Wydarzenia


Ekipa forum
Szafa grająca
AutorWiadomość
Szafa grająca [odnośnik]13.04.20 21:11
First topic message reminder :

Szafa grająca

Powiadają, że wiele lat temu przypłynęła do Londynu na jednym z hiszpańskich statków, była darem. Zabytkowa, magiczna, piękna szafa grająca, w której zamknięto wiele morskich pieśni. Gdy rozśpiewane moczymordy tracą głos, to właśnie ona wypełnia swą melodią wnętrze rozchichotanej tawerny. Przy niej milknie każdy instrument marynarza, jest jak skarb, z roku na rok skupia na sobie coraz więcej spojrzeń, a personel dba o to, by przeżyła kolejne pięć pokoleń marynarzy. Stoi dumnie wyprostowana przy jednej ze ścian, nieopodal rzeźby z demonicznym krakenem. Niektórzy mówią, że jest pierwszą, na którą popatrzy oko strudzonego wędrowca. Gdy tłucze się szkło i łamią drewniane nogi krzeseł, ona pozostaje pod ochroną, nie dosięgnie jej żaden sztorm.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:28, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Szafa grająca - Page 7 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Szafa grająca [odnośnik]09.12.20 18:12
Tajemniczy uśmiech pojawił się na ustach panny Burroughs. Alchemia była jej dziedziną; czymś co przynosiło nie tylko pieniądze ale i sprawiało ogromną przyjemność. Znała tajemnice, które nie były znane większości czarodziejów, pracowała ze substancjami oraz składnikami, o których istnieniu wiedziała ledwie niewielka garstka. I była pewna, że coś z tego przyniesie odpowiedni skutek.
- Wydaje mi się, że kilka substancji mogłoby w tej kwestii się sprawdzić... Przygotuję kilka specyfików. - Odpowiedziała z błyskiem w oku. Sam fakt przetestowania niektórych specyfików sprawiał, iż eteryczna alchemiczka nie mogła doczekać się prób. Nawet jeśli nie przyniosą odpowiedniego skutku, z pewnością dostarczą jej nowych, ciekawych wiadomości.
- Dla Ciebie ciociu zawsze znajdę czas. - Ciepłe tony pojawiły się w jej głosie. Była w stanie znaleźć kilka chwil, by pomóc pani Boyle. Jednocześnie była w stanie dostać się do Parszywego oraz z niego wyjść bez większego zwracania na siebie uwagi, przy pomocy odpowiednich specyfików. Nad kwestią reputacji będzie musiała się zastanowić, zwłaszcza, biorąc pod uwagę zawód jaki wykonywał Wroński.
Kolejne komplikacje szybko jednak zeszły na dalszy plan gdy wzruszenie zalało eteryczną alchemiczkę. Nie potrafiła powstrzymać się przed zwykłym, prostym gestem jakim było wtulenie w ciotkę. Nie potrafiła również powstrzymać łez napływających do szaroniebieskich oczu.
Owinęła mocniej dłonie wokół talii pani Boyle, zupełnie zapominając o miejscu w jakim się znajdowały oraz tym, iż większość parszywców zapewne drżała przed postacią jej cioci. Frances jednak widziała w niej ciepłą postać drugiej matki - nie zniechęconej chorobami, zainteresowanej oraz wiedzącej, jakich rad udzielać. Ciche westchnienie opuściło kobiecą pierś, a gdy dłoń pani Boyle przesunęła się po jasnych puklach, panna Burroughs nie potrafiła dłużej trzymać gardy i kilka łez spłynęło po jasnym policzku. Łez wzruszenia oraz specyficznego rozczulenia, jakie się w niej pojawiło.
Odsunęła się delikatnie, ledwie odrobinkę, by zaszklonym spojrzeniem zerknąć w buzię cioteczki. - Zmusić? - Zaskoczenie wybrzmiało w jej głosie. - Nie, on... on do niczego by mnie nie zmuszał... - Odpowiedziała, unosząc delikatnie kąciki ust ku górze. Tego była pewna równie mocno jak tego, iż siedzi tutaj w matczynych objęciach Dorothei. - Ja... Ja chyba po prostu nie chcę, żeby żałował tej decyzji... Dobrze wiesz, że większość życia spędziłam w książkach. - Dodała ciszej, ponownie chowając twarz w ramieniu pani Boyle. Trwała tak przez chwilę, próbując zebrać myśli; chłonąć każdy, nawet najmniejszy kawałek ciepła, jakie otrzymywała. Brakowało jej tego; brakowało jej kogoś, kto w nią wierzył i nie miał zamiaru wytykać najmniejszych błędów; kogoś, w kogo ramionach mogłaby zwyczajnie utonąć.
- Ja... przepraszam, nie powinnam się rozklejać. Po prostu... trochę się wzruszyłam Twoimi słowami. Mama... mama ze mną nie rozmawia od wyprowadzki. Ma mi za złe, że poszłam swoją drogą, inną od tej, jaką mi sugerowała i... - Zacięła się, ponownie na chwilę mocniej zaciskając ramiona wokół dorotkowej talii. Ostatnie miesiące spędziła czując, że rodzina zostawiła ją samą ze wszystkim. Wpierw Keat, później mama... Frances czuła się jednocześnie nierozumiana jak i odrzucona przez tych, z którymi łączyła ich krew. - Brakowało mi ciepła i wsparcia. - Dodała ciszej, niechętnie odrywając jedną dłoń, by jej wierzchem otrzeć łzy, jakie znalazły się na jej policzku. Ostrożnie nabrała powietrza w płuca, nie chcąc aby kilka łez jakie spłynęło po jej twarzy zamieniło się w cały ocean. Nie mogła. Nie tutaj, nie teraz, nawet jeśli łzy nie były naznaczone choćby odrobiną smutku.
Szaroniebieskie spojrzenie odnalazło twarz cioteczki, miękko zatrzymując się na spojrzeniu ciemnych oczu. - Wiesz, że jesteś mi niczym matka, prawda? I... - Zawahała, nie pewna czy powinna wypowiedzieć kolejne słowa. Z drugiej jednak strony, czy istniał jeszcze jakikolwiek powód, aby tego nie robiła? Teoretycznie wkraczała na nową ścieżkę życia, nie tylko przez planowane małżeństwo. Wyprowadzka, nowy zawód, nowe plany... A pani Boyle była jedną z tych osób, których nie chciała stracić, mimo obrania zupełnie innego kursu. - Kocham cię, ciociu... Nie zapominaj o mnie jak oni, dobrze? - Dodała, odrobinę łamiącym się głosem.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Szafa grająca [odnośnik]17.12.20 12:28
Kolejne słowa Frances wyraźnie ją przekonały do nowego podejścia. Natychmiast poprawiła się na krześle, a jej oczy zabłysnęły niespodziewaną energią i nadzieją. A więc naprawdę istniała szansa na otworzenie tej przeklętej kury! Naprawdę istniała możliwość odkrycia jej zawartości! Oby zawierała jakieś drogocenne rzeczy, choćby kilka galeonów, które pomogłyby jej w ciężkich czasach.
Byłabyś je w stanie przygotować? – Zapytała niepewnie. – We wolnym czasie – dodała szybko. Nie chciała, żeby Frances skupiała uwagę na niej, podczas gdy musiała ciężko pracować u boku profesora. Kura mimo wszystko nie była taka ważna, w przeciwieństwo do statusu, który Burroughs była w stanie zyskać swoją ciężką pracą. – Nie od razu, wypróbuję jeszcze kilka sposobów i dam ci później znać.
Pozostawało jej jeszcze wezwanie łamaczy klątw, ale na tę chwilę nie mogła na nich marnować pieniędzy. Musiała uzbierać kilka galeonów, a kryzys w Londynie wdawał się już we znaki Parszywego i jego kasy.
Martwiła się o Frances. Tyle się wokół niej działo. Problemy, stracenie starego domu, przeklęty Keat i jego talent do wpadania w tarapaty, nowa praca, jeszcze zaręczyny. Czy to wszystko powinno dziać się w tak szybkim tempie? I czy ten mężczyzna na pewno miał być jej bratnią duszą? Niespodziewany uścisk sprawił, że Boyle nie wiedziała już co myśleć, a w głowie pojawiały się różnorakie wyobrażenia. Zapewnienia Burroughs z początku były wystarczające, ale jej gesty dawały znak jak gdyby coś było nie tak. Oby jednak wszystko było dobrze.
Nie mogła jednak nie powstrzymać się przed przytuleniem blondynki. Frances była jej ostatnią nadzieją w tym przeklętym ponurym świecie. Być może dlatego domysły Matyldy sięgały daleko i mnożyły się w niewyobrażalnych ilościach. Nie mogłaby pozwolić na to, żeby dziewczynie stało się coś złego. Jej kolejne zapewnienia trochę ją uspokoiły. Lepiej było też dla samej Boyle, że nie była w stanie zobaczyć kilku łez puszczonych przez Frances.
Nie będzie niczego żałował – była tego pewna, więc tak też brzmiała. Skąd takie myśli pojawiły się w tej ślicznej głowie, nie miała pojęcia. Była przecież i piękna, i zdolna. Przypominała niemal ideał kobiety, a i pewnie wiele rówieśniczek jej zazdrościło. Na pewno nie miałaby problemów z obowiązkami domowy. A kto wie, pracując dla profesora może byłaby w stanie zatrudnić i pomoc domową. – Książki to tylko wielki plus dla ciebie. Wielu mężczyzn ma problem z doborem żony, a ty masz wszystkie możliwe atuty. Pytanie czy to on jest odpowiedni dla ciebie – a miała nadzieję, że tak było; że nie był to typ wielbiący używki i wpadający w kłopoty.
Pokręciła przecząco głową, kiedy Frances zaczęła przepraszać za pokazywanie emocji. Przy niej nie musiała się obawiać, ale przy innych nie powinna tego robić. Niektórzy byli skłonni do wykorzystania cudzych słabości. Matylda nie powiedziała tego na głos. Matka Burroughs z kolei… cóż… dla Dorothei nie była najlepszym okazem matki, jak prawie cała rodzina od strony Boyle’a. Westchnęła ciężko, delikatnie klepiąc dziewczynę po plecach. Rozumiała co Frances chciała powiedzieć. Tylko Matylda nie wiedziała co powinna odpowiedzieć.
Nie przepraszaj – odezwała się dopiero po chwili. – Wszystko rozumiem.
Na jej twarz pojawił się niewielki uśmiech. Każdy szukał rodzinnego ciepła, ale niewielu go odnajdywało albo odnajdywało jego imitację. Sama wpadła w ten przeklęty krąg poszukiwania radości u czyjegoś boku i tak skończyła jako zgorzkniała (współ)właścicielka Parszywego. Frances nie powinna iść w jej ślady. Zasługiwała na znacznie więcej.
Kolejne słowa dziewczyny sprawiło, że poczuła się dziwnie. Coś zakłuło ją w sercu. Traktowała obu Burroughsów jak własne dzieci… ale nigdy nie oczekiwała od nich tego, żeby oni traktowali ją jak matkę. Usłyszenie, że jedno z nich traktowało ją w taki sposób, było jak spełnienie marzeń, ale i… powodowało u niej nieprzyjemność. Prawdziwą matką nigdy nie była w stanie zostać, nawet gdyby chciała. Nagłe wyzwanie było dla niej szokiem. Drobna łza zakręciła się w jej oku.
Nie zapomnę nigdy – obiecała, kiwając przy tym głową. A takie obietnice traktowała poważnie.



nectar and balm
Dorothea Boyle
Dorothea Boyle
Zawód : Szefowa Parszywego; tarocistka
Wiek : 47
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Nie patrzcie na mnie, żem śniada, że mnie spaliło słońce.
Śniada jestem, lecz piękna.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t8286-matilda-dorothea-boyle#239983 https://www.morsmordre.net/t8307-friedel https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t8309-skrytka-bankowa-nr-1867#240509 https://www.morsmordre.net/t8308-d-boyle#240506
Re: Szafa grająca [odnośnik]18.12.20 1:22
Uśmiechnęła się delikatnie, widząc błysk w ciemnych, pięknych oczach jej ciotki. I ona poczęła odczuwać zainteresowanie względem figurki, nie pewna jednak, czy w ogóle mogłaby posiadać jakąkolwiek zawartość.
- Oczywiście, zwykle posiadam kilka fiolek na stanie w swojej pracowni. - odpowiedziała spokojnie, delikatnie wzruszając wątłymi ramionami. Niepewna kiedy jaka mikstura się jej przyda, eteryczna alchemiczka dbała, aby mieć odpowiedni zapas. Substancji żrących zaś miała pod dostatkiem w pracowni profesora Lacework, doskonale wiedząc skąd oraz w jaki sposób je pozyskać. Bycie naukowcem zdawało się przynosić odpowiednie korzyści. - Napisz mi sowę, a zjawię się z odpowiednimi specyfikami. - Na chwilę zacisnęła palce na dłoni cioteczki, chcąc dać jej pewność, iż faktycznie zjawi się jeśli będzie potrzebna. Nie potrafiła odwrócić się od ciotki niezależnie od tego, co działo się między nią a matką bądź bratem. Dorothea nigdy nie zrobiłaby nic, co choć odrobinę zasiałoby zwątpienie w umyśle eterycznej alchemiczki.
Frances wtuliła się w matczyną pierś ciotki, chłoną całe ciepło oraz niewypowiedziane uczucia jakimi ją obdarzała. Przyjemnym był fakt, iż choć jedna osoba z tej parszywej rodziny interesowała się jej losem oraz udzielała wsparcia, którego tak bardzo potrzebowała w ostatnich tygodniach. Uśmiechnęła się delikatnie, mimo łez spływających po jej policzkach, słysząc zapewnienie ciotki. Toksyczne towarzystwo matki oraz brat, wiecznie zrzucający problemy na jej barki sprawiły, iż poczucie wartości panny Burroughs poważnie kulało. Eteryczne dziewczę próbowało je odbudować, był to jednak proces niezwykle czasochłonny, a wątpliwości nadal nawiedzały jej głowę niezależnie od wszystkich zalet, jakie mogła posiadać.
- Ale również wielu odstraszają, ciociu. - Odpowiedziała, pewna swoich słów. Doskonale wiedziała, jak to bywa - nie raz, gdy napominała o swoim zawodzie bądź naukowych zapędach odstraszała od siebie rozmówców. - Gdyby to pytanie zadał ktoś inny, z pewnością bym się nie zgodziła... To chyba dobra odpowiedź? - Odsunęła się delikatnie, by spojrzeć w znajomą buzię, wyszukując w ciemnych oczach odpowiedzi na swoje pytanie.
Chwilę później ponownie wtuliła się w dorotkowe ramiona, pozwalając tej chwili ciepła trwać najdłużej, jak tylko się dało. Nigdy wcześniej chyba nie wypowiedziała podobnych słów, nie zdradziła się z uczuciami, jakimi darzyła panią Boyle. Coś jednak mówiło jej, że powinna to powiedzieć. Powinna zapewnić ją, iż w tej paskudnej rzeczywistości posiada kogoś, kto darzy ją uczuciem bez niczego w zamian... Kogoś, kto chętnie wyciągnie ku niej dłoń.
Ciche westchnienie wyrwało się z dziewczęcej piersi.
- Należy nam się kawałek ciasta, myślisz, że Cristina znajdzie dla nas kawałek czegoś dobrego? - Wypowiedziała w końcu, wierzchem odzianej w rękawiczkę dłoni ocierając łzy jakie wykradły się z jej oczu.
Dopiero po kolejnej godzinie rozmów z ciocią opuściła progi Parszywego, ponownie zachęcając panią Boyle do odwiedzin w Surrey.

| zt.x2 fluffy


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Szafa grająca [odnośnik]03.02.21 22:30
| 1 października

Nie podobało mu się to. To zwyczajna, typowa natura paskudnego marudy, która ani trochę się w nim nie zmieniła. Może niektórzy cieszyliby się z przyjemnego rejsu na sam początek jesieni, który zakrywał nieco o romantyzm nawet, ale nie on. On miał już dość wszechobecnego zapachu ryby zmieszanego z przenikającą wonią męskiego potu, a kobiecego kształtu dało się uraczyć na statku tylko w postaci dziwki, którą kapitan zabrał sobie z portu w Amsterdamie. Ale po angielsku to ta panienka ani huhu nie powiedziała, szczerze mówiąc to nawet rzadko wychodziła. Po nocnych odgłosach trochę też się domyślał, że z takimi siniakami nie miałaby ochoty na chodzenie gdziekolwiek. Czy mu to przeszkadzało? Nie. Czy popierał? Również nie. W głowie pisał sobie scenariusze, że ta panna kiedyś wbije potłuczone szkło w serce kapitana statku, kiedy ten będzie spał. Może Will powinien zacząć pisać jakieś powieści? Podobno dobry był z tego zarobek, bo ludzie w ciężkich czasach bardzo lubili czytać o przyziemnych rzeczach. A na razie z kasą miał największy problem. Właśnie dlatego wykupił miejsce na jakiejś taniej łajbie, a Brytyjskie Ministerstwo ostatnio przyskrzyniało pełno nielegalnych świstoklików i ostatnio służyły one tylko urzędasom z kijem w dupie. Innej drogi nie było - musiał wybrać tą. Chociaż mu się nie podobało, ciągle musiał czyścić sobie koszulę zaklęciami. Palił szlug za szlugiem już nie tylko z uzależnienia, ale też po to, by czuć coś innego niż paskudne rybsko cały czas. Nie mógł się doczekać właśnie tego jednego momentu. Przerzucił zaczarowany worek przez ramię i przeszedł po kładce, łączącej statek z pomostem, znikając gdzieś w tłumie innych ubranych w czarno-szare i czasami brązowe ciuchy. Znowu tutaj był.
I Londyn nadal śmierdział.
Ludzie są ciekawym zjawiskiem. O dziwo najlepiej zarabiało się na tym, co było dla ludzi najpotrzebniejsze, chociaż największe fortuny wydawało się na to, co zupełnie zbędne i jest tylko wynikiem zwyczajnego pożądania. Holandia była niesamowita. Bawarskie łąki latem to widok nie z tej ziemi. Ale najlepszym widokiem na świecie był dom. Znajome budynki, znajome akcenty, ludzie rozmawiający na ulicach po angielsku, to sprawiło, że nawet jego serce na chwilę odżyło nostalgią. Nawet nie musiał spoglądać na długie nogi pięknej kobiety. Apropo kobiet - ze swoją ostatnio zerwał, tuż przed odpłynięciem. Wiedział, że to nie będzie relacja na długo. Nie był gotowy na zostanie ojcem jej pięcioletniego synka, którego zrobiła sobie kiedyś z jakimś facetem z bałkanów. Było miło - tak jej powiedział, uciekając bezpiecznie i daleko. Przekonał się wtedy jak przerażająco brzmią zaklęcia bojowe po niemiecku i zrozumiał, dlaczego świat tak bardzo drżał przed Grinderwaldem. Jakby usłyszał to w ciemnej ulicy w środku nocy to pewnie padłby na zawał, jakby jego serce już nie było słabe od tej całej nikotyny.
Powinien skierować swoje kroki do domu, o ile nikt go jeszcze nie zajął. Nie zrobił tego, żołądek mu nie pozwolił. Marzył o zjedzeniu czegoś innego niż tuńczyk z chlebem, z którego ktoś zdrapał pleśń. Port natomiast nie był mu aż tak obcy. Nie był tam swoim, ale znano go. Robił amulety dla niektórych ludzi z portu. Zawsze służył pomocą, nieważne od stanu danej osoby. Galeon nie śmierdział, nie obchodziło go skąd pochodził.
Wszedł do lokalu i wybrał sobie miejsce, nie kierował się przy tym niczym. Po prostu, pierwsze lepsze z brzegu, oparł się od razu wygodnie na krześle, odpalając papierosa, jeszcze z importu, z napisami po Holendersku na paczce. Nic dziwnego w tym nie było. Wiedział, że ktoś do niego podejdzie. Jedna kelnerka czy druga, chociaż tym razem okazało się mu to tak nie do końca obojętne, gdy zerkając w stronę baru wyłapał kobiece spojrzenie. Oczy bursztynowe niczym najdroższa whisky, którą spija się z rozkoszą, ale jednocześnie wstrząsa i pali w gardło. Wypełnił płuca dymem papierosowym, nie spuszczając oka ze znajomej kobiecej sylwetki. Wiedział, że ona podejdzie. Musiała podejść. I, damn, powinna zacząć prowadzić kolumnę w Czarownicy, żeby wszystkie panienki nosiły takie spódnice.
Will wiedział też, że się zmienił. Włosy mu urosły, teraz nie były już niesfornymi loczkami, a ugłaskany schludnie kosmykami sięgającymi do ramion. Nie było go tutaj prawie rok. Czy się zmienił?
Niech Philippa Moss sama się przekona.
Will Cattermole
Will Cattermole
Zawód : twórca amuletów, numerolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
wise man wonder
while strong man die
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7370-will-cattermole#201215 https://www.morsmordre.net/t7390-poczta-willa#201850 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f198-grimmauld-place-6-1 https://www.morsmordre.net/t7418-skrytka-bankowa-nr-1786#202870 https://www.morsmordre.net/t7389-will-cattermole#201833
Re: Szafa grająca [odnośnik]03.02.21 22:31
11 października 1957 r.

I ona dość już miała wszechobecnego zapachu ryby. W jesiennych deszczach gęstniał smród płetw, rozkładały się jeszcze szybciej porzucone w ponurych zaułkach zwłoki, a ona, Philippa Moss nie sypiała zbyt dobrze, tkwiąc wciąż między tawerną a wstrętną przetwórnią ryb – boskim wolontariatem, do którego zmusiło ją ministerstwo w ramach zadośćuczynienia za… obronę własną, za podniesienie różdżki przeciwko tym, którzy perfidnie ją zaatakowali. Gorycz tamtego momentu już połknęła, ale rzygać jej się chciało za każdym razem kiedy wkraczała do cuchnącego zakładu i jak ten wół tyrała, wyczerpując resztki sił. W domu bywała rzadko. Na Bojczuku spoczęły obowiązki pieszczenia się z niuchaczami, a mieszkanie tonęło w zaległych sprawunkach. Jadła mało, marniała, pamiętała tylko o kąpielach – długich, najczęściej i w pomidorach, byleby zmyć z siebie okropne ślady. Tu w Parszywym to co innego, sznur zapachów, nawet w morskim przybytku, nie był aż tak intensywny. Wolała już duszące kłęby papierosów i ostrą woń męskiego potu od… od przymusu, który jawił jej się jak największa kara. Nie lubiła zniewolenia, nie godziła się na robienie z niej darmowego robotnika. Może innych to podniecało, ale Philippa była zaangażowaną mieszkanką doków, ciężko pracowała i bez ministerialnych pouczeń. Znała tych sprzedajnych biznesmenów z przetwórni. Gardziła ich zawszonymi pyskami, obiecując sobie, że jak tylko któregoś zobaczy za barem, to ukręci łeb albo poda pod nos najgorsze siki, jakie tylko widział port. Mogłaby uśmiechnąć się do Frances o buteleczkę kilku trujących specyfików, ale to chyba wciąż zbyt łagodna kara. U jej boku pracowały jak mróweczki kobietki dokowe, otrzymując za ciężką harówkę naprawdę marne knuty. Ocierały pot, zagryzały zęby, a spod ich rąk wychodziły dziennie całe skrzynie wypatroszonych zwierząt. Podziwiała je. Dzieciaki nie chodziły głodne, kiedy portowe luje znikały na długie miesiące na morzu. Jej los nie był najgorszy, wokół widywała naprawdę nędzne obrazy. Po wyjściu stamtąd przebierała się w swoje ciuchy i odżywała.
Zupełnie jak teraz, gdy lawirowała z dumą między drewnianymi stolikami, a jej spódniczka haczyła co jakiś czas o marynarskie palce. Znów wolna, jak lwica demonstrująca władzę na swoimi terytorium. Szczęśliwa, lżejsza. Znów wolna, bez ciężkiego niczym kamlot doczepiony do łydki wspomnienia o starym zgredzie. Miała na oku siostrę i brata, wojna trwała, interesy żyły interesami, a port jakoś tam człapał dalej pchany przez melodie braterskich żagli. Nic nie zatruwało jej myśli. Nic prócz troski o półolbrzyma i całą parszywą rodzinę. Obiecała sobie, że historia z połowy września już nigdy się nie powtórzy. I obiecała sobie, że to najlepszy moment, by uwieść cały świat. Po upokarzający porankach ożywała, czując, że znów nad wszystkim panuje. Biały fartuszek zdobiły plamy od piwa, a dłonie wznosiły chętnie tacę wypchaną brzęczącymi trunkami. I jeden z nich trzasnął przed Willem Cattermole’m, a zaraz po nim na blat wsunął się tyłek barmanki. Krótkie nogi zakołysały się ponad drewnianą podłogą, a brwi uniosły zaczepnie do góry.
– Noclegi, dziwki, wódka, potrawka… może powinniśmy poszerzyć zakres usług i dorzucić golibrodę? Jak myślisz, Willricu? – spytała, pochylając się nieco nad jego sylwetką. Podparła się na szeroko rozłożonej dłoni, ignorując lepką powierzchnię. Palce pociągnęły za przydługi kosmyk, a jej uśmiech, zdaje się, spróbował go ukąsić. – Co zjesz? Po zapachu wnioskuję, że ryb masz już dość – dorzuciła, podsuwając bliżej niego pienisty kufel. Wszyscy wracali. Wciągało ich morze. Morze sztormu lub morze grząskich spraw, ale ostatecznie każdy zawijał do portu. Prosto do tawerny. A była pewna, że to ona śmierci rybą. – Pokój też będziesz brał, czy masz dokąd pójść? – zapytała na zaś, domyślając się, że taszczył za sobą kawał zmęczonych historii. Niech jednak najpierw się naje. Potem porozmawiają o życiu i nieżyciu. Jakoś wcale nie była zdziwiona.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Philippa Moss dnia 07.08.21 12:18, w całości zmieniany 1 raz
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Szafa grająca [odnośnik]03.02.21 22:32
Will był człowiekiem z naturą kocura. W pewnych kwestiach był jak małe kocię bawiące się jakąś głupią zabawką na końcu sznureczka na patyku, w innych zaś wychodził z niego staruszek. Głównie w tym, że kochał swoje cztery ściany, przywiązywał się do miejsc i chciał po prostu mieć swoje miejsce na świecie. Koczowniczy tryb życia, który prowadził na kontynencie trochę mu przeszkadzał. Cudownie było zobaczyć te wszystkie miejsca, do których już dawno chciał pojechać, ale ile można być daleko od Londynu? Od korzeni, które zapuścił głęboko na Grimmuald Place, w swojej małej kamienicy, którą sam uformował w męskie gniazdko. Tęsknił za pracownią. Na ubrudzonym stole wylądował szkicownik, w którym mężczyzna miał mnóstwo pomysłów na swoje kolejne wynalazki, nad którymi będzie pracował przez najbliższe dni czy miesiące. I miał dziesiątki pomysłów na to, jak zarobić na potrzebach ludzi. Tam gdzie była potrzeba, pojawiał się niczym deszczyk w środku upalnego lata - by ugasić pragnienie.
Chociaż nie obejmował obecnych tutaj mężczyzn niechętnym spojrzeniem, to jednak czuł wobec nich pewien dystans. Głównie dlatego, że właśnie przez prezentowane przez takich jak oni zachowania, wychodzili często w oczach pięknych dam na kompletnych palantów, którzy bez pozwolenia zabierają się za łapanie pod spódniczką, póki nie przyjdzie wkurwiony ojciec i nie dostanie się od niego w łeb. To nie tak, że on nie lubił wkładać palców pod spódnicę. Lubił, ale bez pozwolenia to zwyczajnie nie dawało tej całej satysfakcji. Jaka to w ogóle satysfakcja dla ego, kiedy ona mówi, że nie chce? Bez sensu.
Nie spodziewał się rzucenia na szyję i słodkich słówek, a jej delikatna zgryźliwość nawet wywołała łagodny uśmiech na jego twarzy. Naprawdę nie lubił kobiet ludzi, którzy nie potrafią rozmawiać, a zaczepki uważał za próbę nawiązania miłej konwersacji. - Philippa, jakże miło słyszeć, że w rozmowie nie zmieniłaś się ani trochę i jednocześnie przykro, że musisz oglądać mnie w takim stanie. - Nawet nie poprawił się na krześle. Oglądał ją z uśmiechem, oparty bardzo zawadiacko. - Aczkolwiek tak nie mogłem doczekać się rumu z Twoich dłoni, że przyszedłem kiedy tylko zszedłem ze statku. Przyciągnąłeś mnie. Niedługo wszyscy będą huczeć, że wróciłem. - To nieprawda, wcale nie był specjalnie sławny, a poza bajerowaniem panienek i piciem z kumplami zajmował się wyłącznie siedzeniem w swojej samotni i robieniem wynalazków. Na razie miał jednak w głowie piwne oczy, które swoim spojrzeniem otulał, nie odwracając się ani na chwilę. Tak go pochłaniały, że nawet mrugać zaczął rzadziej. - Skąd wiedziałaś? Zabiłbym za pieczeń lub chociaż kurczaka. - Jego własna szczerość go powaliła. Jego podróż nie miała też wiele wspólnego z najadaniem się do syta, ale nie wyglądał na bardziej wychudzonego niż wcześniej. Zawsze z resztą był chudy i wysoki. Typowy człowiek-wieża. - Czeka na mnie moje mieszkanie. O ile nie zarekwirował go sobie jakiś urzędas, ale raczej sobie z takimi poradzę. Powiedz mi, co się tutaj odwaliło? Wszyscy wyglądają jakby mieli drzazgi w pośladkach. - Powstrzymał się przed użyciem słowa na d. Przy damie przecież nie wypadało.
Will Cattermole
Will Cattermole
Zawód : twórca amuletów, numerolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
wise man wonder
while strong man die
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7370-will-cattermole#201215 https://www.morsmordre.net/t7390-poczta-willa#201850 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f198-grimmauld-place-6-1 https://www.morsmordre.net/t7418-skrytka-bankowa-nr-1786#202870 https://www.morsmordre.net/t7389-will-cattermole#201833
Re: Szafa grająca [odnośnik]03.02.21 22:32
Od powrotu marnotrawnego brata Philippa przymykała oko na męskie zniknięcia. Trudno szukać logiki w ich tułaczkach, trudno trzymać takiego na uwięzi, a jeszcze trudniej znaleźć, kiedy postanowi zniknąć. Oni po prostu nie wytrzymywali, nie byli tytanami, brakowało im damskiej odporności i przywiązania. To marynarze, to piraci, to ludzie, których nie sposób zakotwiczyć w jednym porcie, a tym bardziej przy jednej kobiecie. I właśnie dlatego zderzenie płci zwykle kończyło się kataklizmem lub całkiem elektryzującą wariacją. Tym pierwszym znacznie częściej. Baby były inne, bardziej stałe, uparte i nie płoszyły się przy byle kłopocie. Pani Boyle podwijała rękawy i, gdy trzeba, brała się za każdą robotę, gdy stary dureń, jej mąż leżał zapijaczony w kamienicy. Była wytrwała, ale jednocześnie nie dawała sobie wejść na głowę. Tego też nauczyła je. By się odgrodzić, by im nie wierzyć, by nie zatracać się w lichych obietnicach i czarownych oczach. Raz zniknął Johnatan – ale w końcu wrócił. Osobiście wyciągała go zafajdanego z portowego rowu. Potem Keaton, który bawił się w bohatera w zgrzybiałej piwnicy, a teraz Rineheart. Każdy miał swój moment, ale w końcu i tak powracali. Większość głodna i z podkulonym ogonem. Cattermole najwyraźniej tylko głodny, bo w jego spojrzeniu nie było żadnej skruchy. Zresztą czemu miałby takową czuć? Lekki, swobodny, pozbawiony kłopotliwego bagażu relacji. Włóczykij i bawidamek. Przynajmniej wiedziała, że przed zniknięciem nie pozostawił w kraju tuzina złamanych serc. Nie musiała zatem witać go swoją pięścią. Ta i tak w ostatnim czasie bywała naprawdę nadwyrężona. Zestresowanym przez wojnę chłopcom odbijało coraz częściej i trzeba było ich przywoływać do porządku. Jeszcze trochę i Philippa nabierze krzepy dzięki bonusowym wyzwaniom w Parszywym.
Parsknęła cicho pod nosem, a potem powróciła spojrzeniem do Willa, który, również jako nieliczny, nie udawał, że jej nie rozpoznaje. Inni czynili to z wyjątkową premedytacją, by przypadkiem nie nadziać się na ostrze kuchennego noża. Osiągali efekt odwrotny od zamierzonego.
[/b]– Wtapiasz się w tłum… - [/b]wytknęła, oceniając szczerze jego stan. – Taki jesteś bardziej swój – dodała, lekko przechylając głowę, a nogi zakołysały się ponad podłogą. – Will Cattermole spuścił kotwicę. Niemożliwe – zaśmiała się lekko i pokręciła głową. – Na razie musisz zadowolić się piwem. Rum… może za chwilę rum. Najpierw coś dla mnie. Opowieśćzdecydowała, wykładając jasne warunki na stół. Chcę wiedzieć pierwsza. Zanim dowiedzą się ci inni – wyjaśniła coś, co chyba było oczywiste.
Tutaj to Moss nosiła tytuł królowej informacji i nikt nie śmiał tego kwestionować. Czaruś. Ona go przyciągnęła, to dla niej tu przyszedł, to za nią wodził okiem. Oczywiście, że właśnie tak było, ale przynajmniej potrafił się do tego przyznać. Nawet jeśli to kolejny przyjazny chwyt, który obydwoje dobrze rozumieli. Podobało jej się, to że niektóre niedopowiedzenia wcale nie potrzebowały rozwinięcia. – Po prostu cię znam, Will. Widzę to głodne spojrzenie – zasugerowała, owiewając go swoim zaczepnym okiem. – Ale lepiej nie mów tu głośno o swoich morderczych profesjach. Dostaniesz pieczeń. Cristina się postara. Nie karmili cię dobrze na tym statku, co? Znikasz w oczach, a szkoda, czasy mamy podłe. Lepiej gromadzić siły. Albo magię w różdżce. Wojna wlazła nawet tutaj. Psidwacza mać – obwieściła gorzko, przejeżdżając paznokciem po blacie.
– Miałeś mieszkanie? To już go nie masz. Ministerstwo włazi wszędzie. Długo cię nie było, wcale bym się nie zdziwiła, gdyby położyli na tym łapę. Nie mają już żadnych oporów. Policyjne patrole, rewizje, miasto obklejone twarzami zakonników i trupy na ulicach. Londyn się sypie, jest pusty i martwy. Jedyną pociechą jest port, jeszcze nie zdechł. Marynarze wciąż śpiewają, ale nie wiem, co będzie dalej, Will. Zmuszają ludzi do rejestracji różdżek, tępią szlamy, rozrzucają dementorów – wyliczała ponuro, a z każdym kolejnym faktem dłoń tylko mocniej zaciskała się w pięści. Z miesiąca na miesiąc przecież było gorzej. Świat czarodziejów tonął w morzu nienawiści.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Szafa grająca [odnośnik]03.02.21 22:33
On był raczej typem kota niż szwędającego się kundla. Lubił mieć swoje miejsce na świecie, przywiązać się do niego i po prostu w nim trwać. Lubił ludzi, którzy spełniali jego oczekiwania, ale tych, którzy tego nie robili po prostu odstawiał na bok. Lubił mieć swój czas dla siebie. Może to właśnie czyniło go tym mężczyzną, o którym myślała Philippa. Tylko on nie lubił też składać pustych obietnic. Kiedyś mu się zdarzało… I to był błąd. Dlatego każda następna kobieta goszcząca w jego życiu wiedziała na czym stoi. Wiedziała, że nie może liczyć na słodki happy end z domem z czerwonym dachem i trójką słodkich brzdąców. Swoją drogą szybciej podrzuciłby dziecko na wychowanie swojemu nieznośnemu bratu niż sam się nim zajmował… Oczywiście z troski o życie tego biednego malucha. Włóczykijem jednak trudno było go nazwać. W końcu jak to kot. Po wyprawie zawsze wracał do domu.
Nie mógłby przecież zignorować jej tak po prostu. Kuchenny nóż nie stanowił żadnego problemu, zwłaszcza, że mężczyzna właściwie dotąd nic wielkiego nie zrobił. Nikt nie powinien mieć wybitych zębów za jeden niewielki uśmiech, czyż nie? - Wyczuwam, że miał to być komplement, ale nie wiem czy tak powinienem to traktować… - Czy to tak dobrze wtapiać się w portowy tłum? Zawsze kojarzył mu się z wielką, czarną masą śmierdzącą rybą z puszki i słoną wodą. Ale czasami mieli całkiem dobry gust do tytoniu. Przyznać trzeba, na statku nigdy nie brakowało dwóch rzeczy - rumu i tytoniu. Choćby i podłych cygaretek. Za to bardzo szanował tych ludzi. Zaśmiał się po chwili ze słów Moss. Jak ona zupełnie go nie znała, a jak słodko próbowała wyczytać z jego osoby informacje, które mogłaby wykorzystać. Mówiła tak, jakby naprawdę łatwo przyszło mu zabrać worek na plecy i po prostu odpłynąć, ale… To kompletna nieprawda. Wręcz przeciwnie - bardzo długo zastanawiał się czy to odpowiednia decyzja. I możliwe, że ta iskra niepewności zaprowadziła go znów w rodzinne strony. Choć on i tak będzie powtarzał, że to chłodna kalkulacja. Trochę to sobie wmawiał. - Nie wiedziałem jak ją spuścić, bo wcześniej nawet jej nie podnosiłem. Nie jestem tak typowy za jakiego mnie masz. - Bo rzeczywiście zauważył, że nieco wyłamywał się z jej ram, nie żeby to był jakikolwiek kłopot. Trochę chciał zlać się z tłumem, gdy ona chciała być wyjątkowa i zauważona. Chciała być dumna z tego kim jest, co osiągnęła, jaką pewnością siebie biła. Jednocześnie miała też powody by tego chcieć. Dlatego mężczyzna lustrował ją z niezwykłym zainteresowaniem, nie uznając jej za pustą lalę od pierwszej rozmowy.
- Moja różdżka ma w sobie bardzo dużo magii. - Nawiązał tylko do jej przytknięcia o głodnego spojrzenia. Wolał nie komentować tego, co powiedziała o jego tuszy, ale trochę zaczęła mu przypominać ciotkę Margaret, która ciągle wypominała Willowi jego sylwetkę. O dziwo, potrafił jeść naprawdę dużo, więcej niż było po nim widać, ale po prostu zawsze był typem kościstego chudzielca. I Moss ze swoją idealną figurą zapewne nie wiedziała jak to jest być nastolatkiem, któremu wytyka się bycie patyczakiem. Lub zarzuca brak siły. Lub po prostu bycie pizdą. Dzisiaj miał już nieco inne podejście do świata i życia, a jako wartość nadrzędną stawiał bycie inteligentnym. Nie mięśnie.
Bo mądry człowiek rozmyśla, podczas gry silny - umiera.
- Jakoś sobie z tym poradzę. Coś czuję, że po tej czystce w Londynie jest dużo mieszkań, w których można się zaczepić. Swoją drogą skoro jest tak opustoszale to pewnie nie będę miał wielu zleceń. - To nie było takie fajne, bo jednak przydałoby mu się trochę galeonów. - Opowieść, mówisz… Cóż, nie było mnie tutaj pół roku… Najpierw popłynąłem do Francji, później zwiedzałem Alpy, Szwajcarię, Holandię, aż w końcu na dłużej zaczepiłem się w Niemczech. Konkretnie w Bawarii. Na pewno było tam nieco bardziej kolorowo niż tutaj. Wiedziałaś, że w Amsterdamie można palić diable ziele na ulicy jak papierosy? I nikt za to nie zgarnia na dołek.
Will Cattermole
Will Cattermole
Zawód : twórca amuletów, numerolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
wise man wonder
while strong man die
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7370-will-cattermole#201215 https://www.morsmordre.net/t7390-poczta-willa#201850 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f198-grimmauld-place-6-1 https://www.morsmordre.net/t7418-skrytka-bankowa-nr-1786#202870 https://www.morsmordre.net/t7389-will-cattermole#201833
Re: Szafa grająca [odnośnik]03.02.21 22:33
Kiepski moment wybrał sobie na powrót. I jeszcze gorsze otoczenie. Wokoło tonęli, choć mówią, że ci, którzy przepłynęli przez tyle mórz, nauczyli się już pływać i wcale nie tak łatwo ich zatopić. Dzielnica portowa była specyficzna. Kochali lub nienawidzili zakątka wypchanego tak cuchnącą, szorstką dynamiką zapitych mord i spełniających się mdłych przepowiedni. Nawet jednak im, tutaj w dokach, trudno było przewidzieć, co będzie dalej. Uciski nie malały i zdawało się, że wybiła najbardziej upiorna godzina. Nikt nie chciał odejść, ale każdy musiał mieć ten plan awaryjny, bo przeżarte trucizną propagandy ulice Londynu wypalały podeszwy tym niepodporządkowanym. Resztki śladów po poparzeniach, które zaoferowali jej magiczni policjanci przed dwoma tygodniami już raczej zgasły, ale czujne oko potrafiło wyłapać, że coś było nie tak. Dobre zakończenia? Nawet motywująca Philippę złość nie była w stanie ich wyrysować. Przez tę chwilę przestała żyć historiami niemożliwymi. Było tu i teraz, byle do przetrwania. Zjawił się wiec w dobrym czy złym momencie? Powinien się powstrzymać, czy jednak dobrze było go widzieć tu znów? Z powrotów się cieszyła, zwykle. Rzeczywistość, którą pozostawił, okazała się jednak inna od tego, w czym brodzili właśnie teraz.
– Traktuj to, jak chcesz. To jednak nie jest pora, w której pragniesz się rzucać w oczy. Nie w Londynie – napomknęła, podrzucając wskazówkę, której pewnie nie musiała mu podawać na tej rdzawej tacy. Nawet ona czasami po prostu potrzebowała się skryć. Kombinowała więcej niż kiedyś i obrywała jeszcze częściej. Czasu mieli tu wszyscy mniej, podobnie jak powodów do radości. Tu, wśród swoich, błyszczała jak zawsze, nie wychodziła z roli. Zamierzała strzec ostatniego azylu, wiedząc dobrze, w końcu dotrą i tutaj. A nawet już zdołali przetrzeć Pasażerowe szlaki i pogrozić ostro palcem. Powrót był kwestią czasu. I tym razem nie rozejdą się tak po prostu, nie bez łupów większych od paru pyskatych głów, które pogubiły nogi w chmielowym tańcu. Czuła chłód zimy. – Nie twierdzę, że jesteś tak całkiem typowy, Willu. Przyznaję, że potrafisz mnie zaskoczyć – odpowiedziała z uśmiechem. Kolejnym uśmiechem, który był na wagę złota, bo ostatnie dni należały tylko pozornie do pasma portowej rutyny. Wewnątrz niej działo się całkiem sporo. Takie niespodzianki mogła przyjmować, takie twarze, takie powroty. Na bohatera jej nie wyglądał, ale miał w głowie więcej, niż większość rozproszonych jęczydup. Cattermole nie pozwoli się temu wszystkiemu przygnieść tak łatwo.
– Trzymaj ją więc przy sobie. Blisko – skwitowała kwestię magicznej różdżki i puściła mu lekko oko. Tak naprawdę nie sądziła, by mógł wyruszyć w te strony jak ogołocony z magii czarodziej. Niemniej czujności teraz wymagało się od każdego. Świat stawał na głowie, fałsz próbował przelać się przez oczy, uszy i serca. I niestety bywały momenty, gdy było już za późno na antidotum. Na to wszystko Moss już miała pewien plan, powolną kreację, która być może przyniesie pożądane owoce. Myślała o niej między polewaniem drinków i obdzieraniem ryby z łusek w przetwórni. Nie myślała jednak teraz, gdy mogła bez skrępowania patrzeć mu w oczy.
Mylił się Will. Mylił się bardzo, sądząc, że nie zna tego uczucia, że nie wie, jak to jest być wytykaną palcami, wychudzoną, wyziębioną, głodną i odrzuconą. Jej komentarze wynikały z troski. Dobrze wiedziała, że ludzie nie mają co jeść, że zapasy znikają w oczach, że dzieciaki w dokach głodne kulą się po kątach. I dobrze wiedziała, że w tej chwili troska o przyjaciół była niesamowicie ważna. Nikogo nie chciała zostawić samego. Jeśli dobrze się przyjrzał, a sądziła, że miał ku temu wiele okazji, mógł wyłapać widok niemniej chudego ciała, zmarniałego niekiedy spojrzenia i mniej kolorowej buzi. Była przemęczona i pewnie znów schudła. Tuszowała to wszystko jednak sprytnie odpowiednim strojem i czarem słów. Odwracała uwagę, grała w swoje dalej. On jednak był bystry. – Znajdzie się dla ciebie praca. Wciąż robię za najlepszy punkt informacji, Cattermole. Popytam, podpowiem, polecę. Na pewno jakoś się dogadamy. Ruder trochę jest, ale rozdają je swoim ministerialnym ulubieńcom. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby nagle okazało się, że niczego sobie nie można po prostu wziąć. Że wszystko tutaj jest już ich. A swojego trzeba pilnować bardziej niż kiedykolwiek.
Nieco z zazdrością posłuchała o europejskich wycieczkach i podejrzanych obrazkach, tak odległych od tutejszego zamieszania. – Podrzucę to Bojczukowi. Byłby zachwycony. Pewnie jeszcze tego samego dnia zobaczyłabym walizki na progu – stwierdziła nieco rozbawiona wizją jego szybkich decyzji i zwinnego planu…działania. – Dużo zobaczyłeś. Co takiego było w tej Bawarii, że wybrałeś sobie właśnie ją? Słyszałam opowieści o Francji, Hiszpanii, ale tam? Właściwie to nigdy nie byłam poza krajem, znam tylko to – przyznała z uniesionymi wyżej dłońmi, zdradzając zaintrygowanie w głosie. Przez te osiem lat w Parszywym nasłuchała się wielu opowieści o podróżach. Tej jednak naprawdę chciała posłuchać.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Szafa grająca [odnośnik]03.02.21 22:34
Termin powrotu był słaby, to prawda, ale on się oszukiwał twierdząc, że jest stworzony do życia włóczykija. Nie chciał tego mówić, ale bezpieczeństwo nie było aż tak ważne jak jego rodzinne strony, jego poczucie przynależności do danego miejsca. Co więcej w większości krajów, które ładnie zwiedzał, nie mógł się nawet specjalnie dogadać z miejscowymi. Pewnie szybciej wydukałby im coś po trollańsku i by zrozumieli szybciej niż angielski. Brakowało mu tego londyńskiego akcentu. Nawet w porcie mógł być, chociaż wolałby być w mniej śmierdzącym miejscu. Z Philippą, ale w jakimś przyjemniejszym miejscu, tak, tak mogłoby być. Ale cóż, ona była w tym miejscu królową. Tutaj chciała roztaczać swoje niesamowite panowanie i on to szanował. Nawet jeśli przygasła od ich ostatniej rozmowy, wciąż miała w sobie tę aurę, która go tak przyciągnęła. Nic dziwnego, że nogi poniosły go od razu tutaj, pod jej nogi, tak by nie musiała się bardzo fatygować. Musiał jeszcze odwiedzić brata, ale to poczeka. Jeszcze przynajmniej chwilę, nim Will będzie musiał zrobić porządek z życiem tego głupka. - Nigdy nie chciałem się rzucać w oczy. - Przyznał. Lubił swoje istnienie takim jakim było. Spokojnym, kiedy nikt nie psuł mu jego planów. Ułożonych planów. Ułożonego życia. Logicznego, spokojnego. Tylko kobiety były ciekawsze, kiedy okazywały się niespokojnymi duchami. - Miasto dało ci w kość? - Tak właśnie brzmiała. Jakby wszystko jej się tu nie podobało. Może to ona powinna teraz pójść w jego ślady i wyjechać gdzieś daleko. On wychował się przecież na wsi, ale i tak ciągnęło go do wielkomiejskiego zgiełku. Coś było w nim takiego… Co po prostu sprawiało, że czuł się na swoim miejscu. - Cieszę się. I mam nadzieję, że nigdy się przy mnie nie wynudzisz. - To mogła potraktować jak obietnicę.
Był już trzeba przyznać trochę głodny, czekanie na jedzenie zrobiło się nieznośne. Zwłaszcza, że czuł zapach jakiejś mocno przyprawionej zupy. Może tymiankiem? - Poradzę sobie. Nie musisz się o mnie martwić. - Jego uśmiech był bardzo sugestywny. Kobiety tak najczęściej okazują swoje większe zainteresowanie. Zaczynają matkować. Ale to nic złego - wtedy zaczynają cię po prostu traktować jak swojego. Ciekawe. Na swój sposób. On nie znał jej jeszcze na tyle, by poświęcać swoje zmartwienie, ale kiedy, kto wie. Wiszącą bluzkę oczywiście dostrzegł, tylko ślepy by nie zauważył (zwłaszcza gdy mimowolnie czasami na tę bluzkę zerkał).
Zaśmiał się pod nosem. Rzeczywiście, Johnny’emu by się ta sytuacja bardzo podobała. - Bawaria jest… Niesamowita. Górzysta, woda w jeziorach jest przejrzysta jak lustro, a trawa soczyście zielona. No i była też jedna długonoga blondynka, ale musiałem zerwać. Patriotyzm wygrał. - No i trochę go przerażała. - Mieszkałem w małej wiosce w górach. Każdy domek miał tam inny kolor i wyglądały jak dziecięce klocki ustawione obok siebie. Mieli też najlepsze piwo jakiego próbowałem w życiu.
Will Cattermole
Will Cattermole
Zawód : twórca amuletów, numerolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
wise man wonder
while strong man die
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7370-will-cattermole#201215 https://www.morsmordre.net/t7390-poczta-willa#201850 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f198-grimmauld-place-6-1 https://www.morsmordre.net/t7418-skrytka-bankowa-nr-1786#202870 https://www.morsmordre.net/t7389-will-cattermole#201833
Re: Szafa grająca [odnośnik]24.02.21 1:34
Nie chciał, a jednak robił to. Przyciągał spojrzenia tych, którzy dawali się złapać. A może tych, których sam chciał ujrzeć? Zjawił się tu w Parszywym, wybierając zapyziałą tawernę na swój pierwszy przystanek po miesiącach gorzkiej nieobecności, miesiącach, kiedy być może większość zdołała o nim zapomnieć. Nie jednak ona. Wyhaczyła znajomą mordę niemal od razu. Choć.. mówienie o nim jako o mordzie jakoś się jej gryzło. Chociaż był zmarnowany, to jednak dalej prezentował się znacznie okazalej od typowej klienteli. – W moje oczy rzuciłeś się od razu, Willu Cattermole – przyznała nieskromnie, kokieteryjnie, tak bardzo typowo jak na siebie. Nie zamierzała jednak grać przed nim kogoś, kim nie była. Przyuważyła znajomą twarz i dała wyraźny znak, że nie zapomniała. Kiedy zaś zadał pytanie, które jasno pozwoliło jej stwierdzić, że widział, pochyliła się, przysuwając znacznie bliżej. Popatrzyła mu głębiej w oczy, a potem przekręciła głowę i zbliżyła usta do męskiego ucha. – Udawaj, że tego nie widzisz – wymruczała, nie błagając jednak aż tak o tajemnicę. Nie zależało jej na niej. Wolała jednak, by świat dalej był taki sam, by ona wcale nie marniała w swoim morskim raju. Raju pokolorowanym przez szare mgły z kominów i smutne oczy sierot. Odgięła plecy i popatrzyła na niego z góry, nieco już wyprostowana. Wciąż siedziała na ławie, a jej nogi unosiły się ponad lepkimi podłogami tawerny. Uśmiechnęła się z dumą, wychwytując męskie przyrzeczenie. Zatem i niech tak będzie. Liczyła na to, że jego powrót oznaczał dla niej nowe przygody. Skoro obiecał, niech tak szybko nie znika. Znajomość zdołała zblednąć przez te ciche miesiące. Może należało ją odświeżyć? Postukała tajemniczo paznokciami w drewniany blat i rzuciła jeszcze szybkie spojrzenie na salę wypełnioną gdzieniegdzie pijanymi łbami. Byli grzeczni, przez chwilę nic się nie działo. Doskonale.
Zmrużyła oczy, widząc to głodne spojrzenie. Z pewnością nie o niej teraz pomyślał. Zsunęła tyłek ze stolika i otworzyła usta. – Zaczekaj tu na mnie. Wrócę – obwieściła, nim odeszła kawałek. Zniknęła za kuchennymi drzwiami, a tam zadbała o to, by dostał odpowiednią potrawkę. W odpowiednie dużej porcji, jak na wygłodniałego mężczyznę przystało. Powróciła z pachnącym talerzem. Nim jednak dotarła do niego, tania porcelana odbiła się głucho o jeszcze dwa stoliki. Trzeba było roznieść zamówienia, zanim te spojrzenia ją zjedzą. Dosłownie. – Smacznego – zakomunikowała lekko, nie odchodząc jednak od niego. Moss wierzyła w trwałość relacji, nawet jeśli te były tak bardzo poszatkowane martwymi miesiącami. Mężczyźni przypływali i odpływali, a już zwłaszcza tutaj. Należało jednak nie robić sobie wrogów, dbać o więzi, bo nigdy nie wiadomo, kiedy te okażą się ratunkiem w największej opresji. Dziś jednak słowa dyktowała jej sympatia i ciekawość. Dobrze było właśnie móc czasem się pomartwić. Nie chciała jednak przeżywać tego samego, co zaserwował jej ostatnio Keaton. Tej bolesnej wręcz tęsknoty i niepewności. Do tamtego zniknięcia wierzyła, że nie przejmuje się aż tak. Pomyliła się.
Uniosła brew, kiedy wspomniał o wysokiej blondynce. Za długimi nogami niejeden knypek poszedłby na drugi koniec świata. No tak. Ona ich co prawda nigdy takich nie miała, ale radziła sobie bez nich doskonale. Z trudnym do podważenia powodzeniem. Przymus zerwania brzmiał w jego ustach jak coś, co po prostu musiało się zdarzyć. Wcale jej to nie zaskoczyło. – Nie chciałeś jej tutaj zabrać? Czy może jednak angielskie dziewczęta pozostają ci jeszcze bliższe? – podpytała, zastanawiając się, czego właściwie nie miał tam. A może w tamtym czasie wszystko zlało się w całość i po prostu potrzebował wrócić? – Wszystko brzmi lepiej niż tutaj. Kolorowe domki i naprawdę dobre piwo – skwitowała, sugestywnie rozglądając się po nędznym otoczeniu. – Ale ty wróciłeś. Gdyby ktoś mi dał taki domek i pozwolił tam zostać, to… - urwała, łapiąc się na tym, że coś takiego nigdy nie było jej marzeniem. – To też bym wróciła – odpowiedziała niespecjalnie jednak zdziwiona własnymi słowami.
Dokąd teraz pójdziesz?
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Szafa grająca [odnośnik]12.07.21 11:56
– Ejże! – zawołała jakaś morda z końca sali. Pięść uderzyła w stare drewno, zadrżało kilka monet rozłożonych między deskami. Jedna z nich wpadła w szczelinę i błysnęła w stronę rozpalonych sufitów. Rudy to był jegomość, zacny dość w pasie i na pierwszy rzut oka straszący groźbą. Zgromadzeni wokół stołu towarzysze zawtórowali mu i zwrócili się również w stronę barmanki. Jeden trzymał w czarnych zębiskach taniego papierosa – zapewne już jednego z ostatnich. Drugi drapał się po kolanie, jakby mu było żal, że nie wygrzewa go już tamta dziwka.  – Jesteśmy spragnieni. Polejże, dziewczyno! – kontynuował, a ten donośny głos skupił na sobie uwagę całego lokalu. Znali go. Wiedzieli, że był awanturnikiem. To on, to ten rudobrody. Rok temu wrócił z tej słynnej wyprawy z kapitanem Flintem. Ludzie powiadali, że obłowili się tam tak, że im się we łbach poprzestawiało. Złoty ząb, złoty łańcuch, złote sznurowadła. Gdy wrócili z morza, ludzie w porcie długo spoglądali na nich z podziwem. I przestrachem.
– Zostaw tego kmiota, obcych tu nie obsługujemy! – bąknął i tak się zamachnął, że aż się cała ława przesunęła. Syknął ten, który głaskał kolano. Kłapnął zębiskami w stronę rudego, jakby co najmniej byli parą agresywnych kundli a nie ludźmi. Ale to przecież piraci. Niecierpliwe łby oglądały się za Philippą, a puste kufle za dwa mrugnięcia mogły zaraz pofrunąć przez cały lokal i tak rozbić się na czymś łbie. Tego chyba ta dziewucha nie chciała, nie? Znali ją, ona znała ich. Kimkolwiek był tamten młody patałach, nie zasługiwał na aż tyle uwagi. I jeszcze będzie im odbierał kobiet. Niedoczekanie. Nawet mu jadło podstawiła pod nos, jakby był jakimś królewiczem. Obraca ją, czy jak? Pirackie łby miały rozognione spojrzenia. Zaborcze pięści niecierpliwiły się. Nie musiała się wdzięczyć, jak tutejsze lafiryndy, ale jej zadaniem było pojenie ich tak długo, aż nie zdechną. To jeszcze chyba potrafiła, prawda? Może Boyle powinna wymienić dziewuchę na młodszą, chętniejszą, bardziej łasą na ich wielkie łapska.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Szafa grająca - Page 7 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Szafa grająca [odnośnik]12.07.21 13:04
Gdyby postawiła garść galeonów na to, że marynarze dadzą jej w spokoju nadrobić miesiące nieobecności Cattermole’a, przegrałaby. Może wyglądała na ładne, niezbyt mądre kobiecisko, ale niektórzy dobrze wiedzieli, że to pozory i naprawdę nie powinno się jej lekceważyć. Umiała sobie radzić, a już szczególnie na swoim terenie. Nie ukrywała tego, że w tym miejscu to ona dyktowała warunki. Nie z każdym jednak mogła tak robić. Nie każdemu mogła podłożyć nogę, nie każdemu podać w kuflu spienione siki. Niektórzy wciąż znaczyli tu o wiele więcej niż ona. Gniotło ją niekiedy poczucie zazdrości, kłujące, zmuszające do oddania dominacji. W snach była królową, a w rzeczywistości czasem musiała odpuścić. Tak jak teraz, kiedy marchwiowa broda zawyła w jej stronę, roszcząc sobie prawo do obsługi. Na własnym poletku. Willric będzie musiał poczekać i świadomość tą przyjęła z pewnym zniesmaczeniem. Bo z daleka grzmiał ten, którego lepiej nie drapać, kiedy jest najeżony. – Musisz się mną podzielić, Cattermole. Jak widać – zwróciła się w stronę tego zbłąkanego wędrowca, który przynosił opowieść, obecność i świecące się na jej widok oczy. A może tak tylko jej się wydawało?
Niechętnie, nieco przeciągle zsunęła tyłek z blatu i poprawiła zagnieciony kawałek spódnicy. Ściągnęła tace pod pachę i wyruszyła w stronę baru, wiedząc dobrze, w jakich barwach malują się pragnienia poszanowanych w towarzystwie piratów. Złoty i biały, lekko pienisty. Aż do porzygu, aż do zatopienia. Póki łajba mknęła i póki mieściło się w brzuchu. Naszykowała wprawnym ruchem trzy wielkie naczynia i nie pożałowała, przelewając ulubiony napój do wnętrza. Dzisiaj nie życzyli sobie karuzeli. Dzisiaj chcieli dużo, niekoniecznie mocno. Siedzieli już kilka godzin, zupełnie, jakby nie istniało inne miejsce. Niech i tak będzie. Przynajmniej porządnie wypełniała się skrzynka z forsą. Połowy będą obfite, a ona może zyska całą kieszeń miedziaków. Widziała, jak przekrwione oczyska otwierają się napastliwie dla niej. Nie spuścili z niej wzroku. Trwali na tej jednej warcie i zapewne pozostaną aż do rana. A nawet nie błysnął księżyc. Dobrze, że dzisiaj nie miała całonocnej zmiany. Kto inny ich przejmie. Z baru wysunęła się zwinnym ruchem i lekko zakołysała biodrami, prowadząc tacę prosto do samczego stolika. Rozluźnili się wyraźnie, mając ją już na horyzoncie. – Zawsze tu jestem… - wypowiedziała miękko, miło, a jej drobne dłonie pchnęły kufle pod czerwone nosy, jakby miały w sobie męską krzepę. Wprawa czyniła ten urok bardziej wytwornym. – I nigdy wam nie żałuję. Ależ jesteście niecierpliwi, panowie – zacmokała z teatralną dezaprobatą. – Na zdrowie! – dodała żywiej i gładziła jednego z nich po cudacznej, wytarganej brodzie. Dla was, miała jeszcze ochotę dodać, ale wolała teraz obrócić się na pięcie i powrócić do rozmówcy. Nim to zrobiła, zgarnęła kilka moment porzuconych na stole i zamknęła je w dłoni, puszczając do piratów oczko. Wróci tu zaraz, a oni już nie będą tak charczeć. Póki co kufle cieszyły obfitością. Nastał spokój.

zt
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss

Strona 7 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7

Szafa grająca
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach