Sklep z kociołkami
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.[bylobrzydkobedzieladnie]
Sklep z kociołkami
Gdy kolejne łatanie domowymi sposobami starego kociołka nie przynosi oczekiwanych efektów, nie warto ryzykować przeciekającym denkiem. W sklepie prowadzonym przez czarodzieja w średnim wieku, Patricka Cornwella, którego rodzina cieszy się nieskazitelną opinią dostarczając niezawodne produkty wysokiej jakości, znajdziesz wszystko czego potrzebujesz. Kociołki cynowe, miedziane, mosiężne, a także te z metali szlachetnych; w rozmiarach 1, 2, i 3 oraz tych nietypowych - składanych, kieszonkowych lub ogromnych, zawieszanych na stałe. Jeśli jesteś zwolennikiem udogodnień na pewno docenisz te samomieszające lub wskazujące temperaturę przygotowywanego wywaru. Od kilku miesięcy w półświatku miłośników eliksirów krąży plotka, jakoby Cornwell zajmował się opracowywaniem nowego cudu - kociołka ostrzegającego przed popełnieniem błędu w instrukcji.
Wczesnej sklep znajdował się na ulicy Pokątnej, jednak przez narastające niepokoje związane z działalnością zwolenników Grindelwalda, właściciel podjął decyzję o przeniesieniu działalności właśnie tutaj, w samo centrum spokojniejszego London Borough of Bexley.
Wczesnej sklep znajdował się na ulicy Pokątnej, jednak przez narastające niepokoje związane z działalnością zwolenników Grindelwalda, właściciel podjął decyzję o przeniesieniu działalności właśnie tutaj, w samo centrum spokojniejszego London Borough of Bexley.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:34, w całości zmieniany 2 razy
30.09
Wreszcie przezwyciężył ciążący na nim marazm jaki spadł na Cadana wraz z przybiciem do portu po długiej nieobecności. Ostatecznie postanowił porzucić życie wilka morskiego na rzecz rodzinnego życia - układało się bowiem coraz lepiej, powoli z małżonką dochodzili do konsensusu, zaś Goyle nabierał więcej pewności siebie. Brzmi to absurdalnie w połączeniu ze śmiercią przyjaciela, płomienną kłótnią rodzinną na Sankthansie oraz wizytacją w Azkabanie, jednakże był ostatnim czarodziejem, który przejmował się zbyt długo i zbyt mocno. Owszem, rana jaka pojawiła się po tragicznym wypadku na morzu wciąż się nie zagoiła, ropiejąc oraz jątrząc się okrutnie, jednakże gniew żałoby nieco ucichł pozwalając blondynowi na chwilę oddechu. Nadal oglądał się za siebie przez ramię w obawie, że ujrzy za sobą kościstą sylwetkę dementora, zaś na ciele pojawią się dreszcze przejmującego chłodu, lecz znów - pracował nad sobą. Dużo pił, jeszcze więcej studiował run oraz nakładał klątwy dzięki czemu jego myśli koncentrowały się na zadaniach lub przynajmniej na hedonistycznym życiu pozbawionym zmartwień. Szanowna małżonka wykazywała się wielką wyrozumiałością, przyzwyczajona zresztą do długich nieobecności partnera w ich rodzinnym domu, dlatego prawdopodobnie nie odczuwała szczególnych zmian w codzienności. On, były żeglarz, za każdym razem obiecywał, że się zmieni, lecz Cadan był jaki był - niestały i zmienny niczym ocean, przypływał lub odpływał zgodnie z fazami księżyca czyli swoimi humorkami, które odznaczały się jedną wielką zmiennością. Wolny duchem chociaż spętany jarzmem woli ojca. Czarodziej zawdzięczał mu poniekąd udane życie rodzinne, jednakże to zbyt mało. Pod wpływem powrotu Cala jego starszy brat zaczynał się buntować, dostrzegać skazy na wyidealizowanym obrazie Cadmona jaki jego syn miał w głowie i przez to solidne podstawy przyoblekły się siatką rozległych rys. Rys, które niebawem mogły pęknąć pogrążając idylliczny świat wyobrażeń w paskudnych gruzach. Chaosu i bolesnej przeszłości. Z drugiej zaś strony - ponoć największe imperia budowano właśnie na zgliszczach poprzedników.
Z chęcią przystał na pomysł wspólnego naprawiania anomalii z Morgothem. Nie znał go zbyt dobrze, arystokrata zawsze pozostawał zdystansowany oraz małomówny, Goyle natomiast był po prostu sobą. Nieokrzesanym człowiekiem sprawiającym wrażenie niezainteresowanego niczym, żyjącym w swoim świecie, a jednak posiadającym dość niewyparzony język. Co dziwniejsze, dość nieźle się uzupełniali i blondyn wyjątkowo nie szczuł mężczyzny swoim niewybrednym poczuciem humoru. Przywitał się z nim oszczędnie nim ruszyli do sklepu z kociołkami, gdzie podobno miała szaleć nietypowa anomalia. Faktycznie, kiedy znaleźli się we wnętrzu budynku zaatakowały ich lewitujące przedmioty. - Clario - spróbował Cadan wraz z wyciągniętą przed siebie różdżką. Coś mu mówiło, że rzeczony Cromwell wcale nie zginął, a chciał zostać przez nikogo niezauważony. Niestety czarnoksiężnik nie był zbyt biegły w obronie przed czarną magią, natomiast porwał się na trudne zaklęcie, lecz musieli po prostu spróbować. Nikt nie mówił, że naprawianie anomalii miało być zadaniem prostym i w istocie tak nie było, pozostało im więc trenować do skutku.
Wreszcie przezwyciężył ciążący na nim marazm jaki spadł na Cadana wraz z przybiciem do portu po długiej nieobecności. Ostatecznie postanowił porzucić życie wilka morskiego na rzecz rodzinnego życia - układało się bowiem coraz lepiej, powoli z małżonką dochodzili do konsensusu, zaś Goyle nabierał więcej pewności siebie. Brzmi to absurdalnie w połączeniu ze śmiercią przyjaciela, płomienną kłótnią rodzinną na Sankthansie oraz wizytacją w Azkabanie, jednakże był ostatnim czarodziejem, który przejmował się zbyt długo i zbyt mocno. Owszem, rana jaka pojawiła się po tragicznym wypadku na morzu wciąż się nie zagoiła, ropiejąc oraz jątrząc się okrutnie, jednakże gniew żałoby nieco ucichł pozwalając blondynowi na chwilę oddechu. Nadal oglądał się za siebie przez ramię w obawie, że ujrzy za sobą kościstą sylwetkę dementora, zaś na ciele pojawią się dreszcze przejmującego chłodu, lecz znów - pracował nad sobą. Dużo pił, jeszcze więcej studiował run oraz nakładał klątwy dzięki czemu jego myśli koncentrowały się na zadaniach lub przynajmniej na hedonistycznym życiu pozbawionym zmartwień. Szanowna małżonka wykazywała się wielką wyrozumiałością, przyzwyczajona zresztą do długich nieobecności partnera w ich rodzinnym domu, dlatego prawdopodobnie nie odczuwała szczególnych zmian w codzienności. On, były żeglarz, za każdym razem obiecywał, że się zmieni, lecz Cadan był jaki był - niestały i zmienny niczym ocean, przypływał lub odpływał zgodnie z fazami księżyca czyli swoimi humorkami, które odznaczały się jedną wielką zmiennością. Wolny duchem chociaż spętany jarzmem woli ojca. Czarodziej zawdzięczał mu poniekąd udane życie rodzinne, jednakże to zbyt mało. Pod wpływem powrotu Cala jego starszy brat zaczynał się buntować, dostrzegać skazy na wyidealizowanym obrazie Cadmona jaki jego syn miał w głowie i przez to solidne podstawy przyoblekły się siatką rozległych rys. Rys, które niebawem mogły pęknąć pogrążając idylliczny świat wyobrażeń w paskudnych gruzach. Chaosu i bolesnej przeszłości. Z drugiej zaś strony - ponoć największe imperia budowano właśnie na zgliszczach poprzedników.
Z chęcią przystał na pomysł wspólnego naprawiania anomalii z Morgothem. Nie znał go zbyt dobrze, arystokrata zawsze pozostawał zdystansowany oraz małomówny, Goyle natomiast był po prostu sobą. Nieokrzesanym człowiekiem sprawiającym wrażenie niezainteresowanego niczym, żyjącym w swoim świecie, a jednak posiadającym dość niewyparzony język. Co dziwniejsze, dość nieźle się uzupełniali i blondyn wyjątkowo nie szczuł mężczyzny swoim niewybrednym poczuciem humoru. Przywitał się z nim oszczędnie nim ruszyli do sklepu z kociołkami, gdzie podobno miała szaleć nietypowa anomalia. Faktycznie, kiedy znaleźli się we wnętrzu budynku zaatakowały ich lewitujące przedmioty. - Clario - spróbował Cadan wraz z wyciągniętą przed siebie różdżką. Coś mu mówiło, że rzeczony Cromwell wcale nie zginął, a chciał zostać przez nikogo niezauważony. Niestety czarnoksiężnik nie był zbyt biegły w obronie przed czarną magią, natomiast porwał się na trudne zaklęcie, lecz musieli po prostu spróbować. Nikt nie mówił, że naprawianie anomalii miało być zadaniem prostym i w istocie tak nie było, pozostało im więc trenować do skutku.
make you believe you're bigger than life
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
Cadan Goyle
Zawód : zaklinacz przedmiotów, poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
waiting for the moment to strike
to take possession
to take your h e a r t
to take possession
to take your h e a r t
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Cadan Goyle' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 40
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 40
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Miał dość tego miesiąca, który ciążył mu niczym kula u nogi i nie było momentu na złapanie oddechu. Nic dziwnego, że zaproponował młodszemu z braci Goyle, by wspólnie poszukali zaburzeń w magicznych zawirowaniach. Proszenie o to Cynerica nie było dobrą opcją, bo odrywanie go od brzemiennej małżonki byłoby aktem zupełnej ignorancji i poszanowania. Starszy z kuzynów miał też swoje zajęcia, a wychodzenie z podobnymi propozycjami w jego kierunku mijało się z celem. Obaj posiadali podobne zdolności, podczas gdy anomalie rządziły się swoimi prawami i im czarodzieje bardziej się różnili pod względem umiejętności, tym lepiej. Cadan był postacią niezwykle specyficzną i pasującą do schematu żeglarzy z portowych statków, lecz przeżył Azkaban i udowodnił swoją wartość. Jako jeden z nielicznych przykuł uwagę Yaxleya, który nie czuł się przy nim okrutnie nie na miejscu. Dystans istniał i był naturalny dla szlachcica, lecz wyjątkowa niechęć do niektórych Rycerzy Walpurgii ominęła Goyle'a, dzięki czemu stał się pierwszym i jedynym wyborem opiekuna smoków, gdy rozważał kandydaturę na próbę zapanowania nad żywiołem. Po finalnej porażce z Quentinem odnalazł motywację do podejmowania dalszych działań i nie spoczywania w jednym miejscu. Chciał po prostu przestać myśleć o pogoni, którą urządzono mu w posiadłości, a głosy kłótni ze stryjem wciąż odbijały się machinalnym echem. Rozłamy nie były dobrze widziane w tak silnie związanym tradycją rodzie, lecz Morgoth nie mógł milczeć, gdy tak brutalnie zaatakowano rodzący się sojusz. Szczególnie, że Fortinbras zdawał się dokładnie sprawę z faktu, że bratanek nie mógł odpowiedzieć w sposób tak dosadny, jaki by wybrał, gdyby byli tylko we dwójkę. Jakakolwiek nagana w późniejszym postępowaniu była niczym, gdy słowa już padły.
Dlatego też skupił się już na tu i teraz. Skinął również w milczeniu Cadanowi, z którym ruszył ramię w ramię do sklepu. Pokładał nadzieje jedynie w starszym czarodzieju, bo sam nie posiadał odpowiednich zdolności, by stanąć tuż obok z własną różdżką. Zaklęcie nie powiodło się, lecz równocześnie nic w nich nie uderzyło. Zamiast tego pod stopy Goyle'a potoczył się ciężki, cynowy odlew. Gdzieś z tyłu Morgoth usłyszał kroki oraz głosy, dlatego szybko zawiadomił towarzysza i opuścili sklep z kociołkami, by zapomnieć o szalonym Cromwellu.
|zt x2
Dlatego też skupił się już na tu i teraz. Skinął również w milczeniu Cadanowi, z którym ruszył ramię w ramię do sklepu. Pokładał nadzieje jedynie w starszym czarodzieju, bo sam nie posiadał odpowiednich zdolności, by stanąć tuż obok z własną różdżką. Zaklęcie nie powiodło się, lecz równocześnie nic w nich nie uderzyło. Zamiast tego pod stopy Goyle'a potoczył się ciężki, cynowy odlew. Gdzieś z tyłu Morgoth usłyszał kroki oraz głosy, dlatego szybko zawiadomił towarzysza i opuścili sklep z kociołkami, by zapomnieć o szalonym Cromwellu.
|zt x2
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Sukces w lalkarni sprawił, ze Jessa z większym optymizmem spojrzała w przyszłość – tematy omawiane na zebraniu Zakonu Feniksa zaczęły układać się w jedną całość, a rudowłosa wiedziała co ma robić, by przysłużyć się organizacji, do której przynależała. Nie była badaczem, nie umiała być dowódcą, lecz mogła niczym dobry żołnierz przyczynić się do powodzenia małych misji, jakie zostały im przydzielone. Walka z panoszącymi się po kraju anomaliami nie była może kluczowa, lecz wciąż pozostawała ważnym elementem w większej układance; stabilizowanie magii należało do zadań Zakonu i właśnie je Diggory zamierzała realizować precyzyjnie, jeden po drugim.
O problemach w sklepie z kociołkami usłyszała bodajże właśnie na zebraniu, być może to któryś z aurorów opowiedział historię zniknięcia sprzedawcy, pana Cromwella. Jessa natychmiast zapaliła się do sprawdzenia tego tropu i poprosiła Maxine o dołączenie – duet przyjaciółek przeszedł już niejedno razem, więc obie czarownice chciały zapisać na swoje konto kolejne zwycięstwo.
Do Londynu złapała świstoklik, jednak jak zwykle uzbrojona była w miotłę, którą zamierzała zostawić w bezpiecznym miejscu nieopodal sklepu. Na sobie miała czarną szatę z kapturem, a pod ciemnozieloną koszulą połyskiwał mały bursztyn z zatopionym weń pazurem gryfa. Na nadgarstku rudowłosej połyskiwała bransoleta z włosami syreny, a w torbie przewieszonej przez ramię znajdowały się eliksiry podarowane przez Charlene. Odkąd jasnym stało się, że podczas każdej naprawy anomalii członkowie Zakonu mają szansę napotkać znające czarną magię towarzystwo, Diggory wolała być ubezpieczona. Naciągnęła kaptur na głowę i starała się nie rzucać w oczy mieszkańcom, którzy akurat w tym momencie zdecydowaliby się wyjrzeć przez okno.
W umówionym miejscu spotkała się z Maxine i wymieniła ciche powitanie.
- Gotowa na kolejną przygodę? – zapytała, pełna dobrych przeczuć, choć dziś los nie mógłby zadrwić z niej bardziej.
Nie wiedząc jeszcze, co przyjdzie jej przeżyć tej nocy, energicznym krokiem ruszyła przed siebie, by ocenić stan sklepu z kociołkami. Z daleka wszystko wyglądało spokojnie, lecz na wszelki wypadek Jessa nie zdecydowała się jeszcze przekroczyć progu sklepu. Zamiast tego postanowiła wybadać zaklęciem, czy aby na pewno w pobliżu nikt się nie znajdował – anomalie potrafiły płatać naprawdę okrutne psikusy.
- Clario – wypowiedziała stanowczo, celując różdżką przed siebie.
Miała nadzieję, że już za moment będą z Maxine mogły zająć się anomalią i nic ani nikt im w tym nie przeszkodzi.
when the river's running red and we begin to falter, we'll hang on to the edge...come hell or high water
The member 'Jessa Diggory' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 79
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 79
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Na umówione z Diggory spotkanie w Londynie przyleciała na miotle. Teleportacja wciąż nie wchodziła w rachubę, sieć Fiuu szwankowała (a po czerwcowej przygodzie w Świecie Dyni była wyjątkowo negatywnie nastawiona do tej formy podróżowania), a za świstoklikami zwyczajnie nie przepadała. Na miotle czuła się najpewniej. Wylądowała nieopodal sklepu z kociołkami i także pozostawiła miotłę w bezpiecznym miejscu, po czym ruszyła pewnym krokiem w stronę umówionego miejsca. Miała na sobie ciemną, długą szatę, a pod kapturem ukryła spięte w ciasny koczek nad karkiem włosy. Instynktownie sięgnęła ręką pod szyję, aby poprawić łańcuszek, na którym zawiesiła fluoryt. Czuła się z nim pewniej; jeszcze pewniej ze świadomością, że nie zapomniała o fiolkach eliksirów podarowanych przez Charlene. Wolała być przezorna, dość nasłuchała się podczas spotkania Zakonu Feniksa o wszystkich tych przygodach, które miały miejsce przy ogniskach anomalii.
Po krótkim spacerze dostrzegła wysoką, znajomą sylwetkę, twarz jednak miała skrytą pod kapturem, podeszła więc doń ostrożnie - miała przed sobą jednak Jessę.
- Zawsze i wszędzie - powiedziała cicho, uśmiechając się pewnie.
W jej ucho także wpadły wieści o tym, co miało miejsce w sklepie z kociołkami; być może podczas spotkania Zakonu, może przy innej okazji, nie mogła sobie teraz przypomnieć - nie było to już zresztą istotne. Najważniejsze, by zdołały poskromić szalejącą tu anomalię. Desmond miała dobre przeczucia. Nie dalej jak kilka dni wcześniej udało im się z Diggory ujarzmić magię w londyńskiej lalkarni. Stanowiły zgrany duet i nauczyły się współpracować. Ich magia potrafiła się ze sobą dobrze zsynchronizować, być może stało za tym porozumienie dusz? Wierzyła, że podołają - musiały. Obie rozumiały jak istotna jest walka z anomaliami aż do końca, aż do momentu, w którym ich problem nie zostanie rozwiązany ostatecznie.
Ruszyła za Jessą w stronę sklepu, w którym ciszę zmąciło natychmiast tłuczenie kociołkami o podłogę, huk mebli, hałas i harmider. Przez witryny nic jednak nie były w stanie dostrzec. Jessa zareagowała pierwsza, a jej czar chyba się powiódł - dlatego zdecydowała się na wzmocnienie przyjaciółki, póki jeszcze nie zbliżyły się do ogniska anomalii. Dodatkowe wsparcie zawsze się przyda, zwłaszcza z silną, niestabilną energią. Uniosła własną różdżkę i wyszeptała:
- Magicus Extremos.
Miała nadzieję, że czar się powiedzie i Diggory poczuje przypływ sił, dzięki czemu łatwiej będzie im się uporać z anomalią.
Mam przy sobie eliksir niezłomności i czuwającego strażnika. Proszę o uwzględnienie postów w rozwoju i aktualizacjach.
Po krótkim spacerze dostrzegła wysoką, znajomą sylwetkę, twarz jednak miała skrytą pod kapturem, podeszła więc doń ostrożnie - miała przed sobą jednak Jessę.
- Zawsze i wszędzie - powiedziała cicho, uśmiechając się pewnie.
W jej ucho także wpadły wieści o tym, co miało miejsce w sklepie z kociołkami; być może podczas spotkania Zakonu, może przy innej okazji, nie mogła sobie teraz przypomnieć - nie było to już zresztą istotne. Najważniejsze, by zdołały poskromić szalejącą tu anomalię. Desmond miała dobre przeczucia. Nie dalej jak kilka dni wcześniej udało im się z Diggory ujarzmić magię w londyńskiej lalkarni. Stanowiły zgrany duet i nauczyły się współpracować. Ich magia potrafiła się ze sobą dobrze zsynchronizować, być może stało za tym porozumienie dusz? Wierzyła, że podołają - musiały. Obie rozumiały jak istotna jest walka z anomaliami aż do końca, aż do momentu, w którym ich problem nie zostanie rozwiązany ostatecznie.
Ruszyła za Jessą w stronę sklepu, w którym ciszę zmąciło natychmiast tłuczenie kociołkami o podłogę, huk mebli, hałas i harmider. Przez witryny nic jednak nie były w stanie dostrzec. Jessa zareagowała pierwsza, a jej czar chyba się powiódł - dlatego zdecydowała się na wzmocnienie przyjaciółki, póki jeszcze nie zbliżyły się do ogniska anomalii. Dodatkowe wsparcie zawsze się przyda, zwłaszcza z silną, niestabilną energią. Uniosła własną różdżkę i wyszeptała:
- Magicus Extremos.
Miała nadzieję, że czar się powiedzie i Diggory poczuje przypływ sił, dzięki czemu łatwiej będzie im się uporać z anomalią.
Mam przy sobie eliksir niezłomności i czuwającego strażnika. Proszę o uwzględnienie postów w rozwoju i aktualizacjach.
That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?
The member 'Maxine Desmond' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 67
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 67
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Kwestie poruszone podczas wrześniowego spotkania Rycerzy Walpurgii zbyt mocno utknęły mu w głowie. Były niczym wirus rozprzestrzeniający się po umyśle, infekujący każdą inną myśl. Dokonał wyboru, ponoć świadomego, choć szybko okazało się, że o tak wielu rzeczach nie wiedział w chwili wstąpienia do organizacji. Zasilił szeregi popleczników Czarnego Pana, co nakładało na niego również obowiązki, jakich nie mógł zignorować. Rozsiewał nieprawdziwe informacje o nadużyciach aurorów, niekiedy wskazując konkretne nazwiska i zarzuty, lecz był wystarczająco mądry, żeby nigdy nie wypowiadać ich jawnie czy w większym gronie. Wystarczyło mniej pojętnemu urzędnikowi z Departamentu rzec coś niby w zaufaniu, ale przy użyciu zbyt zatrważających słów tajemnica zawsze zdawała się przestawać zobowiązywać. Całkiem dobrze odnajdywał się w roli mąciciela porządku w dobrze sobie znanej biurowej przestrzeni. Jednak musiał szykować się do innego zadania, bardziej istotnego i o wiele bardziej naglącego.
O anomaliach usłyszał już tak wiele, a nawet czytał pisane o nich na bieżąco rozprawy przez brytyjskich czarodziejów teoretyków w Horyzontach Zaklęć. Lecz dopiero wyjaśnienia, które otrzymał ze strony jednostki badawczej Rycerzy, ujawniły genezę ich powstania. Okiełznanie magii było zbyt ważnym krokiem w stronę sukcesu, więc nie należało zwlekać z kolejnymi próbami. Chciał przyłożyć rękę do tego dzieła, lecz uparcie starał się nie myśleć o kwestiach kontrowersyjnych. Śmierć dzieci nie mogła być jego granicą. A może powinna? Nie zamierzał się wahać przed swoją pierwszą próbą naprawienia anomalii. I na pewno nie będzie personą strachliwą, co boi się starcia z Zakonem.
Zarzucił na siebie długi, czarny płaszcz, a na głowę wsunął kaptur, chowając pod nim twarz, ale nie utrudniając sobie przy tym pola widzenia. W milczeniu czekał w jednym z wąskich przejść między budynkami i wzrokiem błądził po otoczeniu, póki nie dostrzegł sylwetki idącej wprost na niego. Po rozpoznaniu Burke’a skinął mu głową i wspólnie wyszli z uliczki na szeroką ulicę, na której znajdował się interesujących ich sklep.
Już po zrobieniu kilku kroków mogli dostrzec dwie postacie znajdujące się przed sklepem. Nie zamierzał się łudzić, że nie są to osoby z Zakonu, przeciwnie, był święcie o tym przekonany, choć na chwilę obecną miał do tego tylko jedną podstawę – dwie obce osoby znajdujące się w tym samym miejscu i czasie. Natychmiast wymierzył różdżkę w postać znajdując się tuż przy drzwiach sklepu (celuję w Jessę). Wolał nie ujawniać zbyt szybko skrajnie wrogich intencji, dlatego wybrał podstawowe zaklęcie rozbrajające przeciwnika.
– Expelliarmus – rzucił bez zająknięcia.
O anomaliach usłyszał już tak wiele, a nawet czytał pisane o nich na bieżąco rozprawy przez brytyjskich czarodziejów teoretyków w Horyzontach Zaklęć. Lecz dopiero wyjaśnienia, które otrzymał ze strony jednostki badawczej Rycerzy, ujawniły genezę ich powstania. Okiełznanie magii było zbyt ważnym krokiem w stronę sukcesu, więc nie należało zwlekać z kolejnymi próbami. Chciał przyłożyć rękę do tego dzieła, lecz uparcie starał się nie myśleć o kwestiach kontrowersyjnych. Śmierć dzieci nie mogła być jego granicą. A może powinna? Nie zamierzał się wahać przed swoją pierwszą próbą naprawienia anomalii. I na pewno nie będzie personą strachliwą, co boi się starcia z Zakonem.
Zarzucił na siebie długi, czarny płaszcz, a na głowę wsunął kaptur, chowając pod nim twarz, ale nie utrudniając sobie przy tym pola widzenia. W milczeniu czekał w jednym z wąskich przejść między budynkami i wzrokiem błądził po otoczeniu, póki nie dostrzegł sylwetki idącej wprost na niego. Po rozpoznaniu Burke’a skinął mu głową i wspólnie wyszli z uliczki na szeroką ulicę, na której znajdował się interesujących ich sklep.
Już po zrobieniu kilku kroków mogli dostrzec dwie postacie znajdujące się przed sklepem. Nie zamierzał się łudzić, że nie są to osoby z Zakonu, przeciwnie, był święcie o tym przekonany, choć na chwilę obecną miał do tego tylko jedną podstawę – dwie obce osoby znajdujące się w tym samym miejscu i czasie. Natychmiast wymierzył różdżkę w postać znajdując się tuż przy drzwiach sklepu (celuję w Jessę). Wolał nie ujawniać zbyt szybko skrajnie wrogich intencji, dlatego wybrał podstawowe zaklęcie rozbrajające przeciwnika.
– Expelliarmus – rzucił bez zająknięcia.
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Alphard Black' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 77
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 77
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Wiele było do zrobienia.
Craig, który do tej pory nie dał rady stawić czoła jeszcze żadnej anomalii, czuł determinację. Po odbytym spotkaniu adrenalina trzymała się go jeszcze długo. Widział jasno, co należało zrobić i liczył na to, że pozostali rycerze również to dostrzegali i rozumieli. Anomalie stanowiły podstawę. Burke potrzebował wzmocnienia, a wizja, którą rozpostarli przed nimi badacze była zbyt kusząca by ją odrzucić. Traktował to też jako swojego rodzaju osobisty test. Był śmierciożercą, nie mógł aż tak odstawać umiejętnościami od pozostałych.
Spacer po ulicach Londynu o tej porze był nawet przyjemny. Znał te okolice bardzo dobrze, nawet jeśli jego rodowa posiadłość mieściła się wiele mil stąd. Stąd też kroki, które stawiał, były pewne, ale jednocześnie ciche. Nie zapomniał wyposażyć się w swoją nową maskę, chociaż nie wiedział czy noszenie jej ma obecnie jakiś sens. Skoro Zakon i tak znał jego tożsamość, nie robiło to większej różnicy. Mimo to przywdział ją, podkreślając przynależność do ich organizacji. Nie zapomniał też oczywiście o długim, ciemnym płaszczu oraz głębokim kapturze, który miał skryć również maskę.
Gdy dołączył do Blacka w umówionym miejscu, powitał mężczyznę tylko lekkim skinieniem głowy. Nie mieli czasu bawić się w uściski czy słowne pozdrowienia, przyszli tu w końcu okiełznać magię - tę samą, którą przeklęty zakon wypuścił na wolność. Burke ciekaw był, czy wszyscy spośród grona tychże szlamolubów wiedzieli, kto ponosi odpowiedzialność za anomalie? Jeśli tak, to byli pieprzonymi hypokrytami - bawić się w zbawianie świata, gdy miało się na sumieniu życie tylu niewinnych czarodziejów oraz mugoli! Choć tych ostatnich, rzecz jasna, nie było mu specjalnie szkoda.
Gdy we dwójkę zbliżali się do sklepu opanowanego przez rozszalałą magię i w oddali dostrzegli kogoś, kogo zdecydowanie o tej porze być tu nie powinno, Burke poczuł jednocześnie złość i ekscytację. Liczył na spokojnie przeprowadzoną akcję, swoisty chrzest bojowy Blacka. Ale nie było wątpliwości, że stanęli naprzeciwko członków Zakonu, a to była dobra okazja, by sobie nieco poużywać.
- Silencio - warknął wyraźnie, acz cicho, celując w drugą z postaci (Maxine).
Craig, który do tej pory nie dał rady stawić czoła jeszcze żadnej anomalii, czuł determinację. Po odbytym spotkaniu adrenalina trzymała się go jeszcze długo. Widział jasno, co należało zrobić i liczył na to, że pozostali rycerze również to dostrzegali i rozumieli. Anomalie stanowiły podstawę. Burke potrzebował wzmocnienia, a wizja, którą rozpostarli przed nimi badacze była zbyt kusząca by ją odrzucić. Traktował to też jako swojego rodzaju osobisty test. Był śmierciożercą, nie mógł aż tak odstawać umiejętnościami od pozostałych.
Spacer po ulicach Londynu o tej porze był nawet przyjemny. Znał te okolice bardzo dobrze, nawet jeśli jego rodowa posiadłość mieściła się wiele mil stąd. Stąd też kroki, które stawiał, były pewne, ale jednocześnie ciche. Nie zapomniał wyposażyć się w swoją nową maskę, chociaż nie wiedział czy noszenie jej ma obecnie jakiś sens. Skoro Zakon i tak znał jego tożsamość, nie robiło to większej różnicy. Mimo to przywdział ją, podkreślając przynależność do ich organizacji. Nie zapomniał też oczywiście o długim, ciemnym płaszczu oraz głębokim kapturze, który miał skryć również maskę.
Gdy dołączył do Blacka w umówionym miejscu, powitał mężczyznę tylko lekkim skinieniem głowy. Nie mieli czasu bawić się w uściski czy słowne pozdrowienia, przyszli tu w końcu okiełznać magię - tę samą, którą przeklęty zakon wypuścił na wolność. Burke ciekaw był, czy wszyscy spośród grona tychże szlamolubów wiedzieli, kto ponosi odpowiedzialność za anomalie? Jeśli tak, to byli pieprzonymi hypokrytami - bawić się w zbawianie świata, gdy miało się na sumieniu życie tylu niewinnych czarodziejów oraz mugoli! Choć tych ostatnich, rzecz jasna, nie było mu specjalnie szkoda.
Gdy we dwójkę zbliżali się do sklepu opanowanego przez rozszalałą magię i w oddali dostrzegli kogoś, kogo zdecydowanie o tej porze być tu nie powinno, Burke poczuł jednocześnie złość i ekscytację. Liczył na spokojnie przeprowadzoną akcję, swoisty chrzest bojowy Blacka. Ale nie było wątpliwości, że stanęli naprzeciwko członków Zakonu, a to była dobra okazja, by sobie nieco poużywać.
- Silencio - warknął wyraźnie, acz cicho, celując w drugą z postaci (Maxine).
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Craig Burke' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 73
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 73
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Wzięła głęboki oddech. Powietrze było chłodne i wilgotne, a zarazem jakby gęstsze od tego w innych częściach Londynu. Maxine była przekonana, że to za sprawą bliskości ogniska anomalii. Czuła to wyraźnie. Zbliżyła się już do ich wielu, choć tylko niektóre próby zakończyły się sukcesem. Liczyła, że i ten wieczór przebiegnie podobnie - los jednak postanowił inaczej. Wykazywał się wyjątkową wręcz złośliwością. Jako szukająca zawsze była czujna i skupiona, wrażliwa na to, co dzieje się wokół, na subtelne zmiany, na plamkę złota w oddali. Usłyszała kroki, ruchy gdzieś za nimi, nie było to wcale trudne - wokół zapadła cisza,. Odwróciła się natychmiast, trzymając w dłoni różdżkę; wymieniła porozumiewawcze spojrzenia z Jessą.
Nie widziały twarzy mężczyzn, bo sylwetki zdawały się męskie, lecz w głowie Desmond już pojawiły się najgorsze przypuszczenia. Zaatakowali bez słowa, natychmiast, jeden z nich nosił maskę. Obie z Diggory słyszały dość o walkach mających miejsce przy ogniskach anomalii - czy i one zostały zaatakowane przez tych, którzy skrzywdzili innych?
- Wstęp tu jest zabroniony. Atak na pracowników Ministerstwa?- spytała lodowato, starając się skłamać gładko i zabrzmieć przekonująco; nie zaszkodzi, jeśli nie znajomi będą sądzić, że mają do czynienia ze służbami kontroli. Natychmiast uniosła rękę w obronnym geście i wyrzekła z mocą: - Protego!
Nie widziały twarzy mężczyzn, bo sylwetki zdawały się męskie, lecz w głowie Desmond już pojawiły się najgorsze przypuszczenia. Zaatakowali bez słowa, natychmiast, jeden z nich nosił maskę. Obie z Diggory słyszały dość o walkach mających miejsce przy ogniskach anomalii - czy i one zostały zaatakowane przez tych, którzy skrzywdzili innych?
- Wstęp tu jest zabroniony. Atak na pracowników Ministerstwa?- spytała lodowato, starając się skłamać gładko i zabrzmieć przekonująco; nie zaszkodzi, jeśli nie znajomi będą sądzić, że mają do czynienia ze służbami kontroli. Natychmiast uniosła rękę w obronnym geście i wyrzekła z mocą: - Protego!
That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?
The member 'Maxine Desmond' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 30
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 30
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Czuła pulsującą w pobliżu anomalię i cieszyła się, że przybyła tu właśnie z Maxine, z którą nauczyła się już współdziałać; zgranie było szczególnie mile widziane przy próbach okiełznania szalejącej magii. Jeden fałszywy ruch mógł odesłać je połamane na drugą część kontynentu, dlatego znajomość swoich możliwości oraz kompatybilność były znamiennymi czynnikami podczas napraw.
Zaklęcie powiodło się, o czym Jessa poinformowała pannę Desmond szerokim uśmiechem, dziękując jej niewerbalnie za wzmocnienie potężnym zaklęciem, lecz nie zdołała zrobić nic więcej, bo kątem oka zauważyła, że przestały być same.
Dwie wysokie sylwetki pojawiły się nieopodal sklepu, nie czekając na nic i posyłając w stronę czarownic pierwsze wiązki zaklęć. Rudowłosa natychmiast osądziła, z kim mają do czynienia i była zadowolona z błyskotliwości Maxine – być może podanie się za pracowników Ministerstwa zdoła kupić im trochę czasu? Natychmiast nastawiła się na pojedynek, ale czasu miała niewiele. Dobiegła do Maxine, próbując wyczarować tarczę, która objęłaby także przyjaciółkę.
- Protego Maxima! – zażądała od swoje różdżki, głośno i dobitnie.
| magicus extremos +14
Zaklęcie powiodło się, o czym Jessa poinformowała pannę Desmond szerokim uśmiechem, dziękując jej niewerbalnie za wzmocnienie potężnym zaklęciem, lecz nie zdołała zrobić nic więcej, bo kątem oka zauważyła, że przestały być same.
Dwie wysokie sylwetki pojawiły się nieopodal sklepu, nie czekając na nic i posyłając w stronę czarownic pierwsze wiązki zaklęć. Rudowłosa natychmiast osądziła, z kim mają do czynienia i była zadowolona z błyskotliwości Maxine – być może podanie się za pracowników Ministerstwa zdoła kupić im trochę czasu? Natychmiast nastawiła się na pojedynek, ale czasu miała niewiele. Dobiegła do Maxine, próbując wyczarować tarczę, która objęłaby także przyjaciółkę.
- Protego Maxima! – zażądała od swoje różdżki, głośno i dobitnie.
| magicus extremos +14
when the river's running red and we begin to falter, we'll hang on to the edge...come hell or high water
The member 'Jessa Diggory' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 20
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 20
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Sklep z kociołkami
Szybka odpowiedź