Dom Horacego Slughorna
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Dom Horacego Slughorna
Na terenach przylegających do centrum London Borough of Bexley znajduje się niewielkie osiedle złożone z kilkudziesięciu piętrowych kamienic, zamieszkanych zarówno przez mugoli, jak i czarodziejów. Jeden z tych domów wynajmowany był przez Horacego Slughorna, starszego już, aczkolwiek znakomitego członka szlacheckiego rodu, zajmującego się kształceniem młodych w dziedzinie eliksirów. Okolica najczęściej wybierana jest przez osoby starsze, głównie dlatego, że władze miasta dbają o jej wygląd - żywopłoty są równo przycinane, ulice utrzymywane w czystości, a po zmroku nie uświadczy się zepsutych latarni... Nic nie wskazywałoby na to, że właśnie tutaj, w tej spokojnej dzielnicy, czarodziejskie władze odnalazły zwłoki znamienitego czarodzieja.
The member 'Jessa Diggory' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 16
'k100' : 16
15.08
Lato płynęło. Nie spokojnie, jednak czas jakby odrobinę zwolnił, jak zawsze o tej porze roku. Tym razem jednak wszystko było inne, a owo spowolnienie szczególnie mozolne i pełne napięcia. Im bliżej było ustalonego terminu, tym częściej wspominał ostatnią akcję Zakonu w jakiej brał udział. Teraz oczywiście miało być inaczej. To tylko przeszukanie, nie włamują się do więzienia schowanego na objętej klątwą wyspie, przy odrobinie szczęścia wszystko powinno pójść gładko. A w swoje szczęście nadal niezłomnie wierzył i nie wygląda na to, by ten fakt miał się kiedykolwiek zmienić. Mimo to - przygotowywał się do zadania bez typowej dla siebie lekkości ducha. Wręcz przeciwnie, czuł dziwny uścisk w klatce piersiowej.
Ustalili, że warto zainwestować w dyskrecję. Nie chciał nikomu nieodpowiedniemu tłumaczyć się z tego włamania, Jessa niewątpliwie też, a odkąd Londyn stał się szczególnie niespokojnym miejscem, odkąd wszystkim dookoła wstrząsały anomalie, ostrożność szczególnie była w cenie.
A może to kwestia tego, że życiowe doświadczenie podpowiadało Bertiemu, że rzeczy łatwe i pozornie bezproblemowe potrafią się czasem nieźle pogmatwać?
Spotkali się w zaułku kilka domów dalej, gdzie narzucił na siebie pelerynę niewidkę, starając się by zakrywała go w całości, na głowę zarzucił kaptur. Czekał, aż Jessa zrobi to samo, w kilka chwil oboje stali się całkowicie niewidzialni po czym ruszyli razem w kierunku właściwego adresu.
Nie znali się zbytnio, jednak w jakiś sposób jej ufał. Ufał Zakonowi, musiał ufać innym Zakonnikom, w jego głowie było to oczywiste. W jego kieszeni znajdował się nie tak dawno zdobyty propeller żądlibąkowy, w drugiej czosnkowy amulet, nawet jemu wydawało się to głupie, jednak kiedy jego spojrzenie padło na prezent od Floreana, ostatecznie doszedł do wniosku że nie zajmuje on wiele miejsca i nie jest ciężki. Ubrany był całkowicie na czarno, w wygodne spodnie i koszulę, w niedużej torbie miał tabliczkę czekolady, wrzucił tam także eliksiry które w zaułku dostał od Jessy.
Różdżkę trzymał w pogotowiu.
Kiedy dotarli na miejsce, przyszło mu do głowy że najlepiej będzie sprawdzić to miejsce. Lepiej wiedzieć, czy ktoś jeszcze z jakiejkolwiek przyczyny nie znajduje, lub czy dość ekscentryczny czarodziej nie zostawił tutaj przypadkiem czegoś co mogłoby im zagrozić. Nawet jeśli nie spodziewał się szczególnych wyników, postanowił zaryzykować rzucenie zaklęcia - a ostatnimi czasy robił to zdecydowanie ostrożniej.
- Carpiene.
Wypowiedział cicho, poruszając różdżką.
Lato płynęło. Nie spokojnie, jednak czas jakby odrobinę zwolnił, jak zawsze o tej porze roku. Tym razem jednak wszystko było inne, a owo spowolnienie szczególnie mozolne i pełne napięcia. Im bliżej było ustalonego terminu, tym częściej wspominał ostatnią akcję Zakonu w jakiej brał udział. Teraz oczywiście miało być inaczej. To tylko przeszukanie, nie włamują się do więzienia schowanego na objętej klątwą wyspie, przy odrobinie szczęścia wszystko powinno pójść gładko. A w swoje szczęście nadal niezłomnie wierzył i nie wygląda na to, by ten fakt miał się kiedykolwiek zmienić. Mimo to - przygotowywał się do zadania bez typowej dla siebie lekkości ducha. Wręcz przeciwnie, czuł dziwny uścisk w klatce piersiowej.
Ustalili, że warto zainwestować w dyskrecję. Nie chciał nikomu nieodpowiedniemu tłumaczyć się z tego włamania, Jessa niewątpliwie też, a odkąd Londyn stał się szczególnie niespokojnym miejscem, odkąd wszystkim dookoła wstrząsały anomalie, ostrożność szczególnie była w cenie.
A może to kwestia tego, że życiowe doświadczenie podpowiadało Bertiemu, że rzeczy łatwe i pozornie bezproblemowe potrafią się czasem nieźle pogmatwać?
Spotkali się w zaułku kilka domów dalej, gdzie narzucił na siebie pelerynę niewidkę, starając się by zakrywała go w całości, na głowę zarzucił kaptur. Czekał, aż Jessa zrobi to samo, w kilka chwil oboje stali się całkowicie niewidzialni po czym ruszyli razem w kierunku właściwego adresu.
Nie znali się zbytnio, jednak w jakiś sposób jej ufał. Ufał Zakonowi, musiał ufać innym Zakonnikom, w jego głowie było to oczywiste. W jego kieszeni znajdował się nie tak dawno zdobyty propeller żądlibąkowy, w drugiej czosnkowy amulet, nawet jemu wydawało się to głupie, jednak kiedy jego spojrzenie padło na prezent od Floreana, ostatecznie doszedł do wniosku że nie zajmuje on wiele miejsca i nie jest ciężki. Ubrany był całkowicie na czarno, w wygodne spodnie i koszulę, w niedużej torbie miał tabliczkę czekolady, wrzucił tam także eliksiry które w zaułku dostał od Jessy.
Różdżkę trzymał w pogotowiu.
Kiedy dotarli na miejsce, przyszło mu do głowy że najlepiej będzie sprawdzić to miejsce. Lepiej wiedzieć, czy ktoś jeszcze z jakiejkolwiek przyczyny nie znajduje, lub czy dość ekscentryczny czarodziej nie zostawił tutaj przypadkiem czegoś co mogłoby im zagrozić. Nawet jeśli nie spodziewał się szczególnych wyników, postanowił zaryzykować rzucenie zaklęcia - a ostatnimi czasy robił to zdecydowanie ostrożniej.
- Carpiene.
Wypowiedział cicho, poruszając różdżką.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 33
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 33
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Rycerze Walpurgii dotarli na miejsce główną drogą. Cadana okrył cień domu Horacego Slughorna, pod którym stanął, dzięki czemu pozostał całkowicie niewidoczny dla innych. Lyanna, która przystanęła nieopodal znalazła się w miejscu, przy ogrodzeniu, w którym dobrze było widać wejście do domu - drzwi frontowe. Okna były pozasłaniane od wewnątrz, nie zdradzały nic niepokojącego. Prawdopodobnie zasłonięto je z powodu licznie odwiedzających to miejsce byłych uczniów Hogwartu. Wokół panowała cisza i ciemność.
Jessa i Bertie, pod osłoną pelerynek niewidek dotarli do domu profesora Slughorna od tyłu, boczną, rzadko uczęszczaną uliczką. Wciśnięty pomiędzy inne w żaden sposób się nie wyróżniał, lecz Zakonnicy mieli pewność, co do tego, który z nich jest właściwy. Okna z tyłu były pozasłaniane, nie wydostawał się ze środka żaden przejaw ludzkiej obecności - która z pewnością byłaby niepokojąca. Panna Diggory uważnie się rozglądała, lecz nie dostrzegła niczego, co pomogłoby im dostać się do środka. Drzwi wydawały się zamknięte, podobnie jak ona. Różdżka Bertiego nic nie wykazała.
| Kolejność odpisów dowolna w tej kolejce. Na odpis macie czas do niedzieli godz. 20:00
Jessa i Bertie, pod osłoną pelerynek niewidek dotarli do domu profesora Slughorna od tyłu, boczną, rzadko uczęszczaną uliczką. Wciśnięty pomiędzy inne w żaden sposób się nie wyróżniał, lecz Zakonnicy mieli pewność, co do tego, który z nich jest właściwy. Okna z tyłu były pozasłaniane, nie wydostawał się ze środka żaden przejaw ludzkiej obecności - która z pewnością byłaby niepokojąca. Panna Diggory uważnie się rozglądała, lecz nie dostrzegła niczego, co pomogłoby im dostać się do środka. Drzwi wydawały się zamknięte, podobnie jak ona. Różdżka Bertiego nic nie wykazała.
- Żywotność:
- Cadan 215/215
Lyanna: 204/204
Jessa:214/214
Berie: 224/224
| Kolejność odpisów dowolna w tej kolejce. Na odpis macie czas do niedzieli godz. 20:00
Zaklęcie nic nie wykazało, to jednak nie musiało niczego oznaczać. Magia ostatnimi czasy szalała, nie zawsze słuchała nawet najbardziej wprawionych czarodziejów - a Bertie ostatecznie nawet do nich nie należał, wciąż popełniał błędy. Trochę jednak mu ulżyło - nie zamierzał jednak popadać w paranoję, to tylko przeszukanie, nie było powodu aby spodziewać się jakichkolwiek problemów prócz ewentualnej trudności odkrycia położenia artefaktu jaki mieli znaleźć.
Nie było sensu dłużej zastanawiać się nad planem, zadanie było proste i oczywiste.
- Spróbuję alohomorą.
Odezwał się cicho, choć chwilkę wcześniej usłyszał lekki krok i był pewien iż Jessa znajduje się na tyle blisko by mogła go usłyszeć. Starał się być szczególnie uważny, skupiał się na podobnych dźwiękach i chyba udało im się opanować całkiem zgrabne poruszanie przy sobie mimo oczywistego utrudnienia. Zrobił kilka kroków w stronę drzwi i skierował różdżkę w stronę zamek, by zaraz wykonać swobodny gest nadgarstkiem.
Jedno z pierwszych zaklęć jakie poznaje młody uczeń Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Zabawne w sumie - zupełnie jakby z góry zakładało iż młodzi adepci sztuki magicznej będą chcieli wszędzie się włamywać, a może wręcz że powinni to robić. Może coś w tym jest?
- Alohomora.
Wymówił cicho ale wyraźnie w nadziei, iż zaklęcie posłucha i za chwilę bez większego problemu znajdą się wewnątrz budynku. Szczerze liczył, że się uda, choć miał pełną świadomość iż właśnie w wypadku najłatwiejszych zaklęć magia bywa najbardziej kapryśna, a i czarodziejowi najłatwiej się pomylić, przejęzyczyć czy po prostu popełnić głupi błąd wynikający z lekceważenia oczywistych i prostych rzeczy, swoistej ludzkiej ignorancji - w której i on nie jest wyjątkowy. Póki co wydawało się, że idzie im dobrze, oboje byli ostrożni, nikt ich raczej nie zauważył, a wewnątrz domu powinno być lepiej. Będą mogli się rozdzielić i przeszukiwać kolejne pomieszczenia w nadziei iż właściwy przedmiot nie jest zbyt głęboko ukryty ani chroniony setkami niebezpiecznych zaklęć. Starał się jednocześnie przypominać sobie zaklęcia jakie mogą im pomóc w poszukiwaniach.
Nie było sensu dłużej zastanawiać się nad planem, zadanie było proste i oczywiste.
- Spróbuję alohomorą.
Odezwał się cicho, choć chwilkę wcześniej usłyszał lekki krok i był pewien iż Jessa znajduje się na tyle blisko by mogła go usłyszeć. Starał się być szczególnie uważny, skupiał się na podobnych dźwiękach i chyba udało im się opanować całkiem zgrabne poruszanie przy sobie mimo oczywistego utrudnienia. Zrobił kilka kroków w stronę drzwi i skierował różdżkę w stronę zamek, by zaraz wykonać swobodny gest nadgarstkiem.
Jedno z pierwszych zaklęć jakie poznaje młody uczeń Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Zabawne w sumie - zupełnie jakby z góry zakładało iż młodzi adepci sztuki magicznej będą chcieli wszędzie się włamywać, a może wręcz że powinni to robić. Może coś w tym jest?
- Alohomora.
Wymówił cicho ale wyraźnie w nadziei, iż zaklęcie posłucha i za chwilę bez większego problemu znajdą się wewnątrz budynku. Szczerze liczył, że się uda, choć miał pełną świadomość iż właśnie w wypadku najłatwiejszych zaklęć magia bywa najbardziej kapryśna, a i czarodziejowi najłatwiej się pomylić, przejęzyczyć czy po prostu popełnić głupi błąd wynikający z lekceważenia oczywistych i prostych rzeczy, swoistej ludzkiej ignorancji - w której i on nie jest wyjątkowy. Póki co wydawało się, że idzie im dobrze, oboje byli ostrożni, nikt ich raczej nie zauważył, a wewnątrz domu powinno być lepiej. Będą mogli się rozdzielić i przeszukiwać kolejne pomieszczenia w nadziei iż właściwy przedmiot nie jest zbyt głęboko ukryty ani chroniony setkami niebezpiecznych zaklęć. Starał się jednocześnie przypominać sobie zaklęcia jakie mogą im pomóc w poszukiwaniach.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 49
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 49
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Chociaż wytężała wzrok i szukała czegokolwiek, co pomogłoby im dostać się do domu bez większych trudności, drzwi jak na złość pozostawały zamknięte, a żadne okno nie było uchylone. Oznaczało to konieczność użycia magii i narażenia się na anomalie – Jessa wiedziała, że nie powinna paranoicznie podchodzić do problemu i na ogół nie obawiała się rzucania zaklęć, jednak obecność na pierwszej misji Zakonu robiła swoje. Chciała wypaść dobrze i nie narazić nikogo na żadne, najmniejsze nawet obrażenia. Przed oczami wciąż miała widok swojego rozszczepionego w wyniku anomalii syna, a na udzie czuła fantomowy ból po uderzeniu tłuczka, które miało miejsce na stadionie Os z Wimbourn. O ile było jej wiadomo, naprawa magii w tamtym miejscu wciąż nie zakończyła się sukcesem.
- Dobry pomysł – potwierdziła cichym szeptem, odwracając się w stronę miejsca, z którego dochodził głos Bertiego.
Posiadanie peleryn niewidek miało tylko jeden minus – ona i Bott nie mogli się zobaczyć. Chodziło jednak o bezpieczeństwo obojga i powodzenie misji, dlatego dość szybko przeboleli tę niedogodność. No i na dobrą sprawę nie spodziewali się towarzystwa, lecz w obecnych czasach niczego nie można było być pewnym.
Sięgnęła pamięcią do listy zaklęć, spisanych gdy tylko dowiedziała się, że jej sprawdzian zbliża się wielkimi krokami. Liczyła na to, że dom dawnego Mistrza Eliksirów będzie dla niej polem do sprawdzenia swoich umiejętności, a nie pułapką bez wyjścia, lecz wolała być przygotowana na wszelką ewentualność. Spodziewała się, że bliscy wynieśli z tego miejsca najcenniejsze przedmioty i mogła w ciemno obstawić, że nie oni pierwsi próbują włamać się do domu – Slughorn był postacią ogólnie poważaną i na pewno nie brakowało osób, które chciałby posiadać po nim jakąś pamiątkę. A czy on sam kolekcjonował sentymentalne rupiecie, które inni mogliby uznać za bezwartościowe? Diggory miała wielką nadzieję, że tak właśnie było, a ona z Bottem natkną się na kilka ciekawych rzeczy.
Wyciągnęła różdżkę i w pełni skupiona cicho, lecz pewnie wypowiedziała zaklęcie.
- Cave Inimicum – bardzo pragnęła, by w najbliższym otoczeniu nie znajdował się nikt niepowołany, a choć z zaułka, w którym stała, dom wyglądał na opuszczony, nie mogli ryzykować.
- Dobry pomysł – potwierdziła cichym szeptem, odwracając się w stronę miejsca, z którego dochodził głos Bertiego.
Posiadanie peleryn niewidek miało tylko jeden minus – ona i Bott nie mogli się zobaczyć. Chodziło jednak o bezpieczeństwo obojga i powodzenie misji, dlatego dość szybko przeboleli tę niedogodność. No i na dobrą sprawę nie spodziewali się towarzystwa, lecz w obecnych czasach niczego nie można było być pewnym.
Sięgnęła pamięcią do listy zaklęć, spisanych gdy tylko dowiedziała się, że jej sprawdzian zbliża się wielkimi krokami. Liczyła na to, że dom dawnego Mistrza Eliksirów będzie dla niej polem do sprawdzenia swoich umiejętności, a nie pułapką bez wyjścia, lecz wolała być przygotowana na wszelką ewentualność. Spodziewała się, że bliscy wynieśli z tego miejsca najcenniejsze przedmioty i mogła w ciemno obstawić, że nie oni pierwsi próbują włamać się do domu – Slughorn był postacią ogólnie poważaną i na pewno nie brakowało osób, które chciałby posiadać po nim jakąś pamiątkę. A czy on sam kolekcjonował sentymentalne rupiecie, które inni mogliby uznać za bezwartościowe? Diggory miała wielką nadzieję, że tak właśnie było, a ona z Bottem natkną się na kilka ciekawych rzeczy.
Wyciągnęła różdżkę i w pełni skupiona cicho, lecz pewnie wypowiedziała zaklęcie.
- Cave Inimicum – bardzo pragnęła, by w najbliższym otoczeniu nie znajdował się nikt niepowołany, a choć z zaułka, w którym stała, dom wyglądał na opuszczony, nie mogli ryzykować.
when the river's running red and we begin to falter, we'll hang on to the edge...come hell or high water
The member 'Jessa Diggory' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 21
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 21
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Patrząc na stary dom Slughorna Lyanna zastanawiała się, jak mógł być zabezpieczony. Było to bardzo prawdopodobne, dlatego nie mogli tak po prostu pokonać ogrodzenia i wejść na posesję. Choć ministerstwo było pogrążone w chaosie, ktoś mógł się nimi zainteresować, a to nie byłoby im na rękę. Musieli działać dyskretnie, by nikt nie dowiedział się o włamaniu do tego domu i przeszukaniu go, może zabraniu przedmiotów które uznają za interesujące i potrzebne ich sprawie. Zwracanie na siebie uwagi było ostatnim, czego potrzebowali.
Z miejsca gdzie stali wyraźnie widziała drzwi frontowe i okna znajdujące się po tej stronie domu. Były pozasłaniane od zewnątrz, w czym nie było nic dziwnego biorąc pod uwagę, że dom był niezamieszkały i zapewne często pojawiali się w pobliżu byli uczniowie starego profesora, którzy mogliby chcieć zajrzeć przez okno. A może powód ich zasłonięcia był inny? Nie dowiedzą się, dopóki nie znajdą się w środku i nie rozpoczną żmudnych poszukiwań czegokolwiek, co może mieć dla nich wartość. Przez chwilę wpatrywała się w zasłony, ale nie dostrzegła żadnego poruszenia. Dom wyglądał na pusty.
- Widzę okna i drzwi. Otoczenie wygląda spokojnie – zakomunikowała półszeptem stojącemu nieco dalej Cadanowi, który ze swojej pozycji mógł nie widzieć tego tak dobrze jak ona. – Zanim tam wejdziemy, chyba warto sprawdzić, czy nie czeka na nas jakaś pułapka, lub zaklęcie ochronne które kogoś zaalarmuje o naszej obecności – zasugerowała, ale że była niżej w hierarchii, to on miał tu dowodzić, ona mogła tylko proponować co uważała za słuszne.
Zawahała się i rozejrzała po otoczeniu. Okolica prawdopodobnie była zamieszkana przez mugoli i czarodziejów. Lepiej by było, gdyby żaden z nich nie zaciekawił się włamaniem do opuszczonego domu. Teoretycznie było ciemno, ale co, jeśli ktoś akurat patrzył z okien? Znajdowali się w mieście, nie na odludziu, gdzie nikt nawet nie zauważyłby ich pojawienia się.
- Salvio hexia – rzuciła zaklęcie bariery, która miała sprawić, by stali się niewidzialni dla ewentualnych postronnych osób, które mogłyby zobaczyć jak wdzierają się do domu Slughorna. Miała nadzieję, że Cadan w tym czasie sprawdzi okolicę na obecność pułapek i innych zabezpieczeń, zanim podejmą próbę wejścia do środka.
Z miejsca gdzie stali wyraźnie widziała drzwi frontowe i okna znajdujące się po tej stronie domu. Były pozasłaniane od zewnątrz, w czym nie było nic dziwnego biorąc pod uwagę, że dom był niezamieszkały i zapewne często pojawiali się w pobliżu byli uczniowie starego profesora, którzy mogliby chcieć zajrzeć przez okno. A może powód ich zasłonięcia był inny? Nie dowiedzą się, dopóki nie znajdą się w środku i nie rozpoczną żmudnych poszukiwań czegokolwiek, co może mieć dla nich wartość. Przez chwilę wpatrywała się w zasłony, ale nie dostrzegła żadnego poruszenia. Dom wyglądał na pusty.
- Widzę okna i drzwi. Otoczenie wygląda spokojnie – zakomunikowała półszeptem stojącemu nieco dalej Cadanowi, który ze swojej pozycji mógł nie widzieć tego tak dobrze jak ona. – Zanim tam wejdziemy, chyba warto sprawdzić, czy nie czeka na nas jakaś pułapka, lub zaklęcie ochronne które kogoś zaalarmuje o naszej obecności – zasugerowała, ale że była niżej w hierarchii, to on miał tu dowodzić, ona mogła tylko proponować co uważała za słuszne.
Zawahała się i rozejrzała po otoczeniu. Okolica prawdopodobnie była zamieszkana przez mugoli i czarodziejów. Lepiej by było, gdyby żaden z nich nie zaciekawił się włamaniem do opuszczonego domu. Teoretycznie było ciemno, ale co, jeśli ktoś akurat patrzył z okien? Znajdowali się w mieście, nie na odludziu, gdzie nikt nawet nie zauważyłby ich pojawienia się.
- Salvio hexia – rzuciła zaklęcie bariery, która miała sprawić, by stali się niewidzialni dla ewentualnych postronnych osób, które mogłyby zobaczyć jak wdzierają się do domu Slughorna. Miała nadzieję, że Cadan w tym czasie sprawdzi okolicę na obecność pułapek i innych zabezpieczeń, zanim podejmą próbę wejścia do środka.
The member 'Lyanna Zabini' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 48
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 48
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Niejeden czarodziej pragnął się dostać do domu Horacego Slughorna. Cadan nie domyślał się, czego mogli chcieć szukać w nim innych, lecz oni mieli włamać się tam z konkretnym pomysłem oraz powodem, dla którego warto było ryzykować. Od śmierci arystokraty minęło wiele miesięcy, lecz Goyle podejrzewał, że kamienica nadal pozostawała pod obserwacją konkretnych służb. Namacalna obecność Grindelwalda w tamtym miejscu nie mogła przejść bez echa. Wszakże istniała szansa, że potężnemu czarnoksiężnikowi udało się schować jakąś cenną rzecz, którą inni mogli przeoczyć. Nawet jeśli byli biegli w szukaniu oraz nauce. Cadan nie pierwszy raz wybierał się na misję wymagającą odnalezienia czegoś, traktował to jak wyjazd po artefakty, te eskapady również bywały niebezpieczne. Mógł jedynie mieć nadzieję, że uda im się coś znaleźć, w przeciwnym razie że upewnią się, iż niczego w tej chacie nie było.
Udało mu się skryć w cieniu pozostając niezauważonym i o to mu chodziło. Dziwił się, że Lyanna nie zrobiła tego samego, lecz nie mógł odpowiadać za jej czyny. Pragnął pozostać elementem tła, natomiast kobieta postanowiła urządzić sobie pogawędkę. Z jednej strony to dobrze, że raportowała co zauważyła, z drugiej Goyle obawiał się, że zaraz ktoś wyskoczy im z krzaków. Lub, co bardziej możliwe, spotkają jakiegoś wścibskiego sąsiada.
Skinął jej głową nie czując, że powinien dodawać coś jeszcze. Jej plan był dobry, rzeczowy i konkretny. Mężczyzna sięgnął po różdżkę rozglądając się dookoła oraz nasłuchując. Kiedy Zabini zabrała się do wyczarowania bariery, obserwował tor jej zaklęcia. Coś mu podpowiadało, że okaże się to niewypałem. Zaklął w myślach. Wolałby pozostać osłonięty przed wzrokiem innych, rozbłyski mogły zaniepokoić praktycznie każdego, lecz teraz nie miał czasu na poprawianie zaklęcia czarownicy. To ona posiadała większe umiejętności w dziedzinie obrony przed czarną magią.
- Carpiene - powiedział najciszej jak mógł, decydując się zaryzykować. Nie podobało mu się ich położenie oraz bliskość innych domostw, a także to, że zmuszony był czarować. Krótko po wypowiedzeniu inkantacji spojrzał na swoje oko ślepego, potem na okolicę, żeby w zastanowieniu dowiedzieć się o pobliskich plamach ciepła, mogących stanowić czynnik ludzki.
Udało mu się skryć w cieniu pozostając niezauważonym i o to mu chodziło. Dziwił się, że Lyanna nie zrobiła tego samego, lecz nie mógł odpowiadać za jej czyny. Pragnął pozostać elementem tła, natomiast kobieta postanowiła urządzić sobie pogawędkę. Z jednej strony to dobrze, że raportowała co zauważyła, z drugiej Goyle obawiał się, że zaraz ktoś wyskoczy im z krzaków. Lub, co bardziej możliwe, spotkają jakiegoś wścibskiego sąsiada.
Skinął jej głową nie czując, że powinien dodawać coś jeszcze. Jej plan był dobry, rzeczowy i konkretny. Mężczyzna sięgnął po różdżkę rozglądając się dookoła oraz nasłuchując. Kiedy Zabini zabrała się do wyczarowania bariery, obserwował tor jej zaklęcia. Coś mu podpowiadało, że okaże się to niewypałem. Zaklął w myślach. Wolałby pozostać osłonięty przed wzrokiem innych, rozbłyski mogły zaniepokoić praktycznie każdego, lecz teraz nie miał czasu na poprawianie zaklęcia czarownicy. To ona posiadała większe umiejętności w dziedzinie obrony przed czarną magią.
- Carpiene - powiedział najciszej jak mógł, decydując się zaryzykować. Nie podobało mu się ich położenie oraz bliskość innych domostw, a także to, że zmuszony był czarować. Krótko po wypowiedzeniu inkantacji spojrzał na swoje oko ślepego, potem na okolicę, żeby w zastanowieniu dowiedzieć się o pobliskich plamach ciepła, mogących stanowić czynnik ludzki.
make you believe you're bigger than life
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
Cadan Goyle
Zawód : zaklinacz przedmiotów, poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
waiting for the moment to strike
to take possession
to take your h e a r t
to take possession
to take your h e a r t
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Cadan Goyle' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 9
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 9
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Kiedy Bertie wypowiedział inkantację, drzwi lekko uchyliły się. W panującej wokół ciszy Bertie mógł usłyszeć cichutkie echo otwieranego zamka. Prócz ujrzenia efektów rzucanego zaklęcia, stało się jednak coś jeszcze. Zupełnie znikąd, nagle i niespodziewanie, Botta ogarnął przenikliwy chłód, ziąb trudny do zniesienia, towarzyszyło temu zniechęcenie i niezidentyfikowany lęk. Uczucie jednak szybko minęło — Bertie nie wiedział, z czym mogło mu się kojarzyć. Jednocześnie zaklęcie Jessy coś wykazało. Jej różdżka zasygnalizowała, że w pobliżu, które obejmowało również okoliczne domu, znajdowały się nieznajome istoty.
Próba rzucenia zaklęcia przez Lyannę okazała się nieskuteczna. Rycerze wciąż pozostawali widoczni. Podobnie w przypadku Cadana, po wypowiedzeniu inkantacji nic nie uległo zmianie, nic się również nie dowiedział. W mieszkaniu obok, w jednym z okien na chwilę zaświeciło się światło, lecz po chwili zgasło.
| Kolejność odpisów dowolna w tej kolejce. Na odpis macie czas do poniedziałku godz. 20:00
Próba rzucenia zaklęcia przez Lyannę okazała się nieskuteczna. Rycerze wciąż pozostawali widoczni. Podobnie w przypadku Cadana, po wypowiedzeniu inkantacji nic nie uległo zmianie, nic się również nie dowiedział. W mieszkaniu obok, w jednym z okien na chwilę zaświeciło się światło, lecz po chwili zgasło.
- Żywotność:
- Cadan 215/215
Lyanna: 204/204
Jessa:214/214
Berie: 224/224
| Kolejność odpisów dowolna w tej kolejce. Na odpis macie czas do poniedziałku godz. 20:00
Nie mogła widzieć tego, co zadziało się z Bertim po rzuceniu zaklęcia, ponieważ Bott wciąż znajdował się pod pelerynką niewidką, nawet jeśli stał kilka metrów obok. Oboje jednak usłyszeli szczęk otwieranego zamka, a tylne drzwi domu Horacego Slughrona uchyliły się. A więc nadchodził ten moment, w którym oficjalnie przekroczą próg i staną się włamywaczami – moralność Jessy nie miała ucierpieć zbytnio z tego powodu, wszakże motywy ich obecności tutaj były słuszne.
Mimo obaw przed anomalią, jej zaklęcie poskutkowało i nie przyniosło problemów, wręcz przeciwnie - różdżka zasygnalizowała jej, że w pobliżu znajduje się ktoś jeszcze.
- Nie jesteśmy tu sami – szepnęła natychmiast w kierunku, z którego ostatnio dochodził ją głos Bertiego.
To by było na tyle, jeśli chodziło o spokojną misję. Zwykłe przeszukanie najwyraźniej byłoby zbyt proste, dlatego los postanowił zakpić sobie z Zakonników. Żadne z nich nie wiedziało jeszcze, z czym mają do czynienia, ale przeczucie Jessy mówiło jej, że powinna uzbroić się w jeszcze większą czujność. Oczywiście, że równie dobrze mogli natknąć się na jakąś pogrążoną w żałobie krewniaczkę Profesora, wycierającą sobie oczy jego haftowaną husteczką, lecz ani Diggory, ani Bott nie byli aż tak naiwni, by nastawiać się pozytywnie na spotkanie z niezidentyfikowanymi jeszcze istotami.
- Wchodzę – mruknęła półgębkiem.
Rudowłosa śmiało ruszyła przed siebie, popychając lekko drzwi i wchodząc do środka domu. Zewsząd otaczała ją ciemność, lecz priorytetem nie było teraz wyczarowanie światła, a sprawdzenie z której strony powinni spodziewać się nieznanego.
- Carpiene – wymówiła cicho, wykonując subtelny ruch różdżką; rękę schowała natychmiast pod pelerynę, którą naciągnęła na siebie szczelniej. Nie mogła przecież pozwolić, by ta zsunęła się z jej ramion.
Mimo obaw przed anomalią, jej zaklęcie poskutkowało i nie przyniosło problemów, wręcz przeciwnie - różdżka zasygnalizowała jej, że w pobliżu znajduje się ktoś jeszcze.
- Nie jesteśmy tu sami – szepnęła natychmiast w kierunku, z którego ostatnio dochodził ją głos Bertiego.
To by było na tyle, jeśli chodziło o spokojną misję. Zwykłe przeszukanie najwyraźniej byłoby zbyt proste, dlatego los postanowił zakpić sobie z Zakonników. Żadne z nich nie wiedziało jeszcze, z czym mają do czynienia, ale przeczucie Jessy mówiło jej, że powinna uzbroić się w jeszcze większą czujność. Oczywiście, że równie dobrze mogli natknąć się na jakąś pogrążoną w żałobie krewniaczkę Profesora, wycierającą sobie oczy jego haftowaną husteczką, lecz ani Diggory, ani Bott nie byli aż tak naiwni, by nastawiać się pozytywnie na spotkanie z niezidentyfikowanymi jeszcze istotami.
- Wchodzę – mruknęła półgębkiem.
Rudowłosa śmiało ruszyła przed siebie, popychając lekko drzwi i wchodząc do środka domu. Zewsząd otaczała ją ciemność, lecz priorytetem nie było teraz wyczarowanie światła, a sprawdzenie z której strony powinni spodziewać się nieznanego.
- Carpiene – wymówiła cicho, wykonując subtelny ruch różdżką; rękę schowała natychmiast pod pelerynę, którą naciągnęła na siebie szczelniej. Nie mogła przecież pozwolić, by ta zsunęła się z jej ramion.
when the river's running red and we begin to falter, we'll hang on to the edge...come hell or high water
The member 'Jessa Diggory' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 48
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 48
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Dom Horacego Slughorna
Szybka odpowiedź