Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Durham
Most oszustów
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Most oszustów
Niestabilny, chybotliwy most od wieków nietknięty niczyją ręką, wisi nad przepaścią, nad którą zawsze, niezależnie od pogody utrzymuje się gęsta mgła. Opary są tak zbite, że postawiwszy stopę na przejściu, nie da się wypatrzeć, jak wysoko nad ziemią się znajdujesz. Zanim Burke’owie zaprowadzili w Durham swoje porządki, most upodobał sobie okrutny rozbójnik, który zmuszał przejezdnych do zapłacenia mu wysokiego myta w zamian za przejazd, a kiedy już biedacy znajdowali się w połowie drogi, czarodziej zaklęciem przerywał liny i nieszczęśnicy ginęli, skręcając kark podczas upadku.
Na miejsce przybył w samą porę. Nierozłącznie z psią kompanią podróżował przez pobliską puszczę, obserwując przez chwilę otoczenie, nim ujawnił się i stanął przed obliczem kobiety. Zwierzęta naturalnie obwąchały ją, a puszczone w samopas powróciły w dzicz, swawolnie biegając w zasięgu wzroku brodatego faceta. Sam Hannibal wyglądał tak, jakby można się tego spodziewać: kurtka moro z leśnym kamuflażem pozwalała mu swobodniej poruszać się w głuszy niezauważenie, a liczne saszetki przechowywały najpewniej wabiki i bitewne wspomagacze. Przez ramię przepasaną miał skórzaną, w pół otwartą torbę, z której wystawał magiczny łańcuch wykonany najpewniej ze srebra. Facet wyciągnął powitalnie dłoń w jej kierunku
— Podziękujesz, jak sprawa będzie załatwiona. — pokiwał głową, by gestem wyrazić poświęconą jej uwagę. — Co wiemy na temat uzbrojenia bojówki? Ktoś poza futrzakiem posługuje się magią? Wymordowanie mugoli powinno stanowić najmniejszy problem, lecz obecność czarowników może skomplikować sprawę. — zalał ją serią wstępnych pytań, uzewnętrzniając racjonalne obawy. — Spodziewajmy się, że likantrop będzie niezwykle wkurwiony na nasz widok i przybierze wilczą formę, gdy poczuje się zagrożony. Te monstra są na wiecznej huśtawce emocjonalnej i niezmiernie łatwo wywołać proces przemiany. W tym wypadku sam atak na mugoli wzbudzi poczucie winy, więc masz jak w banku, że skurwiel ujawni się w pełnej okazałości. Nie traćmy czasu. — rozległ się gwizd, a psie kompanki powędrowały u boku Rookwooda lekkim krokiem. Niemalże skradając się wszyscy zebrani ruszyli przez mgłę, ostrożnie stąpając po niestabilnej kładce. Jednej rzeczy Hannibal nie do końca rozumiał; skonfundowany podzielił się nią z Ritą, zatrzymując się w bezruchu na moście. — Skoro łupieżcy grabili tę wioskę, dlaczego mugole nie podjęły walki, mając u boku pierdolonego wilkołaka? Kontakt z taką bestią, nawet dla doświadczonego czarodzieja, bez specjalistycznego osprzętu jest kurwa samobójstwem. Coś tu śmierdzi kałem, powinniśmy spodziewać się wszystkiego. — wznowił ruch, ostrożnie przemieszczając się na drugą stronę mostu.
ze sobą: różdżka, srebrny łańcuch, wabik na wilkołaki, płynne srebro (1 porcja)
— Podziękujesz, jak sprawa będzie załatwiona. — pokiwał głową, by gestem wyrazić poświęconą jej uwagę. — Co wiemy na temat uzbrojenia bojówki? Ktoś poza futrzakiem posługuje się magią? Wymordowanie mugoli powinno stanowić najmniejszy problem, lecz obecność czarowników może skomplikować sprawę. — zalał ją serią wstępnych pytań, uzewnętrzniając racjonalne obawy. — Spodziewajmy się, że likantrop będzie niezwykle wkurwiony na nasz widok i przybierze wilczą formę, gdy poczuje się zagrożony. Te monstra są na wiecznej huśtawce emocjonalnej i niezmiernie łatwo wywołać proces przemiany. W tym wypadku sam atak na mugoli wzbudzi poczucie winy, więc masz jak w banku, że skurwiel ujawni się w pełnej okazałości. Nie traćmy czasu. — rozległ się gwizd, a psie kompanki powędrowały u boku Rookwooda lekkim krokiem. Niemalże skradając się wszyscy zebrani ruszyli przez mgłę, ostrożnie stąpając po niestabilnej kładce. Jednej rzeczy Hannibal nie do końca rozumiał; skonfundowany podzielił się nią z Ritą, zatrzymując się w bezruchu na moście. — Skoro łupieżcy grabili tę wioskę, dlaczego mugole nie podjęły walki, mając u boku pierdolonego wilkołaka? Kontakt z taką bestią, nawet dla doświadczonego czarodzieja, bez specjalistycznego osprzętu jest kurwa samobójstwem. Coś tu śmierdzi kałem, powinniśmy spodziewać się wszystkiego. — wznowił ruch, ostrożnie przemieszczając się na drugą stronę mostu.
ze sobą: różdżka, srebrny łańcuch, wabik na wilkołaki, płynne srebro (1 porcja)
Hannibal Rookwood
Zawód : Łowca wilkołaków z grupy Sigrun, dystrybutor zwierzęcych ingrediencji
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Moja natura mówi głośniej
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Nie chciałam podawać mu skąd mam te informacje, ani jak się do nich dostałam. Legiliemencja wciąż pozostawała sztuką zakazaną, a chociaż szczerze wątpiłam, aby ktokolwiek miał mnie o cokolwiek oskarżać, bacząc, w jakim towarzystwie się obracałam, to jednak nie chciałam się tym chwalić. Na pewno zaś nie powinni wiedzieć obcy. Korzystałam tylko, gdy musiałam. - Widziałam, że chronią ich szlamy, więc będą mieli różdżki, chociaż są słabsi niż my. Nie mają dobrej krwi - włosy upięłam w ciasny kucyk, bo nie miały prawa przeszkadzać mi w ewentualnej walce. - Dostałam informacje od kogoś z ministerstw, ale on nie chce tej sprawy na wyłączność, możemy się pobawić. Nie interesuje mnie wykończenie całej wioski do cna, a dowiedzenie się skąd biorą zaopatrzenie. Bez jedzenia zdechną z głodu - a mi to nie przeszkadzało. Lubiłam mieć władzę w ręku, której nie używałam do zaspokajania własnych potrzeb, czy robienia z siebie kogoś, kim chciałabym się stać. Nie potrzebowałam tego, potrzebowałam jedynie przewagi, po to, aby załatwiać swoje interesy, oraz interesy tych, którzy potrzebowali skorzystać z moich usług. Czasem jednak adrenalina brała górę, a ja przecież pojedynkowałam się dobrze. Nie bez powodu zapuszczałam się w teren, nie chciałam być przykuta do biurka. - Z tym wilkołakiem coś śmierdzi - poprawiłam płaszcz, wczoraj w tym samym miejscu słaba tarcza Wren zerwała mi ubrania z cycków. - Nie spodziewałabym się po nim cudów, skoro nie ochronił tamtej grupy, może jest cholernie stary, albo słaby? - ale nawet takich mieszańców nie chciałam oglądać na żywo, w pewnym stopniu było to dziwnie odpychające. - Albo wpierdolimy się w bagno - posłałam mu jeszcze uśmiech pełen ekscytacji, przechodząc na drugą stronę mostu. Droga chwile trwała, ale gdy zbliżaliśmy się do końca, ja zwolniłam jeszcze bardziej. Różdżkę zaciskając mocniej pomiędzy palcami. - Słyszysz? - wyszeptałam, bo z oddali zdawały się dochodzić przytłumione głosy. Nieopodal widziałam pomarańczową poświatę, wyglądającą jak ognisko. - Poczekaj - po raz kolejny wyszeptałam i ruszyłam przed siebie nieco szybciej, ale wyjątkowo cicho, przemykając bokiem mostu, pozostając we mgle i nie wychodząc z niej ani na krok. Wytężałam wzrok, obserwując teren oświetlany mi teraz przez rozpalony przez kogoś ogień. W końcu tam byli. Trójka ludzi. Mężczyzna, stojący teraz tyłem, ale dość wysoki i mocno zbudowany, kobieta siedząca obok, z przyciśniętym do boku na oko 7-letnim chłopcem. Mieli różdżki, ale byli tam sami. Wycofałam się, dochodząc ponownie na most. - Parka po trzydziestce z różdżkami i jakiś dzieciak - wypaliłam. - Są sami, nie powinno być trudno - jeśli to ich ograbiali łupieżcy, to zadanie wydawało się dość proste, o ile nie czekało na nich więcej niespodzianek. - Ruszam - po raz drugi przeszłam ten kawałek mostu powoli, uważając na każdy krok. A chociaż przepaść była przerażająca, to i tak nic w niej nie widziałam. Cholerna mgła... Ale to nic, ważne, że oni nie widzieli mnie. Ostatnie metry pokonałam już szybciej, różdżkę unosząc przed siebie, aby wycelować w szlamy. Stłuczone biodro dawało o sobie znać, ale nie miałam teraz siły nad tym rozmyślać. Trudno - Lamino - wycelowałam w stojącego plecami do mnie mężczyznę.
konsekwencje po k1
NPC 1 - Alina, u10, opcm15, z5, s5, żyw100
NPC 2 - Carol, u15, opcm10, z5, s10, żyw100
NPC 3 - Mink (dziecko), z10, s1, żyw50
1. Lamino w Carola
2. k8 na U
3. k3 za konsekwencje (przy k3 zaklęcie nie działa, a różdżka wyrzuca mnie w powietrze)
4. k6 za konsekwencje (jeśli będzie k3, to przy k6 wyrzuca mnie w stronę Hannibala)
konsekwencje po k1
NPC 1 - Alina, u10, opcm15, z5, s5, żyw100
NPC 2 - Carol, u15, opcm10, z5, s10, żyw100
NPC 3 - Mink (dziecko), z10, s1, żyw50
1. Lamino w Carola
2. k8 na U
3. k3 za konsekwencje (przy k3 zaklęcie nie działa, a różdżka wyrzuca mnie w powietrze)
4. k6 za konsekwencje (jeśli będzie k3, to przy k6 wyrzuca mnie w stronę Hannibala)
dobranoc panowie
Teacher says that I've been naughty, I must learn to concentrate. But the girls they pull my hair and with the boys, I can't relate. Daddy says I'm good for nothing, mama says that it's from him.
The member 'Rita Runcorn' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 15
--------------------------------
#2 'k8' : 6, 1, 6, 7, 7
--------------------------------
#3 'k3' : 2
--------------------------------
#4 'k6' : 5
#1 'k100' : 15
--------------------------------
#2 'k8' : 6, 1, 6, 7, 7
--------------------------------
#3 'k3' : 2
--------------------------------
#4 'k6' : 5
Jeśli kiedykolwiek czystość krwi wpływała na magiczne predyspozycje, obecnie różnice się zatarły; ostatnie wydarzenia w czarodziejskim półświatku potwierdzały to stwierdzenie. Wszak nadal po świecie wałęsało się wiele szlam niezaprzeczalnie potężniejszych niż ta dwójka, choć arogancja z pychą zdawały się przysłaniać racjonalizm. Słowa towarzyszki brodacza były niezwykle pokrzepiające, gdyż łączyła ich ideologia, jednakże rozsądek podpowiadał, że to zadanie wcale nie będzie należało do łatwych.
— Nie raz, nie dwa szlamy odgrażały mi się śmiercią, by jej obliczu tańczyć danse macabre po moim pierwszym zaklęciu. U kresu życia wszystkie równie żałośnie skamlały o litość. Ale chuj wbijam w ich krew, jeśli mają po swojej stronie monstrum, więc zachowajmy czujność. — kiedy podróżowali wzdłuż mostu, pozwolił sobie po męsku obadać kształty towarzyszki. Wyglądała na seksowną, charakterną i nieprzyzwoitą babkę. — Jak będzie okazja, co by mugolską szmatę z butów wyjebać, to jej nie przepuszczę. Jak sama wspomniałaś, to Durham - jeśli istnieje na świecie miejsce, gdzie szlamy mają prawo do życia, to ziemie rodu Burke są na drugim końcu globu. Głęboko wierzę, że wkrótce będą się skrywać w kanałach jak zwykłe szczury, bo nigdzie indziej nie zaznają spokoju. Będę pierwszym ochotnikiem do deratyzacji, psia mać. — wywodził w drodze przez most. Miał przeczucie, że laska nadaje na podobnych falach. No i trafiła w punkt stwierdzeniem, że coś w tej wilkołackiej sprawie śmierdzi, choć w teorii Rookwooda mógł być zwykłą bujdą do odstraszania. Pytanie tylko, czego rzeczywiście tam bronili i dlaczego się stamtąd nie wynieśli? — Pamiętaj, że futrzak to nie zwykły człowiek. Wbrew pozorom, stary wilk potrafi ugryźć. Jak się wkurwi, to choćbyś go na wózku inwalidzkim posadziła, przemieni się i z niego wstanie, żeby Ci spuścić wpierdol. Zazwyczaj niewdzięcznik po drodze nawet swoich rozkurwi. — taka była bowiem ich natura. Istniały jednak sposoby, by posadzić ich na dupie i jeden z nich Hannibal skrywał w dzierżonej torbie. — Mieszańce nie lubią srebra, szczególnie tego zaklętego magią. Pod ręką mam fiolkę płynnego. Jakby mieli zbyt dużą przewagę liczebną, to odstraszę kundla. Wytropić go później to żaden problem.
No i przekroczyli most. Odpowiedział jej szczerym uśmiechem na uśmiech, jak gdyby udzielił mu się nastrój. Wieczór zapowiadał się pożytecznie. Jak dobrze pójdzie, to może zgrabi jakieś fanty z wioski, co by sobie trochę dorobić. Zdobędzie też kolejne, wilkołackie trofeum do kolekcji - o ile obecność stworzenia okaże się prawdą. Super robota, musi częściej wychodzić z tą laską w teren. Rita mogła mieć wrażenie, że wywiązała się z jego strony nić sympatii i porozumienia.
— Mizernie wyglądają, to będzie szybki pogrzeb. Dzieciak pewnie dysponuje większa mocą niż ta dwójka. — zażartował, choć czas miał zweryfikować prawdziwość stwierdzenia... Tuż po uroku Rity skierował rózgę w kobietę mugolskiej krwi i wypowiedział zaklęcie. — Vulnerario. — miał nadzieję wyczarować wiązkę czarnej magii, która boleśnie ją przeszyje.
Przechodzimy do szafki zniknięć
— Nie raz, nie dwa szlamy odgrażały mi się śmiercią, by jej obliczu tańczyć danse macabre po moim pierwszym zaklęciu. U kresu życia wszystkie równie żałośnie skamlały o litość. Ale chuj wbijam w ich krew, jeśli mają po swojej stronie monstrum, więc zachowajmy czujność. — kiedy podróżowali wzdłuż mostu, pozwolił sobie po męsku obadać kształty towarzyszki. Wyglądała na seksowną, charakterną i nieprzyzwoitą babkę. — Jak będzie okazja, co by mugolską szmatę z butów wyjebać, to jej nie przepuszczę. Jak sama wspomniałaś, to Durham - jeśli istnieje na świecie miejsce, gdzie szlamy mają prawo do życia, to ziemie rodu Burke są na drugim końcu globu. Głęboko wierzę, że wkrótce będą się skrywać w kanałach jak zwykłe szczury, bo nigdzie indziej nie zaznają spokoju. Będę pierwszym ochotnikiem do deratyzacji, psia mać. — wywodził w drodze przez most. Miał przeczucie, że laska nadaje na podobnych falach. No i trafiła w punkt stwierdzeniem, że coś w tej wilkołackiej sprawie śmierdzi, choć w teorii Rookwooda mógł być zwykłą bujdą do odstraszania. Pytanie tylko, czego rzeczywiście tam bronili i dlaczego się stamtąd nie wynieśli? — Pamiętaj, że futrzak to nie zwykły człowiek. Wbrew pozorom, stary wilk potrafi ugryźć. Jak się wkurwi, to choćbyś go na wózku inwalidzkim posadziła, przemieni się i z niego wstanie, żeby Ci spuścić wpierdol. Zazwyczaj niewdzięcznik po drodze nawet swoich rozkurwi. — taka była bowiem ich natura. Istniały jednak sposoby, by posadzić ich na dupie i jeden z nich Hannibal skrywał w dzierżonej torbie. — Mieszańce nie lubią srebra, szczególnie tego zaklętego magią. Pod ręką mam fiolkę płynnego. Jakby mieli zbyt dużą przewagę liczebną, to odstraszę kundla. Wytropić go później to żaden problem.
No i przekroczyli most. Odpowiedział jej szczerym uśmiechem na uśmiech, jak gdyby udzielił mu się nastrój. Wieczór zapowiadał się pożytecznie. Jak dobrze pójdzie, to może zgrabi jakieś fanty z wioski, co by sobie trochę dorobić. Zdobędzie też kolejne, wilkołackie trofeum do kolekcji - o ile obecność stworzenia okaże się prawdą. Super robota, musi częściej wychodzić z tą laską w teren. Rita mogła mieć wrażenie, że wywiązała się z jego strony nić sympatii i porozumienia.
— Mizernie wyglądają, to będzie szybki pogrzeb. Dzieciak pewnie dysponuje większa mocą niż ta dwójka. — zażartował, choć czas miał zweryfikować prawdziwość stwierdzenia... Tuż po uroku Rity skierował rózgę w kobietę mugolskiej krwi i wypowiedział zaklęcie. — Vulnerario. — miał nadzieję wyczarować wiązkę czarnej magii, która boleśnie ją przeszyje.
Przechodzimy do szafki zniknięć
Hannibal Rookwood
Zawód : Łowca wilkołaków z grupy Sigrun, dystrybutor zwierzęcych ingrediencji
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Moja natura mówi głośniej
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
The member 'Hannibal Rookwood' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 67
--------------------------------
#2 'k10' : 2
--------------------------------
#3 'k8' : 6, 7, 1
#1 'k100' : 67
--------------------------------
#2 'k10' : 2
--------------------------------
#3 'k8' : 6, 7, 1
wracamy z szafki
Jak surrealistyczną była ta sytuacja? Ale to nic, ważne, że działała. Swojej różdżki, nie wypuściłam z dłoni. Dzieciak pod ławką już dawno nie żył, mężczyzna wielkości szafy ledwo dyszał i jedynie kobieta jakoś się trzymała. Teraz ja stałam, przytulając ją, pokąsana na trzęsących się nogach musiałam wyglądać żałośnie. Chyba najlepiej zrobiłoby mi teraz zimne piwo, zaraz po eliksirze od Cassandry i porządnej drzemce, ale nie można mieć wszystkiego, prawda? Jej włosy pachniały mułem, tak jakby umyła je w rzece pełnej żab. Twarz była sucha, w ubrania nieprzyjemne w dotyku, chociaż na pewno ciepłe. Serce biło jej mocniej, gdy łkała w moje ucho, wyklinając pod nosem przekleństwo jej syna. Plugawy mieszaniec, to oni przysparzali kłopotów nam, nie my im. Nie gnębiły mnie wyrzuty sumienia, bo nie miałam ku nim powodów. - Już dobrze, cśśś - uspokajałam starszą ode mnie kobietę, tak jak uspokajałam własną matkę, gdy była ku temu potrzeba. - To nie wasza wina... - że jebane pająki przeżarły mi nogi. - Chodź, pozwólmy mu działać - pogłaskałam ją po głowie i poczekałam, aż ostatni raz spojrzy na i tak martwego już syna, nieświadoma tego, co się stało. Gdy przeszłyśmy do pomieszczenia obok, zamknęłam za nami drzwi. Jej mąż coś jeszcze sapał pod nosem, ale liczyłam, że z nim rozprawi się Hannibal. Kobieta trzymała się o wiele lepiej, ale psychicznie wydawała się być wrakiem, zmęczona tym wszystkim, co działo się dookoła niej. - Jestem Mira - powiedziałam miękko, chwytając ją za dłoń, gdy usiadłyśmy na łóżku. - Wiemy czym jest wilkołactwo, jak się objawia, mój kolega... - kontynuowałam, szyjąc na bieżąco. - Ale nie pracujemy za darmo - teraz była w stanie zrobić dla mnie wiele. - Skąd czerpiecie zapasy, widziałam, że macie przy palenisku prawdziwe owoce - i to w zimie. Świeże, prawdziwe owoce... Musieli mieć jakieś dojścia. - Bez jedzenia umrzemy - kobieta zabrała dłoń, spodziewając się, do czego prowadzi ta rozmowa. Była inteligentniejsza, niż mogłabym się spodziewać. - Owszem, a bez naszej pomocy umrze Twój syn - powiedziałam spokojnie, kiwając głową i uśmiechając się spokojnie. Wiedziała, co się święci. - Są siostry Danutie i Dana, mieszkają niedaleko, za lasem. Mają farmę... Dużo roślin, ziemniaków, krowy. Przywożą nam raz na kilka tygodni za ochronę - przełknęła gorzką ślinę, doskonale wiedząc, że właśnie skazuje je na śmierć. - Dziękuję - powiedziałam tylko, puszczając jej dłoń i ściskając mocniej różdżkę. Celując w gardło kobiety - Regressio - wypowiedziałam, czując, jak zmęczenie bierze nade mną górę. Czar jednak wyleciał z różdżki i krótki jęk kobiety został przerwany. Teraz wpatrywała się we mnie dziwnie nieświadomymi oczami, a ja otworzyłam drzwi do drugiej izby, aby zobaczyć, jak poradził sobie Hannibal.
Jak surrealistyczną była ta sytuacja? Ale to nic, ważne, że działała. Swojej różdżki, nie wypuściłam z dłoni. Dzieciak pod ławką już dawno nie żył, mężczyzna wielkości szafy ledwo dyszał i jedynie kobieta jakoś się trzymała. Teraz ja stałam, przytulając ją, pokąsana na trzęsących się nogach musiałam wyglądać żałośnie. Chyba najlepiej zrobiłoby mi teraz zimne piwo, zaraz po eliksirze od Cassandry i porządnej drzemce, ale nie można mieć wszystkiego, prawda? Jej włosy pachniały mułem, tak jakby umyła je w rzece pełnej żab. Twarz była sucha, w ubrania nieprzyjemne w dotyku, chociaż na pewno ciepłe. Serce biło jej mocniej, gdy łkała w moje ucho, wyklinając pod nosem przekleństwo jej syna. Plugawy mieszaniec, to oni przysparzali kłopotów nam, nie my im. Nie gnębiły mnie wyrzuty sumienia, bo nie miałam ku nim powodów. - Już dobrze, cśśś - uspokajałam starszą ode mnie kobietę, tak jak uspokajałam własną matkę, gdy była ku temu potrzeba. - To nie wasza wina... - że jebane pająki przeżarły mi nogi. - Chodź, pozwólmy mu działać - pogłaskałam ją po głowie i poczekałam, aż ostatni raz spojrzy na i tak martwego już syna, nieświadoma tego, co się stało. Gdy przeszłyśmy do pomieszczenia obok, zamknęłam za nami drzwi. Jej mąż coś jeszcze sapał pod nosem, ale liczyłam, że z nim rozprawi się Hannibal. Kobieta trzymała się o wiele lepiej, ale psychicznie wydawała się być wrakiem, zmęczona tym wszystkim, co działo się dookoła niej. - Jestem Mira - powiedziałam miękko, chwytając ją za dłoń, gdy usiadłyśmy na łóżku. - Wiemy czym jest wilkołactwo, jak się objawia, mój kolega... - kontynuowałam, szyjąc na bieżąco. - Ale nie pracujemy za darmo - teraz była w stanie zrobić dla mnie wiele. - Skąd czerpiecie zapasy, widziałam, że macie przy palenisku prawdziwe owoce - i to w zimie. Świeże, prawdziwe owoce... Musieli mieć jakieś dojścia. - Bez jedzenia umrzemy - kobieta zabrała dłoń, spodziewając się, do czego prowadzi ta rozmowa. Była inteligentniejsza, niż mogłabym się spodziewać. - Owszem, a bez naszej pomocy umrze Twój syn - powiedziałam spokojnie, kiwając głową i uśmiechając się spokojnie. Wiedziała, co się święci. - Są siostry Danutie i Dana, mieszkają niedaleko, za lasem. Mają farmę... Dużo roślin, ziemniaków, krowy. Przywożą nam raz na kilka tygodni za ochronę - przełknęła gorzką ślinę, doskonale wiedząc, że właśnie skazuje je na śmierć. - Dziękuję - powiedziałam tylko, puszczając jej dłoń i ściskając mocniej różdżkę. Celując w gardło kobiety - Regressio - wypowiedziałam, czując, jak zmęczenie bierze nade mną górę. Czar jednak wyleciał z różdżki i krótki jęk kobiety został przerwany. Teraz wpatrywała się we mnie dziwnie nieświadomymi oczami, a ja otworzyłam drzwi do drugiej izby, aby zobaczyć, jak poradził sobie Hannibal.
dobranoc panowie
Teacher says that I've been naughty, I must learn to concentrate. But the girls they pull my hair and with the boys, I can't relate. Daddy says I'm good for nothing, mama says that it's from him.
Hannibal do żadnej z izb nie wchodził. Pozostał na zewnątrz z truchłem martwego dzieciaka i jego starym, dalej burczącym pod nosem przekleństwa i gorzkie żale. Spokojnym krokiem podszedł do faceta, który dostrzegając, jakim zaufaniem jego żona obdarzyła sojuszniczkę brodacza - opuścił swą rózgę, która trafiła w ręce czarnoksiężnika. To był początek ich końca, pomyślał psiarz. Absurd sytuacji dawał się odczuć także jemu. Rookwood nie wierzył w powodzenie spontanicznej akcji... a jednak osiągnęła sukces. Nie wiedział, jakby skończyła się otwarta walka z familią, choć w przeciwieństwie do towarzyszki dolegała mu tylko migrena i przemęczenie. Wyczerpana psychika brodacza domagała się rekompensaty za bądź co bądź trudny bój. Gdy Rita zniknęła z Aliną w progu drzwi od domostwa, ten uderzył faceta w głowę z pięści, by na chwilę go ogłuszyć i zawlekł kawałek od posesji, by dźwięki krzyków, które zaraz z siebie wyda, nie dotarły do uszu kobiety. Skurwysyn był ciężki, ale trafił swój na swego - Hannibal jednakże był lepiej zbudowany i umięśniony, co profitowało w bezproblemowym przeniesieniu ofiary. Wysiłek fizyczny dla odmiany dobrze mu zrobił, czasami lubił wyręczać magię mięśniami. Zdążył jeszcze przenieść niczym worek ziemniaków bezwładne ciało dziecięcego likantropa, które ukrył w pobliskich krzakach; w ten czas przeszedł do działania. Prawdę mówiąc, przesłuchanie faceta było drugoplanowe. Teraz Hannibalowi chodziło tylko o czystą satysfakcję i pozbycie się kolejnej szlamy. Jeśli przy okazji coś z niego wyciągnie, będzie to miły dodatek.
— Pobudka, zapluty knurze. — strzelił go w pysk z otwartej, by przebudzić kolesia ze stanu omdlenia. — Zapytam raz i więcej nie powtórzę. Od kogo sprowadzacie zapasy żywności? Myślałeś, że jej kurwa nie dostrzegę? Gadaj, jeśli nie chcesz, żebym dobił Twojego synalka.
Reakcja była natychmiastowa.
— Ty zdradziecki skurwysynie, obiecałeś go uratować! Niech Cię diabli pochłoną, Ciebie i tę sukę, kurwa jego mać! Zabiję Cię własnymi rękoma! — obolały Carol próbował podnieść się z ziemi. Nie spodziewał się, co za chwilę nastąpi. Rookwood wyciągnął bowiem ciało dziesięciolatka z krzaków i cisnął martwym Minkiem jak piłką w grubego faceta, używając niewerbalnego zaklęcia. Pod naporem ciężaru i siły uderzenia ojciec legł na ziemi i przytulił syna ze łzami w oczach. — Ty jebana pokrako, jak mogłeś nam to zrobić! — warknął zrozpaczony. Przerażająca reakcja Hannibala całkowicie pozbawiłaby go panowania nad sobą, gdyby nie fakt, że bliskość z truchłem dziecka paraliżowała go, studząc wrogie zamiary.
— Obiecałem Ci także, że Twoje dziecko będzie patrzeć, jak zdychasz. Teraz już wiesz, że nie można mi ufać - żadnego słowa nie dotrzymałem. Bo jesteś szlamą, bo Twój kaszojad BYŁ jebanym futrzakiem, bo jestem łowcą i tropię takich, jak Wy. I zabijam bez litości, oczyszczając ten kraj z syfu, jaki roztaczacie na naszych ziemiach. — nadeszła pora na słodką ulgę po wyczerpującej walce. Zawyj głośniej, śmieciu. — Ferveret sagnuis! — machnął różdżką, z której wydobyła się wiązka czarnej magii. Gdy trafiła, mężczyzna najpierw odrzucił od siebie ciało martwego chłopca i spojrzał z przerażeniem na przedramiona. Z jego ust wydobył się głośny, przeraźliwy krzyk; mimo prób ukrycia dźwięków, Rita mogła go usłyszeć bardzo wyraźnie i podążyć jego śladem. Reakcją na ból wywołany zaklęciem początkowo był szok; facet bowiem zaczął drapać swe przedramiona, które zaczęły jakby płonąć od środka, a dotyk jedynie pogorszył sprawę. Zaklęcie wywołało u mężczyzny wrażenie, jak gdyby jego krew się zagotowała. Hannibal przerwał jego działanie i spojrzał na faceta wymownie. Spojrzenie zrozpaczonego i torturowanego ojca wskazywało na brak nadziei. Był tak żałosny, że nawet śmierć byłaby dla niego w tej chwili wybawieniem. I choć Rookwood nie zamierzał się nad nim litować, finalnie dobił go zaklęciem Sectumsempra, być może na oczach Rity. Strasznym jest, jak daleko może posunąć się człowiek w swej zbrodniczej działalności, gdy kieruje nim ideologia.
W końcu doszło do spotkania między nim a towarzyszką.
— Ustaliłaś coś? Koleś nic nie powiedział, to było do przewidzenia. — powiedział, gdy z lasu wybiegły jego dwa, teraz absolutnie spokojne psy myśliwskie.
— Pobudka, zapluty knurze. — strzelił go w pysk z otwartej, by przebudzić kolesia ze stanu omdlenia. — Zapytam raz i więcej nie powtórzę. Od kogo sprowadzacie zapasy żywności? Myślałeś, że jej kurwa nie dostrzegę? Gadaj, jeśli nie chcesz, żebym dobił Twojego synalka.
Reakcja była natychmiastowa.
— Ty zdradziecki skurwysynie, obiecałeś go uratować! Niech Cię diabli pochłoną, Ciebie i tę sukę, kurwa jego mać! Zabiję Cię własnymi rękoma! — obolały Carol próbował podnieść się z ziemi. Nie spodziewał się, co za chwilę nastąpi. Rookwood wyciągnął bowiem ciało dziesięciolatka z krzaków i cisnął martwym Minkiem jak piłką w grubego faceta, używając niewerbalnego zaklęcia. Pod naporem ciężaru i siły uderzenia ojciec legł na ziemi i przytulił syna ze łzami w oczach. — Ty jebana pokrako, jak mogłeś nam to zrobić! — warknął zrozpaczony. Przerażająca reakcja Hannibala całkowicie pozbawiłaby go panowania nad sobą, gdyby nie fakt, że bliskość z truchłem dziecka paraliżowała go, studząc wrogie zamiary.
— Obiecałem Ci także, że Twoje dziecko będzie patrzeć, jak zdychasz. Teraz już wiesz, że nie można mi ufać - żadnego słowa nie dotrzymałem. Bo jesteś szlamą, bo Twój kaszojad BYŁ jebanym futrzakiem, bo jestem łowcą i tropię takich, jak Wy. I zabijam bez litości, oczyszczając ten kraj z syfu, jaki roztaczacie na naszych ziemiach. — nadeszła pora na słodką ulgę po wyczerpującej walce. Zawyj głośniej, śmieciu. — Ferveret sagnuis! — machnął różdżką, z której wydobyła się wiązka czarnej magii. Gdy trafiła, mężczyzna najpierw odrzucił od siebie ciało martwego chłopca i spojrzał z przerażeniem na przedramiona. Z jego ust wydobył się głośny, przeraźliwy krzyk; mimo prób ukrycia dźwięków, Rita mogła go usłyszeć bardzo wyraźnie i podążyć jego śladem. Reakcją na ból wywołany zaklęciem początkowo był szok; facet bowiem zaczął drapać swe przedramiona, które zaczęły jakby płonąć od środka, a dotyk jedynie pogorszył sprawę. Zaklęcie wywołało u mężczyzny wrażenie, jak gdyby jego krew się zagotowała. Hannibal przerwał jego działanie i spojrzał na faceta wymownie. Spojrzenie zrozpaczonego i torturowanego ojca wskazywało na brak nadziei. Był tak żałosny, że nawet śmierć byłaby dla niego w tej chwili wybawieniem. I choć Rookwood nie zamierzał się nad nim litować, finalnie dobił go zaklęciem Sectumsempra, być może na oczach Rity. Strasznym jest, jak daleko może posunąć się człowiek w swej zbrodniczej działalności, gdy kieruje nim ideologia.
W końcu doszło do spotkania między nim a towarzyszką.
— Ustaliłaś coś? Koleś nic nie powiedział, to było do przewidzenia. — powiedział, gdy z lasu wybiegły jego dwa, teraz absolutnie spokojne psy myśliwskie.
Hannibal Rookwood
Zawód : Łowca wilkołaków z grupy Sigrun, dystrybutor zwierzęcych ingrediencji
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Moja natura mówi głośniej
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Gdy otworzyłam drzwi, moim oczom ukazał się obrazek, który ktoś mógłby określić za brutalny. Ciskanie ciałem o ciało, truchło dziecka straszące ojca, krew, ból. Obserwowałam to wszystko z pewnej odległości, pozwalając Hannibalowi się wyszaleć. Krzyk mężczyzny rozerwał ciszę, a po moich plecach przeszedł dreszcz. Nie ze względu na to, że było mi szkoda, bo nie było. Martwiło mnie to, jak wielu potencjalnych obrońców tej parki mógł ściągnąć alarm wszczęty przez ojca. - Silencio - mruknęłam pod nosem, celując w niego. Za chwilę kobieta miała zostać wybita z Regressio, powrócić do swojej normalnej formy, więc trzeba było się pospieszyć. Nie patrzyłam już w jego stronę, dopiero gdy rzucanie się o glebę ustało, otworzyłam usta. - Następnym razem wycisz ofiarę, nie chcemy alarmu w okolicy - powiedziałam spokojnie, przyglądając się trupom leżącym w makabrze na ziemi. - Mobilicorpus - kolejne zaklęcie uderzyło w matkę tego dziecko, a z moją różdżką jej ciało powędrowało aż na sam środek tej krwawej jatki. - Drętwota - wypuściłam ostatni już na dziś czar, a przynajmniej taką miałam nadzieję, w ciało kobiety, które od razu spięło się i zesztywniało. Nigdy nie byłam fanką spuszczania krwi, usilnego spijana życia. Wolałam zabawy nieco spokojniejsze, cichsze, ze skutkiem takim, aby włosy stanęły dęba. Mieliśmy zatem inne style z Hannibalem. Osłabiona kobieta będzie leżeć tam odrętwiała, wzrok mając skupiony na martwym dziecku i mężu, a gdy się przebudzi i będzie próbowała uciekać — umrze. - Tak, wszystko - odpowiedziałam na pytanie, czy udało mi się ustalić cokolwiek. Kobieta bardzo łatwo wyśpiewała prawdę, zwodzona przekonaniem, że ocalimy jej dziecko. W tym czasie jednak mord dokonywał się tuż obok. Zagranie Hannibala było wyjątkowo ryzykowne i szanse, że się opłaci, było niskie, jednak widocznie mężczyzna miał trochę szczęścia. Okolica wydawała się spokojna, szum wiatru ponaglał nas jednak, aby stąd odejść i to jak najszybciej. - Wyczyść buty, zanim odejdziemy, spójrz... Masz na nich juchę, o tam - wskazałam palcem na kałużę, po czym zaczęłam czyścić moje. Krew, jaka zostawała na podeszwach, mogła doprowadzić potencjalnych wrogów prosto do nas. Mnie teraz interesowały jednak jedynie dwie mugolki, ale nimi nie chciałam zajmować się w tej konkretnej sekundzie, musiałam odpocząć i lepiej się przygotować. Danutie i Dana miały hodować bydło i świeże warzywa, za ochronę dla nich i sąsiadów zapewniając byt martwej już rodzinie czarodziejów. Teraz nikt ich nie ochroni. Biedna parka razem z dzieciakiem wilkołakiem gryzła piach, a my musieliśmy powoli ewakuować się stąd. - Wiem, skąd biorą jedzenie, ale to nie temat na dzisiaj, muszę dać znać zleceniodawcy - w teorii mogliśmy nawet iść na kufel zimnego piwa po pracy i rozkoszować się pamiętanym zapachem ich krwi, ale było jeszcze sporo do zrobienia. - Dziękuję za pomoc - chociaż myślałam, że wilkołak będzie znacznie trudniejszym przeciwnikiem. Hannibal był dobry, pojedynkował się nieźle, a lekkie nieokrzesanie, czy obojętność na zachowanie ciszy, nie wydawały mi się jakąś tragiczną przeszkodą, aby nie kontynuować z nim współpracy w przyszłości. Teraz zostało nam tylko poczekać, aż sparaliżowana ofiara ocuci się siłą własnej woli. Potem będziemy musieli jeszcze ukryć ciała i posprzątać, aby do czasu odwiedzenia sióstr Danutie i Dany nikt niczego nie podejrzewał.
dobranoc panowie
Teacher says that I've been naughty, I must learn to concentrate. But the girls they pull my hair and with the boys, I can't relate. Daddy says I'm good for nothing, mama says that it's from him.
Nawet przez myśl mu nie przeszło, by odbierać sobie przyjemność słuchania palety tych dźwięków, począwszy od rozpaczy po ból iście piekielny. Słysząc zatem, jak dziewczę ucisza jego ofiarę, odwrócił głowę z krytycznym spojrzeniem. Miał minę psa, któremu ktoś właśnie wyrwał z pyska kość, lecz odpowiedział zaskakująco łagodnym tonem.
— Babka wypruła pizdę, jak zabiłem jej pasożyta ze dwa razy głośniej, niż skowyt tego śmiecia. Przez cały czas nikt nie pomógł im także rozprawić się z łupieżcami. W okolicy nikogo nie ma, a jeśli jest - brakuje mu odwagi, którą cieszyła się ta suka. — wyłożył wedle swej logiki, choć w słowach Rity mogło być ziarnko prawdy. Hannibala jednakże, targanego euforią po rzezi, opuścił racjonalizm i zdrowy rozsądek. Chciał chłonąć krzywdę tych szlam, sączyć ich krew wzrokiem jak pijawka. Nieco rozchmurzył się, kiedy ciało matki poleciało pomiędzy pozostałe. Czar Regressio w końcu prysnął, a spetryfikowana kobieta z przerażeniem i rozpaczą obserwowała dzieło Hannibala.
— Wyrodna kurwa matka. Oddałaś dziecko w ręce pierdolonego psychopaty, wiesz? Mieliśmy razem świetny ubaw. Jak myślisz, żyło jeszcze, kiedy ciskałem jego drobnym truchełkiem w starego? — roześmiał się teatralnie. — Zawodowo łowię takich, jak on. Żałuję, że nie miałem okazji ujrzeć jego przemiany, tak młodego okazu jeszcze na żywo nie widziałem. Psi chuj, że o takich nawet nie uczą! Dwa brudy spod pazura mniej, teraz pora na Ciebie. Wychędożyłbym Cię na zgliszczach tej masakry, jakbyś nie była szlamą, ale nawet w roli sekslalki jesteś do niczego. — przemawiał do sparaliżowanej kobiety, która odbierała wszelkie bodźce, lecz nie mogła literalnie zrobić nic. — Crucio.
Wtem ciało kobiety poczęło wić się w torturach. Gdyby była w stanie wypowiedzieć choćby słowo, byłoby to w tej chwili błaganie o śmierć. Nie sposób określić, jakiego bólu doświadczyła, ale spośród wszystkich trojga ucierpiała najbardziej - pod każdym względem. Przerwanie niewybaczalnego Cruciatusa nastąpiło, gdy czarownik w następstwie użył Coccineus na zwłokach jej dziecka, a ta zbryzgana zagotowaną krwią, wkrótce skonała z rozpaczy.
— No, zrekompensowałem sobie fatygę. — przyznał zaskakująco miłym tonem. Kurwa, lekkość, z jaką podejmował te działania, mogłaby wzbudzić najgorsze lęki nawet wśród antymugoli. — Przyjemność po mojej stronie. I nie wycieraj tych butów, przy sprzątaniu znowu utytłasz je krwią. Przecież nie zostawimy tak tego miejsca, jeśli zamierzasz tu wrócić. — złożył ramiona i raz jeszcze zerknął na efekty krwawej masakry, uświadamiając sobie, że nieco poszalał jak na pierwszy raz z obcą kobietą.
— Babka wypruła pizdę, jak zabiłem jej pasożyta ze dwa razy głośniej, niż skowyt tego śmiecia. Przez cały czas nikt nie pomógł im także rozprawić się z łupieżcami. W okolicy nikogo nie ma, a jeśli jest - brakuje mu odwagi, którą cieszyła się ta suka. — wyłożył wedle swej logiki, choć w słowach Rity mogło być ziarnko prawdy. Hannibala jednakże, targanego euforią po rzezi, opuścił racjonalizm i zdrowy rozsądek. Chciał chłonąć krzywdę tych szlam, sączyć ich krew wzrokiem jak pijawka. Nieco rozchmurzył się, kiedy ciało matki poleciało pomiędzy pozostałe. Czar Regressio w końcu prysnął, a spetryfikowana kobieta z przerażeniem i rozpaczą obserwowała dzieło Hannibala.
— Wyrodna kurwa matka. Oddałaś dziecko w ręce pierdolonego psychopaty, wiesz? Mieliśmy razem świetny ubaw. Jak myślisz, żyło jeszcze, kiedy ciskałem jego drobnym truchełkiem w starego? — roześmiał się teatralnie. — Zawodowo łowię takich, jak on. Żałuję, że nie miałem okazji ujrzeć jego przemiany, tak młodego okazu jeszcze na żywo nie widziałem. Psi chuj, że o takich nawet nie uczą! Dwa brudy spod pazura mniej, teraz pora na Ciebie. Wychędożyłbym Cię na zgliszczach tej masakry, jakbyś nie była szlamą, ale nawet w roli sekslalki jesteś do niczego. — przemawiał do sparaliżowanej kobiety, która odbierała wszelkie bodźce, lecz nie mogła literalnie zrobić nic. — Crucio.
Wtem ciało kobiety poczęło wić się w torturach. Gdyby była w stanie wypowiedzieć choćby słowo, byłoby to w tej chwili błaganie o śmierć. Nie sposób określić, jakiego bólu doświadczyła, ale spośród wszystkich trojga ucierpiała najbardziej - pod każdym względem. Przerwanie niewybaczalnego Cruciatusa nastąpiło, gdy czarownik w następstwie użył Coccineus na zwłokach jej dziecka, a ta zbryzgana zagotowaną krwią, wkrótce skonała z rozpaczy.
— No, zrekompensowałem sobie fatygę. — przyznał zaskakująco miłym tonem. Kurwa, lekkość, z jaką podejmował te działania, mogłaby wzbudzić najgorsze lęki nawet wśród antymugoli. — Przyjemność po mojej stronie. I nie wycieraj tych butów, przy sprzątaniu znowu utytłasz je krwią. Przecież nie zostawimy tak tego miejsca, jeśli zamierzasz tu wrócić. — złożył ramiona i raz jeszcze zerknął na efekty krwawej masakry, uświadamiając sobie, że nieco poszalał jak na pierwszy raz z obcą kobietą.
Hannibal Rookwood
Zawód : Łowca wilkołaków z grupy Sigrun, dystrybutor zwierzęcych ingrediencji
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Moja natura mówi głośniej
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
- Jeśli nie zaalarmował ich krzyk, to zaalarmuje ich jego kilkuminutowe jojecznie - odparłam, tak jakby było to oczywiste. Hannibal był w wyraźnej euforii, zachwycony tym, co mógł uczynić swojej ofierze, a ja nawet to rozumiałam. Nie wzięłam tu Rookwooda po to, aby pogłaskał ich pogłowie, po czym pozwolił żyć, a my nie odlecielibyśmy, rozsypując za sobą pyłek. Logiczne było, że musiało dojść do masakry, ale ja nie chciałam, aby ta masakra w końcu dotknęła i nas. Nigdy nie byłam pyszna, chociaż doskonale zdawałam sobie sprawę ze swoich umiejętności i tak też było tym razem. Mieliśmy przewagę, bo byliśmy dobrzy, ale to nie oznaczało, że zza drzewa nie wyrośnie zaraz ktoś lepszy. Obserwowałam więc do końca, jak rosły czarodziej znęca się nad kobietą, wyzywa ją i klnie jak szewc. Nie przeszkadzało mi to szczególnie, widziałam już gorsze rzeczy, ale tym razem sama stałam z boku, obserwując sytuację. Zdążyłam nawet nastawić sobie kości w palcach i nieco rozciągnąć biodro. Cóż za świetny obrazek do porannej jogi, brakowało jeszcze zachodzącego w tle słońca i drinka z palemką. Jakoś nie tęskno mi było za wakacjami, nie wiem właściwie kiedy ostatnim razem byłam na porządnych wakacjach. Może powinnam zabrać Cassandrę i dzieci i wylecieć gdzieś, może do Hiszpanii? Przewróciłam jeszcze oczami na te wszystkie obelgi Hannibala, jakie leciały w jej stronę. Oczywiście, musiał się wyżyć, mężczyźni tak mieli, to już zauważyłam, ale czy naprawdę na tej kobiecie, która właśnie nie mogła zmrużyć powiek i musiała obserwować truchła jej syna i męża, nazywanie jej kurwą, albo szlamą robiło wrażenie? Wolałam skończyć to jak najszybciej, przed nami było jeszcze sporo pracy, a nie było mowy, abym sprzątała ten syf sama. Niewybaczalny czar i śmierdząca, gotowana krew. Nie powiem, że nie robiło to na mnie wrażenia... Miałam ochotę zrzygać się na nich, bo smród był nieziemski i trudny do zniesienia. Skończyłam więc wycierać buty i ponownie podniosłam na niego wzrok. - Jestem staranna, zobaczysz, że nie pobrudzę - powiedziałam z uśmiechem, jakbym rzucała mu jakieś wyzwanie, kto wyjdzie z tego pojedynku z czystszymi butami. Na Nokturnie nie widywano pucybutów, ale może powinni zająć tam kilka miejsc. Z drugiej jednak strony... Kto chciałby dotykać tego syfu, co spływał tamtejszym rynsztokiem. - Evanesco - wycelowałam różdżką w ślady dookoła, powoli przechodząc jeszcze do domu, aby pozbyć się z terenu każdego mojego jednego włoska. - Vestitio - nieszczególnie lubiłam transmutację, ale to zaklęcie pamiętał, bo uczyli nas go na kursach w stylu "Jak nie zostać wykrytym". Gdy wszystko było gotowe, a teren wydawał się być posprzątany spojrzałam na kupę ciał, teraz w formie krwawej brei. Obrzydliwe... Żołądek chciał mi się wykręcić na drugą stronę, ale to nie widok... Cholera, nie przez widok. Przez ten okropny zapach ugotowanej krwi. Śmierdziało gorzej niż cały Nokturn razem wzięty. - Z tym odorem zwierzęta zjedzą ich w ciągu kilku dni - i dowody zbrodni znikną, chociaż nie wiedziałam sama, kto niby miałby nas szukać. - Cholera - dostrzegłam na bucie jedną małą plamkę krwi, którą od razu starłam.
dobranoc panowie
Teacher says that I've been naughty, I must learn to concentrate. But the girls they pull my hair and with the boys, I can't relate. Daddy says I'm good for nothing, mama says that it's from him.
W tej chwili nie miał w intencji robienia na nikim wrażenia. Napawał się okrucieństwem w euforycznej ekstazie, która ogarniała jego ciało, umysł, jeśli w nią wierzyć - również duszę. Czarna magia odcisnęła piętno na chorym rozumie i można było odnieść wrażenie, jak kojący wpływ na brodacza ma ta krwawa farsa. Skończył dopiero kiedy wybawił się po wsze czasy i rozbryzgnął dziecięce truchło na jej ciało.
Paskudna sprawa.
— Na ogół preferuję mokrą robotę, jak sama widziałaś... ale spróbować nie zaszkodzi. — wlazł butami do kałuży i przykucnął ostrożnie, obmywając buciska. Nie wiedzieć czemu, jeden z psów - ten, który uciekł - upodobał sobie akurat ten moment, by do Rookwooda podejść i wylizać jego dłonie, jak gdyby w geście przeprosin. Jak słodko i ckliwie, pomyślał Hannibal. Na te zwierzęta nie potrafił się złościć. Psiaki prędko wgramoliły się do kałuży zachęcone głaskaniem, a chwilę później wesoło bawiły się już ze sobą w psiego ganianego. Facet mógł pomóc dziewczynie w dokończeniu dzieła.
— Zaraz będzie tu czyściej niż w moim domu. Evanesco. — zainkantował, a plamy krwi stopniowo zaczęły zanikać. Do odoru był już chyba przyzwyczajony, bo niewiele sobie z niego robił... Można po tym wnioskować, że chyba często korzystał z tego zaklęcia. — No, to sprzątanie mamy za sobą. Któraś głodna? — nie omieszkał powstrzymać się przed odrobiną czarnego humoru. Spojrzał na zwłoki, kolejno zebrane psiny, posyłając Ricie wymowne spojrzenie. — No patrz, wszyscy syci. W każdym razie gdybyś potrzebowała pomocy z podobną robotą, raczej wiesz, jak do mnie dotrzeć. Nieźle się uzupełniamy, praca z Tobą to czysta przyjemność. — zagadnął dziewczynę ze szczerą sympatią. Pomyślał, czy by jej nie zaprosić na kufel chłodnego, lecz wspominała już, że nie będzie miała czasu. Miał za to inną propozycję. — Jak będziesz miała ochotę najebać się w sztok... albo chociaż spędzić wieczór przy kufelku ale, to się odezwij. Przyjadę choćby do Londynu, czasami przyda mi się ludzkie towarzycho. — gwizdnął, by zwierzęta się zebrały i ruszył w stronę najbliższego miasta, by uraczyć podniebienie chłodnym browarem.
ztx2
Paskudna sprawa.
— Na ogół preferuję mokrą robotę, jak sama widziałaś... ale spróbować nie zaszkodzi. — wlazł butami do kałuży i przykucnął ostrożnie, obmywając buciska. Nie wiedzieć czemu, jeden z psów - ten, który uciekł - upodobał sobie akurat ten moment, by do Rookwooda podejść i wylizać jego dłonie, jak gdyby w geście przeprosin. Jak słodko i ckliwie, pomyślał Hannibal. Na te zwierzęta nie potrafił się złościć. Psiaki prędko wgramoliły się do kałuży zachęcone głaskaniem, a chwilę później wesoło bawiły się już ze sobą w psiego ganianego. Facet mógł pomóc dziewczynie w dokończeniu dzieła.
— Zaraz będzie tu czyściej niż w moim domu. Evanesco. — zainkantował, a plamy krwi stopniowo zaczęły zanikać. Do odoru był już chyba przyzwyczajony, bo niewiele sobie z niego robił... Można po tym wnioskować, że chyba często korzystał z tego zaklęcia. — No, to sprzątanie mamy za sobą. Któraś głodna? — nie omieszkał powstrzymać się przed odrobiną czarnego humoru. Spojrzał na zwłoki, kolejno zebrane psiny, posyłając Ricie wymowne spojrzenie. — No patrz, wszyscy syci. W każdym razie gdybyś potrzebowała pomocy z podobną robotą, raczej wiesz, jak do mnie dotrzeć. Nieźle się uzupełniamy, praca z Tobą to czysta przyjemność. — zagadnął dziewczynę ze szczerą sympatią. Pomyślał, czy by jej nie zaprosić na kufel chłodnego, lecz wspominała już, że nie będzie miała czasu. Miał za to inną propozycję. — Jak będziesz miała ochotę najebać się w sztok... albo chociaż spędzić wieczór przy kufelku ale, to się odezwij. Przyjadę choćby do Londynu, czasami przyda mi się ludzkie towarzycho. — gwizdnął, by zwierzęta się zebrały i ruszył w stronę najbliższego miasta, by uraczyć podniebienie chłodnym browarem.
ztx2
Hannibal Rookwood
Zawód : Łowca wilkołaków z grupy Sigrun, dystrybutor zwierzęcych ingrediencji
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Moja natura mówi głośniej
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
|18.08.1958
Zdawało się, że kwestia zachwiania magii wynikała z tego, że na ziemię spadły meteoryty i nic się z tym nie dało zrobić. Jednak lady Burke chciała mieć pewność, że tak właśnie było. Jeżeli pozna podłoże i będzie wiedziała jak radzić sobie z tym problemem, o wiele łatwiej przyjdzie planowanie dalszych działań na ziemiach Durham. Poza tym lord nestor, a jej ojciec czekał na informacje od córki. Tym bardziej nie mogła pozwolić sobie na zwłokę w tym temacie.
Vergil Zabini, podobnie jak ona specjalizował się w geomancji, potrzebowała więc drugiej opinii, czy jej własne badania wykazały właściwe wyniki, czy niego nie przeoczyła. Od paru dni dręczyły ją koszmary, nie potrafiła ich wytłumaczyć niczym innym jak lękami umysłu lub przeczuciem, choć nie posiadała daru jasnowidzenia. Na razie jednak ignorowała brak snu - bowiem udawał się jej przespać ze trzy godziny, a to sprawiało, że mogła funkcjonować, choć nie tak jakby sobie tego życzyła.
-Panie Zabini. - Skinęła głową na powitanie kiedy czarodziej pojawił się w umówionym miejscu. Okolica była owiana złą sławą ze względu na legendę o rozbójniku, który pilnował tego mostu. Ona nigdy nie bała się tego miejsca, było wpisane w krajobraz Durham i jakim byłaby przedstawicielem rodu Burke, gdyby obawiała się ziemi, na której żyła. -Borykamy się z przedziwną anomalią, inaczej nie potrafię jej nazwać. - Przeszła od razu do sedna darując sobie grzecznościowy wstęp. Każdy teraz był zmęczony, żył na granicy własnej wytrzymałości. Jeść i żyć z czegoś trzeba było, a Vergil Zabini za swoją pomoc uzysk godziną zapłatę. -Chciałam spróbować wykryć żyłę magiczną, liczę na to, że to pomoże nam określić czy w tym miejscu jest jedynie zaburzenie przepływu magii, czy może żyła, z która już nic nie zrobimy. - Spojrzała uważnie na mężczyznę. -Liczyłam na pańską pomoc, panie Zabini.
Skierowała swoje kroki do okolicznych zabudowań jakie mieściły się przy moście. Nieduża wioska czarodziejska, w której nigdy nie zamieszkiwał żaden mugol. Nie wiele takich było w Durham, ale teraz tylko takie się ostały. Po ostatnim kataklizmie nie chciała, aby ludzie nie mogli odbudować swojego życia bez użycia magii, a jednak był jakiś problem. Magia w tym miejscu pulsowała, wyraźnie to wyczuwała, tylko jaka? Na to pytanie musieli znaleźć odpowiedź.
Zdawało się, że kwestia zachwiania magii wynikała z tego, że na ziemię spadły meteoryty i nic się z tym nie dało zrobić. Jednak lady Burke chciała mieć pewność, że tak właśnie było. Jeżeli pozna podłoże i będzie wiedziała jak radzić sobie z tym problemem, o wiele łatwiej przyjdzie planowanie dalszych działań na ziemiach Durham. Poza tym lord nestor, a jej ojciec czekał na informacje od córki. Tym bardziej nie mogła pozwolić sobie na zwłokę w tym temacie.
Vergil Zabini, podobnie jak ona specjalizował się w geomancji, potrzebowała więc drugiej opinii, czy jej własne badania wykazały właściwe wyniki, czy niego nie przeoczyła. Od paru dni dręczyły ją koszmary, nie potrafiła ich wytłumaczyć niczym innym jak lękami umysłu lub przeczuciem, choć nie posiadała daru jasnowidzenia. Na razie jednak ignorowała brak snu - bowiem udawał się jej przespać ze trzy godziny, a to sprawiało, że mogła funkcjonować, choć nie tak jakby sobie tego życzyła.
-Panie Zabini. - Skinęła głową na powitanie kiedy czarodziej pojawił się w umówionym miejscu. Okolica była owiana złą sławą ze względu na legendę o rozbójniku, który pilnował tego mostu. Ona nigdy nie bała się tego miejsca, było wpisane w krajobraz Durham i jakim byłaby przedstawicielem rodu Burke, gdyby obawiała się ziemi, na której żyła. -Borykamy się z przedziwną anomalią, inaczej nie potrafię jej nazwać. - Przeszła od razu do sedna darując sobie grzecznościowy wstęp. Każdy teraz był zmęczony, żył na granicy własnej wytrzymałości. Jeść i żyć z czegoś trzeba było, a Vergil Zabini za swoją pomoc uzysk godziną zapłatę. -Chciałam spróbować wykryć żyłę magiczną, liczę na to, że to pomoże nam określić czy w tym miejscu jest jedynie zaburzenie przepływu magii, czy może żyła, z która już nic nie zrobimy. - Spojrzała uważnie na mężczyznę. -Liczyłam na pańską pomoc, panie Zabini.
Skierowała swoje kroki do okolicznych zabudowań jakie mieściły się przy moście. Nieduża wioska czarodziejska, w której nigdy nie zamieszkiwał żaden mugol. Nie wiele takich było w Durham, ale teraz tylko takie się ostały. Po ostatnim kataklizmie nie chciała, aby ludzie nie mogli odbudować swojego życia bez użycia magii, a jednak był jakiś problem. Magia w tym miejscu pulsowała, wyraźnie to wyczuwała, tylko jaka? Na to pytanie musieli znaleźć odpowiedź.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Most oszustów
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Durham