Dawny most
Rzut kością k6:
1 - Nie znajdujesz niczego.
2 - Znajdujesz stary, zmięty list; tekst jest niemożliwy do odczytania.
3 - W skrytce znajduje się lekko zaśniedziały knut.
4 - Na samym końcu małej wnęki leży stary wisiorek na łańcuszku.
5 - Znajdujesz mugolski zegarek; niestety nie działa.
6 - Znajdujesz zakurzoną fiolkę; być może kiedyś znajdował się tam jakiś eliksir, niestety dawno wyparował.
Drogę do znajdującego się na obrzeżach mostu oczyszczono i wyłożono kamieniami, nie pozwalając gościom festiwalu na zbłądzenie. Pnącza i bluszcze usunięto także z kamiennej drogi na moście, nadając mu tym samym świeżości. Świetliki, które wypuszczono na czas trwania festiwalu, razem z bujną roślinnością wokół nadały temu miejscu wyjątkowo romantycznego charakteru. Z tej okazji skorzystali artyści, którzy przybyli na obchody Brón Trogain.
Malarze rozstawili się na moście, by za odpowiednią opłatą wykonać szkicowe portrety, karykatury, oraz staranne, pastelowe rysunki gości festiwalu. Z dumą oferują swoje usługi każdemu przechodniowi, choć grzeczniej namawiają do pozowania tych lepiej ubranych. Klienci mogą usiąść wygodnie na ustawionych naprzeciw sztalug krzesłach. Wykonanie portretu zajmuje od dwudziestu minut (karykatura) do godziny (kolorowy portret), a choć artyści demonstrują zamawiającym swoje inne prace to ostateczny efekt zależy od weny i humoru samego twórcy...
Aby uzyskać portret należy rzucić kością k10 i otrzymać odpowiedni portret. Każdy poziom wiedzy o sztuce pomaga porównać styl artysty z własnym gustem i wybrać odpowiedniego portrecistę - mając poziom I, można manipulować wynikiem k10 o jedno oczko w górę lub w dół; poziom II - dwa oczka; poziom III pozwala na wybór dowolnego artysty.
1: portrecista wyznaje styl nowoczesnej ekspresji i (choć na początku sprawiał dobre wrażenie) nie wydaje się być do końca trzeźwy... otrzymujesz niepokojący, dynamiczny portret namalowany jaskrawymi kredkami. Powieszony w pokoju, wywołuje konsternację gości i wzbudza w nich dziwny niepokój oraz ponurość. Portret nie wpływa na twój nastrój, ale masz wrażenie, że jego kolory są jeszcze żywsze ilekroć w pobliżu znajduje się ktoś nieżyczliwy.
2: karykaturzysta uchwycił wszystkie wady Twojej aparycji w zabawnej karykaturze, wykonanej ołówkiem. Choć portret Ci nie schlebia, budzi dziwną wesołość zarówno w Tobie jak i w każdym, kto go zobaczy. Powieszony w pokoju, sprawi, że Twoje żarty staną się zabawniejsze.
3: portret wykonany piórkiem nadaje Twojej twarzy surowych rysów. Pomimo dynamicznej kreski i prędkiego czasu rysowania, masz wrażenie, że artysta przyglądał Ci się wyjątkowo przenikliwie. Powieszony w pokoju, portret zdaje się podkreślać mocne strony Twojego charakteru - gdy znajdujesz się w jego pobliżu, goście odczuwają wobec Ciebie mimowolny autorytet i chętniej słuchają Twoich przemyśleń.
4: w pierwszej chwili dostrzegasz na portrecie tylko szereg linii i kształtów geometrycznych, ale po chwili skupienia abstrakcja układa się w zarys Twojej twarzy. Jeśli zdecydujesz się powiesić to nowoczesne dzieło w pokoju, odkryjesz, że łatwiej Ci się przy nim skupić: dzieło pozytywnie wpływa na Twoją koncentrację, ułatwia kojarzenie i zapamiętywanie faktów, szczególnie podczas nauki lub rzemiosła.
5: pastelowy portret cieszy oko jasnymi kolorami, a ciepłe barwy i miękka kreska tuszują wszelkie mankamenty Twojej urody. Powieszony w pokoju, wprawi Cię w radosny nastrój i polepszy samoocenę. Wszyscy, którzy znajdą się w jego pobliżu będą myśleć, że jesteś równie piękny/a jak na obrazie.
6: z niewyjaśnionych powodów artysta postanowił sportretować cię jako warzywa i owoce i defensywnie twierdzi, że to wykonana w tradycyjnym stylu martwa natura. Choć obraz wydaje się ekscentryczny, to powieszony w pokoju pobudzi apetyt gości i sprawi, że każda zjedzona w pomieszczeniu potrawa (niezależnie od tego, kto ją ugotował) wyda się smaczniejsza.
7: choć portret przedstawia Cię tylko od szyi w górę, to promieniuje dziwnym erotyzmem. Linie wyginają się w sensualny sposób, kolory subtelnie nęcą zmysły, Twoja podobizna ma lekko rozchylone usta i rozmarzone spojrzenie. Powieszony w sypialni, portret pobudzi nastrój erotyczny i wzmocni miłość małżeńską, powieszony w pokoju dziennym przyciągnie spojrzenia gości. Jeśli jesteś półwilą, Twoja aura zdaje się być jeszcze intensywniejsza gdy jesteś w pobliżu swojej podobizny.
8: otrzymujesz dowcipny, pastelowy portret, na którym malujesz własny portret. Jeśli zainspiruje Cię do sięgnięcia po szkicownik lub pastele - sprawi, że wszystkie dzieła, jakie wyjdą spod Twojej ręki i zostaną powieszone w jego pobliżu wydadzą się piękniejsze niż w rzeczywistości.
9: artysta przedstawił Cię przy pianinie, nawet jeśli nigdy w życiu nie grałeś na tym instrumencie. Podczas malowania portrecista dużo mówił o własnej pasji do muzyki i oglądając portret nabierasz wątpliwości, czy aby nie jest lepszym muzykiem niż malarzem. Kolory są nieco zbyt ciemne, a anatomia dłoni wydaje się niepoprawna, ale za to w obecności portretu dźwięki muzyki zdają się brzmieć przyjemniej. Jeśli grasz na instrumencie lub śpiewasz, obecność obrazu wzmocni Twój naturalny talent. Powieszony w domu, nastroi gości do tańców i zabaw, pozwalając im przeżyć emocjonalnie każdą melodię.
10: artysta przedstawił Cię na secesyjnym tle, przylepiając do portretu prawdziwe (jeśli mu wierzyć...) płatki złota. Obraz olśniewa przepychem - powieszony w domu podbuduje Twój status w oczach gości, odciągając ich uwagę od jakiegokolwiek nieporządku lub niedoskonałości wnętrz. Goście bez znajomości savoir-vivre będą czuć się w pobliżu portretu bardzo nieswojo, zupełnie jakby ich osądzał - Ty zaś nabierzesz pewności siebie w roli gospodarza i poczucia, że każde potknięcie zostanie Ci wybaczone.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.01.23 19:14, w całości zmieniany 1 raz
Przepadała za statecznym charakterem Cassiusa i była zadowolona, gdy udało im się przejść na mniej formalny ton, który towarzyszył im jeszcze w czasach szkolnych - lepiej odnajdywała się w bezpośrednich zwrotach, czując lekką więź z tym mężczyzną. Zawdzięczała mu wiele, ale była pewna, że korzystali na tym oboje, mimo wyraźnego nakierowania spotkań na jej własne obycie. Wyjątkowo nie przeszkadzała jej rola worka treningowego - widziała, owszem, że momentami przybiera podobną formę. Bilans korzyści i prywatnego upokorzenia nie przedstawiał się źle, dlatego nie wahała się i mimo coraz pokorniejszego przyjmowania wiedzy i uzasadnionych argumentów, pozostawała sobą, dając się prowadzić lordowi. Jego satysfakcja mogła jej tylko schlebiać, niewątpliwym było też budowanie koneksji, które w przyszłości mogły okazać się opłacalne. Wymiana listów stanowiła więc szczerą przyjemność i wzbudziła w kobiecie nutę zainteresowania, bez oporów przyklasnęła propozycji spotkania, zaciekawiona, jak wiele mogło zmienić się od ich ostatniego widzenia. Nie sądziła, by Nott zmienił się diametralnie - listy nie wskazywały na to, była w nich kurtuazyjna przyjemność, charakterystyczna dla wypowiedzi mężczyzny, typowy dla niego spokój, jaki zawsze lekko otulał jej wzburzenie i porywczość. Łapała się na tym, że nawet czubek pióra wędrował po pergaminie lekko, bez nerwowości, tworząc litery naprawdę miękkimi i przyjemnymi dla oka.
- Lasy nie są mi obce. Niektóre ingrediencje prościej zdobyć samodzielnie, niż niepotrzebnie wydawać na nie złoto - wyznała spokojnie, przelotnie zerkając na opanowaną twarz towarzysza, zanim powiodła zielonym spojrzeniem po krzewach, skomponowanych barwą z jej tęczówkami. - Czy powinnam być przerażona okoliczną fauną i florą? - zapytała, z udawaną obawą, bez wahania unosząc lekko suknię i przedostając się przez zarośla z prawdziwą gracją. Ominęła zgrabnie pokrzywy, pozwalając się wyprzedzić mężczyźnie. Była wyczulona na podobne prowokacje z jego strony, lecz nie - już nie traktowała całego życia jak wyścigu. By stanąć na zwycięskim polu, nieraz lepiej było trzymać się cienia lub zwyczajnie nie wzbudzać podejrzeń.
- Zbyt wiele na umysł czystych i cnotliwych niewiast, lordzie Nott - odparła zgrabnie, z wesołym dygnięciem, mimo niesprzyjającego gruntu wyciągniętym z dworskich manier. Na granicy manier i żartu miała ochotę zawirować lekko, wzmagając w lesie zaledwie lekki szelest. Rozglądała się po okolicy, powoli obracając w miejscu, dlatego na ostatnie pytanie zerknęła zza pleców, nieznacznie unosząc ramię do góry. Uśmiechnęła się ujmująco, aczkolwiek nieznacznie.
- Od drobnego pytania, jeśli pozwolisz. Sądzisz, że przez te lata poczyniłam dodatkowe postępy, czy zakładasz, że bez twojego wsparcia nie miałam ku temu zbyt wielu okazji? - zaciekawiła się, odwracając niespiesznie w jego stronę. Mogli rozmawiać w trakcie pojedynku. Nie mieli tempa narzuconego przez zmagania klubowe, byli dziś wolni, choć mieli zasady, których nie powinni przekraczać. Skłoniła się zgrabnie, w połowicznie baletowym ruchu, nim uniosła różdżkę. - Nie zaprzeczy lord, że kobiety mają pierwszeństwo. W przejściu, pytaniach i początkach - stwierdziła, nie zwlekając dłużej z pierwszym czarem. - Commotio - rzuciła lekko, z pewną wesołością, zbłąkaną w inkantacji, która echem podszeptywała pieśni o przeszłości. Jak dawniej - lubiła to zaklęcie, choć nieczęsto jej wychodziło.
it's the purest element, but it's so volatile
feel it on me, love; see it on me, love
strangeness and charm
'k100' : 40
— Postępu nie da się zmierzyć tak po prostu, Yvette — odparł, stąpając z jednej nogi na drugą. — Miałaś wiele okazji, by skorzystać ze swojej magii. Sama przed sobą odpowiedz, czy wykorzystałaś choćby jedną taką szansę, bowiem dla mnie postępy poczyniłaś w tym, czego cię uczyłem. Jeśli sama nie wykazałaś inicjatywy, starania te mogły pójść na marne. — Kontynuował wolnym tonem, stawiając prawą stopę nieco bardziej z tyłu, prostopadle do lewej. Nie zamierzał już zmieniać swojej pozycji. Nie sądził, by właśnie mieli odbyć pojedynek na śmierć i życie, gdzie liczyła się gracja oraz wdzięk poruszania. To nie było widowisko, które mieli oglądać inni. Gdyby miał takie życzenie, znalazłby stosowne miejsce, aby to uczynić. Prywatność, którą zapewnił, niosła swobodę potrzebną do zejścia z tonu znacznie utrudniającego sprawne czynienie postępów.
Te najwyraźniej nie były zbyt wielkie, skoro nie dostrzegł efektów zasłyszanej inkantacji, która – jeśli się nie mylił – miała skutecznie porazić go ładunkiem elektrycznym, w związku z czym na jego twarzy pojawił się cyniczny uśmiech, którym obdarował Yvette i równocześnie przystąpił do ataku.
— Incendio — mruknął, kierując różdżkę w stronę nadgarstka Yvette, zamiarując podpalić fragment jej ubrania, pragnąc sprawdzić, jak reagowała na tak nieprzyzwoite zagrania. — Jinx! — Dodał zaraz głośniej, szybko celując w jej stopy. Zamierzał wykorzystać okazję, by nieczysto odpowiedzieć na jej nieudaną próbę. Przez myśl nawet mu nie przemknęło, żeby spytać Yvette o zdanie. Nie traktował tego spotkania jako lekcji z czasów Hogwartu. Przyszła pora na prawdziwe życie.
We're not critics, we just hate it all anyway
those warnings prepared you for
'k100' : 16, 77
- Sprawdźmy, czy inicjatywa była wystarczająca, by zapobiec krokom w tył - przechyliła głowę, skłaniając ją lekko na krótką chwilę. Obserwowała Cassiusa spokojnie, nie tak czujnie, nie tak bacznie - wiele szczegółów umykało jej poza baletową sceną oraz pracownią. To w tych miejscach była dokładna i drobiazgowa, w życiu tylko obiecywała sobie, że zacznie zwracać uwagę na drobne elementy, często stanowiące istotne dopełnienie. Przyjmowała ogół obrazu, powinna zaś patrzeć na niego wnikliwie i wypatrywać niuansów, niestandardowego podejścia.
Reagowała momentalnie, mimo uszu puszczając pierwsze zaklęcie, które tak czy siak okazało się nieudane - czyżby zmyłka? Nie zwlekała, lecz uniosła różdżkę.
- Tarantallegra - posłała czar śpiewnym głosem, jakby miała zagrać mu do tańca. Dokładnie wtedy, gdy postanowił cisnąć w nią drugim zaklęciem.
- Protego! - spróbowała prędko, w ostatniej chwili decydując się na stworzenie magicznej tarczy zamiast próbować uniku. Ostatecznie chodziło im o zaklęcia, nie grację - choć trzeba było przyznać, że wielu udanych zaklęć podczas nauk, zdołała ominąć uskakując lub uchylając się przed nimi.
- Nie rozczarowujesz tempem - poinformowała krótko. Prawda, niezależnie od tego, czy zaliczyła twarde lądowanie, czy odbiła niewinny urok. - Mam nadzieję, że twoja szanowna matka wróciła do pełni swoich sił - dodała, bo nigdzie specjalnie im się nie spieszyło. Pojedynek miał wyzwolić jedynie odrobinę adrenaliny i przygotować do majowych starć - wciąż nie była przekonana, czy są dobrym pomysłem.
it's the purest element, but it's so volatile
feel it on me, love; see it on me, love
strangeness and charm
'k100' : 44, 22
— Sprawdźmy — powtórzył, układając wargi w przyjazną krzywiznę, za którą skrywała się niewielka nuta sarkastycznej uwagi, nieodzowny element wypowiedzi Cassiusa w towarzystwie zasługującym na obdarzenie ich tak niejednoznacznym komplementem. Dla niego poniekąd było to czynienie awansów, zapewnianie, że pielęgnowana znajomość ma znaczenie w codziennym życiu oraz pewnego rodzaju nadzieja, że tego samego ma prawo oczekiwać od drugiej strony.
— Protego — rzucił miękko, podnosząc koniec różdżki nieco wyżej z pragnieniem uformowania jak najskuteczniejszej tarczy. Gwałtowny pląs, nawet przed Yvette, nie był drogą, jaką chciał podążać podczas tego spotkania. Nie sądził, by potrafił tak zgrabnie poruszać się po parkiecie jak ona, choć odbył konieczne lekcje tańca hołubionego na salonach.
— Matka miewa się dobrze, przekażę jej pozdrowienia od ciebie — odparł po chwili, rozpoczynając zmianę pozycji. Ruszył w prawo, starając się ostrożnie pokonać nierówności leśnego runa oraz kamienie, nie spuszczając czujnego wzroku z baletnicy, niestrudzenie celując w nią końcem różdżki, zastanawiając się nad doborem kolejnego zaklęcia w obliczu poniesionej porażki przez Yvette, która ostatecznie sprowadziła ją do poziomu parteru i obcowania z ziemią.
— Wydajesz się być zdekoncentrowana — skomentował, puszczając do niej oko, folgując szlacheckim konwenansom trzymającym go w ryzach opanowania i spokoju. — Popracujemy nad tym. Expelliarmus! — Dodał jeszcze, gdy wreszcie zajął dogodne miejsce w tej wędrówce po kole wokół niej. Twardo zaparł się stopami, skupiając się na pomyślnym rzuceniu tego istotnego zaklęcia, prawdziwej podstawy, która istotnie przesądzała o końcu lub nie, pojedynku. Choć tak naprawdę ukończenie tego zależało już tylko od formy obrony, którą podejmie Yvette, czy przejmie się nagłym upadkiem i zajmie czyszczeniem materiału sukni, jak na prawdziwą damę przystało. Na myśl o tej potencjalnej sytuacji twarz Cassiusa przecięło rozbawienie, niszcząc maskę spokoju, którą dotychczas nosił. Nie omieszkał okazać tego nagłego przypływu wesołości swojej towarzyszce, prowokując ją do szybkiej reakcji i podjęcia dalszej walki.
We're not critics, we just hate it all anyway
those warnings prepared you for
'k100' : 89, 8
- Spodobałoby jej się tu - mruknęła do siebie, cicho, pod nosem - nie do końca świadoma, że tak bardzo oderwała się od rzeczywistości. Dopiero na słowa o koncentracji wyrwała myśli ze szponów refleksji. Odwróciła się gwałtownie w stronę Cassiusa, nie dbając o stan sukni. Priorytetem był pojedynek; zaklęć uczyła się po to, by w razie nagłej potrzeby mogły jej pomóc w ucieczce, obronie, w życiu. Uniosła lekko brew, uśmiechając się sprytnie, gdy Expelliarmus o słabej mocy wyminął ją, nie budząc nawet na chwilę instynktu obronnego. Sprawdzał ją? Wzbudzał czujność i dawał fory? Zgrabnie przestąpiła na drugą nogę, nie spiesząc się z atakiem. Jej kolej - mogła delikatnie odciągnąć w czasie swoją część pojedynku.
- W jaki sposób znalazłeś to miejsce? - zapytała zaciekawiona, rozglądając się jeszcze chwilę. Miała je za dosyć urokliwe. Była pewna, że Ulyana czułaby się w nim, jak w domu. Chciałaby spotkać ją, chciałaby dojrzeć jej jasne włosy za którymś z ogromnych drzew, ale nie była naiwna - matki tu nie było. Zerknęła na swoją dłoń, niewzruszona ciemnoczerwoną strugą, poczekała na odpowiedź, kiwnęła głową i dopiero wtedy zaatakowała ponownie. - Planta Doleto - rzuciła, nie żałując sobie podjęcia również drugiej próby. - Everte Stati!
it's the purest element, but it's so volatile
feel it on me, love; see it on me, love
strangeness and charm
'k100' : 2, 18
Prawie, szepnął jego własny głos w głowie, gdy już miał wypuścić różdżkę z rąk. Lakierowane drewno z rodowym herbem zatrząsnęło się w palcach, kiedy ponownie za nie chwycił i skierował w stronę Yvette, czyniąc ku niej kilka ostrożnych kroków.
— Wszystko w porządku? — spytał cicho, może zbyt cicho, rzucając swojej uczennicy uważne spojrzenie wyrażające troskę głęboko skrytą pod nieco niemrawym uśmiechem na poważnej twarzy. — Gotowa? — Niepotrzebnie zadane pytanie, wiedział o tym, a jednak troszczył się o stan zdrowia Yvette. Jakkolwiek potrafił zaniechać zasad honorowego toczenia pojedynku z własnymi wrogami czy innymi stworami, tak w tym przypadku nie zamierzał korzystać z tej drobnej przewagi. Nie po to przecież spotkali się, by wzajemnie czyhać na własne życia.
— Londyn nie ma przede mną tajemnic, panno Blythe — odparł zagadkowym tonem, posyłając jej dwuznaczne spojrzenie oraz uśmiech. — Byłbym słabym przedstawicielem mego rodu, gdyby nie znał wszystkich porządnych lokali w mieście, a szkalowanie własnej reputacji pośród ludu nikomu z nas nie jest na rękę, Yvette. Dlatego istnieją miejsca takie jak to. — Tu wyciągnął dłoń zza pleców, kierując ją ku ruinom mostu oraz pobliskich drzew. — O nich także muszę wiedzieć. Ty także, jeśli pragniesz zachować dyskrecję, kiedy będziesz likwidowała swoich wrogów. Jestem przekonany, że i Ty znasz kilka takich miejsc, nieprawdaż? — Dodał z podejrzaną nutą nieobjawionego dotąd zagrożenia, po czym uśmiechnął się lekko do Yvette i uchylił przed jej niefortunnymi próbami rzucenia zaklęć, po czym przystąpił do natychmiastowej ofensywy:
— Confundus — mruknął, unosząc różdżkę nieco wyżej, by czar trafił ją prosto w twarz. — Deprimo — dodał od razu, nie czekając na konsekwencje skonfundowania. Ani on, ani Yvette nie wychodzili poza ramy umiejętności, które razem szlifowali. Powinno go to martwić, lecz niezupełnie tak było. W pewien sposób wahał się, dobierając kolejne inkantacje, wszak nie było jego celem uczynić jej trwałej krzywdy ani jakiejkolwiek innej.
We're not critics, we just hate it all anyway
those warnings prepared you for
'k100' : 44, 30
- Tak, nic mi nie jest - sprostowała miękkim tonem. Była gotowa, ale potrzeba krótkiej wymiany zdań zwyciężyła. Dawkowała adrenalinę, nie pozwalając walce trwać nieprzerwanie.
- Nie wątpię, lordzie Nott - przyznała czujnie, słuchając dalszej części wypowiedzi, która wciąż nie stała się odpowiedzią. Znała podobne miejsca, prawdopodobnie zbyt wiele, a na pewno więcej niż wypadało znać kobiecie wychowywanej na damę. Był w jej życiu ktoś, kto dbał o te niedopatrzenia, ciągnąc do mniej ułożonego i wymuskanego świata. Uśmiechnęła się tylko tajemniczo i wzruszyła ramionami, układając wrażenie w niewinność - ach, ona, skądże miała znać takie okolice? Nie ufała ludziom na tyle, by zdradzać wszystkie swoje sekrety. Pozostawiła kwestię bez konkretniejszej odpowiedzi, zdecydowanie zabierając się za próby ataku - upokarzająco nieudane, co tylko wskazywało na potworne rozproszenie i wybicie z rytmu, ale czego mogli się spodziewać po tak niestandardowej formie starcia? Urok arystokraty okazał się bardziej skuteczny, ale równocześnie niezbyt mocny, wciąż pozwalając jej przypuszczać, że skłaniał się ku ułatwianiu jej zadania, lecz nie mogła mieć tego za złe. Był po prostu dobrze wychowany. Ugięła kolana, chcąc umknąć przed Confundusem, co wydawało się rozwiązaniem prostszym niż próby wyczarowania tarczy. Mimo wszystko wciąż była na etapie pokładania większej ufności względem własnego ciała niż różdżki.*
- Więc przepada lord za spacerami w takich okolicach? Wciąż nie wiem, co mogło cię tu sprowadzić, a ja, ach, czy moich wrogów nie winni likwidować mężczyźni? - zapytała, raczej nie budząc podejrzeń, choć sama miała ich kilka. Czyżby wiedział coś o podjętych ostatnio praktykach? O jej styczności z czarną magią wiedziała tylko Deirdre i tak miało pozostać - nie zamierzała się z niczym afiszować. Oficjalnymi zainteresowaniami były tylko i wyłącznie tematy powiązane z alchemią oraz sztuką. Próbowała więc odwołać się do męskiej dumy, odchodząc od tematu, cóż, pokonywania wrogów.
- Glacius - poprosiła różdżkę grzecznie i spokojnie, zielone tęczówki utrzymując w przeciwległym spojrzeniu, choć czar kierowała pod stopy mężczyzny.
* powiedzmy, że jeśli kostka się nie powiedzie, to Confundus pięknie i szalenie wraca, godząc w Yvette na koniec tego posta
it's the purest element, but it's so volatile
feel it on me, love; see it on me, love
strangeness and charm
'k100' : 100, 88
Zadawanie śmierci – odbieranie życia jedynie wydawało się być proste. Cassius wiedział, bowiem znał samego siebie bardzo dobrze, że nie potrafił tak po prostu ukrócić czyjegoś żywota. Tliły się w nim wahania, które sprawiłyby jego ofierze jeszcze większy ból. Raz za razem inkantowałby kolejne klątwy, pragnąc, by nieszczęśnik błagał o litość, o śmierć, której nie chciał zadać. Wiedział to. Tak dobrze zdawał sobie sprawę z tego, do czego był zdolny nawet wobec Yvette; dziś szczególnie wobec niej, choć nie uczyniła mu niczego złego – przeciwnie, niosła dziwną otuchę swym towarzystwem, dzielnie starała się dotrzymać kroku, pokazać, że coś potrafiła. I doceniał to bardziej niż mogła w jakikolwiek sposób zdawać sobie z tego sprawę.
— Kiedyś odkryjesz pociechę w samotnym przemierzaniu miejsc takich jak to — odpowiedział lekko. — Stanie się to wtedy, gdy poznasz zamiary swych wrogów i zapragniesz unicestwić ich własnymi rękoma. Być może wygodniej byłoby wykorzystać do tego innych, nie przeczę. Byłoby to jednak tym samym umywanie rąk, a przecież jest tyle sposobów, by założyć białe rękawiczki i dopiąć swego. Jesteś damą i wiesz to, lady Yvette — dodał, celowo akcentując z niewielkim sarkazmem dwa ostatnie słowa. W nich płynęła cała esencja, prawdziwe znaczenie tego, co przekazywał jej przed laty, o czym przypominał jej dzisiaj, mierząc różdżką w jej oblicze tak sprawnie unikające rzuconego przezeń czaru konfundującego.
— Niejedna dama pozazdrościłaby ci gracji i wdzięku — skomentował jeszcze, nim uczynił zakrok, z wolna unosząc różdżkę w obliczu nadciągającego zlodowacenia. Widział, jak coraz większa połać ziemi przed nim pokrywa się zimnem i lodem, nieubłaganie zmierzając w jego stronę. To przeciw niej uniósł różdżkę, zakreślając przed sobą obszar, który pragnął uchronić.
— Protego Maxima — wypowiedział inkantację cicho, zdeterminowany osiągnąć swój cel. Nie liczył się z tym, że mógł upaść i szybko rzucił kolejne zaklęcie:
— Expelliarmus — zawołał nieco głośniej, nieco dziwiąc się tonem głosu, który z siebie wydał. Zapalczywość, chęć odniesienia sukcesu dominowały i były słyszalne zbyt mocno. Nawet jak na niego samego.
*jak się nie obronię, to się wyłożę i Expelliarmus pewnie poleci w inne miejsce
[bylobrzydkobedzieladnie]
We're not critics, we just hate it all anyway
Ostatnio zmieniony przez Cassius P. Nott dnia 05.09.17 21:11, w całości zmieniany 2 razy
those warnings prepared you for