Cela nr 35
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Cela nr 35
Cele magicznej części Tower of London nie charakteryzują się szczególnym luksusem, niewielkie ciemne klitki, czasem jedno, czasem dwuosobowe, pozbawione są okien na świat - wszak mieszczą się głęboko pod ziemią. Nie ma łóżek, w niektórych z cel znajdują się usypane sienniki, lecz w tej stoi jedynie drewniany stół, którego blat będzie zapewne cieplejszy od chłodnego kamienia posadzki. Przy odrobinie szczęścia niebawem przez kraty otrzymasz szklankę wody, a może nawet pajdę chleba... śpiesz się, nim zjedzą ci ją szczury.
Strażnik odkrywał co rusz nowe elementy dotyczące mojego życia, które de facto nie powinny go wcale interesować. Skuty nie bardzo byłem w stanie odpowiednio się prezentować, a to zabierało mi bardzo dużo z całego tego wizażu grzecznego panicza, który starałem się odpowiednio dopasować do sytuacji. Ewidentnie Londyńskie zasady nie sprzyjały moim planom. Kiwnąłem głową, dając mu znak, że rozumiem. Skoro tak należało, szczególnie teraz, kiedy zostałem zamknięty za kratami bez możliwości wyjścia, musiałem słuchać się jego poleceń.
- Sir, to proszę rejestrować. - zwróciłem się do niego dość logicznie, mus to mus, niech czyni swoją powinność, tak jak ja zamierzałem poczynić własną. Szkoda mi było jedynie braku jego imienia, a co dopiero nazwiska, bo z nim o wiele łatwiej byłoby odnaleźć go po czasie. Z pewnością znajdzie się jakiś inny sposób.
Ponownie skinąłem głową na znak zrozumienia jego słów. - Tower - powtórzyłem może nieco zbyt spokojnie. Bolał mnie kark, niewygodna pozycja spowodowana leżeniem przez całą noc w kajdanach bez możliwości odpowiedniego ułożenia rąk i nóg sprawiała, że całemu ciału doskwierał dyskomfort. Nigdy nie byłem w tak dziwnej sytuacji, szczególnie nie w Tower.
- Brat Kirill. - odpowiedziałem powoli, trochę niechętnie już poruszając ustami, które wydawały się wyczerpać limit słów na to nieprzyjazne spotkanie. Moja koszula była brudna, jakiś obdartus śmierdzący wymiocinami spluwał gdzieś w okolice mojej osoby, a ja byłem skuty. Nic nie było w takim porządku, jaki mnie satysfakcjonował. - Sykomora, 8 i 1/4 cala, łuska kappy - odpowiedziałem zgodnie z prawdą co do swojej różdżki, którą właśnie podawałem jako tą brata. Mieliśmy układ, gdyby kiedykolwiek milicja zażądałaby czegoś od naszych drewnianych przedłużeń dłoni, kryjemy się wzajemnie, bo nie tylko z imienia i nazwiska byliśmy braćmi. Niestety nigdy nie sądziłem, że to właśnie ja będę tym, który zostanie zesłany na upokorzenie przez jakiegoś społecznego niedoroba, który moim zdaniem robił całkiem niezłą robotę. Szkoda tylko, że w złym kierunku i ze złą osobą. Moje słowa poświadczały jedynie, że nie do końca zrozumiałem jego pytanie, a może zwyczajnie nie chciałem go zrozumieć? Te językowe łamigłówki, gdyby strażnik gadał po rosyjsku, od razu byśmy złapali wspólny język! - Proszę szanownie pozdrawić rodzinę Mości Lorda Xaviera Burke. - dopowiedziałem na koniec, bo przecież należało zachować pewien poziom, nawet jeśli okrojony był przez brzydkie pismo strażnika. Nie sądziłem, aby miał on poziom wyższy niż pufek, choć robił swoje i to z całkiem niezłym efektem. Z przyjemnością wymazałbym mu pamięć, pozostawało wciąż pytanie, jak się nazywał...
- Sir, to proszę rejestrować. - zwróciłem się do niego dość logicznie, mus to mus, niech czyni swoją powinność, tak jak ja zamierzałem poczynić własną. Szkoda mi było jedynie braku jego imienia, a co dopiero nazwiska, bo z nim o wiele łatwiej byłoby odnaleźć go po czasie. Z pewnością znajdzie się jakiś inny sposób.
Ponownie skinąłem głową na znak zrozumienia jego słów. - Tower - powtórzyłem może nieco zbyt spokojnie. Bolał mnie kark, niewygodna pozycja spowodowana leżeniem przez całą noc w kajdanach bez możliwości odpowiedniego ułożenia rąk i nóg sprawiała, że całemu ciału doskwierał dyskomfort. Nigdy nie byłem w tak dziwnej sytuacji, szczególnie nie w Tower.
- Brat Kirill. - odpowiedziałem powoli, trochę niechętnie już poruszając ustami, które wydawały się wyczerpać limit słów na to nieprzyjazne spotkanie. Moja koszula była brudna, jakiś obdartus śmierdzący wymiocinami spluwał gdzieś w okolice mojej osoby, a ja byłem skuty. Nic nie było w takim porządku, jaki mnie satysfakcjonował. - Sykomora, 8 i 1/4 cala, łuska kappy - odpowiedziałem zgodnie z prawdą co do swojej różdżki, którą właśnie podawałem jako tą brata. Mieliśmy układ, gdyby kiedykolwiek milicja zażądałaby czegoś od naszych drewnianych przedłużeń dłoni, kryjemy się wzajemnie, bo nie tylko z imienia i nazwiska byliśmy braćmi. Niestety nigdy nie sądziłem, że to właśnie ja będę tym, który zostanie zesłany na upokorzenie przez jakiegoś społecznego niedoroba, który moim zdaniem robił całkiem niezłą robotę. Szkoda tylko, że w złym kierunku i ze złą osobą. Moje słowa poświadczały jedynie, że nie do końca zrozumiałem jego pytanie, a może zwyczajnie nie chciałem go zrozumieć? Te językowe łamigłówki, gdyby strażnik gadał po rosyjsku, od razu byśmy złapali wspólny język! - Proszę szanownie pozdrawić rodzinę Mości Lorda Xaviera Burke. - dopowiedziałem na koniec, bo przecież należało zachować pewien poziom, nawet jeśli okrojony był przez brzydkie pismo strażnika. Nie sądziłem, aby miał on poziom wyższy niż pufek, choć robił swoje i to z całkiem niezłym efektem. Z przyjemnością wymazałbym mu pamięć, pozostawało wciąż pytanie, jak się nazywał...
- No to muszę mieć tu różdżkę, gumochłonie, co teraz mam zarejestrować, twoją chudą dupę? - warknął, niezadowolony, zadziwiająco notorycznie powracając do tematu szanownych czterech liter, co mogło budzić pewną konsternację. Na szczęście mało go obchodziły przemyślenia Kalashnikova, miał tu do wykonania zadanie, które zbliżało się - oby - do końca. Barwick wywrócił oczami, zapisując na wszelki wypadek dalsze detale dotyczące różdzki, coraz bardziej upewniając się, że faktycznie ma do czynienia z czarodziejem. Mugol tak biegle nie posługiwałby się detalami z dziedzin różdżkarstwa, niech to ramora zeżre. Oby nie musiał się tłumaczyć z rozwalenia Konstantynowi - co to w ogóle za imię - twarzy. - Dobra, śmierdzielu, zobaczymy, czy łgałeś czy nie. Jak tak, to niech cię Merlin ma w opiece. A na razie: gnij tu na zdrowie. I przemyśl swoje postępowanie przeciwko szanowanym czarodziejom - rzucił groźnie, w końcu zamykając notatnik. Poprawił poły czarodziejskiego munduru, odchrząknął paskudnie i odwrócił się na pięcie, opuszczając celę bez słowa pożegnania. Musiał wysłać patrol do tego całego brata, ale może najpierw zaczeka na odpowiedź lorda, żeby nie powiększać bajzlu, w jakim się znalazł.
| MG zt. Xavier otrzymał list. Konstantyn na razie pozostaje w Tower w tej samej celi, aż do podjęcia ewentualnych działań fabularnych wyjaśniających jego sytuację. Informacje o ewentualnych listach i działaniach należy przesłać na PW do MG, Deirdre.
| MG zt. Xavier otrzymał list. Konstantyn na razie pozostaje w Tower w tej samej celi, aż do podjęcia ewentualnych działań fabularnych wyjaśniających jego sytuację. Informacje o ewentualnych listach i działaniach należy przesłać na PW do MG, Deirdre.
Potarłem ręką o twarz, wciąż czułem to pulsujące naznaczenie, które jawiło się czerwienią od uderzenia ze strony strażnika. Nie nienawidziłem go, wykonywał przecież swoje obowiązki, ja wypełnię swoje, prosta matematyka policzek za twarz. Rozgrzeszenie będzie boleć go o wiele mocniej, choć nie byłem pod wrażeniem, że zdołam zrobić to w najbliższym czasie. Moje przesiąknięte chłodem i głodem ciało wymagało regeneracji, tak samo umysł, który działał na najwyższych obrotach, aby tylko podać możliwie najbardziej precyzyjne słowa w języku angielskim. W pewnym stopniu miałem świadomość tego, że stoję nieopodal przepaści, której spoglądałem w oczy. Oceniałem ryzyko.
Nie starałem się zwrócić mu uwagi, że przecież pójdzie po tę różdżkę, skoro sam nie był w stanie tego zrozumieć, to widocznie nawet moje słowa nawet do niego nie dotrą. Wydawał się jakiś odporny na wszystko, o czym mówię. Dobrze, że dał mi, chociaż podyktować ten list, Лондонский смех.
Zaniepokoiłem się już tylko jednym... śmierdziałem? Mogłem gorzej niż ten wulgarny, nieokrzesany i przesadnie gadający strażnik, czy kim tam był? Niemal przekręciłem głowę, żeby spróbować powąchać swoje ramię, jednak zasady dobrego wychowania utrzymały moją twarz skierowaną wprost w mężczyznę. Wciąż śmierdział, a mój polik szczypał. Nawet nie próbowałem myśleć o tym, jak mizernie wygląda moja już nie tak biała koszula, w którą śmiał kopnąć swoim nieczystym butem. Niedługo potem pożegnał mnie jakimiś absurdalnymi słowy, zostałem sam, ponownie i jakoś nie bardzo mi to krzyżowało jakiekolwiek plany.
Zaintrygowany słowami mężczyzny pochyliłem w końcu nos na tyle, by móc wyłapać ewentualny swąd spod pachy koszuli. Czułem wilgoć, choć to nie zaskakiwało, nie byłem również oniemiały z powodu braku specyficznego swądu, jakim odznaczał się PRAWDZIWIE śmierdzący охранять. - Господь воняет. - stwierdziłem krótko do pustego pomieszczenia, obserwując, jak para ucieka spod ruchu moich warg. Faktycznie było chłodno, zapomniałem już, jak wyglądały zimy w Leningradzie, czy może dreszcze spowodowane mogły być czymś innym? Martwiłem się o Kiro? Niemożliwe, przecież pójdzie do Ciotki... poradzą sobie... jakoś.
Thurisaz, trzecia Runa pierwszej ósemki Futharku, płomień oczyszczenia, zaradność życiowa, instynkt, konflikt, erotyka, ochrona własna, ochrona własna... to było to. Ruchem ciała spróbowałem bardziej otulić się płaszczem, ściągając go nieco mocniej na piersi, aby schować ten przebrzydły znak. Kolejne naznaczenie, które nijak przypominało którąkolwiek runę z tych dotychczas mi znanych. Potrzebowałem ćwiczyć, bo nawet kiedy umysł nie był wielce zanurzony w lekturze, potrafiłem przywoływać wszystkie symbole oraz ich znaczenia w dziedzinie, która była mi tak bliska. Planowałem już, którą z run powinienem użyć jako pierwszą do prezentu dla strażnika. Проклятый, nie przedstawił się. Londyński burak. Znajdę inny sposób. Kara musiała zostać poniesiona.
Wymieniałem sposoby na pozbycie się mężczyzny, układając się na pryczy i już nie wiedząc kiedy odpłynąłem do świata snów, gdzie Hagalaz, Sowilo, Algiz, Isa i inne runy z Futharku objęły prowadzenie, kierując w skrawki dotychczas niezmierzone. Każda nowa kombinacja musiała zostać zapamiętana i sprawdzona, a kto byłby lepszym obiektem do testów jeśli nie ten, który sam nadstawił się na cel? Zasnąłem.
| zostaję sobie w celi
Nie starałem się zwrócić mu uwagi, że przecież pójdzie po tę różdżkę, skoro sam nie był w stanie tego zrozumieć, to widocznie nawet moje słowa nawet do niego nie dotrą. Wydawał się jakiś odporny na wszystko, o czym mówię. Dobrze, że dał mi, chociaż podyktować ten list, Лондонский смех.
Zaniepokoiłem się już tylko jednym... śmierdziałem? Mogłem gorzej niż ten wulgarny, nieokrzesany i przesadnie gadający strażnik, czy kim tam był? Niemal przekręciłem głowę, żeby spróbować powąchać swoje ramię, jednak zasady dobrego wychowania utrzymały moją twarz skierowaną wprost w mężczyznę. Wciąż śmierdział, a mój polik szczypał. Nawet nie próbowałem myśleć o tym, jak mizernie wygląda moja już nie tak biała koszula, w którą śmiał kopnąć swoim nieczystym butem. Niedługo potem pożegnał mnie jakimiś absurdalnymi słowy, zostałem sam, ponownie i jakoś nie bardzo mi to krzyżowało jakiekolwiek plany.
Zaintrygowany słowami mężczyzny pochyliłem w końcu nos na tyle, by móc wyłapać ewentualny swąd spod pachy koszuli. Czułem wilgoć, choć to nie zaskakiwało, nie byłem również oniemiały z powodu braku specyficznego swądu, jakim odznaczał się PRAWDZIWIE śmierdzący охранять. - Господь воняет. - stwierdziłem krótko do pustego pomieszczenia, obserwując, jak para ucieka spod ruchu moich warg. Faktycznie było chłodno, zapomniałem już, jak wyglądały zimy w Leningradzie, czy może dreszcze spowodowane mogły być czymś innym? Martwiłem się o Kiro? Niemożliwe, przecież pójdzie do Ciotki... poradzą sobie... jakoś.
Thurisaz, trzecia Runa pierwszej ósemki Futharku, płomień oczyszczenia, zaradność życiowa, instynkt, konflikt, erotyka, ochrona własna, ochrona własna... to było to. Ruchem ciała spróbowałem bardziej otulić się płaszczem, ściągając go nieco mocniej na piersi, aby schować ten przebrzydły znak. Kolejne naznaczenie, które nijak przypominało którąkolwiek runę z tych dotychczas mi znanych. Potrzebowałem ćwiczyć, bo nawet kiedy umysł nie był wielce zanurzony w lekturze, potrafiłem przywoływać wszystkie symbole oraz ich znaczenia w dziedzinie, która była mi tak bliska. Planowałem już, którą z run powinienem użyć jako pierwszą do prezentu dla strażnika. Проклятый, nie przedstawił się. Londyński burak. Znajdę inny sposób. Kara musiała zostać poniesiona.
Wymieniałem sposoby na pozbycie się mężczyzny, układając się na pryczy i już nie wiedząc kiedy odpłynąłem do świata snów, gdzie Hagalaz, Sowilo, Algiz, Isa i inne runy z Futharku objęły prowadzenie, kierując w skrawki dotychczas niezmierzone. Każda nowa kombinacja musiała zostać zapamiętana i sprawdzona, a kto byłby lepszym obiektem do testów jeśli nie ten, który sam nadstawił się na cel? Zasnąłem.
| zostaję sobie w celi
| dokończenie tego wątku
Uderzająca nozdrza wilgoć celi ulatniała się z każdym krokiem; ciężkie kraty masywnych drzwi zostały za plecami, ściany dalej dudniły jednak echem wypowiedzianych przez mężczyznę słów. Współpraca. A więc od teraz ma donosić? Kolaborować, zdradzać, parszywie podszeptywać ministerialnym chujkom półprawdy o rzeczywistości, do której należał; o świecie, z którym się utożsamiał. Natura podpowiadała jedno, rozum drugie - i tak wyrzec się musiał instynktów, błogiej neutralności w konflikcie go niedotyczącym. Tak mu się przynajmniej wydawało, ale o tym miała wyrokować nieznana przyszłość. Tymczasem jednak szedł labiryntem niekończącego się korytarza, z asystą urzędnika i masywnego faceta. Ten drugi przypominał trochę trolla, tak też śmierdział; irytująco ocierał się o łokieć Scaletty, zupełnie jakby chciał w ten sposób zaznaczyć, że nie ma stąd żadnej drogi ucieczki. Ale przecież poszli na ugodę. Nie było powodów do nieufności, bo słowna deklaracja była wystarczająca. Wciąż zresztą nie zwrócili mu różdżki. Nie zamierzał wychodzić stąd bez niej, nawet jeśli najczęściej leniwie używał jej do ścierania kurzy w mieszkaniu. W końcu dotarł do światła, naturalnego, ostrego; w oczach błyskały mroczki, ale nie miało to teraz żadnego znaczenia. Bez szwanku opuszczał zimną celę londyńskiego Tower - nawet jeśli scenariusz całego zajścia nie miał nic wspólnego z podjętym na początku planem. Na odchodne dostał jakiś kwitek i czarodziejski oręż - przedmiot całego zamieszania.
Na co mi to, kurwa, było?
zt
Uderzająca nozdrza wilgoć celi ulatniała się z każdym krokiem; ciężkie kraty masywnych drzwi zostały za plecami, ściany dalej dudniły jednak echem wypowiedzianych przez mężczyznę słów. Współpraca. A więc od teraz ma donosić? Kolaborować, zdradzać, parszywie podszeptywać ministerialnym chujkom półprawdy o rzeczywistości, do której należał; o świecie, z którym się utożsamiał. Natura podpowiadała jedno, rozum drugie - i tak wyrzec się musiał instynktów, błogiej neutralności w konflikcie go niedotyczącym. Tak mu się przynajmniej wydawało, ale o tym miała wyrokować nieznana przyszłość. Tymczasem jednak szedł labiryntem niekończącego się korytarza, z asystą urzędnika i masywnego faceta. Ten drugi przypominał trochę trolla, tak też śmierdział; irytująco ocierał się o łokieć Scaletty, zupełnie jakby chciał w ten sposób zaznaczyć, że nie ma stąd żadnej drogi ucieczki. Ale przecież poszli na ugodę. Nie było powodów do nieufności, bo słowna deklaracja była wystarczająca. Wciąż zresztą nie zwrócili mu różdżki. Nie zamierzał wychodzić stąd bez niej, nawet jeśli najczęściej leniwie używał jej do ścierania kurzy w mieszkaniu. W końcu dotarł do światła, naturalnego, ostrego; w oczach błyskały mroczki, ale nie miało to teraz żadnego znaczenia. Bez szwanku opuszczał zimną celę londyńskiego Tower - nawet jeśli scenariusz całego zajścia nie miał nic wspólnego z podjętym na początku planem. Na odchodne dostał jakiś kwitek i czarodziejski oręż - przedmiot całego zamieszania.
Na co mi to, kurwa, było?
zt
Michael Scaletta
Zawód : kradnie, co popadnie
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
i'm a lesser man, a lesser man
a lesser man than you think i am
a lesser man than you think i am
OPCM : 4 +2
UROKI : 7 +3
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6 +3
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
Cela nr 35
Szybka odpowiedź