Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Durham
Most oszustów
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Most oszustów
Niestabilny, chybotliwy most od wieków nietknięty niczyją ręką, wisi nad przepaścią, nad którą zawsze, niezależnie od pogody utrzymuje się gęsta mgła. Opary są tak zbite, że postawiwszy stopę na przejściu, nie da się wypatrzeć, jak wysoko nad ziemią się znajdujesz. Zanim Burke’owie zaprowadzili w Durham swoje porządki, most upodobał sobie okrutny rozbójnik, który zmuszał przejezdnych do zapłacenia mu wysokiego myta w zamian za przejazd, a kiedy już biedacy znajdowali się w połowie drogi, czarodziej zaklęciem przerywał liny i nieszczęśnicy ginęli, skręcając kark podczas upadku.
The member 'Rita Runcorn' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 34
'k100' : 34
| tury odbywają się jednocześnie.
Wren: 109/202 (63 tłuczone, 30 elektryczne), -20 do kości
Rita: 148/215 (24 cięte, 43 tłuczone), -15 do kości
Beldon: 41/80 (29 odmrożenia, 10 oparzenia), -20 do kości
Działające zaklęcia:
- casa aranea (ostatnia tura bez obrażeń)
Na całe szczęście grabieżca nie zdołał obronić się przed ich ofensywą, już po chwili powalony na ziemię, oblepiony pajęczyną, do której za chwilę zaczną nadciągać pająki. Dobrze mu tak. Wren nie mogła mieć pewności, czy to właśnie ich Rita potrzebowała tu odnaleźć, jednak bezpieczniej było wyciągnąć z niego mnogość informacji, jeśli jeszcze będzie w stanie je wykrztusić podczas własnej przytomności. Jego towarzysz miał przecież niewiele do powiedzenia. Nie otwierał oczu, jego klatka piersiowa zdawała się zamrożona w bezruchu, a to mogło zwiastować jedno... Czarownicy nie było go żal, wiedziała jedynie, że jego kompana należało unieruchomić, zamiast pozwolić mu podzielić ów los, przynajmniej na początku. - Drętwota - spróbowała dość silnego czaru pętającego ciało w żelaznym uścisku, pełna nadziei na to, że, mimo śladów obrażeń, jakie znaczyły oliwkową skórę, przez jej różdżkę nie przepłynie już wiązka żadnej tragedii. Dość miała klątw. Dość niepowodzeń, kompromitacji i wymierzania samej sobie policzków, tylko dlatego, że znawca łamania klątw zasnął na kilka tygodni w fotelu. Przez moment rozważała jeszcze, czy nie wesprzeć Rity zaklęciami leczniczymi; była w lepszej formie, mogła osiągnąć więcej, jeśli tylko dokuczające jej dolegliwości by minęły...
W tym czasie oszołomiony uderzającymi go w pierś zaklęciami mężczyzna spróbował wić się w pajęczynie. Znał działanie tego uroku, wiedział, że za chwilę nadejdą do niego głodne ośmionogi, byle tylko kąsać każdy kawałek odsłoniętego mięsa. Musiał coś z tym zrobić, uciekać, odnaleźć posiłki, a potem wytropić te jędze i wymierzyć im sprawiedliwość, odpłacić się pięknym za nadobne. Niestety fortuna zdawała się od niego odwrócić, choć szarpał się niemożebnie, wściekły, ledwie trzymający w ręku różdżkę. - Czego wy chcecie, suki? - wrzasnął, wyprowadzony z równowagi. Zamierzały konkurować z nimi o plony zebrane z okolicznej wioski? Jeszcze czego. Beldon z trudem zamachnął się i wymierzył w przypadkową sylwetkę, dodając gniewnie, - Deprimo!
1. drętwota
2. k8 na wybudzenie
3. deprimo
4. k8 na siłę deprimo
5. k10 na celowanie do postaci: parzyste rita, nieparzyste wren
Wren: 109/202 (63 tłuczone, 30 elektryczne), -20 do kości
Rita: 148/215 (24 cięte, 43 tłuczone), -15 do kości
Beldon: 41/80 (29 odmrożenia, 10 oparzenia), -20 do kości
Działające zaklęcia:
- casa aranea (ostatnia tura bez obrażeń)
Na całe szczęście grabieżca nie zdołał obronić się przed ich ofensywą, już po chwili powalony na ziemię, oblepiony pajęczyną, do której za chwilę zaczną nadciągać pająki. Dobrze mu tak. Wren nie mogła mieć pewności, czy to właśnie ich Rita potrzebowała tu odnaleźć, jednak bezpieczniej było wyciągnąć z niego mnogość informacji, jeśli jeszcze będzie w stanie je wykrztusić podczas własnej przytomności. Jego towarzysz miał przecież niewiele do powiedzenia. Nie otwierał oczu, jego klatka piersiowa zdawała się zamrożona w bezruchu, a to mogło zwiastować jedno... Czarownicy nie było go żal, wiedziała jedynie, że jego kompana należało unieruchomić, zamiast pozwolić mu podzielić ów los, przynajmniej na początku. - Drętwota - spróbowała dość silnego czaru pętającego ciało w żelaznym uścisku, pełna nadziei na to, że, mimo śladów obrażeń, jakie znaczyły oliwkową skórę, przez jej różdżkę nie przepłynie już wiązka żadnej tragedii. Dość miała klątw. Dość niepowodzeń, kompromitacji i wymierzania samej sobie policzków, tylko dlatego, że znawca łamania klątw zasnął na kilka tygodni w fotelu. Przez moment rozważała jeszcze, czy nie wesprzeć Rity zaklęciami leczniczymi; była w lepszej formie, mogła osiągnąć więcej, jeśli tylko dokuczające jej dolegliwości by minęły...
W tym czasie oszołomiony uderzającymi go w pierś zaklęciami mężczyzna spróbował wić się w pajęczynie. Znał działanie tego uroku, wiedział, że za chwilę nadejdą do niego głodne ośmionogi, byle tylko kąsać każdy kawałek odsłoniętego mięsa. Musiał coś z tym zrobić, uciekać, odnaleźć posiłki, a potem wytropić te jędze i wymierzyć im sprawiedliwość, odpłacić się pięknym za nadobne. Niestety fortuna zdawała się od niego odwrócić, choć szarpał się niemożebnie, wściekły, ledwie trzymający w ręku różdżkę. - Czego wy chcecie, suki? - wrzasnął, wyprowadzony z równowagi. Zamierzały konkurować z nimi o plony zebrane z okolicznej wioski? Jeszcze czego. Beldon z trudem zamachnął się i wymierzył w przypadkową sylwetkę, dodając gniewnie, - Deprimo!
1. drętwota
2. k8 na wybudzenie
3. deprimo
4. k8 na siłę deprimo
5. k10 na celowanie do postaci: parzyste rita, nieparzyste wren
it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
The member 'Wren Chang' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 54
--------------------------------
#2 'k8' : 7, 8, 2, 3, 2
--------------------------------
#3 'k100' : 31
--------------------------------
#4 'k8' : 5, 8, 7
--------------------------------
#5 'k10' : 9
#1 'k100' : 54
--------------------------------
#2 'k8' : 7, 8, 2, 3, 2
--------------------------------
#3 'k100' : 31
--------------------------------
#4 'k8' : 5, 8, 7
--------------------------------
#5 'k10' : 9
Irwin Greyback zapłaci mi za tę akcję nie tylko tytoniem, ale i pieniędzmi na nową bluzkę. Nie chciałam nawet patrzeć w stronę szmaty lecącej gdzieś na drzewa, wściekła jak źle toczył się ten pojedynek. Nawet jeśli miały jakąś przewagę, to sterczenie z cyckami na wierzchu tuż przy dziwnym opuszczonym moście oszustów, gdy niewiadomo kto kręcił się obok, było szalenie ryzykowne. Musiałam uspokoić myśli i dobrze zaplanować nasze dalsze ruchy. Nie było czasu na naradę, bo mężczyzna chociaż solidnie dostał, dalej gadał jak najęty. Wtedy dostrzegłam pająki, które zmierzając z lasu dotarły do założonej przeze mnie pajęczyny, obgryzając mięso jego łydek. Wiedziałam, że to kwestia czasu, aby go wykończyły. Może wystarczyło poczekać i popatrzeć jak ośmionagie stworzenia wykańczają tego samca alfa, ale niestety nie mogłam sobie na to pozwolić. Chciałam z jego głowy wydobyć informacje, a bez odpowiedniego przygotowania, nie byłoby to możliwe. Dlatego też odwróciłam się w stronę Wren. - Spróbuj to co ja, dasz sobie radę - powiedziałam, licząc na to, że kobieta rzuci Timorię, która była nieco łatwiejszym zaklęciem niż Drętwota. Teraz pozostało liczyć jedynie na szczęście, oraz na to, żeby moja spódnica nie zleciała z tyłka. Jeszcze wepchnę mu ją do gardła, gdy dociskając różdżkę do skroni będę przeglądać jego umysł, prześlizgując się po każdym fałdzie w mózgu, tak jakbym chciała go rozpieprzyć. Kolejny krok w przód, nie miałam już hamulców. Jego biedny kolega wyraźnie potrzebował pomocy, ale jej nie dostanie. - Chcę spojrzeć w twoją główkę i zobaczyć czyją matkę wczoraj ruchałeś, psie - powiedziałam celując w niego różdżką. - Drętwota - rzuciłam czar, licząc, że tan zadziała. Nie potrzebowałam go przytomnego, potrzebowałam go żywego. Byłam jednak porządnie osłabiona i potłuczona, zmarznięta, pocięta. Piekły mnie ręce, a osłonięte na wiatr rany pokazały swoje oblicze. Greyback był dobrym kolegą, który dobrze płacił, a Wren dostała właśnie idealny trening w terenie. Cud, miód i orzeszki, pozostało tylko leżeć i popijać drinki z palemką, niczym rasowe suki we Francji.
| tury odbywają się jednocześnie.
Wren: 109/202 (63 tłuczone, 30 elektryczne), -20 do kości
Rita: 148/215 (24 cięte, 43 tłuczone), -15 do kości
Beldon: 26/80 (29 odmrożenia, 10 oparzenia, 15 kąsane), -40 do kości
1. drętwota k100
2. U k8
| tury odbywają się jednocześnie.
Wren: 109/202 (63 tłuczone, 30 elektryczne), -20 do kości
Rita: 148/215 (24 cięte, 43 tłuczone), -15 do kości
Beldon: 26/80 (29 odmrożenia, 10 oparzenia, 15 kąsane), -40 do kości
1. drętwota k100
2. U k8
dobranoc panowie
Teacher says that I've been naughty, I must learn to concentrate. But the girls they pull my hair and with the boys, I can't relate. Daddy says I'm good for nothing, mama says that it's from him.
The member 'Rita Runcorn' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 48
--------------------------------
#2 'k8' : 8, 6, 5, 7, 8
#1 'k100' : 48
--------------------------------
#2 'k8' : 8, 6, 5, 7, 8
Nie była pewna, czy dodatkowe osłabienie mężczyzny było dobrym pomysłem. Timoria niosła ze sobą pewne obrażenia, a one, choć niewielkie, mogły zadziałać na ich niekorzyść, szczególnie, że z lasu nadeszły pająki i z ochotą rzuciły się na łatwą zdobycz. Zwinnie przemykały po pajęczynie i wgryzały się w odnalezione między materiałami ciało, wpełzając pod nogawki spodni, wydobywając z gardła nieszczęśnika kolejne spłoszone wrzaśnięcie. Nie to jednak pojmało większość uwagi Wren. Chcę spojrzeć w twoją główkę, wycedziła Rita, a Azjatkę prędko ogarnął gorąc sięgający od gardła w dół; uwielbiała na to patrzeć, na wdzieranie się do czyjegoś umysłu i plądrowanie sekretnych, prywatnych wspomnień, niezależnie od ich tematyki. Cornelius za każdym razem wyglądał podczas legilimencji na zachwyconego, owładniętego uniesieniem - i ona pragnęła pewnego dnia tego spróbować, choć z trudem dzieliłaby obowiązki między czarnomagiczne treningi a naukę zupełnie nowej umiejętności. To musiało poczekać. Ale w tym czasie nic nie stało na przeszkodzie, by podziwiała pracę innych... - Timoria - powtórzyła po kobiecie, finalnie dochodząc do wniosku, że wykonywanie poleceń podczas jej pracy było ruchem najprawdopodobniej najrozważniejszym. Nie zamierzała wchodzić jej w drogę, wiedziała o tym od początku, a nieszczęsny splot wydarzeń sprawił, że namieszała już wystarczająco.
Beldon w tym czasie zwijał się z bólu, nieporadnie próbując odegnać od siebie ośmionożne, wygłodzone kanalie, które rozpierzchły się pod fakturą jego ubrań i dokonywały na skórze bolesnych ugryzień. I jakby tego było mało, nieznajoma znajdująca się fizycznie w dużo lepszej kondycji groziła mu - legilimencją? Bzdura, żadna kobieta nie posiadłaby takiej umiejętności, a już na pewno nie odsłonięta przed jego wściekłym wzrokiem dziwka. - Zdechniesz zanim to zrobisz, kurwa - warknął przez mocno zaciśnięte zęby, palony każdym kolejnym ugryzieniem pająków. Mógł próbować z nimi rozmawiać, ale czy było warto? Czy cokolwiek dotrze? - Kim wy jesteście? Czego chc- do diabła, czego chcecie? Kto was tu przysłał?! - w jego głosie wyczuwalna była wzbierająca panika. Był zbyt osłabiony, by znów sięgnąć po magię, ale spróbował przynajmniej rzucić się w bok, byle tylko wyswobodzić się z pajęczyny. - Na cholerę ci moja głowa?! - zwrócił się jeszcze do Rity, coraz słabszy, chcący jedynie nie zdechnąć tu jak pies.
1. timoria
2. k8
3. próba wyswobodzenia się z casa aranea, st 65, zwinność 5 (razy dwa)
Beldon w tym czasie zwijał się z bólu, nieporadnie próbując odegnać od siebie ośmionożne, wygłodzone kanalie, które rozpierzchły się pod fakturą jego ubrań i dokonywały na skórze bolesnych ugryzień. I jakby tego było mało, nieznajoma znajdująca się fizycznie w dużo lepszej kondycji groziła mu - legilimencją? Bzdura, żadna kobieta nie posiadłaby takiej umiejętności, a już na pewno nie odsłonięta przed jego wściekłym wzrokiem dziwka. - Zdechniesz zanim to zrobisz, kurwa - warknął przez mocno zaciśnięte zęby, palony każdym kolejnym ugryzieniem pająków. Mógł próbować z nimi rozmawiać, ale czy było warto? Czy cokolwiek dotrze? - Kim wy jesteście? Czego chc- do diabła, czego chcecie? Kto was tu przysłał?! - w jego głosie wyczuwalna była wzbierająca panika. Był zbyt osłabiony, by znów sięgnąć po magię, ale spróbował przynajmniej rzucić się w bok, byle tylko wyswobodzić się z pajęczyny. - Na cholerę ci moja głowa?! - zwrócił się jeszcze do Rity, coraz słabszy, chcący jedynie nie zdechnąć tu jak pies.
1. timoria
2. k8
3. próba wyswobodzenia się z casa aranea, st 65, zwinność 5 (razy dwa)
it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
The member 'Wren Chang' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 72
--------------------------------
#2 'k8' : 6, 8, 7, 3, 5
--------------------------------
#3 'k100' : 67
#1 'k100' : 72
--------------------------------
#2 'k8' : 6, 8, 7, 3, 5
--------------------------------
#3 'k100' : 67
Zbyt wyraźnie było widać, że zaraz padnie. Dobrze, nie było czasu do stracenia. Chociaż mróz doskwierał, a mi zamarzały już palce u rąk. Nie miałam czasu, nie miałam siły i nie miałam ochoty w zabawę w kotka i myszkę. - Chodź tu - powiedziałam ostrzej do Wren, gdy przerwałam zaklęcie Casa Aranea, które spętało mężczyznę, a pająki rozeszły się na boki. Jeden nawet przeleciał pomiędzy moimi nogami, ale nie zwróciłam już na niego najmniejszej uwagi. Zbliżałam się, czując, jak spódnica zsuwa się z moich bioder, aż w końcu ostatnia nitka, na której się trzymała, ucieka, pękając. Lewą dłonią złapałam kawał szmaty, który kiedyś robił za moje odzienie i ścisnęłam w pięści. Stałam tam jedynie w ciężkich butach i białej bieliźnie, która zdecydowanie nie należała do tych seksownych. - Zamknij się - wypowiedziałam jeszcze, wciskając obolałemu i leżącemu mężczyźnie szmatę do ust, aby nie krzyczał, a lewą nogą stając na dłoń, w której trzymał różdżkę. Za nic miałam jego słowa, jego opór i jego niebezpieczne spojrzenie. Dla mnie był już tylko środkiem do celu, aby odkryć, co takiego dostrzegł Irwin, który koniecznie chciał przesłuchać jego kolegę. Kolega już nie żył, ale to nic, przecież z tego bandyty na pewno uda się coś wyciągnąć. - Wren, chodź. Przytrzymaj mi go - powiedziałam jeszcze, wpatrując się w źrenice mężczyzny. Nie chciałam wydawać rozkazów, jakby była jedynie żołnierzem, ale to była moja akcja i musiała to zrozumieć. Najważniejsze było, aby nie przeszkadzała, ale mogła się także na coś przydać. - Co tu robisz? - powiedziałam jeszcze tylko do faceta, kucając przy nim. Pieprzone zimno... Wszystko mi drętwiało. Czemu poprzednie zaklęcia nie wyszły? Przez te mrówki rozchodzące się po kończynach? - Co tu robisz - wypalilam, wiedząc, że dzięki temu w głowie mężczyzny pojawi się ta informacja. Nawet jeśli nie poda mi jej sam, to przecież na to istniały sposoby. Nie mógł się odezwać, zagryzając w ustach moją spódnicę, mogłabym już zacząć grzebać w jego głowie, musiałam jednak wykorzystać tę okazję, aby się skoncentrować. Nie mogłam skupiać się teraz na walce. Musiałam odpocząć.
| tury odbywają się jednocześnie, casa aranea przerwane.
Wren: 109/202 (63 tłuczone, 30 elektryczne), -20 do kości
Rita: 148/215 (24 cięte, 43 tłuczone), -15 do kości
Beldon: 11/80 (29 odmrożenia, 10 oparzenia, 30 kąsane), -60 do kości
| tury odbywają się jednocześnie, casa aranea przerwane.
Wren: 109/202 (63 tłuczone, 30 elektryczne), -20 do kości
Rita: 148/215 (24 cięte, 43 tłuczone), -15 do kości
Beldon: 11/80 (29 odmrożenia, 10 oparzenia, 30 kąsane), -60 do kości
dobranoc panowie
Teacher says that I've been naughty, I must learn to concentrate. But the girls they pull my hair and with the boys, I can't relate. Daddy says I'm good for nothing, mama says that it's from him.
Panujące dookoła zimno rzeczywiście dawało się we znaki coraz silniej. Wren odczuwała jego skutki nie tyle przez pryzmat rozerwanej koszuli i odsłoniętej piersi, ale także w miejscach, gdzie pękł materiał rajstop, odsłaniając oliwkową skórę. Na szczęście peleryna jakimś cudem wciąż utrzymywała się na jej rękach, zamotana rękawami wokół nadgarstków; widok Rity, z której żywioł zdarł także spódnicę, sprawił, że Azjatka ściągnęła z ramion ów czarny płaszcz i zarzuciła go na towarzyszkę. Legilimencja wymagała skupienia, czemu nie hołdowały późnojesienne powietrze i przeszywające ciało dreszcze. A zanim ruszyła w stronę ledwie dychającego mężczyzny, jej różdżka niespodziewanie skierowała się na Ritę, kiedy tylko znalazła się odpowiednio blisko, zawisnąwszy ostrawym szpicem tuż nad prawą łopatką. - Nie ruszaj się - poleciła ze spokojem. Rita winna wiedzieć, że nie miała wobec niej złych zamiarów. - Episkey - zaintonowała później czarownica, licząc, że chociaż drobne wsparcie medyczne zaoferowane na miejscu poprawi magiczny rezon kobiety. Inkantacja powinna zaleczyć powoli rozwijające się pod skórą siniaki. Powinna.
Dopiero potem przeszła za grabieżcę i chwyciła go mocno za barki, przyciskając do ziemi. Pająki odeszły, a miejsca, w które zostały przezeń pogryziony zaczęły powoli puchnąć; z pewnością odczuwał solidną dawkę bólu, jęczał pod nosem, ale trzymał się życia nawet mimo wetkniętej w gardło szmaty i perspektywy bólu skroni, jaki za chwilę miał go nawiedzić. Nikt nigdy nie spróbował na niej podobnych sztuczek, jednak po reakcjach swoich dziewcząt Wren wiedziała, że legilimencja była procesem niezwykle bolesnym. I poniekąd podniecającym, przynajmniej do oglądania. - Oszczędzaj siły. Po wszystkim wyczyścimy ci pamięć i ruszysz w swoją stronę - mruknęła beznamiętnie do Beldona, który wciąż próbował oswobodzić się z metaforycznych kajdan. Kłamstwo. Widział ich twarze, zaatakował je razem z Elphiasem, to oczywiste, że musiał zginąć - a jednak odchylił lekko głowę i spojrzał na nią z czymś na wzór dziwacznej nadziei. Nie chciał umierać, wiedziała, nikt nie chciał.
Nie odpowiedział słowem, ale w myślach Beldona jęły pojawiać się konkretne komunikaty wykrzesane przez pytania Runcorn. Mała osada skupiała w swoich granicach londyńskich uciekinierów, szczęśliwców, którym udało się zbiec ze stolicy zanim zamieszki rozgorzały w pełnej krasie; kobiety, mężowie i dzieci, bezwartościowi, brudni i skazani przez los na potępienie. Beldon i Elphias żerowali na ich zbiorach przynajmniej raz w tygodniu.
1. k100 na episkey
2. k8 na leczenie
Dopiero potem przeszła za grabieżcę i chwyciła go mocno za barki, przyciskając do ziemi. Pająki odeszły, a miejsca, w które zostały przezeń pogryziony zaczęły powoli puchnąć; z pewnością odczuwał solidną dawkę bólu, jęczał pod nosem, ale trzymał się życia nawet mimo wetkniętej w gardło szmaty i perspektywy bólu skroni, jaki za chwilę miał go nawiedzić. Nikt nigdy nie spróbował na niej podobnych sztuczek, jednak po reakcjach swoich dziewcząt Wren wiedziała, że legilimencja była procesem niezwykle bolesnym. I poniekąd podniecającym, przynajmniej do oglądania. - Oszczędzaj siły. Po wszystkim wyczyścimy ci pamięć i ruszysz w swoją stronę - mruknęła beznamiętnie do Beldona, który wciąż próbował oswobodzić się z metaforycznych kajdan. Kłamstwo. Widział ich twarze, zaatakował je razem z Elphiasem, to oczywiste, że musiał zginąć - a jednak odchylił lekko głowę i spojrzał na nią z czymś na wzór dziwacznej nadziei. Nie chciał umierać, wiedziała, nikt nie chciał.
Grabiliśmy mugolską wioskę niecałe dwie mile stąd.
Szlamy myślą, że są bezpieczne, ale tak nigdy nie jest.
Okradamy ich, ale w zamian pozwalamy żyć.
Schowaliśmy zapasy w starym młynie po drugiej stronie mostu.
Szlamy myślą, że są bezpieczne, ale tak nigdy nie jest.
Okradamy ich, ale w zamian pozwalamy żyć.
Schowaliśmy zapasy w starym młynie po drugiej stronie mostu.
Nie odpowiedział słowem, ale w myślach Beldona jęły pojawiać się konkretne komunikaty wykrzesane przez pytania Runcorn. Mała osada skupiała w swoich granicach londyńskich uciekinierów, szczęśliwców, którym udało się zbiec ze stolicy zanim zamieszki rozgorzały w pełnej krasie; kobiety, mężowie i dzieci, bezwartościowi, brudni i skazani przez los na potępienie. Beldon i Elphias żerowali na ich zbiorach przynajmniej raz w tygodniu.
1. k100 na episkey
2. k8 na leczenie
it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
The member 'Wren Chang' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 31
--------------------------------
#2 'k8' : 5
#1 'k100' : 31
--------------------------------
#2 'k8' : 5
Pojedynek nie szedł po naszej myśli, ale wydawało się, że nasze szanse są coraz większe. Nie miałam zresztą czasu na zabawę. Gdy Wren stwierdziła, że mam się nie ruszać, spojrzałam na nią z przymrużonymi oczami, gotowa, aby zaatakować. Dopiero gdy wypowiedziała czar, zrozumiałam. Sama nie miałam bladego pojęcia o zaklęciach leczniczych, ale słyszałam już ten czar u Cassandry. Z jej dłoni nigdy nie szkodził, z dłoni Chang co najwyżej nic nie zmienił. Oczy otworzyłam szerzej, próbując jej spojrzeniem dać do zrozumienia, że nie mamy czasu na nieudane próby. Było zimno, a ja byłam zmarznięta. Chciałam załatwić to co miałam do załatwienia, dobić faceta, a potem się ogrzać. Nie odpowiedział na moje pytania, ale odpowiedzieć zresztą nie mógł, będąc zakneblowanym. Wren była wiotka i niezbyt silna, ale osłabienie tego gnojka było wystarczające, ale mogła docisnąć go swoim ciałem. Stanęłam nad nim w rozkroku, wiedząc, że widzi nad sobą kobietę jedynie w bieliźnie, po czym usiadłam na jego brzuchu. Dwie roznegliżowane czarownice dociskające jego ciało do ziemi, musiał się podniecić. Czy to nie było marzeniem każdego pustego śmiecia? Lewą dłoń położyłam pod jego brodą, zaciskając na niej mocno palce, tak by wbiły się w skórę. - Mógłbyś się ogolić - przybliżyłam twarz do niego, różdżką celując prosto w krtań mężczyzny. - Kotku... - cichy śmiech powędrował do jego uszu. Wren kłamała, a ja wątpiłam, że w to uwierzył. Nie zostawimy go w spokoju i nie ruszy dalej, za ten perfidny atak na nas, będzie nikim, będzie gryzł ziemię i już ja się o to postaram. Podskoczyłam delikatnie, całym ciężarem ciała ponownie upadając prosto na jego brzuch. Szarpał nogami, ale był zbyt osłabiony, a ja czułam, jak jego biodra próbują oprzeć się o moje plecy. Nie uwolnisz się, glizdo ludzka. - Trzymaj go tak, aby mi nie przeszkadzał - przypomniałam Wren, własną różdżkę kierując do skroni mężczyzny. - Legilimens - wyszeptałam, przymykając jeszcze oczy, a dłoń opierając na jego torsie. Pod palcami czułam bicie serca, szybkie i nierówne. Będzie tylko gorzej, kotku. Lepiej, żebym w Twojej głowie nie zobaczyła Twoich pragnień, bo nie usiądę Ci na twarzy.
| tury odbywają się jednocześnie.
Wren: 109/202 (63 tłuczone, 30 elektryczne), -20 do kości
Rita: 148/215 (24 cięte, 43 tłuczone), -15 do kości
Beldon: 11/80 (29 odmrożenia, 10 oparzenia, 30 kąsane), -60 do kości
Celuję w pułap 51-70.
| tury odbywają się jednocześnie.
Wren: 109/202 (63 tłuczone, 30 elektryczne), -20 do kości
Rita: 148/215 (24 cięte, 43 tłuczone), -15 do kości
Beldon: 11/80 (29 odmrożenia, 10 oparzenia, 30 kąsane), -60 do kości
Celuję w pułap 51-70.
dobranoc panowie
Teacher says that I've been naughty, I must learn to concentrate. But the girls they pull my hair and with the boys, I can't relate. Daddy says I'm good for nothing, mama says that it's from him.
The member 'Rita Runcorn' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 68
'k100' : 68
Rita nie ułatwiała okłamywania jegomościa co do następnych minut. Byłoby łatwiej, gdyby zamiast ciskać się jak ryba wyjęta z wody po prostu uwierzył w uśmiech losu i pogodził się z ewentualną utratą pamięci, jednak ona wolała działać trochę inaczej i zamiast przytaknąć słowom Wren, zdecydowała się pewną namiętnością wpłynąć na zmieszanie przerażenia z pożądaniem. Miała do tego prawo, przecież to jej misja; Azjatka natomiast nie próbowała już swoich sił w następnym zaklęciu leczniczym. Zamiast tego skupiła się na przyciskaniu nieznajomego mężczyzny do ziemi, a biorąc pod uwagę fakt, że naturalnie nie miała zbyt wielkiej tężyzny, było to nie lada wyzwaniem. Zacisnęła usta w wąską linię i naparła na ramiona czarodzieja, byle tylko wprawić go w bezruch. W przypadku Corneliusa i jej dziewcząt wyglądało to inaczej, zazwyczaj spały podczas procesu legilimencji, wprawiane w otępienie zaklęciami uzdrawiającymi, ale tutaj miały do czynienia z rosłym, przestraszonym, chociaż mocno osłabionym oponentem. Warknął coś w odpowiedzi na słowa Runcorn, lecz kawałek materiału wepchnięty do gardła skutecznie blokował słowa, sprawiał, że przypominały zaledwie zwierzęce odgłosy, zamiast ludzkich odzywek.
- Z chęcią - wymruczała w odpowiedzi Chang, by zaraz potem uważnie przyjrzeć się twarzy Rity, która przygotowywała się do rzucenia czaru wprowadzającego ją w trans czyichś wspomnień, odczuć i sekretów. Wyglądała przy tym dość urzekająco, siedząca okrakiem na bezsilnym, ledwo żywym mężczyźnie, który jeszcze kilka chwil wcześniej próbował obezwładnić je w pojedynku. W płaszczu należącym do Wren narzuconym na jej ramiona, z podłym uśmiechem i różdżką przyciśniętą do gardła... Tak powinna wyglądać kobieta. Co prawda nie mogła równać się z Deirdre, ba, z nią równać nie mógł się nikt, ale to nic. W tej jednej chwili była piękna.
Beldon spróbował się szarpnąć, jednak zdołał co najwyżej na kilka milimetrów oderwać kark od ziemi, zanim Azjatka syknęła pod nosem i na powrót go do niej przycisnęła, pozwalając Ricie przejąć legilimencką inicjatywę.
- Poddaj się. Będzie mniej bolało, a jeśli nie wyprowadzisz jej z równowagi, gwarantuję ci, że odejdziesz stąd żywy - wycedziła chłodniej niż poprzednio. Na skroniach Beldona pojawiły się krople potu, a on wydawał się rozważać, czy przyjąć to wszystko z godnością, czy zebrać ostatek swoich sił, byle tylko próbować Ricie utrudnić wdarcie się do jego głowy. Wiedział, że znajdzie tam informacje, których będzie szukać - o wiosce i ich łupach, najpewniej, ale może niech po prostu wszystko to zabierze w cholerę i pozwoli mu odejść wolno...
- Z chęcią - wymruczała w odpowiedzi Chang, by zaraz potem uważnie przyjrzeć się twarzy Rity, która przygotowywała się do rzucenia czaru wprowadzającego ją w trans czyichś wspomnień, odczuć i sekretów. Wyglądała przy tym dość urzekająco, siedząca okrakiem na bezsilnym, ledwo żywym mężczyźnie, który jeszcze kilka chwil wcześniej próbował obezwładnić je w pojedynku. W płaszczu należącym do Wren narzuconym na jej ramiona, z podłym uśmiechem i różdżką przyciśniętą do gardła... Tak powinna wyglądać kobieta. Co prawda nie mogła równać się z Deirdre, ba, z nią równać nie mógł się nikt, ale to nic. W tej jednej chwili była piękna.
Beldon spróbował się szarpnąć, jednak zdołał co najwyżej na kilka milimetrów oderwać kark od ziemi, zanim Azjatka syknęła pod nosem i na powrót go do niej przycisnęła, pozwalając Ricie przejąć legilimencką inicjatywę.
- Poddaj się. Będzie mniej bolało, a jeśli nie wyprowadzisz jej z równowagi, gwarantuję ci, że odejdziesz stąd żywy - wycedziła chłodniej niż poprzednio. Na skroniach Beldona pojawiły się krople potu, a on wydawał się rozważać, czy przyjąć to wszystko z godnością, czy zebrać ostatek swoich sił, byle tylko próbować Ricie utrudnić wdarcie się do jego głowy. Wiedział, że znajdzie tam informacje, których będzie szukać - o wiosce i ich łupach, najpewniej, ale może niech po prostu wszystko to zabierze w cholerę i pozwoli mu odejść wolno...
it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Siedziałam na nim, ale nie odczuwałam z tego powodu żadnej przyjemności, co najwyżej satysfakcję z wykonanej pracy. Moja różdżka wbijała się przez jego skronie, ale to moc, którą chciałam na nim użyć, wkręcała się w jego mózg. Czułam, jak przez dłoń wraca do mnie, tym razem jednak pełna wspomnień, na których mi zależało. Obrazy przelatywały przed oczami, a ja wbiłam ją w skroń mocniej, aby zdradził mi swoje sekrety. Tak też się stało, bo chwilę później.
Grabiliśmy mugolską wioskę niecałe dwie mile stąd.
Szlamy myślą, że są bezpieczne, ale tak nigdy nie jest.
Okradamy ich, ale w zamian pozwalamy żyć.
Schowaliśmy zapasy w starym młynie po drugiej stronie mostu.
Oderwałam ją i wzięłam głęboki oddech. Mugolska wioska? - Daliście im żyć...? - zmrużyłam powieki i spojrzałam wściekła na niego. Sprzedali wartości krwi za trochę jedzenia? Za zapasy? Widziałam w jego wspomnieniach tych ludzi, tych samych Greyback chciał, abym znalazła. To oni chowali wilkołaka. Pierdolone szlamy. Ledwo dyszał, a ja wstałam z niego, następując jeszcze na palce. Nie było co zbierać, odniósł obrażenia, potrzebował uzdrowiciela, a tego w okolicy nie było. Ja stałam tam jednak naga, po tym jak nieudany czar Chang rozerwał moje ubrania. W pewnym momencie mogłoby mi być wszystko jedno, ale miałam jeszcze na tyle godności, aby nie paradować z cyckami na wierzchu po Durham. Poza tym było cholernie zimno. Rany na mojej skórze piekły. - Idziemy stąd - powiedziałam spokojnie, pewna, że wrócę do tej mugolskiej wioski, te dwie mile stąd. Musiałam tylko lepiej się przygotować. - Wystarczy tego treningu - sapnęłam, obserwując jeszcze, jak mężczyzna wydaje ostatnie tchnienia. Wsadzając różdżkę między zęby, zaczęłam go rozbierać z grubej sztruksowej marynarki, którą chwile potem narzuciłam sobie na grzbiet. Rozpięłam jego pasek od spodni i pociągnęłam je w dół, chociaż nie interesowało mnie co miał pod nimi. Dopiero gdy te ubrałam na siebie, czując się jak w wielkim worku po ziemniakach, dopiero wtedy mogłam wrócić do domu. Lepiej, żeby nikt mnie tak nie widział. Mężczyzna, którego zostawiałam tu tylko w bieliźnie, nie był do końca wrogiem, chociaż na pewno wyznawał wartości inne od moich. Ja nie sprzedałabym honoru za jedzenie.
zt x2
Grabiliśmy mugolską wioskę niecałe dwie mile stąd.
Szlamy myślą, że są bezpieczne, ale tak nigdy nie jest.
Okradamy ich, ale w zamian pozwalamy żyć.
Schowaliśmy zapasy w starym młynie po drugiej stronie mostu.
Oderwałam ją i wzięłam głęboki oddech. Mugolska wioska? - Daliście im żyć...? - zmrużyłam powieki i spojrzałam wściekła na niego. Sprzedali wartości krwi za trochę jedzenia? Za zapasy? Widziałam w jego wspomnieniach tych ludzi, tych samych Greyback chciał, abym znalazła. To oni chowali wilkołaka. Pierdolone szlamy. Ledwo dyszał, a ja wstałam z niego, następując jeszcze na palce. Nie było co zbierać, odniósł obrażenia, potrzebował uzdrowiciela, a tego w okolicy nie było. Ja stałam tam jednak naga, po tym jak nieudany czar Chang rozerwał moje ubrania. W pewnym momencie mogłoby mi być wszystko jedno, ale miałam jeszcze na tyle godności, aby nie paradować z cyckami na wierzchu po Durham. Poza tym było cholernie zimno. Rany na mojej skórze piekły. - Idziemy stąd - powiedziałam spokojnie, pewna, że wrócę do tej mugolskiej wioski, te dwie mile stąd. Musiałam tylko lepiej się przygotować. - Wystarczy tego treningu - sapnęłam, obserwując jeszcze, jak mężczyzna wydaje ostatnie tchnienia. Wsadzając różdżkę między zęby, zaczęłam go rozbierać z grubej sztruksowej marynarki, którą chwile potem narzuciłam sobie na grzbiet. Rozpięłam jego pasek od spodni i pociągnęłam je w dół, chociaż nie interesowało mnie co miał pod nimi. Dopiero gdy te ubrałam na siebie, czując się jak w wielkim worku po ziemniakach, dopiero wtedy mogłam wrócić do domu. Lepiej, żeby nikt mnie tak nie widział. Mężczyzna, którego zostawiałam tu tylko w bieliźnie, nie był do końca wrogiem, chociaż na pewno wyznawał wartości inne od moich. Ja nie sprzedałabym honoru za jedzenie.
zt x2
21 października 1957
Wróciłam tu, ale nie sama. Wren była dobrym kompanem do ćwiczeń, ale nie nadawała się do większych akcji, które wymagały sporo skupienia oraz, przede wszystkim, umiejętności. Od kiedy wczoraj, przegrzebując umysł tamtego idioty, dowiedziałam się, że ograbiali mugolską wioskę, która to jeszcze chroniła wilkołaka... To nie mogło się tak skończyć. Deportowałam się ponownie obok mostu oszustów, obserwując okolice. Musiałam przejść przez te popieprzoną kładkę i jeszcze nie zlecieć na dół, aby dostać się do tej wioski, ale najpierw oczekiwałam na mężczyznę, który miał mi pomóc. Według słów Sigrun był specjalistą jeśli chodziło o łapanie wilkołaków, a ja nie zamierzałam tykać się tych zwierząt. O ile mogłam tłuc mugolaków, zdrajców i zakonników, tak mieszańce nie leżały w mojej dziedzinie zainteresowań. Poza tym, przydatna była pomoc. - Cześć - powiedziałam, gdy dostrzegłam zarośniętego, dużego mężczyznę. Był kuzynem Augustusa, ale nigdy o nim nie rozmawialiśmy, zresztą... Ogólnie mało rozmawialiśmy. - Dziękuje za pomoc. Mam informacje, że za tym mostem - wskazałam palcem, na niezbyt stabilną kładkę. - Kryje się bojówka mugolska, która chowa tam wilkołaka - mówiłam cicho, ale i bardzo konkretnie, nie uważałam, że jest się nad czym rozwodzić. - Tamci dwaj - tym razem palcem wskazałam na zostawione tam wczoraj trupy. - Grabili te wioskę, ale pozwalali im żyć... To tereny Durham, nie powinno tu być ani jednego mugola - chwyciłam za miotłę, trzymając ją przy sobie. - Nie przelecimy w tej mgle... - wydukałam, niechętna do wejścia na ten most. Nie było jednak wyboru. Musieliśmy po prostu zrobić to ostrożnie. Szłam powoli, krok po kroku, obserwując, jak stara kładka rusza się i skrzypi. Zapewne powinnam teraz wyliczyć jej liczbę, może dzięki temu udałoby mi się lepiej przewidzieć przyszłość, jaka nas tam czekała. Choćbym bardzo chciała, to moje myśli nie wędrowały po rejonach numerologii, nie dzisiaj. Chociaż wiedziałam, że w domu czeka na mnie do przeczytania lektura... Różdżkę wciąż trzymałam w dłoni i zaciskałam mocno, na wypadek, gdyby most miał runąć. Przepaść wyglądała wyjątkowo nieprzyjaźnie. Przeprawa trwała dobre kilka minut, ale miałam wrażenie, że można byłoby pokonać most w zaledwie 30 sekund, gdyby nie wolne tempo poruszania się. Po drugiej stronie jednak podobno nie było mgły, czekać na nas za to mogli uzbrojeni mugole. Ja chciałam ich dorwać, naprawić błąd tamtych grabieżców.
[bylobrzydkobedzieladnie]
dobranoc panowie
Teacher says that I've been naughty, I must learn to concentrate. But the girls they pull my hair and with the boys, I can't relate. Daddy says I'm good for nothing, mama says that it's from him.
Ostatnio zmieniony przez Rita Runcorn dnia 20.07.21 22:28, w całości zmieniany 1 raz
Most oszustów
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Durham