Wydarzenia


Ekipa forum
Wejście
AutorWiadomość
Wejście [odnośnik]02.08.15 18:43
First topic message reminder :

Wejście

★★★
Le Revenant to urokliwa, zaczarowana restauracja. Składa się z wielu identycznych, bliźniaczych pomieszczeń - choć zdarzają się wyjątki od tej reguły. Oddzielone są one od siebie zaklętymi kotarami lub drzwiami, co sprawia, że trudno się w niej odnaleźć. Gdy przekraczasz bowiem jedno z tych przejść, wchodzisz do wylosowanej sali restauracyjnej, lecz gdy chcesz wrócić - nie masz pewności, że natrafisz na swoją salę. Niebezpiecznie jest więc opuszczać swój stolik i spacerować po krętym wnętrzu lokalu, ponieważ istnieje możliwość, że samodzielnie nie dasz rady do niego wrócić, a obsługa wydaje się niezwykle niechętna do rozmowy i jakiejkolwiek pomocy.

UWAGA Aby przemieścić się po pomieszczeniach wewnątrz restauracji, należy rzucić kością opisaną jej nazwą.

1 - postać przechodzi do stolika nr 1
2 - stolik nr 2
3 - stolik nr 3
4 - wejście
5 - bar
6 - fontanna
7 - taras
8 - korytarz

Wartość zdublowana (np. wyrzucenie czwórki, podczas gdy postać znajduje się przy wejściu) upoważnia do dowolnego przemieszczenia się po wyżej wymienionych pomieszczeniach. Pierwszy post powinien zostać umieszczony przy wejściu.

W przypadku, gdy postać zgodnie z wyrzuconym rzutem powinna przenieść się do wątku, w którym znajduje się inna postać należąca do tej samej osoby (multikonto) do rzutu należy dodać jedno oczko, a następnie podążyć za powyższymi wskazówkami.  


[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:00, w całości zmieniany 3 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wejście - Page 6 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Wejście [odnośnik]13.08.15 22:43
Śmierć Horacego Slughorna poruszyła mocno Thorleya Wisdoma, który w Hogwarcie nie mając zdolności godnych alchemika wciąż był traktowany przez profesora z łagodnym uśmiechem z politowaniem w oczach. A jednak coś tknęło go, żeby przekierować się do nieznanej mu do teraz restauracji Le Revenant. Ubrany w stary, ale wciąż w dobrym stanie garnitur, Thorley wszedł do budynku pociągając za drzwi. Z restauracji bił przyjemny wiaterek, który chłodził nienaruszoną żadnymi emocjami twarz aktora.
Mężczyzna nie dostrzegł nikogo z dawnej szkoły, żadnego znajomego czy w ogóle znajomą mu chociażby z widoku twarz. A może po prostu tak bardzo wszyscy zmienili się i po prostu nie rozpoznawał swoich kolegów czy koleżanki. Szkoda, nie czułby się samotny.
Zaciągając powietrza do płuc, Thorley odsunął kotarę i przeszedł dalej, nie myśląc gdzie się znajdzie.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Wejście [odnośnik]13.08.15 22:43
The member 'Thorley Wisdom' has done the following action : Rzut kością

'Le Revenant' : 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wejście - Page 6 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wejście [odnośnik]14.08.15 18:11
z eteru

Od rana nie wiedziałem co ze sobą zrobić, dom wydawał mi się zbyt pusty i cichy. Dwa dni temu mama zabrała Alice nad jezioro na cały tydzień chcąc zapewnić mi odrobinę odpoczynku, lecz ja nie potrafiłem z tego na dłużej skorzystać. Zbytnio przywykłem do tego, że wolne dni (takie jak dziś) poświęcałem mojej córce, czytałem z nią książki, uczyłem życia w świecie mugoli i tego wśród czarodziejów, zabierałem na spacery, czy po prostu goniłem ją do nauki jakiś domowych obowiązków. Wszystko to zapełniało mi jakoś godziny, tworząc całkiem przyjemny obraz, teraz więc, kiedy od rana nie słyszałem jej radosnego głosu, nie bardzo wiedziałem jak zagospodarować sobie dzień. Posprzątać zdążyłem już wczoraj, nie miałem potrzeby gotowania obiadu, nie ciągnęło mnie do spędzenia leniwych godzin na kanapie, wszelkie typowe zajęcia zniknęły mi więc sprzed nosa. A to szybko sprawiło, iż zmieniłem swoje zdanie odnośnie wybrania się na pogrzeb starego nauczyciela eliksirów.
Początkowo nie planowałem się tam w ogóle wybierać, byłem pewien, że wśród obecny na uroczystości i tak najwięcej będzie arystokracji, która przecież pogardzała ludźmi mi podobnymi, a ja nie miałem ochoty walczyć z ich pełnymi pogardy spojrzeniami. Jednakże brak planów przyparł mnie do muru, uszykowałem się więc i teleportowałem na wyznaczony cmentarz.
Całą uroczystość stałem na uboczu, z daleka wysłuchując słów zapłakanych bliskich, kiedy jednak wszystko się skończyło, a zebrani ruszyli w stronę restauracji wypić zdrowie zmarłego i rodziny, dałem się skusić i ruszyłem za tłumem. Byłem niemal pewien, że i tak nie spotkam tam nikogo innego, jednakże bardzo szybko okazało sie, że się pomyliłem. Uśmiechnąłem się na widok znajomej twarzy, ruszając w żywo w kierunku przyjaciółki.
- Miło Cię widzieć, Dorothy! - przywitałem się, może trochę zbyt radosnym głosem, biorąc pod uwagę okoliczności. Uścisnąłem kobietę delikatnie, by następnie odsunąć się od niej i rozejrzeć po pomieszczeniu. - Szkoda starego Ślimaka. Może był trochę stronniczy, ale był też dobrym nauczycielem. Wypijemy za niego zdrowie? - spytałem, po czym wskazałem głową przed siebie. Właściwie niezbyt wiedziałem, w którą stronę mam iść, nie znałem tej restauracji, jednak lepiej było się ruszyć, niż stać w miejscu.

|rzucam za siebie i Dorothy Bones
Gość
Anonymous
Gość
Re: Wejście [odnośnik]14.08.15 18:11
The member 'Chris Bennet' has done the following action : Rzut kością

'Le Revenant' : 5
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wejście - Page 6 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wejście [odnośnik]22.08.15 16:37
Wszedł, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Wedle wskazań staroświeckiej, kieszonkowej cebuli, był spóźniony -i to bardzo. W zasadzie, powinien odpuścić sobie przybycie tutaj -kiedy, po sześciu godzinach spędzonych w biurze, wśród porozrzucanych akt, jego wzrok padł wreszcie na zegar, było już po pogrzebie. Kiedy jego ciało ślęczało za biurkiem, duch zaś wędrował po odległych nieraz miejscach zbrodni, melinach i szulerniach, zawsze tracił poczucie czasu.
Wieść o śmierci profesora nie dotknęła go jakoś szczególnie -mimo że chodziło nie tylko o jego nauczyciela, ale i opiekuna Domu, swego czasu nierzadko zapraszającego młodego Croucha na spotkania klubu Ślimaka. Od czasów szkolnych widzieli się może pięć razy, na różnego rodzaju balach i rautach. Wymieniali zdawkowe uprzejmości.
Nieobecność na uroczystości niewątpliwie wywołałaby niezadowolenie ojca, i innych współrodowców -przez wzgląd na ewentualne, towarzysko -polityczne reperkusje dla nazwiska Crouchów. Czyż noszący je, bądź co bądź, człowiek, mógł wykazać się tak rażącym brakiem szacunku dla jednej z najwybitniejszych osobistości stulecia -jaką z dnia na dzień gazety obwołały Horacego Slughorna?
Zniósłby to jakoś. Przeżyłby niby -przypadkową wizytę tego czy innego stryja czy kuzyna, wysłanego przez starego lorda z połajanką. Przeżyłby ojcowskie wyjce, nawiedzające jego mieszkanko i straszące psa. Nie to było najważniejsze.
Profesor Slughorn był wspomnieniem. Częścią starego świata, jak on umarłego, w którym  życie zdawało się być dobrym i mieć smak, w którym nic nie stało na przeszkodzie młodzieńczym ambicjom... i młodzieńczym miłościom.  Przybywając do Le Revenant, James przybył żegnać to wspomnienie, przybył na pogrzeb -kolejny już, dziesiąty czy setny -tamtego świata.    
Zdjął płaszcz, i bez słowa oddał go komuś z obsługi, po czym ruszył przed siebie, prześlizgując się spojrzeniem po mijanych twarzach, czasem znajomych, czasem całkiem obcych. Szukał kogoś -ale czy kogoś konkretnego, czy też po prostu szukał, na to jakoś nie mógł się zdecydować.


Ostatnio zmieniony przez James William Crouch dnia 22.08.15 16:39, w całości zmieniany 1 raz
Gość
Anonymous
Gość
Re: Wejście [odnośnik]22.08.15 16:37
The member 'James William Crouch' has done the following action : Rzut kością

'Le Revenant' : 3
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wejście - Page 6 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wejście [odnośnik]24.08.15 14:27
    Początek.
Szczerze nie znosiła tych tłumów na potrzebach, napompowanych sztucznymi emocjami oraz wylewających obłudne łzy nad grobem człowieka, o którym w rzeczywistości nie mieli bladego pojęcia... bądź za życia zupełnie na niego nie zważali, zapominając o przysłaniu skromnej, świątecznej kartki. I dopiero tragiczna wieść o śmierci poruszała w nich patetyczną chęć towarzyszenia w ostatniej drodze, oddania największych honorów człowiekowi nagle światłemu, okropnie inteligentnemu. Sama dziedzinie jego wspaniałych umiejętności nie grała większej roli, ponieważ tabuny pogrążone w teatralnej żałobie nie przykładały do tego żadnej uwagi.
Atmosfera jakiekolwiek cmentarza nie napawała Mony strachem lub przygnębieniem. W swoim krótkim życiu przeszła z nimi dość długi epizod. Wraz z rodzicami przychodziła na skromne groby dziadków, a w trzynasty roku życia położyła pierwszy wianek z polnych stokrotek pod pomnikiem upamiętniającym wszystkie ofiary wojny, mający wyrażać wiecznie żywą pamięć o martwych rodzicach. Jednocześnie podświadomym skutkiem wszystkich długich wizyt był pewien fakt - nie znosiła wielu osób pałętających się pomiędzy nagrobkami.
Podczas ceremonii stała z boku, nie przysłuchując się podniosłym słowom przyjaciół, rodziny. Obserwowała ludzi, liście szumiące od delikatnych podmuchów wiatru lub ptaki gdzieniegdzie przecinające rozkoszny błękit nieba pozbawionego nawet najmniejszych chmur. Całkiem przyjazny dzień na odbycie ostatniej podróży, stwierdziłoby wiele osób.
Dopiero kiedy miejsce wiecznego spoczynku wyludniło się do wyłącznie kilku dusz, zbliżyła się do grobu swojego byłego nauczyciela eliksirów, dokładając do niego prostą wiązankę z zielonych hortensji. Tkwiła tam wpatrzona w powierzchnię usłaną kwiatami… gdzieniegdzie mokrą od łez. Nie dumała nad niczym szczególnym - śmierć czyhała na każdego niezależnie od pochodzenia. Zastanowiła jedynie niewiadomą, bo po kogoś miała przyjść już jutro, natomiast Horacy zawiązał z nią wieczną znajomość kilka dni temu.
Na konsolacyjne uroczystości nie chciała się wybierać z kilku powodów. Rody o nienagannej czystości krwi przyprawiały ją o mdłości oraz konfrontacji z nimi wolałaby unikać. Po co miałaby słuchać kolejnych przykrych faktów o sobie wypowiadanych szeptem nad nieracjonalnie drogimi potrawami? Czemu musiała wzbudzać czyjeś oburzenie związane z imprezą otwartą również dla ludzi jej pokroju?
Nim się zorientowała, spokojnie wygładzała sukienkę ciemniejszą od nocy i poprawiała fryzurę. Znalazła się w restauracji La Revenant, po raz kolejny popchnięta swoją głupotą, która szeptała jej do ucha scenariusze wypełnione niezbyt przyjemnymi możliwościami. Zbyt duża ilość czarodziejów o skrajnych poglądach zawsze prowadziła do katastrofy. Niespokojne przeczucie tliło się gdzieś w jej sercu.
Zupełnie przypadkowo nawiązała kontakt wzrokowy z mężczyzną, pojawiającym się przy wejściu.
- Dzień doby - a mogła zignorować ten krótki kontakt wzrokowy! - O ile się nie mylę, jest pan krewnym profesora Slughorna... upewniłam się w tym podczas ceremonii. - Zatrzymała się, badając pierwszą reakcję. W duchu prosząc, aby nie musiała przepraszać za tak sromotną pomyłkę. - Mona Atteberry, aurorka. Chciałaby złożyć serdeczne wyrazu współczucia. Straty zawsze dotykają najbliższych.
Nie czuła się najlepiej, wypowiadając słownikową formułkę. Doskonale wiedziała, że specyficznego rodzaju pustki związanej z brakiem najbliższych nie zapewniały nawet wysokie biblioteki załatwione aż po sufit ksiąg z kondolencjami. Zrobiła to ze względu na ludzką moralność, najzwyklejsze zasady, które wyniosła z rodzinnego domu. Mogła się kompromitować - światem czystokrwistej arystokracji rządziły skomplikowane koligacje rodzinne i może przystojny mężczyzna żywioł gorącą nienawiści ku swojemu bratu/wujowi/kuzynowi.
Wszyscy zostali wplątani w grę pozorów. Receptę na przeżycie stanowiła próba dopasowania.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Wejście [odnośnik]02.03.16 15:04
5 listopada, późny wieczór

Ta noc była chłodna - większość rozsądnych czarodziejów nie wychylała nosa poza próg własnego domu, woląc spędzić ten czas z kubkiem gorącej herbaty niż na wędrówkach po zacienionych alejkach Londynu. Niewiele osób zdecydowało się więc na wieczorny spacer, a jeszcze mniej na odwiedzenie restauracji Le Revenant, która od czasu felernej stypy Horacy'ego Slughorna cieszyła się raczej niepochlebną opinią. Pojedynczy goście wchodzili do lokalu bądź go opuszczali, jakiś kot przemykał pomiędzy snopami światła rzucanymi przez latarnie, ale oprócz tego panował całkowity spokój. Było cicho. Jakby... zbyt cicho.
Ale kto wie: może pozory myliły, a pod osłoną nocy kryła się niespodzianka dla właścicieli tajemniczych piór?

/macie czas na odpis do 7 marca
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wejście - Page 6 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wejście [odnośnik]02.03.16 18:40
Rzadko kiedy zastanawiał się nad swoimi snami.
Nie miały one dla niego dużej wartości - zazwyczaj zapominał o ich treści, kiedy tylko poczuł wlewającą się do oczu jasność poranka, kiedy zastanawiał się nad tym - co powinien uczynić w czasie najbliższym (bo do planujących przesadnie osób nigdy nie należał). Mimo tego, ów sen - sen zapamiętany dokładnie ze szczegółami, a raczej z jednym szczegółem, szczegółem wybijającym się ponad wszystko inne. Całość połączona wraz z jednoznaczną informacją; cóż, jednoznacznie wieloznaczną, acz wiadomą, konkretną w stosunku do dnia i miejsca.
Czy bał się? Nie, definitywnie nie; choć był ostrożny, jak zawsze, rozglądając się we wszystkich kierunkach. Z początku żałował, jak to zwykł czynić za każdym razem, kiedy przemierzał takie okolice samotne - że nie ma w pobliżu Caroline, ale w gruncie rzeczy ani przez jeden moment nie narzekał; trwał jedynie w jednym - w s k u p i e n i u. Czujne spojrzenie starało się rozproszyć spowijający okolicę półmrok, jaki wyraźnie zaznaczał się między jednym a drugim światłem latarni. Spokój. Cisza i spokój. Kompozycja na pozór statyczna, niezmienna zupełnie i chcąca napawać spokojem podobnym do swego charakteru - choć Roger Elliott nie wierzył w coś takiego i w każdej chwili wysnuwał niezliczone ilości spisków. Teorii, doszukiwał się sylwetek, starał się usłyszeć szmer najmniejszy, który zaraz po wychwyceniu, zmobilizuje go do określonej reakcji. Nie szukał kłopotów, choć jednocześnie odczuwał dziwne wrażenie - coś się dzieje, czegoś jeszcze nie zauważa.
Pozostałe pytanie - czego? nie mogło znaleźć na siebie wyjaśnienia. Krążyło ono po głowie wraz z chmarą innych myśli, jakby usiłując doczekać się w końcu upragnionego wyjaśnienia.
Rozglądał się. Wypatrywał.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Wejście [odnośnik]02.03.16 20:06
Często bywało tak, że nie pamiętał o czym śnił w nocy. Sny jednak miały to do siebie, że były dziwne i gdy je zapamiętywał, często właśnie tak je podsumowywał. Sen z tamtej nocy był jednak wyjątkowy. Zapamiętał go w szczegółach, a w jego pamięci pobrzmiewała wyraźnie melodia, którą zasłyszał podczas niego. Normalnie jego sny były rozmazane, przeobrażające się, ciągle plączące. Czemu tym razem było inaczej? Czy to możliwe, żeby jego umysł sam stworzył coś tak dokładnego - melodię, której w dodatku towarzyszyły słowa? Miał co do tego wszystkiego mocne wątpliwości. Nic więc dziwnego, że był skołowany, gdy tylko się obudził. Niemalże pewnym było jednak, że poszedł by spać, gdyby coś nie przykuło jego uwagi. Pióro. Co tu robiło? Sięgnął po nie i natychmiast wypuścił z dłoni zaskoczony faktem, że pojawił się na nim napis. Przyjrzał się mu uważnie, powoli odczytując literę po literze. Jego serce zabiło szybciej.
Bennett, jesteś wariatem.
To właśnie powtarzał sobie, przemierzając ulice Londynu w dniu, którego data pojawiła się na piórze po jego dotknięciu. Schował je głęboko w swojej szafie, nie będąc w stanie stwierdzić czy powinien o tym komuś powiedzieć. Ale komu? Eileen? Nie chciał jej martwić. Danielowi? Ich przyjaźń była skończona. Milczał więc niczym grób, a pokusa pojawienia się w wyznaczonym miejscu była coraz bardziej męcząca. Powtarzał sobie, że to szalone, że może się tym samym wpędzić w kłopoty. Czyż ostatnio nie zdarzało mu się to zbyt często? Westchnął, zdając sobie sprawę z tego, że myślał o tym już od dłuższego czasu, ale nogi i tak go niosły w stronę Restauracji Le Revenant. Może nie zginę, myślał. Stanął przed wejściem i złapał głębszy oddech.
Pchnął drzwi i wszedł do środka. Rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu czegoś, co przykuje jego uwagę. Nie wiedział nawet czego ma się spodziewać, kogo szukać. Starając się nie wyróżniać, przeszedł się po salach restauracji.
Alan Bennett
Alan Bennett
Zawód : Uzdrowiciel - specjalista od chorób genetycznych
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Mądrego los prowadzi, głupiego - popycha.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1283-alan-bennett https://www.morsmordre.net/t1333-poczta-alana https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f182-harley-street-11-3 https://www.morsmordre.net/t4011-skrytka-bankowa-nr-373 https://www.morsmordre.net/t1511-alan-bennett
Re: Wejście [odnośnik]03.03.16 12:12
Czasami zdarza się zasnąć; wyłożenie się z książką w ręku na miękkich poduszkach jest zbyt silną pokusą. Popołudniowa drzemka przeradzająca się w tą wieczorną, skutkującą lekkim rozstrojeniem dnia następnego. Pomimo to nie ośmielę się nie skorzystać, co prawda okazji do tego mam coraz to mniej, co sprawia, że każda chwila dla siebie stanowi pewnego rodzaju celebracyjną część dnia. Dzisiejsza pobudka nie zalicza się do najprzyjemniejszych i wcale nie została wywołana intensywnym uderzaniem kołatki. Budzę się gwałtownie, z mieszającym się ze sobą uczuciem zdezorientowania i przerażenia. Śnię o ogniu, feniksach, a pieśń, którą słyszałam, zdaje się wciąż rozbrzmiewać w mojej głowie, zbyt intensywna by nie była realna. Serce przyśpiesza, a w twarz uderza gorąco, gdy myślę, że to jedna z moich wizji. Potrzebuję chwili, by przypomnieć sobie, że one zniknęły wraz z całymi magicznymi zdolnościami. Od pół roku nie czuję upiornego bólu głowy, nie dewastuję przypadkowych przedmiotów swoimi obrazami przyszłości, które zduszane na siłę, równie brutalnie próbują się ze mnie wydostać. Poza tym one nigdy nie pojawiają się w snach. Jednak nie jestem przekonana, że to był tylko zwykły sen – być może spróbowałabym wrócić do swojej niezwykle normalnej rzeczywistości, gdyby nie pióro, które znajduję chwilę później na łóżku. Zdecydowanie, to nie był normalny sen.

***

Popadam od skrajności w skrajność: to próbuję ignorować całe zajście i pióro, które bezpiecznie umieściłam w szkatułce, tuż obok od miesięcy bezużytecznej różdżki, to czasami po godzinie, innym razem zaledwie po kilku minutach analizuję lub siedzę jak na szpilkach niczym dziecko oczekujące waty cukrowej. Raz nawet próbowałam podzielić się całym zajściem z Teddy, jednak wspomnienie gdzieś uciekło, a słowa nie chciały przelać się na papier. Może to moja wyobraźnia, a może sprawa magii, której nie potrafię pojąć? Wieczór piątego listopada postanawiam spędzić w domu – głupotą byłoby wychodzenie w taką pogodę. Wystarczająco wymarzłam już wcześniej, nie mogąc odmówić sobie wyjścia na jeden z mugolskich festynów i obserwacji płonących kukieł. Myję naczynia po objedzie, z roztargnieniem przejeżdżając po nich gąbką, z narastającym uczuciem, że nie tutaj powinnam być. A niech to psidwak kopnie, zostawiam wszystko tak jak jest, zakładam grubszy płaszcz nim lecę do sypialni po tajemnicze pióro i różdżkę – przezorny zawsze ubezpieczony, nawet jeśli miałoby to polegać na postraszeniu bezużytecznym patykiem jednego z dowcipnisiów lub kogokolwiek kogo spotkam przy restauracji.
Nie chcę się przenosić do samego budynku za pomocą sieci fiuu, zresztą nie jestem pewna, czy restauracja takowy posiada. Ląduję więc o kilka przecznic dalej, by przejść dzielącą mnie odległość z narastającym uczuciem niepokoju, mieszającego się z niepoprawną ciekawością. W głowie pojawia się myśl, że to wszystko szybciej czy później wpędzi mnie do grobu, jednak nie rezygnuję, tylko wchodzę w alejkę prowadzącą do restauracji. To dziwne miejsce, w lipcu rozpisywały się o nim gazety, więc czy i dzisiaj należy spodziewać się dodatkowych atrakcji? Nie widzę nikogo przed budynkiem, lecz zamiast się odwrócić i odejść póki jeszcze mogę, wciąż wodzona tą samą niepoprawną ciekawością podchodzę do drzwi. W holu uderza mnie ciepło doskonale kontrastujące z zimnem, które powbijało się w moją skórę niczym drobne igiełki. Nie wiem, czy kogokolwiek oczekiwałam, może liczyłam na to, że restauracja będzie pusta lub zamknięta? Widok Rogera wprawia mnie w niemałe osłupienie. Ściągam brwi dosłownie na krótką chwilę, gdy odnajduję kolejne wytłumaczenie. Sen był dziwnym urojeniem, a pióro sposobem na wyciągnięcie mnie z domu? Podchodzę do niego swobodnym krokiem, jakby ta restauracja była dla nas najnormalniejszym w świecie miejscem przypadkowych lub wcale nie takich przypadkowych spotkań. Myśli jednak krążą, a mózg wciąż analizuje zarejestrowaną sytuację. Senny obraz nie daje mi spokoju, w mojej teorii pojawia się zbyt wiele rozbieżności. Co on tutaj robi? Wolny wieczór, a może jest tutaj w ramach pracy? Nie umyka mi także fakt, że nie ma przy nim nieodłącznej Caroline.
- Umówiłeś się tutaj na jakąś randkę? – posyłam mu jeden z tych radosnych uśmiechów, w którym mimo wszystko czai się nuta niepewności. Roger jest ostatnią osobą, jaką spodziewałam się tutaj zobaczyć. A może to jakiś żart przygotowany specjalnie na obchody w rocznicy wykrycia spisku prochowego?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Wejście [odnośnik]03.03.16 17:15
Jasna cholera.
Gdyby ktokolwiek powiedział Cornelii, że pójdzie na jakiekolwiek spotkanie umówione czerwonym piórem i jakimś durnym snem, zapewne parsknęłaby głośnym śmiechem niemającym wiele wspólnego z szeroko pojętą kobiecą subtelnością. Już i tak miała wystarczająco dużo wrażeń jak na ten miesiąc, choć przecież dopiero się rozpoczynał. Listopadzie, co jeszcze masz zamiar przynieść? Naprawdę, brakowało przybycia jakiejś złej siostry bliźniaczki albo spadającej gwiazdy, by dopełnić obrazu nędzy i rozpaczy. Trudno się jednak dziwić, przywitała go z kopyta.
Wcale nie miała zamiaru przychodzić, bo było to najzwyczajniej w świecie durne, lekkomyślne i dziwne - a jednak przyszła. M u s i a ł a. Nadszedł piąty listopada i nagle wszystkie drogi prowadziły do Le Revenant. Kluczyła, błądziła uliczkami, ale ostatecznie musiała się poddać. I właśnie dlatego była tak cholernie wkurzona i sfrustrowana niemożnością przeciwstawienia się pragnieniu, by sprawdzić... czy słowa pieśni są prawdziwe. Czy naprawdę była szansa, że cokolwiek się zmieni?
Czerwone pióro tkwiło w kieszeni tuż obok różdżki. Czasami sprawdzała, czy wciąż tam jest, czy nie zniknęło, co byłoby potwierdzeniem na złudność podejmowanych działań. To przecież było takie niedorzeczne - a z drugiej strony, czy nie widziała już tyle, by przejść nad tak niecodziennymi zjawiskami do porządku dziennego? Niecały miesiąc temu w mózg wżerała się jej przerażająca przepowiednia, przez siedem lat budziła się niemal noc w noc przy wróżbicie, dalsze wymienianie niepotrzebne. Zresztą o czym my mówimy, przecież była czarownicą. Czy powinny ją dziwić jakieś znaczące sny i pojawiające się znikąd znaki?
Więc przyszła. Zła jak osa, obrażona, a jednocześnie niemal umierająca z ciekawości.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Cornelia Mulciber dnia 04.03.16 20:16, w całości zmieniany 1 raz
Cornelia Mulciber
Cornelia Mulciber
Zawód : aktorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Someday I'll wish upon a star,
wake up where the clouds are far behind me
Where troubles melts like lemon drops, high above the chimney top
That's where you'll find me
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
another story
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1919-cornelia-mulciber https://www.morsmordre.net/t1944-odyseusz#27509 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f132-harley-street-10-4 https://www.morsmordre.net/t1945-cornelia-mulciber#27510
Re: Wejście [odnośnik]03.03.16 18:04
Reakcja jest szybka. A zwłaszcza, jeśli mowa o reakcji Rogera Elliotta - odwrócił on się niemal natychmiastowo, kiedy tylko bodziec słuchowy rozbrzmiał w jego uszach; otwierając oczy niemal do granic możliwości i wodząc dookoła pełnym podejrzeń spojrzeniem. Trzymając w zanadrzu różdżkę, by obarczyć potencjalnego oponenta... Ach, swoją siostrę, jak zorientował się w tym samym momencie iście spontanicznego posunięcia.
Swoją siostrę.
Do diaska, swoją s i o s t r ę. Wpatrywał się w nią momentalnie z konsternacją, która tańczyła w odbijających nikłe światło tęczówkach. Wpatrywał się, separował wargi niby chcąc coś powiedzieć, lecz oto - milczał. Język zastygł jak statua z kamienia, drętwa i niemal niewyczuwalna. Cała sytuacja coraz mniej mu się podobała i coraz bardziej napawała go niepokojem. Czyżby ktoś robił sobie z niego żarty? Sprowadzał najbliższe osoby, za które rzecz jasna, życie mógłby oddać, tak, właśnie tutaj w owe ponure popołudnie?
S z a n t a ż o w a ł go emocjonalnie? Jego twarz nie zawierała w sobie choć krztyny przychylności. Widać to było od samego początku; zwłaszcza, że generalnie kiepsko maskował szalejące po wnętrzu uczucia.
- Na Merlina, Maisie - wyrzucił z siebie wreszcie, uspokajając się trochę, lecz zarazem czując kolejne fale wątpliwości. Pytań, pytań, ogromnej ilości pytań - po raz kolejny. I najwyraźniej nie ostatni.
- Co TY tutaj robisz. - Przyjrzał jej się uważnie. Ona? Może mu się wydaje? Wróg przyczajony, który chce go oszukać? Wszystko było możliwe, lecz owa postać naprawdę zachowywała się przekonująco. Dlatego był jej w stanie (przynajmniej teraz), uwierzyć, ani na trochę nie opuszczając gardy. Albo odsłoni się, albo jeśli jest jego własną siostrą, raczy mu to wszystko dokładnie wyjaśnić. Ani rozważał innego wyjścia.
- Ja właściwie... To... - Najchętniej odprowadziłbym cię teraz do domu, przyznał już tylko w myślach. Bo prawda miała się tak, że walczył ze sobą i to niezwykle zawzięcie. Wiedział, że nie może stąd iść. Musi czekać, musi, bo coś na pewno się wydarzy. Tajemnicze pióro nie mogło kłamać. Nie wiedząc czemu niebywale w zastałe fakty wierzył i nie miał zamiaru odchodzić, tuż przed samym spełnieniem celu. Jednak kłopot zdawał się rosnąć na kłopocie.
- Śledziłaś mnie? Jak to możliwe, że mnie śledziłaś? - zapytał; nadal nie umiał się do końca odnaleźć w tym całym, zawiłym zdarzeniu. [bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Roger Elliott dnia 04.03.16 20:24, w całości zmieniany 1 raz
Gość
Anonymous
Gość
Re: Wejście [odnośnik]04.03.16 19:34
Przepis na mieszankę szaleństwa: miej dziwne sny, znajdź tajemniczy przedmiot, a do tego wszystkiego dołóż restauracje o wątpliwej reputacji, gdzie spotkasz swojego brata. Oczywiście, na sam koniec nie zapomnij odpowiedni wstrząsnąć, gdyż ten rzeczony brat mierzy do ciebie różdżką. Można oszaleć. Choć oczy rejestrują to co się dzieje, mózg pozostaje zbyt otępiały, by się odnaleźć w tym wszystkim. Paradoksalnie, gdy potrzebna jest zdolność dedukcji, nie jestem w stanie skupić myśli. Podnoszę dłonie do góry, widząc, że mierzy do mnie – nie ukrywam rozbawienia, bo jednego jestem pewna: to mój brat. Nikt inny nie zachowywałoby się w taki sposób, godny wzorowego aurora. A skoro to Roger, to nic mi nie grozi. Rozluźniam się odrobinę, mimo wszystko nie decydując się na opuszczenie dłoni – mężczyzna zdaje się zbyt zmieszany, ale i niepewny tego wszystkiego, bym ryzykowała nadpobudliwością, zwykle dla mnie charakterystyczną. Stawiając się na jego miejscu, pewnie sama w sobie widziałabym jakiegoś paskudnego czarnoksiężnika, która skorzystał z eliksiru wielosokowego.  
- Rogerze Elliocie, natychmiast opuść tę różdżkę – mówię poważnie, przynajmniej na tyle, na ile mnie stać w tej chwili – w moim głosie mimo wszystko tańczą nuty rozbawienia. Może nie najlepsza ze mnie siostra, która wykorzystuje twoje zmieszanie, lecz dzięki temu sama mogę ukryć zaszokowanie twoją obecnością. - Szalony, oczywiście, że cię nie śledzę, przyszłam do restauracji... Czy to coś dziwnego? Lubię to miejsce, zawsze można znaleźć tu nowe obrazy. Wiesz, że robią tutaj zaskakująco dobre suflety malinowe? - może to głupie, wręcz lekkomyślne, lecz pierwsze co przyszło mi na myśl. Lekko wzruszam ramionami, jakbym rzeczywiście przychodziła do restauracji w wolnym czasie. W moim przypadku obrazy zawsze są doskonałą wymówką, tylko czy tym razem wystarczającą? Przecież nie mogę powiedzieć mu o tym śnie, o piórze spoczywającym głęboko w kieszeni płaszcza, o własnej lekkomyślności, by przychodzić właśnie tutaj z powodu natrętnych myśli wciąż krążących wokół tajemniczych słów. I to nie dlatego, że nie ufam własnemu bratu, po prostu boję się, że po raz kolejny zgubię wspomnienia dotyczące tego wszystkiego. - To co? Mogę poczekać razem z tobą na tę uroczą pannę? Z chęcią ją poznam – nawet nie myślę, że jesteśmy tu z tego samego powodu. Zerkam w kierunku drzwi, to znów na Rogera, jakby spodziewając się, że wkrótce przybędzie jego towarzyszka. Może przyjście do tej restauracji było głupotą? Przecież nawet nie wiem kogo oczekuję, jednak jestem pewna jednego – za wszelką cenę chcę pozostać tutaj, zaraz przy wejściu do restauracji. Jeśli dam się wciągnąć w sieć przejść, wszelka szansa na wyjaśnienie tajemniczego snu przepadnie raz na zawsze.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Wejście [odnośnik]04.03.16 20:33
Niepokojące sytuacje? Sylwetki, które majaczyły początkowo w półmroku, by potem ukazać przed oczami swą postać? W całej okazałości, tak, oto zmaterializowała się przed nim własna siostra - albo przynajmniej ktoś, kto wyglądał jak jego własna siostra. Polecenie nie pomogło, nie sprawiło, że emocje opadły, a czujność nie zrezygnowała z podejmowania natychmiastowego alarmu. Wręcz przeciwnie; nie ruszył się ani o milimetr, niemal czując napięcie wszystkich mięśni, które sztywno zaznaczały się wzdłuż całych kończyn. Spojrzenie utkwione w jej twarzy, choć patrzące również na ręce. Jeden moment nierozwagi będzie mógł go kosztować nawet życie.
- Mów o mnie, czego nie wie nikt inny - powiedział pospiesznie, decydując się załatwić wszystko za pomocą jednego testu. Niech powie o jego pasji, niech mówi o czymkolwiek, byleby było prawdziwe i pozwoliło sklasyfikować ją jako własną siostrę, nie - osobę się pod nią podszywającą. Zmarszczył brwi, nadal nie wyglądając na spokojnego. Ani szczęśliwego. Ani jakiegokolwiek. Normalnie na widok Maisie cieszył się niezwykle bardzo, jak to bywało z jego entuzjastyczną naturą, tym razem jednak wolał - nie chwalić dnia przed zachodem słońca (mimo że zdążyło zajść już jakiś czas temu), tak czy inaczej, w sensie wyłącznie metaforycznym.
- A więc TAK - odpowiedział potem, mniej niezadowolony, choć nadal trwający w stanie poprzednim, stanie dezorientującego rozbicia. - Przyszłaś mnie zawstydzić.
Nie-e, ona musiała mieć jakiś powód. Czyżby naprawdę chciała ponabijać się ze starszego brata? Co zamierzała? Czy podejrzewała go o coś? Kolejne pytania tłoczyły się w jego głowie, nieomal ją rozsadzając. I nadal nie wiedział, nadal nie miał pojęcia, co powinien na temat tego wszystkiego sądzić. Jednocześnie bał się wyciągania spontanicznych wniosków, które mogły jeszcze bardziej pogorszyć interpretację wydarzenia.
- Choć masz rację, od tej pory nigdzie się stąd nie ruszasz - przykazał stanowczo. Teraz nie puści jej wolno, trudno, będzie musiał sobie poradzić w razie jakiegoś zagrożenia. Nadal kręcił się, nadal obserwował, nadal usiłował rozproszyć tę ograniczającą pole widzenia ciemność.
Gość
Anonymous
Gość

Strona 6 z 11 Previous  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 9, 10, 11  Next

Wejście
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach