Wydarzenia


Ekipa forum
Dawny most
AutorWiadomość
Dawny most [odnośnik]17.07.17 2:05
First topic message reminder :

Dawny most

Znajduje się stosunkowo blisko obrzeży lasu, a jednak niewiele osób zna jego lokalizację. Jego wygląd i wyraźne zaniedbanie świadczą o tym, że stoi w tym miejscu od bardzo długiego czasu. Kiedyś łączył ze sobą dwa brzegi przecinającej las rzeki; dziś w tym miejscu znajduje się niewielki strumień leniwie sunący przez wąskie koryto, które z łatwością może przeskoczyć zwinniejsza osoba. Niewykluczone, że w czasach jego powstania to miejsce jeszcze nie było zalesione, a zapewne nawet było dość regularnie uczęszczane. Dopiero później most i ścieżka, która do niego prowadziła, zostały porzucone i stopniowo zajęła je roślinność. Sama konstrukcja nie należy do zbyt stabilnych i wspinanie się na jej szczyt jest ryzykowne – łatwo można poślizgnąc się na mchu lub obluzowanych kamieniach i spaść. Za jedną ze starych cegieł pod mostem znajduje się niewielka wnęka; z tego powodu miejsce swego czasu było wykorzystywane do przekazywania drobnych wiadomości i przesyłek, często niekoniecznie dozwolonych. Dziś niewiele osób wie o skrytce, ale samo miejsce wydaje się sprzyjać potajemnym spotkaniom bez świadków.

Rzut kością k6:
1 - Nie znajdujesz niczego.
2 - Znajdujesz stary, zmięty list; tekst jest niemożliwy do odczytania.
3 - W skrytce znajduje się lekko zaśniedziały knut.
4 - Na samym końcu małej wnęki leży stary wisiorek na łańcuszku.
5 - Znajdujesz mugolski zegarek; niestety nie działa.
6 - Znajdujesz zakurzoną fiolkę; być może kiedyś znajdował się tam jakiś eliksir, niestety dawno wyparował.

Lokacja zawiera kości.

Portreciści

Drogę do znajdującego się na obrzeżach mostu oczyszczono i wyłożono kamieniami, nie pozwalając gościom festiwalu na zbłądzenie. Pnącza i bluszcze usunięto także z kamiennej drogi na moście, nadając mu tym samym świeżości. Świetliki, które wypuszczono na czas trwania festiwalu, razem z bujną roślinnością wokół nadały temu miejscu wyjątkowo romantycznego charakteru. Z tej okazji skorzystali artyści, którzy przybyli na obchody Brón Trogain.

Malarze rozstawili się na moście, by za odpowiednią opłatą wykonać szkicowe portrety, karykatury, oraz staranne, pastelowe rysunki gości festiwalu. Z dumą oferują swoje usługi każdemu przechodniowi, choć grzeczniej namawiają do pozowania tych lepiej ubranych. Klienci mogą usiąść wygodnie na ustawionych naprzeciw sztalug krzesłach. Wykonanie portretu zajmuje od dwudziestu minut (karykatura) do godziny (kolorowy portret), a choć artyści demonstrują zamawiającym swoje inne prace to ostateczny efekt zależy od weny i humoru samego twórcy...

Aby uzyskać portret należy rzucić kością k10 i otrzymać odpowiedni portret. Każdy poziom wiedzy o sztuce pomaga porównać styl artysty z własnym gustem i wybrać odpowiedniego portrecistę - mając poziom I, można manipulować wynikiem k10 o jedno oczko w górę lub w dół; poziom II - dwa oczka; poziom III pozwala na wybór dowolnego artysty.

1: portrecista wyznaje styl nowoczesnej ekspresji i (choć na początku sprawiał dobre wrażenie) nie wydaje się być do końca trzeźwy... otrzymujesz niepokojący, dynamiczny portret namalowany jaskrawymi kredkami. Powieszony w pokoju, wywołuje konsternację gości i wzbudza w nich dziwny niepokój oraz ponurość. Portret nie wpływa na twój nastrój, ale masz wrażenie, że jego kolory są jeszcze żywsze ilekroć w pobliżu znajduje się ktoś nieżyczliwy.
2: karykaturzysta uchwycił wszystkie wady Twojej aparycji w zabawnej karykaturze, wykonanej ołówkiem. Choć portret Ci nie schlebia, budzi dziwną wesołość zarówno w Tobie jak i w każdym, kto go zobaczy. Powieszony w pokoju, sprawi, że Twoje żarty staną się zabawniejsze.
3: portret wykonany piórkiem nadaje Twojej twarzy surowych rysów. Pomimo dynamicznej kreski i prędkiego czasu rysowania, masz wrażenie, że artysta przyglądał Ci się wyjątkowo przenikliwie. Powieszony w pokoju, portret zdaje się podkreślać mocne strony Twojego charakteru - gdy znajdujesz się w jego pobliżu, goście odczuwają wobec Ciebie mimowolny autorytet i chętniej słuchają Twoich przemyśleń.
4: w pierwszej chwili dostrzegasz na portrecie tylko szereg linii i kształtów geometrycznych, ale po chwili skupienia abstrakcja układa się w zarys Twojej twarzy. Jeśli zdecydujesz się powiesić to nowoczesne dzieło w pokoju, odkryjesz, że łatwiej Ci się przy nim skupić: dzieło pozytywnie wpływa na Twoją koncentrację, ułatwia kojarzenie i zapamiętywanie faktów, szczególnie podczas nauki lub rzemiosła.
5: pastelowy portret cieszy oko jasnymi kolorami, a ciepłe barwy i miękka kreska tuszują wszelkie mankamenty Twojej urody. Powieszony w pokoju, wprawi Cię w radosny nastrój i polepszy samoocenę. Wszyscy, którzy znajdą się w jego pobliżu będą myśleć, że jesteś równie piękny/a jak na obrazie.
6: z niewyjaśnionych powodów artysta postanowił sportretować cię jako warzywa i owoce i defensywnie twierdzi, że to wykonana w tradycyjnym stylu martwa natura. Choć obraz wydaje się ekscentryczny, to powieszony w pokoju pobudzi apetyt gości i sprawi, że każda zjedzona w pomieszczeniu potrawa (niezależnie od tego, kto ją ugotował) wyda się smaczniejsza.
7: choć portret przedstawia Cię tylko od szyi w górę, to promieniuje dziwnym erotyzmem. Linie wyginają się w sensualny sposób, kolory subtelnie nęcą zmysły, Twoja podobizna ma lekko rozchylone usta i rozmarzone spojrzenie. Powieszony w sypialni, portret pobudzi nastrój erotyczny i wzmocni miłość małżeńską, powieszony w pokoju dziennym przyciągnie spojrzenia gości. Jeśli jesteś półwilą, Twoja aura zdaje się być jeszcze intensywniejsza gdy jesteś w pobliżu swojej podobizny.
8: otrzymujesz dowcipny, pastelowy portret, na którym malujesz własny portret. Jeśli zainspiruje Cię do sięgnięcia po szkicownik lub pastele - sprawi, że wszystkie dzieła, jakie wyjdą spod Twojej ręki i zostaną powieszone w jego pobliżu wydadzą się piękniejsze niż w rzeczywistości.
9: artysta przedstawił Cię przy pianinie, nawet jeśli nigdy w życiu nie grałeś na tym instrumencie. Podczas malowania portrecista dużo mówił o własnej pasji do muzyki i oglądając portret nabierasz wątpliwości, czy aby nie jest lepszym muzykiem niż malarzem. Kolory są nieco zbyt ciemne, a anatomia dłoni wydaje się niepoprawna, ale za to w obecności portretu dźwięki muzyki zdają się brzmieć przyjemniej. Jeśli grasz na instrumencie lub śpiewasz, obecność obrazu wzmocni Twój naturalny talent. Powieszony w domu, nastroi gości do tańców i zabaw, pozwalając im przeżyć emocjonalnie każdą melodię.
10: artysta przedstawił Cię na secesyjnym tle, przylepiając do portretu prawdziwe (jeśli mu wierzyć...) płatki złota. Obraz olśniewa przepychem - powieszony w domu podbuduje Twój status w oczach gości, odciągając ich uwagę od jakiegokolwiek nieporządku lub niedoskonałości wnętrz. Goście bez znajomości savoir-vivre będą czuć się w pobliżu portretu bardzo nieswojo, zupełnie jakby ich osądzał - Ty zaś nabierzesz pewności siebie w roli gospodarza i poczucia, że każde potknięcie zostanie Ci wybaczone.


[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.01.23 19:14, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dawny most - Page 8 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Dawny most [odnośnik]05.12.23 9:27
Pod Londynem znajduje się szybciej, niż wymaga tego umówione spotkanie. Chce rozejrzeć się nieco wokół, oswoić z miejscem, odetchnąć spokojem, nim rzuci się w wir potencjalnej zabawy. Zwiewna sukienka nie jest strojem, po który Merja sięgałaby często, acz nie można odmówić mu wygody, nawet jeśli brzeg kreacji ciągnie się nieco po trawniku. W okolicy mostu znajduje się zupełnym przypadkiem i tą też okazję wykorzystuje czający się na klientów rysownik.
- Może portrecik? Ładny, zgrabny, zupełnie jak pani - zachwala mężczyzna o dłoniach ubrudzonych grafitem. - Zajmę tylko kilka minut. Nie będzie pani żałować! - powtarza nagabującym, acz wciąż uprzejmym tonem, kłaniając się nisko i wskazując na rozłożone na moście sztalugi.
Zabini uważa się za osobę asertywną, gotową zawalczyć o swoje, kiedy tylko sytuacja tego wymaga. Czarodziej o miłym wyrazie twarzy nie sprawia jednak wrażenia kogoś specjalnie nieprzychylnego, nawet jeśli zamierza uszczknąć nieco z jej czasu i sakiewki. Godzi się więc z cichym westchnieniem i już chce wejść na most, kiedy zatrzymuje się wpół kroku, dostrzegłszy doskonale znany sobie profil.
- Corneliusie - mówi równie zduszonym tonem, kiedy ten ją dostrzega i ucieczka nie wchodzi już w grę. Pan Sallow, mężczyzna ze snów, za którego dłońmi i ustami tęskniła jeszcze nie tak dawno, sięgając myślami do ciepłych wspomnień. Wymazać chce z pamięci wszelkie złe chwile, które mogłyby zaburzyć obraz słodkiej przeszłości, nawet jeśli pozostawi to zaburzony wizerunek ukochanego. Nie, nie ma mu za złe bezczelnego traktowania i złamanego serca, a przynajmniej tak powtarza, tłumiąc w sobie sprzeczne emocje, targające nią do dziś. Kładzie lekko dłoń na jego ramieniu w przyjacielskim geście i przesuwa nią przez plecy, by musnąć także i drugie. Dopiero wtedy zajmuje miejsce tuż obok, które dziwnym przypadkiem wybiera dla niej artysta.
- Jest całkiem… sympatycznie, dziękuję - waży słowa, bo zarówno nie ma w zwyczaju dużo kłamać, jak i rozmawiać ze swoimi niegdysiejszymi miłostkami w ogóle. Czuje, jak blade policzki z wolna pokrywają się rumieńcem, jakiego nie sposób ukryć. Najwyżej zrzuci winę na dyskomfort związany z obrazem. - Prawdę mówiąc, dopiero co przybyłam. Jestem na później umówiona z przyjacielem, ale chciałam nieco zakosztować klimatu tego miejsca. Mój spacer został przerwany - mówi nieco głośniej, by zaakcentować ostatnie zdanie i spogląda porozumiewawczo na artystę, który niemal siłą zaciągnął ją na to krzesełko. Nie ma w niej jednak złości, ani nawet irytacji. Kącik ust unosi się w rozbawieniu, jaki wychodzi naprzeciw przymilnemu, jakże niewinnemu uśmiechowi portrecisty. - A ty, dobrze się bawisz? Słyszałam, że ten festiwal trwać ma dwa tygodnie, nie męczy cię to? - Przechyla głowę z zaciekawieniem, spoglądając na mężczyznę z ukosa. - Sądziłam, że znacznie większy komfort odnajdujesz w biurowym fotelu. - Na końcu języka tańczy nuta dąsów, drobny, niezauważalny wręcz przytyk, który zresztą mogłaby wymierzyć w samą siebie.

| jestem geometrią
Merja Zabini
Merja Zabini
Zawód : Czarodziejskie Pogotowie Ratownicze
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
hope
is the only thing
stronger than fear
OPCM : 2 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 21 +4
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12125-merja-zabini https://www.morsmordre.net/t12157-penelope#374243 https://www.morsmordre.net/t12164-merja-zabini#374667 https://www.morsmordre.net/f458-city-of-london-pokatna-38-2 https://www.morsmordre.net/t12131-merja-zabini#373315
Re: Dawny most [odnośnik]05.12.23 21:34
Niegdyś wiele dałby za to, by móc dyskretnie zacisnąć palce na drewnie różdżki (nie mógł, gdy artysta patrzył mu na ręce—miał uwzględnić dłonie na portrecie i to w cenie, a to się ceni) i wyczuć jej emocje. Krew szybciej krążącą w żyłach, nieregularne bicie serca, gorąco wpełzające na policzki.
Piękno pozostawania z kimś w długiej relacji polegało na tym, że nie musiał sięgać do swojego talentu, że wystarczyło wsłuchać się w zduszony ton jej głosu. Zbyt łagodny, by chowała głęboką urazę, czy była w ogóle do tego zdolna? Przyciągnęła go do siebie, bo zdawała się być zupełnym przeciwieństwem Deirdre—którą na koniec skrzywdził, zaskarbiając sobie jej pogardę i złośliwości, którymi raczyła go po dziś dzień. Tsagairt podobała się mężczyznom, bo była niczym lód, który należało stopić. Merja początkowo zdawała się uosobieniem domowego ogniska, o którym tak marzyła. Dopiero potem, gdy nasycił się już jej ciałem i czułością, gdy zdołał zagłuszyć żal po śmierci brata i zdradzie (tak uważał) narzeczonej—dopiero wtedy zaczęło mu przeszkadzać, że jej ogień płonie zbyt energicznie, zbyt jasno. To, jak szybko wychodziła do pracy i jak wracała z niej zmęczona, ale usatysfakcjonowana, jakby w taplaniu się we krwi mogło być coś satysfakcjonującego. To, że nie mógł z nią wyjść do opery, bo zobaczyłby ich Maerin. To, że nie mógł rozwiązać tego prozaicznego dylematu i poprosić go o jej rękę, bo w tamtych czasach nie potrafił już jej zaufać, nie potrafił nikomu zaufać, mimo, że była dla niego taka dobra.
Tak dobra, jak Layla. Layla, która i tak go pod koniec znienawidziła, jak Deirdre, jak wszystkie.
Merja była ratunkiem na jego ból duszy, ale pracowała w pogotowiu ratowniczym, nie na długotrwałej terapii. Pomogła mu stanąć na nogi, zagoiła czułością jego rany, ale blizny pozostały i chyba nawet nie chciał ich przed nią ujawniać. Sądził zresztą, że pocieszają się nawzajem, splatając ból po odejściu narzeczonej z tym po śmierci męża. Dopiero potem zrozumiał, że ona czuła coś więcej - a własnych uczuć wolał nie analizować, uczucia były niebezpieczne. Smutek zresztą też próbował skrywać, zagłuszając go pocałunkami i czułymi słowami. Wolał pozostać mężczyzną z jej snów niż po prostu sobą.
-Sympatycznie. - powtórzył, przeciągając sylaby i napawając się widokiem jej rumieńców. Uśmiechnął się. Każdego innego obdarzyłby w sytuacji tego afrontu wobec Brón Trogain kpiącym uśmieszkiem, ale jej zaprezentował ten łagodny. On zawsze cenił spektakle i popisy, jej wystarczyły rzeczy po prostu sympatyczne. Taka była i zazdrościł jej tego. -To miała być największa feta naszych czasów, przeniesienie tradycji do Londynu. - udał, że strzepuje z rękawa niewidzialny pyłek, a artysta spojrzał na niego ostro. Ach tak, miał nie ruszać rękami. -Dla dobra tej fety jadłem mięso reema gołymi rękami. - on, który kiedyś tak brzydził się krwi. -Byłaś na uczcie? - spytał, udając nonszalancję i ku własnemu zdziwieniu czując gorąco na policzkach. Zobaczyłaby go tam z żoną, o ile wcześniej nie dowiedziała się o nich z gazety. Poczuł też coś jeszcze, jakieś niejasne ukłucie goryczy na dźwięk słowa przyjaciel i na widok uśmiechu, z jakim spoglądał na nią jej portrecista. Uśmiechu, który odwzajemniła. Stłumił ciekawość odnośnie przyjaciela i nie spytał, choć było to trudne, a w jego wzroku mogła dostrzec zainteresowanie.
-Najbardziej męczy spanie w namiocie. - przyznał, wiedziała jak "kochał" biwaki. Te w Londynie były wygodne, wręcz luksusowe, ale miękki materiał nie odstraszy przecież robala. -Ale pomagałem planować te dwa tygodnie, bawię się świetnie. - ktoś inny by w to uwierzył, ale ona mogła dostrzec lekką kpinę w wygiętych kącikach ust, zmarszczkę nostalgii na czole. Przytyk zabolał, ale w inny sposób niż sądziła. Dla świata ubierał maskę ekstrawertyka, lwa salonowego, oratora i organizatora uroczystości. Uśmiechał się promiennie, ściskał cudze dłonie, komplementował i rozprawiał i ludzki podziw dodawał mu trochę energii. Jako jednej z nielicznych pokazał jej sposób, w jaki naprawdę odpoczywał—w ciszy, wśród pism i książek, jak w wysokiej wieży Krukonów. -A ty? Jak wygospodarowałaś dwa tygodnie na świętowanie? Czy może jesteś tu tylko przelotem? - odwzajemnił się pięknym za nadobne, pamiętając jak nagłe dyżury wyganiały ją z sypialni, jak budziła go o świcie, by zdążyć do pracy. -Choć w zawieszenie broni macie chyba mniej wezwań? - wypowiedział te słowa takim tonem, jakby była to przypadkowa myśl, ale taka nie była. Była kotwicą, okazją do tego, żeby... -...wynegocjowałem je. - się pochwalić. Jego negocjacje z Prewettem nie były jawne, ale teraz nie były też tajne i w jakiś szczeniacki sposób zależało mu na tym, żeby wiedziała.


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Dawny most - Page 8 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Dawny most [odnośnik]06.12.23 10:09
Nie czuje do Corneliusa nienawiści. Zranił ją, zniszczył, porzucił — to prawda, ale żeby od razu sięgać po najtrudniejsze z uczuć? Nadal wiąże go z pewnym sentymentem, z przeszłością, która wraca w trudniejszej chwili, zarówno wspomnieniem ciepłych objęć, co w zwątpieniu, czy życie może się jeszcze poprawić. Nie szanował jej, nie przykładał wagi do jej pracy, uważał za mało kobiecą. Czy potrafił zrozumieć, że niesienie ludziom potrzebnej im pomocy, jest dlań czymś bardziej istotnym, niż własna poukładana rzeczywistość? To nie pierwszy raz, kiedy mężczyzna starał się na niej wymóc zmianę kariery, do czego dążyć nie chciała, a na co była gotowa w nieco przychylniejszych warunkach. Obiecała sobie, że nigdy nie pozwoli, aby ktoś stanął między nią a obowiązkiem. Do teraz bije się z myślami, czy pluć sobie z tego powodu w brodę.
Głupiutkie to było marzenie, aby śnić o zostaniu towarzyszką Sallowa na dłuższy czas - póki śmierć nas nie rozłączy - a jednak przyświecało nieśmiało w każdym oddechu i spleceniu rąk. Pozwalał jej wierzyć, że ich szczęście, nawet jeśli poprzetykane burzliwymi dniami, gorzkimi słowami i unikiem w spojrzeniach, trwać może wiecznie. Pragnęła z nim być, jako żona, kochanka, matka przyszłych dzieci, móc otwarcie mówić o swojej miłości, razem pokazać się publicznie, a jednak lęk przed nieznanym trzymał ją w miejscu. Co powie Maerin, gdy dowie się, że zadurzyła się w jego przyjacielu? Czy zrozumie, da błogosławieństwo, a może przekreśli wszelkie marzenia o jednej, dużej rodzinie?
- Ty co…? - wtrąca nagle, mrugając kilkakrotnie bez zrozumienia. Musiała się przesłyszeć — Cornelius Sallow jadł mięso rękami? - Rozumiem, że to była część rytuału - dodaje zaraz, żeby nikomu nie zrobiło się głupio, choć i tak czuje, że jej policzki prędko nie wrócą do normalności. - Nie, nie było mnie na uczcie. Brzmi jednak wspaniale, to wydarzenie na długo zapadnie w pamięć naszym mieszkańcom. - Tak zakłada, bo nie ma pojęcia, co też działo się podczas wielkiej uczty. Cała niezwykle magiczna otoczka ominęła ją, kiedy zamiast na teren festiwalu, wolała przyjść do pracy, biorąc na swoje barki dodatkową zmianę. W zespole byli ci, którym bardziej zależało na Brón Trogain, niż jej, dlaczego im tego nie oddać?
Dostrzega cień zainteresowania na twarzy czarodzieja, jednak nie zagłębia się w szczegóły, póki ten o nie nie zapyta. Wilkie Despenser jest tym, z którym Merja chce spędzić wolną chwilę z dala od codziennych zmartwień. Festiwal wydaje się być najlepszym z możliwych miejsc, przepełniony radością i beztroską, gdzie oddać się można iluzji, że tak już pozostanie.
Kiwa głową z uznaniem, bo nie ma dotąd pojęcia, że Sallow bierze udział w organizacji podobnych przyjęć. Nie dziwi się już, że odnosi ono sukces, skoro swoją ręką przyłożył doń jeden z najbardziej skrupulatnych urzędników w kraju. Pozwala sobie na cień rozbawienia, gdy mężczyzna wspomina o namiocie i z pewnym ukłuciem żalu zauważa swoją tęsknotę, nie tyle za siedzącym przed sobą mężczyzną, ile za tylko pozornie dostępną na wyciągnięcie ręki normalnością.
- To prawda, zlecenia do ofiar wojny zdecydowanie zmalały na swej liczebności, jednak świat nie jest wolny od porażek - przypomina mu lekkim tonem, nie chcąc wdawać się w szczegóły statystyczne. - Lato jest okresem, kiedy wzmagają się wezwania do nieletnich. W przerwie od szkoły nierzadko próbują się z magią w codziennym życiu, co skutkuje fatalnymi wypadkami - cmoka z niezadowoleniem. - Chociażby wczoraj, przypadek z wybuchającym kociołkiem, chłopiec z rozległymi oparzeniami, rodzice pełni paniki. Nie jestem przeciwna temu, by dzieci kształciły się także poza szkołą, ale nigdy nie wiadomo, co takiemu przyjdzie do głowy, kiedy poczuje, że może pozwolić sobie puścić wodze fantazji. - Ta zaś nie sięga dalej, niż czubek nosa. Panuje pełen brak zrozumienia dla potęgi magii i tego, co może zdziałać w niekompetentnych rękach.
- Tak? - znów ją zaskakuje, chwaląc się kwestią negocjacji. Wprawdzie zdaje sobie sprawę z wysokiego stanowiska, na którym Cornelius znajduje się w Ministerstwie, jednak nie ma też pewności, co w szczególności należy do jego obowiązków. - Jak to się wydarzyło? - Zwraca się nieco frontem do czarodzieja, co zdaje się nie przeszkadzać artyście. W jego prostych i pociągłych ruchach jest coś ostrego i gwałtownego, jakby portrecista tworzył, będąc we własnym świecie. - Przyznam, że byłoby miło, jakby konflikt się już zakończył. Lubię mieć ręce pełne roboty, ale życzę też wszystkim świętego spokoju. Jakbyś wynegocjował czas pokoju, to dopiero byłby wyczyn. - Uśmiecha się tym szerzej, trochę żartobliwie, bo ma świadomość, że nie jest to decyzja, którą podpisuje się z dnia na dzień.
Merja Zabini
Merja Zabini
Zawód : Czarodziejskie Pogotowie Ratownicze
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
hope
is the only thing
stronger than fear
OPCM : 2 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 21 +4
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12125-merja-zabini https://www.morsmordre.net/t12157-penelope#374243 https://www.morsmordre.net/t12164-merja-zabini#374667 https://www.morsmordre.net/f458-city-of-london-pokatna-38-2 https://www.morsmordre.net/t12131-merja-zabini#373315
Re: Dawny most [odnośnik]07.12.23 14:46
Do dziś nie lubił nazywać swoich uczuć strachem, a jednak to lęk naznaczył jego rozstanie z Mejrą—i możliwe, że większość ich wspólnych dni. Zbliżył się do niej, bo w głębi duszy bał się być sam, a po śmierci brata pozostał całkowicie sam. Wciąż nie wylizał ran po zerwaniu zaręczyn, po Ministerstwie krążyły plotki o złym prowadzeniu się Deirdre, a rodzice zaczęli wymagać, by znienawidził wdowę po Solasie. Nie znosił jej, ale nie był w stanie skrzywdzić osoby, którą kochał brat. Wtedy w ogóle krzywdził mniej osób i z nieco większym wahaniem. Z dumą wyprowadził się więc z Sallow Coppice do Londynu i nagle znalazł się wśród obcych ścian, wśród głuchej ciszy. Obecność Merji łagodziła ten szok, jej uśmiech rozganiał ciemne chmury, ale strach wcale nie ustał. Bał się tego, co powiedziałby jej ojciec. Bał się znowu zaufać jakiejś kobiecie, choć w odczytywanych dyskretnie emocjach jasnowłosej wdowy czuł tylko szczerość. Bał się nawet tego, jak wypadliby podczas oficjalnych okazji - z jej rozwianymi włosami, łagodnym usposobieniem i szczerymi słowami, które urzekały go w sypialni, ale nie pasowały do politycznego świata. Być może Merja wykazała się pewną naiwnością, oddając mu swoje ciało i serce, ale nie była naiwna. Nie mógłby chyba ulepić z niej kukiełki, trofeum, idealnej żony. Praca, której tak nie lubił, pomagała jej chyba widzieć świat we właściwej perspektywie. Instynktownie obawiał się, że poznawszy głębię jego snutych w pracy kłamstw, zaczęłaby nim gardzić. Z perspektywy czasu, to uczucie było bardzo podobne do guli w gardle na myśl o tym, co Solas powiedziałby o jego nieślubnym dziecku (pewnie milczałby długo, bardzo smutno, a potem doradził Corneliusowi by postąpił odpowiedzialnie i właściwe, nawet jeśli ceną miałoby być złamanie serca ich matki. Durna rada, szczególnie, że to ryzykanctwo i śmierć Solasa doprowadziły matkę do obłędu). Odpowiedzialni i dobrzy, byli w jakiś sposób do siebie podobni.
-Nie przesłyszałaś się. - dlaczego, pomimo ciężaru wspomnień, uniósł kąciki ust z autentycznym rozbawieniem? Dlaczego było mu teraz tak lekko, dlaczego nabrał ochoty na żarty, dlaczego wciąż wyglądała tak uroczo, gdy rumieniła się jak panna i z niedowierzaniem trzepotała rzęsami? -To była część rytuału, a jego kości mają przynieść nam błogosławieństwo Lugh. - mruknął nieco kpiąco, bo pomimo druidzkich przodków nie należał do osób wierzących w duchowe doznania. -Ale mam wrażenie, że odkąd noszę przy sobie talizman z kości reema, moja magia faktycznie płynie jakoś... swobodniej. - zmrużył z namysłem oczy. -Może po prostu odpocząłem. - zawieszenie broni mu służyło, był politykiem, a nie żołnierzem. Udział w wojnie był konieczny i wyśmienicie wpływał na jego pozycję polityczną, ale tygodnie wytchnienia były miłe. -A co u ciebie? Z kim spędzasz Brón Trogain? - zainteresował się, wiedząc już, że nie przyszła na ucztę i że spotyka się z przyjacielem. Dziś spotykasz się z przyjacielem, ale z kim się s p o t y k a s z ? Próbował o to spytać tak, by nie musieć mówić o własnym ślubie. Lubił bawić się słowami, więc może znajdzie sposób.
Spróbował wsłuchać się w opowieść o pracy Merji, ale—jak zwykle—trudno było mu wyobrazić sobie tą piękną kobietę na miejscu magicznego wypadku. Myśli same biegły do tego, w jakie nagłówki mógłby ubrać jej słowa. Hogwart źle uczy naszą młodzież: nagminne wypadki magiczne! Albo lepiej znudzona zawieszeniem młodzież eksperymentuje z magią—obowiązkowy pobór od szesnastego roku życia albo wydaleni z Hogwartu mugolacy chcą wysadzić Londyn.
-Odpowiednie konsekwencje utemperowałyby taką młodzież. Z jakich rodzin pochodzą winowajcy? - zainteresował się, w przeciwieństwie do Merji nie widząc ich jako ofiar wypadku, a jako nieodpowiedzialnych przestępców. Jako prefekt bezwzględnie tępił łamanie zasad i umiłowanie do regulaminów w nim pozostało. -W ich wieku nawet nie śniło mi się, by łamać zasady w domu moich rodziców. - wystarczyło przypomnieć sobie surowe spojrzenie ojca, który nigdy nie był z niego dumny. Zmieniły to dopiero dwa medale przypięte do piersi. -Domyślam się, że... - i Maerin by na to nie pozwolił. Zawahał się. -i w twoim domu nie miało to miejsca. - wybrnął.
Zerknął na artystę, który wydawał się skupiony na kolorowaniu portretu—nie wiedział, dlaczego akurat zieloną kredką, ale może chodziło o tło?—i zwrócił się w stronę Merji.
-Minister oddelegował mnie do tego zadania, a z ramienia rebeliantów wystąpił Archibald Prewett, jako nestor Dorset i organizator... nielegalnej wersji Festiwalu. - parsknął. W głębi ducha tęsknił odrobinę za plażami Weymouth, ale próbował wmówić sobie i światu (całkiem skutecznie!), że w tym roku odbędzie się tam jedynie chaotyczny, niedofinansowany cień dawnego Festiwalu. -Spotkaliśmy się w odludnym miejscu, w cztery oczy. - prawie, ale wzmianka o ochroniarzach odebrałaby mu heroizmu. -Prawdę mówiąc, nieco obawiałem się zasadzki - zwłaszcza, że przyznał, że mugoli nie ma pod żadną kontrolą. Wygodna wymówka dla ich przemocy, nie wierzę, aby rebelianci nie mogli posłużyć się nimi do brudnej roboty. - parsknął. -Jest zupełnie zniszczony, ten dumny arystokrata. Pogrążony w szaleństwie, ale przynajmniej na tyle trzeźwy, by zgodzić się na nasze warunki. - westchnął ze sztucznym ubolewaniem, nie wspominając, że rozszerzenie zawieszenia na cały kraj było w istocie pomysłem drugiej strony frontu. Uśmiechnął się smutno. -To nie takie proste, gdy wciąż niszczą kraj. - westchnął, wiedząc, że nie mogą marzyć o pokoju dopóki Czarny Pan nie osiągnie swoich celów.



Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Dawny most - Page 8 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Dawny most [odnośnik]08.12.23 20:59
dla melisande

Kontrolne spojrzenia posyłane dziewczęciu i krzątającym się przed nim artyście traciły na ilości; w towarzystwie lady Travers pozwolił sobie na swobodę, tak zawzięcie poszukiwaną i na ową zmuszając samego siebie, w końcu oddając pełnie decyzyjności małej arystokratce o śniadej cerze, której ewentualne kaprysy pozostało spełniać mamce bądź rzemieślnikowi, który zdecydował się na uwiecznienie dziecięcej buzi. Teraz zwrócił się całkowicie do arystokratki, której w błękitnej krwi płynęła także woń róż, choć niebieska barwa sukni sprawnie przywodziła na myśl morską toń rodziny jej małżonka.
Krótkie mhm wymknęło się spomiędzy uniesionych w życzliwym uśmiechu warg, dołączył do tego skinięcie głową, pozwalając krótkotrwałej ciszy wybrzmieć, nim zdecydował się odpowiedzieć na jej pytanie.
— Poniekąd — wyznał, w swobodzie pozwalając sobie na ledwo zauważalne wzruszenie ramion — Czyż perfekcją nie jest dla każdego z nas co innego? I tym samym, jeśli w takową wierzyć, czy ten stan jest możliwy do osiągnięcia kiedykolwiek? Nie jest tak, że granica nieustannie jest przesuwana, bo gdy coś choćby zbliża się do ów perfekcji, wciąż pozostaje kolejna, następna i znów kolejna kwestia, do tej pory niezauważona, którą można poddać poprawie, nawet najmniejszej? — dywagacje około filozoficzne było im tak bliskie, jak swobodne poruszanie się po Festiwalu; być może Melisande stawiała tutaj kroki z dużo większym przekonaniem niż on, wciąż jednak orbitowali wspólnie po przestrzeni przygotowanej dla wybranych; jako wybrani mogli przecież korzystać w całości z dobrodziejstw, mogli rozkoszować się latem, mogli z łagodną ciekawością eksplorować następne stoiska, niestrudzenie wydawać ledwie grosze w ich przekonaniu na wybrane atrakcje, nie martwiąc się wszakże niczym poza nieco zbyt ostrym jak na angielskie standardy słońcem.
Skinął głową, nie przestając uśmiechać się łagodnie.
— Nie miałem jeszcze sposobności, choć sława wyprzedza jej personę — przyznał, kiwając głową w geście podziękowania na jej propozycję; słyszał o madame Mericourt wiele, w końcu sama nosiła miano organizatorki wielkiego świętowania w stolicy, piastując miano namiestniczki nad stolicą Wysp.
— Choćby przez chwilę nie pomyślałbym inaczej — z uznaniem skinął brodą na jej słowa o przygotowaniach, nie poddając ich choćby chwilowemu osądowi — przeciwnie do kolejnych na temat festiwalowych aktywności, których słuchał ze skupieniem, pozwalając by raz na jakiś czas przez brwi przemknęła drobna zmarszczka zaciekawienia. Na opowiastkę o sadzonkach raz kolejny kiwnął głową, przyznając rację szlachciance.
— Urokliwe — wytłumaczenie tradycji wianków wywołało kolejny uśmiech, później kolejne spojrzenie posłane córce, której profil zarysowywał się wyraźnie na płótnie malarza — Czy to miejsce odpowiednie do pokazania dziecku? — jezioro, mówił o jeziorze.



the sun is hiding
and if you do not have a name, you have nothing
Maahes Shafiq
Maahes Shafiq
Zawód : badacz run, finansista, książę Egiptu
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
shadow, don't try to act like the sun
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11784-maahes-shafiq#363778 https://www.morsmordre.net/t11819-geb#364963 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t11818-skrytka-bankowa-nr-2559#364962 https://www.morsmordre.net/t11820-maahes-shafiq#364995
Re: Dawny most [odnośnik]08.12.23 23:41
| do Corneliusa

- Cieszę się, naprawdę. To musiał być wspaniały, emocjonujący rytuał - stwierdza, kiwają głową z uznaniem. - Przyznaję, że ten cały festiwal jest naprawdę udanym pomysłem. Ludziom dokładnie tego brakowało, chwili odpoczynku, możliwości kultywowania tradycji, poczucia normalności - zastanawia się na głos, dochodząc do wniosku, że rzeczywiście przydała się okazja na głębszy oddech. Pomimo umiarkowanie luźniejszego czasu w pracy, docenia szansę na zatrzymanie się.
- Przybyłam tutaj sama i kiedy tylko przespaceruję się po okolicy, wrócę do domu. Liczę, że spotkam kilkoro znajomych - ogranicza się do kilku oszczędnych słów. Przecież wiesz, jak to ze mną jest, zdaje się mówić jej spuszczone spojrzenie. W tej materii nic się nie zmienia, nadal przejawia skrajne skłonności wobec nieodpowiednich panów. Przeskakuje z jednej skrajności w drugą, wychodząc z założenia, że nigdy nie znajdzie prawdziwej miłości, jak i wierząc w nią ponad wszystko.
- Słyszałam za to dobrą nowinę. Nie miałam okazji, aby złożyć ci życzenia z okazji ślubu, moje gratulacje - sięga do tematu, o który początkowo zahaczyć nie zamierzała, a jaki to aż sam się prosi do podtrzymania neutralnej pogawędki. - Twoja żona musi być niesamowitą czarownicą, skoro udało jej się usadzić w miejscu wiecznego kawalera. - W tonie blondynki wybrzmiewa tylko blady cień zarzutu. Oczywiście, że słyszała o Valerie, słynnej śpiewaczce. Kobieta olśniewająca, mająca wszystko, czym Merja nie może się pochwalić — przykładną karierę, łagodne usposobienie, zniewalającą urodę — wspaniały z niej kwiat do męskiej butonierki, jakże różny od szorstkiego ostu, jakim niewątpliwie w tym zestawieniu jest Zabini.
- Zwykle nie wnikam w dane statystyczne takich kwestii, ale mogę przyznać, że z różnych - wspomina odnośnie tradycyjnych rodzin i poziomie ich zamożności. - Niektóre są zwyczajnym wypadkiem przy pracy, upuszczona fiolka, źle wypowiedziane zaklęcie i tragedia gotowa. Zdarzają się jednak osoby chwalące się skrajną głupotą. - Tych jest zawsze najwięcej. - W naszym domu szczęśliwie nie mieliśmy takich przypadków, ale przyznam, że parę razy byłam blisko, kiedy uczyłam się o meridianach - wspomina swoje początki z geomancją. - Nie byłam jeszcze wtedy świadoma, że wszystko nosi swoje konsekwencje, zwłaszcza źle potraktowana magia. - Prawdę mówiąc, to właśnie meridiany sprawiły, że Merja zapragnęła poświęcić swoje życie pomaganiu innym. Jest to droga usiana licznymi wybojami, lecz ambitna czarownica nie poddaje się im, zawsze dążąc do rozwiązania sprawy. Podobnie rzecz się miała z Corneliusem i jego nagłą zmianą wszystkich planów. Dlaczego odtrącił ją tak gwałtownie, co jeszcze przed nią ukrywał?
- To straszne, nic ci się nie stało? Słyszałam, że zwolennicy byłego Ministra Magii potrafią być nieobliczalni - naprawdę przejmuje się losem Corneliusa. Sallow dał jej się poznać jako mężczyzna odważny, zawsze sięgający po swoje. - Nie dziwię się, że udało ci się przekonać Prewetta, potrafisz zjednać sobie tłumy. W akcji zdajesz się być szczęśliwy, lubię cię takiego oglądać. - Lubiłam? Wystarczyło jedno spotkanie, zetknięcie spojrzeń, wymiana uśmiechów i Merja Zabini odsuwa gdzieś na bok niektóre ze zranień, jakich z jego rąk zaznała. Wciąż pamięta pełen zdecydowania ton, który przekreślił całą świetlaną przyszłość, jak i wspólnie przetrwane chwile. Rzucane jadowicie zarzuty, oziębłość oraz niechęć. Jak z kogoś tak wspaniałego i wrażliwego, mógł stać się kimś niezwykle zimnym? Czy to możliwe, że do tej pory źle go oceniała, że od początku ją okłamywał? W to odmawia uwierzyć, nadal będąc przekonaną, że gdzieś w głębi serca jest w nim dobry człowiek.
- Wierzę Ministrowi Malfoyowi, gdy mówi, że uda nam się jeszcze zwyciężyć. Martwią mnie tylko te liczne straty. Przyznam, że chętnie pozwoliłabym sobie na więcej wolnego. Dawno nie jeździłam konno, rodziny zresztą też nie miałam okazji odwiedzić. - Z ojcem widywała się czasem w pracy, kiedy mijali się na korytarzach, gnając do swoich obowiązków. Sohvi zamieszkuje Szkocję, trudno ją też wyciągnąć do stolicy kraju. Niedawno do Anglii wróciła matka. Lorraine Scorsone jest kobietą, która pomimo posiadania rodziny, podróżuje po świecie, jakby wcale jej nie miała. To z nią Merja chciałaby pomówić, odświeżyć kontakt, spróbować się z nią porozumieć. Z każdym rokiem odnosi wrażenie, że są sobie coraz mniej bliskie, że stają się sobie obce. - A ty? Co zrobisz, kiedy konflikt się zakończy? - interesuje się, zupełnie nie zwracając już uwagi na swojego portrecistę. Temu zdaje się to w ogóle nie przeszkadzać, bo szkicuje dalej, sięgając co rusz po nowe przyrządy, jakim Merja także nie poświęca chwili.
Merja Zabini
Merja Zabini
Zawód : Czarodziejskie Pogotowie Ratownicze
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
hope
is the only thing
stronger than fear
OPCM : 2 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 21 +4
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12125-merja-zabini https://www.morsmordre.net/t12157-penelope#374243 https://www.morsmordre.net/t12164-merja-zabini#374667 https://www.morsmordre.net/f458-city-of-london-pokatna-38-2 https://www.morsmordre.net/t12131-merja-zabini#373315
Re: Dawny most [odnośnik]10.12.23 19:14
| dla Maahesa

Pewność otaczała ją od zawsze - nawet, jeśli czasem wewnątrz obijało się irytująco coś innego. Na zewnątrz, nikt nie był jednak tego w stanie dostrzec. A od jakiegoś czasu, nie miała też powodów by w siebie wątpić. W końcu, odpowiednie przygotowanie do drogi, zapewniało pewnie stawiane później kroki. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie miała celu i nie widziała korzyści z obdarowywania chwilą towarzystwa stojącego przed nią mężczyznę. Cóż, prosta prawda była taka, że większość działa, których podejmowała się Melisande miała swój cel. Niewiele rzeczy robiła bez powodu. Lubiła czasem pozwolić sobie na chwilę spontaniczności - ale tej, oddawała się niezwykle rzadko i zazwyczaj wtedy gdy niewiele oczu było w stanie ją dostrzec. Wszak opinia - w ich świecie - była może nie wszystkim, ale pozwoliła otworzyć, bądź zamknąć wiele drzwi. Łagodny uśmiech oblekał jej różane wargi, kiedy słuchała odpowiedzi stojącego obok mężczyzny pozwalając sobie na uprzejme uniesienie łagodnie brwi.
- To się nazywa rozwój, lordzie Shafiq. I tylko głupcy, porzucają go na poczet wygodny albo przez własną niestałość w dążeniu do celu. Perfekcja istnieje, znajduje się na samym końcu, kiedy pokonasz wszystkie granice i otworzysz wszystkie drzwi. - stwierdziła bez wątpliwości. - Zaś co do różnic w jej postrzeganiu, możliwe, że takowe istnieją. Ale bardziej w poszczególnych dziedzinach, niźli w jednej wyglądają różnie dla wielu. Może to nie ona różnie wygląda, a zasięg którym w stanie spojrzeć jest dana jednostka. - zastanowiła się na głos. Lubiła rozmowy i dywagacje, potrafiła mówić - prowadzić dyskusję. Tego nauczyła się w domu, choć przeważnie jej przeciwnicy, zmuszali ją do większego wysiłku, odnajdywania drogi i argumentów. Nawykła do tego, by nie podejmować tematów w których nie miała wiedzy, albo nie mogła podać sensownych argumentów, by utrzymać swoją rację. Dlatego niektórych nie poruszyła z Tristanem, albo odpuszczała, kiedy temat został wyczerpany, a ona nie potrafiła utrzymać swojej linii nie pozostawało jej wiele więcej, jak kapitulacja.
Rozciągnęła mocniej usta w uśmiechu, potakując lekko głową. Deidre była silną czaronicą - ale też piękną kobietą. Doskonale wiedziała jak rozmawiać i co mówić, nie dziwiło jej to, że nawet wśród szlacheckich rodów jej imię było znane - zwłaszcza, że swoimi zasługami dowiodła swoich umiejętności zostając namiestniczką Lodnynu.
Potaknęła głową raz jeszcze rozciągając usta z uśmiechem. Jej ciało zafalowało z zadowoleniem. Potwierdzenie wlało w nią zadowolenie, bo znaczyło, że odpowiednio wykonywała swoją pracę i zdobywała dalej powzięte cele. Uniosła dłonie, odrzucając na plecy ciemne - rozpuszczone dzisiaj - włosy.
- Nie dzieją się tam żadne nieodpowiednie rzeczy. Ot, chwila młodzieńczego romantyzmu, a samo jezioro jest naprawdę ładne. - potwierdziła, nie dziwiąc się, że chciał znaleźć miejsca w które mógł zabrać dziewczynkę. - Polecam choćby na spacer. - dodała jeszcze.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Dawny most [odnośnik]10.12.23 20:27
Pod pozorną swobodą letniego świętowania i oddawania się beztrosce przyjemnego dnia pozostawali – wciąż i bezustannie – w swoich rolach. Ramach, maskach, kostiumach, na tyle znajomych, że zdawały się już przed laty przylgnąć na stałe do ciał i twarzy, stworzyć pewnego rodzaju powłokę trudną chociażby do zauważenia, nie mówiąc o identyfikacji i demaskacji – po czasie przestali je nawet czuć, przestali zdawać sprawę z ich istnienia, zespalając się ze swoim odpowiednim ja na tyle, by stało się tym najprawdziwszym.
I choć lady Travers sprawiała wrażenie zrelaksowanej, subtelnie pozwalającej sobie na poluzowanie gorsetu konwenansów, świadom był, że nawet teraz, w swobodnym odzieniu i w pozbawieniu nadmiaru ozdób czy upięcia włosów, trwała – zupełnie przecież jak on – w specyficznej, wyuczonej manierze. Mówiła słowa, czyniła gesty, unosiła kąciki ust w pewien sposób, na tyle jednak wyglądający naturalnie, że nieprawiony nie mógłby zauważyć choćby cienia naleciałości wieloletnich praktyk opiewających wokół manier i oczekiwanych zachowań.
Poprawiła go, poniekąd, na co z lekkim zdumieniem uniósł brwi ku górze w wyrazie drobnego zaskoczenia; dywagacje wokół meandrów filozofii były chlebem powszednim w pewnych kręgach, mimo to pewne kobiece spostrzeżenia wciąż budziły pewne zdziwienie zestawione ze spodziewanym obrazem, który trzymał wewnątrz głowy.
Pozwolił jej jednak dokończyć, nie zdejmując z warg życzliwego uśmiechu, na koniec nawet skinieniem podbródka wyrażając aprobatę wobec słów Melisande.
– Ciekawy pogląd – bo rzeczywiście takim był – Pokrzepiający. Wiedzieć, że na końcu pewnej drogi, działań, starań, wysiłków, rzeczywiście ta p e r f e k c ja czeka – wypowiedział, z drgającą w kąciku ust nutą rozbawienia. Nie negował jednak jej słów – być może nawet czuł nutę podziwu wobec jej zdecydowania, pewności wobec tego, że rzeczywiście istniał punkt, który niósł nasycenie. Spełnienie, dumę, nieodparty dowód na to, że nie istniał żaden element możliwy do ulepszenia.
– Zdecydowanie zajrzymy w takim razie – odparł, próbując zwizualizować sobie zbiornik wodny, splecione z kwiatów wianki, w końcu dzielnych młodzieńców sięgających po wieńce swoich wybranek; spojrzenie znów przemknęło do dziewczynki, później na artystę, który wykańczał ołówkiem dziecięce włosy uwiecznione na płótnie. Portret był… niecodzienny. Nieco dziwaczny, wybitnie toporny, w pewien sposób surowy – niemal groteskowy w wydźwięku, kiedy z techniką ścierała się delikatność dziewczęcego profilu.
– Oczywiście twoje towarzystwo jest jak najbardziej mile widziane, lady Travers, gdybyś tylko miała chęć to nas dołączyć – zwrócił się znów w kierunku arystokratki, kiedy kilka złotych monet zabrzęczało w kieszeni, później w dłoni, finalnie wyciągniętej w kierunku rzemieślnika jako zapłata za portret.
– Przyda nam się przewodnik – kącik ust drgnął w górę. Mała lady Shafiq zeskoczyła ze stołeczka, a po jej minie ciężko było wyrokować czy portret – i całe doświadczenie jakiego właśnie miała okazję posmakować – jej się podobało.
Mieli jednak wystarczająco dużo czasu by je przedyskutować – jeśli Melisande zdecydowała się na wspólny spacer, mogła słyszeć niepewne angielskie zgłoski wypowiadane kanciasto z dziewczęcych ust, mówiące o tym, że nie podobał jej się ostry profil i kanciasty nos, który stworzył malarz.

maahes zt



the sun is hiding
and if you do not have a name, you have nothing
Maahes Shafiq
Maahes Shafiq
Zawód : badacz run, finansista, książę Egiptu
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
shadow, don't try to act like the sun
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11784-maahes-shafiq#363778 https://www.morsmordre.net/t11819-geb#364963 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t11818-skrytka-bankowa-nr-2559#364962 https://www.morsmordre.net/t11820-maahes-shafiq#364995
Re: Dawny most [odnośnik]11.12.23 20:35
Czasami chciałby, żeby wbiła mu szpilę: przypomniała o dawnej niechęci wobec krwi, napomknęła coś o sztucznej pompie nowych rytuałów, albo choćby skrytykowała kolor sukienek dziewczyn, które roznosiły na Festiwalu wino (ich suknie miały być śnieżnobiałe, ale zdaniem Corneliusa wpadały bardziej w kość słoniową i szalenie go to drażniło). Ona jednak cieszyła się z sukcesów w Londynie, a jej słowa były niczym promień słońca, przebijający się przez chmury jego zmartwień. Kiedyś to w niej kochał szalenie lubił, dzisiaj to dziwnie drażniło. Świadomość tego, co utracił. Wspomnienie falującej spódnicy i roziskrzonych oczu Layli i łagodnego głosu Solasa zderzało się z widokiem ciepłego uśmiechu Merji. Mimowolnie pomyślał o tym, jak niebezpieczna jest jej praca. O tym, że dla niej zawieszenie broni musiało być prawdziwym wytchnieniem, bo on wybierał kiedy wyjdzie zza biurka zgrywać bohatera, a wezwania od Śmierciożerców były rzadsze niż te od pogotowia. Czy Maerin zdawał sobie sprawę, że kariera, która niegdyś była kaprysem jego córki może doprowadzić do jej śmierci? Czy wiedział, co w Warwickshire robiono kobietom? Choć to niesprawiedliwe, zestawił je ze sobą w myślach: Deirdre, władająca potężną magią, która była dla niej najlepszą tarczą. Valerie, bezpieczną w Sallow Coppice, chronioną przez jego, Dirka i skrzata domowego. Merję, którą los wciąż rzucał po kraju do kolejnych rannych. I wspomnienie przedśmiertnego krzyku Layli, wydarte z głowy Marceliusa. Jego pierwszą miłość kobietę zabili szmalcownicy, ale nie miał wątpliwości, że mugole byliby równie okrutni wobec Merji Zabini.
-A tobie? Czego brakowało? - mówiła o ludziach, ale nie o sobie, chwycił ją za słówka. -Wiem, że twoja praca zawsze była wymagająca. Ale wcześniej zagrażały ci wypadki i pech - a teraz rebelianci i mugole, łaknący krwi czarodziejek. Rozmawiałem z ofiarami tej wojny, a ty? Bandażowałaś już kikuty prawych dłoni? - jego syn stracił prawicę w więzieniu, ale oficjalnie tylko mugole posuwali się do takiego barbarzyństwa. Okaleczone wdowy z Warwickshire były jednym z tematów przewodnich zimowego wydania "Walczącego Maga".
Być może samemu do tego doprowadził, a być może ciepło Merji musiało kiedyś ostygnąć—oto zaczęli rozmawiać o jej znajomych, a on próbował zachować pokerową twarz. Oto otrzymał gratulacje z okazji ślubu, oto uśmiechał się sztucznie w odpowiedzi. Może i jego i Merję łączyło wszystko, ale jedno najwyraźniej ich łączyło: zdołała brzmieć szczerze, komplementując jego żonę. Czy był jej już całkowicie obojętny, czy może idealnie dobrała maskę do okazji?
-Dziękuję. - odpowiedział. -Jest bardzo niezwykła. - dodał oszczędnie, właściwie powtarzając słowa Merji. Pragnął zmienić temat, nawet dla niego - mistrza słowa - to wszystko było niezręczne. Temat szkolnych wypadków był o wiele lżejszy, ale nawet tutaj się rozmijali. Cornelius nigdy nie porównałby się do tych głupców, do krnąbrnej młodzieży.
-Eksperymentowałaś z meridianami jeszcze przed skończeniem Hogwartu? - upewnił się, mając nadzieję, że nie rozmawiali o tym wcześniej. Miał dobrą pamięć, ale niewykluczone, że Merja opowiadała coś o przeszłości, gdy był bardzo zajęty czytaniem porannej prasy... -Jeśli nie, to cóż, wypadki dorosłych są zupełnie inne niż młodzież świadomie łamiąca regulamin. - upierał się. Wszystko nosiło za sobą konsekwencje, na przykład niegrzecznych mugolaków najlepiej wydalać ze szkoły, ale w głosie Merji zabrzmiała jakaś melancholijna nuta - jakby tak naprawdę mówili o czymś zupełnie innym.
Udał, że się nie zorientował. Szczególnie, że mógł chwilę pozgrywać bohatera.
-Nic, ale przyznam, że - choć dla dobra ojczyzny warto podjąć się ryzyka - miałem duszę na ramieniu. - obydwoje z Prewettem wiedzieli, ile ryzykują i obydwoje przyszli z ochroniarzami, właściwie w szkockim pubie czuł się dość bezpiecznie; ale troska w spojrzeniu Merji mu się podobała. -Szczególnie, że ich wiara w świętość tradycji Festiwalu Lata mogła wydawać się podstępem. Owszem, Prewettowie są z nim powiązani, ale jego sojusznicy gwałcą wszystkie inne czarodziejskie świętości. Nie wiedziałem, czy to nie podstęp, aby... nie wiem, choćby mnie porwać i wymienić za okup. Nadal nie wiem, czy naprawdę chcą świętować, czy wykorzystają te tygodnie aby dozbroić się przeciwko nam - ale muszę żyć z tym ciężarem, a widok szczęśliwych i spokojnych rodzin na Brón Trogain pokrzepia mnie w ciemnych chwilach. - westchnął, mając nadzieję, że nie przesadził z dawką patosu. Kiedyś Merja zdawała się go takiego lubić i...
...nadal go takiego lubiła? Kąciki ust drgnęły w zaskoczonym, szczerym uśmiechu, a w zielonych oczach błysnęły iskry satysfakcji.
-Jestem szczęśliwy. - przyznał cicho, bardzo cicho. Po latach pogodził się z rodzicami, ustatkował, powrócił do rodzinnego domu. W pracy nigdy nie szło mu tak dobrze jak teraz, bo choć był pedantem, to rozkwitał w chaosie. Wojna stworzyła dla niego możliwości, z których czerpał pełnymi garściami. Cieszył się, że wyszedł z cienia, lubił czuć się bohaterem, podobało mu się, że nikt nie ściga już czarnoksiężników i zapewne również legilimentów. Wszystko było dobrze, wszystko było idealnie. Dlaczego zatem nie mógł czasami spać, dlaczego nocą rozmyślał czasem nie tylko o grozie wojny i troskach o rodzinę, ale o chłopcu z odciętą ręką i młodziutkiej mugolce w jaskrawej spódnicy? Dlaczego dziś w nocy powrócą do niego smutne oczy Merji? -A ty? - zapytał szczerze, ale zerkał na artystę, jakby pragnął kontrolować postępy nad portretem albo nie był pewien, czy naprawdę chce widzieć jej szczerą odpowiedź. Mimo wszystko, prawą dłoń wsunął do kieszeni szaty, nie mogąc powstrzymać ciekawości - Merja siedziała po lewej, własne ciało i sztalugi odgradzały ją od widoku krótkiego, wścibskiego gestu zaciśnięcia palców na różdżce. A ty? Odpowiesz mi szczerze, Merja, czy twoje serce zabije szybciej, a krew popłynie żwawo w reakcji na prędkie kłamstwo?*
-Rozgromiliśmy większość Zakonu Feniksa. - skłamał bez cienia zająknięcia, powtarzając własną propagandę z kwietniowego Walczęcego Maga. -I rozgromimy ich niedobitki i mugolski opór. - chciał, by mu uwierzyła. Chciał, by mogła myśleć o swoich konnych przejażdżkach, a nie o śmierci.
-Wierz lub nie, ale może wezmę wtedy lekcje jazdy konnej. - uśmiechnął się blado. -Lord Harlan - wspominał czasem, że się z nim przyjaźni -wie o mojej awersji do siodła, ale ostatnio nestor Avery zaprosił mnie na polowanie i cóż, poproszenie stajennego o łagodną klacz nie wystarczyło, bym czuł się komfortowo. - w typowy dla siebie sposób, nie mógł przyznać się do słabości wprost. Musiał połączyć to z nonszalanckim wspomnieniem gościny u lordów Avery. -A potem... nie wiem, odremontuję Sallow Coppice. - zasadzę drzewo, wychowam syna.

*wyczuwam emocje...


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Dawny most - Page 8 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Dawny most [odnośnik]11.12.23 20:35
The member 'Cornelius Sallow' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 94
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dawny most - Page 8 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Dawny most [odnośnik]14.12.23 15:01
Na przyzwane obrazy tragedii zaciska usta w wąską linijkę. Niekoniecznie o tym chciała dzisiaj rozmawiać, ale skoro sam do tego nawiązał, nie zamierza od tematu uciekać.
- Widziałam odcięte dłonie, poharatane ciała bezwzględnie potraktowanych czarodziejów, ale nie słucham ich wyznań. W pracy ograniczam się do ratowania życia, nie pełnienia roli terapeuty. - Na przytoczony obraz nieszczęść, artyści wychylili się zza płócien niemal w tym samym momencie, na krótką chwilę zasłuchując się w opowieści. Tragedie dotykają wszystkich, nie każdy jednak ma okazję stać się ich bezpośrednim świadkiem. - Mnie marzy się zakończenie konfliktu. Choć lubię wyzwania, wiążą się one z nieszczęściem innych. Oddałabym wiele, by świat powrócił do względnej normalności, ale mam świadomość, że już nigdy nie będzie tak, jak wcześniej - odpowiada nieco wymijająco, sięgając do frazesów, jakie rzucić może niemal każdy. Nie czuje się jednak na tyle związana z Corneliusem, by opowiadać o najdrobniejszych szczegółach. Ze skinieniem głowy przyjmuje także oszczędne słowa w temacie małżonki. Czyżby Sallow nie jest na tyle szczęśliwy w nowym związku, by rozpromienić się na myśl o ukochanej, a może również chce coś przed nią zataić? Poszukuje na jego twarzy poszlak, wskazujących na to, że cieszy się z małżeństwa, ale coś nie pasuje jej w tym pięknym obrazku. Cornelius Sallow jest (był?) zatwardziałym kawalerem, niechętnym do formalizowania swoich związków. Wprawdzie był już wcześniej zaręczony, jednak nic nie wskazywało na to, że zamierzał stawać na ślubnym kobiercu. Będąc z Merją, trzymał ją na uboczu, niechętnie pojawiając się zeń w towarzystwie. Powodem miał być Maerin i wątpliwość co do jego reakcji, jednak w odczuciu ratowniczki stało za tym coś więcej. Daruje sobie żartobliwe pytanie, czy został do ślubu zmuszony bądź upojony eliksirem. Nie chce, by zostało to źle odebrane.
- Poznałam je, kiedy miałam szesnaście lat - podaje mu wstęp do krótkiej opowieści, także nie będąc pewną, czy kiedykolwiek o tym wspominała. - To było we Florencji, kiedy w wakacje miałam styczność z nimi po raz pierwszy. Próbowałam się z nimi pod czujnym okiem ciotki, zazwyczaj. Ambicja wzięła górę, chciałam znaleźć meridian transcelularny, uznawany za jeden z najniebezpieczniejszych do otwarcia. Odpowiada za magię, jaka płynie w ciele czarodzieja - wyjaśnia, bo choć pewnie tłumaczyła mu kiedyś zależności między kanałami a ich właściwościami, tak zapewne nic już z tego nie pamięta. - Kuzyn dostał zawrotów głowy i krwotoku z nosa, jakie udało się prędko zażegnać. Tamtejsze Ministerstwo ma pewnie wcale nie gorszy system powiadamiania, sądzę, że gdyby doszło zagrożenia życia, prędko by się pojawili. - Na czole blondynki pojawia się zmarszczka, zupełnie jakby wpłynęło nań nieco zawstydzenia. Zwykle nie ma problemu, aby przyznać się do błędu, a jednak obecność Corneliusa sprawia, że w pewien sposób chce mu zaimponować. Nie stanie się to, kiedy wspominać będzie o porażkach.
Od zawsze ceniła sobie pewność siebie Sallowa, jego niezachwianą wiarę w dążeniu do celu i oddanie sprawie. Ma z tyłu głowy myśl, że część z nich jest zwykłymi przechwałkami, opowieścią wzbogaconą o kolorowe słowa, ale stanowi to część jego barwnej osobowości. Skromny Cornelius straciłby na charakterze, choć z pewnością pomogłoby to w kontakcie z nim.
- Wierzę, że chcą świętować - mówi zdecydowanym tonem, choć nie ma pojęcia, czy taka jest prawda. - Zgadza się, że są bezwzględni, okrutni i przebiegli, ale spodziewam się, że to tylko część rebeliantów. Raczej nie są na tyle dobrze zorganizowani, aby wszystkim przekazać informację o mobilizacji, a skoro masy zauważą, że jest zawieszenie broni, tak sami będą dążyć do kultywowania tradycji. - Teraz w jej głosie wybrzmiewa lekki ton zwątpienia. Tak podpowiada logika, trzeźwe spojrzenie na kwestię osób mugolskiego pochodzenia, ale czy pokrywa się to z prawdą? Bywając na ziemiach zamieszkałych przez przykładne czarodziejskie społeczeństwo, ma często okazję zobaczyć ludzi, którzy mieszkają w beznadziejnych warunkach i nawet nie mają pojęcia, co dzieje się w świecie. Biernie podchodzą do sprawy wojny i są nieświadomi podejmowanych kroków. Nie zdziwiłaby się, gdyby się okazało, że po przeciwnej stronie jest podobnie.
Nie dostrzega dyskretnego gestu chowania dłoni w kieszeni, nie widzi, jak Cornelius sięga po różdżkę i skupia w sobie moc. Zabini skupia się na analizie dwóch krótkich słów, które godzą prosto w serce, choć nawet nie ma powodu, by zazdrość odczuwać.
- Ja też jestem szczęśliwa - odpowiada wreszcie pod natłokiem nienazwanych uczuć. Skąd to rozdzierające serce zwątpienie, skąd niechęć do szczerości, dlaczego sięga po konwenanse, miast odpowiedzieć zgodnie z prawdą? Nie powie mu przecież, jak bardzo jest w swoim życiu samotna, jak wynagradza sobie szarą codzienność pracą. Nie przyzna się, że każdego dnia marzy o powrocie do domu, do czułych dłoni i ciepłych objęć. Do słodyczy pocałunków, zaufania, poczucia bezpieczeństwa. Jak o tym mówić, nie chcąc wybrzmieć rozpaczliwie? Jak poruszać temat staropanieństwa z mężczyzną, który ją porzucił? Czuje narastającą falę gorąca, przyspieszającą swój bieg w żyłach krew. Unosząca się rytmicznie klatka piersiowa przyjmuje coraz mniej powietrza, oddech staje się płytszy.
- To sporo pracy, lecz i tak nie będziesz musiał wykonywać jej sam. Na rynku musi być sporo specjalistów, pytanie, czy nie będą mieć wciąż rąk pełnych pracy - zastanawia się na głos, spodziewając się, że podczas odbudowy kraju, wszyscy zostaną zaprzęgnięci do pracy. - Jeśli będziesz potrzebować lekcji… to zapraszam - nieśmiało się oferuje. - Pamiętam o twojej niechęci do jeździectwa, ale nie jest to coś, czego nie można przemóc. Najbardziej obawiamy się tego, czego nie znamy, więc sądzę, że gdy będziesz mieć okazję kilka razy przećwiczyć się w terenie, oswoisz się i nie będziesz płonąć ze wstydu przy lordzie Avery. - Tłumi szeroki uśmiech, bo jeszcze kilka lat temu, gdy nadal łączyła ich bliska relacja, roześmiałaby się w głos, zaraz po tym przepraszając, że uraziła jego dumę. Dziś nie chciała pozwalać sobie na podobną poufałość, jeszcze zupełnie straciłby ochotę, by z nią rozmawiać.
Merja Zabini
Merja Zabini
Zawód : Czarodziejskie Pogotowie Ratownicze
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
hope
is the only thing
stronger than fear
OPCM : 2 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 21 +4
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12125-merja-zabini https://www.morsmordre.net/t12157-penelope#374243 https://www.morsmordre.net/t12164-merja-zabini#374667 https://www.morsmordre.net/f458-city-of-london-pokatna-38-2 https://www.morsmordre.net/t12131-merja-zabini#373315
Re: Dawny most [odnośnik]19.12.23 1:19
On mówi, ona działa i może właśnie to było w ich karierach różnicą nie do pogodzenia. Jakie wrażenie mogą robić obrazy utkane ze słów na kimś, kto widział to wszystko na żywo? Czy piękno i splendor jego wyimaginowanego świata mogły przebić się przez okrucieństwo, brzydotę i krew widziane przez Merję na co dzień?
Poczuł za to na sobie wzrok artystów. Udał, że nie widzi ich uwagi, ale kolejne słowa dobrał tak, by mogły zainteresować również ich:
-Ten kraj nie potrzebuje zamykać ofiar w Mungu - tam w końcu trafiali wariaci. -a zapewnić im bezpieczeństwo i dopilnować, by to się więcej nie powtórzyło. Harold Longbottom - nie obawiał się wymawiać personaliów dawnego Ministra, choć być może należało o nim zapomnieć; on potrafił wypowiedzieć jednak jego nazwisko ze stosowną pogardą. Za jego czasów naprawdę nie lubił swojej pracy. -zawiódł sromotnie na tym polu, ale wszystko zmierza ku lepszemu. - zwrócił się do niej—do nich?—uspokajająco, tak jakby pusta obietnica mogła wymazać tragedie wyryte pod jej powiekami. Może jednak mogła? Tak samo puste obietnice składał, gdy zaciągał ją do sypialni. Wierzyła w nie, albo chciała w nie wierzyć. A on tak lubił być słuchany, podziwiany, widziany.
-Nie będzie tak jak wcześniej... - przyznał, zniżając głos. -...ale każda rewolucja musi zostać okupiona ofiarą. Będzie lepiej niż wcześniej. - obiecał i chyba w to wierzył. Początkowo poparł rewolucję Czarnego Pana z czystego oportunizmu, ale każde poświęcenie niosło za sobą nagrody, każda zmiana mu się podobała, w oczyszczonym Londynie mógł oddychać pełną piersią. Dzięki korzyściom pragmatyzm zaczął przeradzać się w wiarę, a przynajmniej w szczerą aprobatę. Merja nie pamiętała go jednak takiego, jawnie idealistycznego. Gdy zbliżyli się do siebie, był cynikiem, który w ciągu półrocza stracił narzeczoną, brata i obrażonych rodziców.
Meridiany i Florencja wywołują na jej twarzy wyraz, który doskonale pamiętał. Lubił ją taką, zainteresowaną tymi swoimi kamieniami, opowiadającą o czymś z pasją. Tworzącą coś właściwie kobiecego, bo pachnące i nasycone magią kamienie były dla niego o wiele bardziej kobiece od babrania się we flakach zakrwawionych ludzi. Słuchał jej z uwagą, nawet jeśli słyszał tą historię wcześniej.
-To ten, który regeneruje energię magiczną? - upewnił się, chcąc odnaleźć się w fachowych terminach. -A teraz, można u ciebie taki zamówić, bez ryzyka jakie podjął twój kuzyn? - uniósł lekko podbródek, uśmiechnął się nieco zaczepnie, właściwie nie wiedząc dlaczego tak szuka pretekstu do kontaktu. Najuczciwiej byłoby w końcu zostawić Merję w spokoju... ale zagłuszył ukłucie sumienia pragmatyczną myślą, że naprawdę przyda mu się taki meridian. I że być może Merja zdołała już iść do przodu, zapomnieć—z gracją komplementowała w końcu jego żonę, spotykała się tu z przyjacielem...
A jednak coś w jego wnętrzu krzyczało, że wcale nie chciałby, by o nim zapominała.
-Czyli nie pojawili się i uszło ci to płazem? - roześmiał się, myśląc, że taka zakłopotana niezmiennie była bardzo urocza. Stłumił cisnący się na usta wniosek, że skoro to kuzyn był poszkodowany, to z łatwością mogłaby zrzucić całą winę na niego.
Uśmiechnął się z wyrozumiałością, gdy mówiła o rebeliantach. Zdał sobie sprawę, że zawsze wierzyła w ludzi, widząc ich dobre strony tam, gdzie on dostrzegał tylko zło.
Może to właśnie dlatego tak długo z nim wytrzymała...?
-Też mam taką nadzieję, ale pozostaję sceptyczny wobec poszanowania tradycji ludzi, którzy popierają wszystko, co... nietradycyjne. - chętnie poleciłby jej artykuł z "Walczącego Maga" na temat pracujących kobiet i wolnościowych ideałów rebeliantów, ale nie był aż tak podły. Nie dzisiaj, gdy odpoczywali. Był za to na tyle wyrafinowany, by sięgnąć po znajome drewno i poczuć reakcje jej ciała, by wtargnąć w jej prywatność za jej plecami. Było w tym coś intymnego, coś na co nie pozwalał sobie z Deirdre. Przy Layli dopiero zaczynał się uczyć, Merja była zatem pierwszą, na której ćwiczył już bezbłędnie. W łagodnej fali jej emocji było coś intymnie znajomego, jakby powracał do dawno zapomnianego domu. Tyle, że dom wcale nie był już ciepły i spokojny. Poczuł gorąco zalewające ciało, serce bijące w przyśpieszonym rytmie i jeszcze ostatni objaw, rozwiewający iluzję pożądania: kleszcze stresu zaciskające się na piersi, płytszy oddech. Jestem szczęśliwa, rozbrzmiało, a on wiedział, że kłamała. Tylko czy okłamywała siebie czy jego?
-Cieszę się. - odpowiedział miękko, choć jak na siebie dość bezbarwnie. Przykro mi.
Temat pracy chwilowo pominął skinieniem głowy, co jak na niego było nietypowe—ale zbyt wybiła go z rytmu jej odpowiedź, jej kłamstwo. Ku własnemu zaskoczeniu poczuł, że zaczyna się tym przejmować, choć przecież nie powinien. Miała być zamkniętym rozdziałem, błędem popełnionym w trudnym i samotnym okresie życia, ale i tak...
-Bardzo chętnie. Wolę upokorzyć się przy tobie, niż przy innym nauczycielu. - odpowiedział właściwie bez namysłu, uśmiechając się w równie czarujący sposób jak wtedy, gdy pierwszy raz wypowiadał na głos jej piękne imię. Miał wrażenie, że Merja powściąga własny uśmiech - odwzajemniła ten jego, ale nie tak szeroko jak mogłaby w reakcji na dowcip - więc upatrując winy w sobie, szukał już zabawniejszej riposty, ale przerwał mu artysta.
-Proszę pana, gotowe! - w głosie młodego człowieka dźwięczała niekryta duma. Obrócił sztalugę, a Cornelius z ciekawością spojrzał w stronę obrazu i...
-...co to jest?! - malarzowi udało się dokonać tego, co innym udawało się rzadko: bezbrzeżnie zszokować Corneliusa Sallow, który w niemym zdumieniu wpatrywał się w warzywną podobiznę i chyba tylko obecność Merji powstrzymała go od spektakularnego okazania irytacji oraz ministerialnych narzędzi kar za obrazę majestatu urzędników państwowych.





Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Dawny most - Page 8 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Dawny most [odnośnik]05.01.24 13:11
Przechyla nieco głowę w zaciekawieniu, wsłuchując się w słowa czarodzieja. Nie widziała go dotąd tak pochłoniętego ideą, wyzbytego z żalu i zniechęcenia. Obserwowała jego ścieżkę, przejście z głębokiej depresji do względnego stoicyzmu, wierzyła, że z biegiem czasu oswoi się z trudami, jakie rzuca przed nim życie. Nie da się ukryć, że poczucie straty stworzyło w jego sercu potężną wyrwę, jaką za wszelką cenę starała się zaleczyć, jednak wszelkie znane jej zaklęcia nie miały jak zdać rezultatu. Cierpiała wraz z nim, próbując wyciągnąć go na prostą, pokazać, że można inaczej, ale nie sposób zmienić kogoś na siłę, kiedy ten nie jest przekonany, kiedy sam nie wykonuje niezbędnej pracy. Tkwiła w tym nieszczęściu razem z nim, wspólnie nakręcając się na marazm, jaki absolutnie im nie służył. Czy to dlatego tym bardziej zaczęli się od siebie oddalać? Z jej silną potrzebą do sięgnięcia po zmianę i jego fatalistycznym podejściem do życia, nie mieli za bardzo szans, aby wspólnie kroczyć przez życie. Dziś jest już na to za późno.
- Do twarzy ci z pewnością siebie - stwierdza tylko, ignorując już szczegóły dotyczące dyplomatycznego pola walki. Pięknie układa zdania i gdyby tylko nawoływał ich teraz do walki, natychmiast chwyciłaby za różdżkę. Potrafi przekonywać do swoich racji, mając do tego niezwykły, szlifowany przez lata talent. - Dobrze wiedzieć, że ta sytuacja ci służy. Nowa pozycja, otoczenie - żona - będę śledzić twoją dalszą karierę, bo niewątpliwie pisana ci jest świetlana przyszłość - mówi bez cienia fałszu. Wprawdzie wolałaby, aby poza karierą, zajął się także odkurzaniem starych znajomości, ale przecież nie można mieć wszystkiego.
Kręci głową przecząco na zapytanie w kwestii meridianu.
- Zajmuję się nimi hobbystycznie i niestety moje obecnie umiejętności nie są na tyle obszerne, aby móc przygotować odpowiednie medium, o otwieraniu kanału nie wspominając. Jeśli kiedyś zdecyduję się na ich poszerzenie, mogę cię o tym poinformować - wyjaśnia nieco onieśmielona. Nie sądziła, że Sallow po kilku słowach przypadkowo nawiązanej pogawędki będzie chciał zamawiać u niej kamienie. Czyżby jednak chciał zachować ich kontakt, nie zrywać go znów brutalnie, oddalając się niczym eteryczna senna mara? Nie, to z pewnością zwykła przyzwoitość, grzeczność za grzeczność. Nie stoi za tym żaden ukryty podtekst. Prawda? - Chyba mam szczęście do unikania fatalnych konsekwencji - stwierdza z rozbrajającą szczerością, ze zdziwieniem obserwując, jak na dźwięk śmiechu mężczyzny znów przechodzi ją fala gorąca, jak różowieją policzki, zdradzając zawstydzenie — nie tyle spotkaniem, co własną reakcją.
Odczuwa je tym mocniej, kiedy wypadające blado na ustach Corneliusa stwierdzenie podpowiada więcej, niż ten chciałby zdradzić. Skąd ten nagły dystans, skąd nieufność — czy potęgowane są niechęcią wobec czyjegoś szczęścia, a może zwyczajnie ją przejrzał?
Już ma odpowiedzieć, wtrącić się w kwestii jeździectwa, kiedy to artysta deklaruje zakończoną pracę. W pierwszej chwili dochodzi doń oburzony ton głos Corneliusa, w drugiej spogląda na dzieło.
- To… Niezwykle ciekawy obraz - stwierdza, chowając szeroki uśmiech pod drobnym rozbawieniem. - Wyglądasz twarzowo, bardzo dostojnie. Będzie wspaniale wyglądać, kiedy zawiesisz go nad kominkiem. - Żonie na pewno się spodoba.
To wtedy malarz, który wziął Merję na swój cel, podnosi się z miejsca, by ukazać swoje dzieło. Jasne brwi wędrują ku górze, a uśmiech na twarzy kobiety znacznie się poszerza.
- Widzę, że to miejsce sprzyja kreatywności artystów. Jestem zauroczona pana twórczością, to wspaniałe dzieło - stara się o powagę, jednak zachowuje ją z trudem. Podnosi się za to z miejsca, przyjmując obrazek, który zwija zaraz w rulon i uiszcza kilka monet opłaty za fatygę. - Dobrze było cię zobaczyć, Corneliusie. Wierzę, że w nadchodzącym czasie będziemy mieć ku temu więcej okazji. - Nie kryje nawet szczerości tych słów, choć powinna zachować powściągliwość. To on wykreślił ją ze swojego życia, nie chcąc mieć zeń nic do czynienia, ale czy oznacza to, że nie powinna o kontakt zawalczyć? Wystarczyło jedno spotkanie, aby przywołać część uczuć do życia, przywrócić sympatię, jaką darzyła go przed laty. Skutecznie ignoruje cichy głos z tyłu głowy, który nawołuje do wycofania, zachowania ostrożności.
Merja Zabini
Merja Zabini
Zawód : Czarodziejskie Pogotowie Ratownicze
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
hope
is the only thing
stronger than fear
OPCM : 2 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 21 +4
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12125-merja-zabini https://www.morsmordre.net/t12157-penelope#374243 https://www.morsmordre.net/t12164-merja-zabini#374667 https://www.morsmordre.net/f458-city-of-london-pokatna-38-2 https://www.morsmordre.net/t12131-merja-zabini#373315
Re: Dawny most [odnośnik]05.01.24 22:07
Prędko podniósł wzrok na Merję, jak uczniak przyłapany na psocie albo uczestnik balu maskowego, którego kostium się poluzował. Jej komplement wydawałby się nie do pomyślenia z ust kogoś innego; jego praca polegała wszak na pewności siebie. Tyle, że nie poznał jej przy okazji obowiązków zawodowych, jak byłej narzeczonej czy obecnej żony. Beznadziejnie samotny po pogrzebie brata i przeprowadzce ze Shropshire do Londynu, spotkał się z rodziną Maerina, bo chciał zagłuszyć czymś pustkę. Merja o łagodnym uśmiechu i długich nogach wydawała się idealnym zagłuszeniem, ale jej smutne oczy widziały wtedy zbyt wiele. Jego depresję, jego słabość. Czy to dlatego zaczął jej unikać, gdy (dzięki niej) dźwignął się na nogi, czy podświadomie czuł się upokorzony tym, że widziała go w takim stanie? Kontrast tamtego Corneliusa z obecnym go zawstydzał, ale w głębi ducha i tak ucieszył się, że zauważyła. Że jest lepiej, że przekuł cierpienie w pasmo sukcesów. Po drodze zgubił część dawnego siebie, idąc do celu po trupach (dosłownie) i zastępując zaufanie podejrzliwością, ale tego już wiedzieć nie musiała.
-Dziękuję. - rozciągnął usta w uśmiechu, ciesząc się, że Sallowowie są zauważani, że ostatnie lata zmyły pasmo tamtej hańby: mezaliansu brata, procesu wytoczonego wdowie po Solasie, ruiny finansowej z powodu ciągania Jade po sądach, emerytury ojca i zdziwaczenia matki. I jego, młodszego syna, który nie potrafił utrzymać przy sobie młodziutkiej narzeczonej ani poradzić sobie z całą sytuacją i który tylko przy jasnowłosej wdowie pozwalał sobie na melancholię. Fantom dawnego smutku zamigotał na moment w jego oczach, ale prędko zamrugał i odwrócił wzrok od Merji.
Odepchnął od siebie nachalną myśl, że Solas—choć nie zdążyli się lepiej poznać—bardzo by ją polubił. I że podświadomie odpychał od siebie kobiety, których charakter aprobowałby jego brat (Laylę, Merję, Jade).
-Zatem czekam na informację. - zapowiedział, wierząc, że w sprawach zawodowych Merja nie odpuszczała (nie to, co w miłosnych) i biorąc "jeśli" za czystą kurtuazję. Na usta cisnęło mu się pytanie, jak jeszcze mogłyby mu pomóc takie meridiany, ale uśmiech zrzedł lekko, gdy na pozór niewinnie wspomniała o konsekwencjach.
-Masz. - przyznał jakoś głucho, przypominając sobie bezsenne noce u jej boku, podczas których obawiał się konsekwencji. Nigdy o tym nie rozmawiali, czasami bał się nawet, że Merja przyjęłaby podobny wypadek z jakąś kobiecą radością i nadzieją na oświadczyny. On, świadom, że konsekwencja jego młodzieńczych miłostek chodzi sobie po Londynie, był ostrożniejszy.
Jeśli cokolwiek mogło zaskoczyć go bardziej niż ponowne spotkanie z Merją w cztery oczy (liczył się z tym, że jego znajomość z Maerinem skrzyżuje jeszcze ich ścieżki), to był to oryginalny portret.
-Uważasz, że pomidory są dostojne? - westchnął ciężko, doceniając, że powstrzymała się od parsknięcia śmiechem. Uniósł wysoko brwi, widząc jej geometryczną podobiznę. Zerknął bardzo wymownie na blondynkę, gdy komplementowała malarza, niepewny, czy ironizowała. Dostrzegł drżące kąciki jej ust i poznał odpowiedź. Lubił jej dołeczki w policzkach. Niegdyś lubił ją rozbawiać, samemu wygrzebując się z dołka.
-Nie wypada, by dama płaciła za tak oryginalny obraz. - zaprotestował, gdy sięgnęła po sakiewkę. -Pozwolisz, że podaruję ci prezent. Na pamiątkę - wspólnych chwil -Festiwalu. - zaproponował z szarmanckim uśmiechem, ale ton, jakim to wypowiedział, nie pozostawiał przestrzeni na sprzeciw (przynajmniej malarza). Wcisnął młodemu człowiekowi kilka sykli, mimowolnie zastanawiając się, czy to jego sympatyczny uśmiech i szerokie ramiona podobały się Merji bardziej niż portret.
-Miłego Brón Trogain, Merja. - Merja, Merja, Merja, jej imię nadal brzmi tak melodyjnie. -Nie żartowałem z tą lekcją jeździectwa. - posłał jej wymowny i cieplejszy niż zwykle uśmiech, uświadamiając sobie, że przed laty chciał odepchnąć od siebie wszystkich—ale że naprawdę miło byłoby się z nią spotkać teraz, gdy ciemność otaczała go już tylko podczas ćwiczeń czarnej magii, a nie gnieździła się w jego samopoczuciu. Zobaczyć ją na nowo.

/zt (x 2?) rolling :pwease:


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Dawny most - Page 8 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Dawny most [odnośnik]02.02.24 23:38
| dla Maahesa

Brylowała na salonach, dobrze się na nich czuła - a na arystokratycznych spędach dobrze bawiła. Albo po latach spędzając je w znajomym i cenionym przez siebie towarzystwie, albo dla własnej rozrywki odrobinę - oczywiście całkowicie uprzejmie - pastwiąc się nad jakąś obraną przez siebie ofiarą.
Mahhes nie był w błędzie - trwała w przyjętych miarach, własnych normach, ale to nie sprawiało, że nie czuła się zrelaksowana. Taka była - i za to jak sądziła odpowiedzialny nie tylko był klimat samego Festiwalu, ale i niedawna podróż z której powróciła wprawiając ją w fenomenalny nastrój. W stan w którym nie była nigdy wcześniej, ale który jej się podobał i który lubiła i chciała by dalej trwał.
- Szczerze wierzę, że tak. - stwierdziła z zadowoleniem że uznał jej punkt widzenia rozciągając wargi w uśmiechu. Perfekcja istniała, można ją było dostrzec u mistrzów wyspecjalizowanych w danym cechu. Choć znów - jej postrzeganie - zdawało się czasem być całkowicie uwarunkowane od tego, kto ku czemu i w jaki sposób spoglądał. Potaknęła głową kiedy zadecydował by odwiedzić jezioro. Było urokliwe, nie wątpiła, że było odpowiednim miejscem dla młodej lady - choćby na spacer wśród ładnych widoków. Z zainteresowaniem zerknęła na powoli skończony portret. Z uprzejmym zainteresowaniem wracając spojrzeniem do towarzyszącego jej mężczyzny. Nie odpowiedziała od razu pozwalając, by transakcja z malarzem została dokończona, ale jej wargi rozciągnęły się w urokliwym uśmiechu.
- Chętnie dotrzymam wam przez chwilę towarzystwa. - zgodziła się w końcu, ręką wskazując kierunek w którym powinni udać, żeby skierować się w stronę jarmarków. Stawiając ku niemu nieśpieszne kroki, wchodząc w krótką dyskusję którą podjęła z młodą lady na temat portretu, który utrzymała. Wspominając też o możliwych miejscach wartych zobaczenia. Poświęciła im chwilę - dokładnie tak, jak powiedziała. Dokładnie tyle ile zaplanowała wcześniej. Nie tylko dlatego, że taki miała plan. Ale bardziej dlatego, że czuła wewnątrz siebie coraz mocniej rozrastająca się potrzebę, żeby wrócić do Manannana ostatnie dni spędzone w jego towarzystwie były przyjemnie zaskakującą nowością. A sama Melisande zamierzała wykorzystać festiwal do cna, zdając sobie sprawę, że kończące się zawieszenie broni wrzuci ich w stan, którego będą musieli nauczyć się na nowo - ze sobą, wspólnie.

| Mela zt


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615

Strona 8 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8

Dawny most
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach