Wydarzenia


Ekipa forum
Wejście
AutorWiadomość
Wejście [odnośnik]08.08.15 18:58
First topic message reminder :

Wejście

★★★
Wszystkie budynki na ulicy Śmiertelnego Nokturnu wyglądały podobnie - tak samo podniszczone, tak samo zaniedbane i brudne, odpychające, czy nawet mogące przerazić zbłąkanego przechodnia. Jednakże dla większości bywalców o wątpliwej moralności, te tereny są codzienne, znajome, swojskie. Nic więc dziwnego, iż sklep ulokowany pod 13B, opatrzony wypłowiałym już nieco szyldem z łuszczącym się, złotawym napisem Borgin & Burkes nie był wyjątkiem od tej niepisanej reguły.
Stojąc na zakurzonej, kamiennej ulicy trudno było ujrzeć cóż owy przybytek mógł kryć w swym wnętrzu; zmatowiałe, w niektórych miejscach osnute pajęczynami szyby łukowatych okien pilnie strzegły tajemnic właścicieli, odstraszając niechcianych gości, przypadkowych i niewtajemniczonych laików... Odróżnić dało się jedynie chłodny poblask lamp muszących znajdować się gdzieś po drugiej stronie, gdzieś kilka kroków dalej, w bliskim, lecz odległym świecie czarnomagicznych artefaktów, śmiertelnie niebezpiecznych przedmiotów niejednokrotnie sprowadzanych z odległych krajów, z przemytniczej Bułgarii, mroźnej północy. Po przekroczeniu skrzypiącego progu, do uszu dociera cichy, nieprzyjemny brzęk zaśniedziałego dzwoneczka mającego informować stojącego przy wyszczerbionym kontuarze sprzedawcę o każdym, dosłownie każdym gościu. Wnętrze sklepu jest nieuporządkowane, ciemne, brudne; w powietrzu unosi się zapach stęchlizny i kurzu. W oczy rzuca się masywny kominek, w którym to wiecznie pali się blady, chłodny ogień. Ustawione pod ścianami szafy, komody, komódki zastawione są przedmiotami drobnymi, jak i całkiem sporymi, niepozornymi, jak i już na pierwszy rzut oka powodującymi mdłości; przede wszystkim jednak wszystkie te przedmioty mrowią skórę doskonale wyczuwalną magią, magią potężną, niepojętą i śmiercionośną. Tak wielce pożądaną w tych czasach.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:46, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wejście  - Page 6 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Wejście [odnośnik]09.03.21 22:21
Byłem niezwykle ciekaw odpowiedzi rozmówczyni, która najwyraźniej doskonale wiedziała, do czego dążyła, albowiem nawet przez moment nie wyczułem zawahania. Współpraca ze sklepem od lat była owocna, choć swego czasu rzadko miałem okazję widzieć się z właścicielami twarzą w twarz. Podróżowałem, tropiłem, zaś oni skupowali interesujące ich zdobycze, które najczęściej dostarczano im drogą morską. Osiadając się w Londynie na stałe priorytety uległy zmianie, podobnie jak front interesów, dlatego niezwykle cieszył mnie fakt, iż mogliśmy dobić targu na innym gruncie. Nigdy nie wykluczyłem powrotu do korzeni, zdarzała mi się rozmyślać o kolejnych wyprawach, ale wówczas było to po prostu niemożliwe. Zbyt wiele obowiązków trzymało mnie na miejscu, a każdy doświadczony poszukiwacz wiedział, że pereł nie zdobywa się na krótkich wyjazdach. Rozciągały się one nie tylko na wiele dni, a tygodni i nigdy nie miało się pewności, czy aby na pewno legendy okażą się prawdziwe.
-Skłamałbym twierdząc, że nie brzmi to intrygująco- szarmancki uśmiech zagościł na mej twarzy, po czym uniosłem szklaneczkę w geście niemego toastu i upiłem trunku. Nie miałem pewności, czy właśnie tak czyniło się na salonach, jednakże w mych kręgach było to oznaką zainteresowania tematem. Nierzadko bywały sytuacje, w których interes tylko na papierze wydawał się warty spotkania i z tego powodu do niego dochodziło, lecz finalnie kończył się straconym czasem. -Dla lady mógłbym być nawet lokajem- wolno pokiwałem głową, jakoby na potwierdzenie swych słów, które nijak miały się do rzeczywistości. Nie wyobrażałem sobie spełniać zachcianek innych osób, nawet jeśli były niezwykle wysoko ustawione i czerpać z tego satysfakcji. Nie ujmowało to ludziom, jacy trudzili się tym na co dzień wszak było to wyjątkowo trudne zajęcie, jednakże kompletnie niezgodne z moim charakterem. Kto wytrzymałby z równie pyskatym durniem? -Jeśli miałbym zostać królikiem doświadczalnym, to mym jedynym warunkiem byłoby zapewnienie, iż będę w stanie wrócić do siebie o własnych siłach i zdrowych zmysłach- zaśmiałem się pod nosem doskonale wiedząc, że jedno wykluczało drugie i taka deklaracja nie mogłaby paść. Tworzenie talizmanów było dla mnie obcą sztuką, lecz znając potęgę starożytnych run mogłem tylko podejrzewać, jak fatalne konsekwencje wiązały się z niepowodzeniem. Kilkukrotnie już poznałem ich siłę na własnej skórze, a raz o mało nie przypłaciłem za to życiem.
Dopiero po chwili zrozumiałem, co właściwie padło z mych ust. Na moment odwróciłem wzrok skupiając się na skrzyneczce, aby tylko pozwolić sobie odetchnąć i uniknąć kolejnej wpadki. Mało brakowało, a naprawdę uraziłbym czarownicę na tyle mocno, iż wypędziłaby mnie frontowymi drzwiami i uprzedziła o niepokazywaniu się na oczy. Nie mniej jednak musiałem obrócić to w żart, zrobić cokolwiek, aby nie wyjść na totalnego idiotę. -Hexa Revelio- wypowiedziałem zaraz po tym, jak wysunąłem wężowe drewno, które skierowałem na broszę. Czułem bijącą magię z najmniejszego z przedmiotów, lecz go wolałem zachować na koniec. Wprawdzie nałożenie przekleństwa na guzik nie było wyzwaniem, jednakże dla laika była to rzecz niemożliwa ze względu na jego niewielkie rozmiary.
Powietrze zgęstniało, zdawało się zadrżeć i zaraz po tym ukazał się mlecznobiały obłok. Nachyliłem się, aby móc bliżej przyjrzeć się elementowi biżuterii i przechyliłem drewniany pojemnik, aby obrócić go na drugą stronę. To właśnie tam ukryta była runa. -Othala- odparłem i powróciłem spojrzeniem do rozmówczyni. -Ktoś miał przykrą okazję zetknąć się z nią?- spytałem wiedząc, iż nie byłem w stanie jednoznacznie określić natury klątwy bez dodatkowych informacji. -Finansowo mi wystarczy- rzuciłem nie chcąc zagłębiać się w ostatni występek. Czasem cisza pomaga znacznie bardziej niżeli wyjaśnienia.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Wejście [odnośnik]10.03.21 23:19
Obserwowała uważnie zielono szarym spojrzeniem swych oczu Drew, ale wiedziała, że zyskała jego zainteresowanie i uwagę, a to dobrze wróżyło dalszej rozmowie. Był trochę bezczelny, ale w takim stopniu, który akceptowała, a gdy uznała, że trochę przekroczył odpowiednią granicę wystarczyło zwrócić na to delikatnie uwagę i wyłapywał od razu sugestię. Była to cenna cecha, gdyż nie każdy potrafił zrozumieć pewne niuanse i aluzje. Zdenerwowanie gdzieś minęło zastąpione pewnością siebie i profesjonalizmem jakim się wykazywała. Ofertę stania się lokajem skomentowała jedynie uśmiechem czającym się w kąciku ust i lekkim uniesieniem jednej brwi. Odpowiedziała zaś toastem na jego i upiła drobny łyk wina ze swojego kieliszka.
Gdyby tylko Edgar słyszał ten dialog to nie dałby po sobie poznać, że roznosi go wściekłość, ale na pewno zacząłby działać. Była jego jedyną siostrą, do tego dość krnąbrną i żądną wiedzy. Nie raz przysporzyła mu zmartwień, nie zmieniało to jednak faktu, że troszczył się o nią i roztaczał parasol ochronny. Na szczęście nie był teraz obecny w sklepie więc nie słyszał słów Drew, na szczęście wypowiadającego je. Przeniosła spojrzenie na skrzyneczkę i uważnie patrzyła na działania czarodzieja. Zaklęcie, pewny głos, drżenie magii wokół niej, cichy syk, biały obłok. Fascynowało ją łamanie klątw i to coś z nimi wiązało. Testowanie Drew miało drugie dno, o którym mężczyzna miał się dowiedzieć dopiero za chwilę. Musiała się upewnić, że zwraca się z tą prośbą do właściwego człowieka. Spojrzała na broszę i zmarszczyła nieznacznie brwi. Pamiętała, że Othala zdawała się tylko pozornie dobrą i pozytywną runą, nawet w pozycji odwróconej. A jednak była niezwykle silna i zwodnicza.
-Osoba, która ją przyniosła skarżyła się na chroniczny ból oraz utratę zdolności podejmowania decyzji, zwłaszcza w kwestii rodziny czy finansów. - Odpowiedziała i spojrzała teraz na Drew. - Jednak, zwykle takie poczucie daje Othala w odwróconej pozycji. Wspominała też, o stałej i ciągłej potrzebie zadzierania z członkami rodziny i towarzyszącym gniewie, którego nie dało się opanować.
Była biegła w runach, a praca przy talizmanach zmuszała ją do poszerzania swojej wiedzy o różne runy, zależnie od potrzeb klientów. Nie znała się jednak na klątwach więc nie dotykała i nie badała aż tak dokładnie artefaktów kiedy tylko zorientowała się, że ma do czynienia z czarną magią. Nie znała jej na tyle by być na tyle pewną swoich umiejętności by podjąć się badania przedmiotów.
Gdy Drew przyznał, ze finansowe wynagrodzenie jest mile widziane, wstała ze swojego miejsca z gracją, którą pochwaliłaby Adeline i sięgneła zza ladą po mieszek, który zabrzęczał miło. Położyła go na stoliku obok kieliszka z winem gdy siadała w fotelu.



May god have mercy on my enemies
'cause I won't

Primrose Burke
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Wejście  - Page 6 6676d8394b45cf2e9a26ee757b7eaa37
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8864-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t8880-listy-do-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t9143-skrytka-bankowa-nr-2090#276327 https://www.morsmordre.net/t8894-primrose-e-burke
Re: Wejście [odnośnik]16.03.21 15:40
Mógłbym szukać w przeciągłym milczeniu jakiejś aluzji, w końcu wcześniej odpowiadała na wszelkie zaczepki, jednakże nie chciałem podpaść jeszcze bardziej. Być może faktycznie odebrała to jako żart, drobne uszczypliwości rozeszły się po kościach i finalnie nie miały żadnego znaczenia. Z reguły miałem cięty język, nawet nie próbowałem pohamować potoku słów, jednakże w biznesowych rozmowach potrafiłem się kontrolować. Wyjść na buca było bardzo prosto, czasem wystarczyła chwila nieuwagi, lecz później naprostowanie błędnego obrazu stanowiło nie lada wyzwanie. W kontaktach czysto towarzyskich otwarcie ignorowałem zdanie osób trzecich, ale w biznesie takowe miało już większe znaczenie.
Skinąłem głową na niemy toast i sam upiłem trunku, który przyjemnie zapiekł mnie w gardle. Nie zastanawiałem się nad tym, jak zareagowałoby na to spotkanie jej rodzeństwo tudzież kuzynostwo. Znałem Craiga, podobnie jak Edgara i nie przypominałem sobie sytuacji, w jakiej moglibyśmy nadepnąć sobie na odcisk. Walczyliśmy w imię tej samej sprawy, jeden z nich nosił na swym przedramieniu identyczny dowód bezgranicznej lojalności Czarnemu Panu, dlatego nie posądziłbym ich o zbytnią niechęć. Być może i padające słowa nie wprawiłyby ich w euforię – właściwie o tym byłem przekonany – ale też nie wzbudziły agresji. Zapewne nie powstrzymaliby się od komentarza, ale na tym by poprzestali.
Skupiłem się na słowach kobiety. Dolegliwości, na które narzekała ofiara były kluczowe i szybko mogły nakierować mnie na właściwie przekleństwo, bez konieczności zagłębiania się w jego strukturę. Coraz częściej spotykałem się z wyjątkowo złożonymi klątwami, połączeniem run, które z pozoru nie miały sensu, choć w rezultacie efekt był iście zadowalający. Podobnie sprawa miała się wówczas – Othala osłabiała magię, a nie kondycję fizyczną. Oparłem dłoń o brodę i przesunąłem wzdłuż niej palcami w wyraźnym zamyśleniu. -Wiodąca runa, rzecz jasna w przypadku przekleństw, zawsze jest nakreślona w pozycji odwróconej. Daje to efekt odwrotny, zwykle przeciwstawny do tradycyjnego zapisu- zacząłem przyglądając się elementowi biżuterii nieco bliżej. Miałem wprawne oko, ciężko było przede mną ukryć znaki, choć nigdy nie stawiałem swoich możliwości ponad czyimiś. Obróciłem nieznacznie skrzyneczkę i nachyliłem się próbując odszukać brakuję elementy układanki. -Wspominał coś o problemach z koncentracją?- spytałem unosząc na nią wzrok. -Być może ma to związek z klątwą pułapki, tudzież jej zmodyfikowaną wersją, albowiem zwykle nakłada się ją bezpośrednio na osoby. Do tego niezbędna jest krew ofiary- stwierdziłem sięgając po szkło, z którego upiłem. Być może wszystkie te elementy miały ze sobą wspólny mianownik? Mogłem mydlić jej oczy szybką diagnozą, ale doskonale wiedziałem, iż było to absurdalne, wręcz niemożliwe.
Zignorowałem mieszek na stoliku, bowiem o wiele ciekawsze były przekazane przedmioty. Ewidentnie miałem słabość do tej potężnej sztuki.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Wejście [odnośnik]21.03.21 22:21
Używaj częściej uszu niż języka - tak brzmiało motto ich rodziny, a każdy Burke był idealnym jego zobrazowaniem. Nie lubili działać otwarcie, w centrum kiedy oczy wszystkich są zwrócone właśnie na nich. Zdecydowanie to nie było ich pole. Od zawsze pociągali za sznurki z ukrycia, stoją za tymi, którzy byli na świeczniku. Obserwowali otoczenie, zbierali informacje a potem odpowiednio je wykorzystywali. Gdyby było inaczej raczej nie prowadzili by tego biznesu i paru innych, o których oficjalnie się nie mówiło. Toteż przemilczenie pewnych zachowań było wskazane, ale informacje zostały już zebrane. Obraz Drew zaczął powstawać w świadomości młodej lady Burke, która teraz uważnie przyglądała się mężczyźnie w trakcie jego pracy. Zmarszczyła delikatnie brwi.
-Zdawało mi się, że Othala nawet odwrócona nie jest aż tak groźna. - Odparła, ale wiedziała, że mogła się mylić, ponieważ nie była specem od klątw choć co nieco wiedziała na ich temat. Widziała już artefakty gdzie miała podejrzenie iż nałożone zostały dwie różne klątwy, przez dwie różne osoby. Jedna klątwa blokowała drugą, ale gdy tylko włączyli Isę obydwie się aktywowały gwałtownie i spowodowały niemałe zamieszanie. Okazało się nagle, że błędne nałożenie klątwy wywołało skutek, który chyba sam nakładający nie przewidział. Zapotrzebowanie na talizmany ochronne zaś rosło bardzo gwałtownie. W czasie wojny, zimnej ale trwającej i będącej bardzo dolegliwą, ludzie obawiali się o swoje zdrowie oraz życie więc pragnęli się chronić. Przynosili też takie rzeczy, które teraz leżały przed Drew. Prosili o pomoc, liczyli, że klątwa zostanie zdjęta, ale byli też tacy, którzy chcieli aby takowa została nałożona. Kimże by była lady Burke, gdyby odmawiała nakładania klątw? Najpierw jednak musiała się ich nauczyć.
-Wspominała coś o problemach z koncentracją - potwierdziła. - Tak działa klątwa pułapki, prawda? Niepokój, kołatanie serca, problemy z koncentracją? Czy istnieje możliwość, że ktoś chciał nałożyć dwie klątwy na raz? Może runą chciał zablokować jakąś inną klątwę, która po dezaktywowaniu innej runy się uruchamia?
W końcu takie coś było możliwe, a jednocześnie było czymś sprytnym i cwanym. Jeżeli nie spodziewać się podwójnego uderzenia stajesz się bardziej wrażliwy, podatny. Stajesz się łatwym celem.
-Krew ofiary, ale również kolce róży… to jest broszka - wskazała na broszkę. Upiła kolejny łyk wina, a odstawiając kieliszek na stół zastukała palcem w podstawę nóżki naczynia wyraźnie nad czymś się zastanawiając. - Nie jest niczym trudnym ukłuć się w palec przy jej zapinaniu. Brzmi to trochę naiwnie, niczym z bajki, ale nie jest powiedziane, że osoba, która nakładała klątwę należała do bystrych.



May god have mercy on my enemies
'cause I won't

Primrose Burke
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Wejście  - Page 6 6676d8394b45cf2e9a26ee757b7eaa37
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8864-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t8880-listy-do-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t9143-skrytka-bankowa-nr-2090#276327 https://www.morsmordre.net/t8894-primrose-e-burke
Re: Wejście [odnośnik]10.04.21 17:10
-Każda runa jest groźna- odparłem z przekonaniem w głosie. Oczywiście klątwy można było podzielić na względnie nieszkodliwe i wyjątkowo niebezpieczne, jednakże wyzwolenie mocy znaków dla wzmocnienia samego działania przekleństwa mogło wiele zmienić w ich strukturze. -Othala zmniejsza magiczny potencjał, jeśli wykorzystasz jej dodatkowe działanie- wyjaśniłem krótko nie chcąc wdawać się w szczegóły. Nie spotkaliśmy się po to, abym trwonił czas na opowieść o rozległych właściwościach starożytnych run, a z pewnością jeśli lady Burke podobnej sobie zażyczy, to będzie skora jasno o tym poinformować. Daleko mi było do dobrego nauczyciela, nie miałem ręki do przekazywania własnej wiedzy, jednakże nie byłem przy tych egoistyczny i dumny. Zatajanie informacji dla własnych korzyści nie leżało w mojej naturze, albowiem wychodziłem z założenia, że im więcej godnych uwagi specjalistów, tym szersze spojrzenie na pewne aspekty, co wiązało się z liczbą osiągnięć. Samemu trudno mi było poświęcić się badaniom oraz rozległym projektom, gdyż poza klątwami czekały znacznie ważniejsze obowiązki, dlatego zwykle radowała mnie chęć nauki i zaangażowanie. Tym bardziej, jeśli pasja przejawiała się u osób związanych ze sprawą, mądrych, rozważnych i gotowych poświęcić się dla umocnienia pozycji Rycerzy Walpurgii.
-Nie ma możliwości, aby jedna klątwa hamowała drugą- odparłem zgodnie z własnym doświadczeniem. Czy istniała szansa, aby ktoś opracował na to sposób? Stworzył runiczny ciąg umożliwiający swego rodzaju kontrolę? Wcześniej nie przyszło mi się z tym spotkać ani w praktyce, ani podczas analizy licznych manuskryptów, lecz ta dziedzina posiadała wciąż wiele sekretów. Starałem się nigdy niczego nie brać za pewnik. -Jeśli czarnoksiężnik pokwapi się o dwa przekleństwa to działają one jednocześnie, nawet jeśli w pewien sposób wykluczają się. Zazwyczaj jedna jest silniejsza od drugiej i to jej efekt jest widoczny- dodałem.
-Chce mi panienka powiedzieć, że osoba, która nakładała klątwę jest kompletnym idiotą?- spytałem unosząc wzrok na rozmówczynię. Nie mogłem powstrzymać ironicznego uśmieszku, który pojawił się na mej twarzy. Jeśli rzeczywiście ofiarą stał się ten, co pragnął zakląć przedmiot na skutek przypadkowego skaleczenia to miał wyjątkowego pecha lub rzeczywiście był skończonym durniem. Niejednokrotnie powtarzałem, że paranie się czarną magią i to równie niebezpieczną, nie jest zabawą, a sztuką, której należało poświęcić mnóstwo koncentracji oraz skupienia.-Niemniej jednak jest to klątwa pułapki, jeśli wystąpiły te objawy. Mam pozbyć się jej?- spytałem nie chcąc wychodzić przed szereg. Kto wie, może lady Burke miała na broszę inne plany?




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Wejście [odnośnik]10.04.21 20:09
Właśnie dlatego ceniła sobie spotkania z osobami, które były znawcami w swojej dziedzinie. Magii nie dało się zamknąć w sztywne ramy, nawet posiadając numerologię i obliczenia nie było możliwości dokładnie przewidzieć jej zachowań. Runy też miały swoje ograniczenia, ale wystarczyło jakąś źle nakreślić. Wystarczyło źle ją umieścić i już jej działanie było spaczone. Tak słyszała, taką wiedzę posiadała, pytanie czy Drew spotkał się z podobną sytuacją. Uważnie patrzyła na to co robi, słuchając jego słów. Pokiwała głową wpatrując się w broszkę.
-Możliwe jest aby działanie runy było zaburzone złym jej nakreśleniem? - Zapytała, bo w końcu to ją właśnie zastanawiało, a przecież miała przed sobą speca, który swoją wiedzą właśnie zacierał pierwsze wrażenie jakie wywołał w lady Burke. Na samym początku musiała trochę go przystopować, wskazać, że żarty czy też próby zaczepek są niemile widziane. Miała też trochę obw, że mężczyzna nie traktuje jej poważnie. Miała już parę lat doświadczenia w byciu ignorowaną, była kobietą i nawet jeżeli parała się magią, to ta miała służyć jej jako pomoc w zarządzaniu majątkiem, opieką nad dziećmi, a nie realną pracą. Jednak im dłużej mówił i działał tym bardziej upewniała się, że nie ma zamiaru jej traktować z pogardą podszytą grzecznością.  - Spotkałam się z teorią, że jest możliwe iż jedna klątwa blokuje drugą, albo może tak ją zagłusza, że nie widać jej efektów na pierwszy rzut oka. Mówi pan, że nie ma takiej możliwości, ale jeżeli się nad tym zastanowić to czysto teoretycznie takie zdarzenie mogłoby zaistnieć, czyż nie?
Uwielbiała akademickie dyskusje, to właśnie w ich ogniu rodziły się nowe pomysły i idee. To one powodowały, że co ciekawsi sprawdzali czy teoria ma odzwierciedlenie w rzeczywistości. To właśnie ta dociekliwość sprawiała, że coraz lepiej rozumieli i poznawali magię. Zerknęła na Drew, a w jej szarozielonych oczach odbiło się rozbawienie spowodowane jego słowami.
-Być może - uśmiechnęła się kącikami ust i upiła łyk wina. - Proszę zdj… Nie, proszę nie zdejmować.
Zadecydowała w ostatniej chwili, jakby wpadła na jakiś pomysł i skinęła w podziękowaniu głową kiedy przychylił się do jej prośby. - Muszę przyznać, że pochwały odnośnie pana umiejętności mają pokrycie w rzeczywistości. Proszę mi powiedzieć, jak się widzi pan w roli… powiedzmy mentora?
Patrzyła na niego z zaciekawieniem w spojrzeniu, a delikatny uśmiech nie schodził z jej twarzy.

|zt



May god have mercy on my enemies
'cause I won't



Ostatnio zmieniony przez Primrose Burke dnia 29.04.21 14:38, w całości zmieniany 1 raz
Primrose Burke
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Wejście  - Page 6 6676d8394b45cf2e9a26ee757b7eaa37
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8864-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t8880-listy-do-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t9143-skrytka-bankowa-nr-2090#276327 https://www.morsmordre.net/t8894-primrose-e-burke
Re: Wejście [odnośnik]28.04.21 22:34
Widziałem na twarzy lady Burke zainteresowanie, co dobrze rokowało na przyszłość. Być może wcale nie chodziło tylko o poszukiwanie artefaktów tudzież nakładanie klątw, ale naukę? Zadawała wiele pytań, była dociekliwa i ciekawa odpowiedzi, a tym nie charakteryzowali się tradycyjni klienci. Cenili sobie przede wszystkim efekt, bez względu na koszt oraz sposób jego uzyskania. Uniosłem kącik ust na jej pytanie, po czym wysunąłem przed siebie drewnianą skrzyneczkę. -Źle nakreślona runa zwykle oznacza przykre konsekwencje, dla samego zaklinacza. Nierzadko po podobnym błędzie potrzebna jest długa rekonwalescencja- odpowiedziałem zgodnie z własną wiedzą. W końcu sam wielokrotnie padłem ofiarą przekleństw i musiałem mierzyć się z następstwami, a ostatnie z paskudnych doświadczeń o mały włos nie zapędziło mnie do grobu. Klątwa kręgu była mi doskonale znana, lecz zwiódł mnie pośpiech i tylko dzięki Goylowi oraz Calderowi nie wykrwawiłem się w tym cholernym antykwariacie.
-Jak wspominałem jeden efekt może być silniejszy od drugiego, dlatego też na pierwszy rzut oka można odnieść wrażenie, iż słabsza nie spełnia swego zadania. Czysto teoretycznie mógł ktoś odkryć na to sposób. Starożytne runy wciąż kryją wiele tajemnic i jak zapewne obydwoje wiemy są niezwykle potężną bronią w rękach inteligentnego, a co ważniejsze oddanego nauce czarodzieja- odparłem zerkając na rozmówczynię. Rzadko negowałem pewne rozwiązania, do których nie udało mi się dojść, albowiem zdawałem sobie sprawę jak wiele pokłady wiedzy nadal były poza moim zasięgiem. Studiowałem księgi, analizowałem manuskrypty i próbowałem sam realizować pomysły, jednakże nie czyniło mnie to najlepszym. Uważałem, że w kwestii magicznych znaków żadnemu nie udało się pojąć wszystkiego, mimo że mógł nazywać się arcymistrzem. Odpowiadałem jednak zgodnie z własną wiedzą, bowiem pozostawianie każdego pytania bez konkretów nie wyglądałoby zbyt profesjonalnie.
Uniosłem brwi na wieść, że mam pozostawić przekleństwo, lecz nie dopytywałem się o powód. Unikałem wchodzenia w szczegóły, nie lubiłem wciskać nosa w nie swoje sprawy. -Jak sobie panienka życzy- odparłem ze skinięciem głowy, po czym odłożyłem szkatułkę na blat stolika. Chwyciwszy mieszek wcisnąłem go do kieszeni płaszcza, dopiłem trunku i wstałem z fotela z założeniem, że próbka moich umiejętności była wystarczająca. Zapewne na efekty rozmowy przyjdzie odpowiednia pora. -Mentora?- dopytałem z szarmanckim uśmiechem. -Liczę, że te pochwały nie okażą się szczęściem nowicjusza- odparłem zaraz po tym jak zbliżyłem się do swej rozmówczyni. -Myślę, że wspólna praca może przynieść nam równie wiele korzyści, co nauka- dodałem chwytając dłoń lady Burke i musnąłem ją wargami w ramach pożegnania. Widziałem, że podobnie robili na salonach i choć unikałem tego, to coś wewnątrz mnie, zupełnie nieświadomie, popchnęło mnie do tego gestu. -Będę oczekiwać listu- wyprostowałem się i poprawiłem szatę, po czym zniknąłem za progami sklepu.  

/zt




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Wejście [odnośnik]20.05.22 16:32
9 kwietnia
Zamykane drzwi sugerowały opuszczenie przez jednego z klientów pomieszczenia, a on jedynie podążył za nim wzrokiem, czekając aż odpowiednio się oddali, kiedy zabrał się już do chowania przedmiotów jeszcze przed chwilą pokazywanych czarodziejowi. Nie widywał go często w tych regionach, jednak zdawało mu się, że dwa miesiące wcześniej już go obsługiwał. Czasem, niektórzy klienci, powoli stawali się ich regularnymi - może to był jeden z tych przypadków?
Nie było potrzeby zadawać pytania, po co i dlaczego coś było komuś potrzebnym, tak długo jak druga osoba nie pytała, skąd posiadali ten przedmiot.
Przywykł do ciszy i spokoju, którą niosła ze sobą brak działającej sieci fiuu - wciąż trudno było mu przywyknąć na nowo do pojawiającej się klienteli właśnie w kominku. Z pewnością działało to doskonale dla biznesu i nie mógł zaprzeczyć, że dochód w ostatnim czasie zaczął dzięki temu wzrastać, a jednak wciąż nie przyjmował tego faktu z uśmiechem i radością.
Słysząc hałas, skończył odkładanie przedmiotów na swoje miejsca, nie podnosząc jednak głosu. Jedynie uśmiechnął się, wbijając swoje chłodne spojrzenie w kierunku klientki, która wyraźnie zdawała się być nieco zagubiona w tym momencie. Nie wpisywała się w schemat klientów, którzy zwykli odwiedzać sklep - wręcz była osobą, którą to miejsce celowo starało się odstraszać.
Ruszył powolnym krokiem, korzystając z faktu że nieco zdezorientowana młoda kobieta wydawała się zagubiona i w lekkim szoku, do wyjścia zza kontuaru i ruszył w jej kierunku, stając za jej plecami.
Nim jednak ta zdążyłaby dotknąć jednego z przedmiotów na znajdującej się nieopodal półce, chwycił jej ramię - nie agresywnie, bardziej stanowczo, zaraz jednak puszczając kiedy odsunęła rękę od sprowadzonego z Bułgarii pudełka będącego idealnym przechownikiem klątw, jako że jego wnętrze było obite skórą widłowęża.
- Proszę nie dotykać - powiedział, choć wiedział, że konkretny przedmiot, do którego kobieta sięgała, nie zagrażał jej w żaden sposób. Uważał to jednak za brzydki nawyk, aby wyciągać dłonie do wszystkiego, co się tylko widziało - sam uczył się tego od młodego wieku, że warto było powstrzymywać odruch dotykania każdej ujrzanej rzeczy, nie znając jej pochodzenia. - Mogę w czymś pani pomóc? - zapytał, wycofując rękę od jej osoby, nie odrywając jednak swojego spojrzenia, wciąż obserwując uważnie jej mimikę i ruchy ciała. Na jego wargach kołysał się delikatny uśmiech, narzucony bardziej ze względu na przyzwyczajenie do obsługi wszelkiej maści klientów. Zauważył, że dla niektórych ludzi ten drobny uśmiech sprawiał, że był bardziej godny zaufania - a niektórzy decydowali się dzięki temu zostawić u nich i większą ilość galeonów.
Skierował się powolnym krokiem z powrotem w stronę kontuaru, tylko na moment spuszczając z młodej kobiety wzrok. - Rozumiem, że przyszła pani odebrać zamówienie w czyimś imieniu? Lub dopiero chce pani złożyć zamówienie? - dodał, sugerując swoimi słowami, że znalazła się ona w sklepie - gdyby nie było to jeszcze dla niej wystarczająco zrozumiałe.


I den skal Fienderne falde

Dalens sønner i skjiul ei krøb
Oyvind Borgin
Oyvind Borgin
Zawód : Pracownik Borgin and Burkes, specjalista od run nordyckich
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Hide away the proof that I had loved you
Never see the truth, that final breakthrough
OPCM : 7
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 9 +2
CZARNA MAGIA : 16 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11114-oyvind-borgin#342285 https://www.morsmordre.net/t11189-frode https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f419-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t11191-skrytka-bankowa-nr-2433#344452 https://www.morsmordre.net/t11190-oyvind-borgin#344451
Re: Wejście [odnośnik]29.05.22 22:11
Wiadomość o ponownym uruchomieniu Sieci Fiuu był dla Marii informacją, którą zasłyszała nigdzie indziej jak w budynku zarządu rezerwatu jednorożcy. Nie czytała gazet — przynajmniej w przeciągu ostatnich kilku miesięcy nie miała na to zarówno czasu, ani ochoty. Ojciec mówił jej, że wojna nie zbliża się do ziem Parkinsonów — tak rodzinne Worcestershire, jak i Gloucestershire, w którym zamieszkiwała samotnie młoda panna Multon miały być terenami bezpiecznymi od terrorystycznej działalności Zakonu Feniksa. A jednak każdego dnia z gazet krzyczano o kolejnych okropnościach, młode serce drżało ze strachu, choć rozum próbował wyprzeć wiadomości, nie pozwolić im zagnieździć się w pamięci. Podróżowanie przy pomocy miotły, tak przecież ukochane przez dziewczę, nie było jednak bezpiecznym środkiem do dalekich podróży. Chcąc odwiedzić sklep z artykułami krawieckimi w Londynie, wolała zatem skorzystać z dobrodziejstwa własnego kominka. Starsza pani, od której kupiony został Okruszek, wspominała, że kociołek podpięty był do sieci, ale blondynka nie miała jeszcze okazji wypróbować jego działania.
Aż do dzisiaj.
Wstąpiła do kominka ubrana w swój ulubiony — bo jedyny — jasnobeżowy kożuszek, sięgający do kolan, spod którego wystawała długa, jasnozielona plisowana spódnica. Na tę specjalną okazję ubrała pantofle na niewielkim, grubym obcasie z zapięciem na kostkę. Nie miała spacerować po wielu ulicach, większość sklepów z pasmanterią znajdowała się w bliskim sąsiedztwie salonów krawieckich. Przez ciało przewieszoną miała brązową, skórzaną torbę, a w niej portmonetkę z ostatnio zarobionymi pieniędzmi. Włosy rozpuściła, pozwalając im zakryć odstające uszy, których tak się przecież wstydziła. Jedynie jedna spinka, również jasnozielona, została wpięta we włosy, niedaleko lewej skroni.
Tak przygotowana weszła do kominka, z którego miała rozpocząć swoją podróż. Nabrała odpowiednią ilość proszku — a przynajmniej tak jej się wydawało. Wystarczyło tylko podać nazwę miejsca, do którego miała trafić, zrobiła to, zielone płomienie pochłonęły jej sylwetkę, ale...
Coś było nie tak.
Pierwsza rzecz, która ją uderzyła to niewątpliwa stęchlizna. Nie zdołała utrzymać się na nogach, chyba miękkich ze strachu, przez co swoim wpadnięciem do środka wzbiła tumany, oczywiście dekoracyjnego, kurzu. Podniosła się jednak prędko — już gotowa do przepraszania, na pewno we własnej głowie, bowiem jak zawsze w takich chwilach głos uwiązł w gardle. Otrzepała się szybko z kurzowych pozostałości, poprawiła nawet włosy i dopiero wtedy postanowiła rozglądnąć się wokół. To, co zobaczyła, z pewnością sprawiło, że serce podeszło jej do gardła.
Chyba chciała nabrać głębszy oddech, ale ogólne napięcie sprawiło, że zamiast tego poczęła oddychać szybko i płytko. Szarozielone oczy przesunęły się pod eksponatach — jeżeli był to sklep w okolicy pasmanterii, raczej nie należał do tego typu, który interesowałby Marię Multon. Szukała jakiegokolwiek punktu zaczepienia — czegokolwiek nawet na wpół znajomego — aż oczy spoczęły na pudełku. Wyglądało zupełnie niepozornie, ale mogło służyć przecież do przechowywania wszelkiej maści akcesoriów i przydałoby się jej takie, bez dwóch zdań, gdyby miało jeszcze odpowiednie przegródki.
Nim jednak zdążyła po niego sięgnąć, poczuła uścisk na ramieniu. W tym samym momencie serce przyspieszyło, łup łup łup, spomiędzy warg wydostało się chyba napowietrzone, zaskoczone piśnięcie, a może westchnienie bardziej? Ale nie stawiała oporu — ręka natychmiast cofnęła się, tak samo jak cofnęła się i Maria, o dwa kroki do tyłu, przypadkowo stykając się plecami z ciałem... kogoś. Nie chciała jeszcze odwracać twarzy, zupełnie blada z przestrachu, że zrobiła coś naprawdę, naprawdę złego.
Dopiero męski głos sprawił, że poczuła, jak wielki błąd popełniła. W jak dużych tarapatach była — lub potencjalnie mogła być. Gdy uścisk zelżał, a następnie zniknął zupełnie, obróciła się, powoli, z wyraźnym wahaniem, w kierunku przemawiającego mężczyzny. Dłonie od razu ściągnęła w dół, zaciskając palce prawej na lewym nadgarstku. Ze schyloną pokornie głową wydawała się naprawdę nie przystawać ani do sklepu Borgin&Burke, o samym Śmiertelnym Nokturnie już nie wspominając.
— Przepraszam... — szepnęła, wznosząc wreszcie spojrzenie szarozielonych oczu na interweniującego mężczyznę. Nie wyglądał na szczególnie złego — uśmiechał się nawet, później odszedł za kontuar, może zrozumiał, że to tylko pomyłka? W oczach Marii natomiast wyraźnie malowała się dezorientacja, chyba jeszcze tłumiąca jej naturalne, raczej strachliwe podejście do mężczyzn.
— Ja... Tak, zamówiłam ostatnio dwa metry tasiemek krawieckich i łańcuszków, takich posrebrzanych i chciałam się dopytać, czy mają też państwo jakieś barwniki, zwłaszcza rozjaśniające, które nie zostawią plam na skórze smoka... — zaczęła mówić, jakby wciąż jeszcze, wyjątkowo naiwnie, trzymała się nadziei na to, że znalazła się po prostu w wyjątkowo specyficznym sklepie z rzeczami przydatnymi w krawiectwie. Im dłużej jednak mówiła, tym bardziej na jej twarzy malował się wyraz rezygnacji, aż wreszcie, z wyraźnym zwątpieniem i po przestąpieniu kilku kroków w kierunku kontuaru, spytała. — Ale... to nie jest sklep z pasmanterią, prawda?


Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11098-maria-multon#342086 https://www.morsmordre.net/t11145-gwiazdka#342865 https://www.morsmordre.net/t12111-maria-multon https://www.morsmordre.net/f417-gloucestershire-tewkesbury-okruszek https://www.morsmordre.net/t11142-skrytka-bankowa-nr-2427#342857 https://www.morsmordre.net/t11143-maria-multon#360683
Re: Wejście [odnośnik]31.05.22 1:04
Obserwował ją uważnie, jej postawę i to jak kuliła się z przestrachu niczym szczeniak w pułapce. Chociaż tyle, że nie zaczynała skomleć - choć prawdziwym pytaniem było, w jaki sposób się tutaj znalazła? Sieć fiuu mogła być prostym wytłumaczeniem, lub zwyczajnie w świecie nierozwaga młodej... panny? Może już żony? Nie wyglądała nawet jakby ukończyła już szkołę - a nawet jeśli to z pewnością nie było to dawniej niż rok temu.
Osoby jej pokroju nieczęsto zjawiały się na Nokturnie. Bały się, zazwyczaj wszyscy znali historie o tym, aby się tutaj nie zjawiać przypadkiem - szczególnie ci z Londynu, a to musiało oznaczać, że wcale z Londynu nie pochodziła. W innym wypadku byłaby ostrożniejsza. Chyba, że to ktoś zażartował z niej i przez niego znalazła się w takim, a nie innym miejscu, z pewnością dla niej dość niefortunnym.
Nie odpowiedział jej na to przeproszenie, chociaż na jego twarzy wymalowało się zdziwienie - a lodowe spojrzenie tym bardziej utknęło w zagubionej dziewczynce. Był dobry w utrzymywaniu pozorów i kamiennej mimiki, jednak w tym momencie słowa klientki zupełnie zbiły go z tropu, widząc że zaszła tutaj bardziej niż ogromne nieporozumienie. W końcu zazwyczaj w pierwszej kolejności goście dopytywali o rodzaj sklepu w jakim się znaleźli - lub domyślali się, że nie są jakimś krawieckim miejscem po tym, co tutaj było składowane. Książki, tajemnicze przedmioty, kurz i pajęczyny - wystawki tak brudne, że trudno było dojrzeć cokolwiek zza szybki.
- Oh, obawiam się, że nie - odpowiedział spokojnie, zaraz przywołując delikatny uśmiech na wargi. Czy wszystkie kominki działały tak jak przed tą całą uciążliwą awarią? Nie był tego pewny - nie był pewny czy każdy sklep wciąż był podpięty do sieci. - Co prawda mógłbym rozejrzeć się zarówno za tasiemkami, jak i łańcuszki, a może nawet posiadamy w asortymencie i barwniki, jednak obawiam się, że niekoniecznie zgodne z wyobrażeniem pani... panny..? - zadał pytanie chcąc wybadać grunt i osobę, z którą miał do czynienia - dopytać o nazwisko, bo a nuż wiedziałby, gdzie odesłać dziewczynkę. Lub do kogo wysłać wiadomość z informacją o jej przebywaniu.
Po chwili jednak w ciszy skierował się na moment na zaplecze.
W zupełnie innych warunkach powinien wyjaśnić, którędy znaleźć drogę na Pokątną jednak wątpił, aby dobrym pomysłem było odesłanie dziewczynki samej na ulicę - a nie powinien opuścić sklepu. Pytanie również czy sieć fiuu nie ulegała w tym momencie kolejnym awariom? Chociaż kusiło go, aby sprawdzić jak i czy w ogóle poradziłaby sobie na ulicy Śmiertelnego Nokturnu sama, tym bardziej zdając się niezwykle łatwym celem dla wielu mieszkańców tego miejsca, którzy mogliby zobaczyć w niej dość łatwy zysk.
Wrócił z dzbankiem z czarną herbatą, filiżanką oraz szklanym pojemnikiem z malinami, które przyniósł dzisiaj do pracy dla siebie. Cóż, szczeniak wyglądał na przerażonego i mógł nie zechcieć niczego zjeść czy się napić - ale jednak zaoferować wypadało.
Ułożył tackę na szklanej ladzie, zza której nie było widać praktycznie niczego co znajdywało się we wnęce, a do czego był rzeczywisty dostęp zza lady. Zdawało się również, że wiele rzeczy przykuwało uwagę dookoła - specyficznych, ale i tych prostych. Pióra, obrazy, książki, naczynia na zmianę ze słoikami z intrygującą zawartością, globusy czy kurzołapy, nie będące niczym więcej niż dobrze wtopionymi wystrojami wnętrza.
- Proszę, częstuj się herbatą. Dokąd zmierzałaś, znasz adres? - dopytał się, znikając jeszcze na moment na zapleczu, ale jednak tym razem prędko wrócił, przynosząc krzesło dla dziewczynki. - Nie krępuj się, proszę. I przypominam, niczego tutaj nie dotykaj - upomniał ponownie, wiedząc że wielu czarodziejów mogłoby być skuszonych podniesieniem jakiegoś przedmiotu i przyjrzeniu się mu. Był to nawyk, którego nigdy nie rozumiał, ale wiedział że przejawiali go czarodzieje - szczególnie ci, których spotykał tutaj pierwszy raz.
Przesunął wzrok w stronę witryny, zza której była widoczna londyńska ulica. Czarodziejów, jak zwykle zresztą, wcale nie przechadzało się po niej znowu tak wielu.
- Potrafisz posługiwać się siecią fiuu, prawda? - czy wywodzisz się z mugolskiej rodziny? Może to była twoja pierwsza podobna podróż? - Solidna garść proszku fiuu - czy w jej dłoniach mogło zmieścić się jego wystarczająca ilość? Może to było problemem? przeszło mu przez myśl, kierując wzrok na jej dłonie. Oczywiście, że była drobniejsza - była kobietą, wyraźnie nie radzącą sobie z kominkami i podróżą za ich pomocą. - Wypowiadasz wyraźnie adres, na których potrzebujesz się znaleźć wyrzucając proszek... Oczywiście stojąc już w samym kominku. - upewnił się, zastanawiając jak wiele innych czynników mogło mieć wpływ na to, że dzisiejsza klientka nie znalazła się w miejscu, o którym docelowo myślała.


I den skal Fienderne falde

Dalens sønner i skjiul ei krøb
Oyvind Borgin
Oyvind Borgin
Zawód : Pracownik Borgin and Burkes, specjalista od run nordyckich
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Hide away the proof that I had loved you
Never see the truth, that final breakthrough
OPCM : 7
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 9 +2
CZARNA MAGIA : 16 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11114-oyvind-borgin#342285 https://www.morsmordre.net/t11189-frode https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f419-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t11191-skrytka-bankowa-nr-2433#344452 https://www.morsmordre.net/t11190-oyvind-borgin#344451
Re: Wejście [odnośnik]04.06.22 18:25
Im bardziej rozwijał się wielki rulon ciszy — wypełniając sobą całą niezagospodarowaną przestrzeń sklepu Borgin&Burke — tym bardziej zdawało się Marii, że w środku nie ma zupełnie czym oddychać. Przyzwyczajona do przebywania większość doby na świeżym powietrzu, wśród największej w Anglii leśnej połaci — Forest of Dean — zupełnie nie odnajdywała się w Londynie. Dzisiejsza podróż miała być przecież tylko jednodniową wycieczką, zabrałaby materiały i wróciła do domu, może jeszcze w porze kolacji, a może wcześniej. Szczęśliwa, zadowolona, bezpieczna, wślizgnęłaby się pod kołdrę w Okruszku, zdana tylko na swój własny humor, nie zaś na łaskę i opiekę obserwującego ją prawie bez mrugnięcia okiem nieznajomego.
Niewiele można było wyczytać z jego twarzy — spojrzenie miał jasne i czujne, w swym chłodzie podobne do stali, którą ktoś mógł przystawić do rozgrzanej skóry po to, by upuścić nieco krwi pokonanemu przeciwnikowi. W jednym momencie, w momencie, w którym zdecydowała się ostrożnie unieść wzrok ku górze — że człowiek ten wyglądał na szczerze zdziwionego.
I zupełnie się mu nie dziwiła. Sama była bowiem żywym wyrazem tego, jak wygląda zdziwienie pomieszane z zupełnym niezrozumieniem sytuacji, w jakiej się znalazła. Tyle dobrego, że nie wydawał się korzystać z jej oczywistej niewiedzy — nie wmawiał, że w istocie znajdowali się w sklepie z pasmanterią, którego właściciel posiadał po prostu szczególne podejście do dekoracji. Na dźwięk tej wiadomości złote loki poruszyły się, Maria zwiesiła nieco głowę, a napięte do tej pory ramiona rozluźniły się nieco pod wpływem odrobinę płaczliwego westchnienia.
— Panny — wyszeptała, bez entuzjazmu. Nie było się bowiem czym chwalić. Ot, panienka, ledwo stawiająca pierwsze kroki w dorosłości, która popełniła błąd. To, jak poważny on będzie, zależało w końcu od niej samej i od jej zachowania. A jeżeli czegoś nauczyła się z rodzinnego domu w Worcestershire to tego, by wobec mężczyzn — zwłaszcza silniejszych od niej — zachowywać się grzecznie i potulnie. Ojciec czasami mówił o męskiej naturze, o tym, jak prosto było zdenerwować chłopców, jak kłopoty można było ściągnąć na siebie, chociażby nieodpowiednim ubiorem. Jeżeli będzie grzeczna, przecież nic nie powinno jej się stać, prawda? Nieznajomy pracownik sklepu mimo nieustępliwości spojrzenia uśmiechał się do niej raczej przyjaźnie, musiał wyczuć, że się denerwuje. Tak samo jak Maria zrozumiała, że oczekiwał od niej przedstawienia się. — Panna Maria Multon — dodała po chwili, w odruchu chwytając materiał kożuszka tak, jakby chciała unieść rąbki spódnicy skrytej pod nim. Niemniej jednak dygnęła przed mężczyzną, ze wzrokiem wbitym tymczasowo w ziemię. I przez to też zauważyła, że rudowłosy mężczyzna postanowił w zupełnej ciszy opuścić ją, udać się do jakiegoś pomieszczenia, prawdopodobnie na zapleczu.
Czy zrobiła coś złego?
Uniosła prędko głowę, a trwoga, która zacisnęła na jej ciele swe zimne palce, nie pozwoliła jej się ruszyć ni nabrać oddechu. Pytanie, które miała zamiar zadać jeszcze przed chwilą, zamarło w rozchylonych, drżących wargach. W prawej ręce wciąż miała swą różdżkę — ciemne drewno migdałowca było gotowe do działania, gdyby tylko wyraziła na to wolę. Problem w tym, że zarówno ona, jak i jej różdżka wiedziały, że nie było to takie proste. I chyba nie zanosiło się na ślepe ciskanie czarów.
Jedna z wątpliwości rozmyła się, gdy Oyvind powrócił do pomieszczenia z tacką z dzbankiem, w którym dochodziła herbata, filiżanką oraz pojemnikiem z malinami. Wszystkie te zapachy, które nagle wypędziły dotychczas przylegającą doń stęchliznę, przypomniały jej tylko, jak bardzo zimno i głodno jej było. Chciała już zapytać, po raz kolejny zresztą, tym razem, czy na pewno może częstować się herbatą (tylko herbatą, o malinach nie było słowa, ale wyglądały przepysznie i ciężko było dostać jakiekolwiek jedzenie i skąd w Londynie maliny?), jednak mężczyzna znów ją wyprzedził — powtarzając zaproszenie, a następnie udostępniając nawet krzesło, na którym zasiadła zaraz przy szklanej ladzie.
— Pan nie pije? — spytała, powoli sięgając po dzbanek, zwlekają o kilka sekund z przelaniem gorącego napoju do filiżanki. W międzyczasie skinęła głową na tak, potwierdzając, że nie będzie już niczego dotykać, poza rzeczami, które podsunie jej Borgin, tak jak to krzesło, dzbanek, filiżanka...
— Chciałam trafić na Pokątną 13, do Pasmanterii Borgii... — wreszcie nabrała wystarczająco dużo pewności, by odpowiedzieć. Ostrożnie chwyciła filiżankę w dwie ręce, na wszelki wypadek, gdyby palce wsunięte w dziurkę uszka nie mogły utrzymać jej ciężaru. Drżące wargi wreszcie spotkały się z ciepłem cieczy, pierwszy łyk herbaty popłynął w dół jej gardła, wydawało się, że szczenię odzyskiwało spokój. Nawet, jeżeli był to spokój pozorny, powierzchowny. — Umiem posługiwać się siecią... — dodała po chwili, a w jej głosie, choć wciąż cichym, można było wyłapać drobną nutkę irytacji. Tej dziecięcej, gdy dorosły sugeruje, że czegoś się nie potrafiło. Urażona duma? — Tylko ostatnim razem używałam jej jeszcze przed wojną, w wakacje... A ostatnio napisali w gazecie, że już działa znowu i... — westchnęła po raz kolejny, odkładając ostrożnie filiżankę na tackę. Ciepłe od niej palce przytknęła na moment do policzka, chcąc upewnić się, że nie wypuściła z oczu jeszcze ani jednej łzy. Póki co dawała sobie radę naprawdę dzielnie, choć wyglądała na zupełnie zrezygnowaną. — Czy mógłby mi pan powiedzieć, gdzie właściwie jesteśmy? Ja spróbuję dostać się na Pokątną — nie wiedziała oczywiście, jak to uczyni, ale wobec niewiedzy tego, w jakim prawdziwie miejscu się odnalazła, każde marzenie było możliwe. — Nie chciałabym, żeby miał pan przeze mnie problemy...


Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11098-maria-multon#342086 https://www.morsmordre.net/t11145-gwiazdka#342865 https://www.morsmordre.net/t12111-maria-multon https://www.morsmordre.net/f417-gloucestershire-tewkesbury-okruszek https://www.morsmordre.net/t11142-skrytka-bankowa-nr-2427#342857 https://www.morsmordre.net/t11143-maria-multon#360683
Re: Wejście [odnośnik]15.06.22 15:21
Potwierdzenie jej stanu wcale go nie zdziwiło - wręcz oczekiwał podobnego. Wyglądała w końcu młodo jakby wciąż jeszcze uczęszczała do Hogwartu, ale kto wie? Może rzeczywiście dopiero we czerwcu skończyła swoją edukację? Może nawet ją przerwała przez brak talentu w nauce? Nie mógł być tego pewny, chociaż na dźwięk nazwiska ściągnął brwi w zastanowieniu.
Była jej siostrą? Zupełnie się nie prezentowała tak jak Elvira - może to był znak, że coś dobrego potrafiło wyjść od Multonów?
Sam zaraz delikatnie się pochylił w jej stronę.
- Oyvind Borgin - odwzajemnił się i swoim imieniem.
Nie miał powodów do używania tak błahego kłamstwa, że jednak znajdywali się w pasmanterii. Jeszcze dziewczynka spróbowałaby uciec stąd na ulicę, a kto wie jakie niebezpieczeństwo by ją spotkało wtedy? Takie rzeczy trudno byłoby wyjaśnić, tym bardziej gdyby prześledzono ślady jej prywatnego kominka i tego, gdzie też zawędrowała przy pomocy sieci fiuu. Mógłby oczywiście skłamać, że podobna panna nie złożyła wizyty w sklepie z czarnomagicznymi artefaktami, ale wyłącznie by to podważyło jego kompetencje w pracy na sklepie, że nie dostrzegł klientki.
Chociaż może bardziej gościa?
- Och, nie, nie martw się mną. Napiję się później, przede wszystkim teraz jestem w pracy - wyjaśnił spokojnie, obserwując jak dziewczynka częstuje się herbatą. Oderwał wzrok od niej dopiero, kiedy dostrzegł jakiś cień zza brudnej szyby witryny. Odczekał chwilę, jednak sylwetka wyraźnie ominęła drzwi do sklepu, w innym wypadku usłyszeliby charakterystyczny dzwonek.
- Owoce również są dla ciebie - dodał spokojnie, dostrzegając już błąd podczas podróży między kominkami. - Obawiam się, że sieć fiuu wciąż działa z zakłóceniami. Nie znajdujemy się na Pokątnej, panno Multon. Nie jest panienka z okolic Londynu, dobrze wnioskuję? - zapytał spokojnie na jej odpowiedź, gdzie dokładnie próbowała się dostać. Nie miał ochoty aby dzisiaj gdziekolwiek ruszać poza ulice miasta. Miał kilka opcji, gdzie mógłby odprowadzić to dziecko - może jego sąsiadka byłaby zainteresowana towarzystwem młodej Multonki? Rzecz jasna mógłby wyprowadzić ją również ze Śmiertelnego Nokturnu do Belviny, chociaż ta wizja była dla niego niezbyt przyjemna, wiedząc że miał jeszcze sporo pracy do wykonania i późne odbiory zamówień.
- Jestem pewny, że większym problemem by było, gdybym wypuścił panienkę samą na ulicę - zapewnił z uśmiechem, wyciągając zaraz spod szklanej lady pudełko. Chwilę po tym przywdział rękawiczki, w którym zwykł pracować, a po tym zajął się kolejnym przepakowywaniem małych medalików. Niektóre klątwy w ostatnim czasie były bardziej popularne - a mężczyzna, dla którego w tym momencie pakował zamówienie, wyraźnie miał nimi do obdarowania więcej niż jedną kobietę. Nie wnikał w powody czy przyczyny, kiedy klient płacił, tyle wystarczyło.
- Znajdujemy się na Ulicy Śmiertelnego Nokturnu 13B dokładnie, w sklepie Borgin and Burke - zdradził w końcu dziewczynce, przesuwając na moment wzrok na jej buzię. Uśmiechnął się znów przyjaźnie. - Jeśli kiedykolwiek panienka słyszała plotki odnośnie tego miejsca... całkiem możliwe, że są prawdziwe. Dlatego jest istotnym, aby niczego panna nie dotykała, tutaj, dobrze? Z dużą ilością przedmiotów w tym sklepie trzeba wiedzieć jak się obchodzić. Nie chcemy, aby coś ci się stało, dobrze? - powiedział, mówiąc niczym do małej dziewczynki, którą przecież była. - Oczywiście nie utknęłaś tutaj... Eskortuję cię w odpowiednie ręce, które się tobą zaopiekują, kiedy tylko będę miał chwilę, aby móc opuścić wraz z tobą sklep, dobrze? - zaproponował, nie będąc pewnym czy Cassandra będzie zachwycona podobną wizytą z jego strony, ale z pewnością nie odmówiłaby dziewczynce pomocy. Zresztą, sama miała córkę - Lyssandra z pewnością będzie zachwycona chociaż tymczasowy towarzystwem.
Mógłby co prawda zaprosić pannę Multon do siebie i jeszcze dzisiaj w nocy, kiedy wróci do domu, spróbować odprowadzić do miejsca, z którego jej podróż byłaby bezpieczniejsza - lub spróbować ponownie użyć sieci fiuu, jednak nie miał ochoty sprawdzać czy dzisiejsza pomyłka była rzeczywiście pomyłką czy rzeczywistymi problemami w związku ze wznowieniem działania kominków.
Przesunął wzrok na miejsce, którym dopiero co Maria się teleportowała do sklepu. Może warto byłoby wyłączyć go z działania tymczasowo, aby uniknąć podobnych niespodzianek?


I den skal Fienderne falde

Dalens sønner i skjiul ei krøb
Oyvind Borgin
Oyvind Borgin
Zawód : Pracownik Borgin and Burkes, specjalista od run nordyckich
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Hide away the proof that I had loved you
Never see the truth, that final breakthrough
OPCM : 7
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 9 +2
CZARNA MAGIA : 16 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11114-oyvind-borgin#342285 https://www.morsmordre.net/t11189-frode https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f419-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t11191-skrytka-bankowa-nr-2433#344452 https://www.morsmordre.net/t11190-oyvind-borgin#344451
Re: Wejście [odnośnik]19.06.22 12:40
Zerwanie kurtyny milczenia i anonimowości sprawiło, że ramiona Marii opadły o kilka centymetrów. W znajomości personaliów przyglądającego się jej mężczyzny było coś, co działało uspokajająco na wciąż przestraszoną, nawet przygniecioną sytuacją, w której się znalazła panienkę. Nie miała jednocześnie pojęcia, że pan Borgin może znać jej kuzynkę Elvirę. Co więcej — ona sama nie wiedziała jeszcze, że Elvira może się kiedykolwiek zainteresować nią i dzisiejszą przypadkową wizytą na Nokturnie. Nie przyszło jej do głowy nawet to, że ktoś mógłby skorzystać z jej naiwności, braku doświadczenia w nawigowaniu w angielskim świecie dorosłych i chociażby podać nieprawdziwe dane osobowe. A jednak nazwisko Borgin nie poruszyło dzwonków w jej pamięci — Multonowie nie interesowali się szczególnie innymi rodzinami, za wyjątkiem Parkinsonów i może najbliższych sąsiadów. Maria — poza tym — przyzwyczajona była do brzmień francuskich nazwisk, te brzmiące obco stanowiły dla niej zagadkę nie do odgadnięcia. Jeszcze nie teraz.
Skinęła głową ze zrozumieniem w odpowiedzi na wytłumaczenie. A jednak zrobiło jej się przy tym odrobinę przykro, wydawało się bowiem, że dobroduszny pan Borgin wymawiał się jedynie pracą (a może Maria chciała myśleć, że tak było?), gdyż mógł nie mieć dwóch zestawów z filiżankami w swoim miejscu pracy. Miejsce, w którym się znajdowali, nie prezentowało się jak to, w którym często przychodziło przyjmować klientów w podobny sposób. Postanowiła jednak, że według zasad dobrego wychowania nie powinna drążyć dalej tematu. Był przecież dla niej taki miły, nie wyrzucił jeszcze z przybytku, cierpliwie słuchał i odpowiadał na pytania.
Jeżeli mogła mu się jakoś odwdzięczyć, teraz, w tej konkretnie chwili — to nie robieniem większego zamieszania, siedzeniem cicho, jak myszka, tak jak potrafiła. I oczywiście niedotykaniem żadnej z rzeczy, które już zostały jej udostępnione.
Uniosła filiżankę do ust, powoli upijając łyk herbaty. Widząc, że spojrzenie Oyvinda ucieka gdzieś na bok, w kierunku drzwi, sama, w niepowstrzymanym odruchu, spojrzała w tamtym kierunku. Cień zamajaczył przy drzwiach, wydawało się, że ktoś zastanawiał się, czy przestąpić próg, czy może pójść gdzieś dalej — na całe szczęście oboje nie musieli zmagać się z kolejnym, albo może jedynym klientem.
Powoli sięgnęła po jedną z malin, wsuwając sobie ją ostrożnie do ust, zaraz po tym, gdy dostała na to pozwolenie. Dopiero wtedy poczuła, że zaciśnięty w nerwowości brzuch daje o sobie znać — w dodatku nieco wyraźnym burczeniem. Która była godzina? Nie było ją stać na zjedzenie śniadania, jako pierwszy posiłek miała zjeść dopiero obiad, po powrocie z zakupów. Uśmiechnęła się przepraszająco, lecz bardzo prędko opuściła głowę. Palący rumieniec wstydu rozlał się na jej policzkach, na uszach i nosie, a ona pokiwała przecząco głową na pytanie o pochodzenie.
— Jestem z... z Zachodu. Mieszkam niedaleko Tewkesbury w Gloucestershire... — i mówię zdecydowanie za dużo niż wypada dla własnego dobra, dodałby ktoś za nią. Ale była przecież jedno naiwnym dziewczęciem, otwierającym się przed osobą, która prezentowała się tak, jakby naprawdę zależało jej na bezpieczeństwie Marii. Biedne, naiwne, niewinne dziewczęta z rezerwatu jednorożców. Częściej niż rzadziej bywały dokładnie takie same. Niezdolne do wyczucia zakamuflowanego zagrożenia, spoglądające na świat przez pryzmat krystalicznie czystych serc. Czym innym był jednak fakt, że naprawdę nie podobało jej się, że sieć Fiuu mogła dalej działać z zakłóceniami. Po co gazety pisałyby o jej ponownym uruchomieniu, skoro dalej zdarzały się jej takie wypadki? Co by było, gdyby jej podróż zakończyła się w towarzystwie kogoś, kto nie był nawet w połowie tak uprzejmy jak Oyvind?
Prędko podniosła głowę — tym razem blada jak ściana — gdy sprzedawca wypowiedział nazwę ulicy, na której się znajdowali. Krew przyspieszyła swój bieg, dudniła w uszach i chyba wygłuszyła nawet nazwę sklepu (albo po prostu Maria nie chciała jej słyszeć). Szarozielone tęczówki zadrżały, próbowały skupić się na twarzy Borgina, ale nie mogły znaleźć jednego, konkretnego punktu zaczepienia.
— Śmie...rtelnego Nokturnu...? — powtórzyła po nim, zaraz oglądając się — najpierw za siebie, potem wychylając się w kierunku drzwi. Teraz wszystko zaczynało mieć sens, a żeby powstrzymać się przed otwarciem ust w przeraźliwym zaskoczeniu, wcisnęła sobie w nie kolejne kawałki malin i popiła herbatą. Oczywiście, że słyszała plotki o Nokturnie. Może niekoniecznie o samym sklepie Borgin&Burke, nikt z jej bliskiego otoczenia nie miał bowiem powodów do odwiedzania tego miejsca. Ale słyszała o okropnościach, które miały się dziać w okolicy, o ulicy wyjętej spod prawa i to wystarczyło, by lewa dłoń, ułożona na udach i wygładzająca do tej pory spódnicę, drżała prawie niekontrolowanie. Do czasu, gdy Oyvind odezwał się raz jeszcze.
— Nie będę niczego dotykać, obiecuję — wyszeptała wreszcie, a zdawało się, że z każdym kolejnym słowem mężczyzny i ona odnajdywała spokój. Może gdyby miała inny charakter, mówienie do niej jak do dziecka spowodowałoby jakieś rozdrażnienie? Teraz jednak potrzebowała takiego łagodnego podejścia, zdroworozsądkowego wytłumaczenia, że nie było jeszcze najgorzej, że przecież nie utknęła tu na zawsze.
— I... ja... — szepnęła, powoli zmuszając się do zajrzenia w jasne oczy pracującego przy niej mężczyzny. — Jeszcze raz przepraszam za kłopot... I... dziękuję za... Za to wszystko — choć dziękowała przede wszystkim za zapewnienie bezpieczeństwa i eskorty do zaufanych osób (albo osoby), wykonała szeroki ruch dłonią, wskazując przede wszystkim na tacę z herbatą i owocami, może też trochę na drzwi. W porównaniu do paniki, w którą wpadła jeszcze nie tak dawno temu, teraz oddychała już spokojniej. Postawę wciąż miała skrajnie niepewną, lecz wzrok zsunął się z twarzy Oyvinda, skupiając się na jego rękawiczkach, rękach, na tym, co właśnie robił.
— Ten materiał... przypomina skórę widłowęża, ale to... to chyba nie ona? — spytała po chwili. Skóra widłowęża miała kolor ciemnej zielenii, te rękawice miały inną barwę.


Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11098-maria-multon#342086 https://www.morsmordre.net/t11145-gwiazdka#342865 https://www.morsmordre.net/t12111-maria-multon https://www.morsmordre.net/f417-gloucestershire-tewkesbury-okruszek https://www.morsmordre.net/t11142-skrytka-bankowa-nr-2427#342857 https://www.morsmordre.net/t11143-maria-multon#360683
Re: Wejście [odnośnik]29.06.22 20:08
Doceniał dobrze ułożone dzieci, które nie sprawiały problemów - a do takich jak na razie mógł zaliczyć pannę Multon. Mógł jedynie wnioskować po jej młodej aparycji i braku obecności w szkole, że wyraźnie ukończyła już edukację. Chociaż czy mógł być tego pewny? Może porzuciła ją już dużo wcześniej?
Nie mógł być nawet pewny co do szkoły, do jakiej została posłana. Większosć Anglików, których spotkał w swoim życiu, uczyła się w końcu w Hogwarcie. Był jakiś sposób na rozpoznanie absolwentów poza zwykłym wywiadem? Te wszystkie... domy i przydziały były czymś, czego nie do końca rozumiał czy w ogóle przykładał wagę.
- Oh, rozumiem. Niezbyt przyjemne tereny w tych czasach - skomentował zupełnie spokojnie. - W kwestii wojny, oczywiście. Wierzę, że pełno szlamstwa musi się tam kręcić, szczególnie że Gloucestershire znajduje się nieopodal ziem sojuszu kornwalijskiego - sprecyzował, na wszelki wypadek gdyby młoda kobieta, którą dzisiaj gościł, nie przykładała większej wagi do polityki i wydarzeń wojennych. Czy ktoś mógł ją jednak winić o podobną niechęć do tematu?
Słysząc drobny hałas i dostrzegając realcję towarzyszki, był nieco zaskoczony. Czy to była już pora obiadowa? Często nie sprawdzał godziny w pracy, może było później niż mu się wydawało?
- Jeśli jesteś głodna, mogę zaprosić cię do kawiarni na Pokątnej. Wciąż powinna być jeszcze jakaś otwarta - zaoferował spokojnie, bo w końcu sam myślał nad zjedzeniem dzisiejszego obiadu gdzieś na ulicach Londynu, a podobny posiłek w ładnym towarzystwie zawsze był przyjemniejszy.
W końcu była kobietą. Nie potrzebowała interesować się podobnymi tematami - tymi powinien interesować się przyszły mąż panny Multon i odpowiednio ją kierować w tej kwestii. Mówić co było dobre, a co złe - kto i dlaczego był odpowiedzialny za narastający konflikt, i dlaczego czarodzieje mieli rację w tym, aby podejmować się walki z tymi pozbawionymi umiejętności magicznych.
Przesunął wzrok na nią, obserwując jej panikę. Bała się tego miejsca? Cóż, z pewnością słusznie. Przypominała zupełnie spłoszoną myszkę - nie szczura, które można było po nocy spotkać na pustych ulicach Londynu. Polną myszkę, częściej widywaną właśnie poza granicami miasta gdzieś w naturze, pośród wysokich traw i uprawnych pól, czasem gdzies w lasach.
- Nie musisz się obawiać, dobrze, Mario? - poprosił, delikatnie się do niej uśmiechając jakby chciał ją pokrzepić; jakby chciał zdobyć zaufanie roztrzęsionej myszki. - Mieszkam tutaj, znam bardzo dobrze tę dzielnicę i tak długo jak będziesz się mnie słuchała, nie musisz się martwić niczym. Nic ci się tutaj nie stanie - zapewnił ją. Nie kłamał w tej kwestii - był w stanie jej zaoferować opiekę w tym miejscu i bezpieczeństwo. Wystarczyło być posłuszną, ale coś mówiło mu, że z tym akurat panna Multon nie miała problemu.
Wrócił w końcu jednak spojrzeniem do swojej pracy. Nie mógł być nieuważny w podobnych sprawunkach - posiadał w końcu wiedzę na temat tego z czym pracował i wiedział lepiej niż żeby lekceważyć magię, szczególnie kiedy u jego boku znajdywał się ktoś, kto równie dobrze mógł nie mieć kontaktu z czarną magią wcześniej. Anglicy przecież się jej bali, czego wciąż nie pojmował. Nie każdy był tak otwarty na podobną dziedzinę jak lordowie Durrham, i równie utalentowani w jej zakresie.
- Nie, nie, to nie ona, chociaż powinna być - odpowiedział z uśmiechem, resztę dodając bardziej pod nosem. Aktualny stan gospodarki wcale nie pomagał w zdobyciu materiałów - również tych potrzebnych podczas pracy z klątwami i czarną magią. Powinien stawiać swoje własne bezpieczeństwo na pierwszym miejscu, a jednak nie zawsze było to możliwe. Czasem przychodziły inne wydatki, a czasem potrzebny materiał nie był dostępny - a jeszcze innym razem osoba, która posiadała odpowiednie umiejętności, znikała bez słowa. W końcu trwała wojna, ludzie czasem znikali w niewyjaśnionych okolicznościach.
- Znasz się na materiałach? - dopytał spokojnie, dostrzegając to pytanie, chociaż wzroku nie odrywał od swojego zajęcia. - Lordowie Gloucestershire, jeśli mnie pamięć nie myli, posiadają Dom Mody, prawda? Pracujesz w szwalni? - dopytał spokojnie, mając na uwadze że Multonowie mieli powiązania właśnie z Parkinsonami, na podobnym poziomie jak jego rodzina z lordami Durrham.
Nie odwrócił się jednak do młodej kobiety, wzrok i swoją uwagę głównie skupiając na pakowanych do odpowiednich i eleganckich, ciemnozielonych woreczków. Był ostrożny w tej prostej czynności, powolny i dokładny. Jakby każdy jego ruch był dokładnie zaplanowany i przemyślany, co również nie było kłamstwem. Nie mógł pozwolić sobie na błędy, nie przy pracy z podobnymi przedmiotami, wiedząc jak niebezpieczne były klątwy.


I den skal Fienderne falde

Dalens sønner i skjiul ei krøb
Oyvind Borgin
Oyvind Borgin
Zawód : Pracownik Borgin and Burkes, specjalista od run nordyckich
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Hide away the proof that I had loved you
Never see the truth, that final breakthrough
OPCM : 7
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 9 +2
CZARNA MAGIA : 16 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11114-oyvind-borgin#342285 https://www.morsmordre.net/t11189-frode https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f419-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t11191-skrytka-bankowa-nr-2433#344452 https://www.morsmordre.net/t11190-oyvind-borgin#344451
Re: Wejście [odnośnik]24.07.22 13:39
Słowa Oyvinda o wojnie trafiły na dość nietypowy grunt. Wiele mógł odczytać z mimiki Marii — szarozielone oczy otworzyły się wyraźnie szerzej, lecz ciało zastygło w bezruchu, gdzieś w połowie nabierania oddechu. Wojna, wojna, wojna — słowo to odbijało się echem od białych ścian czaszki dziewczęcia, którego serce przyspieszyło nerwowy bieg. Oczywiście, że się bała. Wojny. Tego, że konflikt może wreszcie podejść pod granice jej bezpieczeństwa. Żyjąc w sennym marazmie Multonów nie dopuszczała do siebie możliwości tego, jak blisko tego było. Ograniczając swe życie do rezerwatu i drogi powrotnej, intuicyjnie unikała dostrzegania szerszego obrazu. Wojna, mawiał czasami jej ojciec, w rzadkich chwilach odwiedzin, nie jest czymś, czym powinnaś się przejmować, Mimi. Minister i dobrzy ludzie zajmą się tym za nas.
— Tam, gdzie mieszkam, jest spokojnie... — zaczęła więc, nie kłamiąc właściwie. Wieści o ewentualnych buntownikach panoszących się gdzieś w okolicach nie docierały do niej, dzięki czemu mogła jeszcze trwać w dość komfortowej nieświadomości. Wspomnienie szlamstwa jednak sprawiło, że wzdrygnęła się niekontrolowanie. Z podobną niechęcią przedstawiał ich jej przecież sam pan ojciec, obie siostry i szwagier. Skoro oni wierzyli, że szlamstwo było czymś absolutnie najgorszym, niemająca z nimi kontaktu Maria przyjmowała ich opinie za swoje, bez szczerego zrozumienia. — Jeszcze nigdy ich nie widziałam — szlam, oczywiście. Wyznanie to zamknięte w szepcie mogło zostać odebrane przez Oyvinda jako rozczulająco wręcz niewinnie. Ale prawda była taka, że rodzina Marii nie żyła w odosobnieniu wyłącznie ze względu na własne raczej introwertyczne usposobienie, ale też po to, by mieć jak najmniej kontaktu z niemagicznym światem. — Tata mówi, że gdybyśmy mieszkali bliżej nich, zrobiliby nam krzywdę... — bo w to szczerze wierzył. Multon z krwi i kości, który od najmłodszych lat zasiewał w swej najmłodszej córce nie tyle niechęć, czy też nienawiść względem nieposługującej się magią populacji, a przede wszystkim strach.
Pytanie o głód sprawiło, że Maria odruchowo przyłożyła jedną dłoń do swojego brzucha. No tak, mogła się tego spodziewać, ale nie sądziła, że jej własne ciało postanowi zasabotować ją w tak istotnym momencie.
— Ja... Nie jestem głodna, tylko... Nie jadłam śniadania — wyszeptała ze wstydem, próbując wybrnąć jakoś z sytuacji, ale kłamstwo nie szło jej nawet minimalnie dobrze. Propozycja pójścia do czekoladziarni sprawiła z kolei, że nie wiedziała już zupełnie, co powinna powiedzieć. Wpatrywała się więc przez kilka sekund ze wciąż rosnącym zaskoczeniem w pana Borgina, aż wreszcie, gdy udało jej się nazbierać choć minimum pewności, by odpowiedzieć... — Nie chciałabym pana naciągać... Ale jakby mógł pan mnie... Odprowadzić... Poza tę okolicę oczywiście, to byłabym bardzo, bardzo zobowiązana.
Ostatecznie straszny nie był przecież Oyvind, a okolica, w której przypadkowo się odnalazła. Sprzedawca przecież opiekował się nią, odrobinę jak dzieckiem co prawda, ale w sposób, który uspokajał skołatane nerwy młodego dziewczęcia. Tłumaczył, wskazywał swój autorytet oraz wyznaczał granice, których nieprzekroczenie gwarantowało przecież względny spokój oraz bezpieczeństwo. Łagodna stanowczość sprawiała, że Maria czuła się bezpieczniej, pomimo tego, że wciąż brakowało jej pewności i swobody, przede wszystkim ze względu na nowe miejsce i towarzystwo.
I pierwszą oznaką tego bezpieczeństwa było podpytanie się o materiał rękawiczek. Otrzymawszy odpowiedź, na twarzy Marii pojawił się drobny, nieśmiały uśmiech, jednak naznaczony pewnym rodzajem dumy z poprawności wcześniejszych założeń. Przytaknęła nawet Borginowi ruchem głowy, potwierdzając, że do tej pracy w istocie najprzydatniejsza byłaby przecież skóra widłowęża. W dodatku to, że pan Oyvind potwierdził, że powinna być, utwierdził Marię w przekonaniu, że plotki o sklepie Borgina i Burke na ulicy Śmiertelnego Nokturnu były prawdziwe i rzeczywiście sprzedawało się tutaj między innymi przedmioty obłożone klątwami! Było w tej myśli jednak coś... przerażającego. Czarna magia dopiero niedawno — według zrozumienia panny Multon — stała się czymś, o czym zaczynało się mówić głośniej, choć dalej w wielu kręgach, nawet tych czystokrwistych, stanowiła temat tabu. Nigdy jeszcze nie miała okazji spotkać kogoś, kto naprawdę znał jej tajniki. O klątwach i sposobach na poradzenie sobie z nimi, czytała w podręcznikach i słuchała w trakcie lekcji obrony przed czarną magią...
— Nie boi się pan pracować z klątwami? — spytała prędzej, niż zdążyła się spostrzec. Miała jednak nadzieję, że Oyvind nie będzie miał jej za złe takiej ciekawości; kto wie, kiedy będzie miała okazję zadać to pytanie komukolwiek innemu? Przecież nie tak prosto było spotkać kogoś, kto zarabiał na życie w tak szczególny sposób... A jak już o zarabianiu na życie mowa...
— Szyję trochę w wolnym czasie — przyznała się, bowiem krawiectwo prędko stało się jej ulubionym zajęciem w godzinach wolnych od pracy. — Pracuję dla lordów Parkinson, ale w rezerwacie jednorożców, nie w szwalni...


Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11098-maria-multon#342086 https://www.morsmordre.net/t11145-gwiazdka#342865 https://www.morsmordre.net/t12111-maria-multon https://www.morsmordre.net/f417-gloucestershire-tewkesbury-okruszek https://www.morsmordre.net/t11142-skrytka-bankowa-nr-2427#342857 https://www.morsmordre.net/t11143-maria-multon#360683

Strona 6 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Wejście
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach