Sala numer jeden
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Sala numer jeden
Wszyscy wiemy, jak ma się rzeczywistość w Mungu i że nie jest ona lepsza od tej poza jego murami. Niedawna wojna zrobiła swoje - znaczna większość pomieszczeń potrzebuje remontu dosłownie na gwałt. Pociemniała biała farba na sufitach, którą bardziej określić można jako szaro-żółtą lub zwyczajnie szarą, w zależności od oświetlenia, parapety pomalowane paskudną olejną farbą, wszelkiego rodzaju rysy, obdrapania, ślady po stuknięciach... Chybotliwe łóżka, pod których nogi częstokroć podstawiane są drewniane klocki lub kawałki gazet, by jakoś je ustabilizować, z lekka nieszczelne okna, na które niby rzucane są wszelkiego rodzaju zaklęcia, lecz raczej z dosyć marnym skutkiem... Długo by wymieniać wszelkie mankamenty.
Jego słowa uspokoiły mnie trochę. Obserwowałam jak rzuca zaklęcia, jak przenosi krew jednego organizmu do drugiego, jak się w tym babra, co dla mnie było wręcz nienormalne. A raczej nie to, że robił to mężczyzna, a raczej to, że moja siostra, zapewne potrafi wykonywać dokładnie tą samą czynność. Kobieta, bawiąca się w ludzkiej krwi i to nie zawsze szlachetnej. Myślałam, że słabo mi się zrobi.
Utkwiłam wzrok w Lyrze, zastanawiając się ile minie czasu, aż się obudzi. Alexander miał rację, teraz trzeba było tylko i wyłącznie czekać. Strasznie tego nie lubiłam. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby dziewczyna oraz jej brat, obudzili się już, teraz, natychmiast pełni sił. Niestety nie byłam magomedykiem i nie potrafiłam tego wszystkiego przyśpieszyć. Z rozmyśleń wyrwał mnie głos mężczyzny, abym już oddaliła się do domu.
- Tak, ma pan rację, lordzie Selwyn - przytaknęłam mu. - Już późno.
Pozwoliłam mu, aby wyprowadził mnie z sali wysłuchując go uważnie. Bardzo liczyłam na to, że dostanę od niego tę sowę z informacjami, kiedy Lyra się już obudzi. Może wtedy, jeśli będę miała czas przyjdę do niej i porozmawiam z nią o całym zdarzeniu? Albo zrobię to później, w bardziej sprzyjających warunkach.
- Będę więc czekać na sowę, proszę nie zapomnieć, nie chciałabym sama upominać się o informację - dygnęłam mu, gdy składał pocałunek na mojej dłoni. - Ja również liczę, że dane nam będzie spotkać się ponownie w bardziej odpowiednich warunkach. Dobranoc.
Nie chętnie oddaliłam się od sali. Ciągle krążyło mi to wszystko w głowie i nie mogłam zrozumieć, kto chciałby skrzywdzić tak młodą dziewczynę. Może Weasley'e nie byli najszlachetniejszymi ze szlachetnych, ale obowiązywały ich te same reguły. Jeżeli ktoś chciał ich skrzywdzić, a przede wszystkim młode pokolenie, to każdy powinien mieć się na baczności a cała sprawa, powinna zostać jak najszybciej wyjaśniona.
Po tym wszystkim, przynajmniej przez jakiś czas raczej nie będę poruszać się sama wieczorami po Londynie. Kto wie, czy ten zbrodniarz, który zostawił Lyrę na ulicy, nie będzie się znowu kręcił i atakował kolejnych kobiet. Weszłam do kominka, znajdującego się przy recepcji i znikając w nim, miałam nadzieję, że ojciec nie będzie jeszcze spał, a ja będę mogła mu opowiedzieć wszystko, czego byłam dzisiaj świadkiem.
zt dla Rosie
Utkwiłam wzrok w Lyrze, zastanawiając się ile minie czasu, aż się obudzi. Alexander miał rację, teraz trzeba było tylko i wyłącznie czekać. Strasznie tego nie lubiłam. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby dziewczyna oraz jej brat, obudzili się już, teraz, natychmiast pełni sił. Niestety nie byłam magomedykiem i nie potrafiłam tego wszystkiego przyśpieszyć. Z rozmyśleń wyrwał mnie głos mężczyzny, abym już oddaliła się do domu.
- Tak, ma pan rację, lordzie Selwyn - przytaknęłam mu. - Już późno.
Pozwoliłam mu, aby wyprowadził mnie z sali wysłuchując go uważnie. Bardzo liczyłam na to, że dostanę od niego tę sowę z informacjami, kiedy Lyra się już obudzi. Może wtedy, jeśli będę miała czas przyjdę do niej i porozmawiam z nią o całym zdarzeniu? Albo zrobię to później, w bardziej sprzyjających warunkach.
- Będę więc czekać na sowę, proszę nie zapomnieć, nie chciałabym sama upominać się o informację - dygnęłam mu, gdy składał pocałunek na mojej dłoni. - Ja również liczę, że dane nam będzie spotkać się ponownie w bardziej odpowiednich warunkach. Dobranoc.
Nie chętnie oddaliłam się od sali. Ciągle krążyło mi to wszystko w głowie i nie mogłam zrozumieć, kto chciałby skrzywdzić tak młodą dziewczynę. Może Weasley'e nie byli najszlachetniejszymi ze szlachetnych, ale obowiązywały ich te same reguły. Jeżeli ktoś chciał ich skrzywdzić, a przede wszystkim młode pokolenie, to każdy powinien mieć się na baczności a cała sprawa, powinna zostać jak najszybciej wyjaśniona.
Po tym wszystkim, przynajmniej przez jakiś czas raczej nie będę poruszać się sama wieczorami po Londynie. Kto wie, czy ten zbrodniarz, który zostawił Lyrę na ulicy, nie będzie się znowu kręcił i atakował kolejnych kobiet. Weszłam do kominka, znajdującego się przy recepcji i znikając w nim, miałam nadzieję, że ojciec nie będzie jeszcze spał, a ja będę mogła mu opowiedzieć wszystko, czego byłam dzisiaj świadkiem.
zt dla Rosie
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Długo była pogrążona we śnie, w ogóle nie rejestrując zdarzeń na ulicy ani w Mungu. Jej drobne, słabe ciałko było wycieńczone wpływem dużej ilości narkotyków, które zadziałały na nią tym silniej, że zażywała eliksiry lecznicze. Mimo starań Alexa ten stan musiał trochę potrwać, więc całą noc przespała, nie budząc się ani na moment. Dręczyły ją jedynie narkotyczne sny pełne nierealnych sylwetek, mocnych, niemal jaskrawych kolorów, falujących linii i spadających gwiazd, z czasem jednak, im bardziej malało stężenie substancji w jej krwi, powoli słabły. Od czasu do czasu rzucała się w pościeli w ataku nagłych drgawek, by później znowu znieruchomieć. Wtedy jej oddech uspokajał się i wyglądała, jakby zwyczajnie spała.
Nad ranem znowu zaczęła się wiercić, a jej włosy zaczęły szybko zmieniać kolory. Jednak dopiero po pewnym czasie nagle jęknęła i otworzyła oczy. Początkowo wydawało jej się, że unosi się w powietrzu, widziała falujące majaki, które po chwili ustąpiły miejsca intensywnej, niczym nie zmąconej bieli. Lyra, wciąż nie rozumiejąc, gdzie jest i co się dzieje, już się wystraszyła, że nagle oślepła. Krzyknęła. Dopiero po chwili zaczęła kontaktować na tyle, że zdała sobie sprawę, że to wszystko było tylko snem, jednak to nie tłumaczyło silnego, dudniącego bólu głowy i słabości ogarniającej całe jej ciało, oraz tak dużej ilości bieli w jej polu widzenia. Taki widok przywoływał jednak pewne zdecydowanie nieprzyjemne wspomnienia, więc zaczęła się rozglądać na boki. Jej kończyny wydawały się ciężkie, jakby wykonane z ołowiu, więc wykonywanie świadomych ruchów szybko ją męczyło.
Przekręciła głowę w bok, w oddali zauważając rozmytą plamę rudości. Nieco bliżej jednak siedziała chuda, patykowata postać, wyglądająca jak...
- Alex? – wykrztusiła, jednak jej głos był zachrypnięty i tak cichy, że pewnie nawet nic z tego nie zrozumiał. – Gdzie jestem, Alex? Co się stało?
Zaczynała jednak rozumieć, że najprawdopodobniej była w Mungu, niby skąd inaczej widziałaby tyle bieli oraz Alexa obok jej łóżka? Ten wniosek wpędził ją w jeszcze większą panikę, a po jej nakrapianych policzkach zaczęły spływać łzy. Włosy natomiast wciąż były nierównomiernie wybarwione na różne kolory. Nie pamiętała niczego; ostatnią rzeczą, jaką potrafiła przywołać, był moment, gdy szła malować na Pokątną. To przywołało skojarzenia z pewnym dniem w lipcu, kiedy także straciła wspomnienia z całego dnia i natychmiast przeszył ją lodowaty strach.
Co, jeśli to ta sama osoba? A może to Melanie Karkarov wróciła, by dokończyć to, czego nie udało jej się na Nokturnie? Nic tutaj nie rozumiała.
Nad ranem znowu zaczęła się wiercić, a jej włosy zaczęły szybko zmieniać kolory. Jednak dopiero po pewnym czasie nagle jęknęła i otworzyła oczy. Początkowo wydawało jej się, że unosi się w powietrzu, widziała falujące majaki, które po chwili ustąpiły miejsca intensywnej, niczym nie zmąconej bieli. Lyra, wciąż nie rozumiejąc, gdzie jest i co się dzieje, już się wystraszyła, że nagle oślepła. Krzyknęła. Dopiero po chwili zaczęła kontaktować na tyle, że zdała sobie sprawę, że to wszystko było tylko snem, jednak to nie tłumaczyło silnego, dudniącego bólu głowy i słabości ogarniającej całe jej ciało, oraz tak dużej ilości bieli w jej polu widzenia. Taki widok przywoływał jednak pewne zdecydowanie nieprzyjemne wspomnienia, więc zaczęła się rozglądać na boki. Jej kończyny wydawały się ciężkie, jakby wykonane z ołowiu, więc wykonywanie świadomych ruchów szybko ją męczyło.
Przekręciła głowę w bok, w oddali zauważając rozmytą plamę rudości. Nieco bliżej jednak siedziała chuda, patykowata postać, wyglądająca jak...
- Alex? – wykrztusiła, jednak jej głos był zachrypnięty i tak cichy, że pewnie nawet nic z tego nie zrozumiał. – Gdzie jestem, Alex? Co się stało?
Zaczynała jednak rozumieć, że najprawdopodobniej była w Mungu, niby skąd inaczej widziałaby tyle bieli oraz Alexa obok jej łóżka? Ten wniosek wpędził ją w jeszcze większą panikę, a po jej nakrapianych policzkach zaczęły spływać łzy. Włosy natomiast wciąż były nierównomiernie wybarwione na różne kolory. Nie pamiętała niczego; ostatnią rzeczą, jaką potrafiła przywołać, był moment, gdy szła malować na Pokątną. To przywołało skojarzenia z pewnym dniem w lipcu, kiedy także straciła wspomnienia z całego dnia i natychmiast przeszył ją lodowaty strach.
Co, jeśli to ta sama osoba? A może to Melanie Karkarov wróciła, by dokończyć to, czego nie udało jej się na Nokturnie? Nic tutaj nie rozumiała.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
To była naprawdę długa noc. I chociaż przynajmniej miał z głowy wiecznie zatroskanego Garretta, to teraz dopiero tak naprawdę pojął, co auror musi przeżywać na co dzień. Alexander nie miał wielu bliskich, o których mógłby się troszczyć w taki sposób - jednak czuł do Lyry coś na kształt braterskiego obowiązku. Toteż za każdym razem, gdy rudowłosa westchnęła przez sen, jęknęła, zaczynała się wiercić lub dostawała drgawek, całą swoją uwagę skupiał właśnie na niej. Nie ważne, że nie spał już prawie trzydzieści godzin, a jego twarz wydawała się być kredowobiała, z wyraźnie odcinającymi się od niej ciemnymi kręgami pod oczyma. Siedział dzielnie przez całą noc, zaś by nie zasnąć powtarzał w myślach na wyrywki to, czego nauczył się przez całą swoją karierę edukacyjną. Na delirium tremens zaczynając, przechodząc przez zastosowania transmutacji w życiu codziennym, na zaklęciach czyszczących kończąc. Była to naprawdę owocna, kilkugodzinna powtórka.
Było już rano, gdy kłębek rudych włosów i białej pościeli (będący, oczywiście, Lyrą), znów zaczął niepokojąco się wiercić. Alexander wyprostował się na krześle, przerywając sesję beznamiętnego wpatrywania się w kiedyś śnieżnobiałą ścianę i pozostawiając zadanie policzenia odpadłych od niej płatów farby na później. Przyglądał się, jak powieki dziewczyny najpierw zadrgały, a następnie gwałtownie otworzyły się, wpuszczając światło do jej oczu. Mimo, że krzyknęła w przerażeniu to Lex odetchnął cicho, tak żeby go nie usłyszała, a ulga rozlała cię po jego ciele, mięśnie przestały trwać w niewygodnym napięciu, a serce jakby z lekka zwolniło, wracając do swojego naturalnego rytmu. Widział zdezorientowanie na jej twarzy, gdy próbowała dojrzeć cokolwiek znajomego w pomieszczeniu. Lyra wymówiła bardzo cicho jego imię, ledwo co zrozumiał wypowiedziane przez nią zgłoski, a jej głos brzmiał tak, jakby nie używała go przez parę dni. Cała złość, jaka tliła się w nim od momentu zdiagnozowania tego, co dolegało Lyrze, wydawała się ulecieć z niego w ułamku sekundy - malarka była tak zdezorientowana, krucha i bezbronna, że nie umiał się na nią w tej chwili złościć.
- Hej Maleńka - powiedział, lekko się uśmiechając i oczekując jej reakcji. Nie spodziewał się jednak tego, co nastąpiło jako kolejne - łzy cieknące po piegowatych licach dziewczyny były dla niego całkowitym zaskoczeniem. - Ćśśś, nie płacz, wszystko jest w porządku - powiedział, zrywając się z krzesła i podchodząc do dziewczyny. Delikatnie wziął ją pod ramiona, przesuwając odrobinę na materacu, po czym usiadł na kawałku wolnego miejsca i najzwyczajniej w świecie ją przytulił.
- Jesteś w Mungu, na magipsychiatrii. Ale ćśś, spokojnie - mówił kojącym tonem, jedną ręką obejmując Weasleyównę w talii, drugą zaś gładząc ją po różnobarwnych włosach. Przez głowę przemknęła mu myśl, że jeżeli dziewczyna nadal będzie narażana na tak gwałtowne sytuacje stresowe, dar metamorfomagii może u niej zaniknąć. Odpędził jednak to natrętne, myślowe muszysko i zamiast tego skupił się na dziewczynie, drżącej w jego objęciach. Nie mógł jednak zacząć od zrzucania na nią hiobowych wieści, musiał jakoś uspokoić Lyrę, zanim powie jej wersję zdarzeń, jaką znał.
- Zaraz wszystko ci wytłumaczę. Ale najpierw musimy jeszcze zrobić parę rzeczy, okej? - zapytał się. Nie będąc pewnym, czy za odpowiedź dostał kiwnięcie głową czy był to jedynie kolejny dreszcz, zdjął rękę z włosów dziewczyny, tylko po to by w dłoń ująć swoją różdżkę, a następnie wykonać nią sekwencję stuknięć o blat stojącej obok łóżka metalowej szafeczki.
- Będę musiał rzucić jeszcze parę zaklęć diagnostycznych, ale nic nie poczujesz, obiecuję - powiedział, odsuwając Lyrę na odległość ramienia by móc spojrzeć się w jej oczy i ocenić, czy mu uwierzyła. Uśmiechnął się do niej, a w tym momencie drzwi sali otworzyły się. Do pomieszczenia wkroczyła pielęgniarka, niosąc na tacy trzy kubki, które następnie postawiła na wspomnianej metalowej szafce. Obdarzyła dwójkę na łóżku ciepłym uśmiechem i życzliwym spojrzeniem po czym wyszła, zamykając za sobą drzwi.
- Chcesz herbaty? - zapytał się, wyciągając w stronę dziewczyny kubek ciepłego, parującego napoju. Wiedział, że będzie odczuwała silne pragnienie, razem z uczuciem skołowaciałego języka, toteż nie powinna mu odmówić. Ani tego, ani drugiego z kubków.
Czekał na pytania, które wiedział, że padną.[/b]
Było już rano, gdy kłębek rudych włosów i białej pościeli (będący, oczywiście, Lyrą), znów zaczął niepokojąco się wiercić. Alexander wyprostował się na krześle, przerywając sesję beznamiętnego wpatrywania się w kiedyś śnieżnobiałą ścianę i pozostawiając zadanie policzenia odpadłych od niej płatów farby na później. Przyglądał się, jak powieki dziewczyny najpierw zadrgały, a następnie gwałtownie otworzyły się, wpuszczając światło do jej oczu. Mimo, że krzyknęła w przerażeniu to Lex odetchnął cicho, tak żeby go nie usłyszała, a ulga rozlała cię po jego ciele, mięśnie przestały trwać w niewygodnym napięciu, a serce jakby z lekka zwolniło, wracając do swojego naturalnego rytmu. Widział zdezorientowanie na jej twarzy, gdy próbowała dojrzeć cokolwiek znajomego w pomieszczeniu. Lyra wymówiła bardzo cicho jego imię, ledwo co zrozumiał wypowiedziane przez nią zgłoski, a jej głos brzmiał tak, jakby nie używała go przez parę dni. Cała złość, jaka tliła się w nim od momentu zdiagnozowania tego, co dolegało Lyrze, wydawała się ulecieć z niego w ułamku sekundy - malarka była tak zdezorientowana, krucha i bezbronna, że nie umiał się na nią w tej chwili złościć.
- Hej Maleńka - powiedział, lekko się uśmiechając i oczekując jej reakcji. Nie spodziewał się jednak tego, co nastąpiło jako kolejne - łzy cieknące po piegowatych licach dziewczyny były dla niego całkowitym zaskoczeniem. - Ćśśś, nie płacz, wszystko jest w porządku - powiedział, zrywając się z krzesła i podchodząc do dziewczyny. Delikatnie wziął ją pod ramiona, przesuwając odrobinę na materacu, po czym usiadł na kawałku wolnego miejsca i najzwyczajniej w świecie ją przytulił.
- Jesteś w Mungu, na magipsychiatrii. Ale ćśś, spokojnie - mówił kojącym tonem, jedną ręką obejmując Weasleyównę w talii, drugą zaś gładząc ją po różnobarwnych włosach. Przez głowę przemknęła mu myśl, że jeżeli dziewczyna nadal będzie narażana na tak gwałtowne sytuacje stresowe, dar metamorfomagii może u niej zaniknąć. Odpędził jednak to natrętne, myślowe muszysko i zamiast tego skupił się na dziewczynie, drżącej w jego objęciach. Nie mógł jednak zacząć od zrzucania na nią hiobowych wieści, musiał jakoś uspokoić Lyrę, zanim powie jej wersję zdarzeń, jaką znał.
- Zaraz wszystko ci wytłumaczę. Ale najpierw musimy jeszcze zrobić parę rzeczy, okej? - zapytał się. Nie będąc pewnym, czy za odpowiedź dostał kiwnięcie głową czy był to jedynie kolejny dreszcz, zdjął rękę z włosów dziewczyny, tylko po to by w dłoń ująć swoją różdżkę, a następnie wykonać nią sekwencję stuknięć o blat stojącej obok łóżka metalowej szafeczki.
- Będę musiał rzucić jeszcze parę zaklęć diagnostycznych, ale nic nie poczujesz, obiecuję - powiedział, odsuwając Lyrę na odległość ramienia by móc spojrzeć się w jej oczy i ocenić, czy mu uwierzyła. Uśmiechnął się do niej, a w tym momencie drzwi sali otworzyły się. Do pomieszczenia wkroczyła pielęgniarka, niosąc na tacy trzy kubki, które następnie postawiła na wspomnianej metalowej szafce. Obdarzyła dwójkę na łóżku ciepłym uśmiechem i życzliwym spojrzeniem po czym wyszła, zamykając za sobą drzwi.
- Chcesz herbaty? - zapytał się, wyciągając w stronę dziewczyny kubek ciepłego, parującego napoju. Wiedział, że będzie odczuwała silne pragnienie, razem z uczuciem skołowaciałego języka, toteż nie powinna mu odmówić. Ani tego, ani drugiego z kubków.
Czekał na pytania, które wiedział, że padną.[/b]
Lyra panicznie się bała. Nic w tym dziwnego, skoro już po raz drugi w ciągu kilku miesięcy budziła się z dziurą w pamięci, w dodatku sale Munga nigdy nie kojarzyły jej się dobrze. Nawet w tym stanie pamięć (nie licząc braku ostatnich godzin nienaruszona) podsuwała jej wspomnienia takiej pobudki półtora roku temu i bólu rozdzierającego jej wątłe ciałko, długich tygodni żmudnego dochodzenia do siebie. Teraz sama nie wiedziała, czy trafiła tu, bo ktoś ją zaatakował, czy może doznała wyjątkowo silnego nawrotu komplikacji, wskutek którego straciła przytomność i wspomnienia. Drżała niespokojnie i płakała, nie miała jednak siły, by podnieść się z łóżka, więc tylko patrzyła na Alexa z niepokojem, a ten po chwili tak po prostu usiadł obok niej na łóżku i ją przytulił. Dziewczyna na moment zesztywniała, ale zaraz się w niego wtuliła, a jej łzy wsiąkały teraz w materiał jego ubrania. Pozwalała, by ją obejmował i gładził po przebarwionych włosach, dzięki tym drobnym gestom powoli się uspokajała. Jak przez mgłę przypomniała sobie, kiedy podczas festiwalu w podobny sposób uspokajał ją po tym, jak dostała ataku paniki po wpadnięciu do wody.
- To były komplikacje? Czy może... to samo co w lipcu? – zapytała ledwie słyszalnie, wciąż z twarzą w jego koszuli. Nie przejmowała się tym, że oboje byli zaręczeni i że było to niestosowne, chciała po prostu czuć, że przyjaciel jest blisko niej. Po chwili przestała płakać, ale na jej policzkach wciąż było widać ślady łez.
Patrzyła, jak młody mężczyzna w końcu się odsuwa i bierze do ręki różdżkę. Śledziła wzrokiem jej koniec, kiwając lekko głową, pozwalając mu rzucić na nią zaklęcia sprawdzające i mając nadzieję, że faktycznie niczego nie poczuje. Po chwili jednak przyniesiono im herbatę. Lyra nawet leżąc na łóżku czuła jej zapach, tak nęcący w chwili, kiedy jej gardło było zeschnięte na wiór.
- Chcę – powiedziała, ostrożnie opierając się o poduszkę i obiema dłońmi obejmując kubek. Wciąż drżały, więc musiała się bardzo skupić, żeby go nie upuścić i nie oblać się gorącą cieczą. Bardzo powoli upiła parę łyków, czując, jak herbata przyjemnie zwilża jej usta i rozgrzewa ciało.
Dopiero po chwili znowu spojrzała na Alexa... by po chwili przesunąć wzrok dalej. Teraz widziała wyraźniej, więc mogła zauważyć, że rudą plamą za jego plecami był Garrett, śpiący na łóżku obok. Z wrażenia prawie wypuściła z dłoni kubek, ale udało jej się go utrzymać.
- Garrett – wyszeptała imię brata, patrząc na niego z troską. Wyglądał tak spokojnie, śpiąc, ale nie rozumiała, co się z nim stało. – Co on tutaj robi? Dlaczego...?
Spojrzała na Selwyna pytająco. Spodziewała się, że Garrett zapewne znajdował się za drzwiami i czekając na jej przebudzenie, rwał włosy z głowy, jak na nadopiekuńczego brata przystało, więc taki widok bardzo ją zdziwił. Miała nadzieję, że nic mu się nie stało, ale po jej głowie snuły się różne teorie, łącznie z tym, że może rzeczywiście została napadnięta, a jej brat wpadł w tarapaty, próbując ją wydostać? Wzdrygnęła się, mając nadzieję, że to tylko jej wybujała wyobraźnia.
- Proszę, Alexandrze. Powiedz mi wszystko, co wiesz. – Spojrzała na niego niemal błagalnie. Z jednej strony bała się tej wiedzy, ale z drugiej, chciała ją poznać. By zrozumieć wydarzenia dzisiejszego (a może już wczorajszego?) dnia.
- To były komplikacje? Czy może... to samo co w lipcu? – zapytała ledwie słyszalnie, wciąż z twarzą w jego koszuli. Nie przejmowała się tym, że oboje byli zaręczeni i że było to niestosowne, chciała po prostu czuć, że przyjaciel jest blisko niej. Po chwili przestała płakać, ale na jej policzkach wciąż było widać ślady łez.
Patrzyła, jak młody mężczyzna w końcu się odsuwa i bierze do ręki różdżkę. Śledziła wzrokiem jej koniec, kiwając lekko głową, pozwalając mu rzucić na nią zaklęcia sprawdzające i mając nadzieję, że faktycznie niczego nie poczuje. Po chwili jednak przyniesiono im herbatę. Lyra nawet leżąc na łóżku czuła jej zapach, tak nęcący w chwili, kiedy jej gardło było zeschnięte na wiór.
- Chcę – powiedziała, ostrożnie opierając się o poduszkę i obiema dłońmi obejmując kubek. Wciąż drżały, więc musiała się bardzo skupić, żeby go nie upuścić i nie oblać się gorącą cieczą. Bardzo powoli upiła parę łyków, czując, jak herbata przyjemnie zwilża jej usta i rozgrzewa ciało.
Dopiero po chwili znowu spojrzała na Alexa... by po chwili przesunąć wzrok dalej. Teraz widziała wyraźniej, więc mogła zauważyć, że rudą plamą za jego plecami był Garrett, śpiący na łóżku obok. Z wrażenia prawie wypuściła z dłoni kubek, ale udało jej się go utrzymać.
- Garrett – wyszeptała imię brata, patrząc na niego z troską. Wyglądał tak spokojnie, śpiąc, ale nie rozumiała, co się z nim stało. – Co on tutaj robi? Dlaczego...?
Spojrzała na Selwyna pytająco. Spodziewała się, że Garrett zapewne znajdował się za drzwiami i czekając na jej przebudzenie, rwał włosy z głowy, jak na nadopiekuńczego brata przystało, więc taki widok bardzo ją zdziwił. Miała nadzieję, że nic mu się nie stało, ale po jej głowie snuły się różne teorie, łącznie z tym, że może rzeczywiście została napadnięta, a jej brat wpadł w tarapaty, próbując ją wydostać? Wzdrygnęła się, mając nadzieję, że to tylko jej wybujała wyobraźnia.
- Proszę, Alexandrze. Powiedz mi wszystko, co wiesz. – Spojrzała na niego niemal błagalnie. Z jednej strony bała się tej wiedzy, ale z drugiej, chciała ją poznać. By zrozumieć wydarzenia dzisiejszego (a może już wczorajszego?) dnia.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Patrzył na Lyrę uważnym spojrzeniem, z troską i ciepłem w oczach. Jej drobne ciałko było w stanie przezwyciężyć toksyczną mieszankę, którą zafundowała mu dnia poprzedniego, ale nadal była tak okropnie słaba, że nie powinna przez najbliższe dni narażać się na jakikolwiek wysiłek. Alexander musiał jej powiedzieć, że powinna zostać w szpitalu jeszcze przez parę dób, jednak powinien w jakiś optymalny sposób dozować jej niepomyślne wiadomości. Na pierwsze z jej pytań, dotyczące przyczyny ich spotkania, pozwolił sobie powiedzieć, żeby jeszcze chwilę poczekała z próbą przyjęcia wszystkich informacji, jakie na nią czekały. Patrzył więc, jak drżącymi dłońmi oplata kubek i łyk po łyku herbata znika między jej wargami. Padło oczywiście pytanie o Garretta.
- Wszystko jest z nim w porządku, to akurat moja sprawka - posłał dziewczynie przepraszające spojrzenie. - Trochę było mu słabo, a poza tym znasz go, wyrwałby sobie wszystkie włosy z głowy patrząc na ciebie. Toteż wprowadziłem go w stan całkowitego snu. Bałem się trochę, że nie byłbym w stanie zajmować się waszą dwójką jednocześnie, a czas był bardzo cenny w tym wypadku. Więcej powiem ci za chwilę, jak dopijesz - dodał, głową kiwając lekko w jej stronę. Gdy odstawiła kubek po kilku minutach, był on już zupełnie pusty. W tym czasie Alexander zdążył pokręcić się trochę po sali, robiąc drobne porządki, które swoją precyzją podchodziły już pod pedantyzm. Nucił przy tym po cichu jakąś brytyjską piosenkę ludową, jednak melodia urwała się, gdy rozbrzmiał dźwięk odstawianego na szafkę kubka. Obrócił się w stronę dziewczyny z uśmiechem na ustach.
- Zanim pozwolę Ci wypić kolejny to potrzebuję rzucić parę zaklęć - powiedział, a po otrzymaniu akceptacji jego zamiaru, wziął się do pracy.
Ogólny stan dziewczyny nie był może najlepszy, jednak poprawił się zdecydowanie w porównaniu z dniem poprzednim. Sprawdził, jak prezentują się funkcje narządów wewnętrznych Lyry, szczególną uwagę poświęcając mózgowi. W dalszym ciągu nie pojawiły się tam dalsze zmiany od poprzedniego wieczora, z czego niezmiernie się ucieszył i nie omieszkał poinformować pacjentki, gdy skończył już testy.
- Wszystko jest w porządku. Żadnych zmian w mózgu, więc jest dobrze, serce tez bije równo, nerki i wątroba nie doszły jeszcze do optimum, ale jest naprawdę dobrze. Convalesco - rzucił jeszcze, żeby dodać Lyrze sił. Były jej potrzebne, ponieważ teraz przyszedł czas na wyjaśnienia. Usiadł więc znów na łóżku obok rudowłosej, jednocześnie wręczając jej kolejną herbatkę.
- Dobrze. To opowiem wszystko po... czekaj - przerwał i zaczął intensywnie wpatrywać się w Lyrę, jakby dopiero teraz pojmując o co zapytała się jeszcze przed wejściem pielęgniarki. Selwyn, Selwyn, zacznij spać, chłopie, bo nie łączysz już wątków! - Ty nic nie pamiętasz? - zapytał, po czym opadł bezwiednie i oparł się o stojącą za wezgłowiem ścianę. Obie dłonie przyłożył sobie do twarzy, przetarł przekrwione oczy i znów spojrzał na Lyrę, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Wybrał jednak chwilę bezruchu i obserwowania przeciwległej ściany. Westchnął po chwili i znów spojrzał na dziewczynę. - Że też tego nie skojarzyłem przed chwilą. Merlinie, nie myślę już chyba. Tak czy siak, opowiem ci całość.
Odchrząknął i kontynuował.
- Późnym popołudniem wpadli tu Garrett i panna Rosalie Yaxley z tobą. Byłaś nieprzytomna, nie wiedzieli co ci jest, ja też na początku nie miałem pojęcia, co mogło wywołać u ciebie utratę przytomności. Po chwili wszystko się wyjaśniło - powiedział i poczuł małe bąbelki złości narastające gdzieś w jego wnętrzu.
- Lyro, powiedz mi, dlaczego przy eliksirach, jakie zażywasz, postanowiłaś nie dość, że wziąć takie ilości złotej rybki, to jeszcze doprawić to opium?
W jego pytaniu można było wyczuć złość, była tam słyszalna jak na dłoni. Patrzył się jednak na dziewczynę wzrokiem tak zmęczonym, że zdradzał się, iż ma już wszystkiego konkretnie dość i chętnie zniknąłby gdzieś na tydzień by spać i czytać książki.
- Wszystko jest z nim w porządku, to akurat moja sprawka - posłał dziewczynie przepraszające spojrzenie. - Trochę było mu słabo, a poza tym znasz go, wyrwałby sobie wszystkie włosy z głowy patrząc na ciebie. Toteż wprowadziłem go w stan całkowitego snu. Bałem się trochę, że nie byłbym w stanie zajmować się waszą dwójką jednocześnie, a czas był bardzo cenny w tym wypadku. Więcej powiem ci za chwilę, jak dopijesz - dodał, głową kiwając lekko w jej stronę. Gdy odstawiła kubek po kilku minutach, był on już zupełnie pusty. W tym czasie Alexander zdążył pokręcić się trochę po sali, robiąc drobne porządki, które swoją precyzją podchodziły już pod pedantyzm. Nucił przy tym po cichu jakąś brytyjską piosenkę ludową, jednak melodia urwała się, gdy rozbrzmiał dźwięk odstawianego na szafkę kubka. Obrócił się w stronę dziewczyny z uśmiechem na ustach.
- Zanim pozwolę Ci wypić kolejny to potrzebuję rzucić parę zaklęć - powiedział, a po otrzymaniu akceptacji jego zamiaru, wziął się do pracy.
Ogólny stan dziewczyny nie był może najlepszy, jednak poprawił się zdecydowanie w porównaniu z dniem poprzednim. Sprawdził, jak prezentują się funkcje narządów wewnętrznych Lyry, szczególną uwagę poświęcając mózgowi. W dalszym ciągu nie pojawiły się tam dalsze zmiany od poprzedniego wieczora, z czego niezmiernie się ucieszył i nie omieszkał poinformować pacjentki, gdy skończył już testy.
- Wszystko jest w porządku. Żadnych zmian w mózgu, więc jest dobrze, serce tez bije równo, nerki i wątroba nie doszły jeszcze do optimum, ale jest naprawdę dobrze. Convalesco - rzucił jeszcze, żeby dodać Lyrze sił. Były jej potrzebne, ponieważ teraz przyszedł czas na wyjaśnienia. Usiadł więc znów na łóżku obok rudowłosej, jednocześnie wręczając jej kolejną herbatkę.
- Dobrze. To opowiem wszystko po... czekaj - przerwał i zaczął intensywnie wpatrywać się w Lyrę, jakby dopiero teraz pojmując o co zapytała się jeszcze przed wejściem pielęgniarki. Selwyn, Selwyn, zacznij spać, chłopie, bo nie łączysz już wątków! - Ty nic nie pamiętasz? - zapytał, po czym opadł bezwiednie i oparł się o stojącą za wezgłowiem ścianę. Obie dłonie przyłożył sobie do twarzy, przetarł przekrwione oczy i znów spojrzał na Lyrę, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Wybrał jednak chwilę bezruchu i obserwowania przeciwległej ściany. Westchnął po chwili i znów spojrzał na dziewczynę. - Że też tego nie skojarzyłem przed chwilą. Merlinie, nie myślę już chyba. Tak czy siak, opowiem ci całość.
Odchrząknął i kontynuował.
- Późnym popołudniem wpadli tu Garrett i panna Rosalie Yaxley z tobą. Byłaś nieprzytomna, nie wiedzieli co ci jest, ja też na początku nie miałem pojęcia, co mogło wywołać u ciebie utratę przytomności. Po chwili wszystko się wyjaśniło - powiedział i poczuł małe bąbelki złości narastające gdzieś w jego wnętrzu.
- Lyro, powiedz mi, dlaczego przy eliksirach, jakie zażywasz, postanowiłaś nie dość, że wziąć takie ilości złotej rybki, to jeszcze doprawić to opium?
W jego pytaniu można było wyczuć złość, była tam słyszalna jak na dłoni. Patrzył się jednak na dziewczynę wzrokiem tak zmęczonym, że zdradzał się, iż ma już wszystkiego konkretnie dość i chętnie zniknąłby gdzieś na tydzień by spać i czytać książki.
Lyra powoli się uspokajała, w czym bez wątpienia duże znaczenie miała obecność Alexandra, którego lubiła i miała do niego zaufanie, odkąd zakolegowali się, kiedy odwiedzał ją na oddziale podczas trzymiesięcznego pobytu po wypadku. Gdyby tu był zupełnie obcy, nieprzystępny uzdrowiciel, jej strach zapewne byłby jeszcze większy, jednak Alex miał tę cudowną właściwość, że potrafił rozproszyć jej lęki i zaabsorbować jej uwagę czymś innym.
Powoli wypiła herbatę. Ciepła ciecz przyniosła jej niesamowitą ulgę, choć pijąc ją, miała jednocześnie wrażenie, jakby jej żołądek znacznie się skurczył. Czyżby minęło aż tak dużo czasu? Nie miała pojęcia, ile godzin spała, ale była dziwnie pewna, że trwa już kolejny dzień.
Słysząc wyjaśnienie odnośnie Garretta, odetchnęła z ulgą.
- Już się bałam, że coś mu się stało – wyznała. Zdecydowanie nie chciałaby, żeby jej bratu coś się stało, tym bardziej z jej powodu. – Kiedy się obudzi, wszystko będzie z nim w porządku?
Nie miała pojęcia, kiedy jej brat się obudzi, ale może Alex wyświadczył im obydwojgu przysługę, usypiając go? Garrett nie musiał zamartwiać się o Lyrę, a ona o niego... Przynajmniej na razie, bo przecież auror w końcu się obudzi i wtedy do niego dotrze to, co się działo.
Kiedy wypiła herbatę, Alex zaczął rzucać na nią zaklęcia sprawdzające. Przez cały czas leżała spokojnie, pozwalając mu na wykonanie swoich czynności, jednak jej oczy śledziły go niespokojnie. Bała się, że mogłaby usłyszeć złe wiadomości, na przykład, że będzie musiała zostać tu na dłużej... To ją przerażało. Ulżyło jej dopiero, kiedy skończył i znowu się odezwał.
- Och, to dobrze – powiedziała, kiedy w końcu opuścił różdżkę i powiedział, że z jej organizmem jest wszystko w porządku. – Kiedy będę mogła wrócić do domu? – zapytała więc szybko, mając nadzieję, że pobyt w Mungu nie potrwa długo.
Chwyciła w dłonie podsunięty jej drugi kubek herbaty; w końcu nadal była spragniona.
- Nie pamiętam. Ostatnią rzeczą było malowanie na Pokątnej... – wyszeptała, a jej ręce znowu zaczęły drżeć. Miała świadomość, jak bardzo to przypominało lipiec.
Z niepokojem wysłuchała jego opowieści o wydarzeniach minionego dnia.
- Garrett i Rosalie Yaxley? – zapytała, unosząc brwi. – Ale... Ale jak?
Znała pannę Yaxley przelotnie, jednak zastanawiała się nad jej rolą w tej całej sprawie, skąd wzięła się w Mungu razem z Garrettem i jej nieprzytomnym ciałem? Większy szok nadszedł jednak chwilę później. Z wrażenia aż upuściła kubek, i choć była w nim już zaledwie resztka herbaty, oblała się nią, czego nawet nie poczuła, skupiona na słowach Selwyna.
- Co ty mówisz, Alex? – zapytała, wpatrując się w niego, jakby zobaczyła go pierwszy raz w życiu. – Nie, to jest zwyczajnie niemożliwe! Naprawdę myślisz, że zażywam narkotyki, i to dobrze wiedząc, że w połączeniu z eliksirami mogłyby mi zaszkodzić?
Usiadła gwałtownie na łóżku, zsuwając nogi na podłogę i oddychając szybko, z dłońmi zaciśniętymi na kolanach, ubraniem mokrym od herbaty i roziskrzonymi oczami wpatrzonymi w twarz uzdrowiciela. Nadal była jednak bardzo osłabiona, więc szybko zakręciło jej się w głowie i zachwiała się.
Ale już przecież wiedziała, że używki i eliksiry to nie jest dobre połączenie; na urodzinach Polly wypiła drinka z dodatkiem złotej rybki (o czym zresztą dowiedziała się dopiero po fakcie), po czym miała halucynacje, a jeszcze później zasnęła na całą noc, budząc się w mieszkaniu Samuela, który ją do siebie zabrał i wyjaśnił jej sytuację. Z całą pewnością więc nie zdecydowałaby się na zażycie takich specyfików w pełni świadomie, tym bardziej, że chyba nie byłoby jej na nie stać. Dlatego tym bardziej była zdziwiona, że Alex najwyraźniej myślał, że to zrobiła.
- To musi być jakaś pomyłka – powiedziała cicho, kręcąc głową na boki. Jej włosy znowu zmieniły kolor. Nie umiała w to wszystko uwierzyć, choć z drugiej strony... Przecież zaklęcia sprawdzające Alexa pewnie nie oszukiwały. Więc skąd w takim razie wykrył w jej organizmie narkotyki, skoro z całą pewnością ich nie zażywała? To było dziwne, naprawdę dziwne.
Powoli wypiła herbatę. Ciepła ciecz przyniosła jej niesamowitą ulgę, choć pijąc ją, miała jednocześnie wrażenie, jakby jej żołądek znacznie się skurczył. Czyżby minęło aż tak dużo czasu? Nie miała pojęcia, ile godzin spała, ale była dziwnie pewna, że trwa już kolejny dzień.
Słysząc wyjaśnienie odnośnie Garretta, odetchnęła z ulgą.
- Już się bałam, że coś mu się stało – wyznała. Zdecydowanie nie chciałaby, żeby jej bratu coś się stało, tym bardziej z jej powodu. – Kiedy się obudzi, wszystko będzie z nim w porządku?
Nie miała pojęcia, kiedy jej brat się obudzi, ale może Alex wyświadczył im obydwojgu przysługę, usypiając go? Garrett nie musiał zamartwiać się o Lyrę, a ona o niego... Przynajmniej na razie, bo przecież auror w końcu się obudzi i wtedy do niego dotrze to, co się działo.
Kiedy wypiła herbatę, Alex zaczął rzucać na nią zaklęcia sprawdzające. Przez cały czas leżała spokojnie, pozwalając mu na wykonanie swoich czynności, jednak jej oczy śledziły go niespokojnie. Bała się, że mogłaby usłyszeć złe wiadomości, na przykład, że będzie musiała zostać tu na dłużej... To ją przerażało. Ulżyło jej dopiero, kiedy skończył i znowu się odezwał.
- Och, to dobrze – powiedziała, kiedy w końcu opuścił różdżkę i powiedział, że z jej organizmem jest wszystko w porządku. – Kiedy będę mogła wrócić do domu? – zapytała więc szybko, mając nadzieję, że pobyt w Mungu nie potrwa długo.
Chwyciła w dłonie podsunięty jej drugi kubek herbaty; w końcu nadal była spragniona.
- Nie pamiętam. Ostatnią rzeczą było malowanie na Pokątnej... – wyszeptała, a jej ręce znowu zaczęły drżeć. Miała świadomość, jak bardzo to przypominało lipiec.
Z niepokojem wysłuchała jego opowieści o wydarzeniach minionego dnia.
- Garrett i Rosalie Yaxley? – zapytała, unosząc brwi. – Ale... Ale jak?
Znała pannę Yaxley przelotnie, jednak zastanawiała się nad jej rolą w tej całej sprawie, skąd wzięła się w Mungu razem z Garrettem i jej nieprzytomnym ciałem? Większy szok nadszedł jednak chwilę później. Z wrażenia aż upuściła kubek, i choć była w nim już zaledwie resztka herbaty, oblała się nią, czego nawet nie poczuła, skupiona na słowach Selwyna.
- Co ty mówisz, Alex? – zapytała, wpatrując się w niego, jakby zobaczyła go pierwszy raz w życiu. – Nie, to jest zwyczajnie niemożliwe! Naprawdę myślisz, że zażywam narkotyki, i to dobrze wiedząc, że w połączeniu z eliksirami mogłyby mi zaszkodzić?
Usiadła gwałtownie na łóżku, zsuwając nogi na podłogę i oddychając szybko, z dłońmi zaciśniętymi na kolanach, ubraniem mokrym od herbaty i roziskrzonymi oczami wpatrzonymi w twarz uzdrowiciela. Nadal była jednak bardzo osłabiona, więc szybko zakręciło jej się w głowie i zachwiała się.
Ale już przecież wiedziała, że używki i eliksiry to nie jest dobre połączenie; na urodzinach Polly wypiła drinka z dodatkiem złotej rybki (o czym zresztą dowiedziała się dopiero po fakcie), po czym miała halucynacje, a jeszcze później zasnęła na całą noc, budząc się w mieszkaniu Samuela, który ją do siebie zabrał i wyjaśnił jej sytuację. Z całą pewnością więc nie zdecydowałaby się na zażycie takich specyfików w pełni świadomie, tym bardziej, że chyba nie byłoby jej na nie stać. Dlatego tym bardziej była zdziwiona, że Alex najwyraźniej myślał, że to zrobiła.
- To musi być jakaś pomyłka – powiedziała cicho, kręcąc głową na boki. Jej włosy znowu zmieniły kolor. Nie umiała w to wszystko uwierzyć, choć z drugiej strony... Przecież zaklęcia sprawdzające Alexa pewnie nie oszukiwały. Więc skąd w takim razie wykrył w jej organizmie narkotyki, skoro z całą pewnością ich nie zażywała? To było dziwne, naprawdę dziwne.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Alexander odparł twierdząco na pytanie Lyry o Garretta i na razie odłożyli ten temat na bok. Nie był on bowiem najbardziej istotny, a sam stażysta wolał nie myśleć, jaki wykład otrzyma później od rudzielca na temat swojego występku. Następne pytanie było jednak o wiele bardziej skomplikowane.
- Niestety data twojego wypisu nie zależy ode mnie, jestem tu tylko stażystą - powiedział. - Ale myślę, że najpóźniej za dwa dni wrócisz do domu, a przez ten czas będę się cały czas tu kręcił - dodał, uśmiechając się szeroko.
Bardzo chciałby uśmiechać się tak i w obecnej chwili, ale ciężko byłoby tu mówić o jakiejkolwiek wesołości.
- To niestety nie jest pomyłka. Też chciałbym, żeby tak było, naprawdę - powiedział, po czym westchną króciutko, chcąc z lekka zmniejszyć wewnętrzne napięcie, które w nim narastało. Spojrzał na rozedrganą dziewczyną, po czym też się wyprostował i otoczył ją ramieniem. - Przepraszam, głupie to było z mojej strony, żeby cię o to posądzać. Zresztą... nie będę cię okłamywał. Czuwając przy tobie przez całą noc miałem naprawdę dużo czasu do namysłu i jest jedna najbardziej możliwa opcja, która przyszła mi do głowy. Jeżeli nic nie pamiętasz, a Twój mózg nie odniósł widocznych uszczerbków w strukturze i funkcjonowaniu, to ktoś mógł cię otruć i następnie dokładnie wymazać pamięć - spojrzał jej w oczy, szukając zrozumienia.
- Lyro, proszę cię, żebyś nie wychodziła sama z domu, dopóki to wszystko się nie wyjaśni. Wszystko stało się zbyt niebezpieczne.
I to był fakt. Czuć było napięcie polityczne, wojna czarodziejów przepowiadana przez Garretta wydawała się być coraz bardziej prawdopodobna, a ilość przestępstw rosła z dnia na dzień. Lyra była niczym delikatny listek targany wichrem w tę i z powrotem, po drodze trafiając na to, na co nie powinien trafić ktokolwiek. A zdecydowanie nie ona.
- Niestety data twojego wypisu nie zależy ode mnie, jestem tu tylko stażystą - powiedział. - Ale myślę, że najpóźniej za dwa dni wrócisz do domu, a przez ten czas będę się cały czas tu kręcił - dodał, uśmiechając się szeroko.
Bardzo chciałby uśmiechać się tak i w obecnej chwili, ale ciężko byłoby tu mówić o jakiejkolwiek wesołości.
- To niestety nie jest pomyłka. Też chciałbym, żeby tak było, naprawdę - powiedział, po czym westchną króciutko, chcąc z lekka zmniejszyć wewnętrzne napięcie, które w nim narastało. Spojrzał na rozedrganą dziewczyną, po czym też się wyprostował i otoczył ją ramieniem. - Przepraszam, głupie to było z mojej strony, żeby cię o to posądzać. Zresztą... nie będę cię okłamywał. Czuwając przy tobie przez całą noc miałem naprawdę dużo czasu do namysłu i jest jedna najbardziej możliwa opcja, która przyszła mi do głowy. Jeżeli nic nie pamiętasz, a Twój mózg nie odniósł widocznych uszczerbków w strukturze i funkcjonowaniu, to ktoś mógł cię otruć i następnie dokładnie wymazać pamięć - spojrzał jej w oczy, szukając zrozumienia.
- Lyro, proszę cię, żebyś nie wychodziła sama z domu, dopóki to wszystko się nie wyjaśni. Wszystko stało się zbyt niebezpieczne.
I to był fakt. Czuć było napięcie polityczne, wojna czarodziejów przepowiadana przez Garretta wydawała się być coraz bardziej prawdopodobna, a ilość przestępstw rosła z dnia na dzień. Lyra była niczym delikatny listek targany wichrem w tę i z powrotem, po drodze trafiając na to, na co nie powinien trafić ktokolwiek. A zdecydowanie nie ona.
Lyra westchnęła cicho. Nie lubiła przebywać w Mungu, w zeszłym roku spędziła tu tyle czasu, że chyba powinno jej wystarczyć do końca życia, ale cóż poradzić? Alex z pewnością miał dobre chęci, w końcu tyle dla niej robił, zajmował się nią całą noc z myślą, że sama lekkomyślnie doprowadziła się do takiego stanu...
W obliczu tego, co powiedział, to martwienie się o datę wypisu, a nawet o pogrążonego w śnie Garretta chwilowo zeszło na dalszy plan. Słowa o narkotykach wprawiały w konsternację i niedowierzanie; była całkowicie pewna, że nie mogła ich zażyć sama. A skoro tego nie zrobiła, to opcja, którą wysnuł Alex, wydawała się niestety najbardziej prawdopodobna – to ktoś w nieznanym jej celu zaatakował ją, podał narkotyki, a potem wymazał to z pamięci. Tylko w jakim celu? Po co? I co najważniejsze, kto to zrobił? Na ten moment do głowy przychodziła jej tylko jedna osoba – Melanie Karkarov, czarownica, która w lipcu podszywała się pod nią, przez którą Lyra była fałszywie oskarżana o czarnomagiczne praktyki, i która na jej oczach zabiła aurora. Czyżby wróciła do Londynu i postanowiła ją odnaleźć? Lyra bardzo mylnie wiązała jej osobę także ze swoim lipcowym zanikiem pamięci, mającym miejsce zaledwie dwa tygodnie przed spotkaniem Melanie, ale kiedy dodała do tego obecny incydent z narkotykami, wszystko wydawało się jeszcze mniej trzymać kupy. Obecne działanie niezbyt pasowało do Melanie w sytuacji, kiedy aurorzy już wiedzieli o jej podszywaniu się pod Lyrę, w dodatku panna Weasley widziała jej prawdziwą twarz, a nawet zdążyła dokładnie opisać ją Samuelowi Skamanderowi, który również brał udział w tamtych wydarzeniach.
A może to jednak był ktoś zupełnie inny? Zaczęła naprawdę się bać. Była przecież tylko zwykłą malarką, nikomu się nie naraziła (poza panną Karkarov), żeby ktoś mógł chcieć ją krzywdzić.
- Nie rozumiem tego, Alex. Ale... to brzmi przerażająco – szepnęła, wtulając się w niego. Mógł wyczuć wyraźne drżenie jej ciałka. – Naprawdę myślisz, że coś jeszcze może mi grozić?
Po chwili znowu się położyła i zwinęła w kłębek pod kołdrą, pozwalając jednocześnie, by pasmo włosów przysłoniło jej oczy. Nie chciała, żeby Alex widział, że znowu błyszczały w nich łzy strachu i niepokoju.
- Będę na siebie uważać, obiecuję – zapewniła go; pewnie przez najbliższe parę tygodni nie wyjdzie z domu, odpuści sobie nawet malowanie na Pokątnej. I koniecznie musi kiedyś napisać do Samuela, czy udało mu się dowiedzieć czegoś o Melanie. – Przecież wiesz, że nigdy nie szukam kłopotów.
Wydawało się, że już kiedyś powiedziała do niego coś podobnego, w innych okolicznościach. Może na plaży w Weymouth, kiedy rozmawiali już po wyciągnięciu jej z wody i doświadczonych przez nią przerażających majakach? Nie była tego pewna.
Westchnęła cicho, mając nadzieję, że nie usłyszał w jej głosie drżenia wskazującego na płacz. Chciała pokazać, że jest dzielna i znosi te nieprzyjemne wiadomości znacznie lepiej, niż w rzeczywistości.
- Przyjdziesz do mnie jeszcze później? – zapytała po chwili, chcąc zmienić temat; wystarczało, że po jego wyjściu pewnie i tak przez cały dzień będzie się tym zadręczać. – Jak myślisz, kiedy obudzi się Garrett? Obawiam się, że wtedy czeka mnie poważna rozmowa...
A poważna rozmowa nie była rzeczą, której pragnęła, zwłaszcza teraz, kiedy opowieść Alexa wyzwoliła w niej tak silne lęki i niepokoje.
W obliczu tego, co powiedział, to martwienie się o datę wypisu, a nawet o pogrążonego w śnie Garretta chwilowo zeszło na dalszy plan. Słowa o narkotykach wprawiały w konsternację i niedowierzanie; była całkowicie pewna, że nie mogła ich zażyć sama. A skoro tego nie zrobiła, to opcja, którą wysnuł Alex, wydawała się niestety najbardziej prawdopodobna – to ktoś w nieznanym jej celu zaatakował ją, podał narkotyki, a potem wymazał to z pamięci. Tylko w jakim celu? Po co? I co najważniejsze, kto to zrobił? Na ten moment do głowy przychodziła jej tylko jedna osoba – Melanie Karkarov, czarownica, która w lipcu podszywała się pod nią, przez którą Lyra była fałszywie oskarżana o czarnomagiczne praktyki, i która na jej oczach zabiła aurora. Czyżby wróciła do Londynu i postanowiła ją odnaleźć? Lyra bardzo mylnie wiązała jej osobę także ze swoim lipcowym zanikiem pamięci, mającym miejsce zaledwie dwa tygodnie przed spotkaniem Melanie, ale kiedy dodała do tego obecny incydent z narkotykami, wszystko wydawało się jeszcze mniej trzymać kupy. Obecne działanie niezbyt pasowało do Melanie w sytuacji, kiedy aurorzy już wiedzieli o jej podszywaniu się pod Lyrę, w dodatku panna Weasley widziała jej prawdziwą twarz, a nawet zdążyła dokładnie opisać ją Samuelowi Skamanderowi, który również brał udział w tamtych wydarzeniach.
A może to jednak był ktoś zupełnie inny? Zaczęła naprawdę się bać. Była przecież tylko zwykłą malarką, nikomu się nie naraziła (poza panną Karkarov), żeby ktoś mógł chcieć ją krzywdzić.
- Nie rozumiem tego, Alex. Ale... to brzmi przerażająco – szepnęła, wtulając się w niego. Mógł wyczuć wyraźne drżenie jej ciałka. – Naprawdę myślisz, że coś jeszcze może mi grozić?
Po chwili znowu się położyła i zwinęła w kłębek pod kołdrą, pozwalając jednocześnie, by pasmo włosów przysłoniło jej oczy. Nie chciała, żeby Alex widział, że znowu błyszczały w nich łzy strachu i niepokoju.
- Będę na siebie uważać, obiecuję – zapewniła go; pewnie przez najbliższe parę tygodni nie wyjdzie z domu, odpuści sobie nawet malowanie na Pokątnej. I koniecznie musi kiedyś napisać do Samuela, czy udało mu się dowiedzieć czegoś o Melanie. – Przecież wiesz, że nigdy nie szukam kłopotów.
Wydawało się, że już kiedyś powiedziała do niego coś podobnego, w innych okolicznościach. Może na plaży w Weymouth, kiedy rozmawiali już po wyciągnięciu jej z wody i doświadczonych przez nią przerażających majakach? Nie była tego pewna.
Westchnęła cicho, mając nadzieję, że nie usłyszał w jej głosie drżenia wskazującego na płacz. Chciała pokazać, że jest dzielna i znosi te nieprzyjemne wiadomości znacznie lepiej, niż w rzeczywistości.
- Przyjdziesz do mnie jeszcze później? – zapytała po chwili, chcąc zmienić temat; wystarczało, że po jego wyjściu pewnie i tak przez cały dzień będzie się tym zadręczać. – Jak myślisz, kiedy obudzi się Garrett? Obawiam się, że wtedy czeka mnie poważna rozmowa...
A poważna rozmowa nie była rzeczą, której pragnęła, zwłaszcza teraz, kiedy opowieść Alexa wyzwoliła w niej tak silne lęki i niepokoje.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Pokiwał powoli głową.
- Tak właśnie myślę, Mała. Złe rzeczy ostatnio się dzieją, sam trochę się boję. Ale wiesz co? - powiedział, przyglądając się uważnie dziewczynie. Jedną ręką odgarnął włosy z jej twarzy i kciukiem potarł jej policzek, jakby zapobiegawczo, żeby nie wypłynęły na niego łzy. Mimo, że Lyra się starała to wyczuł jej strach. - Dopóki otaczamy się ludźmi, którzy gotowi są troszczyć się o nas i nie opuszczą nas w potrzebie, to dopóty nie możemy się bać. My też musimy być dla nich silni, bo jesteśmy dla nich całym światem - uśmiechnął się czule, po czym podążył wzrokiem do śpiącego na łóżku obok Garretta. Wyglądał wyjątkowo spokojnie, jak nigdy. Będzie musiał za chwilę go obudzić, a wtedy pewnie nie będzie już tak przyjemnie.
Na deklarację Lyry znów spojrzał się na leżącą obok niego malarkę. On także miał wrażenie doświadczania déjà vu - chciał uwierzyć Lyrze, jednak obawiał się w głębi duszy, że prędzej czy później kłopoty znów złapią pannę Weasley w swoje szpony.
Pokiwał jednak głową, po czym uścisnął jej rękę, w tym drobnym geście próbując przekazać dziewczynie siłę do walki z ciągle ukazującymi się na jej drodze przeciwnościami. Podniósł się z łóżka i zaśmiał się krótko na jej pytanie.
- Pewnie, Wiewiórko, że będę cię odwiedzać, choćbym miał zarobić sobie u Avery'ego milion nadgodzin. O ile oczywiście Garrett mnie nie zabije za to wprowadzenie w śpiączkę, bo wypada, żebym go teraz obudził, skoro do nas wróciłaś - puścił oko do Lyry, po czym już z nie tak wesołą miną odwrócił się do pogrążonego w głębokim śnie aurora.
Wziął głęboki oddech, wymówił inkantację i machnął różdżką w kierunku rudzielca.
|zt x3 (Lex, Lyra, Garrett)
- Tak właśnie myślę, Mała. Złe rzeczy ostatnio się dzieją, sam trochę się boję. Ale wiesz co? - powiedział, przyglądając się uważnie dziewczynie. Jedną ręką odgarnął włosy z jej twarzy i kciukiem potarł jej policzek, jakby zapobiegawczo, żeby nie wypłynęły na niego łzy. Mimo, że Lyra się starała to wyczuł jej strach. - Dopóki otaczamy się ludźmi, którzy gotowi są troszczyć się o nas i nie opuszczą nas w potrzebie, to dopóty nie możemy się bać. My też musimy być dla nich silni, bo jesteśmy dla nich całym światem - uśmiechnął się czule, po czym podążył wzrokiem do śpiącego na łóżku obok Garretta. Wyglądał wyjątkowo spokojnie, jak nigdy. Będzie musiał za chwilę go obudzić, a wtedy pewnie nie będzie już tak przyjemnie.
Na deklarację Lyry znów spojrzał się na leżącą obok niego malarkę. On także miał wrażenie doświadczania déjà vu - chciał uwierzyć Lyrze, jednak obawiał się w głębi duszy, że prędzej czy później kłopoty znów złapią pannę Weasley w swoje szpony.
Pokiwał jednak głową, po czym uścisnął jej rękę, w tym drobnym geście próbując przekazać dziewczynie siłę do walki z ciągle ukazującymi się na jej drodze przeciwnościami. Podniósł się z łóżka i zaśmiał się krótko na jej pytanie.
- Pewnie, Wiewiórko, że będę cię odwiedzać, choćbym miał zarobić sobie u Avery'ego milion nadgodzin. O ile oczywiście Garrett mnie nie zabije za to wprowadzenie w śpiączkę, bo wypada, żebym go teraz obudził, skoro do nas wróciłaś - puścił oko do Lyry, po czym już z nie tak wesołą miną odwrócił się do pogrążonego w głębokim śnie aurora.
Wziął głęboki oddech, wymówił inkantację i machnął różdżką w kierunku rudzielca.
|zt x3 (Lex, Lyra, Garrett)
Czasami zastanawiał się, czy poza nim w Mungu pracują jeszcze jacyś inni kompetentni uzdrowiciele. Poważnie w to wątpił, kiedy codziennie słyszał o coraz to dziwniejszych wypadkach i nieoczekiwanym przedłużaniu pobytu w szpitalu pacjentom, którzy powinni zostać z niego wypisani – wedle oceny Avery’ego – co najmniej dwa tygodnie wcześniej, gdyby ich terapia była prowadzona poprawnie. Niestety, miejsc w Mungu brakowało notorycznie, zarażeni paskudnymi wirusami koczowali na łóżkach poustawianych wzdłuż korytarzy, a uzdrowiciele miast nieść pomoc, czynili wręcz przeciwnie. Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę; w starym porzekadle oczywiście znowu było zbyt wiele prawdy. A w nagłym ataku, jaki dotknął drogiego kuzyna Samaela, zbyt wiele przypadku.
Avery niemalże wyrwał się na ochotnika, kiedy okazało się, iż uzdrowiciel prowadzący i zajmujący się Perseusem na co dzień mięknie w obliczu zatrzymania choroby inaczej niż eliksirami i inaczej niż w stadium uśpienia. Samael nie mógł przepuścić okazji – cóż, był wybitnie troskliwym kuzynem i bardzo się o niego martwił (niemalże tak samo, jak o rodzonego brata), stąd też wpadał gwałtem do sali, do której go przetransportowano, aby ocenić jego ogólny stan. Zemdlał, lecz nadal oddychał i na razie nie groziło mu nic poważnego, Samael miał czas na reakcję… Jednakowoż nie chciał czynić nic na pacjencie zupełnie nieświadomym; Perseus powinien później okazać mu należną wdzięczność za uratowanie mu życia, więc zanim zabrał się za odtwarzanie organów, które zniknęły (oczywiście wiedział o przypadłości kuzyna i zdążył się zorientować, dlaczego trafił do Munga), postanowił wrócić mu przytomność.
-Renervate – rzekł, celując w leżącego na łóżku Perseusa. Z nadzieją, iż po przebudzeniu będzie potulnym, niesprawiającym kłopotów pacjentem.
Avery niemalże wyrwał się na ochotnika, kiedy okazało się, iż uzdrowiciel prowadzący i zajmujący się Perseusem na co dzień mięknie w obliczu zatrzymania choroby inaczej niż eliksirami i inaczej niż w stadium uśpienia. Samael nie mógł przepuścić okazji – cóż, był wybitnie troskliwym kuzynem i bardzo się o niego martwił (niemalże tak samo, jak o rodzonego brata), stąd też wpadał gwałtem do sali, do której go przetransportowano, aby ocenić jego ogólny stan. Zemdlał, lecz nadal oddychał i na razie nie groziło mu nic poważnego, Samael miał czas na reakcję… Jednakowoż nie chciał czynić nic na pacjencie zupełnie nieświadomym; Perseus powinien później okazać mu należną wdzięczność za uratowanie mu życia, więc zanim zabrał się za odtwarzanie organów, które zniknęły (oczywiście wiedział o przypadłości kuzyna i zdążył się zorientować, dlaczego trafił do Munga), postanowił wrócić mu przytomność.
-Renervate – rzekł, celując w leżącego na łóżku Perseusa. Z nadzieją, iż po przebudzeniu będzie potulnym, niesprawiającym kłopotów pacjentem.
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Samael Avery' has done the following action : rzut kością
'k100' : 62
'k100' : 62
Najwyraźniej Perseus spał zbyt głęboko, by się przebudzić; doświadczony uzdrowiciel mógł się domyślić, że Avery był zbyt słaby i zbyt zmęczony, a oprzytomnienie go jedynie utrudniłoby proces diagnozy i leczenia. Kartoteka Munga jasno wskazywała na to, że Perseus cierpiał na transmutacyjne zaniki organowe, w przypadku których omdlenie może prowadzić do śmierci. Ale kto wie - może to tylko obrażenia związane z niebezpieczną ministerialną misją? Samael nie miał dużo czasu, musiał spodziewać się najgorszego, a każda mijająca sekunda działała na jego niekorzyść (-1 do kolejnego rzutu za zwłokę). Na ciele nie widać było żadnych powierzchownych obrażeń.
Śpiący snem głębokim, twardym i nieprzespanym, Perseus nie ocknął się. Czyżby królewna była zbyt wyczerpana, by otworzyć swoje oczęta? Avery jedynie zacisnął usta, na poły rozbawiony - nie ma nic zabawniejszego od cierpienia innych, ot, kluczowa konkluzja po latach praktyki w Mungu - na poły zirytowany, że kuzyn nie zobaczy, jak duży wysiłek włoży w to, by wyciągnąć go z zapaści. Nic straconego? Avery kończył już dyżur i miał zamiar posiedzieć jeszcze przy nim, choć niekoniecznie łkając przy tym w chusteczkę i trzymając Perseusa za rękę.
Zamiast tego, ponownie wycelował w niego różdżką, tym razem n i e z w l e k a j ą c - ogromnie zależało mu na powrocie Perseusa do zdrowia.
-Pyrexia - rzekł cicho. Ambiwalentnie, w końcu zajął się nim jedynie z dobrej woli.
Zamiast tego, ponownie wycelował w niego różdżką, tym razem n i e z w l e k a j ą c - ogromnie zależało mu na powrocie Perseusa do zdrowia.
-Pyrexia - rzekł cicho. Ambiwalentnie, w końcu zajął się nim jedynie z dobrej woli.
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Samael Avery' has done the following action : rzut kością
'k100' : 47
'k100' : 47
Samael rzucił zaklęcie na ślepo, nie będąc pewnym, czy chce przetransmutować głowę w nogę czy stopę w język, na szczęście żadne z powyższych się nie wydarzyło. Musiał zdać sobie sprawę z tego, że leżący przy nim kuzyn był jednym z najcięższych - jeśli nie najcięższym - przypadkiem interwencyjnym, z jakim miał do czynienia w tym miesiącu, a może i całym kwartale? Choroba Perseusa była wszak poważna, być może umierał.
Jako doświadczony uzdrowiciel, który mimo wszystko kursów nie ukończył tak dawno, musiał ze swoich pierwszych lekcji pamiętać, że kluczem do skutecznego leczenia jest uprzednio dokonana poprawna i rzetelna diagnoza. A wskazówki zegara tykały (-2 do kolejnego rzutu).
Jako doświadczony uzdrowiciel, który mimo wszystko kursów nie ukończył tak dawno, musiał ze swoich pierwszych lekcji pamiętać, że kluczem do skutecznego leczenia jest uprzednio dokonana poprawna i rzetelna diagnoza. A wskazówki zegara tykały (-2 do kolejnego rzutu).
Sala numer jeden
Szybka odpowiedź