Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Cumberland
Tajny Bunkier
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Tajny Bunkier
Skryty w środku lasu bunkier wybudowany w czasach II Wojny Światowej. Po zaprzestaniu walk przejęty, zagospodarowany i dostosowany do potrzeb mugolskich bojowników. Bardzo trudno do niego trafić, jest pilnie strzeżony, a przypadkowi przechodnie są narażeni na atak strażników, którzy nieustannie patrolują okolice prowadząc regularne warty. Wszelkie pojazdy chowane są w bezpiecznej odległości, byle tylko odciągnąć uwagę od przesuwanej, masywnej płyty umożliwiającej wejście do środka.
Wszystko znajdujące się pod ziemią owiane jest tajemnicą.
Wszystko znajdujące się pod ziemią owiane jest tajemnicą.
[bylobrzydkobedzieladnie]
- Nie miałeś. Wierzę ci - skierowałem swoje słowa do czarodzieja, a choć nie mogem mieć pewności, czy mogę mu zaufać, nie wydawało mi się, by jego marzeniem było pozostać u boku szalnych mugoli. Bał się? Odniosłem wrażenie, że został zmuszony do tej współpracy. - Ale może nie musi dłużej tak być - Dodałem, spoglądając w jego kierunku i jawnie oferując pomoc.
Słowa Joshuy sprawiły, że poczułem nieprzyjemny ścisk w żołądku. Miał rację. Miałem krew na rękach, byłem odpowedzialny za rozpętanie tego chaosu, za cierpienia niezliczonych istnien - zarówno w świecie czarodziejów jak i mugoli. Nie miał jednak prawa zarzucać mi bezczynności. Nie mógł wiedzieć, że od pierwszego maja nie przespałem spokojnie choćby jednej nocy, że, że w całości oddałem się kwestii odwrócenia anomalii, poświęcając wszystko, co jeszcze mi pozostało z bycia mną.
- Nic? - Powtórzyłem sucho, z goryczą w głosie. Musiałem strożnie dobierać słowa, tajemnice Zakonu Feniksa nie mogły dotrzeć do uszu Rokwood ani Burke'a. - Czy wpadłeś może na to, że po prostu nie wiesz, jak wielu czarodziejów ryzykuje życiem, aby powstrzymać ten proces? Przykro mi za to, co cię spotkało. Ale świat nigdy nie jest łaskawy dla nikogo. Jeśli usprawiedliwiasz swoje czyny cierpieniem, nie jesteś lepszy od tych, którzy nazwali cię szaleńcem. - Zmierzyłem Mugola przenikliwym wzrokiem. Ile prawdy znajdowało się w jego słowach? Sytuacje kryzysowe miały w zwyczaju zmuszać nas do ostatecznych rozwiązań - ale nawet one miały swoje granice tam, gdzie kończyła się wolność drugiego człowieka.
No, chyba, ze tymi ludźmi byli Rycerze Walpurgii. Których jako ludzi trudno było mi klafyfikować. Wystarczyło spojrzeć na plującą jadem Rokwood.
- Specialis Revelio - Wyinkantowałem, celując końcem różdżki w taflę szkła - która bez wątpienia była w jakiś sposób chroniona.
1. zaklęcie 2. sprawdzam, czy Joshua mówi prawdę (spostrzegawczość III) 3. anomalia
Słowa Joshuy sprawiły, że poczułem nieprzyjemny ścisk w żołądku. Miał rację. Miałem krew na rękach, byłem odpowedzialny za rozpętanie tego chaosu, za cierpienia niezliczonych istnien - zarówno w świecie czarodziejów jak i mugoli. Nie miał jednak prawa zarzucać mi bezczynności. Nie mógł wiedzieć, że od pierwszego maja nie przespałem spokojnie choćby jednej nocy, że, że w całości oddałem się kwestii odwrócenia anomalii, poświęcając wszystko, co jeszcze mi pozostało z bycia mną.
- Nic? - Powtórzyłem sucho, z goryczą w głosie. Musiałem strożnie dobierać słowa, tajemnice Zakonu Feniksa nie mogły dotrzeć do uszu Rokwood ani Burke'a. - Czy wpadłeś może na to, że po prostu nie wiesz, jak wielu czarodziejów ryzykuje życiem, aby powstrzymać ten proces? Przykro mi za to, co cię spotkało. Ale świat nigdy nie jest łaskawy dla nikogo. Jeśli usprawiedliwiasz swoje czyny cierpieniem, nie jesteś lepszy od tych, którzy nazwali cię szaleńcem. - Zmierzyłem Mugola przenikliwym wzrokiem. Ile prawdy znajdowało się w jego słowach? Sytuacje kryzysowe miały w zwyczaju zmuszać nas do ostatecznych rozwiązań - ale nawet one miały swoje granice tam, gdzie kończyła się wolność drugiego człowieka.
No, chyba, ze tymi ludźmi byli Rycerze Walpurgii. Których jako ludzi trudno było mi klafyfikować. Wystarczyło spojrzeć na plującą jadem Rokwood.
- Specialis Revelio - Wyinkantowałem, celując końcem różdżki w taflę szkła - która bez wątpienia była w jakiś sposób chroniona.
1. zaklęcie 2. sprawdzam, czy Joshua mówi prawdę (spostrzegawczość III) 3. anomalia
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
The member 'Frederick Fox' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 83
--------------------------------
#2 'k100' : 44
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 83
--------------------------------
#2 'k100' : 44
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
Clint spiorunował wzrokiem Sigrun, kiedy tylko z jej ust padło nieznane mugolom słowo, jednak Sarah, podobnie jak Joshua, nie dopytywali się o jego znaczenie. Wywnioskowanie, iż nie wiązało się z niczym pochlebnym nie należało do najtrudniejszych zadań.
-Spłoniesz na stosie.- skwitowała rozpaczliwie kobieta, po czym znacznie odsunęła się od szyby ukrywając twarz w dłoniach.
Pies warknął głośniej, gdy kobieta zwróciła się w jego kierunku, ale zaprzestał ataku momentalnie zatrzymując się w miejscu. Wbijając w nią wrogie, czujne spojrzenie zaszczekał, gdy poruszyła dłonią i choć nie usłuchał jej komendy to najwyraźniej nie stanowił już zagrożenia, przynajmniej nie w tej chwili. Przemieścił się na drugi koniec pomieszczenia nieustannie obserwując grupę zebranych czarodziejów.
Skamander spotkał się z zupełną ignorancją względem swoich słów. Joshua nawet nie zaszczycił go spojrzeniem, tylko ponownie wygiął wargi w szerokim uśmiechu. Czyżby coraz większa złość napawała go optymizmem? To pragnął osiągnąć? Przeniósł wzrok na aurora dopiero gdy ten zacisnął dłonie na skrzynce i na jej widok ściągnął brwi wyraźnie zaskoczony, bowiem nie miał pojęcia cóż ona skrywała, a tym bardziej skąd wzięła się w jego rękach. Nie przypominał sobie, aby podobny przedmiot znajdował się na niższym piętrze. -Gdzie to znalazłeś?- spytał zaciekawiony. Zastanowiło go również jak udało mu się poznać zawartość skrytki, co przypuścił na skutek jego gwałtownej reakcji, bez otwarcia wieka. Nawet takie sztuczki były w magicznym świecie możliwe?
Głośna inkantacja powaliła gotowe do ataku zwierzę na posadzkę i Skamander mógł mieć pewność, że pies przestał stanowić jakiekolwiek zagrożenie.
Zarzut Percivala spotkał się jedynie z cichym westchnięciem i ewidentnym zrezygnowaniem dostrzegalnym na twarzy Clinta. Nie miał w swym zamiarze przekonywać go do swojej racji, nie widział żadnego celu w oczernianiu zmarłego – on sam jednak wiedział, że mówił prawdę. Jedynie Blake oraz Burke pozostawali w nieświadomości – reszta czarodziejów nie dostrzegła nic, co mogłoby wskazywać na fakt, iż mężczyzna sięgnął po kłamstwo.
Wiedza oraz umiejętności Blake’a pozwoliły mu szybko i skutecznie zmienić nastawienie psa z wrogiego na neutralne. Mimo chwilowego warczenia i ukazywania ostrych kłów czworonóg zaprzestał ataku wykonując prostą komendę.
Gdy tylko Jackie i Craig przeszli przez otwarte drzwi do kolejnego pomieszczenia ich nozdrza zaatakował ostry odór. Dzięki bąblogłowie aurorce przyszło łatwiej zignorować niesamowity smród, istną mieszankę rozkładających się ciał, posoki i wydzielin.
Dopiero światło lumos pozwoliło im dostrzec stojącą naprzeciw, otwartą klatkę wypaskudzoną krwią, wypełnioną nagryzionymi kośćmi, rozszarpanymi ubraniami i resztkami ludzkich ciał. Uwagę Burke mógł odwrócić huk zamykanych drzwi; wiedział, że znajdowały się po jego prawej stronie i zapewne to przez nie wcześniej dostał się do środka Clint.
Joshua wsłuchał się w słowa Foxa, jednak nie zamierzał wdawać się w kolejne dyskusje. Przyszło im usłyszeć już i tak nader wiele – w nerwach oraz roztargnieniu towarzyszącym ów spotkaniu padło zbyt dużo zbędnych słów, które nie stanowiły elementu pierwotnych założeń. Skoro oni nie chcieli współpracować musieli liczyć się z konsekwencjami.
Poprawnie wypowiedziana inkantacja obnażyła tajemnicę magicznej szyby. Frederick momentalnie zorientował się, iż objęta była ona intensywną poświatą wskazującą na działanie ochronnych zaklęć i jedno z nich bez trudu rozpoznał – Salvio Hexia.
Bezproblemowe ujarzmienie niebezpieczeństwa związanego z psami sprawiło, że Joshua zerwał się na równe nogi wyraźnie poirytowany. Sprawy ewidentnie wymknęły mu się spod kontroli – nie osiągnął założonego celu, plan coraz bardziej się komplikował, a przede wszystkim zmniejszała się pewność, co do dzielącej ich bariery. Sądził, że walka z wrogo nastawionymi zwierzętami zajmie im więcej czasu, zada jakiekolwiek obrażenia, ale czarodzieje okazali się zdecydowanie bardziej doświadczeni niżeli przypuszczał. Musiał zareagować, nie mógł dopuścić do sytuacji, w której po raz kolejny przyjdzie mu zmierzyć się z porażką. -Sarah.- rzucił krótko, po czym zniknął wraz z kobietą z pola widzenia czarodziejów, którzy mogli usłyszeć jedynie głośne trzaśnięcie drzwiami.
-Nie!- krzyknął Clint, gdy tylko zorientował się, że pozostał sam i zaczął panicznie rozglądać się po wnętrzu laboratorium. -Chodźcie tutaj!- dodał podniesionym tonem. -Szybciej!- wrzasnął ponownie.
|
Psy nie atakują w tej turze.
Ściąganie klątw odbywa się zgodnie z mechaniką.
Jackie - Bąblogłowa - 3/5
Na odpisy czekam do 24.01 do godziny 23:59.
-Spłoniesz na stosie.- skwitowała rozpaczliwie kobieta, po czym znacznie odsunęła się od szyby ukrywając twarz w dłoniach.
Pies warknął głośniej, gdy kobieta zwróciła się w jego kierunku, ale zaprzestał ataku momentalnie zatrzymując się w miejscu. Wbijając w nią wrogie, czujne spojrzenie zaszczekał, gdy poruszyła dłonią i choć nie usłuchał jej komendy to najwyraźniej nie stanowił już zagrożenia, przynajmniej nie w tej chwili. Przemieścił się na drugi koniec pomieszczenia nieustannie obserwując grupę zebranych czarodziejów.
Skamander spotkał się z zupełną ignorancją względem swoich słów. Joshua nawet nie zaszczycił go spojrzeniem, tylko ponownie wygiął wargi w szerokim uśmiechu. Czyżby coraz większa złość napawała go optymizmem? To pragnął osiągnąć? Przeniósł wzrok na aurora dopiero gdy ten zacisnął dłonie na skrzynce i na jej widok ściągnął brwi wyraźnie zaskoczony, bowiem nie miał pojęcia cóż ona skrywała, a tym bardziej skąd wzięła się w jego rękach. Nie przypominał sobie, aby podobny przedmiot znajdował się na niższym piętrze. -Gdzie to znalazłeś?- spytał zaciekawiony. Zastanowiło go również jak udało mu się poznać zawartość skrytki, co przypuścił na skutek jego gwałtownej reakcji, bez otwarcia wieka. Nawet takie sztuczki były w magicznym świecie możliwe?
Głośna inkantacja powaliła gotowe do ataku zwierzę na posadzkę i Skamander mógł mieć pewność, że pies przestał stanowić jakiekolwiek zagrożenie.
Zarzut Percivala spotkał się jedynie z cichym westchnięciem i ewidentnym zrezygnowaniem dostrzegalnym na twarzy Clinta. Nie miał w swym zamiarze przekonywać go do swojej racji, nie widział żadnego celu w oczernianiu zmarłego – on sam jednak wiedział, że mówił prawdę. Jedynie Blake oraz Burke pozostawali w nieświadomości – reszta czarodziejów nie dostrzegła nic, co mogłoby wskazywać na fakt, iż mężczyzna sięgnął po kłamstwo.
Wiedza oraz umiejętności Blake’a pozwoliły mu szybko i skutecznie zmienić nastawienie psa z wrogiego na neutralne. Mimo chwilowego warczenia i ukazywania ostrych kłów czworonóg zaprzestał ataku wykonując prostą komendę.
Gdy tylko Jackie i Craig przeszli przez otwarte drzwi do kolejnego pomieszczenia ich nozdrza zaatakował ostry odór. Dzięki bąblogłowie aurorce przyszło łatwiej zignorować niesamowity smród, istną mieszankę rozkładających się ciał, posoki i wydzielin.
Dopiero światło lumos pozwoliło im dostrzec stojącą naprzeciw, otwartą klatkę wypaskudzoną krwią, wypełnioną nagryzionymi kośćmi, rozszarpanymi ubraniami i resztkami ludzkich ciał. Uwagę Burke mógł odwrócić huk zamykanych drzwi; wiedział, że znajdowały się po jego prawej stronie i zapewne to przez nie wcześniej dostał się do środka Clint.
Joshua wsłuchał się w słowa Foxa, jednak nie zamierzał wdawać się w kolejne dyskusje. Przyszło im usłyszeć już i tak nader wiele – w nerwach oraz roztargnieniu towarzyszącym ów spotkaniu padło zbyt dużo zbędnych słów, które nie stanowiły elementu pierwotnych założeń. Skoro oni nie chcieli współpracować musieli liczyć się z konsekwencjami.
Poprawnie wypowiedziana inkantacja obnażyła tajemnicę magicznej szyby. Frederick momentalnie zorientował się, iż objęta była ona intensywną poświatą wskazującą na działanie ochronnych zaklęć i jedno z nich bez trudu rozpoznał – Salvio Hexia.
Bezproblemowe ujarzmienie niebezpieczeństwa związanego z psami sprawiło, że Joshua zerwał się na równe nogi wyraźnie poirytowany. Sprawy ewidentnie wymknęły mu się spod kontroli – nie osiągnął założonego celu, plan coraz bardziej się komplikował, a przede wszystkim zmniejszała się pewność, co do dzielącej ich bariery. Sądził, że walka z wrogo nastawionymi zwierzętami zajmie im więcej czasu, zada jakiekolwiek obrażenia, ale czarodzieje okazali się zdecydowanie bardziej doświadczeni niżeli przypuszczał. Musiał zareagować, nie mógł dopuścić do sytuacji, w której po raz kolejny przyjdzie mu zmierzyć się z porażką. -Sarah.- rzucił krótko, po czym zniknął wraz z kobietą z pola widzenia czarodziejów, którzy mogli usłyszeć jedynie głośne trzaśnięcie drzwiami.
-Nie!- krzyknął Clint, gdy tylko zorientował się, że pozostał sam i zaczął panicznie rozglądać się po wnętrzu laboratorium. -Chodźcie tutaj!- dodał podniesionym tonem. -Szybciej!- wrzasnął ponownie.
|
Psy nie atakują w tej turze.
Ściąganie klątw odbywa się zgodnie z mechaniką.
Jackie - Bąblogłowa - 3/5
- Żywotność psów:
- Żywotność:
1. 100/100 - brak ataku
2. 100/100 - Petrificus Totalus
3. 100/100 - nieszkodliwy
- Żywotność:
- Żywotność:
1. Sigrun "Nem" - 164/213 -10 (obrażenia: -35 psychiczne, -14 kąsane)
2. Craig - 177/248 -10 (obrażenia: -35 psychiczne, -36 kąsane), użycia mgły 1/2
3. Frederick "Ed" - 225/270 -5 (obrażenia: -20 psychiczne, -25 kąsane)
4. Samuel - 168/266 -15 (obrażenia: -80 psychiczne, -18 kąsane)
5. Jackie - 116/211 -20 (obrażenia: -60 psychiczne, -36 kąsane)
6. Percival - 246/266 (obrażenia: -20 kąsane)
- Ekwipunek:
- Ekwipunek:
1. Sigrun "Nem" - różdżka, Rewolwer Enfield No.2 (4 kule w magazynku), pęk kluczy, różdżka należąca do innego czarodzieja, list
2. Craig - różdżka, ręcznie rysowana mapa, zaklęta księga wraz z kartką w środku, list
3. Frederick "Ed" - różdżka, radiotelefon, różdżka należąca do innego czarodzieja, list
4. Samuel - różdżka, list
5. Jackie - różdżka, karteczka z fragmentem listu, kilka papierosów, list
6. Percival - różdżka, uszkodzona różdżka należąca do innego czarodzieja (k10 na powodzenie), skrzynia, list
- Zawartość skrzynki - pierwszy dokument:
Kliknięcie umożliwi powiększenie obrazu.
- Kartka znajdująca się w księdze:
Kliknięcie umożliwi powiększenie obrazu.
- Mapa:
Na odpisy czekam do 24.01 do godziny 23:59.
Przyglądałem się postaciom za szybą, ale odpowiedzi nie nadchodziły. Zdawkowo rzucane hasła i zachowania, których nie potrafiłem pojąć, sprawiły, że zacząłem rozumieć jeszcze mniej.
- Salvio hexia. Zbyt potężne. Nie mamy czasu, by zdjąć takie zaklęcie. - Rzuciłem, spoglądając na Percivala, który nadal stał obok mnie. I zdaje się, że miał nowego pupila. - Nic z tego nie rozumiem. - Dodałem cicho, gdy postacie zniknęły w pokoju, być może licząc na to, że już-nie-Nott rozumiał trochę więcej. Stałem tak przez chwilę jakbym właśnie został trafiony confundusem, po czym skierowałem jedynych drzwi, które znajdowały się w pomieszczeniu, trzymając różdżkę w pogotowiu. Niemal pewien, że czeka nas komitet powitalny na poziomie strażników z bronią, diabelskich sideł lub trującego gazu.
- Salvio hexia. Zbyt potężne. Nie mamy czasu, by zdjąć takie zaklęcie. - Rzuciłem, spoglądając na Percivala, który nadal stał obok mnie. I zdaje się, że miał nowego pupila. - Nic z tego nie rozumiem. - Dodałem cicho, gdy postacie zniknęły w pokoju, być może licząc na to, że już-nie-Nott rozumiał trochę więcej. Stałem tak przez chwilę jakbym właśnie został trafiony confundusem, po czym skierowałem jedynych drzwi, które znajdowały się w pomieszczeniu, trzymając różdżkę w pogotowiu. Niemal pewien, że czeka nas komitet powitalny na poziomie strażników z bronią, diabelskich sideł lub trującego gazu.
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Prychnęła gniewnie, gdy ta wariatka zagroziła jej stosem. Dobre sobie, naprawdę. Średniowiecze dawno już minęło. Gdyby tylko wiedziała o zaklęciu zamrażającym płomienie, inaczej by śpiewała. Nie widziała jednak sensu w tym, by mugolkę uświadamiać.
Agresywny kundel nie usłuchał komendy, ale zatrzymał się, wyraźnie spokojniejszy; nie zaatakował, udało jej się go powstrzymać. Uśmiechnęła się lekko, triumfalnie. Odebrałaby to jako osobistą porażkę, gdyby nie potrafiła zapanować nad psem - bo czyż nie słynęła z dziwnej czułości do tych zwierząt.
W kilka chwil później ci samozwańczy naukowcy zniknęli za drzwiami. Nie było ich już za zaczarowaną szybą. Chwilowo nie obchodziło ją, gdzie się podziali - kiedy nadejdzie odpowiedni moment, to i tak ich znajdzie. I zemści się. Uniosła różdżkę i ruszyła śladem Eda, bo i tak nie miała innego wyjścia - to były jedyne drzwi. Prawdopodobnie dalej czekały ich kolejne niespodzianki, czyżby i mugole z tą całą bronią palną? Podążając w stronę drzwi starała się rzucić zaklęcie w ich stronę i sprawdzić, co czai się za nimi.
- Homenum Revelio! - wyrzekła z mocą.
Agresywny kundel nie usłuchał komendy, ale zatrzymał się, wyraźnie spokojniejszy; nie zaatakował, udało jej się go powstrzymać. Uśmiechnęła się lekko, triumfalnie. Odebrałaby to jako osobistą porażkę, gdyby nie potrafiła zapanować nad psem - bo czyż nie słynęła z dziwnej czułości do tych zwierząt.
W kilka chwil później ci samozwańczy naukowcy zniknęli za drzwiami. Nie było ich już za zaczarowaną szybą. Chwilowo nie obchodziło ją, gdzie się podziali - kiedy nadejdzie odpowiedni moment, to i tak ich znajdzie. I zemści się. Uniosła różdżkę i ruszyła śladem Eda, bo i tak nie miała innego wyjścia - to były jedyne drzwi. Prawdopodobnie dalej czekały ich kolejne niespodzianki, czyżby i mugole z tą całą bronią palną? Podążając w stronę drzwi starała się rzucić zaklęcie w ich stronę i sprawdzić, co czai się za nimi.
- Homenum Revelio! - wyrzekła z mocą.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Sigrun Rookwood' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 27
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 27
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
To zdecydowanie nie był jego dzień – magia okazywała się wyjątkowo kapryśna, to decydując się go posłuchać, to odmawiając mu posłuszeństwa, obracając się przeciwko niemu oraz jego sojusznikom – ale przynajmniej wciąż mógł liczyć na swoją wiedzę i umiejętności. Nie spodziewał się problemów w zapanowaniu nad agresywnym zwierzęciem, magiczne stworzenia rozumiał właściwie chyba lepiej, niż udawało mu się to z ludźmi, dlatego ze szczerzącym kły psem postępował pewnie, kiwając z zadowoleniem głową, gdy ten spełnił jego polecenie, siadając na posadzce. – Dobre psisko – pochwalił go za posłuszeństwo.
Dopiero po zneutralizowaniu zagrożenia rozejrzał się ponownie, żeby zorientować się, że dwójka mugoli zniknęła, a czarodziej – Clint – wyraźnie tracił panowanie nad sytuacją. Świetnie – szkoda tylko, że i oni byli raczej daleko od poczucia kontroli, wciąż nie mając pojęcia, jak wydostać się na zewnątrz. Przytaknął milcząco, słysząc słowa Freda, oczywiście miał rację – czas nie był tym, czego im zbywało, musieli się pospieszyć, wykorzystując chwilowe zamieszanie w szeregach wroga. Odszukał spojrzeniem zmienioną twarz aurora, przez sekundę jakby upewniając się, czy rzeczywiście zwracał się do niego. Oddałby wszystko za to, by móc z nim porozmawiać – szczerze, spokojnie, bez świadków – ale póki co musiał odsunąć te plany na nieokreśloną przyszłość, kreślącą się przed nimi wyjątkowo niepewnie. – Ja też nie – odpowiedział, również ściszając głos. – W pokoju na dole spotkałem ducha Gudensiga, tego zamordowanego czarodzieja z celi. Mówił całkowicie sensownie, twierdził, że napoili go jakimś eliksirem, i dlatego plótł trzy po trzy. Uwierzyłem mu – ale sam już nie wiem – dodał niepewnie, relacjonując krótkie spotkanie, prędko wyrzucając z siebie słowa. Może Fox był w stanie wysnuć z tego więcej sensu – on sam był w kropce.
Ruszył zaraz za nim, jednak zanim dotarł do drzwi, odwrócił się przez ramię, tknięty nagłą myślą. Zatrzymał spojrzenie na psie – uspokojonym, niesprawiającym już wrażenia, jakby planował przegryźć mu tętnicę – i zagwizdał na niego krótko, chcąc przywołać go do siebie. Mógł mu się przydać – na przykład, żeby obrócić broń ich oprawców przeciwko nim – a nawet jeżeli nie, to mógł przynajmniej uratować biedaka przed niewolą u popapranych naukowców. Przechodząc przez drzwi, zastanowił się jeszcze przelotnie, czy pies miał jakieś imię, a jego spojrzenie padło na Craiga. Burek, stwierdził, mimo ponurej i śmiertelnie poważnej sytuacji uśmiechając się pod nosem. Zostaniesz Burkiem.
Czując panujący w pomieszczeniu smród, zatkał nos i usta rękawem szaty, starając się przynajmniej częściowo odciąć od mdlącego odoru. Nie zatrzymywał się jednak, żeby się rozejrzeć, kierując się prosto do jedynych drzwi, jakie znajdowały się w pokoju.
| rzucam na ONMS (IV poziom), idę do drzwi, którymi wszedł wcześniej Clint
Dopiero po zneutralizowaniu zagrożenia rozejrzał się ponownie, żeby zorientować się, że dwójka mugoli zniknęła, a czarodziej – Clint – wyraźnie tracił panowanie nad sytuacją. Świetnie – szkoda tylko, że i oni byli raczej daleko od poczucia kontroli, wciąż nie mając pojęcia, jak wydostać się na zewnątrz. Przytaknął milcząco, słysząc słowa Freda, oczywiście miał rację – czas nie był tym, czego im zbywało, musieli się pospieszyć, wykorzystując chwilowe zamieszanie w szeregach wroga. Odszukał spojrzeniem zmienioną twarz aurora, przez sekundę jakby upewniając się, czy rzeczywiście zwracał się do niego. Oddałby wszystko za to, by móc z nim porozmawiać – szczerze, spokojnie, bez świadków – ale póki co musiał odsunąć te plany na nieokreśloną przyszłość, kreślącą się przed nimi wyjątkowo niepewnie. – Ja też nie – odpowiedział, również ściszając głos. – W pokoju na dole spotkałem ducha Gudensiga, tego zamordowanego czarodzieja z celi. Mówił całkowicie sensownie, twierdził, że napoili go jakimś eliksirem, i dlatego plótł trzy po trzy. Uwierzyłem mu – ale sam już nie wiem – dodał niepewnie, relacjonując krótkie spotkanie, prędko wyrzucając z siebie słowa. Może Fox był w stanie wysnuć z tego więcej sensu – on sam był w kropce.
Ruszył zaraz za nim, jednak zanim dotarł do drzwi, odwrócił się przez ramię, tknięty nagłą myślą. Zatrzymał spojrzenie na psie – uspokojonym, niesprawiającym już wrażenia, jakby planował przegryźć mu tętnicę – i zagwizdał na niego krótko, chcąc przywołać go do siebie. Mógł mu się przydać – na przykład, żeby obrócić broń ich oprawców przeciwko nim – a nawet jeżeli nie, to mógł przynajmniej uratować biedaka przed niewolą u popapranych naukowców. Przechodząc przez drzwi, zastanowił się jeszcze przelotnie, czy pies miał jakieś imię, a jego spojrzenie padło na Craiga. Burek, stwierdził, mimo ponurej i śmiertelnie poważnej sytuacji uśmiechając się pod nosem. Zostaniesz Burkiem.
Czując panujący w pomieszczeniu smród, zatkał nos i usta rękawem szaty, starając się przynajmniej częściowo odciąć od mdlącego odoru. Nie zatrzymywał się jednak, żeby się rozejrzeć, kierując się prosto do jedynych drzwi, jakie znajdowały się w pokoju.
| rzucam na ONMS (IV poziom), idę do drzwi, którymi wszedł wcześniej Clint
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
The member 'Percival Blake' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 32
'k100' : 32
Napięcie, które krążyło w nie tak dużym pomieszczeniu, wydawało się znacznie bardziej wibrować, zgrywając się z podskórnym wrażeniem, nie opuszczającym Skamandera. Mógł bez kłopotu sczytywać emocje z twarzy trzech sylwetek, znajdujących się za szybą, a mimo to nie rozumiał, co właściwie próbowali osiągnąć swoimi działaniami. Zebrali już tyle informacji, a wciąż - tak przypuszczał - nie dotarli do źródła całego, wykrzywionego eksperymentu. Frustracja mieszała się ze złością, by kotłować się wokół odpowiedzialności. Nie wierzył, by wydarzenie miało zmienić jego wiarę w mugolski świat, ale ich oprawcy wyraźnie prosili się o stosowny odzew. Otrzymywali go bardzo śpiesznie, bo frustracja rysowała się na większości twarzach. Nie umiał się temu nawet zdziwić.
Zignorowany, w równie zamierzony sposób postanowił odpowiedzieć na zadane pytanie - Nie znalazłem - suchość krótkiej frazy zakończył mocniejszym zaciśnięciem dłoni na wieczku skrzyneczki, którą pospiesznie podniósł do góry. W końcu, to Percy przyniósł znalezisko. Całość wsunął pod wolne ramię. Atakujące go bydlę - upadło, spetryfikowane zaklęciem i auror mógł odetchnąć. Nie widziało mu się czuć na sobie wbijające się kły. Pozostałe dwa równie szybko doszły "do wniosku", że nie warto robić krwiożerczych scen rodem z tanich - o proszę - mugolskich horrorów.
A jednak ich działania przyniosły pewien skutek. dwójka najbardziej zaangażowanych, pospiesznie znikła gdzieś w tle, ale to zachowanie Clinta przyciągnęło uwagę. Zanim jednak ruszył do ukrytych drzwi, Samuel musiał jeszcze coś zrobić. Podszedł do dwójki czarodziejów przed nim, stając między ...dwoma, dawnymi arystokratami - Ed, co tu widzisz? - podsunął mu w rękę skrzyneczkę i zamknięte wieczko, przez który, widoczne były wszelkie, możliwe dane dotyczące Tonks. Palce mocniej zacisnęły się na brzegach zamkniętego "pojemnika", ale wypuścił go pospiesznie - w środku są dokumenty. A tu jest runa, ale nie wiem co oznacza - tym razem zwrócił się do drugiego mężczyzny, wskazując wypalony brzeg.
Klapnięcie drzwi zaznaczyło, że z pomieszczenia wyszła dójka osób. Odetchnął i podniósł różdżkę - Magicus Extremos - wizja niewiadomej dopingowała pomysł, by wzmocnić całe towarzystwo. Skoro już od początku zaserwowano im nietypowe doświadczenia, czegoś równie nieoczekiwanego mógł spodziewać się niedługo. Oczywiście, jeśli magia nie wykręci mu żadnego, spektakularnego numeru. Kolekcja wrażeń rysowała się coraz dłuższa listą. W końcu, ruszył do drzwi, do których podążali już pozostali. Każda chwila zwłoki, mogła grozić czymś znacznie gorszym, niż utrata cierpliwości.
edycja za pozwoleniem mg
Zignorowany, w równie zamierzony sposób postanowił odpowiedzieć na zadane pytanie - Nie znalazłem - suchość krótkiej frazy zakończył mocniejszym zaciśnięciem dłoni na wieczku skrzyneczki, którą pospiesznie podniósł do góry. W końcu, to Percy przyniósł znalezisko. Całość wsunął pod wolne ramię. Atakujące go bydlę - upadło, spetryfikowane zaklęciem i auror mógł odetchnąć. Nie widziało mu się czuć na sobie wbijające się kły. Pozostałe dwa równie szybko doszły "do wniosku", że nie warto robić krwiożerczych scen rodem z tanich - o proszę - mugolskich horrorów.
A jednak ich działania przyniosły pewien skutek. dwójka najbardziej zaangażowanych, pospiesznie znikła gdzieś w tle, ale to zachowanie Clinta przyciągnęło uwagę. Zanim jednak ruszył do ukrytych drzwi, Samuel musiał jeszcze coś zrobić. Podszedł do dwójki czarodziejów przed nim, stając między ...dwoma, dawnymi arystokratami - Ed, co tu widzisz? - podsunął mu w rękę skrzyneczkę i zamknięte wieczko, przez który, widoczne były wszelkie, możliwe dane dotyczące Tonks. Palce mocniej zacisnęły się na brzegach zamkniętego "pojemnika", ale wypuścił go pospiesznie - w środku są dokumenty. A tu jest runa, ale nie wiem co oznacza - tym razem zwrócił się do drugiego mężczyzny, wskazując wypalony brzeg.
Klapnięcie drzwi zaznaczyło, że z pomieszczenia wyszła dójka osób. Odetchnął i podniósł różdżkę - Magicus Extremos - wizja niewiadomej dopingowała pomysł, by wzmocnić całe towarzystwo. Skoro już od początku zaserwowano im nietypowe doświadczenia, czegoś równie nieoczekiwanego mógł spodziewać się niedługo. Oczywiście, jeśli magia nie wykręci mu żadnego, spektakularnego numeru. Kolekcja wrażeń rysowała się coraz dłuższa listą. W końcu, ruszył do drzwi, do których podążali już pozostali. Każda chwila zwłoki, mogła grozić czymś znacznie gorszym, niż utrata cierpliwości.
edycja za pozwoleniem mg
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Ostatnio zmieniony przez Samuel Skamander dnia 24.01.19 23:12, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 99
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 99
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Pośpiech nie działał już na nią stymulująco, była zmęczona, a energię dodatkowo zabierało myślenie o ojcu – chciała wierzyć, że był bezpieczny, że może siedział już w domu po ciężkim dniu w Biurze, ale z drugiej strony dostała niezbite dowody w postaci jego charakteru pisma na liście, który schowała do kieszeni szaty. Uspokoiła oddech, zmusiła się do logicznego myślenia – ten efekt szybko został rozbity przez smród, który uderzył w nich – wbiegł za nią ktoś, obejrzała się na niego i z dezaprobatą stwierdziła, że to nie jeden z jej sojuszników. Krew, rozkład, zgnilizna. Chociaż miała jeszcze na twarzy osłonę w postaci bąblogłowy, ten wonny aromat i tak zdołał dotrzeć do jej nozdrzy, przy okazji wywołując nieprzyjemny skręt w żołądku. Światło lumos wszystko jej pokazało. O wiele za dużo niż chciała zobaczyć. Po drugiej stronie usłyszała spanikowany krzyk, wołający ich do siebie. Niewiele patrząc, w porywie instynktu podbiegła do klatki, chwyciła za dwie nadgryzione kości i wybiegła z pokoju. Zamknęła swój umysł przed myśleniem, że to mogła być kość jakiegoś czarodzieja albo gorzej, jej ojca. Zamknęła swój umysł przed jakimkolwiek opiniowaniem na temat przekąski dla psów, którą trzymała w dłoniach. Śmierdziała zgniłym mięsem. Na brodę Merlina.
Wyminęła w drzwiach Rycerza (wybitnie dobry żart) akurat w momencie, kiedy Percival przemawiał i za chwilę odezwał się Samuel. Wpierw spojrzała na pierwszego z nich. Nie udało jej się uśmiechnąć, ale skinęła mu głową.
– Dzięki za zaklęcie – rzuciła, kolorując niski ton głosu nutą wdzięczności. Potem wzrok przeniosła na Skamandera i Eda. – Dostałam list od ojca. Pisze w nim, że to jego ostatnie chwile tutaj. I… psidwacza mać to weźmie.
Ruszyła za nimi przez drzwi, spiesząc się jak tylko mogła. Obejrzała się przez ramię na resztę. Zacisnęła palce na kościach. Jeśli psy się na nich rzucą, może uda im się tym je odciągnąć. W prawej dłoni wciąż trzymała różdżkę, którą teraz skierowała przez siebie, na pomieszczenie.
– Carpiene.
Wyminęła w drzwiach Rycerza (wybitnie dobry żart) akurat w momencie, kiedy Percival przemawiał i za chwilę odezwał się Samuel. Wpierw spojrzała na pierwszego z nich. Nie udało jej się uśmiechnąć, ale skinęła mu głową.
– Dzięki za zaklęcie – rzuciła, kolorując niski ton głosu nutą wdzięczności. Potem wzrok przeniosła na Skamandera i Eda. – Dostałam list od ojca. Pisze w nim, że to jego ostatnie chwile tutaj. I… psidwacza mać to weźmie.
Ruszyła za nimi przez drzwi, spiesząc się jak tylko mogła. Obejrzała się przez ramię na resztę. Zacisnęła palce na kościach. Jeśli psy się na nich rzucą, może uda im się tym je odciągnąć. W prawej dłoni wciąż trzymała różdżkę, którą teraz skierowała przez siebie, na pomieszczenie.
– Carpiene.
pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Jackie Rineheart' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 68
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 68
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Grunt zaczynał się mugolakom niebezpiecznie palić pod nogami. Burke prychnął cicho pod nosem, kiedy tylko usłyszał, jakiego losu Sarah życzyła Rookwood. Czarodzieje byli bardzo, ale to bardzo niebezpiecznymi świnkami laboratoryjnymi. Bez różdżek ciężko było wykrzesać z nich jakąkolwiek magię, którą można by badać, ale kiedy już te różdżki posiadali, los bardzo prędko mógł się odwrócić - i kaci mogli zostać ofiarami. Igranie z ogniem nie należało do najmądrzejszych posunięć, ale Joshua i Sarah chyba zorientowali się o tym trochę poniewczasie. Burke pozwolił sobie parsknąć cicho, widząc w jakim pośpiechu dwójka mugoli opuszcza pokój. Miał nadzieję, że skończyły im się już pomysły.
Wkroczenie do drugiego pokoju wiązało się z nagłym i dość bolesnym ściśnięciem żołądka - jeszcze zanim Burke dostrzegł klatkę oraz rozbryźnięte resztki ludzkich zwłok, najpierw dopadł go odór. Z jednej strony - ten smród jeszcze bardziej pomógł mu oczyścić umysł ze wspomnienia o Azkabanie. Choć to więzienie było najbardziej przerażającym z miejsc, jakie znał, nie spotkał się tam z aż tak intensywnym, agresywnym smrodem. Mógł się tylko domyślać, że te wszystkie kości należały do czarodziejów, których trójka szalonych naukowców wystawiła do walki z psami - nie dając im wcześniej różdżek. Miał tylko nadzieję, że były to same szlamy. Niewiele więcej myśląc, Burke ostrożnie przeszedł przez drzwi, za którymi miał zniknąć Clint.
Wkroczenie do drugiego pokoju wiązało się z nagłym i dość bolesnym ściśnięciem żołądka - jeszcze zanim Burke dostrzegł klatkę oraz rozbryźnięte resztki ludzkich zwłok, najpierw dopadł go odór. Z jednej strony - ten smród jeszcze bardziej pomógł mu oczyścić umysł ze wspomnienia o Azkabanie. Choć to więzienie było najbardziej przerażającym z miejsc, jakie znał, nie spotkał się tam z aż tak intensywnym, agresywnym smrodem. Mógł się tylko domyślać, że te wszystkie kości należały do czarodziejów, których trójka szalonych naukowców wystawiła do walki z psami - nie dając im wcześniej różdżek. Miał tylko nadzieję, że były to same szlamy. Niewiele więcej myśląc, Burke ostrożnie przeszedł przez drzwi, za którymi miał zniknąć Clint.
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Sigrun pragnęła dosięgnąć wzrokiem wszystkie osoby znajdujące się za ścianą, jednak kiedy tylko wypowiedziała inkantację jej dłoń wyraźnie zadrżała ujawniając na swym grzbiecie piekące, granatowe plamy. Zaklęcie nie powiodło się, smuga światła zaledwie wydobyła się z krańca drewna, a następnie rozmyła w powietrzu nie przynosząc zamierzonego efektu – zamiast niego ścierpnięta kończyna odmawiała posłuszeństwa. Nem zdała sobie sprawę, iż musiała pomóc sobie niewiodącą ręką, aby utrzymać różdżkę.
Na pochlebiający głos Percivala pies zamachał ogonem, a gdy tylko ten opuścił pokój powędrował za nim bacznym wzrokiem, choć nie ruszył się z kafelek. Sprawiał wrażenie oczekującego z niecierpliwością na polecenie, więc jak takowe otrzymał zerwał się na równe nogi i ruszył do swojego nowego właściciela. Blake, jeśli spoglądał na czworonoga, mógł dostrzec, że pojawienie się w ów pomieszczeniu wzbudziło w zwierzaku roztargnienie. Zatrzymał się przy jego nodze, ale po chwili obrócił pysk w stronę klatki, gdzie znajdowały się resztki ostatniego obiadu; psina zbliżyła nos do posadzki czując intensywny zapach, jednak nie ruszyła się z miejsca.
Fox oraz Percival mogli ujrzeć wnętrze skrzyni i podobnie jak Samuel dostrzegli tam akta osobowe niejakiej Justine Tonks. Wyryta runa była im jednak obca – oboje nie znali owego starożytnego pisma.
Niebywale jasna wiązka światła wydostała się z krańca różdżki Skamandera i w tym samym momencie wszyscy mogli poczuć zastrzyk mocy – poza nim samym. Czarodzieje, szczególnie Ci osłabieni, mogli być mu naprawdę wdzięczni.
Jackie wbiegła do klatki chwytając w dłoń dwie nagryzione, ubrudzone we krwi kości. Dolna część szaty umazała się w odchodach i posoce, co z pewnością mogła odczuć, bowiem przyszło jej zmierzyć się z jeszcze intensywniejszym zapachem. Ratowała ją jednak bąblogłowa. Ignorując zabrudzenie przemieściła się za grupą i zniknęła za drzwiami z prowizoryczną bronią i towarzyszącym smrodem – reszta zgromadzonych od razu go poczuła.
Różdżka usłuchała woli czarownicy i choć nie odkryła żadnych pułapek, ani ukrytych ludzi tudzież istot, to mogła wyczuć, iż jedna postać znajdowała się w pomieszczeniu obok, natomiast dwie kolejne właśnie przekraczają jego progi. Ponadto odniosła wrażenie, że gdzieś daleko szybkim krokiem przemieszczają się dwie osoby i bez trudu mogła wywnioskować, iż byli to Joshua oraz Sarah; oddalali się, z każdą sekundą coraz mniej czuła ich obecność.
Craig, jako pierwszy wyszedł na wąski korytarz i po swojej prawej stronie zobaczył otwarte na oścież drzwi. W głębi pokoju widział stojącego Clinta, którego różdżka skierowana była wprost na przejście oraz dwóch strażników, jakich przyszło mu poznać tuż po opuszczeniu celi. Uniesione, gotowe do ataku bronie z pewnością pozwalały zrozumieć, po której opowiedzieli się stronie.
----
Wszyscy przeszliście przez drzwi i znaleźliście się w małym pomieszczeniu. Tylko jedne drzwi były otwarte, prowadziły do miejsca, które doskonale widzieliście przez magiczną szybę. Fox wiedział, że nałożone zostały na nie zaklęcia ochronne.
Uspokojony przez Sigrun pies przemieścił się za wami, choć wciąż trzymał znaczną odległość.
-Oddalcie się! Wracajcie do cel!- rzucił głośno Clint, a różdżka zadrżała mu w dłoni. -Nie chce zrobić wam krzywdy!- dodał po chwili nawet na chwilę nie spuszczając wzroku z przejścia do małego korytarza, gdzie czaili się jego wrogowie.
-Speculio.- wypowiedział, jednak zaklęcie nie przyniosło oczekiwanego efektu.
|
W chwili przekroczenia progów drzwi obowiązują pojedynkowe zasady poruszania się na mapie. Pomieszczenie objęte jest zaklęciem ochronnym Salvio Hexia (ST +15 do każdego zaklęcia).
Statystyki Clinta opierają się o zaokrągloną średnią arytmetyczną waszych punktów w poszczególnych dziedzinach magii. Dodatkowo posiada 25 punktów w magii leczniczej.
OPCM: 28
Uroki: 16
Leczenie: 25
Transmutacja: 2
Eliksiry: 0
Czarna magia: 9
Zwinność: 8
Sprawność: 9
Mugole nie oddali strzału.
Psy nie atakują w tej turze.
Ściąganie klątw odbywa się zgodnie z mechaniką.
Percival - Magicus Extremos 1/3 (+25)
Sigrun – Magicus Extremos 1/3 (+25)
Craig – Magicus Extremos 1/3 (+25)
Frederick – Magicus Extremos 1/3 (+25)
Jackie - Bąblogłowa - 5/5, Magicus Extremos 1/3 (+25)
Na odpisy czekam do 30.01 do godziny 22:00. (Dziękuję za cierpliwość i zrozumienie.)
Na pochlebiający głos Percivala pies zamachał ogonem, a gdy tylko ten opuścił pokój powędrował za nim bacznym wzrokiem, choć nie ruszył się z kafelek. Sprawiał wrażenie oczekującego z niecierpliwością na polecenie, więc jak takowe otrzymał zerwał się na równe nogi i ruszył do swojego nowego właściciela. Blake, jeśli spoglądał na czworonoga, mógł dostrzec, że pojawienie się w ów pomieszczeniu wzbudziło w zwierzaku roztargnienie. Zatrzymał się przy jego nodze, ale po chwili obrócił pysk w stronę klatki, gdzie znajdowały się resztki ostatniego obiadu; psina zbliżyła nos do posadzki czując intensywny zapach, jednak nie ruszyła się z miejsca.
Fox oraz Percival mogli ujrzeć wnętrze skrzyni i podobnie jak Samuel dostrzegli tam akta osobowe niejakiej Justine Tonks. Wyryta runa była im jednak obca – oboje nie znali owego starożytnego pisma.
Niebywale jasna wiązka światła wydostała się z krańca różdżki Skamandera i w tym samym momencie wszyscy mogli poczuć zastrzyk mocy – poza nim samym. Czarodzieje, szczególnie Ci osłabieni, mogli być mu naprawdę wdzięczni.
Jackie wbiegła do klatki chwytając w dłoń dwie nagryzione, ubrudzone we krwi kości. Dolna część szaty umazała się w odchodach i posoce, co z pewnością mogła odczuć, bowiem przyszło jej zmierzyć się z jeszcze intensywniejszym zapachem. Ratowała ją jednak bąblogłowa. Ignorując zabrudzenie przemieściła się za grupą i zniknęła za drzwiami z prowizoryczną bronią i towarzyszącym smrodem – reszta zgromadzonych od razu go poczuła.
Różdżka usłuchała woli czarownicy i choć nie odkryła żadnych pułapek, ani ukrytych ludzi tudzież istot, to mogła wyczuć, iż jedna postać znajdowała się w pomieszczeniu obok, natomiast dwie kolejne właśnie przekraczają jego progi. Ponadto odniosła wrażenie, że gdzieś daleko szybkim krokiem przemieszczają się dwie osoby i bez trudu mogła wywnioskować, iż byli to Joshua oraz Sarah; oddalali się, z każdą sekundą coraz mniej czuła ich obecność.
Craig, jako pierwszy wyszedł na wąski korytarz i po swojej prawej stronie zobaczył otwarte na oścież drzwi. W głębi pokoju widział stojącego Clinta, którego różdżka skierowana była wprost na przejście oraz dwóch strażników, jakich przyszło mu poznać tuż po opuszczeniu celi. Uniesione, gotowe do ataku bronie z pewnością pozwalały zrozumieć, po której opowiedzieli się stronie.
----
Wszyscy przeszliście przez drzwi i znaleźliście się w małym pomieszczeniu. Tylko jedne drzwi były otwarte, prowadziły do miejsca, które doskonale widzieliście przez magiczną szybę. Fox wiedział, że nałożone zostały na nie zaklęcia ochronne.
Uspokojony przez Sigrun pies przemieścił się za wami, choć wciąż trzymał znaczną odległość.
-Oddalcie się! Wracajcie do cel!- rzucił głośno Clint, a różdżka zadrżała mu w dłoni. -Nie chce zrobić wam krzywdy!- dodał po chwili nawet na chwilę nie spuszczając wzroku z przejścia do małego korytarza, gdzie czaili się jego wrogowie.
-Speculio.- wypowiedział, jednak zaklęcie nie przyniosło oczekiwanego efektu.
|
W chwili przekroczenia progów drzwi obowiązują pojedynkowe zasady poruszania się na mapie. Pomieszczenie objęte jest zaklęciem ochronnym Salvio Hexia (ST +15 do każdego zaklęcia).
Statystyki Clinta opierają się o zaokrągloną średnią arytmetyczną waszych punktów w poszczególnych dziedzinach magii. Dodatkowo posiada 25 punktów w magii leczniczej.
OPCM: 28
Uroki: 16
Leczenie: 25
Transmutacja: 2
Eliksiry: 0
Czarna magia: 9
Zwinność: 8
Sprawność: 9
Mugole nie oddali strzału.
Psy nie atakują w tej turze.
Ściąganie klątw odbywa się zgodnie z mechaniką.
Percival - Magicus Extremos 1/3 (+25)
Sigrun – Magicus Extremos 1/3 (+25)
Craig – Magicus Extremos 1/3 (+25)
Frederick – Magicus Extremos 1/3 (+25)
Jackie - Bąblogłowa - 5/5, Magicus Extremos 1/3 (+25)
- Żywotność psów:
- Żywotność:
1. 100/100 - brak ataku
2. 100/100 - Petrificus Totalus
3. Burek - 100/100 - nieszkodliwy
- Żywotność:
- Żywotność:
1. Sigrun "Nem" - 164/213 -10 (obrażenia: -35 psychiczne, -14 kąsane)
2. Craig - 177/248 -10 (obrażenia: -35 psychiczne, -36 kąsane), użycia mgły 1/2
3. Frederick "Ed" - 225/270 -5 (obrażenia: -20 psychiczne, -25 kąsane)
4. Samuel - 168/266 -15 (obrażenia: -80 psychiczne, -18 kąsane)
5. Jackie - 116/211 -20 (obrażenia: -60 psychiczne, -36 kąsane)
6. Percival - 246/266 (obrażenia: -20 kąsane)
7. ? - 137/160
8. ? - 124/160
9. Clint - 223/223
- Ekwipunek:
- Ekwipunek:
1. Sigrun "Nem" - różdżka, Rewolwer Enfield No.2 (4 kule w magazynku), pęk kluczy, różdżka należąca do innego czarodzieja, list
2. Craig - różdżka, ręcznie rysowana mapa, zaklęta księga wraz z kartką w środku, list
3. Frederick "Ed" - różdżka, radiotelefon, różdżka należąca do innego czarodzieja, list
4. Samuel - różdżka, list
5. Jackie - różdżka, karteczka z fragmentem listu, kilka papierosów, list, dwie ludzkie kości
6. Percival - różdżka, uszkodzona różdżka należąca do innego czarodzieja (k10 na powodzenie), skrzynia, list
- Zawartość skrzynki - pierwszy dokument:
Kliknięcie umożliwi powiększenie obrazu.
- Kartka znajdująca się w księdze:
Kliknięcie umożliwi powiększenie obrazu.
- Mapa:
Na odpisy czekam do 30.01 do godziny 22:00. (Dziękuję za cierpliwość i zrozumienie.)
Spojrzał na skrzynię raz jeszcze, dokładnie – wcześniej wydawało mu się, że obejrzał ją już z każdej strony, ale Skamander musiał odprawić nad nią jakieś dodatkowe czary, bo teraz przez wieko było widać również wnętrze. W środku były dokumenty, nie rozpoznał jednak kobiety, której zdjęcie znajdowało się na wierzchu. Runa również była dla niego obca. – Nie znam się na runach i klątwach – przyznał z niezadowoleniem, kręcąc głową i kierując te słowa w stronę długowłosego mężczyzny. Ściszył głos. – Burke na pewno byłby w stanie powiedzieć więcej, ale nie liczyłbym na współpracę z jego strony – dodał; doskonale zdawał sobie sprawę, że wyłącznie niezbyt sprzyjające okoliczności powstrzymywały śmierciożercę przed zaatakowaniem go i wymierzeniem kary za zdradę.
Okoliczności wyjątkowo śmierdzące; skrzywił się, gdy tylko przekroczył próg pomieszczenia, a do jego nozdrzy dotarł paskudny odór krwi i odchodów, zdający się ciągnąć za nimi nawet dalej, w kolejnym korytarzu. Wyjątkowo wąskim i zatłoczonym, sprawiającym wrażenie mocno klaustrofobiczne, które nie podobało mu się ani trochę, zwłaszcza połączone z atmosferą narastającego chaosu. Ich oprawcy wyraźnie nie wiedzieli już, co robić, ich scenariusze sypały się i rozwarstwiały – a chociaż częściowo odczuwał z tego powodu ulgę, bo w panice łatwiej było o błędy, to jednocześnie stawali się też zdecydowanie bardziej nieprzewidywalni. – Zostań – mruknął do psa, gdy tylko udało mu się zajrzeć do sąsiedniego pomieszczenia. Widział Clinta z wycelowaną w ich stronę różdżką, widział również strażników z podniesionymi w górę, metalowymi przedmiotami (Skamander chyba nazwał je w celi bronią zapalną czy coś w tym stylu) – i chociaż biorąc pod uwagę coraz bardziej pozbawione pewności siebie krzyki czarodzieja, pchanie się w paszczę lwa nie wydawało się najmądrzejszym posunięciem, miał już dosyć przedłużającej się zabawy w kotka i myszkę. Chciał odpowiedzi – i chciał się stamtąd wydostać.
– Nikt nikomu nie musi robić krzywdy – powiedział, wymijając Samuela i kierując się w stronę pokoju, a następnie skręcając w bok, żeby zatrzymać się za przejściem – jednocześnie go jednak nie tarasując. Zatrzymał się, podnosząc różdżkę do góry i celując nią w Clinta. – Przyznajcie sami przed sobą, że to koniec waszego eksperymentu na nas, i pokażcie nam wyjście – dodał powoli, rozglądając się ostrożnie po pomieszczeniu. – Pomyśl logicznie Clint, mamy przewagę liczebną dwa do jednego. – Pozwolił swoim słowom wybrzmieć, zanim wykonał prosty ruch nadgarstkiem. – Timoria – wypowiedział. Nie chciał zrobić mu krzywdy – ale nie miał również zamiaru pozwolić mu zrobić krzywdy sobie.
| idę tak, rzucam w Clinta
Okoliczności wyjątkowo śmierdzące; skrzywił się, gdy tylko przekroczył próg pomieszczenia, a do jego nozdrzy dotarł paskudny odór krwi i odchodów, zdający się ciągnąć za nimi nawet dalej, w kolejnym korytarzu. Wyjątkowo wąskim i zatłoczonym, sprawiającym wrażenie mocno klaustrofobiczne, które nie podobało mu się ani trochę, zwłaszcza połączone z atmosferą narastającego chaosu. Ich oprawcy wyraźnie nie wiedzieli już, co robić, ich scenariusze sypały się i rozwarstwiały – a chociaż częściowo odczuwał z tego powodu ulgę, bo w panice łatwiej było o błędy, to jednocześnie stawali się też zdecydowanie bardziej nieprzewidywalni. – Zostań – mruknął do psa, gdy tylko udało mu się zajrzeć do sąsiedniego pomieszczenia. Widział Clinta z wycelowaną w ich stronę różdżką, widział również strażników z podniesionymi w górę, metalowymi przedmiotami (Skamander chyba nazwał je w celi bronią zapalną czy coś w tym stylu) – i chociaż biorąc pod uwagę coraz bardziej pozbawione pewności siebie krzyki czarodzieja, pchanie się w paszczę lwa nie wydawało się najmądrzejszym posunięciem, miał już dosyć przedłużającej się zabawy w kotka i myszkę. Chciał odpowiedzi – i chciał się stamtąd wydostać.
– Nikt nikomu nie musi robić krzywdy – powiedział, wymijając Samuela i kierując się w stronę pokoju, a następnie skręcając w bok, żeby zatrzymać się za przejściem – jednocześnie go jednak nie tarasując. Zatrzymał się, podnosząc różdżkę do góry i celując nią w Clinta. – Przyznajcie sami przed sobą, że to koniec waszego eksperymentu na nas, i pokażcie nam wyjście – dodał powoli, rozglądając się ostrożnie po pomieszczeniu. – Pomyśl logicznie Clint, mamy przewagę liczebną dwa do jednego. – Pozwolił swoim słowom wybrzmieć, zanim wykonał prosty ruch nadgarstkiem. – Timoria – wypowiedział. Nie chciał zrobić mu krzywdy – ale nie miał również zamiaru pozwolić mu zrobić krzywdy sobie.
| idę tak, rzucam w Clinta
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
Tajny Bunkier
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Cumberland