Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Cumberland
Tajny Bunkier
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Tajny Bunkier
Skryty w środku lasu bunkier wybudowany w czasach II Wojny Światowej. Po zaprzestaniu walk przejęty, zagospodarowany i dostosowany do potrzeb mugolskich bojowników. Bardzo trudno do niego trafić, jest pilnie strzeżony, a przypadkowi przechodnie są narażeni na atak strażników, którzy nieustannie patrolują okolice prowadząc regularne warty. Wszelkie pojazdy chowane są w bezpiecznej odległości, byle tylko odciągnąć uwagę od przesuwanej, masywnej płyty umożliwiającej wejście do środka.
Wszystko znajdujące się pod ziemią owiane jest tajemnicą.
Wszystko znajdujące się pod ziemią owiane jest tajemnicą.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Gubił się w tym, co widział. Płachta zsunęła się z kozetki, odsłaniając przed nim ciało – kobiece, doskonale znajome, a jednak jakby obce, zbyt blade, zbyt pozbawione życia, by mogło należeć do niej. Cofnął się do tyłu, prędko, prawie panicznie, łapiąc się obiema dłońmi za skronie i zaciskając powieki, chcąc w ten sposób odciąć się od stawianych mu przez jego własne myśli pułapek. Postać mężczyzny zniknęła – ale koszmar trwał nadal, realny i nierealny jednocześnie. Wiedział przecież, że nie miała prawa tu być – znajdowała się daleko, na ziemiach Carrowów, pod ich opieką i protektoratem – a jednak o jego czaszkę raz po raz obijało się uporczywe a co, jeśli? A co, jeśli się mylił? Jeżeli ją schwytali? Jeżeli to wszystko była jego wina, bo ściągnął na nią niebezpieczeństwo, wystawił na cel, rzucił podejrzenia? – Nie, nie, nie, nie, nie – powtarzał szybko, trochę mamrocząc, trochę podnosząc głos, kręcąc przy tym głową na boki, zupełnie jakby w ten sposób chciał otrząsnąć się ze złudzeń. Drzwi za jego plecami trzasnęły, otworzyły się inne – oczywiście, właz nie był wyjściem, jak mógł być aż taki głupi?
Zatrzymał się dopiero, gdy jego plecy uderzyły o chłodną ścianę za plecami, wyciągając go z chwilowego amoku. Otworzył oczy, tym razem uparcie nie patrząc w stronę kozetki, a zamiast tego podnosząc spojrzenie na otwarty właz, a później na metalową szafę, która również otworzyła się z trzaskiem. Podszedł do niej, szukając w środku czegokolwiek przydatnego, czegokolwiek, co odpowiedziałoby na jego pytania, lub – jeszcze lepiej – pomogło im się stąd wydostać. Jednocześnie przez cały czas walczył z natrętnymi, powracającymi myślami, starając się wyrównać oddech i własne serce, bijące teraz szaleńczo, jakby chciało wyrwać się z klatki piersiowej. Musiał zachować spokój; w pamięci wciąż miał szamotającego się po ich celi więźnia, powtarzającego w kółko te same wyrazy, zamkniętego w swojej własnej, pochłoniętej przez szaleństwo rzeczywistości.
| odporność psychiczna (+8)
Zatrzymał się dopiero, gdy jego plecy uderzyły o chłodną ścianę za plecami, wyciągając go z chwilowego amoku. Otworzył oczy, tym razem uparcie nie patrząc w stronę kozetki, a zamiast tego podnosząc spojrzenie na otwarty właz, a później na metalową szafę, która również otworzyła się z trzaskiem. Podszedł do niej, szukając w środku czegokolwiek przydatnego, czegokolwiek, co odpowiedziałoby na jego pytania, lub – jeszcze lepiej – pomogło im się stąd wydostać. Jednocześnie przez cały czas walczył z natrętnymi, powracającymi myślami, starając się wyrównać oddech i własne serce, bijące teraz szaleńczo, jakby chciało wyrwać się z klatki piersiowej. Musiał zachować spokój; w pamięci wciąż miał szamotającego się po ich celi więźnia, powtarzającego w kółko te same wyrazy, zamkniętego w swojej własnej, pochłoniętej przez szaleństwo rzeczywistości.
| odporność psychiczna (+8)
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
The member 'Percival Blake' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 93
'k100' : 93
A więc suczy syn, który postanowił wydać czarodziejów mugolom wabił się Clint. Burke rejestrował w pamięci każdy szczegół, chciał wyciągnąć ze strażnika jak najwięcej. Niestety, brak informacji na temat miejsca przetrzymywania ich różdżek oraz pozostałych artefaktów nie wróżył dobrze. Craig próbował zachować kamienną twarz, chociaż wewnątrz miał ochotę wrzasnąć na durnego mugola - szczególnie, kiedy ten postanowił zacząć stawiać warunki. Zwierzęta nie stawiały warunków - robiły to, co się im kazało!
- Jakie pytanie? - wiele kosztowało go przełknięcie swojej irytacji i wypowiedzenie tych słów neutralnym tonem. A gdy już dowiedział się, co tak trapiło mężczyznę, spojrzał mu prosto w oczy. Budził w nim strach, widział to. Normalnie by się z tego ucieszył, w końcu taka powinna być naturalna kolej rzeczy. Tym razem jednak, o dziwo, to łagodniejsze podejście lepiej zdało egzamin.
- Nie darzę was sympatią - odpowiedział, postanawiając zacząć od drugiej części pytania strażnika. Nie zamierzał kłamać akurat w tej kwestii, bo mimo wszystko spodziewał się, że nawet mugol jakiś rozum ma. Na pewno słyszał wcześniejsze krzyki Burke'a i już z nich dało się wywnioskować, że miłością to on raczej do niemagicznych nie pała. Craig postanowił także w tym momencie skorzystać z faktu, że został ze strażnikiem na korytarzu sam. Nie licząc Percivala, nie wiedział z kim został tu uwięziony - wszyscy zostali jednak zgarnięci z dyniobrania, a na tym przyjęciu raczej nie można było się pojawić przez przypadek. Nie chciał by inni ostrzegli o tym strażnika.
- Ale nigdy nikogo nie zabiłem. Ani czarodzieja, ani... osoby niemagicznej. Po co miałbym to robić - skłamał, mając nadzieję, ze jego słowa brzmiały gładko i przekonująco.
Kłamstwo II
- Jakie pytanie? - wiele kosztowało go przełknięcie swojej irytacji i wypowiedzenie tych słów neutralnym tonem. A gdy już dowiedział się, co tak trapiło mężczyznę, spojrzał mu prosto w oczy. Budził w nim strach, widział to. Normalnie by się z tego ucieszył, w końcu taka powinna być naturalna kolej rzeczy. Tym razem jednak, o dziwo, to łagodniejsze podejście lepiej zdało egzamin.
- Nie darzę was sympatią - odpowiedział, postanawiając zacząć od drugiej części pytania strażnika. Nie zamierzał kłamać akurat w tej kwestii, bo mimo wszystko spodziewał się, że nawet mugol jakiś rozum ma. Na pewno słyszał wcześniejsze krzyki Burke'a i już z nich dało się wywnioskować, że miłością to on raczej do niemagicznych nie pała. Craig postanowił także w tym momencie skorzystać z faktu, że został ze strażnikiem na korytarzu sam. Nie licząc Percivala, nie wiedział z kim został tu uwięziony - wszyscy zostali jednak zgarnięci z dyniobrania, a na tym przyjęciu raczej nie można było się pojawić przez przypadek. Nie chciał by inni ostrzegli o tym strażnika.
- Ale nigdy nikogo nie zabiłem. Ani czarodzieja, ani... osoby niemagicznej. Po co miałbym to robić - skłamał, mając nadzieję, ze jego słowa brzmiały gładko i przekonująco.
Kłamstwo II
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Craig Burke' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 39
'k100' : 39
Jackie wraz z Sigrun momentalnie ruszyły do różdżki, jednak większą zwinnością okazała się Rookwood, która pewnym ruchem chwyciła ją w dłoń. Rineheart zmuszona była pogodzić się z przegraną.
Fox bez trudu utrzymał przedmioty w dłoni. Magiczne światło zaklęcia rozbłysnęło w tajemniczym pomieszczeniu pozwalając obu aurorom wyrwać się z diabelskich sideł i złapać głęboki oddech. Macki rozstąpiły się na boki umożliwiając wyjście na korytarz, a także podejście do stolika, którego blat pozostawał pusty. Na regałach znajdujących się przy ścianie, także nie znajdowało się nic przyciągającego uwagę.
Powietrze nieznacznie zadrżało i stało się nieco cięższe nabierając mlecznobiałej barwy. Nie była ona jednak na tyle intensywna, aby klątwa mogła znajdować się w ów czterech ścianach. Frederick mógł mieć pewność, że coś było przeklęte, ale nie w jego pobliżu.
Percival wiedział, że tylko trzeźwość umysłu pozwalała mu uniknąć podzielenia losu z szaleńcem spotkanym w celi. Nieustanne zjawy były niczym namacalny koszmar, a smród dymu i coraz wyższa temperatura w pomieszczeniu tylko zwiększała poczucie niepokoju. Płomienie w środku włazu ugasiły się, osoba znajdująca się pod materiałem zniknęła i mężczyzna choć na moment mógł odetchnąć z ulgą.
W szafie znajdowały się liczne dokumenty w teczkach oraz niewielkich rozmiarów skrzynia. Była ona lekka i z łatwością można było ją podnieść, nie posiadała żadnych zdobień oraz kłódki tudzież zamka. W chwili, gdy skupił na niej wzrok poczuł za swymi plecami nietypowy, szczególnie dla ów miejsca, chłód, a powietrze nieprzyjemnie zadrżało.
-Nigdy nie doszedłem do tego jak ją otworzyć.- ochrypły głos wypełnił pokój, gdy tylko duch czarodzieja, który zginął w celi, rozsiadł się wygodnie na kozetce. Poza ubrudzonym, przedziurawionym na wylot w okolicy klatki piersiowej ubraniem oraz charakterystycznymi rysami twarzy, nie przypominał on niczym mężczyzny, którego śmierci Percival był świadkiem. -Podobno nikomu to się jeszcze nie udało.- westchnął rozglądając się na boki bystrym spojrzeniem. -Udało Ci się uwolnić z kajdan, nie było to wcale trudne prawda?- rzucił wyginając wargi w ciepłym uśmiechu. -Dla mnie też nie, ani dla nikogo innego. To nie przypadek. Szukajcie znaków przyjacielu, skupcie się. Macie moją mapę i zapewne już wiesz, że ukryłem tam wskazówki do elementów, które przybliżą wam cały obłęd tego miejsca. Czasem różdżka nie wystarczy, aby ujść z życiem. Ważna jest siła umysłu.- unosząc dłoń na wysokość głowy przyłożył palec do swej skroni. -Oni wykorzystają każdą waszą słabość, wiedzą o was więcej niżeli przypuszczasz.- stwierdził, a następnie przeniknął kozetkę w chwili, gdy chciał wstać. -Nie mogę do tego przywyknąć.- zrobił krok do przodu, a wszystko znajdujące się za nim wciąż było widoczne. -Pomógłbym Wam, ale Wy nie pomogliście mi.- rozłożył szeroko ręce w geście bezradności. -Do końca wierzyłem, że uda mi się jeszcze choć raz ujrzeć słońce i uśmiech mej ukochanej. Wkrótce miał urodzić mi się syn.- zbliżył się do Percivala zerkając w kierunku otwartej szafy. Wykazywał się spokojem, choć w jego oczach można było dostrzec smutek. -Tego wieczora napoili mnie nieznaną mi substancją i to przez nią mówiłem od rzeczy. Nigdy nie udało im się mnie złamać, nigdy nie stałem się obłąkany. Wystarczyła odrobina empatii i cierpliwości przyjacielu, a obecnie działalibyśmy wspólnie. Czarodzieje jednak mają to do siebie, że wierzą tylko w to, co widzą ich oczy i podpowiada instynkt.- dodał posyłając mu nieznaczny uśmiech, a następnie przeniknął przez szafy rozmywając się w powietrzu.
-Nie wiem.- odpowiedział strażnik, który uwierzył Burke. -Oni wciąż powtarzają, że pragniecie naszej zagłady.- dodał lustrując wzrokiem jego twarz. Czuł respekt, ale opanował nieco swoje emocje i strach. -Nie wiem nic o mgle. Czasem wypuszczają jakiś dym, jednak trudno rozpoznać jego właściwości. Czasem usypia, czasem truje.- wzruszył ramionami nie spuszczając wzroku z Craiga. -Joshua jest wariatem, ale nie chce was zabić.
Usłyszeliście momentalnie cichy szelest. Poprzez kratki przysufitowe znajdujące się w każdym pomieszczeniu zaczął wydobywać się biały dym, który bez trudu mogliście dostrzec. Wasze płuca zaczęły wypełniać się toksycznym powietrzem, a oddech stawał się coraz płytszy. Craig widział, że mugol z przerażeniem spojrzał ku górze i zaczął panicznie szukać czegoś w swym mundurze.
|
Trujący dym odbiera 20PŻ/tura.
Znalezione różdżki nie należą do was zatem nie obowiązują dodatkowe punty statystyk za takowe.
Do korzystania z radiotelefonu niezbędna jest biegłość mugoloznawstwa. Wyjątkiem jest sytuacja, kiedy osoba posiadająca ów biegłość pokaże drugiej jak go obsługiwać.
Pamiętajcie, że rzut na biegłość, statystykę, wypicie eliksiru i podniesienie różdżki liczone jest jako akcja.
Samuel - Veritas Claro - 3/5
Ze względu na święta czas na odpis przedłużamy do 25.12 godzina 19:00.
Fox bez trudu utrzymał przedmioty w dłoni. Magiczne światło zaklęcia rozbłysnęło w tajemniczym pomieszczeniu pozwalając obu aurorom wyrwać się z diabelskich sideł i złapać głęboki oddech. Macki rozstąpiły się na boki umożliwiając wyjście na korytarz, a także podejście do stolika, którego blat pozostawał pusty. Na regałach znajdujących się przy ścianie, także nie znajdowało się nic przyciągającego uwagę.
Powietrze nieznacznie zadrżało i stało się nieco cięższe nabierając mlecznobiałej barwy. Nie była ona jednak na tyle intensywna, aby klątwa mogła znajdować się w ów czterech ścianach. Frederick mógł mieć pewność, że coś było przeklęte, ale nie w jego pobliżu.
Percival wiedział, że tylko trzeźwość umysłu pozwalała mu uniknąć podzielenia losu z szaleńcem spotkanym w celi. Nieustanne zjawy były niczym namacalny koszmar, a smród dymu i coraz wyższa temperatura w pomieszczeniu tylko zwiększała poczucie niepokoju. Płomienie w środku włazu ugasiły się, osoba znajdująca się pod materiałem zniknęła i mężczyzna choć na moment mógł odetchnąć z ulgą.
W szafie znajdowały się liczne dokumenty w teczkach oraz niewielkich rozmiarów skrzynia. Była ona lekka i z łatwością można było ją podnieść, nie posiadała żadnych zdobień oraz kłódki tudzież zamka. W chwili, gdy skupił na niej wzrok poczuł za swymi plecami nietypowy, szczególnie dla ów miejsca, chłód, a powietrze nieprzyjemnie zadrżało.
-Nigdy nie doszedłem do tego jak ją otworzyć.- ochrypły głos wypełnił pokój, gdy tylko duch czarodzieja, który zginął w celi, rozsiadł się wygodnie na kozetce. Poza ubrudzonym, przedziurawionym na wylot w okolicy klatki piersiowej ubraniem oraz charakterystycznymi rysami twarzy, nie przypominał on niczym mężczyzny, którego śmierci Percival był świadkiem. -Podobno nikomu to się jeszcze nie udało.- westchnął rozglądając się na boki bystrym spojrzeniem. -Udało Ci się uwolnić z kajdan, nie było to wcale trudne prawda?- rzucił wyginając wargi w ciepłym uśmiechu. -Dla mnie też nie, ani dla nikogo innego. To nie przypadek. Szukajcie znaków przyjacielu, skupcie się. Macie moją mapę i zapewne już wiesz, że ukryłem tam wskazówki do elementów, które przybliżą wam cały obłęd tego miejsca. Czasem różdżka nie wystarczy, aby ujść z życiem. Ważna jest siła umysłu.- unosząc dłoń na wysokość głowy przyłożył palec do swej skroni. -Oni wykorzystają każdą waszą słabość, wiedzą o was więcej niżeli przypuszczasz.- stwierdził, a następnie przeniknął kozetkę w chwili, gdy chciał wstać. -Nie mogę do tego przywyknąć.- zrobił krok do przodu, a wszystko znajdujące się za nim wciąż było widoczne. -Pomógłbym Wam, ale Wy nie pomogliście mi.- rozłożył szeroko ręce w geście bezradności. -Do końca wierzyłem, że uda mi się jeszcze choć raz ujrzeć słońce i uśmiech mej ukochanej. Wkrótce miał urodzić mi się syn.- zbliżył się do Percivala zerkając w kierunku otwartej szafy. Wykazywał się spokojem, choć w jego oczach można było dostrzec smutek. -Tego wieczora napoili mnie nieznaną mi substancją i to przez nią mówiłem od rzeczy. Nigdy nie udało im się mnie złamać, nigdy nie stałem się obłąkany. Wystarczyła odrobina empatii i cierpliwości przyjacielu, a obecnie działalibyśmy wspólnie. Czarodzieje jednak mają to do siebie, że wierzą tylko w to, co widzą ich oczy i podpowiada instynkt.- dodał posyłając mu nieznaczny uśmiech, a następnie przeniknął przez szafy rozmywając się w powietrzu.
-Nie wiem.- odpowiedział strażnik, który uwierzył Burke. -Oni wciąż powtarzają, że pragniecie naszej zagłady.- dodał lustrując wzrokiem jego twarz. Czuł respekt, ale opanował nieco swoje emocje i strach. -Nie wiem nic o mgle. Czasem wypuszczają jakiś dym, jednak trudno rozpoznać jego właściwości. Czasem usypia, czasem truje.- wzruszył ramionami nie spuszczając wzroku z Craiga. -Joshua jest wariatem, ale nie chce was zabić.
Usłyszeliście momentalnie cichy szelest. Poprzez kratki przysufitowe znajdujące się w każdym pomieszczeniu zaczął wydobywać się biały dym, który bez trudu mogliście dostrzec. Wasze płuca zaczęły wypełniać się toksycznym powietrzem, a oddech stawał się coraz płytszy. Craig widział, że mugol z przerażeniem spojrzał ku górze i zaczął panicznie szukać czegoś w swym mundurze.
|
Trujący dym odbiera 20PŻ/tura.
Znalezione różdżki nie należą do was zatem nie obowiązują dodatkowe punty statystyk za takowe.
Do korzystania z radiotelefonu niezbędna jest biegłość mugoloznawstwa. Wyjątkiem jest sytuacja, kiedy osoba posiadająca ów biegłość pokaże drugiej jak go obsługiwać.
Pamiętajcie, że rzut na biegłość, statystykę, wypicie eliksiru i podniesienie różdżki liczone jest jako akcja.
Samuel - Veritas Claro - 3/5
- Żywotność:
- Żywotność:
1. Sigrun "Nem" - 213/213
2. Craig - 248/248 użycia mgły 1/1
3. Frederick "Ed" - 270/270
4. Samuel - 266/266
5. Jackie - 211/211
6. Percival - 266/266
? - 160/160
? - 160/160
- Ekwipunek:
- Ekwipunek:
1. Sigrun "Nem" - fragmenty listu, Rewolwer Enfield No.2 (4 kule w magazynku), pęk kluczy, różdżka
2. Craig - ręcznie rysowana mapa
3. Frederick "Ed" - różdżka
4. Samuel -
5. Jackie - pełna butelka alkoholu, karteczka z fragmentem listu, kilka papierosów
6. Percival - uszkodzona różdżka (k10 na powodzenie)
? - Karabin Lee-Enfield (5 kul w magazynku).
? - 160/160 Rewolwer Enfield No.2 (4 kul w magazynku)
- Kartka i zdjęcia znalezione przez Jackie oraz Sigrun:
- Mapa:
Ze względu na święta czas na odpis przedłużamy do 25.12 godzina 19:00.
Klątwy. Mgły. Anomalie. To nie były elementy ze świata mugolskiego - a jednak przenikały się z bronią palną, dziwnymi urządzeniami umozliwiającymi komunikację na odległość, a także - jak się po chwili okazało - mechanizmami, które potrafiły być równie plugawe jak czarna magia. Omiotłem wzrokiem pomieszczenie, szybko dochodząc do wniosku, że nie znajdę tu ani odpowiedzi, ani drogi wyjścia, ani żadnej innej wskazówki. Gaz, który uderzył w moje nozdrza szybko wydał się wystarczająco podejrzany, bym nabrał powietrza w płuca i wstrzymał oddech, jednocześnie obmyślając plan. Schody.
Wybiegłem z pokoju, starając się nie wdychać sybstancji - na korytarzu działo się to samo, prawdopodobnie wszystkich nas próbowano właśnie otruć. Musiałem coś zrobić. Zadziałać bez wahania. Szybko. Wbiegłen na górę - być może tam mechanizm nie został uruchomiony - celując różdżką w sufit na wyższym piętrze. Odpowidnio daleko od siebie, aby nie wyrządzić sobie krzywdy, ale liczyłem na to, że wystarczająco, aby stworzyć wyrwę w suficie, która albo ukaże światło dzienne, albo sprawi, że gaz znajdzie ujście, nie czyniąc nikomu krzywdy.
- Deprimo!
Wybiegłem z pokoju, starając się nie wdychać sybstancji - na korytarzu działo się to samo, prawdopodobnie wszystkich nas próbowano właśnie otruć. Musiałem coś zrobić. Zadziałać bez wahania. Szybko. Wbiegłen na górę - być może tam mechanizm nie został uruchomiony - celując różdżką w sufit na wyższym piętrze. Odpowidnio daleko od siebie, aby nie wyrządzić sobie krzywdy, ale liczyłem na to, że wystarczająco, aby stworzyć wyrwę w suficie, która albo ukaże światło dzienne, albo sprawi, że gaz znajdzie ujście, nie czyniąc nikomu krzywdy.
- Deprimo!
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
The member 'Frederick Fox' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 37
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 37
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Nie chodziło tylko o przetrwanie. Skrawki informacji, które ta nieumiejętnie wciąż zdobywali i składali, stanowiły ścieżkę do odkrycia prawdy. Już wiedzieli, że ktoś postanowił zabawić się w bóstwo, wrzucając ich do wymyślonego przez niego świata. Świata, który Skamanderowi nie podobał się ani trochę. Nawet, jeśli wzięło się pod uwagę przyczyny. Mugole, za których auror walczył, robili mu to, przed czym chciał ich chronić z rąk fanatyków czystości krwi.
Refleksja i tym razem nie miała większej racji bytu. Zniknęła, gdy został przeciągnięty po ziemi i uwolniony, gdy jasna kula światła rozbłysła nad jego głową. Diabelskie pnącza rozstąpiły się, chowając się przy ścianach, a Samuel skrzywił się, gdy poruszył nogami. Usiadł i podpierając się dłonią, podniósł do pionu - W porządku? - zawołał cicho do Foxa, odnajdując jego równie sponiewieraną prze roślinę, sylwetkę obok.
Pomieszczenie nie było duże, a odsłonięte meble, nie zawierały większych znalezisk. To jednak co przyciągnęło zmysły, było napięcie i drżenie powietrze, które stało się ciężkie i mdlące. Klątwa. A na pewno skupisko czarnej magii, które Skamander kwalifikował do anomalii. Mógł się mylić, błędnie wyciągając wnioski, ale pierwsze wrażenia bywały najbardziej słuszne. Często podążał za intuicją, ale tę, musiał zweryfikować z rzeczywistością.
Dziwna, osiadająca na podłodze mgła nie znikała i nadal nie wiedział, co właściwie oznaczała. Logika podpowiadała, że większość tego co widział, była ułudą, senną marą, wizją, którą pchano im w umysły. Sprawdzano? Potrzebował więc podążyć za ścieżką, znaleźć źródło anomalii. Tylko jak?
Wyszedł na korytarz, nadal obserwując wąska przestrzeń pomieszczenia i zatrzymał się dopiero na korytarzu. Zerknął na oddalonego Burke'a i mugola, z którym rozmawiał. Ironia. Jak widać szło mu lepiej, niż przy jego próbach. Nie wierzył w jego szczere chęci, ale biegłości mu nie mógł odmówić. Szczwana kreatura. I miał mapę. Zanim jednak zwrócił się, by zerknąć na rysunek, cichy szelest zaalarmował, a z przysufitowych kratek wydobyła sie kolejna mgiełka. Powietrze stało się nieprzyjemnie drażniące, spłycało oddech. Samuel złapał za przód koszuli, przysłaniając usta. Nawet jeśli nie mógł obyć się bez powietrza, to może zminimalizuje jego efekty. Czy dało się to jakoś zablokować? Zamknąć? Może gdzieś znajdował się wyłącznik? A może przejście? Wypuszczenie gazu traktował, jak rodzaj szczucia, które zmusi ich do biegu w przygotowaną pułapkę. Zniknął mu też z pola widzenia były szlachcic. Przesunął się bliże drzwi po drugiej stronie, stając bliżej kąta, by mieć dobry widok na korytarz i pomieszczenie, z którego sam wyszedł - Dissendium - wypowiedział i wstrzymał płytki wdech. Nawet mugole potrafili chować rzeczy, korzystając w wymyślnych, znanych tylko im sposobów. Oddychaniem będzie musiał zająć się później.
Refleksja i tym razem nie miała większej racji bytu. Zniknęła, gdy został przeciągnięty po ziemi i uwolniony, gdy jasna kula światła rozbłysła nad jego głową. Diabelskie pnącza rozstąpiły się, chowając się przy ścianach, a Samuel skrzywił się, gdy poruszył nogami. Usiadł i podpierając się dłonią, podniósł do pionu - W porządku? - zawołał cicho do Foxa, odnajdując jego równie sponiewieraną prze roślinę, sylwetkę obok.
Pomieszczenie nie było duże, a odsłonięte meble, nie zawierały większych znalezisk. To jednak co przyciągnęło zmysły, było napięcie i drżenie powietrze, które stało się ciężkie i mdlące. Klątwa. A na pewno skupisko czarnej magii, które Skamander kwalifikował do anomalii. Mógł się mylić, błędnie wyciągając wnioski, ale pierwsze wrażenia bywały najbardziej słuszne. Często podążał za intuicją, ale tę, musiał zweryfikować z rzeczywistością.
Dziwna, osiadająca na podłodze mgła nie znikała i nadal nie wiedział, co właściwie oznaczała. Logika podpowiadała, że większość tego co widział, była ułudą, senną marą, wizją, którą pchano im w umysły. Sprawdzano? Potrzebował więc podążyć za ścieżką, znaleźć źródło anomalii. Tylko jak?
Wyszedł na korytarz, nadal obserwując wąska przestrzeń pomieszczenia i zatrzymał się dopiero na korytarzu. Zerknął na oddalonego Burke'a i mugola, z którym rozmawiał. Ironia. Jak widać szło mu lepiej, niż przy jego próbach. Nie wierzył w jego szczere chęci, ale biegłości mu nie mógł odmówić. Szczwana kreatura. I miał mapę. Zanim jednak zwrócił się, by zerknąć na rysunek, cichy szelest zaalarmował, a z przysufitowych kratek wydobyła sie kolejna mgiełka. Powietrze stało się nieprzyjemnie drażniące, spłycało oddech. Samuel złapał za przód koszuli, przysłaniając usta. Nawet jeśli nie mógł obyć się bez powietrza, to może zminimalizuje jego efekty. Czy dało się to jakoś zablokować? Zamknąć? Może gdzieś znajdował się wyłącznik? A może przejście? Wypuszczenie gazu traktował, jak rodzaj szczucia, które zmusi ich do biegu w przygotowaną pułapkę. Zniknął mu też z pola widzenia były szlachcic. Przesunął się bliże drzwi po drugiej stronie, stając bliżej kąta, by mieć dobry widok na korytarz i pomieszczenie, z którego sam wyszedł - Dissendium - wypowiedział i wstrzymał płytki wdech. Nawet mugole potrafili chować rzeczy, korzystając w wymyślnych, znanych tylko im sposobów. Oddychaniem będzie musiał zająć się później.
Darkness brings evil things
the reckoning begins
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 29
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 29
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Nie spodziewał się, że zdoła odzyskać władzę nad własnym umysłem – czuł się zmęczony, przytłoczony i, przede wszystkim, mocno zdezorientowany – ale z każdym kolejnym wdechem iluzje zdawały się rozmywać; ciało Inary zniknęło, przygasł również ogień, udowadniając, że rzeczywiście miał do czynienia z halucynacjami. Wyjątkowo realistycznymi; coraz wątlejsze były już jego wątpliwości dotyczące pochodzenia tych widziadeł, coś musiało na nich oddziaływać, mieszając w głowie i sprawiając, że wyobraźnia zaczynała działać przeciwko nim. Czy to dlatego zdania wypowiadane przez zastrzelonego w celi mężczyznę nie miały sensu?
Odpowiedź na niezadane pytanie pojawiła się sama: wzdrygnął się, gdy ogarnął go nagły chłód, tym razem niemający jednak nic wspólnego z przebiegającym po plecach dreszczem przerażenia. Odwrócił się, odrywając wzrok od zamkniętej skrzyni i zamiast tego skupiając go na duchu człowieka, którego śmierć dopiero co miał okazję oglądać, wsłuchując się z uwagą w każde padające z jego niematerialnych ust słowo. Trącące żalem; coś przewróciło mu się w żołądku, a za mostkiem rozlało się nieprzyjemne, piekąco-swędzące uczucie wyrzutów sumienia. Wiedział doskonale, że potraktowali czarodzieja w sposób okrutny, chociaż z drugiej strony – czy można było im się dziwić? Obudzili się związani, skonfundowani, zamknięci w celi z zamordowanym w niewyjaśnionych okolicznościach człowiekiem, nie mając pojęcia, co czekało ich w ciągu następnych kilku minut; zachowali się więc instynktownie, bez zdrowego rozsądku, jak zaszczute, zamknięte w klatce zwierzęta, gryzące każdego, kto wyciągnął w ich stronę rękę – bez względu na to, jakie chował zamiary. – Zaczekaj! – krzyknął za duchem, gdy ten rozpłynął się, niknąc w przestrzeni za szafą. Mógł znajdować się już gdzieś indziej – w drugim pomieszczeniu, w nicości, w próżni – Percival nie miał pojęcia, jak wyglądał świat niematerialny – ale miał nadzieję, że wciąż był w stanie go usłyszeć. – Byliśmy wystraszeni, nie wiedzieliśmy, kim jesteś. Przepraszam – wypowiedział to słowo z trudem, nie używał go często – chociaż ostatnio znacznie częściej, niż do tej pory. – Żałuję, że nie mogę ci już pomóc, ale ty wciąż możesz pomóc nam. Możemy powstrzymać ludzi, którzy ci – nam – to zrobili – mówił dalej, niepewny, czy nie rozmawia przypadkiem z pustymi ścianami; ale co miał do stracenia? – Proszę – dodał ciszej; z jakiegoś powodu nie chciał, żeby usłyszeli to wszyscy inni – ja też niedługo zostanę ojcem. – Mimo że mój syn nie będzie nosił mojego nazwiska.
Rozlegający się nad głową szum przywrócił go do rzeczywistości, brutalnie przypominając, że nie był w bunkrze sam – i nie miał tu na myśli towarzyszących mu więźniów. Zakasłał gwałtownie, mając wrażenie, że jego płuca wypełniają się płynną smołą; nie miał czasu na zastanowienie, zadziałał więc instynktownie, starając się odciąć od toksycznego powietrza. – Bąblogłowa – rzucił, kierując różdżkę na samego siebie. Następnie zgarnął z półki dokumenty oraz zamkniętą skrzynię, upchnął je pod pachą, i ruszył z powrotem do drzwi, chcąc przede wszystkim odnaleźć pozostałych. Pociągnął za klamkę, planując wydostać się na korytarz, jeżeli tylko ustąpi.
Odpowiedź na niezadane pytanie pojawiła się sama: wzdrygnął się, gdy ogarnął go nagły chłód, tym razem niemający jednak nic wspólnego z przebiegającym po plecach dreszczem przerażenia. Odwrócił się, odrywając wzrok od zamkniętej skrzyni i zamiast tego skupiając go na duchu człowieka, którego śmierć dopiero co miał okazję oglądać, wsłuchując się z uwagą w każde padające z jego niematerialnych ust słowo. Trącące żalem; coś przewróciło mu się w żołądku, a za mostkiem rozlało się nieprzyjemne, piekąco-swędzące uczucie wyrzutów sumienia. Wiedział doskonale, że potraktowali czarodzieja w sposób okrutny, chociaż z drugiej strony – czy można było im się dziwić? Obudzili się związani, skonfundowani, zamknięci w celi z zamordowanym w niewyjaśnionych okolicznościach człowiekiem, nie mając pojęcia, co czekało ich w ciągu następnych kilku minut; zachowali się więc instynktownie, bez zdrowego rozsądku, jak zaszczute, zamknięte w klatce zwierzęta, gryzące każdego, kto wyciągnął w ich stronę rękę – bez względu na to, jakie chował zamiary. – Zaczekaj! – krzyknął za duchem, gdy ten rozpłynął się, niknąc w przestrzeni za szafą. Mógł znajdować się już gdzieś indziej – w drugim pomieszczeniu, w nicości, w próżni – Percival nie miał pojęcia, jak wyglądał świat niematerialny – ale miał nadzieję, że wciąż był w stanie go usłyszeć. – Byliśmy wystraszeni, nie wiedzieliśmy, kim jesteś. Przepraszam – wypowiedział to słowo z trudem, nie używał go często – chociaż ostatnio znacznie częściej, niż do tej pory. – Żałuję, że nie mogę ci już pomóc, ale ty wciąż możesz pomóc nam. Możemy powstrzymać ludzi, którzy ci – nam – to zrobili – mówił dalej, niepewny, czy nie rozmawia przypadkiem z pustymi ścianami; ale co miał do stracenia? – Proszę – dodał ciszej; z jakiegoś powodu nie chciał, żeby usłyszeli to wszyscy inni – ja też niedługo zostanę ojcem. – Mimo że mój syn nie będzie nosił mojego nazwiska.
Rozlegający się nad głową szum przywrócił go do rzeczywistości, brutalnie przypominając, że nie był w bunkrze sam – i nie miał tu na myśli towarzyszących mu więźniów. Zakasłał gwałtownie, mając wrażenie, że jego płuca wypełniają się płynną smołą; nie miał czasu na zastanowienie, zadziałał więc instynktownie, starając się odciąć od toksycznego powietrza. – Bąblogłowa – rzucił, kierując różdżkę na samego siebie. Następnie zgarnął z półki dokumenty oraz zamkniętą skrzynię, upchnął je pod pachą, i ruszył z powrotem do drzwi, chcąc przede wszystkim odnaleźć pozostałych. Pociągnął za klamkę, planując wydostać się na korytarz, jeżeli tylko ustąpi.
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
The member 'Percival Blake' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 14
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 14
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Kobieta była znacznie zwinniejsza od niej, więc wszystko, co mogła zrobić, to zacisnąć zęby. Nie miała zamiaru szarpać się z nią o kawałek drewna, który w dodatku nie był z nią związany. Nie tracąc więcej czasu, chwyciła za fotografie, natychmiast je przeglądając.
– Zrób z niej dobry użytek – rzuciła do niej tylko i wyszła z małego pomieszczenia do tego większego.
Na pierwszym rzucił jej się w oczy znak X, ale pierwszy raz widziała te ściany na oczy, nie potrafiła zlokalizować go w budynku (zero zdziwienia. Na drugim kratka wydawała jej się wyjściem – nie wiedziała, dlaczego tak to skojarzyła, zaufała instynktowi. Mogła być też jakimś korytarzem – może zrzucali tamtędy zwłoki? Nowe ciała? Psidwak raczył wiedzieć. Nagle ją olśniło.
Spojrzała w stronę łóżka, które stało pod ścianą, potem na pierwszą fotografię. Tuż obok stała gablota, a nad nią kafelki. Tego znaku nie umieścili tam bez powodu. Kiedy pomyślała, żeby tam podbiec, usłyszała dziwny syk. Spojrzała do góry, skąd, jak jej się wydawało, owy dźwięk dochodził. Nie pomyliła się. Biały dym wylatywał zza okratowanego otworu.
– Cholera! – jęknęła i od razu chwyciła za materiał długiej szaty, podwijając ją do góry i zakrywając usta. Póki dymu nie było tak dużo, miała szanse jeszcze coś zrobić. Zakaszlała. W płucach poczuła pierwsze nieprzyjemne drapanie. Odnalazła gablotę, wyróżniającą się spośród wszystkich mebli, i przykucnęła przy niej. Sejf, sejf, sejf, powtarzała w myślach bez ustanku, oglądając ją z każdej strony. W końcu wywaliła wszystkie stosy kartek, z doświadczenia wiedząc, że w takich miejscach mogą kryć się tajne skrytki – nie jeden raz przeszukiwała mieszkanie podejrzanego. Spojrzała też do góry, na ścianę. Na jednym ze zdjęć, nieruchomych, właśnie to miejsce wskazywał X. Obluzowany kafelek? Istotny szczegół, który przegapiły?
| próbuję zobaczyć coś, co nas uratuje - spostrzegawczość III (+60)
– Zrób z niej dobry użytek – rzuciła do niej tylko i wyszła z małego pomieszczenia do tego większego.
Na pierwszym rzucił jej się w oczy znak X, ale pierwszy raz widziała te ściany na oczy, nie potrafiła zlokalizować go w budynku (zero zdziwienia. Na drugim kratka wydawała jej się wyjściem – nie wiedziała, dlaczego tak to skojarzyła, zaufała instynktowi. Mogła być też jakimś korytarzem – może zrzucali tamtędy zwłoki? Nowe ciała? Psidwak raczył wiedzieć. Nagle ją olśniło.
Spojrzała w stronę łóżka, które stało pod ścianą, potem na pierwszą fotografię. Tuż obok stała gablota, a nad nią kafelki. Tego znaku nie umieścili tam bez powodu. Kiedy pomyślała, żeby tam podbiec, usłyszała dziwny syk. Spojrzała do góry, skąd, jak jej się wydawało, owy dźwięk dochodził. Nie pomyliła się. Biały dym wylatywał zza okratowanego otworu.
– Cholera! – jęknęła i od razu chwyciła za materiał długiej szaty, podwijając ją do góry i zakrywając usta. Póki dymu nie było tak dużo, miała szanse jeszcze coś zrobić. Zakaszlała. W płucach poczuła pierwsze nieprzyjemne drapanie. Odnalazła gablotę, wyróżniającą się spośród wszystkich mebli, i przykucnęła przy niej. Sejf, sejf, sejf, powtarzała w myślach bez ustanku, oglądając ją z każdej strony. W końcu wywaliła wszystkie stosy kartek, z doświadczenia wiedząc, że w takich miejscach mogą kryć się tajne skrytki – nie jeden raz przeszukiwała mieszkanie podejrzanego. Spojrzała też do góry, na ścianę. Na jednym ze zdjęć, nieruchomych, właśnie to miejsce wskazywał X. Obluzowany kafelek? Istotny szczegół, który przegapiły?
| próbuję zobaczyć coś, co nas uratuje - spostrzegawczość III (+60)
pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Jackie Rineheart' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 67
'k100' : 67
Serce zabiło Sigrun szybko, niespokojnie, gdy sięgała po różdżkę, świadoma, że jeśli nie zdoła jej chwycić, to będzie zdana na niełaskę aurorów, znających już jej tożsamość - Rineheart jeszcze nie wiedziała, ale przypuszczała, że to jedynie kwestia czasu. Nie ufała Nem i tak, bo także ruszyła w stronę różdzki - ale Sigrun była szybsza. Zacisnęła palce na obcym, nieswoim drewnie bardzo mocno, podrywając je do góry. Nie poczuła znajomego ciepła, rózdzka źle leżała jej w dłoni, ale przynajmniej ją miała. Poczuła się z tym pewniej.
- Spokojnie. Jesteśmy po jednej stronie - rzuciła beznamiętnym tonem, a w myślach dopowiadając sobie przynajmniej jeśli chodzi o wyjście z tego przeklętego miejsca.
Jackie zgarnęła fotografie i wycofała się z niewielkiego pomieszczenia, Rookwood uczyniła to samo. Podeszła do drzwi, przez które tu weszły i wyciągnęła książkę w stronę Craiga.
- Hej - zaczepiła go, celowo nie używając jeszcze imienia. - Znasz się na runach? - zapytała, odwracając głowę tak, by tylko Burke widział jej twarz - i mrugnęła do niego porozumiewawczo. Oni z pewnością byli po jednej stronie. Oddała Craigowi książkę, wierząc, że zrobi z niej lepszy użytek - w Azkabanie udowodnił, że potrafił odczytywać te starożytne znaki. Dla Sigrun były obce i nie zrozumiałe.
Wróciła do Rineheart, która szukała przeklętego sejfu - gdzie mógł do cholery być? Czy to nie o te drzwi na prawo chodziło?
Uniosła spojrzenie w górę, gdy dym zaczął wydobywać się z klatek wentylacyjnych. Nasunęła materiał szaty na usta i nos, wycelowała w otwór, z którego ulatywał dym, różdżką i wyrzekła: - Glacius!
Miała nadzieję, że otwór zakryje lodowa powierzchnia i odetnie dopływ trującego dymu.
- Spokojnie. Jesteśmy po jednej stronie - rzuciła beznamiętnym tonem, a w myślach dopowiadając sobie przynajmniej jeśli chodzi o wyjście z tego przeklętego miejsca.
Jackie zgarnęła fotografie i wycofała się z niewielkiego pomieszczenia, Rookwood uczyniła to samo. Podeszła do drzwi, przez które tu weszły i wyciągnęła książkę w stronę Craiga.
- Hej - zaczepiła go, celowo nie używając jeszcze imienia. - Znasz się na runach? - zapytała, odwracając głowę tak, by tylko Burke widział jej twarz - i mrugnęła do niego porozumiewawczo. Oni z pewnością byli po jednej stronie. Oddała Craigowi książkę, wierząc, że zrobi z niej lepszy użytek - w Azkabanie udowodnił, że potrafił odczytywać te starożytne znaki. Dla Sigrun były obce i nie zrozumiałe.
Wróciła do Rineheart, która szukała przeklętego sejfu - gdzie mógł do cholery być? Czy to nie o te drzwi na prawo chodziło?
Uniosła spojrzenie w górę, gdy dym zaczął wydobywać się z klatek wentylacyjnych. Nasunęła materiał szaty na usta i nos, wycelowała w otwór, z którego ulatywał dym, różdżką i wyrzekła: - Glacius!
Miała nadzieję, że otwór zakryje lodowa powierzchnia i odetnie dopływ trującego dymu.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Sigrun Rookwood' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 2
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 2
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Tajny Bunkier
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Cumberland