Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja
Jezioro Loch Morar
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Loch Morar
Na dalekiej północy, w malowniczej Szkocji, leży jedno z licznych jezior - Loch Morar. Ma ponad dziewiętnaście kilometrów długości, a jego głębokość sięga ponad trzystu metrów, co czyni go najgłębszym jeziorem Wysp Brytyjskich.
Okolica zachwyca; wzgórza wokół Loch Morar są malownicze i zielone, co dziwi - w zdecydowanej większości niezamieszkałe. Nawet typowe dla Szkocji rude krowy trudno tu znaleźć. Być może za sprawą pogłosek, których od kilku dekad jest coraz więcej - mówią o potworze w głębinach zwanym Morag. Jego istnienie nie zostało jednak potwierdzone nawet przez czarodziejów.
Okolica zachwyca; wzgórza wokół Loch Morar są malownicze i zielone, co dziwi - w zdecydowanej większości niezamieszkałe. Nawet typowe dla Szkocji rude krowy trudno tu znaleźć. Być może za sprawą pogłosek, których od kilku dekad jest coraz więcej - mówią o potworze w głębinach zwanym Morag. Jego istnienie nie zostało jednak potwierdzone nawet przez czarodziejów.
The member 'Caelan Goyle' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 31
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#3 'k10' : 6
#1 'k100' : 31
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#3 'k10' : 6
Zachary wciąż niemal nic nie widział poza kilkoma punktami z kuli Lumos Maximy i tej koło głowy Caelana, ale udało mu trafić różdżką w Edgara - wsadził mi jej koniec w oko, przez co lord Burke poczuł lekki ból, ale już po chwili był zdecydowanie spokojniejszy, a szepty w jego głowie przycichły.
Caley poprawnie rzuciła zaklęcie. Kawałki drewna, które opadły niżej przy upadku Matthew, wzniosły się i scaliły z konstrukcją schodów; ten fragment wyglądał już na solidniejszy. Ona sama ruszyła dalej, nie informując mężczyzn o prostokątnej, nieruchomej plamie ciepła, którą ujrzała na ścianie.
Oczy Magnusa nie zmieniły swego kształtu, źrenice pozostały okrągłe, jego wzrok wciąż był ludzki; zaklęcie z obcej mu dziedziny było nieudane. Ruszył on za Caley, gdy ucichł już trzask scalających się desek. Podążali ostrożnie przed siebie w ciemnościach, czując się jednak coraz słabiej i słabiej. Caley dotarła niemal do Matthew, którego mogła dostrzec dzięki Oku Ślepego jako plamę ciepła; nie był jednak sam, obok niego stała podobna, o połowę jednak mniejsza. Za nią podążył Caelan, któremu nie udało się z powodzeniem rzucić zaklęcia oraz Magnus.
Sam Bott, nie sprawdzając najpierw, czy czerwona kula nie obłożona jest klątwą, bądź nie grozi mu w żadnej inny sposób, wyciągnął ku niej łapsko i mocno zacisnął. Ciszę we wnętrzu studni przecięło jak brzytwa głośne, wściekłe wycie, niepodobne do ludzkiego; na lewej ręce Botta zacisnęły się mocno długie, obślizgłe palce, a kula, którą trzymał zaczęła się szarpać. Była zimna i śliska w dotyku. Deska pod stopami Matta zaskrzypiała i pękła, a jego prawa noga zapadła się w nicość. W ciemnościach nie mógł nic dostrzec, ale przez mroki inne zmysły mężczyzny stały się dużo bardziej wyczulone - słyszał obok siebie płytki, szybki oddech.
Zaklęcie Edgara ponownie napełniło wszystkich członków wyprawy magicznymi mocami, poczuli przypływ nowej energii - za wyjątkiem jego samego. W tej samej chwili jednak deska pod nim pękła, a jego noga zapadła się w wyrwę; odłamki rozdarły materiał spodni i zraniły skórę boleśnie. Podobny los spotkał Zacharego, którego prawa noga zapadła się aż po kolano.
Przywołane świadomie, bądź przypadkowo źródła światła nie rozpraszały lepkiej, zimnej ciemności, która coraz silniej oddziaływała na każdego, kto znalazł się we wnętrzu studni. Czuli się przytłoczeni, zniechęceni, jakby brakowało im powietrza przez ucisk w klatce piersiowej; towarzyszyło im poczucie, że wcale nie chcą i nie mogą pójść dalej. Matthew usłyszał we własnej głowie stłumione szczeknięcie wściekłego psa.
- Twój syn urodził się martwy, panie... - szeptał Magnusowi do ucha znajomy głos uzdrowiciela, który sprawował pieczę nad małżonką lorda Rowle. - Nic nie mogliśmy zrobić... - mówił dalej.
W głowie Zacharego rozległy się krzyki pacjentów, których nie zdołał uratować, którzy zmarli na jego rękach. - Proszę, pomóż mi... - jęczała w agonii młoda dziewczyna, a lord Shafiq miał przed oczyma wyobraźni jej udręczoną twarz.
- Wszyscy dowiedzą się co zrobiłaś, Caley... - koło ucha Goylówny rozległ się jadowity szept jej zmarłego małżonka, Cedrica. - Myślisz, że to mogło ujść ci na sucho, ty głupia suko?
Ściany studni wciąż drżały przez anomalię, którą przywołało poprzednie zaklęcia Caelana, a on sam usłyszał krzyk dobiegający z dna studni; krzyk należący do Cilliana, jego małoletniego syna. - Ojcze?! Ojcze pomóż mi! - prosił błagalnie.
| Czas na odpis to 48h.
Każda tura w ciemnościach zadawać będzie 10 punktów obrażeń psychicznych.
Zaklęcie Pugno Febris zatrzymało działanie klątwy Febris na najbliższe 2 tury.
Zaklęcie Zacharego wyleczyło 13 punktów obrażeń psychicznych Edgara.
Magicus Extremos - Zachary, Caley, Magnus, Matthew, Caelan +11 1/3
Caley poprawnie rzuciła zaklęcie. Kawałki drewna, które opadły niżej przy upadku Matthew, wzniosły się i scaliły z konstrukcją schodów; ten fragment wyglądał już na solidniejszy. Ona sama ruszyła dalej, nie informując mężczyzn o prostokątnej, nieruchomej plamie ciepła, którą ujrzała na ścianie.
Oczy Magnusa nie zmieniły swego kształtu, źrenice pozostały okrągłe, jego wzrok wciąż był ludzki; zaklęcie z obcej mu dziedziny było nieudane. Ruszył on za Caley, gdy ucichł już trzask scalających się desek. Podążali ostrożnie przed siebie w ciemnościach, czując się jednak coraz słabiej i słabiej. Caley dotarła niemal do Matthew, którego mogła dostrzec dzięki Oku Ślepego jako plamę ciepła; nie był jednak sam, obok niego stała podobna, o połowę jednak mniejsza. Za nią podążył Caelan, któremu nie udało się z powodzeniem rzucić zaklęcia oraz Magnus.
Sam Bott, nie sprawdzając najpierw, czy czerwona kula nie obłożona jest klątwą, bądź nie grozi mu w żadnej inny sposób, wyciągnął ku niej łapsko i mocno zacisnął. Ciszę we wnętrzu studni przecięło jak brzytwa głośne, wściekłe wycie, niepodobne do ludzkiego; na lewej ręce Botta zacisnęły się mocno długie, obślizgłe palce, a kula, którą trzymał zaczęła się szarpać. Była zimna i śliska w dotyku. Deska pod stopami Matta zaskrzypiała i pękła, a jego prawa noga zapadła się w nicość. W ciemnościach nie mógł nic dostrzec, ale przez mroki inne zmysły mężczyzny stały się dużo bardziej wyczulone - słyszał obok siebie płytki, szybki oddech.
Zaklęcie Edgara ponownie napełniło wszystkich członków wyprawy magicznymi mocami, poczuli przypływ nowej energii - za wyjątkiem jego samego. W tej samej chwili jednak deska pod nim pękła, a jego noga zapadła się w wyrwę; odłamki rozdarły materiał spodni i zraniły skórę boleśnie. Podobny los spotkał Zacharego, którego prawa noga zapadła się aż po kolano.
Przywołane świadomie, bądź przypadkowo źródła światła nie rozpraszały lepkiej, zimnej ciemności, która coraz silniej oddziaływała na każdego, kto znalazł się we wnętrzu studni. Czuli się przytłoczeni, zniechęceni, jakby brakowało im powietrza przez ucisk w klatce piersiowej; towarzyszyło im poczucie, że wcale nie chcą i nie mogą pójść dalej. Matthew usłyszał we własnej głowie stłumione szczeknięcie wściekłego psa.
- Twój syn urodził się martwy, panie... - szeptał Magnusowi do ucha znajomy głos uzdrowiciela, który sprawował pieczę nad małżonką lorda Rowle. - Nic nie mogliśmy zrobić... - mówił dalej.
W głowie Zacharego rozległy się krzyki pacjentów, których nie zdołał uratować, którzy zmarli na jego rękach. - Proszę, pomóż mi... - jęczała w agonii młoda dziewczyna, a lord Shafiq miał przed oczyma wyobraźni jej udręczoną twarz.
- Wszyscy dowiedzą się co zrobiłaś, Caley... - koło ucha Goylówny rozległ się jadowity szept jej zmarłego małżonka, Cedrica. - Myślisz, że to mogło ujść ci na sucho, ty głupia suko?
Ściany studni wciąż drżały przez anomalię, którą przywołało poprzednie zaklęcia Caelana, a on sam usłyszał krzyk dobiegający z dna studni; krzyk należący do Cilliana, jego małoletniego syna. - Ojcze?! Ojcze pomóż mi! - prosił błagalnie.
| Czas na odpis to 48h.
Każda tura w ciemnościach zadawać będzie 10 punktów obrażeń psychicznych.
Zaklęcie Pugno Febris zatrzymało działanie klątwy Febris na najbliższe 2 tury.
Zaklęcie Zacharego wyleczyło 13 punktów obrażeń psychicznych Edgara.
Magicus Extremos - Zachary, Caley, Magnus, Matthew, Caelan +11 1/3
- Informacje:
1. Matthew: 161/216 (-30 kąsane. -20 psychiczne, -5 tłuczone), -10
2. Edgar: 202/223 (-9 kąsane, -7 psychiczne, -5 tłuczone)
3. Caley: 180/209 (-9 kąsane, -20 psychiczne), -5
4. Caelan: 203/230 (-7 kąsane, -20 psychiczne), -5
5. Magnus: 245/280 (-15 oparzenia, -20 psychiczne), -5
6. Zachary: 145/210 ( -40 gorączka, -20 psychiczne, -5 tłuczone) - Febris, -15
Ciemność otulała ją coraz ciaśniej; nawet gdy udało się naprawić schody, a Caley ruszyła powoli przed siebie, jej motywacja i zapał słabły z każdym krokiem. Powoli traciła ambicje na odnalezienie skarbu, dopadało ją zniechęcenie o dziwnie mrożącym krew w żyłach zabarwieniu. Na tym etapie wyprawy mogła podejrzewać – zwłaszcza zapoznawszy się wcześniej z zapiskami goblina i słowami Colberta – że studnia zawiera w sobie jakąś przedziwnie złowroga siłę, próbującą odegnać poszukiwaczy ukrytego kryształu. Czy oznaczało to, że znajdują się bliżej? Z jednej strony wciąż chciała przeć do przodu, z drugiej pragnęła powrócić czym prędzej, ogrzać się i w spokoju podziwiać inne kryształy, siedząc w fotelu przed kominkiem.
Zatrzymała się w pół kroku, gdy ciszę przeciął potworny krzyk, dobiegający z kondygnacji niżej. Czy była to anomalia jako skutek czyjegoś zaklęcia? Zasłoniła uszy, lecz hałas w końcu przebrzmiał.
Dotarła do miejsca, w którym wylądował Bott, ale szybko okazało się, że nie jest sam. Plama ciepła, o połowę mniejsza od jego własnej, stała tuż obok, a dzięki Oku Ślepego Goyle mogła dostrzec ją wyraźnie. Zanim jednak ostrzegła mężczyznę, kolejna deska zapadła się pod nim lecz na całe szczęście utrzymał się w wyrwie i nie spadł niżej.
Mimo obłapiającego ją zniechęcenia, chciała zareagować, już unosiła różdżkę, by rzucić kolejne zaklęcie, lecz wtedy szept Cedrika pojawił się tuż przy jej uchu, a Caley zamarła. Natychmiast spięła się cała, słysząc ten znienawidzony ton głosu, ale w tym jednym przypadku wiedziała przecież, że Spencer-Moona nie mogło być tu z nimi; skurwiele nie powstają z martwych.
- Z przyjemnością zrobiłabym to drugi raz – warknęła cicho, nie mogąc się powstrzymać przed odpowiedzią - Du jævla, svak mann – gdyby zobaczyła teraz jego twarz, splunęłaby prosto w nią.
Ojciec i Cedrik wzbudzali niegdyś jej strach, lecz prawdziwe przerażenie mogła wywołać już tylko jedna osoba; cała reszta była tylko nic nieznaczącym planktonem.
Ruszyła przed siebie, starając się wyminąć Botta i znaleźć się możliwie najdalej byłego męża, a najbliżej istoty, którą zamierzała pochwycić.
- Orbis! – wypowiedziała inkantację, celując w plamę ciepła, która wcześniej majaczyła tuż przy Matthew. Świetliste lasso powinno ujawnić choćby część sekretów tego miejsca.
Zatrzymała się w pół kroku, gdy ciszę przeciął potworny krzyk, dobiegający z kondygnacji niżej. Czy była to anomalia jako skutek czyjegoś zaklęcia? Zasłoniła uszy, lecz hałas w końcu przebrzmiał.
Dotarła do miejsca, w którym wylądował Bott, ale szybko okazało się, że nie jest sam. Plama ciepła, o połowę mniejsza od jego własnej, stała tuż obok, a dzięki Oku Ślepego Goyle mogła dostrzec ją wyraźnie. Zanim jednak ostrzegła mężczyznę, kolejna deska zapadła się pod nim lecz na całe szczęście utrzymał się w wyrwie i nie spadł niżej.
Mimo obłapiającego ją zniechęcenia, chciała zareagować, już unosiła różdżkę, by rzucić kolejne zaklęcie, lecz wtedy szept Cedrika pojawił się tuż przy jej uchu, a Caley zamarła. Natychmiast spięła się cała, słysząc ten znienawidzony ton głosu, ale w tym jednym przypadku wiedziała przecież, że Spencer-Moona nie mogło być tu z nimi; skurwiele nie powstają z martwych.
- Z przyjemnością zrobiłabym to drugi raz – warknęła cicho, nie mogąc się powstrzymać przed odpowiedzią - Du jævla, svak mann – gdyby zobaczyła teraz jego twarz, splunęłaby prosto w nią.
Ojciec i Cedrik wzbudzali niegdyś jej strach, lecz prawdziwe przerażenie mogła wywołać już tylko jedna osoba; cała reszta była tylko nic nieznaczącym planktonem.
Ruszyła przed siebie, starając się wyminąć Botta i znaleźć się możliwie najdalej byłego męża, a najbliżej istoty, którą zamierzała pochwycić.
- Orbis! – wypowiedziała inkantację, celując w plamę ciepła, która wcześniej majaczyła tuż przy Matthew. Świetliste lasso powinno ujawnić choćby część sekretów tego miejsca.
Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my
sinful will
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Caley Goyle' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 21
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 21
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Dalej nic nie widział, a ciemność powoli zlewała się w jedno z destrukcyjną pustką. Przebrzmiałą niechęcią, zwątpieniem, znakami zapytania, podważającą cały sens tej karkołomnej wyprawy. Nużyła go ta wędrówka, na języku czuł jakby gorzki popiół lęku i beznadziei, której nie potrafił się wyprzeć. Spowijający go mrok odbierał zdrowy rozsądek, wypełniając umysł błędnymi majakami, zwodzącymi na manowce. Jego zaklęcie nie podziałało - nie wykazał zaskoczenia, raczej rezygnację. Mierzył się z dziedziną, która od zawsze stanowiła jego piętę achillesową, cóż, nikt mu tego nie wypomni. Urok Caley za to zadziałał, a przynajmniej takie miał wrażenie. Zbici w ciasną gromadę mozolnie ruszyli się dalej, a przynajmniej do czasu kolejnych suchych trzasków pękających stopni. Pięknie.
Ktoś musiał coś zmajstrować, przy czym stawiał na Botta, bo on jedyny gdzieś przepadł i jego jedynego naprawdę nie widział spoza korowodu kilku głów. Odruchowo przyłożył dłonie do uszu, chroniąc je przed żałosnym wyciem, prawdziwie potępieńczym jękiem, wywołującym ciarki na odsłoniętym karku.
-Co to było, u diabła? - zawołał, przekrzykując postękiwanie - szyszymora? - pytająco rzucił w przestrzeń, pierwsze, co wpadło mu do głowy po wysłuchaniu tej straszliwej arii. Potępieńcze wycie, posępne zamczysko jako schronienie? Tylko że byli kurwa w Szkocji, a nie w pieprzonej Irlandii. Dzięki Edgarowi, Magnus na powrót poczuł, jak wstępują w niego siły, nieco równoważąc ogólne osłabienie. I dodając siły, do ryku sprzeciwu, który wydostał się z jego piersi, kiedy tylko posłyszał złowrogi szept uzdrowiciela. Nie było go tu, ale wyraźnie odbierał każde krótkie zdanie, mówiące o śmierci jego pierworodnego. To niemożliwe, Fearghas żył, urodził się zdrowy i silny, dlaczego więc podskórnie czuł, że sączone słowa niosą w sobie namiastkę prawdy?
-Łżesz - wrzasnął w ciemność, a kropelki śliny trysnęły mu z ust. Kłamca, podły kłamca, szalbierz i oszust. Nie wierzył w to, nie mógł uwierzyć, zostawił ich w domu razem, oddychających, bezpiecznych.
-Trzymajcie się teraz - przestrzegł pozostałych, stawiając wszystko na jedną kartę - Glisseo - powiedział miękko, celując w schody z zamiarem przemienienia ich w zjeżdżalnię. Im szybciej dotrą na dół, tym lepiej. Zbyt długo się tu zatrzymali, powoli zaczynał odchodzić od zmysłów.
-Edgarze, spróbuj z patronusem. Skoro nie lumos, to może czysta biała magia się temu oprze? - dodał jeszcze, sam nie mógł niestety pomóc, z względów oczywistych, przynajmniej dla niektórych z nich.
| w razie czego: ST utrzymania się na nogach to Tx2, zatem 2x0=0
Ktoś musiał coś zmajstrować, przy czym stawiał na Botta, bo on jedyny gdzieś przepadł i jego jedynego naprawdę nie widział spoza korowodu kilku głów. Odruchowo przyłożył dłonie do uszu, chroniąc je przed żałosnym wyciem, prawdziwie potępieńczym jękiem, wywołującym ciarki na odsłoniętym karku.
-Co to było, u diabła? - zawołał, przekrzykując postękiwanie - szyszymora? - pytająco rzucił w przestrzeń, pierwsze, co wpadło mu do głowy po wysłuchaniu tej straszliwej arii. Potępieńcze wycie, posępne zamczysko jako schronienie? Tylko że byli kurwa w Szkocji, a nie w pieprzonej Irlandii. Dzięki Edgarowi, Magnus na powrót poczuł, jak wstępują w niego siły, nieco równoważąc ogólne osłabienie. I dodając siły, do ryku sprzeciwu, który wydostał się z jego piersi, kiedy tylko posłyszał złowrogi szept uzdrowiciela. Nie było go tu, ale wyraźnie odbierał każde krótkie zdanie, mówiące o śmierci jego pierworodnego. To niemożliwe, Fearghas żył, urodził się zdrowy i silny, dlaczego więc podskórnie czuł, że sączone słowa niosą w sobie namiastkę prawdy?
-Łżesz - wrzasnął w ciemność, a kropelki śliny trysnęły mu z ust. Kłamca, podły kłamca, szalbierz i oszust. Nie wierzył w to, nie mógł uwierzyć, zostawił ich w domu razem, oddychających, bezpiecznych.
-Trzymajcie się teraz - przestrzegł pozostałych, stawiając wszystko na jedną kartę - Glisseo - powiedział miękko, celując w schody z zamiarem przemienienia ich w zjeżdżalnię. Im szybciej dotrą na dół, tym lepiej. Zbyt długo się tu zatrzymali, powoli zaczynał odchodzić od zmysłów.
-Edgarze, spróbuj z patronusem. Skoro nie lumos, to może czysta biała magia się temu oprze? - dodał jeszcze, sam nie mógł niestety pomóc, z względów oczywistych, przynajmniej dla niektórych z nich.
| w razie czego: ST utrzymania się na nogach to Tx2, zatem 2x0=0
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Magnus Rowle' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 90
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 90
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Syknął rozeźlony, kiedy koniec różdżki Zachary'ego wylądował w jego oku. Odruchowo zasłonił je dłonią, jakby to miało w jakikolwiek sposób zmniejszyć ból. Cały czas szczypało, a po policzku spłynęło mu parę łez, ale nagle wokół zapanowała cisza. Żadnych niepokojących szeptów. Podziękuje Shafiqowi, kiedy już wydostaną się z tego przeklętego zamczyska.
- Bott spadł? - Powtórzył zdziwiony za Cealenem, lecz wtedy dotarł do niego jego radosny krzyk i wszystko stało się jasne. - Ten zawsze musi coś spieprzyć - mruknął pod nosem, zastanawiając się, dlaczego musiał wylądować tutaj razem z tym pachołkiem (fakt, że sam niejako maczał w tym palce, pominął). Oby jeszcze okazał się przydatny.
- Możliwe - skwitował krótko pomysł Magnusa - nie znał się za dobrze na magicznych stworzeniach, więc nie potrafił dokładnie określić czy to może być prawda. Z jego ograniczonej wiedzy wynikało, że szyszymora krzyczy i wygląda jak starucha. Zwiastuje śmierć? Znaleźli się w tak beznadziejnej sytuacji, że wcale by się nie zdziwił gdyby komuś coś się stało. I jak na zawołanie jego noga zapadła się w spróchniałym schodku. Zignorował niezidentyfikowany krzyk, uznając go za szaleństwo Mangusa, ostrożnie wyciągając nogę z dziury. Musieli jak najszybciej zejść z tych schodów, bo zaraz się rozpadną. Nie chciał skończyć jak Bott.
- Zjeżdżalnia? Już straciłeś rozum? - Zareagował żywo na usłyszane zaklęcie, bo niby jak mieli stąd zjechać? Jak się zatrzymają? Z chęcią by na niego spojrzał i upewnił się, że nie oszalał przez te szepty, ale dalej nic nie widział. Ale kolejny pomysł Magnusa okazał się sprytniejszy - patronus mógłby być w stanie rozgonić tę, z pewnością czarnomagiczną, ciemność. Co prawda nie czuł się pewnie w tym zaklęciu, ale mógł spróbować. Zamknął oczy, próbując sobie wyobrazić, że wcale nie tkwi w ciasnym i ciemnym tunelu, na spróchniałych i stęchłych schodach, tylko na szerokiej otwartej przestrzeni, najlepiej pustyni. Powietrze jest świeże, gorące, organizm się poci, ale jest szczęśliwy. Na pewno szczęśliwszy niż tutaj. - Expecto patronum - wypowiedział cicho, machnąwszy odpowiednio różdżką.
- Bott spadł? - Powtórzył zdziwiony za Cealenem, lecz wtedy dotarł do niego jego radosny krzyk i wszystko stało się jasne. - Ten zawsze musi coś spieprzyć - mruknął pod nosem, zastanawiając się, dlaczego musiał wylądować tutaj razem z tym pachołkiem (fakt, że sam niejako maczał w tym palce, pominął). Oby jeszcze okazał się przydatny.
- Możliwe - skwitował krótko pomysł Magnusa - nie znał się za dobrze na magicznych stworzeniach, więc nie potrafił dokładnie określić czy to może być prawda. Z jego ograniczonej wiedzy wynikało, że szyszymora krzyczy i wygląda jak starucha. Zwiastuje śmierć? Znaleźli się w tak beznadziejnej sytuacji, że wcale by się nie zdziwił gdyby komuś coś się stało. I jak na zawołanie jego noga zapadła się w spróchniałym schodku. Zignorował niezidentyfikowany krzyk, uznając go za szaleństwo Mangusa, ostrożnie wyciągając nogę z dziury. Musieli jak najszybciej zejść z tych schodów, bo zaraz się rozpadną. Nie chciał skończyć jak Bott.
- Zjeżdżalnia? Już straciłeś rozum? - Zareagował żywo na usłyszane zaklęcie, bo niby jak mieli stąd zjechać? Jak się zatrzymają? Z chęcią by na niego spojrzał i upewnił się, że nie oszalał przez te szepty, ale dalej nic nie widział. Ale kolejny pomysł Magnusa okazał się sprytniejszy - patronus mógłby być w stanie rozgonić tę, z pewnością czarnomagiczną, ciemność. Co prawda nie czuł się pewnie w tym zaklęciu, ale mógł spróbować. Zamknął oczy, próbując sobie wyobrazić, że wcale nie tkwi w ciasnym i ciemnym tunelu, na spróchniałych i stęchłych schodach, tylko na szerokiej otwartej przestrzeni, najlepiej pustyni. Powietrze jest świeże, gorące, organizm się poci, ale jest szczęśliwy. Na pewno szczęśliwszy niż tutaj. - Expecto patronum - wypowiedział cicho, machnąwszy odpowiednio różdżką.
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Edgar Burke' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 92
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 92
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Powoli, uważając na trzeszczące złowieszczo deski, ruszył za Caley; miał już serdecznie dosyć oblepiającej ich ciemności, dochodzących z niej szeptów, które tylko przybierały na sile, nie wiedział jednak jak mieliby rozgonić ten mrok. Trzymał różdżkę w pogotowiu, choć trudno powiedzieć, by odkąd weszli do tej przeklętej studni, potrafił z niej zrobić użytek. Próba rzucenia Carpiene okazała się nieudana. Cóż, przynajmniej wstrząsy, które pojawiły się przy poprzednim zaklęciu, przestały już utrudniać dalszą drogę w dół - nie miał jednak pojęcia, czy było to działanie anomalii, zaklęć ochronnych zamczyska czy coś jeszcze innego.
Nie odpowiedział już Burke'owi; radosne krzyki Botta były najlepszym poświadczeniem, że to właśnie jego miał na myśli. Wtedy też studnię wypełniło przerażające, nieludzkie wycie, od którego Goyle skrzywił się szpetnie; odruchowo zasłonił uszy, nie mogąc pozbyć się skojarzenia ze spaczonymi przez anomalię syrenami, z którymi przyszło mu się mierzyć. Dosłyszał pytanie Magnusa, nie znał jednak na nie odpowiedzi; szyszymora? Możliwe. To jednak nie wróżyłoby zbyt dobrze.
Starał się stawiać kolejne kroki z ostrożnością, a jednocześnie nie zostawać w tyle; czuł naturalną potrzebę, by pilnować młodszej, mniej doświadczonej w takich wyprawach siostry. Słyszał trzaski kolejnych desek, dopóki jednak to nie jego noga zapadała się w ciemność, nie zamierzał przystawać. Zaczął oddychać szybciej i płycej, gdy usłyszał błagalny krzyk swego pierworodnego; wydawało mu się, że dobiegał gdzieś z dołu, z niższych kondygnacji studni.
- Cillian?! - odkrzyknął głośno, próbując dojrzeć coś w tej cholernej ciemności. Rozsądek podpowiadał mu, że przecież był w domu, w ich rodzinnej posiadłości; że nudził się w towarzystwie swej mdłej matki. To nie zmieniało jednak faktu, że serce Caelana zaczęło bić szybciej, że chciał jak najszybciej dostać się na dół, by przekonać się, czy to umysł płatał mu figla, czy faktycznie syn potrzebował jego pomocy. Jak przez mgłę dosłyszał głos Caley, słowa w obcym - lecz znanym mu - języku. Co tu się działo...?
Na powrót skupił się na idących za nim towarzyszach; usłyszał ostrzeżenie Rowle'a i komentarz Quentina, usłyszał też, jakich zaklęć się podjęli. Zjeżdżalnia...? Pomysł był szalony, jeśli jednak mógł im pomóc dostać się na dół szybciej... Goyle spróbował przygotować się do tej szalonej jazdy; przykucnął, przybrał bardziej odpowiednią pozycję, wszak zjeżdżanie na stojąco na pewno skończyłoby się spektakularnym upadkiem i wyciągnął przed siebie różdżkę, celując w ścianę studni.
- Mollio - burknął, mając nadzieję, że to pomoże, gdy w trakcie jazdy będą obijać się o kamienie. Wolał nie zastanawiać się, w jaki sposób zatrzymają się na końcu schodów.
Nie odpowiedział już Burke'owi; radosne krzyki Botta były najlepszym poświadczeniem, że to właśnie jego miał na myśli. Wtedy też studnię wypełniło przerażające, nieludzkie wycie, od którego Goyle skrzywił się szpetnie; odruchowo zasłonił uszy, nie mogąc pozbyć się skojarzenia ze spaczonymi przez anomalię syrenami, z którymi przyszło mu się mierzyć. Dosłyszał pytanie Magnusa, nie znał jednak na nie odpowiedzi; szyszymora? Możliwe. To jednak nie wróżyłoby zbyt dobrze.
Starał się stawiać kolejne kroki z ostrożnością, a jednocześnie nie zostawać w tyle; czuł naturalną potrzebę, by pilnować młodszej, mniej doświadczonej w takich wyprawach siostry. Słyszał trzaski kolejnych desek, dopóki jednak to nie jego noga zapadała się w ciemność, nie zamierzał przystawać. Zaczął oddychać szybciej i płycej, gdy usłyszał błagalny krzyk swego pierworodnego; wydawało mu się, że dobiegał gdzieś z dołu, z niższych kondygnacji studni.
- Cillian?! - odkrzyknął głośno, próbując dojrzeć coś w tej cholernej ciemności. Rozsądek podpowiadał mu, że przecież był w domu, w ich rodzinnej posiadłości; że nudził się w towarzystwie swej mdłej matki. To nie zmieniało jednak faktu, że serce Caelana zaczęło bić szybciej, że chciał jak najszybciej dostać się na dół, by przekonać się, czy to umysł płatał mu figla, czy faktycznie syn potrzebował jego pomocy. Jak przez mgłę dosłyszał głos Caley, słowa w obcym - lecz znanym mu - języku. Co tu się działo...?
Na powrót skupił się na idących za nim towarzyszach; usłyszał ostrzeżenie Rowle'a i komentarz Quentina, usłyszał też, jakich zaklęć się podjęli. Zjeżdżalnia...? Pomysł był szalony, jeśli jednak mógł im pomóc dostać się na dół szybciej... Goyle spróbował przygotować się do tej szalonej jazdy; przykucnął, przybrał bardziej odpowiednią pozycję, wszak zjeżdżanie na stojąco na pewno skończyłoby się spektakularnym upadkiem i wyciągnął przed siebie różdżkę, celując w ścianę studni.
- Mollio - burknął, mając nadzieję, że to pomoże, gdy w trakcie jazdy będą obijać się o kamienie. Wolał nie zastanawiać się, w jaki sposób zatrzymają się na końcu schodów.
paint me as a villain
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Caelan Goyle' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 2
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 2
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
No i chwyciłem to czerwoną kulkę, która potem...chwyciła mnie obślizgłym chwytem dłoni(?). Tak, tak było - nie zmyślam. Noga oczywiście znów zapadła się w drewnie. Ja pierdolę, chyba z dykty te schody na ślinę kleili. Do tego poniósł się wrzask, lecz do moich uszu dochodziło również miarowe sapanie. Lepka ciemność wgryzała się w skórę i szeptała(?). Z grymasem i sykiem obrzydzenia spróbowałem na początek wyrwać się z uścisku, wyrwać nogę z desek szarpliwym ruchem by potem zbiec, sturlać, zjechać, czy cokolwiek będzie mi dane zrobić na tych schodach byle tylko czym prędzej oddalić się od szczekliwego źródła dźwięku.
|Turlam na wyrwanie i jak powalony lecę w dół.
|Turlam na wyrwanie i jak powalony lecę w dół.
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
The member 'Matthew Bott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 94
'k100' : 94
Błagalne prośby dziewczyny zdawały się nasilać i odzwierciedlać jedno z tych niepowodzeń pracy uzdrowiciela, gdy nie umiał znaleźć skutecznego lekarstwa. Było ciemno i nie wiedział, czy działo się to naprawdę, czy tylko efekty zahamowanej gorączki i oblepiającego go zniechęcenia oraz powstającej słabości postanowiły razem zaatakować, próbując zepchnąć go w przepaść. Musiał coś z tym zrobić. Musiał zachować spokój. Tylko spokój miał rację bytu, by wszystko skończyło się pomyślnie.
Ostrożnie wyciągnął nogę spomiędzy desek, starając się znaleźć oparcie w rozpadających się schodach, chcąc złapać oddech, na który najwyraźniej nie mógł mieć chwili. Słyszał jedynie słowa pozostałych, utrzymując przy sobie te wypowiedziane przez Edgara, po których odwrócił gwałtownie głowę za siebie. Czy Magnus do reszty oszalał? Nie chciał myśleć o skutkach tego idiotyzmu, ale mógł spróbować je załagodzić, gdyby mieli jeszcze bardziej poobijać się w tej studni.
— Mollio — wymamrotał zaklęcie, kierując różdżkę na kamienną ścianę, w niej dopatrując się jednego z głównych powodów nabicia kolejnych siniaków, przyczyny coraz gorszego samopoczucia i wizji utknięcia na zdecydowanie zbyt długi czas.
Ostrożnie wyciągnął nogę spomiędzy desek, starając się znaleźć oparcie w rozpadających się schodach, chcąc złapać oddech, na który najwyraźniej nie mógł mieć chwili. Słyszał jedynie słowa pozostałych, utrzymując przy sobie te wypowiedziane przez Edgara, po których odwrócił gwałtownie głowę za siebie. Czy Magnus do reszty oszalał? Nie chciał myśleć o skutkach tego idiotyzmu, ale mógł spróbować je załagodzić, gdyby mieli jeszcze bardziej poobijać się w tej studni.
— Mollio — wymamrotał zaklęcie, kierując różdżkę na kamienną ścianę, w niej dopatrując się jednego z głównych powodów nabicia kolejnych siniaków, przyczyny coraz gorszego samopoczucia i wizji utknięcia na zdecydowanie zbyt długi czas.
Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about
I don't care about
the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Zachary Shafiq' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 41
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 41
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Caley nie zdecydowała się wyjawić mężczyznom sekretu nieruchomej plamy ciepła na ścianie, a niedługo później pozostawili ją bezpowrotnie za sobą.
- Tam, gdzie teraz trafisz to ja zajmę się tobą... Pożałujesz tego - szeptał do ucha kobiecie jej zmarły małżonek, jadowitym i nienawistnym tonem. Szept był tak realny, jakby Spencer-Moon naprawdę stał obok.
Matthew silnym, pewnym ruchem wyrwał rękę z uścisku obślizgłej dłoni. Czarownica stojąca za nim podjęła próbę pochwycenia niewysokiej istotny na magiczne lasso, lecz uniemożliwiły jej to ciemności - nie trafiła, czuła to, lina opadła na ziemię, Caley nie czuła żadnego oporu. Bott usłyszał za sobą wściekłe, agresywne szczeknięcia psa - i poczuł dreszcz przerażenia.
- On nie żyje, panie, nie było w nim krztyny magi... Charłak... - przemawiał do ucha Magnusa uzdrowiciel ze szczerym żalem i nutą politowania jednocześnie. Czy była większa hańba dla Śmierciożercy, niźli sprowadzenie na świat charłaka?
Koniec różdżki Magnusa rozbłysł silnym światłem, wyrwała się z niej wiązka zaklęcia, które wygładziło schody - zniknęły stopnie, zmieniając się w drewnianą zjeżdżalnię.
- Jestem tutaj, na dole, ojcze! - odkrzyknął Caelanowi głos jego syna.
Edgar z niezwykłą siłą rzucił zaklęcie. Natychmiast zmaterializował się przy nim srebrzysty sokół, promieniujący ciepłem i światłem, które podobnie jak i Lumos Maxina w niewielkim stopniu rozpraszało ciemność.
Gładka powierzchnia stała się zbyt stroma, by mogli zachować na niej równowagę. Zarówno Matthew, jak i Caley, Caelan, Magnus, Zachary i Edgar przewrócili się i natychmiast zaczęli osuwać w dół. Mieli szczęście, że żadne nie wypadło po za krawędź - nie mogli wiedzieć jak głęboka była studnia; być może nawet to lepiej, że ani Caelanowi, ani Zacharemu nie udało się z powodzeniem zaczarować drewnianej powierzchni, by uczynić ją śliską - sucha i twarda była bardziej stabilna, choć każdego bolały obtłuczone pośladki. Na szczęście nie wbiły się w nie żadne drzazgi. Im niżej się znajdowali, tym silniejsze było zniechęcenie i poczucie niemocy. Agonalne krzyki pacjentów Zacharego były coraz głośniejsze. Edgar usłyszał żałobne bicie dzwona.
- Pora by je pochować, panie... Aldora, Alnora... Cóż za tragedia... - cichy szept niemal wwiercał się w uszy nestora rodu Burke. Świetlisty sokół, który natychmiast znalazł się przy nim uciszył nieco ten głos.
Nikt nie był w stanie stwierdzić jak długo osuwał się na dół; ta dziwna podróż zdawała się trwać w nieskończoność - urwała się nagle i zaskakująco. Podłoże okazało się dziwnie miękkie, a przy tym dość wilgotne i wyjątkowo nierówne. Zanim jednak zdołaliście się podnieść, wokół nóg i tułowia Matthew, Caley, Caelana, Magnusa, Zacharego i Edgara zaczęły oplatać się silne macki, sięgając coraz wyżej i wyżej.
Patronus nestora rodu Burke krążył nad głowami czarodziejów i czarownicy; nie jaśniał tak mocnym światłem jak zawsze, ale jego silna, biała magia pozwoliła wam na ujrzenie macek - jedynie Zachary, dzięki dobrej znajomości zielarstwa, rozpoznał w nich śmiertelnie niebezpieczną roślinę: diabelskie sidła.
Matthew kątem oka dostrzegł złoty błysk w oddali. Wszyscy usłyszeli za to trzask łamanych kości. Cokolwiek chwyciło wcześniej Botta za rękę, padło ofiarą morderczych macek.
| Czas na odpis to 72h.
Każda tura w ciemnościach zadawać będzie 10 punktów obrażeń psychicznych.
Każda tura w uścisku diabelskich sideł zadaje 15 punktów obrażeń tłuczonych. ST wydostania się z uścisku diabelskich sideł wynosi 70, doliczana jest zwinność/sprawność x2 (liczona wyższa).
Zaklęcie Pugno Febris zatrzymało działanie klątwy Febris na najbliższą turę.
Magicus Extremos - Zachary, Caley, Magnus, Matthew, Caelan +11 2/3
- Tam, gdzie teraz trafisz to ja zajmę się tobą... Pożałujesz tego - szeptał do ucha kobiecie jej zmarły małżonek, jadowitym i nienawistnym tonem. Szept był tak realny, jakby Spencer-Moon naprawdę stał obok.
Matthew silnym, pewnym ruchem wyrwał rękę z uścisku obślizgłej dłoni. Czarownica stojąca za nim podjęła próbę pochwycenia niewysokiej istotny na magiczne lasso, lecz uniemożliwiły jej to ciemności - nie trafiła, czuła to, lina opadła na ziemię, Caley nie czuła żadnego oporu. Bott usłyszał za sobą wściekłe, agresywne szczeknięcia psa - i poczuł dreszcz przerażenia.
- On nie żyje, panie, nie było w nim krztyny magi... Charłak... - przemawiał do ucha Magnusa uzdrowiciel ze szczerym żalem i nutą politowania jednocześnie. Czy była większa hańba dla Śmierciożercy, niźli sprowadzenie na świat charłaka?
Koniec różdżki Magnusa rozbłysł silnym światłem, wyrwała się z niej wiązka zaklęcia, które wygładziło schody - zniknęły stopnie, zmieniając się w drewnianą zjeżdżalnię.
- Jestem tutaj, na dole, ojcze! - odkrzyknął Caelanowi głos jego syna.
Edgar z niezwykłą siłą rzucił zaklęcie. Natychmiast zmaterializował się przy nim srebrzysty sokół, promieniujący ciepłem i światłem, które podobnie jak i Lumos Maxina w niewielkim stopniu rozpraszało ciemność.
Gładka powierzchnia stała się zbyt stroma, by mogli zachować na niej równowagę. Zarówno Matthew, jak i Caley, Caelan, Magnus, Zachary i Edgar przewrócili się i natychmiast zaczęli osuwać w dół. Mieli szczęście, że żadne nie wypadło po za krawędź - nie mogli wiedzieć jak głęboka była studnia; być może nawet to lepiej, że ani Caelanowi, ani Zacharemu nie udało się z powodzeniem zaczarować drewnianej powierzchni, by uczynić ją śliską - sucha i twarda była bardziej stabilna, choć każdego bolały obtłuczone pośladki. Na szczęście nie wbiły się w nie żadne drzazgi. Im niżej się znajdowali, tym silniejsze było zniechęcenie i poczucie niemocy. Agonalne krzyki pacjentów Zacharego były coraz głośniejsze. Edgar usłyszał żałobne bicie dzwona.
- Pora by je pochować, panie... Aldora, Alnora... Cóż za tragedia... - cichy szept niemal wwiercał się w uszy nestora rodu Burke. Świetlisty sokół, który natychmiast znalazł się przy nim uciszył nieco ten głos.
Nikt nie był w stanie stwierdzić jak długo osuwał się na dół; ta dziwna podróż zdawała się trwać w nieskończoność - urwała się nagle i zaskakująco. Podłoże okazało się dziwnie miękkie, a przy tym dość wilgotne i wyjątkowo nierówne. Zanim jednak zdołaliście się podnieść, wokół nóg i tułowia Matthew, Caley, Caelana, Magnusa, Zacharego i Edgara zaczęły oplatać się silne macki, sięgając coraz wyżej i wyżej.
Patronus nestora rodu Burke krążył nad głowami czarodziejów i czarownicy; nie jaśniał tak mocnym światłem jak zawsze, ale jego silna, biała magia pozwoliła wam na ujrzenie macek - jedynie Zachary, dzięki dobrej znajomości zielarstwa, rozpoznał w nich śmiertelnie niebezpieczną roślinę: diabelskie sidła.
Matthew kątem oka dostrzegł złoty błysk w oddali. Wszyscy usłyszeli za to trzask łamanych kości. Cokolwiek chwyciło wcześniej Botta za rękę, padło ofiarą morderczych macek.
| Czas na odpis to 72h.
Każda tura w ciemnościach zadawać będzie 10 punktów obrażeń psychicznych.
Każda tura w uścisku diabelskich sideł zadaje 15 punktów obrażeń tłuczonych. ST wydostania się z uścisku diabelskich sideł wynosi 70, doliczana jest zwinność/sprawność x2 (liczona wyższa).
Zaklęcie Pugno Febris zatrzymało działanie klątwy Febris na najbliższą turę.
Magicus Extremos - Zachary, Caley, Magnus, Matthew, Caelan +11 2/3
- Informacje:
1. Matthew: 151/216 (-30 kąsane. -30 psychiczne, -5 tłuczone), -15
2. Edgar: 192/223 (-9 kąsane, -17 psychiczne, -5 tłuczone), -5
3. Caley: 170/209 (-9 kąsane, -30 psychiczne), -5
4. Caelan: 193/230 (-7 kąsane, -30 psychiczne), -5
5. Magnus: 235/280 (-15 oparzenia, -30 psychiczne), -5
6. Zachary: 135/210 ( -40 gorączka, -30 psychiczne, -5 tłuczone) - Febris, -15
- Mapa:
Mapa ma charakter poglądowy. Nie obowiązują na niej zasady poruszania się po kratkach stosowane przy pojedynkach.
Jezioro Loch Morar
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja