Brama
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Brama
Niewielu zdawało sobie sprawę z istnienia wielkiej kamiennej bramy, która obłożona wieloma zabezpieczeniami chroniła wejście do Locus Nihil. Potężnego, magicznego artefaktu, na który przed wieloma latami odnalazły gobliny i które po tym, co wydarzyło się z całą rasą olbrzymów postanowiły na zawsze zamknąć znalezisko i skryć sekret przed czarodziejskim światem. Mawia się, że ci, którzy nałożyli zabezpieczenia zostali pozbawieni wspomnień, że rzeczywiście się tego podjęli. Wejście znajduje się głęboko, głęboko pod ziemią w miejscu skrytym za jedną z kamiennych ścian obleczonej iluzją. W przestrzennej, komnacie wyciosane zostały złote wrota, które ostrzegają w runicznym języku każdego, kto jest w stanie je zrozumieć. Napis na nich głosi: strzeżcie się wszyscy, którzy tu wejdziecie
Udało jej się odepchnąć od siebie moc próbującą przemienić ją w zwierzę. Zmiany cofnęły się, uwalniając jej wiodącą dłoń, a ona nachyliła się ustami nad dłonią posągu. Żeby osiągnąć cel mogła zrobić coś, co normalnie wydawałoby jej się po prostu głupie. Musieli ruszyć dalej, nie zamierzała zostać w tej komnacie na zawsze. Jeśli podarowanie posągom tego, o czym mówiły zagadki, miało umożliwić im kontynuowanie wyprawy, to należało to zrobić.
Ale w momencie, kiedy pocałowała kamienną dłoń, znowu poczuła obecność. Czy to przypadek, czy może to właśnie fizyczny kontakt z posągiem sprawił, że moc znowu w nią wniknęła? Czuła, że obecność jest silna, silniejsza niż ta, która próbowała przed chwilą ją zmienić. Po jej ręce szybko wspinały się czerwone żyłki podobne tym, które dopadły ją w komnacie z krową i Zakonnikami. Czy była tak silna dlatego, że zbliżali się do czegoś związanego z czerwonym kamieniem?
Musiała po raz kolejny podjąć walkę. Odepchnąć niechcianą moc próbującą odebrać jej kontrolę nad swoimi czynami. Chciała wypchnąć ją ze swojego ciała i umysłu tak, jak zrobiła to przedtem.
Kątem oka dostrzegła też, że Tristan najwyraźniej postanowił zrobić to, co wcześniej próbowała zrobić ona, tylko przezornie odłupał fragment płytki zawczasu.
- Spróbuję go zmienić – powiedziała, sięgając po fragment, który zdobył Rosier. Póki jeszcze miała władzę nad sobą. Nie chciała jej stracić. Nie mogła. – Acus – szepnęła, próbując wyobrazić sobie świecę o wymiarach odpowiadających fragmentowi płytki. Nigdy nie była zbyt dobra z transmutacji, ale to zaklęcie leżało w zasięgu jej możliwości. Musiała tylko ostatecznie wygrać walkę z obecnością i skupić się. Może skupienie się na konkretnej czynności pomoże jej skuteczniej pozostać w swoim ciele, nie dopuszczając do niego nikogo innego.
| 1 – uwolnienie od obecności, 2 - zaklęcie
Ale w momencie, kiedy pocałowała kamienną dłoń, znowu poczuła obecność. Czy to przypadek, czy może to właśnie fizyczny kontakt z posągiem sprawił, że moc znowu w nią wniknęła? Czuła, że obecność jest silna, silniejsza niż ta, która próbowała przed chwilą ją zmienić. Po jej ręce szybko wspinały się czerwone żyłki podobne tym, które dopadły ją w komnacie z krową i Zakonnikami. Czy była tak silna dlatego, że zbliżali się do czegoś związanego z czerwonym kamieniem?
Musiała po raz kolejny podjąć walkę. Odepchnąć niechcianą moc próbującą odebrać jej kontrolę nad swoimi czynami. Chciała wypchnąć ją ze swojego ciała i umysłu tak, jak zrobiła to przedtem.
Kątem oka dostrzegła też, że Tristan najwyraźniej postanowił zrobić to, co wcześniej próbowała zrobić ona, tylko przezornie odłupał fragment płytki zawczasu.
- Spróbuję go zmienić – powiedziała, sięgając po fragment, który zdobył Rosier. Póki jeszcze miała władzę nad sobą. Nie chciała jej stracić. Nie mogła. – Acus – szepnęła, próbując wyobrazić sobie świecę o wymiarach odpowiadających fragmentowi płytki. Nigdy nie była zbyt dobra z transmutacji, ale to zaklęcie leżało w zasięgu jej możliwości. Musiała tylko ostatecznie wygrać walkę z obecnością i skupić się. Może skupienie się na konkretnej czynności pomoże jej skuteczniej pozostać w swoim ciele, nie dopuszczając do niego nikogo innego.
| 1 – uwolnienie od obecności, 2 - zaklęcie
The member 'Lyanna Zabini' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 46, 58
--------------------------------
#2 'Gringott' :
#1 'k100' : 46, 58
--------------------------------
#2 'Gringott' :
Zaczynało brakować im czasu. Ściany były coraz bliżej, mechanizm wciąż nie przestawał działać. Dlaczego? Zmarszczył brwi i z niedowierzaniem pokręcił głową, gdy Śmierciożerca zaczął warczeć coś o zdrajcach; co do...? Może uderzył się w głowę o jeden raz za dużo, a może to ta sama siła, która dopiero co przeszkadzała mu kontrolować swe ciało, teraz mieszała w głowie. Nieistotne. Spiął się, ścisnął różdżkę mocniej - na szczęście lord Burke dość szybko przerwał obrzucać go oskarżeniami, bezpodstawnymi i kompletnie niedorzecznymi. - Theo? - odezwał się z niepokojem, gdy zauważył, że wejście w interakcję z łbem posągu wcale nie przyniosło oczekiwanego rezultatu, zamiast tego nogi kuzyna oderwały się od ziemi, zaczął wlatywać w górę. A tak dobrze im szło, ułożyli płytki w poprawnej kolejności, był tego pewien; czego jeszcze, na litość Merlina, oczekiwał od nich twórca tej zagadki? Wtedy też sięgnął po inkantację wybranego zaklęcia, które miało wzmocnić towarzyszy. Wraz z mocą spływającą do różdżki nadeszło dziwne, palące ciepło - gdy tylko spojrzał na lewą dłoń, by zrozumieć, co się dzieje, nagle wystrzeliła z niej kula ognia. Odruchowo odsunął się do tyłu, by spróbować uniknąć tej nieprzyjemnej niespodzianki. Zaklął pod nosem, coraz bardziej zirytowany - i przestraszony - sytuacją, w której przyszło im się znaleźć. - Może... Może brakuje mu oczu. Mówił, że spojrzy na to, na układankę, z góry... Tylko jako jedyny łeb w tej cholernej komnacie nie ma oczu - mówił gorączkowo, szybko, machając przy tym ręką w stronę najbliższego mu jelenia. - Accio bursztynowe oko - spróbował z magią, nie chcąc tracić czasu na biegane w tę i z powrotem, kierując różdżkę na nieruchomą, zdobiącą jedną ze ścian ozdobę.
| pierwsza kostka na unik, druga na zaklęcie
| pierwsza kostka na unik, druga na zaklęcie
paint me as a villain
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Caelan Goyle' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 99
--------------------------------
#2 'k100' : 78
--------------------------------
#3 'Gringott' :
#1 'k100' : 99
--------------------------------
#2 'k100' : 78
--------------------------------
#3 'Gringott' :
Miał wrażenie, że ściany już w tej chwili zaciskają się na jego płucach - ciężko mu było złapać oddech, krew dudniła w uszach, złamana ręka rwała niemiłosiernie, robiło się coraz ciaśniej i duszniej. Ciężko mu było znaleźć jakiś sposób na uspokojenie się, do tej pory nie odnosili jakichś znaczących sukcesów - a im dłużej próbowali i się mylili, tym bardziej zacieśniały się ściany - zarówno pomieszczenia, jak i paniki, która powoli zamykała w swoich sidłach umysł Craiga.
Nie pomógł mu widok tego, jak Theodore nagle zaczyna lewitować. Ani jak z ręki Caelana nagle, bez ostrzeżenia, wystrzela ognista kula. Dobrze że stał dość daleko, że nie musiał robić uników. Spokój spłynął na niego niespodziewanie. Zarówno zbliżające się ściany, które lada moment miały ich zmiażdżyć, jak i dziwaczne zjawiska, które spotkały jego towarzyszy, nagle przestały robić na nim jakiekolwiek wrażenie. Tak sie po prostu działo. Właściwie nie było w tym nic ciekawego do oglądania.
A potem wszystko wróciło. Jak cios obuchem, psychika Craiga znów zaczęła uginać się pod ciężarem paniki, strachu, gniewu i wyczerpania.
- Oczy...? - wysapał, próbując w jakikolwiek sposób zachować pozory, że panuje nad swoim ciałem i umysłem w stu procentach. Zadrżał. Tym razem nie siedziała w nim obca jaźń, ale zapanowanie nad własnymi odruchami i utrzymanie spokoju kosztowało go podobne pokłady wysiłku. Rozejrzał się nieco gorączkowo, faktycznie, tylko gadający jeleń nie posiadał żadnych zdobień. Zdecydowanie teoria ta miała sens, choć Burke zastanowił się także, czy nie zaburzą wtedy jakiegoś rodzaju harmonii. W końcu pozostałe rogacze posiadały swoje oczy, jeśli by im je wyłupić, zdobienia komnaty przestaną być symetryczne. Nie mieli jednak innego wyjścia jak spróbować. Oby ta cała pieprzona harmonia odnosiła się tylko do tych przeklętych płytek. - Accio bursztynowe oko - rozkazał, idąc w ślady Caelana. Posiadanie jasnego celu pomagało mu skupić myśli. Wziąć to przeklęte oko. Wcisnąć je w oczodół gadającej rzeźby. Wynieść się stąd już, teraz, natychmiast. Zerknął na Caelana, dając mu znak głową, by był gotowy aby złapać drugi z kamieni, o ile ten posłucha i przyleci - jemu samemu z jedną ręką byłoby ciężko.
Nie pomógł mu widok tego, jak Theodore nagle zaczyna lewitować. Ani jak z ręki Caelana nagle, bez ostrzeżenia, wystrzela ognista kula. Dobrze że stał dość daleko, że nie musiał robić uników. Spokój spłynął na niego niespodziewanie. Zarówno zbliżające się ściany, które lada moment miały ich zmiażdżyć, jak i dziwaczne zjawiska, które spotkały jego towarzyszy, nagle przestały robić na nim jakiekolwiek wrażenie. Tak sie po prostu działo. Właściwie nie było w tym nic ciekawego do oglądania.
A potem wszystko wróciło. Jak cios obuchem, psychika Craiga znów zaczęła uginać się pod ciężarem paniki, strachu, gniewu i wyczerpania.
- Oczy...? - wysapał, próbując w jakikolwiek sposób zachować pozory, że panuje nad swoim ciałem i umysłem w stu procentach. Zadrżał. Tym razem nie siedziała w nim obca jaźń, ale zapanowanie nad własnymi odruchami i utrzymanie spokoju kosztowało go podobne pokłady wysiłku. Rozejrzał się nieco gorączkowo, faktycznie, tylko gadający jeleń nie posiadał żadnych zdobień. Zdecydowanie teoria ta miała sens, choć Burke zastanowił się także, czy nie zaburzą wtedy jakiegoś rodzaju harmonii. W końcu pozostałe rogacze posiadały swoje oczy, jeśli by im je wyłupić, zdobienia komnaty przestaną być symetryczne. Nie mieli jednak innego wyjścia jak spróbować. Oby ta cała pieprzona harmonia odnosiła się tylko do tych przeklętych płytek. - Accio bursztynowe oko - rozkazał, idąc w ślady Caelana. Posiadanie jasnego celu pomagało mu skupić myśli. Wziąć to przeklęte oko. Wcisnąć je w oczodół gadającej rzeźby. Wynieść się stąd już, teraz, natychmiast. Zerknął na Caelana, dając mu znak głową, by był gotowy aby złapać drugi z kamieni, o ile ten posłucha i przyleci - jemu samemu z jedną ręką byłoby ciężko.
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Craig Burke' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 42
--------------------------------
#2 'Gringott' :
#1 'k100' : 42
--------------------------------
#2 'Gringott' :
-Mówiono, mówiono, ale nie pisali o tym w księgach, bo jakby to wyglądało - odpowiadam z przekąsem, widzę, że nie tylko jak urządzam sobie pogawędki z uroczą damą wewnątrz mnie - zaprzyjaźniliście się? - pytam Tristana z uśmiechem, jednocześnie rozglądając się po komnacie, by następnie dojść do wniosku, że percepcja została taka, jaka była, a w komnacie nie zaszły żadne zmiany. Nadal nie widać wyjścia, strzegą nas cztery posągi. a pośrodku komnaty stoi zamknięty kufer. Sprawdziłbym chętnie, co tam kryje się w środku, ale nierozsądnie pchać się z łapami do skrzyni, która znajduje się w podziemiach banku Gringotta. Jak idzie ten wierszyk nad wejściem? Złodzieju strzeż się, cośtamcośtam...? Czy rozwiązanie zagadek daje nam większe uprawnienia?
Ignoruję złotą radę Rosiera, głupie a można przez gardło mi nie przechodzi. Wiem, że nie można. I... nie wiem, co z tym fantem zrobię, ale rozważę ewentualne zawieszenie członkostwa, kiedy trafimy z powrotem na powierzchnię w jednym kawałku. Prycham na to jego wytłumaczenie, jasne, bo bez niej to niby nie dałbym sobie rady: zaraz jednak przypomina mi się ból w lewym ramieniu, nieudane protego i to, że właściwie w czarach to ja najlepszy nie jestem - przekonałem ją, by się przewietrzyła. Trochę było mi ciasno, wiesz - wyjaśniam, potrzebuję dużo przestrzeni, nie przepadam za ciasnotą. Pierwszej nocy na statku omal nie rzuciłem się za burtę, potem niby przywykłem, ale dwa tęgie umysły w jednej małej głowie, to jednak nie to samo, co kilku chłopa w niewielkiej kajucie. Z mojej różdżki jak na zawołanie tryska strumień wody, wypełniając kamienne ręce posągu - widzę w tym prowizorycznym lustrze swą twarz i wyglądam jak zawsze. Zero demonicznych naleciałości, tymczasem Tristan rozwiązuje ostatnią zagadkę - gdy pada jego odpowiedź, nagle myślę, że to przecież strasznie oczywiste. Lyanna wypełnia polecenie mężczyzny - no dobrze, że mnie o to nie poprosił, bo chyba byśmy się stąd już nie ruszyli - a ten w tym czasie bawi się w jakiego cieślę czy innego budowlańca i rozwala kawał podłogi. Płytek szkoda, ładne.
-Śledzi... - powtarzam po Tristanie, że to nie jest zwykły ptak - tak, wpadłem na to, a jako że Rosier ma niby więcej oleju w głowie ode mnie, liczyłem na ciekawsze konkluzje. Naraz jednak czuję nawracający ucisk w okolicach potylicy i nie mam wątpliwości, że to obecność powraca/ Nie dam sobie ręki odrąbać, czy to ta sama, czy jakaś jej złośliwa siostra, ale walczę. Świta mi, że powinienem natychmiast natłuc Tristanowi i to też ku niemu zwracam swą różdżkę, tylko że... to przecież głupie, nie, nie nie - zamiast tego celuję w odłamek, jaki wyłupał, z zamiarem zmienienia go w świecę, a najlepiej to w ogóle w gromnicę o ładnym, korzennym zapachu.
-Acus - mruczę, lecz nie koncentruję się zbytnio na transmutacyjnej formule. Rosier drażni mnie i rozstraja tak bardzo, że rozważam rzucenie się na niego. Albo jemu, do gardła.
1 kostka - rzut na odporność | 2 kostka - zaklęcie
Ignoruję złotą radę Rosiera, głupie a można przez gardło mi nie przechodzi. Wiem, że nie można. I... nie wiem, co z tym fantem zrobię, ale rozważę ewentualne zawieszenie członkostwa, kiedy trafimy z powrotem na powierzchnię w jednym kawałku. Prycham na to jego wytłumaczenie, jasne, bo bez niej to niby nie dałbym sobie rady: zaraz jednak przypomina mi się ból w lewym ramieniu, nieudane protego i to, że właściwie w czarach to ja najlepszy nie jestem - przekonałem ją, by się przewietrzyła. Trochę było mi ciasno, wiesz - wyjaśniam, potrzebuję dużo przestrzeni, nie przepadam za ciasnotą. Pierwszej nocy na statku omal nie rzuciłem się za burtę, potem niby przywykłem, ale dwa tęgie umysły w jednej małej głowie, to jednak nie to samo, co kilku chłopa w niewielkiej kajucie. Z mojej różdżki jak na zawołanie tryska strumień wody, wypełniając kamienne ręce posągu - widzę w tym prowizorycznym lustrze swą twarz i wyglądam jak zawsze. Zero demonicznych naleciałości, tymczasem Tristan rozwiązuje ostatnią zagadkę - gdy pada jego odpowiedź, nagle myślę, że to przecież strasznie oczywiste. Lyanna wypełnia polecenie mężczyzny - no dobrze, że mnie o to nie poprosił, bo chyba byśmy się stąd już nie ruszyli - a ten w tym czasie bawi się w jakiego cieślę czy innego budowlańca i rozwala kawał podłogi. Płytek szkoda, ładne.
-Śledzi... - powtarzam po Tristanie, że to nie jest zwykły ptak - tak, wpadłem na to, a jako że Rosier ma niby więcej oleju w głowie ode mnie, liczyłem na ciekawsze konkluzje. Naraz jednak czuję nawracający ucisk w okolicach potylicy i nie mam wątpliwości, że to obecność powraca/ Nie dam sobie ręki odrąbać, czy to ta sama, czy jakaś jej złośliwa siostra, ale walczę. Świta mi, że powinienem natychmiast natłuc Tristanowi i to też ku niemu zwracam swą różdżkę, tylko że... to przecież głupie, nie, nie nie - zamiast tego celuję w odłamek, jaki wyłupał, z zamiarem zmienienia go w świecę, a najlepiej to w ogóle w gromnicę o ładnym, korzennym zapachu.
-Acus - mruczę, lecz nie koncentruję się zbytnio na transmutacyjnej formule. Rosier drażni mnie i rozstraja tak bardzo, że rozważam rzucenie się na niego. Albo jemu, do gardła.
1 kostka - rzut na odporność | 2 kostka - zaklęcie
Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
The member 'Francis Lestrange' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 70
--------------------------------
#2 'k100' : 68
--------------------------------
#3 'Gringott' :
#1 'k100' : 70
--------------------------------
#2 'k100' : 68
--------------------------------
#3 'Gringott' :
Naprawdę przez moment sądził, że im się uda – gdy wkładał w układankę ostatnią z płytek, gdy słuchał charakterystycznego kliknięcia, pewien, że ułożyli cyfry w prawidłowej kolejności; czy to chwilowa ulga skłoniła go do utraty czujności, czy już od samego początku byli skazani na porażkę? Nie wiedział – ani co właściwie działo się dookoła niego, ani gdzie powinien skierować swoją uwagę najpierw; w jednej chwili Caelan łapał się za okolice serca oddychając ciężko, w kolejnej Craig obrzucał go bezpodstawnymi oskarżeniami, by zaraz się z nich wycofać; nie zareagował – nie zdążył, bo ledwie dotknął dłońmi głowy jelenia, przestał ważyć cokolwiek – a jego stopy oderwały się od ziemi, podczas gdy ciało, pozbawione oparcia, zaczęło unosić się w górę. I być może byłoby to nawet zabawne – gdyby nie wciąż przesuwające się w ich stronę ściany, których chropowatą powierzchnię już prawie był w stanie wyczuć na własnych plecach. – Ja pierdolę – warknął pod nosem, wyciągając ręce, starając się złapać czegokolwiek, dzięki czemu mógłby ściągnąć się z powrotem na ziemię; czuł wzmacniającą go magię, wiedział, że była to zasługa kuzyna – ale póki co nie mogła mu się na nic przydać. – Oczu? – powtórzył, spoglądając z góry na puste oczodoły jelenia; no tak – jak mógł wcześniej nie zwrócić na to uwagi? – Powinniśmy je zabrać ze ścian? – pytał dalej, dłońmi wciąż starając się odnaleźć oparcie, ale bezskutecznie; gdyby mieli więcej czasu, być może mógłby transmutować luźne kamienie w bursztyny, ale zostały im sekundy – jeśli nie ich ułamki.
Jakby na zawołanie, poczucie ciężaru własnego ciała wróciło; zbyt niespodziewanie, zbyt gwałtownie – poleciał w dół, bezwładnie, starając się jednak w locie obrócić tak, by nie upaść twarzą na posadzkę, uniknąć bolesnego zderzenia. Bez względu na to, czy mu się to udało czy nie, czy wystarczyło wyprostować nogi czy musiał zebrać się prędko z chłodnej posadzki, wyciągnął ręce do Caelana i Craiga, żeby zabrać od nich bursztynowe oczy, które chwilę wcześniej próbowali przywołać do siebie zaklęciami; stojąc pośrodku, wciąż znajdował się w najlepszej pozycji do sięgnięcia ku głowie jelenia – nawet jeśli nie miał na to najmniejszej ochoty. – Spróbuję – powiedział jeszcze, wyjaśniając swe intencje, po czym nachylił się do przodu, wyciągnął w górę i spróbował wepchnąć bursztynowe kamienie prosto w ziejące czernią dziury – znajdujące się dokładnie tam, gdzie powinny znajdować się oczy jelenia.
| próbuję nie potłuc sobie pośladków
Jakby na zawołanie, poczucie ciężaru własnego ciała wróciło; zbyt niespodziewanie, zbyt gwałtownie – poleciał w dół, bezwładnie, starając się jednak w locie obrócić tak, by nie upaść twarzą na posadzkę, uniknąć bolesnego zderzenia. Bez względu na to, czy mu się to udało czy nie, czy wystarczyło wyprostować nogi czy musiał zebrać się prędko z chłodnej posadzki, wyciągnął ręce do Caelana i Craiga, żeby zabrać od nich bursztynowe oczy, które chwilę wcześniej próbowali przywołać do siebie zaklęciami; stojąc pośrodku, wciąż znajdował się w najlepszej pozycji do sięgnięcia ku głowie jelenia – nawet jeśli nie miał na to najmniejszej ochoty. – Spróbuję – powiedział jeszcze, wyjaśniając swe intencje, po czym nachylił się do przodu, wyciągnął w górę i spróbował wepchnąć bursztynowe kamienie prosto w ziejące czernią dziury – znajdujące się dokładnie tam, gdzie powinny znajdować się oczy jelenia.
| próbuję nie potłuc sobie pośladków
it's a small crime
and i've got no excuse
and i've got no excuse
Theodore Wilkes
Zawód : wiedźmi strażnik; podróżnik; przemytnik
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
count my cards
watch them fall
blood on a marble wall
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Theodore Wilkes' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 62
'k100' : 62
The member 'Theodore Wilkes' has done the following action : Rzut kością
'Gringott' :
'Gringott' :
Lyannie udało się zatrzymać transmutacje ciała. Jednak próba obronienia się przed tym - a raczej tą - która rozmieszczała się wewnątrz niej. Moszcząc wygodnie, w nowym ciele, nowym umyśle, spychając ją całkowicie na obrzeża własnej jaźni. Jej oczy zalśniły czerwienią, a twarz pokryła siatka czerwonych żyłek. Jej słowa ugrzęzły w gardle, nie zdołała zrobić tego, co planowała. Poczuła psychiczny ból, kiedy siłowała się z obecnością, ostatecznie tracąc kontrolę nad własnym ciałem. Szczęśliwie dla całej trójki Francis powtórzył zaklęcie, którego nie była w stanie rzucić Lyanna. Kawałek świecy wydobytej przez Tristana zmienił się w świecę podobnej wielkości.
Lyanna w tym czasie spojrzała na swoje dłonie, które zwinęła w pieści i rozprostowała. Następnie splotła je nonszalancko na piersi spoglądając na sojusznika Rycerzy.
- Franc, ta ci się podoba? - zapytała wykrzywiając usta i zawieszając na nim czerwone tęczówki. W czasie, kiedy zajmowaliście się włożeniem świecy w dłonie ostatniego z posągów. - Teraz masz szansę, się wykazać. - powiedziała jeszcze wychodząc z kręgu posągów, kiedy świeca została wetknięta w ostatni z nich. Czerwone oczy posągów zalśniły bardziej, a światło rozniosło się po ich bokach, aż do ziemi, podświetlając też żłobienia w okręgu, który znajdował się pomiędzy nimi. Do waszych uszu dotarł głos ocierających się o siebie kamieni, kiedy wewnętrzny krąg rozstępował się, ukazując skrytkę pod podłożem. Kufer, który stał na środku do pewnego momentu przesuwał się, by później przewrócić i uchylić wieko. Ze środka wypadło kilka przedmiotów - wazon, bukiet sztucznych kwiatów, lusterko, grzebień, świeca i trochę koralików. Najciekawsze zaś zdawało się to, co znajdowało się na środku skrytki. Niewielki kamień, o nierównych kształtach. Posiadał wryty wizerunek smoka i siatkę czerwonych żyłek. Kiedy zbliżyliście się, czuliście pulsującą od niego, niewielką moc. Tristan jednak był w stanie rozpoznać, że choć jest ona jednaka z tym, co czuł wcześniej, tamta była silniejsza i wydawała się przebywać dalej. Głębiej.
Kiedy ten został wyciągnięty z miejsca w którym przebywał, przeciwległa ściana do tej, którą wcześniej weszliście zadrżała, a trzy kamienne płyty opadły, ujawniając wam dalsze przejścia nad każdym z nich znajdował się napis w runicznym języku, który Lyanna od razu zrozumiała. Nie była jednak w stanie przekazać posiadanej przez siebie wiedzy.
- Wybór, Decyzja, Postanowienie. - wypowiedziała ustami Lyanny zjawa. Tłumacząc znaczenie słów znad wejść. Każdy z korytarzy spowity był ciemnością. Poza słowami nad nimi, nie różniły się niczym.
Francis w pewnej chwili, poczuł się kompletnie zagubiony. Wiedział, gdzie był i co robił, ale nie miał pojęcia kim są przebywające z nim tutaj osoby. Zapomniał kim był stojący przed nim mężczyzna. Właściwie, był przekonany, że widział go po raz pierwszy w życiu.
Francis, twoja pamięć odnośnie Tristana i Lyanny wróci w kolejnym poście.
Lyanna, ST 60
proszę, żebyście wyraźnie zaznaczyli, kto zabiera kamień
Macie jedną akcję.
Caelan cofając się do tyłu właściwie wpadł na ścianę, która znajdowała się już tuż za nim. Szczęśliwie, pozwoliło mu to jednak uniknąć kuli ognia, która pomknęła w kierunku sufitu i rozbiła się o niego. Uniósł różdżkę, rzucając zaklęcie. Kawałek bursztynowego kamienia znalazł się w jego dłoni. Craig ledwie radził sobie ze swoją klaustrofobią w obliczu ścian, które właściwie zaczynały ich zmuszać do zbliżania się do siebie coraz mocniej, coraz bardziej. Był w stanie to zauważyć zarówno Caelan jak i Theodore. Mimo kołaczącego serca i duszności był w stanie rzucić poprawnie nieskomplikowane zaklęcie. Kamień wpadł w jego rękę. Theodore wylądował w miarę stabilnie na podłożu nie czyniąc sobie żadnej krzywdy. Odebrał kamienie od dwójki mężczyzn, czując jak ściany właściwie wciskają ich jednego w drugiego. Z trudem wyciągnął ręce ku rzeźnie wciskając do oczodołów kamienie i gdy tylko oba znalazły się w żłobieniach, zalśniły jaśniej, a ściany zatrzymały swoją wędrówkę. Płaskorzeźba z jeleniem przesunęła się w tył, a później, z trzaskiem w bok, odblokowując krętą ścieżkę schodów prowadzącą w dół. Droga nie zajęła dużo czasu. W czasie jej trwania Theodore nie wiedział dlaczego, ale czuł się spokojny, nie odczuwał strachu, czy też niepokoju. Nie czuł zdziwienia, zawahania, czy lęku. Pierwszy raz w życiu był w stanie doświadczyć uczucia tak odrealnionego. Nie trwało to długo, jednak kiedy emocje wróciły, niepewność, strach, wszystko co czuł powróciło silniejsze. Wyraźniejsze. Craig natomiast zaczął wątpić. Choć uparcie szukał, nie był w stanie przypomnieć sobie powodu, dla którego zapuszcza się dalej w podziemne korytarze. Wąski korytarz wypuścił was kilka minut później na obszernej polanie, na której dostrzegliście nie tylko zieloną trawę, ale i wyższe krzaki. Spoglądając w górę byliście jednak w stanie dostrzec, że tak jak wcześniej nad wami, znajduje się kamienny sufit. Tym razem nie dostrzegliście sporych rozmiarów jelenia. Zamiast tego, na powalonej, wielkiej kłodzie dostrzegliście humanoidalną sylwetkę. Z głowy mężczyzny wystarało imponujące poroże, głowę i brodę okalały rude włosy, miał na sobie jedynie spodnie. Siedział układając dłonie na skrzyżowanych nogach. Na jego szyi znajdował się złoty naszyjnik, torques - samej jego nazwy świadomym był tylko Craig. Jego oczy lśniły bursztynowym blaskiem, całą uwagę poświęcając właśnie wam. Obok niego znajdowało się kilka sylwetek w ciemnych, czarnych pelerynach, nie byliście jednak w stanie dostrzec ich twarzy. Dostrzegliście też 10 kościotrupich koni z których każdy posiadał siodło. Niżej, przy ich nogach niczym zjawy snuło się coś, co kształtem przypominało trochę psa trochę zaś zjawę, albo patronusa. Ślepia tych stworzeń skrzyły się czerwienią, a do waszych uszu dobiegło rżenie koni i warczenie nietypowych psów.
- Wylosujcie. - zażądał mężczyzna wskazując na niewielki pojemnik który znajdował się kilka kroków przed nim. Craig był w stanie rozpoznać głos, słyszał go wcześniej w swojej głowie. - A później podejdźcie, obdaruję was wzrokiem, by dostrzec to, co niewidoczne. - dodał jeszcze, nie ruszając się ze swojego miejsca. Widocznie rozluźniony i spokojny.
| jeśli wypełniacie polecenie, prosiłabym, żeby do losowania wykorzystać kość k10 a rzutu dokonać w rzutach kośćmi w przypadku, gdyby wyrzucona liczba zdublowała się, powtórzcie rzut do momentu, aż nie uzyskacie wyniku innego od współtowarzyszy, którzy rzucali wcześniej
wynik proszę zalinkować
Macie jedną akcję, losowanie nie jest do niej zaliczane
Craig, twoja pamięć odnośnie powodu pobytu w Gringoccie wróci w następnym poście, chyba że ktoś uświadomi cię wcześniej.
W razie pytań piszcie <3
działające:
Craig - Czuwający Strażnik +28 4/5
Magicus +15 2/3 (Craig, Theodore)
- Ekwipunek i żywotność:
- Żywotność:
Tristan 160/220 -10 (-60 kłute, trzy ślady na plecach)
Lyanna 192/202 (5 obita kostka)
Francis 180/215 -5, (-20 kłute lewa ręka, 15 psychiczne)
Craig 173/248; -10 (15 psychiczne, 60, cztery szramy na lewej ręce, dodatkowe złamania)
Caelan 187/240; -10 (15 psychiczne, 28 rany szarpane - pociągła na piersi i lewej ręce, 10 tłuczone kostka)
Theodore 210/220 (10, obity bark)
Tristan:
1. Eliksir kociego wzroku
2. Kryształ
3. Eliksir siły
4. Brzękadło
+ Rękawice
Lyanna:
Różdżka, Oko Ślepego jako biżuteria na palcu, nakładka na pas z sakwami, a w niej eliksiry:
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 21)
- Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 32)
- Eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 21)
- Eliksir uspokajający (1 porcja, stat. 21)
- Eliksir przeciwbólowy x1
- Antidotum podstawowe x1
- Pasta na oparzenia x1 (+39)
Francis:
magiczny dywan (pomniejszony)
różdżka
eliksir siły (+31)
marynowaną narośl ze szczuroszczeta
maść z wodnej gwiazdy (+31)
petki i skręcik
Criag:
Różdżka, fluoryt, pazur gryfa w bursztynie, kamień runiczny
- Wywar wzmacniający x1
- Mieszanka antydepresyjna x1
- Wywar ze szczuroszczeta x1
Claean:
- miotła (pomniejszona, w kieszeni)
- Mieszanka antydepresyjna x1
- Czuwający Strażnik x1 (+28)
- Mikstura buchorożca (1 porcja, stat. 32, z mocą 130 oczek)
ten kryształ (+10 do transmutacji).
Theodore:
- wywar ze szczuroszczeta
- eliksir banshee
- eliksir kociego wzroku (+30)- czuwający strażnik (+28)
+ kryształ[/size]
Udało się; oderwany fragment kamienia za sprawą magii jego towarzyszy przeobraził się w świecę - a ostatni z akcesoriów wystarczył, by posągi zareagowały. Stał i patrzył, z lekko uniesioną brodą, kiedy krwista poświata skąpała w swoim blasku całą komnatę; jazgot na krótką chwilę wybrzmiał potwornie, ściągnął brwi, obserwując kufer, wokół którego rozpoczęło się całe zamieszanie. Nie próbował otworzyć go wcześniej, sądził, że właśnie tam ukrywało się to, czego posągi strzegły - kiedy przyglądał się przedmiotom wewnątrz - zwątpił , wzięcie tych bibelotów ze skrzyni pozwoliłoby im zaoszczędzić nieco czasu wcześniej.
- Jest - rzucił, może do siebie, może do nich, wpatrując się w to, co przedstawiało wartość największą i ignorując wszystko pozostałe. - Czerwony kamień - Jeden z wielu, czuł to. Biła od niego moc - moc będąca składową czegoś większego głęboko wewnątrz tych ponurych korytarzy. Podniósł głowę na krótko, by spojrzeć w odkryte przejścia i wsłuchać się w słowa Lyanny, obracając się w jej stronę - czy wypowiadała je ona, czy coś przemawiającego jej ustami? Nie był pewien, czy słyszał różnicę. - Krakanie słyszeli druidzi przed śmiercią, kiedy pisali te runy - Te? Ich znaczenie zostało odczytane przez Lyannę, ale sens pozostawał skryty. Wrona niosła im przeznaczenie. Może przestrogę, trudno stwierdzić. Ale druid, który nie znał litości, zabrał czerwony kamień i jego moc nie uderzyła w niego. Sięgnął dłonią po kamień, zamierzając go zabrać.
Wybór, decyzja, postanowienie. Wybór kojarzył się z wolnością, nie miała nic wspólnego z ich drogą. Postanowienie znaczyło o czymś, przy czym trudno wytrwać. Intuicja wiodła go w kierunku decyzji - bo ona jako jedyna posiadała moc sprawczą i pozwalała na kontrolę.
- Za mną - zwrócił się do Francisa i Lyanny, zmierzając do obranego korytarza. - Lumos maxima - wymierzał różdżką w wszechogarniającą ciemność przed nimi.
- Jest - rzucił, może do siebie, może do nich, wpatrując się w to, co przedstawiało wartość największą i ignorując wszystko pozostałe. - Czerwony kamień - Jeden z wielu, czuł to. Biła od niego moc - moc będąca składową czegoś większego głęboko wewnątrz tych ponurych korytarzy. Podniósł głowę na krótko, by spojrzeć w odkryte przejścia i wsłuchać się w słowa Lyanny, obracając się w jej stronę - czy wypowiadała je ona, czy coś przemawiającego jej ustami? Nie był pewien, czy słyszał różnicę. - Krakanie słyszeli druidzi przed śmiercią, kiedy pisali te runy - Te? Ich znaczenie zostało odczytane przez Lyannę, ale sens pozostawał skryty. Wrona niosła im przeznaczenie. Może przestrogę, trudno stwierdzić. Ale druid, który nie znał litości, zabrał czerwony kamień i jego moc nie uderzyła w niego. Sięgnął dłonią po kamień, zamierzając go zabrać.
Wybór, decyzja, postanowienie. Wybór kojarzył się z wolnością, nie miała nic wspólnego z ich drogą. Postanowienie znaczyło o czymś, przy czym trudno wytrwać. Intuicja wiodła go w kierunku decyzji - bo ona jako jedyna posiadała moc sprawczą i pozwalała na kontrolę.
- Za mną - zwrócił się do Francisa i Lyanny, zmierzając do obranego korytarza. - Lumos maxima - wymierzał różdżką w wszechogarniającą ciemność przed nimi.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
#1 'Gringott' :
--------------------------------
#2 'k100' : 81
#1 'Gringott' :
--------------------------------
#2 'k100' : 81
Tym razem nie udało jej się obronić. Dotychczas traktowała po macoszemu kwestię odporności magicznej i teraz, w tych podziemiach, mogła tego bardzo pożałować. Obecność wniknęła w nią, przejmując kontrolę nad jej ciałem. Było to paskudne uczucie zwłaszcza dla kogoś, kto nigdy nie lubił tracić kontroli. Zawsze lubiła samodzielnie decydować o sobie. Teraz została tego pozbawiona, przegrała walkę z nieznaną mocą. Nie udało jej się też rzucić zaklęcia, to Francis przemienił kawałek płytki w świecę.
Oczy Lyanny rozjarzyły się krwistą czerwienią zupełnie niepodobną do ich naturalnego lodowego błękitu, a gesty i słowa nie były już jej własnymi. Obecność używała jej ciała i ust, ale Lyanna wciąż mogła widzieć to, co działo się w pomieszczeniu, nie miała jednak władzy nad sobą. Oczy posągów również zalśniły po otrzymaniu ostatniego z podarków, skrzynia, którą poprzednio zignorowali, przewróciła się i odsłoniła zawartość; może gdyby otworzyli ją wcześniej, zdobyliby potrzebne przedmioty łatwiej, bez konieczności wyczarowywania ich. Ale Lyanna zakładała, najwyraźniej mylnie, że najpierw musieli zająć się posągami, żeby dotrzeć do skrzyni, która mogła skrywać skarb. Lecz ten był gdzieś indziej, nieduży czerwony kamień z wizerunkiem smoka znajdował się w skrytce pod podłogą. Nie wyglądał tak jak Lyanna wyobrażała sobie podobny artefakt, po poznaniu legendy wyobrażała sobie coś bardziej spektakularnego, ale czy to możliwe, żeby faktycznie był to jeden z poszukiwanych kamieni?
Potem odsłoniły się przejścia wiodące dalej, a moc ustami Lyanny przetłumaczyła znaczenia widniejących nad nimi słów. Ona sama nie była w stanie tego zrobić, choć zrozumiała wyryte runy. Nie mogła sama zdecydować o niczym, dlatego znów podjęła próbę walki z obecnością. Musiała za wszelką cenę wypchnąć ją ze swojego ciała, by odzyskać możliwość kontroli nad sobą i swoimi działaniami. Nie chciała, by jej ciało służyło jako marionetka dla obcej mocy. Nie chciała zniknąć, stać się jedynie cieniem w umyśle kontrolowanym przez kogoś innego, czymkolwiek to było. Musiała znowu być sobą. Chciała móc, już jako ona, ruszyć z pozostałymi dalej.
| próbuję pozbyć się obecności
Oczy Lyanny rozjarzyły się krwistą czerwienią zupełnie niepodobną do ich naturalnego lodowego błękitu, a gesty i słowa nie były już jej własnymi. Obecność używała jej ciała i ust, ale Lyanna wciąż mogła widzieć to, co działo się w pomieszczeniu, nie miała jednak władzy nad sobą. Oczy posągów również zalśniły po otrzymaniu ostatniego z podarków, skrzynia, którą poprzednio zignorowali, przewróciła się i odsłoniła zawartość; może gdyby otworzyli ją wcześniej, zdobyliby potrzebne przedmioty łatwiej, bez konieczności wyczarowywania ich. Ale Lyanna zakładała, najwyraźniej mylnie, że najpierw musieli zająć się posągami, żeby dotrzeć do skrzyni, która mogła skrywać skarb. Lecz ten był gdzieś indziej, nieduży czerwony kamień z wizerunkiem smoka znajdował się w skrytce pod podłogą. Nie wyglądał tak jak Lyanna wyobrażała sobie podobny artefakt, po poznaniu legendy wyobrażała sobie coś bardziej spektakularnego, ale czy to możliwe, żeby faktycznie był to jeden z poszukiwanych kamieni?
Potem odsłoniły się przejścia wiodące dalej, a moc ustami Lyanny przetłumaczyła znaczenia widniejących nad nimi słów. Ona sama nie była w stanie tego zrobić, choć zrozumiała wyryte runy. Nie mogła sama zdecydować o niczym, dlatego znów podjęła próbę walki z obecnością. Musiała za wszelką cenę wypchnąć ją ze swojego ciała, by odzyskać możliwość kontroli nad sobą i swoimi działaniami. Nie chciała, by jej ciało służyło jako marionetka dla obcej mocy. Nie chciała zniknąć, stać się jedynie cieniem w umyśle kontrolowanym przez kogoś innego, czymkolwiek to było. Musiała znowu być sobą. Chciała móc, już jako ona, ruszyć z pozostałymi dalej.
| próbuję pozbyć się obecności
Brama
Szybka odpowiedź