Dom Horacego Slughorna
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Dom Horacego Slughorna
Na terenach przylegających do centrum London Borough of Bexley znajduje się niewielkie osiedle złożone z kilkudziesięciu piętrowych kamienic, zamieszkanych zarówno przez mugoli, jak i czarodziejów. Jeden z tych domów wynajmowany był przez Horacego Slughorna, starszego już, aczkolwiek znakomitego członka szlacheckiego rodu, zajmującego się kształceniem młodych w dziedzinie eliksirów. Okolica najczęściej wybierana jest przez osoby starsze, głównie dlatego, że władze miasta dbają o jej wygląd - żywopłoty są równo przycinane, ulice utrzymywane w czystości, a po zmroku nie uświadczy się zepsutych latarni... Nic nie wskazywałoby na to, że właśnie tutaj, w tej spokojnej dzielnicy, czarodziejskie władze odnalazły zwłoki znamienitego czarodzieja.
The member 'Glaucus Travers' has done the following action : rzut kością
'k100' : 67
'k100' : 67
Zapach był okropnie nieprzyjemny. Drażnił delikatny nos Katyi, która była wyczulona na takie zapachy, a dodatkowo sprawiał, że oczy zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Zmrużyła je nieznacznie, a zaraz potem wycofała się lekko w tył. Nie była w stanie tkwić dłużej w takiej ciasnocie, która nie dość, że odbierała oddech, to jeszcze sprawiała, że dwa zmysły zostały nadwyrężone.
Odetchnęła z ulgą, gdy znalazła się na zewnątrz i przygryzła policzek od środka. Próbowała przeanalizować, gdzie kto mógł pójść, ale ostatecznie zdecydowała się na wejścia do pomieszczenia, w którym tkwił Glaucus. Zmarszczyła nieznacznie brwi i przyglądała się mężczyźnie z ciekawością.
- Znalazł pan coś? - zapytała spokojnie, a następnie przykucnęła przy jednej z szafek, by dotknąć opuszkami palców blatu. Starała się rozeznać w sytuacji, a także ułożeniu mebli, ale ostatecznie jej wzrok utkwił na kotarze, a także nieznacznych drobinkach. - Myślisz, lordzie Travers, że ktoś ingerował czarami w ten dom? - spytała i ujęła lekko materiał.
przepraszam za brak posta w poprzedniej turze, ale życie mnie pochłonęło
Odetchnęła z ulgą, gdy znalazła się na zewnątrz i przygryzła policzek od środka. Próbowała przeanalizować, gdzie kto mógł pójść, ale ostatecznie zdecydowała się na wejścia do pomieszczenia, w którym tkwił Glaucus. Zmarszczyła nieznacznie brwi i przyglądała się mężczyźnie z ciekawością.
- Znalazł pan coś? - zapytała spokojnie, a następnie przykucnęła przy jednej z szafek, by dotknąć opuszkami palców blatu. Starała się rozeznać w sytuacji, a także ułożeniu mebli, ale ostatecznie jej wzrok utkwił na kotarze, a także nieznacznych drobinkach. - Myślisz, lordzie Travers, że ktoś ingerował czarami w ten dom? - spytała i ujęła lekko materiał.
przepraszam za brak posta w poprzedniej turze, ale życie mnie pochłonęło
meet me with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
The member 'Katya Ollivander' has done the following action : rzut kością
'k100' : 5
'k100' : 5
Chociaż Michael nie dawał za wygraną, kombinował, ciągnął, podważał wieczko, mocował się i siłował, to pudełko nadal pozostawało zamknięte, zazdrośnie strzegąc znajdującej się w środku zawartości. Nie dało się usłyszeć z wnętrza jakichkolwiek stukotów zawartości, a sama waga metalu tworzącego ścianki mogła skutecznie zmylić co do wagi tego, co znajduje się w środku.
Glaucus, po raz kolejny postanawiając zaufać swojej różdżce, machnął nią - i po raz kolejny mógł poczuć się miło zaskoczony. Magia rozeszła się w powietrzu, jednak nie wykazała nikogo, kto mógłby skrywać się za zasłoną. W sypialni wyczuwalna była jedynie obecność Zakonników. Tajemniczy napastnicy rzeczywiście musieli już być bardzo daleko stąd.
Katya, dołączając do mężczyzn, wydawałoby się że już nic nie wskóra również i w tym miejscu. Tak samo jak i łazienka, sypialnia była splądrowana. Jednak ledwie ręka z zakonnym pierścieniem dotknęła wiszącej w oknie zasłony, na materiale zaczęły najpierw ledwie widocznie formować się świetliste litery, z każdą chwilą nabierając coraz więcej blasku.
Maluję światłem i tworzę portrety,
Skrywam szukane przez was sekrety
Za jednym dotknięciem uwiecznię chwilę
I wam zwycięstwa szalę przechylę.
Litery zniknęły tak nagle jak się pojawiły, a w pomieszczeniu dało się posłyszeć ciche kliknięcie. Pudełko od aparatu było już otwarte, a w nim leżał oprawiony w ciemnobrązową, grubą skórę stary notes.
|Na odpis macie 36 godzin.
Glaucus, po raz kolejny postanawiając zaufać swojej różdżce, machnął nią - i po raz kolejny mógł poczuć się miło zaskoczony. Magia rozeszła się w powietrzu, jednak nie wykazała nikogo, kto mógłby skrywać się za zasłoną. W sypialni wyczuwalna była jedynie obecność Zakonników. Tajemniczy napastnicy rzeczywiście musieli już być bardzo daleko stąd.
Katya, dołączając do mężczyzn, wydawałoby się że już nic nie wskóra również i w tym miejscu. Tak samo jak i łazienka, sypialnia była splądrowana. Jednak ledwie ręka z zakonnym pierścieniem dotknęła wiszącej w oknie zasłony, na materiale zaczęły najpierw ledwie widocznie formować się świetliste litery, z każdą chwilą nabierając coraz więcej blasku.
Maluję światłem i tworzę portrety,
Skrywam szukane przez was sekrety
Za jednym dotknięciem uwiecznię chwilę
I wam zwycięstwa szalę przechylę.
Litery zniknęły tak nagle jak się pojawiły, a w pomieszczeniu dało się posłyszeć ciche kliknięcie. Pudełko od aparatu było już otwarte, a w nim leżał oprawiony w ciemnobrązową, grubą skórę stary notes.
|Na odpis macie 36 godzin.
Lubię miłe niespodzianki, dlatego kiedy różdżka ponownie okazała się być posłuszna, odetchnąłem z ulgą. Wedle moich przewidywań nikogo tu już nie było. Schowałem ją więc za pasek spodni uznając, że nie będzie potrzebna. Pudełko nie chciało drgnąć, ale wierzyłem, że Michael je otworzy, a ja nie chciałem się dodatkowo pchać. Rozglądałem się właśnie po pomieszczeniu niecierpliwie oczekując otwarcia wieczka, kiedy do pomieszczenia weszła Katya. Spojrzałem na nią krótko, ale kiedy rozpoczęła rozmowę, uśmiechnąłem się.
- Glaucus – powiedziałem, darując sobie uścisk dłoni. Wydawało mi się być niedorzecznym mówić na siebie per pan/pani lub tytułami. Ani nie byliśmy na salonach, ani nie oczekiwaliśmy na tańce, tylko ryzykowaliśmy swoim życiem jak by nie patrzeć. Dlatego powinniśmy sobie zaufać i zwracać do siebie luźno, zwyczajnie, bez sztywnych schematów. – Upewniałem się tylko, ostrożności nigdy za wiele. Jak widać wszyscy czmychnęli – dodałem zanim świetlisty napis pojawił się na kotarze. Obróciłem głowę w kierunku tajemniczego pudełka. Zobaczyłem, jak Tonks wyjmuje jakiś notes. – Co tam jest? – spytałem z ciekawością. Przestąpiłem w jego kierunku kilka kroków omijając walające się na ziemi rzeczy.
- Glaucus – powiedziałem, darując sobie uścisk dłoni. Wydawało mi się być niedorzecznym mówić na siebie per pan/pani lub tytułami. Ani nie byliśmy na salonach, ani nie oczekiwaliśmy na tańce, tylko ryzykowaliśmy swoim życiem jak by nie patrzeć. Dlatego powinniśmy sobie zaufać i zwracać do siebie luźno, zwyczajnie, bez sztywnych schematów. – Upewniałem się tylko, ostrożności nigdy za wiele. Jak widać wszyscy czmychnęli – dodałem zanim świetlisty napis pojawił się na kotarze. Obróciłem głowę w kierunku tajemniczego pudełka. Zobaczyłem, jak Tonks wyjmuje jakiś notes. – Co tam jest? – spytałem z ciekawością. Przestąpiłem w jego kierunku kilka kroków omijając walające się na ziemi rzeczy.
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Trochę mu ulżyło, gdy zaklęcie Glaucusa nie wykazało żadnych podejrzanych oznak. Najwyraźniej w domu rzeczywiście byli już tylko członkowie Zakonu, więc Tonks mógł skupić się na próbach otwarcia metalowego pudełeczka, które nie chciało tak łatwo ujawnić przed nim swoich sekretów. Może właśnie dlatego przetrwało plądrowanie domu w nienaruszonym stanie, chociaż wszystko inne nosiło na sobie wyraźne ślady uszkodzeń. Po nieudanych próbach otworzenia go po mugolsku już sięgnął po różdżkę, zamierzając próbować zaklęć, i właśnie wtedy, w momencie, gdy Katya dotknęła zasłony, pojawiły się na niej tajemnicze litery, coś kliknęło i pudełko w jego dłoniach samo się otworzyło.
W jego wnętrzu spoczywał nie aparat, a mały notes w ciemnej, skórzanej oprawie, wyglądający na dosyć stary.
- To notes - powiedział do pozostałych, ostrożnie wyciągając go z pudełka i pokazując im swoje znalezisko. - Zabierzmy go ze sobą, może to tutaj Slughorn postanowił zapisać coś ważnego?
Jeśli było coś innego, prawdopodobniej zostało to zabrane, ale może chociaż notes rzuci jakieś światło na tą całą sprawę. Michael bardzo chciałby, żeby tak było, żeby to było coś, co pomoże zakonowi, więc z ciekawością powoli zaczął go kartkować, żeby przynajmniej pobieżnie zapoznać się z zawartością niewielkiego kajeciku.
W jego wnętrzu spoczywał nie aparat, a mały notes w ciemnej, skórzanej oprawie, wyglądający na dosyć stary.
- To notes - powiedział do pozostałych, ostrożnie wyciągając go z pudełka i pokazując im swoje znalezisko. - Zabierzmy go ze sobą, może to tutaj Slughorn postanowił zapisać coś ważnego?
Jeśli było coś innego, prawdopodobniej zostało to zabrane, ale może chociaż notes rzuci jakieś światło na tą całą sprawę. Michael bardzo chciałby, żeby tak było, żeby to było coś, co pomoże zakonowi, więc z ciekawością powoli zaczął go kartkować, żeby przynajmniej pobieżnie zapoznać się z zawartością niewielkiego kajeciku.
Nie spodziewała się takiego obrotu spraw. To było zaskakujące wszak jej opuszki delikatnie smagały materiał i przez to nie oczekiwała żadnego cudu. Zmarszczyła nieznacznie nos, gdy jednak usłyszała kliknięcie i wypuściła powietrze ze świstem. Spojrzała na Michela i przygryzła policzek od środka. Notes. Światło? Musiała pomyśleć przez moment, wszak nie potrafiła w tej chwili logicznie poskładać pewnych faktów, co dość mocno ją irytowało, ale po chwili namysłu i połączeniu słów z ewentualną magią, odezwała się z subtelnym uśmiechem.
- Spróbujmy lumosem - zaproponowała i skierowała różdżką na kajecik, by zaraz potem wyszeptać tę rzeczoną inkantację. Nie wiedziała czy to coś da, ale kto wie? - Jeżeli maluje światłem, to być może... - dorzuciła zapobiegawczo, gdy Michael wertował kartki i zatrzymała się na jeden, do której zbliżyła koniec różdżki. - Warto spróbować.
- Spróbujmy lumosem - zaproponowała i skierowała różdżką na kajecik, by zaraz potem wyszeptać tę rzeczoną inkantację. Nie wiedziała czy to coś da, ale kto wie? - Jeżeli maluje światłem, to być może... - dorzuciła zapobiegawczo, gdy Michael wertował kartki i zatrzymała się na jeden, do której zbliżyła koniec różdżki. - Warto spróbować.
meet me with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
The member 'Katya Ollivander' has done the following action : rzut kością
'k100' : 77
'k100' : 77
| wybaczcie brak posta, trochę pochłonęło mnie życie.
Carrow już chyba dawała sobie radę. A jego czekało zadanie. Wiedząc, że Travers i Tonks zajęli się pokojem, a Kat sprawdziła łazienkę Charlus udał się do trzeciego pomieszczenia, zaciskając palce na różdżce. Jego kroki były ostrożne, a on sam zdawał się być gotowy do odepchnięcia każdego ataku, jeżeli takowy by się miał pojawić. W każdym razie stanął przed drzwiami prowadzącymi do kolejnego pomieszczenia. Poprosił Godryka, oto, aby na drzwi nie było nałożone jakieś zabezpieczenie, a następnie otworzył drewniane drzwi i bez chwili zawahania zajrzał do środka. Jak to mówią, raz kozia śmierć.
Carrow już chyba dawała sobie radę. A jego czekało zadanie. Wiedząc, że Travers i Tonks zajęli się pokojem, a Kat sprawdziła łazienkę Charlus udał się do trzeciego pomieszczenia, zaciskając palce na różdżce. Jego kroki były ostrożne, a on sam zdawał się być gotowy do odepchnięcia każdego ataku, jeżeli takowy by się miał pojawić. W każdym razie stanął przed drzwiami prowadzącymi do kolejnego pomieszczenia. Poprosił Godryka, oto, aby na drzwi nie było nałożone jakieś zabezpieczenie, a następnie otworzył drewniane drzwi i bez chwili zawahania zajrzał do środka. Jak to mówią, raz kozia śmierć.
Charlus Potter
Zawód : auror
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Baby you're all that i want, when you lyin' here in my arms.
I'm findin' it hard to believe. We're in heaven
I'm findin' it hard to believe. We're in heaven
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Charlus Potter' has done the following action : rzut kością
'k100' : 36
'k100' : 36
Palce Michaela biegły po stronach pożółkłych od czasu, który przez wiele lat łapczywie lizał papier, sprawiając, że był on wyraźnie bardziej suchy i delikatny. I chociaż profesor brnął coraz dalej i dalej, papier pozostawał wciąż tak samo jasny, nieskalany choćby kroplą atramentu. Jednak gdy Katya zbliżyła się i wypowiedziała słowo zaklęcia, a koniec jej różdżki rozjarzył się jasnym światłem, na papierze zaczęły pojawiać się litery, z chwili na chwilę coraz ciemniejsze na tle papieru. Kartkując dziennik w pewnym momencie trójka czarodziejów w tej samej chwili zwróciła uwagę na jedną, konkretną stronę. Na jej szczycie czarnym tuszem narysowane było serce, a pod nim w kilku linijkach wypisane zostały nazwy miejsc: w chwiejnej kolumnie niektóre zostały wykreślone, część miała znaki zapytania, a jedno zostało zamaszyście zakreślone i kilkutrotnie podkreślone.
Megara wreszcie mogła poczuć, że efekt zaklęcia został zniesiony, a jej ciało znów było jej posłuszne. Jednak ani ona, ani Charlus nie mogli widzieć odkrycia ich towarzyszy. Potter otworzył drzwi ostatniego pomieszczenia, z którego natychmiast buchnął odór nie do zniesienia. Trzeci pokój był zdemolowaną pracownią alchemiczną Horacego. Tam na pewno nic nie mogło się ostać. Zakonnikom nie pozostawało już nic innego jak powrót do kwatery i analiza tego, co zaszło tego wieczora.
|Kochani, jest to koniec eventu. Michael, Cornelia i Katya powinni zgłosić się ze swoimi obrażeniami do uzdrowiciela - wspomnijcie o tym w swoich marcowych sesjach. Dziękuję Wam za grę, punkty w przeciągu dwóch/trzech dni znajdą się mną Waszych kontach.
Megara wreszcie mogła poczuć, że efekt zaklęcia został zniesiony, a jej ciało znów było jej posłuszne. Jednak ani ona, ani Charlus nie mogli widzieć odkrycia ich towarzyszy. Potter otworzył drzwi ostatniego pomieszczenia, z którego natychmiast buchnął odór nie do zniesienia. Trzeci pokój był zdemolowaną pracownią alchemiczną Horacego. Tam na pewno nic nie mogło się ostać. Zakonnikom nie pozostawało już nic innego jak powrót do kwatery i analiza tego, co zaszło tego wieczora.
|Kochani, jest to koniec eventu. Michael, Cornelia i Katya powinni zgłosić się ze swoimi obrażeniami do uzdrowiciela - wspomnijcie o tym w swoich marcowych sesjach. Dziękuję Wam za grę, punkty w przeciągu dwóch/trzech dni znajdą się mną Waszych kontach.
15.08
Dochodził do siebie. O ile można było w ten sposób nazwać egzystencję z dnia na dzień. Po pobycie w Azkabanie coś w Cadanie pękło. Nie chodziło już o utracony nos, który został odtworzony zdolnymi dłońmi Eir, lecz o koszmary, które nawiedzały go długie tygodnie. Często oglądał się za siebie w obawie, że za swoimi plecami ujrzy ponurą sylwetkę dementora. W nocy nie sypiał za wiele. Potrafił cały dzień snuć się niczym cień po własnym domu. Co jakiś czas nerwowo zaglądał do pokoju Hjalla chcąc się upewnić, że chłopiec spokojnie śpi przytulony do poduszki. Dzień i w nocy, żeby oddalić od niego konieczność zachowywania ostrożności. To była wina przeklętych anomalii. Poród Eir również zatrząsnął światem blondyna dostarczając mu kolejnych bodźców. Cud tworzenia się nowego człowieka pozostawał dlań tajemnicą, pomimo, że był tego procesu uczestnikiem.
Strach nie minął. Nie tylko obawa o rodzinę, lecz również o swoje życie. Natomiast na pewno zelżał, dzięki czemu Goyle powitał sierpień względnie spokojnie. Dawał wyciągać się na krótkie wypady do pubów, gdzie nie oszczędzał się z piciem. Alkohol pozwalał zapomnieć, rozluźniał oraz słodko otumaniał. W ten dobry sposób, nie zaś bezsilny jak wtedy, kiedy wydawało mu się, że umierał.
Obowiązki upomniały się odeń szybko, jednakże nigdy ich nie unikał. Wypełniał wolę Czarnego Pana bez szemrania, czego dowiódł już stając się kobietą i w tej postaci wdzierając się do magicznego więzienia pełnego wysysających duszę dementorów. Z pewnością Cadan nigdy nie zapomni widoku pocałunku, jakie te kreatury złożyły na ustach Tufta. To był wstrząsający widok.
Fizycznie nic mu praktycznie nie dolegało. To tylko psychika zdarzała się płatać mu figla. Dlatego do misji przygotowywał się nadzwyczaj starannie oraz skrupulatnie. Krążył wtedy po mieszkaniu chyba cały dzień dopytując żony po tysiąckroć czy na pewno zabrał wszystko. Różdżka była nieodłącznym atrybutem czarodzieja, która spoczęła w lewej kieszeni peleryny mężczyzny. Do niewielkiej torby ostrożnie włożył antidotum na niepowszechne trucizny, dwie fiolki. Dotychczasowe doświadczenie pokazało mu, że warto być zabezpieczonym i przygotowanym na każdą ewentualność. Oprócz tego spakował dodatkową szatę, starannie złożoną, niewielką butelkę wody, dwie kanapki i tabliczkę czekolady, którą od momentu przebywania w Azkabanie zawsze miał przy sobie. Ot, taki irracjonalny lęk. Na palcu, wraz z obrączką, nieodłącznie widniało oko ślepego, które czasem mu się przydawało. Nawet jeśli tym razem miało być inaczej, nie zamierzał z niego rezygnować. Ubrany był w czarne szaty sprawiające, żeby jak najmniej rzucał się w oczy pod osłoną mroku. Na blond głowę nałożył kaptur.
Zjawił się w umówionym spotkaniu punktualnie. Kroki stawiał starannie, jak najciszej. Poruszał się dość szybko, jednakże bacząc na swoje ruchy. Dążył do zachowania maksimum ostrożności oraz wtopienia się w otoczenie. Skrywał się w cieniu, uważnie się rozglądał. Jeśli udało mu się napotkać Lyannę, to kiwnął jej oszczędnie głową nie chcąc zwracać na siebie uwagi otoczenia ani robić hałasu zbędnymi pogaduszkami. Miał być niewidzialny.
Rzut na ukrywanie się.
Dochodził do siebie. O ile można było w ten sposób nazwać egzystencję z dnia na dzień. Po pobycie w Azkabanie coś w Cadanie pękło. Nie chodziło już o utracony nos, który został odtworzony zdolnymi dłońmi Eir, lecz o koszmary, które nawiedzały go długie tygodnie. Często oglądał się za siebie w obawie, że za swoimi plecami ujrzy ponurą sylwetkę dementora. W nocy nie sypiał za wiele. Potrafił cały dzień snuć się niczym cień po własnym domu. Co jakiś czas nerwowo zaglądał do pokoju Hjalla chcąc się upewnić, że chłopiec spokojnie śpi przytulony do poduszki. Dzień i w nocy, żeby oddalić od niego konieczność zachowywania ostrożności. To była wina przeklętych anomalii. Poród Eir również zatrząsnął światem blondyna dostarczając mu kolejnych bodźców. Cud tworzenia się nowego człowieka pozostawał dlań tajemnicą, pomimo, że był tego procesu uczestnikiem.
Strach nie minął. Nie tylko obawa o rodzinę, lecz również o swoje życie. Natomiast na pewno zelżał, dzięki czemu Goyle powitał sierpień względnie spokojnie. Dawał wyciągać się na krótkie wypady do pubów, gdzie nie oszczędzał się z piciem. Alkohol pozwalał zapomnieć, rozluźniał oraz słodko otumaniał. W ten dobry sposób, nie zaś bezsilny jak wtedy, kiedy wydawało mu się, że umierał.
Obowiązki upomniały się odeń szybko, jednakże nigdy ich nie unikał. Wypełniał wolę Czarnego Pana bez szemrania, czego dowiódł już stając się kobietą i w tej postaci wdzierając się do magicznego więzienia pełnego wysysających duszę dementorów. Z pewnością Cadan nigdy nie zapomni widoku pocałunku, jakie te kreatury złożyły na ustach Tufta. To był wstrząsający widok.
Fizycznie nic mu praktycznie nie dolegało. To tylko psychika zdarzała się płatać mu figla. Dlatego do misji przygotowywał się nadzwyczaj starannie oraz skrupulatnie. Krążył wtedy po mieszkaniu chyba cały dzień dopytując żony po tysiąckroć czy na pewno zabrał wszystko. Różdżka była nieodłącznym atrybutem czarodzieja, która spoczęła w lewej kieszeni peleryny mężczyzny. Do niewielkiej torby ostrożnie włożył antidotum na niepowszechne trucizny, dwie fiolki. Dotychczasowe doświadczenie pokazało mu, że warto być zabezpieczonym i przygotowanym na każdą ewentualność. Oprócz tego spakował dodatkową szatę, starannie złożoną, niewielką butelkę wody, dwie kanapki i tabliczkę czekolady, którą od momentu przebywania w Azkabanie zawsze miał przy sobie. Ot, taki irracjonalny lęk. Na palcu, wraz z obrączką, nieodłącznie widniało oko ślepego, które czasem mu się przydawało. Nawet jeśli tym razem miało być inaczej, nie zamierzał z niego rezygnować. Ubrany był w czarne szaty sprawiające, żeby jak najmniej rzucał się w oczy pod osłoną mroku. Na blond głowę nałożył kaptur.
Zjawił się w umówionym spotkaniu punktualnie. Kroki stawiał starannie, jak najciszej. Poruszał się dość szybko, jednakże bacząc na swoje ruchy. Dążył do zachowania maksimum ostrożności oraz wtopienia się w otoczenie. Skrywał się w cieniu, uważnie się rozglądał. Jeśli udało mu się napotkać Lyannę, to kiwnął jej oszczędnie głową nie chcąc zwracać na siebie uwagi otoczenia ani robić hałasu zbędnymi pogaduszkami. Miał być niewidzialny.
Rzut na ukrywanie się.
make you believe you're bigger than life
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
Cadan Goyle
Zawód : zaklinacz przedmiotów, poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
waiting for the moment to strike
to take possession
to take your h e a r t
to take possession
to take your h e a r t
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Cadan Goyle' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 91
'k100' : 91
Po lipcu nadszedł sierpień. Minęło trochę czasu od spotkania rycerzy, pierwszego na którym była. Ani się obejrzała, jak się okazało, że była w organizacji już dwa miesiące. Czas płynął szybko, a ona starała się wykorzystywać go produktywnie, poszerzając swoją wiedzę o starożytnych runach i klątwach. Chciała stać się jeszcze lepsza, by być dla organizacji bardziej przydatną i nie napotykać na problemy i bariery, jakie stanowił jej wciąż nieidealny poziom umiejętności.
Nie wiedziała, co dokładnie przeżyli ludzie, którzy znaleźli się w Azkabanie. Oczywiście usłyszała ich relację, ale żadne słowa nie mogły sprawić, by w pełni poczuła to, czego mogli doświadczyć oni. Mogła tylko się zastanawiać, jaki wywarło to na niej wpływ, ale zdawała sobie sprawę, że kiedyś może zostać zmuszona do równie wielkiego poświęcenia. Już nie było odwrotu od podjętej decyzji, więc musiała starać się być rycerzem najlepiej, jak potrafiła i przygotować się w duchu na możliwe trudy i poświęcenia. Na szczęście była silna, bo życie nie obchodziło się z nią łaskawie. Nikt nigdy się nad nią nie roztkliwiał, nie była więc wychuchaną panienką z wyższych sfer, a mieszańcem, skazą na wizerunku swojej czystokrwistej rodziny, która całe życie musiała udowadniać, że jest coś warta.
W gronie rycerzy też musiała udowodnić swoją wartość i pokazać, że jest godna tego miana mimo braku czystej krwi. Musiała wypełnić wolę Pana, więc przygotowała się starannie do wyznaczonej misji, która przypadała na piętnasty dzień sierpnia. Mieli udać się do londyńskiego domu nieżyjącego profesora Slughorna, którego oczywiście pamiętała z Hogwartu, a nawet była cząstką jego Klubu Ślimaka. Jego powiązanie z Grindelwaldem było ewidentne, więc należało sprawdzić możliwe ślady i rozejrzeć się po jego domu, czy nie zostało tam coś, co mogłoby okazać się przydatne i ważne, a co mogło być powiązane z czarownikiem. Istniała szansa, choć niewielka, że jego rodzina nie zabrała stąd wszystkiego i może coś zostało przegapione, co dla Slughornów nie prezentowało żadnej wartości, a mogło się przydać im.
Ubrała się wygodnie, tak, by ubiór nie krępował ruchów ani nie szeleścił. Zgodnie ze swoim upodobaniem była odziana w czerń. Na wierzchu miała na sobie płaszcz z głębokim kapturem, który nie powinien wyglądać dziwacznie biorąc pod uwagę wyjątkowo zimną jak na tę porę roku aurę i unoszące się w powietrzu chłodne drobiny wilgoci. Kaptur miał za zadanie skutecznie ukryć jej oblicze, także charakterystyczną grzywę ciemnych, falistych włosów, które dziś specjalnie upięła. W kieszeni, umieszczona tak, by mogła po nią z łatwością sięgnąć, znajdowała się różdżka. Miała też przy sobie niewielką porcję prowiantu i wody, na wypadek gdyby przeszukanie domu zajęło wiele godzin. Nie wiadomo, jakie znajdowały się tam zabezpieczenia, a skoro wyznaczono dwóch specjalistów od run, potencjalnie mogli na nie trafić, a także na przedmioty obłożone klątwą. Stary Slughorn najwyraźniej miał sporo sekretów, które zabrał do grobu, ale jego dom wciąż mógł się okazać wymowny.
Gdy zjawiła się w umówionym miejscu, skinęła głową Cadanowi. Także zdawała sobie sprawę, że musieli być dyskretni, żeby nikt nie zobaczył, że włamują się do opuszczonego domu. Nie była pewna, czy w tej okolicy nie mieszkają jacyś czarodzieje, którzy mogą zawiadomić odpowiednie służby, a to byłoby im bardzo nie na rękę.
- Którędy się tam dostaniemy? – zapytała go cicho, podchodząc bliżej. Oboje kryli się w cieniu, a Lyanna mogła spojrzeć na budynek wyglądający podobnie nijako jak sąsiednie. Były to raczej skromne warunki jak na kogoś o pozycji Slughorna, ale stary nauczyciel eliksirów miał swoje dziwactwa.
Niemniej jednak musieli wejść do domu i go przeszukać, zaczęła się więc rozglądać i wypatrywać możliwych i najlepszych dróg dostania się do środka, a także omiotła wzrokiem okolicę, by się upewnić, czy nie zbliża się nikt niepożądany. Przez cały czas starała się nie rzucać w oczy, być jak najbardziej dyskretna. Powinni jak najszybciej znaleźć sposób na wejście do środka, żeby nie stać za długo na zewnątrz. Gdy będą w środku, nie będą się już musieli obawiać postronnych świadków, a co najwyżej potencjalnych zabezpieczeń domu i jakichś zaklętych przedmiotów. O ile cokolwiek tam było poza bezwartościowymi śmieciami, ale nie dowiedzą się póki nie sprawdzą wszystkiego.
Nie wiedziała, co dokładnie przeżyli ludzie, którzy znaleźli się w Azkabanie. Oczywiście usłyszała ich relację, ale żadne słowa nie mogły sprawić, by w pełni poczuła to, czego mogli doświadczyć oni. Mogła tylko się zastanawiać, jaki wywarło to na niej wpływ, ale zdawała sobie sprawę, że kiedyś może zostać zmuszona do równie wielkiego poświęcenia. Już nie było odwrotu od podjętej decyzji, więc musiała starać się być rycerzem najlepiej, jak potrafiła i przygotować się w duchu na możliwe trudy i poświęcenia. Na szczęście była silna, bo życie nie obchodziło się z nią łaskawie. Nikt nigdy się nad nią nie roztkliwiał, nie była więc wychuchaną panienką z wyższych sfer, a mieszańcem, skazą na wizerunku swojej czystokrwistej rodziny, która całe życie musiała udowadniać, że jest coś warta.
W gronie rycerzy też musiała udowodnić swoją wartość i pokazać, że jest godna tego miana mimo braku czystej krwi. Musiała wypełnić wolę Pana, więc przygotowała się starannie do wyznaczonej misji, która przypadała na piętnasty dzień sierpnia. Mieli udać się do londyńskiego domu nieżyjącego profesora Slughorna, którego oczywiście pamiętała z Hogwartu, a nawet była cząstką jego Klubu Ślimaka. Jego powiązanie z Grindelwaldem było ewidentne, więc należało sprawdzić możliwe ślady i rozejrzeć się po jego domu, czy nie zostało tam coś, co mogłoby okazać się przydatne i ważne, a co mogło być powiązane z czarownikiem. Istniała szansa, choć niewielka, że jego rodzina nie zabrała stąd wszystkiego i może coś zostało przegapione, co dla Slughornów nie prezentowało żadnej wartości, a mogło się przydać im.
Ubrała się wygodnie, tak, by ubiór nie krępował ruchów ani nie szeleścił. Zgodnie ze swoim upodobaniem była odziana w czerń. Na wierzchu miała na sobie płaszcz z głębokim kapturem, który nie powinien wyglądać dziwacznie biorąc pod uwagę wyjątkowo zimną jak na tę porę roku aurę i unoszące się w powietrzu chłodne drobiny wilgoci. Kaptur miał za zadanie skutecznie ukryć jej oblicze, także charakterystyczną grzywę ciemnych, falistych włosów, które dziś specjalnie upięła. W kieszeni, umieszczona tak, by mogła po nią z łatwością sięgnąć, znajdowała się różdżka. Miała też przy sobie niewielką porcję prowiantu i wody, na wypadek gdyby przeszukanie domu zajęło wiele godzin. Nie wiadomo, jakie znajdowały się tam zabezpieczenia, a skoro wyznaczono dwóch specjalistów od run, potencjalnie mogli na nie trafić, a także na przedmioty obłożone klątwą. Stary Slughorn najwyraźniej miał sporo sekretów, które zabrał do grobu, ale jego dom wciąż mógł się okazać wymowny.
Gdy zjawiła się w umówionym miejscu, skinęła głową Cadanowi. Także zdawała sobie sprawę, że musieli być dyskretni, żeby nikt nie zobaczył, że włamują się do opuszczonego domu. Nie była pewna, czy w tej okolicy nie mieszkają jacyś czarodzieje, którzy mogą zawiadomić odpowiednie służby, a to byłoby im bardzo nie na rękę.
- Którędy się tam dostaniemy? – zapytała go cicho, podchodząc bliżej. Oboje kryli się w cieniu, a Lyanna mogła spojrzeć na budynek wyglądający podobnie nijako jak sąsiednie. Były to raczej skromne warunki jak na kogoś o pozycji Slughorna, ale stary nauczyciel eliksirów miał swoje dziwactwa.
Niemniej jednak musieli wejść do domu i go przeszukać, zaczęła się więc rozglądać i wypatrywać możliwych i najlepszych dróg dostania się do środka, a także omiotła wzrokiem okolicę, by się upewnić, czy nie zbliża się nikt niepożądany. Przez cały czas starała się nie rzucać w oczy, być jak najbardziej dyskretna. Powinni jak najszybciej znaleźć sposób na wejście do środka, żeby nie stać za długo na zewnątrz. Gdy będą w środku, nie będą się już musieli obawiać postronnych świadków, a co najwyżej potencjalnych zabezpieczeń domu i jakichś zaklętych przedmiotów. O ile cokolwiek tam było poza bezwartościowymi śmieciami, ale nie dowiedzą się póki nie sprawdzą wszystkiego.
Wieczór poprzedzający misję spędziła na czytaniu Amosowi ulubionych bajek do snu, a gdy malec już zasnął, udała się do ogrodu, by z dziadkiem wypić odrobinę śliwkowej nalewki, przyniesionej kiedyś przez Aldricha. Nie mogła podzielić się z bliskimi faktem przynależności do Zakonu Feniksa, ale robiła to wszystko dla nich, by kiedyś obudzili się w lepszym świecie pozbawionym trosk, podziałów ze względu na czystość krwi i anomalii. Czuła, że w pewien sposób wypełnia swoje powołanie, podejmując się zadań wyznaczonych przez Zakon – przeszukanie czyjegoś domu nie było samo w sobie zdarzeniem zagrażającym życiu, jednak Godryk raczył wiedzieć, co miało spotkać ją w środku mieszkania Horacego Slughorna.
Na szczęście nie wędrowała tam sama; jej partnerem w zbrodni został młodszy czarodziej, którego osobiście nie znała dobrze. Po raz kolejny sprawdzało się to, do czego przyzwyczaiła ją współpraca z Sophią czy Charlene – nie musieli być przyjaciółmi od kołyski, by sobie zaufać. Przynależność do Zakonu mówiła pannie Diggory jakim człowiekiem jest Bott i na chwilę obecną nie potrzebowała wiele więcej. Wierzyła, że mogą sobie zaufać i sprostać tej misji jak dobrze dobrana drużyna.
Na miejsce spotkania wybrali zaułek znajdujący się dwie przecznice od domu starego profesora Eliksirów – resztę drogi mieli pokonać po pelerynami niewidkami, by nie wzbudzać podejrzeń sąsiadów oraz nie zwracać na siebie uwagi. Choć wyglądało na to, że miało to być tylko rutynowe przeszukanie, wciąż podpadało pod włamanie, a konflikt z prawem był ostatnią rzeczą, na którą mieli ochotę. No, może przedostatnią, bo żadne z nich nie chciało także nigdy na żywo zobaczyć symbolu węża wysuwającego się z czaszki.
Rudowłosa przywitała się ze swoim towarzyszem i szybko wręczyła mu dwie fiolki Eliksiru Niezłomności, przygotowanego przed Charlene, dwie inne zatrzymała dla siebie w niewielkiej saszetce przewieszonej przez ramię – miała tam także tabliczkę czekolady oraz chusteczkę. Na sobie miała długą, luźną spódnicę i solidne buty, a także koszulę i ciepłą marynarkę. Zarzuciła na siebie pelerynę niewidkę, w której wewnętrznej kieszeni schowała różdżkę; rude włosy i piegowatą twarz schowała pod kapturem, stając się niewidzialną.
- Umówmy się na jakiś sygnał, po którym rozpoznamy, że znajdujemy się blisko siebie – zaproponowała, bo gdy tylko jej towarzysz zniknął pod swoją peleryną, nie mogła go dostrzec.
Ruszyli z Bertim powoli, wedle umowy wybierając nie główną ulicę, ale zachodząc do domu od tyłu. Jessa zaczęła rozglądać się uważnie; pozostawała czujna na najmniejszy nawet ruch, lecz jej priorytetem było odnalezienie dobrego wejścia. Uchylone tylne drzwi, niedomknięte okno? Wszystko, czego mogli użyć, by dostać się do środka bez używania Bombardy Maximy.
spostrzegawczość III (+60)
eliksir stąd
when the river's running red and we begin to falter, we'll hang on to the edge...come hell or high water
Dom Horacego Slughorna
Szybka odpowiedź