Cela nr 35
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Cela nr 35
Cele magicznej części Tower of London nie charakteryzują się szczególnym luksusem, niewielkie ciemne klitki, czasem jedno, czasem dwuosobowe, pozbawione są okien na świat - wszak mieszczą się głęboko pod ziemią. Nie ma łóżek, w niektórych z cel znajdują się usypane sienniki, lecz w tej stoi jedynie drewniany stół, którego blat będzie zapewne cieplejszy od chłodnego kamienia posadzki. Przy odrobinie szczęścia niebawem przez kraty otrzymasz szklankę wody, a może nawet pajdę chleba... śpiesz się, nim zjedzą ci ją szczury.
Lyra, o dziwo, wcale nie siedziała sama długo. Po chwili drzwi ponownie się otworzyły. Wood tylko zajrzał do środka, rzucił Lyrze spojrzenie.
- Jak krzyknąć na Skamandera, to jednak weźmie dupę w troki. Znalazł naszą ptaszynę. Chcesz zobaczyć jak to jest być aurorem?
Tak, mężczyzna proponował jej wspólne wyruszenie na akcję. Nie wiedział, ilu przeciwników może się spodziewać. No i była to jedyna forma wynagrodzenia nieprzyjemnych przeżyć, jaką potrafił sobie wyobrazić. Raczej nie należał do osób, którym przepraszanie przychodzi łatwo.
zt
/Możesz wybrać czy chcesz iść z Woodem, czy nie.
Jeśli nie, to koniec wątku, napiszę Ci jak z punktami.
Jeśli tak, to wyślę Ci link, gdzie się teleportowaliście po wyjściu z Tower.
Tak czy inaczej, napisz posta, w którym podejmujesz decyzję i opuszczasz więzienie.
- Jak krzyknąć na Skamandera, to jednak weźmie dupę w troki. Znalazł naszą ptaszynę. Chcesz zobaczyć jak to jest być aurorem?
Tak, mężczyzna proponował jej wspólne wyruszenie na akcję. Nie wiedział, ilu przeciwników może się spodziewać. No i była to jedyna forma wynagrodzenia nieprzyjemnych przeżyć, jaką potrafił sobie wyobrazić. Raczej nie należał do osób, którym przepraszanie przychodzi łatwo.
zt
/Możesz wybrać czy chcesz iść z Woodem, czy nie.
Jeśli nie, to koniec wątku, napiszę Ci jak z punktami.
Jeśli tak, to wyślę Ci link, gdzie się teleportowaliście po wyjściu z Tower.
Tak czy inaczej, napisz posta, w którym podejmujesz decyzję i opuszczasz więzienie.
Lyra siedziała tak, owijając kolana rękoma i wpatrując się w drzwi. Gdzieś tam słyszała szelest szczura przesuwającego się przy ścianie, ale póki co stworzenie trzymało się od dziewczyny z daleka. Czas jednak upływał jej bardzo powoli, więc zanim auror wrócił, miała wrażenie, że nie było go dłużej niż w rzeczywistości.
Niepokoiła się. Nie tylko świadomością zamknięcia tu, ale też myślą, że gdzieś tam Skamander szukał Melanie Karkarov, która była poszukiwana za używanie czarnej magii i w dodatku postanowiła podszyć się właśnie pod nią, niepozorną uliczną malarkę. Myśl o tym, że ktoś mógł użyć jej włosów do eliksiru wielosokowego by upodabniać się do niej w niekoniecznie dobrych celach, wciąż była dla Lyry dziwna i nieprzyjemna.
Dobrze jednak, że Wood przypomniał sobie o nastolatce, bo wizja spędzenia tutaj nocy zdecydowanie nie brzmiała zachęcająco.
Słysząc zbliżające się kroki, po których znowu nastąpiło skrzypnięcie drzwi, szybko wstała, nerwowo przygładzając sukienkę. Auror wsunął się do celi, a jego słowa zaskoczyły Lyrę tak, że przez chwilę była pewna, że to żart. Jednak ten mężczyzna zdecydowanie nie wyglądał na kogoś, kto lubił sobie żartować.
- Oczywiście, że chcę! – powiedziała. Jej głos brzmiał ostrożnie, nieco się denerwowała. W końcu nie miała za sobą przeszkolenia aurorskiego. Czy szkolne umiejętności z Hogwartu wystarczą, by w razie zagrożenia sobie poradzić? Najwyraźniej jednak nie było tak źle z jej odwagą, bo nie wycofała się, a podążyła za mężczyzną. Przesunęła dłonią po kieszeni, gdzie zwykle miała różdżkę, ale przypomniała sobie, że auror odebrał jej ją jeszcze przed teleportacją z zaułka.
- Mogłabym odzyskać swoją różdżkę? – zapytała go, kiedy szli zimnym, ponurym korytarzem. Zdecydowanie wolałaby odzyskać swoją własność, tym bardziej, że teraz mogła jej się naprawdę przydać. Oprócz obaw i niepokoju, czuła też swego rodzaju ekscytację, jak w czasach, kiedy jeszcze marzyła o zostaniu aurorem wzorem brata.
zt.?
Niepokoiła się. Nie tylko świadomością zamknięcia tu, ale też myślą, że gdzieś tam Skamander szukał Melanie Karkarov, która była poszukiwana za używanie czarnej magii i w dodatku postanowiła podszyć się właśnie pod nią, niepozorną uliczną malarkę. Myśl o tym, że ktoś mógł użyć jej włosów do eliksiru wielosokowego by upodabniać się do niej w niekoniecznie dobrych celach, wciąż była dla Lyry dziwna i nieprzyjemna.
Dobrze jednak, że Wood przypomniał sobie o nastolatce, bo wizja spędzenia tutaj nocy zdecydowanie nie brzmiała zachęcająco.
Słysząc zbliżające się kroki, po których znowu nastąpiło skrzypnięcie drzwi, szybko wstała, nerwowo przygładzając sukienkę. Auror wsunął się do celi, a jego słowa zaskoczyły Lyrę tak, że przez chwilę była pewna, że to żart. Jednak ten mężczyzna zdecydowanie nie wyglądał na kogoś, kto lubił sobie żartować.
- Oczywiście, że chcę! – powiedziała. Jej głos brzmiał ostrożnie, nieco się denerwowała. W końcu nie miała za sobą przeszkolenia aurorskiego. Czy szkolne umiejętności z Hogwartu wystarczą, by w razie zagrożenia sobie poradzić? Najwyraźniej jednak nie było tak źle z jej odwagą, bo nie wycofała się, a podążyła za mężczyzną. Przesunęła dłonią po kieszeni, gdzie zwykle miała różdżkę, ale przypomniała sobie, że auror odebrał jej ją jeszcze przed teleportacją z zaułka.
- Mogłabym odzyskać swoją różdżkę? – zapytała go, kiedy szli zimnym, ponurym korytarzem. Zdecydowanie wolałaby odzyskać swoją własność, tym bardziej, że teraz mogła jej się naprawdę przydać. Oprócz obaw i niepokoju, czuła też swego rodzaju ekscytację, jak w czasach, kiedy jeszcze marzyła o zostaniu aurorem wzorem brata.
zt.?
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Darcy wzięła całą tą sytuację za jakąś kpinę. Oczywiście, że teraz już przypominała sobie o Dekrecie narzuconym przez Ministerstwo, ale jaki szanujący się czarodziej w momencie zagrożenia zastanawia się na jakiej ulicy się znajduje? Myślała, ze ją napadają, na Merlina. Wychowana była w myśl, że nie powinna przed nikim się wycofywać, dlatego zaciągnięta siłą do aresztu przez bardzo szemranych opryszków, nie omieszkala już teraz zaplanować treści skargi na przyszłość. Bo chociaż pojmanie jej było tylko oficjalnością, której funkcjonariusze prawa musieli dopełnić, nie przypominała sobie, żeby w jakimkolwiek ich kodeksie widniała informacja o tym, że powinni się z nią szarpać – mimo, że nie stawiała oporu. Nie zapomniałaby też oczywiście dodać coś o bardzo wnikliwej rewizie zakrawającej o molestowanie młodych dam. Nie wspominając już nic o tym, że trzech krępych imbecyli, którzy ją tu zaciągnęli chyba nikt nie uczył nawet podstaw zachowania. Brzydziła się samym ich dotykiem prawie tak samo mocno, jak warunkami w jakich ją zamknęli. Bez żadnego przesłuchania, bez zebrania ze sobą naocznych świadków, bez obycia i należytego jej szacunku! O Morgano, była szlachcianką! Nie jakąś szmacianą lalką, którą mogli za sobą ciągać niczym worek fasoli! Tym brakiem manier poczuła się bardziej dotknięta niż własną bezmyślnością. Wrzucona do celi, doprowadziła włosy do porządku, z braku lepszych możliwości splatając je w gęsty, dobierany warkocz, uwalniając kark z już rozwichrzonych mokrych włosów, lepiących się jej do skóry. Nawet w takim momencie zadbała o to, żeby wyglądać dobrze. Chłód jaki bił od zimnych murów przenikał przez jej przemoczony strój, docierając nieprzyjemny dreszczem do przemarzniętego ciała. Ale pozostawała spokojna… jeszcze.
Czy istniał chociaż cień szansy, ze Ramsey poinformuje o tym karygodnym aresztowaniu jej brata?
Czy istniał chociaż cień szansy, ze Ramsey poinformuje o tym karygodnym aresztowaniu jej brata?
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Kierownik zmiany strażników w Tower spokojnie jadł łakocie z Miodowego Królestwa. Ostatnio coraz częściej trafiali tu czarodzieje, a co go bardziej zaskakiwało jeszcze ci ze szlachetnych rodów. On to się nie chciał wtrącać. Miał papierkową robotę, od czasu do czasu przechadzał się korytarzem wśród cel, aby zobaczyć czy wszystko jest w porządku. Nie chciał się za bardzo wtrącać w poczynania magicznej policji.
Nagle sowa przerwała mu popołudniowego pączka i aż się wystraszył, gdy zobaczył rodową pieczęć. Od razu zaczął przeszukiwać dokumenty na biurku, szukając nazwiska Rosier.
- Na gacie Merlina, znajdźcie mi tę trójkę!! - krzyknął do pracownika, a o reszcie wydarzeń lepiej nie wspominać. Krzyk i zgrzytanie zębów, próba ustalenia tego, co się naprawdę stało, a kierownik prawie wyrywał sobie włosy z głowy. Jak mogli kogoś zgarnąć, kto próbował się obronić? Oczywiście, dzięki wzmożonej pracy magicznej policji i cudownym dekrecie pani Minister, Pokątna była jedną z najbardziej bezpiecznych ulic, ale ta pieczęć... Wydał odpowiednie rozkazy, łudząc się, że nikt z nich nie straci pracy.
Trójka tych samych mężczyzn zeszła do cel i przystanęła przy tej z numerem trzydzieści pięć. Zastanawiali się, czy to naprawdę ta szlachcianka, ale widmo stracenia pracy i zadarcia z jednym z najbardziej wpływowych rodów było o wiele straszniejsze niż przyznanie się publicznie do błędu. Jeden z nich chrząknął, otwierając kratę. Dopadł bardzo szybko Darcy, łapiąc ją jedną ręką za szczękę. Obrócił ją w prawo, w lewo. Rozpoznał szlachetne rysy twarzy i było mu jeszcze bardziej głupio.
- Dziś ci się upiecze, Rosier - puścił ją, ale nawet nie przyszło mu na myśl, aby oddawać ukradzioną sakiewkę z pieniędzmi. Drugi go popchnął, poprawił swoją ulizaną grzywkę i z wielkim uśmiechem spojrzał na dziewczynę.
- Panienko Rosier, bardzo chcieliśmy przeprosić za to zamieszanie, następnym razem prosimy o poinformowanie magicznej policji niźli używanie zaklęć, i ja tak tylko od siebie... - przydługi i grzeczny monolog zarumienionego, młodego policjanta mógł zapewne zanudzić młodą szlachciankę, lecz na szczęście przerwał go trzeci z mężczyzn.
- To nie nasza wina - syknął, wtrącając swoje trzy grosze. Z niechęcią oddał różdżkę dziewczynie i wskazał ręką na drzwi. Tak, mogła wyjść i opuścić Tower. - Podziękuj swojemu wujaszkowi - dodał na odchodne, klepiąc swoją kieszeń, gdzie głośno pobrzękiwały monety.
| zt
Nagle sowa przerwała mu popołudniowego pączka i aż się wystraszył, gdy zobaczył rodową pieczęć. Od razu zaczął przeszukiwać dokumenty na biurku, szukając nazwiska Rosier.
- Na gacie Merlina, znajdźcie mi tę trójkę!! - krzyknął do pracownika, a o reszcie wydarzeń lepiej nie wspominać. Krzyk i zgrzytanie zębów, próba ustalenia tego, co się naprawdę stało, a kierownik prawie wyrywał sobie włosy z głowy. Jak mogli kogoś zgarnąć, kto próbował się obronić? Oczywiście, dzięki wzmożonej pracy magicznej policji i cudownym dekrecie pani Minister, Pokątna była jedną z najbardziej bezpiecznych ulic, ale ta pieczęć... Wydał odpowiednie rozkazy, łudząc się, że nikt z nich nie straci pracy.
Trójka tych samych mężczyzn zeszła do cel i przystanęła przy tej z numerem trzydzieści pięć. Zastanawiali się, czy to naprawdę ta szlachcianka, ale widmo stracenia pracy i zadarcia z jednym z najbardziej wpływowych rodów było o wiele straszniejsze niż przyznanie się publicznie do błędu. Jeden z nich chrząknął, otwierając kratę. Dopadł bardzo szybko Darcy, łapiąc ją jedną ręką za szczękę. Obrócił ją w prawo, w lewo. Rozpoznał szlachetne rysy twarzy i było mu jeszcze bardziej głupio.
- Dziś ci się upiecze, Rosier - puścił ją, ale nawet nie przyszło mu na myśl, aby oddawać ukradzioną sakiewkę z pieniędzmi. Drugi go popchnął, poprawił swoją ulizaną grzywkę i z wielkim uśmiechem spojrzał na dziewczynę.
- Panienko Rosier, bardzo chcieliśmy przeprosić za to zamieszanie, następnym razem prosimy o poinformowanie magicznej policji niźli używanie zaklęć, i ja tak tylko od siebie... - przydługi i grzeczny monolog zarumienionego, młodego policjanta mógł zapewne zanudzić młodą szlachciankę, lecz na szczęście przerwał go trzeci z mężczyzn.
- To nie nasza wina - syknął, wtrącając swoje trzy grosze. Z niechęcią oddał różdżkę dziewczynie i wskazał ręką na drzwi. Tak, mogła wyjść i opuścić Tower. - Podziękuj swojemu wujaszkowi - dodał na odchodne, klepiąc swoją kieszeń, gdzie głośno pobrzękiwały monety.
| zt
Czarnowłosa oparta była o wątpliwie godny jej stolik, ale w pomieszczeniu nie znajdowało się nic oprócz niego. Przysiadła na drewnie, które przynajmniej nie przenikało piekielnym chłodem. Czas zdawał się jej upływać bardzo długo. Objęła się wątłymi ramionami, rozglądając się wokół po skromnym pomieszczeniu. Mimo, że wzrok przyzwyczaił jej się do panującej tu ciemności, tak naprawdę wzrok nie odnajdował żadnego punktu zaczepienia, błądził więc od jednej cegiełki do drugiej, kiedy analizowała zastaną dzisiaj sytuację. Tak, oczywiście, złamała dekret. Tak, oczywiście, zapomniała o jego istnieniu. Tak, oczywiście należało ją aresztować. Ale czy odpowiednim środkiem było zamknięcie jej w takich warunkach? Nie negowała słuszności, tylko raczej przestrzeń w jakiej przyszło jej spędzić najbliższe kilka godzin. Musiała zapamiętać, żeby wujek dawał mniejsze datki na organ ścigający, skoro wyraźnie wpadały one do kieszeni naczelnika więzienia, a zdecydowanie nie w rozbudowę zimnych murów, które od czasów secesji chyba jeszcze nie widziały szpadla i farby. Stolik zdawał się już całkiem gnić. Szczury zdawały się tu lepszym towarzystwem niż pozbawieni manier cierpiący na zaawansowany kretynizm mężczyźni, którzy dumnie (chyba też dość przesadnie, ze zbytnim rozmachem) tytułowali się pracownikami więzienia i depertamentu ścigania przestępców. Czy ona komukolwiek wyglądała na kryminalistkę? Włosy, odgarnięte za ucho do luźno związanego ścierpniętymi palcami warkocza opadały jej co jakiś czas na twarz. Płaszcz już dawno zdążyła z siebie zrzucić, zauważając, że mniejszy ziąb na ciele czuła bez ciężkiego, dogniatającego ją do ziemi materiału, przesiąkającego jej ubrania chłodem i wilgocią, jaka wcale nie chciała opuścić ubrań nawet po kilku godzinach przesiadywania w celi. Stęchłe powietrze zdawało się wejść z jej mokrymi ciuchami w koalicję. Postanowiła je spalić, jak tylko wróci na posiadłość, a była pewna, że niedługo to właśnie się stanie. Wolałaby jednak prędzej niż później.
Słysząc dalekie kroki z niechęcią zsunęła się ze stolika, a obcasy butów lekko stuknęły o ziemię, odbijając się echem od zimnych ścian. Wyszła na środek pomieszczenia, nie zamierzając się przed nikim uginać. Korzenie się przed idiotami zostawiła dla tych, którzy nie mieli do siebie ani knuta szacunku. Postawę miała prostą mimo zmęczenia, głównie wywołanego obniżoną temperaturą w powietrzu i własnym zmarznięciem, bo ciało miała zziębnięte daleko poza odpowiadającą, standardową temperaturą ciała.
Wzrok miała tak samo zimny, kiedy do pomieszczenia weszła już znana jej trójka opryszków. Jeden z nich złapał ją za twarz, zaglądając jej niczym koniowi w szczękę. Szarpnęła podbródkiem, uwalniając go z odrażających dłoni faceta o pewnie tak samo wulgarnym pochodzeniu, jak i manierach Żaden szanujący się czarodziej nie potrzebowałby tak dokładnych oględzin, żeby już w pierwszej chwili nie móc rozpoznać w niej szlacheckiej krwi. Miała ochotę splunąć mężczyźnie w twarz. Zamiast tego cięła go mrożącym spojrzeniem, a złość rozgrzewała jej chłodne kończyny. Krew szybciej zaczęła jej pulsować w żyłach ze złości, docierając szybciej do koniuszków palców, w których już zdążyła stracić czucie. Nawet sine wargi zdawały się nieco zarumienić, kiedy zacisnęła je w wąską kreskę, powstrzymując się od komentarza. Słuchała słów drugiego z mężczyzn, które nie budziły w niej niczego prócz zwykłego obrzydzenia. Nie odezwała się nawet słowem. Nie do plebsu. W finiszu wypowiedzi mężczyzny jej wzrok w końcu w obeznaniu objął po kolei pierś każdego z mężczyzn. Przyswoiła sobie zwłaszcza plakietkę legitymującą tego najbardziej agresywnego, który pozostawił jej sine ślady na delikatnej skórze i kolejnego, bezczelnie afiszującego się pewnie sporą sumką, jaką chował w kieszeni. Był z siebie dumny. Jakby kiedykolwiek w ogóle zasłużył na takie pieniądze. Czekała… ze spokojem i opanowaniem aż każdy z nich już po prostu stąd wyjdzie. Skoro to nie nastąpiło, powoli odzyskując pełną sprawność dłoni, odebrała swoją różdżkę myśląc w duchu:
Nie przewiduję następnego razu nieprzyjemności z cofniętymi umysłowo pół-krewkami.
Przed wyjściem zgarnęła jeszcze swój płaszcz, żadnego z mężczyzn nie obdarzając nawet kolejnym spojrzeniem, była pewna, że wypali jej oczy. Co więcej… z różdżką w ręce i rozpalającymi ją emocjami z trudem trzymanymi w sobie, gotowa byłaby do naprawdę koszmarnych głupstw. Nie było jej szkoda losu tych trzech tutaj knypków, a skompromitowanie ich chociaż w podobnym stopniu, w jakim oni skompromitowali ją na oczach, w dodatku, Ramseya, byłoby warte nawet kolejnych kilku dni zamknięcia w areszcie. O ile ona potrafiłaby to przegryźć, o tyle liczyła się z tym, ile wysiłku musiał w uwolnienie jej włożyć najpewniej Tristan, który – na to liczyła – czekał na nią przed budynkiem. Emocje miały z niej spłynąć ogromną falą dopiero kilka minut później, kiedy przyśpieszyła kroku, łapiąc się na tym, że chce jak najszybciej opuścić te mrożące krew w żyłach mury.
zt > Brama Zdrajców
Słysząc dalekie kroki z niechęcią zsunęła się ze stolika, a obcasy butów lekko stuknęły o ziemię, odbijając się echem od zimnych ścian. Wyszła na środek pomieszczenia, nie zamierzając się przed nikim uginać. Korzenie się przed idiotami zostawiła dla tych, którzy nie mieli do siebie ani knuta szacunku. Postawę miała prostą mimo zmęczenia, głównie wywołanego obniżoną temperaturą w powietrzu i własnym zmarznięciem, bo ciało miała zziębnięte daleko poza odpowiadającą, standardową temperaturą ciała.
Wzrok miała tak samo zimny, kiedy do pomieszczenia weszła już znana jej trójka opryszków. Jeden z nich złapał ją za twarz, zaglądając jej niczym koniowi w szczękę. Szarpnęła podbródkiem, uwalniając go z odrażających dłoni faceta o pewnie tak samo wulgarnym pochodzeniu, jak i manierach Żaden szanujący się czarodziej nie potrzebowałby tak dokładnych oględzin, żeby już w pierwszej chwili nie móc rozpoznać w niej szlacheckiej krwi. Miała ochotę splunąć mężczyźnie w twarz. Zamiast tego cięła go mrożącym spojrzeniem, a złość rozgrzewała jej chłodne kończyny. Krew szybciej zaczęła jej pulsować w żyłach ze złości, docierając szybciej do koniuszków palców, w których już zdążyła stracić czucie. Nawet sine wargi zdawały się nieco zarumienić, kiedy zacisnęła je w wąską kreskę, powstrzymując się od komentarza. Słuchała słów drugiego z mężczyzn, które nie budziły w niej niczego prócz zwykłego obrzydzenia. Nie odezwała się nawet słowem. Nie do plebsu. W finiszu wypowiedzi mężczyzny jej wzrok w końcu w obeznaniu objął po kolei pierś każdego z mężczyzn. Przyswoiła sobie zwłaszcza plakietkę legitymującą tego najbardziej agresywnego, który pozostawił jej sine ślady na delikatnej skórze i kolejnego, bezczelnie afiszującego się pewnie sporą sumką, jaką chował w kieszeni. Był z siebie dumny. Jakby kiedykolwiek w ogóle zasłużył na takie pieniądze. Czekała… ze spokojem i opanowaniem aż każdy z nich już po prostu stąd wyjdzie. Skoro to nie nastąpiło, powoli odzyskując pełną sprawność dłoni, odebrała swoją różdżkę myśląc w duchu:
Nie przewiduję następnego razu nieprzyjemności z cofniętymi umysłowo pół-krewkami.
Przed wyjściem zgarnęła jeszcze swój płaszcz, żadnego z mężczyzn nie obdarzając nawet kolejnym spojrzeniem, była pewna, że wypali jej oczy. Co więcej… z różdżką w ręce i rozpalającymi ją emocjami z trudem trzymanymi w sobie, gotowa byłaby do naprawdę koszmarnych głupstw. Nie było jej szkoda losu tych trzech tutaj knypków, a skompromitowanie ich chociaż w podobnym stopniu, w jakim oni skompromitowali ją na oczach, w dodatku, Ramseya, byłoby warte nawet kolejnych kilku dni zamknięcia w areszcie. O ile ona potrafiłaby to przegryźć, o tyle liczyła się z tym, ile wysiłku musiał w uwolnienie jej włożyć najpewniej Tristan, który – na to liczyła – czekał na nią przed budynkiem. Emocje miały z niej spłynąć ogromną falą dopiero kilka minut później, kiedy przyśpieszyła kroku, łapiąc się na tym, że chce jak najszybciej opuścić te mrożące krew w żyłach mury.
zt > Brama Zdrajców
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Kiwnęła tylko głową i ruszyła do celi ze zdecydowaną miną. To, co przeczytała wystarczyło, by nie miała za grosz współczucia dla więźnia. W jej głowie kłębił się milion pytań, patrząc jednak na mężczyznę zastanawiała się tylko jak przez głowę kogoś takiego w ogóle zdołała przedostać się myśl o takiej magii? Domyślała się, że było to raczej jak ten krzak na pustynii, ale była naprawdę zaskoczona. Zresztą to był pierwszy raz kiedy zetknęła się z czymś takim, na ogół czarna magia wysyłana w jej kierunku nie pochodziła z tak zamierzchłych czasów.
Więzień podniósł głowę, najwyraźniej zdziwiony jej obecnością. Mogła się tylko domyślać, że spodziewał się raczej Cartera, który nie był zbyt delikatny. Ale zaraz sam Raiden wszedł do celi, a ich ćpun chyba zrozumiał, że ona jest dobrym gliną, który nie ma zamiaru w niczym przeszkadzać temu złemu.
- Zadam pytania, kiedy uznam, że trzeba drążyć temat. Zdaję się na Ciebie. - powiedziała swojemu towarzyszowi przed wejściem. Wzięła też od niego niepotrzebne papiery, by miał w rękach tylko te, które mogły mu pomóc. Co śmieszne nie bała się agresji, czasami nawet sama ją stosowała i lubiła. Bardziej bała się, że kiedy zobaczy Cartera w akcji to zmieni się jej postrzeganie jego osoby. Ale równie dobrze mogło to pójść w kierunku, w którym nie powinno. Bo akurat zerwanie ich kontaktów byłoby tym dobrym wyjściem.
Uznała, że to dobry moment na naukę, gdyż biuro aurorów mało kiedy zajmowało się przesłuchaniami tego typu, raczej oddawali ten zaszczyt Wiedźmiej Straży, która miała mniej skrupułów. Zresztą u nich na ogół przesłuchania odbywały się przed Wizengamotem. A ona chciała zdobywać umiejętności, które w przyszłości zdecydowanie mogły jej się przydać.
Więzień podniósł głowę, najwyraźniej zdziwiony jej obecnością. Mogła się tylko domyślać, że spodziewał się raczej Cartera, który nie był zbyt delikatny. Ale zaraz sam Raiden wszedł do celi, a ich ćpun chyba zrozumiał, że ona jest dobrym gliną, który nie ma zamiaru w niczym przeszkadzać temu złemu.
- Zadam pytania, kiedy uznam, że trzeba drążyć temat. Zdaję się na Ciebie. - powiedziała swojemu towarzyszowi przed wejściem. Wzięła też od niego niepotrzebne papiery, by miał w rękach tylko te, które mogły mu pomóc. Co śmieszne nie bała się agresji, czasami nawet sama ją stosowała i lubiła. Bardziej bała się, że kiedy zobaczy Cartera w akcji to zmieni się jej postrzeganie jego osoby. Ale równie dobrze mogło to pójść w kierunku, w którym nie powinno. Bo akurat zerwanie ich kontaktów byłoby tym dobrym wyjściem.
Uznała, że to dobry moment na naukę, gdyż biuro aurorów mało kiedy zajmowało się przesłuchaniami tego typu, raczej oddawali ten zaszczyt Wiedźmiej Straży, która miała mniej skrupułów. Zresztą u nich na ogół przesłuchania odbywały się przed Wizengamotem. A ona chciała zdobywać umiejętności, które w przyszłości zdecydowanie mogły jej się przydać.
Artis Finnleigh
Zawód : Auror
Wiek : 25
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
I'm gonna trust you, babe
I'm gonna look in your eyes
And if you say, "Be alright"
I'll follow you into the light
I'm gonna look in your eyes
And if you say, "Be alright"
I'll follow you into the light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie rozumiał nic z tego, co przeczytał. Albo inaczej. Miał o wiele więcej pytań niż można było się spodziewać. Wcześniej wydawało mu się, że miał ich wiele. Dotyczące chociażby wpierw znaków na ścianach. Potem jeszcze kolejnych zaklęć, które mruczał pod nosem świr. Następnie tego całego gangu i zainteresowania aurorów. A teraz to... Garść... Nie, stos informacji, których było zdecydowanie za dużo. Musiał jednak przyznać, że ten nawał robił wrażenie. Jeśli w tych odkryciach kryła się odpowiedź na pytania, które miała Artis, oznaczało to, że musieli dokładnie porozmawiać sobie z tym towarzyszem. Przepuścił kobietę przed sobą, a sam jeszcze spojrzał uważnie na historyka, na którego czole pojawiły się kropelki potu.
- Kłopoty, co? - zapytał Raiden, patrząc na niego uważnie.
- Zawiadomić górę? - odpowiedział pytaniem na pytanie tamten, który jakby czytał z wyrazu twarzy swojego towarzysza pracy. Carter kiwnął praktycznie niezauważenie głową, po czym poszedł śladem Artis. Lub właściwie śladem woni jej zapachu. Zaskakiwało go to, że aż tak bardzo się utrzymywały te perfumy. Miła odmiana w tym smrodzie. Wszedł do celi, nie zamykając drzwi, a po ich obu stronach stanęli strażnicy gotowi w każdej chwili interweniować. Gdyby było o co... Ale cóż. Chyba właśnie chodziło bardziej o to, by poczuł strach i brak innych opcji. Tylko współpraca. Raiden postawił jedno krzesło na środku celi, na które zaciągnął upchniętego w kaftan więźnia. Ten patrzył po nim, a następnie Artis podejrzliwie. Ale Carter widział to spojrzenie. Głód niedługo miał go dopaść. Nie spiesząc się, ustawił krzesło jeszcze dla Macmillan w rogu, a swoje dał zaraz przed winnym, siadając okrakiem i opierając ramiona na oparciu. Przez chwilę panowała cisza, a policjant wpatrywał się jedynie w przesłuchiwanego. Ten w końcu nie wytrzymał i rzucił w stronę Artis:
- Czego chcecie?!
- Podaj imiona i nazwiska wszystkich, którzy należą do tego Oka - powiedział jedynie Carter, wpatrując się dalej w człowieka.
- Cze... Czego?!
- Głuchy jesteś? Oka. Znaleźliśmy malunki w twoim mieszkaniu świadczące o twoich powiązaniach z tą organizacją.
Wyglądało jakby się zastanawiał, ale postanowił grać nieświadomego zapartego i pokręcił głową. Raiden nie odwrócił się tylko mruknął do Artis:
- Podaj mi zdjęcia.
Zamierzał odświeżyć pamięć tego ćpuna i lepiej, żeby teraz nie kłamał.
- Kłopoty, co? - zapytał Raiden, patrząc na niego uważnie.
- Zawiadomić górę? - odpowiedział pytaniem na pytanie tamten, który jakby czytał z wyrazu twarzy swojego towarzysza pracy. Carter kiwnął praktycznie niezauważenie głową, po czym poszedł śladem Artis. Lub właściwie śladem woni jej zapachu. Zaskakiwało go to, że aż tak bardzo się utrzymywały te perfumy. Miła odmiana w tym smrodzie. Wszedł do celi, nie zamykając drzwi, a po ich obu stronach stanęli strażnicy gotowi w każdej chwili interweniować. Gdyby było o co... Ale cóż. Chyba właśnie chodziło bardziej o to, by poczuł strach i brak innych opcji. Tylko współpraca. Raiden postawił jedno krzesło na środku celi, na które zaciągnął upchniętego w kaftan więźnia. Ten patrzył po nim, a następnie Artis podejrzliwie. Ale Carter widział to spojrzenie. Głód niedługo miał go dopaść. Nie spiesząc się, ustawił krzesło jeszcze dla Macmillan w rogu, a swoje dał zaraz przed winnym, siadając okrakiem i opierając ramiona na oparciu. Przez chwilę panowała cisza, a policjant wpatrywał się jedynie w przesłuchiwanego. Ten w końcu nie wytrzymał i rzucił w stronę Artis:
- Czego chcecie?!
- Podaj imiona i nazwiska wszystkich, którzy należą do tego Oka - powiedział jedynie Carter, wpatrując się dalej w człowieka.
- Cze... Czego?!
- Głuchy jesteś? Oka. Znaleźliśmy malunki w twoim mieszkaniu świadczące o twoich powiązaniach z tą organizacją.
Wyglądało jakby się zastanawiał, ale postanowił grać nieświadomego zapartego i pokręcił głową. Raiden nie odwrócił się tylko mruknął do Artis:
- Podaj mi zdjęcia.
Zamierzał odświeżyć pamięć tego ćpuna i lepiej, żeby teraz nie kłamał.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Bardzo chciała wiedzieć, gdzie teraz jest ten auror, który rzekomo prowadził sprawę i nie zdobył nawet jednej dziesiątej informacji, które dostali przed chwilą. Przyjęła z wdzięcznością krzesło od Cartera i zajęła się przeglądaniem i porządkowaniem uzyskanych materiałów.
Po przestudiowaniu wyglądu, zachowań i wyrazu twarzy więźnia, uznała, że jest raczej pionkiem, który zapewne dał się wciągnąć przez problemy osobiste. Nie wyglądał na zdolnego do stworzenia takiej siatki. Była w stanie nawet założyć, że stanowił jej słabsze ogniwo. Inaczej nie dałby się złapać, albo byłby martwy. Doprawdy idiotyczny pomysł, by angażować w coś ćpuna. Rzuciła mu tylko obojętne spojrzenie gdy skierował pytanie właśnie do niej, jako do tej łagodnej strony. Jego nieszczęście, że bycie obojętną stanowiło jej specjalność, oczywiście wtedy gdy przeciwników było niewielu.
Podała Raidenowi zdjęcia, które nawet chwilę wcześniej wyjęła na wierzch by przejrzeć. Przestudiowała je już wiele razy, kiedy zapoznawała się ze sprawą i nadal nie wierzyła w to co widzi. I wyjątkowo nie chodziło jej o syf.
Uporządkowawszy papiery, by łatwiej było coś w nich znaleźć, wyprostowała się na krześle obserwując z zainteresowaniem Cartera w akcji. Nigdy by nie przyznała, że takie głupoty zaprzątają jej zatrutą hormonami głowę, ale ta groźna postawa była pociągająca. Poza tym starała się wychwycić jak najwięcej szczegółów by na przyszłość nie musieć siedzieć w kącie, gdy ktoś inny wykonuje pracę. Zdawała sobie sprawę, że nie należy to do jej obowiązków, ale uważała, że aurorzy są często zbyt łagodni przy wymierzaniu sprawiedliwości. Może minęła się z powołaniem o kawałek korytarza?
Zdjęcia najwyraźniej poruszyły lekko więźnia, jego mina zdradzała, że dobrze wie na co patrzy. Łatwo było się jednak domyślić, że dalej będzie szedł w zaparte. Coś w jego twarzy kazało jednak Artis zastanowić się, czy przypadkiem czegoś się on nie boi. I musiało być to coś gorszego niż skazanie.
Po przestudiowaniu wyglądu, zachowań i wyrazu twarzy więźnia, uznała, że jest raczej pionkiem, który zapewne dał się wciągnąć przez problemy osobiste. Nie wyglądał na zdolnego do stworzenia takiej siatki. Była w stanie nawet założyć, że stanowił jej słabsze ogniwo. Inaczej nie dałby się złapać, albo byłby martwy. Doprawdy idiotyczny pomysł, by angażować w coś ćpuna. Rzuciła mu tylko obojętne spojrzenie gdy skierował pytanie właśnie do niej, jako do tej łagodnej strony. Jego nieszczęście, że bycie obojętną stanowiło jej specjalność, oczywiście wtedy gdy przeciwników było niewielu.
Podała Raidenowi zdjęcia, które nawet chwilę wcześniej wyjęła na wierzch by przejrzeć. Przestudiowała je już wiele razy, kiedy zapoznawała się ze sprawą i nadal nie wierzyła w to co widzi. I wyjątkowo nie chodziło jej o syf.
Uporządkowawszy papiery, by łatwiej było coś w nich znaleźć, wyprostowała się na krześle obserwując z zainteresowaniem Cartera w akcji. Nigdy by nie przyznała, że takie głupoty zaprzątają jej zatrutą hormonami głowę, ale ta groźna postawa była pociągająca. Poza tym starała się wychwycić jak najwięcej szczegółów by na przyszłość nie musieć siedzieć w kącie, gdy ktoś inny wykonuje pracę. Zdawała sobie sprawę, że nie należy to do jej obowiązków, ale uważała, że aurorzy są często zbyt łagodni przy wymierzaniu sprawiedliwości. Może minęła się z powołaniem o kawałek korytarza?
Zdjęcia najwyraźniej poruszyły lekko więźnia, jego mina zdradzała, że dobrze wie na co patrzy. Łatwo było się jednak domyślić, że dalej będzie szedł w zaparte. Coś w jego twarzy kazało jednak Artis zastanowić się, czy przypadkiem czegoś się on nie boi. I musiało być to coś gorszego niż skazanie.
Artis Finnleigh
Zawód : Auror
Wiek : 25
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
I'm gonna trust you, babe
I'm gonna look in your eyes
And if you say, "Be alright"
I'll follow you into the light
I'm gonna look in your eyes
And if you say, "Be alright"
I'll follow you into the light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Dokładniej rzecz biorąc... O tutaj - mruknął, odbierając od Artis zdjęcia. Nie patrząc na nią, dotknął jej dłoni, czując, że drgnęła. Miał nadzieję, że chodziło o coś innego, a nie o jego osobę... Chociaż zależałoby w jakim kontekście. Zaraz jednak jego uwagę zwrócił ów mężczyzna, siedzący ze zszokowaną miną. Wędrował spojrzeniem od Macmillan, która nie była nim zainteresowana po niego i z powrotem. Zadziwiające ile dało się wyczytać z twarzy człowieka. Szczególnie gdy się bał. Raiden podsunął mu pod nos zdjęcie, przedstawiające dość porządnie obsmarowaną na czarno ścianę mieszkania z wielkim okiem pośrodku.
- Byłeś ich członkiem.
- Ni... Nie... - zaprzeczał tamten, za co Carter zdzielił go tymi zdjęciami po głowie.
- Zadawałeś się z nimi - ciągnął, wracając do swojej postawy. Kolejne zaprzeczenie już mniej pewne i znowu delikatne uderzenie zwiniętymi fotografiami. Zupełnie jakby strącał gazetami owada z pączków. Potwierdzenie. - No, czy nie można było tak od razu? - mruknął niemiło Raiden, po czym kontynuował pytania. Co się działo? Co to za organizacja? Co tam robili? Gdzie się spotykali? Padały odpowiedzi, ale nie dawały im niczego, czego by nie wiedzieli. O miejscu przebywania wiadomo było jedynie, że sprowadzali swoich wyznawców w dziwnym amoku, by potem nie pamiętali drogi. Ciągłe przepraszanie, mylenie się w odpowiedziach, błądzenie wspomnieniami przez zatrzymanego tylko irytowało policjanta, który miał dosyć tego gadania. W trakcie tego paplania, odsunął gwałtownie krzesło i podszedł do przesłuchiwanego, pochylając się nad nim tak, że zasłonił mu światło i resztę pokoju.
- Przyznaj się! Gdzie macie legowisko głównego kapłana?! - wykrzyczał jakieś słowa bez znaczenia prosto w twarz mężczyzny.
- Ja... Ja nie wiem... - wychlipiał tamten, kuląc się na swoim krzesełku. - To było gdzieś w Whitechapel! Przysięgam, że tam! Tylko proszę! Zostawcie mnie! Legowisko głównego kapłana tam jest...
Raiden wyprostował się i patrzył z żałością na tę scenkę. Odwrócił się do Artis i posłał jej oczko, rozbawiony. Jednak to dopiero był początek. Więzień się bał. I to czegoś większego niż Raidena.
chodź płodzić dzieci ༼ つ ◕_◕ ༽つ
- Byłeś ich członkiem.
- Ni... Nie... - zaprzeczał tamten, za co Carter zdzielił go tymi zdjęciami po głowie.
- Zadawałeś się z nimi - ciągnął, wracając do swojej postawy. Kolejne zaprzeczenie już mniej pewne i znowu delikatne uderzenie zwiniętymi fotografiami. Zupełnie jakby strącał gazetami owada z pączków. Potwierdzenie. - No, czy nie można było tak od razu? - mruknął niemiło Raiden, po czym kontynuował pytania. Co się działo? Co to za organizacja? Co tam robili? Gdzie się spotykali? Padały odpowiedzi, ale nie dawały im niczego, czego by nie wiedzieli. O miejscu przebywania wiadomo było jedynie, że sprowadzali swoich wyznawców w dziwnym amoku, by potem nie pamiętali drogi. Ciągłe przepraszanie, mylenie się w odpowiedziach, błądzenie wspomnieniami przez zatrzymanego tylko irytowało policjanta, który miał dosyć tego gadania. W trakcie tego paplania, odsunął gwałtownie krzesło i podszedł do przesłuchiwanego, pochylając się nad nim tak, że zasłonił mu światło i resztę pokoju.
- Przyznaj się! Gdzie macie legowisko głównego kapłana?! - wykrzyczał jakieś słowa bez znaczenia prosto w twarz mężczyzny.
- Ja... Ja nie wiem... - wychlipiał tamten, kuląc się na swoim krzesełku. - To było gdzieś w Whitechapel! Przysięgam, że tam! Tylko proszę! Zostawcie mnie! Legowisko głównego kapłana tam jest...
Raiden wyprostował się i patrzył z żałością na tę scenkę. Odwrócił się do Artis i posłał jej oczko, rozbawiony. Jednak to dopiero był początek. Więzień się bał. I to czegoś większego niż Raidena.
chodź płodzić dzieci ༼ つ ◕_◕ ༽つ
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Nawet ją zaczynał irytować ten brak konkretów. Może nie radował jej widok dorosłego mężczyzny niemal kwilącego jak dziecko, ale zdecydowanie lubiła to oblicze Cartera. Ale nie zamierzała mu nigdy tego powiedzieć. Niech sobie nie wyobraża, że ma jakąkolwiek władzę nad jej hormonami.
Jego metody dawały efekty, zanotowała sobie w głowie kilka rzeczy wartych zapamiętania. Przejrzała po raz kolejny dokumenty i zmrużyła lekko oczy.
- Czy kapłan ma taki tatuaż? - spytała podsuwając odręcznie wykonany rysunek, który przedstawiał jakieś kości z okiem i dziwnymi runami. Został wykonany na podstawie opisu, mógł więc odbiegać od rzeczywistego wyglądu - Jeśli nie on, to kto? W jaki sposób się kontaktujecie? - jej taktyka była zgoła inna, a choć łagodna i miła z wierzchu, była w każdej chwili gotowa zmienić zachowanie o sto osiemdziesiąt stopni. Przestudiowawszy zachowanie więźnia i Cartera, wydedukowała, że zmiana podejścia i chwila wytchnienia może skłonić więźnia do lekkiego rozluźnienia, by Carter mógł wykorzystać słabość i wydobyć informacje. Miała nadzieję, że nic tym zagraniem nie zepsuła.
Pierwsze pytanie spotkało się z długą ciszą zakończoną kręceniem głową. Kolejne wydobyły z niego tylko 'nie wiem'. Odsunęła się od więźnia z westchnieniem i pokręciła głową. Frustrowało ją to, wiedziała, że gdyby znali sposób kontaktowania się, mogliby określić kogo i czego szukają w Whitechapel, a to zawęziłoby obszar poszukiwań. Zostawiła rysunek przed więźniem licząc, że może Carter wyciśnie coś więcej. Jak na razie tatuaż był jedynym śladem prowadzącym do konkretnej osoby. Wiedziała już przynajmniej, że to nie przywódca. Po dłuższej chwili było jednak jasne, że więcej z niego nie wyciągnął. Wyglądało na to, że typ ma wyprany mózg, ale czy od narkotyków, czy zaklęć już nie dało się stwierdzić.
lecę pędzę, ale gdzie? xd
Jego metody dawały efekty, zanotowała sobie w głowie kilka rzeczy wartych zapamiętania. Przejrzała po raz kolejny dokumenty i zmrużyła lekko oczy.
- Czy kapłan ma taki tatuaż? - spytała podsuwając odręcznie wykonany rysunek, który przedstawiał jakieś kości z okiem i dziwnymi runami. Został wykonany na podstawie opisu, mógł więc odbiegać od rzeczywistego wyglądu - Jeśli nie on, to kto? W jaki sposób się kontaktujecie? - jej taktyka była zgoła inna, a choć łagodna i miła z wierzchu, była w każdej chwili gotowa zmienić zachowanie o sto osiemdziesiąt stopni. Przestudiowawszy zachowanie więźnia i Cartera, wydedukowała, że zmiana podejścia i chwila wytchnienia może skłonić więźnia do lekkiego rozluźnienia, by Carter mógł wykorzystać słabość i wydobyć informacje. Miała nadzieję, że nic tym zagraniem nie zepsuła.
Pierwsze pytanie spotkało się z długą ciszą zakończoną kręceniem głową. Kolejne wydobyły z niego tylko 'nie wiem'. Odsunęła się od więźnia z westchnieniem i pokręciła głową. Frustrowało ją to, wiedziała, że gdyby znali sposób kontaktowania się, mogliby określić kogo i czego szukają w Whitechapel, a to zawęziłoby obszar poszukiwań. Zostawiła rysunek przed więźniem licząc, że może Carter wyciśnie coś więcej. Jak na razie tatuaż był jedynym śladem prowadzącym do konkretnej osoby. Wiedziała już przynajmniej, że to nie przywódca. Po dłuższej chwili było jednak jasne, że więcej z niego nie wyciągnął. Wyglądało na to, że typ ma wyprany mózg, ale czy od narkotyków, czy zaklęć już nie dało się stwierdzić.
lecę pędzę, ale gdzie? xd
Artis Finnleigh
Zawód : Auror
Wiek : 25
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
I'm gonna trust you, babe
I'm gonna look in your eyes
And if you say, "Be alright"
I'll follow you into the light
I'm gonna look in your eyes
And if you say, "Be alright"
I'll follow you into the light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
To było gorzej niż żałosne. Chociaż musiał przyznać, że dziwne kulenie się głodnego ćpuna i powtarzającego zaimputowane mu wyrazy było zadziwiająco zabawne. Doprowadził się do takiego stanu i teraz za to płacił. Nie było niczego smutniejszego niż doprowadzanie się ludzi samodzielnie do skraju człowieczeństwa. W swojej pracy Raiden widział niestety ten obrazek coraz częściej. I to nie byli starzy obywatele, szukający drogi ucieczki przed cierpieniem i starością, a młodzi. Kiedyś zobaczył w prasie mugolskiej informację o czternastolatce znalezionej niedaleko miejsca, w którym mieszkał w Chicago. Walnięta w śmietniku jak niechciany but. Nawet zwierząt tak nie traktowano... Nienawidził tych wszystkich, którzy przyzwalali na to i jeszcze zarabiali na niszczeniu się młodzieży. Odsunął się z obrzydzeniem na twarzy od więźnia, odchodząc kawałek dalej, by oprzeć się ramieniem o ścianę celi i słuchać słów Artis. Musiał przyznać, że wyglądała całkiem przekonywająco w roli dobrego gliny. Może miało to związek z jej jasnymi włosami i anielską twarzą, która zdawała się aż emanować dobrocią. Chociaż raczej nie to chciała by usłyszeć... Carter słuchał jej słów, odnajdując w nich głębszy sens. Skoro tak właśnie było, mogli odszukać ludzi z podobnymi znamionami i może mogliby ich doprowadzić dalej? Nie odpowiedział, jednak na jej pytania, dalej kręcąc głową i mamrocząc coś, co przypominało mu Nadejście.
- Nadejście? - powtórzył ze zmarszczonymi brwiami. - Czego nadejście?
- Nie wiecie nic, a on nadchodzi i zabije mnie. Was! Wszystkich! - krzyknął mężczyzna, a Carter pokręcił głową. Odlatywał. Potrzebował swojego narkotyku, żeby być dalej użytecznym. Na razie musieli przerwać i dokończyć po wizycie uzdrowiciela. Raiden odebrał spisane przed chwilą słowa magicznym piórem i wychylił się z celi, by przekazać je strażnikom, gdy usłyszał za plecami krzyk. Obrócił się i zobaczył jak ćpun dosłownie wyrzucał krzesło w stronę Macmillan. Zdążył jedynie potraktować go zaklęciem odcinającym władanie w nogach, zanim do środka wskoczyli strażnicy i zajęli się więźniem, który krzyczał coś niezrozumiale. Fakt, że odpływał był widoczny gołym okiem. Nie dziwne, że dostał zastrzyku energii. Ale zamiast interesować się ćpunem na głodzie, Carter podszedł do Artis i dosłownie wyniósł ją do kominka. O tej godzinie Święty Mung był zamknięty, dlatego też wysłał ich do domu. Nie umierała, a jej godność szlachcianki raczej nie pozwalała na coś takiego jak pogotowie. Po kilku chwilach byli już u niego, wyrzucając z głowy upartego przesłuchiwanego.
zt x2
- Nadejście? - powtórzył ze zmarszczonymi brwiami. - Czego nadejście?
- Nie wiecie nic, a on nadchodzi i zabije mnie. Was! Wszystkich! - krzyknął mężczyzna, a Carter pokręcił głową. Odlatywał. Potrzebował swojego narkotyku, żeby być dalej użytecznym. Na razie musieli przerwać i dokończyć po wizycie uzdrowiciela. Raiden odebrał spisane przed chwilą słowa magicznym piórem i wychylił się z celi, by przekazać je strażnikom, gdy usłyszał za plecami krzyk. Obrócił się i zobaczył jak ćpun dosłownie wyrzucał krzesło w stronę Macmillan. Zdążył jedynie potraktować go zaklęciem odcinającym władanie w nogach, zanim do środka wskoczyli strażnicy i zajęli się więźniem, który krzyczał coś niezrozumiale. Fakt, że odpływał był widoczny gołym okiem. Nie dziwne, że dostał zastrzyku energii. Ale zamiast interesować się ćpunem na głodzie, Carter podszedł do Artis i dosłownie wyniósł ją do kominka. O tej godzinie Święty Mung był zamknięty, dlatego też wysłał ich do domu. Nie umierała, a jej godność szlachcianki raczej nie pozwalała na coś takiego jak pogotowie. Po kilku chwilach byli już u niego, wyrzucając z głowy upartego przesłuchiwanego.
zt x2
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Ze względu na procedury nie mógł brać udziału w spisywaniu pierwszych informacji na temat swojego złapanego pięściarza. Czekało go też parę zadań przed tym łącznie z dochodzeniem co wydarzyło się w opuszczonej chacie i dlaczego ofiara miała na sobie sukienkę i perukę. Za każdym razem gdy myślał o szczegółach tej akcji, zbierało mu się na wymioty. Ale teraz czekało go coś innego i Bogu dzięki, że tak się działo. Najwidoczniej biuro aurorów uparło się, że będzie prowadziło wstępne zbieranie wiadomości od przesłuchiwanych, wtrącając się tym w policyjną sprawę. Nie miał nic do łowców czarnoksiężników, ale zalatywało mu to jakimś dziwnym przekrętem i układami między jego a ich przełożonymi. Policja nie wtrącała się w ich sprawy, ale oni dość często mieszali się w zadania egzekutorów prawa. Bo niby dlaczego tak było? Na pewno nie po to, żeby pomóc biednej czarodziejskiej policji, która nie potrafi zbierać informacji. Fakt. Raidenowi się to nie podobało, ale musiał się do tego zastosować.
Dostał raport z przesłuchania w kilka godzin po wydarzeniu. Wypachniony papier, skrupulatny charakter pisma. Carter był już pewny, że odpowiedzialna za to była kobieta. Któż by inny? Początkowo był sceptyczny, ale potem zauważył pewną prawidłowość, co go zaciekawiło. W jakimś stopniu. Ciekawiło go kto był za to odpowiedzialny. Jednak przebiegając spojrzeniem po notatkach nie sądził, że na końcu zobaczy znajome nazwisko, które wywoła u niego półuśmiech. I chyba miało już zawsze go powodować. Szkoda tylko że się wyminął z jego właścicielką. W końcu lubili swoje towarzystwo, aż za bardzo, Zaraz też zebrał się do Tower of London, równocześnie zabierając ze sobą notatki i jakiegoś młodego policjanta, który dopiero się uczył jak to jest. No, niech mu będzie. Z szefem nie należało negocjować, kto miał się zajmować żółtodziobem. A argument że się na tym zna i lepiej żeby się uczył od najlepszych jakoś go nie przekonał, ale nie miał wyjścia. Teleportowali się w odpowiednie miejsce, gdzie od razu skierowali się do zejścia do magicznej części więzienia.
- Więzień Matthew Bott zatrzymany za branie udział w nielegalnych walkach do celi numer trzydzieści pięć - mruknął, stając przed strażnikiem, przed którym się wylegitymował i ruszył wpierw w kierunku stróżówki, by powiadomić o przesłuchaniu.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Po przesłuchaniu z Panią Sprawiedliwość teleportowano mnie w towarzystwie strażników z powrotem do Tower, gdzie ponownie zasiliłem swoją jednostką zbiorową celę. Wybornie. Kilku towarzyszy niedoli posłało mi pytające spojrzenia, a inni zdobyli się na to by w prost spytać "jak było". Wiedziałem, że jak im powiem to mi żyć nie dadzą chcąc poznać więcej szczegóły więc wyrzęziłem kilka epitetów sugerujących, że nie chce mi się strzępić na nich ryja.
Zsunąłem się po jednej ze ścian na ziemię i w miarę wygody się rozsiadłem. Pizgało złem. Poprawiłem poły koszuli, którą mnie obdarowano, splotłem ramiona na torsie i przymknąłem oczy. Od wczorajszego ranka ich nie zmrużyłem. Odnosiłem więc wrażenie, że Pani Sprawiedliwość pozbawiła mnie na przesłuchaniu resztek energii niczym taki osobliwy wampir. Właściwie nie miałem jej tego za złe. Przynajmniej łatwiej było mi ignorować towarzystwo z którym zmuszony byłem dzielić przestrzeń. Mimo przytłaczającego mnie zmęczenia nie mogłem zasnąć. Za dużo mi się przypomniało wrażeń związanych z moim rocznym pobytem w Tower. Nie chciałem powtórki.
Z półsnu wyrwał mnie strażnik wypowiadający moje nazwisko. Chyba źle zniosłem niechcianą pobudkę bo w powietrzu zawisła kierowana ku mnie groźba. Nie stawiałem oporu, byłem jeszcze półprzytomny, a więc byłem jak potulne zombie. Przez chwilę pomyślałem, że może przydzielono mi prywatny apartament - ucieszyłbym się, bo osobiście nie chciałem myśleć o tym, że jak na potrzymają w zbiorowej jeszcze kilka ni to pływać będziemy we własnej urynie. Ale nie. Co prawda prowadzono mnie do oddzielnego pomieszczenia, znalazłem się w jego wnętrzu...a potem zobaczyłem JEGO. Momentalnie moją senność szlag trafił, a mięśnie twarzy stężały.
- Ty chuju - warknąłem, a potem splunąłem ku niemu. Co z tego, że teoretycznie sam sobie byłem winny. Praktycznie jednak to właśnie on był bezpośrednim powodem mojej obecności w tym chlewie.
Rzut kotką|1-50 pod nogi | 51-80 gdzieś na tułów | 81-100 twarz
Zsunąłem się po jednej ze ścian na ziemię i w miarę wygody się rozsiadłem. Pizgało złem. Poprawiłem poły koszuli, którą mnie obdarowano, splotłem ramiona na torsie i przymknąłem oczy. Od wczorajszego ranka ich nie zmrużyłem. Odnosiłem więc wrażenie, że Pani Sprawiedliwość pozbawiła mnie na przesłuchaniu resztek energii niczym taki osobliwy wampir. Właściwie nie miałem jej tego za złe. Przynajmniej łatwiej było mi ignorować towarzystwo z którym zmuszony byłem dzielić przestrzeń. Mimo przytłaczającego mnie zmęczenia nie mogłem zasnąć. Za dużo mi się przypomniało wrażeń związanych z moim rocznym pobytem w Tower. Nie chciałem powtórki.
Z półsnu wyrwał mnie strażnik wypowiadający moje nazwisko. Chyba źle zniosłem niechcianą pobudkę bo w powietrzu zawisła kierowana ku mnie groźba. Nie stawiałem oporu, byłem jeszcze półprzytomny, a więc byłem jak potulne zombie. Przez chwilę pomyślałem, że może przydzielono mi prywatny apartament - ucieszyłbym się, bo osobiście nie chciałem myśleć o tym, że jak na potrzymają w zbiorowej jeszcze kilka ni to pływać będziemy we własnej urynie. Ale nie. Co prawda prowadzono mnie do oddzielnego pomieszczenia, znalazłem się w jego wnętrzu...a potem zobaczyłem JEGO. Momentalnie moją senność szlag trafił, a mięśnie twarzy stężały.
- Ty chuju - warknąłem, a potem splunąłem ku niemu. Co z tego, że teoretycznie sam sobie byłem winny. Praktycznie jednak to właśnie on był bezpośrednim powodem mojej obecności w tym chlewie.
Rzut kotką|1-50 pod nogi | 51-80 gdzieś na tułów | 81-100 twarz
The member 'Matthew Bott' has done the following action : rzut kością
'k100' : 60
'k100' : 60
Przeszedł do wyznaczonej celi, wciąż przeglądając raport, który sporządziła Artis. Musiał przyznać, że był całkiem niezły. Zresztą miał okazję lekko przyuważyć sposób jej pracy, gdy odwiedzili innego więźnia Tower of London. Teraz już niestety zmarłego... Chociaż wiadomo było, że został zamordowany. Sprawa wciąż pozostawała otwarta, a dochodzenie ciągnęło się na wspólnej współpracy biura aurorów i czarodziejskiej policji. Co prawda już nie współpracował z panną Macmillan zapewne z dość oczywistych powodów. Ale nie dziwił się. Nie miał czemu. Teraz jednak musiał skupić się na czymś innym. Wszedł do celi trzydzieści pięć i czekał na przyprowadzenie... Osadzonego. Jak się spodziewał, Bott od razu zaczął się ciskać i finalnie zakończył swoją wypowiedź splunięciem na jego marynarkę. Raiden raczej nie był człowiekiem, który dość łatwo się opanował, więc pięść wystrzeliła w kierunku twarzy Matthew jeszcze zanim skończył charkać.
- Wzruszyłem się - rzucił, po czym spojrzał na niewzruszonego strażnika i wskazał jedyne krzesło w całej celi. Nie było, aż tak cudownie wygodne jak w Ministerstwie i w sumie... Nic tu nie było wygodne i takie miało być. - Posadź go tu.
Gdy wszystko zostało dopięte na ostatni guzik i kajdanki, Raiden przeglądając dokumenty, zaczął przesłuchanie.
- Więc panie Bott... Jako świadek musi być pan uprzedzany o odpowiedzialności karnej za złożenie fałszywych zeznań lub zatajenie prawdy. Widzę, że odebranie danych osobowych, zadanie ogólnych pytań zostało już odbębnione. Czy wie szanowny pan w jakiej sprawie został wezwany i co może nam pan o sprawie powiedzieć? Ma pan prawo do swobodnej wypowiedzi na okoliczności zdarzenia.
- Wzruszyłem się - rzucił, po czym spojrzał na niewzruszonego strażnika i wskazał jedyne krzesło w całej celi. Nie było, aż tak cudownie wygodne jak w Ministerstwie i w sumie... Nic tu nie było wygodne i takie miało być. - Posadź go tu.
Gdy wszystko zostało dopięte na ostatni guzik i kajdanki, Raiden przeglądając dokumenty, zaczął przesłuchanie.
- Więc panie Bott... Jako świadek musi być pan uprzedzany o odpowiedzialności karnej za złożenie fałszywych zeznań lub zatajenie prawdy. Widzę, że odebranie danych osobowych, zadanie ogólnych pytań zostało już odbębnione. Czy wie szanowny pan w jakiej sprawie został wezwany i co może nam pan o sprawie powiedzieć? Ma pan prawo do swobodnej wypowiedzi na okoliczności zdarzenia.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Cela nr 35
Szybka odpowiedź