Wnętrze
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Wnętrze
Jest to ogromne, rozległe pomieszczenie mogące pomieścić w sobie pół kamienicy, posiadające mnóstwo gotyckich okien, niezliczoną ilość stoliczków z krzesełkami oraz morze długich rzędów regałów, po brzegi wypełnionych opasłymi woluminami. Londyńską bibliotekę codziennie odwiedzają głodni wiedzy czarodzieje; obecnie są oni jedynymi gośćmi w progach pokaźnego księgozbioru.
Do wnętrza biblioteki prowadzi przestronny hol wyłożony szachownicą czarnych i białych kafli, ze spiralnymi schodami prowadzącymi na wyższe kondygnacje budynku. Kondygnacje te posiadają balkony z widokiem na niższe piętra, dzięki czemu biblioteka wydaje się być jednym, wielkim, nieskończonym, monumentalnym wręcz pomieszczeniem. Na samej górze budowli umiejscowiona jest sporej wielkości szklana kopuła wpuszczająca do środka morze światła. Podłogi wyłożone są ciemnym kamieniem, w których odbija się blask dziesiątek lamp. Bibliotecznych regałów nie sposób zliczyć, a wszystkie podzielone są na odpowiednie działy tematyczne. Wraz z nastaniem nowego porządku księgozbiory przebrano, usuwając z nich literaturę spod pióra mugoli. Poszczególne działy zostały odizolowane od pozostałych za sprawą dębowych barierek. Czytelnią zaś jest kilkadziesiąt mahoniowych stołów i stoliczków gęsto zastawionych krzesłami.
Cisza niekiedy przerywana jest szelestem przewracanych kartek, a także cichymi szeptami konsultujących się ze sobą czytelników. Dookoła panuje spokojna, typowo naukowa atmosfera.
Do wnętrza biblioteki prowadzi przestronny hol wyłożony szachownicą czarnych i białych kafli, ze spiralnymi schodami prowadzącymi na wyższe kondygnacje budynku. Kondygnacje te posiadają balkony z widokiem na niższe piętra, dzięki czemu biblioteka wydaje się być jednym, wielkim, nieskończonym, monumentalnym wręcz pomieszczeniem. Na samej górze budowli umiejscowiona jest sporej wielkości szklana kopuła wpuszczająca do środka morze światła. Podłogi wyłożone są ciemnym kamieniem, w których odbija się blask dziesiątek lamp. Bibliotecznych regałów nie sposób zliczyć, a wszystkie podzielone są na odpowiednie działy tematyczne. Wraz z nastaniem nowego porządku księgozbiory przebrano, usuwając z nich literaturę spod pióra mugoli. Poszczególne działy zostały odizolowane od pozostałych za sprawą dębowych barierek. Czytelnią zaś jest kilkadziesiąt mahoniowych stołów i stoliczków gęsto zastawionych krzesłami.
Cisza niekiedy przerywana jest szelestem przewracanych kartek, a także cichymi szeptami konsultujących się ze sobą czytelników. Dookoła panuje spokojna, typowo naukowa atmosfera.
Nie spodziewała się takiej impertynencji, takiego wręcz oburzającego chamstwa! Nie dość, że zakłócający spokój biblioteki mężczyzna nie przeprosił od razu za swoje zachowanie, to jeszcze łypał na nią jak jej ukochany na każdą kobietę odsłaniającą łydkę. Kelly zaperzyła cię, zacietrzewiła, mocniej podpierając się pod boki, aż kosmaty, znoszony sweter zrolował się na talii. – Jak pan śmie się tak zachowywać – wychrypiała oburzonym szeptem, by nie przeszkadzać zgromadzonym za półkami biedakom, szukającym w czytelni błogiej ciszy a nie wysłuchiwania nerwowych pogawędek. Ani podnoszenia głosu; odruchowo syknęła ciiiiiiiicho, gdy mężczyzna uderzył w donośniejszy ton. – Ja się skarżę, proszę pana. Pan wprowadza chaos i nie zachowuje się z należytym szacunkiem do tego miejsca – kontynuowała z zapałem, jak na prawdziwą obrończynię bibliotek przystało, marszcząc nos, bowiem zaczęła się pocić z nerwów a przez to okulary zjeżdżały coraz niżej. – To zgodnie z regulaminem, wywieszonym na drzwiach, należy najpierw udać się do mnie, przedstawić legitymację czytelnika i wpisać do rejestru wizyt – wypiszczała oburzona, że ktoś wzgardził zasadami bezpieczeństwa, wprowadzonymi po ubiegłorocznych tragediach, które miały miejsce także i w bibliotece. Działy się tu dziwne rzeczy, pojawiali się dziwni ludzie: musieli się przed tym bronić. – A pan mi nie będzie rozkazywał. Ja tu rządzę a pan jest po prostu kolejnym niegrzecznym chłopcem – Kelly alergicznie zareagowała na próby odwrócenia roli. Oj nie, to ona tutaj przesłuchiwała i sugerowała. Zrobiła jeszcze krok do przodu, bo choć spojrzenie mężczyzny ją przerażało, to swej biblioteki była gotowa bronić niczym lwica. – No już, już, proszę do wyjścia albo do mojego stanowiska. Za kogo się państwo mają, za rodzinę królewską? Was zasady nie obowiązują? – ciągnęła denerwującym głosem, rumieniąc się z każdym wypowiedzianym słowem coraz mocniej, jakby uporczywe, przeszywające spojrzenie jasnych oczu nieznajomego zaczynało palić ją od środka. Świętym gniewem i zaniepokojeniem zarazem: a obydwa uczucia popychały ją do heroicznej walki o absolutną ciszę i bezpieczeństwo biblioteki.
I show not your face but your heart's desire
Słysząc jej oburzenie w głosie wcale nie zdumiał się, tak jak bardzo, jak udawał. Uniósł brwi, przybierając zdezorientowany wyraz twarzy, ale w jego oczach nie przestawała tlić się cicha, niewypowiedziana groźba.
— Tak, czyli właściwie jak? — spytał zaczepnie, prowokacyjnie, jak kilkunastoletni chłopiec w okresie buntu i dojrzewania tylko po to, by zirytować ją jeszcze silniej. Potrzebował czegoś lub kogoś na kim mógłby ulżyć swojej frustracji, dać upust gniewu, który się w nim tlił, a jednocześnie paniki wywołanej nagłym zaniknięciem magii w jego żyłach. Był zbyt mądry na to, by choćby podnieść na nią rękę, tu, w Londyńskiej Bibliotece, w biały dzień, przy tylu świadkach. Emocje, których nie czuł na co dzień; mroczne cienie jego duszy, demony wydostające się z potwornej czeluści były zagrożeniem, ale nie pozwalał sobie na utratę kontroli nad samym sobą. Nie mógł. Nie było go stać na błąd. Nawet najmniejszy.
— Schlebia mi niezwykle opinia, że jestem skłonny wywołać chaos — dodał, pogodniejąc, choć tylko pozornie. Na jego twarzy zagościł krótki, wystudiowany uśmiech, po którym zwrócił się w stronę Elaine. Nie powinien jej w to mieszać. Nikt nie powinien wiedzieć o jego problemie, chwilowej niedyspozycji — tak było bezpieczniej. Tajemnicę zabierze ze sobą do grobu. Swojego lub osoby odpowiedzialnej za ten podły dowcip. — Wybaczysz, że się oddalę — pożegnał ją uprzejmym skinięciem głowy, nim ponownie zwrócił się w kierunku uporczywej bibliotekarki. Brakowało tylko tego, by wykręciła mu ucho i wyprowadziła na zewnątrz, jak nieznośnego urwisa. Jej irytacja przynosiła mu ulgę i chwilową satysfakcję, a do głowy przyszedł mu inny pomysł. Wiedział, gdzie powinien szukać odpowiedzi na dręczące go pytania, co pomoże mu rozwiązać bolącą kwestię. Zbliżył się więc do bibliotekarka, wsunął dłonie w kieszenie spodni i pochylił się, ale nie na tyle, aby skazywać się na smród szlamu. Dystans należało zachować, przynajmniej minimalny. — Następnym razem udam się prosto do twojego biurka, gdzie dobrze zapamiętasz, że nie potrzebuję legitymacji. Zgoda?— szepnął całkiem poważnie; oczami wyobraźni widział już, jak z jej uszu tryska wyimaginowana krew, a ciśnienie w głowie rozpycha gałki oczne, które pękają prosto na parszywy rejestr. — Więc do zobaczenia?— Uśmiechnął się znów, drwiąco i paskudnie, po czym pozostawił obie kobiety za sobą.
| zt
— Tak, czyli właściwie jak? — spytał zaczepnie, prowokacyjnie, jak kilkunastoletni chłopiec w okresie buntu i dojrzewania tylko po to, by zirytować ją jeszcze silniej. Potrzebował czegoś lub kogoś na kim mógłby ulżyć swojej frustracji, dać upust gniewu, który się w nim tlił, a jednocześnie paniki wywołanej nagłym zaniknięciem magii w jego żyłach. Był zbyt mądry na to, by choćby podnieść na nią rękę, tu, w Londyńskiej Bibliotece, w biały dzień, przy tylu świadkach. Emocje, których nie czuł na co dzień; mroczne cienie jego duszy, demony wydostające się z potwornej czeluści były zagrożeniem, ale nie pozwalał sobie na utratę kontroli nad samym sobą. Nie mógł. Nie było go stać na błąd. Nawet najmniejszy.
— Schlebia mi niezwykle opinia, że jestem skłonny wywołać chaos — dodał, pogodniejąc, choć tylko pozornie. Na jego twarzy zagościł krótki, wystudiowany uśmiech, po którym zwrócił się w stronę Elaine. Nie powinien jej w to mieszać. Nikt nie powinien wiedzieć o jego problemie, chwilowej niedyspozycji — tak było bezpieczniej. Tajemnicę zabierze ze sobą do grobu. Swojego lub osoby odpowiedzialnej za ten podły dowcip. — Wybaczysz, że się oddalę — pożegnał ją uprzejmym skinięciem głowy, nim ponownie zwrócił się w kierunku uporczywej bibliotekarki. Brakowało tylko tego, by wykręciła mu ucho i wyprowadziła na zewnątrz, jak nieznośnego urwisa. Jej irytacja przynosiła mu ulgę i chwilową satysfakcję, a do głowy przyszedł mu inny pomysł. Wiedział, gdzie powinien szukać odpowiedzi na dręczące go pytania, co pomoże mu rozwiązać bolącą kwestię. Zbliżył się więc do bibliotekarka, wsunął dłonie w kieszenie spodni i pochylił się, ale nie na tyle, aby skazywać się na smród szlamu. Dystans należało zachować, przynajmniej minimalny. — Następnym razem udam się prosto do twojego biurka, gdzie dobrze zapamiętasz, że nie potrzebuję legitymacji. Zgoda?— szepnął całkiem poważnie; oczami wyobraźni widział już, jak z jej uszu tryska wyimaginowana krew, a ciśnienie w głowie rozpycha gałki oczne, które pękają prosto na parszywy rejestr. — Więc do zobaczenia?— Uśmiechnął się znów, drwiąco i paskudnie, po czym pozostawił obie kobiety za sobą.
| zt
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Zazwyczaj przyłapani na gorącym uczynku przestępcy biblioteczni okazywali natychmiastową skruchę, garbiąc się, cichnąc i rumieniąc – tym razem miała do czynienia z kimś krnąbrnym i aroganckim. Nastroszone włosy kobiety naelektryzowały się, aż pomiędzy końcówkami a niteczkami obszernego swetra kilka razy zatrzeszczało wyładowanie. Stanowiące doskonałą ścieżkę dźwiękową do groźnej wymiany zdań. – Proszę nie pyskować, tylko stosować się do zasad tego przybytku nauki! – odparła zaperzona, wyprowadzona z równowagi całkowici tym cwaniackim pytaniem, czując, że robi się cała czerwona. Była bliska faktycznego pochwycenia nieznajomego jegomościa za fraki i wyprowadzenia go, by nie siał zamętu. I by przestał łypać na nią w tak nieobyczajny, oburzający sposób. – Pani też by się mogła ruszyć. Co za wstyd dla panienki pokazywać się z takim niegrzecznym człowiekiem – burknęła w stronę stojącej jak słup soli kobiety, głównie koncentrując jednak swój gniew na owym rozbójniku. Mającym czelność się do niej uśmiechać; wyglądał na zrelaksowanego i tylko odrobinę sfrustrowanego. Zero wstydu! Pewnie wychował się w jakiejś szkockiej oborze, o tak, na pewno. Bibliotekarka zaplotła dłonie na piersi ściślej, obronnie, łypiąc na pochylającego się nad nią rzezimieszka. Nie podobała się jej ta nagła bliskość, cofnęła się o krok. – No, mam nadzieję, że tak pan zrobi, bo inaczej zostanie pan wpisany na czarną listę – zaczęła wojowniczo, wchodząc mu w słowo jeszcze zanim dokończył swą arogancką groźbę. Prychnęła cicho. – Każdy potrzebuje legitymacji, nawet ja – rzuciła odważnie, choć spojrzenie, jakie posłał jej na odchodne zabójca bibliotecznego spokoju, wywołało nieprzyjemny dreszcz. Nie chciała mieć więcej do czynienia z kimś takim – myślała, że podejrzane typy nie pojawiają się w bibliotekach, że gniją gdzieś w brudnych bramach albo na opuszczonych terenach kolejowych. Myliła się, zagrożenie rozpychało się także i na intelektualnych salonach; te potworne anomalie się zakończyły, ale kto wie, jak długo znów będą mogli czuć się w Bibliotece Londyńskiej Bezpiecznie? Kobieta wzdrygnęła się, gdy została pomiędzy półkami sama – owszem, z ulgą wsłuchiwała się w otaczającą ją ciszę, ale instynkt podpowiadał, że niebezpieczeństwo nie minęło zupełnie.
| zt
| zt
I show not your face but your heart's desire
12 września 1957 roku
Nauka wymagała poświęceń, tego panna Burroughs była pewna już od początku swojej przygody z wielkim, naukowym światem. Czasem poświęcić należało czyjeś zdrowie, innym razem odrobinę samego siebie - droga do wielkich odkryć zapisujących się w historii musiała być okupiona poświęceniem, a Frances miała dziwne przeczucie, że i tym razem przyjdzie jej nagiąć własną moralność, by przybliżyć się do spełnienia ambitnych marzeń. Polecenie, jakie otrzymała od profesora Lacework zdawało się być proste - miała skontaktować się z jedną z przedstawicielek znanego mu rodu by ta przetłumaczyła kilka starych, francuskojęzycznych ksiąg oraz by poprosić ją o jeszcze jedną przysługę. Tę z kategorii odrobinę niemoralnych, potrzebnych jednak by ukończyć nie tylko projekt nad którym pracowali ale i dostarczyć jej odpowiednich informacji.
Frances poinformowała profesora o umówionym spotkaniu, by z odrobiną bólu serca wyjść z jego pracowni o dziesiątej, aby nie spóźnić się na spotkanie. Droga z Surrey do Londynu z pewnością byłaby szybsza oraz przyjemniejsza, gdyby nie nałożony zakaz teleportacji. W Bibliotece Londyńskiej znalazła się równo piętnaście minut przed czasem, by odnaleźć wcześniej zarezerwowany stolik, w zacisznej części czytelni, aby mogły pracować w spokoju. Nie wątpiła w umiejętności krewnej Rigela, była jednak pewna, że niektóre alchemiczne pojęcia mogą wymagać konsultacji bądź wiedzy, by księgi były przetłumaczone prawidłowo. Korzystając z chwili czasu, eteryczna alchemiczka poprawiła obcisłą, czarną suknię z dekoltem ciętym w serce oraz białe rękawiczki skrywające jej dłonie. W końcu jak widzą, tak piszą, a ona zwykła przywiązywać uwagę nawet tak drobnych szczegółów, jak prezencja. A ta w jej wypadku musiała być perfekcyjna w każdym, najmniejszym kawałku.
- Dzień dobry, panno Black. - Panno, nie lady jak kazał jej napisać w liście profesor Lacework. Frances wychodziła z założenia, iż winno się szanować wiedzę oraz osiągnięcia, a nie nazwisko, na którego wyboru nie miało się wpływu. Iście naukowe podejście.
- Frances Wroński... - Zaczęła przedstawiając się nazwiskiem narzeczonego. Mimo znajomości z Rigelem wolała uważać, głównie przez fakt tego, ile Daniel robił by zapewnić jej odpowiednie bezpieczeństwo. Nie znała wszystkich Blacków i nie miała pojęcia, jak podchodzą do pewnych kwestii... A jej zmiana nazwiska na to noszone przez bratnią duszę była jedynie formalnością, mającą spełnić się w najbliższych tygodniach. -... piastuję stanowisko prawej ręki profesora Lacework, niezmiernie miło mi pannę poznać. - Dodała eterycznym półszeptem wyciągając dłoń w kierunku kobiety z ciepłym uśmiechem wyrysowanym na malinowych ustach. Tytuł jej stanowiska brzmiał dumnie, nic z resztą dziwnego podług faktu, iż była pierwszym uczniem oraz spadkobiercą jego naukowego dorobku.
- Proszę, pozwolę sobie przejść do konkretów. - Uprzejmie wskazała kobiecie miejsce przy stoliku, by wyjąć z niewielkiej torebki kilka opasłych ksiąg. - Jak wspominałam, pracujemy obecnie nad kilkoma projektami, do których zakończenia potrzebujemy przetłumaczenia kilku rozdziałów z tych ksiąg. - Ostrożnie ułożyła stare woluminy przed kobietą. - Rozdziały są krótkie, oznaczone zakładkami, mam nadzieję, że nie sprawią większego problemu. - Dodała, po czym zajęła miejsce naprzeciwko. Machinalnie wygładziła palcami materiał sukni, by utkwić zaciekawione spojrzenie w buzi panny Black. Ciekawa, czy będzie przypominać irytującą pannę Selwyn czy może zdolną, zaprzyjaźnioną z nią pannę Burke.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Gdy osoba taka jak ona pojawiała się w miejscu takim jak to, zawsze musiało wiązać się to z przynajmniej jednym spojrzeniem. Wypatrujące plotek pijawki potrafiły śledzić ich ruchy, nieodstraszone nawet gorzkimi słowami o potencjalnym zagrożeniu w postaci konfrontacji ze starszymi rodu. Informacje można było sprzedać, nawet jeśli nie miały w sobie ziarna prawdy, ale to te wiarygodne sprzedawały się najlepiej. Każdy publiczny gest mógł być obserwowany, a zachowanie etykiety należało do priorytetów w takim miejscu. Pas ściskał jej gorset, niewidoczny niemal pod zapinaną na guziki ciemnofioletową sukienką. Wprawne oko doskonale wiedziało, że osiągnięcie tak drobnej talii graniczyło z cudem i jedynie mocne wiązanie mogło modelować w taki sposób ciało. Aquila przybrała swój najbardziej pogodny uśmiech podchodząc do kobiety z którą miała się spotkać w tej sali. Prowadzący ją do zarezerwowanego stolika pracownik obsługi schylił się nisko gdy zostawił Black przy jej towarzyszce.
- Dzień dobry Pani Wroński - uścisnęła jej dłoń. - Lady Aquila Black - przedstawiła się jeszcze, stawiając wyraźny akcent na pierwsze słowo.
Tytuły stanowiły podstawę łatwego kierowania hierarchią społeczną, a przecież o to chodziło w kreowaniu społeczeństwa idealnego, dostosowanego tak by wszystkim żyło się jak najlepiej, opierającym się na rzeczywistej potędze. Kobieta w liście utrzymała wszystkie potrzebne maniery, bez nich zapewne to spotkanie by się nie odbyło, niezależnie od tego jak ciekawy wydawał się młodej szlachciance jego temat. Tymczasem jednak, już od pierwszej minuty, musiała mierzyć się z ochotą uniesienia wysoko brwi i zmarszczenia noska.
- Tak... Pani Wroński - znała to nazwisko wystarczająco dobrze by być kompletnie zdziwioną jaką osobę zastała w Bibliotece.
Daniel nie wyglądał ani tym bardziej nie zachowywał się tak jak ona. Wydawała się być bardziej obyta niż on, delikatna i kompletnie nie pasująca do niego. List od Frances zjawił się jednak zaledwie kilka dni po ich ostatnim spotkaniu, gdy ten musiał odprowadzić ją do domu, po tym gdy zresztą uratował ją przed czarodziejem o wątpliwie moralnych zamiarach. Chciał by go zatrudnić, zgodziła się odpowiedzieć mu listownie, ale czy naprawdę Daniel Wroński byłby osobą która wykorzystywałaby kogoś do zbliżenia się do potencjalnego pracodawcy? Aquila przez chwilę zawiesiła wzrok na oczach kobiety, starając się znaleźć w nich podobieństwa do mężczyzny, ale go tam nie było. Jej spojrzenie było inne. Znała je, ale nie miała pojęcia skąd. Być może kiedyś uczyły się razem w szkole, być może była jedną z czarownic, które zalecały się do jej braci, ale w tamtym momencie nie potrafiła sobie przypomnieć. Coś znacznie ciekawszego podążało przez myśli dziewczyny. Czyżby Daniel Wroński miał tak delikatną żonę? To wydawało się wręcz zdumiewające, a w tym wszystkim absolutnie... urocze.
- Pani Wroński... Chętnie pomogę, naprawdę. Przyznam, że alchemia nigdy nie stanowiła mojej mocnej strony, ale jestem pod wrażeniem dokonań profesora Lacework, jednakże... - przecież zawsze musiało być jakieś ale. - W liście wspominała Pani na temat mej wiedzy zakresu historii, więc chciałabym wiedzieć czego dotyczą te dzieła? Wątpię, że odezwałaby się Pani do mnie gdyby nie miały się one okazać interesujące, prawda? - wyszczerzyła białe zęby.
Nie zamierzała być tłumaczem wynajmowanym na godziny. Czas który mogła poświęcić na własne badania był dla niej zbyt cenny. Wiedząc, że powoli zbliża się nieuniknione zamążpójście musiała się spieszyć. Cel w postaci własnej książki oddalał się nieubłagalnie, a przecież nie stawała się coraz młodsza.
- Dzień dobry Pani Wroński - uścisnęła jej dłoń. - Lady Aquila Black - przedstawiła się jeszcze, stawiając wyraźny akcent na pierwsze słowo.
Tytuły stanowiły podstawę łatwego kierowania hierarchią społeczną, a przecież o to chodziło w kreowaniu społeczeństwa idealnego, dostosowanego tak by wszystkim żyło się jak najlepiej, opierającym się na rzeczywistej potędze. Kobieta w liście utrzymała wszystkie potrzebne maniery, bez nich zapewne to spotkanie by się nie odbyło, niezależnie od tego jak ciekawy wydawał się młodej szlachciance jego temat. Tymczasem jednak, już od pierwszej minuty, musiała mierzyć się z ochotą uniesienia wysoko brwi i zmarszczenia noska.
- Tak... Pani Wroński - znała to nazwisko wystarczająco dobrze by być kompletnie zdziwioną jaką osobę zastała w Bibliotece.
Daniel nie wyglądał ani tym bardziej nie zachowywał się tak jak ona. Wydawała się być bardziej obyta niż on, delikatna i kompletnie nie pasująca do niego. List od Frances zjawił się jednak zaledwie kilka dni po ich ostatnim spotkaniu, gdy ten musiał odprowadzić ją do domu, po tym gdy zresztą uratował ją przed czarodziejem o wątpliwie moralnych zamiarach. Chciał by go zatrudnić, zgodziła się odpowiedzieć mu listownie, ale czy naprawdę Daniel Wroński byłby osobą która wykorzystywałaby kogoś do zbliżenia się do potencjalnego pracodawcy? Aquila przez chwilę zawiesiła wzrok na oczach kobiety, starając się znaleźć w nich podobieństwa do mężczyzny, ale go tam nie było. Jej spojrzenie było inne. Znała je, ale nie miała pojęcia skąd. Być może kiedyś uczyły się razem w szkole, być może była jedną z czarownic, które zalecały się do jej braci, ale w tamtym momencie nie potrafiła sobie przypomnieć. Coś znacznie ciekawszego podążało przez myśli dziewczyny. Czyżby Daniel Wroński miał tak delikatną żonę? To wydawało się wręcz zdumiewające, a w tym wszystkim absolutnie... urocze.
- Pani Wroński... Chętnie pomogę, naprawdę. Przyznam, że alchemia nigdy nie stanowiła mojej mocnej strony, ale jestem pod wrażeniem dokonań profesora Lacework, jednakże... - przecież zawsze musiało być jakieś ale. - W liście wspominała Pani na temat mej wiedzy zakresu historii, więc chciałabym wiedzieć czego dotyczą te dzieła? Wątpię, że odezwałaby się Pani do mnie gdyby nie miały się one okazać interesujące, prawda? - wyszczerzyła białe zęby.
Nie zamierzała być tłumaczem wynajmowanym na godziny. Czas który mogła poświęcić na własne badania był dla niej zbyt cenny. Wiedząc, że powoli zbliża się nieuniknione zamążpójście musiała się spieszyć. Cel w postaci własnej książki oddalał się nieubłagalnie, a przecież nie stawała się coraz młodsza.
Może nic tam nie będzie. może to tylko fantazja. Potrzeba poszukiwania, która mnie wzmacnia. Potrzeba mi tego by wzrastać.
Aquila Black
Zawód : badaczka historii, filantropka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Czas znika, mija przeszłość, wiek niezwrotnie bieży,
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wprawne oko panny Burroughs od razu zauważyło niezwykle wąską talię, a gdzieś w środku alchemiczka poczuła ukłucie współczucia względem młodej lady. Sama, o ile dbała o prezencję, nigdy nie sięgnęła po gorsety odbierające dech z piersi, na co zapewne miała wpływ niezwykle drobna sylwetka - Frances zawsze była niewielka, a pracoholizm pomagał utrzymać odpowiednią figurę. Nadal nosiła w sobie postanowienie ograniczenia nadgodzin… I nadal niezwykle ciężko było jej się do tego zastosować.
Subtelny akcent na tytuł jasno dawał do zrozumienia, iż ma do czynienia z osobą pokroju Zacharego, niezwykle upartego by nie zapominać, w jakiej rodzinie przyszedł na świat. Frances o wiele bardziej lubiła osoby pokroju słodkiej Primrose, przy której można było zapomnieć o otaczającym świecie i pogrążyć się w naukowych teoriach. Nie miała jednak najmniejszego zamiaru wycofywać się z zadania, przekonana o potrzebie poznania zawartości ksiąg, mającej pomóc nie tylko przy badaniach, jakie prowadziła z Aegisem ale i jej prywatnego projektu.
Eteryczna alchemiczka nie potrafiła się nie uśmiechnąć się szerzej, gdy lady Black zwracała się do niej nazwiskiem narzeczonego. Było w tej, nadal abstrakcyjnej koncepcji coś, co wydało jej się w pewien sposób urzekające oraz zwyczajnie, w najprostszy sposób miłe.
A gdy pytanie opuściło usta ciemnowłosej kobiety, szaroniebieskie spojrzenie błysnęło, tajemniczy uśmiech przyozdobił pociągnięte czerwoną szminką usta, a sama Frances nachyliła się delikatnie, jakoby chciała, by jej słowa dotarły jedynie do uszu towarzyszącej jej czarownicy.
- Proszę zerknąć na tytuły. - Zaczęła miękko, podsuwając książki bliżej jej rąk. Starożytne arkana alchemii, sekrety dawnych alchemików, dzienniki Nicolasa Flammela Przewodnik po kamieniach szlachetnych - Te tytuły, przynajmniej w jej mniemaniu, dawały doskonały obraz tego, co najbardziej interesowało zarówno ambitną alchemiczkę, jak i profesora Lacework. - Niewielu czarodziejów zaznajomionych jest z historią sztuki warzenia eliksirów. Otóż, pierwsza alchemia była połączeniem nauk z filozofią. Pierwsze w zmianki o tej sztuce pochodzą z Aleksandrii za czasów panowania Ptolemeusza II Filadelfosa. Starożytni alchemicy dążyli do przemiany naturalnych elementów oraz substancji w te, będące bardziej szlachetnymi poprzez proces udoskonalania ich. Maria Prorokini, Geber, Dzou Yen, Paracelus… O tych czarodziejach rzadko się wspomina, a wszyscy byli alchemikami, których odkryć używamy po dziś dzień. Głównym ich celem było stworzenie panaceum, kamienia filozoficznego oraz eliksiru życia… Dwa z ostatnich udały się Nicolasowi Flammelowi, który bazował na założeniach właśnie starożytnej alchemii… - Szaroniebieskie spojrzenie błysnęło czystą pasją, gdy opowiadała o dokonaniach idola, które miała zamiar powtórzyć oraz na swój sposób udoskonalić. I była pewna, że pewnego dnia uda jej się tego dokonać, gdy tylko zrozumie tamte procesy oraz ulepszy je obecną wiedzą. - Z biegiem lat koncepcja zawodu alchemika uległa zmianie i teraz tytułują się tak twórcy eliksirów. Wraz z profesorem Lacework uważamy, iż w starożytnej alchemii możemy odnaleźć wiele… Interesujących kwestii, które mogłyby pomóc nam w pewnych projektach. Prowadzimy badania nad nowymi eliksirami oraz sprawdzamy pewne teorie, więcej jednak nie mogę zdradzić, zależy nam, aby cele naszych projektów pozostały tajne do momentu ich opublikowania. - Konkurencja oraz nieodpowiedni ludzie, którzy mogli chcieć wykorzystać ich zdolności zdawali się czyhać wszędzie, a żadne z alchemików nie chciało ryzykować komplikacjami bądź użeraniem się z innymi czarodziejami - dobrze pracowało im się we dwójkę, w samotni wielkich pracowni przepełnionych śmiałymi teoriami. - Nie wiem jednak, czy dla lady starożytne dokonania alchemików wydają się wystarczająco interesujące. - Dodała jeszcze z delikatnym uśmiechem wyrysowanym na malinowych wargach. Lady Black wspominała, że nie była obeznana z dziedziną eliksirów, a dla wielu osób niezainteresowanych jej dziedziną, podobne tematy bywały niezwykle nudne.
Subtelny akcent na tytuł jasno dawał do zrozumienia, iż ma do czynienia z osobą pokroju Zacharego, niezwykle upartego by nie zapominać, w jakiej rodzinie przyszedł na świat. Frances o wiele bardziej lubiła osoby pokroju słodkiej Primrose, przy której można było zapomnieć o otaczającym świecie i pogrążyć się w naukowych teoriach. Nie miała jednak najmniejszego zamiaru wycofywać się z zadania, przekonana o potrzebie poznania zawartości ksiąg, mającej pomóc nie tylko przy badaniach, jakie prowadziła z Aegisem ale i jej prywatnego projektu.
Eteryczna alchemiczka nie potrafiła się nie uśmiechnąć się szerzej, gdy lady Black zwracała się do niej nazwiskiem narzeczonego. Było w tej, nadal abstrakcyjnej koncepcji coś, co wydało jej się w pewien sposób urzekające oraz zwyczajnie, w najprostszy sposób miłe.
A gdy pytanie opuściło usta ciemnowłosej kobiety, szaroniebieskie spojrzenie błysnęło, tajemniczy uśmiech przyozdobił pociągnięte czerwoną szminką usta, a sama Frances nachyliła się delikatnie, jakoby chciała, by jej słowa dotarły jedynie do uszu towarzyszącej jej czarownicy.
- Proszę zerknąć na tytuły. - Zaczęła miękko, podsuwając książki bliżej jej rąk. Starożytne arkana alchemii, sekrety dawnych alchemików, dzienniki Nicolasa Flammela Przewodnik po kamieniach szlachetnych - Te tytuły, przynajmniej w jej mniemaniu, dawały doskonały obraz tego, co najbardziej interesowało zarówno ambitną alchemiczkę, jak i profesora Lacework. - Niewielu czarodziejów zaznajomionych jest z historią sztuki warzenia eliksirów. Otóż, pierwsza alchemia była połączeniem nauk z filozofią. Pierwsze w zmianki o tej sztuce pochodzą z Aleksandrii za czasów panowania Ptolemeusza II Filadelfosa. Starożytni alchemicy dążyli do przemiany naturalnych elementów oraz substancji w te, będące bardziej szlachetnymi poprzez proces udoskonalania ich. Maria Prorokini, Geber, Dzou Yen, Paracelus… O tych czarodziejach rzadko się wspomina, a wszyscy byli alchemikami, których odkryć używamy po dziś dzień. Głównym ich celem było stworzenie panaceum, kamienia filozoficznego oraz eliksiru życia… Dwa z ostatnich udały się Nicolasowi Flammelowi, który bazował na założeniach właśnie starożytnej alchemii… - Szaroniebieskie spojrzenie błysnęło czystą pasją, gdy opowiadała o dokonaniach idola, które miała zamiar powtórzyć oraz na swój sposób udoskonalić. I była pewna, że pewnego dnia uda jej się tego dokonać, gdy tylko zrozumie tamte procesy oraz ulepszy je obecną wiedzą. - Z biegiem lat koncepcja zawodu alchemika uległa zmianie i teraz tytułują się tak twórcy eliksirów. Wraz z profesorem Lacework uważamy, iż w starożytnej alchemii możemy odnaleźć wiele… Interesujących kwestii, które mogłyby pomóc nam w pewnych projektach. Prowadzimy badania nad nowymi eliksirami oraz sprawdzamy pewne teorie, więcej jednak nie mogę zdradzić, zależy nam, aby cele naszych projektów pozostały tajne do momentu ich opublikowania. - Konkurencja oraz nieodpowiedni ludzie, którzy mogli chcieć wykorzystać ich zdolności zdawali się czyhać wszędzie, a żadne z alchemików nie chciało ryzykować komplikacjami bądź użeraniem się z innymi czarodziejami - dobrze pracowało im się we dwójkę, w samotni wielkich pracowni przepełnionych śmiałymi teoriami. - Nie wiem jednak, czy dla lady starożytne dokonania alchemików wydają się wystarczająco interesujące. - Dodała jeszcze z delikatnym uśmiechem wyrysowanym na malinowych wargach. Lady Black wspominała, że nie była obeznana z dziedziną eliksirów, a dla wielu osób niezainteresowanych jej dziedziną, podobne tematy bywały niezwykle nudne.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Aquila spokojnie przenosiła wzrok na kolejne tytuły przedstawione przez Panią Wroński. Starożytne arkana alchemii, sekrety dawnych alchemików, dzienniki Nicolasa Flammela, Przewodnik po kamieniach szlachetnych. Dwóch pierwszych tytułów nie znała, choć mogłaby przysiąc, że pośród setek przeczytanych książek, te dwie mogły jej mignąć. Z pewnością jednak ani razu do nich nie zajrzała, być może dlatego, że nie leżały w obrębie jej zainteresowań, a być może dlatego, że po prostu nigdy nie trafiłī w jej ręce. Przewodnik po kamieniach szlachetnych nie stanowił żadnego wyzwania, oczywiście, zapewne dla wielu ta wiedza mogła być pociągająca. Aquila jednak, oprócz znajomości podstawowych właściwości kamieni oraz dokładnie zapamiętanych adresów gdzie można kupić wysadzaną szlachetnymi klejnotami biżuterię, uznawała je za bardzo nudne. Dzienniki Nicolasa Flammela za to... Czy to mógłby być oryginał? Czy mogły zawierać prawdę? Dziewczyna zawiesiła dłużej wzrok na okładce, słuchając słów Frances.
- Z pewnością nie zapomniała Pani o Hermesie Trismegistosie - skwitowała krótko.
Wiedza alchemiczni na temat historii była wystarczająco ułożona, zbijała się w najważniejsze fakty, najważniejsze i najbardziej spopularyzowane nazwiska, ale musiała zdawać sobie sprawę z tego, że to nie wszystko. że historia skrywała więcej.
- Według legend napisał on ponad 30 000 ksiąg, wyobraża sobie Pani? Zresztą, to jemu przypisuje się Tablicę szmaragdową - jeśli sama miałaby z taką pasją opowiadać o alchemii, z pewnością zaczęłaby od zgłębienia historii Hermesa, jeśli to od niego wszystko się zaczęło... podobno. - Interesująca wydaje mi się ich historia, Pani Wroński - uśmiechnęła się pogodnie, nie zamierzała kłamać. - Czy naprawdę sądzi Pani, że kamień filozoficzny istnieje? Znam legendy, miał on móc zatrzymać upływ życia, zamknąć duszę w ciele i nigdy nie pozwolić umrzeć. Czy widziała go Pani? - ściszyła głos.
Jeśli tak, musiałby być wart więcej niż złoto. Tylu czarodziejów pragnęło przedłużyć swoje życie. Sami Blackowie zmagali się z przedwczesnym wykończeniem organizmu, prowadziło to do śmierci w wieku około 60 lat. Jedynie nielicznym udawało się żyć niewiele dłużej. Wieki chorób genetycznych, wieki pilnowania najczystszej jak łza szlachetnej krwi, miały swoje konsekwencje. Gdyby taki kamień mógł dostać się w ręce najbardziej potrzebujących, jak wiele byliby w stanie za to oddać. Wszystkie te rozważania na chwilę odciągnęły Aquilę od głównego powodu tego spotkania, sprawiając, że potworna myśl o coraz bardziej sędziwym wieku ojca, jedynie kuła.
- Czy te dzienniki to oryginał? - wskazała na zapiski Nicolasa Flammela. - Przetłumaczę dla Pani te trzy książki, ale proponuję by w tym wypadku... - przesunęła na bok Przewodnik po kamieniach szlachetnych - ...porozmawiała Pani z kimś bardziej doświadczonym w tej dziedzinie - skwitowała, kamienie niewiele ją obchodziły.
- Z pewnością nie zapomniała Pani o Hermesie Trismegistosie - skwitowała krótko.
Wiedza alchemiczni na temat historii była wystarczająco ułożona, zbijała się w najważniejsze fakty, najważniejsze i najbardziej spopularyzowane nazwiska, ale musiała zdawać sobie sprawę z tego, że to nie wszystko. że historia skrywała więcej.
- Według legend napisał on ponad 30 000 ksiąg, wyobraża sobie Pani? Zresztą, to jemu przypisuje się Tablicę szmaragdową - jeśli sama miałaby z taką pasją opowiadać o alchemii, z pewnością zaczęłaby od zgłębienia historii Hermesa, jeśli to od niego wszystko się zaczęło... podobno. - Interesująca wydaje mi się ich historia, Pani Wroński - uśmiechnęła się pogodnie, nie zamierzała kłamać. - Czy naprawdę sądzi Pani, że kamień filozoficzny istnieje? Znam legendy, miał on móc zatrzymać upływ życia, zamknąć duszę w ciele i nigdy nie pozwolić umrzeć. Czy widziała go Pani? - ściszyła głos.
Jeśli tak, musiałby być wart więcej niż złoto. Tylu czarodziejów pragnęło przedłużyć swoje życie. Sami Blackowie zmagali się z przedwczesnym wykończeniem organizmu, prowadziło to do śmierci w wieku około 60 lat. Jedynie nielicznym udawało się żyć niewiele dłużej. Wieki chorób genetycznych, wieki pilnowania najczystszej jak łza szlachetnej krwi, miały swoje konsekwencje. Gdyby taki kamień mógł dostać się w ręce najbardziej potrzebujących, jak wiele byliby w stanie za to oddać. Wszystkie te rozważania na chwilę odciągnęły Aquilę od głównego powodu tego spotkania, sprawiając, że potworna myśl o coraz bardziej sędziwym wieku ojca, jedynie kuła.
- Czy te dzienniki to oryginał? - wskazała na zapiski Nicolasa Flammela. - Przetłumaczę dla Pani te trzy książki, ale proponuję by w tym wypadku... - przesunęła na bok Przewodnik po kamieniach szlachetnych - ...porozmawiała Pani z kimś bardziej doświadczonym w tej dziedzinie - skwitowała, kamienie niewiele ją obchodziły.
Może nic tam nie będzie. może to tylko fantazja. Potrzeba poszukiwania, która mnie wzmacnia. Potrzeba mi tego by wzrastać.
Aquila Black
Zawód : badaczka historii, filantropka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Czas znika, mija przeszłość, wiek niezwrotnie bieży,
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Uśmiech na chwilę zniknął z twarzy panny Burroughs, gdy padło nazwisko Trismegistosa. Praca z profesorem Laceworkiem skutkowała wieloma śmiałymi rozmowami, skutkującymi w jeszcze śmielsze teorie, jakie padały między dwójką, niezwykle zdolnych, alchemików.
- Nie zapomniałam, posiadam jednak o nim niezbyt pochlebną, ani niezbyt powszechną opinię. Owszem, uważa się go za autora Tablicy szmaragdowej, jest w niej jednak niezwykle sporo nieścisłości oraz stanowczo zbyt wielka doza filozofii, abym mogła ją uznać za wartościowe źródło wiedzy. Uważam, iż w dziedzinie filozofii zrobił więcej, niż w dziedzinie alchemii… Jest to jednak jedynie moja opinia, będąca skutkiem sporej ilości rozważań nad tematem. - Mówiła spokojnie, nie kryjąc się ze swoją opinią. Coraz mocniej zawierzała swojej wiedzy, a codzienne obcowanie z Aegisem zachęcało do zatapiania się w naukowe dyskusje oraz rozważania.
Kolejne słowa czarownicy sprawiły, że szaroniebieskie spojrzenie błysnęło tajemniczo, a Frances pochyliła się trochę bardziej nad stolikiem wiedząc, że podobne rozmowy z pewnością nie powinny docierać do obcych uszu.
-Kamień Filozoficzny służy do transmutacji ołowiu w złoto, jest jednak niezbędną częścią Eliksiru Życia, którego regularne spożywanie skutkuje przedłużeniem żywotu… Biorąc pod uwagę wiek profesora Flammela jestem pewna, że Kamień Filozoficzny nie jest jedynie legendą. Sama nie miałam okazji nigdy go zobaczyć, jestem pewna, że podobny artefakt jest niezwykle ściśle strzeżony… W końcu pojawi się jednak ktoś, komu również uda się dokonać podobnego, albo i większego odkrycia. - Mówiła cichutko, eterycznym półszeptem pełnym zwykłej, czystej ekscytacji. Fakt, iż sama planowała pewnego dnia powtórzyć odkrycie wielkiego alchemika, zapewniając sobie nie tylko nieśmiertelność ale i młody wygląd, wolała przemilczeć, nie pewna tego, czy wtedy szlachcianka przypadkiem nie okaże się jej wrogiem. W księgach jasno było widać zainteresowanie alchemiczki podobnymi tematami, czuła się jednak bezpieczniej, gdy nic nie było wypowiedziane głośno. Nawet, jeśli chodziło o coś, co w jej mniemaniu wydawało się być niemal oczywiste.
Zamyślenie pojawiło się na buzi eterycznego dziewczęcia, gdy kolejne pytanie powędrowało w jej stronę.
- Miałam nadzieję, że na to pytanie pomoże mi lady odpowiedzieć. Charakter pisma wydaje się być identyczny, nie mam jednak pewności, czy dzieło to jest oryginałem czy jedynie na nim bazuje… - Wypowiedziała w wyraźnym zastanowieniu, szaroniebieskim spojrzeniem zerkając w kierunku młodej kobiety. Rozpoznanie prawdziwości dzieł wydawało jej się zadaniem właśnie historyków, nigdy jednak nie zgłębiała się w humanistyczne dziedziny nauki, bardziej urzeczona długimi ciągami obliczeń oraz alchemicznymi reakcjami.
Uniosła brew ku górze w wyrazie zdziwienia, gdy kobieta odmówiła tłumaczenia jednej z ksiąg, nie miała jednak zamiaru nalegać - trzy dzieła były zbyt ważne, aby zaryzykować niepowodzenie zadania wyznaczonego przez profesora. - Dobrze, niech tak będzie. - Odparła, z delikatnym uśmiechem wyrysowanym na ustach. Była pewna, że uda jej się zdobyć angielską wersję księgi o kamieniach szlachetnych. - Pragnie Lady przetłumaczyć je teraz czy umówimy się na odbiór ksiąg w późniejszym terminie? - Spytała, nie pewna, czy kobieta zechce zając się księgami teraz czy woli mieć na to odrobinę więcej czasu.
- Nie zapomniałam, posiadam jednak o nim niezbyt pochlebną, ani niezbyt powszechną opinię. Owszem, uważa się go za autora Tablicy szmaragdowej, jest w niej jednak niezwykle sporo nieścisłości oraz stanowczo zbyt wielka doza filozofii, abym mogła ją uznać za wartościowe źródło wiedzy. Uważam, iż w dziedzinie filozofii zrobił więcej, niż w dziedzinie alchemii… Jest to jednak jedynie moja opinia, będąca skutkiem sporej ilości rozważań nad tematem. - Mówiła spokojnie, nie kryjąc się ze swoją opinią. Coraz mocniej zawierzała swojej wiedzy, a codzienne obcowanie z Aegisem zachęcało do zatapiania się w naukowe dyskusje oraz rozważania.
Kolejne słowa czarownicy sprawiły, że szaroniebieskie spojrzenie błysnęło tajemniczo, a Frances pochyliła się trochę bardziej nad stolikiem wiedząc, że podobne rozmowy z pewnością nie powinny docierać do obcych uszu.
-Kamień Filozoficzny służy do transmutacji ołowiu w złoto, jest jednak niezbędną częścią Eliksiru Życia, którego regularne spożywanie skutkuje przedłużeniem żywotu… Biorąc pod uwagę wiek profesora Flammela jestem pewna, że Kamień Filozoficzny nie jest jedynie legendą. Sama nie miałam okazji nigdy go zobaczyć, jestem pewna, że podobny artefakt jest niezwykle ściśle strzeżony… W końcu pojawi się jednak ktoś, komu również uda się dokonać podobnego, albo i większego odkrycia. - Mówiła cichutko, eterycznym półszeptem pełnym zwykłej, czystej ekscytacji. Fakt, iż sama planowała pewnego dnia powtórzyć odkrycie wielkiego alchemika, zapewniając sobie nie tylko nieśmiertelność ale i młody wygląd, wolała przemilczeć, nie pewna tego, czy wtedy szlachcianka przypadkiem nie okaże się jej wrogiem. W księgach jasno było widać zainteresowanie alchemiczki podobnymi tematami, czuła się jednak bezpieczniej, gdy nic nie było wypowiedziane głośno. Nawet, jeśli chodziło o coś, co w jej mniemaniu wydawało się być niemal oczywiste.
Zamyślenie pojawiło się na buzi eterycznego dziewczęcia, gdy kolejne pytanie powędrowało w jej stronę.
- Miałam nadzieję, że na to pytanie pomoże mi lady odpowiedzieć. Charakter pisma wydaje się być identyczny, nie mam jednak pewności, czy dzieło to jest oryginałem czy jedynie na nim bazuje… - Wypowiedziała w wyraźnym zastanowieniu, szaroniebieskim spojrzeniem zerkając w kierunku młodej kobiety. Rozpoznanie prawdziwości dzieł wydawało jej się zadaniem właśnie historyków, nigdy jednak nie zgłębiała się w humanistyczne dziedziny nauki, bardziej urzeczona długimi ciągami obliczeń oraz alchemicznymi reakcjami.
Uniosła brew ku górze w wyrazie zdziwienia, gdy kobieta odmówiła tłumaczenia jednej z ksiąg, nie miała jednak zamiaru nalegać - trzy dzieła były zbyt ważne, aby zaryzykować niepowodzenie zadania wyznaczonego przez profesora. - Dobrze, niech tak będzie. - Odparła, z delikatnym uśmiechem wyrysowanym na ustach. Była pewna, że uda jej się zdobyć angielską wersję księgi o kamieniach szlachetnych. - Pragnie Lady przetłumaczyć je teraz czy umówimy się na odbiór ksiąg w późniejszym terminie? - Spytała, nie pewna, czy kobieta zechce zając się księgami teraz czy woli mieć na to odrobinę więcej czasu.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Lubiła silne słowa i mądre dyskusje, lubiła gdy ktoś nie miał obaw przed wygłoszeniem swojego zdania, lubiła angażować się w te wszystkie argumenty i znajdywać dziurę w całym. Nie po to by wygrywać, nie po to by cokolwiek komukolwiek udowodnić. To takie rozmowy i takie momenty uczyły, każda najmniejsze ciekawostka poszerzała wiedzę, która często nie została zawarta w książkach, lub, po prostu, nie trafiła w serce czytelnika swoim sposobem. Aquila więc wsłuchała się w słowa Frances z największą uwagą. Oczywiście, kobieta zafascynowana alchemią musiała mieć swoje zdanie na temat Tablicy Szmaragdowej, fakt, że filozofie Hermesa nie stanowiły dla niej wyznacznika, Black przyjęła z całkowitym spokojem. Niewątpliwie jednak, nawet jego poglądy, miały wartość historyczną, a ta nie mogła być zapomniana, nawet jeśli nie została w jasny sposób sformułowana i przekazana dla potomnych.
- Pani Wroński, oczywiście rozumiem, ale uważam, że źródła wiedzy należy rozpatrywać pod wieloma kątami. Jeśli skupimy się na jednym punkcie widzenia, w tym wypadku na jasnym przekazie na temat alchemii wynikającym z filozofii Hermesa Trismegistosa, to możemy pominąć to co jest ukryte głębiej. Ja nie jestem alchemikiem i nie kryję się z tym, że jest to dla mnie dziedzina nieco niezrozumiała, choć mój brat radzi sobie w niej doskonale. Jeśli jednak mam w czymś doradzić, to proponuję Pani spojrzenie na nią jeszcze raz i przeczytanie tak by oddzielić słowa mówiące o tej tajemnej sztuce od... tła historycznego. Okres w jakim powstawała nie był tak wygodny dla nas jak ten w którym obecnie żyjemy - przecież teraz mogli jasno i proście rozmawiać o magii, nie musieli się ukrywać. - Magowie w Arabii byli szanowani przez mugoli, ale nie istniał tam wtedy Kodeks Tajności. Domyślam się, że Hermes mógł pisać te dzieła ze świadomością, że mogą one trafić w niepowołane ręce. Tablicę należy więc czytać tak jakby czytała ją Pani w jego czasie, mając świadomość, że ta wiedza może się łatwo wydostać i zostać wykorzystana przez mugoli, a doskonale wiemy co oni potrafią z tym zrobić... - resztę zostawiła w domyśle Wrońskiej.
Kto chciałby być nieśmiertelny? Wieczna tułaczka, dokładnie tak jak wtedy gdy zdecydowano się na pozostanie duchem. Oczywiście, możliwości jakie otwierała ta ścieżka były wręcz zatrważające. Obserwacja wszystkiego co przynosi świat, możliwość uczestniczenia we wszystkich zmianach, kreowanie ich. To było pociągające, ale... Konsekwencje jakie za sobą niosła taka ścieżka nie mogły pozostać obojętne. Raz dokonany wybór ducha był nieodwracalny. Tymczasem kamień filozoficzny, w swym założeniu pozwalał kontrolować te zmiany, pozwalał przeżyć tak długo jak długo się tego pragnęło, a gdy przyjdzie odpowiedni moment po prostu odejść.
- Życzę sobie i nam byśmy były tego świadkami - czy ta kobieta byłaby w stanie sama być sprawcą takiego odkrycia?
Wydawała się być młoda, bardzo młoda. Może w wieku jej samej, a może nawet młodsza. A jednak tak zdeterminowana, tak zaangażowana i tak skupiona na celu. Mogłaby służyć przykładem dla innych. Jeśli faktycznie była to żona albo siostra albo kuzynka Daniela, to było to wręcz dziwne jak różnili się od siebie.
- Pani Wroński, mogę spróbować, ale to będzie wymagać czasu. Muszę przeczytać cały dziennik i porównać go z innymi źródłami. Czy dysponuje Pani czymś co z pewnością należało lub należy do Nicolasa Flamela? Mowa o czymś co zawiera charakter jego pisma, może jakiś list? Jeśli to zapiski z jego młodości to nasz język francuski również ewoluował przez ten czas, przybierając więcej naleciałości chociażby z angielskiego. To będzie akurat istotne do sprawdzenia - zamyśliła się jeszcze.
Kobieta wydawała się pewna siebie. Aquila wpatrzyła się w nią wręcz ze zdziwieniem. Nie podziękowała, po prostu chciała przejść do rzeczy. Frances chciała dostać odpowiedzi już, a tłumaczenia musiały chwilę potrwać. Tymczasem ta była przekonana o tym, że pomoc otrzyma i nie omieszkała naciskać dalej.
- Pani Wroński, tłumaczenie ksiąg to nie godzina pracy, a ja jestem bardzo zajętą kobietą. Taka praca zajmie mi kilka tygodni - czy naprawdę nie była tego świadoma? - Jeśli zależy Pani na czasie, a nie staranności to proszę zwrócić się do tłumaczy wynajmowanych na godziny - uniosła wysoko brwi w oczekiwaniu na odpowiedź.
Oczywiście, że zależało jej na tych księgach, możliwość zbadania dzienników Nicolasa Flamela stanowiła wyzwanie. Niezwykle pociągające. Zapewne byłaby w stanie skończyć to nawet w dwie noce, ale należało zachować pozory. Nie miała najmniejszego zamiaru być jedynie pionkiem. Jeśli jej praca mogła pomóc w doprowadzeniu do odnalezienia receptury na kamień filozoficzny, jeśli dzięki temu jej ojciec mógłby dożyć momentu w którym jego wnuki po raz pierwszy przekroczą mury Hogwartu, to chciała być tego częścią. Mogła zacząć teraz, na pewno tło które byłaby w stanie nakreślić jej alchemiczka byłoby więcej niż pomocne, o ile nie powiedzieć kluczowe.
- Pani Wroński, oczywiście rozumiem, ale uważam, że źródła wiedzy należy rozpatrywać pod wieloma kątami. Jeśli skupimy się na jednym punkcie widzenia, w tym wypadku na jasnym przekazie na temat alchemii wynikającym z filozofii Hermesa Trismegistosa, to możemy pominąć to co jest ukryte głębiej. Ja nie jestem alchemikiem i nie kryję się z tym, że jest to dla mnie dziedzina nieco niezrozumiała, choć mój brat radzi sobie w niej doskonale. Jeśli jednak mam w czymś doradzić, to proponuję Pani spojrzenie na nią jeszcze raz i przeczytanie tak by oddzielić słowa mówiące o tej tajemnej sztuce od... tła historycznego. Okres w jakim powstawała nie był tak wygodny dla nas jak ten w którym obecnie żyjemy - przecież teraz mogli jasno i proście rozmawiać o magii, nie musieli się ukrywać. - Magowie w Arabii byli szanowani przez mugoli, ale nie istniał tam wtedy Kodeks Tajności. Domyślam się, że Hermes mógł pisać te dzieła ze świadomością, że mogą one trafić w niepowołane ręce. Tablicę należy więc czytać tak jakby czytała ją Pani w jego czasie, mając świadomość, że ta wiedza może się łatwo wydostać i zostać wykorzystana przez mugoli, a doskonale wiemy co oni potrafią z tym zrobić... - resztę zostawiła w domyśle Wrońskiej.
Kto chciałby być nieśmiertelny? Wieczna tułaczka, dokładnie tak jak wtedy gdy zdecydowano się na pozostanie duchem. Oczywiście, możliwości jakie otwierała ta ścieżka były wręcz zatrważające. Obserwacja wszystkiego co przynosi świat, możliwość uczestniczenia we wszystkich zmianach, kreowanie ich. To było pociągające, ale... Konsekwencje jakie za sobą niosła taka ścieżka nie mogły pozostać obojętne. Raz dokonany wybór ducha był nieodwracalny. Tymczasem kamień filozoficzny, w swym założeniu pozwalał kontrolować te zmiany, pozwalał przeżyć tak długo jak długo się tego pragnęło, a gdy przyjdzie odpowiedni moment po prostu odejść.
- Życzę sobie i nam byśmy były tego świadkami - czy ta kobieta byłaby w stanie sama być sprawcą takiego odkrycia?
Wydawała się być młoda, bardzo młoda. Może w wieku jej samej, a może nawet młodsza. A jednak tak zdeterminowana, tak zaangażowana i tak skupiona na celu. Mogłaby służyć przykładem dla innych. Jeśli faktycznie była to żona albo siostra albo kuzynka Daniela, to było to wręcz dziwne jak różnili się od siebie.
- Pani Wroński, mogę spróbować, ale to będzie wymagać czasu. Muszę przeczytać cały dziennik i porównać go z innymi źródłami. Czy dysponuje Pani czymś co z pewnością należało lub należy do Nicolasa Flamela? Mowa o czymś co zawiera charakter jego pisma, może jakiś list? Jeśli to zapiski z jego młodości to nasz język francuski również ewoluował przez ten czas, przybierając więcej naleciałości chociażby z angielskiego. To będzie akurat istotne do sprawdzenia - zamyśliła się jeszcze.
Kobieta wydawała się pewna siebie. Aquila wpatrzyła się w nią wręcz ze zdziwieniem. Nie podziękowała, po prostu chciała przejść do rzeczy. Frances chciała dostać odpowiedzi już, a tłumaczenia musiały chwilę potrwać. Tymczasem ta była przekonana o tym, że pomoc otrzyma i nie omieszkała naciskać dalej.
- Pani Wroński, tłumaczenie ksiąg to nie godzina pracy, a ja jestem bardzo zajętą kobietą. Taka praca zajmie mi kilka tygodni - czy naprawdę nie była tego świadoma? - Jeśli zależy Pani na czasie, a nie staranności to proszę zwrócić się do tłumaczy wynajmowanych na godziny - uniosła wysoko brwi w oczekiwaniu na odpowiedź.
Oczywiście, że zależało jej na tych księgach, możliwość zbadania dzienników Nicolasa Flamela stanowiła wyzwanie. Niezwykle pociągające. Zapewne byłaby w stanie skończyć to nawet w dwie noce, ale należało zachować pozory. Nie miała najmniejszego zamiaru być jedynie pionkiem. Jeśli jej praca mogła pomóc w doprowadzeniu do odnalezienia receptury na kamień filozoficzny, jeśli dzięki temu jej ojciec mógłby dożyć momentu w którym jego wnuki po raz pierwszy przekroczą mury Hogwartu, to chciała być tego częścią. Mogła zacząć teraz, na pewno tło które byłaby w stanie nakreślić jej alchemiczka byłoby więcej niż pomocne, o ile nie powiedzieć kluczowe.
Może nic tam nie będzie. może to tylko fantazja. Potrzeba poszukiwania, która mnie wzmacnia. Potrzeba mi tego by wzrastać.
Aquila Black
Zawód : badaczka historii, filantropka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Czas znika, mija przeszłość, wiek niezwrotnie bieży,
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Eteryczna alchemiczka słuchała słów, jakie padały z ust ciemnowłosej w wyraźnym zaintrygowaniu. Obie miały swoje spojrzenie na sprawę Hermesa Trismegustosa, z dwóch, zupełnie nie powiązanych ze sobą dziedzin… I chyba to, w tym wszystkim, wydawało jej się w pewien sposób niezwykle piękne. Odkryte połączenie sprawiło, że wątki połączyły się w jej głowie, a szaroniebieskie spojrzenie błysnęło zaskoczeniem.
- Proszę mi wybaczyć to pytanie, lecz czy lady brat nie nazywa się przypadkiem Rigel? - Spytała, podskórnie czuła jednak, że uzyska twierdzącą odpowiedź. Delikatny uśmiech pojawił się na malinowych ustach, a gdzieś w środku Frances nadal była zaskoczona tym, jak niewielka nieraz okazuje się Anglia.
- Och, słowa lady dotyczące tła historycznego brzmią fascynująco. Przyznam, że sama nie mogę pochwalić się większą wiedzą historyczną i dokładne tło nie jest mi znane... Nadal jestem jednak pewna, że dla alchemika z moją wiedzą Tablica Szmaragdowa nie jest wartościowa pod względem alchemii. Widzi lady, założenia Hermesa mogły być znaczące w jego czasach, teraz jednak niezwykle łatwo je obalić, choćby odpowiednimi eksperymentami. Choćby szósty punkt tablicy: siła jego jest zupełna, jeżeli zamieni się w ziemię… Pod hasłem “ziemia” skryty jest stały stan skupienia, a więc teoria zakłada iż to w tej formie substancja jest najsilniejsza, nie jest to jednak prawdą, wiele substancji jest o wiele silniejszych w płynnym bądź gazowym stanie skupienia w czasie, gdy w stanie stałym są bezużyteczne. Nie byłabym sobą, gdybym nie przeprowadziła eksperymentów w tej materii i wszystkie obalały teorię Tablicy Szmaragowej. - Zamyślenie pojawiło się na jasnym licu, gdy wyjaśniała lady swój, alchemiczny, punkt widzenia. - Z przyjemnością jednak spojrzę na temat z innego punktu widzenia, przyznam, iż słowa lady mnie zaintrygowały. Zna może lady tytuły, godne polecenia w tej materii? - Dodała, z wyraźnym zainteresowaniem wypisanym na delikatnych rysach. Frances zawsze była czarownicą otwartą na wiedzę, chcącą pozyskać jej jak najwięcej. Chęci dziewczęcia do zagłębienia się w temat były więc szczere, dyktowane ciekawością oraz skrytymi ambicjami.
Tajemniczy uśmiech pojawił się na jej ostach, a szaroniebieskie spojrzenie błysnęło.
- Coś mi podpowiada, iż faktycznie możemy być tego świadkami. - Odpowiedziała z nutą rozbawienia w głosie, niemal pewna tego, iż jednego dnia uda jej się dojść do podobnego odkrycia. Czuła, że jest na niezwykle dobrej do tego drodze, a praktyka u profesora Lacework nadawała jej doświadczenia w kwestii naukowych przygód.
- Och, przyznam, iż nie miałam pojęcia o czasochłonności takiego procesu. O wiele lepiej odnajduję się między substancjami oraz obliczeniami, niż ze słowami bądź historycznymi faktami… - Zaczęła, a delikatny rumieniec oraz przepraszający uśmiech pojawił się na jej buzi. Ciężko było zatrzymać machinę, jaką była panna Burroughs pracująca nad nowym projektem. - Niestety, sama nie posiadam takiego przedmiotu… Znam jednak kogoś, kto posiada kilka listów od profesora Flammel i jestem w stanie te listy pożyczyć na kilka dni, jeśli lady dalej chciałaby pochylić się nad prawdziwością dzienników… Sama mogę zaoferować, iż chętnie przeanalizuję wiadomości alchemiczne, o ile jakieś znajdują się w tej księdze. - Złożyła propozycję, nie chcąc zrzucać całej analizy dzieła na barki historyczki, nawet jeśli i dla niej wiedza o autentyczności dzieła mogła okazać się niezwykle istotna. Frances podejrzewała, iż historyk również może być zainteresowany prawdziwymi dziennikami, lecz w stopniu innym niż ona. Dla niej najważniejsze były procesy oraz teorie alchemiczne, gdyż Flammel pracował jeszcze nim pod pojęciem alchemia odnosiło się jedynie do warzenia magicznych mikstur.
- Proszę mi wybaczyć, lady Black, nie chciałam panny urazić. Do tej pory nie miałam okazji współpracować z badaczem historii bądź języka. Lubię, gdy współpraca jest klarowna z dwóch stron, stąd moje pytanie. - Odpowiedziała, posyłając kobiecie ciepły uśmiech. Sama doskonale wiedziała, że niektóre zajęcia zajmują dłużej… Jednocześnie jednak będąc typem pracoholika, który potrafi spędzać okrutnie długie godziny w pracy. Z Aquilą miała współpracować po raz pierwszy, nie znała jej metod pracy oraz tego, jak wiele czasu potrzebuje, aby przerobić pewne kwestie. Tę sprawę miała dopiero wyczuć, w końcu jeszcze chwilę temu, ciemnowłosa sama zadeklarowała się, iż przetłumaczy dla nich księgi. - Jeśli podczas tłumaczenia napotka lady na niejasne bądź zawiłe kwestie alchemiczne proszę wysłać mi list, z przyjemnością wyjaśnię każde zagadnienie bądź nieścisłość. Uprzedzam jednak, iż z końcem miesiąca będę przez kilka dni niedostępna, gdyż planuję mały urlop z moim mężem… Czy czegoś lady potrzeba po za księgami oraz ewentualnym doradztwem z dziedziny alchemii? - Spytała, unosząc z zaciekawieniem brew ku górze. Urlop wydawał jej się niezwykle dobrym wyjaśnieniem możliwej przerwy w otrzymywaniu odpowiedzi, prawdziwe plany wolała zachować dla siebie i nie ujawniać nieznanej do tej pory czarownicy. Jednocześnie pewna, iż to kwestia tłumaczeń w tej rozmowie jest tym, najważniejszym czynnikiem - a Frances zależało na tym, by ów współpraca przepłynęła gładko, bez większych komplikacji.
- Proszę mi wybaczyć to pytanie, lecz czy lady brat nie nazywa się przypadkiem Rigel? - Spytała, podskórnie czuła jednak, że uzyska twierdzącą odpowiedź. Delikatny uśmiech pojawił się na malinowych ustach, a gdzieś w środku Frances nadal była zaskoczona tym, jak niewielka nieraz okazuje się Anglia.
- Och, słowa lady dotyczące tła historycznego brzmią fascynująco. Przyznam, że sama nie mogę pochwalić się większą wiedzą historyczną i dokładne tło nie jest mi znane... Nadal jestem jednak pewna, że dla alchemika z moją wiedzą Tablica Szmaragdowa nie jest wartościowa pod względem alchemii. Widzi lady, założenia Hermesa mogły być znaczące w jego czasach, teraz jednak niezwykle łatwo je obalić, choćby odpowiednimi eksperymentami. Choćby szósty punkt tablicy: siła jego jest zupełna, jeżeli zamieni się w ziemię… Pod hasłem “ziemia” skryty jest stały stan skupienia, a więc teoria zakłada iż to w tej formie substancja jest najsilniejsza, nie jest to jednak prawdą, wiele substancji jest o wiele silniejszych w płynnym bądź gazowym stanie skupienia w czasie, gdy w stanie stałym są bezużyteczne. Nie byłabym sobą, gdybym nie przeprowadziła eksperymentów w tej materii i wszystkie obalały teorię Tablicy Szmaragowej. - Zamyślenie pojawiło się na jasnym licu, gdy wyjaśniała lady swój, alchemiczny, punkt widzenia. - Z przyjemnością jednak spojrzę na temat z innego punktu widzenia, przyznam, iż słowa lady mnie zaintrygowały. Zna może lady tytuły, godne polecenia w tej materii? - Dodała, z wyraźnym zainteresowaniem wypisanym na delikatnych rysach. Frances zawsze była czarownicą otwartą na wiedzę, chcącą pozyskać jej jak najwięcej. Chęci dziewczęcia do zagłębienia się w temat były więc szczere, dyktowane ciekawością oraz skrytymi ambicjami.
Tajemniczy uśmiech pojawił się na jej ostach, a szaroniebieskie spojrzenie błysnęło.
- Coś mi podpowiada, iż faktycznie możemy być tego świadkami. - Odpowiedziała z nutą rozbawienia w głosie, niemal pewna tego, iż jednego dnia uda jej się dojść do podobnego odkrycia. Czuła, że jest na niezwykle dobrej do tego drodze, a praktyka u profesora Lacework nadawała jej doświadczenia w kwestii naukowych przygód.
- Och, przyznam, iż nie miałam pojęcia o czasochłonności takiego procesu. O wiele lepiej odnajduję się między substancjami oraz obliczeniami, niż ze słowami bądź historycznymi faktami… - Zaczęła, a delikatny rumieniec oraz przepraszający uśmiech pojawił się na jej buzi. Ciężko było zatrzymać machinę, jaką była panna Burroughs pracująca nad nowym projektem. - Niestety, sama nie posiadam takiego przedmiotu… Znam jednak kogoś, kto posiada kilka listów od profesora Flammel i jestem w stanie te listy pożyczyć na kilka dni, jeśli lady dalej chciałaby pochylić się nad prawdziwością dzienników… Sama mogę zaoferować, iż chętnie przeanalizuję wiadomości alchemiczne, o ile jakieś znajdują się w tej księdze. - Złożyła propozycję, nie chcąc zrzucać całej analizy dzieła na barki historyczki, nawet jeśli i dla niej wiedza o autentyczności dzieła mogła okazać się niezwykle istotna. Frances podejrzewała, iż historyk również może być zainteresowany prawdziwymi dziennikami, lecz w stopniu innym niż ona. Dla niej najważniejsze były procesy oraz teorie alchemiczne, gdyż Flammel pracował jeszcze nim pod pojęciem alchemia odnosiło się jedynie do warzenia magicznych mikstur.
- Proszę mi wybaczyć, lady Black, nie chciałam panny urazić. Do tej pory nie miałam okazji współpracować z badaczem historii bądź języka. Lubię, gdy współpraca jest klarowna z dwóch stron, stąd moje pytanie. - Odpowiedziała, posyłając kobiecie ciepły uśmiech. Sama doskonale wiedziała, że niektóre zajęcia zajmują dłużej… Jednocześnie jednak będąc typem pracoholika, który potrafi spędzać okrutnie długie godziny w pracy. Z Aquilą miała współpracować po raz pierwszy, nie znała jej metod pracy oraz tego, jak wiele czasu potrzebuje, aby przerobić pewne kwestie. Tę sprawę miała dopiero wyczuć, w końcu jeszcze chwilę temu, ciemnowłosa sama zadeklarowała się, iż przetłumaczy dla nich księgi. - Jeśli podczas tłumaczenia napotka lady na niejasne bądź zawiłe kwestie alchemiczne proszę wysłać mi list, z przyjemnością wyjaśnię każde zagadnienie bądź nieścisłość. Uprzedzam jednak, iż z końcem miesiąca będę przez kilka dni niedostępna, gdyż planuję mały urlop z moim mężem… Czy czegoś lady potrzeba po za księgami oraz ewentualnym doradztwem z dziedziny alchemii? - Spytała, unosząc z zaciekawieniem brew ku górze. Urlop wydawał jej się niezwykle dobrym wyjaśnieniem możliwej przerwy w otrzymywaniu odpowiedzi, prawdziwe plany wolała zachować dla siebie i nie ujawniać nieznanej do tej pory czarownicy. Jednocześnie pewna, iż to kwestia tłumaczeń w tej rozmowie jest tym, najważniejszym czynnikiem - a Frances zależało na tym, by ów współpraca przepłynęła gładko, bez większych komplikacji.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Aquila wciągnęła policzki do środka ust, lekko nadymając usta. Nigdy nie pozwoliła by jakakolwiek wzmianka na temat członków jej rodziny przeszła obok jej uszu. Nie lubiła plotkować, ale lubiła słuchać tego co ludzie mają do powiedzenia, a fakt, że kobieta mogła znać jej brata był wart uwagi. Nie po to by posłuchać na jego temat czegoś krwawego lub nietypowego, takich rzeczy brat z pewnością by nie zrobił. Chciała wiedzieć czy wszyscy wyrażają się o nim dostatecznie dobrze, tak jak na to zasługiwał.
- Lord Rigel Black, owszem - zmrużyła przez chwilę oczy, znów stawiając akcent na pierwsze słowo. - Rozumiem, że zna Pani mojego brata? Czy współpracujecie? - nie chciała być wścibska, ale Rigel nie wspominał o takiej kobiecie jak Wrońska.
Słuchała ze szczególną uwagą tego co Frances mówiła na temat tablicy szmaragdowej. Nie przerywała, choć mogłaby się wtrącić co najmniej kilka razy. Należało zrozumieć co dokładnie rozmówca chce przekazać, tak wiele osób wyciągało przecież pochopne wnioski.
- Pani Wroński - przecież kobieta nie mogła być tak krótkowzroczna - Czasem nie chodzi o to co jest zawarte w słowach, a o to co jest między nimi. I nie... Nie chodzi tu o drugie znaczenie czy metafory, to rzadko się sprawdza - takie historie przewijały się przez powieści przygodowe, a nie przez życie. - Mogę mieć jeden pomysł, ale zanim powiem go głośno chcę go sprawdzić. Wie Pani... - zafascynowana rozmową roześmiała się delikatnie pod nosem. - Proszę sobie wyobrazić, że o przekłamania w tłumaczeniu i przekładzie jest tak prosto - to kiedyś przysparzało jej problemów, teraz wydawało się być komiczne w swej prostoście. - Postaram się znaleźć dla Pani również inne przekłady i wyślę je sową, mogą się przydać. No, chyba, że czytała Pani oryginał w fenickim...? - spojrzała bacznie na kobietę z ekscytacją. To był język wymarły, trudno było o kogoś kto nim władał, nawet z takimi kontaktami jakie mieli Blackowie.
Spojrzała jeszcze na dzieła jakimi miała się zająć. Starożytne arkana alchemii, Sekrety dawnych alchemików, dzienniki Nicolasa Flammela. Dzienniki Nicolasa Flammela. To na nich zależało jej najbardziej. To one mogły okazać się przydatne. Oczywiście, na pewno każde z nich przekazywało cenne dla Frances informacje, ale to historia zawarta w piśmie Flammela była dla Aquili najbardziej istotna. Przynajmniej teraz. Badania które planowała alchemiczka także nie przeszły obojętnie jej uwadze. Jeśli rzeczywiście byłaby wstanie uzyskać kamień filozoficzny to lepiej było mieć ją blisko, na wypadek gdyby ten miał się przydać, zwłaszcza komuś z jej rodu.
- Pani Wroński, proponuję takie rozwiązanie. Ja zajmę się tymi książkami - wskazała na Starożytne arkana alchemii i Sekrety dawnych alchemików - a dzienniki zostawię na koniec. To nie tak, że mi na nich nie zależy, wręcz przeciwnie - uspokoiła ją. - A w tym celu chciałabym lepiej zgłębić temat i... jak to się mówi... rozgrzać się - posłała pobłażliwy uśmiech. - Listy będą dla mnie ważne, jeśli mam wykazać wiarygodność dziennika. Ale to nie tylko tego kwestia... Z pewnością będę musiała porównać fakty historyczne, wie Pani... To chyba rzecz która najczęściej powtarza się w przypadku podrobionych dzieł. Błędy historyczne. Falsyfikaty. Wprawny badacz nie skreśli falsyfikatu, ale podejdzie do niego ostrożniej niż do oryginału i to planuję zrobić. Na to potrzeba mi czasu. W sprawie listów więc odezwę się do Pani, skoro czas na ich oddanie będzie wynosić zaledwie kilka dni, to wolałabym zająć się z nimi w późniejszym terminie, bym miała pewność, że tego czasu nie zmarnuję.
Mówienie o historii, o tych wszystkich badaniach, o godzinach jakie potrafiła poświęcić na książki, dawał jej radość. Ostatnie kryzysy twórcze działy na niekorzyść własnych ambicji i zwykłej pasji, a taka rozmowa potrafiła w Black na nowo obudzić te same pokłady energii, które miała jeszcze kilka lat temu. Pytanie na jak długo. Flammel brzmiał fascynująco, zresztą Francja była jej bardzo bliska. O pomoc mogłaby również poprosić kogoś bliższego, kogoś z kim i tak chciałaby się spotkać, chociaż rzadko miała ku temu sposobność. Craig Burke znał nie tylko język francuski, ale również od lat parał się handlem dziełami sztuki, z pewnością wiedział sporo na temat falsyfikatów. Nie chciała jednak łamać pewnego niemego sprzymierza, które powstało między kobietami. Kamień filozoficzny był zbyt poważnym tematem, na który mogłoby pokusić się wielu. O takich rzeczach nie należało rozmawiać głośno i w niesprawdzonym towarzystwie.
- Pani Wroński, mam kilka pytań teraz - otworzyła mały notatnik obity czarną skórą, prezent od ojca. - Proszę mi opowiedzieć o sposobie tłumaczenia składników, z tym mogę mieć największy problem. Same czynności będą chwilą, ale... Czy powinnam zostawić je dla pani w oryginale, a może spróbować przetłumaczyć je na łacinę, angielski? Dodatkowo, na jakiej dokładności Pani zależy? Czy preferuje Pani tłumaczenie słowo w słowo? Mogę pozwolić sobie na interpretację rozdziałów które nie stanowią o alchemii, a są bardziej tłem. Tak zresztą bym preferowała - na chwilę oderwała wzrok od notatnika i położyła go obok siebie, dalej otwartego. - I najważniejsze... Chcę mieć wyłączność w tych badaniach w kwestiach historycznych i literackich - zakończyła wreszcie bacznie spoglądając na kobietę.
Jeśli zależało jej na dobrym tłumaczeniu i na prawidłowej interpretacji, powinna się zgodzić. O ile oczywiście sama nie chowała asa w rękawie.
- Lord Rigel Black, owszem - zmrużyła przez chwilę oczy, znów stawiając akcent na pierwsze słowo. - Rozumiem, że zna Pani mojego brata? Czy współpracujecie? - nie chciała być wścibska, ale Rigel nie wspominał o takiej kobiecie jak Wrońska.
Słuchała ze szczególną uwagą tego co Frances mówiła na temat tablicy szmaragdowej. Nie przerywała, choć mogłaby się wtrącić co najmniej kilka razy. Należało zrozumieć co dokładnie rozmówca chce przekazać, tak wiele osób wyciągało przecież pochopne wnioski.
- Pani Wroński - przecież kobieta nie mogła być tak krótkowzroczna - Czasem nie chodzi o to co jest zawarte w słowach, a o to co jest między nimi. I nie... Nie chodzi tu o drugie znaczenie czy metafory, to rzadko się sprawdza - takie historie przewijały się przez powieści przygodowe, a nie przez życie. - Mogę mieć jeden pomysł, ale zanim powiem go głośno chcę go sprawdzić. Wie Pani... - zafascynowana rozmową roześmiała się delikatnie pod nosem. - Proszę sobie wyobrazić, że o przekłamania w tłumaczeniu i przekładzie jest tak prosto - to kiedyś przysparzało jej problemów, teraz wydawało się być komiczne w swej prostoście. - Postaram się znaleźć dla Pani również inne przekłady i wyślę je sową, mogą się przydać. No, chyba, że czytała Pani oryginał w fenickim...? - spojrzała bacznie na kobietę z ekscytacją. To był język wymarły, trudno było o kogoś kto nim władał, nawet z takimi kontaktami jakie mieli Blackowie.
Spojrzała jeszcze na dzieła jakimi miała się zająć. Starożytne arkana alchemii, Sekrety dawnych alchemików, dzienniki Nicolasa Flammela. Dzienniki Nicolasa Flammela. To na nich zależało jej najbardziej. To one mogły okazać się przydatne. Oczywiście, na pewno każde z nich przekazywało cenne dla Frances informacje, ale to historia zawarta w piśmie Flammela była dla Aquili najbardziej istotna. Przynajmniej teraz. Badania które planowała alchemiczka także nie przeszły obojętnie jej uwadze. Jeśli rzeczywiście byłaby wstanie uzyskać kamień filozoficzny to lepiej było mieć ją blisko, na wypadek gdyby ten miał się przydać, zwłaszcza komuś z jej rodu.
- Pani Wroński, proponuję takie rozwiązanie. Ja zajmę się tymi książkami - wskazała na Starożytne arkana alchemii i Sekrety dawnych alchemików - a dzienniki zostawię na koniec. To nie tak, że mi na nich nie zależy, wręcz przeciwnie - uspokoiła ją. - A w tym celu chciałabym lepiej zgłębić temat i... jak to się mówi... rozgrzać się - posłała pobłażliwy uśmiech. - Listy będą dla mnie ważne, jeśli mam wykazać wiarygodność dziennika. Ale to nie tylko tego kwestia... Z pewnością będę musiała porównać fakty historyczne, wie Pani... To chyba rzecz która najczęściej powtarza się w przypadku podrobionych dzieł. Błędy historyczne. Falsyfikaty. Wprawny badacz nie skreśli falsyfikatu, ale podejdzie do niego ostrożniej niż do oryginału i to planuję zrobić. Na to potrzeba mi czasu. W sprawie listów więc odezwę się do Pani, skoro czas na ich oddanie będzie wynosić zaledwie kilka dni, to wolałabym zająć się z nimi w późniejszym terminie, bym miała pewność, że tego czasu nie zmarnuję.
Mówienie o historii, o tych wszystkich badaniach, o godzinach jakie potrafiła poświęcić na książki, dawał jej radość. Ostatnie kryzysy twórcze działy na niekorzyść własnych ambicji i zwykłej pasji, a taka rozmowa potrafiła w Black na nowo obudzić te same pokłady energii, które miała jeszcze kilka lat temu. Pytanie na jak długo. Flammel brzmiał fascynująco, zresztą Francja była jej bardzo bliska. O pomoc mogłaby również poprosić kogoś bliższego, kogoś z kim i tak chciałaby się spotkać, chociaż rzadko miała ku temu sposobność. Craig Burke znał nie tylko język francuski, ale również od lat parał się handlem dziełami sztuki, z pewnością wiedział sporo na temat falsyfikatów. Nie chciała jednak łamać pewnego niemego sprzymierza, które powstało między kobietami. Kamień filozoficzny był zbyt poważnym tematem, na który mogłoby pokusić się wielu. O takich rzeczach nie należało rozmawiać głośno i w niesprawdzonym towarzystwie.
- Pani Wroński, mam kilka pytań teraz - otworzyła mały notatnik obity czarną skórą, prezent od ojca. - Proszę mi opowiedzieć o sposobie tłumaczenia składników, z tym mogę mieć największy problem. Same czynności będą chwilą, ale... Czy powinnam zostawić je dla pani w oryginale, a może spróbować przetłumaczyć je na łacinę, angielski? Dodatkowo, na jakiej dokładności Pani zależy? Czy preferuje Pani tłumaczenie słowo w słowo? Mogę pozwolić sobie na interpretację rozdziałów które nie stanowią o alchemii, a są bardziej tłem. Tak zresztą bym preferowała - na chwilę oderwała wzrok od notatnika i położyła go obok siebie, dalej otwartego. - I najważniejsze... Chcę mieć wyłączność w tych badaniach w kwestiach historycznych i literackich - zakończyła wreszcie bacznie spoglądając na kobietę.
Jeśli zależało jej na dobrym tłumaczeniu i na prawidłowej interpretacji, powinna się zgodzić. O ile oczywiście sama nie chowała asa w rękawie.
Może nic tam nie będzie. może to tylko fantazja. Potrzeba poszukiwania, która mnie wzmacnia. Potrzeba mi tego by wzrastać.
Aquila Black
Zawód : badaczka historii, filantropka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Czas znika, mija przeszłość, wiek niezwrotnie bieży,
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Eteryczna alchemiczka powstrzymała się przed teatralnym wywróceniem oczami na podkreślenie tytułu przyjaciela. Dla niej był Rigelem, chłopcem którego widywała w pokoju wspólnym domu, któremu pomagała z eliksilarnymi zagadnieniami i o którym przypominał pluszowy miś, zajmujący honorowe miejsce na sypialnianej komodzie. Jemu nie przeszkadzało, gdy omijała wymyślne tytuły, co jedynie pomagało w zacieśnieniu więzi.
- Poznaliśmy się jeszcze w szkole, byliśmy w jednym domu lecz ja byłam dwie klasy niżej. Teraz wspieram go merytorycznie, gdy przychodzi mu się mierzyć ze skomplikowanymi teoriami bądź potrzebuje specjalistycznej wiedzy. - Odpowiedziała ciepło, wzruszając delikatnie wątłym ramieniem. Nie było tajemnicą, że posiadała ponadprzeciętną wiedzę, znaną jedynie tym, najzdolniejszym w alchemii. Sam fakt, iż pracowała jako prawa ręka profesora Lacework mówił sam za siebie. Rigel był zdolny, miał zadatki na wielkiego czarodzieja, jeśli jednak chciał rozwijać się w eliksirach, czekała go jeszcze spora droga. Droga, którą przyszła pani Wroński miała już za sobą.
- Jak mówiłam, z przyjemnością zapoznam się z inną stroną oraz innym spojrzeniem na sprawę. Rozmawiałam o tym z profesorem Lacework, który podziela moją opinię, z przyjemnością więc spróbuję spojrzeć na temat również z innego punktu widzenia. - Mówiła spokojnie, z opanowaniem w delikatnych tonach jej głosu. Pewna, że poszerzenie wiedzy z pewnością nie będzie czymś złym. Zaciekawienie błysnęło w szaroniebieskim spojrzeniu, gdy ciemnowłosa wypowiadała kolejne słowa. Dla niej świat historii oraz języków był światem nieznanym, obcym oraz niezwykle abstrakcyjnym. - Dziękuję, z pewnością się przydadzą. Niestety, ze wszystkich języków obcych najlepiej radzę sobie z językiem alchemicznych obliczeń. Kiedyś rozważałam naukę innych języków, lecz w mojej specjalizacji nie raz brak mi czasu na inne dziedziny. - Odpowiedziała ciepło, z rozbawieniem wybrzmiewającym przy ostatnich tonach jej wypowiedzi. Alchemia była sztuką niezwykle wymagającą, powiązaną z całą masą innych dziedzin oraz skrytych wiadomości. Frances, mimo osiągnięcia mistrzostwa, nadal czuła, że ma wiele informacji do zdobycia jeśli chciała poznać wszystkie ich tajemnice i stać się najpotężniejszym, ze wszystkich alchemików. A ambicja nie pozwalała, aby poddać się w dążeniu do wyznaczonego celu.
Słów lady słuchała uważnie, dokładnie analizując wypowiadane przez nią plany oraz propozycje. Taki rytm działania wydawał jej się całkiem rozsądny oraz logiczny.
- Dobrze, te książki potrzebne mi są do projektu, który planuję rozpocząć w październiku więc i dla mnie będzie lepiej, gdy lady zajmie się nimi w pierwszej kolejności. Oczywiście rozumiem, że zapewne będzie miała lady sporo informacji do sprawdzenia, jeśli mogłabym jakoś pomóc, proszę wysłać mi sowę. A w sprawie listów, będę oczekiwać informacji, dojście do nich zajmie mi dwa, maksymalnie trzy dni. -Mówiła zwięźle, dokładnie określając warunki współpracy, jaka miała je czekać. Zanosiło się, że mimo wielu różnic kobietom uda się jakoś dogadać we wspólnej pracy. Panna Burroughs doskonale wiedziała, że oferuje wiele, a możliwość przetłumaczenia niektórych ksiąg wydawała jej się niezwykle przydatna.
- Najlepiej by było, gdyby udało się lady przetłumaczyć je na angielski, jeśli jednak łatwiej będzie zapisywać je po łacinie, również będzie to działaniem, które z pewnością ułatwi mi pracę. Profesor Lacework biegle posługuje się łaciną, w momencie gdy żadne z nas nie mówi po francusku, dlatego wolałabym uniknąć pozostawiania ich w oryginale. Kwestie powiązane z alchemią, wszelkie receptury bądź opisy działań muszą być przetłumaczone dosłownie. Widzi lady, w mej sztuce jeden, nieodpowiedni ruch grozi nie raz okrutną w skutkach katastrofą. A tych, wolałabym uniknąć. Inne rozdziały, będące tłem, może lady swobodnie interpretować. - Odpowiedziała, mając nadzieję, że Aquila zrozumie, jak ważnym jest dokładnie przetłumaczenie opisywanych procesów alchemicznych. Wybuchy kociołka nie były ani bezpieczne, ani przyjemne, zwłaszcza gdy pracowało się z kwasami i innymi, specyficznymi substancjami.
Brew alchemiczki powędrowała ku górze, gdy Aquila wypowiedziała swoje żądanie. Przez chwilę zamyślenie pojawiło się na buzi eterycznego dziewczęcia, a podejrzliwość pojawiła się w umyśle. Po co jej wyłączność? Nie znała lady Black, nie wiedziała jakie może mieć zamiary, a nastawianie się na niebezpieczeństwo w ogóle się jej nie podobało.
- Mogę zgodzić się na wyłączność w kwestiach historycznych oraz literackich jedynie, gdy złoży lady Wieczystą Przysięgę bądź podpisze odpowiednie dokumenty zabezpieczone magicznie oraz zobowiązujące do odszkodowania, w wypadku, gdyby opowiedziała lady komuś o mojej pracy bez mojej wyraźnej zgody. - Odpowiedziała nad wyraz spokojnie, uważnie przyglądając się jej twarzy. - Jest lady kobietą niezwykle inteligentną, szybko więc domyśli się lady, nad jakimi zagadnieniami pracuję. Gdyby nieodpowiedni czarodzieje dowiedzieli się o moich zainteresowaniach oraz pracy, mogłoby to ściągnąć problemy nie tylko na mnie, ale i na mojego drogiego męża. Nasze bezpieczeństwo jest dla mnie sprawą najwyższej wagi i nie narażę go z powodu lady chęci, lady Black… - Dodała z pewnością w głosie, a szaroniebieskie spojrzenie błysnęło uporem. Nie mogła pozwolić, aby zachcianki szlachetnej lady oraz możliwy długi język naraziły spokój jej oraz Daniela - zbyt wiele zrobił, aby mogła czuć się bezpiecznie we własnym domu. - Wiem, że wymagam wiele, w zamian jednak mogę równie wiele zaoferować. Nie znajdzie lady lepszego alchemika ode mnie, to mogę zagwarantować. Nie bez powodu profesor Lacework wybrał mnie na swoją prawą rękę. Bez Wiecznystej Przysięgi bądź odpowiednich dokumentów, nie zgodzę się na wyłączność. - Dodała z delikatnym, przyjaznym uśmiechem wyrysowanym na malinowych wargach. Gdzieś w środku panna Burroughs zaskoczona była swoją stanowczością, zbyt wiele jednak leżało na szali. Ostatnim, czego chciała, to narażanie Daniela oraz siebie samej. Do tego dopuścić nie mogła.
- Poznaliśmy się jeszcze w szkole, byliśmy w jednym domu lecz ja byłam dwie klasy niżej. Teraz wspieram go merytorycznie, gdy przychodzi mu się mierzyć ze skomplikowanymi teoriami bądź potrzebuje specjalistycznej wiedzy. - Odpowiedziała ciepło, wzruszając delikatnie wątłym ramieniem. Nie było tajemnicą, że posiadała ponadprzeciętną wiedzę, znaną jedynie tym, najzdolniejszym w alchemii. Sam fakt, iż pracowała jako prawa ręka profesora Lacework mówił sam za siebie. Rigel był zdolny, miał zadatki na wielkiego czarodzieja, jeśli jednak chciał rozwijać się w eliksirach, czekała go jeszcze spora droga. Droga, którą przyszła pani Wroński miała już za sobą.
- Jak mówiłam, z przyjemnością zapoznam się z inną stroną oraz innym spojrzeniem na sprawę. Rozmawiałam o tym z profesorem Lacework, który podziela moją opinię, z przyjemnością więc spróbuję spojrzeć na temat również z innego punktu widzenia. - Mówiła spokojnie, z opanowaniem w delikatnych tonach jej głosu. Pewna, że poszerzenie wiedzy z pewnością nie będzie czymś złym. Zaciekawienie błysnęło w szaroniebieskim spojrzeniu, gdy ciemnowłosa wypowiadała kolejne słowa. Dla niej świat historii oraz języków był światem nieznanym, obcym oraz niezwykle abstrakcyjnym. - Dziękuję, z pewnością się przydadzą. Niestety, ze wszystkich języków obcych najlepiej radzę sobie z językiem alchemicznych obliczeń. Kiedyś rozważałam naukę innych języków, lecz w mojej specjalizacji nie raz brak mi czasu na inne dziedziny. - Odpowiedziała ciepło, z rozbawieniem wybrzmiewającym przy ostatnich tonach jej wypowiedzi. Alchemia była sztuką niezwykle wymagającą, powiązaną z całą masą innych dziedzin oraz skrytych wiadomości. Frances, mimo osiągnięcia mistrzostwa, nadal czuła, że ma wiele informacji do zdobycia jeśli chciała poznać wszystkie ich tajemnice i stać się najpotężniejszym, ze wszystkich alchemików. A ambicja nie pozwalała, aby poddać się w dążeniu do wyznaczonego celu.
Słów lady słuchała uważnie, dokładnie analizując wypowiadane przez nią plany oraz propozycje. Taki rytm działania wydawał jej się całkiem rozsądny oraz logiczny.
- Dobrze, te książki potrzebne mi są do projektu, który planuję rozpocząć w październiku więc i dla mnie będzie lepiej, gdy lady zajmie się nimi w pierwszej kolejności. Oczywiście rozumiem, że zapewne będzie miała lady sporo informacji do sprawdzenia, jeśli mogłabym jakoś pomóc, proszę wysłać mi sowę. A w sprawie listów, będę oczekiwać informacji, dojście do nich zajmie mi dwa, maksymalnie trzy dni. -Mówiła zwięźle, dokładnie określając warunki współpracy, jaka miała je czekać. Zanosiło się, że mimo wielu różnic kobietom uda się jakoś dogadać we wspólnej pracy. Panna Burroughs doskonale wiedziała, że oferuje wiele, a możliwość przetłumaczenia niektórych ksiąg wydawała jej się niezwykle przydatna.
- Najlepiej by było, gdyby udało się lady przetłumaczyć je na angielski, jeśli jednak łatwiej będzie zapisywać je po łacinie, również będzie to działaniem, które z pewnością ułatwi mi pracę. Profesor Lacework biegle posługuje się łaciną, w momencie gdy żadne z nas nie mówi po francusku, dlatego wolałabym uniknąć pozostawiania ich w oryginale. Kwestie powiązane z alchemią, wszelkie receptury bądź opisy działań muszą być przetłumaczone dosłownie. Widzi lady, w mej sztuce jeden, nieodpowiedni ruch grozi nie raz okrutną w skutkach katastrofą. A tych, wolałabym uniknąć. Inne rozdziały, będące tłem, może lady swobodnie interpretować. - Odpowiedziała, mając nadzieję, że Aquila zrozumie, jak ważnym jest dokładnie przetłumaczenie opisywanych procesów alchemicznych. Wybuchy kociołka nie były ani bezpieczne, ani przyjemne, zwłaszcza gdy pracowało się z kwasami i innymi, specyficznymi substancjami.
Brew alchemiczki powędrowała ku górze, gdy Aquila wypowiedziała swoje żądanie. Przez chwilę zamyślenie pojawiło się na buzi eterycznego dziewczęcia, a podejrzliwość pojawiła się w umyśle. Po co jej wyłączność? Nie znała lady Black, nie wiedziała jakie może mieć zamiary, a nastawianie się na niebezpieczeństwo w ogóle się jej nie podobało.
- Mogę zgodzić się na wyłączność w kwestiach historycznych oraz literackich jedynie, gdy złoży lady Wieczystą Przysięgę bądź podpisze odpowiednie dokumenty zabezpieczone magicznie oraz zobowiązujące do odszkodowania, w wypadku, gdyby opowiedziała lady komuś o mojej pracy bez mojej wyraźnej zgody. - Odpowiedziała nad wyraz spokojnie, uważnie przyglądając się jej twarzy. - Jest lady kobietą niezwykle inteligentną, szybko więc domyśli się lady, nad jakimi zagadnieniami pracuję. Gdyby nieodpowiedni czarodzieje dowiedzieli się o moich zainteresowaniach oraz pracy, mogłoby to ściągnąć problemy nie tylko na mnie, ale i na mojego drogiego męża. Nasze bezpieczeństwo jest dla mnie sprawą najwyższej wagi i nie narażę go z powodu lady chęci, lady Black… - Dodała z pewnością w głosie, a szaroniebieskie spojrzenie błysnęło uporem. Nie mogła pozwolić, aby zachcianki szlachetnej lady oraz możliwy długi język naraziły spokój jej oraz Daniela - zbyt wiele zrobił, aby mogła czuć się bezpiecznie we własnym domu. - Wiem, że wymagam wiele, w zamian jednak mogę równie wiele zaoferować. Nie znajdzie lady lepszego alchemika ode mnie, to mogę zagwarantować. Nie bez powodu profesor Lacework wybrał mnie na swoją prawą rękę. Bez Wiecznystej Przysięgi bądź odpowiednich dokumentów, nie zgodzę się na wyłączność. - Dodała z delikatnym, przyjaznym uśmiechem wyrysowanym na malinowych wargach. Gdzieś w środku panna Burroughs zaskoczona była swoją stanowczością, zbyt wiele jednak leżało na szali. Ostatnim, czego chciała, to narażanie Daniela oraz siebie samej. Do tego dopuścić nie mogła.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Rigel miał prawo do swoich przyjaciół (oczywiście tych odpowiednich) oraz prawo do swoich kochanek (chociaż Daniel z pewnością byłby wściekły gdyby wiedział). Ta kobieta jednak wydawała się po prostu mu pomagać, sama przyznała, że merytorycznie.
- Mhm... - ścisnęła usta. - Mój brat jest niezwykle zdolny, wierzę, że jeszcze bardziej rozwinie skrzydła - miał do tego pełne prawo, potrzebował odnieść ten sukces. Ojciec potrzebował by Rigel odniósł sukces.
Wrońska wydawała się zrozumieć jakie zależności występują w oryginałach i falsyfikatach, ile czasu trzeba na to poświęcić i jak wiele energii kosztuje dobre zbadanie dzieła. Była inteligentną kobietą, miała to spojrzenie. Lekko zadziorne, pełne ambicji i takiej pewności siebie. Aquila lubiła takie spojrzenia.
- Świetnie, dam znać listownie jeśli zajdzie taka konieczność. Licze na to, że nasza współpraca będzie oznaczać przede wszystkim synergię. Jestem przekonana wręcz.
Na kolejne słowa, na warunki postawione przez Frances, wybuchła śmiechem. Cichym, ale wystarczająco wzniosłym by kobieta zauważyła to rozbawienie. Wieczysta Przysięga? Czy to był jakiś żart?
- Pani Wroński, umowy są naturalną częścią procesu, ale pomysł na Wieczystą Przysięgę... Naprawdę... - przestawało jej być do śmiechu. - Proszę mnie posłuchać... - nachyliła się nad stołem. - Zaręczam Pani, że nie znajdzie Pani podobnego mi historyka w całym Londynie, a ja jestem przekonana, że woli mieć Pani mój ród po swojej stronie gdyby pojawiły się jakiekolwiek problemy z badaniami. Szanuję Panią i Pani pracę, powiem więcej... podziwiam ją, więc proponuję takie rozwiązanie. Ja zajmę się częścią historyczną i literacką na wyłączność, i Pani się na to zgodzi. Pani i profesor Lacework oczywiście - to w końcu ze względu na jego nazwisko zgodziła się z nią spotkać. - W zamian za to ja zobowiążę się do zachowania tajemnicy zawodowej, co niezależnie od wszystkiego bym zrobiła... I na wypadek złamania jej zgodzę się na wypłatę odszkodowania, ALE chcę mieć dostęp do nazwisk które wezmą w nim udział, wraz z możliwością odrzucenia. Muszę być pewna, że moje nazwisko będzie kojarzone z dobrą krwią, Pani Wroński - przygryzła policzki, to było kluczowe. - Oczywiście zapewnię w zamian za to listę innych nazwisk, jeśli oczywiście kiedykolwiek zajdzie taka potrzeba, w co szczerze wątpię. Jestem pewna, że rozumie to Pani.
Nie mogła sobie pozwolić na jakąkolwiek skazę na imieniu, miała stanowić o swoim rodzie, a ten wyznawał bardzo konkretne wartości. Cała praca póki co owiana być miała tajemnicą, ale jeśli kiedyś ukazałby się artykuł na jej temat lub, co gorsza, książka pisana z perspektywy kogoś z zewnątrz... Lepiej by obok lady Black nie stał nikt podejrzany. Musiała zapewnić sobie to bezpieczeństwo, zwłaszcza w czasach w których obecnie żyli.
- Albo podpisujemy umowę na dostęp i kontrolę nad nazwiskami, ja mam wyłączność, Pani na wypadek problemów dostanie ode mnie odszkodowanie albo... po prostu mam wyłączność. Co Pani na to? - skupiła wzrok na kobiecie, obydwie opcje były korzystne.
Mieć Blacków przy sobie w takim czasie jak ten było bardzo wygodne. Musiała to zrozumieć, a Aquila nie miała zamiaru przystawać na postawione jej warunki.
| jeśli Frances przyjmie opcję numer 1 (odszkodowanie + zarządzanie nazwiskami, wyłączność), ja zobowiązuję się do wypłacenia 400pm, jeśli powiedziałabym komuś o efektach badań osobie na którą Frances nie wyrazi zgody
| jeśli Frances przyjmie opcję numer 2 (wyłączność) zobowiązuje się by wszystkie części badania z dziedziny historii magii oraz literatury zostały przekazane jedynie mi
- Mhm... - ścisnęła usta. - Mój brat jest niezwykle zdolny, wierzę, że jeszcze bardziej rozwinie skrzydła - miał do tego pełne prawo, potrzebował odnieść ten sukces. Ojciec potrzebował by Rigel odniósł sukces.
Wrońska wydawała się zrozumieć jakie zależności występują w oryginałach i falsyfikatach, ile czasu trzeba na to poświęcić i jak wiele energii kosztuje dobre zbadanie dzieła. Była inteligentną kobietą, miała to spojrzenie. Lekko zadziorne, pełne ambicji i takiej pewności siebie. Aquila lubiła takie spojrzenia.
- Świetnie, dam znać listownie jeśli zajdzie taka konieczność. Licze na to, że nasza współpraca będzie oznaczać przede wszystkim synergię. Jestem przekonana wręcz.
Na kolejne słowa, na warunki postawione przez Frances, wybuchła śmiechem. Cichym, ale wystarczająco wzniosłym by kobieta zauważyła to rozbawienie. Wieczysta Przysięga? Czy to był jakiś żart?
- Pani Wroński, umowy są naturalną częścią procesu, ale pomysł na Wieczystą Przysięgę... Naprawdę... - przestawało jej być do śmiechu. - Proszę mnie posłuchać... - nachyliła się nad stołem. - Zaręczam Pani, że nie znajdzie Pani podobnego mi historyka w całym Londynie, a ja jestem przekonana, że woli mieć Pani mój ród po swojej stronie gdyby pojawiły się jakiekolwiek problemy z badaniami. Szanuję Panią i Pani pracę, powiem więcej... podziwiam ją, więc proponuję takie rozwiązanie. Ja zajmę się częścią historyczną i literacką na wyłączność, i Pani się na to zgodzi. Pani i profesor Lacework oczywiście - to w końcu ze względu na jego nazwisko zgodziła się z nią spotkać. - W zamian za to ja zobowiążę się do zachowania tajemnicy zawodowej, co niezależnie od wszystkiego bym zrobiła... I na wypadek złamania jej zgodzę się na wypłatę odszkodowania, ALE chcę mieć dostęp do nazwisk które wezmą w nim udział, wraz z możliwością odrzucenia. Muszę być pewna, że moje nazwisko będzie kojarzone z dobrą krwią, Pani Wroński - przygryzła policzki, to było kluczowe. - Oczywiście zapewnię w zamian za to listę innych nazwisk, jeśli oczywiście kiedykolwiek zajdzie taka potrzeba, w co szczerze wątpię. Jestem pewna, że rozumie to Pani.
Nie mogła sobie pozwolić na jakąkolwiek skazę na imieniu, miała stanowić o swoim rodzie, a ten wyznawał bardzo konkretne wartości. Cała praca póki co owiana być miała tajemnicą, ale jeśli kiedyś ukazałby się artykuł na jej temat lub, co gorsza, książka pisana z perspektywy kogoś z zewnątrz... Lepiej by obok lady Black nie stał nikt podejrzany. Musiała zapewnić sobie to bezpieczeństwo, zwłaszcza w czasach w których obecnie żyli.
- Albo podpisujemy umowę na dostęp i kontrolę nad nazwiskami, ja mam wyłączność, Pani na wypadek problemów dostanie ode mnie odszkodowanie albo... po prostu mam wyłączność. Co Pani na to? - skupiła wzrok na kobiecie, obydwie opcje były korzystne.
Mieć Blacków przy sobie w takim czasie jak ten było bardzo wygodne. Musiała to zrozumieć, a Aquila nie miała zamiaru przystawać na postawione jej warunki.
| jeśli Frances przyjmie opcję numer 1 (odszkodowanie + zarządzanie nazwiskami, wyłączność), ja zobowiązuję się do wypłacenia 400pm, jeśli powiedziałabym komuś o efektach badań osobie na którą Frances nie wyrazi zgody
| jeśli Frances przyjmie opcję numer 2 (wyłączność) zobowiązuje się by wszystkie części badania z dziedziny historii magii oraz literatury zostały przekazane jedynie mi
Może nic tam nie będzie. może to tylko fantazja. Potrzeba poszukiwania, która mnie wzmacnia. Potrzeba mi tego by wzrastać.
Aquila Black
Zawód : badaczka historii, filantropka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Czas znika, mija przeszłość, wiek niezwrotnie bieży,
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Eteryczna alchemiczka uśmiechnęła się pięknie do ciemnowłosej.
- Och, lady Black nigdy bym temu nie zaprzeczyła. Gdyby lady brat nie posiadał odpowiedniego potencjału oraz bystrego umysłu, z pewnością nie poświęcałabym czasu, aby pomóc mu się rozwinąć. - Odpowiedziała przyjaźnie oraz niezwykle szczerze. Była pewna, że Rigel osiągnie sukcesy, a bez tej pewności nie poświęcałaby mu długich godzin, by odpowiadać na pytania oraz dzielić się swoją wiedzą. Frances nie lubiła marnować czasu na rzeczy, które od początku nie dawały gwarancji odpowiednich rezultatów.
- Również żywię takie nadzieje. - Odparła spokojnie, uważnie przyglądając się twarzy ciemnowłosej. Liczyła, że z czasem przyjdzie im znaleźć wspólny język w dziedzinie odkryć, gdyż wiedza kobiety mogła okazać się przydatna. Gdy jednak lady Black roześmiała się, Frances uniosła brew w zaciekawieniu, czując się odrobinę urażoną.
- Niezwykle schlebiają mi lady słowa oraz podziw, a poparcie rodu Black byłoby dla mnie zaszczytem… Proszę się jednak nie dziwić, iż staram się być przezorną. Wystarczy jedno nieodpowiednie słowo w miejscu, które nie jest w pełni prywatne, a może to ściągnąć to niezwykle wielkie kłopoty na mnie oraz mojego drogiego męża, niekoniecznie ze strony innych rodów czy naukowców… - Wyjaśniła spokojnie, z opanowaniem w delikatnym głosie. Zapewne szlachciance nie znane były podobne podobne problemy, panna Burroughs jednak była zaniepokojona pogłoskami, co by zbiry z Nokturnu rozmawiali o przyrządzonej przez nią recepturze. Wolała działać rozważnie przy czarodziejach, których nie znała dobrze. - Nie widzę problemu, aby zgodzić się na ten warunek. Lady zobowiąże się do tajemnicy zawodowej oraz ewentualnego odszkodowania, ja mogę obiecać, że gdy w końcu dojdzie do projektu lady będzie miała wgląd w listę zaangażowanych w niego osób, o ile takie się pojawią, zwykłam pracować sama, chyba, że któryś temat przerasta moje umiejętności. - Wyjaśniła, a uśmiech ponownie zagościł na jej buzi. Warunki były jasne, zadowalające obie strony co sprawiało, że w oczach panny Burroughs współpracę można było uznać za udaną. Pozostawało mieć nadzieję, że reszta współpracy, ta oparta głównie na naukowej pracy, przebiegnie równie pomyślnie. Eteryczna alchemiczka wyjęła z torby kawałek pergaminu, kałamarz oraz pióro po czym zgrabnym, eleganckim pismem spisała wszystkie warunki umowy, jakich się dopuściły, po czym podpisała je swoim imieniem oraz przyszłym nazwiskiem, podsuwając kawałek pergaminu w stronę lady Black.
- Czy życzy sobie lady ustalić jeszcze jakieś kwestie, powiązane z tym zleceniem? - Spytała, unosząc z zaciekawieniem brew ku górze. Z jej strony wszystko wydawało się być niezwykle jasne oraz klarowne. A gdy ciemnowłosa również wyjawiła jasność do co sprawy, kobiety pożegnały się, rozchodząc się w inne strony.
| zt.x2
- Och, lady Black nigdy bym temu nie zaprzeczyła. Gdyby lady brat nie posiadał odpowiedniego potencjału oraz bystrego umysłu, z pewnością nie poświęcałabym czasu, aby pomóc mu się rozwinąć. - Odpowiedziała przyjaźnie oraz niezwykle szczerze. Była pewna, że Rigel osiągnie sukcesy, a bez tej pewności nie poświęcałaby mu długich godzin, by odpowiadać na pytania oraz dzielić się swoją wiedzą. Frances nie lubiła marnować czasu na rzeczy, które od początku nie dawały gwarancji odpowiednich rezultatów.
- Również żywię takie nadzieje. - Odparła spokojnie, uważnie przyglądając się twarzy ciemnowłosej. Liczyła, że z czasem przyjdzie im znaleźć wspólny język w dziedzinie odkryć, gdyż wiedza kobiety mogła okazać się przydatna. Gdy jednak lady Black roześmiała się, Frances uniosła brew w zaciekawieniu, czując się odrobinę urażoną.
- Niezwykle schlebiają mi lady słowa oraz podziw, a poparcie rodu Black byłoby dla mnie zaszczytem… Proszę się jednak nie dziwić, iż staram się być przezorną. Wystarczy jedno nieodpowiednie słowo w miejscu, które nie jest w pełni prywatne, a może to ściągnąć to niezwykle wielkie kłopoty na mnie oraz mojego drogiego męża, niekoniecznie ze strony innych rodów czy naukowców… - Wyjaśniła spokojnie, z opanowaniem w delikatnym głosie. Zapewne szlachciance nie znane były podobne podobne problemy, panna Burroughs jednak była zaniepokojona pogłoskami, co by zbiry z Nokturnu rozmawiali o przyrządzonej przez nią recepturze. Wolała działać rozważnie przy czarodziejach, których nie znała dobrze. - Nie widzę problemu, aby zgodzić się na ten warunek. Lady zobowiąże się do tajemnicy zawodowej oraz ewentualnego odszkodowania, ja mogę obiecać, że gdy w końcu dojdzie do projektu lady będzie miała wgląd w listę zaangażowanych w niego osób, o ile takie się pojawią, zwykłam pracować sama, chyba, że któryś temat przerasta moje umiejętności. - Wyjaśniła, a uśmiech ponownie zagościł na jej buzi. Warunki były jasne, zadowalające obie strony co sprawiało, że w oczach panny Burroughs współpracę można było uznać za udaną. Pozostawało mieć nadzieję, że reszta współpracy, ta oparta głównie na naukowej pracy, przebiegnie równie pomyślnie. Eteryczna alchemiczka wyjęła z torby kawałek pergaminu, kałamarz oraz pióro po czym zgrabnym, eleganckim pismem spisała wszystkie warunki umowy, jakich się dopuściły, po czym podpisała je swoim imieniem oraz przyszłym nazwiskiem, podsuwając kawałek pergaminu w stronę lady Black.
- Czy życzy sobie lady ustalić jeszcze jakieś kwestie, powiązane z tym zleceniem? - Spytała, unosząc z zaciekawieniem brew ku górze. Z jej strony wszystko wydawało się być niezwykle jasne oraz klarowne. A gdy ciemnowłosa również wyjawiła jasność do co sprawy, kobiety pożegnały się, rozchodząc się w inne strony.
| zt.x2
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
| 18 lipca
Doskonale wiedziała, że powinna przynajmniej siedzieć we własnych komnatach. Nie narażać się na zmęczenie, nie narażać się na słabość. Nie czuła się przecież najlepiej. Ale ile można było oglądać te same ściany, sięgać po te same książki z rodzinnej biblioteki, prosić innych, by załatwili jej prace naukowe? Miała tego szczerze dosyć i choć wiedziała, że jej ciało odwdzięczy się jej za narażanie na zmęczenie, Wendelina była pewna, że zwariuje, jeśli nie opuści pałacu chociaż na krótką chwilę. Szczególnie że miała ku temu całkiem dobry powód.
Dlatego też rozkazała skrzatom się odziać w prostą, czarną szatę ozdobioną pomarańczowymi haftami. Te na rękawach i ramionach przybrały kształty ognistych salamander. Jedną włożyła również w spięte włosy, zakładając do tego jedynie drobną biżuterię z kamieniami w rodowych kolorach. Strój nie był wyszukany, ale nie wybierała się przecież na bal. Służka pomogła jej w makijażu, który miał zakryć jej niezdrowo bladą cerę. Gdy ostatecznie przejrzała się w lustrze, kiwnęła sama do siebie. Jak na swój stan, wyglądała znośnie. Liczyła tylko, że na miejscu nie wpadnie na nikogo ważnego.
Została przetransportowana prosto pod drzwi biblioteki. Weszła do niej z uniesioną głową i wyuczoną przez lata postawą. Dopóki ktoś nie będzie przyglądać się jej z bliska, na pewno nie zauważy nienaturalnie bladych i jakby wychudzonych dłoni. Nie rozglądała się na boki. Londyńska biblioteka była duża, to prawda, ale otwarty dostęp sprawiał, że mogło się tu roić od dziwaków i biedoty, z którą nie chciała mieć nic wspólnego. Ponadto przywykła do pełnych przepychu wnętrz pałaców arystokracji nie czuła się wcale przytłoczona rozmiarami tego dobrze jej znanego przybytku.
Podążyła od razu do regałów z nowinkami astronomicznymi. Widoczna na niebie kometa spędzała jej sen z powiek już od kilku tygodni. Zbyt słaba, aby podjąć się próby obserwacji, czytała o niej każde słowo zawarte na stronach naukowych pism, które były jej dostarczane. Wiedziała jednak, że nie wszystkie do niej trafiały. W Bibliotece Londyńskiej musiało zaś być wszystko, co na ten temat pojawiło się w Anglii, więc Wendelina miała nadzieję, że znajdzie ciekawe artykuły. Miała zamiar je przejrzeć, spisać, czego brakuje jej we własnych zbiorach, a następnie rozkazać służbie, aby przyniosła je do jej łóżka. Przynajmniej będzie miała się czym zająć.
Chyba niewielu było zainteresowanych tę niezwykłą dziedziną, jaką była astronomia, bo okolica regałów z nowościami była niemalże pusta. Lady Selwyn powoli i bez pośpiechu zaczęła przeglądać półki, wybierając tylko te materiały, które wzbudzały jej szczególne zainteresowanie. Nie miała przecież zamiaru czytać wypocin nic nieznaczących amatorów. Szukała tylko opinii profesjonalistów o nieposzlakowanej renomie, którym mogła w pełni zaufać. Nic dziwnego, że po kilkunastu minutach trzymała zaledwie jedną cienką książkę, jeden magazyn oraz trzy broszury poruszające najświeższy, gorący wśród astronomów temat.
Doskonale wiedziała, że powinna przynajmniej siedzieć we własnych komnatach. Nie narażać się na zmęczenie, nie narażać się na słabość. Nie czuła się przecież najlepiej. Ale ile można było oglądać te same ściany, sięgać po te same książki z rodzinnej biblioteki, prosić innych, by załatwili jej prace naukowe? Miała tego szczerze dosyć i choć wiedziała, że jej ciało odwdzięczy się jej za narażanie na zmęczenie, Wendelina była pewna, że zwariuje, jeśli nie opuści pałacu chociaż na krótką chwilę. Szczególnie że miała ku temu całkiem dobry powód.
Dlatego też rozkazała skrzatom się odziać w prostą, czarną szatę ozdobioną pomarańczowymi haftami. Te na rękawach i ramionach przybrały kształty ognistych salamander. Jedną włożyła również w spięte włosy, zakładając do tego jedynie drobną biżuterię z kamieniami w rodowych kolorach. Strój nie był wyszukany, ale nie wybierała się przecież na bal. Służka pomogła jej w makijażu, który miał zakryć jej niezdrowo bladą cerę. Gdy ostatecznie przejrzała się w lustrze, kiwnęła sama do siebie. Jak na swój stan, wyglądała znośnie. Liczyła tylko, że na miejscu nie wpadnie na nikogo ważnego.
Została przetransportowana prosto pod drzwi biblioteki. Weszła do niej z uniesioną głową i wyuczoną przez lata postawą. Dopóki ktoś nie będzie przyglądać się jej z bliska, na pewno nie zauważy nienaturalnie bladych i jakby wychudzonych dłoni. Nie rozglądała się na boki. Londyńska biblioteka była duża, to prawda, ale otwarty dostęp sprawiał, że mogło się tu roić od dziwaków i biedoty, z którą nie chciała mieć nic wspólnego. Ponadto przywykła do pełnych przepychu wnętrz pałaców arystokracji nie czuła się wcale przytłoczona rozmiarami tego dobrze jej znanego przybytku.
Podążyła od razu do regałów z nowinkami astronomicznymi. Widoczna na niebie kometa spędzała jej sen z powiek już od kilku tygodni. Zbyt słaba, aby podjąć się próby obserwacji, czytała o niej każde słowo zawarte na stronach naukowych pism, które były jej dostarczane. Wiedziała jednak, że nie wszystkie do niej trafiały. W Bibliotece Londyńskiej musiało zaś być wszystko, co na ten temat pojawiło się w Anglii, więc Wendelina miała nadzieję, że znajdzie ciekawe artykuły. Miała zamiar je przejrzeć, spisać, czego brakuje jej we własnych zbiorach, a następnie rozkazać służbie, aby przyniosła je do jej łóżka. Przynajmniej będzie miała się czym zająć.
Chyba niewielu było zainteresowanych tę niezwykłą dziedziną, jaką była astronomia, bo okolica regałów z nowościami była niemalże pusta. Lady Selwyn powoli i bez pośpiechu zaczęła przeglądać półki, wybierając tylko te materiały, które wzbudzały jej szczególne zainteresowanie. Nie miała przecież zamiaru czytać wypocin nic nieznaczących amatorów. Szukała tylko opinii profesjonalistów o nieposzlakowanej renomie, którym mogła w pełni zaufać. Nic dziwnego, że po kilkunastu minutach trzymała zaledwie jedną cienką książkę, jeden magazyn oraz trzy broszury poruszające najświeższy, gorący wśród astronomów temat.
Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Wnętrze
Szybka odpowiedź