą i kopiąc dużego, tłustego szczura, który najwyraźniej podkradł się do niej i ugryzł ją, korzystając z utraty czujności.
Jęknęła cicho z bólu i podciągnęła obie nogi na krzesło, by uniknąć kolejnego ataku stworzenia. Szczur przegryzł jej but, prawdopodobnie raniąc ją przy tym w palec. Zdjęła go na moment, odkrywając niedużą ranę. W blasku świecy dostrzegła na palcu odrobinę krwi, którą starannie otarła dłonią, czując lekkie szczypanie, po czym z powrotem założyła but. Znowu usiadła z nogami na krześle, tak, żeby nic już nie mogło jej gryźć.
Nikt nadal się nie pojawiał, choć nasłuchiwała odgłosu zbliżających się kroków, wpatrywała się z niecierpliwością w drzwi, starając się ignorować pieczenie ugryzionego palca.
Poruszyła się nieznacznie.
- Dobrze – powiedziała cicho, myśląc już o przyjemnej wizji wolności. Nie wiedziała, ile czasu tutaj była, ale może Garrett nie zauważy jej nieobecności i uda jej się ukryć przed nim ten nieprzyjemny incydent? Nie chciała dokładać mu kolejnego zmartwienia. Chociaż, skoro był aurorem, pewnie i tak się o tym dowie.
- Tak – potwierdziła pytanie o brata. – Kiedyś myślałam o aurorstwie, ale pod koniec nauki w Hogwarcie przydarzył mi się wypadek, który uniemożliwił mi pójście na kurs.
Opuściła wzrok. Eliksir przestawał działać, ale wciąż wywierał pewien wpływ na jej słowa i zmuszał do szczerości. Normalnie pewnie nie byłaby skłonna do tego względem obcego aurora, który na dodatek sprowadził ją w takie miejsce jak to. Co się tyczyło samego aurorstwa, były chwile, kiedy cieszyła się, że jednak nie poszła na kurs, bo zupełnie się do tego nie nadawała pod względem charakteru, była wrażliwą, artystyczną duszą.
Nagle jednak usłyszała skrzypnięcie drzwi. Ktoś stanął w nich, prosząc aurora o pójście z nim. Lyra patrzyła, jak mężczyzna wstaje i idzie w kierunku wyjścia; najwyraźniej to było coś pilnego, skoro tak się spieszył.
Wstała raptownie i także ruszyła w stronę drzwi, ale zanim zdążyła do nich dotrzeć, zostały zamknięte. W piwnicy rozległ się głośny trzask, a potem odgłos szybko oddalających się kroków.
– Proszę, nie zostawiajcie mnie tu! – krzyknęła, a w jej głosie zabrzmiała desperacja. Nikt jednak nie zawrócił.
Nie chciała tutaj zostać, tym bardziej, że nie miała pojęcia, kiedy auror wróci po nią. Mogło ją czekać nawet kilka dodatkowych godzin w tej okropnej celi... A przecież była niewinna, już po przesłuchaniu. Dlaczego musiała tu tkwić? Uderzyła wątłą dłonią w drzwi i szarpnęła za starą, zimną klamkę. Niestety została zamknięta, więc nie mogła wyjść. Musiała czekać samotnie na jego powrót, w chłodnej piwnicy oświetlonej jedynie wątłym blaskiem świecy wciąż unoszącej się nad stołem.
Przez chwilę krążyła po niewielkim pomieszczeniu, drżąc nieznacznie. Później znowu usiadła na krześle, opierając łokcie na stole i ukrywając twarz w dłoniach. Miała nadzieję, że ktoś niedługo po nią przyjdzie i ją wypuści.
Kilka minut później usłyszała szelest. Coś ciepłego otarło się o jej nogę i zanim zdążyła spojrzeć w dół, poczuła, jak coś gryzie ją w stopę. Krzyknęła krótko, wierzgając nogą i kopiąc dużego, tłustego szczura, który najwyraźniej podkradł się do niej i ugryzł ją, korzystając z utraty czujności.
Jęknęła cicho z bólu i podciągnęła obie nogi na krzesło, by uniknąć kolejnego ataku stworzenia. Szczur przegryzł jej but, prawdopodobnie raniąc ją przy tym w palec. Zdjęła go na moment, odkrywając niedużą ranę. W blasku świecy dostrzegła na palcu odrobinę krwi, którą starannie otarła dłonią, czując lekkie szczypanie, po czym z powrotem założyła but. Znowu usiadła z nogami na krześle, tak, żeby nic już nie mogło jej gryźć.
Nikt nadal się nie pojawiał, choć nasłuchiwała odgłosu zbliżających się kroków, wpatrywała się z niecierpliwością w drzwi, starając się ignorować pieczenie ugryzionego palca.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Cela nr 35
Szybka odpowiedź