Wydarzenia


Ekipa forum
Dziedziniec
AutorWiadomość
Dziedziniec [odnośnik]04.11.20 12:38
First topic message reminder :

Dziedziniec

Na wewnętrznym dziedzińcu Tower of London już od miesięcy próżno szukać mugolskich turystów – po Bezksiężycowej Nocy rozciągający się wokół zabudowań plac opustoszał; jedynymi ludźmi, jakich można tutaj spotkać, są więzienni strażnicy – ale nawet oni w większości jedynie przemykają przez otwartą przestrzeń, nie chcąc pozostawać w tym miejscu dłużej niż to absolutnie konieczne. Czasami na dziedzińcu ląduje latający powóz, z którego wyprowadzani są więźniowie, zdarza się też, że grupa ubranych w szare stroje czarodziejów i czarownic wyprowadzana jest na zewnątrz, by spędzić kilka minut na placu. Nie dla przyjemności: spacer po dziedzińcu pełni raczej rolę przestrogi, na otwartym terenie wzniesiono bowiem podwyższenie, na którym co kilka dni przeprowadzane są egzekucje. (opis zostanie uzupełniony po przybyciu do lokacji uczestników wydarzenia)
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dziedziniec - Page 7 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Dziedziniec [odnośnik]10.01.21 13:32
Mieszanka do oddającego do niego woni krwi, przenikliwego zimna i postępującego chaosu, wciąż trzymał w rezerwie, na dystans. Nie dopuszczającego do głosu żadnych z obaw. Kiedy w końcu z tego wyjdą - bo wyjdą - też nie pozwoli sobie na ich przywołanie. Wiedział co wieściła gęstniejąca mgła, przeraźliwe zimno i ponura myśl, że właśnie przegrywali wszystko i nic nie miało sensu. Ale te same myśli spychał poza mur umysłu, skupiając się na tym, co właśnie robił i jaki miał cel. Aktualnie, było nim dotarcie do wrót, z których wyłoniła się Hannah.
Dłonie zaczynały mu drżeć, ale poprawił uchwyt, gdy krwawiące ciało kobiety wysuwało mu się z rąk. Kroki były wolniejsze, ale dotarli do celu akurat, gdy dostrzegł wyłaniające się, dwie sylwetki aetonanów i ciągnięty przez nie powóz. Ale to nie było wszystko. Z prawej strony wyłoniły się sylwetki, część z nich zbyt znajome, by nie odczuł dziwnego zawirowania w płucach. Fox. Anthony. Ze świstem wypuścił powietrze, czując na ustach metaliczny posmak. I w całej mieszance innych wrażeń, ulgę. Tylko chwilową, gdy dostrzegł jak zakapturzona czerń otoczyła Hannah, a tej samej chwili, gdy chciał zareagować, usłyszał reakcje gwardzisty. Na pytanie, tylko niemo skonał głową - Weź ją - wypowiedział w końcu na kolejnym wydechu, huk wybuchów wzburzył zaprzężone do powozu stworzenia. Pozbawiony ciężaru niesionego ciała, zerwał się do przodu, by stanąć naprzeciw dwóch, spłoszonych aetonanów. Stanął w lekkim rozkroku, wysuwając dłonie przed siebie i krok za krokiem, przesuwając się bliżej skrzydlatych koni, ciągle mówiąc uspokajająco. Wiedział, że musiał być pewien swoich działań, że bardzo szybko wyczują jego niepokój. A on musiał skupić ich uwagę na sobie, daleko od wybuchów i inny hałasów. Były dumnymi istotami, ale wciąż - były też stadne i potrzebowały przewodnika, kogoś, na kogo zepchną odpowiedzialność za ochronę przez niebezpieczeństwem. Słowa same w sobie nie miały w treści znaczenia. Liczył się ton, któremu nadawał spokój i pewność. Chciał zbliżyć się na tyle, by móc dłonie najpierw uchwycić ogłowia, potem dłońmi przesunąć po rozszerzonych chrapach, nosie i czole - To zaraz się skończy, nie ma czego się bać. Pomogę. Poprowadzę- szeptał, gdy był już blisko, ci go także gwizdał, wciąż, nakierowując ich uwagę ku sobie, niezależnie od tego, co znajdowało się wokół. A działo się dużo. I trwał tak długo, aż był w stanie zacisnąć skostniałe palce na wodzach, przejąć kontrolę nad powozem i ich jedyną szansą ucieczki.

Uspokajam spłoszone aetonany, onms II



Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Dziedziniec - Page 7 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Dziedziniec [odnośnik]10.01.21 13:32
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 82
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dziedziniec - Page 7 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Dziedziniec [odnośnik]10.01.21 16:40
Oczywiście, że miał wiele możliwości na zablokowanie szybu, lecz w jego rozumieniu wszystkie były zbyt krótkotrwałe, zbyt łatwe do pokonania przez szwadron uzbrojonych w różdżki strażników. Jedyną, realną opcją w jakiej dostrzegał sens było wykorzystanie tego, że żaden z nich nie był wstanie się obronić nie wiedząc co ich miało czekać. Bez skrupułów i z pewnością poruszył więc różdżką. Siła zaklęcia odbiła się na nim echem. Puszczone w powietrze odłamki podcięły mu nogi rzucając na bark. Jęknął cicho czując nieprzyjemnie mierzwiący nerwy prąd. Przekręcił się jednak zaraz na bok i odepchnął ciało od podłoża odnajdując równowagę. Olbrzym chwilowo znalazł się w potrzasku. To musiało wystarczyć. Nie odwracając się już za siebie biegł do przodu chcąc dogonić resztę. W tle towarzyszył mu dźwięk burzonego budynku i świst mknącej maczugi, którą dostrzegł dopiero w chwili gdy ta z łoskotem odbiła się od tarczy sojuszniczki. Rozszerzył w podziwie oczy, lecz nie powiedziawszy nic ruszył dalej.
Z mgły zaczęły wyłaniać się kształty. Początkowo ruchliwe, niespokojne, należące do spłoszonych zwierząt, a później do uspokajającego je więźnia. Wydawał się wiedzieć co robi. Oczy rozszerzyły się ponownie, kiedy dostrzegł znajome rysy twarzy. Zaraz jednak zmrużył powieki i nie zatrzymując się szedł dalej. Mężczyzna którego zostawił za plecami powinien dać radę okiełznać zwierzęta, chwycić za lejce. Co innego zaczęło go martwić - powóz wydawał się nieduży. Zielone, przeskakujące między kolejnymi zgromadzonymi w pobliżu czarodziejami tęczówki dostrzegały wychudzone, bose sylwetki więźniów, omdlałe(?) gęsi oraz Zakonników - Nie ociągajcie się, do środka - skierował słowa do więźniów którzy ciągnęli się z nimi od Muzeum, zachęcając by lokowali się wewnątrz powozu. Samemu poruszył się zaś dalej z zamiarem wejścia do stajni. Nie dostrzegł tam innej dorożki, za to od razu skierował kroki w stronę prowizorycznej zagrody. Chwilę przed poszukiwał spojrzeniem kawałka kantar lub chociażby sznurka z zamiarem oprawienia wierzchowca w prowizoryczną uprząż, lecz ostatecznie i bez tego gotowy spróbować sobie poradzić. Wierzył w swoje umiejętności. Musiał.
Rozchylił bramkę nawiązując kontakt z najbardziej zainteresowanym jego osobą wierzchowcem. Wyciągnął rękę dając się poznać, następnie prowadząc ją wzdłuż silnej szyi zatrzymał ją w kłębie wplątując w palce pasma grzywy - Szzz... - mruknął uspokajająco, a następnie odbił się od ziemi podpierając się również i drugą ręką z zamiarem wgramolenia się na nagi grzbiet. Pochylił swoją sylwetkę i przygarbił się kiedy prowadził zwierzę stępem w stronę wyjścia ze stajni tak by nie uderzyć w futrynę.
Znajdując się przed stajnią odczuł to nieprzyjemne uczucie bliskości nieprzyjemnego chłodu. Zauważył sylwetkę Meave - Clear..! -  zawołał by i ona go dostrzegła. Wyciągnął rękę w jej stronę - Chodź... powóz nie pomieści wszystkich - Była wysoka, lecz o drobnej posturze. Gdy tylko chwyciła jego ramie podciągnął ją ku górze pilnując gestami łydek, by zwierzę nie próbowało panikować i w miarę możliwości stało w miejscu - Noga za skrzydło - poinstruował usadzając ją przed sobą - Staraj się siedzieć prosto, jak będziesz traciła równowagę popraw dosiad udami, jak już to odchylaj się do tyłu - będzie jej oparciem, był wstanie też ją przytrzymać w pasie. Ważne było jednak by wiedziała więc ją poinstruował szybko, może trochę nawet nerwowo bo cała sytuacja wokół taka też była. Otaczała ich mnoga ilość stworzeń, strażników. Odnosił wrażenie, że jeżeli nie teraz to już nigdy się nie wzbiją. Starał się tłumić nieodpowiednie emocje zachowując pewność siebie by ta udzieliła się również stworzeniu. Łydkami próbował pokierować stworzenie w oczekiwanym kierunku pozwalając mu się w tej krótkiej chwili przyzwyczaić do ciężaru i sytuacji - Przetrzemy szlak - zwrócił się do czarodziei przy powozie, a zaraz później popędził zwierzę do tego by się rozpędziło i wzbiło w powietrze.

|1 akcja - kradzież konia ze stajni, 2 akcja wciągniecie Mev i wzbicie w powietrze...?


Find your wings


Anthony Skamander
Anthony Skamander
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You don't need a weapon when you were born one
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5456-budowa#124328 https://www.morsmordre.net/t5494-hrabina#125516 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f256-bexley-high-street-27-4 https://www.morsmordre.net/t5495-skrytka-bankowa-nr-1354#125517 https://www.morsmordre.net/t5479-anthony-skamander#124933
Re: Dziedziniec [odnośnik]10.01.21 17:08
Aetonany w końcu przestały się szarpać, mądre ślepia skupiły się na nim i przyjęły jego przewodnictwo. Jeszcze kilkukrotnie gładził zroszone potem szyję stworzeń, by mocniej uchwycić długie wodze, które posłużyć miały do prowadzenia powozu. Krótko rozejrzał się, oceniając możliwości zdobytego transportu i chociaż wciąż robiło wrażenie, nie wszyscy zdołają się zabrać - Będę prowadził, odwrócił się, szukając wzrokiem Fosa i Lucindy - Niech oni ładują się do środka - ruchem wolnej dłoni wskazał na drzwiczki powozu. Drugą ręką wciąż zaciskał wodze, by nawet przypadkiem nie wysunęły mu się z ujęcia - Lucy, leć z Hannah, tylko trzeba ją wzmocnić - Frederik musiał być zaskoczony jego obecnością, tak jak Anthony, który na krótką chwilę zniknął w stajni, by pojawić się na grzbiecie aetonana. Był Skamanderem, wierzchem radził sobie równie dobrze, co pieszo. Sam nie próbował niczego wyjaśniać. Miał przyjść na to jeszcze czas. Najpierw, celem była ucieczka z tego przeklętego miejsca, które w duszy, chętnie zrównały z ziemią.
Zaczekał, aż komplet więźniów znajdzie się w środku, dbając by architekt znalazł się wśród nich. Bacząc również, by Szkot nie zbliżył się do nich. Wystarczy już tych szans dostał i czuł, że lepiej dla niego, by nigdy więcej się nie spotkali.
Wdrapał się w końcu na miejsce woźnicy, co jakiś czas odzywając się do aetonanów, by utrzymać je w szyku - Siadaj obok - zdążył jeszcze zawołać do Foxa, gdy był pewien, że wszyscy pozostali znaleźli się na swoich miejscach - Dopilnuj, żeby nam nic nie przeszkodziło - dodał jeszcze i z odpowiednią komendą, wystartował, skłaniając aetonany do lotu.


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Dziedziniec - Page 7 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Dziedziniec [odnośnik]10.01.21 18:31
Maczuga, choć musiała być ciężka, została rzucona z taką siłą, że w jednej chwili dostrzegła jej zarys, w drugiej – kreśliła naprędce tarczę, niemalże krztusząc się własnym językiem, podchodzącym do gardła sercem. Nie wiedziała, czy to zasługa krążącej w żyłach adrenaliny, czy łut szczęścia, lecz magia nie odmówiła posłuszeństwa, objawiając się pod postacią bariery na tyle silnej, silniejszej niż zwykle, że osłoniła wszystkich, w których mogła trafić broń olbrzyma. Huknęło, błysnęło, gdy drewno uderzyło w jaśniejącą przeszkodę. Nogi niemalże się pod nią ugięły, kiedy zerknęła na wstrząśniętego Yatesa, idącą jego śladem kobietę, której podarowała zagrabioną z trupa różdżkę; było blisko, zbyt blisko – co by było, gdyby zawiodła…? – Ruchy, szybko – ponagliła ich szorstko, nie potrafiąc zapanować nad zgarbionym, drżącym z nerwów i z zimna ciałem. Przepuściła więźniów przodem, samej spoglądając w kierunku zostawianego w tyle muzeum, szukając wzrokiem majaczących wśród mgły sylwetek Foxa i Skamandera. W ich stronę musieli podążać strażnicy, nie tylko zwabieni wcześniejszym krzykiem, ale i rabanem narobionym przez wyjącego z bólu czy bezsilności olbrzyma. – No dalej – mruknęła pod nosem nerwowo, bojąc się, czy aurorzy na pewno zdążą; nie zwlekała jednak długo, słyszała inkantacje zaklęć, widziała idących w stronę budynku z dorożkami czarodziejów, musieli się śpieszyć. Objęła wzrokiem blondwłosą czarownicę, która niosła jakieś dwa ptaszyska, tych samych mężczyzn, co wcześniej, jeszcze nie rozpoznając wśród nich kolejnego z łowców czarnoksiężników, a także otwierane na oścież drzwi – to musiała być Hannah, zakrwawiona, sponiewierana, ale Hannah. Mimo to nie odczuła na ich widok ulgi, wprost przeciwnie, uczucie zniechęcenia, nadciągającej wielkimi krokami porażki tylko przybrało na sile; z mgły wyłonił się złowróżbnie czarny płaszcz, pokryta liszajami dłoń sięgnęła ku znajomej czarownicy, unosząc ją w górę, bliżej skrytej w mroku twarzy… Wiedziała, co to znaczy, oczyma wyobraźni widziała już najgorszy z możliwych obrazów, nie potrafiła przy tym zmusić się do działania, ruszyć nawet o krok, zdjęta paraliżującym strachem – choć przecież powinna sięgnąć po znany czar, spróbować przegonić dementora. Wtedy też usłyszała dwa magiczne słowa, znajomy, przebijający się przez chaos głos, który wyrwał ją z otępienia; dobrze, że on nie stracił zimnej krwi, nie pozwolił sobie na zawahanie. – Expecto Patronum! – powtórzyła, celując różdżką w kierunku demonicznej maszkary, choć nie wątpiła, że patronus silniejszego od niej czarodzieja poradzi sobie z tym zagrożeniem bez najmniejszego problemu. Lecz czy we mgle nie czaiło się ich więcej? Czy nie mieli zaraz zostać otoczeni…? Nie bez trudu, walcząc z dojmującą słabością, powróciła pamięcią do czasów beztroskiej młodości, kiedy pod czujnym okiem matki bawili się nad stawem, letnie powietrze wybrzmiewało ich dziecięcym śmiechem, a w tataraku skrywały się łabędzie. Byli wtedy tacy szczęśliwi.
Przyśpieszyła, chcąc jak najszybciej znaleźć się we wnętrzu budynku, dołączyć do pozostałych. Zanim jednak dotarłaby pod same wrota, odwróciła się za siebie, w stronę olbrzyma i depczących im po piętach strażników, by spróbować z jeszcze jednym zaklęciem, łudząc się, że różdżka przestała stawiać opór, jakimś cudem zaczęła z nią współpracować. – Pavor veneno! – zażądała głucho, wykonując odpowiedni ruch nadgarstka. Tylko czy mogło to cokolwiek dać? Albo zadziałać na chwilowo pozbawioną broni istotę…? Zdziwiła się, gdy ktoś zaczął wymawiać jej nazwisko, nie potrzebowała wiele czasu, by odnaleźć Skamandera wzrokiem – siedzącego na wierzchowcu, wyciągającego ku niej rękę. Powóz nie pomieści wszystkich? Otworzyła usta, jak gdyby chciała coś powiedzieć, stawić opór, zaprzeczyć, nigdy nie dosiadała konia, nie chciała nawet myśleć, co by się stało, gdyby spadli z jego grzbietu w trakcie lotu. Podchwyciła wzrok Anthony’ego, zerkając ku niemu z nieskrywaną nieufnością, czy on w ogóle wiedział, co robi? – Pomóż mi – powiedziała tylko, szybko kapitulując; czas uciekał im przez palce. Uważając na ranioną rękę, korzystając z ramienia mężczyzny, wdrapała się na aetonana, kątem oka spoglądając w kierunku pozostałych, upewniając się, że nikt nie został w tyle, że noga Foxa nie odmówiła posłuszeństwa. Otworzyła szerzej oczy w wyrazie narastającej paniki, gdy Skamander nerwowo udzielał jej wskazówek dotyczących utrzymywania się na grzebiecie konia. Nie czuła się komfortowo, nie miała się czego złapać, mężczyzna był zbyt blisko, wszystko to jednak bladło w obliczu nadciągającej wielkimi krokami zguby. Spięła się, gdy popędził wierzchowca, próbując nie stracić równowagi, nie opierać się na ranionej piersi aurora, a przy tym dojrzeć coś, cokolwiek, w rozciągającej się przed nimi mgle.

| druga akcja - Expecto Patronum (rzut), trzecia - Pavor veneno, czwarta - gramolenie się na konia?


my body is a cage
Maeve Clearwater
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t6468-maeve-clearwater https://www.morsmordre.net/t6481-artemizja#165435 https://www.morsmordre.net/t12366-maeve-clearwater#380086 https://www.morsmordre.net/f434-szkocja-easter-balmoral-gajowka https://www.morsmordre.net/t6969-skrytka-bankowa-nr-1629#183139 https://www.morsmordre.net/t6512-maeve-clearwater
Re: Dziedziniec [odnośnik]10.01.21 18:31
The member 'Maeve Clearwater' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 95
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dziedziniec - Page 7 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Dziedziniec [odnośnik]10.01.21 19:58
Ledwie przypominał siebie, ale to był on. Kiedy tylko odezwał się, brzmiał dokładnie tak jak Samuel. Zatrzymałem się przy nim, najwyraźniej w idealnym momencie wypełzliśmy na dziedziniec - powóz już czekał, a strażnicy i dementorzy - choć niewątpliwie dało się czuć ich bezlitosny oddech na karku - byli jeszcze o krok za nami. - Tędy, do powozu - Zwróciłem się do trójki więźniów, którzy szli przede mną, upewniając się, że skierują się we właściwą stronę. Ponownie przeniosłem wzrok na Samuela, chcąc zapytać go, jak mamy zamiar się tu wszyscy zmieścić, ale szybko zrozumiałem, że będziemy musieli się podzielić. - Wzmocnię ją. - Odpowiedziałem Skamanderowi, pamiętając, że Wright miała ze sobą miotę - i potrafiła obchodzić się z nią, jak na Wrighta przystało, znacznie lepiej niż przeciętny czarodziej. Skierowałem różdżkę w kierunku lisa, który srebrzył się między nią a dementorem, kierując jego ruchem, nakazując pozostać przy Hani i dodać jej sił swoją białą magią. - Expecto Patronum - Wypowiedziałem płynnie, upewniając się, że lis wniknie w jej ciało zgodnie z moim życzeniem.
W moim zasięgu wzroku znajdowała się także Lucinda, nigdzie nie było jednak Kierana. Mogłem jedynie domyślać się jaki los go spotkał - i gdy tylko ta ponura myśl wdarła się do mojej świadomości, od razu poczułem uciekającą nadzieję. Widziałem Maeve próbującą dosiąść aetonana wraz z Thonym - i przez moment wydawało mi się, że to wszystko na nic. Że wierzchowiec za chwile zrzuci ich ze swojego grzbietu, pozostawiając w Tower bez możliwości ratunku. Walczyłem z tą ponurą wizją, doskonale zdając sobie sprawę z jej źródła. Nie pozwalałem jej odebrać mi sił do działania. Skamander był świetnym aurorem, a Clearwater z każdym swoim działaniem pokazywała, że potrafi zachować zimną krew i poradzić sobie w najbardziej ekstremalnych sytuacjach. Dopiero glos Samuela przywrócił mnie do żywych. Skinąłem głową, czekając, aż wszyscy, którzy mieli wsiąść do powozu znajdą się w środku, po czym zatrzasnąłem drzwi i wyciągnąłem do gwardzisty rękę, dając mu tym samym znak, by pomógł mi się podciągnąć. Uszkodzona noga przeszkadzała, nie pozwalała na samodzielne działanie. - Ty powozisz, ja osłaniam - Zakomunikowałem, trzymając różdżkę w pogotowiu.

rzut


Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Frederick Fox
Frederick Fox
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 34 (37)
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

fire is catching
and if we burn
you burn with us

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Dziedziniec - Page 7 Giphy
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2155-frederick-fox#32552 https://www.morsmordre.net/t2178-poczta-fryderyka#33148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f413-devon-lisia-nora https://www.morsmordre.net/t3769-skrytka-bankowa-nr-605#69393 https://www.morsmordre.net/t2332-freddie-fox#35856
Re: Dziedziniec [odnośnik]10.01.21 23:18
Lucinda biegła w stronę, którą wskazała im Hannah. Ciężar jednak utrudniał jej poruszanie się. Bała się, że upadnie lub wypuści trzymane pod ramionami gęsi. Biegła, bo wiedziała, że to może być ich ostatnia szansa na wydostanie się z Tower. Wciąż nie wiedzieli przecież co się działo w Azkabanie. Finalnie nawet nie udało im się wykonać zakładanej wizji. To wszystko brzmiało dla niej jak porażka, ale nie chciała o tym myśleć. Jeszcze nie.
Kiedy udało jej się dotrzeć do budynku jej oczom ukazały się kolejne osoby. Zaskoczona i przepełniona ulgą spojrzała na swoich towarzyszy. Przez chwile naprawdę wierzyła, że zostali złapani. Myślała, że nie ma dla nich ratunku, chociaż takowego by szukali. Nie zostawiliby tu nikogo. – Tylko my. Nikt więcej z nami nie leci. – odparła szybko czując jak zapiera jej dech. Mówiła tu przede wszystkim o tym szaleńcu, który swoim krzykiem skierował zaklęcia wrogów w ich stronę. – Był jeszcze jeden więzień z nami, ale on nie leci. – dodała z naciskiem chcąc im wytłumaczyć swój tok myślenia.
Blondynka podeszła do powozu i zostawiła tam obie gęsi zamykając za sobą drzwi. Wiedziała, że wszyscy się tam nie zmieszczą i będą musieli jakoś się podzielić.  Blondynka wyciągnęła różdżkę. Obecność dementora ją przeraziła. Wiedziała, że mogą się na nich natknąć tutaj, ale miała nadzieje, że tak się nie stanie. – Expecto Patronum – rzuciła posyłając swojego patronusa w przestrzeń przed sobą chcąc by ten chronił ich przed kolejnym możliwym atakiem dementora.
Lucinda przeniosła spojrzenie na Wright, z którą miała wsiąść na miotłę. – Jak się czujesz? Jesteś gotowa? – zapytała, a w jej głosie brzmiała troska.
Zanim jednak Lucinda zbliżyła się do Wright by wsiąść razem z nią na miotłę wróciła się kilka kroków i skierowała jeszcze różdżkę w stronę, z której przybyli i rzuciła. – Pavor veneno – rzuciła idąc za przykładem czarownicy.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Dziedziniec - Page 7 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Dziedziniec [odnośnik]10.01.21 23:18
The member 'Lucinda Hensley' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 10

--------------------------------

#2 'k100' : 10
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dziedziniec - Page 7 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Dziedziniec [odnośnik]10.01.21 23:38
Kiedy drzwi się otwarły, chłód z zewnątrz i wilgoć niesiona przez mgłę uderzyły w nią nagle i gwałtownie. Jej ciałem wstrząsnął dreszcz, zrobiło jej się zimno, zadygotała, a z jej ust wydobył się obłok pary, na który nie zwróciła najmniejszej uwagi przez dłuższą chwilę. Jej oczy, choć podeszły łzami, gorączkowo zaczęły poszukiwać znajomych sylwetek. Zdjęła z siebie własne zaklęcie, mając wrażenie, że jasność z zewnątrz jest nieprzyjemna — winą obarczając transmutowane w sowie oczy. Choć w pierwszym odruchu nabrała powietrza w płuca, by popędzić Samuela i Lucindę, nie krzyknęła. Czarny płaszcz zatrzepotał gdzieś przed nią, obróciła głowę za nim, drżąc z chłodu. Obleciał ją strach. Czy któryś ze strażników mógł być tak szybki? Czy wezwali na pomoc Rycerzy Walpurgii? Widziała, co potrafili; wiedziała, że jeśli się tu zjawią, nie będą mieć żadnych szans. Myślami gorączkowo uciekała do pozostałych: do Fredericka, Maeve, nawet Anthony'ego, a przede wszystkim do czarodziejów krążących gdzieś pod nią, głęboko pod ziemią, w potwornym więzieniu. Kiedy jej spojrzenie zatrzymało się na kobiecej postaci, która wydała jej się zupełnie obca, zmarszczyła brwi. Byli w niebezpieczeństwie? Byli też inni, ale nim zdołała im się przyjrzeć, coś złapało ją za szatę. Kolejny dreszcz wstrząsnął jej ciałem, a rana w szyi zapiekła ją okropnie, gdy poczuła ja unosi się drastycznie i niedelikatnie. Żałowała, że uniosła wzrok; że spojrzała. Pustka zionąca z otwartej paszczy była porażająca. Zabrakło jej powietrza w płucach, na chwilę przestała oddychać, głuchy odgłos wydobył się z jej gardła, oczy rozszerzyły, wpatrując w twarz wyłaniającą się spod kaptura, w rozchylone usta. Wiedziała, że to był koniec. To był ten moment, w którym powinna w myślach pożegnać się ze wszystkimi, szybko — dla własnej przyjemności przywołać wszystkie najpiękniejsze chwile z życia, zrobić rachunek sumienia, ale nawet gdyby chciała, nie była w stanie. Nie było żadnych przyjemnych wspomnień, żadnej radości, blasku. Mrok spowił jej myśli. Nagle odniosła wrażenie, że wszystko jej już jedno — nie wyjdą stąd żywi. To, co trzymało ją za szaty, łamiąc w bólu, zaraz dorwie resztę. Druga grupa z pewnością została już schwytana, strażnik miał rację. Dopadli ich. Kiedy ich przesłuchają w wielogodzinnych torturach odetną im głowy i nabiją na pale, na których usiądą kruki. Postawią ich na dziedzińcu, jak trofea. Żałowała, że nie dała się zabić wcześniej, że nie spróbowała ratować więźniów, otwierając kraty, nawet jeśli mogła udusić się trującym dymem. Może mogła wyskoczyć przez okno, zostawiając miotłę. To byłoby lepsze od tego, co teraz ją czekało. Jej sercem wstrząsnął ból, kiedy pomyślała o Billym. O jego złamanej obietnicy, o tym, że miał wrócić. Nie wróci. Była pewna, że pozostanie w Azkabanie już na zawsze, jeśli szczęście mu dopisze w jednej z cel. Jeśli nie, pocałowany jak teraz ona przez jednego z tych upiorów. Ale nawet w tej analogii nie mogła odnaleźć pociechy. Osieroci córkę, która pewnie zginie wkrótce zamordowana przez Rycerzy Walpurgii. A jakby tego wszystkiego było mało, Justine nigdy nie opuści więzienia. Podobnie jak jej brat, Michael, Lydia, Vincent, Alexander, Cedric. Oni wszyscy poszli na pewną śmierć. Co sobie w ogóle myśleli, wybierając na taką wyprawę? Misję samobójczą.
— Nie żyją...— szepnęła, kiedy zaczęła znów oddychać, a do oczu napłynęły jej łzy. Serce zadudniło jej w klatce piersiowej, drgnęła w spazmie. Szloch nie wydostał się z jej gardła, z trudem wciągnęła zimne powietrze w płuca. — Oni nie żyją...— powtórzyła prawie bezgłośnie, patrząc na zbliżającą się postać dementora, godząc się z tym, co ją czeka. Nie wiedziała kiedy jej palce się poluźniły, a na ziemię upadła miotła. Nie słyszała dźwięku uderzającego drewna o podłogę, nawet nie poczuła, jak zaraz po tym wyślizgnęła jej się z dłoni różdżka. Nie wiedziała nawet, że płacze; łzy gęsto spływały jej po zakrwawionych policzkach, rozmazując zaschnięte ślady. I chyba wszystko przestało ją boleć. Przestała czuć cokolwiek. Na chwilę.
Światło oślepiło ją na moment. Przymknęła powieki i poczuła jak spada bezwładnie. Wpierw pomyślała, że może tak wygląda pocałunek dementora — jak opadanie. Ciało staje się lekkie, a może traci się całkiem; nie ma żadnego ciała. Ale ona je miała, poczuła to, jak uderzyła pośladkami o ziemię, częściowo upadając na własną miotłę. Otworzyła oczy, coś otuliło ją ciepłą, przyjemną i pozytywną energią. Świetlisty lis przemknął przed nią. To był patronus. Wiedziała, że znała go już wcześniej. Błękitne zwierzę, lis. W jej pamięci mocno wyrył się w otoczeniu wysokich drzew Zakazanego Lasu. — Fred?— szepnęła, rozglądając się wokół, nieco nieprzytomnie, szybko jednak odnajdując jego sylwetkę wzrokiem. Zaraz potem dostrzegła pozostałych. Skamanderów, Lucindę, więźniów. Wiedziała, że nie ma chwili na to, by dojść do siebie, podniosła się powoli z ziemi, wpierw klękając, a później dźwigając się na nogi, chwyciwszy i miotłę i różdżkę. Świetlisty lis znów przemknął obok niej. Spojrzała na Foxa, próbując skrzyżować z nim spojrzenie, chociażby na chwilę. Co by się stało, gdyby nie on — nie chciała teraz myśleć.— Dziękuję. Dziękuję.— Była mu wdzięczna za to, co zrobił; uratował jej życie. I nigdy mu tego nie zapomni.
Więźniowie wpadali do stajni, do powozu, kiedy Skamander ułaskawiał rumaki. Gdzie podziała się ta dziewczyna, która skryta pod peleryną niewidką zniknęła jej z oczu? Zaczęła się za nią rozglądać z przestrachem. Peleryną nie ochroni jej przed dementorami. Czy weszła ze wszystkimi? Czy krążyła gdzieś we mgle? Czy udało jej się uciec?
— Gdzie jesteś? Gdzie? Nie widzę cię?! — spytała głośniej, rozglądając się. Kiedy tuż obok niej pojawiła się Lucinda skinęła głową, przytomniejąc. Znów zachciało jej się płakać, ale przetarła wierzchem dłoni policzki, szykując miotłę, chowając przy tym różdżkę. — Dam radę. Nie pozwolę nam spaść, obiecuję — szepnęła i wsiadła na miotłę, a kiedy Lucinda usadowiła się za nią, odbiła się powoli od ziemi, by wznieść wysoko i skierować jak najdalej od Tower.


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Dziedziniec - Page 7 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Dziedziniec [odnośnik]10.01.21 23:47
Przenikliwy chłód wdzierał się do serc. Lis krążył we mgle, ale we mgle krążyli taże dementorzy. - Expecto Patronum - Wyszeptałem, podtrzymując zaklęcie, chcąc, by wypełniwszy swoje zadanie, towarzyszył nam przy powozie, torując nam drogę.


Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Frederick Fox
Frederick Fox
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 34 (37)
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

fire is catching
and if we burn
you burn with us

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Dziedziniec - Page 7 Giphy
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2155-frederick-fox#32552 https://www.morsmordre.net/t2178-poczta-fryderyka#33148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f413-devon-lisia-nora https://www.morsmordre.net/t3769-skrytka-bankowa-nr-605#69393 https://www.morsmordre.net/t2332-freddie-fox#35856
Re: Dziedziniec [odnośnik]10.01.21 23:47
The member 'Frederick Fox' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 38
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dziedziniec - Page 7 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Dziedziniec [odnośnik]10.01.21 23:59
Blondynka z niepokojem i troską spojrzała na Wright. Wiedziała, że moc patronusa doda jej sił. Nie zdawała sobie jednak sprawy z tego jak bardzo ucierpiała Zakonniczka, gdy szyba wybuchła jej w twarz. Nie miała jednak zamiaru się sprzeczać. Ufała Hannah, wiedziała, że jak nikt inny kogo zna potrafi latać na miotle. Dodatkowo niejednokrotnie robiła to właśnie w takich sytuacjach jak ta.
Lucinda skinęła jedynie głową i zaciskając mocniej różdżkę w dłoni usadowiła się na miotle. Była w pogotowiu, jej różdżka także.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Dziedziniec - Page 7 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Dziedziniec [odnośnik]12.01.21 17:55
Zaczęliście zbiegać się wokół powozu, dostrzegając we mgle swoje twarze, sylwetki, plamy krwi znaczące szaty; dookoła was wciąż panowała wrzawa, strażnicy – choć ich nie widzieliście – byli doskonale słyszalni, kroki zdawały się zbliżać ze wszystkich stron, ich tupot niósł się echem po placu, zagłuszany świstem rozbijających się o ściany zaklęć, rżeniem wystraszonych aetonanów i rykiem olbrzyma. Przyparci do ściany stajni, znaleźliście się w potrzasku – świadomi, że waszą jedyną drogą ucieczki pozostawało powietrze.

Podczas gdy na dziedzińcu toczyła się walka z niewidocznym przeciwnikiem, Hannah prowadziła własną – zaatakowana przez dementora, zaczynała rozumieć, że jej życie dobiegało końca – że ona, Zakon Feniksa, jej przyjaciele, wszyscy zawiedli; ból w zranionej szyi odezwał się ponownie, ciepła krew spłynęła po lodowatej skórze, wsiąkając w szatę, mieszając się ze spływającymi po policzkach łzami; miotła wysunęła się Zakonniczce z dłoni, upadając na bruk zaraz obok różdżki – a chociaż Hannah ze wszystkich sił próbowała przywołać do siebie wspomnienia jej drogie, dobre, to w żaden sposób nie była w stanie tego zrobić. Jej myśli rozpierzchały się, powlekały czernią – i gdy już wydawało się, że dementor przyciągnie ją do siebie, że zsunie z głowy kaptur, na krawędzi pola widzenia czarownicy pojawiło się światło. Świetlisty lis, przywołany przez obserwującego całą sytuację z boku Fredericka, opuścił jego różdżkę, a później rzucił się prosto na odzianą w czarny płaszcz istotę; dementor szarpnął się, jego kościste palce rozluźniły uchwyt, a Hannah poleciała w dół, boleśnie lądując na twardej ziemi. Wzdłuż jej kości ogonowej i pleców rozniósł się ból, nieprzyjemny, gorący – zagłuszany jednak przez ciepło przebiegającego obok niej patronusa, na moment przywracającego jej nadzieję. Frederick nie był jednak jedynym, który podjął się próby odpędzenia kreatury. Maeve, przez cały czas zbliżając się do budynku, w towarzystwie biegnących za nią więźniów, również zdołała przełamać ogarniające ją zniechęcenie. Choć nie było to zadaniem prostym, sięgnęła do wspomnień szczęśliwych, jasnych; a gdy tylko wypowiedziała inkantację, poczuła, jak złe myśli na moment się rozpraszają, odgonione ciepłem – i blaskiem, jaśniejącym również na końcu jej różdżki, stopniowo przekształcającym się w łabędzia. Piękny, potężny ptak rozłożył skrzydła i wyciągnął długą szyję, po czym pomknął w ślad za świetlistym lisem. Dementor, który zaatakował Hannah, wycofał się gwałtownie, jego szata zafalowała; skurczył się w sobie jakby, zgiął w pół, a później wydał z siebie przerażający, skrzeczący wrzask i zniknął, rozmywając się we mgle razem ze świetlistym lisem i łąbędziem. Przez chwilę wokół Hannah panowała cisza – chaos rozgrywający się na placu został zastąpiony dźwiękiem jej oddechu, uspokajającego się w miarę upływu kolejnych sekund; a później, po inkantacji wypowiedzianej przez aurora, jasny patronus pojawił się ponownie, tym razem sam. Lis, przemknąwszy bezszelestnie po pokrytym szronem bruku, zatrzymał się na moment przed Zakonniczką, spoglądając na nią mądrymi oczami, a później wniknął w jej klatkę piersiową – a Hannah poczuła, jak w jednej chwili wypełnia ją ciepło, nadzieja; jak ból się przytępia, oddech wyrównuje, a myśli rozjaśniają. Wiedziała już, że wciąż była szansa – i że jeśli chciała ją wykorzystać, musiała się ruszyć.

Pozostali członkowie Zakonu Feniksa w tym czasie również nie próżnowali. Samuel podszedł do zaprzężonych do powozu aetonanów jako pierwszy, starając się je uspokoić; przerażone panującym na placu chaosem, rżały niespokojnie, raz po raz unosząc kopyta i rozkładając skrzydła – wyglądały, jakby szykowały się do odlotu. Gdy podszedł do nich Skamander, w pierwszej chwili cofnęły się przed jego dotykiem, ale wreszcie – uspokojone pewną ręką i spokojem w głosie – pozwoliły się okiełznać. Widać było, że świszczące dookoła zaklęcia źle na nie działały, ale przystanęły w gotowości, jeden obok drugiego, pozwalając Samuelowi wdrapać się na ławkę woźnicy. Frederick dołączył do niego po chwili, najpierw próbując jeszcze unieszkodliwić olbrzyma, ale nie będąc w stanie skupić się wystarczająco, by sięgnąć po trudny urok; grzmot rzuconego fulgoro przetoczył się gdzieś dalej, nie czyniąc gigantowi krzywdy.

Więźniowie, zachęceni słowami Zakonników, zaczęli wchodzić do powozu, zajmując miejsca na upchniętych w środku ławkach: Yates oraz pozostała towarzysząca mu dwójka po jednej stronie, ranna więźniarka po drugiej. Jedna z gęsi trzymanych przez Lucindę powróciła do swojej ludzkiej postaci w chwili, w której Zakonniczce udało się umieścić ją w środku – starsza kobieta pojawiała się powoli, rozłożona dosyć niezgrabnie na prowizorycznej podłodze. Odmieniwszy się, dźwignęła się jednak na kolana i zajęła miejsce na ławce. Wyciągnęła dłonie, żeby odebrać od Lucindy również przemienioną w gęś Jessę – przytrzymując ją ostrożnie, żeby nie przesuwała się w trakcie podróży. Za nimi podążył architekt, wciąż mamrocząc pod nosem niezrozumiale. Nim Zakonniczka odeszła od powozu, poczuła obok siebie jeszcze jedną obecność – ktoś przemknął tuż za jej plecami, a gdy się odwróciła, dostrzegła lewitującą w powietrzu głowę łysej więźniarki. Dziewczyna, zawołana przez Hannah, zsunęła z głowy kaptur peleryny, po czym odwróciła się w stronę siedzącej na ziemi Zakonniczki i podała jej dłoń, chcąc pomóc jej wstać. Później, już bez słów, posłała jej pełne wdzięczności spojrzenie i zniknęła w powozie, nachylając się jeszcze, żeby zatrzasnąć za sobą przesuwane drzwi.

Anthony, po wejściu do stajni, bez trudu dostrzegł aetonana, który zdawał się najmniej zdenerwowany ze wszystkich; zwierzę, początkowo nieufne, poddało się wprawnej ręce aurora, pozwalając mu wyprowadzić się na zewnątrz. Dosiadanie nieosiodłanego wierzchowca nie było wygodne, Skamander wiedział jednak, co robi. Przywołał do siebie Maeve, która – nim do niego dotarła – zdołała posłać jeszcze za siebie silne pavor veneno; mgła zaczęła roznosić się kilkanaście metrów od niej, mieszając się z oparami wiszącymi ponad dziedzińcem, ale wiedźmia strażniczka nie miała czasu, by to obserwować; popędzona przez aurora, musiała poświęcić trochę sił na wdrapanie się na grzbiet aetonana. W przeciwieństwie do Anthony’ego, czuła się niepewnie, musiała walczyć z wrażeniem, że zwierzę za moment ją zrzuci – albo że zsunie się z niego, nie mając oparcia dla nóg ani rąk. W tym samym czasie Hannah oraz Lucinda wspólnie dosiadły podniesionej przez Hannah miotły; sterowanie nią z dodatkowym obciążeniem nie było proste, ale obu Zakonniczkom udało się oderwać od ziemi.

Wzbiliście się w powietrze, Hannah i Lucinda na miotle jako pierwsze, Anthony z Maeve – tuż za nimi; wzniesienie powozu okazało się najtrudniejsze, ale po krótkim rozbiegu i on się poderwał. Patronusy przywołane przez Lucindę i Fredericka, niewielki puszczyk i świetlisty lis, zniknęły we mgle – niewidoczne, ale wyczuwalne, dodające wam otuchy, zagrzewające do wykonania ostatniego wysiłku, podczas gdy wy wznosiliście się wyżej – ponad budynki i gęste opary. Wokół was po raz ostatni świsnęły zaklęcia, konie skręciły gwałtownie w bok, sprawiając, że powóz na moment stracił równowagę; przechylił się mocno, ze środka dobiegły krzyki – i gdyby nie zatrzaśnięte solidnie drzwi, manewr z pewnością skończyłby się tragicznie. Samuelowi udało się naprostować go po chwili, po czym wszyscy mogliście ruszyć dalej – już poza zasięgiem różdżek strażników, kierując się prosto do Oazy – odprowadzani niosącym się jeszcze długo za wami krakaniem kruków.

| Na odpis macie czas do czwartku, 14 stycznia godz. 12:00. Odpisujecie w szpitalu stworzonym w Oazie. Tam też po upływie terminu pojawi się post Mistrza Gry. Do tej pory możecie napisać tyle postów ile macie ochotę i wykorzystać tyle akcji ile jesteście w stanie.

Do czasu powrotu do Oazy, wszystkie zaklęcia i eliksiry zakończą swoje działanie.

Mistrz gry z całego serca dziękuje Wam wszystkim za wspólną rozgrywkę oraz sprawne i ciekawe odpisy; mam nadzieję, że bawiliście się przynajmniej w połowie tak dobrze, jak ja - a w razie uwag wszelki feedback z chęcią przyjmę. Za udział w wydarzeniu Frederick, Maeve, Anthony, Samuel, Hannah i Lucinda otrzymują po 2 PB i 75 PD oraz osiągnięcie. Wszystkie kwestie mechaniczne (dodanie punktów i odpisanie eliksirów z ekwipunków) ogarnę do końca dnia.

Frederick, skutki wybuchu, w którego epicentrum się znalazłeś, nie odejdą bez echa. Przez cały październik będziesz odczuwał silny ból w zranionym kolanie, zwłaszcza w trakcie wysiłku fizycznego; chodzenie będzie się wiązało z utykaniem, w którego zminimalizowaniu pomoże wspieranie się laską. W listopadzie i grudniu dyskomfort będzie stopniowo słabł; w odzyskaniu pełnej sprawności pomogą na pewno regularne ćwiczenia. Po tym okresie ból będzie powracał okresowo; z czasem zauważysz, że odzywa się w szczególności przed nagłym pogorszeniem się pogody i napotkaniem niebezpieczeństwa (o różnym charakterze).
Oprócz tego przez cały okres fabularny będą powracać do ciebie wspomnienia wybuchu w postaci nagłych napadów lęku, objawiających się przyspieszonym oddechem, potliwością, kołataniem serca i dusznościami; w nerwowy nastrój będą wprowadzać cię wszystkie głośniejsze dźwięki, a także przebywanie w ciemności.
W wątkach prowadzonych do 15 listopada włącznie, w dowolnym momencie każdego rozgrywanego wątku, powinieneś wykonać rzut kością k6, wynik interpretując zgodnie z rozpiską:
1 - Słyszysz głośny trzask w niedalekiej odległości od ciebie, nieświadomy, że nie słyszy go nikt inny; dźwięk kojarzy ci się z niestabilną magią i jesteś niemal pewien, że za moment coś wybuchnie. Twój oddech przyspiesza, ruchy stają się szybkie i nerwowe; musisz poświęcić post na to, żeby się uspokoić, nim będziesz w stanie podjąć jakiekolwiek inne działanie - samodzielnie lub z pomocą innej postaci w wątku.
2 - W twoich uszach rozlega się uporczywy pisk, który sprawia, że przestajesz słyszeć wszystkie inne dźwięki; próba pozbycia się go zaklęciem nie pomoże, musisz zaczekać, aż ustanie sam - po upływie jednej tury.
3 - Zaczyna ci towarzyszyć nieodparte wrażenie, że brakuje ci powietrza - nie możesz złapać oddechu, powietrze smakuje, jak pył, zaczynać się dusić - a przynajmniej tak ci się wydaje. Przed oczami widzisz mroczki, obraz zaczyna zanikać na krawędziach. Wszystko wróci do normy po upływie jednej tury, choć już do końca wątku będzie ci towarzyszyć poczucie zagrożenia.
4, 5, 6 - Nie dzieje się nic.

Maeve, bark wybity w trakcie wybuchu będzie dokuczał ci jeszcze przez jakiś czas - przez cały październik poruszaniu lewą ręką będzie towarzyszył ból oraz uczucie drętwienia, ustępujące stopniowo w listopadzie i grudniu. Przez cały okres fabularny będziesz też cierpieć na okresowo pojawiające się, silne migreny, w których ulgę przyniosą jedynie odpowiednie eliksiry. Będziesz mieć problemy z zasypianiem, wydarzenia z pobytu w Tower będą powracać niezapowiedzianie, zarówno w snach, jak i w ciągu dnia - nierzadko w połączeniu z omamami słuchowymi i wzrokowymi.
W wątkach prowadzonych do 15 listopada włącznie, w dowolnym momencie każdego rozgrywanego wątku, powinnaś wykonać rzut kością k6, wynik interpretując zgodnie z rozpiską:
1 - Odnosisz nieodparte wrażenie, że ktoś cię woła - krzyk rozlega się w niedalekiej odległości, nieznany ci głos wzywa rozpaczliwie pomocy. Odczuwasz potrzebę odnalezienia tej osoby i uratowania jej, ale nawet jeśli próbujesz, nie jesteś w stanie zlokalizować źródła krzyku; ten wydaje się przenosić, za każdym razem docierając do ciebie nieco z innej strony. Omamy ustąpią po upływie jednej tury, chęć odszukania właściciela głosu będzie ci jednak towarzyszyć do końca wątku - chyba że inna postać uświadomi cię, że nic nie słyszała.
2 - Twoja twarz podlega niekontrolowanej przemianie metamorfomagicznej i przyjmuje rysy przysypanej kobiety, której nie zdążyłaś ocalić w Tower. Możesz odwrócić przemianę, ale tylko, jeśli staniesz się jej świadoma - dostrzeżesz swoje odbicie lub poinformuje cię o tym inna postać w wątku.
3 - Na krawędzi swojego pola widzenia dostrzegasz sylwetkę kobiety - masz wrażenie, że ją znasz, ale za każdym razem, gdy próbujesz odwrócić głowę, żeby lepiej się jej przyjrzeć, kobieta ucieka przed twoim wzrokiem, znów majacząc gdzieś z boku, nieuchwytna. Ma na sobie poplamiony krwią strój więzienny i nic nie mówi, jedynie spogląda na ciebie z wyrzutem. Jej obraz pozostanie z tobą już do końca wątku.
4, 5, 6 - Nic się nie dzieje.

Anthony, rana kłuta klatki piersiowej, którą odniosłeś w trakcie wybuchu, okaże się poważniejsza niż początkowo sądziłeś, odzywając się jeszcze na kilka tygodni po wyleczeniu. Pozostanie ci po niej blizna, jasna, podłużna i postrzępiona, o długości około piętnastu centymetrów. Przez cały październik gwałtowniejszym zmianom pozycji będzie towarzyszyć ostry ból na wysokości brzucha, a długotrwały, ciężki wysiłek fizyczny każdorazowo zakończy się atakami krwawego kaszlu. Dyskomfort będzie ustępował stopniowo, na przestrzeni listopada i grudnia. W tym czasie powinieneś też uważać na alkohol i inne używki - będą mieć na ciebie silniejsze niż zwykle działanie, a ich zażywanie może odbić się negatywnymi skutkami w przyszłości.
Dodatkowo, przez cały okres fabularny będzie towarzyszyć ci nieokreślone, trudne do odpędzenia poczucie zagrożenia - staniesz się nieufny, dopatrując się pułapek w najbliższym ci otoczeniu i wrogów w przypadkowych osobach. Świadomy tego, jak wiele osób chce cię dopaść, będziesz niechętnie spoglądać na przygotowane przez innych potrawy i napoje.
W wątkach prowadzonych do 15 listopada włącznie, w dowolnym momencie każdego rozgrywanego wątku, powinieneś wykonać rzut kością k6, wynik interpretując zgodnie z rozpiską:
1 - Odnosisz nieodparte wrażenie, że ktoś znajduje się za twoimi plecami, planując przypuszczenie ataku. Jeśli w rzeczywistości nikogo tam nie ma, to po odwróceniu się, odczujesz potrzebę sprawdzenia terenu - irytujące poczucie niepewności nie zniknie, dopóki tego nie zrobisz. Jeśli ktoś w istocie znajdzie się akurat za tobą, nabierzesz niezbitej pewności, że miał w zamiarze cię zaatakować.
2 - Nie potrafisz określić, skąd wzięło się to wrażenie, ale nabierasz niezbitej pewności, że na miejsce, w którym obecnie się znajdujesz, została nałożona pułapka - prawdopodobnie przez kogoś, kto życzy ci źle. Wrażenie nie ustąpi, dopóki samodzielnie nie sprawdzisz, że twoje otoczenie jest bezpieczne.
3 - Zaczyna towarzyszyć ci wrażenie, że jedna z postaci obecnych w wątku (jeśli jest ich więcej, możesz wykonać dodatkowy rzut kością) ma nieczyste zamiary - zaczynasz odruchowo podważać wszystko, co mówi i robi, opacznie interpretując słowa i gesty, przekonany, że coś przed tobą ukrywa. Podejrzliwość ustąpi po upływie jednej tury, chyba że wskazana postać da ci realny powód, który potwierdzi twoje przypuszczenia.
4, 5, 6 - Nic się nie dzieje.

Hannah, przeżyte wydarzenia łatwo nie dadzą o sobie zapomnieć. Szkło, które zraniło cię w szyję, wbiło się głęboko, powodując utratę sporej ilości krwi. Rana, nawet zaleczona, pozostawi po sobie bliznę tuż ponad obojczykiem - cienką, podłużną, na długości około dziesięciu centymetrów. Miejsce to będzie wyjątkowo wrażliwe - w październiku będzie przypominać o sobie swędzeniem i nieprzyjemnym uczuciem ciągnięcia, a przez cały okres fabularny jakikolwiek dotyk tego miejsca będzie cię drażnić i wywoływać niepokój. Dodatkowo będą towarzyszyć ci zawroty głowy i nudności, zwłaszcza po większym wysiłku lub przy nieprawidłowym odżywianiu.
Wspomnienia wydarzeń z Białej Wieży będą wracać do ciebie zarówno w snach, jak i w postaci omamów słuchowych i wzrokowych; będziesz przypominać sobie twarze więźniów, pojawiać się będzie uczucie duszenia się, wrażenie chwytania za przedramię. Instynktownie unikać będziesz bliskości szklanych powierzchni, okna i lustra będą budzić niepokój.
W wątkach prowadzonych do 15 listopada włącznie, w dowolnym momencie każdego rozgrywanego wątku, powinnaś wykonać rzut kością k6, wynik interpretując zgodnie z rozpiską:
1 - Jeśli znajdujesz się w pomieszczeniu zamkniętym, słyszysz nagle pukanie do drzwi, lecz po ich otworzeniu nie dostrzegasz za nimi nikogo - czujesz za to silną potrzebę odnalezienia osoby, która próbowała się do ciebie dostać, masz wrażenie, że jeśli tego nie zrobisz, stanie się jej coś bardzo złego. Jeśli znajdujesz się na zewnątrz, słyszysz wołanie - głos kojarzy ci się z kobietą, którą przez przypadek zamknęłaś w celi. Nabierasz przekonania, że udało jej się uwolnić i uciec, ale potrzebuje twojej pomocy - musisz ją tylko odnaleźć; w innym wypadku na pewno znajdą ją strażnicy. W obu przypadkach wrażenie ustanie dopiero, gdy któraś z postaci obecnych w wątku uświadomi cię, że wokół nikogo nie ma.
2 - Czujesz dotyk na swoim przedramieniu; gdy na nie spojrzysz, dostrzeżesz zaciśniętą na nim, oderwaną dłoń strażnika. Wrażenie będzie ulotne, zniknie, gdy zamrugasz powiekami, pozostawi jednak po sobie poczucie niepokoju i lęku, towarzyszące ci już do końca wątku.
3 - Bez względu na to, jaki nastrój towarzyszył ci do tej pory, ogarnia cię nagłe przygnębienie i niemoc, smutek i uczucie porażki; robi ci się chłodno - zaczynasz drżeć na całym ciele, zimno zdaje się wnikać pod skórę, a może wydobywać się gdzieś ze środka. Wrażenie jest podobne do tego wywoływanego przez dementorów i odgoni je jedynie towarzystwo kogoś, komu ufasz; z chłodem pomoże poradzić sobie dodatkowa warstwa ubrania lub kubek ciepłego napoju.
4, 5, 6 - Nic się nie dzieje.

Lucinda, na skutek wysiłku i stresu związanych z misją, pogorszy się twój stan zdrowia. Zaostrzeniu ulegnie śmiertelna bladość, przez co przez pierwsze dwa tygodnie października towarzyszyć ci będzie ciągłe zmęczenie, kołatanie serca, zimne poty, okresowo zdarzać się będą też omdlenia. W złagodzeniu objawów pomogą eliksiry wzmacniające krew i organizm (nie muszą być zużywane mechanicznie), do końca okresu fabularnego będziesz mieć jednak problemy ze snem. Niepokój będzie wzbudzać w tobie obecność ptaków, zwłaszcza kruków i wron; od czasu do czasu będziesz mieć też wrażenie, że kątem oka dostrzegasz twarz Jessy - w lustrzanych odbiciach, pośród innych ludzi, w ciemnych zaułkach.
W wątkach prowadzonych do 15 listopada włącznie, w dowolnym momencie każdego rozgrywanego wątku, powinnaś wykonać rzut kością k6, wynik interpretując zgodnie z rozpiską:
1 - W niedalekiej odległości od ciebie dostrzegasz kruka, przysiada na gałęzi drzewa, gzymsie dachu lub parapecie (jeśli znajdujesz się w pomieszczeniu) i przygląda ci się intensywnie; nie jesteś świadoma, że widzisz go jedynie ty. Zaczyna towarzyszyć ci nieodparte wrażenie, że w rzeczywistości nie jest to ptak, a przemieniony człowiek - który potrzebuje twojej pomocy i próbuje zwrócić na siebie twoją uwagę. Jeśli do niego podejdziesz, odleci, ale po chwili zobaczysz go znów - w innym miejscu. Omamy będą towarzyszyć ci do końca wątku, chyba że inna z obecnych w nim postaci uświadomi cię, że to, co widzisz, nie jest prawdą.
2 - Odnosisz wrażenie, że gdzieś w pobliżu słyszysz krakanie wron, lecz nawet, jeśli spróbujesz, nie będziesz w stanie zlokalizować jego źródła. Dźwięk nie będzie uporczywy, będzie ci jednak towarzyszył do końca wątku, budząc niepokój.
3 - Kątem oka dostrzegasz Jessę, znajduje się gdzieś w twoim otoczeniu, w pozie naturalnej dla danego miejsca - może siedzieć w fotelu, na ławce, spacerować chodnikiem na ulicy lub wczytywać się w najnowsze wydanie gazety; jedynym, co świadczy o tym, że nie jest prawdziwa, jest więzienny strój i trupioblada twarz. Nie patrzy na ciebie, zajmując się swoimi sprawami, ale nie jesteś w stanie przestać jej widzieć; jeśli do niej podejdziesz lub się odezwiesz, nie zwróci na ciebie uwagi - tak, jakbyś była dla niej niewidzialna. Mara rozwieje się, gdy inna z postaci w wątku uświadomi cię, że jej nie widzi.
4, 5, 6 - Nic się nie dzieje.

Samuel, w trakcie wielomiesięcznego uwięzienia w Tower przeżyłeś koszmar, z którego trudno będzie ci się otrząsnąć - a także przyzwyczaić na nowo do życia na wolności. Przez cały okres fabularny towarzyszyć ci będzie osłabienie, długotrwałe rany na ciele będą zanikać powoli, w miarę, jak organizm będzie wracał do zdrowia. W trakcie pobytu w więzieniu nie byłeś karmiony zbyt dobrze, obniżeniu uległa więc twoja waga - o dziesięć kilogramów. Możesz ją odzyskać na przestrzeni trzech kolejnych miesięcy, jeśli będziesz prawidłowo się odżywiać i dbać o ćwiczenia fizyczne - tylko wtedy twoje ciało wróci do pełnej sprawności. Ponadto przez cały okres fabularny dręczyć cię będzie lęk przed dużymi, otwartymi przestrzeniami, a przebywanie w pomieszczeniach z zamkniętymi drzwiami będzie wywoływało dyskomfort. Wspomnienia o długich przesłuchaniach będą wracać w koszmarach, z których będziesz budzić się zlany potem i z łomoczącym sercem; niepokój będzie budzić cisza, w której będziesz słyszeć echa głosów, przypominających te, w które wsłuchiwałeś się w celi.
W wątkach prowadzonych do 15 listopada włącznie, w dowolnym momencie każdego rozgrywanego wątku, powinieneś wykonać rzut kością k6, wynik interpretując zgodnie z rozpiską:
1 - Dopada cię lęk, ogarnia nieuzasadniony niczym strach przed tym, że znajdujesz się w pułapce, z której nie jesteś w stanie się wydostać. Twoje serce zaczyna łomotać, oddech przyspiesza, w uszach słyszysz nieokreślony pisk; masz wrażenie, że za moment zemdlejesz. Jeśli znajdujesz się w pomieszczeniu, objawy ustąpią dopiero, gdy wyjdziesz na zewnątrz; jeśli jesteś na otwartej przestrzeni, musisz usiąść i wyrównać oddech - nieprzyjemne wrażenie ustąpi po upływie tury.
2 - Ogarnia cię nagła słabość, mięśnie zdają się wykonane z waty, masz wrażenie, że nie możesz zaczerpnąć powietrza; robi ci się ciemno przed oczami, w uszach słyszysz dzwonienie. W następnej sekundzie czujesz dziwny bezwład w ciele, a gdy otwierasz ponownie oczy, znajdujesz się na ziemi - nie pamiętając momentu, w której na nią upadłeś.
3 - Zaczynasz słyszeć głosy - gdzieś niedaleko rozlega się cichy śpiew w nieznanym ci języku, ktoś inny recytuje wiersz, a po chwili zaczyna wyć z bólu; słowa nakładają się na siebie, masz wrażenie, że zewsząd otaczają cię niewidzialni ludzie - ale nawet jeśli spróbujesz, nie będziesz w stanie ich zlokalizować. Uciszyć je pomoże jedynie oklumencja - wyciszenie umysłu i odcięcie się od emocji.
4, 5, 6 - Nic się nie dzieje.

Kieran, twoja postać zakończyła wydarzenie jako zaginiona. Jeśli będziesz chciał wrócić do rozgrywki, skontaktuj się proszę bezpośrednio ze mną, lub jeśli będę nieosiągalna - z dowolnym mistrzem gry.

Maeve znajduje się pod przemienioną postacią.

Wykorzystana moc patronusa:
Frederick - 2/3
Samuel - 2/3

Frederick - 278/278 (wyleczone przez patronusa: 44 - psychiczne; 20 - rana tłuczona głowy; 10 - stłuczenia pleców; 30 - rana tłuczona lewego kolana; 20 - rana tłuczona łokcia)
Anthony - 135/249 (-20 do kości) (44 - psychiczne; 40 - rana kłuta klatki piersiowej, poniżej żeber, możliwe obrażenia wewnętrzne; 10 - rany tłuczone żeber; 20 - stłuczenie lewego barku)
Maeve - 116/210 (-20 do kości) 166/210 (-10) (44 - psychiczne; 20 - rana tłuczona głowy; 20 - wybicie lewego barku ze stawu; 10 - rany tłuczone żeber)
Kieran - 214/244 (-5 do kości) (30 - psychiczne)
Hannah - 222/222 (wyleczone patronusem: 40 - cięte (głębokie rozcięcie na czole, płytsze na policzkach, żuchwie, przedramieniu i dłoni; głęboka rana szyi, tuż nad obojczykiem; krwotok), 40 - utrata krwi, 10 - poparzenie lewej dłoni; 40 - podduszenie)
Lucinda - 161/181 (-5 do kości) (20 - stłuczenie lewego łokcia)
Samuel - 176/266 (-15 do kości) (60 - psychiczne, 30 - wychłodzenie; +wyleczone patronusem: 50 - ogólne osłabienie organizmu, 50 - tłuczone (siniaki na całym ciele))

ekwipunki:

W razie pytań zapraszam. <3
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dziedziniec - Page 7 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 7 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7

Dziedziniec
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach