Łazienka
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Łazienka
Kiedy w trakcie malowania sufitu złamała się drabina to szkoda było ją tak po prostu wyrzucić. Dlatego została przerobiona na wieszak. Oczywiście na rośliny. Łazienka jest szpitalnie biała, jednak zdecydowanie bardziej zadbana i przytulna niż ta w Świętym Mungu. Jej wyposażenie jest dość skromne: wanna, za niskim murkiem na prawo od niej toaleta, obok krzesło, a naprzeciw szafka z ręcznikami i umywalka.
Mapa parteru
Zaklęcia ochronne: Cave Inimicum, Mała twierdza (okna), Tenuistis
Ostatnio zmieniony przez Alexander Farley dnia 02.03.21 22:15, w całości zmieniany 4 razy
The member 'Alexander Farley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 18
'k100' : 18
Nagły dźwięk pukania do drzwi sprawił, że Alexander aż podskoczył i w odruchu wyciągnął różdżkę. Prawie od razu zrozumiał jednak, jak bezsensowny był to odruch, naprawdę: czy ktoś będzie pukał, jeżeli zamierzał go zmieść z powierzchni ziemi? Nie, raczej wysadziłby cały dom przy pomocy Bombardy albo strawił go wiecznie głodnymi płomieniami szatańskiej pożogi.
– Za chwilę wyjdę – odpowiedział Idzie, po czym raz jeszcze spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Prędko zebrał rozpierzchnięte po nieszkodliwym przeszkodzeniu myśli i raz jeszcze skupił się na przemianach. Najpierw zajął się wzrostem, kurcząc się względem swojej normalnej wysokości ciała – najmniej lubił ten rodzaj przemiany, dlatego chciał się uporać z nią na samym początku i mieć z głowy. Następnie zajął się poprawianiem takich rzeczy jak odrobinę grubsze kości, rzucające się zwłaszcza w stawach. Ostrożnie skrócił palce nadając im wyglądu, który mniej na myśl przywodził format dłoni pianisty. Poprawił ton skóry i upstrzył ją piegami, również na twarzy. Były one zdecydowanie widoczne, ale nie na tyle, aby rozpraszać kogokolwiek kto próbował złapać z uzdrowicielem kontakt wzrokowy. Na koniec zostawił twarz. Poprzez jej wydłużenie, ostrzejsze zarysowanie tu, lekkie uwypuklenie tam, wyciągnięcie ówdzie i poprawienie w konkretnych punktach osiągnął swój zamierzony efekt. Z tafli lustra na Alexandra patrzyła zupełnie inna, choć już zdecydowanie znajoma twarz. Uśmiechnął się nieznacznie i zdjął dłonie z krawędzi umywalki. Zebrał swoje pozostałe rzeczy po czym otworzył drzwi i oddał łazienkę Idzie; przed wyjściem z domu wrócił się jeszcze do sypialni i odwiedził kuchnię, lecz nawet jeżeli ciałem pozostawał jeszcze w Kurniku tak umysłem był już wśród rzeczy w lecznicy, którymi musiał się zająć, a także sprawami Zakonu, które czekały na niego później.
Cóż, dzień jak co dzień.
| link do rzutu w szafce, zt
– Za chwilę wyjdę – odpowiedział Idzie, po czym raz jeszcze spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Prędko zebrał rozpierzchnięte po nieszkodliwym przeszkodzeniu myśli i raz jeszcze skupił się na przemianach. Najpierw zajął się wzrostem, kurcząc się względem swojej normalnej wysokości ciała – najmniej lubił ten rodzaj przemiany, dlatego chciał się uporać z nią na samym początku i mieć z głowy. Następnie zajął się poprawianiem takich rzeczy jak odrobinę grubsze kości, rzucające się zwłaszcza w stawach. Ostrożnie skrócił palce nadając im wyglądu, który mniej na myśl przywodził format dłoni pianisty. Poprawił ton skóry i upstrzył ją piegami, również na twarzy. Były one zdecydowanie widoczne, ale nie na tyle, aby rozpraszać kogokolwiek kto próbował złapać z uzdrowicielem kontakt wzrokowy. Na koniec zostawił twarz. Poprzez jej wydłużenie, ostrzejsze zarysowanie tu, lekkie uwypuklenie tam, wyciągnięcie ówdzie i poprawienie w konkretnych punktach osiągnął swój zamierzony efekt. Z tafli lustra na Alexandra patrzyła zupełnie inna, choć już zdecydowanie znajoma twarz. Uśmiechnął się nieznacznie i zdjął dłonie z krawędzi umywalki. Zebrał swoje pozostałe rzeczy po czym otworzył drzwi i oddał łazienkę Idzie; przed wyjściem z domu wrócił się jeszcze do sypialni i odwiedził kuchnię, lecz nawet jeżeli ciałem pozostawał jeszcze w Kurniku tak umysłem był już wśród rzeczy w lecznicy, którymi musiał się zająć, a także sprawami Zakonu, które czekały na niego później.
Cóż, dzień jak co dzień.
| link do rzutu w szafce, zt
Wieść o Mrocznym Znaku nad Londynem przyszła do niego patronusem. Siedział na werandzie i palił papierosa, kiedy wielki owczarek stanął na deskach obok niego i przemówił dobrze znanym Farleyowi głosem. Serce momentalnie przyspieszyło, a usta otworzyły się odrobinę szerzej niż planował do wypuszczenia tytoniwego dymu. Od razu zgniótł niedopałek w popielniczce i nim świetlisty posłaniec zdążył do końca rozmyć się w mrokach pierwszej lipcowej nocy.
Alexander pospieszył w kierunku drzwi prowadzących do piwnicy. Tam skierował się do jednego z magicznie zapieczętowanych kufrów, w których trzymał część swoich rzeczy. Zdjął zamykający czar z wieka i czym prędzej odrzucił je do tyłu. Prędko znalazł wśród ubrań dokładnie tych, które potrzebował. Od razu zaczął zrzucać z siebie ubrania, wygodny sweter i spodnie zamieniając na zestaw czarnych szat z wysokim kołnierzem. Zapiął je pod szyję i obciągnął rękawy, po czym założył na dłonie czarne, skórzane rękawiczki, zakrywając w ten sposób blizny na lewej dłoni. Zatrzasnął wieko skrzyni i wbiegł po schodach znów na parter, gdzie założył na nogi solidne, wysokie, sznurowane czarne buty. Kiedy machnał różdżką i przywołał do siebie nakładkę na pas z zestawem eliksirów i długą, czarną pelerynę, usłyszał kroki na schodach. Twarz Idy była zaspana, ale nawet pomimo tak krótkiego czasu na zorientowanie się w sytuacji już wiedziała, co się święci. Alex zdobył się na krótki, przepraszający uśmiech – nie chciał jej w końcu obudzić – po czym zarzucił pelerynę na ramiona, zapiął ją pod szyją i udał się do łazienki. Tam stanął przed lustrem i wziął parę głębokich, uspokajających oddechów.
Byli do siebie podobni, on i Mulciber. Ta myśl nie była pokrzepiająca, ale była użyteczna. Byli właściwie równego wzrostu, a przez ostatnie miesiące Alexander zgubił już całkowicie resztki chłopięcej łagodności w ciele, będąc teraz już po prostu chudym. Nie był w stanie nic poradzić na to, że mieli inne ręce wiodące, ale jeżeli będzie musiał użyć magii to jego przykrywka i tak będzie już spalona. Jedynym czego potrzebował była twarz Mulcibera: przepustka do Londynu i wytłumaczenie obecności w miejscu, gdzie pojawił się symbol Voldemorta.
Alexander miał więcej niż jedną okazję, aby przyjrzeć się twarzy Mulcibera. Była wyryta w jego pamięci głębokimi liniami, w całej gamie emocji. Spędził wiele wieczorów i nocy rozmyślając o tym człowieku, a teraz miał użyć tego na swoją korzyść. Gwardzista spojrzał w wiszące nad umywalką lustro i skupił się na krążącej w nim magii, dokonując mian w ułożeniu rysów twarzy, wszystkich drobnych detali różniących ich oblicza. Zmienił kolor włosów na bardziej odpowiedni, kształt podbródka, wypukłości kości policzkowych, profil, kształt nosa, owal oczu.
| Próbuję przemienić się w Ramseya Mulcibera, widełki: 50-41 – zamiana twarzy w inną, konkretną, dokładnie odwzorowaną z pamięci.; +9 do rzutu z genetyki. Jak się uda to zt.
The member 'Alexander Farley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 72
'k100' : 72
5 września
Londyn wzywał.
Dostałem jasne wytyczne co do tego, jak poruszać się po mieście. Gdzie znajdują się ukryte przejścia, najmniej patrolowane drogi prowadzące do centrum, jakie pułapki zastawiają patrole. Tylko tyle i aż tyle - musiało wystarczyć. Choć nikt nie ścigał mnie listem gończym, byłem pewien, że stanowiło to wyłącznie kwestię czasu. Mimo tego, przed opuszczeniem Doliny Godryka, która stanowiła dla mnie tymczasowy azyl, zamknąłem się w łazience, chcąc popracować nieco nad swoim wyglądem. Nie dlatego, że nie chciałem zostać rozpoznany - dar metamorfomagii mógł ułatwić mi dotarcie do portu. Zwłaszcza, że wiedziałem dokładnie, kim był, jak wysławiał się i jak poruszał Abraxas Malfoy. I musieli wiedzieć to także wszyscy, którzy pilnowali ulic. Choć nie widziałem go od dłuższego czasu, pewne rzeczy pozostawały niezmienne. Był moim bratem - dokładnie pamiętałem charakterystyczny pieprzyk pod lewą brwią i lekką, pionową bliznę nad wargą. Stanąłem przed lustrem, przywołując jego posągową twarz z pamięci. Wiele się od siebie różniliśmy - choćby samą ekspresją, która u mnie owocowała wachlarzem najróżniejszych min, podczas gdy Lord Malfoy trzymał swoje emocje na wodzy. Czułem ekscytację na myśl o poruszaniu się po Londynie, za alibi przyjmując właśnie jego. Wiarygodność mógł zwiększać rodowy sygnet, który odnalazłem wciśnięty gdzieś między stare, podziurawione rękawice ze smoczej skóry. Nie chciałem być już częścią tej historii, symbol wijącego się węża napawał mnie obrzydzeniem. A jednak, podskórnie musiałem czuć, że przyjdzie dzień, w którym rodzinna ozdoba przyniesie coś więcej, niż przykre wspomnienia.
Oparłem się o umywalkę, spoglądając na własne odbicie; zamiast niego, zacząłem wyobrażać sobie gładko ułożone, niemal srebrne włosy, nieco bardziej szpiczasty podbródek, pociągłą twarz, węższe usta. Spoglądałem w głębię własnych oczu, czekając, aż reszta usłużnie przetransformuje się zgodnie z moim życzeniem.
Oczy nie musiały. Spojrzenie było jedyną rzeczą, która nas nie dzieliła.
st 41-50, zmiana twarzy w twarz Abraxasa Malfoya
Londyn wzywał.
Dostałem jasne wytyczne co do tego, jak poruszać się po mieście. Gdzie znajdują się ukryte przejścia, najmniej patrolowane drogi prowadzące do centrum, jakie pułapki zastawiają patrole. Tylko tyle i aż tyle - musiało wystarczyć. Choć nikt nie ścigał mnie listem gończym, byłem pewien, że stanowiło to wyłącznie kwestię czasu. Mimo tego, przed opuszczeniem Doliny Godryka, która stanowiła dla mnie tymczasowy azyl, zamknąłem się w łazience, chcąc popracować nieco nad swoim wyglądem. Nie dlatego, że nie chciałem zostać rozpoznany - dar metamorfomagii mógł ułatwić mi dotarcie do portu. Zwłaszcza, że wiedziałem dokładnie, kim był, jak wysławiał się i jak poruszał Abraxas Malfoy. I musieli wiedzieć to także wszyscy, którzy pilnowali ulic. Choć nie widziałem go od dłuższego czasu, pewne rzeczy pozostawały niezmienne. Był moim bratem - dokładnie pamiętałem charakterystyczny pieprzyk pod lewą brwią i lekką, pionową bliznę nad wargą. Stanąłem przed lustrem, przywołując jego posągową twarz z pamięci. Wiele się od siebie różniliśmy - choćby samą ekspresją, która u mnie owocowała wachlarzem najróżniejszych min, podczas gdy Lord Malfoy trzymał swoje emocje na wodzy. Czułem ekscytację na myśl o poruszaniu się po Londynie, za alibi przyjmując właśnie jego. Wiarygodność mógł zwiększać rodowy sygnet, który odnalazłem wciśnięty gdzieś między stare, podziurawione rękawice ze smoczej skóry. Nie chciałem być już częścią tej historii, symbol wijącego się węża napawał mnie obrzydzeniem. A jednak, podskórnie musiałem czuć, że przyjdzie dzień, w którym rodzinna ozdoba przyniesie coś więcej, niż przykre wspomnienia.
Oparłem się o umywalkę, spoglądając na własne odbicie; zamiast niego, zacząłem wyobrażać sobie gładko ułożone, niemal srebrne włosy, nieco bardziej szpiczasty podbródek, pociągłą twarz, węższe usta. Spoglądałem w głębię własnych oczu, czekając, aż reszta usłużnie przetransformuje się zgodnie z moim życzeniem.
Oczy nie musiały. Spojrzenie było jedyną rzeczą, która nas nie dzieliła.
st 41-50, zmiana twarzy w twarz Abraxasa Malfoya
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
The member 'Frederick Fox' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 36
'k100' : 36
Porzuciła fantazje o truciznach, o zagłębianiu się w tajemne formuły i zanurzaniu zbyt roziskrzonego oka w podłych wręcz napojach. Na wrogów? Nie, nie na tym powinna się teraz skupić. Tworzyła eliksiry dla lecznicy, zaopatrywała bliskich we fiołeczki pełne niezbędnych specyfików, wspierała i nie truła, nie niszczyła. Dobro, zdrowie i siła powinny przelewać się przez każdą kroplę wytrąconą z jej opatulonego czułym płomieniem kotła. Złoty, finezyjny garnuszek stanowił jedną z pamiątek po dawnym życiu, ale nie umiała pozostawić go w komnatach pałacu. Był jej niezbędny, bliski, a razem z ogniem wspierał jej umiejętności alchemiczne. Powinna częściej wyjmować go z szafeczki i ogrzewać, częściej tworzyć mikstury. Potrzebujących nie brakowało i nawet jeśli teraz mnóstwo uwagi poświęcała nauce anatomii i pielęgnowaniu rannych, eliksiry wciąż zajmowały ważne miejsce w jej sercu. Tęskniła tyko za cieplarnią w Boreham, za swoim magicznym zakątkiem, kryjówką.
Zaczęła od podstawy, choć nieco trudniejszej niż ta najprostsza formuła. W kotle zabulgotać miało antidotum na niepowszechne trucizny. Rozpoczęła od bezoaru, serca tej receptury. W całości umieściła go w parującej wodzie. Zignorowała również to przedziwne uczucie warzenia eliksiru w… łazience. Matka w życiu nie zezwoliłby na takie praktyki, ale teraz wszystko się zmieniło. Po bezoarze przyszła kolej na sproszkowane kolce jeżozwierza, a następnie do wywaru dołożyła soczyste listki czterolistnej konieczny i delikatne płatki sasanki. Pozostało jeszcze dołączyć sproszkowane kasztany i wszystko dokładnie wymieszać. Podkręciła nieco ogień i przez chwilę spoglądała na płomień pod kociołkiem. Zajrzała do wnętrza okrągłego naczynia.
Antidotum na niepowszechne trucizny, st 70
Zaczęła od podstawy, choć nieco trudniejszej niż ta najprostsza formuła. W kotle zabulgotać miało antidotum na niepowszechne trucizny. Rozpoczęła od bezoaru, serca tej receptury. W całości umieściła go w parującej wodzie. Zignorowała również to przedziwne uczucie warzenia eliksiru w… łazience. Matka w życiu nie zezwoliłby na takie praktyki, ale teraz wszystko się zmieniło. Po bezoarze przyszła kolej na sproszkowane kolce jeżozwierza, a następnie do wywaru dołożyła soczyste listki czterolistnej konieczny i delikatne płatki sasanki. Pozostało jeszcze dołączyć sproszkowane kasztany i wszystko dokładnie wymieszać. Podkręciła nieco ogień i przez chwilę spoglądała na płomień pod kociołkiem. Zajrzała do wnętrza okrągłego naczynia.
Antidotum na niepowszechne trucizny, st 70
The member 'Isabella Presley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 18
'k100' : 18
Zmarszczyła nos, widząc mętną wodę. Ze złotego garnuszka wydobywał się nieprzyjemny zapach leśnej zgnilizny. Może coś pomieszała w recepturze? Ewidentnie ta próba to katastrofa. Przecież już wcześniej przygotowywała płynne odtrutki. Westchnęła ciężko i machnęła różdżką, by usunąć wstrętną podróbkę antidotum i oczyścić kociołek. Trudno. Zwiększy ogień, podmieni istnie leśny składnik i tym razem powinno być już dobrze. Wzięła głęboki wdech i na nowo przygarnęła pudełeczka z suszonymi kwiatami i wszelkie niezbędne ingrediencje. To kasztan, to na pewno ten kasztan zawadził. Przykucnęła wygodnie na chłodnej podłodze i jeszcze raz przyłożyła palec do księgi z alchemicznymi przepisami. Przeczytała dwa razy, albo nawet więcej. Głośno i wyraźnie. Nie było mowy, by tym razem popełniła jakikolwiek błąd.
Gdy świeża woda zaczęła parować w kociołku, przyjrzała się jej podejrzliwie, po czym czule ścisnęła w dłoni bezoar. O tak, była gotowa, by powtórzyć proces i tym razem naprawdę uwarzyć antidotum na niepowszechne trucizny. To do dzieła, Isabello! Bezoar zniknął i opadł na rozgrane dno. Zaraz po nim znów leciuteńkie, urocze płatki sasanki, a potem ten wonny rumianek, świeżutki, ledwo co ścięty. Szczęślie lubiło się ze szczęściem, więc nie mogło i zabraknąć czterolistnej koniczyny. Pozostał dalej ten ostatni składnik, niepewny, ostry i wzbudzający dość niepewne uczucie w byłej arystokratce. Kolce jeżozwierza – i to one wkrótce rozpuściły się wewnątrz naprawdę już bulgoczącego wywaru. Tym razem zwróciła większą uwagę na ruchy nadgarstka podczas mieszania, tym razem dokładniej odliczała sekundy. Czy powstała odtrutka?
Antidotum na niepowszechne trucizny, st 70
Gdy świeża woda zaczęła parować w kociołku, przyjrzała się jej podejrzliwie, po czym czule ścisnęła w dłoni bezoar. O tak, była gotowa, by powtórzyć proces i tym razem naprawdę uwarzyć antidotum na niepowszechne trucizny. To do dzieła, Isabello! Bezoar zniknął i opadł na rozgrane dno. Zaraz po nim znów leciuteńkie, urocze płatki sasanki, a potem ten wonny rumianek, świeżutki, ledwo co ścięty. Szczęślie lubiło się ze szczęściem, więc nie mogło i zabraknąć czterolistnej koniczyny. Pozostał dalej ten ostatni składnik, niepewny, ostry i wzbudzający dość niepewne uczucie w byłej arystokratce. Kolce jeżozwierza – i to one wkrótce rozpuściły się wewnątrz naprawdę już bulgoczącego wywaru. Tym razem zwróciła większą uwagę na ruchy nadgarstka podczas mieszania, tym razem dokładniej odliczała sekundy. Czy powstała odtrutka?
Antidotum na niepowszechne trucizny, st 70
The member 'Isabella Presley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 12
'k100' : 12
2 września 1957 r.
(wcześnniej zgubiłam datę)
(wcześnniej zgubiłam datę)
Pochmurne myśli, nieudane próby, gorycz na wargach. Cóż miała poczynić? Jak pogodzić się z faktem, że i ta próba okazała się porażką? Liczyła na szczęście, na wielką moc płomieni, na czar wypływający z dobrej myśli, ale to na nic. Opadła ciężko na i oparła plecy o ściany łazienki. Rozczarowanie gniotło duszę, ale przecież była zdolną alchemiczką, miała moc, miała wiedzę i znała się na wywarach leczniczych. Drgnęła jej nóżka w pantofelku i aż przewróciła się jedna z porzuconych na podłodze fiolek. Weź się w garść, Bello. Po dwóch kiepskich podejściach zniechęciła się do wywarów medycznych. Poprzekładała kartki w księdze i poszukała czegoś innego. Eliksir wzmacniający umiejętności obronne? Czemu by nie? Miała gdzieś jeszcze chyba zapas kawałków szczuroszczeta, a pośród nich te… te takie niepewne czułki, których nigdy nie dotknęła bez rękawiczki. Dobrze więc, teraz pełne skupienie.
By uwarzyć marynowaną narośl ze szczuroszczeta potrzebowała wody o odpowiedniej temperaturze. Uniosła dłoń nad kotłem, by sprawdzić, czy para jest odpowiednia. Nieco zmniejszyła płomień i przemieszała wodę, nim dodała pierwszy składnik. W alchemii precyzja była piekielnie istotna. Receptura opierała się głównie na kawałkach stworzeń. Przygarnęła więc ich pokaźną ilość. W wodnych odmętach zniknęły oślizgłe larwy motyla, a potem większe, cięższe kości małpy. Potrzebowała znów sięgnąć po te mięciutkie płatki sasanki, które również szybko zatonęły w naczyniu. Pozostał jeszcze woreczek żółciowy niedźwiedzia, który także nie należał do przyjemnych w obyciu składników, ale to nic. Była alchemiczką, była medyczką. Nie powinny ją takie rzeczy obrzydzać, chociaż natura szlachcianki… czasami była trudna do wygaszenia. Finał pozostawiła dla serca eliksiru. Czułek szczuroszczeta. Kiedy i one uzupełniły wywar, wydawało się, że wszystko idzie dobrze. Czy aby na pewno? Przemieszała ostrożnie mieszaninę i wzięła dwa wdechy. Przecież mówi się, że do trzech razy sztuka, czyż nie?
marynowana narośl ze szczuroszczeta, st 70
The member 'Isabella Presley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 28
'k100' : 28
Rozmawianie z sama sobą podnieść mogło na duchu udręczoną Isabellę. Pozwoliła więc sobie na kilka dość ponurych słów, po których nastąpiła fala motywacji. Wątpiła, by chodziło o nową lokalizację i otoczenie całkiem zaskakujące dla kociołka, który od dawna mieszkał na salonach. Wstała powoli, choć dość zrezygnowana, i podeszła do okienka, by je uchylić, jakby to właśnie fala świeżego, letniego jeszcze powietrza mogła wspomóc jej rytuały. Obiecała sobie, że nie odejdzie i nie spocznie, dopóki nie zakończy tego dnia z kilkoma świeżutkimi wywarami. Tak więc postanowiła warzyć dalej, a resztki kolejnego nieudanego eliksiru usnęła czym prędzej. Byleby już nie patrzeć, byle pójść o krok do przodu i ostatni tylko raz smutnawo pociągnąć nosem. Wszak posiadała wszelkie przymioty, nie wątpiła w swe moce. Drobne pomyłki się zdarzały, sama magia bywała kapryśna, ale przecież porażki rzadko uczepiały się jej tak irytująco, tak trwale.
Wybrała leczniczą mieszankę, przyjemnie brzmiącą recepturę eliksiru słodkiego snu. Trzy składniki roślinne i dwa zwierzęce, a na wstępie jako serce sennego wywaru wybrała ślaz. Zapachniało wkrótce też i cynamonem. To niezwykle istotny element, pięknie opatulał swą intensywną wonią centrum, pierwsze opary wydostające się kociołka nie mogły zatem pachnąć inaczej. Póki co szło dobrze. Dalej umieściła w wodzie kości małpy, a później pozostały już tylko te okropny pijawki, które dzielnie zdołała jeszcze poćwiartować. Dołożyć należało jeszcze, ponownie, larwy motyla i to powinno być już wszystko. Wydawało jej się, jeszcze zanim zaczęła mieszać, że wszystko szło ku dobremu. Podkręciła odrobinę ogień. Teraz trzeba czekać.
Eliksir słodkiego snu, st 50
Wybrała leczniczą mieszankę, przyjemnie brzmiącą recepturę eliksiru słodkiego snu. Trzy składniki roślinne i dwa zwierzęce, a na wstępie jako serce sennego wywaru wybrała ślaz. Zapachniało wkrótce też i cynamonem. To niezwykle istotny element, pięknie opatulał swą intensywną wonią centrum, pierwsze opary wydostające się kociołka nie mogły zatem pachnąć inaczej. Póki co szło dobrze. Dalej umieściła w wodzie kości małpy, a później pozostały już tylko te okropny pijawki, które dzielnie zdołała jeszcze poćwiartować. Dołożyć należało jeszcze, ponownie, larwy motyla i to powinno być już wszystko. Wydawało jej się, jeszcze zanim zaczęła mieszać, że wszystko szło ku dobremu. Podkręciła odrobinę ogień. Teraz trzeba czekać.
Eliksir słodkiego snu, st 50
The member 'Isabella Presley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 66
'k100' : 66
Jak mogła przeoczyć coś tak istotnego? Nie od dziś wiadomo, że nie należała do najspokojniejszych, ale kiedy w grę wchodziła alchemia czy uleczanie, dawała z siebie wszystko. Może nieco nawet przygasiły ją te opary sennej próby. Popełniła błąd. Rażący. Mimo tego, że na pierwszy rzut oka wydawało się, że wszystko szło dobrze, jeden ze składników był wyraźnie nieodpowiedni. Zawyła głośno, aż pewnie domownicy mogli usłyszeć to krótkie przedstawienie piekielnego, ognistego rozczarowania.
Jeszcze raz Powoli. Przecież nawet na głos wypowiadała wszystkie instrukcje. Ślaz wyglądał nieźle, mógł posłużyć jej ponownie do uwarzenia eliksiru słodkiego snu. Kiedy po raz kolejny usunęła mdłą zawartość i ponownie wypełniła złoty kocioł wodą, obrobiła ślaz i przygotowała go do wywaru. Jedno jest. Dalej wybrała miętę. Zawsze lubiła ten zapach, choć wyraźnie nie lubił się z cynamonem, który zatonął w gorącej wodzie zaraz po mięcie. To nic. Pozostały jej jeszcze dwa składniki zwierzęce. Tym razem tylko dwa! Błagała w myśli Wendelinę Dziwaczną, aby czuwała, by nie pozwoliła jej popełnić kolejnego błędu. Tylko więc pijawki, które chętnie wskoczyły do wody, a dalej jeszcze niewielkie kawałeczki małpich kości. Dość sporo miała tych składników. Należało je zużyć, zanim całkiem się zepsują. Chwyciła mieszadło i spokojną dłonią, wprost przeciwną do jakże niespokojnej duszy, pomieszała powoli łączące się ze sobą ingrediencje. Czy wszystko zrobiła według przepisu?
Eliksir Słodkiego Snu, st 30
Jeszcze raz Powoli. Przecież nawet na głos wypowiadała wszystkie instrukcje. Ślaz wyglądał nieźle, mógł posłużyć jej ponownie do uwarzenia eliksiru słodkiego snu. Kiedy po raz kolejny usunęła mdłą zawartość i ponownie wypełniła złoty kocioł wodą, obrobiła ślaz i przygotowała go do wywaru. Jedno jest. Dalej wybrała miętę. Zawsze lubiła ten zapach, choć wyraźnie nie lubił się z cynamonem, który zatonął w gorącej wodzie zaraz po mięcie. To nic. Pozostały jej jeszcze dwa składniki zwierzęce. Tym razem tylko dwa! Błagała w myśli Wendelinę Dziwaczną, aby czuwała, by nie pozwoliła jej popełnić kolejnego błędu. Tylko więc pijawki, które chętnie wskoczyły do wody, a dalej jeszcze niewielkie kawałeczki małpich kości. Dość sporo miała tych składników. Należało je zużyć, zanim całkiem się zepsują. Chwyciła mieszadło i spokojną dłonią, wprost przeciwną do jakże niespokojnej duszy, pomieszała powoli łączące się ze sobą ingrediencje. Czy wszystko zrobiła według przepisu?
Eliksir Słodkiego Snu, st 30
Łazienka
Szybka odpowiedź