Wejście
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★★
[bylobrzydkobedzieladnie]
Wejście
Le Revenant to urokliwa, zaczarowana restauracja. Składa się z wielu identycznych, bliźniaczych pomieszczeń - choć zdarzają się wyjątki od tej reguły. Oddzielone są one od siebie zaklętymi kotarami lub drzwiami, co sprawia, że trudno się w niej odnaleźć. Gdy przekraczasz bowiem jedno z tych przejść, wchodzisz do wylosowanej sali restauracyjnej, lecz gdy chcesz wrócić - nie masz pewności, że natrafisz na swoją salę. Niebezpiecznie jest więc opuszczać swój stolik i spacerować po krętym wnętrzu lokalu, ponieważ istnieje możliwość, że samodzielnie nie dasz rady do niego wrócić, a obsługa wydaje się niezwykle niechętna do rozmowy i jakiejkolwiek pomocy.
UWAGA Aby przemieścić się po pomieszczeniach wewnątrz restauracji, należy rzucić kością opisaną jej nazwą.
1 - postać przechodzi do stolika nr 1
2 - stolik nr 2
3 - stolik nr 3
4 - wejście
5 - bar
6 - fontanna
7 - taras
8 - korytarz
Wartość zdublowana (np. wyrzucenie czwórki, podczas gdy postać znajduje się przy wejściu) upoważnia do dowolnego przemieszczenia się po wyżej wymienionych pomieszczeniach. Pierwszy post powinien zostać umieszczony przy wejściu.
W przypadku, gdy postać zgodnie z wyrzuconym rzutem powinna przenieść się do wątku, w którym znajduje się inna postać należąca do tej samej osoby (multikonto) do rzutu należy dodać jedno oczko, a następnie podążyć za powyższymi wskazówkami.
UWAGA Aby przemieścić się po pomieszczeniach wewnątrz restauracji, należy rzucić kością opisaną jej nazwą.
1 - postać przechodzi do stolika nr 1
2 - stolik nr 2
3 - stolik nr 3
4 - wejście
5 - bar
6 - fontanna
7 - taras
8 - korytarz
Wartość zdublowana (np. wyrzucenie czwórki, podczas gdy postać znajduje się przy wejściu) upoważnia do dowolnego przemieszczenia się po wyżej wymienionych pomieszczeniach. Pierwszy post powinien zostać umieszczony przy wejściu.
W przypadku, gdy postać zgodnie z wyrzuconym rzutem powinna przenieść się do wątku, w którym znajduje się inna postać należąca do tej samej osoby (multikonto) do rzutu należy dodać jedno oczko, a następnie podążyć za powyższymi wskazówkami.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:00, w całości zmieniany 3 razy
Nevarel również nie narzekała na towarzystwo Sorena. Znali się odkąd Amodeus przedstawił mu swoją małą siostrę, która wtedy dopiero zaczynała przygodę z Hogwartem. Oczywiście zawsze mieli ważniejsze sprawy na głowie, ale często pomagali jej odnaleźć się w tym wielkim kompleksie sal, komnat i skomplikowanych korytarzy. Ceniła sobie takie gesty. A Soren... Soren był na swój sposób wyjątkowy. Wydawało jej się, że gdy okazała mu trochę swobody ze swojej strony, odwdzięczył jej się tym samym, chociaż w jego żyłach płynie błękitna krew.
- Tak... śmierć profesora Slughorna jest dla nas wszystkich niemałą tragedią. Wszyscy byli uczniowie będą za nim tęsknić. Tak mi się wydaje... - jej uśmiech zbladł nieco, kiedy to powiedział.
Dobry był z niego człowiek, chętny do zaoferowania swoim uczniom pomocy, wskazania im tej właściwej drogi. Nevarel bardzo respektowała takich ludzi. W końcu każdy z nas potrzebuje w życiu mistrza, który poklepie cię po ramieniu i powie, że następnym razem pójdzie ci lepiej.
Tym razem z tych głębokich rozmyślań wyrwał ją kaszel Sorena. Mimowolnie sięgnęła dłonią do jego pleców, żeby go po nich poklepać. Uczenie się wszelakich technik leczniczych jednak robi swoje.
- Ostrożnie, Sor... ah... - zamrugała nieco zbita z pantałyku. - No dobrze, do zobaczenia.
I w tym momencie gdzieś między ludźmi mignęła jej marynarka jej brata, którą kilka razy prała i prasowała. Od razu ruszyła z miejsca, żeby upewnić się, że to Dean. Miała rację. Nim jednak zdążyła zareagować, brat zniknął za kotarą. Zawahała się. Co, jeśli przejście zrobi jej psikusa i Neva wyląduje w zupełnie innym miejscu?
Nie chciała go tego dopuścić. Obiecała sobie, że jak najszybciej dostanie się do domu i tam sobie na niego poczeka. Dziarskim krokiem ruszyła do wyjścia.
z/t
- Tak... śmierć profesora Slughorna jest dla nas wszystkich niemałą tragedią. Wszyscy byli uczniowie będą za nim tęsknić. Tak mi się wydaje... - jej uśmiech zbladł nieco, kiedy to powiedział.
Dobry był z niego człowiek, chętny do zaoferowania swoim uczniom pomocy, wskazania im tej właściwej drogi. Nevarel bardzo respektowała takich ludzi. W końcu każdy z nas potrzebuje w życiu mistrza, który poklepie cię po ramieniu i powie, że następnym razem pójdzie ci lepiej.
Tym razem z tych głębokich rozmyślań wyrwał ją kaszel Sorena. Mimowolnie sięgnęła dłonią do jego pleców, żeby go po nich poklepać. Uczenie się wszelakich technik leczniczych jednak robi swoje.
- Ostrożnie, Sor... ah... - zamrugała nieco zbita z pantałyku. - No dobrze, do zobaczenia.
I w tym momencie gdzieś między ludźmi mignęła jej marynarka jej brata, którą kilka razy prała i prasowała. Od razu ruszyła z miejsca, żeby upewnić się, że to Dean. Miała rację. Nim jednak zdążyła zareagować, brat zniknął za kotarą. Zawahała się. Co, jeśli przejście zrobi jej psikusa i Neva wyląduje w zupełnie innym miejscu?
Nie chciała go tego dopuścić. Obiecała sobie, że jak najszybciej dostanie się do domu i tam sobie na niego poczeka. Dziarskim krokiem ruszyła do wyjścia.
z/t
Gość
Gość
Skłoniłam się lekko i uśmiechnęłam nieznacznie do kogoś znajomego stojącego nadal przed wejściem do restauracji, minęłam go i weszłam do środka. Restauracja jak restauracja. Stwierdzałam, że wygląd mógłby być bardziej szykowny, skoro już Slughornowie postanowili zorganizować tu poczęstunek po pogrzebie... Najwidoczniej nie każdy dostatecznie dbał o klasę.
Uczestnictwo w pogrzebie Horacego Slughorna wcale nie sprawiło, że poczułam się lepiej. Myślałam, że gdy na ten moment opuszczę mury naszego domu i odetchnę świeżym powietrzem, zmienię podejście do świata na bardziej pozytywne. Nie stało się tak. Mimo że nie znałam zmarłego profesora, popadłam w dziwną melancholię i w tej chwili gubiłam się w egzystencjalnej próżni, zachowując świadomość, że ja również umrę i stanie się to szybciej niż później. Zwłaszcza, że na każdym kroku musiałam mijać jakiegoś łowcę wilkołaków!
Obecność Caesara Lestrange’a była niczym gwoździe do mojej własnej trumny. Przemknęłam jednak obok, nie pozwalając sobie na jakiekolwiek zaczepienie go i powitanie. Kto wie, może miał mnie szczęśliwie nie dostrzec na tej uroczystości... Miałam nadzieję, że nie zauważył mnie już na cmentarzu. Choć Marianne już dawno nie żyła, zdarzało nam się zbyt często na siebie trafiać. Nawet na Nokturnie, co wcale...
Westchnęłam ciężko, kłaniając się kolejnym znajomym szlacheckim twarzom, witając się z nimi, czasem trochę zagadując, by w końcu dojść do drzwi prowadzących prawdopodobnie do części restauracyjnej. Bez wahania nacisnęłam klamkę, by przemknąć do środka i nie zostać zauważoną przez łowcę. Nie chciałam być też zaczepianą w tym miejscu i zagadywaną. Musiałam oczyścić myśli, a przede wszystkim na chwilę usiąść i się czegoś napić. Najlepiej wysokoprocentowego.
Uczestnictwo w pogrzebie Horacego Slughorna wcale nie sprawiło, że poczułam się lepiej. Myślałam, że gdy na ten moment opuszczę mury naszego domu i odetchnę świeżym powietrzem, zmienię podejście do świata na bardziej pozytywne. Nie stało się tak. Mimo że nie znałam zmarłego profesora, popadłam w dziwną melancholię i w tej chwili gubiłam się w egzystencjalnej próżni, zachowując świadomość, że ja również umrę i stanie się to szybciej niż później. Zwłaszcza, że na każdym kroku musiałam mijać jakiegoś łowcę wilkołaków!
Obecność Caesara Lestrange’a była niczym gwoździe do mojej własnej trumny. Przemknęłam jednak obok, nie pozwalając sobie na jakiekolwiek zaczepienie go i powitanie. Kto wie, może miał mnie szczęśliwie nie dostrzec na tej uroczystości... Miałam nadzieję, że nie zauważył mnie już na cmentarzu. Choć Marianne już dawno nie żyła, zdarzało nam się zbyt często na siebie trafiać. Nawet na Nokturnie, co wcale...
Westchnęłam ciężko, kłaniając się kolejnym znajomym szlacheckim twarzom, witając się z nimi, czasem trochę zagadując, by w końcu dojść do drzwi prowadzących prawdopodobnie do części restauracyjnej. Bez wahania nacisnęłam klamkę, by przemknąć do środka i nie zostać zauważoną przez łowcę. Nie chciałam być też zaczepianą w tym miejscu i zagadywaną. Musiałam oczyścić myśli, a przede wszystkim na chwilę usiąść i się czegoś napić. Najlepiej wysokoprocentowego.
[z/t]
Diana Crouch
Zawód : szlachcicuje
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Caught in a landslide, no escape from reality.
Open your eyes, look up to the skies and see.
Open your eyes, look up to the skies and see.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Diana Crouch' has done the following action : Rzut kością
'Le Revenant' : 8
'Le Revenant' : 8
Pojawiam się nieopodal restauracji. Cały w żałobnej czerni, tak samo zachmurzonym czołem, czy to ze smutku czy to już stan permanentny. Nieistotne. Mam coś takiego na twarzy co do złudzenia przypomina grymas snobizmu. Więc tym grymasem wszystkich witam, żegnam, mijam, nieistotne. Obowiązek rodzinny, to mnie tu przygnało. Nie przywiązuję wagi do śmierci, nie robi ona na mnie większego wrażenia. Chyba, że jest widowiskowa. Pogrzeby to już stan następny, stan po zabawie, nic ciekawego. Rozglądam się za bratem, dyskretnie i tylko chwilowo, gdyż szybko spostrzegam jego brak. Widzę za to Lastrange'ów w komplecie, którzy z niewiadomej (etykiety) przyczyny stać muszą blisko tej pokraki, Rosiera. Załóżmy dla dobra sprawy, że przystanąłem na chwilę przy nich i przywitałem się chłodno, ale tylko z rodzeństwem i pół-wilą, na Rosiera nie spojrzałem, a cała reszta towarzystwa i tak stała zbyt daleko. Rzuciłem wiązankę eleganckiego gadulstwa, oczywiście nie zwracając wielkiej uwagi na to jak reagują na nią ludzie obok których się pojawiłem. Wciąż przeczesuję wzrokiem tłum, powietrze i zastanawiam się, jak szlamy mają czelność się tu pojawiać. Mogliby okazać choć odrobinę szacunku. Kończę swój wywód rzuconym w stronę rodzeństwa Lastragne spojrzeniem mówiącym "spotkajmy się później" i idę w stronę drzwi, żeby wejść na salę. Możliwe, że nawet prędzej się spotkam z nimi niż sądziłem.
The member 'Deimos Carrow' has done the following action : Rzut kością
'Le Revenant' : 5
'Le Revenant' : 5
-Tak, szkoda – mruknął z żalem. Szczerym naprawdę, ale wynikał on z obecności niechcianych, natarczywych gości. Tristanowi Rosierowi nie starczyło, że siłą wtargnął do ich życia wykorzystując brutalnie nadarzającą się okazję i koligacje rodzinne, postanowił dręczyć w szczególności jego swoją osobą jeszcze długo przed oficjalnymi oświadczynami, chciał osaczyć zdezorientowaną, skrzywdzoną Evandrę i być może ją do siebie przekonać.
Caesar mimo ognia, pożaru, który trawił jego serce, znów się uśmiechnął: nieszczęśliwie, ponuro, skupiając swoją uwagę na przyciśniętej do jego boku siostry i dwójce dziewcząt, a w szczególności Panience Yaxley, od której nie potrafił oderwać wzroku. Było mu to na rękę, kiedy rozpraszała go i omamiała delikatnością, kokietą i uśmiechem. Uśmiechem nie na miejscu, ale nie potrafił płakać nad ulotnością, nad śmiercią, która była mu nad wyraz bliska, wylał nazbyt wiele metaforycznych łez nad grobem, aby po raz kolejny zapadać się w rozpacz, smutek i żal, zwłaszcza nad ludźmi, którzy na to nie zasługiwali. Slughorn niewątpliwie był kimś wielkim, fundamentem istniejącego teraz, ale nie był bliski jego sercu. Nie w ten wstydliwy, trawiący duszę sposób.
-Tak się zawsze składa, że często się w niej znajdujesz – odezwał się do Linette wpatrując się w nią intensywnie - znów próbowała mu dokuczać? - z głosem oblanym spokojem, który nie zadrżał pomimo tego, że wewnętrznie się rozlatywał, że jego cierpliwość kończyła się w zastraszającym tempie proporcjonalnie do ilości osób zaprzątających mu głowę swoimi troskami. Nie czuł się na siłach, nie czuł się w ogóle, aby zaspokajać kogokolwiek innego, oprócz Evandry, a że nie miał zamiaru tego wieczoru dzielić się jej niewątpliwą uwagą, postanowił jak najszybciej się ulotnić. Nie kryjąc się więc za kotarą grzeczności i sztywnej, nieprzyjemnej uprzejmości, rzucił nieco wyniośle do towarzystwa ciągnąc za pochwycony przez Panienkę Yaxley temat – Naturalnie, także do zobaczenia i mam nadzieję, że spotkamy się po drugiej stronie – uśmiechnął się do Rosalie, aby przenieść uważny wzrok na Linette. Nie kłaniał się, wycofał pospiesznie, aby przystanąć przy Paddym i rzucić do niego ściśniętym, nieco błagalnym, czyli obdartym ze wszelkich pozorów głosem – Doprawdy byłoby mi na rękę, gdybyś umilił dzisiejszy wieczór Paniczowi Rosierowi – jego dłoń na moment zacisnęła się na szczupłym ramieniu mężczyzny, aby po chwili rozluźnił uścisk i zniknął w spokojnym tłumie zmierzających ku wyjściu ludzi z siostrą u swojego boku.
Miał tylko najszczerszą nadzieję, że Rosier nie ruszył za nimi w łowczą pogoń.
heheszkuję, bo nie mam internetów, ale będę odpisywać. :CC LOSUJĘ DLA MNIE I SIOSTRY, TAKŻE TEN
Caesar mimo ognia, pożaru, który trawił jego serce, znów się uśmiechnął: nieszczęśliwie, ponuro, skupiając swoją uwagę na przyciśniętej do jego boku siostry i dwójce dziewcząt, a w szczególności Panience Yaxley, od której nie potrafił oderwać wzroku. Było mu to na rękę, kiedy rozpraszała go i omamiała delikatnością, kokietą i uśmiechem. Uśmiechem nie na miejscu, ale nie potrafił płakać nad ulotnością, nad śmiercią, która była mu nad wyraz bliska, wylał nazbyt wiele metaforycznych łez nad grobem, aby po raz kolejny zapadać się w rozpacz, smutek i żal, zwłaszcza nad ludźmi, którzy na to nie zasługiwali. Slughorn niewątpliwie był kimś wielkim, fundamentem istniejącego teraz, ale nie był bliski jego sercu. Nie w ten wstydliwy, trawiący duszę sposób.
-Tak się zawsze składa, że często się w niej znajdujesz – odezwał się do Linette wpatrując się w nią intensywnie - znów próbowała mu dokuczać? - z głosem oblanym spokojem, który nie zadrżał pomimo tego, że wewnętrznie się rozlatywał, że jego cierpliwość kończyła się w zastraszającym tempie proporcjonalnie do ilości osób zaprzątających mu głowę swoimi troskami. Nie czuł się na siłach, nie czuł się w ogóle, aby zaspokajać kogokolwiek innego, oprócz Evandry, a że nie miał zamiaru tego wieczoru dzielić się jej niewątpliwą uwagą, postanowił jak najszybciej się ulotnić. Nie kryjąc się więc za kotarą grzeczności i sztywnej, nieprzyjemnej uprzejmości, rzucił nieco wyniośle do towarzystwa ciągnąc za pochwycony przez Panienkę Yaxley temat – Naturalnie, także do zobaczenia i mam nadzieję, że spotkamy się po drugiej stronie – uśmiechnął się do Rosalie, aby przenieść uważny wzrok na Linette. Nie kłaniał się, wycofał pospiesznie, aby przystanąć przy Paddym i rzucić do niego ściśniętym, nieco błagalnym, czyli obdartym ze wszelkich pozorów głosem – Doprawdy byłoby mi na rękę, gdybyś umilił dzisiejszy wieczór Paniczowi Rosierowi – jego dłoń na moment zacisnęła się na szczupłym ramieniu mężczyzny, aby po chwili rozluźnił uścisk i zniknął w spokojnym tłumie zmierzających ku wyjściu ludzi z siostrą u swojego boku.
Miał tylko najszczerszą nadzieję, że Rosier nie ruszył za nimi w łowczą pogoń.
heheszkuję, bo nie mam internetów, ale będę odpisywać. :CC LOSUJĘ DLA MNIE I SIOSTRY, TAKŻE TEN
Caesar Lestrange
Zawód : sutener oraz brygadzista
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
pięć palców co po strunach chodzą
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Caesar Lestrange' has done the following action : Rzut kością
'Le Revenant' : 4
'Le Revenant' : 4
Z niewzruszoną miną skinął głową na słowa Evandry, puszczając mimo uszu zawoalowane odtrącenie. Nie oderwał od niej spojrzenia, usta jego nie drgnęły - jakby pogardy nieodłącznej jej głosowi nie usłyszał wcale. Subtelne drgnięcie jej delikatnej dłoni nie był trudne do wyczucia - lecz co było jego przyczyną? Po ostatnim spotkaniu, czy był to wstręt, odraza, strach, czy wzruszenie? Nie zdziwił go chłód, jakim obdarzyła obie panny, wyniosłość i kaprys tej dziewczyny wydawały się nie mieć przed sobą żadnych granic. Dłoń jego kuzynki również drżała; to drżenie znał. Nie tracąc dobrej maniery, obrócił się w kierunku Linette, gdy tylko Rosalie zdradziła jej imię.
- Tristan Rosier - przedstawił się; ujął również drobną dłoń trzeciej damy do powitalnego ucałowania, zgodnie z najlepszą etykietą. - Zaszczytem jest pannę poznać, panno Greengrass. Żałuję, że okoliczności ku temu są tak tragiczne. - dodał, nie zastanawiając się szczególnie nad sensem wypowiadanych słów; wśród napotkanych przez niego gości niewiele widział łez. Wila piękność jednak znów zwróciła ku sobie jego uwagę, pytając o siostrę.
- Jestem pewien, że Darcy wkrótce się pojawi - odparł, błądząc spojrzeniem po miękkości ust jej subtelnego uśmiechu. - Powinna przybyć z naszymi rodzicami, lecz nie spotkałem ich na samej uroczystości. Mam nadzieję, że nic jej nie zmogło... być może jest już w środku. - Na krótki moment spojrzał wgłąb korytarza, przechodzący tłum był tak gęsty, że niewątpliwie łatwo było w nim kogoś zgubić. Z zadumy wyrwał go Padraig, pokracznie witający się z arystokratkami. Tristan przyglądał się mu w cichym zainteresowaniu, przypominał nieco cyrkowe zwierzę tego żałobnego kabaretu, pokazujące właśnie cyrkowe sztuczki. W jego gestach brakowało naturalności i pewności siebie. Przyda ci się parę lekcji z etykiety, Paddy. Nie dosłyszał, co powiedział mu Caesar, lecz Padraig z przenikliwie chłodnego spojrzenia Tristana mógł z łatwością wyczytać, że chciał to wiedzieć.
- Wybaczcie impertynencję Caesarowi. - Skłonił lekko głowę przed towarzyszkami, gdy Lestrangowie zniknęli już w tłumie. - Rosalie jednak słusznie prawi. Gospodarze pomyślą, że naszym zamiarem było ich obrazić, jeśli będziemy tutaj dłużej stali. Mam nadzieję, że spotkamy się w środku, La Revanant lubi żartować sobie ze swoich gości. - Usunął się z przejścia, pragnąc puścić szlachetne panny przodem i przeszedł za nimi, niejako zmuszając je, by dały się porwać płynącemu tłumowi. Sam położył dłoń na ramieniu Padraiga i pchnął go do wnętrza.
rzuca Tris + Paddy
- Tristan Rosier - przedstawił się; ujął również drobną dłoń trzeciej damy do powitalnego ucałowania, zgodnie z najlepszą etykietą. - Zaszczytem jest pannę poznać, panno Greengrass. Żałuję, że okoliczności ku temu są tak tragiczne. - dodał, nie zastanawiając się szczególnie nad sensem wypowiadanych słów; wśród napotkanych przez niego gości niewiele widział łez. Wila piękność jednak znów zwróciła ku sobie jego uwagę, pytając o siostrę.
- Jestem pewien, że Darcy wkrótce się pojawi - odparł, błądząc spojrzeniem po miękkości ust jej subtelnego uśmiechu. - Powinna przybyć z naszymi rodzicami, lecz nie spotkałem ich na samej uroczystości. Mam nadzieję, że nic jej nie zmogło... być może jest już w środku. - Na krótki moment spojrzał wgłąb korytarza, przechodzący tłum był tak gęsty, że niewątpliwie łatwo było w nim kogoś zgubić. Z zadumy wyrwał go Padraig, pokracznie witający się z arystokratkami. Tristan przyglądał się mu w cichym zainteresowaniu, przypominał nieco cyrkowe zwierzę tego żałobnego kabaretu, pokazujące właśnie cyrkowe sztuczki. W jego gestach brakowało naturalności i pewności siebie. Przyda ci się parę lekcji z etykiety, Paddy. Nie dosłyszał, co powiedział mu Caesar, lecz Padraig z przenikliwie chłodnego spojrzenia Tristana mógł z łatwością wyczytać, że chciał to wiedzieć.
- Wybaczcie impertynencję Caesarowi. - Skłonił lekko głowę przed towarzyszkami, gdy Lestrangowie zniknęli już w tłumie. - Rosalie jednak słusznie prawi. Gospodarze pomyślą, że naszym zamiarem było ich obrazić, jeśli będziemy tutaj dłużej stali. Mam nadzieję, że spotkamy się w środku, La Revanant lubi żartować sobie ze swoich gości. - Usunął się z przejścia, pragnąc puścić szlachetne panny przodem i przeszedł za nimi, niejako zmuszając je, by dały się porwać płynącemu tłumowi. Sam położył dłoń na ramieniu Padraiga i pchnął go do wnętrza.
rzuca Tris + Paddy
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
'Le Revenant' : 5
'Le Revenant' : 5
Na chwilę zaniemogłam. Kaszel, który mnie dopadł, pozbawił mnie tchu. Na szczęście atak nie był silny czy długotrwały i już po chwili wróciłam do towarzystwa. Skrycie liczyłam, że cała nasza grupka pójdzie w jedno miejsce i będziemy mogli spokojnie porozmawiać. Pan Lestrange wybrał jednak inną opcję i razem z Evandrą ruszyli w stronę jednych z drzwi zostawiając nas samych.
- Dobrze - zwróciłam się do Tristiana. - Będę jej wyglądać. Może już tu gdzieś jest, tylko ją przeoczyłam?
Obejrzałam się jak Cesar odchodzi wzdychając lekko. Myślałam, że będzie chciał spędzić ze mną... z nami trochę czasu. Będę musiała więc złapać go innym razem, bo brakowało mi naszych wspólnych rozmów. Tristian oraz Linette zgodzili się wraz ze mną, że należy odejść w inne miejsce.
- Tak, tak, chodźmy więc - stwierdziłam.
Mój kuzyn położył mi dłoń na ramieniu i puścił przodem. Porwał nas tłum i już po chwili straciłam go z z zasięgu wzroku. Zmartwiłam się, bo nie wiedziałam, gdzie ten tłum nas porwie. Chwyciłam Linette za dłoń, aby i ona mi nie uciekła. Nie chciałam być dzisiejszego dnia sama. Ewentualnie mogłabym zajść do mojego ojca i razem z nim spędzić ten wieczór, zobaczymy gdzie trafimy. Skoro nawet Rosier stwierdził, że La Revanant lubi żartować sobie ze swoich gości, to coś musi być na rzeczy.
- Czekaj, czekaj, nie chcę iść z tymi ludźmi - stwierdziłam wyciągając koleżankę z tłumu.
Wypatrzyłam tam kilka osób, których nie chciałam spotkać. Trzeba było szybko reagować. Nie wypadało jednak wrócić do korytarza, w którym stałyśmy więc podeszłam do drzwi tuż obok zbiorowiska ludzi, od których odeszłyśmy.
- Może te? - zapytałam i wraz z koleżanką przeszłam przez nie.
z/t rzucam za siebie i Linette
- Dobrze - zwróciłam się do Tristiana. - Będę jej wyglądać. Może już tu gdzieś jest, tylko ją przeoczyłam?
Obejrzałam się jak Cesar odchodzi wzdychając lekko. Myślałam, że będzie chciał spędzić ze mną... z nami trochę czasu. Będę musiała więc złapać go innym razem, bo brakowało mi naszych wspólnych rozmów. Tristian oraz Linette zgodzili się wraz ze mną, że należy odejść w inne miejsce.
- Tak, tak, chodźmy więc - stwierdziłam.
Mój kuzyn położył mi dłoń na ramieniu i puścił przodem. Porwał nas tłum i już po chwili straciłam go z z zasięgu wzroku. Zmartwiłam się, bo nie wiedziałam, gdzie ten tłum nas porwie. Chwyciłam Linette za dłoń, aby i ona mi nie uciekła. Nie chciałam być dzisiejszego dnia sama. Ewentualnie mogłabym zajść do mojego ojca i razem z nim spędzić ten wieczór, zobaczymy gdzie trafimy. Skoro nawet Rosier stwierdził, że La Revanant lubi żartować sobie ze swoich gości, to coś musi być na rzeczy.
- Czekaj, czekaj, nie chcę iść z tymi ludźmi - stwierdziłam wyciągając koleżankę z tłumu.
Wypatrzyłam tam kilka osób, których nie chciałam spotkać. Trzeba było szybko reagować. Nie wypadało jednak wrócić do korytarza, w którym stałyśmy więc podeszłam do drzwi tuż obok zbiorowiska ludzi, od których odeszłyśmy.
- Może te? - zapytałam i wraz z koleżanką przeszłam przez nie.
z/t rzucam za siebie i Linette
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
The member 'Rosalie Yaxley' has done the following action : Rzut kością
'Le Revenant' : 6
'Le Revenant' : 6
Ktoś umarł. Ktoś ważny. Ktoś, kto zasługiwał na całą stronę wspomnień w Proroku. No i na wyjątkowo drogie nekrologi we wszystkich ważniejszych gazetach, które Constance przeglądała z uporem masochistki. Nigdy nie interesowała się zawartością gazet, ale z papierową płachtą wyglądała bardzo profesjonalnie, zwłaszcza za biurkiem Ministerstwa. Tam też dowiedziała się o smutnym zgonie Slughorna, którego wyjątkowo kojarzyła z Hogwartu. Nie, żeby kiedykolwiek w jej blond główce pojawiła się jakaś intensywniejsza myśl z nim związana - po prostu wiedziała, że na świecie pałęta się czarodziej o niezbyt przyjemnej prezencji, gromadzący wokół siebie nadętych prymusów. O reszcie osiągnięć tego poważanego mędrca nie musiała wiedzieć. W jej idealnym świecie nie było miejsca na tego typu postaci; nie kojarzyła z imienia i nazwiska nawet obecnego Ministra Magii a co dopiero kogoś o stosunkowo niższej sile populistycznego rażenia.
Rozumiała jednak swoje obowiązki. Reprezentowała przecież jeden z niewielu doskonale czystokrwistych rodów, muszących uszanować śmierć Horacego (tak wyczytała z nekrologu dzisiejszego poranka) w odpowiedni sposób. Wybrała więc przyzwoity strój - sukienkę z gęstej czarnej koronki, nieco zbyt balowej jak na takie okazje - i przećwiczyła smutny, nostalgiczny wyraz twarzy. Doskonale podkreślający jej wielkie, niebieskie oczy. Podobała się sobie taka dojrzała, dlatego też na uroczystości pogrzebowej czuła się naprawdę dobrze. Początkowo próbowała znaleźć ojca (tęskniła za nim) i siostrę (nie tęskniła wcale), ale zrezygnowała, postanawiając rozejrzeć się za Fortinbrasem już na luksusowej stypie. Na którą przybyła jako jedna z ostatnich - nie mogła opędzić się od jednego z anonimowych żałobników, który zaczął kraść kwiaty z świeższych grobów i klękać na wyschniętej na wiór ziemi. Zgubienie irytującego adoratora zajęło Constance dłużej niż zwykle. Wszystko przez narzucone konwenanse i świadomość sporej ilości widzów tego żenującego spektaklu. Nie mogła syknąć ani pogrozić mu trollami, okropność. Witała się więc z La Revenant w nastroju nieco podirytowanym. Odetchnęła jednak głęboko, poprawiła idealnie upięte loki i z miną niesamowicie zasmuconą (jak na zrozpaczoną panienkę przystało) zniknęła za pierwszą kotarą.
Rozumiała jednak swoje obowiązki. Reprezentowała przecież jeden z niewielu doskonale czystokrwistych rodów, muszących uszanować śmierć Horacego (tak wyczytała z nekrologu dzisiejszego poranka) w odpowiedni sposób. Wybrała więc przyzwoity strój - sukienkę z gęstej czarnej koronki, nieco zbyt balowej jak na takie okazje - i przećwiczyła smutny, nostalgiczny wyraz twarzy. Doskonale podkreślający jej wielkie, niebieskie oczy. Podobała się sobie taka dojrzała, dlatego też na uroczystości pogrzebowej czuła się naprawdę dobrze. Początkowo próbowała znaleźć ojca (tęskniła za nim) i siostrę (nie tęskniła wcale), ale zrezygnowała, postanawiając rozejrzeć się za Fortinbrasem już na luksusowej stypie. Na którą przybyła jako jedna z ostatnich - nie mogła opędzić się od jednego z anonimowych żałobników, który zaczął kraść kwiaty z świeższych grobów i klękać na wyschniętej na wiór ziemi. Zgubienie irytującego adoratora zajęło Constance dłużej niż zwykle. Wszystko przez narzucone konwenanse i świadomość sporej ilości widzów tego żenującego spektaklu. Nie mogła syknąć ani pogrozić mu trollami, okropność. Witała się więc z La Revenant w nastroju nieco podirytowanym. Odetchnęła jednak głęboko, poprawiła idealnie upięte loki i z miną niesamowicie zasmuconą (jak na zrozpaczoną panienkę przystało) zniknęła za pierwszą kotarą.
Gość
Gość
The member 'Constance Yaxley' has done the following action : Rzut kością
'Le Revenant' : 2
'Le Revenant' : 2
Na większą część dnia przypadała pannie Rosier rola wdzięcznej i posłusznej córki, towarzyszącej rodzicom na kolejnym wydarzeniu, na którym czystokrwiści mieli szansę się pokazać. Wydarzeniem tym był pogrzeb, co wcale nie powinno nikogo dziwić, wszakże dla arystokracji każda okazja była dobra do zaznaczenia strefy swoich wpływów.
Nie znała profesora Slughorna osobiście, nie była przecież uczennicą Hogwartu, a i za samymi Eliksirami nie przepadała tak bardzo, by śledzić poczynania starszego mężczyzny w tej dziedzinie. Wiedziała jednak, że jego nazwisko zadziałało dziś jak magnes i przyciągnęło na cmentarz całą gamę barwnych postaci, z którymi miała ochotę się zobaczyć. Złożenie uszanowania rodzinie to jedno, pokazanie się w towarzystwie także było istotne.
Po pogrzebie, który grzecznie przesiedziała w towarzystwie matki i ojca, uważnie wsłuchując się we wszystkie wzniosłe słowa, padające z każdej strony, podążyła za rodzicielami do restauracji, oddać ostatni hołd profesorowi. Hołd wzniesiony szklanką najlepszego trunku. Po drodze i już na miejscu mijała wiele znajomych twarzy, wydawało jej się też, że w tłumie mignęły jej gdzieś obie kuzynki, na pewno też był tu jej brat oraz Parys, ale wiernie trwała w obecności rodziców, przynajmniej do czasu.
Gdy tylko zauważyła Leo uśmiechnęła się lekko, zakomunikowała ojcu, że opuszcza towarzystwo na jakiś czas i znajdzie ich, gdy nadejdzie pora powrotu do domu. Ruszyła w stronę kuzyna, a ten przytrzymał kotarę i pozwolił przejść Darcy pierwszej do pomieszczenia, które na tę chwilę wciąż jeszcze pozostawało tajemnicą.
| rzucam dla siebie i Leo
Nie znała profesora Slughorna osobiście, nie była przecież uczennicą Hogwartu, a i za samymi Eliksirami nie przepadała tak bardzo, by śledzić poczynania starszego mężczyzny w tej dziedzinie. Wiedziała jednak, że jego nazwisko zadziałało dziś jak magnes i przyciągnęło na cmentarz całą gamę barwnych postaci, z którymi miała ochotę się zobaczyć. Złożenie uszanowania rodzinie to jedno, pokazanie się w towarzystwie także było istotne.
Po pogrzebie, który grzecznie przesiedziała w towarzystwie matki i ojca, uważnie wsłuchując się we wszystkie wzniosłe słowa, padające z każdej strony, podążyła za rodzicielami do restauracji, oddać ostatni hołd profesorowi. Hołd wzniesiony szklanką najlepszego trunku. Po drodze i już na miejscu mijała wiele znajomych twarzy, wydawało jej się też, że w tłumie mignęły jej gdzieś obie kuzynki, na pewno też był tu jej brat oraz Parys, ale wiernie trwała w obecności rodziców, przynajmniej do czasu.
Gdy tylko zauważyła Leo uśmiechnęła się lekko, zakomunikowała ojcu, że opuszcza towarzystwo na jakiś czas i znajdzie ich, gdy nadejdzie pora powrotu do domu. Ruszyła w stronę kuzyna, a ten przytrzymał kotarę i pozwolił przejść Darcy pierwszej do pomieszczenia, które na tę chwilę wciąż jeszcze pozostawało tajemnicą.
| rzucam dla siebie i Leo
Gość
Gość
The member 'Darcy Rosier' has done the following action : Rzut kością
'Le Revenant' : 1
'Le Revenant' : 1
Wejście
Szybka odpowiedź