04.08.1958 - Wianki
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Brzeg w Dorset
Brzeg plaży w Weymouth 04 sierpnia 1958
Steffen Cattermole, Neala Weasley, James Doe, Liddy Moore, Celine Lovegood, Marcelius Sallow, Aisha Doe, Anne Beddow i Finnegan Fenwick bawią się - jedni lepiej, inni gorzej - po wyłowieniu wianków.
Szafka zniknięć
Steffen Cattermole, Neala Weasley, James Doe, Liddy Moore, Celine Lovegood, Marcelius Sallow, Aisha Doe, Anne Beddow i Finnegan Fenwick bawią się - jedni lepiej, inni gorzej - po wyłowieniu wianków.
Szafka zniknięć
I show not your face but your heart's desire
The member 'Liddy Moore' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 15
--------------------------------
#2 'k100' : 65
#1 'k100' : 15
--------------------------------
#2 'k100' : 65
Gałąź zmiotła z nóg i Lidds i Freddiego, wyraz twarzy Marcela stał się jeszcze bardziej zacięty - skąd na tym festiwalu tyle morderczych gigantów?! Wygladał jak tamten, był jak tamten, zachowywał się jak tamten, a wobec tamtego wciąż pałał potworną złością; wyskoczył do przodu, rzucony kamień zdezorientował go na kilka chwil, których potrzebował - i wybił się do wykopu, chcąc uszkodzić jego kolano - i zwalić go bliże jziemi.
wyważony w dolną kończyne
wyważony w dolną kończyne
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
The member 'Marcelius Sallow' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 95
'k100' : 95
Niewiele zabrakło. Naprawdę niewiele. Pewnie kwestia ułamka sekundy. O tyle okazała się za wolna i gałąź ją zahaczyła, podcięła nogi i Liddy runęła jak długa w tył zaraz obok Freda.
Kiedy oni leżeli, Marcel nie dawał za wygraną i zaatakował dając im też czas na pozbieranie się z gleby. Zrobiła to sprawnie, ciągnąc za sobą w górę także Freda.
Tym razem Marcelowy cios w nogę gnoja sprawił, że drań ryknął z bólu i padł na kolano, tym samym zmniejszając różnicę wzrostu między nią a olbrzymem. Wcześniej chciała atakować jego uzbrojoną łapę, ale teraz w mgnieniu oka zmieniła zdanie i zamachnęła się z pięścią w jego oko. To miała być zemsta za tą gałąź, którą wcześniej zatrzymał na jej twarzy.
Kiedy oni leżeli, Marcel nie dawał za wygraną i zaatakował dając im też czas na pozbieranie się z gleby. Zrobiła to sprawnie, ciągnąc za sobą w górę także Freda.
Tym razem Marcelowy cios w nogę gnoja sprawił, że drań ryknął z bólu i padł na kolano, tym samym zmniejszając różnicę wzrostu między nią a olbrzymem. Wcześniej chciała atakować jego uzbrojoną łapę, ale teraz w mgnieniu oka zmieniła zdanie i zamachnęła się z pięścią w jego oko. To miała być zemsta za tą gałąź, którą wcześniej zatrzymał na jej twarzy.
OK, so now what?
we'll fight
Liddy Moore
Zawód : Fotografka i lotniczka w Oddziale Łączności "Sowa"
Wiek : 19
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
You can count on me like:
1, 2, 3
I'll be there
1, 2, 3
I'll be there
OPCM : 7 +3
UROKI : 3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Liddy Moore' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 41
'k100' : 41
Próbowałem, naprawdę próbowałem uskoczyć przed tą cholerną gałęzią, ale zbyt bardzo skupiłem się na kolejnym ciosie. Udało mu się zahaczyć moją stopę, przez co poleciałem na chłodną posadzkę nim zdążyłem dosięgnąć pięścią jego skroni. Przekląłem w myślach obracając się na plecy, bolało jak skurwysyn, bo kompletnie nie spodziewałem się trafienia, podciął mnie w powietrzu.
Dźwignąłem się wpierw na łokcie, a potem z pomocą Liddy na równe nogi. Ta to też była dobra - naprawdę nigdy nie mogła odpuścić? Nawet bijatyki?
Marcel zdążył wyprowadzić kolejny celny cios, dziewczyna mu zawtórowała. Bydle już klęczało, a zatem chwyciłem leżącą nieopodal gałąź i zamachnąłem się próbując z całej siły trafić go w tył głowy. Szkoda że tej wróżki nie wypiliśmy do końca, bo o wiele chętniej rozwaliłbym mu butelkę na tym pustym łbie.
Olbrzym wymachuje pięściami na ślepo. Lekki cios leci w:
1 - Freda
2 - Marcela
3- Lidkę
Dźwignąłem się wpierw na łokcie, a potem z pomocą Liddy na równe nogi. Ta to też była dobra - naprawdę nigdy nie mogła odpuścić? Nawet bijatyki?
Marcel zdążył wyprowadzić kolejny celny cios, dziewczyna mu zawtórowała. Bydle już klęczało, a zatem chwyciłem leżącą nieopodal gałąź i zamachnąłem się próbując z całej siły trafić go w tył głowy. Szkoda że tej wróżki nie wypiliśmy do końca, bo o wiele chętniej rozwaliłbym mu butelkę na tym pustym łbie.
Olbrzym wymachuje pięściami na ślepo. Lekki cios leci w:
1 - Freda
2 - Marcela
3- Lidkę
Jedną z bolączek współczesnego świata jest to, że nikt nie wie
kim tak naprawdę jest
kim tak naprawdę jest
The member 'Freddy Krueger' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 83
--------------------------------
#2 'k3' : 3
#1 'k100' : 83
--------------------------------
#2 'k3' : 3
Jej pięść dosięgnęła celu aż ją łapa zabolała, ale Liddy nie miała zbyt wiele czasu, żeby się cieszyć ze swojego sukcesu. Wielkolud zaczął machać rękami na oślep chcąc dopaść któreś z nich, choć chyba celując głównie w nią i Liddy musiała ratować się odskokiem. I to dość dalekim odskokiem, bo w tym samym momencie Freddy sięgnął po gałąź (kto gałęzią wojuje, ten od gałęzi ginie, stary chuju) i tak grzmotnął typa, że ten nie miał szans i poleciał na nią już nie tylko z pięściami, ale całym swoim nieprzytomnym jestestwem.
OK, so now what?
we'll fight
Liddy Moore
Zawód : Fotografka i lotniczka w Oddziale Łączności "Sowa"
Wiek : 19
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
You can count on me like:
1, 2, 3
I'll be there
1, 2, 3
I'll be there
OPCM : 7 +3
UROKI : 3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Liddy Moore' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 1
'k100' : 1
Ściółka leśna ― element lasu wyjątkowo zdradliwy i niegodny zaufania ― okazała się wrogiem także w tym przypadku. Odskakująca przed olbrzymem Liddy poślizgnęła się niefortunnie na zalegających na ziemi drobnych gałązkach i runęła jak długa na plecy, prosto w paprocie osłaniające obficie porastające tę część lasu magiczne purchawki. Drobne grzyby wybuchnęły z donośnym trzaskiem, powietrze wypełnił siwy dym, wdarł się do waszych płuc i chwilowo przesłonił miejsce wypadku.
Nieprzytomny mężczyzna ― zgodnie z podejrzeniem ― upadł na leżącą w grzybach Liddy i przygniótł ją swoim niespecjalnie apetycznym cielskiem. Woń otulająca jego ciało również należała do tych raczej wątpliwych i niekoniecznie przyjemnych, a jakby tego było mało, Liddy mogła wyraźnie poczuć rosnącego siniaka z tyłu głowy i solidne dzwonienie w uszach. Kiedy otworzyła oczy, zobaczyła jak dym kłębi się i kotłuje w jednym miejscu by w końcu przybrać postać bardzo zdegustowanego i łudząco podobnego do Blue psidwaka lewitującego w powietrzu.
Olbrzym wybełkotał coś nieskładnie, zaszeleściły liście, wiatr poruszył dymem, pnie okolicznych drzew poskręcały się i nabrały abstrakcyjnych, zupełnie nie-leśnych barw. Lewitujący psidwak pochylił łeb nad Liddy, westchnął rozdzierająco.
― I to ma być gatunek rozumny?
Nie czekał jednak na odpowiedź ― zaraz dał pozór zaciekawienia stojącymi nieopodal paniczami. Raczej-nie-Blue zmierzył ich spojrzeniem wysoce oceniającym, przechylił łeb. Wokół jego uszu nagle zakręciły się kokardy.
― Patrzcie tylko. Upadek.
Halucynację mogą zobaczyć i usłyszeć wszyscy, którzy stoją w purchawkowym dymie. Mistrz gry będzie kontynuował rozgrywkę.
Nieprzytomny mężczyzna ― zgodnie z podejrzeniem ― upadł na leżącą w grzybach Liddy i przygniótł ją swoim niespecjalnie apetycznym cielskiem. Woń otulająca jego ciało również należała do tych raczej wątpliwych i niekoniecznie przyjemnych, a jakby tego było mało, Liddy mogła wyraźnie poczuć rosnącego siniaka z tyłu głowy i solidne dzwonienie w uszach. Kiedy otworzyła oczy, zobaczyła jak dym kłębi się i kotłuje w jednym miejscu by w końcu przybrać postać bardzo zdegustowanego i łudząco podobnego do Blue psidwaka lewitującego w powietrzu.
Olbrzym wybełkotał coś nieskładnie, zaszeleściły liście, wiatr poruszył dymem, pnie okolicznych drzew poskręcały się i nabrały abstrakcyjnych, zupełnie nie-leśnych barw. Lewitujący psidwak pochylił łeb nad Liddy, westchnął rozdzierająco.
― I to ma być gatunek rozumny?
Nie czekał jednak na odpowiedź ― zaraz dał pozór zaciekawienia stojącymi nieopodal paniczami. Raczej-nie-Blue zmierzył ich spojrzeniem wysoce oceniającym, przechylił łeb. Wokół jego uszu nagle zakręciły się kokardy.
― Patrzcie tylko. Upadek.
Adriana Tonks
Wszystko wydarzyło się zbyt szybko. Gigant upadł, Lidds stała obok, chciał rzucić się w jej stronę, wypchnąć, nim cielsko ją przygwoździ, ale był zbyt wolny. Ale... Nagle... Wziął głęboki oddech, czuł dziwną woń, czy to zapach jego kiełbasy? Nie... Zdecydowanie nie...
Zmarszczył brew, przyglądając się psidwakowi, który wzleciał ponad olbrzyma. Zawsze wiedział, że w Blue było coś więcej - coś wyjątkowego. Nie był zwykłym psem, to jasne, był wyjątkowym psem. Przeżył w Oazie straszne rzeczy, może wyspa nasyciła go swoją magią? Zmartwił się, kiedy Blue odezwał się do Liddy niegrzecznie.
- Nie bądź dla niej taki surowy, Blue, to nie jest dobry moment... - Skrzywił się, patrząc oceniająco na swojego psa. Patrzył przez niego chwilę w transie - czy to kokardy wirowały mu wokół uszu? Wstążki, dziewczęce wstążki. Magicznie.... - Powinniśmy - Spojrzał na Freddiego, wskazując ciało giganta. - Na trzy, Freddie. Raz... dwa... trzy - wybełkotał, chcąc zepchnąć ciało tej gnidy z Lidds. - Trochę ma racje, mogłaś po prostu zostać w tyle - wymsknęło mu się, kiedy siłował się z ciałem, uniósł spojrzenie na lewitującego pieska. Trochę zaniepokojone, zawsze był bardziej sympatyczny. Milszy jakiś.
Zmarszczył brew, przyglądając się psidwakowi, który wzleciał ponad olbrzyma. Zawsze wiedział, że w Blue było coś więcej - coś wyjątkowego. Nie był zwykłym psem, to jasne, był wyjątkowym psem. Przeżył w Oazie straszne rzeczy, może wyspa nasyciła go swoją magią? Zmartwił się, kiedy Blue odezwał się do Liddy niegrzecznie.
- Nie bądź dla niej taki surowy, Blue, to nie jest dobry moment... - Skrzywił się, patrząc oceniająco na swojego psa. Patrzył przez niego chwilę w transie - czy to kokardy wirowały mu wokół uszu? Wstążki, dziewczęce wstążki. Magicznie.... - Powinniśmy - Spojrzał na Freddiego, wskazując ciało giganta. - Na trzy, Freddie. Raz... dwa... trzy - wybełkotał, chcąc zepchnąć ciało tej gnidy z Lidds. - Trochę ma racje, mogłaś po prostu zostać w tyle - wymsknęło mu się, kiedy siłował się z ciałem, uniósł spojrzenie na lewitującego pieska. Trochę zaniepokojone, zawsze był bardziej sympatyczny. Milszy jakiś.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
The member 'Marcelius Sallow' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 63
'k100' : 63
Wgryzał się w kanapkę, jadł łapczywie. Z każdą chwilą był coraz bardziej głodny, a teraz, kiedy już jadł, wydawało mu się, że mógłby nie skończyć jeść nigdy, taki był głodny!
— Mhm — zamruczał z pełnymi ustami, podrygując do muzyki tak, żeby nie stracić przy tym kanapki. Nie pytał, czym posmarowała masło, był jej wdzięczny za samo zrobienie mu jedzenia, to zawsze było miłe i zawsze smakowało lepiej, niż gdyby zrobił to sam. Patrzył na nią z wdzięcznością, pozwalając jej oddalić się na wyciągnięcie ręki i obrócił ją, a potem zbliżył się, ciągle nie puszczając jej dłoni i cągle tańcząc tylko z jedną — drugą miał zajęta jedzeniem. Złapał ją palcami tak, by indyk nie spadł w piasek i obrócił Anne raz jeszcze, a potem przybliżył, by przedramieniem ją objąć.
— No, wiesz, poszliśmy na targ po ziemniaki, ale znaleźliśmy też kiełbasę, więc... też ją wzięliśmy. I był też na jarmarku bimber, więc przynieśliśmy wiśniówkę i cytrynówkę, a może tylko cytrynówkę, bo wiśniówkę, przyznaję bez bicia, oporządziliśmy po drodze. Ale nie masz czego żałować, była paskudna i strasznie gorzka — skłamał gładko, nie chcąc robić jej smaka na domową nalewkę, która bardziej pasowała dziewczynom niż cytrynówka. Kiełbasa przypomniała mu o Marcelu; cholera, chyba długo go nie było.— A potem odwiedziliśmy starego znajomego i kupiliśmy coś... do palenia — Uśmiechnął się łobuzersko i znów odsunął ją od siebie. Kolejny obrót, czas na ugryzienie kanapki, szybkie połknięcie, choć jeszcze dobrze nie przeżuł. Kolejny krzyk i kolejny obrót. — Fteff ma f kiefeni — wymamrotał z pełnymi ustami, połknął znów i ostatni kawałek wepchnął sobie do ust, dłoń wycierając w spodnie na biodrach. Luźne, opadające podobnie jak szelki z tyłu, który plątały się miedzy nogami. Wtedy przyciągnął ją bliżej i w końcu złapał tak jak powinien, w talii i obrócił, ale nie do końca, do połowy i powrót i znów obrót do połowy i obrót i znów, tym razem pełny i wyciągnął rękę na całą swoją długość. Nie tańczył tak dobrze, jak Marcel, ale lubił, a teraz, póki jeszcze trzymał go wróżkowi pył, tuż przez zjazdem nie miały znaczenia braki, werwą i chwilową pewnością siebie nadrabiał. — A wy? Ty i Castor? — spytał w końcu, gdy przełknął, przyciągając ją znów bliżej siebie. — Powinienem pytać? — Nie powinien, ale na końcu języka miał już pytanie o mizianie. Obejrzał się przez ramię na drogę na zejście z plaży; nie widział Marcela. Co jeśli zasnął w tych krzakach? Spojrzał na Anne i uśmiechnął się znów. — Dobrze cię znów widzieć.
— Mhm — zamruczał z pełnymi ustami, podrygując do muzyki tak, żeby nie stracić przy tym kanapki. Nie pytał, czym posmarowała masło, był jej wdzięczny za samo zrobienie mu jedzenia, to zawsze było miłe i zawsze smakowało lepiej, niż gdyby zrobił to sam. Patrzył na nią z wdzięcznością, pozwalając jej oddalić się na wyciągnięcie ręki i obrócił ją, a potem zbliżył się, ciągle nie puszczając jej dłoni i cągle tańcząc tylko z jedną — drugą miał zajęta jedzeniem. Złapał ją palcami tak, by indyk nie spadł w piasek i obrócił Anne raz jeszcze, a potem przybliżył, by przedramieniem ją objąć.
— No, wiesz, poszliśmy na targ po ziemniaki, ale znaleźliśmy też kiełbasę, więc... też ją wzięliśmy. I był też na jarmarku bimber, więc przynieśliśmy wiśniówkę i cytrynówkę, a może tylko cytrynówkę, bo wiśniówkę, przyznaję bez bicia, oporządziliśmy po drodze. Ale nie masz czego żałować, była paskudna i strasznie gorzka — skłamał gładko, nie chcąc robić jej smaka na domową nalewkę, która bardziej pasowała dziewczynom niż cytrynówka. Kiełbasa przypomniała mu o Marcelu; cholera, chyba długo go nie było.— A potem odwiedziliśmy starego znajomego i kupiliśmy coś... do palenia — Uśmiechnął się łobuzersko i znów odsunął ją od siebie. Kolejny obrót, czas na ugryzienie kanapki, szybkie połknięcie, choć jeszcze dobrze nie przeżuł. Kolejny krzyk i kolejny obrót. — Fteff ma f kiefeni — wymamrotał z pełnymi ustami, połknął znów i ostatni kawałek wepchnął sobie do ust, dłoń wycierając w spodnie na biodrach. Luźne, opadające podobnie jak szelki z tyłu, który plątały się miedzy nogami. Wtedy przyciągnął ją bliżej i w końcu złapał tak jak powinien, w talii i obrócił, ale nie do końca, do połowy i powrót i znów obrót do połowy i obrót i znów, tym razem pełny i wyciągnął rękę na całą swoją długość. Nie tańczył tak dobrze, jak Marcel, ale lubił, a teraz, póki jeszcze trzymał go wróżkowi pył, tuż przez zjazdem nie miały znaczenia braki, werwą i chwilową pewnością siebie nadrabiał. — A wy? Ty i Castor? — spytał w końcu, gdy przełknął, przyciągając ją znów bliżej siebie. — Powinienem pytać? — Nie powinien, ale na końcu języka miał już pytanie o mizianie. Obejrzał się przez ramię na drogę na zejście z plaży; nie widział Marcela. Co jeśli zasnął w tych krzakach? Spojrzał na Anne i uśmiechnął się znów. — Dobrze cię znów widzieć.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
-Chcecie? - sięgnął do kieszeni i wyjął skręta. Odpalił go, już umiał jak i zaciągnął się samemu. Może to odgoni jego smutek? Wyciągnął skręta w stronę Neali i Anne, a co tam, niech sobie sztachną, nawet Neala!
-Liddy szuka ziemniaków z Freddiem. - uzupełnił opowieść Jima. -A Marcel sika, nie? - zmarszczył brwi. A może robił to drugie? Dziwne, jeszcze nie jedli.
Ciekawe, co u nich.
***
Zirytowana Jane potrzebowała się komuś wygadać, że Marcel nie wraca, a że z mamą się nie rozumiały i Jenny to zołza to został tata. Zawsze umiał jej słuchać gdy był pijany i nazywał ją wtedy małą księżniczką. Jako jedyny nie mówił jej, że za dużo je, bo mama tak. Gdy był trzeźwy, kiepski był z niego słuchacz, więc miała nadzieję, że już zdążył się spić.
Doszła na skraj polany i dostrzegła przedziwną scenę.
-Tato? Marcel? Tato! - wykrzyknęła zdumiona, a w jej oczach zabłysła nadzieja. Czy Marcel chciał poznać jej rodziców bez niej i dlatego poszedł porozmawiać z jej tatą? Ale skąd go znał? Zaniepokojona tym, że tata leży, zaczęła biec w tamtą stronę.
Jenny (NPC):
1. potyka się o ziemniaczka
2. wpada w chmurę halucynacji
3. jest jeszcze za daleko i widzi was z daleka
-Liddy szuka ziemniaków z Freddiem. - uzupełnił opowieść Jima. -A Marcel sika, nie? - zmarszczył brwi. A może robił to drugie? Dziwne, jeszcze nie jedli.
Ciekawe, co u nich.
***
Zirytowana Jane potrzebowała się komuś wygadać, że Marcel nie wraca, a że z mamą się nie rozumiały i Jenny to zołza to został tata. Zawsze umiał jej słuchać gdy był pijany i nazywał ją wtedy małą księżniczką. Jako jedyny nie mówił jej, że za dużo je, bo mama tak. Gdy był trzeźwy, kiepski był z niego słuchacz, więc miała nadzieję, że już zdążył się spić.
Doszła na skraj polany i dostrzegła przedziwną scenę.
-Tato? Marcel? Tato! - wykrzyknęła zdumiona, a w jej oczach zabłysła nadzieja. Czy Marcel chciał poznać jej rodziców bez niej i dlatego poszedł porozmawiać z jej tatą? Ale skąd go znał? Zaniepokojona tym, że tata leży, zaczęła biec w tamtą stronę.
Jenny (NPC):
1. potyka się o ziemniaczka
2. wpada w chmurę halucynacji
3. jest jeszcze za daleko i widzi was z daleka
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 2
'k3' : 2
04.08.1958 - Wianki
Szybka odpowiedź