Wejście
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★★
[bylobrzydkobedzieladnie]
Wejście
Le Revenant to urokliwa, zaczarowana restauracja. Składa się z wielu identycznych, bliźniaczych pomieszczeń - choć zdarzają się wyjątki od tej reguły. Oddzielone są one od siebie zaklętymi kotarami lub drzwiami, co sprawia, że trudno się w niej odnaleźć. Gdy przekraczasz bowiem jedno z tych przejść, wchodzisz do wylosowanej sali restauracyjnej, lecz gdy chcesz wrócić - nie masz pewności, że natrafisz na swoją salę. Niebezpiecznie jest więc opuszczać swój stolik i spacerować po krętym wnętrzu lokalu, ponieważ istnieje możliwość, że samodzielnie nie dasz rady do niego wrócić, a obsługa wydaje się niezwykle niechętna do rozmowy i jakiejkolwiek pomocy.
UWAGA Aby przemieścić się po pomieszczeniach wewnątrz restauracji, należy rzucić kością opisaną jej nazwą.
1 - postać przechodzi do stolika nr 1
2 - stolik nr 2
3 - stolik nr 3
4 - wejście
5 - bar
6 - fontanna
7 - taras
8 - korytarz
Wartość zdublowana (np. wyrzucenie czwórki, podczas gdy postać znajduje się przy wejściu) upoważnia do dowolnego przemieszczenia się po wyżej wymienionych pomieszczeniach. Pierwszy post powinien zostać umieszczony przy wejściu.
W przypadku, gdy postać zgodnie z wyrzuconym rzutem powinna przenieść się do wątku, w którym znajduje się inna postać należąca do tej samej osoby (multikonto) do rzutu należy dodać jedno oczko, a następnie podążyć za powyższymi wskazówkami.
UWAGA Aby przemieścić się po pomieszczeniach wewnątrz restauracji, należy rzucić kością opisaną jej nazwą.
1 - postać przechodzi do stolika nr 1
2 - stolik nr 2
3 - stolik nr 3
4 - wejście
5 - bar
6 - fontanna
7 - taras
8 - korytarz
Wartość zdublowana (np. wyrzucenie czwórki, podczas gdy postać znajduje się przy wejściu) upoważnia do dowolnego przemieszczenia się po wyżej wymienionych pomieszczeniach. Pierwszy post powinien zostać umieszczony przy wejściu.
W przypadku, gdy postać zgodnie z wyrzuconym rzutem powinna przenieść się do wątku, w którym znajduje się inna postać należąca do tej samej osoby (multikonto) do rzutu należy dodać jedno oczko, a następnie podążyć za powyższymi wskazówkami.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:00, w całości zmieniany 3 razy
Wewnątrz mnie kłębi się wiele pytań na które nie potrafiłem znaleźć odpowiedzi. Ponownie stawałem się wrakiem człowieka. Nie mów do mnie żadnymi pięknymi słowami. Jedyne, co ci mogłem dać to nienawiść. Miałem jej w sobie tak dużo – wystarczy dla każdego. Nie oczekuj ode mnie uśmiechu. A może chcesz ironicznego unoszenia kącika ust do góry? O to nie musisz prosić. Wystarczy, że będziesz. Nie musisz nawet wydobywać z siebie żadnego dźwięku.
W ośrodku odwykowym wielokrotnie usłyszałem o dużym prawdopodobieństwie popadnięcia w nowy nałóg. Wybierano nam papierosy. Głód nikotynowy. Wszyscy i tak przecież skończymy w tym samym miejscu – pięć metrów pod ziemią. Nieważne, czy dla nich byliśmy zwykłymi pijakami, narkomanami. Mówili zapal sobie jako synonim świeżego spętania. Już wtedy jednak wiedziałem, że z czasem sięgnę po koleiny. Jeśli chciałbym z tego rzeczywiście zrezygnować to zaprzestawszy brania narkotyków, nie sięgnąłbym po inny nałóg. Jaki sens jest uwolnić swój organizm, uwolnić siebie, by dać się związać przez kolejny rodzaj sznura?
Miałem w głowie w tamtym momencie wiele myśli, a moje zmysły były znacznie wyostrzone lub może to tylko tak mi się zdawało, bowiem nic nie wziąłem. Wypiłem w domu trochę burbona, aby rozładować napięcie. Szumiało w mojej głowie, patrzyłem wzrokiem przepraszającym na Venus, jakbym zrobił coś nieodpowiedniego. Miała śliczne blond włosy, a ja miałem ochotę zabrać ją stąd do swojego mieszkania. Ona chyba jednak nie miała ochoty na rzeczy, które pragnąłem robić z nią tego wieczora. Rad jestem, że Linette, która towarzyszyła nam na pogrzebie, ulotniła się do swoich koleżanek i zostaliśmy z moją narzeczoną sami. Nie w smak mi jednak było, że musieliśmy się jeszcze z tym wszystkim ukrywać i tego dnia byłem dla wszystkich tylko towarzyszem mojej pięknej Venus, która oficjalnie była do wzięcia.
- Zrobiłem coś źle? – zapytałem, uważnie patrząc na towarzyszkę, a następnie przepuściłem ją w drzwiach. Miałem nadzieję, że trafimy prosto do baru lub przynajmniej stolika, abyśmy mieli dla siebie choć marny cień prywatności.
za mnie i wenus
W ośrodku odwykowym wielokrotnie usłyszałem o dużym prawdopodobieństwie popadnięcia w nowy nałóg. Wybierano nam papierosy. Głód nikotynowy. Wszyscy i tak przecież skończymy w tym samym miejscu – pięć metrów pod ziemią. Nieważne, czy dla nich byliśmy zwykłymi pijakami, narkomanami. Mówili zapal sobie jako synonim świeżego spętania. Już wtedy jednak wiedziałem, że z czasem sięgnę po koleiny. Jeśli chciałbym z tego rzeczywiście zrezygnować to zaprzestawszy brania narkotyków, nie sięgnąłbym po inny nałóg. Jaki sens jest uwolnić swój organizm, uwolnić siebie, by dać się związać przez kolejny rodzaj sznura?
Miałem w głowie w tamtym momencie wiele myśli, a moje zmysły były znacznie wyostrzone lub może to tylko tak mi się zdawało, bowiem nic nie wziąłem. Wypiłem w domu trochę burbona, aby rozładować napięcie. Szumiało w mojej głowie, patrzyłem wzrokiem przepraszającym na Venus, jakbym zrobił coś nieodpowiedniego. Miała śliczne blond włosy, a ja miałem ochotę zabrać ją stąd do swojego mieszkania. Ona chyba jednak nie miała ochoty na rzeczy, które pragnąłem robić z nią tego wieczora. Rad jestem, że Linette, która towarzyszyła nam na pogrzebie, ulotniła się do swoich koleżanek i zostaliśmy z moją narzeczoną sami. Nie w smak mi jednak było, że musieliśmy się jeszcze z tym wszystkim ukrywać i tego dnia byłem dla wszystkich tylko towarzyszem mojej pięknej Venus, która oficjalnie była do wzięcia.
- Zrobiłem coś źle? – zapytałem, uważnie patrząc na towarzyszkę, a następnie przepuściłem ją w drzwiach. Miałem nadzieję, że trafimy prosto do baru lub przynajmniej stolika, abyśmy mieli dla siebie choć marny cień prywatności.
za mnie i wenus
Gość
Gość
The member 'Luno Skeeter' has done the following action : Rzut kością
'Le Revenant' : 1
'Le Revenant' : 1
mózg mi wyparował
Stawienie się na pogrzebie Slughorna Marie poniekąd uważała za swój obowiązek. Być może nigdy nie należała do orłów z eliksirów, nigdy też pan profesor jakoś szczególnie za nią nie przepadał, nie miała ani razu okazji być na urządzanych przez niego przyjęciach, jednak okazał jej wyjątkowe zrozumienie i wsparcie, kiedy tego naprawdę potrzebowała. Na siódmym roku, okresie szczególnie dla niej trudnym, pomógł jej. Co prawda dość niewinnie, bo jedynie podsuwał jej książki, które „powinny ją zainteresować”, ale taki gest sprawił, że tylko intensywniej przysiadła do nauki. Marie przypuszczała, że robił to bardziej ze względu na Vincenta, który zawsze przodował w eliksirach i którego profesor bardzo lubił. Zawsze też podejrzewała, że Slughorn widział ich razem - wtedy zyskała pewność. Cokolwiek kierowało wtedy profesorem, jego serdeczność była częścią siły, dzięki której dostała się na kurs aurorski, a tego nie zapomni mu nigdy.
Podczas uroczystości pogrzebowych stała z miną bardziej ponurą, niż ktokolwiek mógłby się tego po niej spodziewać – postać Slughorna przywoływała wspomnienia z lat jeszcze wcześniejszych, niż siódmy rok, co nigdy nie wprawiało ją w dobry nastrój. Może dlatego obecność Gray’a, którego udało jej się tu zaciągnąć, była szczególnie mile widziana. Wiedział więcej niż wszyscy, przez co mógł wykazać się większym zrozumieniem niż inni.
Podczas pogrzebu trzymała się raczej blisko niego, a po ostatnim pożegnaniu wspólnie udali się na stypę.
– Całkiem sporo członków szlachetnych rodów pojawiło się na pogrzebie – zauważyła półgłosem, kiedy weszli do środka. W lustrze na szybko poprawiła swój wygląd – wygładziła sukienkę, poprawiła włosy – po czym spojrzała na brata z wyczekiwaniem. – Restauracja-niespodzianka, wchodzimy? – posłała mu lekki uśmiech, wskazując ruchem głowy na kotarę.
Stawienie się na pogrzebie Slughorna Marie poniekąd uważała za swój obowiązek. Być może nigdy nie należała do orłów z eliksirów, nigdy też pan profesor jakoś szczególnie za nią nie przepadał, nie miała ani razu okazji być na urządzanych przez niego przyjęciach, jednak okazał jej wyjątkowe zrozumienie i wsparcie, kiedy tego naprawdę potrzebowała. Na siódmym roku, okresie szczególnie dla niej trudnym, pomógł jej. Co prawda dość niewinnie, bo jedynie podsuwał jej książki, które „powinny ją zainteresować”, ale taki gest sprawił, że tylko intensywniej przysiadła do nauki. Marie przypuszczała, że robił to bardziej ze względu na Vincenta, który zawsze przodował w eliksirach i którego profesor bardzo lubił. Zawsze też podejrzewała, że Slughorn widział ich razem - wtedy zyskała pewność. Cokolwiek kierowało wtedy profesorem, jego serdeczność była częścią siły, dzięki której dostała się na kurs aurorski, a tego nie zapomni mu nigdy.
Podczas uroczystości pogrzebowych stała z miną bardziej ponurą, niż ktokolwiek mógłby się tego po niej spodziewać – postać Slughorna przywoływała wspomnienia z lat jeszcze wcześniejszych, niż siódmy rok, co nigdy nie wprawiało ją w dobry nastrój. Może dlatego obecność Gray’a, którego udało jej się tu zaciągnąć, była szczególnie mile widziana. Wiedział więcej niż wszyscy, przez co mógł wykazać się większym zrozumieniem niż inni.
Podczas pogrzebu trzymała się raczej blisko niego, a po ostatnim pożegnaniu wspólnie udali się na stypę.
– Całkiem sporo członków szlachetnych rodów pojawiło się na pogrzebie – zauważyła półgłosem, kiedy weszli do środka. W lustrze na szybko poprawiła swój wygląd – wygładziła sukienkę, poprawiła włosy – po czym spojrzała na brata z wyczekiwaniem. – Restauracja-niespodzianka, wchodzimy? – posłała mu lekki uśmiech, wskazując ruchem głowy na kotarę.
Gość
Gość
Gray prawdopodobnie nie pojawiłby się na pogrzebie profesora Slughorna, gdyby nie został na niego zaciągnięty przez swoją siostrę. Mógłby powiedzieć, że życie większości nauczycieli skończyło się dla niego w momencie, kiedy ukończył naukę w Hogwarcie i nie za bardzo minąłby się z prawdą. Jasne, kiedy zdarzało mu się spotkać ich w okresie wakacyjnym poza murami szkoły, zamienił parę słów, ewentualnie zaprosił na najbliższy mecz, ale nie mógł powiedzieć, żeby miał jakąś więź z którymkolwiek z nich.
Niemniej jednak wiedział, że profesor eliksirów swego czasu pomógł Marianne, która od tamtego czasu darzyła go wdzięcznością, a obecność na pogrzebie wiele dla niego znaczyła, więc przystał na tę propozycję. Oczywiście na samej ceremonii pogrzebania nie brakowało płaczących ludzi, na co Gray zareagował niejakim rozbawieniem, bo niektórych kojarzył jeszcze ze szkoły i pamiętał, jak po eliksirach psioczyli na Slughorna.
Po ostatnim pożegnaniu udali się na stypę do restauracji Le Revenant, w sumie sam nie wiedział w jakim celu. Może dlatego, że wypadało, a może dlatego, że na pogrzebie nie zdołał dostrzec w tłumie Diany Rowston i miał nadzieję wpaść na nią tutaj.
- Ciekawe czy z poczucia obowiązku, czy z odgórnego rozkazu - parsknął w odpowiedzi na słowa Marianne, wchodząc za nią do restauracji. Przeczesał palcami włosy, wiecznie wpadające mu do oczu i rozejrzał się, ale zaraz swoje spojrzenie ponownie skupił na siostrze i pokręcił głową. - Poczekajmy chwilę. Diana wysłała mi sowę, że chciałaby się zobaczyć, więc... - Ponownie wzrok skierował na ludzi, wciąż napływających do lokalu, szukając Rowston, a kiedy w końcu ją zobaczył - wyciągnął rękę do góry i pomachał ją, żeby zwrócić na siebie jej uwagę.
Zakładam, że się przywitali i tak dalej.
- Teraz możemy wchodzić - powiedział i wskazał paniom kotarę, aby przepuścić je przodem.
Niemniej jednak wiedział, że profesor eliksirów swego czasu pomógł Marianne, która od tamtego czasu darzyła go wdzięcznością, a obecność na pogrzebie wiele dla niego znaczyła, więc przystał na tę propozycję. Oczywiście na samej ceremonii pogrzebania nie brakowało płaczących ludzi, na co Gray zareagował niejakim rozbawieniem, bo niektórych kojarzył jeszcze ze szkoły i pamiętał, jak po eliksirach psioczyli na Slughorna.
Po ostatnim pożegnaniu udali się na stypę do restauracji Le Revenant, w sumie sam nie wiedział w jakim celu. Może dlatego, że wypadało, a może dlatego, że na pogrzebie nie zdołał dostrzec w tłumie Diany Rowston i miał nadzieję wpaść na nią tutaj.
- Ciekawe czy z poczucia obowiązku, czy z odgórnego rozkazu - parsknął w odpowiedzi na słowa Marianne, wchodząc za nią do restauracji. Przeczesał palcami włosy, wiecznie wpadające mu do oczu i rozejrzał się, ale zaraz swoje spojrzenie ponownie skupił na siostrze i pokręcił głową. - Poczekajmy chwilę. Diana wysłała mi sowę, że chciałaby się zobaczyć, więc... - Ponownie wzrok skierował na ludzi, wciąż napływających do lokalu, szukając Rowston, a kiedy w końcu ją zobaczył - wyciągnął rękę do góry i pomachał ją, żeby zwrócić na siebie jej uwagę.
Zakładam, że się przywitali i tak dalej.
- Teraz możemy wchodzić - powiedział i wskazał paniom kotarę, aby przepuścić je przodem.
Gość
Gość
Niezbyt dobrze się tu czułam. Na samej uroczystości starałam się stać gdzieś z boku, aby nikomu nie wadzić. Nie miałam ochoty na spotkanie się z samą arystokracją, i tak jak przewidziałam, nie wielu czarodziei mojego pokroju zdecydowało się na ruszenie do restauracji na stypę. Ja tam poszłam tylko dlatego, że chciałam spotkać się z Grey'em. Bardzo dobrze nam się spędzało razem czas, a w dodatku dawno go nie widziałam, więc czemu by nie wykorzystać tej okazji? Dopiero po wejściu do środka zauważyłam mężczyznę wraz z jego siostrą. Pomachałam im radośnie i podeszłam bliżej.
- Ah, tu jesteście - powiedziałam zadowolona. - Już myślałam, że się nie pojawicie. Ale najwyraźniej musieliśmy się minąć.
Po przywitaniu się z obojgiem, sam Gray stwierdził, że możemy wchodzić do środka. Przytaknęłam mu ochoczo i wybierając jedną kotar razem z nim i Marinne przeszliśmy dalej.
zt
- Ah, tu jesteście - powiedziałam zadowolona. - Już myślałam, że się nie pojawicie. Ale najwyraźniej musieliśmy się minąć.
Po przywitaniu się z obojgiem, sam Gray stwierdził, że możemy wchodzić do środka. Przytaknęłam mu ochoczo i wybierając jedną kotar razem z nim i Marinne przeszliśmy dalej.
zt
Gość
Gość
The member 'Diana Rowston' has done the following action : Rzut kością
'Le Revenant' : 3
'Le Revenant' : 3
Śmierć Horacego Slughorna była przygnębiająca ale i zastanawiająca. Może i stary Ślimak do najmłodszych nie należał, ale swoich lat powinien jeszcze dożyć a oficjalnej informacji o jakiejś chorobie czy wypadku przy warzeniu eliksirów media nie dostarczyły. Pogrzeb był uroczysty. W końcu wielu dużo zawdzięczało mistrzowi eliksirów. Był wieloletnim nauczycielem w Hogwarcie o dość specyficznym sposobie bycia. Zapewne przez część uczniów był wielbiony a przez część znienawidzony. W końcu jednych traktował jak swoich najlepszych przyjaciół a innych nie był wstanie zapamiętać nazwiska, bo w ogóle się nimi nie interesował. Z cmentarza wyszedł wraz z kuzynem i wszedł, już odrobinę spóźniony do restauracji o specyficznej reputacji, w której miało się odbyć ostatnie spotkanie klubu Ślimaka. Niestety już bez samego zainteresowanego. Dla Nicholasa śmierć Slughorna była swego rodzaju szokiem. Nie spodziewał się jej. Właściwie to nawet zrobiło mu się smutno, bo z sentymentem wspominał chwile spędzone w jego gabinecie i wymienianie szlabanu na kupowanie kandyzowanych ananasów. Miał wrażenie, że teraz definitywnie kończy się pewien etap jego życia i już nie będzie do niego powrotu. Może nie wyglądał na wybitnie przejętego, bo taki też nie był, ale odczuwał pewien smutek na myśl o śmierci ulubionego nauczyciela i widać było, że tym razem nie jest tym samym Nottem, który chce pogadać z każdym i dbać o odpowiednią ilość wina przy stołach. Właściwie teraz to nie było ważne. Wiedział, że musi się dobrze prezentować w czarnej szacie wyjściowej i z kurtuazją wspominać byłego nauczyciela. Nicholas rozejrzał się po lokalu lekko zdezorientowany tym, co tam zobaczył. Nigdy jeszcze nie był w tym miejscu Jasne, żeby przyciągnąć klientów restauracje potrafiły być naprawdę bardzo dziwne, ale tutaj wręcz czuł się jakoś niepewnie. W momencie pomysł odnalezienia jakiś znajomych twarzy przestał mu się wydawać tak prosty do zrealizowania, dlatego też spojrzał pytającym wzrokiem na Bastiana. Powinni znaleźć jakiś stolik i raczej się stamtąd nie ruszać do końca stypy.
zt
zt
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Nicholas Nott' has done the following action : Rzut kością
'Le Revenant' : 1
'Le Revenant' : 1
| korytarz
I znów znalazła się przy głównych drzwiach. Musiała przyznać, że pomysł na restaurację był doprawdy nietypowy i może gdyby zawitała tutaj z innej okazji, bawiłaby się przednio odkrywając tajemnice różnych pomieszczeń. Ile ich właściwie było? Aż bała się pomyśleć.
Czy naprawdę nie ma tu nikogo znajomego?
Wałęsanie się z miejsca na miejsce nie sprawiało jej przyjemności, zwłaszcza, że natykała się przy okazji na ludzi, z którymi wolałaby nie mieć do czynienia. Widocznie jednak niektórzy szlachcice nie odebrali wcale takiego dobrego wychowania, jak się po nich sporziewano.
I pomyśleć, że chciała w spokoju wznieść toast za zmarłego profesora, powspominać go ze szkolnymi kolegami, porozmawiać przez chwilę i wrócić do domu. Potrzebowała tych interakcji z magicznym światem, by nie zatracić się całkowicie w kłamliwej iluzji, w której żyła na co dzień.
Odsunęła się na bok i zrobiła przejście przechodzącym czarodziejom, a sama nie zdecydowała się na wybór żadnej z magicznych kotar – podjęła decyzję, że poczeka tu jeszcze kilka chwil, a jeśli rzeczywiście nie natknie się na żadną przyjazną twarz, kieliszek dla Slughorna wzniesie w najbliższym mugolskim pubie.
Los chyba wysłuchał jej narzekań, bo oto na horyzoncie zamajaczyła znajoma czupryna, a na twarzy Dorothy pojawił się uśmiech, gdy tylko rozpoznała jej właściciela.
I znów znalazła się przy głównych drzwiach. Musiała przyznać, że pomysł na restaurację był doprawdy nietypowy i może gdyby zawitała tutaj z innej okazji, bawiłaby się przednio odkrywając tajemnice różnych pomieszczeń. Ile ich właściwie było? Aż bała się pomyśleć.
Czy naprawdę nie ma tu nikogo znajomego?
Wałęsanie się z miejsca na miejsce nie sprawiało jej przyjemności, zwłaszcza, że natykała się przy okazji na ludzi, z którymi wolałaby nie mieć do czynienia. Widocznie jednak niektórzy szlachcice nie odebrali wcale takiego dobrego wychowania, jak się po nich sporziewano.
I pomyśleć, że chciała w spokoju wznieść toast za zmarłego profesora, powspominać go ze szkolnymi kolegami, porozmawiać przez chwilę i wrócić do domu. Potrzebowała tych interakcji z magicznym światem, by nie zatracić się całkowicie w kłamliwej iluzji, w której żyła na co dzień.
Odsunęła się na bok i zrobiła przejście przechodzącym czarodziejom, a sama nie zdecydowała się na wybór żadnej z magicznych kotar – podjęła decyzję, że poczeka tu jeszcze kilka chwil, a jeśli rzeczywiście nie natknie się na żadną przyjazną twarz, kieliszek dla Slughorna wzniesie w najbliższym mugolskim pubie.
Los chyba wysłuchał jej narzekań, bo oto na horyzoncie zamajaczyła znajoma czupryna, a na twarzy Dorothy pojawił się uśmiech, gdy tylko rozpoznała jej właściciela.
Gość
Gość
Na pogrzebie panował nieprzyzwoity wręcz tłok. Beatrice nie mogła się temu dziwić - profesor Slughorn nie tylko należał do znamienitego rodu, ale również od lat otaczał się wiernym gronem uczniów i przyjaciół. Ona sama należała w przeszłości do jego Klubu Ślimaka, a nie dalej jak dwa miesiące temu wysłała mu paczuszkę zawierającą włosy z grzywy jednorożca, potrzebne mu do jakiegoś eliksiru. Wieść o jego śmierci była przykra, choć nie poruszyła jej serca na tyle, by miała wypłakiwać oczy w czasie ceremonii. W czasie jej trwania zachowała stoicki wręcz spokój, co jakiś czas uciekając myślami w różnych, często bardzo dziwnych kierunkach. Gdy pogrzeb dobiegł końca podążyła za tłumem w kierunku restauracji, zastanawiając się gdzie mógł podziewać się przez cały ten czas jej drogi Bastian.
Gdy tylko przekroczyła próg restauracji oddała swój płaszcz komuś z obsługi. Dyskretnie przejrzała się w najbliższym lustrze, by zyskać pewność, że jej loki wyglądają tak doskonale jak przed wyjściem z domu, a potem poświęciła moment na wpisanie się do księgi z kondolencjami. Przy wejściu prawie nikogo już nie było, więc nie zwlekając dłużej wybrała kotarę i podążyła do środka.
Gdy tylko przekroczyła próg restauracji oddała swój płaszcz komuś z obsługi. Dyskretnie przejrzała się w najbliższym lustrze, by zyskać pewność, że jej loki wyglądają tak doskonale jak przed wyjściem z domu, a potem poświęciła moment na wpisanie się do księgi z kondolencjami. Przy wejściu prawie nikogo już nie było, więc nie zwlekając dłużej wybrała kotarę i podążyła do środka.
Then I’d trade all my tomorrows for just one yesterday.
Beatrice Nott
Zawód : opiekunka jednorożców
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Przyrzekam na kobiety stałość niewzruszoną,
nienawidzić ród męski, nigdy nie być żoną.
nienawidzić ród męski, nigdy nie być żoną.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Beatrice Nott' has done the following action : Rzut kością
'Le Revenant' : 7
'Le Revenant' : 7
- Widziałem jak jakaś kobita wbijała sobie coś w dłoń, żeby łatwiej było jej wymusić łzy - mruknął, ze zmrużonymi oczami przyglądając się przedstawicielom szlachetnych rodów. Nic dziwnego, że nie pałał do nich specjalną sympatią - dużą część obecnych kojarzył ze swoich szkolnych lat, a połowę pamiętał z sytuacji, w których był przez nich wyzywany od szlam. Rozumiał, dlaczego się wywyższają i to był jakiś powód, ale nigdy nie potrafił się z tym pogodzić i nie miał zamiaru.
- Chyba staliśmy po różnych stronach zbiegowiska - dodał do wytłumaczenia Marianne, bo faktycznie, tam gdzie stali, zebrało się dość sporo ludzi i nawet Gray, chociaż najniższy nie był, miał problem z dojrzeniem czegokolwiek między głowami innych czarodziejów, którzy chcieli pożegnać Slughorna.
Gray miał jedynie chwilę, aby rozejrzeć się po pomieszczeniu, do którego weszli, bo oprócz sylwetek ludzi, którym nawet nie zdołał się przyjrzeć, zobaczył także nietęgą minę swojej siostry, a zaraz razem z Dianą zostali pociągnięci za kotarę i znaleźli się przy wejściu, znowu.
- Jak przygotowania do meczów? - zagadnął do Rowston, która do tej pory była milcząca i wskazał kotarę po raz drugi, jednocześnie wykorzystując tą chwilę, aby posłać siostrze pytające spojrzenie, oznaczające, że na pewno spyta ją o sytuację sprzed chwili, jeżeli tylko będzie miał okazję. Już miał doświadczenie w takich sprawach i wiedział, że Marianne trzeba było ciągnąć na język i to było konieczne, jeśli chciał ją uchronić przed władowania się po raz kolejny w jakieś bagno. Zupełnie tak, jakby to on był starszym bratem, a nie młodszym.
- Chyba staliśmy po różnych stronach zbiegowiska - dodał do wytłumaczenia Marianne, bo faktycznie, tam gdzie stali, zebrało się dość sporo ludzi i nawet Gray, chociaż najniższy nie był, miał problem z dojrzeniem czegokolwiek między głowami innych czarodziejów, którzy chcieli pożegnać Slughorna.
Gray miał jedynie chwilę, aby rozejrzeć się po pomieszczeniu, do którego weszli, bo oprócz sylwetek ludzi, którym nawet nie zdołał się przyjrzeć, zobaczył także nietęgą minę swojej siostry, a zaraz razem z Dianą zostali pociągnięci za kotarę i znaleźli się przy wejściu, znowu.
- Jak przygotowania do meczów? - zagadnął do Rowston, która do tej pory była milcząca i wskazał kotarę po raz drugi, jednocześnie wykorzystując tą chwilę, aby posłać siostrze pytające spojrzenie, oznaczające, że na pewno spyta ją o sytuację sprzed chwili, jeżeli tylko będzie miał okazję. Już miał doświadczenie w takich sprawach i wiedział, że Marianne trzeba było ciągnąć na język i to było konieczne, jeśli chciał ją uchronić przed władowania się po raz kolejny w jakieś bagno. Zupełnie tak, jakby to on był starszym bratem, a nie młodszym.
Gość
Gość
The member 'Gray Burroughs' has done the following action : Rzut kością
'Le Revenant' : 7
'Le Revenant' : 7
Królowa nigdy się nie spóźnia, to inni przychodzą zbyt wcześnie.
Nawet jeśli ceremonia pogrzebowa zdążyła już dobiec końca, a goście od dłuższego czasu gromadzili się w restauracji. Na głowie mam jednak sprawy większej wagi, niźli pokazywanie się na salonach, zwłaszcza bez męża u boku. Układam dzieci do snu i dopiero wtedy, gdy wiem, że znajdują się w dobrych rękach mogę przywdziać czerń i pojawić się w Le Revenant.
Nigdy nie darzyłam profesora Slughorna zbytnią sympatią, może dlatego, że choć traktował mnie jak jedną ze swych zdolnych perełek, zawsze patrzył na mnie przez palce, umniejszając moje zdolności. Bo przecież byłam tylko kobietą, a nie dumnym synem Blacków. Blacków. Mam szczerą nadzieję nie wpaść na nikogo z mej zacnej familii, co tu ukrywać - od lat prawie dziesięciu. Choć oficjalnie pogodzili się z myślą, że porzuciłam ich dumny ród na rzecz
Rozglądam się po korytarzu wejściowym, nie dostrzegam jednak żadnej znajomej twarzy, a przynajmniej znajomej na tyle, by skusić mnie do zamienienia słów kilka. Gdy nie było przy mnie Harfanga, wracały dawne przyzwyczajenia, obrzydzenie krwią brudną i wyniosłość, która wypychała mój podbródek do góry. Lady Callidora, nigdy o tym nie zapomniałam.
Królowa nigdy się nie spóźnia.
Popycham kurtynę i dumnie przechodzę dalej.
Nawet jeśli ceremonia pogrzebowa zdążyła już dobiec końca, a goście od dłuższego czasu gromadzili się w restauracji. Na głowie mam jednak sprawy większej wagi, niźli pokazywanie się na salonach, zwłaszcza bez męża u boku. Układam dzieci do snu i dopiero wtedy, gdy wiem, że znajdują się w dobrych rękach mogę przywdziać czerń i pojawić się w Le Revenant.
Nigdy nie darzyłam profesora Slughorna zbytnią sympatią, może dlatego, że choć traktował mnie jak jedną ze swych zdolnych perełek, zawsze patrzył na mnie przez palce, umniejszając moje zdolności. Bo przecież byłam tylko kobietą, a nie dumnym synem Blacków. Blacków. Mam szczerą nadzieję nie wpaść na nikogo z mej zacnej familii, co tu ukrywać - od lat prawie dziesięciu. Choć oficjalnie pogodzili się z myślą, że porzuciłam ich dumny ród na rzecz
Rozglądam się po korytarzu wejściowym, nie dostrzegam jednak żadnej znajomej twarzy, a przynajmniej znajomej na tyle, by skusić mnie do zamienienia słów kilka. Gdy nie było przy mnie Harfanga, wracały dawne przyzwyczajenia, obrzydzenie krwią brudną i wyniosłość, która wypychała mój podbródek do góry. Lady Callidora, nigdy o tym nie zapomniałam.
Królowa nigdy się nie spóźnia.
Popycham kurtynę i dumnie przechodzę dalej.
Gość
Gość
The member 'Callidora Longbottom' has done the following action : Rzut kością
'Le Revenant' : 4
'Le Revenant' : 4
Wejście
Szybka odpowiedź