Pracownia alchemiczna
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Pracownia alchemiczna
Mieszcząca się w podziemiach pracownia alchemiczna całkowicie poświęcona została zadaniu przygotowywania eliksirów na zamówienie. Dojście do niej jest dość kłopotliwe - należy przebrnąć przez gąszcz korytarzy tworzących skomplikowany labirynt. Dla kogoś, kto nie zagląda do pomieszczenia zbyt często, jego położenie pozostaje nieznane. Dopiero pod koniec długiej wędrówki można odnaleźć ciężkie, drewniane drzwi z metalowymi elementami; po przekroczeniu progu pokoju wzdłuż ścian znajdują się solidne, mahoniowe regały skrywające najróżniejsze księgi, ingrediencje oraz przedmioty. W centrum znajduje się porządny stół wraz z paleniskiem potrzebnym do podgrzewania kociołka. Jedno, jedyne okno widnieje na wprost wejścia - wiecznie jest ubrudzone, najczęściej także zasłaniane grubą kotarą.
Statystyka eliksirów 40 zgodnie ze zgłoszonym rozwojem postaci.
Znów próba okazuje się być zwieńczona sukcesem. Nie tak spektakularnym jak poprzednie starania uwarzenia antidotum, ale i tak jestem pod wrażeniem, że nie sięgam dna po tym niewymownym szczęściu. Po raz kolejny zlewam swoje dzieło do fiolek, zaś skrzat już dobrze zna swoje zadanie. Chwila moment i kociołek jest nietykalnie czysty, co jest szczególnie ważne podczas produkcji wszelkich wywarów. Zapełniony wodą ponownie ląduje nad ogniem, a ja zerkam do mojej listy. Tym razem decyduję się na Agonię. To taki eliksir, który nie jest nikomu do życia niezbędny, ale jak już mam walerianę, z której nie wiem co zrobić, to pokuszę się właśnie o tę truciznę.
W moździerzu rozcieram kieł węża, żeby zrobić z niego idealny proszek. Wsypuję go uważnie w odmęty gotującej się zupy, mieszając delikatnie kilkanaście razy w lewo i tyle samo w prawo. Żeby efekt trujący był dużo lepszy, to decyduję się na wyjęcie z szafki zasuszonego kręgosłupa skorpeny, którego również dobijam w naczyniu, chcąc dokładnie go rozdrobnić. Dodaję do mikstury, po czym zmniejszam ogień. Przygotowywany specyfik zaczyna syczeć, znad kotła zaś unosi się pożądana mgiełka, więc jestem pełen nadziei, że i tym razem moja próba zostanie zwieńczona powodzeniem. Na razie jednak koncentruję się na dalszej pracy. Sięgam na półkę, żeby z płóciennego woreczka wyjąć jeden włos kelpii, miękko lądujący na powierzchni powstającego eliksiru. Czysta Agonia, świetnie. Zostaje jeszcze serce. Dokładnie poszatkowana waleriana znajduje swoje miejsce w kotle, po czym znów podwyższam temperaturę układu. Mieszam całość przez dziesięć minut, raz w jedną, raz w drugą stronę. Zakładam skórzane rękawiczki i kroję ostatni składnik, toksyczną belladonnę. Ta szybko ląduje we wnętrzu wywaru, a ja znów całość mieszam. Tym razem szybko oraz energicznie, pięć razy w lewo, osiem w prawo. Potem pozostaje mi już tylko czekać czy moje starania przyniosą pozytywny efekt czy jednak nie do końca. Przekonajmy się.
Znów próba okazuje się być zwieńczona sukcesem. Nie tak spektakularnym jak poprzednie starania uwarzenia antidotum, ale i tak jestem pod wrażeniem, że nie sięgam dna po tym niewymownym szczęściu. Po raz kolejny zlewam swoje dzieło do fiolek, zaś skrzat już dobrze zna swoje zadanie. Chwila moment i kociołek jest nietykalnie czysty, co jest szczególnie ważne podczas produkcji wszelkich wywarów. Zapełniony wodą ponownie ląduje nad ogniem, a ja zerkam do mojej listy. Tym razem decyduję się na Agonię. To taki eliksir, który nie jest nikomu do życia niezbędny, ale jak już mam walerianę, z której nie wiem co zrobić, to pokuszę się właśnie o tę truciznę.
W moździerzu rozcieram kieł węża, żeby zrobić z niego idealny proszek. Wsypuję go uważnie w odmęty gotującej się zupy, mieszając delikatnie kilkanaście razy w lewo i tyle samo w prawo. Żeby efekt trujący był dużo lepszy, to decyduję się na wyjęcie z szafki zasuszonego kręgosłupa skorpeny, którego również dobijam w naczyniu, chcąc dokładnie go rozdrobnić. Dodaję do mikstury, po czym zmniejszam ogień. Przygotowywany specyfik zaczyna syczeć, znad kotła zaś unosi się pożądana mgiełka, więc jestem pełen nadziei, że i tym razem moja próba zostanie zwieńczona powodzeniem. Na razie jednak koncentruję się na dalszej pracy. Sięgam na półkę, żeby z płóciennego woreczka wyjąć jeden włos kelpii, miękko lądujący na powierzchni powstającego eliksiru. Czysta Agonia, świetnie. Zostaje jeszcze serce. Dokładnie poszatkowana waleriana znajduje swoje miejsce w kotle, po czym znów podwyższam temperaturę układu. Mieszam całość przez dziesięć minut, raz w jedną, raz w drugą stronę. Zakładam skórzane rękawiczki i kroję ostatni składnik, toksyczną belladonnę. Ta szybko ląduje we wnętrzu wywaru, a ja znów całość mieszam. Tym razem szybko oraz energicznie, pięć razy w lewo, osiem w prawo. Potem pozostaje mi już tylko czekać czy moje starania przyniosą pozytywny efekt czy jednak nie do końca. Przekonajmy się.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Quentin Burke' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 63
'k100' : 63
Statystyka eliksirów 40 zgodnie ze zgłoszonym rozwojem postaci.
Tak, udaje się. Eliksir ma swoją charakterystyczną dla siebie barwę, kolor oparów oraz zapach. Konsystencja również się zgadza, wręcz sądzę, że trucizna ma całkiem niezłą moc. Zadowolony przelewam zawartość kociołka do fiolek, które powoli mi się nie mieszczą na blacie, więc robię z nimi trochę porządku kiedy skrzat czyści naczynie. Dopiero wtedy jestem gotowy na kolejne wyzwania. Mam jeszcze dziś cztery eliksiry do zrobienia, wszystkie na podobnym poziomie trudności, więc bez znaczenia jest ich kolejność. Dlatego decyduję się na próbę dość nieoczywistego specyfiku, mianowicie na uwarzenie Amortencji. Nie wiem czy mi się powiedzie, ale jeśli tak, to zostawię użycie tego wywaru komuś innemu, gdyż ja go nie potrzebuję. Ale to nieistotne, muszę po prostu spróbować.
Na sam początek nastawiam wodę nad ogniem, a potem rozmyślam nad resztą składników. Dokładnie kroję jagody z jemioły sztuk osiem, które puszczają trochę soku. Wszystko wrzucam do delikatnie bulgoczącej cieczy i całość mieszam w jedną stronę przez pięć minut. Potem siekam dorodną, świeżą garść lubczyku, ponoć świetnego afrodyzjaku oraz wabika na miłość. Nie kłócę się z tymi zabobonami, chociaż nigdy go nie użyłem, więc jestem do tego nastawiony dość sceptycznie. Po drobno skrojonym ziele lądującym we wnętrzu gara przychodzi czas jeszcze trzy kwiaty trzepotki, niezwykłej rośliny, tak rzadko kwitnącej. Kroję je z zaangażowaniem trochę żałując, że lądują one w eliksirze, ale trudno. Oby to zapewniło mu świetną jakość lub przynajmniej sukces. Nie zważając jednak na nic, dodaję jeden włos jednorożca, na którego widok od razu przypominam sobie o Elodie i to całkiem miłe myśli. Jednak nie mogę dać się zdekoncentrować, dlatego zabieram się za mieszanie. Osiemnaście razy w prawo, dwadzieścia w lewo, trzy w prawo. Mikstura zaczyna ładnie pachnieć, ale jeszcze daleko jej do Amortencji. Brakuje jeszcze dziesięciu pawich piór, które bez wahania wrzucam do wywaru. Podwyższam jego temperaturę, dość długo gotując zawartość kociołka. Wszystko musi się rozpuścić oraz ze sobą przegryźć. W tym celu mieszam, chociaż bez konkretnego schematu. Po prostu przyspieszam proces rozgotowywania. Kiedy dotychczasowe ingrediencje ulegają zespoleniu ze sobą, dodaję pięć uncji łusek ramory, żeby wzmocnić perłowość eliksiru. Przynajmniej taki jest plan. Do tego nada się też fiolka syropu z trzminorka, idealny składnik do tego specyfiku. Naturalnym jest, że prawdziwa miłość to głównie melancholia. Wiem, że Amortencja nie zalicza się w żadnej mierze do prawdziwości, ale zauroczenie też posiada taki wydźwięk. Dlatego czekam. Na perłową barwę, na spiralne dymy, na charakterystyczny zapach. Dym tytoniowy, eliksir euforii i butwiejące drewno.
Tak, udaje się. Eliksir ma swoją charakterystyczną dla siebie barwę, kolor oparów oraz zapach. Konsystencja również się zgadza, wręcz sądzę, że trucizna ma całkiem niezłą moc. Zadowolony przelewam zawartość kociołka do fiolek, które powoli mi się nie mieszczą na blacie, więc robię z nimi trochę porządku kiedy skrzat czyści naczynie. Dopiero wtedy jestem gotowy na kolejne wyzwania. Mam jeszcze dziś cztery eliksiry do zrobienia, wszystkie na podobnym poziomie trudności, więc bez znaczenia jest ich kolejność. Dlatego decyduję się na próbę dość nieoczywistego specyfiku, mianowicie na uwarzenie Amortencji. Nie wiem czy mi się powiedzie, ale jeśli tak, to zostawię użycie tego wywaru komuś innemu, gdyż ja go nie potrzebuję. Ale to nieistotne, muszę po prostu spróbować.
Na sam początek nastawiam wodę nad ogniem, a potem rozmyślam nad resztą składników. Dokładnie kroję jagody z jemioły sztuk osiem, które puszczają trochę soku. Wszystko wrzucam do delikatnie bulgoczącej cieczy i całość mieszam w jedną stronę przez pięć minut. Potem siekam dorodną, świeżą garść lubczyku, ponoć świetnego afrodyzjaku oraz wabika na miłość. Nie kłócę się z tymi zabobonami, chociaż nigdy go nie użyłem, więc jestem do tego nastawiony dość sceptycznie. Po drobno skrojonym ziele lądującym we wnętrzu gara przychodzi czas jeszcze trzy kwiaty trzepotki, niezwykłej rośliny, tak rzadko kwitnącej. Kroję je z zaangażowaniem trochę żałując, że lądują one w eliksirze, ale trudno. Oby to zapewniło mu świetną jakość lub przynajmniej sukces. Nie zważając jednak na nic, dodaję jeden włos jednorożca, na którego widok od razu przypominam sobie o Elodie i to całkiem miłe myśli. Jednak nie mogę dać się zdekoncentrować, dlatego zabieram się za mieszanie. Osiemnaście razy w prawo, dwadzieścia w lewo, trzy w prawo. Mikstura zaczyna ładnie pachnieć, ale jeszcze daleko jej do Amortencji. Brakuje jeszcze dziesięciu pawich piór, które bez wahania wrzucam do wywaru. Podwyższam jego temperaturę, dość długo gotując zawartość kociołka. Wszystko musi się rozpuścić oraz ze sobą przegryźć. W tym celu mieszam, chociaż bez konkretnego schematu. Po prostu przyspieszam proces rozgotowywania. Kiedy dotychczasowe ingrediencje ulegają zespoleniu ze sobą, dodaję pięć uncji łusek ramory, żeby wzmocnić perłowość eliksiru. Przynajmniej taki jest plan. Do tego nada się też fiolka syropu z trzminorka, idealny składnik do tego specyfiku. Naturalnym jest, że prawdziwa miłość to głównie melancholia. Wiem, że Amortencja nie zalicza się w żadnej mierze do prawdziwości, ale zauroczenie też posiada taki wydźwięk. Dlatego czekam. Na perłową barwę, na spiralne dymy, na charakterystyczny zapach. Dym tytoniowy, eliksir euforii i butwiejące drewno.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Quentin Burke' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 90
'k100' : 90
Statystyka eliksirów 40 zgodnie ze zgłoszonym rozwojem postaci.
Ku mojemu zaskoczeniu, moja Amortencja odznacza się dokładnie takimi przymiotami jakimi powinna. Zdecydowanie widzę perłowy blask, nad kotłem unoszą się spirale, zaś zapach odpowiada moim osobistym preferencjom. Wszystko wskazuje na to, że wywar mogę okrzyknąć kolejnym sukcesem. Bardzo mocnym zresztą. Pełen zadowolenia przelewam specyfik do kolejnych fiolek, skrzat robi swoje, a ja już po kilku chwilach jestem gotów do ostatnich trzech zamówień z listy. Wlewam wodę do naczynia, które już unosi się nad ogniem, a ja przygotowuję się do dalszej części zleceń. Kolejnym eliksirem, który chcę stworzyć, jest marynowana narośl ze szczuroszczeta, czyli następny środek bojowy. Trochę się boję, bo chciałbym, żeby się udał, ale pewnie się nie uda znając moją ostatnią dobrą passę, ale trening czyni mistrza. Podobno.
Dlatego niezrażony ewentualną porażką biorę się do roboty. Kiedy woda już wrze, dodaję do niej pokrojone w grube plastry czułki szczuroszczeta mające być sercem tego wywaru. Mieszam całość delikatnie, miękkim ruchem zataczając okręgi. Najpierw piętnaście razy w prawo, później piętnaście razy w lewo, potem na zmianę przez cztery minuty. Potem dobywam moździerza, żeby w nim ugnieść dorodny pazur hipogryfa, silnie magiczną ingrediencję. Mam nadzieję wzmocnić w ten sposób efekt mikstury. Wsypuję proszek do gotującej się zupy, po czym kroję kolejny język kameleona. Dorzucam do całości. Mieszam intensywnie przez cztery minuty nim postanawiam przygotować resztę. Tą resztą jest garść włosia kuguchara, kolejnego magicznego stworzenia. Dosypuję je do powstającego eliksiru, znów zabierając się za mieszanie. Spokojne, metodyczne. Dwadzieścia razy w prawo i siedem w lewo. Tak będzie idealnie, a przynajmniej chcę w to wierzyć. Oddycham spokojnie. Ostatni składnik. Szatkuję pęk wodnej gwiazdy, dorzucając ją do eliksiru wraz z sokami oraz wodą. Tak powinno być idealnie. Jeszcze tylko kilka ruchów mieszających całym tym kramem i powinienem rozpoznać czy uwarzone przeze mnie dzieło nadaje się do wypicia czy raczej do spuszczenia w kanał. Oby jednak to pierwsze.
Ku mojemu zaskoczeniu, moja Amortencja odznacza się dokładnie takimi przymiotami jakimi powinna. Zdecydowanie widzę perłowy blask, nad kotłem unoszą się spirale, zaś zapach odpowiada moim osobistym preferencjom. Wszystko wskazuje na to, że wywar mogę okrzyknąć kolejnym sukcesem. Bardzo mocnym zresztą. Pełen zadowolenia przelewam specyfik do kolejnych fiolek, skrzat robi swoje, a ja już po kilku chwilach jestem gotów do ostatnich trzech zamówień z listy. Wlewam wodę do naczynia, które już unosi się nad ogniem, a ja przygotowuję się do dalszej części zleceń. Kolejnym eliksirem, który chcę stworzyć, jest marynowana narośl ze szczuroszczeta, czyli następny środek bojowy. Trochę się boję, bo chciałbym, żeby się udał, ale pewnie się nie uda znając moją ostatnią dobrą passę, ale trening czyni mistrza. Podobno.
Dlatego niezrażony ewentualną porażką biorę się do roboty. Kiedy woda już wrze, dodaję do niej pokrojone w grube plastry czułki szczuroszczeta mające być sercem tego wywaru. Mieszam całość delikatnie, miękkim ruchem zataczając okręgi. Najpierw piętnaście razy w prawo, później piętnaście razy w lewo, potem na zmianę przez cztery minuty. Potem dobywam moździerza, żeby w nim ugnieść dorodny pazur hipogryfa, silnie magiczną ingrediencję. Mam nadzieję wzmocnić w ten sposób efekt mikstury. Wsypuję proszek do gotującej się zupy, po czym kroję kolejny język kameleona. Dorzucam do całości. Mieszam intensywnie przez cztery minuty nim postanawiam przygotować resztę. Tą resztą jest garść włosia kuguchara, kolejnego magicznego stworzenia. Dosypuję je do powstającego eliksiru, znów zabierając się za mieszanie. Spokojne, metodyczne. Dwadzieścia razy w prawo i siedem w lewo. Tak będzie idealnie, a przynajmniej chcę w to wierzyć. Oddycham spokojnie. Ostatni składnik. Szatkuję pęk wodnej gwiazdy, dorzucając ją do eliksiru wraz z sokami oraz wodą. Tak powinno być idealnie. Jeszcze tylko kilka ruchów mieszających całym tym kramem i powinienem rozpoznać czy uwarzone przeze mnie dzieło nadaje się do wypicia czy raczej do spuszczenia w kanał. Oby jednak to pierwsze.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Quentin Burke' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 7
'k100' : 7
Statystyka eliksirów 40 zgodnie ze zgłoszonym rozwojem postaci.
Niestety zgodnie z moim najczarniejszym scenariuszem eliksir muszę uznać za nieudany. Wzdycham pod nosem i chociaż poprzednio zrobiłem kilka całkiem dobrych wywarów, to zawsze mi smutno nad utraconymi składnikami oraz szansą na wspaniałe mikstury. Zgodnie z moim poleceniem skrzat spuszcza niedorobiony specyfik w kanał i czyści kociołek, a mi zostają ostatnie dwie pozycje na liście do zrobienia. Drapię się po karku jakby rozmyślając, ale to nie ma już większego znaczenia od czego zacznę lub na czym skończę. Dlatego o prostu biorę się do roboty, po raz kolejny.
Tym razem rzucam się na spróbowanie uwarzenia eliksiru Garota. Pamiętam, że kiedyś już mi się udało stworzyć go kilka porcji, nawet miał swój czas świetności podczas misji Rycerzy, więc wiążę z nim dość spore nadzieje. Gorzej, jeśli się zawiodę. Ale nic, muszę po prostu go zrobić, czy tam spróbować chociaż. Zakasuję rękawy i do dzieła.
Teraz rozpocznę produkcję metodą na sucho, dlatego zawieszam puste, złote naczynie nad ogniem i to do niego wrzucę składniki. Najpierw proszkuję w moździerzu kolec smoka, co wymaga ode mnie dużej siły. Kiedy jest gotowy, wrzucam proszek na dno kociołka. Mieszam trochę łychą całość, żeby dobrze się wyprażyło i pozbawiło ewentualnej wody poprzez odparowanie. Do tego kroję pnącze diabelskiego sidła na drobne kawałeczki, które zaczynam wyprażać wraz z czerniejącym kolcem. Po piętnastu minutach zmniejszam ogień i stopniowo, powoli dolewam do mieszanki wody. Słyszę charakterystyczne syczenie oraz czuję specyficzny zapach, czyli na razie wszystko idzie w dobrym kierunku. Kiedy dwa litry wody znajdują się już w środku, zwiększam płomień doprowadzając miksturę do wrzenia, później zaś do delikatnego bulgotania. To wtedy wyjmuję z płóciennego woreczka kolejny włos z grzywy kelpii, który wzmaga reaktywność przygotowywanego eliksiru. To dobry moment, żeby dodać swoistego inhibitora, czyli fiolkę śluzu gumochłona, żeby nieco ustabilizować ten wybuchowy specyfik. Wszystko delikatnie mieszam cały czas w prawo, przez pięć minut. Wtedy decyduję się dodać ostatniej ingrediencji czyli garść podstawowej mieszanki ziół, do bólu wręcz podstawowej, ale nadającej ostremu zapachowi nieco więcej słodyczy, żeby eliksir nie zadusił przy omyłkowym otwarciu fiolki, a sekundę później. Przeciwników. Tak czy inaczej wpatruję się w moje dzieło pełen nadziei.
Niestety zgodnie z moim najczarniejszym scenariuszem eliksir muszę uznać za nieudany. Wzdycham pod nosem i chociaż poprzednio zrobiłem kilka całkiem dobrych wywarów, to zawsze mi smutno nad utraconymi składnikami oraz szansą na wspaniałe mikstury. Zgodnie z moim poleceniem skrzat spuszcza niedorobiony specyfik w kanał i czyści kociołek, a mi zostają ostatnie dwie pozycje na liście do zrobienia. Drapię się po karku jakby rozmyślając, ale to nie ma już większego znaczenia od czego zacznę lub na czym skończę. Dlatego o prostu biorę się do roboty, po raz kolejny.
Tym razem rzucam się na spróbowanie uwarzenia eliksiru Garota. Pamiętam, że kiedyś już mi się udało stworzyć go kilka porcji, nawet miał swój czas świetności podczas misji Rycerzy, więc wiążę z nim dość spore nadzieje. Gorzej, jeśli się zawiodę. Ale nic, muszę po prostu go zrobić, czy tam spróbować chociaż. Zakasuję rękawy i do dzieła.
Teraz rozpocznę produkcję metodą na sucho, dlatego zawieszam puste, złote naczynie nad ogniem i to do niego wrzucę składniki. Najpierw proszkuję w moździerzu kolec smoka, co wymaga ode mnie dużej siły. Kiedy jest gotowy, wrzucam proszek na dno kociołka. Mieszam trochę łychą całość, żeby dobrze się wyprażyło i pozbawiło ewentualnej wody poprzez odparowanie. Do tego kroję pnącze diabelskiego sidła na drobne kawałeczki, które zaczynam wyprażać wraz z czerniejącym kolcem. Po piętnastu minutach zmniejszam ogień i stopniowo, powoli dolewam do mieszanki wody. Słyszę charakterystyczne syczenie oraz czuję specyficzny zapach, czyli na razie wszystko idzie w dobrym kierunku. Kiedy dwa litry wody znajdują się już w środku, zwiększam płomień doprowadzając miksturę do wrzenia, później zaś do delikatnego bulgotania. To wtedy wyjmuję z płóciennego woreczka kolejny włos z grzywy kelpii, który wzmaga reaktywność przygotowywanego eliksiru. To dobry moment, żeby dodać swoistego inhibitora, czyli fiolkę śluzu gumochłona, żeby nieco ustabilizować ten wybuchowy specyfik. Wszystko delikatnie mieszam cały czas w prawo, przez pięć minut. Wtedy decyduję się dodać ostatniej ingrediencji czyli garść podstawowej mieszanki ziół, do bólu wręcz podstawowej, ale nadającej ostremu zapachowi nieco więcej słodyczy, żeby eliksir nie zadusił przy omyłkowym otwarciu fiolki, a sekundę później. Przeciwników. Tak czy inaczej wpatruję się w moje dzieło pełen nadziei.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Quentin Burke' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 67
'k100' : 67
Statystyka eliksirów 40 zgodnie ze zgłoszonym rozwojem postaci.
Całe szczęście, że wszystko się udaje. Gryzący zapach jest idealny, moc będzie całkiem niezła. Zadowolony zlewam ostrożnie eliksir do fiolek i upewniam się, że te są idealnie zamknięte. W tym przypadku nie ma żartów, jeszcze użytkownik podusiłby zanim trafiłby nim we wroga, a to zniszczyłoby moją renomę, którą muszę utrzymywać na wysokim poziomie. Szczególnie w obliczu ostatnich wydarzeń, które rzuciły cień nie tyle co na moje umiejętności alchemiczne, a na mnie samego. Więc wszystko musi być przygotowane perfekcyjnie i dopięte na ostatni guzik.
Ostatnia pozycja z listy. Zabieram się za nią, oby też się udała, bardzo bym chciał. Po tym, jak skrzat czyści kociołek, zawieszam go standardowo nad ogniem, gotując się do stworzenia eliksiru ochrony, także metodą wyprażania na sucho. Bardzo lubię ten sposób przygotowywania wywarów, ale niestety nie wszystkie da się w ten sposób stworzyć. Wręcz sądzę, że niewielką część.
Upewniwszy się, że na dnie naczynia znajduje się pożądana przeze mnie temperatura, proszkuję w moździerzu dorodny róg dwurożca, mający być moją bazą na ten ostatek moich dzisiejszych prac. Jest już późno zresztą, czas kłaść się spać. Ale najpierw mikstura. Wrzucam więc ten sproszkowany róg i mieszając łychą po dnie wyprażam go przez dobre trzynaście minut. Dopiero wtedy dodaję ostrożnie dwa litry wody i mieszam całość intensywnie przez kolejne trzy minuty. Zmniejszam ogień w palenisku. Spokojnie kroję trzy pary oczu rozdymki, co nie jest przyjemne, ale mam nadzieję skuteczne. Galareta ląduje w końcu w letnim wywarze. Potem ułamuję w moździerzu trzynaście pancerzyków żuków, z czym się bawię dość długo, bo cholery mają całkiem twarde te skorupki. Wreszcie jednak udaje mi się ta trudna sztuka, więc wrzucam je w eliksir i znów podwyższam temperaturę. Gotuję na intensywnym ogniu przez przeszło godzinę, żeby wszystko się rozpuściło i odpowiednio ze sobą oddziaływało. W międzyczasie kroję trzy tłuste dżdżownice i one również topią się we wrzącej zupie. Dopiero wtedy zmniejszam płomień na tyle, żeby ciecz delikatnie bulgotała. Na koniec wyjmuję z szafki dorodny granat, z którego wydłubuję pestki. Wrzucam ich do mikstury dokładnie sztuk trzydzieści trzy. Ostatnie mieszanie, trzy razy w lewo i trzynaście w prawo i okaże się czy coś z tego wyszło.
Całe szczęście, że wszystko się udaje. Gryzący zapach jest idealny, moc będzie całkiem niezła. Zadowolony zlewam ostrożnie eliksir do fiolek i upewniam się, że te są idealnie zamknięte. W tym przypadku nie ma żartów, jeszcze użytkownik podusiłby zanim trafiłby nim we wroga, a to zniszczyłoby moją renomę, którą muszę utrzymywać na wysokim poziomie. Szczególnie w obliczu ostatnich wydarzeń, które rzuciły cień nie tyle co na moje umiejętności alchemiczne, a na mnie samego. Więc wszystko musi być przygotowane perfekcyjnie i dopięte na ostatni guzik.
Ostatnia pozycja z listy. Zabieram się za nią, oby też się udała, bardzo bym chciał. Po tym, jak skrzat czyści kociołek, zawieszam go standardowo nad ogniem, gotując się do stworzenia eliksiru ochrony, także metodą wyprażania na sucho. Bardzo lubię ten sposób przygotowywania wywarów, ale niestety nie wszystkie da się w ten sposób stworzyć. Wręcz sądzę, że niewielką część.
Upewniwszy się, że na dnie naczynia znajduje się pożądana przeze mnie temperatura, proszkuję w moździerzu dorodny róg dwurożca, mający być moją bazą na ten ostatek moich dzisiejszych prac. Jest już późno zresztą, czas kłaść się spać. Ale najpierw mikstura. Wrzucam więc ten sproszkowany róg i mieszając łychą po dnie wyprażam go przez dobre trzynaście minut. Dopiero wtedy dodaję ostrożnie dwa litry wody i mieszam całość intensywnie przez kolejne trzy minuty. Zmniejszam ogień w palenisku. Spokojnie kroję trzy pary oczu rozdymki, co nie jest przyjemne, ale mam nadzieję skuteczne. Galareta ląduje w końcu w letnim wywarze. Potem ułamuję w moździerzu trzynaście pancerzyków żuków, z czym się bawię dość długo, bo cholery mają całkiem twarde te skorupki. Wreszcie jednak udaje mi się ta trudna sztuka, więc wrzucam je w eliksir i znów podwyższam temperaturę. Gotuję na intensywnym ogniu przez przeszło godzinę, żeby wszystko się rozpuściło i odpowiednio ze sobą oddziaływało. W międzyczasie kroję trzy tłuste dżdżownice i one również topią się we wrzącej zupie. Dopiero wtedy zmniejszam płomień na tyle, żeby ciecz delikatnie bulgotała. Na koniec wyjmuję z szafki dorodny granat, z którego wydłubuję pestki. Wrzucam ich do mikstury dokładnie sztuk trzydzieści trzy. Ostatnie mieszanie, trzy razy w lewo i trzynaście w prawo i okaże się czy coś z tego wyszło.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Quentin Burke' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 83
'k100' : 83
Fantastycznie. Ogłaszam wielki sukces. Jednak nie ma to jak metoda wyprażania na sucho. Jestem bardzo zadowolony, chociaż wiele specyfików niestety musiało zostać wylanych. Trudno. Cieszę się powodzeniem, czyli tym, co udało mi się zrobić. Pełen wewnętrznej dumy zlewam ostatnie eliksiry do fiolek, po czym wszystkie skrzętnie chowam po szafkach, żeby nikt przypadkiem się do nich nie dobrał. Skrzat w tym czasie sprząta pracownię, więc i ja ją wkrótce opuszczam. Zasługuję na solidny wypoczynek.
zt.
zt.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
/10.09
Kiedy wszystko zostaje dopięte na ostatni guzik, zaś testerzy odnalezieni, nie pozostaje nic innego jak ruszyć z tworzeniem eliksiru. Niestety Valerij wydaje się mieć napięty grafik i choć u Quentina nie jest wcale lepiej, to jednak miałem już dość. Dość Nokturnu, Wenus oraz innych podejrzanych, plugawych miejsc. Potrzebowałem odpoczynku. Szansę dla siebie odnalazłem właśnie w Durham, gdzie miałem spotkać samych szlachetnie urodzonych gospodarzy, nie podejrzanych typów spod ciemnej gwiazdy. Subtelnie grożących mi poderżnięciem gardła. Nie było też spoconych dziwek na skraju obłędu, co również uważałem za duży plus. Wreszcie mogłem odetchnąć z ulgą.
Poniekąd. Moją głowę wciąż zaprzątały te cholerne badanie, które po prostu musiałem zakończyć. I tak zwlekałem z nimi zbyt długo. Całe szczęście, że Czarny Pan był… nadzwyczaj cierpliwy, jeśli mogłem to w ogóle tak uznać. W każdym razie musiałem się sprężyć z wykończeniem tego tematu jeśli nie chciałem, by dosięgnął mnie jego gniew. Zresztą, Rycerze także zasługiwali na to, by mikstura weszła w końcu do obiegu i wspomogła żołnierzy w walce z panoszącymi się wszędzie terrorystami. Musieliśmy zwiększyć naszą przewagę, to było aktualnie priorytetem.
Oczywiście zapowiedziałem się z wizytą, w końcu to głównie Burke będzie pracował przy tworzeniu eliksiru, dlatego to jemu musiało w dużej mierze pasować. Ucieszyłem się, że sprawa zostanie tak szybko załatwiona. Miałem też nadzieję, że obejdzie się bez większych komplikacji. Nie wątpiłem w doświadczenie renomowanego alchemika, ale wypadki chodziły po ludziach.
Pozwoliłem skrzatowi odebrać od siebie płaszcz, a potem zostałem przez niego zaprowadzony do pracowni alchemicznej, gdzie miał znajdować się Quentin. Myślałem, że nigdy się tam nie dostanę. Tylu korytarzy podziemnych to chyba w życiu nie widziałem. Szedłem i szedłem i szedłem… wreszcie pojawiły się przede mną otwarte drzwi, a sługa momentalnie zniknął.
- Witaj – powiedziałem od progu. – Nie było jeszcze okazji, ale gratulacje z okazji zbliżającego się ślubu – dodałem, przechodząc w głąb pomieszczenia. Rozejrzałem się nieco po nim, nie wyglądało tak źle. – Tu masz wszelką dokumentację jaką zrobiłem odnośnie badań – rzuciłem podczas przekazywania rolek pergaminu. Z notatkami, informacjami oraz wnioskami i spekulacjami. Wierzyłem, że mężczyzna znał się na rzeczy i zaraz wymyśli odpowiednie rozwiązanie.
Kiedy wszystko zostaje dopięte na ostatni guzik, zaś testerzy odnalezieni, nie pozostaje nic innego jak ruszyć z tworzeniem eliksiru. Niestety Valerij wydaje się mieć napięty grafik i choć u Quentina nie jest wcale lepiej, to jednak miałem już dość. Dość Nokturnu, Wenus oraz innych podejrzanych, plugawych miejsc. Potrzebowałem odpoczynku. Szansę dla siebie odnalazłem właśnie w Durham, gdzie miałem spotkać samych szlachetnie urodzonych gospodarzy, nie podejrzanych typów spod ciemnej gwiazdy. Subtelnie grożących mi poderżnięciem gardła. Nie było też spoconych dziwek na skraju obłędu, co również uważałem za duży plus. Wreszcie mogłem odetchnąć z ulgą.
Poniekąd. Moją głowę wciąż zaprzątały te cholerne badanie, które po prostu musiałem zakończyć. I tak zwlekałem z nimi zbyt długo. Całe szczęście, że Czarny Pan był… nadzwyczaj cierpliwy, jeśli mogłem to w ogóle tak uznać. W każdym razie musiałem się sprężyć z wykończeniem tego tematu jeśli nie chciałem, by dosięgnął mnie jego gniew. Zresztą, Rycerze także zasługiwali na to, by mikstura weszła w końcu do obiegu i wspomogła żołnierzy w walce z panoszącymi się wszędzie terrorystami. Musieliśmy zwiększyć naszą przewagę, to było aktualnie priorytetem.
Oczywiście zapowiedziałem się z wizytą, w końcu to głównie Burke będzie pracował przy tworzeniu eliksiru, dlatego to jemu musiało w dużej mierze pasować. Ucieszyłem się, że sprawa zostanie tak szybko załatwiona. Miałem też nadzieję, że obejdzie się bez większych komplikacji. Nie wątpiłem w doświadczenie renomowanego alchemika, ale wypadki chodziły po ludziach.
Pozwoliłem skrzatowi odebrać od siebie płaszcz, a potem zostałem przez niego zaprowadzony do pracowni alchemicznej, gdzie miał znajdować się Quentin. Myślałem, że nigdy się tam nie dostanę. Tylu korytarzy podziemnych to chyba w życiu nie widziałem. Szedłem i szedłem i szedłem… wreszcie pojawiły się przede mną otwarte drzwi, a sługa momentalnie zniknął.
- Witaj – powiedziałem od progu. – Nie było jeszcze okazji, ale gratulacje z okazji zbliżającego się ślubu – dodałem, przechodząc w głąb pomieszczenia. Rozejrzałem się nieco po nim, nie wyglądało tak źle. – Tu masz wszelką dokumentację jaką zrobiłem odnośnie badań – rzuciłem podczas przekazywania rolek pergaminu. Z notatkami, informacjami oraz wnioskami i spekulacjami. Wierzyłem, że mężczyzna znał się na rzeczy i zaraz wymyśli odpowiednie rozwiązanie.
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Etap II, punkt 1 | astronomia IV, +100
Wprost nie mogę uwierzyć w to, jak wiele nazbierało się zaległości. Mam do uwarzenia tyle eliksirów, że nie jestem w stanie o tym myśleć. Od kilku dni usiłuję uporać się z nadmiarem zamówień, ale mam wrażenie, że to niekończąca się opowieść. Ciągle chodzę zmęczony, a przecież do ślubu pozostaje niewiele czasu. Muszę wreszcie odpocząć. Niestety, wzywają mnie kolejne obowiązki - tym razem te dotyczące badań Rycerzy. Nie jestem już członkiem jednostki badawczej, ale przynajmniej mogę wspomóc innych w trudach oraz znojach nieprzerwanej walki o naukowcy sukces organizacji. Nie zamierzam tego robić zbyt często, ale na tyle, żeby nikt nie posądził mnie o ukrywanie swoich talentów. Nie po to je mam, żeby z nich nie korzystać. To oczywiste.
Dlatego odpowiadam na prośbę spotkania twierdząco, wysyłając informację zwrotną o dniu dziesiątego września. Nie szykuję się jakoś specjalnie do tej wizyty, nie jest mi to w żadnym razie potrzebne. To spotkanie naukowe, nie towarzyskie - tego zamierzam się trzymać. Od rana siedzę w pracowni doglądając płomienia buchającego pod kociołkiem wypełnionym wodą. Zdołałem kilka eliksirów zrobić, kilka wylać uznając, że nie nadają się do niczego. Właśnie podgrzewam kolejne porcje wody, gdy Gerwazy oznajmia przybycie zapowiedzianego gościa. Zatem wstaję i poprawiam poły szaty nim wymieniam się powitaniem z Lupusem.
- Witaj - odpowiadam oszczędnie, zerkając na trzymane przez uzdrowiciela papierzyska. - Dziękuję - dodaję pokrótce, nie rozwlekając zbędnego tematu ponad miarę. Nie przyszliśmy tutaj w celu plotkowania, zaś wszelkie konieczne grzeczności zostają zachowane. Dzięki temu możemy przejść dalej z tematem.
Odbieram pergaminy ułożone w misterne rolki i rozwijam je na czystej, niezawalonej niczym części stołu. Wczytuję się uważnie w zapiski skonstruowane odręcznym pismem, ale wciąż czuję nad głową spojrzenie Blacka. - Siadaj - zachęcam mężczyznę do zajęcia miejsca na krześle. To trochę przecież potrwa.
Dopiero wtedy mogę skoncentrować się wyłącznie na informacjach oraz przedstawionych wnioskach. W głowie już układam plan. - Spróbujemy z sercem włosa jednorożca, ale jeśli on nie pomoże, to użyjemy silniejszego serca. Popiołu feniksa. Obie ingrediencje sprawdzają się w wywarach leczniczych - oznajmiam po dłuższej chwili milczenia oraz analizowania sytuacji. - Jako ingrediencje dodatkowe proponuję pokrzywę wzmacniającą krew, sowie pióra działające leczniczo, tak samo jak mniszek lekarski i kwiaty bzu. Musisz mi zaufać - stwierdzam pojednawczo i zapisuję swoje notatki gdzieś na marginesie. Nie, żebym miał zapomnieć. - Wydaje mi się, że powinieneś mieć ze sobą zwierzęta - rzucam nagle. Przypomniało mi się, że dziś wprowadzimy od razu testy, zatem potrzebujemy zwierząt.
Wprost nie mogę uwierzyć w to, jak wiele nazbierało się zaległości. Mam do uwarzenia tyle eliksirów, że nie jestem w stanie o tym myśleć. Od kilku dni usiłuję uporać się z nadmiarem zamówień, ale mam wrażenie, że to niekończąca się opowieść. Ciągle chodzę zmęczony, a przecież do ślubu pozostaje niewiele czasu. Muszę wreszcie odpocząć. Niestety, wzywają mnie kolejne obowiązki - tym razem te dotyczące badań Rycerzy. Nie jestem już członkiem jednostki badawczej, ale przynajmniej mogę wspomóc innych w trudach oraz znojach nieprzerwanej walki o naukowcy sukces organizacji. Nie zamierzam tego robić zbyt często, ale na tyle, żeby nikt nie posądził mnie o ukrywanie swoich talentów. Nie po to je mam, żeby z nich nie korzystać. To oczywiste.
Dlatego odpowiadam na prośbę spotkania twierdząco, wysyłając informację zwrotną o dniu dziesiątego września. Nie szykuję się jakoś specjalnie do tej wizyty, nie jest mi to w żadnym razie potrzebne. To spotkanie naukowe, nie towarzyskie - tego zamierzam się trzymać. Od rana siedzę w pracowni doglądając płomienia buchającego pod kociołkiem wypełnionym wodą. Zdołałem kilka eliksirów zrobić, kilka wylać uznając, że nie nadają się do niczego. Właśnie podgrzewam kolejne porcje wody, gdy Gerwazy oznajmia przybycie zapowiedzianego gościa. Zatem wstaję i poprawiam poły szaty nim wymieniam się powitaniem z Lupusem.
- Witaj - odpowiadam oszczędnie, zerkając na trzymane przez uzdrowiciela papierzyska. - Dziękuję - dodaję pokrótce, nie rozwlekając zbędnego tematu ponad miarę. Nie przyszliśmy tutaj w celu plotkowania, zaś wszelkie konieczne grzeczności zostają zachowane. Dzięki temu możemy przejść dalej z tematem.
Odbieram pergaminy ułożone w misterne rolki i rozwijam je na czystej, niezawalonej niczym części stołu. Wczytuję się uważnie w zapiski skonstruowane odręcznym pismem, ale wciąż czuję nad głową spojrzenie Blacka. - Siadaj - zachęcam mężczyznę do zajęcia miejsca na krześle. To trochę przecież potrwa.
Dopiero wtedy mogę skoncentrować się wyłącznie na informacjach oraz przedstawionych wnioskach. W głowie już układam plan. - Spróbujemy z sercem włosa jednorożca, ale jeśli on nie pomoże, to użyjemy silniejszego serca. Popiołu feniksa. Obie ingrediencje sprawdzają się w wywarach leczniczych - oznajmiam po dłuższej chwili milczenia oraz analizowania sytuacji. - Jako ingrediencje dodatkowe proponuję pokrzywę wzmacniającą krew, sowie pióra działające leczniczo, tak samo jak mniszek lekarski i kwiaty bzu. Musisz mi zaufać - stwierdzam pojednawczo i zapisuję swoje notatki gdzieś na marginesie. Nie, żebym miał zapomnieć. - Wydaje mi się, że powinieneś mieć ze sobą zwierzęta - rzucam nagle. Przypomniało mi się, że dziś wprowadzimy od razu testy, zatem potrzebujemy zwierząt.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Quentin Burke' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 20
'k100' : 20
Faktycznie to nie czas na pogaduszki, ale mimo wszystko nie mogłem powstrzymać uśmiechu pojawiającego się na twarzy wraz ze zdawkową odpowiedzią rozmówcy. Burkowie naprawdę nie lubią rozmawiać i choć wiedziałem o tym wcześniej, to nie dawałem temu takiej stuprocentowej wiary. Zwykle arystokraci lubią się rozwlekać na przeróżne tematy, dywagować i popisywać się elokwencją; dlatego takie bycie konkretnym nieco mnie dziwiło i wprawiało w dyskomfort. Nie zamierzałem jednak drążyć tematu na siłę, tak jak odnajdywać jakiś inny, zastępczy. Byłem gotów rozmawiać o nauce, skoro tak zadecydowaliśmy. Zresztą, zależało mi na sprawnym przeprowadzeniu badań do końca, nie na zacieśnianiu więzów. Na to może przyjdzie jeszcze czas.
Na razie odetchnąłem i przyglądałem się zaczytanemu mężczyźnie. Dopiero jego ponaglenie skłoniło mnie do zajęcia miejsca przy stole. Krzesło nie było tym wygodnym, ale i tak prezentowało się dużo lepiej niż to z Nokturnu. – Nie wiem jak wam się udaje prowadzić sklep w tej zapyziałej, ohydnej uliczce, nie chciałbym tam wracać nigdy więcej – wyznałem Quentinowi w przypływie jakiegoś obrzydzenia, którym poczułem potrzebę się podzielić z otoczeniem.
Zaraz jednak skupiłem się na tym, co czarodziej do mnie mówił. Kiwałem głową, analizując jego słowa i przypominając sobie coś więcej o tych roślinach oraz składnikach zwierzęcych. Chyba miał rację, choć nie planowałem mu ot tak po prostu zaufać.
- I tak będę musiał przebadać je pod kątem medycznym – powiedziałem w związku z tym. – A ty i tak musisz zrobić jakieś testy, prawda? – spytałem szczerze zainteresowany sprawą. Dobrze było mieć kontrolę nad swoimi badaniami, choć oczywiście wiedziałem o profesjonalizmie alchemika. Jednak ten eliksir mieli spróbować inni Rycerze, musieliśmy mieć pewność, że trafi do nich profesjonalny produkt. Gdyby wydarzyło się coś niepożądanego, Czarny Pan rozprawiłby się z nami w mgnieniu oka, a ja za bardzo ceniłem swoje życie, by na to przystać. – Tak, skrzat zaraz zjawi się z zającami w klatkach. To dość długotrwały proces – przyznałem bez ogródek, ale właśnie w tamtym momencie stworzenie zaczęło się pojawiać. Pyk, pyk, pojawiał się i znikał.
Na razie odetchnąłem i przyglądałem się zaczytanemu mężczyźnie. Dopiero jego ponaglenie skłoniło mnie do zajęcia miejsca przy stole. Krzesło nie było tym wygodnym, ale i tak prezentowało się dużo lepiej niż to z Nokturnu. – Nie wiem jak wam się udaje prowadzić sklep w tej zapyziałej, ohydnej uliczce, nie chciałbym tam wracać nigdy więcej – wyznałem Quentinowi w przypływie jakiegoś obrzydzenia, którym poczułem potrzebę się podzielić z otoczeniem.
Zaraz jednak skupiłem się na tym, co czarodziej do mnie mówił. Kiwałem głową, analizując jego słowa i przypominając sobie coś więcej o tych roślinach oraz składnikach zwierzęcych. Chyba miał rację, choć nie planowałem mu ot tak po prostu zaufać.
- I tak będę musiał przebadać je pod kątem medycznym – powiedziałem w związku z tym. – A ty i tak musisz zrobić jakieś testy, prawda? – spytałem szczerze zainteresowany sprawą. Dobrze było mieć kontrolę nad swoimi badaniami, choć oczywiście wiedziałem o profesjonalizmie alchemika. Jednak ten eliksir mieli spróbować inni Rycerze, musieliśmy mieć pewność, że trafi do nich profesjonalny produkt. Gdyby wydarzyło się coś niepożądanego, Czarny Pan rozprawiłby się z nami w mgnieniu oka, a ja za bardzo ceniłem swoje życie, by na to przystać. – Tak, skrzat zaraz zjawi się z zającami w klatkach. To dość długotrwały proces – przyznałem bez ogródek, ale właśnie w tamtym momencie stworzenie zaczęło się pojawiać. Pyk, pyk, pojawiał się i znikał.
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Pracownia alchemiczna
Szybka odpowiedź